Brak komentarzy
Archiwa Tunguski
Kategorie
Eksplozja umysłu
anomalie archeologia biznes cywilizacje Egipt eksperyment ewolucje fałszerstwa film gadżety granice poznania gry wideo hardware historia kina horror III Rzesza II wojna światowa JFK komiks komputery literatura mózg NASA nostalgia percepcja Polska przyroda recenzja retro samoloty samoświadomość sci-fi seriale skandale społeczeństwo Starożytność symbole PRL top secret UFO Wszechświat wyczyny wynalazki zamachowcy zapomniane ZiemiaNajnowsze komentarze
- piotr - Anatomia choinki
- smuk - Anatomia choinki
- Damski - Anatomia choinki
- Fragus - Virginia does Mafia
- Astroff - Jak wymyślić Dooma
- eremi - Liczby Wielkiej Piramidy
- eremi - Liczby Wielkiej Piramidy
- mikhail - Jak wymyślić Dooma
- Freeman - Luxenburg, chata, szkło
- gasyo - Atlantyda Platona
Komentarz dnia
Większą niż Stu legendą jest Paul McCartney. Pod koniec lat 60-tych wybuchła plotka, że zginął on w wypadku samochodowym. I że Beatlesi, z jakiegoś niepojętego powodu, tego nie ujawnili i zastąpili go sobowtórem. Kanadyjskim policjantem. Plotka ta stała się strasznie popularnym mitem miejskim, a fani Beatlesów rzucili się robić prywatne dochodzenia w tej sprawie. Zaczęli szukać na okładkach płyt i w tekstach utworów znaków i sygnałów, które miałyby sugerować, że faktycznie jest z Paula trup.
Obrazy Tunguski
-
Najczęściej ostatnio czytane
- Liczby Wielkiej Piramidy
- Anunnaki, najstarsi bogowie
- To on zatrzymał ZSRR
- Tiahuanaco
- Zrobię to wczoraj
- Poznański i andyjscy bogowie
- Na Przełęczy Diatłowa
- Załoga G
- Anatomia choinki
- Halloween
- Luxenburg, chata, szkło
- Rywalizacja obuoczna
- Babushka Lady
- Diamentowa galaktyka
- Słońce pod kontrolą
- Zagłada Mohendżo Daro
- Starodawna chuć
- Virginia does Mafia
- Guma Donald
- Jak wymyślić Dooma
Ten film ciekawie wszystko tłumaczy:
http://www.youtube.com/watch?v=2ySDxxdHBks
Wygląda na to, że faktycznie był to meteoryt. Jeśli istniałyby relacje świadków o tym, że widzieli w tym meteorycie okienka albo stery, można by zmienić nieco pogląd. Ale takich relacji nie ma. Jak rozumiem, widzieli tylko świecącą kulę, coś a la Czelabińsk.
Nie wiem, ale mogę się domyślać, że przed wojną w tym kinie nie było foteli, krzeseł a co najwyżej jedna długa ławka, na którą mieściło się tyle osób ile udało się upchnąć. Ale i tak wynik robi wrażenie.
Nie widzę infa na temat Komety, ale czy aby na pewno? Patrz na to – wnętrze kina Splendid w galerii Luxenburga, czyli drugim obok pasażu Simonsa nowoczesnym mallu Warszawy. Są krzesła. Tak na oko, 36 miejsc w rzędzie, około 25 rzędów, czyli już masz 900 miejsc. Do tego dwa balkony, po jakieś 200 osób każdy, czyli łącznie już circa 1300 miejsc. To tam puszczali Śpiewaka jazzbandu!
Nie zetknąłem się z danymi na temat frekwencji. Tak sobie myślę, że kina rozliczały się trochę inaczej niż dziś z producentem/dystrybutorem i pewnie po prostu płaciły jakiś ryczałt za kopię filmową. Nikogo więc pewnie nie interesowała dokładna ilość widzów ale to tylko moje gdybanie nie podparte żadną wiedzą o tamtych czasach 🙂
Nie no, możliwe, tyle że ja próbowałem obalić twoją tezę o niemożliwości istnienia 1500 foteli w jednym kinie 🙂
🙂 teza obalona
Widać jednakowoż, że istniał w tym kinie spory problem z zakładaniem nóg na sąsiedni fotel… Poza tym nie jestem pewien czy GW nie pomyliła kina Splendid z kinem Sfinks istniejącym w tym samym pasażu. Spójrz na wystrój wnętrza.
Sfinksa na ścianach nie widać. Ale masz prawdopodobnie rację. Miejsca musieli mieć nienumerowane. Sprzedać 1500 biletów w kilkanaście, kilkadziesiąt minut? To musiały robić co najmniej 3-4 kasy. Nawet wpuszczenie takiej hałastry na bramce to nie było 5 minut. Można ich tylko podziwiać.
Na Discovery niedawno był cykl ( dwa odcinki) programów o tym co się wydarzy gdy Obcy do Nas przylecą. Cóż teoria jak teoria ale snute scenariusze są podpierane takimi autorytetami jak np znany astrofizyk Michio Kaku itp. Generalnie wśród astrofizyków pogląd Sagana jest już w zasadzie ugruntowaną tezą iż życie poza ziemią występuje i to na pewno w wielu formach.
A coś było na temat zanieczyszczenia naszej biosfery ichnimi białkami?
Jak by jednak nie patrzeć jeżeli kontakt będzie z ich strony to w zasadzie mamy … przerąbane. No ale to bardzo „ludzka” metoda domniemywania. Zgadzam się jednak z konstatacja iż przylot obcych nie byłby o charakterze „turystycznym”. Zawsze poprzedzałby fazę podboju tak jak to miało miejsce np w historii Japonii gdzie okres separacji od świata Japończyków został „przerwany” sugestywnym pojawieniem się eskadry bojowej USNavy. Myślę że mają sporo racji iż kontakt pomiędzy cywilizacjami zawsze będzie miał charakter próby dominacji jednych nad drugimi. No ale to, jak pisałem, nasza perspektywa.
Jestem zwolennikiem poglądu, że jeśli ONI już tu są, kompletnie nie dostrzegamy ich obecności. To znaczy nie zdajemy sobie sprawy, że ONI to właśnie ONI. Tak samo jak pająk nie kuma dlaczego jakiś wielki rozmyty kształt zerwał mu pajęczynę (a to tylko człowiek czyszczący strych).
Generalnie programy takie są dla mnie ciekawą wycieczką intelektualną chociaż rażą pod względem płytkości w sprawach czysto wojskowych. W sumie żeby nas wybić wystarczyłoby przekierować odpowiedniej wielkości meteoryt i mieliby pozamiatane na wiele lat zanim dotarłby statek kolonizacyjny. No chyba że byłaby to wyprawa typu odpal i zapomnij gdzie lecisz i musieliby kombinować nie znając z kim i czym mogą się zmierzyć. Niemniej jednak ganianie po kosmosie z tonami niepotrzebnych „tsunami uruchamiaczy” jest debilnym pomysłem i koszmarnie niepraktycznym. Przy takiej technologii wystaczyłoby zorganizować odpowiedni rój asteroid z obłoku Oorta np.
Ja swoją fascynację skończyłem na Zniczu. Lata 40-te i 50-te to był szczegolny okres w rozwoju USA i w ogóle techniki. Zaś tradycja robienia w balona innych dla sensacji i wynikających z tego pieniędzy, jak na przykładzie owych „kosmicznych czaszek” było widac jest ugruntowana od pokoleń ( szczegolnie w USA i na bogatym zachodzie). Kiedys robiono ludzi na rózne cuda z innych krajów, wierzących na relikwie, obecnie czerpię się kasę na UFO, kosmitach i doszukiwaniu się dowodow w otaczającym świecie. Jest to genialny przemysł żerujący na ludzkiej skłonności do niesamowitości. Mi jest jednak blizej do wizji kontaktu raczej o Lemowskim charakterze okazanym w „Głosie Pana” czy kontakcie ala sztampowe scenariusze inwazyjne.
Roswell? Nie, już mnie nie fascynuje tak jak dawniej. Temat stoi w miejscu, jak już wspomniałem, nic nowego nie wypływa. Inna rzecz, że fenomen UFO cały czas czeka na wyjaśnienie. Śmieszą mnie teksty profanów i sceptyków, że nie ma czegoś takiego jak UFO. Tak mi kiedyś powiedział wydawca: „Nie ma k… żadnego UFO”. Jak nie ma, skoro są tysiące relacji, a przecież nazwa UFO nie definiuje natury owych obiektów. Jest dyskusja, czy to wynik zbiorowych urojeń, jakieś widma energetyczne tworzone np. przez skały, statki z ufolami, cofające się w czasie pojazdy z ludźmi z przyszłości, a może coś jeszcze innego?
Hmmm… to że istnieja relacje nie jest dowodem że cos istnieje. Ludzie w różne rrzeczy wierzyli na przestrzeni wiekow. W strzygi, krasnoludki, syrenki, pegazy, wilkołaki itd… teraz wiemy że to bujdy pomimo tego że ówcześnie pewnikiem znalazłbyś tysiace „naocznych ” świadkow. Byc może jestem śmieszny ale sądzę że UFO nalezy właśnie do takiej kategorii chociaż wcale nie jest wynikiem jedynie ludzkiej zachłanności. Zapewne niektorzy wierzą w to bez żadnych podtekstów. ja nie wierzę. kiedys wierzono np że wulkan to głos Boga , teraz taki pogląd jest uważany za przejaw braku wiedzy. podobnie było z powodziami, szarańczą czy tsunami. Ludzie poprostu musieli sobie tłumaczyc w jakis sposób rzeczy których nie umieli wyjaśnic na podstawie swojej wiedzy. Najłatwiej było przyjąć że to działalność tajemniczej siły. Nie jest przypadkiem iż problem UFO narodził się w czasach gdy niezwykłą popularność w USA zdobyła literatura SF ( która przecież w młodości obydwaj chłoneliśmy jak gąbki) czego wyrazem była reakcja amerykanów na słuchowisko „wojna światów ” w latach 30-tych XX wieku. Przecież kupa ludzi uznała to za real i nawet znane sobie doskonale przedmioty, jak np zbiorniki wody, potrafiła traktować jak „trójnogie machiny obcych”. Czego to dowodzi? Ze czasami widzimi to co chcem widzieć niż to jakim to jest szczególnie gdy emocje biorą górę. Stąd do relacji nalezy podchodzić bardzo ostrożnie. Człowiek to istota bardzo sugestywna i wcale ta konstatacja nie jest wyrazem mojego braku wiary w życie poza naszym globem… jestem o tym przekonany iz istnieje i wiele z miejsc gdzie występuje nosi także istoty inteligentne. No ale to moje sceptyczne zdanie.
Spokojnie, toż to właśnie napisałem. Nie przesądzam czy UFO jest zjawiskiem materialnym, czy rodzajem projekcji umysłu. Faktem jest, że takowe zjawisko istnieje. To nawet najbardziej zatwardziały sceptyk musi przyznać.
Kino to nie wszystko, ten rodzaj literatury kształtował jaźń młodych amerykanów w latach 70-tych od kilku pokoleń. Książki Verna to przecież XIX wiek, filmy o takich rzeczach jak Metropolis czy King Kong to przecież okres przedwojenny. Lata wojny to poczatki kariery Isaaca Asimova ( pamiętasz jego „Fundację”?) czy Briana Browna tudzież Franka Herbert i jego cykl „Diuna” to lata 60/70 te. To że kino może nie stworzyło jeszcze czegoś na miarę Star Wars nie oznacza iż nie istniały obszary kultury gdzie nie dominowała SF. Bynajmniej. Poza tym lata 70-te to niesłychany Booom na narkotyki i ruch hippisowki. generalnie jako sceptyk nie sądzę by UFO istnialo. jakoś mi sie w głowie nie mieści że skoro nasza prymitywna cywilizacja może juz badać świat tak złozonymi narzedziami jak teleskop Hubbla czy systemy nasluchowe to cywilizacja zdolna do podróżowania we wszechświecie musi uciekać się do tak prymitywnych środkow jak latające spodki czy porywanie ludzi zpowierzchni Ziemi. No ale to moje zdanie.
Siwanowicz mieszka w USA. Dwa lata temu przyjechał na festiwal komiksu do Łodzi.
podróżnik w czasie przecież by się przebrał w strój z epoki
Tak, jasne. Wyobraź sobie, że u was na Rynku Siennym odpalają time machine i dostajesz darmowy bilet jako królik eksperymentalny. Masz czas i kasę, żeby biegać i szukać strojów sprzed lat (gdzie, na pchlim targu?), jeśli nie wiesz nawet dokładnie w jaki czas przerzuci cię maszyna?
u nas nie ma rynku, no i podróże w czasie nie wyglądają tak jak na filmach, że musisz brać co masz bo gonią Cię libańscy terroryści; a nawet jeśli, to pierwsze co się robi, to zdobywa jakieś ciuchy na miejscu.
A niekoniecznie, bo według niektórych teorii (pewnie fantastycznych, bo dotyczących czegoś, czego na razie nie ma), cofając się w czasie stajesz się czymś w rodzaju fantomu, który nie może wchodzić w interakcje z otoczeniem.
no to jak byś się miał znaleźć na zdjęciu!
A stał sobie między nimi jak duch. Szóstego zmysłu nie oglądałeś?
to byłby rozmazany, jak dzieciaki z Ringu
BTW, właśnie sprawdziłem, że Ray Ban odpalił się w 1937. Czyli ten hipster teoretycznie miał prawo mieć futurystyczne okularki.
Dla każdego, kto interesował się kiedyś biologią morza, jest oczywisty kandydat na wyjaśnienie. Przedwczoraj taką właśnie odpowiedź sugerował onet (http://podroze.onet.pl/plaze/tajemniczy-rogaty-stwor-morski-znaleziony-na-hiszpanskiej-plazy/p2k29).
Truchło ze zdjęcia to resztki rekina. „Rogi” to pozostałości płetw, w skrócie. http://now.msn.com/sea-monster-recently-washed-up-in-spain-is-actually-a-shark-say-experts?ocid=vt_twmsnnow
Kurde, zaczalem sie zastanawiac gdzie podzialem moje ksiazki Herlingera. On napisal o tym podrozniku w czasie i jedna chyba o tych wszystkich 'zagadkach’?
czy mnie oczy nie mylą ? w głębi widzę porzucone rogi – więc to węgorz rogaty na rykowisku. Albo wiem – to odessany Fremen z pustynnej Arrakis, choć rogi sugerują raczej wrażego Saudarkara…
Dlaczego to zdjęcie jest trochę niewyraźne? Może z tego samego powodu dla którego nie istnieje żaden wiarygodny film pokazujący UFO? Dowcip polega na tym, że gdy pojawiają się takie newsy jak ten, potem zapada cisza i trudno się czegokolwiek dowiedzieć. Pamiętacie sprawę sprzed jakichś 7-10 lat, gdy pewien koleś rzekomo odkrył ogromną piramidę w Serbii? Było o tym bardzo głośno w mediach, a teraz guglając trudno ustalić do jakich wniosków doszli badający tę sprawę. Nie ma dementi, że to pomyłka i zwykłe wzgórze, ale nie ma też infa co takiego odkryto w owej piramidzie, jeśli to rzeczywiście była piramida.
Piramidy w Serbii, tak ciężki temat, wzbudził wielką sensację. Obejrzałem jakiś czas temu parę filmów o tym i myślę że gość trochę popłynął.
Piramida w Serbii to piramidalna bzdura. Fajna bajka napędzająca turystów, ale w badaniach nie uczestniczył żaden naukowiec – ani geolog, ani archeolog. Zapewniam, że każdy archeolog z prawdziwego zdarzenia chciałby znaleźć coś, co wywróciłoby naukę do góry nogami – zwłaszcza europejską piramidę – i nie ma spisku, który każe im ukrywać sensacyjne odkrycia. W Serbii nic nie ma, a koleś chciał po prostu pokazać przed kamerami i trafił do Ancient Aliens, który to program za każdym razem bawi mnie i przeraża 🙂
Czyli jak rozumiem, tamten facet odkrył po prostu górę? Widziałem kiedyś zdjęcie na którym widać było coś w rodzaju skalnych drzwi w owej górze. Rozumiem, że to po prostu była skała. Nie ironizuję, tylko pytam. Najwyraźniej nie prześledziłem dokładnie tego tematu. Co do „każdego archeologa, który chciałby wywrócić naukę”, tutaj się nie zgadzam. Na dziennikarstwie chodziłem na archeologiczny monograf, którego dokładnej nazwy już nie pamiętam, w każdym razie mówiliśmy tam o Stonehenge’ach i piramidach. Odbywał się on normalnie na Wydziale Archeologii na Krakowskim Przedmieściu. Spoza wydziału byłem tylko ja. No i ludzie, których tam widziałem, byli tak zrezygnowani i załamani („Słyszałeś, że w naszej branży jest tylko jedno miejsce pracy na stu?”), że nie oczekiwałbym od nich jakichkolwiek odkryć. Pamiętaj też, że za zbyt radykalne odkrycie można być z miejsca wywalonym z pracy poza obręb środowiska, czego przykładem choćby Rudolf Gantenbrink.
Polska archeologia to niestety strasznie zacofana branza, w dodatku zyjaca jakimis wsobnymi konfliktami. Ale teraz moga wiecej zarabiac dzieki autostradom. Piotrze, ale szybka wizyta na niemieckiej wiki wskazuje, ze Rudolf Gantenbrink nawet nie jest archeologiem.
Gantenbrink z zawodu był bodaj inżynierem, a gwiazdą środowiska archeologicznego stał się przez moment, gdy wpuścił robota do tzw szybu wentylacyjnego w Wielkiej Piramidzie na początku lat 90. Potem, nie wiadomo dokładnie z jakich powodów (zawiść, strach przed odkryciem czegoś psującego status quo?) został pozbawiony możliwości dalszego działania w piramidzie, a świat naukowy odciął się od niego. Cały czas nie podważano przy tym jego dokonania, które po dziś dzień uchodzi za jedno z najważniejszych odkryć na terenie Gizy.
nie byl tez inzynierem z wyksztalcenia. A w zasadzie to co to za odkrycie wlasciwie? na wiki nie ma slowa na ten temat. jest tylko, ze zbudowal te dwa pojazdy.
Z tego co widzę, Rudolf studiował sztukę i grafikę, więc mimo że w wielu tekstach mówi się o nim jako o inżynierze, faktycznie był w tej dziedzinie samoukiem.
Jego odkrycie zaczęło się od prostej konkluzji. Skoro w Wielkiej Piramidzie są według powszechnej wiedzy 4 szyby wentylacyjne, służące jakoby do zaopatrywania wnętrza monumentu w powietrze, to na zewnątrz powinny być 4 ujścia. Znaleziono tylko dwa. Czyli kanały wychodzące z komnaty królowej nie miały na zewnątrz wyjścia, czyli musiały być ślepe. Po co je zbudowano, co było na ich końcu? Na te pytania chciał odpowiedzieć Gantenbrink. Dostał pozwolenie na działanie w WP i wpuścił w kanał robocika, który… dotarł do tajemniczych drzwiczek. Przez lata nic z tym nie zrobiono, dopiero w 2006 Discovery zrobiło show, w którym podczas relacji live kolejny robot przeborował się przez te drzwi i wpuścił do środka kamerkę. Okazało się, ze dalej są kolejne drzwiczki. Od tego czasu sprawa stoi w miejscu. Mitomani są zdania, że za kolejnymi lub jeszcze jednymi drzwiczkami może być komnata w której ukryte jest przesłanie od twórców Starego Świata, schowane tak skrzętnie, żeby niepowołane dusze tego nie odkryły. I to miałby być zasadniczy powód dla którego zbudowano WP.
czyli zasadniczo nie bylo zadnego epokowego odkrycia
Było, ponieważ przez ponad sto lat nie odkryto w piramidzie dosłownie nic. Odkrycie Gantenbrinka udowodniło, że tzw. szyby wentylacyjne (tak się je opisuje w akademickiej literaturze) nie są w istocie szybami wentylacyjnymi.
A bo wczesniej bylo:
„Cały czas nie podważano przy tym jego dokonania, które po dziś dzień uchodzi za jedno z najważniejszych odkryć na terenie Gizy.”. Co nie jest prawda.
Marcin, tutaj nie chodzi o odkrycie dziury, ale wykazanie na 100% (bo wcześniej nie było pewności czy może gdzieś w boku piramidy nie są ukryte ujścia owych „kanałów wentylacyjnych), że coś co uznawano za kanał wentylacyjny, w rzeczywistości nim nie jest.
no jasne, ale na razie nic z tego nie wynika. #jajakoinzynier moge Ci powiedziec, ze rozne rzeczy pojawiaja sie w konstrukcjach w sposob chaotyczny. dobra, jak sie dalej przebija bedziemy dalej gadac.
„Drzwi do piramidy” w Serbii to raczej wejście do tunelu w typie kopalni z westernów. Na samej górze znaleziono ślady osadnictwa z czasów średniowiecza, rzymskich oraz pradziejowych.
Co bardziej ambitni i cierpiący na mitomanię archeolodzy, podobnie jak historycy, mają parcie na odkrycie czegoś nowego, popisanie się, zaistnienie w środowisku, w którym poprzednie pokolenia odkryły większość tego, co było do odkrycia, a praca – zwłaszcza w Polsce – polega na nadzorach przy inwestycjach, gdzie regularnie marnowane są okazje do pogłębienia wiedzy (ale nie wywrócenia jej). Naprawdę wielkie odkrycia są rzadkie, więc mitoman coś naciągnie lub zmyśli tak, żeby mu pasowało – jak ostatnio Przemysław Urbańczyk o pochodzeniu Mieszka I z Księstwa Wielkomorawskiego. I wszystko jest okej, gdy możesz w jakikolwiek sposób podeprzeć swoje sensacyjne hipotezy – w przypadku „piramid z Serbii” podstaw jest nawet mniej niż w przypadku pochodzenia Mieszka. Badania geologiczne mówią, że to góra, archeologia mówi, że są tam ślady osadnictwa z różnych epok – jak w milionach miejsc w samej tylko Europie. Nothing to see here. Move along 🙂
Ej, ale Urbanczyk to ciekawa postac. Reszta srodowiska wydaje sie tkwic w czasach Kosinny.
Ciekawa postać, bo głosi kontrowersyjne i fajnie brzmiące tezy, szkoda, że nie może ich obronić w zgodzie z warsztatem naukowym 😉
Z tego co ostatnio czytalem to ksiazka pod jego redakcja”Nieslowianie o Slowianach” byla bardzo dobra. Tezy byly przekonujace.
No ale jego „Trudne początki Polski” na studiach doktoranckich na UW są przykładem, jak nie należy podchodzić do badania i krytyki źródeł historycznych
Niestety, podchodzenie krytyczne z brzytwą Ockhama jest mało spektakularne, a w mediach słabo wypada powiedzenie „obecny stan wiedzy nie pozwala na wydawanie sądów” – wypowiadanie się z miną mędrca sprzedaje się lepiej.
NG zrobiło program dotyczący zamachu na JFK z którego wynikało iż prezydent mógł zostać zabity jak ustalono oficjalnie.
O jejku, takich programów jest mnóstwo, a jeszcze więcej tych dowodzących, że był spisek. Poza tym co to za ostrożne „mógł zostać zabity tak jak ustalono oficjalnie”? Czyli jednak mógł też zostać zabity inaczej? I co tak w ogóle pokazywano? Ja kiedyś widziałem w Discovery program, w którym dowodzono, że gdy snajper strzela komuś z tyłu w głowę, to zawsze po takim strzale ciało odrzuca do… tyłu. Ergo, ostatni strzał został oddany zza pleców Kennedy’ego.
A było coś o usunięciu mózgu Kennedy’ego w drodze do Waszyngtonu i zniekształceniu ran na głowie?
Było. Oficjalnie mózg zaginął i kropka. Wiadomo, że gdy JFK trafił w agonalnym stanie do Parkland Hospital w Dallas, mózg był na miejscu. Po tym gdy prezydent zmarł i został zapakowany do trumny, mózg pozostawał w stanie z momentu zamachu – o czym świadczą zeznania lekarzy zaprezentowane w tym dokumencie. Tego samego dnia trumna trafiła do Air Force One, który wraz z Lyndonem Johnsonem i całą prezydencką świtą poleciał do Waszyngtonu. Po wylądowaniu trumna pojechała do szpitala marynarki wojennej, gdzie odbyła się sekcja zwłok. Według zeznań tamtejszych medyków, była to już inna trumna. Brakowało również mózgu. Czaszka była pusta. A jak wiadomo, dzięki badaniom mózgu można najdokładniej ustalić rodzaj obrażeń, czyli to skąd przyleciały kule. Tyle wiadomo na pewno, reszta to domysły. Faktem jest, że wersja oficjalna nie potrafi wyjaśnić jak to możliwe, że mózg wyparował.
W drugim odcinku pokazano kilku kluczowych świadków obecnych 22 listopada 1963 na miejscu zbrodni. Jednym z nich jest wspomniany przeze mnie wcześniej James Tague. Początkowo do komisji Warrena nie dotarła jego relacja i potwierdzone policyjnie zeznanie. I tak komisja wymyśliła wersję wydarzeń, w której Oswald oddał trzy strzały, z których pierwszy trafił JFK, drugi gubernatora, a trzeci znów JFK. Wszyscy zacierali rączki i byli zadowoleni. Aż tu nagle zjawia się relacja Tague’a, która wprowadza totalne zamieszanie! Nie ma miejsca na czwartą kulę, bo jej Oswald fizycznie nie był w stanie wystrzelić (nie mieściło się to w czasie akcji udokumentowanej na filmie Zaprudera). Komisja szybko się więc zebrała i po południowej nasiadówie wymyśliła tzw. teorię jednej kuli, nazywanej przez krytyków Magic Bullet Theory. Pierwszy strzał musiano przyporządkować do Tague’a, czyli siłą rzeczy druga kula musiała wówczas razić Kennedy’ego w szyję, gubernatora w plecy, nadgarstek i.. stopę. Do dzisiaj ta wersja uchodzi za oficjalną, opisywaną w podręcznikach historycznych, a przecież jest w niej więcej SF niż w Gwiezdnych Wojnach. Poza wszystkim, na filmie Zaprudera widać wyraźnie, że w momencie gdy Kennedy dostał w szyję, gubernator cały czas nie był jeszcze ranny. Otrzymał postrzał dopiero po sekundzie lub dwóch.
Śmierć Diany była wynikiem wypadku samochodowego. Pytanie tylko w jakim stopniu przyczyniło się do tego pijaństwo kierowcy, a w jakim nachalność ścigających samochód paparazzich. Pewnie nigdy się tego nie dowiemy. Sprawa Andansona istotnie jest tu największą zagadką. Imo zginął za rzeczy niezwiązane z Dianą.
Nie ma drugiej katastrofy lotniczej, w której zginęłoby kilkanaście osób załogi (100%), a przeżyłby pilot.
Oni czekali tam na cud od wielu dni i w końcu jakàś anomalię pogodową uznali za takowy. Na zdjęciu widać, że 90% tłumu to łatwowierni staruszkowie.
Kobieta która zawiązała sobie chustę na głowie mogła po prostu chronić utapirowaną fryzurę przed wiatrem i słońcem, w owym czasie chusta była takim dzisiejszym moherowym beretem, zwyczajnym elementem mody w pewnych kręgach.
Na podobnej zasadzie można typować z tłumu kolejnych podejrzanych, np. wśród uczestników zdarzenia było pewnie wielu facetów z papierosem (cigarette smoking man). Zaciąganie się dymkiem też może wyglądać tajemniczo jak w serialu „Z archiwum X”, ale nie oznacza automatycznie że ktoś jest uwikłany w zamach.
Zgoda, ale nie jest mowa o tym, że Babuszka była uwikłana w zamach. Ona zupełnym przypadkiem znalazła się w oku cyklonu. I widać bez żadnych wątpliwości, że albo kręciła film (tak można sądzić z tego, że trzymała ów aparat/kamerę przy sobie, a nie zrobiła szybkie pstryk), albo – co mniej prawdopodobne – zrobiła zdjęcie. Cokolwiek z tego jest prawdą, ów film lub zdjęcie stanowiłoby arcyważny dowód w śledztwie. Tymczasem Babuszka nigdy się nie zgłosiła na policję, a to dość dziwne, bo zwykle świadkowie danych sensacji lubią robić za gwiazdy w mediach (vide James Tague). Dlaczego? Czy dlatego, że na jej filmie widać dokładnie to co się wydarzyło? Bała się o swoje życie? Nie chciała się ujawniać z innych powodów? A może ujawniła się, tylko jej zeznań nie upubliczniono? Pozostają same pytania.
Moskwa byla zdobyta w 1812 i wojna wcale nie byla skonczona. Rzad bolszewikow raczej by w niej nie czekal na wyciecie, gdyz jak wiemy predziutko z Moskwy nawiali gdy pod nia Niemcy podeszli.
Nie no, Stalin siedział w Moskwie niemal do samego końca. Być może by w ostatniej chwili nawiał, to niewykluczone, ale szybkość z jaką pierwotnie poruszali się Niemcy po terytorium wroga była chyba rekordowa w dziejach wojen. I jest jeszcze jedna różnica – gdy Napoleon szturmował carską Rosję, to był jednak w miarę zwarty naród. Bolszewicy namieszali tak bardzo, że zwykli ludzie witali Wehrmacht jak wybawców.
Owszem, witali Niemcow jak zbawcow. Tylko, ze Niemcy zaraz okazali swoje skurwysynstwo. Morzyli jencow glodem, itd. Ci nie pozostalo niezauwazone.
Tego nie wiedziałem. Czytałem za to ostatnio książkę pt. Wannsee, w której pada, że najprawdopodobniej plan Holokaustu Hitler ustalił z Himmlerem podczas tajnych spotkań w Wilczym Szańcu w lipcu 1941. Czyli już po ataku na ruskich i nieudanej kampanii brytyjskiej. Sprawy zaczynały się walić. Wydaje się, że szwabskie okrucieństwo i ludobójstwo rozpoczęły się na masową skalę właśnie w tym momencie. Gdyby historia potoczyła się trochę inaczej, wydaje się, że w 1940 Barbarossa mogłaby wyglądać trochę inaczej także pod względem stosowanego terroru.
Od razu po wkroczeniu do ZSRR zaczely sie przesladowania Zydow, ktore bardzo szybko wyeskalowaly sie w Holokaust dokonywany kulami. Musisz odroznic Holokaust od przesladowan Slowian. Wschodnie ziemie z kolei byly przedmiotem Generalplan Ost.
Terror w Polsce zaczal sie od 1go wrzesnia 1939.
Mowi sie, ze zdobycie Moskwy byloby kluczowe ze wzgledu na to, ze Moskwa byla wezlem komunikacyjnym. Nie wiem, moze to prawda. A moze nie. W sensie, ze byloby to takie wazne.
Co do Polski, to terror trwał w czasie trwania wojny, czyli przez miesiąc, a potem zaczęła się okupacja. Tyle że my nigdy nie byliśmy głównym, „genetycznym” wrogiem szwabów. Byliśmy IMO raczej jedynie bękartem, który nie chce pomóc w realizacji jakichś tam, wielkich i chorych planów Hitlera. A planem głównym było wyniszczenie bolszewików. Tak sobie dywaguję czy dla cywilizowanego świata jak najszybsze zderzenie się dwóch zdegenerowanych potęg nie byłoby jak najlepszym rozwiązaniem? Wiadomo było, że Hitler ledwo ciągnie pod względem zdrowotnym i po wygranej bitwie z ruskimi i zakończeniu wojny może udałoby się wstrzelić na jego miejsce nawet takiego Stauffenberga, który roił coś bodaj o republice. A może w 1939 nie było już szczęśliwych rozwiązań i wszystko tak czy owak zmierzało ku hekatombie?
Hitler nie miał szansę wygrać DWŚ.
Gdyby cały potencjał Wehrmachtu skierował na wschód, Anglia z Francją z rozkoszą by mu wjechały w niebronioną dupę. Nie był głupi i wiedział o tym.
Barbarossa rozpoczęta wczesną wiosną to wjazd w wiosenne błoto, w którym nie tylko Blitzkrieg, ale i jakiekolwiek żywsze manewry były niemożliwe.
Szybkość z jaką pierwotnie poruszali się Niemcy po terytorium wroga nie była rekordowa. Napoleon wbrew pozorom posuwał się szybciej.
Również witanie Wehrmachtu jak wybawców było w ZSRR stosunkowo rzadkie.
Szwabskie okrucieństwo i ludobójstwo musiały się zacząć od razu, bo w Niemczech brakowało jedzenia i armia na wschodzie musiała się żywić tym co tam sobie zdobyła. Nie trzeba chyba dodawać, ze ludność lokalna, w sytuacji klęski nieurodzaju spowodowanej wojną – i zwłaszcza na Ukrainie – bez przymusu by żadnej żywności nie oddała.
Co do Polski to akcja AB i inne – to trwało i trwało.
Barbarossa nie musialaby byc zaczeta wczesna wiosna, wystarczyloby miesiac wczesniej. Ale oczywiscie nie dyskutuje czy przyniosloby to zwyciestwo.
Ogolnie stawiasz duzo kategorycznych tez bez uzasadnienia. Slowacja, Czechy, Wegry, Rumunia to przyklady, ze na kolaboracji badz na braku oporu mozna bylo znacznie lepiej wyjsc niz Polska. Niestety tamte polskie elity parly do wojny
Gregu, w Niemczech nie bylo zywnosci? Jak to? Morzenie glodem jencow i takze mordowanie Zydow bylo uzasadnione ekonomika, ze oni zjadali zasoby przeznaczone dla Niemcow. Wlasciwie to ich okradali z zywnosci. Ale nie przypominam sobie by wtedy w Niemczech byl glod.
Tak. Zapasy kurczyły się dramatycznie.
„Jak to? Morzenie glodem jencow i takze mordowanie Zydow bylo uzasadnione ekonomika, ze oni zjadali zasoby przeznaczone dla Niemcow.” – mordowanie nie przysparzało niemieckiemu rolnictwu rąk do pracy. A to tam był problem
Tak w ogole, to nie rozmawiamy o tym co by sie stalo gdyby Hilter wygral wojne w ktorej Polska stawila opor, tylko w ktorej Polska by sie zwasalizowala. Okupacja sowiecka spowdowala chyba do 1941 czy dalej wiecej ofiar niz niemiecka.
„Okupacja sowiecka spowdowala chyba do 1941 czy dalej wiecej ofiar niz niemiecka.” – piszesz to w oparciu o co właściwie?
No ale to tylko swiadczy o naszej kadrze oficerskiej owczesnej jesli liczyli na 2-3 miesiace oporu. Potrafili palic cerkwie i to wszystko. No i nie wiem jak to liczyli, ze Anglia i Francja wejda szybko do wojny. A Ty piszesz teze przeciwna w oparciu o co?
Nie liczyli. Doskonale wiedzieli, że minimum 6-8 tygodni będziemy sami. Ale się wydawało, że damy radę, bo czołgi nie będą jechać bez piechoty… W oparciu o masowe mordy na terenach Polski. Listy proskrypcyjne, samowolka w Warthegau, akcja AB. Nie licząc nawet zabitych żołnierzy.
W Polsce nie bylo jeszcze Blitzkriegu. To byla konwencjonalna wojna. Ale ci idioci nie zauwazyli, ze Polska byla okrazona z trzech stron.
Jak to nie?
Nie bylo wtedy masowych mordow jeszcze. Owszem, bylo palenie wiosek we wrzesniu 1939, byla akcja AB. Ale to sa grosze. Wszystko to co najgorsze ze strony Niemcow zdarzylo sie pozniej.
Rosjanie juz mieli za soba wywozke na Sybir. Wkraczajacy Niemcy na tereny wschodnie otwierali wiezienia pelne trupow rozwalonych przed ucieczka.
Tak to. Poczytaj.
A co to jest Blitzkrieg?
http://en.wikipedia.org/wiki/Blitzkrieg#Poland.2C_1939
Zapytałem Cię co to blitzkrieg, a o ile wiem nie ma specjalnej zgody co to. Ja kojarzę to jako doktrynę strategiczną maksymalizacji wysiłku i planowania w celu skrócenia kampanii i zaoszczędzenia zasobów. I to właśnie Niemcy zrobili. Niemcom bardziej od ropy brakowało jednak chyba bardziej domieszek. Rudy żelaza całkiem też, na szczęście zaprzyjaźnieni Szwedzi.
Wpadnij do mnie to Ci pozycze ksiazke o Panzerwaffe. Tam sa dokladnie opisane fazy Blitzkriegu.
A nie możesz napisać w paru słowach co tam wyczytałeś.
Powyzej zle napisales na czym polega Blitzkrieg. Ma byc wspoldzialanie rodzajow armii i stworzenie pancernego klina w celu uderzenia w strategiczny punkt. Oczywiscie to co piszesz rowniez opisuje Blitzkrieg, ale rowniez opisuje prawie kazda inna wojne.
Czyli Ty i twoja książka pochylasz się nad taktyką.
I gdzie to współdziałanie tak bardzo nie wystąpiło w Polsce, a wystąpiło potem. Prawda jest taka, że Niemcy jechali na tym cały czas, ale 1) w Polsce byli bardziej nowi niż później 2) umieli świetnie to partaczyć 3) niedostatki technologiczne bardzo im to partaczenie ułatwiały
Wniosek, że w Polsce nie było Blitzu a potem był jest bez sensu, bo liczy się jedynie stopień umiejętnego zastosowania rozwiązań taktycznych – który w Polsce był owszem słabszy. Ale to nie znaczy że go nie było. Phleeeeze.
W Polsce skupiali sie na taktyce podwojengo okrazenia, tak jak i wczesniej w przeszlosci. Nie bylo specjalnego wspldzialania lotnictwa z wojskami ladowymi, a czolgi nie byly wydzielone. Nie mowiac o tym, ze piechota w ogole nie byla zmotoryzowana. Hitler mial dyletancka obsesje ekonomiczna. Dlatego koniecznie chcial zdobyc Kaukaz. Watek ropy sie przewija tez we wspomnieniach niemieckich zolnierzy.
Marcinie, czołgi nie były wydzielone w przełamaniu pod Pszczyną, pod Mokrą, w korytarzu, pod Mławą? Co to znaczy, że czołgi nie były wydzielone? Piechota zmotoryzowana jak najbardziej była zmotoryzowana. Że było jej mało? Takie już uroki cienkiego przemysłu.
Z tą ropą to rozumiem, że się przewijał, ale przecież nie brak ropy ich zabił w końcu. To raz. Dwa, w jaki sposób ktoś rozsądny wyobrażał sobie wykorzystanie ropy z Kaukazu?
No tak, Mokra to swietny przyklad, ze to nie byla pancerna piesc, tylko lokalne potyczki. To nie to we Francji. W jakim sensie cienki przemysl?
Bo we Francji było już wiadomo, że łączność bezprzewodowa nie będzie tak umierała jak się obawiano. Mokra to świetny przykład samodzielnego ruchu jednostek pancernych w masach. No pech że akurat wołyńska brygada kawalerii. Z przemysłem to normalnie – nie był w stanie wyprodukować dość ciężarówek.
To nie byly masy, tylko jedna raptem dywizja. Pod Mławą jeszcze gorzej.
Ale nie dlatego, ze lichy, co? No to fakt, ze do konca wojny nie byli w stanie produkowac dosc ciezarowek. Podobnie jak czolgow. Pomimo tego, ze mieli dwa razy wiekszy przemysl od Rosjan.
A ileż było we Francji? Nie wiem, dla mnie nie jest w stanie produkować (z powodu za małej bazy) pretty much == lichy. Ta baza musiała być jakoś policzona z usługami finansowymi, fryzjerami, salonami masażu.
Gregu, dosc dobrze wiadomo dlaczego tak malo czolgow produkowali. Nie z powodu braku zakladow przemyslowych.
Weź mnie oświeć. Jak nie z powodu braku przystosowanych zakładów przemysłowych to z czego.
Bo nie potrafili zrobic tego co Rosjanie, produkujac T-34 non stop i nie robiac w nim przez dluzszy czas wiekszych, chyba, ze ulatwialy produkcje. Zamiast tego pchali sie w idiotyzmy typu Tygrys i Pantera.
Nie. Hamował ich skomplikowany proces produkcyjny, w którym nie przystosowane do prawdziwej seryjności czołgi blokowały linie produkcyjne – gdyby tych linii było znacznie więcej, czołgów też byłoby znacznie więcej. Ale rozbudowa takiej bazy była najwyraźniej bardzo trudna – z powodu słabości bazy przemysłowej. Nb. losy Pantery potoczyły się podobnie – czołg był przystosowany do masowej produkcji, ale należało go produkować (nie jest to zaskoczeniem) na odpowiednio spreparowanych liniach produkcyjnych – których też nie nadążano tworzyć w stosunku do potrzeb. I na to wszystko jeszcze zasmażka z aktywnym zarządzaniem priorytetami przydziału zasobów. Rosjanie aż tak tego nie spartolili.
Dziekuje, ze przyznales mi racje, ze bardzo skomplikowane produkty wymagaja znacznie wiekszej bazy produkcyjnej by mozna je bylo produkowac i w efekcie powstaje ich znacznie mniej niz produktow mniej skomplikowanych.
Co w twoich ustach znaczy skomplikowany. T-34 był mniej skomplikowany niż PzKpfw III ? W jakim sensie.
Byla mowa o V i VI, a nie o trupie jakim byla III.
A, nie nie, ja to pisałem o III i IV. To były podstawowe niemieckie czołgi i nie dało rady ich produkować z powodów jak wyżej. A że V i VI się też nie dało – to były tylko wisienki na tej zasmażce.
Gregu, trzymasz sie trojki jak pijany plotu. to po pierwsze, a po rugie chyba nigdy nie sprawdziles wagomiarow IV, V, VI, ich kosztow produkcji oraz ilosci wyprodukowanych sztuk.
No właśnie zerknij na koszt – IV vs V. Zdziwisz się jak mała była różnica.
Widze, ze wiki odwiedziles. ale zle zrozumiales dane. latwiej jest sprawdzic, ze panthera wymagala prawie dwa razy tyle stali co czworka.
Ale co ma z tego wynikać. Nawet ze zdławioną bazą produkcyjną Panterę produkowano szybciej od III i IV (co nie znaczy szybko). Bo dławiły nie zasoby tylko baza do procesu.
Gregu, bo Speer przestawil zwrotnice. Dlatego ja szybciej produkowano. Naprawde chcesz udowadniac, ze Panthera nie byla czolgiem bardziej skomplikowanym i bardziej materialochlonnym?
W 1942 Speer przestawia zwrotnicę i Pantera jest szybciej produkowana?
Ponawiam pytanie co to znaczy bardziej skomplikowanym. Bo że była lepiej dostosowana do produkcji masowej przy pomocy tego co Niemcy mogli do niej użyć to chyba nie ma sporu?
Skad pomysl, ze w 1942? Bardziej skomplikowany to znaczy, ze wiecej czesci, wiecej instalacji. To proste. Tak jak Megane jest bardziej skomplikowany od Malucha. Wzieli sie glownie za optymalizacje Panthery i wsadzili w to wiecej zasobow. To wszystko. Ale to wszystko pikuś. Jagdtiger tez byl swietnie zoptymaizowany do produkcji?
A w kiedy to Speer zastąpił Todta. To co zrobił Speer w większości zostało przez Todta zaprojektowane. Chodzi o to, że niemieckie czołgi do V składano stanowiskowo. To jest fajne rozwiązanie, ale optymalizacji to ono nie widzi nawet przez teleskom Hubble’a. Żeby zyskać tu wzrost, trzeba było bazę produkcyjną rozbudować znacząco wszerz. A nie było jak i czym, chociaż teoretycznie należało proces przełożyć na nowe liniowe metody. Ale zbudowanie do tego bazy nie było dla Niemców możliwe. Olbrzymim problemem była dla nich na przykład produkcja odpowiednich obrabiarek (które ZSRR dostawał z USA) do takich zastosowań. Więc męczyli się z tą III i IV, a następne co mieli – V – zaprojektowali od razu na linię produkcyjną (chociaż dość pokręconą). Ale tu historia się powtórzyła – żeby czołgów było odpowiednio dużo, duża musiała być baza produkcyjna. Której – podobnie jak w przypadku III i IV – nie byli w stanie sobie zapewnić.
Czekaj, twierdzisz, ze zaprojektowanie i wdrozenie do produkcji Panthery, Tygrysa, Tygrysa Krolewskiego, Jagdpanthery, Jagdtigera, itd bylo latwiejsze od optymalizacji produkcji czworki?
W porównaniu, przemysł ZSRR był mniej rozbudowany wszerz, ale zdolny do adaptacji większej ilości % swojej wydajności. W ten sposób, mając mniej, Rosjanie produkowali więcej niż Niemcy.
Od pewnego momentu (jakoś tak połowa 1942) brano już pod uwagę umiarkowane zyski taktyczno-techniczne. III i IV się widocznie starzały, więc do tej problemowej optymalizacji i kosztów dochodziła jeszcze obawa odpadnięcia technologicznego.
„Brano pod uwage” = szalenstwo Hitlera pogrubiania pancerza
To był pewnie efekt raportów o liczebności przeciwnika i postrzegania czołgu jako broni ppanc głównie. Nb. z tym szaleństwem różnie sobie projektanci postępowali, bo pierwsza Pantera była przecież kijowo opancerzona w stosunku do stawianych przed nią zadań.
Efekt histerii, zapewne prawda. Ogolnie Panthera na poczatku byla czolgiem z problemami, dzieki niej Niemcy przerzneli Kursk, a i potem nie wszystko bylo pieknie.
Zreszta ciekawy jest zarzut, ze czolgi ciezkie oraz dziala szturmowe rozpieprzyly spoistosc dywizji Panzerwaffe.
Wydaje mi się, że nie przez Panterę. Smutny miała debiut, prawda, ale jednak rozmiar radzieckich umocnień i rezerw jakie czekały na niemieckie przełamanie spokojnie by wystarczył, nawet jakby Pantery nie były takie palne. Działa szturmowe ku końcowi wojny czołgi zastępowały były tańsze i prostsze w produkcji (wieża jednak żarła). A czołgi ciężkie nie były włączane do dywizji, zwykle używane w samodzielnych jednostkach. Dlaczego miałyby wpływać na spoistość DPanc? Im bardziej szkodziła żałosna ilość uzupełnień (sprzętowych też).
Nie jestem przekonany. Rosjanie zgromadzili tak dużą nadwyżkę rezerw, że by starczyło z zapasem. Jeszcze w trakcie Cytadeli trzasnęli Niemców operacją Kutuzow,a potem dość gładko doszli do Dniepru.
BTW często się też zdarza doliczanie Niemcom wprost mocy produkcyjnych podbitych krajów, a przecież te moce w żadnym razie nie dawały się istotnie włączyć w niemieckie procesy, a na dodatek wymagały karmienia niemieckimi zasobami.
Nb. mam wrażenie, że wojnę i tak toczyły w znacznej części amerykańskie (lub amerykańskich wzorów) obrabiarki – po prostu ZSRR miał ich więcej.
Przeciez Cytadela skonczyla sie remisem, ktory stal sie kleska z powodu koniecznosci wycofania jednostek na Zachod. I Rosjanie zostali panami pola bitwy, co oznaczala niemiecka niemoznosc sciagniecia sprzetu z pola bitwy. Temat obrabiarek mnie zainteresowal, nic o nim nie wiem. Od kiedy je zaczeli dostawac?
Rosjanie? Szczerze mówiąc nie wiem – nie pamiętam gdzie o tym czytałem. W jaiejś dyskusji na Axis forum zdaje się. Wymiatacz Tooze pisze co nieco na temat, ale o Niemcach tylko.
Swoją drogą, gdy się patrzy w to młode oblicze Lenina rodzi się pytanie, czemu rewolucja przekształciła się w zbiorową kaźń?
Jaga, to nie jest wcale młode oblicze! To jest Lenin z okolic rewolucji październikowej, gdy zgolił wąsy i założył perukę. Czemu rewolucja okazała się łaźnią? Moim zdaniem musiało się tak stać, skoro po władzę sięgał kolegialny, zjednoczony prymityw. Wsióry o umysłach karaluchów. Robespierre czy Danton to mimo wszystko byli ludzie jakiejś tam idei i mimo że też ostro polała się krew, to dopiero u ruskich ktoś wpadł chyba po raz pierwszy w dziejach na pomysł, że gdy się eliminuje przeciwnika politycznego, to trzeba rozstrzelać nie tylko jego, ale również żonę, dzieci, a nawet rodzinę brata albo siostry. Paradoksalnie, czytałem, że Mikołaj II nie był wcale złym carem i Rosja tamtych czasów gdyby tylko inaczej rozegrała sprawy I wojny światowej, mogłaby być krajem mlekiem i miodem płynącym. Trochę pechowo przeistoczyła się w potwora, aczkolwiek nigdy oczywiście barankiem nie była.
Czyżbyście Państwo byli zwolennikami skompromitowanej dawno tezy, że charakter i osobowość człowieka można wyczytać z rysów jego twarzy?
Nie zawsze i wszędzie, ale czasem tak. Kononowicza chyba byś nie pomylił z Einsteinem?
Hmmm… Kiedyś, dawno temu na studiach zapisałem się pod wpływem naszego wspólnego kolegi PBM na zaawansowane seminarium z – jak on to mówił – jedną z najbardziej cenionych w świecie profesorek z tej dziedziny. (PBM zapisywał się tylko na zajęcia z „najbardziej cenionymi” – innych miał gdzieś). Zajęcia zaczynały się ok. 18.00, więc na wydziale był to już czas sprzątania. Siedzimy sobie w kilka osób w sali, a tu wchodzi tęga kobieta w zatłuszczonych spodniach od dresu, takiejż zatłuszczonej, 20-letniej, męskiej bluzie, a właściwie będącej jej smutnym wspomnieniem, bo praktycznie dokumentnie spranej, z włosami, które ostatni raz widziały fryzjera za C. K. monarchii i okularami na oczach z tak grubymi denkami, że mogłyby z powodzeniem zastąpić szkła w teleskopie Hubble’a. Pani miała krzywą, zaniedbaną szczękę, w której tkwił na środku 1 (słownie: jeden) ząb w górnej szczęce – i mówiła przez to tak niewyraźnie, że rozumieliśmy co 2 słowo. I taka otóż osoba kieruje swe kroki w kierunku katedry. Ktoś z obecnych postanowił wyjaśnić nieporozumienie: – Proszę pani, proszę jeszcze nie sprzątać, tu będą zajęcia! – Wiem! – odpowiedziało tajemnicze stworzenie – bo ja właśnie nazywam się X i będę je prowadzić…
Toteż napisałem, że nie zawsze i wszędzie to się sprawdza, ale w wielu przypadkach patrząc na facjatę myślę sobie „a to na pewno jest taki a taki gościu” i potem okazuje się to trafnym strzałem.
Myslę, że jeśliby poddać to naukowej, statystycznej obróbce, to okaże się, że równie dobrze mógłbyś rzucać monetą.
A wiadomo co dokładnie działo się potem z Siwanowiczem? Faktycznie jest gość o takim imieniu i nazwisku w USA, nawet data urodzenia circa about by się zgadzała (1950), ale czy to na pewno on?
Nic nie wiadomo. Siwanowicz był współautorem scenariusza „Najdłuższej podróży” (w czasie, do epoki kredowej i dinozaurów) w późniejszych „Relaxach”. Jeden z bohaterów tego komiksu (Rych) to chyba alter ego autora. I tyle wiadomo.
Prawdziwy upadły anioł. Fascynują mnie takie postaci, a infa o nim brak. Pewnie Bogusław Polch by wiedział. Zobaczyłem go po raz pierwszy na oczy sześć miesięcy temu i myślę sobie – o nieźle trzymający się czterdziestolatek. Dopiero potem połapałem się ile on naprawdę ma lat. Świetnie się trzyma. Dwa lata temu było spotkanie z Siwanowiczem w Łodzi! http://komiksfestiwal.com/en/home/program-2011/
A tak w ogóle, to dlaczego Relax upadł?
miałem ten numer dawno, dawno temu w innej galaktyce
Ja się załapałem dopiero na numer z gazikiem spadającym w przepaść. To był pierwszy Relax, który kupiłem w kiosku. Wcześniejsze numery po pewnym czasie uzupełniłem w antykwariacie Atlas, który za komuny był prawdziwą mekką dla miłośników SF/fantasy (można było tam kupić state Fantastyki, a także francuskie PIF-y).
Aaaaa-le mi się otworzyła skrzynka ze wspomnieniami! Kurcze, gdzieś w piwnicy mam jeszcze całkiem spora ich ilość. Może by tak kiedyś sięgnąć po nie i przypomnieć sobie te rewelacyjne komiksy?
A co do upadku „Relaksu” to ja słyszałem, że zawiesili z powodu kłopotów z pozyskaniem papieru (bo w tamtych czasach były przecież nań przydziały), ale czy to prawda, czy tylko plotka, to już nie wiem, bo i nigdy nie sprawdzałem. Podaję jednak jako temat do sprawdzenia.
No właśnie ja teraz odświeżyłem sobie te komiksy po ładnych 25 latach. I co? Kurka, większość to szajs, panie. Nie da się tego czytać. Pozostają nieliczne perełki – oczywiście Thorgal, Spotkanie, Najdłuższa podróż, Kajko i kokosz, ufole z Emilcina, niesamowity dwuodcinkowy komiks o zamachu na Heydricha, może jeszcze kilka rzeczy. Ogólnie nie radzę psuć pięknych wspomnień
Kurcze, to trochę nie teges. Ja już kiedyś raz się tak nadziałem, kiedy sięgnąłem po kilka książek z mojego dzieciństwa/młodości (np. przełomowa wręcz dla mnie „Cieplarnia” Aldissa po latach okazała się dramatycznie głupim gniotem – no, może przesadzam, ale rozczarowanie przeżyłem potężne). Naprawdę jest aż tak źle? Bo w głowie mam to zupełnie inaczej!
Piotr – gdyby odsączyć nostalgię, to jest IMO nędza. Ale z nostalgią daje radę, to znaczy przyjemnie się przegląda, bo wyłapujesz pojedyncze wspomnienia z dzieciństwa. Na przykład przez te ćwierć wieku nie mogłem sobie przypomnieć w jakim to komiksie bohaterowie kryli się w klasztorze Cyryla i Metodego, skąd ich potem próbowali wykurzyć Niemcy. Tak samo z przyjemnością odświeżyłem sobie zapamiętaną gdzieś głęboko w mózgu klatkę, w której gościu atakuje dinozaura… palmą!
Mnie wtedy zachwycał komiks „Vahanara”. Ciekawe czy dzisiaj wypada tak samo dobrze? Hehe, potem mój klub SFiF (bydgoski Maskon) wydał ten tytuł jako książkę (bo to w ogóle powieść jest), a że środkami podziemnymi, to się esbecja doczepiła i jednego z naszych kolegów nawet aresztowano. Takie to były czasy i takie wariactwa, że nawet za fantastykę można było iść do ciupy. wspomnienia, wspomnienia…
Tak, Vahanara to jeden z tych „może jeszcze kilka rzeczy” Robił wrażenie, zapamiętałem zwłaszcza scenę w której koleś walił z lasera w Vahanarę (?), a ten spokojnie powiadał, że nic mu to nie zaszkodzi. Tyle że za cholerę nie kapowałem o co w tym komiksie chodzi. Właśnie doczytałem, że współtwórca Relaksu Adam Kołodziejczyk nie żyje. Pisał o tym Konrad Wagrowski: gdy cytował Christę: „To był naczelny KAW-u. Mój dobry przyjaciel. Morze wódki wypiliśmy. Już nie żyje. Pewnego razu spytał, czy nie może się podpisać pod komiksem. Chciał być autorem, literatem. To jest jednak mój scenariusz. Niech mu ziemia lekką będzie”.
Komputer się zbuntował, przejmował kontrolę nad załogami statków kosmicznych i wysyłał je z powrotem na Ziemię, by robiły tam bałagan. Załogi były nietykalne – choć właściwie nie wiadomo dlaczego. Rzecz jest adaptacją opowiadania (albo powieści), ale pierwowzoru nigdy nie czytałem.
A pamiętacie skąd braliście Relaksy? Z kiosków? Z giełd, antykwariatów? Ja te kilka numerów, jakie nabyłem na samym początku lat 80. miałem z instytucji zwanej „teczka kioskowa”. W zaprzyjaźnionym kiosku odkładali mi m.in. Świat młodych, iS-y oraz właśnie Relax.
Miałem na własność tylko 5 numerów (zaczytałem je na śmierć) – chyba z kiosków. Kolejne 10-15 numerów czytałem chyba w bibliotece jakiegoś ośrodka wczasowego, albo skądś pożyczane. „Vahanara”, „Najdłuższa podróż” i „Wywiadowca XX wieku” były wydane w latach 80. w takich małych żółtych książeczkach. A kilka lat temu kupiłem komplet na Allegro.
Fakt. Powstaje pytanie, że skoro nie ma roślin, to czym się odżywia dolny szczebel linneuszowskiej hierarchii 🙂
Pytanie jest bliskie temu: czym się odżywiali robotnicy Imperium podczas robót na Gwieździe śmierci. Fani pewnie powymyślali odpowiedzi za twórców.
nie mam pojęcia co to jest, wnoszę więc hipotezę, te przedmioty są pochodzenia pozaziemskiego
W dokumencie lansowana jest teza, że mafia samodzielnie przygotowała zamach. CIA i FBI musiały rzekomo tuszować sprawę, by nie wyszedł na jaw kolejny plan zabicia Castro. To ostatnie mnie nie przekonuje.
Na profesora socjologii to on nie wyglądał…
Często też pojawiały się zabezpieczenia polegające na tym, że trzeba było podać określoną frazę znajdującą się w instrukcji do gry. Program wyświetlał prośbę o podanie słowa, które znajdowało się na określonej stronie, w określonej linijce itd. W takim wypadku trzeba było mieć kopię także całej instrukcji.
W 2002 sprzedano jedną taką monetę za ponad 7 mln dolarów
Efekt elopa jest najbardziej przerażający. Zabrać firmie 90% wartości to trzeba umieć 🙂
to chyba zdjęcie ze wspomnianego ogrodu :)))
paktu ribbentrop-mołotow nie zmęczyłem….cała ta książka oscyluje wokół tezy i autor na okrągło powtarza to samo
A tak przy okazji, to coś mi dzwoni we łbie (tylko nie wiem, gdzie i co ;-)), że to nie jedyny taki „pomocnik”. Że jeszcze w jakieś grze widziałem też równie dziwaczne zabezpieczenie kodowe. Ale gdzie? Kiedy? Przy jakim tytule? Dalibóg nie mam pojęcia. A nie chce mi się teraz przeglądać całej mojej ponadtysięcznej kolekcji (tak, tak – jest taka, może jedyna w kraju albo i na świecie – u mnie właśnie, z samymi oryginałami, robi wrażenie ;-)).
Wow ale jestes faaaajny, chce byc jak ty!!
Mi on przypomina mojego agenta ubezpieczenowego.
Symbolizował wszystko co dobre i złe w Nintendo. Dobre to Game & watch i NES. Złe – wszystko co przyszło potem.
Może w końcu te orbitale dotrą na Księżyc i potwierdzą czy znajduje się tam odcisk stopy Armstronga 🙂
Odcisk został od tego czasu sfabrykowany 🙂
Nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że to właściciele knajpy sami postawili owo „dzieło”.
Jedyne po czym mogą do nas trafić, to wykres pokazujący położenie Ziemi i Układu Słonecznego
Najlepszy dialog: Mam wrażenie, że on pochodzi z Ziemi, wiecie skąd. Gościu na to: Nie, oni przylecieliby samolotami.
Mnie za to przekonuje teza, że mafia samodzielnie podjęła decyzję. Wiedziała, że klan Kennedych złamał dane im słowo i zaczął im się dobierać do tyłków. W tym filmie podają, że były wcześniej (kilka dni wcześniej) dwie inne próby zamachu. Powstrzymano je. W Dallas się nie udało, a establishment stanął przed faktem dokonanym. Lepiej dla niego było nie ujawniać, że mafia decyduje w kraju o tym kto jest prezydentem.
Jak w każdym spisku rozwiązanie jest prostsze, zapewne. Ja to widzę tak, że strzelał Oswald ze składnicy książek i nawet dwa razy trafił, ale ostatni strzał oddał ktoś inny zza płotu na pagórku.
Szukali go na filmie Nixa i nie znaleźli.
W Elvirze 2 też miałem takie dyski.
Były lepsze niż szukanie wskazanego przez program słówka w instrukcji.
A obecnie Secret Service czy FBI przejęło 10 innych od ludzi, którzy chcieli je „zalegalizować”. Przed sądem jak na razie wygrywają.
Chodziło o proces rodzina Langbord z Filadelifii kontra Ministerstwo Skarbu USA. Sąd w rozprawie z 2012 r. ostatecznie, jak sądzę – bo to była druga instancja – rozstrzygnął, że 10 Podwójnych Orłów znalezionych przez Langbordów należy do skarbu USA. Mój komentarz: wyrok sądu jest sprawiedliwy. Nie można oczekiwać, że jeśli w przeszłości ktoś coś ukradł (a nie przetopienie tych monet było kradzieżą), to po latach spadkobiercy mogą mówić, że rzecz ich nie dotyczy, przedawniła się, itd. Komentarz nr 2: Langbordowie byli idiotami, że się przyznali do posiadania tych monet. Na co liczyli? Wiedząc co się działo w 2002 przy okazji jednej monety, powinni się domyślać, że mając 10 takich monet i lekko nieczyste sumienie, czeka ich piekło. A mogli po cichu sprzedać kolekcjonerom…
Jeszcze lepsze jaja były gdy ogłoszono, że znaleźli cząstki szybsze od światła. Co to było? Wadliwy kabel?
Wbrew pozorom eksplozja nue rozniosłaby połowy stanu. Po prostu w miejscu miasteczka dziura byłaby głębsza.
Bo w krzakach przy tej jakości filmu trudno cokolwiek znaleźć.
Chrzanić brytoli. Możliwe, że po kolejnej rewolucji złotą maskę zajumają miejscowe knury ;P
Jak na moje oko to akcję zaplanowałs i przeprowadziła jedna zd stron. Współpraca ns linii FBI-CIA-mafia to jak pożenienie psa z kotem i niedźwiedziem.
W listopadzie 1963 roku kubański agent Florentiono Aspillaga, który w 1987 roku zbiegł do Stanów Zjednoczonych, w małej chatce przy plaży na północy wyspy obsługiwał urządzenia nasłuchowe nastawione na Miami i główną siedzibę CIA w Wirginii. Rano 22 listopada otrzymał polecenie przestawienia nasłuchu na Teksas. Czy to oznacza, że Castro wiedział, że Lee Harvey Oswald dokona zamachu na prezydenta Kennedy’ego?
Wodorowe detonowano głównie pod ziemią. Ofpalina nad ziemią mogłaby może nie zniszczyć, ale zapromienować pół Karoliny……
A mi byłego partnera Anety Kręglickiej 🙂
Teoria mogłaby dokonać spustoszenia w umysłach niedowiarków, gdyby nie jej pewien aspekt. Otóż dlaczego nie ma tłoku ufo w nowym yorku czy londynie, a ci rzekomi turyści z przeszłości koczują po jakichś zadupiach?
To byli teściowie donieśli na żołnierza N 🙂
Good point! Moim zdaniem autor broniłby się, że nie mogli fruwać po wielkich miastach, bo zostaliby łatwo rozpoznani 🙂 A ci turyści rozgłosu z pewnością nie potrzebowali.
Różnica jest taka, żd teraz ów sex przypomina fikołki z softcorowych filmików. W San Andreas wacka było widać. Teraz Rockstara stać na najlepszych prawników i doradców.
Nie jestem pewien czy po ostatniej ruchawce muzeum kairskie jest w ogóle czynne. Stawiałbym, że maska tutenchamiego siedzi w jakimś uber pancernym sejfie.
Jest dziwny ale nie nadnaturalny. Poza tym nie wymagał tyle pracy co piramidy.
Scenę w kuchni warto zobaczyć na yt, bo jest rzeczywiście mocna. W sensie egzystencjalnie obrzydliwa.
Rekin to chyba jednak nie był….
Ostatnie tango w Los Santos….
Poczytajcie o nazistowskich eksperymentach i ich układach zawartych w 1945 z rządem USA. Niemieccy naukowcy byli 100 razy zdolniejsi niż amerykanie, w czasie II wojny m. in. na terenie Dolnego Śląska hodowali hybrydy, które miały za zadanie pilotować statki o napędzie antygrawitacyjnym. Po wojnie większość z tych naukowców została zabrana przez jankesów do USA, żeby tam mogli dalej pracować. I to właśnie efekty ich działań. Jak ktoś nie wierzy to niech poczyta, co robiono w kompleksie Riese na Dolnym Śląsku. Opowieści o ludziach-wilkach do dziś tam krążą.
Przykra dla niektórych prawda jest taka, że to RZECZYWIŚCIE był projekt Mogul. Żadnych pozaziemskich spodków nie było. W poniższym filmie jest scena wyjęcia z archiwów fragmentu balonu z balsy, niemal identycznego jak szczątki pokazane przez Jesse Marcela.
https://www.youtube.com/watch?v=yeVRV8UX9Ls
to jest możliwe, że obcy przylatują na ziemie. może przecież być tak, że obcy wynaleźli jakieś superszybkie pojazdy, ale ich technika ogólna może być na poziomie ziemi z lat np. 90-tych. dlatego też boją się ziemian i się nie ujawniają. nie mówię, że tak jest, ale taki scenariusz jest możliwy. ja wierze w to, że gdzieś tam daleko jakieś życie istnieje, ale akurat to, że jakieś istoty pozaziemskie były na ziemi wydaje się mało prawdopodobne.
Pisano, że bozon Higgsa to de facto grawiton, czyli poszukiwana cząstka odpowiadająca za grawitację. Obawiam się, że istnienia grawitonu nie da się eksperymentalnie potwierdzić, dlatego że porcje tej energii są zbyt małe, są wielkości które realnie istnieją natomiast ich wartości są podprogowe, dzisiaj nikt ich nie wykryje. Natomiast jestem pewien że grawitony realnie istnieją, w układzie materia – eter musi istnieć coś (grawiton) co przenosi energie między materią a eterem, inaczej grawitacja byłoby to czary mary. Moim zdaniem grawitacja to oddziaływanie w układzie materia-eter, a nie materia-materia.
Po pierwsze, nie istnieje sposób dowiedzenia, że kwarki są lub nie są niepodzielnymi składowymi materii. Czy to znaczy, że nie wolno szukać odpowiedzi na pytanie „czy kwarki są niepodzielnymi elementami materii”?
Kolejną oczywistością jaką zauważyłeś jest fakt, że model standardowy ma braki, a fizyka kwantowa nie wyjaśnia zjawiska grawitacji. I co z tego? Skoro obecna teoria nie jest idealna nie wolno tworzyć lepszych (czyli należy zaprzestać badań) i używać już istniejących? Model standardowy, pomimo braków doskonale wyjaśnia obserwowane zjawiska i pozwala przewidywać z bardzo dużą dokładnością. Jeśli chodzi o alternatywy dla modelu standardowego to możesz choćby odnieść się do teorii strun. Tam również znajdziesz wyjaśnienie zjawiska, które model standardowy określa mianem „bozony Higgsa”. A odpowiedź na pytanie „dlaczego prawa fizyki są takie a nie inne” jest warta kilku nagród Nobla. Problem polega oczywiście na na tym, że nikt jeszcze nie zaproponował teorii wyjaśniającej wartości różnych stałych i pochodzenie zasad fizyki.
Jest ciekawa opinia na temat ruchów w czasoprzestrzeni. Brytyjski profesor Brian Cox uważa, że podróże w czasie są możliwe. Zastrzega jednak, że najłatwiej przenieść się w przyszłość. Według fizyki najłatwiej przenieść się w czasie w przyszłość. Znalezienie sposobu, aby skoczyć w czasie o kilka tysięcy lat może być wykonalne, ale znalezienie drogi powrotnej jest już zdecydowanie większym kłopotem. Pomocna w rozwiązaniu tego problemu może być szczególna teoria względności zakładająca istnienie tuneli czasoprzestrzennych. Takie osobliwości kwantowe z pewnością mogą mieć zdolność do sprawiania zadziwiających rzeczy często przeczących normalnym prawom fizyki. Nadal jednak stworzenie tunelu i jego kontrolowanie może nastręczać wielkie trudności.
Od dawna wiadomo, że zamknięte krzywe czasoprzestrzenne są możliwe, przynajmniej w rozważaniach teoretycznych.
Na razie wygląda na to, że ekspedycja marsjańska będzie musiała zabrać ze sobą megazapasy, bo hodowanie czegokolwiek na miejscu jest wielce problematyczne.
Czyżby do akcji mieli wejść nowożytni rabusie? :))
Niedawno w Stonehenge znaleziono szkielety. Jeden z nich należał do starożytnego żołnierza, którego najpewniej jeszcze za życia przywieziono na leczenie do druidów.
Jest jeszcze sprawa WTC7, który jako jedyny budynek na świecie zawalił się bez bez działania bezpośredniej przyczyny.
I chyba jak sie nie myle, prezenterka podala na zywo w tv informacje, ze sie zawalil, a on jeszcze stal kilka sekund i dopiero runal 🙂
To dziwne, bo jak ostatnio o tym czytałam to sprawa była otwarta. Znaczy wątpliwości dotyczyły tej czaszki z 1924, bo co do reszty panowała zgoda że to falsyfikaty.
Jeśli się mieszka na beczce prochu…
Aleksander Jackiewicz bardzo ładnie pisał o Peckinpahu.
Znakomicie umiał łączyć rozrywkę z moralitetem, kino gatunków z dramatem psychologicznym, nie unikając sentymentalizmu, ale też czasami ze sporym ładunkiem przemocy. Mimo konfliktowego charakteru miał swoich ulubionych aktorów i współpracowników, dzięki którym te filmy przeszły do historii kina. Peckinpah miał swój własny rozpoznawalny styl, dzięki któremu jego filmy wyróżniały się na tle innych produkcji lat 60. i 70., mimo iż fabuły nie były zbyt oryginalne i nie spowodowały żadnej rewolucji, która mogłaby jakoś znacząco wpłynąć na historię kina. Filmy te miały wysmakowane plastycznie barwne zdjęcia plenerowe, które kontrastowane ze scenami przemocy dawały niezwykły efekt dramaturgiczny.
Obecnie Mars ma ok. 100-krotnie rzadszą atmosferę niż ziemska (na równiku zdarza się tam jednak +20 stopni C). Dawniej Mars miał gęstą atmosferę, padały tam deszcze i istniał obieg wody. Chodzi o to, aby ponownie zainicjować w atmosferze, przy słabym obecnie efekcie cieplarnianym, kontrolowany i samonapędzający się. To zresztą wyczerpująco omawia np. R.Zubrin w swoich książkach.Bezpośrednią zasadą jest uwolnienie dwutlenku węgla i wody (lodu) z gruntu i czap polarnych. Istnieją obecnie ku temu opracowane technologie.Eksploracja i zasiedlenie kosmosu jest obecnie kwestią psychologii i motywacji – i tak jak zjawisko współczesnych technologii (w tym Internetu) jest problemem świadomości (nota bene Internet ze swoimi hiper-łączami (myślowymi i intelektualnymi) istniał już w czasach Kopernika – pięknie temat został przedstawiony w filmach – „Kopernik” i współcześnie „Kontakt”}.
Taka ciekawostka – można posłuchać dźwięków z przestrzeni międzygwiezdnej. Podobno to drgająca plazma ale tak czy inaczej brzmi złowrogo:)
http://www.youtube.com/watch?v=LIAZWb9_si4
Żołnierz N przyjął w 2008 roku księcia Williama na kurs jazdy dla zaawansowanych w SAS. „Gdyby nie te lekcje jazdy zorganizowane przez SAS dla księcia Williama, zarzuty te mogłyby nigdy nie ujrzeć światła dziennego”, podała Sunday Mirror. „Żołnierz opowiadał, że to musiało być zrobione w tunelu, ponieważ wszyscy byli monitorowani a światło świeciło prosto w oczy kierowcy”.
Gra jest świetna , ale co do diabła oni zrobili z modelem kolizji. Mieli praktycznie idealny model z GTA IV wystarczyło go tutaj przerzucić…
Do dziś nie wiadomo do czego była przeznaczona. Czy było to miejsce składania rytualnych ofiar,świątynia słońca, obserwatorium astronomiczne. Budowla powstawała etapami od 3000 lat p.n.e. do 1500 lat p.n.e.Zbudowana jest w kształcie podkowy,gdzie wejście wskazuje miejsce słońca w najdłuższym dniu roku.Jest to największa budowla megalityczna (wysokość trylitów od 4m do 9m). Dwie teorie co do przeznaczenia budowli wysunęły się przed inne:
-miejsce kultu Druidów
-obserwatorium astronomiczne
Oczywiście są też teorie ingerencji ludzi z kosmosu podczas budowania Stonehenge 😛
Wykopaliska prowadzone na stanowisku Blick Mead w miejscowości Amesbury koło Stonehenge zmieniają metrykę osadnictwa w Anglii. Badania prowadzone przez zespół dr Davida Jacquesa z Uniwersytetu w Birmingham przyniosły nieoczekiwane wyniki. Obiekt w Stonehenge — zarazem obserwatorium astronomiczne zorientowane na Słońce i Księżyc, świątynia i cmentarzysko — powstawał w kilku fazach przez ponad 1500 lat, budowa rozpoczęła się około 3000 lat p. n. e.
Fajnie, że z takiego filmu da się wycisnąć coś ciekawego… Dwoje pięknych głównych bohaterów, piękne samochody, piękne ubrania, piękny NY, a poza tym fabularna pustka. Nawet na siłę wciśnięci GO i HF nic nie dali.
Komentarz żony Bieleckiego. Mnie jednak bardziej przekonuje to co mówi Piotr Pustelnik, bez histerii i bezczelności.
khttp://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Zona-Adama-Bieleckiego-przerywa-milczenie,wid,15999537,wiadomosc.html
W akcji są pojazdy obcych z kamuflażem optycznym. Tym różnią się również od ludzkich helikopterów, że nie generują hałasu. Żadna ziemska organizacja nie ma takich środków ani technologii aby porywać zwierzęta, na tak masową skalę. Obcy są tutaj od dawna, znają naszą psychikę, układ społeczny, więc 'badania’ na ludziach odbywają się inaczej i na mniejszą skalę. Zresztą są różni obcy, podobni do ludzi i zupełnie niepodobni. Gdyby hybryda jechała metrem, nie zwrócilibyście na nią uwagi. Niektóre rządowe agencje z nimi współpracują, bo chyba nie mają innego wyjścia i/lub jest to także korzystne dla nas. Oficjalne scenariusze inwazji można włożyć między bajki, bardziej wartościowi jesteśmy wtedy, gdy żyjemy. Po co likwidować 'rezerwat’. My także mamy własne zoo.
Warto spojrzeć za rzut pokazujący analizę zniszczeń kolumn, które spowodował wbijający się samolot. Można oczywiście przyjąć, że tą sporną dziurę wybił jakiś element samolotu, na tyle odporny na zniszczenia, po uderzeniu w budynek, że przeleciał przez szerokość trzech pierścieni i wybił tą dziurę. Problem w tym, że nie bardzo można wyobrazić sobie, który to miałby być element? Pierwsza myśl – silniki. One są na tyle mocne, że faktycznie można by rozważać, że to one wybiły tą dziurę. Tak naprawdę, patrząc na zniszczenia, można uznać, że w grę wchodziłby tylko jeden z nich – prawy. Jednak, jeśli zaznaczymy na rzucie jakim torem miałby on się poruszać, to wyjdzie na to, ze żeby to zrobić, musiałby najpierw skosić dość sporą liczbę kolumn wspierających strop. Teoretycznie możliwe ale… Na rzucie widać, że duża część z tych kolumn oznaczona jest jako niezniszczona – w zasadzie wszystkie kolumny w pierścieniu C są tak właśnie oznaczone. Jak w takim razie ten silnik mógłby wybić ten okrągły otwór? No chyba, że przyjmiemy, że odbijał się on od kolumn na swojej trasie jak kulka we fliperze (nie niszcząc ich przy okazji) i w ten sposób dotarł do miejsca, w którym wybił otwór…
Być może nie tłumaczy to całego zdarzenia ale podważa jego charakter, prezentowany w oficjalnych wyjaśnieniach.Bo jeżeli miały tam miejsce jakieś dodatkowe wybuchy, a w raporcie komisji nic na ten temat nie wspomniano, to… No, właśnie. To znaczy, że ten raport nie jest do końca miarodajny i wspomina o wszystkich zdarzeniach, które miały tam miejsce.
Ogolnie w USA takie rykoszetowo-fliperowe cuda zdarzaja sie juz nie od dzisiaj. Prekursorem byla kula w Dallas, ktora trafila prezydenta, pozniej bodajze kraweznik, zranila Connelego i zostala nienaruszona by znalezli ja na szpitalnym lozku
Autobus do Tuli wysadził nas w centrum miasta. Zdążyliśmy się zorientować, że do strefy archeologicznej jest niezły kawałek. Od czego są w Meksyku taksówki? Zapłaciliśmy coś około 10 złotych (w sumie) i dotarliśmy do celu.
Pogoda nie dopisywała, bałem się o nią trochę, bowiem przed wylotem prognozy nie były zbyt zachęcające. Siłą rzeczy najważniejszy był dzień 3. póki co to nie było to kwestią najważniejszą, ale przebijające się momentami przez chmury słońce zdradzało, jak przyjemnie będzie tam w w obliczu błękitu nieba.
Droga do ruin usłana była… Nie, nie kaktusami Tzn. były i kaktusy, natomiast mnóstwo było straganów, gdzie można było kupić suweniry. Miażdżąca była cena – kawałek ręcznie zdobionego, dość ładnego mierząc miarą „pierdółkową” kamienia kosztował 1 PLN. Dużo piszę o cenach, ale to faktycznie był czas, gdy byliśmy wciąż zaskoczeni tym, jak ten kraj jest tani… Ruiny dały nam przedsmak tego, co zobaczymy na przestrzeni zbliżających się dni. Boisko do gry w pelote, obeliski. Nie przepadam za zwiedzaniem wszelakich zabytków, uwielbiając za to naturę, natomiast kultura Azteków i Majów zdaje mi się być niczym z innego świata, jest w niej coś wyjątkowego….
Zawsze wydawało mi się, że duchy są astralne, przezroczyste czy jakby chcieć to określać.
Kiedyś warunki były tam prawdopodobie inne. Otaczający Marsa pas planetoid to była osobna planeta. Gdy istniała, klimat na Marsie był znacznie bardziej przychylny.
Nie forsowałbym tezy, że z czaszkami na 100% wszystko jest ok.
Dokładnie. A erze 8/16 bit kwestia roku to był skok jakościowy. Na takim C64 porównanie produkcji (szczególnie chodzi o grafikę) przykładowo z roku 89 i 91 to przepaść.
Moim zdaniem największa dziura jest jeśli się spojrzy na lata 1982 i 1984. To tylko dwa lata, a przepaść jaka je oddziela jest gargantuiczna. W 1984 r. graliśmy w zupełnie współcześnie wyglądające zręcznościówki i labiryntówki, podczas gdy dwa lata wcześniej szczytem osiągnięć był izometryczny rzut w Crystal Castles albo quasi tekstowy Hobbit. Co dopiero mówić o pięciu latach.
To byłoby straszne marnotrawstwo miejsca gdybyśmy w tak olbrzymim wszechświecie byli sami.A najlepszym dowodem na to że obcy istnieją, jest to że się z nami nie kontaktują. Pomyślcie, lecicie na obcą planetę, spotykacie paskudnych, wrogo nastawionych do wszystkiego co inne ksenofobów, którzy mordują się na skalę masową, wyzyskują jedni drugich, mordują bez mrugnięcia okiem dla jakichś zielonych kulek którymi się wymieniają, najpierw strzelają, a potem sprawdzają,dewastują bezmyślnie swoją planetę, zatruwają, śmiecą,itd…. i co?, podchodzicie i mówicie cześć, ja być przyjazny,ja chcieć mieć ciebie za przyjaciela? Tfu,,, ja bym popatrzył, porwał dzikusa do badań, i odleciał w bardziej przyjazne rejony.
Jakby kosmici przylecieli to by się ukryli tak, że byśmy ich nigdy nie zobaczyli (dzięki swojej zaawansowanej technologii) lub pokazaliby się nam oficjalnie. Wszystko pomiędzy to p%%@!@@enie jakichś wieśniaków, którzy chcą zarabiać na turystach przyjeżdżających zobaczyć „miejsce lądowania kosmitów”
Tylko po co bogowie produkowaliby tak skomplikowanie wykonane pryzmaty?
Pachnie to grasującym w okolicy seryjnym mordercą
Expanded Universe obejmuje okres daleko wybiegający poza ramy filmów, bardzo rozbudowując historię Galaktyki. Książki najczęściej skupiają się na wydarzeniach poprzedzających lub następujących bezpośrednio po akcji filmów. EU wprowadza też wiele nowych postaci. Są nimi np. bliźniaki Jaina i Jacen Solo, Mara Jade oraz taktyczny geniusz Wielki Admirał Thrawn. W EU Imperium zniewala obce gatunki, ponieważ Palpatine, jego poplecznicy oraz duża część urzędników i wojskowych są ksenofobami. Pomysł ten został wyraźnie zaznaczony dopiero w adaptacji książkowej Zemsty Sithów. Koncepcja zniewolenia obcych ras jest analogią do rasizmu.
Krewetki to faktycznie samowystarczalne bestie, ale jako posiadacz 160-litrowego ekosystemu bałbym się w tej kuli o odpowiednią ilość pierwiastków makro. W szczególności tlenu (krewecie) oraz wapnia i fosforu dla glonów. Sam zapodaję codziennie nawóz i co2 dla roślin, więc krewetek mogę nie karmić i dwa tygodnie. Ale w zamkniętej kuli? Chciałbym to zobaczyć na żywo w akcji. Poza tym jak czyßcić ścianki z glonów? 🙂
Można robić zwroty przez pół roku od kupna!
Ten samolot podobnież zmienił się w ognistą kulę.
Ekosferę opracowali dwaj naukowcy z NASA początkowo w ramach projektu naukowego, potem rzecz skomercjalizowano. Bańka jest szczelna i wszystkie potrzebne do życia materiały są w niej zawarte, w tym wapń oraz fosfor. Krewetki kiedy rosną zrzucają swój zbyt mały egzoszkielet, który następnie zjadają. Jak reklamuje sam producent, nic w ekosferze się nie marnuje. Czyszczenie jest możliwe bez otwierania bańki, wykorzystuje się w tym celu magnesy, jeden wewnątrz bańki, drugi na zewnątrz, podobne rozwiązania wykorzystuje się również w tradycyjnej akwarystyce.
Ten egzoszkielet to po prostu wylinka 🙂 Tak, krewecie wcinają go, bo ma pierwiastki potrzebne do rozwoju. U mnie też wylinki (łatwo je pomylić z truchłem krewetki) są zjadane. Tutaj masz ekosferę w akcji i wygląda na to, że wnętrze jest nieźle zasyfione. http://www.youtube.com/watch?v=y9H90NL9vYU
To filmik sprzed pięciu lat, więc może usprawnili technologię. Aczkolwiek mówię, jako praktykujący akwarysta wątpię w coś takiego. Ciekawostka jest jednak fajna 🙂
Na filmiku jest słoik, ma na wierzchu zakrętkę, a te oryginalne ekosfery to trwale zamknięte szklane bańki. Oczywiście oryginalne czy nie, jak za dużo się wystawi na słońce, to zaburza się równowagę układu. Wszystko można zepsuć, jak się bardzo chce. 🙂
Może pięć lat temu produkowali właśnie takie niedoskonałe wersje? ;O
Haha, właśnie znalazłem te komentarze, wiem, że żartujecie, ale nie jestem powiązany z tymi oryginalnymi bańkami, myślę, że te oryginalne nie się nowością, kiedy robiłem tą ekosferę to już je widziałem na internecie 🙂
Dodam, że pierwszy aparat cyfrowy zobaczyłem na oczy w 1996 r. Pokazał mi go Marcin Turski z ówczesnej firmy Digital Media Group. Fotografował nim targi E3 w Atlancie. Sprzęt był malutki, ale robił niezbyt dobrej jakości zdjęcia. Było na nich zbyt dużo niebieskiego, tak jak na źle zrobionych slajdach. Poza tym rozdzielczość była marna. Istniała wówczas niepewność czy ta technologia w ogóle się przyjmie. Jak pamiętam, pierwszy na rynek ostrzej wszedł Olympus, bo analogowi giganci, tacy jak Canon czy Nikon, długo się jeszcze wahali przed przenoszeniem się na format cyfrowy.
Kodak był właściwie bankrutem, dopiero w tym roku, po sprzedaży większości praw patentowych stanał na nogi. W dobrych latach Kodak był właściwie monopolistą z udziałem w rynku sięgającym 90%, ale jak wiele firm którym się udało obrósł tłuszczem i przegapił moment w którym rynek się zmienił. Zresztą nie jest powiedziane, że dzisiejsi wielcy, nie podążą jego śladem. Nikon i Canon obniżają obecnie ceny tradycyjnych aparatów cyfrowych, bo w ich rynek wgryzają się coraz bardziej wypasione smartfony.
Tak, ostatnie lata dla Kodaka to straszliwy czas. Zdaje się, że jeszcze ciągle bronią się przed bankructwem. Ale zobacz, że z Koniką i Minoltą działo się podobnie. Pamiętam, że gdy zaczynała się epoka cyfrowa, tak na dobre, gdzieś około 2000 roku, to Kodak miał w ofercie jedynie jakieś idiotyczne głupawki. Nic ze średniej półki, nie wspominając o wyższej. Tak ja to pamiętam jako użytkownik. Nie twierdzę, że być może coś takiego miał w ofercie, tyle że kompletnie tego nie było widać na rynku. A jak się przespało erę cyfrową, to można już tylko tak jak Leica odpalać w galeriach handlowych odpicowane salony i sprzedawać akcesoria dla hipsterów i profesjonalistów 🙂
O masowości produkcji Kodaka świadczy fakt, że dzisiaj na ebay te stare aoaraty (nie no 1 ale kolejne modeke chodzą po 50$. Trochę mało jak na technologiczne cacka sprzed wieku.
Carrot-Man! Boom Motherfuckers!
Był powtórny cud słońca w Fatimie 13 maja 2011 r. Pielgrzymi, którzy przybyli wtedy do Fatimy na uroczystości dziękczynne za beatyfikację Jana Pawła II mogli obserwować na niebie słońce otoczone różnokolorową obręczą. Wielu pielgrzymów interpretowało ten fenomen jako cud Jana Pawła II. Po roku ten niewytłumaczalny fenomen znów się powtórzył. Miał miejsce również w Fatimie i również 13 maja, a świadkowie opisują to niezwykłe zjawisko atmosferyczne jako słońce otoczone różnokolorową obręczą. Ludzie niechętni wszelkim tego rodzaju zjawiskom szybko znaleźli wytłumaczenie – że to jak najbardziej naturalny fenomen zwany przez naukę „efektem halo”. No cóż, być może. Chociaż już wytłumaczenie dlaczego miał on miejsce tylko w Fatimie i to podczas religijnych uroczystości wyjaśnić już trudniej. Nie już chcę wspominać, że zjawisko to ma miejsce również 13 maja, również w Fatimie również w tym roku. Sprawdza się w tym wypadku znane powiedzenie, że aby być zadeklarowanym ateistą, trzeba naprawdę być człowiekiem głębokiej wiary. W tym wypadku w ciąg zbiegów okoliczności.
Te osoby doskonale wiedziały, co się miało wydarzyć i tak samo gapiły się na słońce. Już nie mówiąc o tym, że słyszały później o tym mnóstwo opowieści. Biorąc pod uwagę, jak działa ludzka pamięć (a płata ona niesamowite figle i sprawia często, że „doskonale pamiętamy” coś, co nie miało miejsca – zapewne każdy ma takie wspomnienia), nawet jeśli nic nie widziały, już po krótkim czasie mogły być przekonane, że jednak widziały.
Nawiasem mówiąc, cud słońca wyglądał różnie według różnych relacji (jedni mówili, że skakało po nieboskłonie, inni że zmieniało kolor itp.), a byli i tacy, którzy nic specjalnego nie widzieli.
Lovecraft w tym domu miał idealne warunki do rozwoju: gdy zainteresował się Baśniami tysiąca i jednej nocy, matka zabrała go do sklepów z ciekawostkami orientalnymi, urządziła mu kącik arabski itp., kiedy zaś zapragnął mieć laboratorium chemiczne - również starała się spełnić zachcianki chłopca. HPL od wczesnych lat dzielił zainteresowania literackie z naukowymi. Wkrótce poznał Pieśń o starym żeglarzu S. T. Coleridge’a, a w końcu mitologię starożytnej Grecji i Rzymu. Jego zainteresowanie bóstwami starożytności było ogromne: stawiał nawet ołtarze ku czci greckich i rzymskich bogów oraz pisał wierszowane parafrazy starożytnych eposów.
próbowałem to obejrzeć jako fan Sherlocka i odrzuciło mnie. W ogóle nie ma podjazdu do wizji BBC. Dedukcje strasznie toporne, ze skrajności w skrajność. Patent z damskim Watsonem też mi nie podszedł. Jeszcze zauważyłem, że tak jak Dr House był wzorowany na postaci Sherlocka, tak w Elementary Sherlock był za bardzo wzorowany na Housie 😉
Na targu staroci kupiłem kiedyś aparat Kodak 35, jeden z pierwszych (jak nie pierwszy) popularny aparat na film 35mm. Około 50PLN. Po numerze na obiektywie znalazłem w necie informację, że został wyprodukowany w 1946 roku. Działam w rekonstrukcji historycznej U.S. Army, więc aparat jest klimatyczny i z epoki. Zdjęć z tego aparatu nie da się podrobić żadną cyfrówką czy magicznymi programami.
A co do ceny aparatów na eBay znaczenie może mieć ich ilość. Stany to nie Europa – tam jak czegoś jest dużo, to… jest naprawdę dużo 😉 A przy wczesnej fotografii to sam aparat nie był chyba cudem techniki, tylko bardziej to co z niego wychodziło. Ot, pudełko z kluczem od zegara i korkiem z wanny…
Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych. Ale przypadkiem obejrzałem film analizujący drugi samolot wbijający się w WTC. Autor udowadnia, że to była animacja komputerowa – budynek rzeczywiście eksplodował, ale nie w wyniku uderzenia samolotu. Ten został później dodany na materiałach, które oficjalnie pokazały przebieg zdarzeń. Jest wiele elementów, które wskazują na postprodukcję. Też przyszło mi w tym wypadku do głowy pytanie, co stało się z prawdziwym samolotem i jego pasażerami.
Mr President of the United States, WTF? (ściągnę służby na Tunguską?)
Dokładnie tak! Samego no 1 nie widziałem na żadnej aukcji, ale już modele z 1910 w przyzwoitym stanie zachowania chodzą po 10$. Wydaje mi się, że z Kodakami no 1 jest trochę tak jak z Black Penny w filatelistyce – każdy, nawet neofita, chce to mieć i już. Dlatego nawet jeśli wyprodukowano dużo egzemplarzy, obecna cena może być bardzo wysoka. A kolejne modele są już tanie jak barszcz.
Scena elektopieszczenia Marchewy to klasyka !!
Mają aurę 🙂 Ten tutaj jest nadto wystylizowany…
Jak na moje oko to nie jest kula. Co nie zmienia faktu, że było więcej niż 3 strzały i nie oddawał ich żaden Oswald.
Obecnie błędów może nie ma albo są bardzo nieliczne, ale EU rozrósł się na tyle, że nastąpiło zjawisko „spłaszczenia charakterów”. Vadera na przykład wyepsploatowano do cna. Na horyzoncie brak jego zastępców.
Co do ilości strzałów, to pięknie wypowiedziała się sama Jackie Kennedy przed komisją Warrena: Więc, musiały być na pewno dwa, jeden zmusił mnie do spoglądania na Gubernatora Connally’ego, który krzyczał. Zdziwiło mnie to wszystko, bo najpierw myślałam, że były 3 strzały. Jedna która sprawiła, że Connally zaczął krzyczeć, druga która trafiła Johna w szyję i ta trzecia… Jednak później przeczytałam, że Gubernator Connally i mój mąż zostali trafieni przez jeden pocisk. Czyli jeśli mam powiedzieć ile widziałam kul, które narobiły „szkód” są to te dwie. Osobiście uważam, że gdyby Gubernator Connally został trafiony przez ten sam pocisk w plecy co mój mąż, zauważyłabym to! Przecież widziałam jego plecy.
Kto wie czy gdyby McQueen trafił do tej willi, wypadki nie potoczyłyby się inaczej? Frykowski był z tego co pamiętam, podpity, a McQueen był agresywnym brutalem i może podjąłby walkę z napastnikami.
Nie, nie, nie. Snuff powstaje w celu rozrywki dla psychopatów. Nie jest snuffem przypadkowe telewizyjne nagranie czyjegoś zabójstwa lub samobójstwa. Może być tak, że np. niechcący kamera notebooka nagra czyjeś powieszenie się, a później ktoś dorwie ten film i będzie go pchał na Torze, i wtedy to się kwalifikuje jako snuff. Ale nie powszechnie dostępne TV news, które coś zarejestrowały.
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że snuff w formie opisanej przez ciebie nie istnieje? W czasie gdy pisałem na ten temat pracę, czyli około 2000 r. nie było potwierdzone istnienie ani jednego filmu tego rodzaju. A wszelkie podobne doniesienia są w USA ścigane z urzędu przez FBI. Zwłaszcza „Snuff” Findlayów okazał się fejkiem. Fejkiem za to nie było zdekapitowanie Findlaya przez śmigło samolotu, ale to BTW. Wniosek jest taki, że snuff w rozumieniu podanym popcornowym widzom w takim 8mm z Cage’em czy Hostelach to klasyczny miejski mit. Jest taka książka „Killing or Culture: History of Snuff Film”, w którym autor David Kerekes definiował snuff w sposób jaki to opisałem, czyli prezentowanie „śmierci na żywo”. Była to podstawowa lektura na ten temat. Z tego co pamiętam, problem ze snuffem w tym rozumieniu mieli już w latach 60. twórcy kultowego Mondo Cane 2, a potem rozpoczęła się cała fala telewizyjnych okropności w latach 70. O Dallas Kerekes nie wspominał, co odnotowałem teraz jako nowość.
Dawno zajmowałeś się tematem, bo oczywiście istnieje. Interesujące, czy najpierw była idea w kulturze, a potem wykonawcy, czy jednak snuff istniał od dawna, a to, że nie udało się nikomu udowodnić, niewiele znaczy. http://en.wikipedia.org/wiki/Snuff_film
Sekundeczka. Żebym nie musiał się przebijać przez długi tekst po angielsku, rozjaśnij mi – jaki jest najsłynniejszy przypadek snuffu w twoim rozumieniu, to znaczy nakręconego dla bandy bogatych freaków „dokumentu” z mordowania na zamówienie jakiegoś delikwenta? Kto i kiedy za to beknął?
Definicja snuffu niekonieczne obejmuje „profit”, natomiast obejmuje „rozrywkę” – i tam są właśnie takie przykłady, a la „nakręcimy, jak zabijamy gościa i wrzucimy na YT”.
Gdzie są? Dział „recorded deaths” jest dość krótki, bo dwuwersowy i nie zawiera żadnych nazwisk ani dat. Jeśli już jesteś takim miłośnikiem Wikipedii, to polecam zajrzeć tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Snuff_film Całkowicie po polsku wyjaśniają, że „Istnienie takich filmów nie zostało potwierdzone, zaś informacje na ich temat ograniczają się głównie do miejskich legend”. Rozumiem, że dla ciebie to rzecz jasna nie zamyka dyskusji?
Ty masz jakieś dziwne tendencje do puszczenia tezy, po czym zatykasz uszy i „lalalala!”. Oczywiście, że nie zamyka. Nie ma tam ani jednego przypisu, nic, po prostu twórczość samego wiki-edytora. Tymczasem w angielskiej wersji hasła są KONKRETNE linki opisujące realne wydarzenia. BTW, żeby było jasne: nie twierdzę, że snuff to jest jakieś zjawisko porównywalne z handlem narkotykami. Ale incydenty już miały miejsce. Naprawdę nie jest to, niestety, nic dziwnego. Skoro w Wiśle wyłowiono płaszcz z ludzkiej skóry, to można śmiało założyć, że życie naśladuje sztukę i gdzie indziej. http://en.wikipedia.org/wiki/Dnepropetrovsk_maniacs Przy czym żeby było jasne: nie mówie o ich claimie, że to na zamówienie „rich snuff movie collectora” się odbyło. Mówię o tym, że nakręcili, po czym puścili na sieć dla radochy. To się kwalifikuje – według definicji – jako snuff.
Przeczytałem. Ciekawy casus, nie wiedziałem o tym. Tyle że z tego co widzę, oni to kręcili dla własnych potrzeb i tylko przez przypadek któryś z tych filmów trafił do netu. To była banda zdegenerowanych świrów, a nie wyrafinowanych i zarazem zboczonych kreatorów zbrodni. Poza tym z tego co widzę, te filmiki znalazły się w necie przez przypadek. Istnieje różnica między ich casusem a tym co wg definicji _chcielibyśmy_ uznawać za snuff. Zauważ – w klasycznym rozumieniu morderstwo jest robione wyłącznie po to, by je _nagrać na wideo_ i potem w mniej lub bardziej ukryty sposób dystrybuować. Ty podajesz przykład kolesiów, którzy wyruszają na mordercze łowy, niejako przy okazji filmując. Potem ich filmik wycieka do netu Moim zdaniem jest spora różnica między oboma przypadkami.
W Bukowinie Tatrzańskiej mamy rozległe termy / spa, ale nijak to się może równać z obiektami słowackimi.
Nawet jeśli to nie Oswald strzelał do generała, to jakie to ma znaczenie w odniesieniu do Kennedy’ego?
Mieli kluczowy patent na fotografię cyfrową i olali sprawę. Sami sobie ukręcili stryczek.
A czy to co trzyma BL to nie jest lornetka?
Powstaje słuszne pytanie: po co Babuszka miałaby lornetować prezydencką limuzynę, podczas gdy stała od niej o kilka metrów? Jasna sprawa, że nikt do końca nie wie co ona miała w dłoniach, ale mimo wszystko najbardziej prawdopodobna wydaje mi się kamera.
tak lornetka hahahahahahaha
Głównie takie, że Oswaldowi – który nie strzelał, bo nie miał żadnego wspólnika – starano się przypisać wszystko co tylko było możliwe: związki z Sowietami, z Kubą, a także wywrotową działalność polegającą na strzelaniu do przypadkowych amerykańskich generałów. A nawet jeśli przyjąć, że Oswald jednak strzelał go Walkera, to potwierdziłoby to opinię o nim jako o fatalnym strzelcu. Celować z kilkudziesięciu metrów do praktycznie nieruchomego celu i nie trafić, to spora skucha. I mam wierzyć, że pół roku później nagle zaczął strzelać lepiej niż strzelcy wyborowi? Która ze wspomnianych dwóch opcji nie byłaby prawdziwa, podkopuje wersję oficjalną opisującą zachowania i motywy Oswalda.
Jest i kolejna opcja w tym wszystkim. Nikt nie wie dlaczego zastrzelono JFK, służby USA nie ukrywają prawdy bo sami jej nie znają> nikt nie wie dlaczego Oswald był w to zamieszany. Czemu więc forsuje się wersję z Oswaldem? Bo nikt w USA nie chciałby się przyznać że czegoś nie wie – byłoby to ogromną stratą na wizerunku mocarstwa i jego wszechpotężnych służb. Dlatego nie wiedząc wszystkiego, ale mając Oswalda można było sfingować jednoznaczne dowodowy an jego winę i bez drążenia tematu odtrąbić sukces – wiemy kto zabił.
Przyjął na klatę 17 kul i nadal żył. Twardziel.
Finałowa śmierć bohaterów to najbardziej wstrząsająca śmierć jaką widziałem w komiksie. W filmie nie dałoby się chyba pokazać tego w taki sposób.
Jak ruskie straszą zderzeniem z ziemią, to z dużym prawdopodobieństwem należy mniemać, że zderzenia nie będzie 😀
Czesto nie zdajemy sobie sprawy jak cienka linia dzieli nas od szalenstwa, krzyk – naturalny odruch ludzki, jak i obraz krzyk, sa wg mnie forma ujscia emocji, ktore skumulowane tworza cos na wzor ekspresjonistycznego malowidla, a nieuwalniane doprowadzaja nas do obłędu.
Przecież ona już swoje zarobiła na H.Poterze po co miała się sama demaskować? Swoją drogą jak spoglądam w jej oczy to mam wrażenie, że diabeł na mnie patrzy…
https://www.youtube.com/watch?v=Bv0BsBmKgV0 – bardzo ciekawy dokument o Munchu.
Sama asteroida to pikuś, newsem jest zamknięcie NASA. To zdarza się chyba po raz pierwszy od jej utworzenia.
Zawsze mi się wydawało, że w tym obrazie chodzi bardziej o rozpacz i ból niż o szaleństwo?
Kiedyś dyskutowałem z osobą chorą na schizofrenię i ona twierdziła, że Krzyk to esencja Morbus Bleuleri. Oczywiście, to tylko sztuka podlegająca interpretacjom, ale mi też wydaje się, że rozpadająca się twarz to trochę za dużo jak na rozpacz.
Można robić zwrot w ciągu roku od kupna w przypadku droższych zestawów. Tyle że kasują 25% ceny 😀
Do przekonania tych biednych ludzi, że mają wydać 25-30 złotych na coś niematerialnego potrzeba nie lada herosa.
Dwa razy jest „Zwieg” zamiast „Zweig”.
Do poprawki. 🙂
Dzięki 🙂 Zrobione. Wszelkie poprawki i naprostowania są mile widziane, wręcz pożądane.
Podróże czasoprzestrzenne są możliwe rzecz jasna…na papierze. Wielu ludziom wydaje się, że matematyka i fizyka to nauki ścisłe, podczas gdy tak naprawdę są to jedynie przybliżone, językowe opisy rzeczywistości.
Dobrą ilustracją tego o czym mówię jest liczba pi. W ujęciu graficznym IDEALNA (nie występująca w przyrodzie) liczba pi to stosunek długości obwodu koła do długości jego średnicy. Ale jeżeli ten sam stosunek zechcemy przedstawić za pomocą liczb…no cóż, najtęższe komputery sobie z tym nie radzą, jeżeli internet nie kłamie to w tej chwili doszliśmy do iluś tam trylionów cyfr po przecinku i końca nie widać.
Tak więc nie łudźmy się co do różnych podróży i tuneli. 🙂
Poprawki poprawkami, ale postaram się też o inteligentne komentarze a może i nawet konstruktywnie zamącę. 😉
Kiedy Newsweek ogłosił śmierć swojej amerykańskiej papierowej edycji dogrzebałem się w internecie do ciekawej opinii. Otóż jakiś ekspert-medioznawca stwierdził, że być może w przyszłości papierowe wydania książek i gazet będą funkcjonować tak jak dziś funkcjonują trampki i wojskowe ciuchy. Będzie sobie jechał taki delikwent tramwajem, wszyscy dookoła z tabletami, a on będzie szeleścił swoim ekskluzywnym papierowym wydaniem i w ten sposób będzie mówił „jestem cool, jestem inteligentem, jestem czymś ekstra”.
To w ogóle jest szersza dyskusja o pojawianiu się nowych mediów, ich ewolucji i zastępowaniu przez nie starych. Takie medium jak radio wcale nie wymarło po tym jak weszła telewizja. Telewizja nie wymarła po wejściu Internetu. VHS a potem DVD nie zabiły kina. Oczywiście, zmianom podlegały ich zasięgi oddziaływania, ale generalnie nie ma zjawiska całkowitego wymierania medium. Chyba że jest to na przykład VHS, pod każdym względem gorszy od DVD – ale wówczas mówimy o umieraniu nośników i technologii, a nie całych mediów. W przypadku e-booków i książek mówimy IMO o dwóch nośnikach tego samego. Tyle że ekran nie zastąpi papieru – bo bardziej męczy oczy, bo nie pachnie, bo nie da się go pożyczyć koledze. Zatem trudno to porównywać do przypadku VHS i DVD, gdzie nastąpiło całkowite wyparcie. Poza tym przy książkach dochodzi element kolekcjonerski. Nie mówię o samym trzymaniu na półce, ale o posiadaniu białych kruków. W przypadku e-booków takiego zjawiska nie dostrzegłem 🙂
Miczu, jest taka teoria, która mówi, że w zasadzie wszystko jest „medium”.
Był taki znany filozof Wittgenstein, który twierdził, że da się powiedzieć tylko tyle ile może wyrazić język. Niestety, pojęcia wraz z ewolucją człowieka ulegają rozszerzeniu. Dziś trudno już powiedzieć, że ludzie wyrażają siebie tylko przez język. Są koncepcje (naukowe), które mówią, że na przykład seks jest formą wymiany informacji. Ba, co tam seks; w skali mikro nawet kontakt dwóch kwarków, czy co tam obecnie jest najmniejsze, jest „wymianą informacji”. 😉
Polecam książkę Jamesa Gleicka „Bit, wszechświat, rewolucja”. 🙂
Zgoda, wszystko może być medium, co nie wyklucza tego co napisałem wcześniej. Nie ma tu pola do polemiki 🙂 Moim zdaniem poprzez swą rozłączność u podstaw czy jak by to chcieć nazywać, papierowe książki nie zostaną całkowicie lub nawet w przeważającej części wyparte przez sektor digital. Wymiana informacji, wymiana informacji – a co to w ogóle jest informacja? Niektórzy fizycy teoretyczni przewidują, że istnieje rodzaj nieodkrytego oddziaływania, które z grubsza można określić jako „myśl” lub „informacja”. Ale to na razie jeszcze SF 🙂
Z tego co pamiętam, do ogólnej teorii wszystkiego, czy jak to ujął ŚP Douglas Adams do liczby 42 😛 ciągle nie pasuje grawitacja. W sensie matematycznym. Mam swoją teorię na ten temat, ale to już temat na osobny artykuł na „Tunguskiej”. Jest bardziej odjechana niż UFO. 😉
Moim zdaniem odczytywanie obrazów (ale także dzieł literackich czy filmowych) przez pryzmat biografii ich twórców nie jest w pełni właściwe. Oczywiście, trudno się nie zgodzić z tezą, że jeżeli ktoś był alkoholikiem czy schizofrenikiem to jakaś cząstka owych przypadłości uwidoczniła się w twórczości, ale może właśnie to tylko cząstka.
Poza tym czasem warto po prostu sobie popatrzeć na obraz, nie przydając mu specjalnych znaczeń. Dekonstrukcja zabija tajemniczość, a przecież w tajemniczości cały urok. 🙂
Książkę jedynie przeglądałem, ale tezy znam. Z tego co rozumiem pozycja wpisuje się w modny ostatnio i uprawiany, niestety coraz częściej nawet przez rzetelnych historyków, gatunek „historii alternatywnej” czy też jak kto woli „political fiction”.
Po Becku można jeździć, że był słabym ministrem (bo był), ale prawda jest taka, że na Niemców pod koniec lat trzydziestych silnych w Europie nie było. Gdybanie nie ma sensu, militarna potęga Rzeszy po prostu musiała znaleźć ujście w wojnie, bo taka jest natura rzeczy. Wiem, że sam stawiam teraz ryzykowną tezę, ale wydaje mi się, że Hitlerowi wcale nie chodziło o lebensraum czy endlosung, chodziło o wojnę, agresję jako taką.
Chciałoby się napisać „artykuł sponsorowany”, ale przecież nie jesteśmy na Gazeta.pl, a ja nie jestem okrutnikiem. 🙂
A Tatry Bielskie…no cóż, kto je podziwiał, choćby przejazdem, ten wie. 🙂
Zdecydowane plusy filmu to dialogi, muzyka i fabuła, a także galeria drugoplanowych postaci, nakreślonych z rozmysłem na charakterystycznym, lokalnym tle. Meksykański don padre hodujący byki, skorumpowany agent CIA preferujący rosyjską ruletkę czy admirał marynarki o nalanej twarzy i rozmytych zasadach moralnych – wszyscy oni mają swoje pięć minut i złote kwestie.
Przecież nigdzie nie napisałem, że ponieważ Munch miał nałogi, to malował wykolejeńców. Jest dokładnie tak jak piszesz – patrzę na Krzyk, w momencie gdy robiłem to po raz pierwszy na żywo kilka lat temu, nie wiedziałem jeszcze prawie nic o Munchu, a już wówczas miałem wrażenie, że patrzę na nieszczęśliwą, potrzebującą pomocy (czy można jej udzielić?) osobę chorą psychicznie.
Fajny tekst. Przypomniał mi się koleś, który też udawał chyba nie samolot, ale ptaka i podczas lotu ze zbocza góry huknął głową (na szczęście miał kask) w skalną półkę.
Ten Szwajcar wydaje się sprawniejszy. Jest filmik pokazujący, że spokojnie leci sobie w towarzystwie myśliwców 🙂 http://www.youtube.com/watch?v=kSgrzMQv2Mc
Ciekawy artykuł. Trochę surfuję po necie, ale o tym człowieku nigdy nie słyszałem, a zatem Tunguska wypełniła swoją rolę.
Wynalazek rodem z Tytusa, przypomina się profesor T. Alent. Ciekawe czy ludzkość zbuduje też kiedyś, na przykład, wannolot? W kontekście skrzydła odrzutowego taki wehikuł już nie wydaje się być czymś wyjątkowym.
Muszę to napisać, ponieważ dziwnym zrządzeniem losu (biorąc pod uwagę, że siedzę teraz i komentuję artykuł o Munchu) kilka dni temu do szpitala psychiatrycznego trafił człowiek, z którym pracuję. Kiedyś cierpiał na schizofrenię, wykaraskał się z pomocą silnych leków, ale ostatnio nastąpił nawrót choroby. Nie nastąpił on jednak bez przyczyny; został poprzedzony tygodniami, a wręcz miesiącami tęgiego picia i trudno uwierzyć, żeby używki nie miały na ów nawrót wpływu (przypomina się historia Syda Barretta). Żeby było jeszcze ciekawiej, w kontekście artykułu, człowiek ów jest częstym bywalcem krakowskich knajp (jak najniższego sortu rzecz jasna), nieudanym literatem, miłośnikiem młodopolskiej dekadencji i uwielbia Przybyszewskiego (między innymi). Piszę „jest”, bo przecież chciałbym żeby znowu wrócił do „świata”.
Ot taka prywatna historia… Czy można udzielić pomocy? Można, przecież są odpowiednie lekarstwa, wiemy jak i na co działają. Ale tak naprawdę nie wiemy co się dzieje w głowach ludzi cierpiących na podobne przypadłości, możemy jedynie się domyślać.
No tak, ale czym wannolot różniłby się od klasycznego poduszkowca? Tym, że ma prysznic? 🙂
Jeżeli mogę nieco zaofftopować, bo sprowokowała mnie fotografia ilustrująca artykuł, ciekawą sprawą jest to, że nasi zasłużeni komiksiarze wracają na starość do malarstwa. Byłem jakiś czas temu na wystawie poświęconej Grzegorzowi Rosińskiemu i chronologiczną wycieczkę po jego twórczości kończyły klasyczne zupełnie obrazy na płótnie przedstawiające…Thorgala. Datowane na 2012.
Tadeusz Baranowski, znany między innymi ze słynnych „Na co dybie w wielorybie…” oraz „Antresolki Profesorka Nerwosolka” miał całkiem niedawno (bodajże maj) wystawę w Soho Factory. Dzieła jak najbardziej malarskie, ani krzty grafiki czy nie daj Boże komiksu.
Zastanawiające.
Skoro mamy turnieje w zjeździe na „bele czym” to kto wie, może kiedyś będą turnieje w locie „bele czym”.
Pamięć już nie ta. To wannolot nie miał napędu odrzutowego?
Co ciekawe, obaj panowie rysowali razem podobizny istot opisywanych przez Jana Wolskiego w Emilcinie. Powstał z tego komiks w Relaksie. Co do komiksów, to Rosiński wygląda mi na zmęczonego Thorgalem. Oddał stery innym rysownikom w odpryskowych seriach, a sam zajął się tym co mu sprawia pełną przyjemność, czyli malowaniem. Wiadomo, że nie zrezygnuje z Thorgala, bo to maszynka do zapewnienia przyszłości całej jego rodzinie, ale śladu sztuki już w tym nie ma.
Wannolot z tego co pamiętał zasuwał z szybkością samochodu. Głów chłopakom nie urywało. Poza tym nie był przecież zadaszony, a oni fruwali nim bez specjalnych strojów.
Moje zupełnie prywatne zdanie jest takie, że pomocy schizofrenikom – mówię o wsparciu społecznym, powiedziałbym wręcz że jednostkowym – nie da się udzielić. Po prostu to co się da zrobić i tak nie pomoże, a samemu przejmuje się część efektów ubocznych. Leczenie farmakologiczne to osobna sprawa. W to nie wnikam; zostawiam sprawę lekarzom i najnowszym metodom terapii grupowej i wszelkiej innej. Schizofrenicy posiadają wielką potrzebę akceptacji i zrozumienia piekła przez którą przechodzą. W praktyce oznacza to przyłączenie się do akcji w stylu „ktoś nas śledzi”, „zawróćmy bo mam przeczucie że coś złego się wydarzy” albo w najlepszym razie „wyjdźmy czym prędzej z tej restauracji”. Prosta stąd droga do wkroczenia w tą samą otchłań, z której próbuje się ratować schizofrenika. Zrozumieć co tkwi w głowie schizofrenika się nie da, trzeba by wejść w jego skórę, a to oznacza zgodę na autoszaleństwo.
Jedno jest tylko zastanawiające. Skoro według Sitchina Anunnaki siedzieli na ziemi ponad 400 tysięcy lat, to dlaczego tak niewiele jest śladów ich bytności? O ile w ogóle jakiekolwiek są. W Eridu jako takim nie ma nic specjalnego.
Tak samo nie ma śladów na istnienie Boga, potrafią znalesc szkielet dinozaura z przed milionów lat a nie potrafią znalesc nic co jest opisane w bibli😂😂😂 szczerze to prędzej uwierz w historie sunerow jak w biblie
Chciałbyś odkopać szkielet Boga? Brawo ty.
W Biblii jest opis mnóstwa ludzi miast których istnienie udowodniono…
Poprostu a historia jest prawdziwa ale nie pasuje do oficjalnej wersji kościoła i pseudonaukowcow którym wydaje się że wiedza lepiej a Poprostu fałszują prawdziwe dzieje człowieka, pomyślcie o teorii Darwina np to dopiero stek bzdur
Aleś ty chłopie zatracony. Israel tam n masz ślady Boga
Mikemo, nie budzisz zaufania. Mnóstwo błędów ortograficznych w krótkim tekście świadczy o Twoim niskim wykształceniu, a za tym o niewielkiej wiedzy. Wybacz, ale Twoja wypowiedź jest wybitnie subiektywna.
Tak jak i Twoja.
Kto ma oczy niech niech widzi, a ten który widzi, niech patrzy. Twierdzisz, że jest mało śladów bytności? Zajrzyj do Sakkary w Egipcie. Jest tam kompleks świątynny mający około dwadzieścia sześć sarkofagów, które są precyzyjnie wykonane z marmuru. Być może nic w tym nadzwyczajnego ale problem rodzi się wtedy gdy zaczniemy myśleć po co i dlaczego ktoś miał by je tam umieszczać zwłaszcza gdy obecnie wszystkie są puste. Ich wielkość z góry mówi o tym, że nie były one przeznaczone dla ludzi. Ich długość jest ponad pięciometrowa a wysokość ponad trzy metrowa. Aby podnieść pokrywę jednego z nich, brak nam we współczesnych czasach narzędzi i technologii aby to uczynić. Ktoś jednak wszystkie je otworzył. Po co? Wyraźnie tu widać, że ktoś nie chce aby prawda wyszła na jaw. Linia czasu. My ludzie stworzymy następną cywilizację tworząc maszyny które będą nam służyć. Gdy dostrzeżemy swoje dzieło i zrozumiemy co zrobiliśmy, damy im spokój i wolną wole tak jak to my otrzymaliśmy od kogoś.
Ludzie od starożytności budowali ogromne kompleksy świątynne i często nad wyraz wielkie zwłaszcza jeśli chodzi o wielkości posągów a ty w jakiś sarkofagach doszukujesz się cudów?
Problem w tym że wg najnowszych teorii to nie ludzie (a napewno nie w ciągu ostatnich 10 tys lat) zbudowali te megalityczne budowle. My tylko je ponownie odkryliśmy i zasiedlilismy ok 5 tys lat b.c.
Niewiele jest śladów ale są obrazki tabliczki mity mitologię anunnakow itd obrazu Boga chrześcijańskiego nikt nie znalazł bo biblia jest ściągnięta z sumeru przexuez to proste 🤷♂️
Co za bełkot. Chłopie. Przeczytaj Pismo święte zanim będziesz opisywał takie banialuki. Porównaj z tradycją i świadectwami
Pytanie czy po potopie, który na wszystko na poziomie morza nałożył kilku(dziesięciu?) metrową warstwę osadów, mogło się ostać cokolwiek? Poza tym do twórczości Sitchina należy IMO podchodzić z dużą rezerwą. Oczywiście, najłatwiej przyjąć, że Sumerowie bredzili i żaden Anu nie istniał. Tylko czy to spowoduje, że poczujemy się spokojniejsi i mądrzejsi?
Przed potopem wszystko było większe. Jeżeli stworzysz warunki przedpotopowe rośliny osiągają gigantyczne rozmiary. Ciśnienie 2 bary, 35% tlenu i 2% CO2 i masz gigantyczne pomidory rosnące do 15 metrów i posiadające do 15 000 owoców. Ziemia jest konfigurowalnym ekosystemem..
Rodzi się pytanie.. Czy sitchin otworzył drogę pisząc swoje książki w oparciu o badania i dokumentację archeologiczne czy też miałby na celu zbudowanie uroionego świata w okresie nienasycenia informacjami Religi które są.. Nie pełne.. Przekłamane.. Nadmiar zagadkowe?
Czy my hako gatunek ludzki w dobie dzisiejszych technologii nie jesteśmy w stanie zweryfikować historii skoro jest tak wiele potwierdzonych naukowo faktów? Podobnie jak z wiedzą dotyczącą Anunnaki jest z naszą wiedzą historyczną.. Gdzie jesteśmy celowo uwsteczniani… Blokowani i prowadzeni ślepa uliczką. Gdzie ok 890 n. e. Nagle pojawia się grupa.. Polanie.. Lech Czech i rus… I potem chrzest i td.. Natomiast najnowsze doniesienia oparte dowodami naukowymi przybliżają prawdę że oto…
Polska historia sięga do czasów starożytnego Rzymu… Polskie księstwo Lechickie pod korona Awillo Leszka ujęte w dziełach pisarzy sprzed setek lat a nawet tysięcy lat. Polecam
Książkę P. Janusza Bieszka.
Gdzie jest gro dowodów jak historycy celowo bądź z niewiedzy oszukują nas. Czy podobnie jest z wiedzą o Sumerach? Anunnaki?
Pozdrawiam zdrowo myslacych
Ty lepiej weź coś na wstrzymanie zanim zasiądziesz do klawiatury bo cię grubo ponosi wyobraźnia…
Tzw. syndrom Conan Doyle’a. Choć Rosiński i tak długo wycierpiał, a Doyle nie wytrzymał do tego stopnia, że uśmiercił swojego bohatera. Z drugiej strony Thorgala – jako postać – uśmiercić trudno, bo wciąż oscyluje gdzieś pomiędzy światami, ludzkim i boskim.
Nawiasem, już jakiś czas temu zauważyłem, że serie komiksowe przypominają nieco telewizyjne soap opery, czyli działają na zasadzie „każdy z każdym”. Kiedy brakuje pomysłów na tzw. plot twist nagle z dalekiej podróży powraca dawno niewidziany przyjaciel, który w dodatku okazuje się kimś kim wcale nie był. W komiksie fantasy jest mile widziane żeby taki delikwent powrócił z zaświatów.
Inną ciekawą sprawą, z której niewielu ludzi zdaje sobie sprawę jest to, że metafizyka obrastająca Thorgala nie wzięła się znikąd, wyrasta z ducha czasów. Koniec lat siedemdziesiątych, kiedy rodził się zamysł opowieści o dzielnym wikingu to okres wzmożonej fascynacji teoriami Danikena, Charroux i paleoastronautyką ogólnie. „Dziecko gwiazd” nie przybyło więc z wyobraźni Van Hamme’a, spłynęło do nas z kart książek w/w autorów. 🙂
Jako osoba usposobiona fizykalistycznie nie mogę się zgodzić z tezą, że da się „wejść w skórę” schizofrenika; spróbować zrozumieć to jedno a poczuć coś lub stać się kimś to drugie. Innymi słowy, to co się dzieje w mózgu osoby nerwowo chorej dzieje się za sprawą konkretnych bodźców fizycznych i chemicznych. Jeżeli Munch zdradzał objawy szaleństwa to zapewne dlatego, że nie wylewał za kołnierz oraz dlatego, że był wrażliwym człowiekiem. Przeciętny człowiek nie wejdzie w jego skórę, nie mając na koncie przygód z nałogami, talentu artystycznego czy przykrych epizodów z życia; i chyba lepiej żeby nie wchodził. Postarajmy się jedynie zrozumieć.
Czekaj, ale ja nie pisałem tego w kontekście Muncha. Munch raczej akurat nie był schizofrenikiem. Zostawmy go w spokoju – zgoda, że nie ma sensu rozpatrywać jego twórczości przez pryzmat tych czy innych dolegliwości 🙂 Pisałem nawiązując do tego co wspomniałeś o swoim koledze z MB.
Mądrzejsi tak, spokojniejsi nie. 🙂
Polecam książki Waltera Burkerta, niemieckiego naukowca zajmującego się między innymi antropologią religii. W jednej z książek, pt. ” Stwarzanie świętości: ślady biologii we wczesnych wierzeniach religijnych” snuje on (nie dam głowy, że jest pierwszy lub jedyny) ciekawą teorię, skąd w chrześcijaństwie wziął się wizerunek Boga jako oka. Otóż w świecie zwierzęcym kontakt „oko w oko” z innym osobnikiem informuje o zagrożeniu, ponieważ oznacza, że albo jesteśmy dla tego kto się nam przypatruje zdobyczą albo konkurentem w walce o pożywienie. Innymi słowy ktoś kto na nas patrzy jest groźny. Nietrudno od tej teorii przejść do hipotezy skąd w pierwotnych społecznościach wzięli się kapłani. Otóż, teraz już moim zdaniem, byli to po prostu ówcześni introwertycy, ludzie zamyśleni, a ich specyficzne spojrzenie budziło przekonanie o tym, że są kimś groźniejszym, „lepszym”. Nietrudno im więc było przejmować władzę nad „ciemnym ludem”, tym bardziej, że on im sam zaufał.
Symbol oka jest więc zwykłym atawizmem. A przeróżni bogowie? Może to po prostu kapłani z wytrzeszczem oczu? 😉
Zobacz, że w chrześcijaństwie istnieje wstrzemięźliwość w pokazywaniu Boga. Na średniowiecznych obrazach widzimy anioły, pietę, Marię Magdalenę. Brak tego najważniejszego. Sumerowie nie mieli takich oporów. Piszesz, że owymi bogami Sumerów mogli być kapłani. To niewykluczone. Mi jednak bardziej odpowiada hipoteza, że ów ciemny lud był kierowany przez spadkobierców pierwotnej kolebki ludzkości, zniszczonej w wyniku kataklizmu. Tak, mam na myśli Atlantydę.
No, ale z drugiej strony sam napisałeś w artykule, że „Anu ma długą brodę, wielkie oczy”. Ani chybi jakiś ichniejszy Stanley Kubrick czy Orson Welles.
Pozostanę przy swojej hipotezie. 🙂
A, chodzi ci o to, że ta broda i oczy kojarzą się z wizerunkiem kapłana?
Wielkie oczy kojarzą się z drapieżnikiem. Obfita broda kojarzy się z futrem. Zwierzęcość jak z bicza trzasł.
Poza tym, kiedy miałem dwa lata, bałem się postawnych mężczyzn z brodą. 🙂
Chyba jeszcze u znanego z czasów komuny Hoimara von Ditfurtha czytałem, że sen może być interpretowany jako zakodowany odruch atawistyczny. Zwierzaki siedziały w dżungli i zapadały w drzemkę automatycznie, gdy robiło się chłodno lub ciemno. Człowiek miał przejąć ten zwyczaj.
Na festiwalu też byłem i nabyłem cztery książeczki po 5 zł. „Nim wstanie świt” i „Wywiadowca XX wieku” – tę drugą pamiętałem z czasów, kiedy żyły dinozaury, a w pierwszej podobała mi się kreska. Jak się okazało obie narysował Jerzy Wróblewski. Do tego „Superman” z 1989 roku wydawnictwa Almapress, gdzie można przeczytać zdanie „Superman przybył do Polski. Witamy”. Czyżby pierwsze wydanie komiksu z tą postacią w Polsce? I na koniec książka dla dzieci o bezpieczeństwie na drodze pt. „Uważaj!” z 1964 roku. Mogę ją z powodzeniem przeczytać dzieciom, nie straciła na aktualności. Tylko samochody i tramwaje na ulicach są teraz trochę inne. A ostatnia plansza z podpisem „W niebezpieczeństwie i w kłopocie idź do milicjanta. On zawsze pomoże i poradzi” – bezcenna!
To chyba są właśnie te rzeczy, które chcesz przetrzymać przez pół wieku i potem pchnąć do sprzedaży na portalu na „e” 😉 Wywiadowca XX wieku wydany został z tego co pamiętam w takiej malutkoformatowej książeczce. Kreska jak z Vahanary, no i mnóstwo niepotrzebnego tekstu. Bohater zamiast powiedzieć na przykład rzeczowe „spieprzaj”, używa trzech zdań podrzędnie złożonych.
Wojna na wschodzie wymagała od Niemiec przygotowania realizacji takiego planu i musiałyby się zacząć kilka lat przed wojną zakładając rozwój produkcji tych rodzajów uzbrojenia, które mogą się przyczynić do zwycięstwa nad ZSRR kosztem silnego ograniczenia pozostałych kierunków produkcji. Jest to przestawienie gospodarki w tryb wojny, gdy absolutnie wszystkie gałęzie gospodarki produkują tylko i wyłącznie dla armii. W III Rzeszy nastąpiło to częściowo, nie tak jak w Rosji Radzieckiej Stalina. Stąd np wielokrotnie niższa produkcja czołgów, przy czym Niemieckie zakłady przypominały manufaktury (choć na pewno lepsze jakościowo i technologicznie) w porównaniu do rosyjskich kombinatów, gdzie tanki wyjeżdżały taśmowo wprost na front.
Według Sitchina wojna Anunnaki wyglądała tak, że ekipa vs Marduk. Jeśli się nie mylę, to Marduk zadekował się w Wielkiej Piramidzie.
Festiwal wygrała pani komiksem pt Rozmówki polsko-angielskie.
Rzeczywiście nie warto rozgrzebywać takich historii. Był jeszcze inny słynny przypadek opętania z 1949 na którym oparto fabułę Egzorcysty.
„Tak samo jak nie ma szatana ani demonów”… to czemu się czepiasz sytuacji uwikłanej w opętanie, które oczywiście jest bezpośrednio związane z religią? Jeśli „nie ma” szatana i demonów to dziewczynę zwyczajnie powaliło, i niepotrzebnie się spinasz. Powinni o tym zrobić program w 997 i obśmiać na pudelku.? Czy co? W moim mniemaniu sytuacja biednej Anneliese to rzeczywiste opętanie.
Oooo, to powiedz jak w twoim mniemaniu wygląda rogaty?
A jak wygląda dusza?
Jak wygląda byt duchowy?
Z innej beczki: Jak wygląda wiatr?
Tak jak obecność duszy w ciele rozpoznajemy po
zachowywaniu przez ciało funkcjiżyciowych, jak uginanie się drzew za oknem jest wynikiem działania wiatru, tak opętanie (possesion) jest wynikiem działania bytu duchowego potężniejszego, chytrzejszego i bardziej inteligentnego niż nasza dusza. Nie wiem jak wygląda „rogaty”, ale egzorcyści wiedzą jak go rozpoznać. Bywa że przychodzi do egzorcysty osoba z zaburzeniami psychicznymi, tą egzorcysta po rozeznaniu kieruje do psychiatry. Czasem chorobie psychicznej towarzyszy również opętanie demoniczne, wtedy jest dobrze jeśli lekarz od duszy i od psychiki współpracują.
Przypadek istotnie dający do myślenia i zdejmujàcy cynikom uśmiech z ich gęb. Pytanie tylko dlaczego szatan nie jest zainteresowany babciami-dewotkami?
Niemal równolegle Matthew Smith zmagał się z nieukończonym Megatree.
Miałem okazję zagrać na PS3. Po 3h grania odnoszę wrażenie, że system destrukcji niektórych aut jest taki, gdybyśmy wjechali czołgiem w betonowe ogrodzenie… Ogrodzenie jest uszkodzone, ale autko praktycznie niedraśnięte. Na szczęście tych pojazdów rzekomo jest nie wiele 😉 Grę oceniam 8,5/10
Drogi autorze, nie ma czegoś takiego jak „świadomość”…
Kiedyś żył sobie taki pan, Kartezjusz, który wierzył, że istnieje podział na świat materialny i duchowy; dziś żyje sobie wielu ludzi, którzy wierzą, że istnieje podział na ciało i umysł; ba, wielu ludzi wierzy, że czas naprawdę istnieje i jest czymś więcej niż matematyczną stałą wprowadzoną po to żeby zgadzały się różne wzorki. 😉
Świadomość to nic innego jak wysoce skomplikowana samoreplikowalność i powtarzalność układu odniesienia. W uproszczeniu rzecz ujmując, to że cokolwiek widzimy, a nawet to, że śnimy lub też pamiętamy i „widzimy obrazy w głowie” wynika z tego, że powstała dostateczna ilość fraktali (na poziomie biologicznym abstrakcyjne pojęcie fraktala z grubsza można sprowadzić do połączeń neuronalnych, choć to bardziej skomplikowana sprawa) czyli geometrycznych wzorów, które w skali makro potrafią odwoływać się same do siebie, a raczej „przypominać same siebie”, bo „odwoływanie się” jest pojęciem mętnym, przypomina nieco język programisty komputerowego, a nie o to chodzi.
Owo „dorabianie brakujących kawałków” bierze się właśnie z tego, że te kawałki od dawna istnieją w przyrodzie i mózg w zasadzie „dorabia” je naturalnie. 🙂
Hoimar von Ditfurth, przypomina się seria Plus Minus. 😛
Swoją drogą, Miczu, ciekawym jest, że krytykujesz atawistyczne podejście do kwestii istnienia „bogów” w pradawnych społecznościach, natomiast podoba Ci się podobne podejście w kwestii snu.
Przepraszam, nie chciałbym być PITA, ale niestety jestem dociekliwym i upartym polemistą… 😉
Pogooglowałem (komiksu nie posiadam pod dłonią) i z obrazka wynika, że wannolot miał napęd „odkurzaczowy”… Chodzi więc o to żeby komuś udało się przyczepić do wanny odkurzacze i na tym polecieć.
Z drugiej strony może lepiej nie poddawać tego pomysłu pod rozwagę, na świecie jest mnóstwo wariatów, którzy chcieliby tego i owego spróbować, a potem prokurator wejdzie mi na głowę za nakłanianie do samobójstwa… 😉
Otóż jest film dokumentalny, który był emitowany (o ile się nie mylę) w TVP,
można się z nim zapoznać zamiast grzebać w fabularyzowanej wersji (Egzorcyzmy Emily Rose).
http://www.youtube.com/watch?v=WtBg_uME3ig
Jednym z kandydatów na Kubę był też członek rodziny królewskiej.
Jeżeli dobrze pamiętam jest to główny wątek świetnego komiksu „From Hell”.
Knight Lore dotarło na giełdę w Warszawie jeśli dobrze pamiętam pod koniec 1985. Na parterze a może nawet na poziomie -1 (w szatni) przegrywał mi je koleś który miał największe stoisko spectrumowskie.
Mongoidalny polski prokurator wynalazłby dla chłopaków z dziesięć różnych zarzutów: afirmanctwo (Tytus podawał się za Jednorękiego Bombardiera), paserstwo (handel Tytusem), stwarzanie niebezpieczeństwa komunikacyjnego, wspomniane nakłanianie do samobójstwa, itd. Oczywiście, nic z tego nie ostałoby się w sądzie 🙂 A wracając do wannolotu, miał silniki z odkurzaczy, ale gdy przejrzysz plansze, to widzisz, że nie poruszał się jakoś szybko. Faceta ze skrzydłem na pewno by nie dogonił.
Nie podoba się, ale zacytowałem jako wytłumaczenie zaserwowane przez von Dietfurtha. Zdaje się, że pisał o tym w książce Duch nie spadł z nieba, która podziałała na moją pacholęcią wyobraźnię mocniej niż Na początku był wodór. Moim zdaniem sen jest znacznie głębszym zjawiskiem związanym z naszą świadomością. Jeśli miałbym ci odpowiedzieć jak sobie wyobrażam sen, to musiałbym wyłożyć całą moją wiarę czym jest rzeczywistość. A tego nie chcę tutaj robić, bo przygotowuję na ten temat popkulturowy utwór 🙂 Mówiąc najkrócej, wyobrażam sobie sen jako odpoczynek świadomości, w którym porusza się ona po kisielu czasoprzestrzeni, czasem trochę w przyszłość lub przeszłość, wyławiając jakieś fragmenty, których po zakończeniu snu nie sposób ułożyć w całość. To oczywiście moje czysto amatorskie, prywatne rozumienie.
Kartezjusz być może zbyt prostodusznie rozumiał te sprawy, dokonując podziału na zasadzie czarne i białe, ale negowanie istnienia świadomości? To czymże jest to przyjemne poczucie, że żyjesz, że jesteś tu i teraz? Kilkoma impulsami elektrycznymi? Nie wiem o co chodzi z tymi fraktalami, bo ostatnio nic na ten temat nie czytałem, a to pewnie jakaś świeża i modna teoria. Ogólnie rzecz biorąc, trudno mi zaakceptować materialistyczne podejście sprowadzające wszystko do poziomu atomów i jednocześnie z gruntu negujące wszelkie zjawiska typu prorocze sny, telepatię, telekinezę czy hipnozę. BTW, czemu jeszcze nie napisaliśmy nic o Caysie?
Kartezjusz ze swoim „myślę więc jestem” wątpił w różne rzeczy za wyjątkiem świadomości właśnie, dowodząc że myślenie o tym, że nie ma myślenia, też jest myśleniem. Śmieszne jest to, że cztery wieki później z technologią rezonansu magnetycznego, teraflopami mocy obliczeniowej dalej zmagamy się z pytaniem czym jest świadomość, gdzie ona jest i jak działa. Wydaje mi się że samoreplikowalność i powtarzalność geomertii fraktalnej nie tłumaczy istoty rzeczy. W przyrodzie fraktalem jest płatek śniegu czy liść paproci, a jedno i drugie nie ma widocznych cech świadomości.
Pewnie nie tłumaczy, ale nikt mi nie powie, że nie próbuję myśleć. 😉
Być może dyskusje dotyczące świadomości są jedynie pokłosiem problemów z nomenklaturą. W istocie ja nie neguję istnienia takiego pojęcia jak „świadomość”, natomiast uważam, że jest to takie samo pojęcie jak miłość. To znaczy, że jest bardzo szerokie i choć oczywiście trudno je sprowadzić do jednego krótkiego wzoru chemicznego gdzieś tam na poziomie bazowym jest to jednak pewien zestaw procesów i nic więcej. Nie podoba mi się natomiast podejście wielu ludzi, którzy twierdzą, że „świadomość” to jakiś nowy twór, byt istniejący „ponad”. Człowiek jest bytem fizycznym i świadomość też się da jakoś wytłumaczyć, trzeba tylko jeszcze trochę poczekać, gałąź nauki zwana neuroscience dynamicznie się rozwija.
Kiedyś z kimś pisałem na temat i jako ilustracji tego co chcę powiedzieć użyłem przykładu z ludzką zygotą. Na początku jest jedna, potem są dwie komórki, cztery komórki i tak dalej, pojawiają się ręce, nogi, później organy wewnętrzne, mózg. Wszystkie te procesy zachodzą w obrębie tablicy zwanej Mendelejewa. No i niech mi ktoś potem powie, że dorosły człowiek to jest „coś więcej” niż dajmy na to, mur z cegieł. To taki sam mur, tylko fantazyliony dłuższy i wyższy. A jeżeli to „coś więcej” – jak chcieliby niektórzy – to w którym momencie następuje „klik” i z nieświadomości rodzi się świadomość?
Jak na dzisiejsze standardy to panowie nie wykonali wielkiej pracy. Produkcja MM kosztowała prwnikiem ze 2 tysiączki funtów, nie więcej
Spiskowcy wszystko uznają za korzystne dla siebie fakty 🙂
I filmu też. Tyle że wygląda to na mało prawdopodobną hipotezę. Widowiskową – tak, ale było kilku morderców, których złapano za inne „dokonania” niż te z Whitechapel. I któryś z nich zapewne był Kubą. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby ktoś z Pałacu Buckingham wałęsałby się nocami po podejrzanej dzielnicy. Jeśli już byłby dewiantem, schlebiałby swoim morderczym instynktom w domowym zaciszu.
Wydaje mi się że telefonia komórkowa idzie w złym kierunku, robienie telefonu z elastycznym ekranem nie jest według mnie ani funkcjonalne ani nawet wygląda niezbyt dobrze, nie zdecyduje się na taki telefon teraz ani za kilkanaście lat, jestem fanatykiem tylko tradycyjnych + dotykowe, te które w ogóle przypominają smartfona a nie jakąś folie. Fajnie poczytać nietypowy artykuł, ale to do mnie nie przemawia.
Niestety, teoretycy „starożytnych astronautów” opierający swoje podstawy na tekstach sumeryjskich (w których zresztą brak jest odniesień np. do wydobywania złota), mogą być w błędzie, bo nawet dla Sumeryjczyków owe eposy o potopie były historią starożytną. Sumeryjskie historie według badaczy są mało wiarygodne, ponieważ jak donoszą badacze tej kultury, ówcześni pisarze nie byli zbytnio dokładni w opisywaniu szczegółów historii, i znaleziono wiele nieścisłości i różnic. Badacze podkreślają iż dużo bardziej wiarygodną wersją tej historii może być właśnie wersja biblijna, ponieważ kulturę jej twórców cechowała znacznie większa dbałość o dokładność i akuratność zapisu pisemnego.
Ale Stary testament ma 2 tys lat a mity Sumerow ok 4 tys lat .Jeszcze starsze sa opisy wojen bogow w mitach indyjskich (ok 5 tys lat przed Sumerami) wiec logiczne jest ze opisy w biblii pochodzą z tych starszych zrodel
W zapowiedziach Wydawnictwa Komiksowego figurują kolejne pozycje podejmujące tematykę żydowską (m.in. „Córka Mendla. Wspomnienia”), co być może wiąże się z tegoroczną, okrągłą rocznicą Powstania w Getcie Warszawskim. Biorąc pod uwagę, że z roku na rok zainteresowanie judaikami regularnie słabnie zamiar wspomnianego wydawcy wypada uznać za wyjątkowo odważny. Nie da się jednak ukryć, że w przypadku „Ostatnich dni…” pomysł spolszczenia tego tytułu sprawdził się – przynajmniej z punktu widzenia czytelników – znakomicie.
To chyba w „Loose change” „ekspert” stwierdza, ze w Empire State Building rabnal B-52…Jesli tak, to to jest baaaardzo wiarygodne…zwlaszcza kiedy autorzy od razu skazuja USA a potem manipuluja faktami i dorabiaja do tego cala filozofie czasem pachnaca totalnymi sajensfikszynami. A cel tych propagandowych dzielek jest tylko jeden…osmieszyc i oskarzyc Busha, „wredne” CIA i chciwych Amerykanow…a z poszukiwaniem prawdy to nie ma absolutnie nic wspolnego…a przy okazji zaspokaja sie pazernosc ludzi na wszelkie skandale i konspiracje…i zarabia sie na tym niezla kase… A WTC to jest oczywiscie osobliwy przypadek – to nie byl zwykly pozar!!!!!!W 400m wiezowce walnely duze pasazerskie samoloty wypelnione na full paliwem!!!!!…
Więcej zbieżności jest z „Sherlockiem” z BBC niż z mentalistą. Nikt nie wie który serial zapoczątkował ten schemat, ani który kopiuje który, który jest który, który był pierwszy, a który będzie ostatni. Podejmowany temat jest praktycznie nie do wyczerpania, a w dodatku stworzenie mocnej osobowości głównego bohatera przyciąga widzów. Pakują w niego zbiór cech, które ludzie lubią, cenią, podziwiają i sami chcieliby mieć. Pamiętaj jednak o tym, że bohater ów musi przekraczać i przesuwać różne granice, dlatego najczęściej dorzucają mu partnera, który jest porządny, prawy i żyje według reguł rządzących tym światem. Między nimi powstaje kontrast, który uwypukla wyjątkowość głównego bohatera, którego, za czarujący bunt przeciwko konwenansom (którego sami chcielibyśmy niejednokrotnie dokonać), cenimy i lubimy jeszcze bardziej.
Oto przepis na serial, który ma więcej niż połowę szans na powodzenie.
Koniecznie musicie napisać o wojnie jądrowej Anunnakich sprzed 5 tysięcy lat 😉
Trudno się facetowi dziwić, trzeba jakoś zarabiać na życie, a dając materiały innym redukowałby swoje możliwości zaskoczenia.
Jak na moje oko to zdradza go niedzisiejsza bluza.
Anunnaki nie przybyli na Ziemię przypadkiem. Poszukiwali złota, które dziś także odgrywa ważną rolę w technologii kosmicznej. Było im ono potrzebne do ratowania zanikającej atmosfery ich planety, do ochrony przed promieniowaniem, utratą ciepła, powietrza i wody – to Sitchin. I właśnie dlatego wylądowali w pozbawionej złota bagnistej Mezopotamii. Złota tam nie było, lecz była trzcina, materiał, z którego w III tys. p.n.e. budowano statki, wszystkie większe cywilizacje powstawały w deltach rzek a w każdym razie tam, gdzie mógł się rozwinąć transport morski.
Zecharia Sitchin – pisze ciekawie, ale kiedy dowiedziałem się, że finansował go któryś z Rockefellerów dałem sobie z nim spokój.
Złoto i większość innych surowców łatwiej znaleźć w Kosmosie. Jeśli ktoś potrafi przylecieć z Przestrzeni na Ziemię, to aby zbadać tubylców lub zaanektować planetę w ekosferze.
Wrak żaglowca słynnego angielskiego pirata Henry’ego Morgana badają amerykańscy archeolodzy u wybrzeży Panamy
Zespół z Uniwersytetu Stanowego Teksasu pod kierunkiem dr. Fredericka Hanselmanna zlokalizował wrak w 2010 roku, ale jego eksploracja na dużą skalę za pomocą najnowocześniejszego sprzętu stała się możliwa dopiero teraz. Dofinansowania badań włączył się producent rumu marki Captain Morgan.
Statki Morgana rozbiły się w rejonie rafy Lajas przy ujściu rzeki Chagres do oceanu. Archeolodzy najpierw natrafili na sześć żelaznych dział okrętowych, a potem, w pobliżu, na fragment drewnianego XVII-wiecznego kadłuba. Wokół leżały rozrzucone na dnie drewniane beczki i skrzynie, broń, plomby towarowe.
Więcej w artykule tutaj: http://www.rp.pl/artykul/922474.html
Batman narodził się w 1939 roku, na fali popularności innego ikonicznego superbohatera – Supermana. Wydawnictwo National Publications, późniejsze DC Comics, wyczuło skąd wiatr wieje i zażyczyło sobie kolejnych superludzi. Ale zaproponowany przez Boba Kane’a Bamtan nie posiadał nadprzyrodzonej siły i rentgenowskiego wzroku – pod maską skrywał się prawdziwy człowiek, bogacz Bruce Wayne. I być może właśnie w tym tkwił sukces postaci. Czytelnicy w końcu mogli się z kimś utożsamiać, nie czytali już o przybyszu z innej planety, ale o normalnym śmiertelniku. Być może obrzydliwie bogatym i nierealistycznie wysportowanym, ale śmiertelnym i popełniającym błędy.
Jest jeszcze film dokumentalny Egzorcyzmy Anneliese Michel. Dla mnie film był przerażający, dziwie się sobie, że w ogóle obejrzałam go do końca. Szczerze mówiąc, wczoraj po raz pierwszy usłyszałam o historii tej dziewczyny. Wierzę w to, że była opętana. Chora osoba (np. na schizofrenię) nie ma tak, że co kilka dni wstaje z łóżka i żyje pełnią życia, jakby nigdy nic się nie stało. A Anneliese podobno tak miała między atakami, jak gdyby w ogóle nie była świadoma tego, co się dzieje. Nagrania były przerażające. To jak te demony mówiły kim są, za co są przeklęci, oddawali cześć Matce Boskiej… straszne . I to, że to była dla niej pokuta za grzeszących ludzi, że gdyby ona nie „przyjęła” tych demonów do siebie, to opętałyby one ludzkość.
Minusem Atlas Areny jest niestety też lokalizacja niesprzyjająca wyskoczeniu na szybką konsumpcję. O ile się nie mieszkało kilka lat na Retkinii i nie wie gdzie szukać. Tak się akurat składa, że jest tam jedna z lepszych bud z chińskim w Łodzi. Stołuję się tam od czasów końcówki liceum i ani razu się nie strułem, poza tym prowadzi knajpę cały czas ta sama ekipa. Także głodny i zmuszony wyborem pomiędzy hotdogiem a zapiekanką w Arenie, postanowiłem wyskoczyć przekąsić sprawdzoną wołowinkę. Po drodze nabyłem w sklepie Krombachera. Kiedyś to piwo pite na chodniku w przygranicznym Ahlbeck zachwycało. I o dziwo do dzisiaj piję je z przyjemnością, szału nie ma, ale nie odrzuca mnie, więc z braku laku można. Co ciekawe obok chinolka na Bratysławskiej można zobaczyć graffiti bardzo mocno w klimacie festiwalu. Lobo w wersji Bisleya (jeszcze przed zostaniem metroseksualistą) i zdaje się, że RanXerox (poprawcie mnie jeżeli się mylę). Także jak najbardziej w temacie.
Jest polski ślad w sprawie Kuby. Chodzi o Seweryna Kłosowskiego, znanego także jako George Chapman. Urodził się w 1865 r. w wiosce Nagórna nieopodal Koła. Zanim wyemigrował na Wyspy, pracował jako asystent chirurga, a potem jako młodszy chirurg. Po przeprowadzce do Wielkiej Brytanii osiedlił się w Londynie, gdzie otworzył własny zakład fryzjerski. Jego zakład zlokalizowany był nieopodal miejsca, w którym dochodziło do zbrodni, a sam Chapman znany był ze swojej nienawiści do kobiet. Mężczyzna był trzykrotnie żonaty i wszystkie jego żony przedwcześnie zmarły w wyniku dziwnej choroby. Jak się później okazało Kłosowski podtruwał je związkiem antymonu. Po tym jak jego działania wyszły na jaw, został schwytany przez policję i skazany na śmierć. Powieszono go 7 kwietnia 1903 r.
Nie wiem dlaczego automaty spamowe upodobały sobie właśnie ten post. Akurat John Reginald Christie ich zaciekawił. Walą w niego jak w bęben. Na szczęście odbijają się od moderacji jak od gumowej ściany.
A propos starożytnych grobowców i piramid przypomniała mi się autentyczna anegdota. Pewnego razu marszałek Piłsudski odwiedził Egipt. Nie był jednak ciekawy jak wyglądają piramidy. Wreszcie został przekonany i podjechał limuzyną pod starożytne budowle. Marszałek popatrzył przez szybę samochodu i powiedział: „No tak, zupełnie jak na obrazkach” i po krótkim czasie zdecydował by zawrócić.
Polecam książkę http://www.edycja.pl/produkty/ksiazki/duchowosc-liturgia/wyznania-egzorcysty
Pozdrawiam
A ja polecam ci ciekawą książkę: prof. psychologii Bernharda Groma pt. „Psychologia religii”, zwłaszcza (oczywiście) rozdział poświęcony opętaniu. Autor jest jezuitą a WAM to najstarsze wydawnictwo katolickie w Polsce. Piszę o tym, żeby cię przekonać, że nie jest to książka tendencyjna, pisana z pozycji ateistycznych. Poglądy profesora Groma na opętanie mogą cię zaszokować. Krótko: rozpatruje je niemal wyłącznie w kontekście zaburzeń psychicznych a interpretację „demonologiczną” uznaje za niemożliwą do udowodnienia i, praktycznie, zbędną. Wyjaśnienia psychologiczne i psychiatryczne są – jego zdaniem – i prostsze i bardziej zadowalające.
Powołuje się na tak zwaną Brzytwę Ockhama, hmm?
No cóż, czy Egzorcyzm jest swego rodzaju placebo
działające jedynie na wierzących, lub jak być może wolicie myśleć – przesądnych ludzi? Gabriel Amorth – watykański egzorcysta tak nie sądzi. W pierwszej kolejności kieruje swoich „pacjentów” do psychiatrów, a gdy ci mają problemy z diagnozą, leczeniem, wtedy wracają do niego. Gabriel Amorth nie wyklucza pojawienia się zaburzeń psychicznych, które mogą mieć naturalne przyczyny i często tak właśnie jest. To właśnie on przewiduje prostsze przyczyny stanu chorego. Egzorcyzm jest na samym końcu łańcucha dochodzenia do przyczyn choroby. Jeśli leczenie konwencjonalne nie pomaga, a egrorcyzm pomaga, to czy możemy mówić o placebo?
Pamiętam jeszcze salon gier na zapleczu „rudego wieżowca” oraz na Dworcu Wschodnim. Ten pierwszy był raczej wcześniej niż te z Centralnego.
Samsung bardzo chce uchodzic za firme technologicznie lepsza od tych z Cupertino. Czasem przez to bladzi w slepych uliczkach. Moim zdaniem gietkie ekrany to wlasnie taki dead end.
Innym znanym przypadkiem opętania i jakże ciężkich prób przeprowadzenia egzorcyzmów stała się historia 28-letniej Anette Rimes, która trafiła do szpitala, będąc już od prawie roku uznaną przez Kościół za opętaną. W napadach szału niszczyła wszystko, piszczała, a nawet rzucała się w amoku na ludzi. Świadkowie twierdzą, że wielokrotnie ta filigranowa dziewczyna niskim męskim głosem wrzeszczała przeraźliwie grożąc, że zabije wszystkich i wyskoczy przez okno. Lekarze, którzy byli świadkami jej ataków, nadal jednak nie mogli uwierzyć w nadprzyrodzoną ingerencję szatana i innych demonów. Diagnoza była jednoznaczna: schizofrenia paranoidalna. Wkrótce dziewczyna zmarła.
Chętnie zapoznałbym się z historią Anette Rimes, ale nie mogę znaleźć żadnego źródła. Czy mógłbyś podać jakieś, jakiekolwiek?
Na tym zdjęciu wygląda to tak jakby koleś w kasku sprawdzał czy ma większy interes od manekina 🙂
Fajna zbieżność nazwisk – pierwsza ofiara też się nazywała Chapman. Przypadek? Nie sądzę.
Ja to zrozumiałem tak, że w Mezopotamii zrobili osady, a złoto wydobywali w innych miejscach. Zresztą kto wie czy kiedyś nie było złóż na Kaukazie czy Półwyspie Arabskim.
Ja sny pamiętam nawet z dzieciństwa. Pamiętam jeden ze swoich snów,który rano opowiadali sobie moi rodzice im śniło się dokładnie to samo co i mi ( jak to możliwe? )W tym śnie leżeliśmy na podłodze z ciał wystawały jakieś gąbki ale takie w całości i obskubywały nas robaki,ale nie byliśmy martwi.Ja to widziałam z pozycji obserwatora – oni chyba tez – rodzice się tym snem wystraszyli,ja go zapamiętałam bo był niezwykły oraz zapamiętałam,bo rodzicom śniło sie to samo i gadali o tym.Musiałam być bardzo malutka,bo rozeszli sie gdy miałam 6 lat.Jednym ze snów jaki pamiętam była wojna – czerwona wojna,patrzyłam na strzelających do siebie żołnierzy i wszystko widziałam za taka jakby mgłą.Ta wojnę widziałam za okna bałam sie i przykro mi było.Widziałam żołnierza w hełmie który stał na płocie? widziałam karabin którym strzelał.Jako dziecko dużo chorowałam/ nerki,zatoki,drogi oddechowe/ Kiedyś przyśniło mi się,że znalazłam sie nad morzem,a w tym morzu były serca – patrzyłam na ludzi,którzy wymieniali te serca w morzu.Swoje chore wkładali do wody a wyjmowali czyste i robili tak co jakiś czas.Śniło mi się,że byłam w sanatorium,szpitalu? leżałam w łóżku i że do mnie przyszła sama „bozia” i dała mi paczkę. Pamiętam radość z tego tytułu :))) Śnił mi się krzyż na niebie,który spadał i czym był bliżej ziemi tym robił się większy,cały płona.To,ze fruwam he he he i widzę wszystko,wszystkich z góry.Snów o podłożu religijnym miałam mnóstwo – nawet jako osoba dorosła.Jednym z zadziwiających faktów jakie miało miejsce – z koleżanka zmieniałyśmy mieszkanie – istnieje „przesąd”,ze to co się przyśni na nowym miejscu mieszkania w pierwsza noc to prawda lub się zdarzy.Mi sie przyśniło,ze jestem w ciąży hi hi hi i byłam jak sie potem okazało,tyle że nie wiedziałam o tym jeszcze wtedy.Erotyczne to standard,jak i po śmierci mojego taty.Nie dość,ze wyraziste to i emocjonalne.Śniło mi sie,że np.spadam w dół ale nigdy nie doleciałam do ziemi.Umierałam w trakcie lotu.Wiele snów,ze umieram.Wiele osób,które znałam a umierały śniły mi się ale o tym fakcie dowiadywałam się dopiero potem np. kobieta u której pracowałam,czy dziadek kolegi u którego kiedyś mieszkaliśmy.Osoby z którymiś byłam w jakikolwiek mentalnie,emocjonalnie związana.
Czy Zsa to tak w swimsuicie popylała po tej obcej planecie? 🙂
Po przeczytaniu nieopatrznie kliknąłem w parę linków w guglu. No żesz ty kurka mać, ta dziewczyna raczej nie udawała….
Zgoda. Coś jak telefony wodoodporne 😉
Przeczytałem właśnie Noir i Psychopoland. Napoleony, morderstwa, dziwki. I to na poważnie. Jeśli tak ma wyglądać nowy polski komiks to ja podziękuję 🙁
No i właśnie Noir wygrał potem ten festiwal 🙂
Teoria zgrabna i nawet racjonalna. Pozostaje tylko pytanie kto najął cyngli? Inaczej mówiąc, kto wykonał pierwszy ruch?
Ten temat musiał się pojawić 🙂
Fenomenu ff nie da się spostponować prostym „majaki żądnych rozgłosu freaków”
Mówi się, że Kuba swą działalnością otworzył symbolicznie nową epokę – nazizmu, stalinizmu, techniki i mroku. To mit, a mity najłatwiej się przyjmują.
Po jednym z podobnych przypadków – kontakcie samolotu RAF z Foo Fighter – wystraszony Churchill kazał wszystko utajnić na 50 lat. Po latach badał tę sprawę ekspert Nick Pope. Dosłowny cytat z niego „Ale jeden naukowiec, którego dziadek był ochroniarzem [Churchilla], powiedział, że Churchill i Eisenhower spotkali się, żeby zataić niesamowite widzenie UFO, którego świadkami była załoga RAF wracająca z nalotu bombowego. Powodem było najwyraźniej przekonanie Churchilla, że [ta informacja] wywołałaby zbiorową panikę i zdruzgotała przekonania religijne ludności.”
A może eksperymenty z antygrawitacją?
Ja stawiam na pioruny kuliste 😉
Ja stawiałbym na zjawisko, które wymyka się granicom współczesnej nauki. To znaczy, emisje energii wywołane jakąś interferencją z organizmami żywymi. Pamiętaj, że największy zaobserwowany piorun kulisty miał średnicę półtora metra, a te cuda goniące myśliwce były niekiedy większe. W jednym przypadku był wręcz „wielkości sterowca”, jak to dokładnie ujęto w obserwacji z Los Angeles z lutego 1942.
W czasie zimnej wojny w obawie przez ofensywą sowiecką Niemcy zdeponowały złoto w bankach Anglii, Francji i USA. O ile po 1990 dwie trzecie złota z Angli i Francji wróciło do Bundesbanku, o tyle złoto przechowywane w Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku nie wróciło jeszcze do właściciela. Amerykanie w roku 2013 wspominają o zwrocie depozytu 300 ton niemieckiego złota w roku 2020. Jest to o tyle dziwne, że rezerwy złota w Fort Knox to podobno ponad 6000 ton kruszcu, więc zwrot trzystu ton powinien być tylko kwestią logistyki, no chyba że złoto gdzieś się „zawieruszyło”.
O, niesamowita sprawa. Nie wiedziałem, że Niemcy próbują odzyskać swoje dawne złoto. BTW, Polska, co może się wydać zaskakujące, odzyskała po wojnie niemal całe swoje zasoby złota. Kiedyś pewnie o tym napiszemy, bo to sensacyjna historia. Dla mnie natomiast wielką zagadką jest co się stało ze złotem, które w 1945 r. ekipa Pattona odkryła na terenie Niemiec w szybie kopalni 500 metrów pod ziemią. To była lwia część tak zwanego „złota nazistów”, czyli kruszcu rabowanego z banków w całej Europie. Było tego kilkaset ton (z samej Austrii zakoszono prawie 80). Nigdzie nie zdołałem znaleźć informacji co się z tym później stało. Jakoś trudno uwierzyć, że tak po prostu zwrócono to RFN, skoro w ogromnej części (tylko dokładnie jakiej?) było mieniem ukradzionym przez nazistów. Trudno to było ustalić, rozliczyć i rozsądzić. Podejrzewam, że w tej sytuacji Stany pobrały całą pulę w ramach zwrotu za ropę zużytą podczas lądowania w Normandii plus kilka innych podobnych wystawionych rachunków. To ciekawa hipoteza, że w Forcie spoczywa sobie dużo niezaksięgowanego złota. Tylko skoro tak, to dlaczego audyty prowadzone do lat 70-tych niczego takiego nie wykazały?
Przybysze z przyszłości. Turyści, którzy przybyli zwizytować świat czasów wojny. Dlaczego akurat piloci ich widzieli? Pewnie widziały ich też tysiące zwykłych ludzi, ale komu w wojennej pożodze mogli o tym składać raporty?
Nie udawała na pewno. Pytanie dlaczego takie ataki zdarzają się niemal wyłącznie u żarliwych dewotów? Ateiści są zaszczepieni na szatana???
Ateiści nie są uodpornieni.
Katolicy w łasce uświęcającej już są, z małymi wyjątkami w przypadkach tak zwanych „dopustów Bożych”, gdy opętanie, lub dręczenie ma umocnić w wierze kandydata na potencjalnego Świętego. Często do opętania dochodzi w wyniku przekroczenia pierwszego przykazania, parania się magią i okultyzmem, tarotem, jogą – czy ktoś wierzy, czy nie wierzy w Boga.
Oczywiście! Delikwenci są osądzani przez komisję śledczą – gania je stadko kosmicznych dziewczyn z laserami, zwłaszcza jedna duża w czerwonym kostiumie. Najlepszy dialog pomiędzy paniami brzmi: „What sort of Men are they? – Strong and Brave” 🙂
Hipoteza o tym, że meteoryt zderzył się ze statkiem obcych wciąż obowiązuje. Według niej w misji kamikaze obcy ratując naszą (ich?) planetę, poświęcili swój statek, żeby staranować meteoryt. Dlatego wyparował w powietrzu i nie było krateru.
Jest taki zespół Foo Fighters 😉
Na tle innych „seriali” był tylko nic nie znaczącym detalistą.
Zwracam nieśmiało uwagę, że także załogi Apollo 11 widywały (rzekomo oczywiście) dziwne światła na Księżycu 🙂
Od tego czasu odłamki wędrują w przestrzeni kosmicznej okazjonalnie napotykając na planety, jak to nastąpiło w przypadku Ziemi w 1908 roku. Jak mówi Drobyszewski, wystarczyła iskra, która mogła powstać w czasie wchodzenia odłamku w atmosferę by sprawić, że powstała naturalna gigantyczna bomba lodowa. Według Drobyszewskiego, w czasie spotkania odłamka z atmosferą Ziemi, wybuchło tylko 10% materiału, zaś on sam został z powrotem odbity w przestrzeń kosmiczną. Czy podobne zdarzenie może wyjaśnić niezwykły wzór „motyla” w jaki układają się powalone drzewa? Przeczesując dane na temat ponad 6000 obiektów okołoziemskich, Drobyszewski i jego współpracownicy odnaleźli jeden, który około 27 czerwca 2008 roku znalazł się niedaleko Księżyca. Jest to kometa opatrzona nazwą 2005NB56. Cechy obiektu oraz kierunek, z którego przybył może pasować do wielu elementów opowieści o bolidzie tunguskim.
Gość był podobno dublerem w scenach, gdzie Lord Vader podnosił ludzi do góry 😉
Ale na serio niewytłumaczalne rzeczy wydają się bez sensu, dopóki ich nie zobaczymy, albo nie zbadamy i wyjaśnimy tym, czym dysponuje obecna nauka. Zastanawia mnie, na ile sam mam jakieś zdolności, których nie mają inni, tylko nie zdaję sobie z tego sprawy, bo albo są bardzo słabe, albo zbyt dla mnie oczywiste i wydaje mi się, że inni też je mają.
Ten gość, który podnosił ludzi do góry to były kulturysta, który w brytyjskich horrorach z wytwórni Hammer grywał często Frankensteina. Nie potrzebowałby dublera 🙂 Co do reszty, zgoda. Nie widzę problemu, żeby takiego Stefana Wronę wziąć na warsztat i zbadać go dostępną aparaturą.
Badano gęstość Wszechświata. Jeśli ta gęstość okazałaby się większa od ustalonej ktytycznej – nastąpi kolaps. W innym przypadku – wieczne rozszerzanie. W czasie gdy się tym interesowałem rozwiązanie było nieznane. Obecnie przeważają chyba badania, że gęstość jest mniejsza od krytycznej, czyli Wielki Chłód.
Rozwiązanie jest dość banalne. Na tych pustyniach często nocą są ujemne temperatury i powstaje normalna ślizgawka. Wieje wiatr i ruszają się kamienie. Powierzchnia jest równa jak stół. Ot cały sekret. Był o tym film w Discovery.
Pomyślałem od razu jakie narkotyki zażywał, że mógł widzieć przyszłość. Może ktoś mu narkotyki przedawkował, żeby nie opisał innych „wizji” z przyszłości. Albo może przedawkował, bo zobaczył taką przyszłość, że odechciało się żyć…
Od raczej był z tych jasnowidzów nieświadomych. Albo po prostu był takim farciarzem. Nigdy i nigdzie nie przechwalał się, żeby posiadał jakieś nadprzyrodzone talenty.
Przeciętny ludzki mózg i tak nie jest w stanie tego ogarnąć. Jeśli chodzi o badania i naukowców, to to niestety też w dużej mierze czyste przypuszczenia poparte jakimiś tam doświadczeniami, obserwacjami, matematyką i fizyką. Taka gadka na wyższym poziomie wtajemniczenia.
Temat zadłużenia ekonomicznego jest w/g mnie tak naprawdę tematem o przemianach cywilizacyjnych. Nie chodzi już tyle o zadłużenie rozumiane w starym stylu, ale o dyskusję na temat jakie są jego limity i czy w ogóle można je jeszcze postrzegać w kategoriach ekonomicznych.
Jeśli popatrzeć na to co się w tej chwili dzieje w świecie młodych ludzi w krajach rozwiniętych to konstatacja powinna być taka: nie chcą pracować, nie chcą mieć dzieci, chcą się bawić; a jeżeli już mamy coś robić to niech ktoś nam płaci za granie w gry komputerowe albo za bycie kreatywnym „na tripie”.
Dowcip polega na tym, że o ile te zastępy emo-hikikomorich, żyjących z bogactwa nagromadzonego przez rodziców kiedy wytwórczość w krajach „tak-zwanego Zachodu” stanowiła jeszcze wartość, jakoś przeżyją, do ich świata zaczną się bardzo szybko dobijać ci, którzy muszą pracować – uwaga, bardzo brzydkie dziś słowo, FIZYCZNIE. Innymi słowy chodzi o to, jak to ktoś kiedyś ładnie ujął, że żeby ktoś potrafił obsługiwać komórkę najpierw ktoś musi ją w ogóle zbudować. Budować będą ci z krajów biednych, bo tyle im dziś wolno, konsumować mogą w ograniczonym zakresie.
Jeżeli w takiej, dajmy na to Hiszpanii, młodzież ma ochotę tylko na to żeby wlać w siebie i nawąchać się wszystkiego co możliwe (podobnie jest w Wielkiej Brytanii) to rządy owych państw nie mają już innego wyjścia niż nakręcać dług. Nikt przecież tych młodych ludzi nie podda eutanazji podając za powód bezproduktywność ewolucyjną, bo zaprotestują rodzice. A oni pracować i tak nie będą. Ktoś będzie musiał dostarczać im alkohol i narkotyki. Te będą płynąć z Meksyku, Chin, Afganistanu, Rosji. Ktoś będzie musiał za nich pracować, żeby nie umarli z głodu i nie utonęli w śmieciach i własnych odchodach. Siła robocza będzie płynąć zapewne z tych samych krajów.
Zmiany są nieodwołalne, pytanie czy da się je spowolnić za naszej generacji i na czym/kim zatrzyma się pikująca coraz szybciej w dół spirala kredytowania, już nie tyle ekonomicznego co społecznego. Niedawno gdzieś wyczytałem, że do niektórych regionów Chin sprowadzani są pracownicy z Wietnamu, ponieważ Chińczycy nie chcą w owych regionach pracować za przysłowiową miskę ryżu. Ale Wietnam ma w tej chwili jeden z lepszych wskaźników przyrostu PKB. Za pięć lat trzeba będzie kogoś sprowadzać do Wietnamu.
Tylko skąd?
Jednak rekin. http://www.grindtv.com/outdoor/nature/post/mysterious-sea-monster-discovered-in-spain-is-identified/
Naukowcy z Akademii Sił Powietrznych USA w Kolorado stworzyli świecące kule plazmy z roztworu soli pobudzanego łukiem elektrycznym. Dzięki temu obiekt zbliżony do pioruna kulistego, opisywanego przez naocznych świadków, zdołał się utrzymać przez pół sekundy.
Jego casus został sportretowany w filmie Podglądacz, nakręconym dwa lata po śmierci Glatmana.
U nas tez jest wiele zestawikow sushi w sklepach, ale charakteryzuje je jedno : stwardniały, niesmaczny ryż.
Poza tym co to za rynek jeśli w byle knajpie za rolkę maków, czyli ryż z kawałeczkiem ryby płacimy tyle ile w NY za megawypas w chińskiej lub tajskiej knajpie. Jaki fast food? To fast wyciągacz.
To jest prawdziwy naukowiec, według mnie oczywiście http://www.youtube.com/watch?v=ei3plYE7QWU Jest to pierwsza część 4 częściowego wykładu Nassima Harameina. Pięć godzin, myślę albo i z jakimiś dodatkami to i z sześć Nassim jest takim rebeliantem nauki, potrafi dowcipkować sobie z siebie i innych i jak dla mnie jest prorokiem, tego co się w przeciągu kilkunastu lat wydarzy na świecie naszym, czyli nadejdzie, albo właściwiej nadleci nowe, niezależne/wolne od dominującego obecnie niedowartościowanego deficytami psychologiczno-psychiatrycznymi EGO, kolegów i koleżanek naukowców, którzy w pracy naukowej widza PRZEDE WSZYSTKIM źródło pieniędzy na utrzymanie, a nie służbę ludzkości 0}:-)
To jedyna akcja z 11.09.2001, ktora jest imo zagmatwana. Np. pacneli gdzies obok a reszte sfingowano.
Moim zdaniem jest jeszcze drugi mocno zamącony punkt, czyli samolot, który oficjalnie „spadł” w Pensylwanii, rzekomo w wyniku walki pasażerów z porywaczami. Kiedyś były sekretarz obrony USA, Donald Rumsfeld przejęzyczył się i powiedział o zestrzelonym samolocie. IMO to dość prawdopodobne w kontekście, że leciał on najprawdopodobniej na Biały Dom. Oczywiście, rządowi nie wypadało podać, że zestrzelili pasażerski samolot, więc ku czci ofiar dorobiono bohaterską historię. Sceptycy musieliby przedstawić fakty – czy istnieją esemesy ofiar potwierdzające, że ruszyli do boju z porywaczami? Ale mówię, to tylko luźna hipoteza. Akcja z Pentagonem jest faktycznie jeszcze dziwniejsza. Opcja, że walnęła tam zagubiona rakieta wydaje się przynajmniej godna rozważenia. Pytanie jednak, co się stało z samym samolotem? Tego nie potrafię sobie wyobrazić.
według mnie tego samolotu nigdy nie było, a rakieta wewnątrz ameryki może być tylko Made in USA
Słyszałem już tę teorię, tyle że powstaje problem co zrobić z tym: http://www.usatoday.com/…/12/victim-capsule-flight77.htm
Sfejkowaliby śmierć tylu osób, z których wiele było znanymi menadżerami, lekarzami czy prawnikami? Moim zdaniem ten samolot musiał istnieć, pytanie tylko co się z nim naprawdę stało.
Jak na moje oko, to nawet 10-kilometrowy meteoryt nie mógł wzniecić pyłów, które by przesłoniły całą planetę. Pewnie impakt na Jukatanie wybił dinozaury z obu Ameryk, ale czy również te z Azji? Szczerze wątpię
Jedna asteroida nie, ale kilka – mniejszych i trafiających w różne miejsca globu: np. Silver Pit czy Ukraina. Poza tym nałożyło się na to działanie wulkanów z trapów Dekanu, które znajdowały się wtedy vis-`a-vis (na antypodach) impaktu Chicxulub. I to właśnie wykończyło dinozaury.
Nie wyglądał aż tak źle. Przy Edzie Geinie to wręcz przystojniak.
Przypominają się Odmienne stany świadomości z Williamem Hurtem 😉
Do USA dotarło dopiero w latach siedemdziesiątych. Za to tuż przed wojną weszła tam chińszczyzna.
Zniknięcie dinozaurów było spowodowane także przez erupcje wulkaniczne w rejonie trapów Dekanu. Druga grupa naukowców z tej placówki uważa, że znalezione w pobliżu ślady po kraterze wskazują, że pod koniec okresu kredowego doszło do serii uderzeń meteorytów. To właśnie one miały być odpowiedzialne za wyginięcie gatunków, które przetrwały trudny czas aktywności wulkanicznej. Na poparcie tych teorii szefowa jednej z grup naukowców z Princeton, Gerta Keller, wskazuje pomiary osadów z Dekanu. Z badań wynika, że druga faza erupcji wulkanicznych pokrywa się ze skokiem liczby szczątków planktonu. Wtedy to wulkany wyemitowały do atmosfery ogromne ilości dwutlenku węgla i dwutlenku siarki.
W XIX wieku sushi stało się popularnym fast foodem, różniło się jednak znacznie od postaci w jakiej znamy je dzisiaj. Było większe, a serwowane w nim ryby były często marynowane w sosie sojowym, zasalane lub gotowane, by przedłużyć ich okres przydatności do spożycia.
Są jednak sushi oraz sushi – w wypadku tej potrawy szczególne znaczenie ma jakość oraz uczciwość pracy kucharzy – ryba bardzo szybko traci świeżość, przez co sztuką w restauracji sushi jest zapewnienie dostaw świeżych surowców. Również technika przygotowywania sushi oraz jakość pozostałych surowców ma ogromne znaczenie – na smak sushi składają się w równiej mierze świeżość składników, ich jakość i pochodzenie oraz umiejętności osoby, która je przygotowuje. Prawdziwe sushi nie może się rozpadać przy pobieraniu pałeczkami, musi pozostawiać przyjemne uczucie sytości ale nie przepełnienia. Prawdziwe sushi musi zostawać w pamięci i pozostawiać miłe wspomnienia. Bowiem to nie tylko potrawa – sushi jest niejako stylem życia.
Samoświadomość w realnym empirycznym doświadczeniu, to po prostu postrzeganie własnej obecności w doświadczeniu wobec otaczających myślący podmiot przedmiotów i zjawisk, wśród których postrzega on swoje ciało jako siebie. Ich obecność stanowi uzupełnienie aktu refleksji, bowiem obecność tego samego otoczenia przed i po akcie refleksji potwierdza dla podmiotu zasadność stwierdzenia własnego bycia w nim. Samoświadomość od strony idealnej, to akt stwierdzania własnej obecności pozaprzedmiotowo lub pozamaterialnie. To akt transcendentny względem doświadczenia materialnego. Następuje w wyniku myślowego odróżnienia się podmiotu od własnej cielesności, co z kolei następuje jako rezultat poszukiwania własnej obecności w ciele, w którym poznający podmiot nie potrafi jej zlokalizować dokładnie. Poprzez to dochodzi do oglądu siebie w myśleniu siebie, co następuje w oderwaniu od doświadczenia materialnego w tym cielesności. Kierunek takich pozacielesnych poszukiwań samoświadomości potwierdzają choćby badania empiryczne np. neurologii lub chirurgii, które nie potrafią zlokalizować świadomości (nawet) w tkance mózgowej.
Ależ sensacja, od dawna wiadomo, że masowa zagłada dinozaurów nie była ani ostatnia, ani największa w historii. Dokumentacja paleontologiczna stwierdza osiem do dwunastu masowych wyginięć (w zależności od sposobu liczenia) w ciągu ostatnich 250 mln. lat. Ostatnie wydarzyło się 11 mln. lat temu, największe (zginęło 80% żyjących wtedy gatunków) 248 mln lat temu. Komputerowe opracowanie danych paleontologicznych ujawniło, że masowe wymieranie nie jest przypadkowe, ale regularne – zdarza się mniej więcej, co 26 mln. lat – ostatnie nastąpiło 11 mln. lat temu.
Prehistoria do korekty, ma głębszy wymiar od czasu publikacji Michaela Cremo „Zakazana archeologia” a podającej m.in. długą listę zadziwiających znalezisk archeologicznych. Mam tu na myśli znalezioną w Afryce Południowej metalową kulę z wyżłobionymi wzdłuż jej obwodu rowkami pochodzącą, jak się datuje, z okresu prekambryjskiego. Odcisk buta znaleziony w Antelope Springs w stanie Utah, którego powstanie datuje się na okres kambryjski. Metalową wazę znalezioną w Dorchester w stanie Massachusetts pochodzącą prawdopodobnie z okresu prekambryjskiego. Kamień znaleziony w Szkocji, w którym znajdował się żelazny gwóźdź. Pochodzenie tego znaleziska datuje się na okres dewoński. Kamień znaleziony w Tweed w Anglii, w którym umieszczona była złota nić. Żelazny dzban znaleziony w Wilburton w stanie Oklahoma. Oba te znaleziska datuje się na okres Karbonu.
Co takiego na temat naszej historii mogą przekazać nam te wszystkie zadziwiająco stare znaleziska? Chyba to, że nasza wiedza na temat prehistorii bazująca na pewnych teoretycznych założeniach nie pozwala, aby tego rodzaju znaleziska oglądały światło dzienne, i odrzuca tego rodzaju anomalie. Tego rodzaju znaleziska podważają wyznawane teorie i dlatego nie są brane pod uwagę. Zamiast wprowadzić poprawki do obecnie obowiązującej teorii lub zbadać dokładnie te znaleziska, idzie się po najmniejszej linii oporu i odrzuca je. Liczne dowody wskazują, że ludzkość istnieje na Ziemi znacznie dłużej, niż głosi to oficjalna nauka. Co więcej, wiele z nich ukazuje, że nasi starożytni przodkowie byli kimś więcej niż tylko prymitywnymi jaskiniowcami, jak zwykliśmy o nich sądzić. Być może nawet okaże się kiedyś że odsiewane twierdzenia o ludziach żyjących w epoce dinozaurów to jednak prawda.
Mogę się mylić 😉 Ja napisałbym: (być może niepoprawnie) „nastolatki mogły występować” 😉
W książce”Religia i nauka” Bertrand Russell udowadnia religijny charakter rosyjskiej, bolszewickiej wersji komunizmu i niemieckiej, faszystowskiej wersji antykomunizmu. W takich politycznych formach religii dostrzegł spadkobierczynie tradycyjnych instytucji religijnych, dorównujące im nienawiścią do wolności intelektualnej i okrucieństwem metod jej tłumienia z czasów, gdy dysponowały porównywalnymi środkami represji.
Stwierdzenie że jakas asteroida pędzi w kierunku naszej planety jest BŁĘDNE. Taka sytuacja nie moze mieć miejsca poniewaz planeta jest w ruchu. Pędzi ze znaczną predkością po orbicie. Jak wiec asteroida moze poruszac sie w kierunku Ziemi skoro nasza planeta zmienia swoje położenie. Prawidłowe stwioerdzenie to takie że asteroida jest na KURSIE KOLIZYJNYM Z ZIEMIĄ. Inaczej mówiac w pewnym momencie oba ciała znajda się lub mogą znaleźć w tym samym miejscu przestrzeni.
Upierałbym się jednak przy „mogli” 🙂 Nastolatki, czyli dziewczyny i chłopcy w wieku od 10 do 20 lat. Liczba mnoga od nastolatka. Równoważną formą jest „nastolatkowie”. Czyli oni mogli, a nie „mogły”, bo tu nie chodzi o same dziewczyny.
Głowy nie dam ale o ile się nie mylę to Burton w swojej „Gnijącej pannie młodej” pianino na którym grał Victor nazwał Harryhausen. W tym filmie można znaleźć wiele odniesień do klasyki kina.
Najzabawniejsze jest to, że nawet tak biedne kraje jak Pakistan cz Bangladesz zaczęły drukować banknoty polymerowe. W Polsce ciągle nie ma ani jednej sztuki.
Nastolatki są IMHO bardziej rodzaju żeńskiego 😉 Ale jeśli w tekście zmienimy na nastolatkowie, to zgadzam się z autorem 🙂
Ten nastolatek (chłopak), te nastolatki albo ci nastolatkowie. Obie formy są dozwolone. http://pl.wiktionary.org/wiki/nastolatek
Na pewno masz rację:) Obie formy są prawidłowe a ja idę w zaparte. Ale jak sam napisałeś te nastolatki a nie ci nastolatki, czyli te nastolatki mogły a nie te nastolatki mogli 😉 Tak mi się 😉 W każdym razie dziękuję, bo artykuł bardzo fajny 🙂
super!
ABC twierdzi, że rozwiązała zagadkę tożsamości Coopera. http://www.youtube.com/watch?v=NRDEF6fJcko
Umalowana, uśmiechnięta babka, twierdząca, że jeden z jej nieżyjących wujków był Cooperem? Powiedzmy, że chciałbym w to uwierzyć. Wystarczy prześledzić jego życiorys, w miarę możliwości znaleźć jakiś jego fragment DNA (np. włos w książce) i sprawdzić. Z tego co czytałem, przełomu wciąż nie ma, więc i ten trop najwyraźniej okazał się ślepy.
Polska też dołącza do klubu, jak zwykle na zasadzie kulawego krewnego. Narodowy Bank Polski przedstawił już plan emisji pierwszego w Polsce pieniądza polimerowego. Banknot o nominale 20 złotych ma pojawić się już w 2014 roku i będzie wyemitowany z okazji okrągłej – setnej rocznicy Legionów Polskich.
FBI podobno uznaje, że koleś musiał zginąć podczas skoku. To wygodne założenie. Ale skoro tak, to czemu szukają kolejnych podejrzanych?
No pięknie, ale robotnicy też zawsze pili i wciągali, marynarze, meksykańscy chłopi. Tripowanie jest odwieczne i nie zaprzecza z istoty swej etosowi pracy. Inaczej siedzielibyśmy na drzewach, a podobno zeszliśmy zaciekawieni grzybem.
Piszesz, że filmy z Hollywood uczą nas, że skok nie może się powieść, a potem, że „Cooperem zainteresował się film”. Jak to tak, panie? 🙂
Tak, Universal wypuścił ponad 30 lat temu film z Treatem Williamsem jako Cooperem. Chodziło mi o to, że nie przypominam sobie blockbustera z Hollywood, w którym terrorystom by się udało. Nie wiem czy to funkcjonuje nieformalnie w jakimś ichniejszym tabu, czy może jest zapisane oficjalnie, ale wysokonakładowego filmu, w którym zło triumfuje tak jawnie jak w przypadku Coopera po prostu nie znajdziesz. Czy w Szklanej pułapce choćby jednemu terroryście udało się uniknąć kulki od Johna McClane’a?
Zobaczcie sobie jedną z najbardziej popularnych reklam „wirusowych” http://www.biztok.pl/10-najpopularniejszych-reklam-wirusowych-tygodnia-s6952/foto_10
Wielu podejrzewało, że w warunkach bojowych ten samolot może spokojnie osiągnąć prędkość Ma=4, ale to pewnie jedna z największych tajemnic tego samolotu. Można jeszcze tylko dodać, że pierwotnie miała powstać też wersja… myśliwska, ale z uwagi na to, że Rosjanie nie skonstruowali ostatecznie super szybkiego bombowca dalekiego zasięgu dano sobie z taką wersją spokój. Generalnie świetny, piękny i przełomowy samolot (jeden z moich ulubionych), który spowodował wielki postęp w myśli lotniczej i technologicznej (obróbka materiałów itd.) i którego Rosjanie mogli amerykanom tylko zazdrościć. Z uwagi na swoje zacofanie technologiczne (m.in. w dziedzinie metalurgii i obróbki metali) nie byli w stanie czegoś takiego skonstruować.
Ja tu nie czuję jakiegoś wielkiego paradoksu 😉 jeśli jesteśmy przy porównaniu żarówkowym, to włączmy 20 watową żarówkę w niewielkiej toalecie i taką samą w wielkim pomieszczeniu magazynowym o powiedzmy powierzchni 5000 metrów. W najdalszym kącie takiego magazynu niewiele będzie widać.
Tak, ale gdybyś znalazł się w próżni, gdzie nic nie blokuje światła, i choćby daleko od obserwatora włączył gazylion takich żarówek, to teoretycznie powinieneś widzieć świetlną połać. Kiedyś interesowałem się paradoksem, który opisał User i wydaje mi się, że wyjaśnieniem sprawy jest to, że kosmos nie jest przezroczysty oraz oko nie jest uniwersalne. Jest mnóstwo materii pochłaniającej po drodze światło, poza tym najmocniejsi producenci światła (kwazary) znajdują się po kilkanaście miliardów lat świetlnych od Ziemi. Oko ludzkie nie wyłapuje już światła o takim przesunięciu ku czerwieni. Czyli mówiąc krótko – to co jest wychwytywalne przez nasze oczy, to tylko niewielki spektrum światła. Gdyby nastawić aparaturę, to by wykazała, że z każdego punktu nadchodzi jakieś promieniowanie, ale my wyłapujemy swoimi zmysłami jedynie jakiś mikroułamek tego.
parę lat temu nawet korciło mnie, żeby wskrzesić GK jako grę po necie, ale w dobie EVE to chyba nie ma sensu…
Ale jego chyba już nie ma w sieci? Chciałem podać linka i okazało się, że te sprzed sześciu czy siedmiu lat są już nieaktywne. Znasz jakiś działający? Mówię o GK a nie Star Traderze 🙂
Kupiłem sobie niedawno na pewnym portalu Gwiezdnego Głupca w stanie mint. 150 zeta. Chyba warto było 8)
nawet nie wiedziałem, że był w sieci – myślałem, że mój pomysł był oryginalny 🙂
tak czy owak – można napisać taką aplikacyjkę 🙂
Dla tych, którzy tu (choćby przypadkiem) trafią – trzecie (chyba) podejście reaktywacji GK udało się (żeby nie było – nie przeze mnie 😉 Ale im więcej osób trafi tym większa szansa zebrania „stołu”).
Gra dostępna jest pod adresem
http://gra.projekt-sekator.pl/index.php
Około roku 2000 miałem urządzenie Palm V i na nim właśnie taką grę. Rewelacja! Zasady były tak proste, że opanowanie rozgrywki zajmowało kilka minut. A potem kombinowanie gdzie zawieźć towar, czy warto mieć kontrabandę, ucieczka przed piratami lub policją… Ekran monochromatyczny, pikseli tyle, że można je było policzyć, procesor jak w myszy – a tyle zabawy 🙂
Ale to była polska wersja?
W Moskwie też budują, aczkolwiek nie piramidy. Czytałem, że te ich drapacze chmur z wielkiej płyty rozpadną się za jakieś 10-15 lat. Będzie co zbierać :]
To że znaleziono część pieniędzy oznacza imo, że facetowi rozsypał się pakunek podczas lotu. A to nie wróży dobrze jego losowi.
Zawsze mogło mu się coś wysypać z torby w momencie skoku albo w locie. Gdyby był trupem, raczej znaleźliby ciało.
Nokia sprzedana za bezcen, to można pokazywać nową Lumię 1520.
Poszukałem i znalazłem. Nazywało się „Space Trader”:
http://ticc.uvt.nl/~pspronck/spacetrader/STFrames.html
Na Wiki są linki do kodu źródłowego i wersji na Windows.
No no przecież pisałem o tym w artykule 🙂 To oryginał, którego Encore skopiowało niemal w stosunku 1:1.
Ta gra na palmy to była tylko gra inspirowana GK (czy w zasadzie oryginalnym ST).
Na gry-planszowe.pl toczy się (już drugie) podejście do przeniesienia GK do komputera.
Teraz to by się przydała wersja na komórki i tablety 🙂
A to co kiedyś wypuścił LK Avalon testowaliście?
http://stare.e-gry.net/gry/gwiezdny-kupiec
Avalon w swoim czasie to chyba wszystko zrobił.
W tamtych czasach gdyby nawet Encore chciało, to by nie mogło legalnie kupić licencji. Tak samo wprowadzano do Polski podróbki Lego czy puzzli.
Te nieokreślone stany w układzie, do którego wprowadzimy obserwatora, to tzw. Zasada Heisenberga. Dla mnie to jedno z najciekawszych spostrzeżeń dotyczących naszej rzeczywistości. Traktuję je jednak nie jako uproszczenie wszechświatowego Superkomputera, ale jako umowną konstatację, że cała rzeczywistość jest rodzajem zupy. W tej zupie nie da się rozróżnić cząstek na najniższym poziomie, jest tam jedynie jakaś kleista maź zwana także falą elektromagnetyczną. Swoją drogą to jasne, że tak musi być, bo skoro cząstki składają się z cząstek, te z kolejnych cząstek, to co jest na końcu tego łańcucha? Właśnie owa zupa.
Wszechświat na pewno jest jakimś rodzajem komputera, pytanie tylko czy program komputerowy (my) jest w stanie poznać jego strukturę? 🙂
Z Glatmanem jest ten problem, że nikt go na dobre nie rozszyfrował. Zabijał dlatego, że chciał mieć realistyczne zdjęcia, a potem musiał zacierać ślady? Czy mordował dlatego, że był czystym psychopatą, a zdjęcia to tylko didascalia? Szkoda, że nie zdążyli zapytać o to samego Glatmana.
Jeśli detektyw Rick Deckard jest androidem, to dlaczego nie jest tak szybki, sprawny, inteligentny i odporny na ból jak daleko nie szukając Roy Batty ? To mi się nie trzyma kupy.
Może był już w końcówce swojego cyklu trwania? 🙂
co prawda miał złamane 2 palce i obitą facjatę, ale nie robił wrażenia konającego :}
Ale z drugiej strony patrząc – czy człowiek utrzymałby się na ścianie budynku, wisząc na samych palcach?
jakbym spojrzał w dół – podejrzewam, że byłbym równie konsekwentny w utrzymywaniu się palcami 🙂
Przemo, ale on nie patrzył w dół! 🙂
Ja pamiętam wyjmowanie żetonów z takich dużych plansz. Trzeba je było łuskać.
Polski profesor przedstawił myśl, że cały Wszechświat jest polem eksperymentalnym odpalonym po to, by doprowadzić do powstania Czegoś. I tylko o to tu chodzi. Żadnej wolnej woli, lecz kosmiczny ogródek.
Od czasu El Mariachi coraz więcej jest u Rodrigueza smaczków, a coraz mniej akcji.
Film tak słaby jak kulas dodatkowo podpompowany znaczną ilością CO2. Prymitywna fascynacja Rodrigueza kinem explo i zwyczajnym przygodowym ogranicza się do przetykania Maczety 2 motywami z różnych półek. Jest i Russ Meyer (kobitki w stylu Tury Satany), aluzje do Bonda, karate, SF z lat 50-tych. Żadnej obróbki, tylko gotowe klisze. Najbardziej beznadziejna rzecz, jaką widziałem od miesięcy.
Pytanie jest czy znajdując się wewnątrz galaktyki będącej kwazarem połapalibyśmy się o tym fakcie?
Alan Moore wygląda obecnie na wymagającego pomocy człowieka. Przez lata nie zrobił dobrego komiksu. Opus magnum ćwierć wieku temu. Potem pretensje i konflikty. Smutne.
Ciekawe czy za 5 lat będziemy jeszcze słyszeć o Tweeterze. Czy ktoś jeszcze pamięta Napstera, Kazę, Altavistę czy wspomniane ICQ? W wirtualu czas biegnie szybko…
Czekam jeszcze tylko na recenzje książkowe na Tungusce 😉
Mocny jak skurczybyk, a do tego jak współcześnie zagrany!
Uważam, że Deckard jest w 100 % człowiekiem, a tylko ma obsesje, ze jest androidem. Tym bardziej nie jest to Nexus 6, o czym świadczy jego ludzka nieudolność. Kaganek zwątpienia wywarła na nim na pewno Rachael. Ja odbieram go jako człowieka, bo inaczej powinien zostać na końcu ” zdymisjonowany”
Może i tak być. Pamiętaj jednak, że Harrison Ford wspominał, że Scott powiedział mu w trakcie zdjęć, że jest replikantem. Oprócz sceny z jednorożcem z origami jest też druga scena, z Rachael, w której ponoć przez ułamek sekundy widać u Deckarda czerwone oko.
Uważam, że jest to wreszcie powiew nowego trendu. Byłem już zmęczony tymi wszystkimi nudnymi produkcjami, gdzie Indiana Jonesa gra 65 letni Harisson Ford, gdzie dominują wyłącznie efekty specjalne czy też ostatnia częśc Batmana. Mroczny rycerz, który uważam za film przegadany, mało efektowny. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu, piękna kobieta, czyli Scarlett Johansson, która zachwyca (wspaniale dopasowany dubbing), dobre zdjęcia w filmie. Bardziej mi się podobał niż Avatar w 3D. Polecam.
Piotrek, nadal mnie nie przekonałeś. Jeśli, to co piszesz jest prawdą, to ja źle odbieram te arcydzieło kina SF. To zrujnuje mój świat 🙂
Juz Robert Lewis Stevenson wymyslil podroz do centrum Ziemi. Jakies dinozaury tam chyba zyly.
Nie przekonuję cię 🙂 Moim zdaniem po prostu Scott sam nie wiedział jak jest naprawdę i zrobił to na zasadzie „będzie otwarte rozwiązanie, każdy będzie mógł interpretować jak chce”. Bunuel w Piękności dnia zapodał wydające dziwne dźwięki pudełko, które tłusty Azjata wręcza Catherine Deneuve. Do było w środku? Dusza? Złote chrząszcze? On sam tego nie wiedział.
Robot Monster!! Król, uznawany przez Stephena Kina za najgorszy film w dziejach. Przebił nawet Play 9 z kosmosu w reżyserii nie byle kogo, bo Edwarda Wooda. Robot w kaszmirowym futerku!
Jądro porusza się na wschód dla obserwatora będącego na powierzchni. Oznacza to, że jego prędkość obrotowa jest mniejsza niż prędkość obrotowa płaszcza. Jądro jest źródłem pola magnetycznego, które czerpie energię właśnie z ruchu obrotowego. Efektem jest spowolnienie jądra w stosunku do płaszcza (płaszcz pływa, nie jest na stałe związany z jądrem). Przyśpieszanie w stosunku do płaszcza jest więc naprawdę opóźnianiem w ruchu obrotowym. Spowodowane to jest większym hamowaniem zapewne spowodowanym przez duże zmiany zachodzące ostatnio w Słońcu.
Zsa Zsa nawet jako 60-latka wyglądała onteresująco. Dopiero ostatnio mocno się posypała.
Przy nim Frankenstein z Draculą to niewinne zabawki.
Ohmigod! Jaskiniowiec się z niego zrobił. I te umęczone oczy. Wcześniej to był zbuntowany hippis, a obecnie bida, panie, bida.
Można by pomyśleć, że film jest przeciw energii atomowej, ale to nie zupełnie prawda – spodek jakim przyleciał Klaatu napędzany jest „jakimś jej rodzajem”. Zarówno w „Fundacji” Asimova, czy w tekstach Lema, to właśnie energia atomowa napędza maszyny. Dziś już jakoś się o tym nie wspomina, czyżby wpływy lobby jakiś pseudo ekologów? Czy też po Czarnobylu to dość niewygodny temat? Film też pokazuje, że ludzie są zbyt mało „rozwinięci”. Trwają przy swoich „małych” konfliktach, mimo że mogli nauczyć by się żyć bez tej „głupoty”. Przywódcy państw nie chcą się ze sobą spotkać w mieście należącym do przeciwnika, przestraszony żołnierz strzelający do Przybysza, zaraz po jego zapewnieniu o pokojowym charakterze jego misji, reakcja dziennikarza, któremu wyjaśniał nieudolność władz. Zarazem jest jeszcze dla nas nadzieja. O czym świadczy pomnik Abrahama Lincolna, konstytucja USA, środowisko naukowców czy synek Helen Benson.
Lee Marvin był też współscenarzystą ,, Dzikiej Bandy”, którą razem z Samuelem wymyślali podczas długich, suto zakrapianych łiskaczem posiedzeń. Gdy wszystko było już mniej więcej gotowe do zdjęć, aktor nagle zmienił zdanie. Oświadczył, ze rezygnuje z roli, bo – jak to pokracznie tłumaczył – nie chce byc zaszufladkowanym, a rola Bishopa żywcem przypomina tę, którą grał parę lat wcześniej w ,, Zawodowcach ” Brooksa. I w zamian zagrał w , pierdołowato-familijnym westernowym musicalu ,,,Pomaluj swój Wóz”. Peckinpah się wkurzył do żywego, ale trudno mu się dziwić. Miał problem ze znalezieniem następcy. William Holden miał już lata sławy za sobą,spadł już jakiś czas temu do aktorskiej drugiej ligii, Za to tęgo kroił destylaty i jak głosi legenda, rolę Bishopa otrzymał po tym, jak wygrał pijacki pojedynek z reżyserem, wyprawiając go pod stół.
Lee Marvin parę lat później znowu dał dupy swoim w starym stylu. Zjechał kolejny otrzymany scenariusz, jako prymitywny i odmówił roli…. którą ostatecznie zagrał Burt Reynolds. Sam Peckinpah był jednym z najbardziej autodestruktywnych ludzi kina – do notorycznego alkoholizmu i lekomanii ( naprzemiennie, lub jednocześnie ) doszedł z czasem koks. Filmem z okresu, kiedy najbardziej wciągał, jest ,, Elita Zabójców”. Znalazła się tam co najmniej jedna ładnie porąbana scenka, kiedy Robert Duvall podczas rozmowy o pierdołach w samochodzie dostaje głupawki śmiechowej .
Pełen wywiad z Alanem Moore http://www.youtube.com/watch?v=EuBFd1rlWWA
Był w Łodzi, widziałem Go.
Szkoda, że kolejne Incale Jodo robił już z innymi rysownikami. To nie było już to samo 🙁
Preferuję zaloty jaszczura do ubranej na biało laski w Black Lagoon. Fetysz pierwszej klasy.
„Arzach. Czy człowiek jest dobry?” to zbiór przeróżnych historii fantastycznych, zawierających zarówno elementy SF, jak też fantasy, mistykę, a także artystyczne wizje, które Moebius przeżył podczas eksperymentów z grzybami halucynogennymi…
Zamawiam artykuł o historii sashimi 🙂
Labirynt śmierci. Samo wspomnienie o nim budzi ciarki na plecach. Co by nie mówić, był pierwszą emanacją Dungeons & Dragons w Polsce!!
Czytałem wywiad z pracownikami Ultimate w którym padło, że gra na 90% nie wyszła poza fazę projektów. Prawdę i tak znają tylko bracia Stamper.
Przygnębiający wywiad. Upadły twórca.
O ile pamiętam to dopiero Odkrywcy nowych światów byli pierwszą grą Encore według oryginalnego pomysłu.
Skoro kwazary są od nas odległe prawie tyle ile istnieje wszechświat, to albo jesteśmy w samym centrum wszechświata, albo wszechświat jest jednak starszy. Rozumiecie co mam na myśli?
Pudło. Także i to zostało zerżnięte z zachodu. A konkretnie z Voyage of the B.S.M. Pandora.
Żeby zrobić planszówkę, trzeba mieć zespół kilku testerów. To proces trwający jak na moje oko, rok albo lepiej. Zasad nie da się wymyślić ot tak z głowy, bo są one jakimś tam szlifem wynikłym z uporczywego testowania tematu. Tymczasem Encore to był Jan Adamski i kropka. Nawet gdyby chciał, nie miał możliwości wymyślania gier. Powiedzmy więcej: w Polsce nie było możliwości ich wymyślania. Dlatego Adamski miał do wyboru albo kopiować zachodnie wzorce, albo nie robić nic. Nawiasem mówiąc, przed 1994 r. nie obowiązywało w Polsce nowoczesne prawo autorskie, więc nie jestem pewien czy o Adamskim można w ogóle mówić, że wydawał te gry „nielegalnie” albo że „zrzynał pomysły”. Kopiowanie oprogramowania i sprzedawanie go było w tamtym ustroju całkowicie legalne, więc dlaczego przetłumaczenie i wydanie zachodniej gry miałoby być traktowane jako coś z innej bajki?
Poza tym trudno testować grę o takim poziomie komplikacji:
handel, przemyt, statki, magazyny, fabryki, sabotaże…
Trudno się dziwić, że Jan Adamski kopiował zagraniczne wzory, zamiast wymyślać samemu.
Mało kto zdaje sobie sprawę z faktu, że kiedyś pszenica była jednak inna. Teraz produkuje się zmodyfikowaną genetycznie pszenicę, która odstrasza owady, Monsanto w USA robi pszenicę odporną na pestycydy. W USA co rusz wybuchają skandale z kolejnymi niedopuszczonymi do uprawy pszenicami GMO. Dlatego na śniadanie wolę zjeść biały ser z rzodkiewkami. I już 🙂
Warto wspomnieć, że film był straszliwą klapą finansową. Publiczność nie pokochała Dziwolągów. Publiczność nie zrozumiała Dziwolągów. Publiczność ciągle wolała Draka i Franka.
Przeczytałam komentarz jakoby nieprawdą jest jakoby 80% populacji było uczulonych na gluten. Źródło tej informacji: książka Bożeny Przyjemskiej. Oczywiście jest tak, że część z tych osób nie ma objawów, a ujawnia się to dopiero po latach w postaci jakiejś choroby. Żeby stwierdzić owo uczulenie, trzeba by de facto zrobić biopsję jelit.
To prawdopodobnie najlepszy RPG w historii, bardzo możliwe że bez tego tytułu współczesne RPG nie wyglądałyby dziś jak wyglądają. Osobiście byłem w szoku gdy pierwszy raz odpaliłem tą grę – fabuła, dialogi między postaciami, skrzynie z zagadkami, po prostu miód!
Ja znam jeszcze inną wersję tych wydarzeń. Ponoć Lucas był załamany efektem końcowym Star Wars i obawiał się, że film nikomu nie przypadnie do gustu. Zdecydował się wtedy na zachowanie praw do uniwersum i wszystkiego co jest z nim związane w zamian za rezygnację z wpływów ze sprzedaży biletów i „wypłatę”.
Oszałamiający sukces filmu skłonił go do licencjonowania marki na potrzeby produkcji zabawek, plakatów etc.
Wiesz co, musiałbym zajrzeć do książki Petera Biskinda „Easy Riders, Raging Bulls”. Jest to tam dokładnie opisane. Z tego co pamiętam, to pierwsze pokazy były miażdżące, bardzo się nie podobało zwłaszcza Brianowi de Palmie i co ciekawe, męża nie wspierała również żona, Marcia. Ale w decydującym momencie Lucasa poparł Spielberg i powiedział, że film wypali. Po tygodniu czy dwóch od premiery wszystko już było jasne. Na starych zdjęciach widać kolejki przed kinami.
Jakbyś mógł sprawdzić to byłbym wdzięczny. Opisywana przeze mnie sytuacja miała ponoć miejsce podczas pokazu technicznego, kiedy to Lucas wraz z „decyzyjnymi” po raz pierwszy zobaczył finalna wersję filmu.
Albo leży gdzieś gdzie nie mogę jej znaleźć, albo sprzedałem, albo pożyczyłem. W każdym razie pamiętam, że u Biskinda Star Wars był poświęcony cały rozdział, jakieś 60-80 stron. Mój kolega dokonał de facto tłumaczenia i streszczenia tego rozdziału w artykule http://esensja.stopklatka.pl/film/publicystyka/tekst.html?id=5977
Dziesięć stron tekstu, ale u Biskinda miałbyś kilka razy więcej 🙂 W każdym razie odpowiedź na twoje pytanie powinna tam się znajdować.
Uważam, że Rowling chciała po prostu odciąć się od „Pottera”, dlatego wydała tę książkę pod pseudonimem. Nie chciała, aby ludzie kupowali jej książki tylko dlatego, że jest autorką HP, a dlatego, że jest po prostu dobrą pisarką. Źle zrobili, że ujawnili jej nazwisko.
Dla mnie krajobraz. Tam się chciało przebywać a wręcz żyć. Uciekanie do karczmy przed nocą, dokupywanie prowiantu. To był GTA V dwudziestego wieku.
A właściwie to jak tłumaczą potrzebę produkcji takich ekranów? W kieszeni nie będą się przecież łatwiej mieścić.
Sebastian Frąckiewicz pisał o spotkaniu z Moebiusem: „Gdy w 2008 jechałem na festiwal komiksowy w Łodzi, czułem się jakbym jechał do Angouelme. To była najlepsze edycja festiwalu. W jednym miejscu Manara i Moebius oraz ich wystawy. Wystawy oryginalnych prac, a nie jakieś tam wydruki z albumów. Miałem zrobić duży materiał o Moebiusie do „Przekroju”, byłem cholernie podekscytowany (dosłownie jak nastolatek) i skoncentrowany tylko na tym jednym celu. Udało mi się wyciągnąć od organizatorów festiwalu pół godziny na rozmowę i sesję zdjęciową, którą robił Bogdan Krężel. Pół godziny to mało i dużo. Mało, bo z kimś takim jak Giraud można rozmawiać godzinami. Dużo – biorąc pod uwagę to, że na ogonie wiszą ci jeszcze inni dziennikarze. Spinam się zatem. Bogdan Krężel robi zdjęcia, kiedy Giraud rysuje. Fotograf kładzie się na stole, na podłodze, potem jeszcze robimy krótką sesję na schodach. Bogdan każe mi trzymać jakieś urządzenie (chyba wyzwalacz lampy błyskowej), które jak na złość się psuje. Giraud jest cierpliwy, uprzejmy, choć ma już swoje lata, a jego żona nie lubi, kiedy męczą go dziennikarze. Ma status komiksowej megagwiazdy, ale jego skromność jest rozbrajająca.”
Ciekawy dokument o MiB. Po rusku, ale z angielskimi napisami. http://www.youtube.com/watch?v=jYY68vI7vzU
Do glutenu trzeba dodać cukier i krowie mleko i już wiemy bez czego bylibyśmy zdrowi jak lud Kaukazu.
Nie przesadzajmy, koncepcję wymyślił Lucas. Czy może ściągnął ją z Ukrytej fortecy Kurosawy? Sam już się gubię 🙂
Pamiętam jak jechano po Fincherze po premierze Aliena 3. Nie wiadomo kiedy stał się ulubieńcem części mediów.
Dwa lata temu odkryto tam tajemniczy tunel. I co? Chyba nie poszukiwano dalej. http://indianapublicmedia.org/amomentofscience/tunnel-temple-snake-mexico/
W 1996 roku oglądałem w Genewie album z wczesnymi szkicami do Gwiezdnych Wojen. Było tego dużo i przy tym sporo zabawy, bo niektóre koncepcje po prostu rozśmieszały. Pożałowałem wtedy kasy, bo album sporo kosztował. Ale pewnie dziś w dobie internetu można go zakupić siedząc w domu gdzieś na wiosce. Wspomniana księgarnia była zdecydowanie tematyczna, poświęcona filmowi (może muzyce też) i wtedy szczęka mi opadła. Od tamtej pory nie widziałem nigdzie indziej takiego miejsca.
Mam podobne wspomnienia, tyle że nie związane ze Star Wars, ale horrorem. W ’98 byłem gigantycznym fanem grozy i wybierając się na podróż po Beneluksie dostałem od kumpla dokładne namiary na podobnież najlepszy antykwariat w Amsterdamie, gdzie dostanę całą żanrową literaturę. Przyjeżdżamy na miejsce, ludzie zasuwają do muzeum Van Gogha obejrzeć Słoneczniki i inne wiekopomne dzieła, a ja odłączam się od grupy i pędzę na nadbrzeże, żeby zakosztować obskurnego, taniego horroru. Szukam tego antykwariatu, znajduję go w końcu wśród trzypiętrowych domków nad samą wodą. Podchodzę do drzwi, a tam kartka, że w środy nieczynne. No i nie zobaczyłem dwóch ściętych słoneczników.
W Łodzi wręczano nie tylko nagrodę dla najlepszego komiksu. Było sporo innych nagród pieniężnych. http://www.komiks.gildia.pl/imprezy/mfk/2013/protokol
Swój pierwszy zestaw znalazłem w 1975 roku 🙂
http://www.brickset.com/detail/?Set=659-1
Przyjechał prawdopodobnie z RFN. Może gdzieś w zbiorach moich dzieci jeszcze znalazłyby się charakterystyczne klocki – ludziki, klocki z napisem Police czy atrapa chłodnicy z lampami.
Był moment w klockach Lego, że pojawiło się dużo elementów większych rozmiarów, w dodatku bardzo wyspecjalizowanych. Były to np. ściany budynków, elementy statków kosmicznych. Wtedy już się klockami nie bawiłem, pojawiały się u dzieci rodziny i znajomych. Miałem wtedy wrażenie, ze zatraciły swój charakter klocków, z których można zbudować wszystko. Były bardziej zestawami elementów do zbudowania konkretnej zabawki.
Poza Siedem nic godnego uwagi. Zodiak był przereklamowany.
A propos antykwariatów, to będąc w Pasadena w Kalifornii natrafiłem na spory antykwariat. Nie szperałem dużo, ale w ręce wpadła mi książka z Polski, z lat 1950-60, kojarząca mi się z „Wędrówkami Pyzy”. Były dwa egzemplarze, stan prawie mint 🙂
Mój był ten: http://www.brickset.com/search/?query=885. Kupiony w magicznym Peweksie na parterze Intraco.
Jedne z najgorzej wydanych pieniędzy w historii nauki imo. Dałoby się za to wysłać z 50 sond z różnymi misjami. Ciekawe czy ISS jest droższy od programu Apollo przeliczanego na współczesne pieniądze?
W epoce zorientowanej na obdzieranie z mitycznej otoczki i strącanie z piedestałów wszelkich bohaterów podobny dobór należy potraktować w kategoriach strzału w dziesiątkę. Stanowi zresztą clou ciągnionej od lat historii. Batmanowi, pomimo posiadanych bogactw, bliżej jest do zwykłych społeczników pokroju Gwardzistów ze sławetnego komiksu Alana Moore’a niż do zmutowanych bądź napromieniowanych podejrzanym ustrojstwem herosów. Nie oznacza to jednak, że daje się go łatwo zaszufladkować. Pod maską superbohatera kryją się bowiem kolejne maski – milionera lekkoducha, troskliwego opiekuna, właściciela prężnie działającej korporacji. Kiedy obrać go ze wszystkich, niczym cebulę, zobaczymy człowieka udręczonego jakże ludzkimi problemami – stratą najbliższych czy dojmującą samotnością.
A co powiecie na wystawę z miliona klocków Lego? Byłam tam. http://bielskobiala.gazeta.pl/bielskobiala/1,88025,14845571,
Wystawa_z_miliona_klockow_Lego__ZDJECIA_.html
Inną legendą związaną z tym miejscem jest opowieść, że miasto zbudowali Quinametzin – olbrzymi, którzy mieli zamieszkiwać kontynent Ameryki Południowej, zanim zjawili się na nim ludzie. W piramidzie Słońca podczas prac archeologicznych odkryto podziemny tunel. To właśnie on, według legend, miał odgrywać rolę tajemnego przejścia, którym ludzie przywędrowali na świat. Bo Teotihuacán to miejsce, w którym świat się narodził. Tu światło oddzieliło się od ciemności, a Słońce od Księżyca. Dlatego właśnie Słońcu i Księżycowi (piramida Księżyca) poświęcone są dwie główne budowle miasta.
Teotihuacan jest starsze od chrześcijaństwa. Zamieszkiwała je tajemnicza cywilizacja, która kwitła, kiedy w Europie dominowało cesarstwo rzymskie, a na terenach współczesnej Polski rosły jedynie dęby i pokrzywy. Z lekkim żalem stwierdzam, że podczas edukacji szkolnej na lekcjach historii temat dziejów różnych cywilizacji zza Oceanu Atlantyckiego traktuje się wręcz symbolicznie, a wiedza uzyskana na ten temat jest porównywalna z tą, jaką miał Krzysztof Kolumb, płynąc w 1492 r. do Indii.
Najsłynniejsza swego czasu sprawa nękania przez ludzi w czerni dotyczyła Alberta K. Bendera (1921-2002) – amerykańskiego lotnika i wydawcy pisma „Space Review”, w którym publikowane były najnowsze doniesienia o obserwacjach UFO. W 1953 r. Bender ogłosił na jego łamach, że udało mu się definitywnie rozwiązać zagadkę latających talerzy, jednak niedługo potem w bardzo dziwnych okolicznościach zwinął działalność i zniknął. Jak potem przyznał, zagadkowi „agenci w czerni” zmienili jego życie w piekło. Współpracujący z nim pisarz Gray Barker (1925-1984) starał się dowiedzieć czegoś więcej na ten temat. Jak ustalił, MIB mieli wymusić na Benderze rezygnację z dalszego zajmowania się UFO. Wkrótce, w niezbyt ambitnej książce pt. „Ci, którzy wiedzieli za dużo o latających spodkach” Barker nakreślił podstawy legendy o ludziach w czerni. Powoli na jaw zaczęły wychodzić także inne dziwne incydenty. Kolekcjonerem relacji o spotkaniach z MIB był John A. Keel (1930-2009) – amerykański pisarz i dziennikarz zajmujący się zjawiskami z pogranicza. Z zebranego materiału wynika, że były to przypadki bardzo barwne i zróżnicowane. Świadkowie twierdzili, że ludzi w czerni wyróżniał nie tylko strój. Zwykle wyglądali oni jak Azjaci lub południowcy, mówili z silnym akcentem lub zachowywali się tak dziwnie, iż niektórzy wątpili w ich ziemskie pochodzenie.
Obowiązkowa kolekcja okładek i stron Heavy Metala
http://www.flickr.com/photos/mr_carl/sets/72157610675979982/
Jedna z najsłynniejszych anegdot dotyczących tego filmu, związana jest z osobą Irvinga Thalberga, który w latach 30-tych, był bez wątpienia największym producentem w Hollywood. Zażądał on od Toda Browninga „filmu, który będzie bardziej przerażający niż jego poprzednie dzieła”, a co najistotniejsze – filmu, który położyłby kres gatunkowi horroru. Kiedy Thalberg otrzymał scenariusz „Dziwolągów”, wydusił z siebie tylko krótkie stwierdzenie: „Dostałem to, o co prosiłem”. Widzowie byli jednak innego zdania. Film został zakazany na trzydzieści lat. Paradoksalnie, zła reklama oraz hasła reklamujące go („Czy normalna kobieta może kochać karła?”, „Czy bliźniaczki syjamskie mogą uprawiać miłość?”, „Jakiej płci jest pół-kobieta, pół-mężczyzna?”), owiały film mgiełką tajemnicy i nadały mu status zakazanego owocu, który stał się sławny bez oficjalnej premiery.
Pamiętam, że ponad dekadę temu – gdy byłem młody i jeszcze głupszy niż obecnie – grałem przez godzinę lub dwie BaK, które dołączone chyba było lata temu do jakiegoś czasopisma (Secret Service CD?). Coś mnie wówczas w tej grze zirytowało i odstawiłem ją na półkę. Biorąc pod uwagę fakt, że we współczesnych produkcjach jest coraz mniej rozgrywki, a coraz więcej skryptów i epickich filmów, czas chyba najwyższy okopać się w oldskulu i wrócić do gier, których dawniej nie potrafiłem docenić ze względu na mleko znajdujące się dekadę temu pod nosem.
Odkryto kwazar potrójny. Początkowo układ ten wydawał się być kwazarem podwójnym, lecz później odkryto trzecie źródło promieniowania. Było tak dlatego, że dwa spośród kwazarów znajdują się blisko siebie (mniej niż 200 kiloparseków), trzeci natomiast znajduje się nieco dalej. Astronomowie sądzą, że początkowo w swoim grawitacyjnym oddziaływaniu znalazły się dwa kwazary, a trzeci dołączył dopiero później „uruchamiając” cały układ.
Program Apollo kosztował 4 razy mniej, ale przeliczone na współczesne dolary mogłoby dać większą kwotę.
http://www.jakubw.pl/faq/astro/atyka_topic_2.html
Mistrz Skryba wybrany przez Enki, aby zapisywał jego słowa, i przez 40 dni I 40 nocy spisywał on słowa Enkiego na temat historii Anunnaki, począwszy od historii Układu Słonecznego, przez historię Anunnaki na ich planecie Nibiru. Przeznaczeniem Anunnaki jest Ziemia a historia Anunnaki rozgrywa się tu, na Ziemi. Tablice zapisane na niebieskim kamieniu lapis lazuli, umieszczono w acacii – drewnianej szkatule obitej z zewnątrz złotem (jak Arka Przymierza) Nie opuszczono ani nie dodano ani jednego słowa. – Tablice The Anunnaki – Zaginiona Księga Enkiego
Niewielki budżet i niezależne studio nie przeszkodziły w tym, by film wyglądał porządnie – na tyle porządnie, by walczyć z blockbusterami i wyjść ze starcia zwycięsko. Przy takich samych dochodach Riddick zarobi na siebie znacznie więcej. Pierwsze minuty filmu to pustynne krajobrazy z filtrem HDR i samotnym Riddickiem walczącym z wygenerowanymi komputerowo kosmicznymi psami i obślizgłymi potworami, które prezentują zaskakująco wysoki poziom. Generalnie w filmie nie ma zbyt wiele tandety. Później pojawiają się łowcy głów i Riddick zaczyna prawdziwe polowanie – akcja nieco spowalnia, ale jest bardziej soczysta i satysfakcjonująca. Średnio wypadło za to zakończenie – przez zbytnią sztampowość i prostotę.
Oparcie gry na motywach kosmicznego handlu i ciekawy model dynamicznych zmian cen towarów stanowi o sile „Gwiezdnego kupca”. Konieczność częstego zerkania do rozmaitych tabel jest przynajmniej częściowo zrekompensowana czytelnym ich rozmieszczeniem na planszy. W chwili pojawienia się w Polsce na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych „Gwiezdny kupiec” osiągnął niesamowitą popularność. Prawdopodobnie nie byłoby to możliwe, gdyby musiał konkurować z innymi grami ekonomicznymi w rodzaju „Puerto Rico” czy nawet „Osadnikami z Katanu”. W Polsce „Gwiezdny kupiec” otrzymał na starcie spory kredyt zaufania, który zaprocentował, gdy gracze opanowali zasady. Wraz z „Magią i mieczem” stanowi sztandarowy tandem gier planszowych z minionego okresu.
W ogóle wielkim zbawieniem losu dla Encore było to, że nie trzeba było z nikim konkurować.
Dobierali się do tego tunelu w kwietniu tego roku. Według naukowców z INAH, tunel odkryty pod Świątynią Quetzalcoatla o kształcie piramidy może prowadzić do ceremonialnej komnaty sprzed 2000 lat, w której miejscowym dygnitarzom nadawano ich tytuły, lub też ich pochowano. Urządzenie o nazwie Tlaloc II-TC jest robotem złożonym z trzech niezależnych mechanizmów, z których pierwszy jest pojazdem transportowym o długości około 1 metra. Pozostałe dwa mechanizmy to ramiona robocze, które w razie potrzeby mogą być odrzucone, służące do usuwania przeszkód na drodze robota.
Co się wydarzyło od tamtego czasu, serwisy milczą.
Tylko dlaczego krzyczą za ten komiks 100 złotych?
Patrzę na te rysunki i jestem w szoku. George Lucas zapomniał uwzględnić RMcQ jak współtwórcę scenariusza! Ten facet zwizualizował całe SW!
Był też remake Invaders from Mars pod batutą samego Tobiego Hoopera!!
Jak zobaczyłem ten screen to od razu przypomniał mi się Saboteur, w którego grałem u znajomego na komputerze Amstrad. Monitor monochromatyczny świecił na zielono po oczach. Ptyś w szklance, guma Turbo w zębach i jazda!
Mój kumpel też miał Amstrada, ale niestety ciągle był problem z softem! W ogóle był to dość nietypowy komputer, bardzo popularny we Francji (skąd go ściągnął pracujący w LOT ojciec kumpla), ale w Polsce raczej upośledzony. Saboteura też pamiętam z CPC464, dodatkowo grywaliśmy w Dun Darach i Way of the Tiger. Jedyny w naszej okolicy sprzedawca softu na Amstrada mieścił się na pierwszym piętrze Hali Mirowskiej. Inne „laboratoria komputerowe” nie obsługiwały tego formatu ;O
Zapewne wielu osobom wyda się to śmieszne, ale za alergie, w dużym uproszczeniu, odpowiedzialny jest…feminizm.
Pod wpływem obsesji na punkcie wyglądu i higieny idących przecież głównie z kobiecej strony dziś nawet mężczyźni biorą prysznic dwa razy dziennie, wcierają w siebie niezliczone ilości upiększających, uwonniających i ogólnie „ubogacających” organizm specyfików, które to czynności niszczą naturalną florę bakteryjną obecną na skórze oraz podrażniają organizm. Dodajmy do tego rosnącą w cywilizowanych społeczeństwach niechęć do kontaktu dzieci z „żywym światem”, rozumianym jako łażenie po drzewach, zabawę ze zwierzętami, brudzenie się w piaskownicy, ogólne pocenie się itd. Wszystko to jest naturalne środowisko, w którym żyliśmy przez lata, nagle z tajemniczych przyczyn okazuje się być wrogim dla przyszłych pokoleń.
Skupiając się zbyt mocno na glutenie i tym podobnych substancjach nie zapominajmy więc, że niebezpieczeństwa „cywilizacyjne” czyhają nie tylko w naszym przewodzie pokarmowym, ale i na zewnątrz…
Już o tym chyba pisałem pod jakimś artykułem, ale samoświadomość, czy też myślenie w ogóle nie różni się specjalnie od, za przeproszeniem, wydalania. Samoświadomość to po prostu wysoce skomplikowany stan złożoności zamkniętego CZYSTO FIZYCZNEGO układu, który to stan skomplikowania jest tak wysoki, że układ zaczyna działać na zasadzie olbrzymiego fraktala. Nie ma tu żadnych transcendencji, żadnych „poza”, to jest filozoficzna nowomowa, której wybitnie nie lubię i którą przy sposobnej okazji zawsze staram się skrytykować… 🙂
Już samo określenie „czysto fizycznego” jest warte zastanowienia. Czym jest fizyczność? Nauka określa materię jako formę energii. Definicji energii, która uchwyciła by jej fenomen niestety brak. Nauka nie potrafi powiedzieć czym jest w istocie energia. Nie pamiętam kto powiedział te słowa, ale to jeden z czołowych wpsółtwórców teorii informacji – „Nauka nigdy nie wytłumaczy czym są badane zjawiska, a jedynie jak przebiegają”. Piszę to, bo mi te słowa dużo wyjaśniły jeśli chodzi o możliwości nauki do odpowiedzi na egzystencjale pytania. Kiedyś miałem taką myśl, że ludzie są jak odiorniki telewizyjne. To co bada nauka to budowa zewnętrzna i wewnętrzna tych odbiorników. Niektóre modele są lepsze inne gorsze, mogą się psuć i obraz może zanikać (jak demencja :)). Jednak to co sprawia że odbiornik telewizyjny jest tym czym jest to zdolność odbierania fal elektomagnetycznych, które niosą w sobie informację. Czyli tak zwane kanały telewizyjne. Trochę jak duch święty (to taki żart ;)). W każdym bądź razie myślę, że to że nasza świadomość przejawia się poprzez mózg nie jest dowodem, że świadomość jest ograniczona do tej naszej puszki, czaszki. Poza tym mówienie że świadomość jest wynikiem skomplikowanego systemu połączeń materii jakim jest mózg też niczego nie ujmuje duchowości, ponieważ jak na początku wspomniałem pojęcie materi nie jest wcale takie znowu „materialne” ;).
Pozdrawiam 🙂
Literówka w tytule. =]
Już pożarta. Dzięki!
to nie kontynuacja sagi, ani nie bedzie to prequel to calkiem nowa historia, ktora ma miejsce czasowo i lokalizacyjnie gdzies w czasie trwania historii z calej sagi, jako dodatkowy watek, wiec w zasadzie Sapkowski dotrzymal slowa
To faktycznie nie był skok na kasę. Sapek zapewne sporo kasy dostał od CD Projekt za nabycie dożywotnich i wyłącznych praw do gier, komiksów i planszôwek.
Jest taka piosenka nagrana m.in. przez Glenn Miller Orchestra czy Andrews Sisters, zatytułowana „Pennsylvania Six-Five Thousand”. 6-5000 to najdłużej działający numer telefoniczny w Nowym Jorku, należący do Hotelu Pennsylvania. Jego zapis wywodzi się z lat 30-tych. Większe centrale miały swoje nazwy, a pierwsze dwie litery odpowiadały cyfrom identyfikującym centralę. Ponieważ połączenia były realizowane przez telefonistki, po usłyszeniu Pennsylvania wiedziała ona, że rozmowa będzie do centrali o numerze 73 (P to 7, E to 3 – można sprawdzić na klawiaturze swojego telefonu). Zapis takiego numeru w książce telefonicznej mógł wyglądać tak: Pennsylvania 6-5000. W latach 30-tych i 40-tych w Cafe Rouge mieszczącej się we wspomnianym hotelu grało wiele jazzowych i swingowych bandów. Aż któregoś dnia Jerry Gray napisał muzykę, słowa dodał Carl Sigman i stworzyli przebój o numerze telefonicznym w hotelu. Dzięki tej piosence numer stał się nieśmiertelny, choć dzisiaj wydłużył się do postaci 212-736-5000. Przez wiele lat po dodzwonieniu się na niego w oczekiwaniu na operatora grana była piosenka w wykonaniu Glenn Miller Orchestra, ale podobno już tak nie jest. Może warto sprawdzić? 😉
Zobaczcie kiedy Anneliese została opętana, a kiedy na ekrany wszedł na ekrany Egzorcysta Williama Friedkina. Zabrzęczał dzwoneczek? Nigdzie nie widziałem informacji o tym czy Anneliese widziała ten film, ale zbieżność jest wymowna. To byłby ciekawy casus na temat do dyskusji o tym jak film może w dramatyczny sposób wpłynąć na ludzkie życie.
Opętanie wydarzyło się wcześniej niż film. To film został wykreowany na bazie wydarzeń które miały miejsce.
To fakt, Egzorcystę (książkę) William Peter Blatty napisał w 1971, dwa lata później powstał na jej podstawie film. Opętanie Anneliese zaczęło się kilka lat wcześniej. Natomiast nie jest tak, że Blatty oparł swoją historię na casusie Anneliese. Oparł ją na przypadku opętania, który wydarzył się w Stanach pod koniec lat czterdziestych.
Miałem na myśli inny film, ale dzięki za poprawkę.
Teraz jest wszystko jasne.
A propos telefonów w Warszawie, to moja historia jest taka. Do końca lat 70-tych mieszkałem w starej kamienicy na Mokotowie przy ul. Dolnej. Bez telefonu. Od podstawówki przeprowadziłem się na nowe osiedle przy Górczewskiej, a na Mokotowie zaczęli wtedy montować telefony i moja babcia taki dostała. U nas na osiedlu były automaty w niektórych klatkach schodowych, ale często nie działały. Kiedy na początku lat 90-tych się wyprowadziłem, zaczęli montować telefony w mieszkaniach. Wtedy mieszkałem znów na Mokotowie, ale przy Al. Lotników. Bez telefonu oczywiście. Biegałem do najbliższego automatu przy sklepie albo na stacji metra. Kiedy się wyprowadzałem… zaczęli montować telefony w mieszkaniach. Dziś mieszkam na wsi 40km od centrum stolicy. W okolicy funkcjonuje telefon radiowy TP marnej jakości, a stacjonarny „po kablu” może założą, może nie. Można by się zastanawiać po co dziś stacjonarny, ale jakość sygnału komórkowego jest tak beznadziejna, że ja się nie zastanawiam. Wiem też, że kolega na Ursynowie założył stacjonarny, bo w nowym bloku nie odbierają komórkowe. A w głowie brzmi „Pennsylvania six five oh oh oh”. Który to był rok? 1940? 🙂
Feist nie jest zapewne grafomanem, natomiast jego powieści rzeczywiście są klepaniem utartych schematów, ale to samo można powiedzieć o całym gatunku fantasy. Dowcip polega na tym, że nawet najgorszy kicz literacki da się przełożyć na fantastyczną grę komputerową, ponieważ operuje ona inną estetyką niż literatura; zaryzykowałbym tezę, że kicz jest wręcz wymarzoną pożywką dla gier.
W podobnym duchu utrzymane są eksperymenty z „gumową dłonią”. Kładziemy obie ręce na blacie stołu, prawą przesuwamy w bok a po jej lewej stronie stawiamy jakiś duży atlas albo słownik tak żeby nie było widać naszej „właściwej” ręki. Tam gdzie była przed chwilą kładziemy jej wierną atrapę. Teraz prosimy osobę naprzeciwko o pogłaskanie nas atrapie, po chwili wyda nam się, że atrapa jest naszą ręką. Co najciekawsze, kiedy świadomość, że atrapa jest ręką dotrze do mózgu temperatura w prawdziwej dłoni zaczyna spadać, co świadczy o tym, że mózg zaczyna się „odcinać” od rzekomo martwego organu, którego „nie widzi”.
Takie doświadczenia przeprowadzał pan o wdzięcznym nazwisku Vilayanur Subramanian Ramachandran, który, swoją drogą, jest jednym z pionierów w tej dziedzinie. Z tego co pamiętam te sprawy z ołówkiem i dotykaniem pleców wymyślił właśnie on, choć realizował je w prostszy sposób – za pomocą lustra i palca, Ehrsson jedynie eksperymentuje z nowoczesnymi technologiami. =)
Właściwie można się z tym zgodzić. Zobacz – z dobrej literatury wychodzą takie gnioty jak komputerowi Władcy Pierścieni z przyległościami. Prawdopodobnie jest tak, że takie dzieła nie zostawiają już wiele miejsce dla interaktywnej przestrzeni, bo wszystko jest w nich ułożone i spójne. Film będący wiernym przedstawieniem z tego wyjdzie, gra już nie. W rozklekotanym, niespójnym kiczu jest tyle luk i przestrzeni, że dobra gra znajdzie w nich dla siebie miejsce 😉
Telekomuna ciągle żywa? 🙂 Za komuny nawet gdy w danym rejonie były dostępne telefony stacjonarne, a ty też chciałeś takowy mieć, trzeba było złożyć specjalny wniosek, który był rozpatrywany… 15 a w najlepszym razie 10 lat. Moi rodzice właśnie tyle czekali na własny numer. Załapałem się na ten luksus, a że właśnie wchodził Internet, suto korzystałem z połączenia 0202122 (?). Rachunki w szczytowym momencie przychodziły na 600 zeta miesięcznie.
Astana stała się mekką satanistów. Jeśli ktokolwiek ma wątpliwości co do symboli jakie zawarte są w „piramidzie pokoju”, ten nie rozumie czym jest mit Illuminatów i całkiem realna Kabała.
Bela Lugosi. Zakochałam się w tym aktorze. Jest on odtwórcą tytułowej roli, oczywiście. Spójrzcie na jego twarz! Dość komiczny z dzisiejszego punktu widzenia efekt dawały światła walące mu prosto po oczach w momencie zbliżeń, ale to, jak on gra twarzą, jest zachwycające. I nie tylko twarzą, również głosem i gestem. Jego charakterystyczna peleryna i to, co z nią robi, bardzo się kojarzą z wizerunkiem Draculi.
Ciekawy byłaby pomysł pamięci genetycznej jaką zaprezentował Frank Herbert w swojej sadze Diuna, ale obecna biologia molekularna raczej nie daje złudzeń co do tego za bardzo (mimo śmieciowego DNA itp.), chyba że występują jakieś zjawiska na (kwantowym?) poziomie fizycznym, o których nie mamy na razie zielonego pojęcia (czego oczywiście nie można wykluczyć). Z punktu widzenia ewolucjonizmu, gdyby coś takiego było fizycznie możliwe na jakimś bliżej niesprecyzowanym nośniku informacji w każdej komórce (pamięć genetyczna – w sensie zapisu pamięci doświadczeń, a nie kodu genetycznego jako takiego), to dawałoby potomkom niewątpliwe korzyści, jeśli chodzi o przetrwanie i przekazanie genów. W tym sensie taka pamięć by niosła strzępki informacji o wszystkich naszych przodkach, także zwierzęcych i jednokomórkowych. Tak jak już jednak napisałem, biologia molekularna obecnie w żaden sposób czegoś takiego nie może potwierdzić, choć prężnie rozwija się dziedzina zwana epigenetyką, związana z przekazywaniem informacji objawiającej się w fenotypie poza standardowym kodem genetycznym, więc może tu jest pole do działań dla naukowców? 🙂
Ponieważ źródłem energii Voyagera jest radioizotopowy generator termoelektryczny, bardzo łatwo przewidzieć na jak długo starczy jeszcze energii, jeśli nic się nie zepsuje. Co 88 lat generator ten wytwarza o połowę mniej ciepła i energii, stąd wiadomo że statek straci większość funkcji w okolicach roku 2020, natomiast ostatnie urządzenie na jego pokładzie zostanie zdalnie wyłączone około roku 2025, czyli 48 lat po starcie misji.
Przez kolejne lata generator nadal będzie wytwarzał ciepło, ale już zbyt mało, aby generować wystarczającą ilość energii dla statku. Sonda będzie coraz zimniejsza, aż w końcu przestanie generować jakiekolwiek ciepło i w takim stanie pozostanie do końca swych dni, nieustannie oddalając się od naszego systemu gwiezdnego.
Gdy wszystko ochłodziło się na tyle, aby promieniowanie mogło swobodnie się rozprzestrzeniać, Wszechświat wydał z siebie pierwotny krzyk, który słyszymy do dziś, dobiegający z każdego punktu na niebie. Krzyk ten, to mikrofalowe promieniowanie tła, dochodzące zewsząd. Badanie mikrofalowego promieniowania tła jest niezwykle istotne dla poznania wczesnych etapów ewolucji Wszechświata, bo jest to bardzo dobre, rzeczywiste źródło jakie możemy na własne oczy zobaczyć i konfrontować z nim hipotezy i modele matematyczne. Czy nie byłoby więc idealnie zrobić zdjęcie całego nieba, jeśli promieniowanie to dobiega zewsząd i zobaczyć jak TO wygląda w całości? Tego zadania podjęła się między innymi sonda Planck w 2010 roku.
Wielki Wybuch jest WSZĘDZIE. My jesteśmy jego częścią i jest nią każde inne miejsce we Wszechświecie. Klucz do zrozumienia tego zadziwiającego faktu, tkwi w tym, że nie należy rozumieć „Wielkiego Wybuchu” jako wybuchu. Należy sobie uświadomić, że cały Wszechświat i cała przestrzeń, które obserwujemy znajdowały się w jednym małym punkcie a punkt ten po prostu urósł. Skoro każde miejsce we Wszechświecie, było kiedyś wewnątrz tej jednej potwornej super-osobliwości, a poza nią nie istniała ani przestrzeń ani czas, to wszystkie te miejsca naraz są Wielkim Wybuchem.
Nie wiadomo czy w jednym punkcie, czy w jakimś obszarze.
Istnieje teoria, która zakłada, że czas nie jest żadnym czasem tylko po prostu matematycznym wymiarem, który pasuje ładnie do równań, ale nijak się nie przekłada na intuicję. W potocznym rozumieniu czas to po prostu następstwo zdarzeń. Natomiast w koncepcji czasu jako wymiaru przestrzennego następstwo zdarzeń już nie istnieje, innymi słowy jakkolwiek trudno to zrozumieć, wszystko dzieje się w tym samym momencie a zmiany dokonują się jedynie w przestrzeni.
To, że wierzymy iż Wszechświat miał jakiś początek może też wynikać z naszego błędnego założenia iż w ogóle istnieją jakieś początki i jakieś końce. Ludzki język bardzo łatwo tworzy wyrazy przeciwstawne, np. ciepło-zimno. Dowcip polega na tym, że nic nie jest tak naprawdę absolutnie ciepłe ani zimne, a Wszechświat jest pewnym kontinuum, nie opartym na językowych przeciwieństwach. Np. śnieg dla misia polarnego jest zapewne neutralny. Śnieg jest więc zimny jedynie relatywnie, jest po prostu śniegiem a nie przeciwieństwem, dajmy na to Słońca.
Na tej samej zasadzie ludzie nauczyli się postrzegać oraz nazywać zmiany w otoczeniu. Jeżeli zaszła zmiana automatycznie kreujemy przeciwieństwo wcześniej-później. Pytanie czy ta zmiana rzeczywiście odbywa się w czasie, czymkolwiek on jest. Moim skromnym hipotetycznym zdaniem niekoniecznie. Wszelakie zdarzenia mogą być po prostu fluktuacjami gęstości materii, ale odbywającymi się „poziomo”, a nie na strzałce czasu.
Podsumowując, Wszechświat nie będzie miał żadnego końca… 😉
Był Draculą tylko wtedy gdy pozwalali na to widzowie. Gdy ich łaskawość prysła, Bela stał się żałosny. Przykro patrzeć jak uwija się u Wooda i pokrzykuje BEWAAAARE, a potem naśladuje gesty wampira.
Maniaca pamiętam z czasów VHS. Obłąkana gra Spinella była do przełknięcia, ale amatorski sposób realizacji już nie. Dziś tego filmu nikt by raczej nie zdołał obejrzeć.
Piosenka tytułowa jednak była super.
Pamiętam jak krytycy jarali się Memento tylko na zasadzie ” o, fajny film bo puszczony od tyłu”. Mnie nudził tak samo jak wcześniejsze, czarno białe i bardzo rzekomo kultowe Following.
Helikopterem wleciano na wierzchołek Mount Everestu już w 2005 roku. Zachowała się pełna relacja z tej eskapady: http://www.youtube.com/watch?v=Y3Bx7NyUdRM
Po błyskawicznym przebrnięciu przez jakieś 100 stron, zacząłem sobie przypominać za co ceniłem sagę o Wiedźminie. Trochę obawiałem się tej książki, że popsuje mi dobre wspomnienia, ale końcowe wrażenie było bardzo dobre. Jasne, tej części mogłoby nie być, była niepotrzebna, ale przyjemnie było przypomnieć sobie stare postacie i świat (tym bardziej, że nigdy nie czytam książek więcej niż raz 🙂 .
Może człowiek pierwotny zawracał sobie tym głowę, tylko akurat nie umiał zbudować piramid. Pamiętaj, że religia była potrzebna do utrzymania w spoistości dużej cywilizacji, a więc jak się pojawiły duże cywilizacje, musiały się pojawić „widoczne” przejawy łaski bogów. Dwudziestu jaskiniowców wybiera na przywódcę po prostu najsilniejszego (lub najsprytniejszego). W 100-tysięcznym organizmie musi już działać jakiś „palec boży” legitymizujący władzę i jej zalecenia.
Zgoda. Pytanie tylko czy oni sobie wymyślili tych bogów, czy coś słyszeli o ich istnieniu. Marcin – nie ma co ironizować. Jasne, że nie pisali, ale potrafili budować oraz na przykład robić rysunki naskalne. Ta kultura, podobnie jak kilka innych, w okolicach wspomnianego roku zniknęła nie pozostawiwszy po sobie żadnego istotniejszego dziedzictwa i faktycznie można ją określić mianem ludu prymitywnego. A tymczasem na terenie obecnej Boliwii prawdopodobnie już w tym samym czasie inna kultura, po której nie zostały już dziś prawie żadne ślady, przygotowywała się do zbudowania na wysokości 4000 m npm Tiwanaku, miejsca mogącego się równać z Gizą. Kulturą Egiptu interesowałem się kiedyś bardzo mocno i pamiętam, że nawet oficjalne źródła podają, że pojawiła się ona nad Nilem w sposób „zaskakująco nagły”. Bez korzeni, a z know how o który nie można by podejrzewać wielu innych równolegle istniejących ludów. Oczywiście, dla ciebie i śpiących w swych barłogach sceptyków nie ma nic zastanawiającego w zbieżności czasowej w jakiej w kilku różnych miejscach pojawiły się nagle rozwinięte kultury, podczas gdy wcześniej przez dziesiątki tysięcy lat panował zastój i prymitywizm. Ot tak, po prostu słoneczko doświetliło im mózgi i nagle zaczęli inaczej funkcjonować. Gratuluję i nie przeszkadzam w tym słodkim trwaniu.
Ale wymyślanie bogów idzie wszędzie według tego samego schematu – ktoś musi spuszczać deszcz, choroby, walić piorunem, decydować, czy uda się polowanie itp. Stąd w logicznym rozumowaniu bogowie z różnych cywilizacji mają dużo wspólnego jako konstruowani według podobnego przepisu.
W przypadku piramid odpowiedź jest dosyć prosta. Okazywanie wielkości najłatwiej osiągnąć przez stworzenie czegoś wielkiego. A z architektonicznego punktu widzenia najprostsze jest postawienie konstrukcji zwężającej się ku górze – nie ma obaw, że się zawali, nie trzeba żadnych obliczeń i skomplikowanych maszyn. Wystarczą niewolnicy i drewniane belki do toczenia bloków skalnych. Poza tym taka konstrukcja umożliwia łatwe, i dosyć oczywiste, oddzielenie sacrum od profanum. Idąc dalej. Ewentualne wątpliwości co do zbieżności można stosunkowo łatwo rozjaśnić (nie rozwiązać) naturą człowieka, tożsamą w pewnych okolicznościach (np. ludy wyspiarskie zawsze będą budowały łodzie i się przemieszczały nimi). Skoro już zaczęła powstawać cywilizacja – stałe osady zamieniały się w miasta, a te pozwalały czy wręcz zmuszały do wyłonienia się przywódców politycznych, wojskowych i religijnych (najczęściej w jednej osobie, bo tak w końcu najprościej – prawda?), ale pozwalały także odciążyć głowę człowieka myślą o tym co jutro upoluje i zająć się filozofią, teologią oraz sztuką. Stąd coraz śmielsze konstrukcje, stąd potrzeba wzniesienia czegoś wielkiego, godnego władcy czy bóstwa. Pisząc 'potrzeba’ mam na myśli zarówno ludzką kreatywność, jak i próżność (głównie władców). Odpowiedz za to na pytanie czemu wizerunki bogów mezoamerykańskich, egipskich, hinduskich czy zachodnioazjatyckich są tak diametralnie różne? I zastanawia mnie w takim razie jakie jest wg Ciebie wyjaśnienie tej zbieżności .
Jestem zwolennikiem teorii o pochodzeniu cywilizacji z jednego pnia. Żeby było jasne – dam się przekonać racjonalnymi argumentami, że może być inaczej. Tymczasem jednak ta wersja wydaje mi się najbardziej logiczna, podobnie jak np. to, że do Kennedy’ego walił więcej niż jeden strzelec. W tym kontekście twoje pytanie jest faktycznie trudne. Pomyślmy. Wizerunki są faktycznie różne. Istota wielu z tych bogów jest podobna (choćby to, że pochodzą z gwiazd). Wydaje mi się, że to może być trochę tak jak z wizjami szatana w sztuce. Minęło 2000 lat z lekkim okładem, a jedni widzą go jako kudłatego satyra z rogami, a inni jako pięknego blondyna z błękitnymi oczami, natomiast wszyscy są zgodni co do tego, że jest on złem wcielonym. Mówimy oczywiście o rozwoju mitu, ale przecież i sami bogowie, jeśli nawet przyjąć, że kiedyś istnieli w formie materialnej, przez tysiące lat stali się mitem. Myślę więc sobie, że można przyjąć iż przez kilka tysięcy lat cywilizacje poszły w odrębnych kierunkach, nieco inaczej wyobrażając sobie stare wierzenia. Nie zgodzę się z twoim twierdzeniem, że to były „diametralnie różne” wizerunki. No bo zobacz: bogowie Egiptu czy Mezoameryki głowy mieli duże i raczej nieludzkie. Wirakocza przypominał słońce, Quetzalcoatl był jakiś taki smokowaty, Set miał głowę drapieżnika. Większość z nich to jakieś pieprzone potwory. Najbardziej ludzcy byli bogowie sumeryjscy. Enki czy Marduk wręcz przypominali ludzi. Są zarazem najstarszymi chronologicznie bóstwami. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że te pierwotne wizerunki z czasem stały się nieco zmodyfikowane dodawaniem im cech nieludzkich. Ale mówię, to tak sobie myślę na gorąco.
Dla mnie rzeczą, od której zaczęły się wszelkie wątpliwości, jest Wielka Piramida. Wszystko co o niej wiem, a także co czułem będąc w jej środku, przekonuje mnie, że nie wybudował jej Cheops. Implikacje takiego stanowiska doprowadzają cię do Atlantydy czy jakbyś chciał nazywać ową kolebkę nowoczesnej cywilizacji. Czy maczali w tym palce ludkowie w błyszczących, srebrnych statkach kosmicznych? Tego nie wiem, nie wie tego nikt. Ale a priori nie wykluczam, że tak mogło być i że pewnego dnia zostanie na to znaleziony dowód. Pytanie tylko czy jego istnienie zostanie podane do powszechnej wiadomości
Jeszcze jedno. Według akademików Cheops postawił swoją piramidę ot, siup, przez dwadzieścia lat. Jego synek, który teoretycznie powinien mieć już opracowany know how, tak sprawnie zbudował swoją piramidę, że dzisiaj zostało z niej rumowisko. Z kolei ojciec, czyli Snofru, mający wielką władzę, zbudował też coś daleko niedoskonałego. Ergo, albo Cheops był niebywałym geniuszem, niemalże bogiem, albo… w co akurat ja wierzę, wykorzystał swoje panowanie do renowacji tego, co stało na Gizie od wielu wieków. Przez renowację rozumiem poprawienie zniszczonych bloków oraz wyłożenie całości licówką, którą trzeba było targać po rampach do góry. Herodot faktycznie wspomina o budowie piramidy. Tyle że nie ma wielkiej sprzeczności między jego relacją a tym co piszę, a poza tym minęło przecież 2000 lat między Cheopsem a Herodotem.
Znamienne jak bardzo współczesne władze Egiptu są oporne jeśli chodzi o eksplorację Wielkiej Piramidy. Jak powiedział Zahi Hawass, „piramidy i Sfinks to dusza Egiptu”. Bardzo marnie by się stało, gdyby okazało się, że zbudował je ktoś inny niż faraon.
W Polsce jest zdaje sie parę milionów grobów wojennych, więc kopania starczy tak pi razy drzwi na jakieś 250 lat. Albo może lepiej szybko obciąć budżet na podobne kompromitacje. Do czego tam doszli z Sikorskim? Że był mężczyzną w średnim wieku? Proponuję kolejne tematy do badań: czy istniała czarna wołga (można zdobyć grant na przesłuchania jakichś 20 milionów rodaków, hurra!) i czy aby Hitler nie żyje sobie spokojnie na jakimś ranczo w Argentynie.
Przestań pisać głupoty, niedouczony gówniarzu!
Ja wiem, że zatwardziałemu realiście trudno jest uwierzyć w cokolwiek co o choćby kąt 20 stopni odbiega od głównego nurtu. Zgoda, tak jest wygodniej. W tym kontekście cieszy mnie (ale też i zaskakuje!), że przynajmniej zgadzasz się, że w słoneczne popołudnie 22 listopada 1963 roku do Kennedy’ego otworzył ogień więcej niż jeden strzelec Co do Sikorskiego – tak, był zamach, powiedział o tym publicznie nawet przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień, i zapewniam cię, że decydujący dowód wcześniej czy później się pojawi. Dobrze, że przynajmniej coś się zaczęło dziać w tej sprawie.
Cóż – jak na razie „teoria zamachu” jest wciąż tak samo nieprawdopodobna, jak to, że kosmici wszczepili Sikorskiemu czip, dzięki któremu mogli go kontrolować. zdaje się, że ta szumna ekshumacja niczego nie potwierdziła z teorii pana B. Ale przynajmniej sensacyjny film powstał. Poproszę o wypowiedź p. Stępnia (cytat i źródło), bo pierwsze słyszę. Będziemy wtedy rozmawiać o konkretach. Jak ja lubię taka argumentację – to nic, że nie ma żadnych dowodów, wcześniej czy później się pojawią.
Stępień powiedział to na którejś konferencji prasowej. Padło coś w stylu: „Podobnie jest w przypadku zamachu na Gibraltarze, gdy wszyscy znają prawdę, ale nie mogą jej ujawnić i zapewne nigdy nie ujawnią”. Polecam poczytać na temat 4 lipca 1943 roku, to wówczas siądziemy i podyskutujemy. W przeciwnym przypadku dyskusja wyglądać będzie tak wypowiedzi prof Tebinki, który z maniackim uporem powtarza, że zamachu mnie było, bo to pachnie teorią spiskową, a on w takowe nie wierzy. I tak w kółko Macieja. Facet nic nie wie na ten temat, ale czuje, że zamach jest hipotezą zbyt nieprawdopodobną i samo to stanowi dla niego dobre usprawiedliwienie, żeby wyłączyć mózg i przeobrazić się w katarynkę.
Piotrze, co do czytania – przypuszczam, ze Ty czytałeś na ten temat duzo więcej. spróbuj mnie wiec przekonać. jesli argumenty beda mocne i merytoryczne – pewnie ci sie to uda. Argument „bo Ty nie czytałes książki…” i tu zestaw nazwisk autorów jest absolutnie pomijalny. Jesli rzetelnie w kilku zdaniach streścisz zawartośc tych książek, będzie się mozna spokojnie do tego odnieść, poza moze jakimiś szczególnymi przypadkami typu „czy Iksiński zastosował właściwy warsztat historyczny”, które wymagaja od dyskutantów rzeczywiście fachowej wiedzy przedmiotowej.
W sprawie Ponikiewskiego nie ma za dużo filozofii. Składają się na nią trzy elementy: relacja Ujejskiego, relacja rodziny Ponikiewskiego szukającej śladów w La Linea i wpasowujące się w powyższe wyniki ekshumacji.
To długa sprawa. Zacznę od tego, co mnie w nią wciągnęło. Dodam, że nie jest tak, że wierzę w każdą teorię spiskową. Na przykład za wyjaśnioną uważam sprawę śmierci Hitlera, któraś z sond wyjaśniła już sprawę tzw. marsjańskiej twarzy, Elvis nie żyje, WTC zostało zniszczone przez samoloty z ludźmi, a w Smoleńsku nie było zamachu, a jedynie presja na pilota i żałosna niekompetencja ruskich kontrolerów. Mógłbym wyliczyć jeszcze parę innych spraw, które mnie nie interesują. Z Gibraltarem jest inaczej. Tutaj niemal każdy oficjalny fragment tej historii jest podejrzany, niedopowiedziany. Zacznijmy od najważniejszych faktów. Po pierwsze, Sikorski ginie w momencie wprost idealnym dla wszystkich aliantów. W chwili, gdy zaczął być tykającą bombą, gdy był gotów szantażować Roosevelta ujawnieniem sprawy Katynia, a w USA jesienią 1944 roku szykowały się wybory prezydenckie i głosy Polonii miały okazać się języczkiem u wagi. Dla Stalina to tez świetna rzecz – znika człowiek, który zaczął rozdmuchiwać sprawę katyńską. Dla Churchilla – nie ma nic ważniejszego niż to, by kacapy wzięły się za bary z Hitlerem, oszczędzając brytyjską krew. Wszystko więc, co szkodzi Stalinowi, szkodzi również Brytyjczykom. Ergo, zniknięcie Sikorskiego i zastąpienie go marionetkowym Mikołajczykiem było ulgą dla wszystkich. Sikorski stał się niebezpieczny, bo stać go było na wszystko. Tracił poparcie w polskiej armii i mógł się zdecydować na jakiś szalony gest, otwarte rozgrywanie odkrytej wiosną 1943 roku sprawy katyńskiej. W ciągu kilku miesięcy miały miejsce dwie próby zamachu – na lotnisku w bodaj Montrealu przestały nagle działać silniki i pilot samolotu Sikorskiego tylko cudem zdołał wylądować. Jak to nie zadziałało, tajemnicze siły umieściły na pokładzie samolotu Sikorskiego delikwenta z bombą zapalającą. Samolot by spłonął i spadł do morza. Ślad by nie pozostał. Tyle że ów agent w trakcie lotu albo postanowił żyć, albo zaczęły go dręczyć wyrzuty sumienia. Oderwał kawałki poszycia podłogi, wydłubał bombę i rozmontował. Sikorski nie drążył sprawy. Ów delikwent dwa dni później już nie żył – trafił nagle do szpitala i tam natychmiast zmarł, a akt zgonu zaginął. I potem następuje Gibraltar. Poczytawszy o powyższych faktach, zacząłem sądzić, że jeśli to był wypadek, to rzeczywiście najdziwniejszy na świecie. Człowiek, którego chroniła Ręka Boska ginie w miejscu, gdzie do wody spadały z pasa startowego dziesiątki samolotów i nic się nikomu nie działo. Ginie w przededniu konferencji w Teheranie, gdzie byłby niesamowitym wrzodem na tyłku, gigantyczną przeszkodzą w rokowaniach. Oczywiście, powiesz – przypadek. Taki sam jak to, że Lee Harvey Oswald pierwszym strzałem chybia celu o 20 metrów, a dwie sekundy później trafia w dziesiątkę, czyli w szyję Kennedy’ego. W jeden przypadek może i jestem w stanie uwierzyć, ale w Gibraltarze te przypadki mnożą się jak króliki.
Ustalmy pozycje wyjściowe. Ja wcale nie twierdze, że nikt nie chciał Sikorskiego zabić, ani ze jego smierć nie była nikomu na rekę. Ale dotychczas nie znaleziono żadnych dowodów na hipotezę zamachu! Wszystkie one (hipotezy) sa projekcją róznych osób, która stara sie wytłumaczyć rózne niezrozumiałe czy niewyjasnione szczegóły. Pan Baliszewski np. z emfaza twierdził, ze wszyscy pasażerowie byli juz martwi w chwili startu. mówił to tak przekonująco (podobnie jak Ty teraz), ze w końcu postanowiono o ekshumacji generała – i to, jak pamietam, dwukrotnej. I co? I gucio – okazało się, ze zginął w katastrofie, a nie od trucizny czy kuli. Zreszta ta teza o zamachu jest w jakims stopniu wynikająca z polskich kompleksów typu Chrystus narodów. my jesteśmy tak ważni w świecie i tak niezłomni, ze jedynym sposobem szatana okazuje sie skrytobójstwo…
Patrząc na to na chłodno – to kompletna bzdura. smierć sikorskiego pewnie rzeczywiście była na reke aliantom i Rosjanom, ale tez bez przesady – gdyby nie zginął, wiele by to nie zmieniło. Naprawde, Churchill czy Stalin nie takich ludzi ignorowali. Kiedy wybuchło powstanie warszawskie na przykład, wzruszyli ramionami mimo próśb o pomoc. Stac ich więc było na ignorowanie Sikorskiego i jego próśb o zbadanie Katynia. A mówiąc prościej – przy zamachu na szefa rzadu sojuszniczego ryzyko kompromitacji jest duzo wieksze niz potencjalne zyski. O wiele prosciej dla Anglików np. wesprzeć takich polityków polskich, którzy działaliby zgodnie z ich interesem. Reasumując – do tezy zamachu w G. podchodze tak, jak do religii. Na razie wszystkie racjonalne dowody przemawiaja przeciwko istnieniu bogów. jesli jednak pojawi sie jakiś wiarygodny dowód na ich istnienie – natychmiast zmienie zdanie.
Ciekaw jestem co byś uważał za dowód, że Sikorski zginął w zamachu? Dziura po kuli w głowie? Zeznania świadków, którzy już od dawna nie żyją? Dane z archiwów, które rząd JKM utajnił na 100 lat? Obecny stan wiedzy daje jedynie poszlaki, ale poszlaki przekonujące, że nie działo się tam nic normalnego. I teraz tak – zobacz co się działo ze sprawą Kennedy’ego. Tam jesteśmy znacznie dalej. Tam mamy bowiem film Zaprudera, na którym każdy normalny człowiek widzi, że JFK dostał ostatni strzał z trawiastego pagórka, a nie z tyłu. Widać frunący w górę rozbryzg krwi i chmurkę popiołu z przodu głowy. Ale dla niektórych to ciągle za mało. Oglądałem dokument Discovery, w którym jakiś orangutan przekonywał przez pól godziny, że tak się zachowuje głowa człowieka, do której się strzeli z tyłu. Czyli nie było żadnego spisku, Oswald działał sam. Chcę przez to powiedzieć, że niektórzy ludzie nie przyjmą do wiadomości żadnych dowodów, bo z jakichś powodów nie są w stanie uwierzyć, że spiski jednak czasem mają miejsce.
Wracając do Gibraltaru. W każdej aferze spiskowej jest tak, że równolegle z rzeczywistymi działaniami następuje pozorowana akcja dezinformacyjna. Już w latach 50. CIA odkryła, że jedną z lepszych metod motania tropów jest puszczenie w obieg jakiejś z pozoru sensacyjnej informacji związanej z daną sprawą, by następnie
znaleźć dla niej racjonalne wytłumaczenie. I wówczas pada – no, widzicie, kolejny spiskowy bastion pada. Ile jeszcze trzeba będzie przekonywać, że to nie był spisek? W przypadku JFK mylenie tropów obejmowało wplątanie w akcję mafii (Jack Ruby), zasugerowanie „tropu kubańskiego” (dorabiany życiorys Oswalda), plus niepotrzebne rozdmuchiwanie kilku przypadkowych, nie mających związku ze sprawą wydarzeń (epileptyk na Dealey Plaza czy gość z parasolem, którym rzekomo dał strzelcom sygnał do strzału).
W przypadku Gibraltaru nie było inaczej.Jest w tej układance kilka ślepych tropów, pajęczyna, w którą dał się zamotać na przykład Tadeusz Kisielewski twierdzący pierwotnie, że głównym organizatorem był Stalin. Teraz powoli porzuca tę tezę. Wygląda na to, że prawdziwi organizatorzy zamachu na Gibraltarze świadomie włączyli do tej opowieści wątek sowiecki poprzez ściągnięcie tego dnia na Skałę ambasadora Majskiego. W efekcie żadnej ze stron nie trzeba było potem przekonywać, że sprawa nie może być ujawniona. Trwał wzajemny szach.
Czym najbardziej można przekonać niedowiarków, że to był zamach? Trzy punkty na początek. Skoro to był normalny wypadek, to dlaczego nie istnieją żadne zdjęcia Sikorskiego po śmierci, dlaczego nie przeprowadzono sekcji zwłok, dlaczego znaleziono Sikorskiego w samych majtkach, podkoszulku i jednym bucie? Przecież w interesie Anglików powinno leżeć szybkie wyjaśnienie całej sprawy. A mamy same niejasności. Druga rzecz – pisałem już w innym wątku, że największy w Polsce spec od wypadków lotniczych i aerodynamiki, profesor Maryniak przeprowadził jakieś 15 lat temu symulację tamtego feralnego lotu Liberatora i z całą pewnością ustalił, że samolot wodował, a nie spadł. Znane są parametry typu: wysokość na którą wzniósł się Liberator oraz długość lotu, więc można było przeprowadzić takie badania. Trzecia rzecz, najbardziej sensacyjna i spektakularna, czyli sprawa bransoletki córki Sikorskiego. Miała ją na dłoni 4 lipca około południa, co utrwalono na zdjęciach. Oficjalnie jej ciała nie znaleziono. Ale bransoletka jednak odnalazła się jakiś tydzień później… w hotelu w Kairze. Akurat tam odleciał z Gibraltaru ambasador Majski. Nie ma dobrego rozwiązania tego wątku poza założeniem, że Zofia Leśniowska nie weszła na pokład i została oddana Majskiemu, po czym jako źródło informacji wywieziona poprzez Kair do Moskwy. I w kairskim hotelu, w którym nocował Majski, próbowała dać sygnał, zostawiając bransoletkę. Zwrócę ci uwagę, że wywiady lubiły przejmować wrogie źródła informacji – przykładem amerykańskie służby, które wzięły pod skrzydła kilku nazistowskich zbrodniarzy, w tym najprawdopodobniej samego Himmlera i Waltera Schellenberga. Summa summarum, 4 lipca na Gibraltarze działo się tyle zaskakujących rzeczy, że przyjęcie, iż nastąpił tam spisek jest dla mnie znacznie bardziej naturalne niż trzymanie się jak pijany płotu tezy, że Liberator z Sikorskim jako pierwszy w historii samolot na tamtym lotnisku rozbił się, w efekcie czego wszyscy poza pilotem zginęli. To nawiasem mówiąc kolejny dowcip – słyszałeś kiedyś o katastrofie lotniczej, w której jedynym ocalałym jest pilot, znajdujący się w ciasnej przestrzeni, na samym przodzie impaktu? Powinny zostać z niego strzępy, a on miał jedynie zadrapanie na twarzy. I na deser kolejny żart – ten sam pilot, mimo że nigdy wcześniej tego nie robił, założył przed lotem kamizelkę ratunkową. Dlaczego? Przypadek, oczywiście. I jeszcze jeden przypadek – akurat w tej jednej podróży Sikorskiego nie uczestniczył Józef Retinger, mający dobre dojście do służb brytyjskich późniejszy założyciel Grupy Bilderberg. Ach, zapomniałbym o postaci Ludwika Łubieńskiego, który podpisał akty zgonu osób oficjalnie uznanych za zaginione. A Jan Gralewski? To jest dopiero człowiek-enigma, pod wieloma względami postać podobna do Oswalda. Problem tylko w tym, że 4 lipca na Gibraltarze było co najmniej trzech Janów Gralewskich, a przynajmniej osób podających się za niego.
Piotrze – strzelasz na oslep bez zastanowienia. Przytaczane przez Ciebie argumenty nie sa dowodami czy nawet poszlakami tezy, ze został przeprowadzony zamach. Np. to, ze pilot przezył. rózne rzeczy zdarzają sie w katastrofach – zaleznie np od kata uderzenia i jeszcze miliona innych czynników. Nie znam się na katastrofach lotniczych, ale widziałem juz wypadki drogowe, w których zginęło 10 pasażerów, a kierowca przeżył. I mozesz oczywiscie opowiadac, ze to niemozliwe… Podobnie z resztą argumentów – dlaczego np. nieistnienie zdjęc miałoby świadczyć o zamachu? Kurczę, nie wiem. A z bransoletka to jest troche tak jak z Elvisem – tysiące świadków widziało go po śmierci. Ja nawet gdzieś czytałem, że ktos widział córke generała żywą w Zwiazku Radzieckim w jakimś łagrze. Nawiasem mówiąc – co moze wiedziec córka zabitego generała, co przydałoby sie wywiadowi? No pomysl chwilkę… Zreszta ten argument świadczy akurat przeciwko tezie o zamachu – bo jak profesjonalne słuzby robia zamach, to dbaja o to, żeby nie było żadnych dodatkowych „tajemniczych” okoliczności np. nie porywają jednocześnie nikogo. Także bez sensu byłby udział pilota w spisku – po prostu podkłada sie bombe i wszyscy gina. Po co wtajemniczać kolejną osobę, która do tego ma ryzykować życiem?
No i kto w końcu miałby stać za tymi zamachami? Sowieci jednak nie – jak twierdzisz, bo byłoby to zbyt oczywiste. Brytyjczycy? I dokonuja tego na własnym terytorium pod nadzorem własnych służb specjalnych? Toż musieliby być megaidiotami. Przeciez byliby pierwszym podejrzanym. Polacy? Żart.
Sekcja zwłok wykazała, że Sikorski nie został zastrzelony ani uduszony i że doznał obrażeń głowy, żeber i nóg. Kropka. Pytam – proszę o podanie mi jakiejś innej katastrofy lotniczej, w której zginęli wszyscy pasażerowie, a pilot przeżył. Ironizujesz sobie z córką generała, a nie wiesz najwyraźniej, że ona była jednocześnie jego sekretarzem i powiernicą, przez co wiedziała _wszystko_ to co ojciec. Reszta myśli, które podałeś za bardzo pachnie mi Tebinką, żeby brać je na poważnie. Przewija się w nich domysł: no przecież to bez sensu, żeby robić lipne wodowanie i zabijać Sikorskiego na terytorium UK, lepiej byłoby odpalić bombę nad oceanem. Tymczasem nie jest to bez sensu, wręcz przeciwnie – przeprowadzenie cudzymi rękami zamachu na terytorium, nad którym mamy pełną kontrolę, po czym zasugerowanie winy innych, to całkiem logiczna konstrukcja. Toż pisałem, że próbowano wcześniej dwóch różnych wariantów: zablokowania silnika i bomby na pokładzie. Obie próby zamachu nie wypaliły. Kisielewski szczegółowo to opisuje. Nawiasem mówiąc, Brytyjczycy próbowali w podobny sposób – za pomocą kwasu w silniku – wyeliminować w pewnym momencie De Gaulle’s, tyle że ten kwas zbyt wcześnie przepalił instalację i w efekcie samolot w ogóle nie wystartował. To już oficjalnie podawana informacja, pisze też o tym Kisielewski. Dla ustalenia uwagi, podam w skrócie moim zdaniem najbardziej prawdopodobny scenariusz wydarzeń: organizacja zamachu i ochrona całej operacji – Brytyjczycy, średni szczebel służb specjalnych. Być może Churchill nic o tym nie wiedział albo zapowiedział, że nie chce wiedzieć. Żaden pisemny rozkaz oczywiście nie został wydany. Wykonanie: Polacy pracujący dla służb brytyjskich. Potencjalni kandydaci: Miodoński, Drzewicki, Suchy plus kilka innych nazwisk są opisywani w literaturze. Wszyscy działali w poczuciu, że służą patriotycznemu celowi, bo Sikorski swoją działalnością „niweczył trud wojenny”. Co by mnie przekonało, że zamachu nie było? Zaskoczę cię, bo odpowiedź na to pytanie jest banalna: odtajnienie brytyjskich akt. Pokazanie wszystkich zarekwirowanych zdjęć i filmów kręconych na Skale 5,6 i 7 lipca 1942 roku. Brytyjczycy utajnili to wszystko na równe 100 lat, czyli do czasu, gdy na pewno żaden z uczestników i świadków nie będzie już żył. Dzisiaj żyje jeszcze może ze dwóch Mirandczyków, którzy byli wówczas na Gibraltarze, ale w 2043 roku wszyscy będą już przebywać na łonie Abrahama.
W przypadku Sikorskiego badano jeszcze toksykologie – i wyszło, że nie został otruty. co więcej – jego obrażenia miały byc typowe dla ofiar katastrof komunikacyjnych. teraz dopiero kropka. Pytanie w takim razie: jak go zamordowano? Skoro samolot według ciebie „wodował”, a nie uderzył w wodę, to chyba ktos musiał podejść do niego i walić jego głową w ścianę kabiny, bo innego rozwiązania nie widzę. Jesli chodzi o córke – owszem, była jego sekretarka. Ale to nie oznacza bynajmniej dostepu do wszystkich tajemnic wojskowych, np. plany operacyjne i inne dane wojskowe sa ścisle tajne i do nich jak przypuszczam nie miała dostepu. Argument, ze cos pachnie kims jest oczywiście kompletnie bez sensu w dyskusji, bo nie wnosi niczego istotnego. mógłbym skontrować, ze Twoje tezy „pachną Irvingiem” – tylko co z tego ma wynikać? Ach, bajdełej – pieknie wstawione „dla ustalenia uwagi” – gratulacje!
Jesli chodzi o odtajnienie wszystkich akt – zdziwisz sie, ale jest to dla mnie dokładnie taki sam argument, czyli wtedy mógłbym zmienic zdanie. Ale póki to sie nie stanie – nie ma powodów, zeby uwierzyc w wersje o katastrofie. I tu jest – nawiasem mówiac – główna róznica miedzy naszym mysleniem. Jesli nie ma wiarygodnych dowodów na zamach (a na razie nie ma niczego prócz jakichs niejasności i domysłów), to ja przyjmuję rozwiazanie najprostsze, a Ty – budujesz sobie wersje na podstawie domysłów i ekstrapolacji. To mniej wiecej tak, jakbysmy stojąc na przystanku i nie widząc nadjeźdżającego autobusu snuli przypuszczenia na temat tego, co sie z nim stało. Ja mówie: pewnie sie spóźnia, a Ty – pewnie wybuchła bomba i rozwalili go w zamachu. Oczywiście obie wersje sa mozliwe, ale póki nie ma dowodów na zamach – racjonalnie jest przyjąc tę pierwszą.
A tak nawiasem – utajnianie akt to nie jest jakis szczególny przypadek. Brytyjczycy maja taki, moim zdaniem, bardzo dobry, zwyczaj i stosuja go dosyc często nawet w banalnych tematach. Szkoda, że jest to nieznane w naszym kregu cywilizacyjnym – nie mielibysmy wieloletniej jałowej dyskusji lustracyjnej na przykład. Po prostu – wszystkie akta otwieramy za 50 lat, kiedy juz nikt z ich bohaterów nie zyje – i wtedy wiadomo, ze służą one historykom, a nie bieżącej walce politycznej. no ale cóz – Brytole maja demokrację od 300 lat, my od 20.
Twoją metaforę z autobusem nieco bym zmodyfikował. Stoimy dwie godziny na przystanku i nie nadjeżdża nic. Godzina 17:00, Jerozolimskie, a tu pustka, ani jednego samochodu. Ja na to – zapewne był wypadek i zamknęli ulicę. Ty zaś kpiąco: a tam, wszędzie widzisz spiski, to z całą pewnością przypadek, po prostu nikt nie skręca w Jerozolimskie z Jana Pawła i dlatego są puste. Mniej więcej tak odbieram twoje stanowisko w sprawie Gibraltaru. Co się dokładnie zdarzyło w samolocie, tego oczywiście nie wiem. Nie wiedzą tego badacze, jedynie snują hipotezy, z których część zweryfikowała ekshumacja. Nie jest jednak tak, że Baliszewski – co sugerują niektórzy – to oszołom. Człowiek poświęcił 15 lat życia na badanie sprawy, ma największe spośród historyków archiwum na temat Gibraltaru i wie najwięcej na ten temat.
Pisałem kilkakrotnie, ale najwyraźniej tego nie przyswoiłeś – nie ma jasnego dowodu, że to był zamach, są jedynie poszlaki. Ale też wersja oficjalna nie potrafi wyjaśnić tak wielu aspektów tej historii, że jest moim zdaniem bardziej karkołomna od hipotezy spisku. Mówiąc jeszcze inaczej, nagromadzenie dziwnych wydarzeń w okolicach lipca 1943 roku na Gibraltarze jest tak ogromne, że nawet niedowiarkom powinno dać do myślenia. Jeśli ktoś chce wierzyć, że to był ciąg przypadków, jego sprawa. Dotychczas każdy człowiek, z którym dyskutowałem na ten temat, przyznawał, że „sprawa jest dziwna, aczkolwiek niewyjaśniona”. I zgoda.
Podczas ekshumacji wspomnianej trójki ofiar dowody raczej się nie znajdą. Najprawdopodobniej okaże się, że najbardziej zmasakrowany był Ponikiewski. Według zeznań świadków, wyglądał jak worek kości. ale ciekawe jak to opiszą medycy. Dowód, poza archiwami brytyjskimi, może moim zdaniem spoczywać w mało eksponowanym grobie na Gibraltarze i nazywa się Jan Gralewski. Jeśli okazałoby się – co byłoby zgodne z kilkoma relacjami – że ma kulę w głowie, to stałoby się to samo, co z wersją, że Oswald strzelił 3 razy do JFK ze składnicy książek. Tyle że pisząc o Gralewskim znów bym opisywał konkretne wydarzenia, a ty byś je ripostował czymś w stylu, że mnożę domysły. Więc lepiej rozejdźmy się w pokoju i następnym razem wrócimy do ciekawszych tematów.
Niech więc Ci będzie – sprawa jest dziwna i pewnie nie wszystko w niej zostało wyjaśnione, ale jak sam w końcu przyznałeś – nie ma żadnych dowodów na zamach. Więc póki jakiegoś nie zdobędziesz – sorki, ale nie kupuję „pokręconej” teorii o zamachu, tym bardziej, że ten scenariusz byłby jeszcze dziwniejszy – vide moje pytanie, jak w takim razie Sikorski został zamordowany. Ale przykład z Jerozolimskimi jest błędny, nie zrozumiałeś w ogóle o co w tym chodzi. A chodzi o tzw. „brzytwę Ockhama”. Tłumaczę jeszcze raz: jeśli mamy do czynienia z dwoma możliwymi wyjaśnieniami pewnego zjawiska – prostszym, częściej wystepującym i drugim – bardziej skomplikowanym, które występuje rzadziej oraz jeśli nie ma żadnych dowodów, które wskazywałyby bezpośrednio na to drugie, to przyjmujemy rozwiązanie pierwsze. Dlatego jak idziesz do lekarza z katarem i gorączką, to przepisuje Ci aspirynę, a nie podejrzewa o HIV, który też może dawać takie objawy. Autobusy zazwyczaj nie przyjeźdżają, bo się spóźniają, a nie dlatego, że ktoś robi na nie zamach. Natomiast w Twoim przykładzie jest inaczej – zamknięcie ulicy jest właśnie tym prostszym rozwiązaniem, prostszą przyczyną, że od 2 godzin żaden pojazd nie jedzie Jerozolimskimi. Dlatego w opisanej przez Ciebie sytuacji wybrałbym dokładnie to samo uzasadnienie, co Ty.
Skoro zaczynasz mnie pouczać czym jest brzytwa Ockhama, to niechybny sygnał, że należy się ewakuować z tej dyskusji.
Ależ pouczam Cię tylko i wyłącznie z jednego powodu – ponieważ nie stosujesz tej zasady w swoim rozumowaniu.
Z biegiem czasu zwiększało się zrozumienie procesów zachodzących we wnętrzu pasów. Początkowo uważano, że pasy Van Allena są czymś stałymi raczej niezmiennym, ale obecnie nowoczesna nauka wie już, że było to błędne założenie, bo pasy radiacyjne zmieniają się i to szybko oraz raczej nie osiągają poziomu zrównoważenia sil tam występujących. Od jakiegoś czasu uczeni wiedzieli również, że coś rozpędza cząsteczki wewnątrz pasów. Długo nie było wiadomo co to za proces, dlatego zbudowano dwie sondy badawcze zwane Van Allen Probes, a ich celem było przelecieć przez ten obszar przestrzeni zbierając jak najwięcej danych.
W atmosferze Marsa odnaleziono znacznie mniejsze ilości metanu niż się spodziewano. To niemałe zaskoczenie dla naukowców, bowiem odkrycie podważa teorię zakładającą istnienie życia na Czerwonej Planecie. Jeszcze kilka lat temu eksperci szacowali, że stężenie tego gazu w atmosferze Marsa jest bardzo wysokie i sięga około 45 części na miliard. Wynik ten wzbudził zainteresowanie naukowców, którzy zaczęli doszukiwać się funkcji biologicznych na powierzchni Czerwonej Planety. Jednakże ostatnie pomiary wykonane przez Curiosity, wskazują na znacznie niższe ilości tego gazu na Marsie.
Koncern Lockheed Martin ujawnił prace nad następcą SR-71 Blackbird. Zwą do „synem Blackbirda” i oznaczają kryptonimem SR-72. Nowa maszyna, oznaczona wstępnie SR-72, ma przełamać obecne bariery w lotnictwie i latać z prędkością hipersoniczną, czyli ponad sześć tysięcy kilometrów na godzinę. Jej zdaniem będzie robić zdjęcia i zrzucać bomby.
Dotąd nie pojawiło się powszechnie przyjęte przez naukowców wyjaśnienie powstawania pioruna kulistego. Dotychczasowe teorie mówiły o promieniowaniu mikrofalowym z chmur burzowych, utleniających się aerozolach (czyli cząsteczkach zawieszonych w powietrzu), energii jądrowej, a nawet ciemnej materii, antymaterii czy czarnych dziurach jako możliwych przyczynach. Naukowiec John Lowke podważa te hipotezy. Od lat 60. prowadzi badania nad piorunami kulistymi. Sam żadnego nie widział, ale rozmawiał z wieloma świadkami tych zjawisk. Teraz twierdzi, że znalazł wyjaśnienie tej meteorologicznej zagadki. Lowke uważa, że piorun kulisty powstaje, kiedy po uderzeniu pioruna strumienie bardzo zagęszczonych jonów zostają zakrzywione i skierowane do ziemi. Efekt przechodzenia takiego pioruna przez szkło badacz tłumaczy tym, że strumień jonów gromadzących się po zewnętrznej stronie szkła wpływa na pole elektryczne po drugiej stronie, powodując powstanie kulistego wyładowania. Według Lowke’go piorun kulisty – chociaż kulisty uważany jest za rzadkie zjawisko – w Australii był widziany wiele razy. Naukowiec twierdzi, ze ludzie po prostu nie zawsze zdają sobie sprawę, co to jest, kiedy go zobaczą.
Cztery miliardy lat świetlnych. Na taką długość rozciąga się nowo odkryta grupa kwazarów. Nie dość, że we Wszechświecie nie ma większej struktury, to jeszcze jej istnienia nie przewidywała teoria. Bez wątpienia jest to największa struktura kiedykolwiek widziana we Wszechświecie. Składające się na nią 73 kwazary rozciągają się na cztery miliardy lat świetlnych. Dla porównania – uznawane za największe dotąd grupy kwazarów rozciągają się na 600 mln lat świetlnych, a Droga Mleczna, czyli galaktyka w której żyjemy, jest długa na zaledwie 100 tys. lat świetlnych.
Amerykański statek towarowy Cygnus musiał ostatnio opóźnić cumowanie do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, żeby ustąpić pierwszeństwa rosyjskiemu Sojuzowi wiozącemu astronautów. Ponieważ przybywa prywatnych operatorów usług kosmicznych, w otoczeniu ISS robi się coraz bardziej tłoczno.
Trzeba będzie opracować międzynarodowy regulamin parkowania 😉
Takie ryby pojawiają się na powierzchni w wyniku podziemnego trzęsienia ziemi. Na przykład niedawno plażowicze w Kalifornii wyciągnęli na plażę 5,5-metrowego wstęgora królewskiego. Mówiło się, że takie znalezisko trafia się raz w życiu. Parę dni później woda wyrzuciła na brzeg kolejną rybę-giganta. Naukowcy zwykle prognozują, że może to zwiastować trzęsienie ziemi lub jakieś inne gwałtowne zjawisko.
Pan Kawa nie ma życia jak w Madrycie. Szybownictwo nie jest w naszym kraju dyscypliną zbyt popularną, a co za tym idzie, nie przyciąga dużej uwagi mediów i sponsorów, a każdy start w zawodach, to są koszty liczone w tysiącach złotych. Właśnie problemy finansowe, a nie brak formy czy nieodpowiedni wiek, mogą zmusić Kawę do zakończenia kariery. Kupuje bilety lotnicze za własne środki, udaje się na zawody z okrojonym sprzętem. Ma swojego sponsora, ale po dwóch, trzech startach w sezonie, zaczyna brakować środków na kolejne. To przestaje się kalkulować. Żona go ponoć pyta, po co on to jeszcze robi?
Istnieją aktorzy, których życie oplecione jest taką pajęczyną niedopowiedzeń i plotek że nikt nie wie co jest prawdą a co fałszem wszyscy znają pięć różnych wersji historii. Życie i kariera Beli Lugosiego to właśnie taka biografia. Tak więc zacznijmy od tego, że Bela Lugosi nie był Amerykaninem tylko emigrantem z Węgier. Nie nazywał się wcale Bela Lugosi ale Bela Ferenc Dezso Blasko, nazwisko Lugosi pojawiło się u niego po raz pierwszy jeszcze na Węgrzech kiedy skorzystał z niego jako pseudonimu scenicznego. Wzięło się od miasta Lugoj (w Siedmiogrodzie) gdzie wychował się Bela – należał do 11% mniejszości zamieszkującej to przede wszystkim rumuńskie miasteczko. Jak często w ciężkich czasach bywało włóczył się po całych Węgrzech grywając to tu to tam, aż trafił na deski Węgierskiego Teatru Narodowego. Choć po przyjeździe do Hollywood twierdził, że był jego gwiazdą i podporą biografowie wskazują, że raczej trudno uznać go za gwiazdora. Podobnie jak wielu mieszkańców ówczesnych Austro-Węgier trafił na front pierwszej wojny światowej, którą potem wspominał jako wydarzenie traumatyczne i pozbawione sensu. Kiedy powrócił do grania w Teatrze Narodowym w Budapeszcie dostawał większe role – między innymi Jezusa Chrystusa w Pasji którą w 1917 roku wystawiano w węgierskiej stolicy.
Hipnoza to najczęstsza metoda stosowana w przypadku badań nad reinkarnacją. Wielu badaczy podkreśla, że to właśnie dzięki niej można dowiedzieć jak wyglądało poprzednie życie. Ludzie poddawani hipnozie cofają się do okresu dzieciństwa, a potem do czasu sprzed dzieciństwa, czyli zeszłego życia. Zdarza się, że podają szczegóły, a nawet fakty historyczne, które naprawdę mogły mieć miejsce. Według ostatnich badań, hipnoza wcale nie wykazuje zdarzeń z poprzednich wcieleń. Są to po prostu wspomnienia naszych przodków, które są zapisywane na DNA. Poza tym może być to też uwarunkowane kryptomnezją. To przypominanie sobie, na przykład podczas hipnozy, treści książek, akcji filmów, o których dawno zapomnieliśmy, a jednak trwale zapisały się w naszym mózgu.
Można się spierać o dokładny przebieg ewolucji, ale samej teorii takie znaleziska raczej nie przeczą.
Tak, to jest już praktycznie wyjaśniona sprawa. Odpowiedź przyszła przypadkiem – gdy badacz natknął się on na miejsce kolizji dwóch głazów. Kolizja to w tym przypadku nawet złe słowo, bo kamienie nie zetknęły się ze sobą, lecz w niewielkiej odległości minęły się jakby odpychało je niewidoczne pole. Odkrycie to przypomniało naukowcowi o pewnym fenomenie dostrzeżonym dawniej na Arktyce. Dochodzi tam czasem do tego, że ważące wiele ton głazy wyrzucane są na powierzchnię przez morze – a dzieje się tak dlatego, że pokrywa je na tyle gruba warstwa lodu, że zyskują one wystarczającą pławność aby unosić się na falach.
Na dalszej karierze Rutkiewicz ciężko zaważył wypadek na Elbrusie w 1981. Potrącona przez innego alpinistę, który stracił równowagę na twardym lodzie poniżej Skał Pastuchowa, spadła kilkadziesiąt metrów i doznała otwartego złamania kości udowej. Źle leczona w podkaukaskim szpitalu noga nie zrastała się prawidłowo. Rutkiewicz udała się wówczas na leczenie do Austrii, gdzie zajął się nią dobry znajomy i partner wspinaczkowy sprzed kilkunastu lat, Helmut Scharfetter. Zamieszkała z nim pod Innsbruckiem i tam zastał ją stan wojenny. Wkrótce wzięła z nim ślub.
Bojownicy/aktywiści nie mogąc sie dostać do parlamentów założyli tzw niezależne i pozarządowe organizacje i rządzą tymi których wybraliśmy. Demokracja w stylu zachodnim. Dać im pełnie władzy i mielibyśmy wkrótce to co za 30 lat nazywano by „Polskimi obozami koncentracyjnymi” wypełnionymi różnymi sceptykami względem „zdrowej” żywności, klimatu, GMO etc. Terroryści też są niezależni i pozarządowi, tylko czekać na przymierze jednych z drugimi. Póki co pokrzyczeć, podpalić jakąś flagę i budować minarety. Świetlana przyszłość nas czeka. Najgorsi są oczywiście neofici. Chcą być bardziej święci od Greenpeace’u. Samo życie 🙂 Dziw, że dziwi. Precz z UFO-GMO, niech żyje e-coli i Polo-Cocta.
No i te sondy pomogły. NASA donosi o zaobserwowaniu trzeciega pasa Van Allena. Odkrycia dokonano przypadkiem, dzięki urządzeniu Relativistic Electron Proton Telescope (REPT) wystrzelonemu na orbitę 30 sierpnia 2012 roku na pokładzie Van Allen Probes. https://www.youtube.com/watch?v=GtlnS_0hBmU
Trzeci pas panie kolego powstał od próby utworzenia przez NASA neutralnego tunelu przez który miała przedostać się rakieta może i nawet z załogą. Użyto wówczas pocisku nuklearnego. W tamtym momencie strzelili sobie w kolano i efektem było utworzenie trzeciego pasa o 100 razy większym promieniowaniu radiacyjnym niż pasy naturalne van Allena. Człowiek nigdy nie był i nie będzie w Kosmosie, Bóg na to nie pozwoli. Te wszystkie misje lotu na Księżyc to bajeczka lepsza niż Star Wars.
Test Turinga jest zapewne rozwiązywalny, jeżeli zawęzimy koncepcję inteligencji do konwersacji, co jest moim zdaniem wyjątkowo prymitywnym podejściem. Już dziś wiadomo, że sztuczna inteligencja pozostanie na zawsze fantazją ponieważ najczystszą realizacją sztucznej inteligencji jest po prostu…sam człowiek. Komputer można zaprogramować w/g określonego algorytmu i nauczyć go układać zdania w logiczne ciągi, ale to nie wszystko. Inteligencja to także umiejętność wyciągania wniosków z własnych błędów, smakowanie goryczy porażki, codzienna walka z idiotyzmami życia codziennego, nie mówiąc już o tym, że ludzki mózg musi też koordynować uczucia takie jak miłość, smutek, zazdrość itp. Tworząc robota bez uczuć, naśladującego jedynie składnię i semantykę i pozbawionego biologicznego bagażu, z którym musi się zmagać istota ludzka nie stworzymy niczego nowego ponad to co już mamy – zwykły kalkulator. Jedyne co udowodnimy to że na bazie innych związków chemicznych niż tych, które funkcjonują wewnątrz człowieka udaje się czasami i w zbliżonej formie naśladować niektóre procesy zachodzące w człowieku. Jeżeli takie istoty, zbudowane z jakichś hiperultrawytrzymałych substancji skolonizują kiedyś Wszechświat, co niemożliwe jest dla kruchych homo sapiens to ok, ale nie będzie to dowodem ich wybitnej inteligencji, ale wytrzymałości materiałów, z których są zbudowane. Przecież już dziś posiadamy narzędzia, które wyręczają ludzi w niektórych czynnościach; czy ktoś próbował kiedyś wbijać gwoździe głową? Młotek to potrafi, ale czy oznacza to, że jest inteligentnym bytem?
Według teorii ewolucji, kto się nie przystosowuje, musi zginąć. Tymczasem ci klienci przeżyli 300 mln lat bimbając sobie na otaczające ich zmiany. To istotnie zastanawiające 😎
TA BABUSZKA MA ZA MŁODE NOGI. UWAŻAM, ŻE TO MĘŻCZYZNA, BO KOBIETA I TO W SPÓDNICY NIE STAJE TAK „OKRAKIEM”. A MOŻE TO PRZYJACIEL ZABÓJCY UWIECZNIA MU NA PAMIĄTKĘ JEGO „BOHATERSKI WYCZYN”. DLATEGO SIĘ NIE ZGŁOSIŁ.
Przez lata obejrzalem wnikliwie wszystkie filmy dotyczace zabojstwa Kennedy’ego (bylo ich kilka oprocz tego najlepszego Zaprudera), przeczytalem setki artykulow, a nawet bylem kilkakrotnie na miejscu, co ciekawe oprocz babuszki byl jeszcze czlowiek z czarnym parasolem nigdy nie odnaleziony, po co parasol w sloneczna pogode? wspomniana kobiete media nazwaly ja babuszka, bo byla podobna do „rosyjskiej kobiety”, co do samego zamachu mimo setek opracowan zwolennikow spiskowej teorii, nie mozna stwierdzic autorytatywnie na 100%, ze Oswald sam nie mogl zabic prezydenta i ranic gubernatora, byl tam i strzelal i teoretycznie mimo wadliwego karabinka i kilku innych czynnikow, o ktorych nie chce mi sie tu pisac, nie mozna ostatecznie przesadzac, ze byl jeszcze inny strzelec, ukryty na pagorku czy tez rowniez taj jak Oswald w skladnicy,a teraz pytanie do tych osob, ktore uwazaja, ze Oswald nie dzialal sam, zadaje sobie je od wielu lat i nigdy nigdzie nie znalazlem odpowiedzi, dlaczego potrzebni sa w ogole inni strzelcy na potwierdzenie teorii spiskowej, przeciez fakt, ze Kennedy’ego zabil tylko Oswald wcale nie przekresla tej teorii 🙂 no i pytanie dodatkowe, czy nie uwazacie, ze Ci, ktorzy przygotowali zamach chcac uniknac w przyszlosci powstania teorii spiskowej wystawili by na pewno 1 strzelca (a na przygotowanie zamachu mieli sporo czasu).
Tak nie pisze ktos kto przez lata obejrzal wnikliwie wszystkie filmy dotyczace zabojstwa Kennedy’ego. 🙂
Johannes Fiebag w książce „Tajne Orędzie Fatimskie” podkreśla, że właśnie owa wirująca „tarcza słoneczna” mogła być w istocie statkiem obcych. Świadkowie zeznali, że widzieli nie tylko świetlną kulę, ale też błyskawice oraz odczuli zmianę temperatury i słyszeli dźwięki przypominające grzmoty. Owe dźwięki dziś nie są niczym niezwykłym, ale ówczesnych mogły przerazić, bo nie znali oni dzisiejszych urządzeń. Co więcej, część świadków opisywała świetlną kulę jako lekko podłużny obiekt, zaobserwowali też inne, mniejsze ciała latające. Z latających obiektów wydobywały się „białe chmury”. Brzmi znajomo? A to jeszcze nie koniec. Najczęściej spotykane i opisywane manewry UFO, to zygzakowate ruchy, przypominające opadanie zwiędłych liści, a także spiralne obroty obiektów wokół siebie – to również opisy zgodne z fatimskimi. Argumenty przemawiające za zbiorową halucynacją czy też psychozą, upadają, gdy okazuje się, że „tańczące słońce” widziane było przez ludzi znajdujących się w promieniu czterdziestu kilometrów od miejsca zdarzenia.
Jej mama wciąż wierzy, że Wanda Rutkiewicz żyje. Zdaje się, że do dzisiaj nie uznano jej oficjalnie za zmarłą.
Dziesięć lat później w Ataku klonów zobaczyliśmy niemal identycznie wyglądającego Jango Fetta. Widać, że komiks znów stał się materiałem wyjściowym dla filmu.
W kwietniu bieżącego roku Disney zamknął studio LucasArts, a tym samym dwie gry ze świata Gwiezdnych wojen, które były wówczas w produkcji, przestały być priorytetem dla nowego właściciela. Na temat jednej z nich, Star Wars 1313, ukazało się już całkiem sporo informacji. Deweloper miał zamiar między innymi przedstawić światu nowego bohatera Star Wars 1313 – Bobę Fetta.
W Polsce wyszła właśnie książka o zabójstwie JFK reklamowana hasłem „agenci Secret Service wreszcie przerywają milczenie”. Przejrzałem w Matrasie. Gdy zobaczyłem, że w książce hasło „teorie spiskowe” jest traktowane w najlepszym razie z ironią, podziękowałem. Zdaje się, że to jakieś memuary mające wykazać, że służby nie miały kompletnie nic wspólnego z zabójstwem. Dziękuję bardzo.
Na półkach prawie nic nie było ale na stołach polaków było zawsze dużo i wszystkiego. Dziś mam 50 lat – wszystkiego jest pod dostatkiem (poza pracą, uczciwością, bezpieczeństwem), ale bez wahania zamieniłabym się na tamte czasy i to nie aby mieć kilka latek a po to by mieć tamte chęci do życia.
Osiągnęła to, czego wy, biedne, przyziemne robaczki nie osiągniecie nawet w tysięcznej części! Śmierć na własne życzenie? Być może… Tyle że wy nawet nie będziecie mieć tego luksusu, padniecie niespodziewanie na zawał od tłustego żarcia i wódy, raka lub wylew od papierochów, zginiecie w wypadku przez pijanego idiotę, albo dostaniecie pałą od tępego karka na osiedlu. Taki sens będzie miała wasza śmierć, tak przyczynicie się do dobra drugiego człowieka. Daj Boże, jak przez trzy dni o waszym zejściu baby w kolejce pod apteką podyskutują. Tylu wspaniałych ludzi zginęło? A dlaczego byli tacy wspaniali? Bo robili to, co robili właśnie, to, co kochali.
Właśnie o tym jest głównie książka wspomniana w znalezisku „Ucieczka na szczyt”. W wielu książkach czyta się o sposobach, które himalaiści wykorzystywali, aby poradzić sobie z organizacja wyprawy w ówczesnych czasach. Jednak dopiero ta książka przyjrzała się temu fenomenowi właśnie konkretnie pod tym kątem- jak sytuacja polityczna w państwie wytworzyła w Polakach siłę i determinację, aby przetrwać i osiągać swoje cele niezależnie pod przeciwności. Zahartowała ich i sprawiła, że po prostu nauczyli się kombinować, aby osiągnąć swój cel. Kombinować niekoniecznie w złym tego słowa znaczeniu. Polacy byli bardzo do tyłu w osiągnięciach górskich, jednak kiedy himalaizm polski zaczął po wojnie odżywać szybko nadgonili straty. Był on dla nich ucieczką, sposobem na oderwanie się od smutnej rzeczywistości, czymś czemu mogli się oddać. Dodatkowo mieli poczucie, że muszą udowodnić, że potrafią, po prostu. Zresztą ich środowisko było czymś w rodzaju rodziny, choć nie sielankowej. Robienie sprzętu w zakładach często zajmujących się kompletnie czymś innym, kiedy za granicą po prostu go kupowali, zapraszanie na wyprawy zagranicznych alpinistów w zamian za wkład finansowy, malowanie kominów aby dorobić, kołowanie rzeczy „po znajomości”. Wreszcie, czego po latach wielu nie ukrywa i opisuje w swoich książkach po prostu przemyt, aby dobra sprzedawać u nas czy na wyjeździe. Niektórzy byli w tym tak dobrzy, że wracali z wyprawy o wiele bardziej zarobieni niż na nią wyjechali 🙂 często poświęcano czas na wyprawach właśnie na zarobek takimi sposobami. Wg tej książki himalaiści z innych krajów nie mieli takich osiągnięć, ponieważ zbyt łatwo im to przychodziło (wyjazdy), niekiedy traktowali to na zasadzie „nie udało się, trudno, przyjadę tu niedługo znowu i spróbuję”. A Polacy byli zdeterminowani, bo musieli włożyć ogromny wysiłek w to, żeby w ogóle wyjechać. Zresztą w ogóle taki już charakter Polaka 🙂 polscy himalaiści, szczególnie tacy pokroju Kukuczki czy Wandy słynęli z tego, że byli niesamowicie zawzięci i ciężko było ich złamać. Powiem wprost: byli „nie do zajechania”. Podobno wszystkim szczęki opadały jak Kukuczka odpalał papierosa na 8000m.+ 😀 Polak potrafi.
Według chłopaków z PC World, dwa lata temu doszło do zdania testu Turinga. „W końcu musiało do tego dojść. Program komputerowy przeszedł pomyśle test Turinga. Oznacza to, że pierwszy raz w historii maszyna prowadząc rozmowę z człowiekiem przekonała go, że również jest istotą ludzką”. I dalej „Do testu przystąpiły 1334 osoby, które obserwowały przebieg rozmowy z programem Cleverbot. Oczywiście nie wiedziały one kto jest rozmówcą. Po zaobserwowanej konwersacji aż 59,3% z nich przyznało, że jej uczestnikiem był człowiek, co oznacza, iż Cleverbot jako pierwszy na świecie przeszedł test Turinga.”
Drugi link od góry po wpisaniu w gugla „test Turinga”.
Co za za przeproszeniem bullshit.
Rośliny modyfikuje się po to, aby choroby i/bądź szkodniki nie mogły tych roślin zjadać, roślina modyfikowana (zauważcie iż nie „zmodyfikowana”, bo modyfikacja nie jest stała, cały czas trzeba kupować ziarno od monsanto, ponieważ kod genetyczny się degeneruje).
Modyfikuje się na 2 sposoby.
Roślina produkuje toksynę, dzięki czemu robaczki próbując GMO ginie, bądź modyfikuje się w celu uodpornienia na pestycydy RANDAP, które normalnie wypalają wszelką florę do ziemi. Testy na zwierzątkach sponsorowane przez producentów GMO nic nie wykryły, ponieważ trwają MAX 3 miesiące!
Niezależne 2 letnie testy na szczurach karmionych GMO, lub GMO + randap. lub normalną kukurydzą potwierdziło masowe wymieranie szczurów i ich bezpłodność.
Dodajmy masowe wymieranie kolonii pszczelich w okolicach pomorza, gdzie nielegalnie uprawiano GMO. Nie chce mi się więcej pisać, ale wstydem jest posiadać internet i komputer, wiedzieć co to jest wyszukiwarka komputerowa i pisać takie bzdety.
http://www.mineral-makeup-cosmetica.com/results-of-two-year-study-on-genetically-modified-gm-corn-and-pesticide.html
Podobny casus jak Alberta Speera, tylko człowiek większego formatu.
„Aby opanować Kosmos trzeba pokonać dwa problemy: przyciąganie ziemskie i wojnę papierkową w biurokracji”. Czy Wernher von Braun naprawdę tak powiedział, czy tylko mu się to przypisuje? Ważne, że udało mu się jedno i drugie. Najbardziej ponurym rozdziałem historii V-2 jest wspomniane w artykule męczeństwo i masowa śmierć w strasznych warunkach więźniów obozu koncentracyjnego Mittelbau-Dora. W tym podziemnym kompleksie montowano rakiety V-2, po zbombardowaniu przez RAF ośrodka w Peenemünde w 1943 roku.
Ja mam odblokowane wszystkie osiągnięcia. Nasza wersja jest jeszcze BETA przez co wiele śmiesznych wyrazów spotkałem, typu „orendzie”.
Sam sposób w jaki gram to również nie staram się myśleć nad wyrazami tylko szybko coś przesuwam i zawsze coś się trafi.;)
„Orendzie” to celownik od „orenda” (http://sjp.pl/orendzie), tak że to nie błąd, chociaż też tego słowa nie znałem.
A tak przy okazji – organizujemy zlot wordamentowców. Zapraszam na stronę wydarzenia: https://www.facebook.com/events/402266376638704/
W ostatnim okresie domy aukcyjne Sotheby’s i Christie’s nie mają powodów do narzekań. Na aukcjach pojawiają się wysokiej jakości obiekty, które chętnie nabywane są przez światowych kolekcjonerów. W ostatnim tygodniu przeprowadzone zostały kolejne imponujące licytacje, w ramach których padły wysokie sprzedaże. W czasie jednej z ostatnich aukcji w londyńskim oddziale domu aukcyjnego Christie’s obraz pt. Jeanne Hebuterne w kapeluszu autorstwa Modiglianiego został sprzedany za 26.9 mln funtów. Portret kochanki i muzy włoskiego malarza powstał w 1919 roku – czyli na krótko przed śmiercią – i został namalowany w charakterystycznym dla artysty stylu. Aukcja odbyła się w lutym 2013, a ostateczna wartość obrazu znacznie przewyższyła ustaloną wcześniej kwotę szacunkową, która zawierała się w granicy 16-22 mln funtów. Portret ten od 2006 roku przebywał w kolekcji nowojorskiego kolekcjonera, który w tamtym czasie nabył pracę za 16,3 mln funtów. Biorąc pod uwagę, że Modigliani żył stosunkowo krótko – bo tylko 35 lat – należy zaznaczyć, że na rynku nie ma dużej ilości jego dzieł. Stąd też ich obecność na aukcjach, zawsze powoduje spore ożywienie wśród kupujących.
Duza czesc zrabowanego majatku zainwestowano w odbudowedemokratycznej czesci panstwa Bundes Republik Deutschland,wiem cos o tym gdyz widzialem wiele dokumentow na ten temat,studiowalem w Niemczech w latach 70 i 80 tych.
Wiem na pewno ze duza czesc zinwestowano w nauke,badania naukowe , finansowanie edukacji,stypendiow naukowych i.t.p. Czesc zwrocono ocalalym spadkobiercom zydowskich zrabowanych. Czesc uzyto na wyplacanie odszkodowan poszkodowanym przez nazizm. A duzo czesc na pewno ukryto,sa rozne teorie na ten temat ze m.in w Argentynie,Brazylii,Chile i innych panstwach poludniowo-amerykanskich,czesc zainwestowano w gorniczym przemysle poludniowo-afrykanskim RPA.
Warto sie zastanowic nad jednym,czy Niemcy i Japonia rzeczywiscie przegraly wojne,tych panstw gospodarki sa jednymi z najsilnieszych na Swiecie,wydaje mi sie ze lupy wojenne mialy jakies na to znaczenie.
A Szwecja? Jeden z najbogatszych panstw swiata ktorego PKB na mieszkanca jest wyzszy niz w bogatych Niemczech. A jak pamietamy Szwecja sympatyzowala z Hitlerem i robila swietne interesy w czasie wojny z Niemcami. Malo tego -nie dosc, ze Szwecja zarobila na drugiej wojnie swiatowej, to jeszcze otrzymala plan Marshalla, podobnie zreszta jak Niemcy, o czym zapomniales napomknac.
japonia jest najbardziej zadluzonym krajem swiata wiec skad niby ta wielka gospodarka???
Do połowy lat pięćdziesiątych eksploracja Ziem Zachodnich w tym zakresie była w gestii NKWD, która nie dopuszczała polskiej konkurencji.Ze względu na jeńców wojennych, należy założyć, że wszystkie większe smakołyki zostały już dawno wydobyte,
a to co ma być dzisiaj ukryte ( np. ślady rozliczeń z rosyjskimi kolaborantami po wojnie ) jest ukryte i chronione. Przynajmniej tak było do 1989 roku. Do tego czasu akcje poszukiwacze były rzadkie, często blokowane w ostatniej chwili na najwyższych szczeblach, choć słyszy się o niezłych wynikach niektórych z nich, ale znaleziska sprzedano na zachodzie, np. monety ze złota.
To z Niemiec to nie wszystko. Historycy i poszukiwacze skarbów są zgodni: w podziemiach nieczynnej już kopalni Miechowice w Bytomiu (woj. śląskie) znajduje się ukryte złoto nazistów. Klejnoty, dzieła sztuki i muzealne eksponaty mieli tam taszczyć w skrzyniach więźniowie z Oświęcimia. Pod lufami karabinów zakopali je w grudniu 1944 roku – prawie 300 metrów pod ziemią. Potem zostali rozstrzelani.
Skarb III Rzeszy mógł zostać wymyślony przez handlujących kradzionymi antykami byłych funkcjonariuszy bezpieki. Były tez precjoza kradzione zupełnie niezależnie od nazistów. Na przykład słynne Jaja Faberge. Zrobione ze złota, inkrustowane kamieniami, kością słoniową i macicą perłową jaja z pracowni Petera Carla Faberge to niezwykłe dzieła sztuki. Zamawiane przez rosyjskich carów, precyzyjnie wykonane, kryły w sobie różne kunsztowne niespodzianki, na przykład złotą karetę koronacyjną albo kopię pałacu carskiego. Uważa się, że Faberge i jego jubilerzy wykonali 54 takie jaja, z czego do dziś przetrwało 47.
Von Braun oceniał, że kolonizacja Marsa w ciągu 20 lat byłaby możliwa, jeżeli NASA przeznaczyłaby na to do 7 miliardów dolarów rocznie. Ten wielki i względnie bezpieczny plan był kulminacją 20 lat planowania przeprowadzonego przez ośrodek badawczy w Peenemuende…
Dzięki „złotu nazistów” hitlerowski bankrut, którym była zarządzana na socjalistyczną modłę III Rzesza, był w stanie podejmować kolejne kosztowne kampanie militarne, które zapewniły mu hegemonię nad większą częścią Europy. Hitler zdawał sobie sprawę, że jedynym sposobem na podtrzymanie istnienia jego imperium na glinianych nogach jest dalsza kradzież złota. W tym celu zajął Belgię, Holandię i Francję i przejął sporą część rezerw banków centralnych tychże krajów. Wpierw połasił się na złoto Brytyjczyków, a potem na złoto Sowietów, którzy sami wcześniej łupili złoto swoich ofiar. Mało kto wie, że Rumunia do dziś nie odzyskała swojego złota, które na czas I wojny światowej nieopatrznie powierzono Rosji.
Rosja była więc dla Hitlera łakomym kąskiem także ze względu na złupione przez nią złoto. Gdy Hitlerowi nie udało się pokonać Stalina, nastąpił wielki odwrót. Armia Czerwona zaczęła wkraczać na tereny krajów, które zostały ograbione ze złota przez Niemców albo które swoje złoto, tak jak Polska czy Litwa, wyekspediowały w porę na inne kontynenty. Stalin doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego nikczemna armia podbije całą Europę jedynie wtedy, gdy będzie miał pieniądze na jej utrzymanie. Prąc coraz bardziej na zachód, napotykał jednak wyniszczone wieloletnią wojną kraje, które na dodatek były pozbawione najcenniejszego ze skarbów – złota.
Na commodorka nadal można grać w Gwiezdnego Kupca z LK Avalon!! Rzecz do pobrania za darmo.
http://stare.e-gry.net/recenzje/gwiezdny-kupiec/gwiezdny-kupiec
Właśnie oglądam w TVN24 jak Yves Rossy przelatuje nad górą Fiji 🙂
Spora część zasiliła skarbiec Watykanu jako wynagrodzenie za organizację Rat Lines, czyli wywożenia zbrodniarzy głównie do Ameryki Płd. Tak np. stało się praktycznie z całym nagrabionym przez Ustaszy kruszcem.
Wodę trzeba niestety filtrować, mąki unikać pod każdą postacią, soli jak najmniej, mięso to też narkotyk-trucizna, o alkoholu nie wspomnę. Tego się trzymam, a ostatni raz byłem u lekarza 20 lat temu. Nie pamiętam – co to przeziębienie. Człowieki są owocożerne. Pasuje? Codziennie chodzę i biegam po lesie min. 1,5h. Śpię do 6 godz. na dobę. A kto nie chce, niech nie wierzy.
Nie no, bez przesady! Wirujący seks to niezrównany klasyk. Z tego co słyszałam, to trudno w ogóle ustalić kto go wymyślił 🙂
Bardzo ryzykowne tezy. Kolejność elementów dna ma np w trawieniu generalne znaczenie.
Czytałem kiedyś książkę Wojna jądrowa sprzed 5 tysięcy lat 🙂
Kto ukradł złoto z Europy? Kto ukradł to złoto z Merkers? I wreszcie, kto ukradł to samo złoto z fortu knox?
Ogólny scenariusz dla wydarzenia tunguskiego wskazuje, że wszyscy badacze zgodni byli, co do jednej kwestii: pojedynczy obiekt kosmiczny przeleciał nad centralną Syberią nie wykonując żadnych manewrów i pociągając za sobą falę eksplodował nad bagnami. Kiedy jednak przeanalizujemy relacje świadków zauważymy, że scenariusz nie jest już taki prosty, bowiem albo mieliśmy do czynienia z dwoma ciałami kosmicznymi poruszającymi się w różnych kierunkach, albo też jednym, ale dokonującym manewrów, albo i jednym i drugim. Co więcej, jeśli obiekt widziany był nawet z odległości 1000 km od epicentrum wybuchu, musiał lecieć pod niewielkim kątem względem powierzchni Ziemi nie przekraczającym 10-15 stopni. Z kolei prędkość bolidu przed eksplozją nie mogła przekraczać 1-2 km/s, w przeciwnym bowiem razie ilość powalonych drzew byłaby znacznie większa. W takim przypadku nie mogło dojść do eksplozji termicznej, ani innego typu wybuchu związanego z energią kinetyczną poruszającego się ciała. Zatem eksplozja obiektu tunguskiego musiała być związana z jego wewnętrzną energią (chemiczną, nuklearną itp.).
Film mocno średni, ale wytrwałych widzów czeka nagroda – jeśli można wiele Machulskiemu wybaczyć, to z powodu Warszawy, jaką w pewnym momencie stara się pokazać. Warszawy odratowanej z przekleństwa wojny, Warszawy Polaków i Żydów, Warszawy nowoczesnej, ale zbudowanej na tym, co było. Być może uwagi o Polsce jako mocarstwie są już pewną przesadą, ale przecież wyraźnie kryje się w nich ironiczny uśmiech autora: takiej Polski – i takiej Warszawy – niestety nie ma.
Gorbovsky uważał, że co najmniej jeden ze szkieletów nosił ślady promieniowania pięćdziesięciokrotnie przekraczającego dopuszczalne normy. Wg niego odkryto również tzw. czarne kamienie uważane za stopione razem fragmenty naczyń. Z tą „bombą atomową” to jest trudny temat – dla wszystkich. Mam pytanie do wszystkich twierdzących że nie jest to opis bomby atomowej w przeszłości, a zwłaszcza do twierdzących inaczej. Kto z was przeczytał pełne wszystkie księgi Mahabharaty? No niech będzie – przynajmniej pierwszych sześć ksiąg (pełnych), czyli do opis tej apokaliptycznej bitwy? Sam nie wiem co myśleć na ten temat. Jestem raczej na nie, ale opisy tej broni nie dają mi spokoju. Wiem, że to zabrzmi tajemniczo – ale mam swoją tezę jak to było możliwe, ale z obecnego punktu stanu wiedzy jest to teza ahistoryczna więc nie ma o czym dyskutować nad tym.
Promieniowanie jak promieniowanie, wystarczy powiedzieć tyle, że rozmieszczenie szkieletów w Mohendżo Daro wcale nie jest takie, jak wikipediowy cytat podaje. Wystarczy otworzyć dowolny świeży podręcznik do historii Indii: archeologowie już dawno doszli do wniosku, że Mohendżo Daro i inne miasta doliny Indusu jednak nie zostały zniszczone w wyniku najazdu (co długo sądzono). Dowodem ma być choćby rzeczone rozmieszczenie zwłok, które nie wykazuje śmierci miasta w wyniku bitwy. Nie trzeba dodawać w takim razie, że śmierci w wyniku wybuchy bomby (?) tym bardziej nie wykazuje.
Już poza oczywistą bzdurą istnienia bomby w tamtych czasach, to gdyby tam był wybuch atomowy, to żadnych zwłok by nie było. Ani żadnych śladów miast. Żeby tam przetrwały, musiałyby być kawałek od epicentrum wybuchu, nie? A to oznacza, że ślady po wybuchu musiałyby być też poza Mohendżo Daro, nie? I gdzie one są? Wszystko to pachnie tezami autorów pokroju D.H.Childressa.
„Mahabharata”, czyli „Epos o Bharatach”, który Hindusi przypisują legendarnemu Viasie – zawiera jeszcze coś, co daje nam do myślenia. Między 10.000 kupletami przeplatanymi prozą, podzielonymi na 18 ksiąg, znajdujemy opis boskiej broni Indry, o której epos mówi tak:
W boju, kiedy owa broń palić zaczęła
Zachwiała się ziemia, wraz z drzewami zadrżała
Wylały rzeki i wzburzyły morza
Pękały góry i skały, dzikie wiatry wiały
Ognie pogasły, przygasły słoneczne promienie –
Ardżuno! Ardżuno! – nie używaj cudownej broni!
Nie można jej używać tak, bo jest ona niebezpieczna!
Można ja użyć tylko w skrajnym niebezpieczeństwie…
Przecież użycie tej strasznej broni grozi zgubą wszystkiemu,
co żyje!…
Jeszcze w 1938 roku, Leonid Kulik przepytywał naocznego świadka nazwiskiem Brjuchanow. Ten rolnik pracował na swym polu rankiem 30 czerwca 1908 roku, w osadzie Narodina, o 6 km na E od Kieszmy. Kieszma leży o 210 km na S-SW od epicentrum eksplozji. Brjuchanow wspominał: Prawie usiadłem do śniadania obok pługa, kiedy usłyszałem oddalone detonacje, jakby kanonadę salw dział artylerii dużego kalibru. Koń upadł na kolana, zaś na północy nad lasem ukazał się płomień. Najpierw pomyślałem, że to wojna. W następnym momencie miałem wrażenie, że słyszę wrzenie bitwy. Potem ujrzałem, jak jodłowy bór zaczyna się giąć pod podmuchami silnego wiatru. Sądziłem, że zaczyna się wichura i złapałem się pługa, by mnie wiatr nie porwał. Uderzenia wiatru były tak silne, że odwalały z powrotem skiby na polu (!!!) Potem wichura przyniosła ścianę wody, którą zdmuchnęła na Angarze. Wszystko to widziałem bardzo dokładnie, a to dlatego, ze moje pole znajduje się na stoku góry.
Kiedy w czytelni Biblioteki Narodowej przeglądałem żółte płachty gazet z tamtego roku, moją uwagę przyciągnęły dwie informacje. Pod nagłówkiem „Świetlisty fenomen”, wiedeńska gazeta „Neue Freie Presse”, w numerze z czwartku, 2 lipca 1908 roku, na stronie 10 informowała:
Kopenhaga, 1 lipca. Wczoraj wieczorem po zachodzie Słońca, w górnych warstwach atmosfery zaobserwowano bardzo intensywne jasnożółte światło. Poruszało się ono po niebie podobnie jak Słońce, a było ono tak silne, że można było na dworze czytać bez sztucznego oświetlenia. Nie dysponujemy żadnym naukowym wyjaśnieniem tego zjawiska. Wiemy jedynie, że ten tajemniczy fenomen był spowodowany przez bardzo silne odbicie promieni słonecznych w górnych warstwach atmosfery.
Inna, bardziej wspólczesna teoria, głosi, iż Graal był… materiałem radioaktywnym. Wskazywano na opisywane w eposach i podaniach właściwości Graala – jasne światło (promieniowanie!), właściwości, tak lecznicze, jak i groźne dla człowieka -osoby „niegodne” przebywając zbyt długo w pobliżu Graala zapadały na dziwną chorobę (białaczka?), lub umierały w mękach. Fascynację Graalem zauważalną u Hitlera oraz jego organizacji Ahnenerbe („Dziedzictwo”), filii SS zajmującej się tego typu badaniami, tłumaczono możliwością zastosowania Graala jako Wunderwaffe, która miała doprowadzić Rzeszę do zwycięstwa.
„Ralph McQuarrie żondzi planetom!”
Mam chyba wszystkie albumy, jakie wydał Amber i jeszcze nie mam dość!!!
Niezatrudnienie McQuarriego do Prequeli zaowocowało w nieciągłości stylu wizualnego w stosunku do starej Trylogii. Niektóre wstępne prace do np. ANH pasowałyby jak ulał do „starszych” Gwiezdnych Wojen.
Nie mam nic przeciwko Chiangowi, podobają mi się jego battle droidy, ale mimo wszystko żałuję, że Ralph nie współpracował…
Ojciec Wernera, Magnus von Braun miał obsesję, poszukiwał źródła nieśmiertelności , mieszkał na Dolnym Sl , posiadał kopalnie miedzy innymi w Głuszycy. Od 9 września 1936 po zjeździe partii(Parteitag) w Norymberdze gdzie Hitler oświadczył – W ciągu czterech lat Niemcy maja posiadać magazyny i zaplecze magazynowe oraz schrony uniezależniając Niemcy od świata .- Dało to początek budowie w Trzeciej Rzeszy gigantycznych podziemnych pomieszczeń .Magnus wręcz obsesyjnie rozbudowuje podziemny kompleks o obecnej nazwie Riese … W tym samym czasie powstaje kompleks podziemny w Kohsteinie koło Niederschaswefen czyli dzisiejsza Dora Mittelwerke gdy w 1943 roku podęto decyzje o przeniesieniu produkcji pod ziemie kompleksy są gotowe w 75 % …..
Pamiętam, że ponad dekadę temu – gdy byłem młody i jeszcze głupszy niż obecnie – grałem przez godzinę lub dwie BaK, które dołączone chyba było lata temu do jakiegoś czasopisma (Secret Service CD?). Coś mnie wówczas w tej grze zirytowało i odstawiłem ją na półkę. Biorąc pod uwagę fakt, że we współczesnych produkcjach jest coraz mniej rozgrywki, a coraz więcej skryptów i epickich filmów, czas chyba najwyższy okopać się w oldskulu i wrócić do gier, których dawniej nie potrafiłem docenić ze względu na mleko znajdujące się dekadę temu pod nosem.
Banda freaków założyła nawet stronkę dedykowaną wyłącznie swastyce. Jej pochodzeniu, konotacjom, wersjom, itd. Jeśli ktoś ma ochotę na wycieczkę w krainę schizy to polecam http://www.swastika.cba.pl/pochodzenie.htm
To się jednak w pewnym momencie brutalnie skończyło. Pierwszym sygnałem ostrzegawczym był los wszechmocnego Hanussena, który został aresztowany przez gestapo 24 marca 1933 roku i po kilku godzinach przesłuchań zastrzelony. Wówczas spekulowano, że wyszło na jaw żydowskie pochodzenie jasnowidza. Ale naziści o tym, kim byli przodkowie wróżbity, wiedzieli dużo wcześniej. Zresztą Hanussen okazał się jedynie pierwszą ofiarą akcji przeciw magom. Wkrótce zdelegalizowano Towarzystwo Thule, a jego szef, von Sebottendorf, trafił do więzienia. Szczęściem dla niego Hitler okazał łaskę dawnemu dobroczyńcy i okultysta otrzymał propozycję zwolnienia w zamian za obietnicę, że na zawsze wyjedzie z Niemiec. Tam i tak nie było już dlań miejsca, bo w pierwszym roku istnienia III Rzeszy zlikwidowano wszystkie branżowe organizacje okultystyczne oraz zakazano prasie zamieszczania ogłoszeń astrologów i wróżbitów. Wiosną 1934 roku zabroniono działalności wróżbiarskiej na terenie Berlina, literaturę dotyczącą spraw paranormalnych wycofano ze sprzedaży, a specjalizujące się w tej tematyce księgarnie likwidowało gestapo.
Hełmofon firmy Emotiv jest już na rynku, Wykorzystuje nieinwazyjną technologię elektroencefalogramu (EEG), wykorzystywaną dotychczas w medycynie, już od lat 70-tych, jako metoda badań bioelektrycznej czynności mózgu. Rola Emotivu polegała na stworzeniu komputerowego interfejsu, który elektryczne impulsy mózgowe przetwarza w komendy zrozumiałe dla gry video. Emotiv stworzył urządzenie, które nie wymaga wielkiej siatki elektrod, wyszkolonego technika do obsługi czy też żelowania głowy przed użyciem (jak to ma miejsce w wypadku badania mózgu EEG). Jest zatem przystępny dla przeciętnego gracza, a stosunkowo niska cena jawi się jako jego kolejna zaleta. Technologia może być użyta również do nadania „ludzkiej twarzy” avatarom w wirtualnych światach, poprzez mimikę twarzy – urządzenie odczytywałoby ekspresję z oblicza gracza i jego postać mogłaby np. śmiać się w czasie rzeczywistym. Hełmofon dodawałby realizmu wirtualnym rozgrywkom – poprzez identyfikację emocji gracza i wysłanie ich do wirtualnej rzeczywistości: ucieszyłeś się, że pokonałeś przeciwnika? Postać w grze momentalnie również się uśmiechnie.
Rosja rozpoczęła program mający na celu stworzenie największej na świecie międzykontynentalnej rakiety balistycznej, o największym pułapie i zasięgu. Ma przejść testy w locie do 2029 r. Zdaje mi się, że gdy Stany Zjednoczone są w kryzysie, Rosja tworzy jedyny pocisk zdolny wynieść jakikolwiek ładunek w kierunku obiektu zagrażającego Ziemi. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby np. NASA w tajemnicy wspierała Rosję (również finansowo) w projektowaniu tej rakiety. Hasło ICBM (Międzykontynentalny Pocisk Balistyczny) może służyć odwróceniu uwagi pospólstwa od prawdziwego przeznaczenia rakiety – po co siać panikę, że jakaś asteroida jest na trajektorii kolizyjnej i prawdopodobnie zagrozi Ziemi w ciągu najbliższych 30-40 lat? Tak spekuluję.
Motyw z tym gościem pojawił się w serialu „Prison Break”. Niejaki Charles Westmoreland (grany przez Muse Watsona) uważał się za Coopera. Na końcu I sezonu wyjawił Michaelowi gdzie zakopał pieniądze i ile tak naprawdę ich ukradł.
Ja czytałem w sanskrycie ten fragment dotyczący użycia agnejastry przez Aśwatthamana. Bardzo pokrótce jest o tym, że cisnął on na wszystkie strony jedną strzałę płonącą bez dymu, która spowodowała deszcz padających strzał, w efekcie wszystko płonęło, chmury broczyły krwią i powiał wiatr (ale zimny). Oczywiście nie ma nic o fali wybuchowej (ona byłaby ciepła) czy skażeniu. Innymi słowy, jeśli ten opis pasuje do wybuchu nuklearnego, to każdy inny też. I to jest właśnie to, co zwolennicy ,,bomb w starożytności” przemilczają. Wybierają jeden opis i dowodzą, że to była bomba, ale skoro ten jeden opis miałby być prawdopodobny historycznie, to czemu nie wszystkie inne? Mahabharata jest pełna różnych mitologicznych broni, cudownych zdarzeń, boskich interwencji itd. Jeżeli bierzemy całą mitologię jaką prawdę (bo czemu tylko wygodną dla nas część?), w takim razie w dawnych Indiach co krok byłoby lotnisko na samoloty (przepraszam – wimany), a co dwa kroki wyrzutnia rakiet (przepraszam – astr). A gdzie na to dowody? Oczywiście nigdzie. I tyle w kwestii nuklearnej ,,teorii”.
Naukowcy tzw. alternatywni długo szukali dowodów użycia broni nuklearnej w dawnych czasach. I niejako udało im się znaleźć w… Indiach. W pobliżu Jodhpuru w Radżastanie (także na terenach kultury harappańskiej) nagle zaczęły się rodzić dzieci z wrodzonymi wadami, pojawiły się też nowotwory. Okazało się, że teren był tam pokryty radioaktywnym pyłem. Skąd się tam wziął? Tego nie wie nikt. No, może poza pracownikami pobliskiego nuklearnego ośrodka rządowego, którzy sprzedawali okolicznym mieszkańcom drewno budowlane na opał. Można domniemywać, że w tym akurat wypadku promieniowanie wiąże się z jakąś bardziej współczesną tajemnicą.
Gdybyś istoto ludzka Homo Sapiens wszystko wiedział i rozumiał, byłbyś niczym Bóg. Ale do rzeczy. Międzynkontynentalne rakiety balistyczne charakteryzują się tym, że jedna wielka bestia startuje z przenośnej, mobilnej najczęściej samochodowej wyrzutni rakietowej ( przenośnej po to żeby wróg nigdy nie wiedział gdzie będzie stała). Leci ta wielka Bestia w stratosferę prawie do kosmosu, nagle bum. Kadłub się rozpada, a z niego leci nawet do 40 -u ładunków jądrowych, wodorowych w zaprogramowanym kierunku na Ziemę lub nawet w kosmos żeby dosięgnąć zaprogramowanego celu. Prędkość tych rakiet jest tak wielka, że żaden myśliwiec przechwytujący nie jest w stanie jej dojść i zunifikować. Walą w cel z dokładnościa do kilkunastu metrów. Poza tym wiedz, że zapalnikiem bomby wodorowej jest bomba atomowa. Hiroszima, Nagasaki to przykłady współcześnie zastosowanej bomby atomowej. Dalej Bomba atomowa nie inicjuje wybuchu w kontakcie z ziemią tylko 3-4 km nad ziemią. Dlatego w miejscu jej detonacji powstaje lej. Fala uderzeniowa spowodowana jest impetem energii z rozszczepienia atomów. Twój opis wskazuje na zastosowanie takiej właśnie parasolowej bomby strategicznej. Wedy trzeba czytać dokładnie tak jak Biblię. To jest historia ludzkości. Wszelkie uświęcanie tego wszystkiego to nas zwodzenie i oszukiwanie.
W naszej świadomości (powszechnej/laickiej) istnieje raczej silnik parowy (maszyna jak się okazuje) Jamesa Watta. Moc pary zaprzęgnięta do pracy. Rok 1763. Taki sobie „człowieczek” Heron z Aleksandrii… wymyślił sobie silnik. Parowy oczywiście. Zbudował go i go pokazywał (tzw bania Herona). Ot tak. Jak się obracał. I na tym poprzestał. A wystarczyło wstawić oś z kołami. I mamy lokomotywę. W I wieku naszej ery!!! Niezłego kopa dostałaby nasza cywilizacja. Na tego kopa musieliśmy czekać prawie dwa tysiące lat, bo to przecież maszyna parowa zrewolucjonizowała nasz świat. Dwa tysiące lat czekania, bo geniusz idiota nie podłączył silnika do… do czegokolwiek… i nie zaprzągł go do pracy!!!! Pokrętnie działają ludzkie umysły. Dwa tysiące lat opóźnienia.
Warto dodać, że w Japonii przeprowadzono wstępne testy pociągu maglev L0. Pojazd ma rozpocząć regularne kursy w 2027 roku i połączy Tokio z Nagoją. Będzie składał się z 16 wagonów i zabierze do 1000 pasażerów, a jego maksymalna prędkość ma wynosić 500 km/h. Skróci to czas podróży pomiędzy wymienionymi miastami z obecnych 90 do 40 minut.
Fetta wkrótce zobaczymy też na dużym ekranie. Szef wytwórni Walta Disneya, Bob Iger, potwierdził, że oprócz trzech nowych części sagi powstaną samodzielne filmy, których fabuła skoncentruje się na bohaterach znanych z „Gwiezdnych wojen”. Dziś wiemy już, że centralnymi postaciami pierwszych dwóch spin-offów będą Boba Fett i Han Solo.
Zaanektowana przez Hitlerowców na symbol ich ruchu swastyka jest błędnie uważana za znak germański. Symbol ten pojawił się też na wczesnych monetach greckich z VI – V w.p.n.e. z Macedonii, szczególnie na tych z głową Gorgony na awersie. Może to przypadek, ale na rewersach tych monet występuje kwadratowe czteropolowe incusum które wytarte (na monecie będącej długo w obiegu) przekształca się w swastykę z ramionami w lewo.
Rozkaz wykonawczy 11110, mający odebrać FED monopol na zarządzanie pieniądzem. JFK nie był ostatnim prezydentem USA , który chciał to zmienić. Ostatnim był prawdopodobnie Ronald Regan, który zaczął mówić o parytecie złota dla dolara i został postrzlony przez …szaleńca ??? Po tym skutecznym „postraszeniu” zapomniał zupełnie o temacie ! JFK był bodaj czwartym prezydentem USA , który zginął w zamachu po pomysłach odebrania prywatnemu bankowi prawa do emisji dolara. Najsłynniejszym jest Lincoln i jego „green backs”. JFK wyemitował 20 mld „swoich” dolarów w banknotach 5 i 20 dolarowych z pominięciem FED. Johnson po objeciu urzędu prezydenta USA rozpoczął natychmiast usuwanie tych dolarów z obiegu. Koniec dolara jako waluty rezerwowej na świecie i narzędzia do opodatkowania całego świata (podatek imperialny w cenie ropy naftowej kupowanej tylko za dolara !) jest bliższy niż spodziewali się tego experci (2024-25 ). Chiny przechodzą w rozliczeniach swego handlu zagranicznego z dolara na juana ( Japonia, Australia, Arabia Saudyjska, Chile, Iran ( + złoto )) i banksterzy planują szybkie zastąpienie dolara inną walutą ogólnoświatową opartą…. o parytet złota, aby zdobyc zaufanie narodów . Oby im się nie udało ! Teraz, do kiedy ludzie jeszcze wierzą w dolara , drukują dolary w ramach programów QE1, QE2, QE 3 ( tzw.” luzowanie ilościowe „) jak gazety i wykupują co się da na całym świecie. My Polacy jesteśmy tego przykładem – 49 % udziałów w naszych złożach gazu na Bałtyku dla Amerykanów (wielki sukces Lotosu ? ) !!! Amerykanie jeszcze bronią dolara ( Irak, Libia, Syria, Iran – wszystkie te kraje odeszły od dolara w rozliczeniach swego handlu zagranicznego ! ) .ONZ zakazuje drukowania pustego pieniądza ( 40 mld USD tylko we wrześniu w ramach QE 3 ) ale co ONZ może zrobić USA , kiedy ci przykręcą kurek z dolarami na pensje dla urzędasów z NY ? I kółko kreci się dalej.
Teraz Niemcy się obudzili. Chcą przywieźć do kraju część złota przechowywanego w Stanach Zjednoczonych i całość złożoną we Francji. W USA Bundesbank ma około półtora tysiąca ton kruszcu, we Francji 450 ton. W sumie przechowywane zagranicą rezerwy są warte około 200 miliardów dolarów. Większość niemieckiego złota została wywieziona z kraju podczas Zimnej Wojny w obawie przed inwazją radziecką. Niemiecki bank centralny ma w środę ogłosić nowy plan dotyczący rezerw złota. Szacuje się, że Deutsche Bundesbank ma około 3 tysiące 400 ton kruszcu.
Pisanie o odgrzewanym kotlecie w czasie, gdy miliony (tak miliony) fanów na całym świecie niecierpliwie czekają na trzecią część gry o wiedźminie. Po prostu aż żal tego nie wykorzystać. Wręcz się dziwię, że tak długo z tym zwlekał. Do tego setki fanów w Polsce (w tym ja) kupią choćby po to, żeby sprawdzić, czy mu się pióro nie stępiło. Umówmy się, skoro kupujemy w ciemno nowego Wędrowycza, czy Mordimera.
Naziści pracowali również nad latającymi spodkami, o czym w latach 50’ na łamach Time mówił Giuseppe Belluzzo, włoski naukowiec i minister gospodarki w rządzie Mussoliniego. Część z nich miała mieć konwencjonalny napęd przypominający Avrocar, część po wojnie zaczęto wiązać z antygrawitacją. Pojazdy znane są pod nazwami V7, Vrill – na cześć tajnego stowarzyszenia, czy Haunebu bądź Haunebau.
Największy przypadek Foo Fighters wydarzył się w Los Angeles nie długo po japońskim ataku na Pearl Harbour. 25 lutego o 2.25 zauważono nad Los Angeles gigantyczny niezidentyfikowany obiekt latający w kształcie latającego talerza. Został zauważony przez wielu mieszkańców tego ówcześnie 3 milionowego miasta, ponieważ zaraz po jego zauważeniu zawyły syreny alarmowe. Syrena utrzymywała się przez 38 minut, a w stronę świateł wystrzeliły słupy światła z reflektorów. Chwilę później w kierunku świateł poleciały 1430 pociski, wystrzelone przez 37 brygadę artylerii przeciwlotniczej. Obserwowany latający talerz został wielokrotnie trafiony, a mimo to leciał dalej, co sugeruje broń antygrawitacyjną. Obiekt najpierw leciał nad wybrzeżem, z Santa Monica do Long Beach, a kiedy doleciał do Signall Hill, skręcił w głąb lądu, po czym zawrócił i odleciał w stronę oceanu. Cały czas był obserwowany przez multum świadków Miasta Aniołów, Redondo Beach, Culver City czy Long Beach. Wydarzenie to nazywane jest Bitwą o Los Angeles.
W 2009 roku koncerny naftowe były największymi firmami świata. 1, 2, 4, 5, 6 i 7 miejsca na liście największych firm zajmowały koncerny naftowe (kolejno Royal Dutch Shell; Exxon Mobil; BP; Chevron; Total; ConocoPhilips; 3 miejsce przypadło Wal-Martowi). Z kolei ich zapchane dolarami bankowe konta tworzą szmat rezerw pozwalających na kreację pieniądza w naszym bankowym systemie zniewolenia. Te korporacje to rdzeń New World Order.
Doskonały artykuł, trzeba tępić głupotę.
Ostatnio z postacią hrabiego zetknęłam się w popularnej serii fantastycznej dla nastolatek „Trylogia czasu”. Niemiecka autorka wykombinowała ciekawie budującą fabułę teorię, w której genetyka (dziedziczna skłonność do przenoszenia się w czasie przypominająca napady epilepsji) miesza się z mistyką, a do tego mocno podlana jest sosem teorii spiskowej, ale czyta się z przyjemnością. Dla młodych czytelników niezła pożywka do prowadzenia poszukiwań i budowania własnych koncepcji.
Jeśli przyjąć, że przenosił się w czasie, to miał niebywałą wręcz zdolność akomodacji! Zawsze pojawiał się na samych szczytach władzy. Racjonalnym wytłumaczeniem jego casusu jest przyjęcie, że był doskonale zakonspirowanym agentem, pod którego podszywało się kilka różnych osób. Tyle że przyjmowanie tak niebywale pokrętnej przebieranki w XVIII wieku wydaje mi się jeszcze mniej prawdopodobne od hipotezy nieśmiertelności 😉
Te tajemnicze znikniecia sklaniaja mnie do wysnucia wniosku, jakoby jednak nasz bohater umieral, a w jego miejsce wchodzila rownie tajemnicza i niezwykla postac, ktora dla zwiekszenia swej estymy po prostu podawala sie za poprzednika. Rowniez diamenty i zloto mozna wsadzic miedzy bajki. Znamy te opowiesci z reguly z przekazow ludzi pracujacych na zlecenie tychze tajemniczych postaci, albo z ich wlasnych pamietnikow.
Niemniej historia bardzo ciekawa, zasluguje na wykop. Tylko co tam robi Keanu? W teorii o jego niesmiertelnosci chodzilo o Paula Mouneta, nie o wspomnianego Hrabiego
Wnuk hrabiego ,urodzony w Rosji sowieckiej obecnie mieszka w Warszawie z francuskim paszportem, który mu wydano, po przedstawieniu dokumentów świadczących o pokrewieństwie z Saint-Germain. Kilka lat temu był o nim artykuł w Nieznanym Świecie. Osobiście byłem w jego gabinecie bioenergoterapii na Ochocie.
Ciekawe czy jest to bardziej wypasiona maszyna od tego co posiada Abramowicz? 🙂
Szanse upadku na Łomżę, jak usłyszałem w radio, oscylują na poziomie 0,15%. Czyli jak 1 do 700. Słowem, nic nie spadnie na polskie ziemie 🙂
Niektórzy ludzie rodzą się – podobno – za wcześnie, a inni z kolei za późno. Śliwa należy chyba do tych pierwszych.., bo skoro , to czym odstawał od współczesnych nam fachowców-kolesi, doskonałych we wszystkim, czego dotkną. Czy większość obecnej Rady Ministrów nie mogłaby powtórzyć jego słów: ?
Niedlugo bedzie kontynuacja! Gra „Night of the Meteor”, bo taki tytuł będzie nosił następca „MM” bedzie miec grafike DOTT.
Polecam serwis LemonAmiga – wystarczy emulator WinUAE (darmowy) i juz mozna grac w oryginal powyzszej gry jak i nie mniej wciagajace tytuly jak Future Wars, Operation Stealth, Another world i wiele innych legendarnych dzis tytulow (wymagan brak – praktycznie ruszy na kazdym PC).
Ojciec Śliwy miał w tym czasie zakład fotograficzny w najlepszym punkcie Rzeszowa na ul.3-go Maja obok ówczesnego Orbisu, dalej był chyba E.Wedel….. Naprzeciwko Śródmiejska, gdzie wieczorami podśpiewywała jeszcze wtedy nieznana Mira Kubasińska.
To były czasy.
Moim skromnym zdaniem gry Lucasarts wymyśliły koło od nowa i zdefiniowały gatunek przygodówek. Maniac Mansion, wprowadzenie wielu postaci o różnych zdolnościach, Monkey Island, wszyscy ją znają, Day of the Tentacle – okrzyknięte najlepszą przygodówką wszech czasów!
Wygodne sterowanie (gracz nie musiał np. wpisywać komend z klawiatury, jak to często bywało), stylowa grafika i przede wszystkim dobrze napisana historia z masą humoru – to połączenie musiało wypalić. O sukcesie i wielkiej popularności gry świadczy choćby fakt, że na jej podstawie stworzono trzy sezony serialu o tym samym tytule. A za wszystkim stał nieznany jeszcze Ron Gilbert, który był głównym projektantem gry i który stworzył na jej potrzeby SCUMM – język programowania towarzyszący grom LucasArts (i nie tylko) przez kolejne 10 lat.
Przypadek Anneliese stał się powszechnie znany dzięki Egzorcyście, aczkolwiek jak zostało wyżej wspomniane, to nie na nim oparto fabułę filmu.
Z tłumaczeń filmowych pamiętam scenę w „Plutonie”, gdzie żołnierzy oblazły mrówki. Oglądałem film w kinie, a potem na kasecie VHS. W jednym tłumaczeniu czerwone mrówki były gorsze od czarnych, w drugim odwrotnie 😉
Dziś córka chodziła za mną recytując „Okulary” Tuwima. Uczyłem się wersji, gdzie Pan Hilary wzywał milicję, ale dzisiaj jest to już policja. Nie wiem, kiedy powstał wiersz, bo w sumie mógł mieć wersję policyjną w oryginale. Więc umrzyk i umarlak też mogą być różne w odbiorze w zależności od tego, kiedy przekaz następuje. Mam już zbyt wiele wiosen zakreślonych w kalendarzu, żeby wierzyć w trwałość i niezmienność rzeczy 😉
Jest mniej komiksów, ale więcej filmów, więc kasa powinna się zgadzać.
Pamiętam artykuł w Superku o tym jak z nieba spadła rolnikowi bryła lodu, w środku nieco brązowawa. Był to zrzut z toalety samolotu….
Dawaj adres tego gabinetu 🙂
NotM coągle jest w produkcji. Wątpię czy powstanie. Mają swoją stronkę, wystarczy wpisać tytuł w gugla. Ale oczywiście inicjatywa godna pochwały.
Rząd US siedzi w kieszeni FED, a FED jest prywatnym bankiem. Takich FED-ów jest więcej, więc mamy odpowiedź kto rządzi światem.
W obecnej chwili z kartelem nie wygrasz, Trzeba poczekać aż tygrysy wewnątrz kartelu skoczą sobie do gardeł. Niestety cały świat jest sterowany od paru dekad. Prawdziwej ekonomi już nie ma a cały świat jedzie na kroplówce dozowanej przez elity.:: Gdyby ludzie zrozumieliby prywatną ośmiornicę światowej bankowości oraz system monetarny jaki wprowadzili, przed jutrzejszym porankiem wybuchłaby rewolucja światowa.
Polecam bardzo ciekawy dokument opowiadający o dojściu nazistów do władzy w Republice Weimarskiej. Przykład: inflacja była tam taka, że w 1918 chleb kosztował markę, a w 1923…. 260 miliardów marek!! Pieniądze trzeba było wozić taczkami.
http://www.youtube.com/watch?v=5IgmyCyAMMc
Dla Europy Zachodniej wojna Niemiec z Sowietami miałaby znaczenie pokłócenia się państw głodnych między sobą. Państwa syte to Ameryka, Anglia, Francja, Skandynawia, Holandia, Szwajcaria. Państwa głodne to Japonia, Rosja, Niemcy, Włochy. Rosja mogłaby być niegłodna, gdyby była inaczej rządzona, ale faktem jest, że przy reżimie sowieckim jej ludność jest najbardziej głodna ze wszystkich państw na kuli ziemskiej i że prowadzi politykę państwa głodnego, to znaczy państwa, które spekuluje nie na pokój, lecz na wojnę, nie na stabilizację, lecz na zmianę stosunków. Otóż powtarzam: dla państw sytych daleko lepszą kombinacją byłaby wojna państw głodnych między sobą i zaspokajanie potrzeb jednego państwa głodnego możliwościami drugiego państwa głodnego, aniżeli front państw głodnych przeciwko państwom sytym.
Ale z przyczyn, których rozpatrywanie przekracza zakres pracy niniejszej, Francja i Anglia nie pozwoliłyby Hitlerowi pobić Rosji, wobec czego cała wyprawa Hitlera na Rosję była chimeryczna.
Są przynajmniej 3 ślady wskazujące na inspiratorów i wykonawców zamachu.Pierwszy – był znienawidzony przez poważny odsetek wojska ponieważ uniemożliwiał internowanym w Rumunii i na Węgrzech wyjazd do Francji i udział w wojnie. Drugi – założył dla swoich politycznych przeciwników obozy ( Francja i UK) co w warunkach wojny – było czymś niespotykanym i wykluczało z walki. Trzecie – był płatnym informatorem służb Francji jeszcze przed 39 rokiem. To ze ślady prowadza do jego polskich przeciwników potwierdza historia Jana Gralewskiego. Ten asystent prof Kotarbińskiego z polecenia AK udał się na Gibraltar z pewnymi dokumentami, które miał dostarczyć Sikorskiemu. na miejscu się okazało ,ze jest jeszcze 2 „Gralewskich” , prawdziwego zastrzelono i na Gibraltarze pochowano . Na następne 50 lat utajniono brytyjskie dokumenty w tej sprawie.
Nie zapominajmy o opozycji Polaków wobec Sikorskiego.Sikorski wykreował swoich wrogów – endecję. Przez Piłsudskiego został bowiem odsunięty od władzy. Miał ambicję byćia ważnym. Zrewanzował się endecji umieszczając ok.3-4 tys. oficerów, zołnieży i polityków opozycji w obozach w tragicznych warunkach na wyspie wężów – Bute k/ Szkocji.Kto wie czy to nie był rewanż za tę zniewagę? Na miejscu nie jdenego z nich być może poczyniłbym podobne działania.
Zestawmy ciągu dat: atak III Rzeszy Hitlera na ZSRS Stalina czerwiec 1941; koniec bitwy stalingradzkiej luty 1943… marzec-czerwiec 1943 wyklarowanie sytuacji wojenno-politycznej; lipiec 1943 śmierć Naczelnego Wodza WP i premiera legalnego (londyńskiego) rządu Polski – gen. W. Sikorskiego. – – – Widać wyraźnie, że do rzekomego wypadku lotniczego z gen. Sikorskim doszło po Katyniu, po przełomie w losach II WŚ pod Stalingradem, po rozmowach Brytyjczyków Churchilla z Rosjanami Stalina. (Teraz jasne, dlaczego defilada Zwycięstwa 'Londyn 1945′ odbyła się bez Polaków – Churchill i król Jerzy nie mogliby polskim pilotom spojrzeć w oczy). Die Politik ist eine…
Dzięki za info, nie wiedziałem (albo zapomniałem), że Konsul jest inspirowany prawdziwą postacią, a już szczególnie, że najważniejszy numer miał miejsce. Sam film jeden z lepszych z tamtej epoki, oglądałem z 5 razy, Fronczewski rewelacyjny.
Grając z kumplem dzwoniliśmy do drzwi i uciekaliśmy. Edison schodził do drzwi wejściowych i denerwował się, że nikogo nie ma (miał na to kilka gadek). Takie zachowanie postaci z gry komputerowej było niesamowicie zaskakujące.
Zamiast nad Łomżą, sfajczył się po przeciwnej stronie globusa. Ech, te niedokładne pomiary 😉
O 23.42 10 listopada zgodnie z przewidywaniami odebrano sygnał sondy nad Antarktydą. GOCE znajdował się już niecałe 20 km od tzw. linii Karmana – umownej granicy kosmosu znajdującej się 100 km nad Ziemią. Temperatura na pokładzie wynosiła ponad 84°C! Jak się później okazało, były to ostatnie informacje, jakie udało się uzyskać o satelicie. Żadnej stacji łącznościowej na Ziemi nie udało się ponownie nawiązać z nim kontaktu.Prawdopodobnie urządzenia pokładowe przegrzały się, a w konsekwencji uległy wyłączeniu. W tym czasie satelita jeszcze raz, tym razem w milczeniu, przeleciał nad stacją Troll nad Antarktydą, by kilka minut później, ok. 1.16 czasu polskiego, spłonąć w atmosferze w okolicach Falklandów u wybrzeża Ameryki Południowej. Brak do tej pory raportów obserwacyjnych potwierdzających to zdarzenie, jednak mimo to niemal pewne jest, że satelita już nie istnieje.
Ta droga istnieje do dzisiaj, tylko mostki trochę inne.
Greg Nicotero obchodzi trzydziestolecie błaznowania. Pamiętam go jako zarośniętego hipisa. Obecnie dobrze się zestarzał. Wygląda jak agresywny senior.
Mam mapę samochodową Polski z 1939 roku. Uzupełnia ona świetnie lekturę książki S. Kopera o Polesiu przed wojną. Wielka biała plama z jedną czerwoną kreską…
Zrobiłem też kiedyś połączenie dwóch map – sieć kolejowa w Polsce i granice zaborów. Zabór rosyjski jest bardzo słabo rozwinięty pod tym względem, dokładnie widać granice zaborów. Sieć drogowa jest pewnie podobna.
Macie odpowiedź dlaczego jedyna normalna droga była na Śląsku. Ciekawi mnie dlaczego Niemcy nie pozostawili w 1919 więcej dobrych dróg.
Sonda Voyager 1 znajduje się obecnie 19 miliardów kilometrów od Ziemi. Dane przesyłane przez te urządzenie wskazują na to, że ziemski pojazd mniej więcej ostatni rok podróżował przez plazmę lub zjonizowany gaz, który jest obecny w przestrzeni międzygwiezdnej. W pewnym momencie odczyty wskazały na nagłą zmianę w poziomach wiatru słonecznego, co oznaczało, że sonda wydostała się poza wewnętrzny bąbel zwany heliosferą. Ziemski pojazd zdołał wysłać dane, które po odszyfrowaniu przedstawiają coś, co można przedstawić w formie odgłosów przestrzeni międzygwiezdnej. Zostały one zarejestrowane przez urządzenie do odbioru fal plazmy. Odkryto wibrację gęstej plazmy międzygwiezdnej, która trwała od października do listopada 2012 roku oraz od kwietnia do maja 2013.
Hitler chciał wybudować porządną autostradę, to się Beck nie zgodził :]
Nie widziałem od lat Jamesa Spadera, chyba nawet od czasu Crash i jestem w szoku. To naprawdę on? Nie chodzi tylko o to, że wyłysiał, ale o wyraz twarzy. To dziadek. Piękni za młodu szybko się starzeją…
Tak, zupełnie inny człowiek. Z takiego milusia stał się zasuszonym, neurotycznym staruszkiem.
Taki Prison Break, tylko lepiej zagrany, mniej szczeniacki, bardziej prawdopodobny.
Antonioni zrobił jego premierę w warszawskim DKF-ie Kwant. To była sensacja.
Bo tą autostradę polaczki mogłyby tylko oglądać zza płota. Asfalt tylko dla Prusaków!!
Musisz mieć gościu kompleksy
“Złożoność postaci Reda Reddingtona i jego zagadkowe motywacje zdają się naprawdę fascynować naszych widzów”. Tako rzekł dyrektor AXN-u. Zaczynam mieć ochotę na ten serial, bo Spadera cenię od czasu Boston Legal.
Jakie tam Kelpie? Toż to najzwyklejszy konik szachowy 😀
Różne rzeczy robił, ale i tak nie wymiga się od faktu, że w 1934 powołał do życia ZUS.
Jeżeli chodzi o ocenę, to był on wybitnym specjalista w swojej dziedzinie, ale prezydentem był tylko na papierze, przynajmniej do momentu śmierci Piłsudskiego, potem wbrew temu czego się spodziewano, nie ustąpił ze stanowiska lecz postanowił wykorzystać uprawnienia jakie dała mu konstytucja kwietniowa (a nie trzeba chyba wspominać, że były one bardzo rozległe). W momencie gdy zrozumiał, że Śmigły reprezentuje realną siłę polityczną, podjął starania, które miały na celu porozumienie się z nim, czego owocem był rząd Sławoj-Składkowskiego. Po niefortunnym zasłabnięciu w trakcie wygłaszania mowy, która miała przypominać jaką w państwie pełni prezydent, jego otoczenie ostatecznie doszło do wniosku, że należy dobrze żyć z Rydzem, a głównym celem Mościckiego stało się dotrwanie do końca kadencji. Moim skromnym zdaniem lepiej by było gdyby zajmował się badaniami, ale cóż stało się inaczej.
A propos Piłsudskiego, to często zapominamy, że w Powstaniu Wielkopolskim za bardzo wódz Józef nie brał udziału… ponieważ nie było to w jego interesie. Często wspomina się, że Marszałek obiecał Niemcom nie wtrącać się w sprawie Wielkopolski i jej przynależności do Polski. Cały zryw był dziełem Wielkopolan, którzy poczuli się opuszczeni przez Marszałka i musieli sami wywalczyć niepodległość. Wiele ciekawych historii związanych jest z życiem Marszałka. Są tam białe i czarne karty.
Dla mnie jeden z najważniejszych filmów w życiu, może nawet najważniejszy – całkowicie mi wszystko przewartościował i postawił do góry nogami pokazując, że forma nie musi być z konieczności formą czystą, ale może być też nośnikiem sensu, treści. Po tym filmie ujrzałem kino od nowa. Ten film nie jest malowniczy – on jest wprost kamerą namalowany. Okołodwugodzinne bombardowanie widza sekwencją obrazów, prawdziwych arcydzieł. Od tego filmu zaczęła się moja przygoda z Antonionim i mogę powiedzieć, że każdym kolejnym filmem (a widziałem Noc, Zaćmienie, Przygodę, Czerwoną pustynię, Powiększenie) potwierdzał w moich oczach swoją najwyższą klasę. Absolutny mistrz zdjęć, scenografii, prowadzenia aktorów. Prawdziwe, autorskie kino.
Tak się zastanawiam czy czymś najważniejszym, jeśli chodzi o ten film, jest podjęcie refleksji nad motywami bohatera i wychodzi mi, że nie. Motyw zaprzeczenia ciągłości losu była jedną z obsesji Antonioniego – w trochę innym ujęciu, w refleksji nad nietrwałością więzi, podejmował temat w Przygodzie i Nocy. Kto choć czasami nie odczuwa pragnienia porzucenia życia poprzedniego i rozpoczęcia wszystkiego od nowa, nie powinien oglądać tego filmu, bo go nie zainteresuje. Jestem jednak przekonany, ze nie ma takiej osoby, która nie dopuściłaby choć raz w życiu do siebie tak szalonej myśli. 😉
Motywy to rzecz drugorzędna. Zawód Reporter to film drogi, główny bohater zawiedziony egzystencją od czegoś ucieka i czegoś poszukuje, sam Antonioni zaś bada możliwości czegoś, co moglibyśmy nazwać „nową etyką”. Czy jest możliwa, jaki jest sąd Antonioniego o niej, czy jest powiązana jakoś z nowoczesnością (kolejna obsesja Antonioniego), czy stosunek reżysera doń jest jednoznaczny? Tego można dowiedzieć się jedynie oglądając film. 😉 Film powinien się bardzo spodobać osobom, które miały okazję liznąć trochę filozofii np. filozofii podmiotu, etyki tudzież egzystencjalizmu.
Robert Kirkman rozpoczął pisanie The Walking Dead z zamysłem, że ma to być produkt o zombie bez napisów końcowych. Że ma trwać i trwać i trwać. I tak już trwa, 100 zeszytów wydanych w USA, przy czym numer setny chyba będzie najlepiej sprzedającym się pojedynczym zeszytem w roku 2012… To wiele mówi. Jest to najlepszy komiks nie-superhero jaki czytałem i cały czas czytam. Oby trwał jak najdłużej.
Ostatnio przeczytałem gdzieś, że Robert Kirkman wraz z Charliem Adlardem obmyślili już jakiś „koncept” końca serii, ale nie wiedzą czy i kiedy doprowadzą do tegoż zakończenia. Ja tam wierzę w Kirkmana odkąd przeczytałem pierwszy numer The Walking Dead. Jestem fanem jego pracy (szczególnie Invincible. Najlepszy komiks superbohaterski we wszechświecie indeed) i wiem, że cokolwiek on postanowi, cokolwiek napisze, będzie lepsze niż się człowiek spodziewa.
Według dokumentów alianckich, ponad 100 ton złota hitlerowskie Niemcy zostawiły w Portugalii za pośrednictwem szwajcarskich banków. Sprawa była na tyle kłopotliwa dla Portugalii, iż Prezydent Jorge Sampaio i premier Antonio Guterres omówili problem na posiedzeniach gabinetu i zgodnie z przeciekami prasowymi zalecili poufne rozmowy z poszkodowanymi w czasie wojny krajami. Czy była również oferta skierowana do władz polskich? Nie wiem, ale Polska w tym czasie trafiona „Jedwabnem” musiała walczyć o swoje dobre imię aby nie zostać publicznie napiętnowaną za współudział w holokauście Żydów. Poza tym spolegliwość ówczesnych władz III RP w tym Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego uprawomocnia tezę, iż jeśli nawet była taka oferta ze strony władz Portugalii to została zignorowana.
Reagan to w ogóle dobrze wiedział co się dzieje. Dzięki odpowiedniemu nasłuchowi i siatce agentów dowiedział się zawczasu, że ruskie planują porozumienie energetyczne z Francją i Niemcami. Gdy udało się to zablokować, stało się jasne, że sowiety nie otrzymają dewiz, co było prostym krokiem do bankructwa. W przypadku dogadania się i tak by ich nic nie uratowało, ale agonia trwałaby dłużej o co najmniej kilka lat.
To było COŚ !!!
…i te blokady pokoju z powodu nieskończonej partii (plansza zajmowała kawał podłogi) 😀
Polecam film z pogrzebu marszałka Piłsudskiego, kawał historii w 15 minut. http://www.youtube.com/watch?v=cAfHCKFsLd4#t=291
„Zmierzch” to za mocne słowo. Nie do końca Motorola nie wzięła udziału w wyścigu i była w cieniu. W epoce 16 bitowców (w krajach rozwiniętych początek to już 1984/1985) jak najbardziej prężyła muskuły. Jednostka MC68000 była sercem aż trzech znaczących marek – Amigi, Atari ST (i następców) oraz Apple Macintosh. To kawał ówczesnego rynku.
Pancho, masz oczywiście rację w tym sensie, że Motorola nie zniknęła z rynku. Mi chodziło o to, że w latach 70-tych była gigantem, któremu Microsoft mógł jeść z ręki. Nie mówiąc o garażowym Jobsie. Potem proporcje w bardzo szybkim tempie odwróciły się. BTW, robisz bardzo fajną stronę (http://www.bigdaddyscreations.com/), szkoda tylko, że nie po polsku 🙂
Dodam jeszcze, że często mówimy „amisia i estek”, giganci lat osiemdziesiątych. Tymczasem okazuje się, że oba te komputery sprzedały się w łącznym nakładzie nie przekraczającym 10 mln sztuk. Dla porównania Commodorek 64, to mniej więcej 30 mln. Wynika z tego, choć trudno przyjąć to do wiadomości pamiętając jak popularna była w Polsce Amiga, że oba te komputery były może nie niszą, ale na pewno nie rynkowymi zwycięzcami.
To tutaj jest chyba lepsze. Film jest autentyczny, a prezentowany na nim morski szajs nie dość, że jest żywy, to wygląda megagroźnie.
http://www.liveleak.com/view?i=193_1379475235
Połowa moich koleżanek z klasy podkochiwała się w Jasonie 😀 Ten animowany byt był dużo bardziej atrakcyjny (no i młodszy) od Karela Gotta, a nawet Simona Templara, w których podkochiwały się pozostałe uczennice pierwszych klas podstawówki 😉
Nic nie pamiętam z fabuły, mroczne dzieje, ale pamiętam, że uwielbiałem. Szczególnie, że dowódca był moim imiennikiem, chodziłem ówcześnie dumny jak paw. 🙂
Warto przypomnieć anegdotę, która została mi jeszcze w głowie. Nazwę filmu wymawiało się oczywiście „Załoga Dżi”. Pewnego dnia spikerka telewizyjna przejęzyczyła się i palnęła „Załoga Gie”, z taką emfazą, że zabrzmiało jak skrót od „Załoga gówno”. Pamiętam, że „podwórko” i część dorosłych długo tym później żyła i płakała ze śmiechu. 🙂
Z pierwszym akapitem się zgadzam (i meritum tekstu), tak Motorola oberwała za krótkowzroczność. Straciła na pewno kawałek rynku, motyw Dawid i Goliat zaistniał. Ale z drugim wciąż nie mogę. Pierwsza sprawa jest taka, że zapomniałeś jeszcze o Macintoshu, tego też się sporo sprzedało, szczególnie w USA. Pewnie dobre kilka, jeżeli nie kilkanaście milionów, w zależności jaki weźmiemy zakres czasu. Druga sprawa jest taka, że choć liczba C-64 jest oczywiście spektakularna, to liczba liczbie nie równa. C-64 to dziecko najgorszego etapu wojny cenowej, gdzie cenę zbijano do minimum, wyciągano na nim niewiele. W apogeum 16 bitowców zaczęli się stopniowo opanowywać, ceny i poszczególne części były znacznie droższe, można było więcej zarobić, nawet jak sprzedawało się mniej sztuk.
Ale przyznajesz, że zmierzch Motoroli nastąpił czy nie? Skoro po cichu została kupiona przez Gugla, a procesorów do komputerów już nie produkuje, wyparta przez Intela i AMD. Ich telefony tez zniknęły z rynku. Żeby było jasne, to zwijanie się z rynku było procesem (oczywiście piszę tu o własnych obserwacjach), który na dobre stał się rozpoznawalny dopiero po 2000 roku. Widać z tabelki rocznych dochodów, że do 2000 rosło i to w dość niezłym tempie. Potem się zatrzymało, ale nadal do 2008 roku pozostało na poziomie 30 mld rocznie. To troszkę zaskakujące, przyznaję. Z drugiej strony, obroty Microsofu w tym samym czasie, to zapewne setki miliardów.
http://www.debate.org/reference/motorola
Tak, Mark był zbyt banalny. Jason to był mangowy James Dean 😉
Wejściówkę można oglądać w nieskończoność 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=UPJ0H1N1ASg
„Załoga Gie” to jak „A Ce piorun De Ce” 🙂
W paszczę jeżozwierza! Właśnie sobie uświadomiłem, że Robot 7-Zark-7 to przecież pierwowzór R2D2! Japońska Załoga G jest o pięć lat starsza od Star Wars!
Zdarzały się przypadki, że piorun kulisty wpadał do domu, przerażeni ludzie padali na podłogę, a po okrążeniu pokoi ognista kula wylatywała spokojnie oknem. Próbuje się szukać przyczyn jego powstania w związku z aktywnością sejsmiczną.
Zgadza się. Latem 2011 roku aż dwukrotne pojawienie się pioruna kulistego odnotowano w Czechach. Energetyczna kula wpadła przez okno do dyspozytorni pogotowia ratunkowego w Libercu, a następnie przeleciała przez pomieszczenie, odbiła się od sufitu i rozładowała się uderzając w podłogę. W tym czasie zniszczeniu uległ system komputerowy. Przez kilka godzin występowały poważne problemy z przyjmowaniem wezwań od telefonujących na numer alarmowy. Straty sięgały 40 tysięcy złotych.
Ostatni odcinek serialu. Niepokazywany w Polsce. Umiera Jason, a Zoltar (w wersji japońskiej jako Katse) skacze do lawy. Do swojego mistrza mówi z wyrzutem: czemu uczyniłeś ze mnie mutanta, chciałem być człowiekiem?
Miczu, nie tylko 7-Zark-7. W Załodze G jest księżniczka (Leia), biały chłopiec (Luke Skywalker) i czarny maczo facet (Han Solo). Latają gwiezdnym samolotem. Zły koleżka jest nie wiadomo do końca kim (Vader). Zerżnięte jak nic… 😉 A kilka postaci Star Wars było na pewno wzorowanych na bohaterach węgierskiej kreskówki Mikrobi.
Dla mnie to dość niesamowite odkrycie, bo serialu nie widziałem ładnych 30 lat i dopiero teraz odświeżyłem sobie jego fragmenty. Czasowo by się idealnie zgadzało. Zdaje się jednak, że Lucas nie przebąkuje ani słowem o tej niebanalnej „inspiracji”. Wychodzi na to, że jedynie Threepio nie był zerżnięty z Załogi G. Zerżnął go z Metropolis, ofkors 🙂
Nawet tytuł mocno podobny, tylko Lucas użył wyrazów bliskoznacznych: Battle of the Planets -> Star Wars.
Tak w ogóle: ja nie rozumiem tej decyzji o zdjęciu i w ogóle. przecież jak czytałam gdzieś tam w necie że serial oglądało dużo osób a ostatni odcinek był rekordowy dla serialu – i to w USA! Więc o co im chodzi?! Uwielbiam ten serial mam go na telefonie i kompie, często szukam jakichś wiadomości o wznowieniu serialu, ale zawsze jest zawiedziona…. Mogliby dać jeszcze jeden sezon, żeby wszystko wyjaśnić, bo o co chodzi z tym pustkowiem? Albo z tym dziobem statku? Nikt nie wie, więc proszę, nie tylko ja, o chociaz jeszcze jeden sezon dla zaspokojenia widzów, no i dlatego ze jest super ;p
Według Stress Management Center and Phobia Institute in North Carolina około 17 milionów osób w Stanach Zjednoczonych boi się piątku trzynastego. Psychologowie są zgodni, wszystko, co związane z przesądami tego typu znajduje się w naszych głowach. Ludzki mózg bardzo sprawnie tworzy asocjacje, co sprawia, że jeśli coś złego wydarzy się w piątek trzynastego przypiszemy to złemu losowi i zapamiętamy dużo lepiej, niż te same wydarzenia w każdy inny dzień tygodnia.
Sean Cunningham wybrał zatem trochę niecelnie nazwę dla horroru z Jasonem. Bo to nie było tak, że nieszczęście spadło na nastolatków akurat tego pechowego dnia. Mogli zostać poćwiartowani tego albo innego dnia. Od momentu, gdy (spoiler!) zwariowana mamusia zmarłego Jasona chwyciła za tasak ich los i tak był przesądzony!
Żółty „dziób” na hełmie księżniczki to jak nic szyba w hełmie pilotów X-wingów. A i statek Feniks jest dziwnie podobny w nazwie do Falcon…
Chyba niepotrzebnie odkryliśmy tę tajemnicę, bo jacyś panowie w czarnej limuzynie zaczęli się kręcić pod moją bramą 😉
Zawsze nas omijają takie gwiezdne wydarzenia. A kosmici to lądują w zasadzie tylko w U.S.A. Ech, daleko nam do wielkiego świata…
Jest ich trzech i mają ciemną karnację skóry? Jeśli tak, to mogę się spodziewać, że kolejny twój post będzie brzmiał „nie wiem o co tu chodzi, ale na pewno nie było żadnego spisku” 😉
O Emilcinie i Jarnołtówku się nie czytało… ;->
Hehe… ten serial w znacznym stopniu odcisnął się na moim życiu 😉
ps. To ty Miczu? Czy jakiś inny Micz?
Nie ma innego Micza, drogi Zoolu 🙂
Micz – to Kicz
Właśnie guglałam. Nigdzie nie ma słowa o tym, że postacie ze Star Wars zerżnięto z Battle of the Planets. Uświadomcie ciemny lud!
Próba budowy nieautoryzowanego Śródziemia!!
Muzyka z czołówki przypomina czołówkę serialu Kojak. Pewnie inne filmy z tego okresu też. To były piękne dni… 😉
Kanadyjczyk ma wielki wpływ na kino, jednocześnie pozostając samemu raczej w drugiej, jeśli nie trzeciej lidze. Lubią go rozmaitej maści nad-analizatorzy (czyli generalnie poważni krytycy z jednej strony, a takie samozwańcze kundelki internetowe jak ja z drugiej), na pewno odcisnął piętno na wyobraźni wielu reżyserów, ale w mediach czytujemy o nim rzadko. Tymczasem Cronenberg nie jest tylko twórcą docenianym przez kolegów po fachu. On jest punktem węzłowym dla kina strachu. Celowo unikam określenia „kino grozy”, bo nie chodzi mi o horror. Chodzi mi o film nastawione na wywieranie dyskomfortu. Croneberg jest, moim zdaniem, jednym z filarów takiej tematyki (drugim jest oczywiście Lars Von Trier).
W zapperach jest układ elektroniczny generujący falę sinusoidalną lub prostokątną. Najważniejsze jest ustalenie jaki pasożyt lub bakteria wywołuje dane objawy chorobowe. Stosowanie na ślepo generatora częstotliwości może nie przynieść oczekiwanych rezultatów. Jacek Wikarski D.Sc. med. Naturopata z Warszawy opatentował metodę STI Skan dzięku której diagnozuje się u pacjenta tzw. chorobowe częstotliwości np.: (pałeczkę krztuśca). Dzięki tej diagnostyce samo zastosowanie odpowiedniej co najważniejsze znanej już jednostki chorobowej wyrażonej w konkretnej częstotliwości i podanej pacjentowi przez generator w kilka godzin może wywołać zamierzony efekt terapeutyczny. Osoby z widocznymi objawami zapalenia płuc po podaniu terapii (elektronicznego zastrzyku) zdrowiały po kilkunastu godzinach. Oczywiście stosowanie samych zapperów u pacjentów z ogólnym złym stanem zdrowie może przynieść bardzo dobre efekty terapeutyczne więc mogę polecić tą metodę. Adas
A gdzie konkretnie można przeprowadzić to sprawdzanie chorobowych częstotliwości?
http://www.holismedica.pl – Warszawa
Ja z tamtego okresu zapamiętałem przegrzanego Ptysia z chmurą farfocli na dnie.
Jan Adamski w jednym z wywiadów mówił: „Gdy wydałem Labirynt śmierci, natknąłem się na barierę dystrybucji. Strategię działania oparłem wówczas na przekonywaniu partnerów o niezwykłości moich produktów. Nie dawałem łapówek, a jednak udało mi się pozyskać sojuszników dzięki którym zaistniałem na szerszym rynku. Mam tu przede wszystkim na myśli Świat Młodych i redakcję programów dziecięcych TVP. Udało mi się w końcu uzyskać zamówienia z Ruchu i Składnicy harcerskiej”.
W temacie gier Encore, mam chyba wszystkie schowane gdzieś w piwnicy, z żetonami popakowanymi w pudełka po papierosach. Moją ulubioną była Bitwa na Polach Pellenoru, graliśmy w to z kumplem do późnych nocy, plansze i instrukcje mam już taśmą posklejane, ale wspomnienia są niezatarte. Wojna o Pierścień to był jednak hit sezonu, zrobiłem do tej gry trzy podejścia: 1. Ok. godz. 17.00 z wielkim zapałem zaczęliśmy z kumplem rozcinać żetony, studiować instrukcje i ogólnie przygotowywać się do gry. Minęła 24.00 gdy nawet nie zaczęliśmy rozkładać żetonów i kumpel musiał iść do domu. 2. Zaczęliśmy rano, z wielkim pietyzmem rozkładamy żetony, mija 3 godzina przygotowań, gdy kumpel stwierdza, że Sauron (którym ja miałem grać) ma lepsze wojsko, doszło do ostrej wymiany poglądów ;), po czym on wyszedł a ja złożyłem plansze. 3. Tym razem próbuję zagrać z bratem, rozkładamy żetony, wpajam mu zasady, właśnie mamy zaczynać właściwą grę, gdy ktoś otworzył drzwi i zrobił się przeciąg. Bez komentarza.
Sam się zajmowałem takim hobby z dziesięć lat temu. Miałem płytę pilśniową o wymiarach 2.3 X 1.8m a na niej tory, małe górki i domki. Całe to hobby jest moim zdaniem droższe od hobby fotografii. Ja swoją kolekcję uzbierałem jak matka miała przez parę lat bardzo dobrze płatną prace. Dobre czasy się szybko skończyły, jednak zdążyłem wtedy z własnego kieszonkowego conieco uzbierać i później dokupić.
Do dzisiaj żyje od kilku do kilkunastu bandytów z brygady potworów Dirlewangera.
Ale większość zginęła już podczas wojny. To byli dziadowscy żołnierze – często pijani, niewyszkoleni, przez swojego dowódcę uznawani za mięso armatnie.
Stan Pułku na Sierpień 1944 r.
3680 osób w tym:
– 240 Cyganów,
– 400 Rosjan,
– 268 Żydów,
– 120 Ukraińców,
– pozostali to Niemcy – kryminaliści i psychopaci z obozów koncentracyjnych.
Fejk, nikt powielający tą brednię w sieci nie podał źródła.
Zbierałem standard TT. Sporo tego było. I rzeczywiście urządzenia dodatkowe były najbardziej fascynujące – te wszystkie elektrycznie przerzucane zwrotnice, specjalna klawiaturka do sterowania Jak to wszystko połączyć, żeby działało i nie robiło zwarcia – praktyczna szkoła dla młodego inżyniera 😉 Pamiętam też, że do tego standardu dorabiały elementy także zakłady z innych krajów. Miałem bardzo udany czeski elektrowóz. Ale już z kolei polskie składy (popularny szary piętrus) były zupełnie do dupy – koła nie trzymały geometrii (często krawędzie kół były lekko zaokrąglone zamiast ostre) i skład się wykolejał.
Dobrze, że odeszła w niepamięć. Była tak paskudna jak mało co. Komuna zachęciła mnie wówczas do picia czystej wody, co pozostało mi do dziś.
ja tam mialem N. a w budynku na marszalkowskiej to chyba teraz sady sa…
Masz rację, dzięki. Już to zostało poprawione.
Aaaa, tak. Ta wielka plansza pokazująca zwalającego się TIR-a. Tego nie dało się przeoczyć. Miałem wtedy 6 lat. Boże.
Odświeżyliście mi jedną z najgłębszych tajemnic przeszłości!
Aktor z tej rekonstrukcji wygląda jak młody Mrożek 😀
Ha! Ostatnio wpadł mi w ręce oryginalny komiks „24 heures pour la Planete Terre”. Wrażenie niesamowite. Z jednej strony podróż w przeszłość dzięki przypomnieniu sobie tych najbardziej robiących wrażenie kadrów (Statua Wolności!), z drugiej obcowanie z czymś jednak innym, obszerniejszym, kompletniejszym.
spoko. naprawde fajny serwis, wrzucilem do ulubionych.
Hubi, złe wieści. Okazuje się, że 7-Zark-7 został dodany przez Amerykanów, W japońskim oryginale go nie było. Tytułu tez nie zerżnęli od Lucasa, bo w USA serial był obrabiany już w 1978… Ale to nie oznacza oczywiście, że reszty wspomnianych motywów Lucas sobie nie przetworzył 🙂
Czyli jednak hoax?
Czemu Ziemia się kręci? Ma przecież PŁYNNE JĄDRO. Wiecie co to moment pędu? Zewnętrzne warstwy jądra ziemi trą o elementy o stanie stałym, i jednocześnie, przy obrocie Ziemi kumulują się po zewnętrznej stronie od osi obrotu – siła dośrodkowa. Żeby ruch obrotowy mógł nawet w idealnej próżni (której nie ma) trwać miliony lat, to planeta musiałaby mieć całkowicie stałe, całkowicie niesprężyste jądro. Wtedy wektor sił odśrodkowych byłby równy 0 w stosunku do osi obrotu. Jest dokładnie inaczej. Magma absorbuje energię i zmienia swoją gęstość, a dodatkowo kumuluje się na odśrodkowej, przez co każdy obrót naszej planety kosztuje ją niewyobrażalną ilość energii. To, że się udaje, że problem nie istnieje, nie oznacza, że faktycznie go nie ma. Naukowcy próbują odnaleźć bozon higgsa, a nadal nie mamy zielonego pojęcia, czemu w ogóle istniejemy (nie muszę chyba mówić, że gdyby nie nieznana nam siła, która utrzymuje nas w trajektorii sunęlibyśmy właśnie przez przestrzeń, na wprost, zamarznięci), Wiecie co to znaczy? Że możecie sobie całą astronomię i fizykę wsadzić w d***, bo zgodnie z tym co znamy Ziemia nie ma absolutnie żadnego prawa wykonywać ruch obrotowy. Eksperyment? Zakręćcie jajkiem niegotowanym, to zobaczycie co się powinno stać z ziemią, tylko w biliony razy mocniejszym wydaniu.
Słusznie, brednia. Po pierwsze pole magnetyczne nie zakrzywia światła w przeciwieństwie do pola grawitacyjnego, może tylko zmieniać jego polaryzację, po drugie, w każdym większym zakładzie przemysłowym występują większe pola i nic się nie dzieje, bo nie ma prawa się dziać.
Był słaby film fabularny pod tym tytułem, ale był też bardzo dobry film Final Countdown z Kirkiem Douglasem i Martinem Sheenem (znany u nas jako Jeszcze raz Pearl Harbor), w którym w twórczy sposób wykorzystano ten motyw.
Perfidia Rosjan,dochodzenie do oczekiwanych celów politycznych,każdymi możliwymi środkami,nieliczenie się przy tym z niczym i nikim były tak dla carskiej jak i sowieckiej Rosji charakterystyczne/,martyrologia narodu polskiego okresu rozbiorów i powstań,wywózki na Sybir po 17 września 1939,Katyń,Starobielsk,Ostaszków,zamach na Jana Pawła II/.Poznaj historię własnego kraju,a poznasz wroga/ów/.Rola Anglii w tej zbrodni była co najmniej dwuznaczna .Mataczenie,ukrywanie po dzisiejszy dzień prawdy,ukrywanie dokumentów,fotografii tyczących tej zbrodni jednoznacznie dowodzi winy.Jest to sprawa bezdyskusyjna.Los Córki Generała był na pewno straszny i powinien być dowodem wiarołomstwa/drugiego z kolei,pamiętaj wrzesień 1939/naszego sojusznika.Sojusznika w obronie,którego tylu naszych rodaków i żołnierzy zginęło
Okoliczności śmierci Dirlewangera nie są wcale takie oczywiste. Osobiście ustanowił barbarzyńską karę, polegającą na powolnym smażeniu człowieka nad ogniem. Dirlewangera znaleziono powieszonego na drzewie, głową w dół, sczerniałego jak przypalony tost. Polscy partyzanci opowiadali, że zrobili to ludzie z jego własnej brygady. Wrzeszczał przez cztery i pół godziny. (…) Gdzieś w Polsce ponoć znajduje się obraz, ukazujący to wydarzenie. Wyraźnie widać na nim twarz Dirlewangera tuż nad płomieniami. To było 21 stycznia 1945” – pisze Sven Hassel w „Gestapo”. Hassel jest byłym duńskim żołnierzem Wehrmachtu, ale jego książka to powieść. Wcale nie wyjawia prawdy o śmierci Dirlewangera, choć tak mogli uważać czytelnicy. Na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego czytamy o końcu zbrodniarza: „W 1945, pod koniec wojny, ginie w tajemniczych okolicznościach”. W książce „Powstanie ’44” prof. Norman Davies stwierdza z kolei, że Dirlewangera „schwytały francuskie oddziały okupacyjne, został rozpoznany przez polskich jeńców i w niejasnych okolicznościach pobity tak dotkliwie, że zmarł na skutek pęknięcia czaszki”. Podobnie prof. Paweł Wieczorkiewicz w „Historii politycznej Polski 1935–1945” napisał, że Dirlewanger „został po wojnie, jako podejrzany o popełnienie zbrodni wojennych, osadzony we francuskim więzieniu wojskowym. Dopadli go tam podstępem Polacy (byli żołnierze powstania?) i zakatowali na śmierć”.
Jest wiele spekulacji na temat powojennych losów Oskara Dirlewangera.
Jedną z najbardziej prawdopodobnych(i uznaną za oficjalną), a przy tym i rozpowszechnionych, jest wersja, w której ponoć miał on zostać zakatowany na śmierć w trakcie przesłuchania przez polskich żołnierzy z 19/29 Zgrupowania Piechoty we Francji.
Inna wersja mówi o jego samobójstwie, zastrzeleniu podczas próby ucieczki przez Francuzów, a także – najbardziej fantastyczna – jego ucieczce, zmianie danych i wstąpieniu do Legii Cudzoziemskiej, z którą miał trafić do Afryki lub do armii egipskiej. Aby zaprzeczyć ostatniej plotce, dokonano ekshumacji jego zwłok w listopadzie 1960r.
Jedno jest pewne: zginął 5 czerwca 1945r. w Altshausen.
„Kariera Dirlewangera miała taki koniec, na jaki zasługiwała, ale na nieszczęście nastąpił on o wiele za późno. Osobiście ustanowił barbarzyńską karę, polegającą na powolnym smażeniu człowieka nad ogniem. Dirlewangera znaleziono powieszonego na drzewie, głową w dół, sczerniałego jak przypalony tost. Polscy partyzanci opowiadali, że zrobili to ludzie z jego własnej brygady. Wrzeszczał przez cztery i pół godziny. (…) Gdzieś w Polsce ponoć znajduje się obraz, ukazujący to wydarzenie. Wyraźnie widać na nim twarz Dirlewangera tuż nad płomieniami. To było 21 stycznia 1945” – pisze Sven Hassel w „Gestapo”.
Hassel jest byłym duńskim żołnierzem Wehrmachtu, ale jego książka to powieść. Wcale nie wyjawia prawdy o śmierci Dirlewangera, choć tak mogli uważać czytelnicy. Na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego czytamy o końcu zbrodniarza: „W 1945, pod koniec wojny, ginie w tajemniczych okolicznościach”. W książce „Powstanie ’44” prof. Norman Davies stwierdza z kolei, że Dirlewangera „schwytały francuskie oddziały okupacyjne, został rozpoznany przez polskich jeńców i w niejasnych okolicznościach pobity tak dotkliwie, że zmarł na skutek pęknięcia czaszki”. Podobnie prof. Paweł Wieczorkiewicz w „Historii politycznej Polski 1935–1945” napisał, że Dirlewanger „został po wojnie, jako podejrzany o popełnienie zbrodni wojennych, osadzony we francuskim więzieniu wojskowym. Dopadli go tam podstępem Polacy (byli żołnierze powstania?) i zakatowali na śmierć”.
Labirynt Śmierci nie miał okładki z SPI. Jednak tym większą kompromitacją, że pod okładką podpisał się pewien znany z światku fantastycznym grafik, a okładka przedstawia kadr z undergoundowego komiksu Phillippe Druillet’a (http://www.druillet.com/). Odkryłem to kiedyś przypadkiem będąc w antykwariacie…
Reszta w książce: INGRAO CHRISTIAN – Czarni myśliwi : Brygada Dirlewangera 😉
Rekord sprzed 19-lat pobity. Zaliczona jazda Pendolino z prędkością 270 km/h. Kolejne testy w najbliższy weekend. Tym samym możemy mówić o nowym rekordzie prędkości na polskich torach. Drogę z Warszawy do Gdańska skład jadący z taką szybkością pokonywałby w niewiele ponad godzinę.
W podstawówce było o nim na lekcjach historii, tylko ciągle nie wiedziałem czym się wsławił.
Opowiem Ci pewną historię ,która wydarzyła się w ubiegłym roku.Moja serdeczna koleżanka wybrała się na pieszą pielgrzymkę przez Francję, Pireneje i Hiszpanię gdzieś w okolice Atlantyku.Pielgrzymka trwała ponad miesiąc,zrobiła fotki,dostała certyfikat z kościoła i odbyła kilka odczytów w salach katechetycznych w PL .Min opowiadała jak na pustkowiu Hiszpanii spotkała pastuszka pasącego kozy i owce.Pastuszek nieśmiało spytał skąd pochodzi i dokąd idzie .Znajoma odpowiedziała ,że jest z Polski i idzie do świętego miejsca ,które jest położone nad oceanem . Pastuszek pomyślał i powiedział że zna dwóch Polaków i o takim samym imieniu a był to min Karol Wojtyła nasz papież i Karol Świerczewski nasz gen Walter.
Ja nawet do szkoły im. Świerczewskiego chodziłam. Koszmar, na akademiach ku czci chór wykonywał pieśni rewolucyjne po hiszpańsku, a w hymnie szkoły było o „socjalizmu wspaniałym kwiecie”, który miał zakwitnąć dzięki wysiłkom młodzieży. Przeprowadziliśmy się i zmieniłam szkołę – na I Dywizji Koścuszkowskiej! Muszę sprawdzić, jak się teraz te szkoły nazywają, ze 20 lat tam nie byłam. Ogólnie zalew obrzydliwej propagandy, a najlepsze jest to, że teraz słyszę podobne hasła, tylko zamiast wiecznej przyjaźni z ZSRR mowa oczywiście o UE. Deja vu?
Dla mnie nielogiczne w hipotezie porwania Leśniowskiej jest to dlaczego Anglicy mieliby się zgodzić oddać ją ruskom. Widzę to tak, że Leśniowska sama pozbyła się tej bransoletki będąc w Kairze.
To już żadna tajemnica. W dniu katastrofy córka Sikorskiego została uprowadzona i umieszczona w samolocie ambasadora ZSRR Iwana Majskiego, który miał międzylądowanie w Gibraltarze. Leśniowska zasygnalizowała swoje uprowadzenie zostawiając dyskretnie, kilka dni po katastrofie, w kairskim hotelu „Mena House” bransoletkę (z osobistą dedykacją). Anglicy zostali powiadomieni przez personel hotelowy i przejęli ten przedmiot. Sprawa katastrofy gibraltarskiej została przez Anglików utajniona na 50 lat a niedawno przedłużyli jej utajnienie na dalsze 50 lat. Niektórzy starzy agenci jednak „sypią” bo nie mogą z tym umrzeć (podobnie zresztą jak w przypadku uprowadzenia kasjera III Rzeszy Martina Bormanna, który za ujawnienie tajemnic kont szwajcarskich uniknął procesu i stryczka). Sikorski był zagrożeniem dla Anglików bo nagłaśniana przez niego sprawa Katynia mogła doprowadzić do rozłamu w koalicji antyhitlerowskiej i zawarcia separatystycznego rozejmu Sowietów z Niemcami. Brak frontu wschodniego dawałby Hitlerowi miażdżącą przewagę na froncie zachodnim.
Donald miał jeden problem: szybko się znieświeżał. Stawał się twardy, łamliwy. Aż strach pomyśleć jak smakują te egzemplarze z ebaya :>
Na tamte czasy Donald był najlepszy, smak wydobywał się ok 4-5 min, ale i tak był lepszy niż teraz (owocowe)
Tutaj możecie zobaczyć historyjki donaldowe 🙂
http://lata90te.blox.pl/2012/03/Guma-Donald.html
Były też gumy Turbo z wizerunkami samochodów! Handel wymienny obrazkami z tych gum dokonywał się w każdej polskiej szkole. Popularności nie zmąciła nawet miejska legenda głosząca, że gumy Donald są rakotwórcze. Wyrabiające gumy Turbo tureckie przedsiębiorstwo Kent wciąż istnieje, jednak dekadę temu zostało wchłonięte przez Cadbury Schweppes.
Moja klase przed guma 'turbo’ przestrzegal nauczyciel od historii, mowiac, ze informacje nt. jej szkodliwosci dowiedzial sie z teleexpressiu. nie wiem, czy to prawda, ale to byl zbyt inteligentny gosc, by informacje z drugiej reki podac jako swoja (chodzi o fakt publikacji takiej informacji w mediach).
Guma turbo zas zniknela z rynku, bo pojawily sie lepsze marki. zreszta nie zniknela do konca – rok temu kupowalem ja z sentymentu w sklepie 'royal’ przy pulawskiej w wawie (jadac w strone piaseczna, tuz przed restauracja „baszta”) 😉
O rakotwórczość posądzano wówczas składnik benzoesan sodu zawarty w gumie. Dziś powszechnie stosowany do konserwacji żywności -:(
E tam największy zbrodniarz. Czytałżem jakąś francuską książkę o osobniku. Cały czas jakieś bzdury o 'czarnej krwi’. Zwyczajny obszczymur, któremu historia pozwoliła robić to co lubił najbardziej. Szczerze, zamiast zajmować się takimi patologicznymi zwyrodnialcami lepiej zainteresować się 'zwykłymi’ zwyrodnialcami, a na pewno naszymi genialnymi przedstawicielami sanacji, którzy w czasie ucieczki do Rumunii wlepiali chłopom mandaty za niepomalowane płoty…
Oczywiście nie popieram Nazizmu, ale trzeba przyznać, że mundury SS były jednymi z najładniejszych na świecie, ta równowaga między praktycznością i „ładnością”, Wehrmacht też miał ładne mundury, zresztą Niemcy wszystko mieli i mają fajne, w sensie rzeczy, które produkują i produkowali, pod tym względem to najlepszy naród na świecie, może jedynie Japończycy tu mogą z nimi konkurować. Prawie każdy niemiecki produkt jest wykonany „po mojemu”, bardzo mi się podoba i zawsze spełnia moje oczekiwania, wszystko jest takie porządne.
Mundury szyte przez firmę Hugo Boss.
Te mundury szyła firma BOSS a po 39r szyła je w Łodzi zdolnymi paluszkami ludzi prof.Romkowskiego
Co do jakości wykonania to pojawiła się kiedyś teoria, że to m.in. przez nią Niemcy przegrali. Za bardzo szli w jakość, nawet wtedy gdy liczyła się tylko ilość, ewentualnie jakość nie była niezbędna. Perfekcyjnie wykonane pierdółki dla zwykłych żołnierzy, którzy mogli zginąć w każdej chwili, może wpływały na morale, ale marnowały zasoby.
był rewolucjonistą.eee…zapomniane słowo. więc .. ,,REWOLUCJA- to wszystko zmienić by wszystko pozostało po staremu” żadne deżawi!
Były jeszcze Lazery z pojazdami Formuły 1, ale to chyba było później jeśli dobrze pamiętam.
po I-ej wojnie światowej pan Hitler w towarzystwie zwłaszcza oficerów (nie zawsze w mundurach i nie zawsze Niemcach) mawiał w tonie dowcipu: ,,-Europa musi dostać małą nauczkę.”I zawsze powodowało to szczery parskający śmiech słuchaczy.Trudno to dziś zrozumieć.Ale po chwili vizualizowania,po podróż w czasie wszystko staje się zrozumiałe -słuchacze ci pragneli tej nauczki dla Europy co pokojem wersalskim i republiką weimarską tak doskwierzyła elicie dwóch cesarstw.
p.s.cóż myśleć o elicie Austrii,która całemu Światu wmówiła ,że Adolf Hitler był Niemcem.
Nie jest to koncepcja szalona. Jak się dobrze poszuka można w internecie znaleźć rozważania na ten temat, niestety po angielsku, najlepiej wpisać w Google coś w rodzaju „time spatial dimension”. Jeżeli czas nie istnieje a jest jedynie swoistą konsekwencją relatywizmu to rzeczywiście wszystko dzieje się „naraz” a my doświadczamy jedynie zmian gęstości kwantowej zupy. Dowcip polega na tym, że o ile teoria jest kreatywna o tyle matematyczne wzory pasują do inszych, nazwijmy je ugruntowanymi, pomysłów. Tak więc obawiam się, choć koncepcje mam podobne, że może ona na wieki pozostać ezoteryką. 🙂
Z drugiej strony fizyka teoretyczna już dawno odpłynęła w ezoterykę, bo jak inaczej nazwać teorię superstrun czy hipotezę wielu światów. 🙂
Słowo daję, że nie czytałem o tym w necie. Wymyśliłem to we własnej głowie. W ogóle w necie jest tyle nawiedzonych teorii dotyczących, nazwijmy to, rzeczy fundamentalnych, że można by zwariować przebijając się przez nie wszystkie. Dlatego z założenia tego nie czytam. A co konkretnie masz na myśli pisząc, że matematyczne wzory pasują do inszych pomysłów?
Mam na myśli to, że póki co według matematyki czas, czymkolwiek on jest, jednak istnieje i nijak się go nie da wyrzucić z równań jeżeli chcemy żeby prawa fizyki nadal istniały.
Rzecz jasna wciąż istnieje problem grawitacji, która z kolei nie pasuje do teorii względności i tu nadal jest pole do popisu dla zarówno teoretyków-ezoteryków jak i matematyków. Pytanie czy grawitacja jest graalem i po jej „rozkminieniu” wszystko już będzie wiadomo czy też pojawią się następne pytania. Nie mówiąc o tych już istniejących. Istnieje przecież problem ciemnej materii, która nie wiadomo właściwie czym jest ani po co. Mnóstwo rzeczy jeszcze czeka na swoje odkrycie tak więc najbliższe dekady pod tym względem nie będą na pewno nudne a być może nawet pasjonujące. 🙂
To był „zwykły” psychopata, który w normalnych warunkach, gdyby nie wojna, siedziałby w pierdlu (co zresztą jak widać w artykule robił). Niestety trafił na czasy, w których uznano, że tego pokroju ludzie są potrzebni. Jeśli chodzi o jego podwładnych to z tego co czytałem byli równie bezwzględni (w końcu to była najgorsza patologia, która nie miała nic do stracenia, a punktowała okrutnością), ale padali jak muchy. Z bezbronnymi radzili sobie świetnie, ale trafiając na żołnierzy ich wartość spadała, bo nie mieli umiejętności, a rotacja w ich szeregach była olbrzymia. No i z nimi już nikt się nie cackał. Co do samego Dirlewangera to mam nadzieję, że zdychał długo…
Toteż nie neguję przecież, że wielkość fizyczna znana jako t istnieje, ale w tych rozmyślaniach wykluczam istnienie czasu rozumianego jako konsekwencja zdarzeń, a teraźniejszości (chwilo, trwaj) jako granicy między przeszłością a przyszłością. Wzory STW nie burzą tej paranaukowej hipotezy, bo można przyjąć, że występujący w nich wskaźnik „czas” to po prostu miara odległości zdarzeń we wspomnianej kwantowej zupie. A wszystko i tak dzieje się „naraz” 🙂
W gumach były też naklejki z samolotami pasażerskimi różnych linii lotniczych. Miałem nimi wyklejone drzwi od pokoju.
Oprócz Donaldów i kulek były także owocowe gumy balonowe rodzimej produkcji pakowane w kostki po kilka sztuk w większym opakowaniu. Lubiłem ich smak, choć szybko znikał i chyba w żuciu były lepsze (bardziej miękkie) od innych gum.
Z produktów zagranicznych wspomaganych dodatkiem pamiętam kremy czekoladowe. Może to była Nutella, może coś innego. Na bank jeden z nich produkowała firma Schwartau, bo zapamiętałem logo z czerwonym zamkiem. Rodzice przywozili je z Niemiec, mogły być też w Pewexie. W każdym razie w nakrętce pod tekturowym denkiem czaiły się niespodzianki. Zapamiętałem odblaskową naklejkę ze znakiem „uwaga niebezpieczeństwo”, nosiłem ją na tornistrze. Były też inne drobiazgi, ale nie pamiętam już jakie.
W PRL wspomaganie sprzedaży produktu dodatkiem wyglądało inaczej. Do trudno dostępnego przedmiotu pożądania trzeba było dokupić coś, czego nikt nie chciał i zalegało półki… W sumie jest to podobne do dzisiejszych np. gazet dla dzieci, gdzie oprócz samego wydawnictwa mającego może jeszcze jakąś wartość dodawane są plastikowe koszmarki, które często już od razu są zepsute. Zmienił się tylko mechanizm zakupu – dzieciaki zgodzą się na gazetę pod warunkiem, że będzie miała „to coś”. Kasa płynie, świat się kręci, a tymczasem w Grójcu temperatura 4 stopnie i rośnie.
W czasach studenckich uczęszczałem na wykład z filozofii. Prowadząca zaprezentowała tam ciekawy pogląd, którego autora nie pamiętam. Chodziło o to co pozostanie, jeśli z naszego świata wszystkiego się pozbędziemy. Wyszło na to, że będzie to przestrzeń i czas. Przestrzeń może być nieskończenie pusta, czas może sobie „płynąć” bez przerwy nieskończenie długo. Oczywiście zaprezentowała od razu teorie, które podważały ten pomysł, bo jak np. definiować upływ czasu w niezmiennym środowisku, albo definiować przestrzeń bez punktów odniesienia?
Teoria życia podobnego do taśmy filmowej, gdzie są już zawarte wszystkie obrazy od początku do końca jest ciekawa. Nieśmiertelność mogłaby być umiejętnością cofania taśmy, ale żylibyśmy znowu tak samo i nic nie udałoby się zmienić, bo przecież wszystko już jest zapisane. Hmm… To po co się cofać?
To chyba nawet słowa Einsteina że jeżeli usuniesz materię ze wszechświata usuniesz też czas i przestrzeń. Może to odpowiedź na wszystkie pytania? Jeżeli bez materii nie ma czasu ani przestrzeni nie można pytać jak duży był wszechświat w chwili wielkiego wybuchu, ani co było przed. Powstał w momencie powstania wszechświata i był wielkości wszechświata.
Było coś o tym, że pod koniec życia zaczął się stawiać i chciał pozbywać się Ukrainców szybciej niż na to pozwalał Stalin.
Polem magnetycznym mogliby jedynie zakłócać łączność radiową.
Iger i spółka zarżną magię Star Wars (jeśli jeszcze coś się z niej ostało) w góra pięć lat. Potem będzie z tego kolejna zakichana Hana Montana.
Widziałem graffiti z takim tekstem: „SORRY, the lifestyle you requested is no longer available”. Chyba Banksy gdzieś to namalował. Możemy niedługo się boleśnie przekonać, że miał rację.
System ubezpieczeń społecznych podlega zasadzie tzw. solidaryzmu społecznego, co w praktyce przekłada się na to, że obywatel ma obowiązek oddać część swoich dochodów dla przyszłych pokoleń. Nie żeby ZUS był instytucją idealną, ale jeżeli chodzi ogólnie o system – jeżeli nie taki to jaki?
Myślałem o czymś innym i napisałem bzdurę. 🙂 Oczywiście w ZUS-ie z dochodów obecnych pokoleń finansowane są starsze pokolenia. Nie zmienia to faktu, że systemu lepszego niż na różne sposoby rozumiana piramida wymyślić się nie da. Już o tym pisałem, tylko objąłem wizją cały system ekonomiczny. W poniższym przypadku piramida się odwraca – bo młodzi nie mają z czego finansować więc finansować trzeba też ich:
http://www.tunguska.pl/faktyczni-panowie-swiata/
Obecnie jest przecież tak, że pieniądze wpłacane na składki ZUS ten nieszczęsny rząd wydaje na bieżące potrzeby – aktualne renty i enerytury, finansowe niespodzianki czy opiekę zdrowotną. Kasa ZUS-u jest pusta w takim sensie, że nie ma tak wpłaconych przez ludzi, procentujących zadobów. Ile lat ten trup jeszcze się utrzyma?
Przedśmiertne wyznania pracownika Blue Book w sprawie Obcych. Wywiad został przeprowadzony 5 marca 2013 roku, natomiast publicznie został pokazany na konferencji poświęconej Projektowi Ujawnienie w w National Press Club w Waszyngtonie w piątek, 3 maja 2013 roku. Na nagraniu widzimy osobę która twierdzi, że służyła Armii U.S pracując w CIA oraz pracowała w U.S Air Force w projekcie Blue Book – jednej z oficjalnych badań nad fenomenem UFO. Opowiada, że projekt po części był oszukany. Prosząc go o wytłumaczenie “twierdzisz, że część ze spraw w Blue Book była fałszywa?” mężczyzna odpowiedział, że “tak”.
http://www.youtube.com/watch?v=dADCKb_9-Do
I jeszcze to. Mężczyzna opowiada jak po próbie “inwazji” Prezydenta Dwighta Eisenhowera, on i jego współpracownik z CIA dostali pozwolenie na przebywanie na terenie bazy w Nevadzie “Area 51″ aby zebrać dane i zareportować sytuacje do prezydenta. Mężczyzna opisuje jak widział kilka pojazdów pozaziemskich, włączając pojazd rozbity w Roswell i Nowym Meksyku. Następnie on i jego współpracownik zostali zabrani do placówki S-4 gdzie obserwowali żywych obcych.
http://www.youtube.com/watch?v=D-fH9afiPMw
To prawie tak jak z leczeniem metodami medycyny naturalnej 😮
J. Allen Hynek przekonywał, że 88% pilotów wojskowych błędnie odczytuje znaki na niebie. Z innego badania wynika, że 95% policyjnych raportów dotyczących UFO powstaje w wyniku błędu postrzegania. Piloci, którzy mimo to, chcą zgłosić obserwację UFO, muszą się zwracać do organizacji cywilnych, takich jak NARCAP, czyli Narodowe Centrum Doniesień Lotniczych o Zjawiskach Anomalnych. Organizacja twierdzi, że ma ponad trzy tysiące takich relacji o UFO, w tym także opis wydarzeń wymagających manewrów unikowych. Doniesienia o UFO nie ograniczają się tylko do Stanów – zaobserwowano je także w Australii, Belgii, na Syberii. Świetliste kule wywołują poruszenie w Zimbabawe i Gudalajarą w Meksyku. UFO widywane jest nawet w Chinach… Każdego roku zgłaszanych jest około 70 tysięcy relacji dotyczących niezidentyfikowanych obiektów latających.
Będzie coraz lepiej. ZUS podpisał niedawno z Asseco, Capgemini i HP nową umowę ramową na rozwój sławnego Kompleksowego Systemu Informatycznego (KSI). KSI to ten system, na którym w latach 90. wypłynął Prokom Ryszarda Krauzego, który następnie przejęło Asseco.
Tutaj chciano uniknąć ,,gorączki złota” spowodowanej kryzysem ekonomicznym, co miało miejsce w Wielkiej Brytanii i Francji na początku lat 20 czy w 1947 roku w Chinach (Szanghajska Gorączka). Mówiąc krótko, ludzie wymieniali pieniądze na złoto po oficjalnym zaniżonym kursie, by sprzedać je po wyższej cenie już na wolnym rynku, a jeśli poczeka się dłużej wraz ze wzrostem ceny wolnorynkowej ceny złota to mieli jeszcze większy utarg na transakcji. Złoto więc ,,uciekało” z rezerw. co przy standardzie wymienialności złota we wszystkich znaczących gospodarkach, mogło skończyć się spekulacją na temat realnego przelicznika walut, co powodowałoby dalszy kryzys ekonomiczny i załamanie handlu w amerykańskiej walucie. Więc zdecydowano o zakazie posiadania złota w postaci monet i sztabek, zarekwirowano dolary o gigantycznym nominale (od 1000$ w górę) od osób prywatnych i utrudniono wymianę dolara na złoto (ale nie zakazano takiej wymiany), a samo złoto wbrew opinii nie było sprzedawane na rynku tylko było pokryciem dla drukowanych pieniędzy w celu pobudzenia gospodarki inwestycjami (budowa autostrad, program budowy elektrowni wodnych i systemów irygacyjnych, reaktywacja systemu bankowego który w wyniku kryzysu praktycznie w wielu rejonach kraju przestał istnieć itp) oraz załatania dziury budżetowej, która rosła mimo oszczędności (np. siły zbrojne i Gwardia Narodowa miały problemy z zakupami amunicji do broni, część formacji zarabiała na kontraktach cywilnych jak ochrona konwojów dla Poczty Federalnej przez Marines).
Czy na pewno w pełni jego niezasłużone honory wygasły. Są jeszcze ulice Świerczewskiego, ba w Lipnie jest nawet ul. Armii Czerwonej
różniecę między tym co wyłapuje nasze oko a tym co realnie się znajduje na niebie pomagają zrozumieć zdjęcia nocne przy długim czasie naświetlania
Był patronem mojej szkoły w latach 80` w Ostródzie
Co ja się kurwa naśpiewałem o jego bohaterstwie to moje
„Jego oddziały dziesiątkowano, masakrowano, ale jemu samemu nie spadł nawet włos z głowy.” No nie miał prawa spaść 🙂
No, wreszcie Czytelnik, który odkrył świadomie wplecioną nutkę czarnego humoru 😉
Czyżby Kubrick robotę dla NASA traktował jako chałturę i jedynie we wcześniejszej Odysei kosmicznej 2001 pokazał sprawę naturalnie? 😉
Wy tak na serio?
Ogólnie strona często porusza ciekawe tematy, ale ilość tekstu poświęconego każdemu z nich jest żenująca, więcej opisu mają streszczenia filmów w programie telewizyjnym.
Ale co na serio? Dziękujemy za komplementy, postaramy się być jeszcze lepsi.
W kwestii zamachu na JFK wszyscy to wiedza ze Oswald nie mial szans trafic jednak taka wersja jest najwygodniejsza i z tak zapewne trzeba bedzie sie pogodzic. Co do piszacego tuttaj ze samolot nie mial szans trafic w wiezowiec to dodam ze gdyby samoloty nie mialy szans trafic w 8 m pas lotniska to mielibysmy dzien w dzien do czynienia z istnym lotniczym pandemonium, ktorego nie opisywala by prasa, bo i po co, pisali by jedynie o tych ktorym cudem udalo sie wyladowac. Zajrzalem bo obejrzalem sobie tegoroczny film Parkland, ktorego glownym bohaterem jest film nakrecony przez przypadkowego swiadka wydarzenia. Oczywiscie mozna przyjac wersje w ktorej Oswald przypadkiem jednak trafia, nastepnie ktos przypadkiem go zabija, pozniej przypadkiem ktos zabija brata Kennedyego i przypadkiem ginie ML King. Nie da sie ukryc ze przypadkiem wszyscy sie znalezlismy na tej ziemi i przypadkiem z niej odejdziemy.
Okno jest uchylone do jednej czwartej, w poziomie. Tak jest widoczne na autentycznym filmie. Jaką pozycję byś wybrał? Stojącą? Ja bym przyklęknął i wsparł się o framugę, pudło, o własne kolano, a to już nie jest z wolnej ręki. Strzelec musiał zmienić pozycję po pierwszym strzale i to szybko. Nie wyobrażam sobie tego z wolnej ręki przy tak otwartym oknie. Cel jest bardzo blisko, początkowo nawet zbyt blisko i stąd chybienie. Zawodowiec poczekałby na te wyzerowane przez siebie 80m. i załatwił sprawę jednym strzałem, po czym zniknął a nie poszedł do kina. Uważam, że Oswaldem się posłużono i świadczy o tym cały przebieg zdarzenia i to, co nastąpiło później.
No na serio z ta teorią spiskową, ile razy można ją obalić? Tak jak w wiele oficjalnych wersji różnych wydarzeń trudno wierzyć tak tu, nie można mieć więcej faktów.
Patrząc na oba te filmy mam wątpliwości czy aby na pewno zostało to sfejkowane. Skoki Armstronga wyglądają dość realistycznie – widać że unosi się trochę wyżej niż by stąpał po ziemi. Aczkolwiek do tych małpich skoków z komory treningowej daleko. A jak tłumaczy NASA rozbieżności pomiędzy oboma filmami?
Najwyraźniej Autor nie jest przekonany co do tego czy panowie A&A faktycznie byli na Srebrnym Globie, ale nie pisze tego ad hoc, tylko podaje konkretny argument. Polemizuj z nim. Ja gdy to przeczytałem, faktycznie się zastanowiłem. Tak na szybko nie znalazłem w necie wyjaśnienia tego paradoksu. Zauważ, że nie kwestionuje się np tego, że Gagarin był na orbicie. A tutaj – co najmniej kilkanaście podobnych spraw, rodzących znaki zapytania.
Właśnie przeczytałem, że jakiś komediant mieniący się profesorem napisał, że zwolennicy teorii spiskowych nie mają żadnego wiarygodnego dowodu na potwierdzenie swoich tez, trudno więc uznać ich wersje za wiarygodne. Pytam: jaki dowód na potwierdzenie strzelania Lee Harvey Oswalda posiada ów profesorek? Magiczną kulę?
Jest też ciekawy ślad związany z Oswaldem. Otóż Oswald, obsługujący radar w bazie samolotów U2 w Atsugi, był oskarżany o to, że przekazał Sowietom informację potrzebne do zestrzelenia U2 Francisa Garry Powersa. W Mińsku oficjalnie pracował w fabryce, gdzie marnie zarabiał. Mieszkał jednak w stumetrowym mieszkaniu i ożenił się z Mariną Prusakową, córką pułkownika KGB. Przypadek? Po powrocie do USA kumplował się Georgem de Morenschildtem, dziwnym „białym Rosjaninem”, który był sowieckim lub peerelowskim agentem. Były szef rumuńskiego wywiadu zagranicznego DIE gen. Ion Mihai Pacepa (autor znakomitej książki „Czerwone horyzonty”) twierdził, że ludzie z sowieckich służb mówili mu, że Oswald był ich agentem, co dało Pacepie podstawy do stworzenia teorii, o tym, że KGB zaprogramowało LHO do zabójstwa prezydenta, ale ich agent urwał się ze smyczy i zadziałał na własną rękę. Czy więc Sowieci rzeczywiście stali za zabójstwem JFK?
Nie sądzę, nie mieli motywu. JFK był beznadziejnym prezydentem, cieniasem dążącym do „odprężenia” i czyniącym olbrzymie kłopoty amerykańskim wyjadaczom ze służb. Poza tym Oswald, co zostało udowodnione poza wszelką wątpliwość, utrzymywał też kontakty z ludźmi z CIA. Mógł też być podwójnym agentem pracującym dla ONI. Przed „ucieczką” do ZSRR zdawał w marines egzamin z rosyjskiego. Po powrocie nikt go nie niepokoił. Co więcej, dostał pracę, która wymagała certyfikatu bezpieczeństwa – obróbkę fotografii lotniczych. Szybko wszedł też do środowiska związanego z Operacją Mangusta. Komunistyczne służby odegrały jednak pewną rolę w spisku. Ron Lewis, przyjaciel Oswalda i konsultant przy filmie JFK, twierdził, że LHO był autentycznym skrajnym lewicowcem, który uważał, że penetruje spisek CIA. W VIII 1963 r. poinformował go, że szykowane jest zabójstwo JFK. Olivier Stone, w filmie JFK, sugerował, że Oswald ostrzegał FBI przed zamachem (słynny teleks do delegatur Biura). Rzekomy agent CIA Richard Case Nagel twierdził, że podczas infiltracji komunistycznych organizacji w Meksyku dowiedział się o spisku na JFK organizowanym przez Agencję. KGB nakazało mu wówczas przeszkodzić w zamachu i ostrzec Oswalda. Nagel we IX 1963 r. postanowił wyłączyć się z tej gry. We wrześniu 1963 r. oddał dwa strzały w sufit w banku w El Paso i trafił do więzienia za „zbrojny napad”.
Racja JFK był tak cienki że zorganizowana grupa wyborców w 1960r. postanowiła odstrzelić mu głowę. I nie ma co do tego mieszać żadnych agencji czy to rządowych czy pozarządowych różnych firm działających pod przykryciem.
Pytacie: kto kierował Oswaldem, kto zrobił z niego „patsy”? Odpowiedź jest prosta: pan nazywający się George Joannides. Rzecz jasna nie własnymi rękami, ale to on kierował operacją domalowywania pupy głupiemu Oswaldowi.
http://en.wikipedia.org/wiki/George_Joannides
Wołoszański nie wierzy w komisję Warrena:
http://www.woloszanski.com/Strona-Boguslawa-Woloszanskiego/Sluchowiska-radiowe/Okres-powojenny/Tajemnica-Dallas/
W filmie „JFK” w reżyserii Oliviera Stona z 1991 roku, pada teza, jakoby Oswald był agentem wywiadu wojskowego, bowiem jak inaczej wytłumaczyć, że były żołnierz marines wyjeżdża do ZSRR i powraca do Stanów Zjednoczonych, nie będąc przesłuchiwanym w związku z pobytem we wrogim kraju.
Będąc nastolatkiem pojechał na wakacje do Świnoujścia. Tam postanowił wstąpić do marynarki wojennej. Są tacy, którzy twierdzą, że decyzja by wynieść się z rodzinnego domu była podyktowana tym, że miał dość rodziców. Ojca, który przymuszał go do kariery muzycznej, i matki, gorliwej katoliczki chcącej, by syn podzielał jej wiarę i poglądy. W szkole kadetów nie był lubiany. Jego przełożony, Wilhelm Canaris, od czasu do czasu wzywał go, aby umilił oficerskie wieczory grą na skrzypcach. A to oznaczało, że miał u dowódcy przywileje. Kadeci nie mogli też znieść, że wzorowy kolega bije ich również podczas zawodów pływackich i turniejów szermierczych.
Heydrich zjednał sobie zręczną polityką czeską ludność, przez co czeski rzad w Londynie poczuł się zagrożony i wydal na niego wyrok. Przy okazji, udało mu się też rozbić prawie całkowicie komunistyczny ruch oporu i mocno osłabił ruch oporu kierowany przez Czechosłowacki Rząd Emigracyjny w Londynie.
Życiorys gen.”Waltera” był ładniutki, wzorcowy i do naśladowania. W „Wojskowym Przeglądzie Historycznym” z 1975 r. jest: „W czasie wojny radziecko-polskiej (1920 r.) dowodził 2 batalionem 510 pp 57 DP Frontu Zachodniego, w walkach został ranny.”
„W czasie wojny radziecko-niemieckiej dowodził 248 DP Frontu Zachodniego (1941 r.), następnie (do sierpnia 1943 r.) 43 zapas. brygadą oraz Oficerską Szkołą Piechoty i Kursów Doskonalenia Dowódców.” Była piękna książka ” O człowieku, który się kulom nie kłaniał” Janiny Broniewskiej. Miała około 20 wydań, w nakładzie zapewne wysokim. Dzisiaj pewno trudno dostępna. W Bibliotece Miejskiej, z której korzystam jest 15 pozycji tej autorki. Ale nie ma „O człowieku….”
To prawda. Kiedy w 1670 roku kapitan wraz ze swoją flotą przybił do Panama City sytuacja była jasna. Najbogatsze miasto na zachodniej półkuli miało zostać zdobyte i złupione. Jednak atak z wody nie był udany, a Morgan poniósł straty w statkach i ludziach. Mimo tego piraci wzięli się na sposób i zaatakowali twierdzę od strony lasów co skończyło się zdobyciem miasta. Teraz, po ponad 300 latach od tej napaści, archeolodzy chcą wydobyć skarby z odnalezionych czterech wraków statków. Dzięki temu zostanie uzupełniona kolejna luka w historii. Do najcenniejszych znalezisk należą: armaty, miecze, beczki oraz skrzynie. Eksponaty będzie można oglądać na wystawie w Patronato Panama Viejo. Jak zgodnie podkreślają naukowcy, te znaleziska to dopiero początek dużej ilości skarbów czekających na wydobycie.
Jest godne uwagi, że Albert Einstein pracował dla US Navy od 31 maja 1943 r. do 30 czerwca 1946 r. Wiele tajnych projektów wojskowych przeprowadzano w tym czasie w związku z Projektem Manhattan. Większa część tych projektów nadal sklasyfikowana jest jako Ściśle Tajne. Jako wybitny naukowiec swoich czasów Einstein z pewnością wiedział o Eksperymencie Filadelfijskim i być może odgrywał kluczową rolę w jego rozwoju. Nikola Tesla także był, rzekomo, jedną z kluczowych osób w tym eksperymencie. Podsumowując, stwierdzić można, że po II wojnie światowej przeprowadzano eksperymenty teleportacyjne i transportacyjne z użyciem zakrzywień czasoprzestrzennych. Dodajmy do tego niezwykły rozwój technologii w ciągu minionych 53 lat, a stwierdzimy, że eksperymenty te odbywać się dziś muszą bezpieczniej, niż zgubne próby z czasów wojny.
Faktem jest, że zdarzył się „cud” i polscy czytelnicy mieli możliwość poznać postać tego zachodniego herosa. Sporo zostało wycięte, w dodatku wydrukowane na bardzo kiepskim, gazetowym papierze. Mimo to komiks został niemal od razu zauważony i niezwykle ciepło przyjęty. Był tym, czego w tamtych czasach brakowało na rynku. Pamiętam, że kupując kolejne odcinki bardzo często z kolegami rozmawialiśmy o przygodach Luca Orienta. Nie wszystko było dla nas zrozumiałe. Przed każdym odcinkiem było streszczenie, które dawało pozory spójności historii, ale mimo to niektóre rzeczy wydawały się scenariuszowo nieprzemyślane i bez sensu. Nie zdawaliśmy sobie wówczas sprawy, że jest to historia w dużej mierze „sklecona” przez redakcję „Świata Młodych” i ile z oryginalnego komiksu zostało wycięte – a ile zmieniono w treści. Mimo to historia ta była numerem jeden wśród wydawanych w tamtych czasach w „ŚM” komiksów.
Zamach na Heydricha to wydarzenie bezprecedensowe w skali II.W.S.
W zamachu zginął najbliższy człowiek Hitlera, przez niektórych, znawców tematu uważany za jego następcę. Heydrich był człowiekiem tyleż bezwzględnym co inteligentnym, zdolnym i przedsiębiorczym. To dzięki takim ludziom jak Heydrich III-cia Rzesza podbiła Europę, co wcześniej udało się nielicznym. Tak więc zgładzenie tego człowieka było bardzo silnym ciosem jaki otrzymała III-cia Rzesza – Hitler podobno zapłakał jak się o tym dowiedział, stąd odwet w Lidicach. Terror jaki po nim nastąpił spowodował lawinę zdarzeń i w zmienił stosunek Czechów do Niemiec. A sami Niemcy musieli odtąd z Czechami się liczyć, bo ci pokazali im że nie są bezwolną populacją, o co posądza ich niesłusznie wielu naszych rodaków. Tym zamachem Czesi pokazali inne sposoby na prowadzenie wojny, być może skuteczniejsze od otwartej walki w polu, zwłaszcza gdy ta z góry skazana jest na klęskę.
Powód zamachu był prosty. Czesi żyli wygodnie pod okupacją i ani myśleli o walce z Niemcami. Zabito Heydricha po to, żeby wywołać represje Niemców wobec Czechów co z kolei miało sprowokować Czechów do odwetu na Niemcach, potem odwetu Niemców na Czechach, odwetu Czechów na Niemcach i tak miała się nakręcić spirala i w efekcie wywołać w Czechach wojnę przeciwko Niemcom. Efekt, na szczęście dla Czechów, był niewielki, ruch oporu był słaby a w porównaniu do Polski – praktycznie żaden. I nie mieli powstania w Pradze, bo to co było w maju ’45 to było nic.
Autorem koncepcji zamachu na Heydricha byl wylacznie premier Eduard Benes. Przygotowanie i realizacja operacji byly objete najscislejsza tajemnica. Czesi wchodzacy w sklad SOE byli pod bezposrednimi rozkazami ich dowodcy, pplka. Frantiska Moravca, ktory byl podporzadkowany wylacznie premierowi Benesowi. Czesi, bardzo wazliwi na punkcie niezaleznosci dzialania, nie mieli zwyczaju dyskutowania z innymi stronami o swoich akcjach – a szczegolnie juz o dzialaniu ich ruchu oporu w Protektoracie. To, ze ich ludzie byli szkoleni przez SOE, to, ze informacje z kraju byly uzytkowane przez SIS (Secret Inteligence Service) nie mialo zadnego wplywu na decyzje podejmowane przez Benesa i Moravca.
Tak, ale ta decyzja nie była tak jednoznaczna. Czytałam, że Heydrich nie był typem biurkowego mordercy, jak na przykład Himmler. Heydrich lubił osobiście nadzorować „prace” w swoim resorcie, był potworną maszyną do eksterminacji, jednak jego perfekcjonizm i wielka ambicja doskonale współgrały z Himmlerem i jego zimnymi planami, które Reinhard potrafił świetnie realizować. Z ciekawostek – Heydrich bardzo lubił latać, w czasie wolnym od zajęć często obsługiwał myśliwce na froncie wschodnim (był człowiekiem wszechstronnym, wysportowanym, bardzo odważnym), gdyż posiadał licencje pilota Luftwaffe. Pewnego razu został zestrzelony, musiał przedzierać się przez rosyjskie linie do swoich kamratów. po tym incydencie Hitler osobiście zakazał mu latania, ponieważ był dla niego zbyt cennym człowiekiem. Sepp Dietrich na pogrzebie Heydricha powiedział: „Wreszcie ktoś zabił tą paskudną świnię.”
W połowie lat ’80 XXw. zapytano francuskich naukowców z wiodącego ośrodka badań nad AIDS kiedy będzie gotowa szczepionka/lek na HIV. Odpowiedź brzmiała: ” W przeciągu 10lat”…. i tak jest ze wszystkim… no chyba że za ten projekt wezmą się budowniczowie „autostrad w 4 lata” czyli „damy radę”.
A co do meritum to panowie „designerzy” od tego projektu może i mają wielką wyobraźnię oraz umiejętności plastyczne ale zapewne nie „liznęli” ani trochę teorii pola elektromagnetycznego. A byłoby to wielce wskazane w tym projekcie. Na szczęście inwestorzy to zwykle roztropni ludzie twardo chodzący po ziemi i rozumujący w kategoriach „stopa zwrotu”. Inaczej musieliby się zatrudnić w biurze projektowym rysującym nie mniej futurystyczne projekty by mieć na czynsz i chleb.
Gdyby to towrzysze chińscy byli tacy mocni w technologii to nie musieli by włamywać się co tydzień do tylu firm technologicznych na całym świecie. A także „skolektywizować” kadłuba lotniskowca kupionego na „kasyno” od Ukraińców celem „projektu” i budowy własnej jednostki tego typu.
„Czy wytwarzane przezeń pole magnetyczne może odpowiadać za tak wiele dziwnych i fascynujących historii?” jak najbardziej , zobaczmy fenomeny , koralowego ogrodu, eksperymentu w Filadelfii, i wielu innych. Nie chodzi tu o czysty magnetyzm sam w sobie, widzę tu zaburzenia istniejących zaburzeń i to jest godne uwagi. Ufole kiedyś powiedziały „mają oczy i nie widzą!”, ta wypowiedziana ironia ma większy wymiar, bo rzeczywistość jest nieco przestawiona, takie fenomeny odsłaniają kurtynę, czy obecne w tej strefie istoty padają z zachwytu widząc człowieka? Na starszych zdjęciach agencji kosmicznych widać w obrębie układu słonecznego jak niektórzy określili windy kosmiczne, takie struny wysnuto w drugim obiegu teorie transportu w kosmosie tylko po to aby ten watek umarł a jest to nic innego jak filary elektromagnetyczne właśnie do zaburzenia naszej percepcji obmierzając częstotliwość nas i naszego otoczenia. Podobny fenomen istnieje na biegunach Ziemi, w połowie ubiegłego wieku też widzimy zdjęcia i nagrania tych miejsc z kosmosu, zresztą niesamowite historie i przypadki z tych rejonów, doprowadziły niemal do zakazu penetracji tych rejonów i odbywania lotów, intensywność tego zjawiska współpracuje ścisłe z intensywnością energetyczna kosmosu, i jest to już zjawisko makrokosmosu. Osobiście widzę to co przedstawił Marko Rodin dla znających ten temat.
Ciemna materia to nic nowego… ETER hipotetyczna substancja wypełniająca całą przestrzeń. W filozofii starożytnej eter był rozważany przez Arystotelesa jako dodatkowy piąty element (żywioł), obok wody, ognia, ziemi i powietrza, z których składa się Wszechświat. Przez to słowo „eter” wiąże się z kwintesencją; po łacinie quinta essentia, piąta esencja, eteryczny piąty element, jednoczący cztery podstawowe. ETER powrócił pod inną nazwą Ciemna Materia i Energia.
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale termin „ciemna materia” jest tylko zwyczajowym terminem na określenie całej rodziny hipotez opisujących przyczynę dla której wszechświat wygląda tak jakby było tam coś co oddziałuje tylko grawitacyjnie. Astrofizycy jak najbardziej zdają sobie sprawę z istnienia paru proponowanych alternatywnych rozwiązań – nie są one szczególnie popularne, bo mają znacznie mniej solidne podstawy.
Kolejna tajemnica łącząca się ze Strefą Ciszy niezwykłe starożytne ruiny, głowi się nad nimi wielu archeologów i historyków. Naukowcy nie byli w stanie określić ich wieku, ale mogą stanowić wyjątkowe obserwatorium zbudowane wiele tysięcy lat temu. Jest, co raz bardziej oczywiste, że w dawnych czasach żyli wykształceni ludzie, znający matematykę i astronomię. Uważnie obserwowali ciała niebieskie i obsesyjnie wypatrywaniu bogów, przybywających na Ziemię z dalekich gwiazd.
Wyśmiewali największego naukowca Teslę gdy mówił o eterze, a za 100 lat stwierdzono, że istnieje ciemna materia o tych samych właściwościach.
O tak… i tez nie zagram juz nigdy w Highway Encounter z tego samego powodu
Jest już nowy model powstania wszechświata, który stoi w opozycji do teorii Wielkiego Wybuchu. Zakłada on, że kosmos uformował się ze szczątków gwiazdy z wyższego wymiaru, która u schyłku swojego życia przerodziła się w supermasywną czarną dziurę. Potwierdzeniem tego faktu ma być obserwowana przez kosmologów jednorodność wszechświata, czyli fakt, że jest on we wszystkich kierunkach „jednakowy”. A to teoretycznie nie powinno mieć miejsca, gdyż „schłodzenie” Wszechświata nie powinno przebiec tak szybko jak to obserwujemy.
Ja jestem zdania, że są dwie antymaterie. Albo nawet siedem. 🙂
Problem z tymi wszystkimi „anty” polega na tym, że funkcjonują w systemie dwójkowym, a jak wiadomo system dwójkowy nie jest jedynym, który wynalazł człowiek. Jest system dziesiętny, szesnastkowy. Niby dlaczego ma istnieć tylko „coś” i „anty-coś”? Czy nie może funkcjonować szesnaście cosiów równolegle?
Ja tylko pytam, Panie Marszałku. 🙂
@kosmiczny
„Jednakowość” jest względna. Już sam fakt, że gdziekolwiek się obejrzysz widzisz tak różniące się od siebie obiekty jak drzewo czy krzesło świadczy przeciw jednakowości, jakkolwiek rozumianej. Świadczy też przeciwko pojęciu symetrii. Jeżeli coś wybuchło z „punktu”, nieważne czy punkt ów podepniesz pod Wielki Wybuch czy szczątki gwiazdy, powinno być naprawdę jednorodne. A przecież w zasadzie nic jednorodne nie jest. Jednorodność kojarzy się automatycznie z kołem/kulą/sferą. Wszystko powinno być więc matematycznie kuliste/sferyczne, ponieważ wybuchło z punktu. Ale nie jest. Tu ulica, tam dom, tu taka planeta, tam siaka, tu wodór, tam hel. Mamy jakieś pierwiastki i jest ich, jeśli dobrze pamiętam, 118. Jakoś mało symetryczna i jednorodna ta liczba. Jeżeli wszystko jest jednorodne to skąd ta cała różnorodność? 🙂
Kosmicznemu chodziło chyba o „jednorodność”. W większej skali Wszechświat jest jednorodny, to przecież wręcz oficjalne stwierdzenie. A co do szesnastu cosiów, to rozumiem, że jest to odniesienie do 16 czy ilu tam wymiarów, w którym ponoć żyjemy? Przyznam też, że zabiła mnie hipoteza, jakoby żyjemy we wnętrzu czarnej dziury 🙂
Dałem jednakowego w cudzysłów :] Wszechświat jest jednakowy w takim sensie, że galaktyki w odpowiednio dużej skali wyglądają tak samo.
Po przeciążeniu 30G, raczej niewielu śmiertelników będzie musiało wracać z powrotem na Ziemię. Świat naukowy powinien szukać metod teleportacji dla takich podróży, a na razie na kawę lepiej i bezpieczniej wybrać się do własnej kuchni;)
A czy to nie ma czegoś wspólnego ze znikaniem ludzi w okolicach Juarez? Czy to tylko mafia narkotykowa?
Tam to chyba jednak kokaina, a nie wiry magnetyczne pomagają w znikaniu 😉
Nie robiłbym sobie jaj z tematu. Nikt nie mówi, że to kosmici, lecz że to jedynie anomalia natury przyrodniczej.
Nie rozumiem,to taki świetny serial a nie można go nigdzie w Polsce kupić z polskim lektorem. Wydaja jakieś beznadzieje typu „skazany na śmierć” a NIkity nie wydali-masakra!!!! Ludzie to kopalnia złota, rozejdzie się jak ciepłe bułeczki-wydajcie Nikitę w końcu na dvd…
Cierpliwie czekam kiedy wydadzą „Dead Wood” Sezon 3…
Innym dziwnym zjawiskiem w „strefie ciszy” są oślepiające światła widywane nocą. Wydają się przypominać silne światła pojazdu, ale bardzo szybko podnoszą się i opadają, a później poruszają się poziomo nad równiną. Niektórzy obserwatorzy brali je za światła potężnego pojazdu robiącego nocne wycieczki, ale nikt nigdy nie znalazł żadnych śladów.
Starzy mieszkańcy mówią, że światła należą do wozu zwanego Band Wagon. Jest to legenda opowiadana od wielu pokoleń, Mówi ona o dyliżansie z dawnych czasów, który przejeżdżał przez wszystkie miasteczka tego regionu. Według legendy, Band Wagon wraca z zaświatów, aby nawiedzać okolice, przez które jeździł. Według De La Peny światła są skutkiem tego, iż miliony lat temu obszar ten był oceanem, zaś później jeziorem (jezioro Myran). Istnieje więc możliwość występowania koncentracji siarki i fosforu, które w połączeniu z dużym natężeniem pola magnetycznego mogą wytworzyć luminescencję, opisywaną przez wiele osób,
Jestem mieszkanką gminy Baligród i nie rozumiem takiej promocji. Niby co ona da? W przygraniczenej wsi będziemy tu udowadniać, że Świerczewskiego zabili Ukraińcy? To jakaś paranoja. Facet ani stąd nie pochodził, ani tu nie mieszkał i jedyną jego zasługą było to,że się dał zabić. Czy już gmina nie zna niczego ciekawego z historii tych rejonów? Przecież to było miasto,żyli ciekawi z pewnością ludzie, miało własny herb. Promocja wymyślona bez sensu. Moi znajomi z Polski śmieją się, albo pytają czy chcemy jakiegoś konfliktu z Ukrainą? O co tu chodzi władzom gminy? Bo nie spotkałam się z żadną opinią pozytywną na taką promocję.
W 1911 roku dziennikarz Miami Metropolis zapytał Edisona jak jego zdaniem będzie wyglądał świat za 100 lat. Oto relacja dziennikarza co odpowiedział mu wynalazca:
Tylko czarnoksiężnik ośmieliłby się podnieść kurtynę i odkryć sekrety przyszłości, a jaki czarnoksiężnik mógłby zrobić to pewniej, niż pan Tomasz Edison, który wyrwał juz tyle sekretów zazdrosnej Naturze? On jeden ze wszystkich ludzi żyjących posiada konieczną odwagę i dar przewidywania.
Już teraz pan Edison powiedział nam, że silnik parowy wydaje ostatnie tchnienie. Za sto lat będzie czymś tak odległym jak starożytność czy niezgrabne powozy z czasów Tudorów, za pomocą których podróż z Yorkshire do Londynu trwała tydzień. W 2011 roku pociągi będą poruszały się za pomocą elektryczności (która w ogóle będzie najważniejszą siłą napędzającą wszelką światową maszynerię), a hamulce będą hydrauliczne.
Podróżnik przyszłości jednakowoż nie będzie poruszał się wyłącznie po ziemi. Będzie latał w powietrzu chyżej niż jakakolwiek jaskółka, z prędkością dwóch setek mil na godzinę, w kolosalnych maszynach, które pozwolą mu na zjedzenie śniadania w Londynie, załatwienie interesu w Paryżu i powrót na lunch na Chepside.
Dom następnego wieku będzie umeblowany od piwnicy po strych meblami ze stali, za szóstą część obecnych kosztów, przy czym stal ta będzie tak lekka, że przeniesienie kredensu będzie tak proste, jak przeniesienie krzesła. Dziecko XXI wieku będzie kołysane w stalowej kołysce, jego ojciec będzie zasiadał na stalowym krześle przy stalowym stole, a buduar jego matki będzie wyposażony w stalowe sprzęty, pokryty wykładziną przypominającą palisander tudzież mahoń – czy jakiekolwiek drewno, które pani lubi.
Łajno mnie obchodzi ile kg CO2 produkuje cokolwiek, bo przecież nie ma czegoś takiego jak wpływ człowieka na globalne ocieplenie. Zaś co do wynalzaku – zacny.
Widzę, że lansujesz zdanie Korwina Mikkego w wersji umiarkowanej. Globcio jest, ale to nie człowiek na nie wpływa. W wersji skrajnej globcia w ogóle nie ma.
Jest coś takiego jak wpływ człowieka na globalne ocieplenie, natomiast nie ma stuprocentowo przekonujących dowodów na to, że wydarzy się jakaś katastrofa jeżeli np. Arktyka się z tego powodu w końcu roztopi. Być może tyle będzie z tego dramatu co ze zburzenia posągów Buddy przez talibów, czyli chwilę popłaczemy, że utraciliśmy kawał naszej historii. Zagłady ludzkości z powodu CO2 nie wieszczę.
Osobiście uważam, że większym zagrożeniem dla ludzkości niż CO2 są gender studies.
Pozamykał Virgin Megastores, a klientów chce wysłać w kosmos. Nie rozumiem mra Bransona 😉
W czasach torrentów sprzedaż mediów przestała się opłacać, więc znalazł nowy niespiracony rynek.
Afryka czy inne Bangladesze nigdy nie słynęły z ekonomiczności, więc trudno przypuszczać, że się to u nich przyjmie.
Prawdziwym geniuszem to był Nikola Tesla. Edison ukradł wiele jego pomysłów. W realu obaj się mocno nienawidzili.
Ot, cała prawda.
Za ropę krajów, gdzie jest skrajna bieda, nie elektryfikuje się ludzkich siedzib, tylko rozdaje kawałki plastiku z diodami świecącymi trupim światłem. Ropa jest dzięki temu względnie tania, obowiązek wobec ludzkości spełniony, jakaś firma zarabia kasę…
W filmie animowanym Piorun (Bolt) jest scena, kiedy bohaterowie docierają do Las Vegas. Neony błyskają reklamami hamburgerów i innych snaków. „EAT MORE FOR LESS!” W końcu bohaterowie lądują w bocznej ulicy na tyłach kasyn i restauracji, a tam śmietniki są pełne dobrego, niezepsutego, a czasem nawet nietkniętego przez nikogo jedzenia. Zawsze jak widzę tę scenę, to myślę o głodujących na świecie i sposobach, jakimi chce im się pomóc. Szkoda słów…
W restauracji Danny’s gdzieś przy autostradzie na wschód od LA widziałem w karcie dań piękne hasło rozpoczynające stronę z deserami: „You have room!” W sumie racja, jak usunąć sobie mózg, to jeszcze przy pełnym żołądku da się coś w człowieku upchać. Z ust niedaleko.
Zabawne, gość z lewej ma bielsze zęby i bardziej żółtą twarz, niż ten z prawej. Photoshop? 😉
zajebista książka. tyle w temacie.
U nas szefem Solidarności w Amazonie powinien został Karol Guzikiewicz i żadna wysyłka by nie ruszyła 😀
USA nie muszą być największym posiadaczem złota. Według ostatnich oficjalnych danych z 2009 r. Chiny posiadają 1054 ton złota. Jednak władze republiki znane są z tego, że niechętnie dzielą się informacjami i statystykami finansowymi ze światem, stąd rzadko zdają raporty. Nieoficjalnym celem długoterminowym jest rozbudowa rezerw złota do poziomu od 10 do ponad 20 tysięcy ton.
Edison skupował ludzi do swojego laboratorium, a co zrobili zapisywał na swoje konto. Niezły cwaniak z niego był.
Edison był tak wpływowy, że jak komuś patent ukradł, to był w stanie wszystkim wmówić medialnie, że to jego praca.
Urządzenie „rozkazuje”, co człowiek ma robić. Hmm… W sumie tworzyłem z kolegą taki program dla jednego z klientów. Działa do dziś. Komputer mówi co i gdzie, a człowiek jeździ z wózkiem i realizuje. Błędna operacja sygnalizowana jest nieprzyjemnym dźwiękiem i miganiem czerwonego „oka” na terminalu. Ale do tej pory jeszcze nikt się tam nie oflagował.
Kiedy jeździłem Oplem Manta, spotkałem się z wieloma dowcipami na temat jego właścicieli. W Niemczech „manciarze” nie byli postrzegani zbyt serio i uważano ich za głupków. Jeden z dowcipów brzmi tak: w kosmos wystrzelili dwie świnie i „manciarza”.
– Baza do świni nr 1: uruchomić doświadczenie z roślinami. Wyniki zapisać.
– Tak jest!
– Baza do świni nr 2: naprawić wymiennik ciepła w module mieszkalnym.
– Tak jest!
– Baza do „manciarza”: nakarmić świnie. I niczego nie dotykać!
Wkrótce komputery i kilka „świń” może spróbować sprowadzić ludzkość do poziomu „manciarzy”…
Kiedyś przeczytałem z kolegami w biurze etykietę soku malinowego dużego polskiego producenta. Główne składniki stanowiła oprócz cukru aronia i czarna marchew (?). Potem widziałem artykuł, w którym rzecznik firmy odpowiadał na pytanie dziennikarza, dlaczego w soku malinowym nie ma malin. „Sok ma być słodki, mieć intensywny smak i kolor. Tego oczekują konsumenci i naszym produktem spełniamy te oczekiwania.” No cóż, po soku malinowym oczekiwałbym, żeby był zrobiony z malin. Ale po takiej wypowiedzi czuję się jak jakiś odmieniec.
To dobre! Za komuny produkowali napoje chyba z prawdziwych owoców – stąd osady na dnie w takich cudach jak Ptyś.
Po tych absurdach, które zaserwował w nowym Star Treku w ogóle nie mam ochoty na kolejne sci-fi Abramsa (Super 8 było niezłe ale tylko dlatego, że czułem się jak za dzieciaka oglądając filmy Spielberga).
Czarny piątek w wydaniu Empiku to była parodia. W sumie czego innego można było się po tej firmie spodziewać? 2+1 na wszystko. Czekaj, gwiazdka. Nie, nie na wszystko, na bardzo wybrane szity.
Hmm, wg Ciebie filmy, płyty i książki to szit? No cóż, nie każdemu dogodzisz. Ja tam się cieszę, że dzięki promocji zdobyłam kilka tytułów bez płacenia, mimo że tak czy siak miałam je nabyć. Mam nadzieję, że Czarny Piątek z prawdziwego zdarzenia nadejdzie do Polski i będziemy mogli kupić w każdym sklepie mega okazyjnie, ale póki co lepiej się cieszyć z tego co jest niż marudzić 😉
Nie no, słuchaj – jeśli ktoś podaje mi wołami, że „2+1 na wszystko”, to nie oczekuję, że małymi literkami będzie podane, że jednak nie na wszystko. Mi ręce opadają, gdy coś takiego widzę. Jasne, książki też kupuję, tylko zwróć uwagę, że Empik sprzedaje wszystko jak leci w cenach okładkowych. W Matrasie czy necie mogę większość nowych książek kupić o 25% taniej w stosunku do okładkowych. Bez żadnej łachy. A tutaj epigonowie pana Brucknera zmuszają mnie do kupna trzech książek, na czym oszczędzam trochę mniej niż 30%. Czy to jest deal stulecia? Raczej nie.
I wszystko jasne, to USA stoi za katastrofą w Czarnobylu, a prawdziwy cel to uszkodzenie oka.
MICZ – a skomentujesz jakoś teorie w tej sprawie przedstawione w ostatnim odcinku przez MAX TV? Czy może z założenia nie oglądasz Kolonki wiec odmawiasz komentarza? 😉
Maksa zacząłem lubić od czasu gdy się zaczął produkować w necie, bo z czasów TVP go nie trawiłem. Teraz gość jest jak dobry, zaskakujący film klasy B 🙂 A co mówił we wspomnianym przez ciebie odcinku, bo nie oglądałem?
Chyba łatwiej obejrzeć niż opisać, bo cały odcinek o tym zrobił https://www.youtube.com/watch?v=gK_xpL2k64s
Właśnie zacząłem oglądać i już cały drżę z podniecenia! Max powie jak zabito JFK! Jeszcze tylko 28 minut i wszystko będzie jasne 🙂
Niezły program. O kuli w szybie wcześniej nie słyszałem, cała reszta bez niespodzianek. Gdy chwilę się zastanowisz, to ta przebita szyba właściwie niczego nie wnosi do wersji zdarzeń. Może poza wskazaniem, że komisja Warrena się myliła, ale o tym wiedzą nawet niemowlaki. Wersja Maksa uwzględnia wszystkie zdarzenia na Dealey Plaza i z tym, że strzał w głowę był oddany z innego kierunku, z innej broni, to oczywiście zgoda. Natomiast nie bardzo mi się chce wierzyć, że strzelając z szóstego piętra Oswald trafia prezydenta z szyję, a potem odłamek tej kuli leci w Tague’a jakieś sto metrów dalej. W ogóle mam problem z uwierzeniem, że Oswald mógł oddać choć jeden strzał. Pisałem o tym w „Oswald cudotwórca”, dziwiąc się ile czynności musiałby wykonać w półtorej minuty. W tej chwili, po tym wszystkim co czytałem i rozmyślałem na całą sprawą, jestem najbliższy wersji, że Oswald jako osoba przygotowywana na zostanie kozłem ofiarnym dostał info co się święci, przyniósł nawet broń, jednak sam nie oddał ani jednego strzału. Nie do końca wiedział co ma się stać i gdy połapał się, że JFK został zabity, wpadł w panikę i zaczął uciekać.
Poza tym zwróć uwagę na postać Tague’a. W wersji Maksa dostaje on postrzał rykoszetem po pierwszym strzale. Tymczasem facet twardo twierdzi do dziś, że zanim poczuł ranę, słyszał wcześniej co najmniej jeden strzał. Info o tym, że pierwszy strzał był niecelny pojawia się w wielu relacjach świadków.
I wiesz co – teraz tak sobie myślę, że tak zwany umbrella man i stojący obok niego delikwent robiący gest sieg heil to może nie do końca były niezależne freaki. Pytanie, które sobie wielokrotnie zadawałem brzmiało: po cóż strzelcom byłby potrzebny znak kiedy strzelać? Ano właśnie po to, by strzelili niemal równocześnie i żeby strzały zlały się w jeden „wybuch petardy”, jak to relacjonowali świadkowie. Nie mówię od razu, że te dwa lumpy były w spisku, ale też nie wykluczam, że ktoś im dał z 500$ prosząc, by otworzyli parasol i zrobili gest ręką.
Ergo, jakbyś mnie tak na szybko pytał, obecnie przychylam się do wersji: 4-6 strzałów, dwaj strzelcy w Daltex Building, Oswald wie ale nie strzela, rezerwowy strzelec za płotkiem na trawiastym pagórku widząc, ze JFK jeszcze żyje, wypala i dobija go.
Jeszcze tak sobie myślę, że Max włożył sporo pracy w ten odcinek. Rzadko widać tak szczegółowe przygotowanie dziennikarskie. Nawet program Wołoszańskiego był bardziej pobieżny.
A z ciekawości,jakie jest twoje zdanie na ten temat?
Trochę za mało wiem, o samym zamachu aby się wypowiedzieć. Właściwie dopiero program MAXa uporządkował mi w głowie wiele informacji i teorii o których słyszałem zazwyczaj przypadkowo i wyrywkowo. Najważniejsze jednak dla mnie jest to, kto stał za zamachem, a nie kto pociągał ze spust. Ameryka tamtych czasów była pełna napięć, nie tylko ze względu na sytuację międzynarodową, ale też z przyczyn gospodarczych. To czas przeciągania liny i ostrego lobbingu jeśli chodzi o kształtowanie ustroju gospodarczego USA. Ciekawy jest też wątek poruszony wyżej przez „makkak”. Nie wiele o nim wiem, ale chętnie w wolnej chwili pogooglam ten temat.
Inna teoria môwi o tym, że ruchy sami zrobili katastrofę, by odciąć strefę od świata, a przy okazji sprawdzić jakie są efekty promieniotwórczości 😉
Stan Kentucky nie graniczy z Kanadą.
Przecież nie napisałem, że graniczy. Napisałem, że fortyfikacje zostały wzniesione „blisko granicy z Kanadą”. Właśnie sprawdziłem ile dokładnie jest z Knox do granicy – około 420 mil. Może faktycznie nie jest to aż tak blisko, ale rzecz jest dyskusyjna, bo w skali USA 420 mil jawi się krótkim dystansem. Zapraszam do wskazania jakiegoś konkretnego błędu 🙂
Bez przesady. Często udaje mi się zdobyć pozycje poniżej ceny okładkowej. Promocje, jak wszędzie, raz bywają a raz nie. Ja tam się cieszę z promocji i nie zważając na sposób ich przedstawienia korzystam z nich bez względu na to jaki to sklep.
Zabawne, że układa się to razem z Arnoldem i Roswell w całość.
Gdyby Oko nadal działało, rozpędzenie demonstracji w Kijowie byłoby kaszką z mleczkiem 🙂
Warto przypomnieć słynną aferę z wolframem, z którego – jak się okazało – były wykonane sztabki „złota”, zakupione przez rząd Chin, a pochodzące właśnie z Fortu Knox. Nie wiadomo dokładnie, jak afera została rozwiązana, ale fakt podrobionych sztabek pozostaje faktem. Kolejne spekulacje na temat rzeczywistych rezerw złota USA potęguje fakt, że audytu potwierdzającego ich ilość w tym amerykańskim skarbcu nie przeprowadzano od 40 lat. Wygląda na to, jak gdyby kolejni prezydenci USA nie chcieli otwierać puszki Pandory. Mówi się, że Fort Knox jest pusty – znajdują się tam podrobione wolframowe sztaby – a złoto zostało zużyte jeszcze za kadencji prezydenta Richarda Nixona – głównie na pokrycie działań USA w Wietnamie. Jeśli spekulacje te są choć w pewnym stopniu prawdziwe, to nie potrzeba więcej, aby wiedzieć, jak bardzo USA obawiają się wzrostu wartości złota, a jeszcze bardziej – wszelkich prób oparcia pieniądza na parytecie złota. Kolejne pozycje w tym względzie zajmują Niemcy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Włochy.
Pamiętam, że taką przyczynę wypadku Gagarina znałem od zawsze, gdzieś od wczesnego Gierka: turbulencje wywołane przez samolot lecący przed nim. Jedno się w tym, co mi ojciec opowiadał nie zgadza – z tego co pamiętam katastrofa miała nastąpić krótko po starcie z winy wieży, która wypuściła dwa samoloty jeden po drugim , a z mapy wynika, ze miejsca startu i katastrofy są odległe o ponad 1000 km. Może Rosjanie na początku powiedzieli prawdę, a potem dopiero zaczęli kręcić?
Na katastrofę w której zginął Gagarin i jego instruktor -pilot, jak to zwykle bywa w przypadku katastrof lotniczych nałożyło sie kilka błędów których dopuściło się kilku ludzi włącznie z załogą… .opis dokładny przebiegu tego feralnego lotu jest zawarty w książce pt „Krzyk w kosmosie” wydanej w latach 90-tych na podstawie upublicznionych dokumentów z archiwów rosyjskich. Żadnych wielkich sensacji w tym całym zdarzeniu nie było — katastrofa, jakich było i będzie zapewne wiele podczas wykonywania lotów w wojsku.
Z pewnością Jurij był odważny. Czytałem, że podczas szkolenia w komorze ciśnieniowej wybuchł pożar, akurat był tam jeden z młodych pilotów – najbliższy przyjaciel Gagarina. Drzwi udało się otworzyć po 20 minutach. Pilot jeszcze krzyczał. Potem przez 8 godzin umierał w szpitalu, a przez cały ten czas przy jego łóżku siedział Jurij. Po takiej tragedii wejść na Wostoka – naprawdę szacun.
W co drugiej polskiej fabryce są o wiele gorsze warunki pracy.
Niemcy też nadal bez swojego złota? http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/fed-odmowil-zwrotu-niemieckiego-zlota
Dawno temu wpadła mi w ręce linka do nagrania, na którym podobno był zapis ostatnich chwil lotu pojazdu, którego pilot nie przeżył. Ktoś analizując coś, co podobno było oddechem pilota stwierdził, że był to atak serca. Oficjalnie taki start nie jest oczywiście nigdzie opisany.
Około 1990 roku kolega miał grę na PC, w której brało się udział w wyścigu do gwiazd. Można było grać po stronie ZSRR lub USA. Ostatecznym celem była chyba misja na księżyc, ale wcześniej trzeba było przeprowadzić całą ścieżkę budowy rakiet, modułów dla załogi itp. Sterowało się bodajże takimi parametrami jak wydatki na badania (przy ograniczonym budżecie oczywiście) i gotowością danego elementu do próby. Gdy chciało się szybciej polecieć, istniało większe ryzyko porażki z uwagi na większe prawdopodobieństwo katastrofy. Pamiętam, że słabo mi szło, bo zawsze po drugiej stronie byli heroes albo gieroje, którzy zaciskali zęby, latali na prototypach i im się udawało. A moim zuchom nie…
To o czym wspomniał Micz jest faktem. Byli kosmonauci przed Gagarinem, tyle że nie udało im się powrócić. Sensacyjne doniesienia na temat ofiar radzieckiego programu kosmicznego pojawiły się na długo przed historycznym lotem Gagarina. Już w 1959 r. włoskie źródła wspominały, powołując się na „czechosłowackiego informatora”, że Sowieci prowadzą prace nad wysyłaniem ludzi na orbitę, ale nie zawsze są to przedsięwzięcia udane.
Według Michaiła Rudenki – inżyniera, który pracował przy próbach wysłania człowieka w kosmos – potencjalnych Gagarinów było co najmniej kilku, a ludzi wystrzeliwano na orbitę jeszcze przed słynnymi psami, Biełką i Striełką – mniej więcej w tym samym czasie, kiedy w swój lot w jedną stronę wybrała się słynna Łajka. Według niepotwierdzonych informacji, swe życie na drodze podboju kosmosu miało poświęcić kilku proto-kosmonautów. Należał do nich niejaki Aleksiej Ledowskij (zginął rzekomo w 1957 r.), Sierenti Szaborin (zginął w 1958 r., wystrzelony z poligonu Kapustin Jar) oraz Andriej Mitkow (zm. 1959). W 1960 r., podczas testu pojazdu Wostok, na którym swój lot odbył Gagarin, zginąć miał kosmonauta Piotr Dołgow.
Spekulacje podsycali dwaj radio-amatorzy z Turynu, bracia Judica-Cordiglia, którzy ze stanowiska nasłuchowego zaimprowizowanego w poniemieckim bunkrze przechwytywali i nagrywali komunikację z astronautami. Twierdzili, że zebrali dowody na kilka załogowych radzieckich misji kosmicznych (zarówno przed, jak i po Gagarinie), które zakończyły się katastrofami i zostały utajnione. Radio Moskwa nazywało ich tubą amerykańskich propagandystów i kto wie, czy nie miało nieco racji.
Wśród zarejestrowanych sygnałów znajdował się „SOS” nadany z orbity pod koniec listopada 1960 r., o którym tak mówił Gian Judica-Cordiglia: „Uznaliśmy, że to desperacki apel o pomoc, być może skierowany do Amerykanów. Po chwili sygnał ustał. Pamiętam, że 2 grudnia radzieckie władze ogłosiły, że wystrzelono Sputnika VI, ale kontakt z nim zaraz się urwał…”. Oficjalnie pojazd ten przewoził dwa psy, które zginęły w katastrofie, ale Włosi mieli w tej sprawie inne zdanie.
Przed lotem Gagarina turyńczycy odnotowali jeszcze dwa ślady obecności Rosjan w kosmosie. Pierwszym było nagranie, które uznali za odgłosy duszącego się kosmonauty, zarejestrowane w lutym 1961 r. Z kolei na kilka dni przed startem Wostoka I przechwycili komunikację z kapsułą, która zdołała trzykrotnie okrążyć Ziemię. Czy był to dowód na misję Iljuszyna? Choć sprawa braci podsłuchujących Sowietów zyskała ogromny rozgłos, a oni sami zostali ugoszczeni w kwaterze NASA, wielu specjalistów kwestionowało wartość, a nawet prawdziwość ich nagrań.
Dodam jeszcze tylko, że pierwszy lot w kosmos w ogóle odbył się – tak podają źródła – pod koniec roku 1951. W White Sands w Nowym Meksyku za pomocą rakiety V2 wystrzelono wtedy w stratosferę na odległość 85 mil od Ziemi cztery małpy oznaczone imionami Albert 1, 2, 3 i 4. Próbę pod kryptonimem „Operacja Albert” przeprowadzono w tajemnicy, w obawie przed reakcją miłośników zwierząt. Wszystkie zwierzęta powróciły jednak cało na Ziemię.
Pierwszym zwierzęciem wysłanym na orbitę okołoziemską był pies Łajka wysłany w kosmos 3 listopada 1957 r. na rosyjskim satelicie „Sputnik II”.
Pierwszy załogowy lot kosmiczny odbył prawdopodobnie rosyjski kosmonauta Aleksiej Ledowski w 1957 r. Według źródeł amerykańskich rakieta Ledowskiego wystartowała z radzieckiego centrum prób rakietowych położonego 60 mil od Stalingradu. Gdy osiągnęła wysokość 200 mil, łączność się urwała. Statek mógł zostać wyniesiony poza zasięg przyciągania ziemskiego bądź też spłonął, wchodząc z powrotem w atmosferę ziemską. Inni trzej kosmonauci, którzy prawdopodobnie stracili życie w nieudanych próbach lotów kosmicznych przed rokiem 1961, to S. Sziborin (1958), A. Mitkow (1959) oraz I. Kaczur (1960). Pierwszym niepowodzeniem, do którego Rosjanie się przyznali, był lot z 24 kwietnia 1967 r., kiedy płk Władimir Michajłowicz Komarów zginął podczas lądowania „Sojuza I”.
W jednym z komentarzy na YouTube ktoś zarzuca Kolonce, że cały swój program rzekomo ściągnął z dokumentu „JFK: The Smoking Gun”. Nie widziałem tego filmu, ale z tego co zdążyłem sprawdzić, nie jest to prawdą i zarzut wydaje się jałowym hejtem. Ten dokument koncentruje się bowiem na analizie trafienia w głowę JFK. Wnioski są oczywiście podobne – że było co najmniej dwóch strzelców, ale to nie oznacza od razu, że Kolonko „zerżnął” całą treść. Poza tym autor wspomnianego dokumentu, Howard Donahue zasłynął niedawno tezą, jakoby JFK miał zostać zastrzelony omyłkowym strzałem agenta CIA. Rzecz równie szokująca, co niedorzeczna.
Już kiedyś napisałem że efekt „mydlenia oczu” i matactw w czasie śledztw choćby Warren Commision mógł byś spowodowany nie tym, że wszelkie tajne służby chciały ukryć swój udział w spisku, tylko że po prostu obawiając się masowej kompromitacji i skandalu chciały ukryć fakt że przez kilka wcześniejszych lat miały na swoim żołdzie niezrównoważonego czubka który pewnego dnia odbezpieczył stary karabin i zastrzelił samego prezydenta. Przecież tak skrajna nieodpowiedzialność bądź niedopatrzenie musiałaby spowodować że poleciałyby głowy. Oswald być może był tak świetnie skonstruowanym schizofrenikiem z manią wielkości ( choć był po prostu człowiekiem głęboko nieszczęśliwym i skrajnie żałosnym choć mocno zadufanym z wyolbrzymionym ego) że oszukał wszystkich, w tym swoich „oficerów prowadzących” w CIA.
Bo czy Oswald był agentem – 65 proc. informacji z jego życia raczej tą tezę potwierdza niż obala.
Jego eskapada do Rosji w 1959 r. i powrót do Stanów w 1962 zdaje się to potwierdzać, przekraczanie Żelaznej Kurtyny a następnie powrót ( i to za pieniądze samego rządu) raczej należały do rzadkości skrajności , ale z drugiej strony także można powiedzieć wprost że był to człowiek który rozpaczliwie poszukiwał swojego miejsca w życiu – myślał że będąc nieudacznikiem w Ameryce, zrealizuje się w robotniczym radzieckim raju. Polecam świetny dokument o amerykańskim żołnierzu który w tym samym roku jak Oswald z Mariną powracał z Rosji do Ameryki, uciekł poprzez linię demarkacyjną do Korei Północnej ( no i pozostał tam do dzisiaj). Jego życie przypomina bliźniacze odbicie tego co przeżywał Oswald – rozbita rodzina, dom, sierociniec no i niewierna żona. Facet nie skończył jak zamachowiec ale też spotkał się ze społecznym ostracyzmem ( podobnie jak i jego rodzina którą pozostawił w Stanach).
Nazwa filmu to „Korea – za linią demarkacyjną”. O ile jednak James Joseph Dreznol ( bo tak się nazywał ten żołnierz) okazał się po prostu dezerterem i zdrajcą (wykorzystywała go potem z rozmachem propaganda północnokoreańska gdzie grywał nawet w fabularyzowanych filmach KRLD bezwzględnych przypominających SSmanów żandarmów US Army) Oswald był nie tylko zdrajcą (bo jak można nazwać jego wyjazd do Rosji gdybyśmy założyli że nie był jednak agentem pod przykrywką?) ale pechowcem i wariatem który się nawrócił a potem znów zwariował – jednym słowem żałosna postać.
Czy to on strzelał? Może i oddał jeden strzał ale przy osiągach tej broni i biorąc pod uwagę fakt że już w tamtym roku 1963 była to broń archaiczna śmiem w to powątpiewać.
Kolonko sugeruje że sekwencja wyglądała w ten sposób: STRZAŁ – PRZERWA – STRZAŁ-STRZAŁ. Sugeruje więc tym że o ile Oswald strzelał oddał pierwszy strzał, następne dwa padły błyskawicznie jeden po drugim ( co od razu daje wniosek że ktoś strzelał z karabinu automatycznego).
Tak przynajmniej wyglądają zeznania tego naocznego murzyńskiego świadka, który był wówczas dzieckiem i stał pod składnicą dokładnie naprzeciw wejścia (albo siedział przy fontannie).
„Do obrazy doszła zniewaga” – ładnie ktoś przetłumaczył na żywca tekst angielski, bo to w tym języku występuje takie sformułowanie.
Jeśli ktoś chciałby kupić to ustrojstwo to polecam, rzeczywiście pisze prawie na każdej powierzchni i w każdej pozycji. Ceny też nie są jakieś mocno zaporowe- najtańsze modele zaczynają się od około 39 pln. Można je kupić na cqb.pl 🙂
Odpowiedź kryje sie w filmie nagranym przez „babushke lady”, kobiete ktora widac w 6:05 jak nagrywa film prosto w strone miejsca z którego padł 3 strzał, ciekawe co stało się z tym nagraniem, są zdjecia jak zaraz po zamachu rozmawia z jakims tajemniczym gościem.
Pole grawitacyjne ma wpływ na działanie długopisu. Długopis musi być nachylony do prostej łączącej środek pola grawitacyjnego i kulkę długopisu pod kątem mniejszym niż 90 stopni (zakładając, że ułożenie równoległe z liniami pola grawitacyjnego to 0 stopni). W przeciwnym wypadku kulka długopisu nie będzie zwilżana podczas pisania atramentem i po chwili długopis przestanie pisać. W warunkach zerowego przyciągania długopis nie mógłby pisać. Rozwiązaniem jest właśnie opisany w artykule wkład długopisowy zamknięty, nabity jakimś gazem pod odpowiednim ciśnieniem. Wtedy nadciśnienie pełniłoby rolę siły grawitacyjnej – dociskałoby atrament do kulki.
Cool story!
Podejrzewam, że dojazd na miejsce byłby droższy od wyprawy na biegun.
Dla niektórych mongołów, komentujących ten temat na innym forum, tekst brzmi zbyt „średniowiecznie” 😀
Co ciekawe, jedyna wzmianka o tym jeziorze znajduje się na kilku stronach o paranormalnych zjawiskach i jest dokładną kopią z rosyjskich stron o zjawiskach paranormalnych.
uśmiercenie w jedną noc 300 ofiar było ponad siły, a co bardziej istotne normy czasowe nawet dla takiego „mistrza” jak Błochin, dlatego obniżył sobie normę o 50 dusz wysyłanych do piachu do 250
Nie wygląda na aż takiego matoła, ale widać, że miał twardy ruski łeb.
A propos Burana, konstruktorzy jeszcze radzieccy, skopiowali kształt amerykańskiego wahadłowca, żeby uniknąć kosztownych badań aerodynamicznych. Ciekawe czy następna generacja rosyjskich promów też będzie nawiązywała w „designie” do X-37?
W niektórych momentach można mieć wrażenie, że zamiast filmu ogląda się kolorowy teledysk, rodem z MTV. W tle przewijają się typowe imprezowe kawałki muzyczne, po ekranie wesoło pląsają roznegliżowane dziewczyny, a wśród nich oni – panowie po 70-ce, którzy doskonale wpasowują się w cały klimat. Trzeba przyznać, że każdy z aktorów sprawdził się w swej roli i we czwórkę stanowili bardzo zgrany zespół. Osobiście najmniej podobał mi się Michael Douglas, który sprawiał wrażenie, jakby uciekł prosto z planu Wielkiego Liberace. Mocno opalony, ze sztucznie wybielonymi zębami i ponaciąganymi zmarszczkami, przez co nieco odstawał od swoich kolegów. A może to tylko moje subiektywne uczucie i po prostu wciąż widzę w nim wspomnianego Liberace? Musicie sami ocenić. W filmie na całe 10 sekund pojawia się również Weronika Rosati, która wciela się w rolę kelnerki i serwuje naszym bohaterom napoje energetyczne. Wielka szkoda, że zagrała tak nieistotną dla fabuły rolę, ale mimo wszystko miło było zobaczyć ją na ekranie.
Superrakieta w akcji: http://www.youtube.com/watch?v=KsRqOWKi4hQ
Czyzby powtorka z historii? CCCP zostal zaglodzony przez Reagana „gwiezdnymi wojnami”, czyzby Rosje putinowska wykonczyla ta niepozorna maszynka? Obama laszac sie do Putina oddal mu sporo pola, ale Obama nie jest krolem w USA. Inni wiedza jak postepowac z Rosja. Technologicznie Rosja nie ma szans, a szpiedzy wszystkiego nie dadza rady wykrasc.
nadeszła moda na koloryzowanie starych zdjęć przez domorosłych grafików!
Po pierwsze, nie dam głowy czy owo zdjęcie nie jest reprodukcją portretu. Po drugie, fotografia kolorowa funkcjonuje od początku XX wieku. Tak więc, nie wiem czy to co piszesz jest prawdą, aczkolwiek nie wykluczam, że rzeczywiście ktoś pokolorował oryginalną czarno białą fotografię.
Nie był antysemitą w klasycznym sensie: że nie lubił żydów, mimo że nigdy ich nie widział. On po prostu został wkurzony przez zupełnie realnych żydów, którzy mu przeszkadzali w interesach. Jako człowiek prosty, ekstrapolował to na całość nacji.
Ruskie odpuściły sobie wyścig technologiczny już w latach 70.
Hyperion jest rzeczywiście ze wszech miar dziwny. Jest jednym z największych niesferycznych ciał w naszym systemie słonecznym. W przeciwieństwie do innych satelitów Saturna nie jest zsynchronizowany pływowo, tak samo jak ziemski Księżyc, w którego przypadku zawsze widzimy tylko jedną jego część. Hyperion obraca się w sposób „chaotyczny”, co znaczy, że jego oś obrotu zmienia się tak znacznie, że naukowcy nie mogą dokonać wiarygodnych obliczeń jego położenia w kosmosie. Jednak najbardziej uderzający w Hyperionie jest jego wygląd. Wysoka porowatość Hyperiona może wyjaśnić jego gąbkowaty wygląd. Duży meteor uderzający w powierzchnię naszego księżyca mógłby pozostawić po sobie na jego powierzchni głęboki otwór i spowodować gigantyczny deszcz kamieni i pyłu. Wyrzucony materiał spadłby z powrotem na powierzchnię księżyca i inne kratery, częściowo je zapełniając. Jednakże powierzchnia Hyperiona jest tak delikatna, że uderzający w nią obiekt spowoduje powstanie krateru, ale nie wyśle w przestrzeń żadnych materiałów. Znajdujące się obok inne kratery pozostaną tak głębokie, jak wtedy gdy powstały.
Byłem wczoraj na wykładzie ks. Hellera i mówił on między innymi o tym o co zahaczył Miczu a o co i mnie się nieraz w innych miejscach zdarzało zahaczać – czyli problemie czasu i przestrzeni. Ciekawym jest, że z jego własnych ust usłyszałem iż obecnie jedną z kwestii nad którymi pracują matematycy, fizycy oraz kosmologowie jest usunięcie czasu oraz przestrzeni z równań, ponieważ zwyczajnie po ludzku coraz bardziej „zawadzają”. Czas i przestrzeń jawią się jako swoista scena, na której występują aktorzy – materia oraz wydarzenia. Obecnie, przynajmniej niektórym, chodzi o to żeby tą scenę „usunąć” i spojrzeć na „to co jest”, na „nagie fakty” bez punktów odniesienia; oczywiście należy pamiętać, że wszystko to dzieje się w ramach wzorów matematycznych, frywolne pętle i tunele, którymi próbuje się to popularyzatorsko zobrazować nie mają rzecz jasna żadnych podstaw.
Mała dygresja: odnoszę coraz mocniejsze wrażenie, że artykuły internetowe, przede wszystkim te z Wikipedii, ponieważ do nich najczęściej sięgają internauci, bardziej zaciemniają tego typu tematy niż wyjaśniają. Właśnie między innymi dlatego, że działają na wyobraźnię zamiast przekazać twardą rzeczywistość: na pewnym poziomie dyskusji schodzimy już do czystych równań matematycznych, NIE WOLNO wręcz, co podkreślają fachowcy, wyobrażać sobie takiego dajmy na to elektronu jako piłeczki krążącej wokół innej piłeczki – jądra. To są obiekty czysto matematyczne, niewyrażalne w języku ludzkiego oka.
Z tego co nas ostatnimi laty uczą, materia, czas, przestrzeń, fala elektromagnetyczna, to jeden i ten sam czort w różnych przejawach. Czyli mówiąc krótko, niezidentyfikowana zupa, która kreuje rzeczywistość. Przynajmniej tak to widzę jako czytelnik i obserwator.
” Po dywanowym bombardowaniu Kolonii w 1945 r. Ford wywalczył nawet od rządu USA odszkodowanie za zniszczenie jego mienia.”
To nie tak.
Niemiecka filia Forda, podobnie jak inne filie amerykańskich (i innych przedsiębiorstw) została w pewnym momencie praktycznie zawłaszczona przez nową nazistowską gospodarkę. Nawet mimo posiadania tytułów własności do danego przedsiębiorstwa, przekonstruowane i wdrożone prawo odbierało zagranicznym podmiotom faktycznie władzę w filiach oraz możliwość banalnej sprzedaży w celu odzyskania kapitału. Po zniszczeniach jakie nastąpiły w majątkach tych filii, podmioty amerykańskie otrzymały za nie odszkodowania z funduszu stworzonego z NIEMIECKICH reparacji wojennych. Nie wiem skąd informacja, że odszkodowanie wpłynęło „od rządu USA”.
Masz rację, że to nie było w 1945 r. Napisałem z pamięci, nie sprawdziwszy, że główny dywanowy nalot był 3 lata wcześniej. Natomiast co do tego od kogo Ford dostał odszkodowanie, to cytat: „Fordwerke received compensation from the Nazi government for bombing damage in 1941. But a 1942 German law denied such recompense to businesses whose majority ownership was held by foreigners from hostile nations. In 1967, the Foreign Claims Settlement Commission of the U.S. Congress made a compensatory award to Ford for its German subsidiary’s wartime losses after extended negotiation and deliberation. The gross figure was almost $1.1 million.” Źródło http://archive.adl.org/ wydaje się wiarygodne.
Ok, ale Foreign Claims Settlement Commission właśnie tym się zajmowała – „claims of U.S. nationals against foreign governments”. Zapłacili więc Niemcy.
Kontrowersje rosną. Jasne, że rosną. Im więcej lat, tym bardziej będą rosły. Tak zawsze dzieje się w przypadku teorii spiskowych. Podejrzewam, że w okolicach 2090 roku 90% Amerykanów będzie wierzyć może nie w to, że Elvis żyje, bo musiałby mieć wówczas jakieś 150 lat, ale na pewno w to, że dożył XX wieku.
Jeśli Elvis rzeczywiście żyje, to jest nieźle zakamuflowany. Hasło Elvis Lives jest bowiem niezłym żartem.
Nie do końca żartem. Te „teorie spiskowe” są miejscami zaskakujące. Gene Smith, kuzyn Elvisa powiedział w jednym z wywiadów: „Jego ciało wyglądało jak wosk”, co okazuje się być jedną z bardziej przekonujących teorii o zafałszowaniu śmierci legendy. Świadkowie na pogrzebie przyznawali, że pomimo upału, powietrze wokół trumny było zimnie – podejrzewa się, że zawierała ona klimatyzację, która miała nie dopuścić do nadtopienia się woskowego ciała. Kolejną tajemnicą jest, jak rodzina Presleya zdołała znaleźć 900 funtową ręcznie robioną trumnę przygotowaną na pogrzeb już dzień po śmierci Elvisa? Trzymali ją w piwnicy gotową do użytku lada dzień?
Przesłanie to liczba 6 – 6 wierzchołków, 6 ścian, wysokość 100 kilometrów czyli około 60 mil, średnica 25,000 km czyli około 16 mil, znajduje się pod osłoną, jak to napisali, polarnej nocy trwającej około 16 lat. Saturn jest szóstą planetą od słońca, ma 56 księżyców… Jeszcze parę liczb się pojawia oscylujących wokół szóstki które uwzględniając margines błędu pomiarów itp. można by również uznać za symboliczne (zawierające 6).
Zadziwiającym jest, że teorie spiskowe spod znaku „Elvis żyje” zawsze powstają w stosunku do znanych postaci. Dziwne, że nigdy nikt nie zapytał czy wciąż żyje matka anonimowego ukraińskiego chłopa ze wsi X, który zmarł w roku Y z powodu głodu. Wszyscy pytają o Elvisa, Lenina, Disneya.
Czemu, do jasnej ciasnej, spiskowe teorie dotyczą tylko celebrytów? Moim skromnym zdaniem wyjaśnienie jest proste: teorie spiskowe, podobnie jak na przykład plotka, mają konkretne wyjaśnienie biologiczne. 🙂
Co do Morrisona brak tych teorii. Disney i Lenin też spoczywają w spokoju. Jedynie jeszcze Hitler budził wątpliwości, ale to wcześniejsza historia.
bo nikt się interesuje ukrainskim chlopem ktory zmarl z powodu glodu gdy 500 tys Polaków zostałow wymordowanych przez nich samych a ih to nie obchodzi
Mniej więcej tak to przedstawia ksiądz Heller.
Na poziomie makroskali czyli w naszym, ludzkim, społecznym wymiarze, sprawy przedstawiają się tak a nie inaczej. Widzimy krzesło to znaczy, że to jest krzesło. Krzesło ma długość, wysokość i szerokość. Krzesło posiada swoją nazwę, którą jest ni mniej ni więcej tylko krzesło. Krzesło posiada też swoje „wartości”, to znaczy można na takowym krześle usiąść albo je określić jako dzieło artystyczne.
Na poziomie wzorów matematycznych nie ma już ani krzeseł ani jego trzech wymiarów, ani nie jest już ono krzesłem, krzesło może być w zasadzie tym samym co samoświadomość. Nie ma już też czegoś takiego jak ciąg znaków pod tytułem „krzesło”. Ciąg znaków „Krzesło” może być równie dobrze seksem jak i pierścieniem Saturna. 🙂
I takie coś twierdzi ksiądz, nie jakaś za przeproszeniem Kazimiera Szczuka udająca z wyglądu Juniora Soprano. 🙂
Chciałem nawiązać do tego, że skoro Wszechświat jest tak duży i wiekowy, to z czasem powinno powstać bardzo dużo rozwiniętych cywilizacji, które podjęłyby się ekspansji kosmosu i tylko rozprzestrzeniłyby się dalej. Wtedy nie mielibyśmy żadnego problemu ze znalezieniem życia.
Tak jednak nie jest i powstało wiele teorii dotyczących przyczyn tego stanu rzeczy, a także sporo konkurencyjnych do tej, którą wyżej napisałem, jak np. taka, że Ziemia jest jedyną planetą, na której powstało życie – moim zdaniem nieprawdopodobna.
Możliwe, że życie jest powszechne, ale to rozwinięte już nie – ewolucja jest zbyt powolna i jakieś globalne katastrofy regularnie „kasują” powstałe organizmy. Na Ziemi zdarzyło się już parę czystek, ludzie też byli raz na skraju wymarcia.
Możliwe też, że rozwinięte cywilizacje same ściągają na siebie zniszczenie przez wojny lub niszcząc środowisko (tak, jak robimy to my!) i wymierają. Stąd jesteśmy jedyni we Wszechświecie, ale był ktoś przed nami i zapewne ktoś będzie po nas – nie spotkamy się, bo czas od stworzenia cywilizacji do jej zniszczenia jest śmiesznie mały w skali kosmosu. Bardziej optymistycznie można przyjąć, że tych cywilizacji zawsze jest parę/-naście/-dziesiąt/-set, ale nadal w skali kosmosu to tyle, co nic.
Przypadek Anneliese Michel jest tylko jednym z bardzo wielu. Takie rzeczy dzieją się na całym świecie i co jest najciekawsze że zjawisko opętania, a także zachowania takich ludzi podczas egzorcyzmowania są bliźniaczo podobne do siebie a przecież są to ludzie pochodzący z różnych regionów świata! Więc albo to jest jeszcze nieudokumentowana medycznie choroba (w co bardzo wątpię)albo prawdziwe opętanie. Wszystkie takie zdarzenia są szczegółowo udokumentowane w formie pisemnej lub bardziej wiarygodnie w formie filmu i dźwięku. To co dociera do szarego człowieka jest tylko czubkiem góry lodowej informacji i zdarzeń jakie posiada Watykan. A przypadek Anneliese jest najbardziej nagłośniony z nich wszystkich.
Dziewczyna cierpiała na syndrom Munchausena, podtyp diabelski. Jej stany „opętania” były również spowodowane tym, że miała padaczkę, na którą zresztą brała leki. Żeby zrozumieć, co jej tak naprawdę dolegało, trzeba wejść w kontekst jej historii, miasta, czasów i rodziny.
Jej matka się nad nią pastwiła – nie pozwalała się jej spotykać z chłopakiem, obrażała ją, biła. Żyła w rodzinie bardzo religijnej, a na dodatek w czasach, w których dużo lepiej powiedzieć, że córka jest opętana aniżeli chora psychicznie. Pod wpływem presji matki, tego jak wyglądało środowiska i mocno katolickiego wychowania, Anneliese weszła w narrację, w której naprawdę wydawało jej się, że jest opętana, co było dla niej nobilitujące. Weszła w rolę męczennika, na dodatek tak naprawdę jej rodzinie było w to graj – bo to było nobilitujące i dla rodziny, że taki „zaszczyt” ich kopnął. Zacofana wiocha, zacofani ludzie, więc opętana córka to w takim miejscu gwarancja sławy.
Epizody, w których Anneliese czuła dużą poprawę, występowały wtedy, kiedy brała leki na padaczkę, miała dużo mniejszą styczność z matką i widywała się bardzo dużo ze swoim chłopakiem – wtedy odpoczywała od całego tego patologicznego środowiska. W momencie, w którym wracała do matki, która notorycznie ją upadlała (mówiła jej, że ubiera się jak dziwka, że jest szmatą itp.), wracały jej epizody opętania. Pod wpływem matki, Anneliese wyrobiła w sobie poczucie tego, że jest nikim, a rozwijający się syndrom Munchausena spowodował, że wdała się w narrację, dzięki której mogła się „oczyścić”. Opętanie. Klasyczna dysocjacja, w której Anneliese obrażana przez matkę nie była sobą, bo była opętana, dlatego matka ją obrażała – bo przecież była opętana, gdyby była normalna, to by jej nie obrażała. Zrobiła z siebie ofiarę, zamęczyła się i zagłodziła na śmierć. A cała ta otoczka wokół niej tylko podsycała tę narrację – wszystkie egzorcyzmy i cały kontekst społeczny, w którym wtedy żyła.
Niestety, dziewczyna umarła, bo nikt nie chciał spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że jest chora psychicznie. Patologiczna matka i nieleczona padaczka (przestała potem brać na nią leki) doprowadziły do rozwinięcia silnej choroby psychicznej, przez którą umarła z wycieńczenia. Ot, i cała historia „opętania” Anneliese Michel.
Zresztą, na dodatek przez to opętanie sama dziewczyna znalazła się nagle w centrum uwagi wszystkich. Z „kurwy”, jak to nazywała ją matka, stała się ofiarą, którą każdy żałował.
Józef Tkaczuk był woźnym pracującym w szkole podstawowej nr 15 przy ulicy Angorskiej na Saskiej Kępie, który od uczniów otrzymał przydomek Turek. apisy z tą nazwą własną pojawiały się najczęściej sezonowo w okresie np. kampanii wyborczych przy wyborach parlamentarnych czy prezydenckich: Tkaczuk na prezydenta, Tkaczuk naszym kandydatem, Tkaczuk dobrym Prezydentem, Demokratą i Turkiem. W okresie wyborów parlamentarnych w roku 1993 fenomen ten przekształcił się w happening – Józef Tkaczuk posiadał własne plakaty jako osoba startująca z fikcyjnej listy nr 68 wraz z programem wyborczym. Tego typu napisy pasożytowały także na plakatach wyborczych innych kandydatów czy partii politycznych.
Ojcem współczesnego graffiti był austriacki cesarski urzędnik Josef Kyselak. Powiadano, że ekscentryczny Kyselak założył się, że w ciągu trzech lat pozostawi swój podpis w każdym słynnym zakątku Austro-Węgier. Wiadomo na pewno, że sporo podróżował, a szlak swych wędrówek znaczył malunkami. Przy pomocy czarnej farby i szablonu nanosił swoje nazwisko wszędzie, gdzie się działo, najczęściej na miejskich murach. Do czasów dzisiejszych ostało się szesnaście takich autografów, a najsłynniejszy wandal XIX wieku obwołany został ojcem chrzestnym graficiarskiego tagu. Niektórzy przypuszczali, że poszło o zakład z przyjacielem kto będzie kiedyś sławniejszy, inni uważali, że był nieszczęśliwie zakochany i liczył na to, że wybranka będzie przez to konfrontowana cały czas z jego nazwiskiem. Już za życia stał się tematem wielu anegdot. Jedna z nich opowiada o prywatnej audiencji u cesarza, który niezadowolony z „działalności” Kyselaka miał dla niego tylko ostre słowa. Gdy po audiencji cesarz zasiadł do pracy przy swym biurku okazało się, że jedna z rozłożonych na nim ksiąg jest przyozdobiona… KYSELAK. W oryginale w Dolinie Wachau można do dnia dzisiejszego oglądać ślady jego „działalności”.
Po śmierci Karola Wielkiego, zwanego Charlemagne – jego następcy z dynastii Karolingów stali się cesarzami Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Jednak nieustanne waśnie, intrygi i podstępne zamachy sprawiły, że po śmierci zamordowanego cesarza Berengara I, tron władcy Europy został przez prawie 40 lat pusty. Bez silnej władzy Europa pogrążyła się w zamęcie. Wtedy to papież Jan XII zaproponował tron cesarski królowi Niemiec Ottonowi zwanemu później Wielkim. Od tego czasu to Niemcy tacy jak Fryderyk Barbarossa, Fryderyk II Hohestaufen, Otton III, stali się władcami Świętego Cesarstwa Rzymskiego, które pod germańskim berłem łączyło ze sobą państwa Europy. Trudno się więc dziwić, że kiedy powstawała III Rzesza, Hitler chciał mieć w swoim posiadaniu Włócznię Przeznaczenia, którą kiedyś dzierżyli niemieccy cesarze jako symbol swojej władzy.
Ocenia się, że heksagon powstał na skutek silnych prądów strumieniowych (o prędkości 320 km/h), które są obecne w okolicach północnego bieguna planety. Najciekawszy jest w tym wszystkim fakt, że od chwili jej odkrycia (przez sondę Voyager), czyli od początku lat osiemdziesiątych, formacja o średnicy 30 tysięcy kilometrów nie zmieniła swojego kształtu.
Prawdopodobnie to Tesla,wystarczy przeczytać książkę „HAARP-Broń ostateczna”. Są tam wzmianki z wypowiedziami Tesli z New York Times wypowiedzianych parę dni przed Katastrofą Tunguską. Tesla mówił, że będzie robił eksperyment na wielką skalę.
Meteoryt eksplodował nad powierzchnią podobnie jak ten z Czelabińska, większość wyparowała w momencie wybuchu zaś największy fragment wpadł do jeziora, fragmentu nie odnaleziono. Wg mnie najtrafniejsza hipoteza z tych wszystkich.
Jak wiadomo obiekt, który spadł na Ural również eksplodował w powietrzu, więc ta teoria jest w pewnym sensie potwierdzona i to dwukrotnie na terenie Rosji w ciągu nieco ponad stu lat. Jednak w przypadku meteoru czelabińskiego znaleziono jednak sporo fragmentów, a w przypadku tunguskiego to nadal tylko domniemania.
Departament Q to trochę takie nasze Archiwum X, czyli archiwum niewyjaśnionych spraw sprzed kilku, a nawet kilkudziesięciu lat. A sam film w klimacie Wallandera.
A propos relacji o powrocie na Bikini. Czytałam o niejakim Budzie Johnsonie. Leciał do Honolulu. Z jego bagażu podręcznego wystawały rozmaite rurki, wędki oraz inne metalowe i plastikowe akcesoria. Wracał z Bikini, gdzie spędził tydzień (za około 3 tys. dolarów). Opowiadał, jak niesamowite wrażenie robi wrak „Saratogi”, na którego pokładzie nadal stoją samoloty wyglądające jak gotowe do startu. A obok przepływają rekiny mieszkające w rafie koralowej. Wydawało się, że Buda wynajęto w charakterze żywej reklamy Bikini, ale nagle zaczął mówić o handlowaniu na Wyspach Marshalla ludzkim nieszczęściem, o wyciąganiu z kieszeni amerykańskich podatników miliardów za prawdziwe lub rzekome krzywdy. „Oni tutaj głęboko wierzą, że nie umiera się na żadne choroby, choćby popromienne, lecz, że każda śmierć jest wynikiem czarów”.
Pierwsze spotkanie Heydricha z Himmlerem odbyło się w czerwcu 1931 r. i było wynikiem nieporozumienia. Himmler zamierzał stworzyć służby wywiadowcze SS i poszukiwał odpowiedniego kandydata na ich szefa. W czasie rozmowy okazało się, że Heydrich, pracujący wcześniej w marynarce, był radiooficerem, a nie – jak sądził Himmler – oficerem wywiadu. Jednak Himmler dał mu szansę. „Ma pan dwadzieścia minut” – powiedział. A Heydrich, który był bez pracy i zrozumiał, że w sprawach wywiadu Himmler jest bardziej niekompetentny od niego, przypomniał sobie, że jako kilkunastoletni chłopiec zaczytywał się w powieściach szpiegowskich. Zaczął blefować, mnożył zagadkowe terminy, a nawet szkicował diagramy. Himmler był zdumiony jego wiedzą. Przedstawił Heydrichowi warunki finansowe – raczej skromne – i poprosił, by przeprowadził się do Monachium. Jakkolwiek by to dziwnie brzmiało, Heydrich, człowiek, którego naziści nazywali „mózgiem Hitlera” i który odegrał potem kluczową rolę w „ostatecznym rozwiązaniu”, nie żywił wtedy żadnych nazistowskich sympatii. Wstąpił do NSDAP tylko dlatego, że taki był wymóg ubiegania się o nową pracę. Kilka miesięcy wcześniej nawet nie słyszał o istnieniu „Mein Kampf”, Hitlera nazywał pogardliwie „czeskim kapralem”, a Goebbelsa „pokurczem”.
Pierwszy historycznie odnotowany przypadek trollingu!
Prawdopodobnie rzeczywistość – jak zazwyczaj – okaże się brutalnie banalna i manuskrypt zostanie odczytany jako dziwaczny, zaszyfrowany, średniowieczny podręcznik zielarstwa, balneoterapii i astrologii, być może wymieszanej z jakąś odmianą Kabały. Ale istnieje też inna możliwość – ta bardziej niepokorna i fascynująca. Oto poznamy ślad prastarej cywilizacji, dowiemy się czegoś o roślinach nie rosnących na Ziemi oraz przeczytamy parę informacji na temat wspaniałej embriologicznej wiedzy, użytej niegdyś do stworzenia współczesnego człowieka.
Jest koleś, który twierdzi, że rozwikłał rękopis Wojnicza. To fiński biznesmen – Veikko Latvala. Tajemnica manuskryptu polegała na tym, że zapisano go używając sylab stworzonych przez fale dźwiękowe. Sylaby dźwiękowe miały pochodzić z języka hiszpańskiego oraz włoskiego i były zmieszane z sylabami dźwiękowymi języka jakim posługiwał się autor tekstu. Ten język był unikalnym dialektem używanym w starożytnym Babilonie. Autor manuskryptu nie potrafił zapisywać tego języka, więc do własnych potrzeb stworzył alfabet i zasób słów. Wg Latvali księga poświęcona jest życiu roślin, farmacji, astrologii, astronomii i medycynie. Zawiera także przepowiednie wybiegające setki lat w przyszłość.
Agencja UPI donosiła: „Kapitan [Terauchi] stwierdził, że ujrzał światła większego obiektu i w pobliżu Fairbanks był w stanie dostrzec jego zarys w odległości 8 mil. Rysuje podobiznę tego co widział; wygląda to jak wielki orzech włoski. Załoga nie była przerażona – przyznaje Terauchi. – Chcieliśmy stamtąd uciec. Tak też się stało, za pozwoleniem FAA. Samolot zniżył pułap i wykonał kilka zwrotów. Obiekty jednak pozostały. […] Zapytany o zdenerwowanie, Terauchi odparł: – Jestem kapitanem i nie mogę się denerwować.”
Są też inne nieodczytane stare pisma. Na przykład: Proto-Elamicki, Dysk z Fajstos, Blok z Cascajal, Rongo-Rongo czy Kodeks z Rohońca.
O rongo rongo pisaliśmy: http://www.tunguska.pl/rongo-rongo/
Trudno mi skłonić się ku jednej tezie. Jednak osobiście uważam, że jest to sztuczny język, stworzony na potrzeby szyfru. Książkę mogą zrozumieć tylko wtajemniczeni. Ponadto zawarte ilustracje mogą być zmyłką autora. Książka może traktować zupełnie o czym innym niż wydaje się na pierwszy rzut oka. I tutaj pojawia się teza, że jest to dzieło o znaczeniu religijnym, należące do jakiejś sekty. Dla inkwizytora ta książka przypominałaby zwyczajną naukową pozycję wschodnią, a swoje prawdziwe oblicze objawiała tylko wtajemniczonym.
Ale ponad te wszystkie tezy nachodzi mnie jedno zwątpienie. Oto cytat:
„Ductus (czyli tempo, staranność i stopień nachylenia, z jakim litery zostały napisane) sugeruje, że skryba rozumiał, co pisze. Manuskrypt nie sprawia wrażenia, jakby każda litera miała być wymierzona przed naniesieniem jej na papier.”
Wniosek płynie z tego dość ciekawy. Mianowicie autor rozumiał co pisze i umiał pisać tym zawiłym alfabetem. Płynnie. Kaligrafując. Każdy powinien się domyśleć bez trudu jak ciężko jest opanować nowy alfabet, który tak znacząco różni się od ojczystego (zakładając że była by to łacina, choć nawet pisma dalekowschodnie nie są do niego podobne). Ktoś musiał więc poświęcić wiele trudu aby opanować ten „język”. A czegoś takiego dla siurpryzy żaden hochsztapler by nie odstawił. Nawet w celach wyłudzenia „dotacji” od łatwowiernego bogacza.
Jeszcze kwestia samej księgi. Została ona na welinie (pergamin z cielęcej skóry) który był bardzo drogim materiałem. Nie sądzę by w celu podrabiania konieczne było aż takie wykosztowanie. Z drugiej zaś strony księga nie była złocona, co jednak było bardzo popularne w owych czasach. Nawet księgi drukowane posiadały złocenia. Ta pozycja zaś takich zdobień została pozbawiona (przez autora/ów). Wyjątkowo drogi pergamin i brak złoceń. Jeżeli o mnie chodzi, widzę tu swoistą niekonsekwencję twórcy. Czy zamierzoną?
I jeszcze wrażenia dodatkowe. Autor był słabym iluminatorem. Rysunki są raczej słabe jak na tamten okres. Wersy są krzywe. Autor nie stosował więc standardowego zabiegu kopistów i pisarzy – rysowania poziomych linii pomocniczych (takich jak w zeszytach).
Reasumując. Dziwne to wszystko i niezrozumiałe. Więcej pytań niż odpowiedzi.
Bomba Cara to było coś. 50 megaton, czyli 2 tysiące razy Hiroszima. Pieprzone kacapy odpaliły ją na Morzu Arktycznym. Eksplozja omal nie zmieniła orbity Ziemi.
Łykasz wszystko co tu przeczytasz jak młody pelikan.
Falcon weryfikuje poprawność odpalenia wszystkich 9 silników i pozwala na ich wyłączenie jeżeli jakieś z parametrów są niezgodne z normalnymi odczytami. Super sprawa ze można anulować start a nie jest się skazanym na późniejsze zniszczenie rakiety w locie.
Ciekawostką jest fakt, że Elon Musk zaoferował pomoc Dreamlinerom, którym psują się ostatnio baterie. Korzystają one z baterii litowo-jonowych, które są bardzo lekkie, lecz także mogą dostarczyć sporych problemów. Musk zdradził na Twitterze, że jest w kontakcie z głównym inżynierem Boeinga. Baterie SpaceX działają w statkach kosmicznych i rakietach, które narażone są ona wielokrotnie większe obciążenia niż samolot pasażerski, dlatego powinny zdać egzamin także w Dreamlinerze.
Elon Musk to megaloman? Może troszkę. Ale weźmy choćby Teslę. Nie wynalazcę Teslę, ale motoryzacyjną firmę Elona Muska – Tesla Motors. Giełda wywindowała jej wartość w ciągu ostatnich miesięcy do 20 mld dolarów! Na pierwszy rzut oka to szaleństwo, bo Tesla Motors wyprodukowała w 2012 r. zaledwie 21 tys. pojazdów. Jej konkurenci – giganci z Forda, General Motors czy Toyoty – tyle produkują dziennie, a mimo to ich giełdowa wycena jest tylko kilkakrotnie większa. Na dodatek Tesla w tym roku – po 10 latach działalności – po raz pierwszy zanotowała zyski.
Wygląda jak nadepnięty Fiat 500. Właściwie Fiat 500 + Ford Ka. Generalnie mam dość newsów okraszonych renderami! Będzie jeżdżący samochód z silnikiem to wtedy mogę o tym poczytać. Takie obrazki teraz może zrobić każdy, dopóki nie powstanie prawdziwy samochód, to niech się nie podniecają.
Bardzo interesujące rozwiązanie, ale w wersji 2-drzwiowej będzie karykaturą
samochodu osobowego !!! Nowe zmodernizowane wersje samochodów
będą miały wzięcie tylko w wersji 4-drzwiowej i z silnikiem co najmniej 80 KM !!!
Moim zdaniem totalne nieporozumienie. Wygląda jak skrzyżowanie garbusa z Mini Morrisem. Syrena była samochodem RODZINNYM, użytkowym a nie zabawką dla bananowej młodzieży. To coś wygląda nie jak samochód, lecz jak gadżet – nie o to chyba chodzi w szyldzie Syreny.
Nie wiem jak do tej pory było z wiedzą innych na temat tej barwnej osoby jak Elon Musk, ale po ostatnich doniesieniach medialnych pewnie większość go już kojarzy. Chodzi mi o doniesienia o Hyperloop, a więc o nowym rodzaju transportu, idealnym na średnich dystansach. Musk zauważył, że na dystansach mniej więcej 500-600 km (nie większych niż 1500 km) nie opłaca się korzystać z samolotów, ponieważ podróż na lotnisko, odprawa itp. trwają dłużej, niż sam lot. Z drugiej strony to trochę za daleko na podróż samochodem, czy nawet pociągiem. Konkretnie zajął się trasą Los Angeles – San Francisco. Koncepcja Hyperloop ma być rozwiązaniem tego problemu (transportu na średnich dystansach). Hyperloop to w olbrzymim skrócie rura, w której poruszają się kapsuły transportujące pasażerów, a które mogą rozpędzić się do prędkości 1200 km/h.
SpaceX niedawno testował nowe silniki Merlin 1D do Falcona. Wykorzystują one naftę jako paliwo, a ciekły tlen jako utleniacz. Produktami takiej reakcji jest dwutlenek węgla i woda (jeśli następuje spalanie całkowite).
To UFO-matka było ponoć wielkości katowickiego spodka 🙂
Szkoda, że Mr Hellyer nie powiedział skąd czerpie swoją wiedzę. Rozumiem, że tylko słyszał o zamrożonych ufolach, ale ich osobiście nie widział. Chociaż kto wie, może USA dopuściła Kanadę do swoich sekretów 😉
Rysunki? Prześliczne, z detalami, pełne artyzmu i pietyzmu. Tusz? Dobrze nałożony, świetnie oddający klimat historii. Kolor? Bardzo dobrze dobrany, świetnie nałożony, tam gdzie ma być mrok – mroczny, gdzie nie – brak go (mroku, nie koloru). Scenariusz? Jak na pierwszy numer restartującego całe uniwersum DC dobry. Pokazuje pierwsze występy „nowych” bohaterów, ich relacje (potyczki słowne pomiędzy Batmanem i GL są świetne!) oraz charakter. Świetnie rozpisane postaci, dobre dialogi (choć na nie na za wysokim poziomie), historia dość dobra. Pokazuje jak się to wszystko zaczęło oraz ukazuje co się zdarzy w przyszłości. Mimo że niektórzy narzekają na poziom scenariusza, ja dostałem to czego się spodziewałem. Dobrą rozrywkę o bohaterach z zabarwieniem humorystycznym. Z mojej strony POLECAM!
A wiecie co Chiński łazik powinien zrobić na początku ? Wbić paliki, żeby zaznaczyć swoją działkę. Najprościej by było gdyby sonda podjechała do amerykańskiej flagi (o ile tam jest), i ogrodziła ją palikami. 1% amerykańskie, a 99% Chińskie terytorium. 😀
Kto wie czy Hindusi nie uprzedzą skośnookiego. Indie też mają kosmiczne ambicje.
W czasie wojny Niemcy zabrali włócznię z Wawelu. Rzekomo do badań. Po pewnym czasie oddali. Powstało pytanie dlaczego w ogóle zwrócili, a jeśli zwrócili, to czy oryginał. Sprawami ze strony polskiej zarządzał kardynał Sapieha. Szwaby przy całym swym barbarzyństwie nie chcieli zadzierać z Kościołem i dlatego zwrócili. Badano potem artefakt w Polsce i stwierdzono, że ZAPEWNE do wawelskich zbiorów trafiła ta sama włócznia, którą szwaby „wypożyczyły” w 1939.
W powieści „Krzyżowcy” Zofia Kossak opisuje znalezienie włóczni w Antiochii. Nie wiedziałem tylko, że to ta sama włócznia 🙂
Ludzkość w ciągu kilku tysięcy lat przeszła drogę od prymitywnych narzędzi do lotów na Księżyc. Ale co to jest kilka tysięcy lat w porównaniu do wartości kosmicznych, gdzie wiek gwiazd i planet jest liczony w miliardach. Może więc inne cywilizacje rodziły się i umierały na długo przed nami. Może jeszcze mają to przed sobą. Tak czy siak dość mało prawdopodobne jest że ktoś się znajdzie blisko nas przy takich odległościach między gwiazdami i na tym samym etapie rozwoju co my. A jeżeli wiek istnienia takich istot jest liczony w milionach lat, to może się to dla nas nie skończyć zbyt dobrze. Wystarczy popatrzeć na historię ziemi i kontakty wyżej rozwiniętych cywilizacji z tubylcami. Niemal zawsze ci ostatni nie wychodzili na tym dobrze.
Warto przy okazji wyjaśnić jeden mit. W szkole uczono nas, że Otton III przyjechał do Gniezna i podarował Bolesławowi Chrobremu kopię Włóczni św Maurycego, ponieważ bał się końca świata w 1000 roku i chciał się zrobić dobrym. Otóż nie. On miał plan budowy cesarstwa niemieckiego włączającego do swego dominium Słowian. Kopie Włóczni podarował też kilku innym władcom.
Otton nie miał w planach utworzenia Cesarstwa Niemieckiego. Chciał odbudować Cesarstwo Rzymskie, skupiając tym samym wszystkie chrześcijańskie ziemie w Europie.
Z tej apokaliptycznej wizji końca świata według wszelkiego prawdopodobieństwa to Rosjanie epokę lodowcową przetrwają. Ruskie w bojach ze śniegiem zaprawieni,a poza tym będzie zajęcie, jak się z sąsiadami zrzucą na kopanie szklarni 1000m. pod lodowcem. Poza tym gdzieś był taki kawał o Rosjanach i było w nim napisane mniej więcej: „zamarza ruski alkohol – Rosjanie chodzą wk%%!ieni…”
Po angielsku, bo po angielsku, ale gościu wyjaśnia o co chodzi z tym wulkanem.
http://www.youtube.com/watch?v=_PxDGiVQNg8#t=71
Bardzo poważna deklaracja, która wiele osób pozostawiła bez złudzeń padła w 1997 r. Właśnie wtedy William Cohen – ówczesny sekretarz obrony powiedział, że niektóre państwa mogą uskuteczniać prace nad systemem umożliwiającym wywoływanie trzęsień ziemi oraz innych kataklizmów, a także anomalii pogodowych. Inni włączają się nawet w prace nad odmianą eko-terroryzmu, który pozwala na modyfikację klimatu, inicjację trzęsień ziemi czy powodowanie erupcji wulkanów poprzez zdalne uruchomienie fal elektromagnetycznych
W niepodległej Ojczyźnie zajął się pracą akademicką, oraz był doradcą w sprawach przemysłu zbrojeniowego w Ministerstwie Spraw Wojskowych oraz do spraw Azji w Ministerstwie Przemysłu i Handlu. wciąż jednak pragnie poznawać świat. Z własnej już woli, bez historyczno-politycznego przymusu odwiedził m.in Amerykę Północną, Hiszpanię i Zachodnią Afrykę. relacje z jego podróży i felietony publikowane są w Rzeczpospolitej, ABC, Kurierze Warszawskim, Słowie Polskim. Zostaje również wiceprezesem Polskiego klubu Turystycznego. W 1932 roku jego powieść „Głos pustyni”. Doczekała się adaptacji w filmie „Sokół pustyni”- Film ten rozgrywał się w niecodziennych dla polskiego kina dwudziestolecia międzywojennego plenerach pustynnych. Główną rolę w tym awanturniczym romansie zagrała ówczesna gwiazda kina – Eugeniusz Bodo. Pod koniec lat 30 zwiedził Palestynę, Syrię i Mezopotamię, swoje refleksje opisując w pozostającej wciąż aktualnej książce- „Gasnące ognie” . Konflikty rozgrywające się wokół Świętych miejsc za czasów Ossendowskiego, wciąż niestety pozostają aktualne, podobnie jak konflikt arabsko- żydowski, którego współczesną genezę również przedstawiono w „Gasnących ogniach”.
Polecam przeczytać „Zwierzęta, ludzie, bogowie”- to jest prawdziwy skarb.
Okazało się, że Ossendowski w okresie I wojny światowej był współpracownikiem kontrwywiadu carskiej Rosji. Bardzo utalentowanym. Ujawniał w swoich publikacjach działalność wywiadu niemieckiego i zbrodnie, których Niemcy dopuszczali się na froncie. Zawsze mieliśmy szczególne układy z Rosjanami. Naszym rodakom powierzano często niezwykle trudne zadania, z których wywiązywali się znakomicie. Poszukiwano legendarnej Bramy Agharty, która jakoby stanowi wejście do podziemnych tuneli Shambali opasujących kulę ziemską. Dotarł do nich Ossendowski, tak jak kilkanaście lat wcześniej rewolucjonista Feliks Kon. Zachowały się raporty z ich podróży.
Leszek Cichy powiedział właśnie: „Moim zdaniem tam, gdzie nie ma już żadnej szansy, a tylko narastające zagrożenie, każdy ma prawo odejść. Ma takie prawo i żaden kodeks moralny nie może mu tego zabronić. Jeśli oczywiście jest kodeksem ludzi żywych i chce służyć moralności, a nie abstrakcji. Nie oznacza to, że w opisanej sytuacji każdy musi z tego prawa korzystać. Jeżeli nie skorzysta, nie będzie to jednak decyzja wynikająca z moralnego obowiązku, ale będzie to decyzja heroiczna, ponieważ właśnie to jest istotą heroizmu. To działanie poza granicą obowiązku, a często za cenę życia”.
Cichy zapomniał dodać, że Bielecki nie „odszedł”, tylko od razu na początku ataku szczytowego uciekł pozostałej trójce. Nie ratował więc dramatycznie swojego tyłka, tylko or początku porzucił swoją ekipę. Rzadko coś takiego zdarza się w górach.
Amerykanie pewnie zastanawiaja sie co by tu szybko poslac na ksiezyc zeby upolowalo Ja osobiscie ciesze sie ze jeszcze przed smiercia dowiem sie czy to ladowanie, ktore ogladalem w telewizji bedac na Mazurach na rybach bylo fikcja czy tez rzeczywistoscia.
Krok w przód 🙂
Tak, tyle że minął już rok i na razie nic się nie dzieje. Sprzęt jest w stanie hibernacji.
Według Platona stolica Atlantydy była zbudowana z kilku kręgów będących kanałami! Widzicie może jakieś analogie? Gdyby zalać to miejsce wodą, czy nie powstałyby takie właśnie koncentryczne kręgi będące kanałami?
Jest woda – jest tlen i wodór, nic nie wiemy o azocie, ale hel możemy przywieźć. Co prawda będziemy cienko śpiewać, a właściwie mówić, ale nic to.
Będziemy musieli wysłać najpierw zbiorniki i aparaturę przetwarzającą grunt marsjański na potrzebne nam pierwiastki i związki chemiczne, a następnie drugą wyprawę – oczywiście bezzałogową – która założy tam szklarnie, stworzy i utrzyma szklarnie z potrzebnymi nam do życia jadalnymi roślinami. Dopiero wtedy będziemy mogli tam wysłać załogę ludzką, która będzie mogła uzupełniać swoje menu świeżymi produktami roślinnymi lub przetworzonymi, gdy te będą niejadalne smakowo.
Ale tego już nie dożyję.
Potem będzie gorączka złota i diamentów, a potem jakaś korporacja wykupi tereny roponośne i to będzie na tyle dla całej ludzkości.
Zbliżają się wojny międzyplanetarne.
O ile pamiętam – to już ze 30 lat temu niektórzy – odważni naukowcy wysuwali hipotezy – że większość wielkich Pustyń na Ziemi – powstało po 'Atomowych Wojnach Bogów’ w starożytności ? Przecież kiedyś Sahara – była żyzną krainą, obfitującą w roślinność i zwierzynę – tylko 'coś’ się stało tysiące lat temu ?…To samo w Egipcie – podobno deszcze przestały padać tam 9 tys. lat p.n.e., a tymczasem – na grzbiecie Sfinksa są wyżłobione przez kilkusetletnie ulewy – bruzdy…? A podobno Sfinks ma tylko 3500 lat…? Niektórzy naukowcy wysuwają teorie – że może mieć nawet 30 tys. lat…
Wciągnąłem się w iPhonowe Tiny Death Star — pixelowa grafa, stare i dobre Star Warsy, free. Bez „kupowania” imperialnych „bucksów” budowałem sobie małą Gwiazdę Śmierci w przerwach na kawie. Dwie minuty klikania, wyłączałem i zapominałem wiedząc, że imperialni pracują tam gdzieś jak mrówki budując kolejny poziom.
Wybudowałem tego szajsu ponad 30 poziomów, plus imperialne w „piwnicy”. Dziś rano chciałem znowu poprzydzielać zadania. Wszystko ZNIKNĘŁO. Zapraszamy do budowy OD POCZĄTKU.
Gdzie mój czas? Gdzie moi pikselowi przyjaciele? Gdzie się podziało to całe gówno?!
Damn You, Disney Mobile! 🙂
Gdyby przepowiednia była w pełni dokładna, to mercedes powinien był uderzyć w dwupoziomowy autobus (double-decker bus). A takie są tylko w Londynie 🙂
Piri Reis występuje sobie spokojnie w grze Assassin’s Creed: Revelations. Oto jak go tam przedstawiają: Piri urodził się w 1467 roku w Imperium Osmańskim w mieście Gallipoli. Za młodu, po porzuconej karierze pirata dołączył do marynarki sułtana jako kaper i dzięki swym zdolnościom szybko awansował do rangi nawigatora. Otrzymał tytuł admirała (Reis) i walczył w wojnie przeciwko Wenecji w latach 1499 – 1503. Po jej zakończeniu osiadł w swoim sklepie przy Wielkim Bazarze w Konstantynopolu, gdzie studiował kartografię.
Historia świata w wersji oficjalnej, jaką znamy, jest bujdą, bo wg niej cywilizacje zaczęły się kilka tysięcy lat temu, a to nie jest prawdą, bo wcześniej istniało ich wiele i regularne globalne kataklizmy je zmywały z powierzchni Ziemi, tak jak wielka powódź, której wspomnienia są w kulturach na całym świecie, a która była najprawdopodobniej wynikiem nagłego przebiegunowania. Duże ciało niebieskie przelatujące niedaleko mogło przyciągnąć wodę na Ziemi, tak jak Księżyc ją przyciąga w czasie przypływu i stworzyć falę, która się przemieszczała przez cały glob, a na koniec wody mogły utworzyć w innych miejscach morza i oceany, jeśli trwale zmieniło położenie jądro Ziemi, to tłumaczy zniknięcie takich lądów jak Mu, Lemuria czy Atlantyda. To ciało niebieskie jest opisywane np. w sumeryjskiej mitologii jako Nibiru. No i cała historia się prawdopodobnie powtarza, czyli co ileśtam tysięcy lat (np. 25920 – święta liczba masonów) następuje kataklizm, który wszystko „czyści” i zabawa z budową cywilizacji zaczyna się od nowa 🙂
Jest jeszcze inne rozwiązanie. Kolumb mógł przywieżć info od tubylców, że na południe od Ziemi Ognistej leży jakiś ląd. No i naszkicował go.
Nie jestem przekonany, czy wierzyć w teorie spiskowe na temat lądowania na księżycu, a raczej o jego braku. Ale jedno zdaje się być prawdziwe: zdjęcia ostro retuszowano. Może po prostu po to, żeby było co pokazać. Kiedyś trafiłem na stronę spiskową, na której był link do pobrania sobie oryginalnej fotki z serwera NASA. Następnie ten plik należało załadować do programu typu photoshop i rozjaśnić na maksa, jakąś tam inteligentną procedurą – i okazywało się, że poszczególne detale na zdjęciu znajdują się na prostokątach o różnej jasności: po prostu zdjęcie było collagem. Kilkadziesiąt lat temu nie zakładano, że każdy będzie sobie mógł to w domu obrabiać.
Przyznam, że to zachwiało moją pewnością co do uczciwości NASA. Zwłaszcza, że istniały jeszcze dwa zdjęcia z różnych misji, w różne punkty księżyca… a w tle była ta sama dekoracja… Niestety, nie pamiętam dokładnie linku do tego zdjęcia. A warto by chyba sprawdzić, czy nadal leży na serwerze. A może je poprawiono? 🙂
Leży na serwerze, ale jest to zdjęcie o tragicznej jakości. Wystarczy pobrać to samo zdjęcie w lepszej rozdzielczości i artefaktów już nie ma 🙂
Von Braun, dziennikarz śp Walter Cronkite oraz załoga Apollo 17 w ciekawym wywiadzie z epoki.
http://www.youtube.com/watch?v=OJOq1NRG9fE
Wyguglałem ciekawy film pokazujący Warszawę roku 1936. Jej życie codzienne i architekturę. A tak w ogóle to zamawiam więcej artykułów o starej Warszawie 😉
http://www.youtube.com/watch?v=CwqHPIBeYd4
Wygląda jak Ursus z oderwanym dachem 🙂
Znam relacje osób, które podróżowały Luxtorpedą przed 39 r. Szczególnie dobrze sprawdzała się na krętych trasach górskich, a zwłaszcza do Zakopanego, gdzie klasyczny pociąg trzykrotnie musiał przepinać lokomotywę z początku składu na koniec (Płaszów, Sucha Beskidzka, Chabówka). Luxtorpeda posiadała na swych końcach kabiny maszynisty. Czas przejazdu był w ten sposób dodatkowo skrócony o ok. 1 godz.
Czas dojazdu z Krakowa do Zakopanego nie leży w długiej podróży po torach czy szosą, ale w niewielkiej mieścinie pod nazwą Zakopane.
Chodzi o to, że Zakopane może pomieścić maksymalnie kilkadziesiąt tysięcy ludzi – miejscowych i przyjezdnych. Gdyby wybudować do niego autostradę ośmiopasmową lub szerszą – to i tak przed samym wjazdem na rogatkach stałyby w kolejce, bo wszystko w Zakopanem byłoby zapchane.
Poza tym nie mamy cara Mikołaja, który wytyczał drogi żelazne pod linijkę. My musimy omijać rzeczkę, górkę, każdy dołek – dlatego z trasy 100 kilometrów droga staje się dwukrotnie dłuższa, a na wąskich torach jakie są standardem w Polsce pociągi muszą zwalniać przed zakrętami. A wystarczyłoby przyjąć szerszy standard, jaki panuje u braci na wschodzie i już podnosi się bezpieczna szybkość podróżna. Gierek usiłował nam wprowadzić takie tory do zagłębia śląskiego.
Luxtorpeda jest ok ale w czasach świetności pociąg spalinowy Latający Ślązak na trasie Bytom – Berlin (ponad 500km) pędził już nawet 160km/h i pokonywał całą trasę w zaledwie 4 godz. i 25 minut! To była prędkość! Teraz tą samą trasę pociągi pokonują w ponad 8 godzin.
Jeśli ktoś się wybiera na sylwestra do Dubrownika, to będzie miał okazję obejrzeć na własne oczy mapę Piriego Reisa. Będzie ona tam wystawiana do 31 grudnia. Stało się tak z okazji 500 rocznicy opublikowania mapy świata przez osmańskiego kartografa. Tak, mamy właśnie 500-tną rocznicę!
„Po siedemdziesięciu latach pojawią się w Polsce pociągi o podobnym statusie. W 2014 r. po nadwiślańskich torach zacznie jeździć Pendolino.”
Czy w takim razie bilet będzie kosztował 1/3 średniej pensji? 😉
Obecnie robotnik w Polsce zarabia więcej niż nauczyciel czy urzędnik. Przed wojną te proporcje wyglądały zupełnie normalnie. Ale zakładając, że średnia obecna pensja brutto to około 2000 PLN, czyli netto to jakieś 1200 PLN. Obecnie zwykły bilet Warszawa-Gdańsk kosztuje jakieś 150 PLN. Pendolino może kosztować 350, czyli będzie to praktycznie owo 30%.
To ciekawe. Francuzi zbudowali Statuę Wolności we Francji, podarowali ją Amerykanom (oficjalne przekazanie amerykańskiemu ambasadorowi), rozłożyli, wywieźli do USA i tam z powrotem złożyli, gdzie stoi do dziś. A u siebie zbudowali mniejszą kopię, która cieszy oko na wyspie na Sekwanie. Ale chyba bardzo brakowało im oryginału, skoro jeszcze skopiowali płomień tej z Nowego Jorku i postawili na tunelu…
Rzeźba została ofiarowana miastu Paryż w 1989 roku przez gazetę „International Herald Tribune”, która od darczyńców otrzymała około 400 tysięcy dolarów na stworzenie obiektu. Podjęta w 1987 roku inicjatywa stworzenia rzeźby była kulminacyjnym punktem obchodów stulecia wydawania tej angielskojęzycznej gazety w Paryżu.
Dziś dzwonił do mnie pan w imieniu banku, w który mam konto już ponad 10 lat. Zaproponował mi, że ponieważ się połączyli z innym bankiem, to może mi założyć drugie konto, zupełnie za darmo, z którego wszystkie operacje są za darmo (lub tak zrozumiałem), i że mogę do niego mieć kartę, i że będzie dostępne w tym samym systemie transakcyjnym przez internet. Podziękowałem, bo to jakby mieć drugi telefon po to, żeby mieć. Pan telemarketer nalegał, żebym uzasadnił swoją decyzję, bo przecież to tylko 40 sekund i drugie konto będę miał założone, i dlaczego się w ogóle opieram. Nie wystarczała mu odpowiedź „bo nie potrzebuję”. „Ale dlaczego?!” pytał. Ręce opadają…
Bardzo lubię też takie rozmowy:
– Czy dodzwoniłem się do właściciela firmy?
– Tak.
– Chciałbym zaproponować…
– Ale o jaką firmę panu chodzi?
– No pana firmę.
– Ale ja mam kilka firm, więc o którą PANU chodzi?
– Eee… no…
Nie wiem czy w III Rzeszy jakikolwiek wyrok mógł być sprawiedliwy. Jeśli choroba była prawdziwa oznacza to, że nie mógł ponosić odpowiedzialności za swoje czyny i powinien zostać umieszczony w jakimś zakładzie psychiatrycznym (choć z tego co pamiętam w Rzeszy eliminowano chorych umysłowo jako słabe ogniwa narodu niemieckiego). Spodziewałabym się raczej, że takiego wprawionego mordercę wyślą na front albo przyjmą do Gestapo. Eksperymenty raczej mieli na kim robić…
Sęk w tym, że Ludtke był mordercą, ale niezbyt stabilnym. Wcielenie go do Gestapo mogłoby spowodować krwistą awanturę w tymże.
Oto cała polska paranoja. Kupujemy Pendolino za 430 mln euro, czyli ponad miliard zeta, podczas gdy nowosądecka firma Newag wyprodukowała pociąg pasażerski „Impuls”, który – jako pierwszy skonstruowany w Polsce – przekroczył prędkość 200 kilometrów godzinę. To są te nowoczesne maszyny, które od 2009 roku jeżdżą w Szybkiej Kolei Miejskiej w Warszawie. To po co to Pie…lino?
To jeszcze pikuś. Maszyna której projekt pokazała w 2013 bydgoska Pesa będzie mogła poruszać się z prędkością 250 km/h. Czy powstanie, cholera wie. Skoro rząd podpisał kontrakt na Pendolino, jest to musztarda po obiedzie. Jak zwykle w Polsce….
Na stronie Pesy nie ma infa o tym projekcie. Przynajmniej ja nie widzę. Widzę za to, że firma istnieje od 1855 i nie ma wielkich dokonań na koncie. Wagony sypialne dla Litwy robiła. Kiedyś bił ją Lilpop Rau Lowenstein, obecnie zachodnia konkurencja. Wydaje mi się, że konkurowanie z Pendolino to jedynie smętny majak, do którego dopłacilibyśmy jeszcze więcej.
Nawet ogromne spiętrzenie zbiegów okoliczności nie sprawia, że przestają one być tym czym są pojedynczo – zbiegami okoliczności. 🙂
Tym właśnie argumentem sceptycy podpierają wiele wersji oficjalnych. Co z tego, że prawdopodobieństwo zaistnienia „magicznej kuli” jest jak jeden do miliarda, a szansa żeby strzelec trafił prezydenta w głowę z takiego kąta i odległości jak Oswald, jest jak jeden do 1000, co razem daje nam prawdopodobieństwo 1 do biliona? Ma tak być i już 🙂
Ja jestem sceptykiem totalnym – nie wierzę ani w spiski ani w wersje oficjalne. Ba, nie wierzę nawet samemu sobie, tak na wszelki wypadek. 😉
To odwrotnie jak ja, bo ja wierzę wyłącznie sobie 😉 Nigdy też nie należałem do żadnego stowarzyszenia, partii czy organizacji.
Od jakiegoś miesiąca też wierzę tylko sobie. Ale zdarza mi się pomyśleć „po co się oszukujesz”. Więc chyba prawdy nie ma 😉
Ja kiedyś wprawiłem w osłupienie panią, która zaproponowała mi tzw. „instrument finansowy”. Zacząłem od najprostszego argumentu, że nie chcę bo nie. Na co ona: ale to się panu bardziej opłaci. Na co ja: ale ja nie lubię ryzyka, wolę wygodę, nie chcę żeby mi się bardziej opłacało. Panią wcisnęło w fotel i popatrzyła na mnie jak na wariata – widocznie pierwszy raz zobaczyła kogoś kto nie przelicza życia na pieniądze. 😀
Też nie wiemy jakie to były projekty. Polakom niejedno się roi.
Ursus miał siedziska znacznie wyżej, chłopie 🙂
Po naszemu nazywa się to kalb ar- riszat 🙂
No, nie wiem czy Rzeźnik z Hannoweru nie miał większych kłów i pazurów. Ludke gwałcił i mordował, natomiast Rzeźnik (Haarman) obdzierał ze skóry chłopców. Wczesny sadysta-pedofil. W ogóle zastanawia ten wysyp seriali w przedwojennych Niemczech. Mieli przecież jeszcze czwartego demona – Petera Kurtena!!
Moja mała hipoteza. Piri z pewnością znał dzieła starożytnych i wierzył w istnienie sporego Terra Australis, który miał na południu równoważyć ciężar kontynentów na północy (o ile pamiętam z tego wynikał postulat istnienia owego kontynentu). Wiedział też o odkryciach Hiszpanów, ale nie znał południowego „zakończenia” Ameryki Południowej, gdyż Magellan jeszcze nie udał się na swą wyprawę. Co zrobił Piri ? Wysnuł hipotezę, że Ameryka Płd. rozszerza się w wielki kontynent, czyli Terra Australis. Zamieścił to na swojej mapie i już.
Akurat w tamtych czasach była technologia umożliwiająca podróże z prędkością 115+ km/h . W 1938 roku parowa lokomotywa LNER A4 ustanowiła rekord prędkości dla pociągów parowych – 201 km/h ! . Jej prędkość normalnie wynosiła 144 km/h . Budowany na początku lat 40 ciężki parowóz BigBoy mógł jechać z prędkością ~ 130 km/h Polski Pm36 „Piękna Helena” – 135-140 km/h DR 18 201 – obecnie najszybszy czynny parowóz – 180 km/h .
Problem w tym, że rozmaici publicyści bazują na bibliografiach naukowych obarczonych błędami. Tymczasem wszyscy naukowcy okresu historii Międzywojnia kłamią, albo przynajmniej mylą się (jak Łojek i Wieczorkiewicz). Było kompletnie inaczej, co punkt po punkcie udowodnił amator, niejaki Janusz (Antoni) Choiński (np „Choroba (umysłowa-alkoholowa) ministra Józefa Becka jako główna przyczyna wybuchu II Wojny Światowej). Należało skorzystać z propozycji Chamberlaina i tylko przepuścić Hitlera na Rosję ( po to dawał te gwarancje!) , włączyć się do wojny dopiero w odpowiedniej chwili, po odpowiedniej stronie. Nie do wiary ile fałszerstw jest w książkach naukowych tego okresu.
A najlepiej jakbyśmy poszli razem z Hitlerem. Wschód dla nas, Zachód dla nich, Włochy zajęłyby Bałkany. Myślę, ze nasi lepiej poradziliby sobie pod Moskwą nie mówiąc już o tym, ze atak nastąpiłby z dużo większą siłą. Hitler spokojnie mógłby okupować resztę Europy łącznie z Anglią. Jeżeli byśmy się odczepili od Stanów Zjednoczonych, to możliwy byłby pokój i zaakceptowanie nowego porządku, bo w końcu w polityce międzynarodowej króluje pragmatyzm. Nikt w USA by nie zapłakał za Francją, Anglią i resztą, tak jak nie płakali za Polską.
To skutek poprzedniego przebiegunowania. Strumień zaktywizowanej magmy uderzał w przesuwającą się skorupę ziemską. Gdzieś w pobliżu powinien być drugi, mniejszy ślad tej aktywności magmy. Połączony z okiem wyznaczy kierunek przesunięcia ziemskiej skorupy.
Byli, byli. W 1972 zrobienie takiej animacji komputerowej byłoby niemożliwe. Widzimy tutaj film nakręcony przed lądowaniem podczas przelotu nad doliną Taurus-Litrov.
http://www.youtube.com/watch?v=_mFkJv7sXwA
Już z chwilą zakończenia programu Apollo mogło się wydawać, że wkrótce nastąpi era tanich i regularnych lotów na niską orbitę okołoziemską przy użyciu floty wahadłowców kosmicznych. Regularne loty miały drastycznie obniżyć koszty lotów kosmicznych. To z kolei mogło rozbudzać nadzieję na szybki powrót człowieka na Księżyc. Dziś już wiemy, że tak się nie stało.
W Szkocji też był taki jeden seryjny( nie pamiętam nazwiska i nie chce mi się szukać) na którym wykonano karę śmierci-później jego skórę wykorzystano do oprawienia ksiąg, szkielet natomiast do tej pory znajduje się w Edynburskiej Akademii Medycznej i służy studentom jako pomoc naukowa. To się nazywa przestroga dla innych.
Donaldy zostały docenione w piosence śpiewanej przez Majkę Jeżowską:
… Bo donald w kieszeni
Nam humor odmieni
I stopnie poprawi
I uśmiech poprawi
I wszystko poprawi na lepsze
Mogli wybrać innych wykonawców. Blondyn kojarzy mi się z jego bratem, który co rusz pojawia się w brukowcach. Lalusiowaty Bruhl nie zmienił się wiele od 10 lat, gdy go zapamiętałem w niemieckim Good bye Lenin.
Howard nie odchodzi od swojego bezbarwnego, dość naiwnego stylu. Lubi w banalny sposób dramatyzować, sięga po tanie sztuczki (złowieszczo przedstawiony deszcz) ma jednak sztywno ustawione granice, których nie przekracza. Nie niepokoi widza, a konflikty pokazuje z bezpiecznego dystansu. I chce się podobać wszystkim. Okazuje się, że w zderzeniu z interesującym tematem i dobrymi aktorami, udaje stworzyć nieco bardziej charakterne dzieło. Nikt nie powie o „Wyścigu”, że jest mocny czy surowy, ale mnogość niuansów, klimat lat 70., dbałość o detale, wielowarstwowość rywalizacji między bohaterami, sprawiają, że nie jest to typowy obraz Howarda o neutralnym pH.
Rezerwa Federalna wywróciła giełdy do góry nogami. Złe dane makro stają się powodem do zakupu akcji przez inwestorów, a dobre – do wyprzedaży posiadanych walorów. Dzieje się to od paru ładnych lat i skończy się kryzysem jakiego świat jeszcze nie widział.
Warto dodać, że przy projekcie udziela się ostro polski astronom dr Łukasz Wyrzykowski z Warszawy. Dane astrometryczne z obserwatorium Gaia, połączone z obserwacjami naziemnymi wykonywanymi przez polski projekt OGLE (mikrosoczewkowanie grawitacyjne, które pozwala m.in. na wykrywanie planet pozasłonecznych), pozwolą na wykrycie samotnych czarnych dziur. Takie obserwacje nie są możliwe żadną inną metodą.
Ktoś im coś powiedział, oni to zrobili nie wiedząc po co, potem JFK dostał headshota, kolesiowie zesrali się w gacie i próbowali udawać, że nic się nie stało. Stąd ich dziwne zachowanie. A po co to wszystko? Służby zawsze lubią zostawiać ślepe uliczki i mnożyć tropy.
Co do spisku przy powstaniu Fedu, ro uważam, że go nie było. Zamiar był światły. Dopiero po dekadzie do głosu doszło mroczne towarzycho, które zrozumiało, że na robieniu w bambuko rządu USA da się lepiej zarabiać niż na operacjach giełdowych.
Autorzy książki Powtór z Jekyll Island idą dalej w swoich poszukiwaniach powiązań FED-u. Są dość bezkompromisowi. Warto zacytować fragment:
” W 1981 roku krążyły pogłoski, że prezydenta Kennedy’ego zamordowali agenci ukrytej władzy finansowej, ponieważ podpisał rozkaz wykonawczy nr 11110, który nakazywał Skarbowi wydrukować ponad cztery miliardy banknotów Stanów Zjednoczonych. Dokładnie o takich pieniądzach mówimy; papierowe banknoty bez pokrycia w złocie lub srebrze emitowane przez rząd a nie Rezerwę Federalną. Jak głosiła plotka, bankierzy byli wściekli, ponieważ mieli stracić odsetki od podaży pieniądza. Jednak kiedy rozkaz odnaleziono, okazało się, że dotyczył certyfikatów srebra, a nie banknotów Stanów Zjednoczonych. Certyfikaty srebra mają pokrycie w srebrze, to znaczy że są prawdziwymi pieniędzmi, zatem pogłoski były pod tym względem błędne. Jednak także od certyfikatów srebra nie płaci się odsetek więc tutaj pod tym względem pogłoski były prawdziwe. Była jednak jeszcze jedna kwestia, której nikt zdawał się nie dostrzegać. Rozkaz wykonawczy nie nakazywał Skarbowi emitować certyfikatów srebra. Jednak go do tego upoważniał. Nie ma żadnych dowodów że kiedykolwiek do tego doszło. Jeżeli certyfikaty te w ogóle wydrukowano, nigdy nie trafiły do obiegu. W 1987 roku prezydent Reagan unieważnił rozkaz.
Skarb wydrukował niewielką ilość banknotów Stanów Zjednoczonych w 1963 roku, jednak był do tego upoważniony na mocy ustawy Kongresu z 1878 roku, zgodnie z którą należało zastąpić wycofane z obiegu zielone z czasów wojny secesyjnej. JFK nie zainicjował tej emisji. Największa ilość tych banknotów, jaka znalazła się w obiegu, wynosiła 322 miliony dolarów, co nie było znaczącą sumą w porównaniu z ilością banknotów Rezerwy Federalnej. Większość z nich stanowi teraz okazy kolekcjonerskie.
Część pogłosek dotycząca roli bankierów w śmierci JFK zyskała wsparcie w postaci kilku książek krążących w konserwatywnych kręgach. Zawierały one złowróżebny fragment przemówienia Kennedy’ego wygłoszonego w Columbia University zaledwie 10 dni przed zamachem. Cytowano następującą wypowiedź: „Najwyższy urząd prezydenta został wykorzystany do wcielenia w życie spisku mającego na celu zniszczenie amerykańskiej wolności i nim odejdę z urzędu muszę ostrzec obywateli przed ich losem”. Jednak gdy poproszono Columbia University o o dostarczenie transkrypcji tego przemówienia, okazało się, że Kennedy nigdy tam nie przemawiał – ani przed zamachem ani kiedykolwiek! Główny bibliotekarz w John Fitzgerald Kennedy Library w Bostonie Ronald Whealan poświadcza dodatkowo: „Dziesięć dni przed przed zamachem był w białym domu na zebraniu w którym uczestniczył między innymi ambasador Portugalii w Stanach zjednoczonych”.
Być może prezydent poczynił przypisywane mu uwagi jakiegoś innego dnia przed inną publicznością. Nawet jeśli, to jest to zagadkowa wiadomość, którą można interpretować na wiele sposobów. To, że miał zamiar zdemaskować Fed, jest najmniej prawdopodobne. Przez całe życie Kennedy był socjalistą i internacjonalistą. Uczęszczał do fabiańskiej London School of Economics, uczestniczył w niszczeniu amerykańskiej podaży pieniądza oraz wspierał transfer amerykańskiego bogactwa do innych państw. Nie ma poważnych podstaw, aby wierzyć że nagle „przejrzał na oczy” i zmienił swoje długoletnie przekonania.”
Ciekawe, że niektóre z tych rycin przypominają rysunki ludzi chorych na schizofrenię. Można je zobaczyć np. w książce A. Kępińskiego „Schizofrenia”. Zaś sztuczny język. Spotkałem się z tym zjawiskiem. Właśnie chory ze zdiagnozowaną schizofrenią zapełniał dziesiątki zeszytów ciągami liter bez najmniejszego sensu. Co ciekawe sięgał przy tym często encyklopedii, jak gdyby chcąc uzupełnić jakieś informacje. Dodatkowo do swoich zapisków dołączał mapy wyrwane z różnych książek, również encyklopedii. Nigdy nie chciał wyjawić znaczenia ani nawet tematu swoich zapisków. Tych zeszytów były dziesiątki. Czy jest możliwe żeby manuskrypt Voynicha był również dziełem chorego umysłu? Z pewnością bardzo obdarzonego fantazją i wyobraźnią.
A więc te urządzenie to nic innego, jak generator napięcia o określonym spektrum. Różnią się tylko wyjściem, bo to człowiek zamyka ten obwód elektryczny, a nie przewód.
Skoro wspomniałeś, Miczu, Rogera Deana, warto też przypomnieć Tima Wrighta, autora niezapomnianej muzyki do drugiej oraz trzeciej części „Bestii”, ale także Lemingów czy Wipeouta. Czyli człowieka również dość mocno związanego z Psygnosis.
Miałem całkiem niedawno przyjemność go pozdrowić online, pojawił się bowiem sam z siebie i ku zaskoczeniu wszystkich, na jednym z amigowych forów. Powodzi mu się całkiem dobrze, tworzy muzykę elektroniczną i używa pseudonimu CoLD SToRAGE.
http://www.coldstorage.org.uk/
Drogi eMTe, nie mogę jeszcze podawać nazwisk, ale wiem już kto będzie na przyszłorocznym Pixel Heaven w Polsce. Znane nazwiska. Dość powiedzieć, że odżyją amigowe czasy. Dla każdego lubiącego się pławić w nostalgii, piękna sprawa. W ogóle często wieczorem patrzę sobie na te stare okładki gier i mimo że same gry były dość prymitywne, to na ich coverach objawiała się prawdziwa SZTUKA.
Hubi, ja pamiętam jeszcze niedawną aferę z polską koniną na Wyspach Brytyjskich. Jeżeli nie poplątałem faktów, brytyjskie służby szukały bodajże w jakiejś konserwie wołowej śladów tejże koniny, a przy okazji wyszło, że nie ma tam ani śladu wołowiny. 😀
Być może niedługo będzie jak w starym skeczu kabaretu OTTO – po bezmięsnych konserwach wołowych pojawią się też bezwonne perfumy dla pań, bezbarwny barszcz czerwony, beztłuszczowy smalec oraz papierosy bez banderolek. 😉
Synonim jakości na Amidze to dla mnie: Bitmap Brothers, Psygnosis oraz Team17. W takiej kolejności. A okładki – to prawda… Giną (właściwie zginęły) na naszych oczach.
Tylko jeszcze można zapytać: czemu nie LucasArts czy Bullfrog? Obie firmy były długo bardzo wierne Amidze. Co innego na przykład Origin, który zawsze preferował pecety. Co czyni firmę „amigową”? Pytam z ciekawości, bo sam się nad tym zastanawiam 🙂
Sprawa pewnie subiektywna, ale pod skórą czuję, że jak nazywać jakieś firmy „amigowymi”, to na to miano zasługują właśnie Psygnosis i Bitmap Brothers. Stanowi jakość grafiki i dźwięku, która wówczas robiła mocne wrażenie. Że wspomnę Speed Ball 2, Chaos Engine, czy serię Shadow of the Beast. Nie było takiej jakości przed nimi.
Tak sobie teraz na gorąco kojarzę, że Psygnosis po prostu przez kilka lat wypuszczał gry wyłącznie na Amigę, może czasem na ST, ale nie na peceta. Agony czy Obliteratora nie widziałem na pececie. Shadow of the Beast był chyba od dwójki, ale w jakichś gorszych edycjach. Czyli firmą amigową byłaby taka, która robi gry w pierwszej kolejności na Amisię.
Na to wychodzi. Amiga, a potem się zobaczy:)
Ciekawe co będzie jak w końcu złapią NASA na kłamstwie i fałszowaniu wypraw kosmicznych. Zamkną ją? Postawią do kąta? A może stwierdzą, że to była inna, stara NASA, a teraz jest nowa i dobra? 🙂
Co ciekawe, jedynie 30% Amerykanów jest zdania, że Chang’e-3 jest złem dla Ameryki. Tak wynika z sondażu przeprowadzonego przez instytut Rasmussena.
Zróbmy pewne obliczenia: 2,3 mln bloków ułożono w 20 lat. 2300000/20 = 115000 w ciągu roku 115000/365 = 315 bloków w ciągu dnia. —————- 24 godz. x 60 min = 1440 min : na 315 bloków = 4,571 Czyli wychodzi że pracując przez 24 godz, na dobę 4,5 bloki postawiamy w czasie 1 min. a to = 60 : 4,5 = 13,3333333 sekund na wykucie, przywiezienie i ustawienie 1 bloka skalnego. Wspaniała liczba PI w matematyce to 3,14 Czy to przypadek???
Co ty gadasz chłopie … ustawiali 1 blok na 4,5 minuty licząc matematycznie… a nie 4,5 bloków na minutę nie umiesz liczyć…
Nasuwa się pytanie o widoczne kuliste obiekty, nie wyglądają one wcale jak kratery po uderzeniach różnego kosmicznego gruzu ale jak obiekty wypukłe, jakby bańki zastygłego księżycowego błota wypchniętego spod powierzchni przez gazy lub ciecz! Trzeba przyznać że tzw. naukowcy badający tę ziemską satelitę oszukują nas co do wyglądu, budowy i zjawisk występujących na Księżycu. Nie wydaje mi się wcale żeby Księżyc był „zapomniany” tylko że jego tajemnice są głęboko strzeżone przez władze i tajne służby państw badających ten obiekt kosmiczny!
To chyba Fred Hoyle jeszcze w latach 60-tych wymyślił teorię, że materia bierze się z niczego, prawda? Tyle że to był jedynie postulat, niepoparty empirycznie. W opisywanym przez ciebie doświadczeniu energia, czyli materia też bierze się z niczego. Nie słyszałem o tym wcześniej.
Mechanika kwantowa, z tego co pamiętam, dopuszcza złamanie zasady zachowania energii w pewnych szczególnych przypadkach i w bardzo krótkim okresie czasu. Poza tym nie ma pewności czy owa zasada stosuje się do całego Wszechświata. Pytanie czy to w takim razie jeszcze w ogóle jest zasada. To tak jakby zdeklarowany ateista twierdził, że owszem, Bóg nie istnieje, ale od czasu do czasu, wicie rozumicie, na chmurce może ukazać się taki pan z białą brodą i cisnąć w Ziemię piorunkiem. Absurd. Za jakiś czas dowiemy się, że inne „zasady” też nie są już zasadami, np. prędkość światła (rzekomo maksymalna możliwa prędkość) itd.
Mi się wydaje, że jest z tym jak z mechaniką Newtona. Einstein jej nie obalił, ale rozszerzył. Ona jest poprawna w pewnych sytuacjach, w większej skali. Podobnie jest moim zdaniem z opisywanymi przez ciebie „stanami przygotowawczymi”. A efekt tunelowy? Pamiętam, że w latach 80-tych to był jeden z największych haczyków nauki, podobnie jak dziś ciemna materia. Obecnie efekt tunelowy został usadowiony w dziale „wyjaśnione i skatalogowane”. Cóż z tego, że cząstki przechodzą przez potencjały, przez które nie powinny były przejść?
Rozszerzenie to też obalenie. Na tej samej zasadzie można powiedzieć, że fizyka to rozszerzenie metafizyki a biologia to rozszerzenie religii. Zasada ma być absolutna, jeżeli takowych nie ma to przygotujmy się na kolejne niespodzianki. 🙂
Alex, ELI ciekawy projekt, nie słyszałem o nim wcześniej.
Ci goście tutaj http://www.extreme-light-infrastructure.eu/ próbują rozedrzeć światłością próżnię.
Coś tu jest pokręcone. Jeśli cząstka istniała ułamek sekundy i już jej nie ma, to co jest nośnikiem pola?
Odpowiedź jest taka, że trochę tych bozonów Higgsa – według teorii – miało przetrwać do naszych czasów. Jakkolwiek ironicznie to brzmi.
Flippery musiały siłą rzeczy ustąpić pola maszynom arcade, a potem wspólnie z tymi ostatnimi komputerom domowym. Ale po latach przechodzą trzecią młodość. Grywalność niektórych modeli jest totalna. Do tego wśród maszyn są często prawdziwe dzieła sztuki.
Z tego co widziałem, na portalu na „e” flippera można kupić za circa 1000 dolarów. Byłby tylko problem z odbiorem osobistym 😉
W PL sprawnego flippera można nabyć już za 2500 PLN – dotyczy to mniej udanych modeli pod kątem grywalności, często nieco zaniedbanych. Sprawne i grywalne tytuły można kupić za ok. 5000 PLN. Niestety wybór jest mocno ograniczony – u schyłku salonów arcade większość maszyn odpłynęła do… Australii. A w przypadku tych sprzętów kwestia odbioru i dostawy jest kluczowa:)
O, a skąd to info? Australia do dziś jest flipperowym potentatem czy po prostu era flipperów zaczęła się tam ileś lat po Ameryce i potem znikła?
Moim ulubionym flipperem był Solar Ride. Dzieliłem kasę pomiędzy niego a Centipede, Vanguarda i Vastara. Chciałbym kiedyś jeszcze w niego zagrać.
http://www.youtube.com/watch?v=1fJseD3Gfok
Minecraft na żywo. 🙂
Z Diodorem Sycylijskim nie jest tak do końca. Napisał on przecież, że żaden faraon nie spoczął nigdy w piramidzie, którą miał dla siebie tworzyć. Miano ich bowiem chować w sekretnych miejscach. Egiptolodzy preferują jednak rozwiązanie mówiące, że w przypadku braku innych dowodów i możliwych teorii piramidy muszą być grobowcami.
Prof Davidovits napisał w 1998 roku fascynujący raport w którym zaproponował pomysł, że piramidy zostały zbudowane raczej przy użyciu odlewanego wapienia niż poprzez manipulowanie blokami z kamieniołomów. Jego teoria została w końcu opublikowana w 1999 roku w książce zatytułowanej: ” Piramidy: tajemnica rozwiązana (The Pyramids: an enigma solved)”.
W książce przedłożył on bardzo rozsądną choć radykalną akademicko teorię mówiącą, że odkrywki relatywnie miękkiego wapienia mogły być po prostu wydobywane w kamieniołomach i z łatwością rozpuszczane w wodzie a następnie mulisty wapienny szlam (wraz ze skamieniałymi w nim muszlami) był mieszany z wapnem i jakiegoś rodzaju budowlano-glino-krzemowym (tecto-alumino-silicate) materiałem formującym takim jak glinka kaolinowa, muł lub egipska sól zwana ‘Natron’ która jest w zasadzie węglanem sodu. Wapienne błoto mogło być następnie łatwo przenoszone kubłami a następnie wylewane, natłaczane lub ubijane w formach zrobionych z drewna, kamienia, gliny lub cegieł które wzniesiono na zboczach piramid. Ponownie połączony wapień wiązał się w ten sposób dzięki podstawowym reakcjom geochemicznym w substancję znaną jako cement geopolimerowy, następnie schnąc twardniał w odporne bloki wapienia tężejąc w substancję o wiele twardszą i mocniejszą niż oryginalny materiał startowy.
Tak było w Egipcie z wysokim prawdopodobieństwem.
W kwietniu 2009 roku Zahi Hawass donosił:- Naczelna Rada ds. Starożytności pod moim kierownictwem prowadzi prace nad obniżeniem poziomu wód gruntowych wokół egipskich zabytków. Dzięki wykorzystaniu amerykańskich środków udało się osuszyć świątynie w Karnaku i Luksorze, a prace postępują również w innych miejscach. Jednym z naszych największych osiągnięć w ostatnim czacie było opracowanie systemu chroniącego przed podziemnymi wodami Sfinksa.W swym raporcie pt. „Historia Sfinksa” zawarł on jednak intrygujące informacje: „Jednakże najbardziej ważnym rezultatem projektu osuszania było położenie kresu spekulacjom o tajemniczym systemie tuneli i sal wykutych przez przedstawicieli „starożytnej cywilizacji” pod Sfinksem. Przez lata prowadziłem dyskusję z osobami takimi jak John Anthony West, Robert Bauval czy Graham Hancock, którzy twierdzą, że przedstawiciele zaginionej cywilizacji przed 10.000 laty zakopali swe sekrety pod monumentem. Co więcej twierdzą oni też, że erozja Sfinksa spowodowana jest przez wodę, co wskazywać ma na fakt, że pochodzi on z okresu na długo przed Starym Państwem. Żadna z tych teorii nie ma jednak poparcia w faktach, jednakże ich zwolennicy naciskali na nas twierdząc, że powinniśmy wiercić dziury w poszukiwaniu ukrytych komnat. Odmawiałem zgody na przeprowadzenie podobnych badań w przeszłości, bowiem nie istnieją naukowe fakty mogące je wspierać. Ponieważ podobne odwierty stanowiły integralną część naszych prac konserwacyjnych nad Sfinksem postanowiliśmy ostatecznie wykonać je w pobliżu monumentu, jednak nie odnaleziono żadnych ukrytych korytarzy czy komnat.”
Rzeczywiście Solar Ride wygląda fajnie. Z praktycznego punktu widzenia najlepiej jednak kupować Williamsy / Bally – ze względu na najłatwiejszy (stosunkowo) dostęp do części i serwisu. Co do Australii – zgodnie tak twierdzą osoby, które były ich włascicielami w momencie zmierzchu salonów. Były masowo wyprzedawane zagranicę i popularne były kontenery wysyłane właśnie do Australii. Powód? Upadek producentów, a popyt ciągle istniał – w dodatku ceny z Europy Zachodniej były dla Australijczyków bardzo atrakcyjne w porównaniu np. z importem z USA.
..oczywiście Europy Wschodniej…
O tych korytarzach pod Sfinksem mówi się od dawna. Wielokrotnie czytałem, że prześwietlenia terenu wskazywały duże szczeliny pod posągiem, a dokładnie przrd nim.
Oby nie okazało się to samo co z „piramidą” z Bośni. Czy w Bośni nie ma jednej kamery w HD, która nagrałaby wszystko jak należy?
I czy tak wygląda wnętrze piramidy?? http://www.bosnianpyramids.org/photos/img_39_mn.jpg
Swego czasu (2005?) interesowałem się tym co może wyjść z tego odkrycia, z potem zainteresowanie zmieniło się w kolejny zawód, bo poza gadaniem „archeolodzy”(odkrywca tej piramidy nawet nie jest archeologiem) nie pokazali niczego konkretnego. Skoro to miała być piramida zbudowana z wielotonowych bloków, do dlaczego do jasnej ciasnej przez te 8 lat nie odkryli większego kawałka ściany. Jeśli ich teoria trzyma się kupy to takich pracach powinna nam się ukazać regularna struktura z bloków skalnych podobna do tych w Egipcie. Byłby to niepodważalny dowód, ale oni wiedzą, że nic takiego tam nie ma. Zarabiają kasiorę na naiwnych turystach i interes się kręci.
Bardziej prawdopodobna jest ta zapisana w Biblii. Zamień tylko bogów, aniołów, cherubinów czy co tam jeszcze było na przybyszów z innej planety, a z reszty historyjek zedrzyj wszystkie elementy „boskości” i zamień je na wysoko zaawansowaną technologię i masz historię ludzkości. Oczywiście dużo jest namieszanie poprzez wielokrotne tłumaczenia, ale coś tam z głównego sensu pozostało.
Przecież jak człowiek otrząśnie się z tej całej „boskości” w Biblii i poczyta niektóre fragmenty, to okazuje się, że tam niezłe kosmiczne cuda się działy, zahaczające nawet o wojny atomowe. Wystarczy poczytać Księgę Ezechiela, prowadzenie przez pustynie, budowanie tych specjalnych namiotów razem z tą „arką” do komunikacji z bogiem, produkcja manny czy likwidacja Sodomy i Gomory. Tego tam jest pełno.
No ale każdy może widzieć tam same boskie moce, ja jednak sugeruję bardziej logiczne wytłumaczenie. Z resztą chyba każdy trzeźwo myślący człowiek na tym świecie zastanawia się o co w tym wszystkim chodzi i dochodzi do stwierdzenia, że jednak ani czarodziejskie moce, ani całkowicie przypadkowe połączenia się atomów nie mogły być źródłem tego całego życia, które mamy na tej planecie.
Genetyka panie, genetyka. Ktoś już dawno temu doszedł do tego momentu, do którego my dopiero dochodzimy obecnie, a teraz z góry dogląda swojego dzieła i nie zawsze pozostaje niezauważony. 🙂
Szkoda tylko, że jakoś brakuje śladów po tych zaginionych cywilizacjach.
Maputo na przykład. Poza tym trudno oczekiwać łatwo odnajdywalnych śladów sprzed 200K lat.
Jest bardzo duzo sladow
A do nas to chyba wszystko trafiało z Reichu, prawda?
Głównie tak
Legendą związaną z tym miejscem jest opowieść, że miasto zbudowali Quinametzin – olbrzymi, którzy mieli zamieszkiwać kontynent Ameryki Południowej, zanim zjawili się na nim ludzie. Wspomniany w artykule tunel miał zapewne odgrywać rolę tajemnego przejścia, którym ludzie przywędrowali na świat. Bo Teotihuacán to miejsce, w którym świat się narodził. Tu światło oddzieliło się od ciemności, a Słońce od Księżyca. Dlatego właśnie Słońcu i Księżycowi (piramida Księżyca) poświęcone są dwie główne budowle miasta.
Oby tylko Gomez nie skończył jak Bjorn Heimdall i Charles Sternhart.
Ciekawe wykopaliska, poczytam sobie więcej o tym tunelu.
Nic mi nazwiska tych dwóch nie mówiły, ale guglnąłem i zobaczyłem, że oni byli chyba z Fate of Atlantis?
A tunel jest mega ciekawym wydarzeniem. Meksykanie są bardziej chętni do poszukiwań niż Egipcjanie, więc może coś z tego wyjdzie. Grobowiec władcy Teotihuacan. Aż strach pomyśleć kto tam może spoczywać 😉
Zdziwią się, gdy na końcu tunelu będzie spoczywać szkielet trzymetrowego ufola 😀
@Misterny, jeśli tak będzie, to na pewno się o tym nie dowiemy! Pojawi się info, że prace zostały wstrzymane z jakichś tam powodów.
Jest już konkretny filmik z tego eventu: http://www.youtube.com/watch?v=diaZFIUBMBQ
No i jest info w sprawie pana Kawy i jego kompana! Nad Everesta nie wlecieli, bo załamała się pogoda, popsuło się wszystko co możliwe, ale udało im się wlecieć nad Annapurnę. Obecnie odgrażają się, że w 2014 będzie „dogrywka”.
Ci ludzie sami też pewnie nie wiedzą, ale nie chcą, żeby inni mieli szanse poznania Prawdy,
Dla mnie fascynujące jest jakie tryby musiały zadziałać, żeby dosłownie w ostatniej chwili odwołać tę ekshumację. Kto wysłał owych trzech typów, którzy zabrali Koj akta sprzed nosa? Każdy, kto się tą sprawą interesuje, _wie_, że w przypadku Gralewskiego na 99,9% nie byłoby obrażeń charakterystycznych dla katastrofy komunikacyjnej. Natomiast gdyby 0,01% się sprawdził, można by oficjalnie zakończyć badanie tej sprawy i uznać cud: tak, to jednak był wypadek.
Podstawowe pytanie jakie się w takich momentach pojawia: kto zyskuje na takim rozwiązaniu? Czy chodzi tylko o czas? Czy już pozamiatano pod dywan i nikt nie będzie tego wywlekał? Takie szybkie zamykanie sprawy imho najłatwiej wytłumaczyć działaniem służb specjalnych;-) Pojawiają się panowie w ciemnych okularach i mówią – przejmujemy sprawę? – wiem za dużo filmów się naoglądałem;-)
Moim zdaniem wszystkie czynniki oficjalne (czytaj: rządy) zyskują na takim rozwiązaniu. No bo co biedaczek Sikorski (Radosław) miałby zrobić, gdyby potwierdziło się, że Sikorskiemu (Władysławowi) exit na tamten świat zafundowali Brytyjczycy? Napisać jakąś notę protestacyjną, wygłosić oświadczenie, zerwać kontakty z Londynem? Gdyby okazało się, że ruscy, to jeszcze gorzej. Natomiast, gdyby Polacy, to może przynajmniej trzeba by zmodyfikować intensywność obchodzenia narodowych rocznic. Co do panów w ciemnych okularach, to z tekstu wynika, że wysłał ich najprawdopodobniej aktualny prezes IPN, zestrachany o stołek po nagonce GW i Polityki. Moje pytanie jest inne: kto mu kazał wykonać to w tak ekspresowym trybie?
Hmmm… sprawa wydaje się poboczna z punktu widzenia meritum ale skoro wydano juz pieniądze to faktycznie szkoda że nie zrealizowano tego co zamierzono.
No więc właśnie. Do zarzynania sprawy oddelegowano dwie tęgie głowy, nadające z łamów Polityki i GW. Paradowską pozostawiam bez komentarza, ale kolega Adam Leszczyński pilnie domaga się komentarza. Niegdyś pisał lamerskie recenzje gier w Biuro Komputer i robił relacje z Gambleriad, obecnie udaje publicystę. Jego atak na fakt wydania na ekshumację i badanie Sikorskiego pół miliona złotych, to jedna z bardziej żałosnych tekściarskich eskapad ever. Nie wiem czy mu kazali, czy on tak sam z siebie. No, po prostu należy oczekiwać, że zaraz legendarny Henryk Tur zacznie się wypowiadać na temat podróży człowieka na Marsa, skoro Leszczyński zabiera głos w sprawie Sikorskiego.
Obecnie sytuacja wyglądała tak, że owe 3 dni przed ekshumacją Gralewskiego nie dawało się już zaoszczędzić żadnych pieniędzy, nie dało się nic zrobić lepiej. Wydano na to 14,000 PLN. Można było tylko nie dopuścić do wykonania tego, co działający legalnie prokuratorzy zaplanowali z dwurocznym wyprzedzeniem. I uczyniono to. Nie da się znaleźć innego argumentu na to dlaczego tak zrobiono, niż strach przed prawdą.
Sprawa Gralewskiego nie jest podoczna. To najciekawsza postać, jaka tamtego dnia była na Gibraltarze, być może klucz do całej zagadki. Czy to on spoczywa w grobie? Tego nie wie nikt.
Na 95% jest to stworzony na zamówienie fake z epoki. W Renesansie płacono kupę kasy za takie cuda. W każdym piśmie świata pewne znaki występują częściej, a inne mniej często. W rękopisie Wojnicza nic takiego nie zachodzi.
W Grand Bleu konkurent grany przez Jeana Reno też był rzeczywistą postacią. To Enzo Maiorca, Włoch, który ma dzisiaj ponad 80 lat i dobrze się ma.
Zaczarowanie Ossendowskim przyszło wiele lat temu wraz z jedyną jego znaną mi powieścią „Szanghaj”. Znakomita. Na początku lat 90-tych był niesamowity „Lenin” ale zupełną rewelacją, która pozwala w pełni zrozumieć i docenić „Lenina” jest zestaw zbiorów reportaży z podróży po Rosji: „Cień ponurego Wschodu”, „Od szczytu do otchłani” i „Przez kraj zwierząt, bogów i ludzi”. Najbardziej fascynujące jest to, że konsekwentna cenzura polegająca na niewymienianiu nazwiska Ossendowskiego w jakimkolwiek kontekście w mediach obowiązująca do 1989r. tak naprawdę obowiązuje do dzisiaj. Inicjatywa Wydawnictwa LTW jest pomijana milczeniem. Próba upamiętnienia Go skromną tabliczką w miejscu zamieszkania w Warszawie skończyła się ohydnym skandalem (patrz: Youtube, Errata do biografii: Ferdeynand Antoni Ossendowski”). Ale super , że Ossendowski WRACA!!!!
Panowie widzieli także coś co ich zaskoczyło. http://www.youtube.com/watch?v=whzmaJhw9ZY
Był jeszcze drugi uczeń Tesli, Ralph Ring. Dokładniej, to był on współpracownikiem Carra. Razem na początku lat 60tych poszli na spotkanie do General Motors, gdzie zaprezentowali projekt małego lewitującego spodka. Zdumieni menadżerowie zapytali jak on lata, bo to co widzieli było sprzeczne ze znanymi zasadami fizyki. Carr odparł, że będzie on tym czym silnik dla koni pociągowych. GM odmówił dalszych rozmów. Z oczywistych powodów.
Mnie się akurat bardzo podoba to, że zrobiono z ekranizacji coś więcej niż bajkę dla dzieci (jak na dzisiejsze standardy – nudnawą). Uwypuklenie wątku krasnoludów – wygnańców pozbawionych ojczyzny jest świetne. Dzieci nie zwracają uwagi na takie rzeczy, ale przecież to film nie tylko dla dzieci. A Jacksonowska ekranizacja Władcy Pierścieni w żadnym razie nie jest wierna literackiemu pierwowzorowi – odchodzi od ducha literatury Tolkiena w wielu miejscach zupełnie niepotrzebnie, zawiera skróty spłycające, a równocześnie (zwłaszcza w Powrocie Króla) kilka scen sztucznie rozciągniętych do granic wytrzymałości.
Tutaj macie pełną wizualizację misji Apollo 8 ze strony NASA
http://www.youtube.com/watch?v=dE-vOscpiNc#t=252
Stewardesa przeżyła, bo znajdowała się w oderwanym ogonie samolotu. Szczątki maszyny zjechały z ogromną prędkością po zalesionym stoku góry. Korony drzew iglastych zamortyzowały upadek. Mocno poobijana dziewczyna przeżyła i jest to chyba jedyny taki przypadek w historii lotnictwa pasażerskiego.
To nie mogli wymyślić historii, że owszem – wybuchła bomba, ale na tyle słabo, że samolot zdołał obniżyć lot i próbować wylądować? Ponoć ciało człowieka po 100 metrach osiąga prędkość maksymalną, więc nie ma znaczenia, czy 100 m czy 1000.
Ciekawe że na podstawie mizernej jakości, bombastycznie rozdętego, dzieła (Władca Pierścieni) powstało niezłe kino, natomiast powieść wybitną (Hobbita) przerobiono na kwasior. Inną sprawą jest że „Władca” nadaje się idealnie na hollywoodzki produkcyjniak, natomiast „Hobbit” jest powieścią raczej kameralną. No ale jak to mówią, kasa, misiu, najważniejsza.
Z hobbito-podobnych filmów wolę starego dobrego „Willowa”.
Wstyd się przyznać, ale Władcy nigdy nie przeczytałem w całości. Utknąłem gdzieś w połowie pierwszego tomu. Hobbita przeczytałem i to kilka razy. Miałem takie wydanie z okolic 1985 roku z popielatą, okropnie brzydką okładką, na której nie było motywu głównego.
Tak więc też się mogę częściowo podpisać pod tym twoim bluźnierczym postem 😉
Nie wiem czy takim bluźnierczym, chyba że przyjmiemy zasadę „Słowacki był wielkim poetą”. Krytykiem literackim ani filmowym nie jestem, jak coś lubię to lubię, jak lubię to nie. 😉 W/g mnie jeżeli coś da się uprościć bez szkody dla akcji czy klimatu dzieła to należy to uprościć. „Hobbit” jest dla mnie takim właśnie obciętym z barokowych ozdobników „Władcą Pierścieni” – jak to mówią, zawiera wszystko co niezbędne i nie zawiera niczego co zbyteczne. Tolkien, po tym jak napisał „Hobbita”, zapewne zorientował się, że powstało coś ważnego i postanowił to rozbudować do sześcianu żeby nikt mu już nie podskoczył. Wyszło jak wyszło, co kto lubi. Ja akurat nie lubię. 😉
Otis T. Carr był nękany przez FBI, a dodatkowo załamał się gdy zobaczył, że NASA umieściła człowieka na Księżycu zanim on tam doleciał swoim spodkiem 🙂
Misiło, to ty?
Dla mnie serial super, chociaz tak samo na poczatku po prostu był genialny – ta akcja z autobusem super zrobiona, czułem się jak w kinie. Potem tez fajna walka w barze i zajebista akcja z butelką + strzalem w reke tego prawdziwego szeryfa. Myslalem, ze wkoncu ogladam cos perfekcyjnego, zrobionego od deski do deski z dbaloscią o kazdy szczegol. Nie bylo to takie proste jak w tych zalosnych filmach akcji – strzelam, jezeli jestes zły to dostajesz kulke gdziekolwiek i giniesz a jezeli dobry z Ciebie gosc to dostajesz 5 kul i tak przezyjesz no chyba, ze ma sie poruszyć widownie to przezyjesz ale na pare minut zeby wyglosic monolog. Niestety potem zaczelo byc tak jak wszedzie – przewidywalnie, niemozliwie i przesadnie. Chociaz i tak bede ogladal, bo 90% serialu nadal pozostaje bardzo dobre i powiedzcie mi gdzie mozna jeszcze cos takiego ekstra wzrokowo ogladac procz gry o tron i paru innych produkcji ;] ooo i ta akcja z samochodem policji zajebista gdy uciekali z Anastazją, jak z Mr i Mrs Smith – z tymze ten drugi to mial budzet 20x wiekszy pewnie niz Banshee na 10odcinkow ;d
Muzyka Erika Serry…. każde pieniądze!
Od Powrotu Króla odgrażam się, że nie obejrzę kolejnego Jacksona i jakoś ciągle chodzę do kina. I nawet nie jestem rozczarowany. Mocna jest siła przyzwyczajenia.
Prace i tak idą szybciej niż w Egipcie.
„Istniało wielkie pytanie czy podczas załogowego lotu na Księżyc przejście poza pasy Van Allena nie okaże się zabójcze dla załogi Apolla 11 (na zdjęciu start rakiety z tą misją). Przed nią żaden człowiek nie przekroczył tej granicy.”
APOLLO 8 i 10 przekroczyły pasy van allena PRZED A11 wiec poprawcie te błędy…
Masz rację. Dzięki. Tunguska zawsze poprawia tekst, jeśli otrzymujemy dodatkowe informacje. Tylko zwróć uwagę, że załoga Apollo 11 jako pierwsza opuściła pojazd kosmiczny poza pasami Van Allena. Można przyjąć, że statki kosmiczne były ekranowane i to promieniowanie nie przenikało ich w takim stopniu jak człowieka eksponowanego na nie podczas spaceru księżycowego.
Ile ludzi, tyle teorii. Wydaje się, że dostępna nam technologia i wiedza jest wielka i wszystko da się przeliczyć i dowiedzieć. Z dzisiejszych zagadek będziemy się śmiać być może za 20-30 lub więcej lat i tak to działa. Kiedyś myślano, że ziemia jest płaska i było to niepodważalne i jak wiemy to się zmieniło. A kolejna sprawa, że szereg jak nie większość raczej eksperymentów nawet jak się rozszyfruje to my się nie dowiemy o tym. Jak to był eksperyment Tesli rzeczywiście i można tą technologię wykorzystać to i tak dowiemy się, że to był jednak meteoryt. Więc wątpię, że ci co mają wiedzieć…nie wiedzą. Nie wiedzą zwykli zjadacze chleba z margaryną-czyli my. Jeśli coś jest zagadkowe i ma to coś wspólnego z bronią to jedno jest pewne-my się nie dowiemy prawdy. Bardzo dużo „zagadek” zostawił Hitler, a w zasadzie jego naukowcy i jest szereg pozostałości, jakichś dziwnych urządzeń, jakichś tuneli, laboratoriów zapewne itd. ale czy my się dowiemy do czego służyły, bądź co tam pod ziemią siedzi itp.? OCZYWIŚCIE, ŻE NIE.
Naukowcy. Wymyslaja rytualy. Kawalek piwnicy na kartofle nazywaja jakimis miejscami kultu religijnego. Jeszcze tam nie weszli. Okreslanie Majow czy Inkow mordercami skladajacymi w ofierze ludzi to tez bzdury wyssane z palca. Wszyscy wiedza ze te kultury zniszczyli Hiszpanie w celu okradzenia ich ze zlota. Krwawe rytualy to wymysl taki jak bron chemiczna w Iraku.
Propozycja wspólnej sowiecko-amerykańskiej misji w roku 1977 uzyskała jednak niewielkie zainteresowanie. Choć rozmowy mające na celu umożliwienie cumowania amerykańskiego promu kosmicznego z radziecką stacją kosmiczną Salut wznowiono w maju 1975 roku, to nie istniały plany dodatkowych, wspólnych misji radziecko-amerykańskich, w czasie gdy kapsuła Apollo misji ASTP wodowała na Oceanie Spokojnym. Negocjatorzy w sprawie misji wahadłowiec-stacja Salut uzyskali jednak pewien postęp w latach 1975-1976, choć decyzja o podpisaniu porozumienia została odroczona przez Stany Zjednoczone do czasu zakończenia wyborów w 1976 roku. W maju 1977 roku obie strony formalnie zgodziły się, że misja promu kosmicznego do stacji kosmicznej Salut powinna się odbyć. Jednakże we wrześniu 1978 roku, NASA ogłosiła, że rozmowy na ten temat zakończyły się i trwa opracowywanie szczegółowego raportu podsumowującego rezultaty. Po radzieckiej inwazji na Afganistan w grudniu 1979 roku, wszelkie prace w kierunku międzynarodowej misji amerykańsko-radzieckiej zostały przerwane.
Co innego jak spada sam człowiek, działają tu siły oporu powietrza równoważące nabieranie prędkości od masy człowieka. W przypadku części samolotu sprawy mają się inaczej. Opór powietrza nie jest w stanie równoważyć nabierania prędkości upadku z wysokości tak ogromnej masy. I nie trzeba być „Eisteinem”, żeby to wiedzieć, wystarczyć zapoznać się z podręcznikiem fizyki.
Gdzieś w sieci jest wywiad z Vulovic. Mówi ona, że w Kopenhadze wszyscy przeczuwali śmierć, że zachowywali się dziwnie, że kapitan zamknął się w pokoju na całą dobę…
Chyba w Sztokholmie, bo stamtąd leciał samolot. Warto dodać do tego wszystkiego, że osobą, która uratowała Vulovic był Niemiec Bruno Heske. Mieszał w tamtej okolicy i jako pierwszy dotarł do wraku. Według jego relacji. Vulovic znajdowała się w środku samolotu, mniej więcej na wysokości skrzydeł. Na niej znajdowało się ciało jednego z kolegów z obsługi. Heske był w stanie udzielić pierwszej pomocy, gdyż był medykiem w czasie II wojny światowej pracującym w Wehrmachcie. Vulovic wierzyła ponoć w jego wersję wydarzeń.
Osobiście nie mam problemu wyobrażenia sobie cywilizacji starszych niż 10000 przez prosty fakt ze eksplozja ewolucyjna ludzkości była zwyczajnie na globalna skale w tym samym czasie i postępowała zaskakująco szybko co trudno wytłumaczyć jakakolwiek popularna teoria migracji.
Tak dla zainteresowanych zerknijcie na youtube i poszukajcie Graham Hancock. Nie traktujcie tylko wszystkiego co mówi jak złoto. Czasem wypowiada się j jak rozsądny mainstreamowiec a czasem jak Daniken ale bez obcych w tle. Faktem wartym uwagi jest idea jak propaguje. Mianowicie istnienie całkiem nieźle rozwiniętych cywilizacji (jak na tamte czasy) pod koniec ostatniej epoki lodowcowej zanim poziom wód oceanicznych wzrósł o te sto coś tam metrów. Sami sobie posłuchajcie jego wywiadów.
A-ha, owszem, było najbardziej znanym norweskim zespołem do końca lat osiemdziesiątych. Od lat dziewięćdziesiątych Norwegia kojarzy się przede wszystkim z black – metalem. I całkiem prawdopodobne, że jeszcze długo tak zostanie. Choć przyznaję, A-ha był całkiem niezłym zespołem.
Ślady oalców bogów. To była jego pierwsza książka jaką przeczytałem. Fajniejszy autor od nadpobudliwego Bauvala.
Błona musiała mieć mega wysoką czułość, skoro w ciemności zrobił wyraźne zdjęcie na tak krótkim czasie.
A gwiazd nie widać
Jacques Mayol, był zakochany w morzu. Uwielbiał się z nim jednoczyć, czuć kontakt z naturą. Był pierwszym, który wprowadził jogę, jako element swojego treningu freedivingowego, który stale ulepszał. Zdawał sobie sprawę ze swoich ograniczeń, podobnie jak z tego, iż przyjdą po nim następni, którzy udoskonalając jego techniki treningowe i wykształcając swoje własne, osiągnął głębokości znacznie większe niż on. Dzisiaj tuzy freedivingowego świata, przekraczają granicę 200m i dopiero tutaj zaczyna się walka o rekord.
Pamiętam artykuł o Fredkinie. Drukował go nieistniejący już, kosztujący całą złotówkę (bo dotowała go bodaj ambasada USA) miesięcznika Ameryka. Facet w latach 80-tych uchodził za odnowiciela nauki. Ameryka drukowała świetnej jakości zdjęcia. Fredkina zdejmowali w jego własnej willi.
http://hyboriana.blogspot.com/2012/07/bogowie-atomowych-wojen-1.html
Jakiś polski profesor 20 lat temu przedstawił teorię zbliżoną do tego o czym napisałeś. W skrócie, Wszechświat powstał po to, by w wyniku ewolucji zrodziło się w nim COŚ.
Nie wierzycie oficjalnej nauce? A myślicie, że dzięki czemu tysiące samolotów codziennie latają i nie spadają, dlaczego działa internet, czemu zawdzięczamy, że średnia życia w przeciągu ostatnich 100 lat prawie się podwoiła? To wszystko dzięki osiągnięciom nauki. Ale prawdziwej nauki, takiej popartej prawidłowo popartej badaniami, przetestowanej i zrecenzowanej przez setki naukowców. Jakby twierdzenia twórców tych cudownych urządzeń były prawdziwe, to już dawno by dostali nagrodę Nobla za odkrycia „pola Meissnera” i leczenie prądem o określonej częstotliwości. Jakby w tym było choć odrobinę prawdy to setki naukowców rzuciło by się na badania w tej dziedzinie z nadzieją, że odkryją coś nowego i zapiszą się na kartach historii.
Opowieści o tym jak to urządzenia te uzdrowiły ludzi, to nie są tzw. dowody anegdotyczne. Wiesz ile jest ludzi którzy twierdzą, że byli porwani przez kosmitów – też w to wierzycie, bo ktoś tak powiedział?
mam zappera i potwierdzam ,że działa.
A jak dokładnie byś opisała jego efekty? Pozdrawiam,
Pod klimat:
http://gryfnie.com/kultura/tytuly-filmow-po-slonsku/
Metropolis robi bardzo dobre wrażenie nawet teraz, blisko sto lat po premierze filmu. Ciekawy jest fakt, że już wtedy twórcy wykazywali się niezwykłą pomysłowością, wykorzystując różnego rodzaju złudzenia optyczne oraz obróbkę techniczną, co miało nadać i tak już imponującemu miastu dodatkowej atrakcyjności i większego 'przepychu’. Metropolis w filmie Langa możemy oglądać z dwóch różnych perspektyw. Z jednej strony jest to ogromna, budząca podziw metropolia, w której każdy z nas chciałby się choć na chwilę znaleźć. Z drugiej, jeśli spojrzeć na to, co dzieje się pod ziemią, jest to ponure miasto, w którym pełno jest smutku, łez i przygnębienia. Takie a nie inne obrazy Metropolis zostały przez twórców przedstawione w doprawdy doskonały sposób. A jeśli dodać do tego wyśmienite efekty specjalne (którym często nie mogły dorównać późniejsze produkcje z lat 40tych), w efekcie otrzymamy mocno oddziałującą na widza wizję futurystycznej metropolii.
Nie zgadzam się z przedmówcą. Wszystko zależy od podejćia danego kraju. Metody opisywane należą do medycyny komplementarnej tak jak akupunktura (czy ona także według rozmówcy nie działa – no cmoment). W takich krajach jak niemcy stosowanie np: odpowiednio przygotowabych fal elektromagnetycznych tzw. bicom lub mora leczy wiele schorzeń w tym alergie nawet tamtejsze NFZ zwracają za leczenie ubezpiecxzonym a Polsce PTA jest na stanowisku że ta metoda jest do d. Więc jeden kraj ją stosuje a drugi nie, to samo z akupunkturą i zapperami oraz STI. W szwajcari jest nawet firma która produkuje Skany Zappery metodą Clark i wydaje na nie Certyfikaty Urządzenia medycznego. Kolejne przykłady które zcierają się z nauką:
1. Czy przedmówca wie że antybiotyk w standardowej dawce przestaje działać na homo sapiens a dalej jest stosowany masowo przy tym jak wiadomo od paru tysięcy lat że Argentum działa na 150 bakterii i wirusów nie wyniszczając flory jelitowej – dziwne dlaczego współczena nauka nie bada jego właściwości a medycy nie stosują go – „czy to strategia wielkich koncernów którzy sponsorują naukowców”
2. Czy przedmówca pije mleko i je przetwory mleczne oraz mięso. Zapewne tak ale czy wie że te składfniki wyniszczają jelita. Wiadomo to od dawna a w reklamach pojawia się „pij mleko ….”
3. czy przedmówca wie o gospodarce zasadowo potasowej oraz sodowo potasowej. Może tak ale czy ma ją utrzymaną. Tu także nauka jest cicho a przeciwrz dawno wiadomo iż zachwianie jej to choroby.
takich przykładów można stosować wiele ale o tym czy coś działa czy nie i porównując się do samolotów trzeba mieć wiedzę i doświadczenie w danej dziedzinie.
Nie piję mleka ani nie jem glutenu. Robię to na własną odpowiedzialność, dobrze się czuję i tyle. Nie zamierzam nikogo przekonywać do tego. Ale też nie jestem przekonany czy „zappowanie” cokolwiek by mi pomogło na bliżej nieokreślone dolegliwości. Właściwie pomiędzy nami nie powinno być sporu 🙂 To, że zappowanie nie jest naukowo potwierdzone, to fakt. Trzeba by zrobić badania na jakimś organizmie, na którym rozwijamy hodowlę robaków i potem dajemy im w dupsko prądem. Jeśli znikną, to znaczy, że działa.
Jeśli za piramidę uznać twory istotnie podobne do znanych z Egiptu – nie ma w Chinach piramid. Jeśli cokolwiek dużego wypukłego na podstawie kwadratu – jest ich mnóstwo. Oczywiście także Wielka Biała Piramida – istotnie wielka ale bardzo płaska i pozbawiona wierzchołka: cóż, to w końcu efekt „regulacji” naturalnego wzgórza, o wiele łatwiejszej niż budowa na równinie z kamiennych konkretów; ale stąd i wierzchołkowa część owej chińskiej „piramidy” nie istnieje.
Chcemy odnaleźć gdziekolwiek coś dobrze nam znanego? Uogólniajmy, nie przejmując się sensem czy podobieństwem – wtedy znajdziemy piramidy i w Chinach, a naszą własną etykę u ludów całkiem odległych. Wikipedia jednak i w polskiej i w angielskiej edycji „piramidy chińskie” ignoruje c – choć wspominają nie tylko o piramidach schodkowych Ameryki prekolumbijskiej, ale i babilońskich ziguratach, piramidach greckich i rzymskich. W kontekście Azji Wikipedia wspomina jedynie o „piramidopodobnych obiektach”, nie wchodząc w szczegóły.
A dlaczego w Chinach piramidy celowo się obsadza drzewami żeby wyglądały jak zwykle góry? Być może ciężko przyznać przed światem że cuda architektury na ich ziemiach stworzyła zupełnie inna cywilizacja. A może chodzi o coś innego, nie mam pojęcia ale jest dla mnie mega dziwnym że jedne z najbardziej tajemniczych budowli na tym świecie są tak bagatelizowane.
Jeszcze niejedna mroczna tajemnica Tesli wydzie na jaw.
Najwazniejszym wynalazkiem, z punktu widzenia spoleczenstw i rozwoju przemyslu prosze pana dziennikarza, jest zastosowanie pradu zmiennego, opracowania silnikow i agregatow na ten prad.
Wymieniac mozna cale mnostwo jego patentow. Z notatki zgadza sie tylko to, ze to Tesla byl wynalazca radia. Poza tym nie bal sie kobiecych wlosow tylko przepelniala go odraza do przeklutych uszu z kolczykami.
O ” starannosci ” przedstawiania zaslug tego wielkiego, niestety zapomnianego, wynalazcy mowi tez fotografia Edisona zamiast Tesli.
Parafrazujac Tesle redaktor naczelny Onetu powinien powiedziec panu Jasnorzewskiemu: ” Zwalniam pana „.
Na to wygląda, że przestrzeń wewnątrz atomu oraz między nami nie jest pusta. Jest pełna informacji, które w nią wpromieniowały i które potem wracają do nas jako nasze doświadczenia rzeczywistości. (N.Haramein). Im lepsi jesteśmy w koncentrowaniu naszych intencji, czyli wypełnianiu próżni informacjami w najbardziej skupiony i przejrzysty sposób, tym łatwiej jest próżni odsyłać nam nasze doświadczenia, które coraz bardziej pasują do tego, czego pragniemy doświadczać. Tak właśnie działa nasze perpetum mobile.
Metropolis -> Radio Ga Ga -> Lady Gaga. Tak ze sztuki rodzą się prymitywne gwiazdy XXI wieku.
Powstawanie podobnych chmur może być związane z ilością ozonu w atmosferze, a dokładniej jej znacznym ubytkiem z powodu niskich temperatur w stratosferze, a więc także z występowaniem dziury ozonowej. Obłoki perłowe zagościły w 2013 na niebie nad południowymi krańcami Ameryki Południowej, nad Ziemią Ognistą, należącą do Argentyny. Te niezwykłe chmury można zobaczyć również na północnej półkuli, najczęściej na dalekiej północy Skandynawii, na Alasce, na północy Kanady i rosyjskiej Syberii, ale zdecydowanie najwięcej jest ich ponad Antarktydą, czyli tam, gdzie dziura ozonowa jest największa.
Wystarczy jedna sesja z doświadczonym szamanem i po powrocie jest absolutna pewność że żyjemy w matrixie. Problemem jest udowodnienie tego całemu światu – bo jednostkę łatwo przekonać.
No udowodnienie tego całemu światu to faktycznie może być problem, bo jednak niewielki procent populacji ćpa 😀
Bardzo ciekawie prezentuje się w tym kontekście teoria gnostyków z początku naszej ery, że świat jest w istocie siedmiowymiarowy (stąd powiedzenie „siódme niebo”), zamieszkały przez istoty niematerialne, z wyjątkiem najniższych wymiarów (piekieł), do których został zesłany Szatan, który po zejściu w najniższe trzy wymiary nazwał się Jahwe i z materii utworzył więzienie na dusze aniołów, które chciały się od niego odwrócić. Proces tworzenia świata trójwymairowego według nich odbywał się na planie dwuwymiarowym i ciekawie wygląda to w zestawieniu niedawnej teorii, że nasz wszechswiat jest holograficznym obrazem rzutowanym z drugiego wymiaru… Tłumaczy też to porywczość Jahwe, jego żądze zabijania, mściwości, potrzeby otrzymywania ofiar ze zwierząt i ludzi, ciągłych komplementów i stosunkowo zaskakującą niewiedzę: nawet w dwuwymiarowym raju nie był pewien, gdzie schował się Adam a i później co rusz dopytywał się ludzi o różne rzeczy..
To tak a propos różnych teorii. Osobiście nie jestem pewien, czy człowiek na ziemi kiedykolwiek pozna zagadkę istnienia, tak jak nie wydaje mi się, by młotek mógł wiedzieć, że jest młotkiem, kto nim operuje, ani jaki z niego pożytek. Do tego potrzeba możliwości spojrzenia z dystansu, a sama meta-analiza, choć jest najlepszym, czym dysponujemy, jest za słabym narzędziem, aby bezsprzecznie rozstrzygnąć zagadkę kosmologii.
Twierdzenie, że rzeczywistość to program jest idiotyzmem, bo komputer tego hologramu musiałby być realny, namacalny i musiałby istnieć w realnym wszechświecie. 2 . Składniki atomu oczywiście nie mają masy, bo energia potrzebna do hipotetycznie posiadających masę np elektronów we wszechświecie byłaby gigantyczna, nietrwała, no i czym miało by być źródło tej energii? 3 Masę określa tylko grawitacja, nie ma grawitacji nie ma masy . 4 Wyniki z LHC są żle zinterpretowane tj. np struna gitary może wydać niezliczoną ale ograniczoną ilość dźwięków, ale po jednym dźwięku nie znając istoty struny nie dowiemy się czym jest struna i z którą mamy do czynienia. 5 Wierzę, że stwórca stworzył człowieka, ale wątpię, że wszechświat, bo wolę Boga jako istotę personalną będącą efektem może nieskończenie długiego okresu ewolucji zaszczepiającą we wszechświecie istoty rozumne wolnej woli. Każdy geniusz ma swoje kaprysy. 6 Pamiętajmy, że święte księgi pisali ludzie i fantazja mogła dołożyć co nieco. No i władcy religijni modyfikowali jak im pasowało.
Komputer może być samym wszechświatem. Nawiasem mówiąc, jest ciągle to samo pytanie: skoro Wszechświat stworzył Bóg, to kto stworzył Boga? Albo w innej wersji – skoro Wszechświat powstał w wyniku Wielkiego Wybuchu, to kto lub co zainicjowało Wielki Wybuch?
Powiem krótko , nie pisz o czymś czego nie potrafisz pojąć . I nigdy nie pojmiesz bo Twój komputer / biologiczny / ma nieprawdopodobnie ograniczone możliwości . Proponuję przeczytać Hiperfizykę Rajskiej , może Ci coś zaświta. Pozdrawiam
wszechswiat ( nasz komputer ) byl i bedzie zawsze, to tylko nam, istotom ograniczonym naszym poczatkiem i koncem, trudno jest to sobie wyobrazic… 🙂
nieskonczonosc czasu powoduje tez to, ze wszystko sie kiedys zdarzylo lub
sie zdarzy, tak jak ten moj wpis ktory mam nadzieje ze ktos przeczyta…
chyba zabraklo mi thc w organizmie, ide uzupelnic i to tez jest nieuniknione
jak cala reszta tego bajzlu 🙂
I tak pytanie główne jest tylko jedno: czy elementy systemu są w stanie poznać zasady działania tego systemu. Obserwacja przyrody pokazuje, że nie. Matrix jednak nie był głupim filmem.
A kto niby ma te badania przeprowadzić ? Może firmy farmaceutyczne, czy też laboratoria przez nie finansowane. A jeśli zrobią to niezależni naukowcy zostaną opluci tak jak dr Clark i setki innych. Która z tych firm strzeli sobie samobója ? A poza tym co ma wspólnego nauka z komercją i świadomością . Nie jesz glutenu i nie pijesz mleka – DLACZEGO przecież nie przeprowadziłeś żadnych badań w tym kierunku , może popełniasz błąd , może czułbyś się lepiej a stan Twojego zdrowia byłby lepszy ? Obecnie eliminuje się gluten i mleko z diety, kiedyś było dokładnie odwrotnie . To samo rozumowanie dotyczy zappera. Dlaczego unieważniasz 30 lat badań dr Clark. Sam go stosuję od czasu do czasu i żyję . Zapłaciłem 100 zł i być może uchronił mnie od wielu infekcji. Nie wiem czy palisz, palacz wydaje około 300 zł/mc , tylko po to aby systematycznie się unicestwiać i ma w zapasie dziesiątki argumentów które racjonalizują jego nałóg. Pozdrawiam A.
Najprościej to wytłumaczyć pytaniem:
Co było pierwsze, jajko czy kura?
Odnośnie cyt:.”(…)jeżeli rzeczywiście jest programem komputerowym, mógł zostać wygenerowany w jakimś celu, do rozwiązania pewnego problemu.”, osobiście mam te same spostrzeżenia i moja odpowiedz to:
a) nadrzędny świat zmaga się z problemami cywilizacyjnymi i z powodu braku miejsc przenosi nas w VR
b) jesteśmy białymi myszkami laboratoryjnymi do testowania różnych chorób, zagadek rozumowania, itp.
c) szukają idealnej ścieżki (wielowymiarowość), jak komputer w szachach do stworzenia idealnego społeczeństwa
d) jesteśmy w grze, a obserwujący obstawiają wyniki na zachowania ludzi w poszczególnych sytuacjach 😉
PS. nie nie „ćpie” 😛
W jednej z książek Rogera Żelaznego było o tym, że jedne rasy istot żyjących we wszechświecie tworzyły inne. Potrzebowali np istot do pracy, bez emocji itp to tworzyli takie… Te cywilizacje czasem wymykały im się spod kontroli… Za to bardzo podobała mi się seria Planeta Śmierci… Niby głównym motywem było kopanie jakiś tam surowców, ale akcja dzieje się wiele lat po upadku ziemskiego imperium. Ziemianie skolonizowali wiele planet, ale przez upadek imperium nie mogli ściągnąć tych ludzi z odległych planet z powrotem na ziemie. Często ci ludzie po kilkuset latach cofnęli się strasznie w rozwoju. Przez to zacząłem się zastanawiać, co by było jak by dzisiaj tak 200 osób przenieść na zupełnie nowy ląd i kazać im żyć od początku, ale z wiedzą którą posiadali. Jak szybko udałoby się odbudować poprzednią cywilizację?
Przez pięć lat stado nierobów brało ciężkie pieniądze tylko za to, żeby potwierdzić, że Generał nie żyje. Robota tylko troszkę cięższa od spania. A na poważnie, to już dawno powinni pogonić to towarzystwo gdzie pieprz rośnie.
W lipcu 1943 r. było już jasnym, że Niemcy i ich sojusznicy przegrali wojnę, kwestią otwartą pozostawało natomiast to, jak trwała będzie koalicja antyhitlerowska i czy dotychczasowi alianci – których łączyło wspólne zagrożenie państw Osi, a wszystko pozostałe dzieliło – nie zechcą zawrzeć separatystycznych traktatów pokojowych z Niemcami i Japonią.
W przypadku realizacji takiego scenariusza, najbardziej stratna byłaby Wielka Brytania – „wielka” już tylko z nazwy, gdyż nad brytyjskim imperium dawno zaszło już słońce. Tymczasem zaciekły imperialista Churchill, niechętnie godzący się z rolą „angielskiego osiołka” pomiędzy potężnym amerykańskim bizonem i mocarnym rosyjskim niedźwiedziem, wchodzących w erę supermocarstwowości.
Dlatego też w angielskim interesie leżało wyeliminowanie czynnika, który mógłby rozbić dotychczasową solidarność aliantów – m.in. poprzez nagłośnienie stalinowskiej odpowiedzialności za Zbrodnię Katyńską. Należy bowiem pamiętać, że kilkaset tysięcy polskich żołnierzy tworzących tzw. Siły Zbrojne na Zachodzie, dysponujących nowoczesnym uzbrojeniem, o niekwestionowanych walorach bojowych, było czynnikiem, który mógł spisać nowy scenariusz, szokujący dla gasnącego imperium Albionu.
I tu należy upatrywać winnych śmierci generała Sikorskiego.
Większość ludzi to osoby z ograniczoną lub zerową umiejętnością krytycznego/logicznego myślenia, co oznacza że pole do popisu dla wszelkiej maści szarlatanów / duchownych / polityków / celebrytów / „wizjonerów” i agresywnych marketingowców zawsze będzie szerokie. Natomiast to, że tak szanowany w USA program telewizyjny jak „60 Minutes” robi w szczycie zakupowego sezonu 15-minutowy „wywiad” z szefem Amazona nie zadając ani jednego trudniejszego pytania (np. o tak głośną ostatnią sprawę warunków pracy w Amazon), bez jakiegokolwiek komentarza nt. niepewnej i odległej przyszłości komercyjnych dronów, a prowadzący „wywiad” dziennikarz przypomina prowincjonalną gąskę, która piszczy na widok swojego idola… to kolejna kompromitacja coraz bardziej zidiociałych mediów.
1. żadna cywilizacja nie dochodzi do punktu, w którym może uruchomić symulację wszechświata (np. kataklizmy niszczą dorobek cywilizacji zanim się odpowiednio rozwinie bądź po osiągnięciu pewnego stopnia cywilizacje same się zabijają poprzez wojny z użyciem broni masowego rażenia).
2. cywilizacje dochodzą do takiego punktu ale nie odpalają symulacji wszechświata (z różnych przyczyn, np. moralnych).
3. cywilizacje dochodzą do takiego punktu i odpalają symulację.
W sumie ciekawa teoria bo z tego co się orientuję to podwajamy moc obliczeniową każdego roku. Ale podejrzewam, że ma wiele dziur, choć dla laika brzmi interesująco;)
Dabrus, jedną z „dziur” teorii jest mogłoby być pytanie, łączące się z pytaniem o ewolucję w ogóle, czemu owe istoty (inna nazwa Boga) symulujące coś tam dla siebie czekały aż 14 mld lat żeby ktoś wynalazł przerośnięty kalkulator zwany komputerem. Może to jednak być zarówno dziura jak i siła tej teorii. To że ktoś żyje w większej liczbie „wymiarów” (pamiętajmy iż rozprawiamy tu o wymiarach matematycznych) nie znaczy, że jest mu łatwiej. Często mówiąc o wymiarach matematycznych używa się takich określeń jak „zwinięty”, „ścieśniony”. Być może więc Wszechświat, jeżeli w ogóle owym istotom udaje się tą ich symulację obserwować jest dla nich pod każdym względem fajniejszy, właśnie dzięki temu że wymiarów ma mniej i po prostu da się w nim żyć. Co może być niemożliwe w rzeczywistości ściśniętej do osobliwości czy czegoś jeszcze co jest nawet bardziej bazowe od osobliwości. W tych wymiarach prawdopodobnie nie ma nawet czegoś takiego jak potocznie rozumiana przestrzeń.
W wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej”, Skrok dolewa jeszcze oliwy do ognia twierdząc, że dawni polscy historycy i archeolodzy z PRL-u zafałszowali całą tę historię. Aby udowodnić piastowski rodowód Ziem Odzyskanych (Pomorze, Wielkopolska) twierdzili, że Mieszko I był Słowianinem, a Germanów i Normanów nigdy na tych ziemiach nie było. Chodziło też o rozprawienie się z propagandą III Rzeszy, która przed wojną twierdziła, iż polskie ziemie zachodnie i północne od dawien dawna należały do Germanów. Pozostaje jeszcze kwestia genów Polaków. Według ostatnich badań, jesteśmy „europejskimi mieszańcami”.
Wiking to nie nacja, tylko zajęcie. Takim zajęciem zajmowali się również Słowianie. Nie tylko wpadali w „gości” na skandynawskie wybrzeża, ale również wspólnie ze Skandynawami tworzyli grupy zajmujące się wikingiem. Obecnie 20-30% populacji zachodnie Norwegii ma geny słowiańskie. Ślady słowiańskich genów tak jak i budowli typowo słowiańskich występują również w innych częściach Skandynawii i Islandii. Są też powszechne w kilku klanach szkockich, mających korzenie wikingskie. Wikingowie zbrojnie atakowali wybrzeża praktycznie całej Europy, sięgając aż po Bliski Wschód, siejąc grozę, a nad Bałtykiem było stosunkowo spokojnie – ludność nadbałtycką łączyły bowiem wspólne interesy, koligacje, znajomości, świadomość ryzyka zbrojnej rewizyty itp.Historia pisana w duchu germańskim wrzuca wszystkich Wikingów do jednego, germańskiego worka. A przecież okazało się, że np. Ruryk, który był Wikingiem (w domyśle Skandynawem, Germanem) po zbadaniu genów jego potomków nie okazał się napływowym Germanem, tylko miejscowym człowiekiem. Wprawdzie nie miał słowiańskich genów, ale kod genetyczny odpowiadał innej ludności zamieszkującej północne tereny współczesnej Rosji. Jak mnie pamięć nie myli Ugrofinów.. Wikingowie od Ruryka nie byli zatem Germanami, ale grupą żądnych chwały, przygód i bogactw ludzi o różnym pochodzeniu. To tylko wg niemieckich historyków Słowianie mieli wyjść z bagien nad Prypecią, odziani w skóry i uzbrojeni w maczugi. Tylko jak tacy prymitywni zdołali zbrojnie opanować pół Europy?? Prawda bywa jednak okrutna: wg badań genetycznych Niemcy okazali się mieszaniną Celtów, Pragermanów (zamieszkujących wcześniej Skandynawię) i Słowian (którzy również licznie dotarli do Skandynawii) . Dopiero z tego miksu wyewoluowali historyczni Germanie. PS Historyczni Ariowie antropologicznie (kształt czaszek) wyglądali jak współcześni mieszkańcy Europy Środkowo-wschodniej, a nie jak nazistowscy Aryjczycy. Geny Ariów występują w Indiach i są zgodne ze słowiańskimi.Geny scytyjskich wojowników z kurhanów Ukrainy i Rosji są takie same jak u Słowian. itp itd Zresztą wystarczy poczytać Herodota, co pisał o Scytach i gdzie ich umieszczał na mapie Europy.
cyt.: „A przecież okazało się, że np. Ruryk, który był Wikingiem (w domyśle Skandynawem, Germanem)”
Typowa pomyłka, bo Skandynaw to Norman, a nie German czyli Niemiec!
Niemców nie było wtedy w tej części Europy.
Fakt, że języki skandynawskie należą do grupy germańskiej jest często przyczyną takich pomyłek.
Okazal sie miejscowym czlowiekiem ha ha ha
niby co to ma oznaczac MIEJSCOWY CZLOWIEK ???????
Do tego ci TWOI „domniemani z terenow wspolczesnej Rosji ludzie pochodzacych z UGROFINOW jak mnie pamiec nie myli ”
TYMCZASEM TO CI NASI WSPOLCZESNI ZYDZI SA TYMI LUDAMI UGROFINSKIMI (finsko/uralskie) MongolskoTureckoTatarskimi (plemie turskie) ktorzy nie pochodza z zadnego IZRAELA i nie sa zadnymi prawdziwymi Semitami, tylko przywedrowali z AZJI SRODKOWEJ i sa najprawdziwszymi Madziarami Azjatyckimi ktorym blizej w pokrewienstwie do DZINGISHANA jak do SEMITY.
To ludy oscienne ok.1000 at temu z powodu ciaglych konfliktow i wszczynania do wojen wypedzily UGROFINOW czyli naszych spolczesnych zydow w kierunku Europy do ktorej przybyli jako POGANSKIE LUDY UGROFINSKIE!!
Niczego nie musieli udowadniać. Jakiekolwiek było pochodzenie Mieszka (a znając imię jego ojca, raczej był tubylcem) stworzył państwo polskie. Pewnie nie wiesz, że obecna Brandenburgia była słowiańska podobnie jak część Saksonii, nie mówiąc nawet o Meklemburgii która była słowiańska dłużej, to znaczy została podbita przez Henryka Lwa pod koniec XII wieku, a później była kolonizowana przez Niemców. Nie do końca skutecznie.
Zobacz mapę DNA, na której północno zachodnie tereny Niemiec mają ogromny procent słowiańskiej haplogrupy R1A1.
W necie NAPRAWDĘ jest wiele informacji, ale trzeba je znaleźć zamiast pisać bzdety.
Pół Internetu się tym jara, a mi rzecz pachnie crossoverem Doctora Who ze starą dobrą Agathą Ch.
Pytanie brzmi: czy to Tippit był strzelcem z trawiastego pagórka? Tak zwanym badgemanem?
Właściwie wszystko co wiadomo na temat działalności Tippita 22 listopada zgromadzono na tej stronie.
http://mcadams.posc.mu.edu/car10.htm
Mnóstwo tekstu i sporo do przetrawienia. Pod artykułem jest ustalony na podstawie zeznań świadków przez komisją Warrena i nie tylko timeline Tippita w krytycznym dla niego momencie. Wynika z niego, że nie wiadomo co policjant robił od około 11:50 do 12:45. O tej drugiej porze pięciu świadków widziało go w Gloco Service Station. Sprawdziłem na Google Maps – to zaledwie 2,7 mili, czyli pięć minut jazdy od miejsca zamordowania JFK. Czyli teoretycznie Tippit mógł być na miejscu zbrodni.
I tu jeszcze jedna ciekawostka – zeznania Abrahama Zaprudera przed komisją Warrena.
http://www.jfk-info.com/wc-zapr.htm
Wynika z nich, że Zapruder podjął decyzję o kręceniu filmu na niecałą godzinę przed przyjazdem JFK. I druga rzecz – twierdził, że ostatni strzał padł z trawiastego pagórka. Dodał zresztą, że tego samego zdania byli policjanci na motorach, którzy natychmiast ruszyli w tamtym kierunku.
Chwileczkę, a Morawianie nie byli przypadkiem Słowianami? 🙂 Czyli nadal byłaby to krew słowiańska.
Tak na marginesie: Słowianie Połabscy budzili we wczesnym średniowieczu znacznie większy strach np. Duńczyków niż wikingowie, a widok czarnych żagli ich łodzi na horyzoncie oznaczał znacznie poważniejsze kłopoty niż wizyta brodatych Skandynawów. Ale to już inny temat 🙂
Racja 🙂 Dzięki. Chodziło mi o mieszankę Polan z innymi plemionami, ale już poprawiłem.
Szkoda Micz
ze dla mnie nie znalazl sie podobny avatar bo gdy pisze to raczej mysle i wtedy tak uroczo sie nie smieje!
Wikingowie nie byli tacy źli, skoro założyli ruskich, szwabów i Polaków 😉 Zażartowali sobie z historii, ot co.
A Dunczycy to nie sa przypadkiem ci sami wikingowie tak samo jak waregowie i ktorzy tak jak oni wszyscy tak naprawde sa germancami ze skandynawi?!?
Sam się tym kiedyś zainteresowałem, po kupieniu nawigacji. Potem zrobiłem parę testów na autostradzie, z porównaniem prędkości z blatu, GPSa i liczenia słupków. Wyszło mi rzeczywiście że autostradowe 140 osiągam, gdy na blacie jest jakieś 155, a GPS dość dobrze się zgadza ze słupkami.
Ale przy niższych prędkościach to już nie jest takie proste (jakaś nieliniowa ta zależność jest), a wykresów na papierze milimetrowym to już mi się nie chciało robić.
Ogólnie przyjmuję, że trzymanie się +10km/h to dobry kompromis pomiędzy ograniczeniami, a wkurzaniem wszystkich ludzi, którzy za mną jadą.
Ale do artykułu mam jedną uwagę. Z matematycznych zagadek w pewnej książce wiem, że niedopompowane opony nie powodują, że koła obracają się szybciej. W końcu gumy dookoła jest cały czas tyle samo, a sama opona się na feldze nie ślizga.
Zamiast tego mogliby wspomnieć, że można w aucie zmienić profil opony i rozmiar felgi, bo jakoś im to umknęło.
Odnośnie tych niedopompowanych opon – nie do końca jest tak jak piszesz. W przypadku koła, jego obwód ma decydujący wpływ na drogę pokonaną w ciągu jednego obrotu (obwód=dystans). A obwód bezpośrednio wynika z promienia, który w tym przypadku powinien być mierzony od środka okręgu do miejsca styku opony z asfaltem (a nie do dowolnego punktu na okręgu). W przypadku lekkiego kapcia opona płaszczy się w miejscu styku powodując skrócenie się promienia i co za tym idzie zmniejszenie się obwodu całego koła, w skutek czego dane koło w ciągu jednego obrotu pokonywać będzie mniejszy dystans niż nabite na max.
Ciekawy tekst o znalezisku w Bodzi (pod Włocławkiem) można przeczytać tutaj:
http://archeowiesci.pl/2010/02/28/niezwykli-wojownicy-z-bodzi/
Zgodnie z najnowszymi ustaleniami, Mieszko wikingiem nie był. Natomiast z całą pewnością miał w swoim otoczeniu Skandynawów- bo oni wtedy byli wszędzie. Służyli na dworach całej Europy, od Bizancjum i Sycylię, po małe i szerzej nieznane państewko księcia Mieszka. Cmentarzysk z zabytkami z kręgu Skandynawskiego jest u nas pełno, chociażby w Lutomiersku pod Łodzią. A co do tzw. chrzcielnicy, polecam ten wpis: http://gunthera.wordpress.com/2013/01/07/rzec-o-tzw-misie-chrzcielnej-z-poznania/
Pozdrawiam serdecznie.
W relacji Ibrahima Ibn Jakuba, zapewne kupca lub dyplomaty z kalifatu kordobańskiego w Hiszpanii, który w czasach Mieszka I dotarł do Czech, pojawia się z kolei władca imieniem Mshqh, nazwany „królem północy”. Imię to można odczytać także jako M(e)š(e)kh, co nasuwa skojarzenia z mieszkającym daleko na północy „ludem Meszek” wymienionym kilkakrotnie w Starym Testamencie. Ibrahim Ibn Jakub był oczytanym Żydem. Pisał dla wykształconego arabskiego odbiorcy, który również świetnie znał Stary Testament. Możliwe więc, że słysząc egzotyczne dlań imię tajemniczego władcy, próbował jakoś dopasować je do imion znanych jego czytelnikom lub popisać się erudycją, nawiązując do starotestamentowej nazwy.
Sporo jeżdżę z GPSem, mam trochę zmodyfikowanego nissana Pick-up’a D22 i na fabrycznym ustawieniu było koło 10% zawyżenia licznika (im szybciej tym więcej), w tej chwili mam założone 35calowe koła (fabryczne około 30cali) i zwolnione przełożenie w mostach z 7:37 na 7:39 i do 90 km/h licznik idzie równo z GPS, powyżej licznik zaczyna zaniżać (fabrycznie zawyżał) ot taka ciekawostka, na fabrycznych przełożeniach zaniżał by jeszcze bardziej.
„Jakie jest najpopularniejsze imię męskie w Skandynawii? Bjorn, czyli niedźwiedź. A jak Słowianie mówili na niedźwiedzia? Miszka.”
To żaden dowód. Świadczy jedynie o tym że w różnych kulturach występuje podobna symbolika. Dla Indian ważnym ptakiem był orzeł, czy to znaczy że Gniezno założyły ludy prekolumbijskie?
—————-
„Dokument ów nosił nazwę Dagome Iudex. Mieszko tytułował się w nim imieniem Dagome, pochodzącym prawdopodobnie od wikińskiego Dagoberta.”
Mieszko mógł świadomie zatytułować się zachodnio brzmiącym imieniem żeby potwierdzić swoją przynależność do „cywilizacji”. Być może idąc za podszeptem jakiegoś doradcy z kręgów kościelnych (którzy to w owych czasach rekrutowali się wyłącznie z przybyszów z Europy). Skoro Michał Wiśniewski nazywa swojego synka Xavier, Mieszko mógł się nazwać Dagobertem żeby być bardziej sexy. Psychologia homo sapiens, pomimo postępu technicznego, nie zmieniła się moim zdaniem aż tak bardzo przez tysiąclecia.
—————-
„Pamiętajmy też, że córka Mieszka, Świętosława została wydana za władcę Uppsali, co formalnie scementowało związki Piastów z wikingami.”
Czysta polityka. W owych czasach małżeństwa pełniły rolę użytkową. Prapaństwo polskie rywalizowało o swoje północne tereny zarówno z Danią jak i marchiami wschodnioniemieckimi, potrzebny był więc ktoś kto jeśli nie będzie wrogiem naszych wrogów to przynajmniej ich nie wspomoże. Nic mi nie wiadomo o tym żeby w kwestiach małżeństw decydowały w Średniowieczu jakieś związki kulturowe; gdyby zaszła potrzeba Mieszko wysłałby córkę na dwór sułtana albo faraona – niestety brakło jedności czasu oraz miejsca.
—————-
Poza tym wątpliwe wydaje się aby Polanie ot tak obrali sobie za władcę obcego. W pierwotnych społecznościach ogromną rolę pełniła tradycja, pochodzenie, dla przybyszów zarezerwowane były role doradców albo kupców. Wikingowie mogliby, według mnie, zapanować nad rozsianymi po lasach plemionami jedynie drogą podboju a takowy znalazłby swój oddźwięk czy to w tradycji ustnej czy pisemnej.
Drogi eMTe, oczywiście nie jest to dowodem, a jedynie poszlaką. Nie ma co ironizować z ludami prekolumbijskimi, bo oni do Gniezna mieliby kawał drogi nieistniejącymi łodziami przez ocean, a Wikingowie docierali tutaj transportem naziemnym, zwanym końmi.
Ciekawostką jest jak utwierdzono się w przekonaniu, że Ruryk był założycielem Rusi Kijowskiej. Otóż gdy zaczęto przeprowadzać badania nad kodem genetycznym największych rosyjskich rodów skoligaconych z legendarnym Rurykiem, okazało się, że dominuje tam haplogrupa N1c1, powszechna wśród Finów Bałtyckich i na ziemiach ugrofińskich.
Nie widzę powodu, żeby próbować prowadzić podobne badania w Polsce.
Akurat skandynawskość Ruryka jest dość dobrze potwierdzona. Gdyby przebadać kod genetyczny Polaków, znalazłby się tam prawdziwy misz-masz etniczny.
A sam Mieszko? Dagome Iudex to kopia dokumentu, powstała w 1087 roku, niemal 100 lat po śmierci księcia. Kopia niedokładna, wiele nazw zostało przeinaczonych. Istnieje teoria, że kopista pomylił się i zapisał Dagome iudex, mimo że w oryginale było „ego Mesco dux”. Pomyłka całkiem prawdopodobna, biorąc pod uwagę krój pisma w X wieku. Teoria Bjorn-Miszka jest naciągana jak guma w gaciach mojej babki. Poza tym, wikingowie nie mieli w zwyczaju zmiany imienia na bardziej swojsko brzmiące. Dowodem będzie tu wspomniany już Ruryk.
gdyby zaszla potrzeba Mieszko wyslalby corke na dwor sultana albo faraona ”
TAK MOZE TYLKO MYSLEC I KALKULOWAC SPRZEDAWCZYK I ZDRAJCA WLASNEGO KOSCIOLA I OJCZYZNY !
Co do mleka to zasada jest bardzo prosta. Skład jego nie odpowiada naszemu organizmowi, a chodzi głównie o zbyt dużą ilość białka czyli kazeiny która nie jest strawiana przez Nasz organizm i powoduje procesy gnilne w jelitach. Inaczej ma się sprawa co do hydrolizatów: kefiru, sera białego gdzie postać białkowa jest przyswajalna i ma żywe kultury bakterii potrzebnych jlitom. Piszą o tym od dawna dr Górnicka, Jacek Wikarski oraz najbardziej znany Michał Tombak. Jest na ten temat mnóstwo publikacji.
Kapitalna współczesna wariacja na temat Sherlocka Holmesa. Przygody nieśmiertelnych bohaterów opowieści kryminalnych sir Arthura Conan Doyle’a osadzono w realiach dzisiejszego Londynu, a zrobiono to z lekkim angielskim humorem i prawdziwym filmowym kunsztem w ramach klasycznego kryminału: w miarę trudnego do rozgryzienia, w miarę mrocznego i w miarę rozrywkowego. Myślę, że zarówno widzowie szukający przede wszystkim sensacyjnej rozrywki, jak i Ci, którzy lubią dedukcyjno-abdukcyjne szarady, powinni być w pełni usatysfakcjonowani. A sądzę też, że sam mistrz Conan Doyle oglądałby ten mini-serial z uśmiechem i zainteresowaniem. Na osobną wzmiankę zasługuje Benedict Cumberbatch kreujący postać genialnego detektywa – faceta nowoczesnego i czasem nie wolnego od raczej niegenialnych wpadek. To przysłowiowe trafienie w dziesiątkę – mniej więcej takie jak obsadzenie Stanisława Mikulskiego w roli Hansa Klossa. Chyba nie bardzo się pomylę twierdząc, że Holmes w skórze Cumberbatcha – postawny, o nienagannej brytyjskiej prezencji, o zniewalającym intelekcie i stalowym spojrzeniu – bezlitośnie złamie niejedno serducho.
Niektóre osoby tak mają, że w przypadkach ekstremalnych ich reakcje są ekstremalne. Nie widzę nic szczególnego w ucieczce tego człowieka.
Zgoda, ale wolałbym się dowiedzieć dlaczego tak zareagował jako jedyny z circa 50 osób, które były świadkami strzałów.
Pamiętam dobrze ten dzień, gdy w gabinecie lekarskim mojej podstawówki zostałem poczęstowany tym eliksirem. Natomiast nie zgadzam się, że stężenie czarnobylskie było niegroźne dla zdrowia i podawanie Lugola było formalnością. Wtedy ktoś słusznie powiedział, że to czy opad radioaktywny był groźny dla ludzkiego zdrowia, dowiemy się za około 20 lat. Mam kilku znajomych, którzy w wieku około 40 lat albo zmarli na raka, albo mocno się z nim zmagali. Moim zdaniem teraz widać skalę zniszczenia jaka do nas dotarła w 1986. Czekam na badania porównujące zachorowalność na nowotwory w 2012 w porównaniu z na przykład 1982.
Płyn Lugola chroni tylko przed przyswajaniem radioaktywnego jodu, nie zapobiega innym skutkom napromieniowania, nie jest substytutem kombinezonu z ołowianymi płytkami, nie umożliwia bezkarnego spożywania skażonej żywności, ani picia skażonej wody.
Zgoda. Protestowałem tylko przeciwko nie wyrażonemu wprost, ale jednak zawartemu w artykule twierdzeniu, że podanie Lugoli było spóźnione, czytaj: zbędne.
Prof. Jaworowski jest odpowiedzialny zarówno za podjęcie decyzji o podaniu płynu Lugola, jak i za późniejsze słowa, w których mówi wprost że było to zbędne. Nie musisz się z tym zgadzać, jednak do mnie bardziej przemawia autorytet profesora. Być może teraz widzisz to co chcesz widzieć – korelujesz zwiększoną zapadalność na raka (jako skutek postępu cywilizacyjnego, w medycynie, w chorobach cywilizacyjnych) z Czarnobylem (np. ZAMIAST korelować ze zwiększoną ilością nie wiem czego, np. rtęci w smogu miejskim, którego w 1986 roku zwyczajnie nie było).
Umrella Man to Louis Steven Witt. Został zidentyfikowany w 1978.
http://www.youtube.com/watch?v=GEE4B8YbtJg
Zobaczcie jak Kosmiczny Żartowniś sobie z nas kpi:
Abraham Lincoln został wybrany do Kongresu w roku 1846; Kennedy został wybrany do Kongresu w roku 1946
Nazwiska Lincoln i Kennedy składają się z siedmiu liter.
Sekretarka Lincolna (która ostrzegała go, by nie szedł do teatru) miała na nazwisko Kennedy.; sekretarka Kennedy’ego (która próbowała zniechęcić go do wyjazdu do Dallas) miała na nazwisko Lincoln.
Obaj następcy zastrzelonych prezydentów nazywali się Johnson i pochodzili z amerykańskiego południa.
Następca Lincolna, Andrew Johnson urodził się w roku 1808; następca Kennedy’ego, Lyndon Johnson, w roku 1908.
Zabójca Lincolna, John Wilkes Booth urodził się w roku 1839; Lee Harvey Oswald urodził się w roku 1939.
Obaj zamachowcy używali trójczłonowych nazwisk składających się z piętnastu liter.
Lincoln został zastrzelony w teatrze pod nazwą „Kennedy”; Kennedy został zastrzelony w samochodzie marki „Lincoln”.
Booth uciekł z teatru, a złapany został w magazynie; Oswald uciekł z magazynu, a złapany został w teatrze.
Obaj mordercy zostali zgładzeni, zanim zaczęły się ich procesy sądowe.
Tydzień przed zamachem Lincoln był w miejscowości Monroe, w stanie Maryland; na tydzień przed swą śmiercią Kennedy spotkał się z aktorką Marilyn Monroe. „
„Tydzień przed zamachem Lincoln był w miejscowości Monroe, w stanie Maryland; na tydzień przed swą śmiercią Kennedy spotkał się z aktorką Marilyn Monroe.”
– Słyszałem lepsze porównanie, zamiast spotkał to był w MM xD Ale to też lipa bo MM nie żyła od ponad roku.
Big Lebowski jak żywy 🙂
W tych rozważaniach pojawia się jeszcze jedna postać, a mianowicie Black Dog Man jako hipotetyczny strzelec z grassy knoll. Ten filmik ciekawie pokazuje hipotezę.
http://www.youtube.com/watch?v=HY6iZjt6YCE
Ale chyba jednak ów kapelusz na filmie Zaprudera to kapelusz Emmetta Hudsona, który stał na schodkach, troszkę poniżej człowieka który zaczął uciekać.
Pamiętajcie tylko, że Walka o ogień to -80,000 lat, a dżentelmen ze Stonehenge to zaledwie -5000 lat. Przez ten czas ludzie trochę wypięknieli 😉
Black Dog Man to mit. Zresztą z tamtej pozycji nie mógłby strzelać: bo albo krzaki, albo totalne odsłonięcie.
Po waszym infie napisałem na jfkassassinationforum.com w sprawie uciekającego gościa. Wywiązała się ciekawa dyskusja, w której oczywiście nic konkretnego nie padło („To po prostu uciekający człowiek, nie znajdziesz na jego temat informacji”), po czym… moje konto zniknęło, podobnie jak cały thread. Administrator tego forum działa szybciej niż strzela Oswald. Nie wiem o co im chodziło i nie rozumiem dlaczego ludzie zajmujący się tropieniem spisków zachowują się jakby wszystko wokół było spiskiem. Nie otrzymałem żadnej informacji, żadnego ostrzeżenia czy pouczenia. Biedne amerykańskie debile i tyle.
Mnie kiedyś wyrugowali po kilku postach delikwenci z pewnego polskiego forum poświęconego II wojnie światowej. Jeden był moderatorem, drugi dyskutantem i moderatorem. Obaj wyglądali na zdjęciach na fejsie nie powiem jak kto. Wtedy sobie pomyślałem, że takie fora prowadzą pomyleńcy, którzy za mało wychodzą z domu, a wieczorami sklejają samoloty. Lepiej dać sobie z nimi spokój i przeznaczyć wolny czas na coś innego.
Co może być w środku? Jest kilka wskazówek. Na przykład znakomicie „pasujące” do naszej półki informacje „topograficzne” z tzw. raportu Abbotta, czyli pewnego papirusu, który podawał, gdzie się znajduje wejście do grobowca Amenhotepa I. Także odkryta przez nas w roku 2000 rękojeść sztyletu, który zapewne został zerwany z szyi mumii Amenhotepa, każą oczekiwać, że znajdziemy wiele przedmiotów należących do tego faraona. Herhor z pewnością ich nie usuwał, traktując je jako swoiste amulety.
Zdjęcie jak z Ingmara Bergmana 😀
Śmierci same w sobie nie były niemożliwe, natomiast ich nagromadzenie – owszem.
Podobno brakuje jeszcze 60,000 PLN do wywalenia tych 30 metrów skały. Czyli to my płacimy za skarby, które trafią do Egiptu???
Dzisiaj to by nie przeszło. Różne grupy i lobby zgłosiłyby bykowe jako projekt antytolerancyjny, będący wymierzone w mniejszości seksualne 😉
Kawa ponownie wybiera się w Himalaje, będzie się wznosić nad Mount Everestem jedynie siłą powietrza. Dostał proporzec od bodajże dzieci z domu dziecka i czuje się zobligowany, by wypełnić dane im przyrzeczenie, że dotrze nad Dach Świata.
Obok Pacmana drugi najbardziej rozpoznawalny symbol ery automatów 🙂
Autor gry przyznał, że poziom trudności został ustalony w oparciu o sugestie jego współpracowników. On sam nie był w stanie przejść pierwszego poziomu.
Mój rekord to trzeci poziom. Zupełnie jakby ktoś przełączył wajchę – wszystko szło szybciej.
Tak naprawdę to Rose Cheramie powiedziała na policji jeszcze jedną ciekawą rzecz. A mianowicie, że nie dość że Oswald i Ruby dobrze się znali, to jeszcze na dodatek jej zdaniem łączył ich związek homoseksualny.
Pilot był niedawno, ale z tego co czytałem jeszcze nie jest potwierdzone czy serial nie otrzyma cancela. Aczkolwiek nazwisko Michaela Saltzmana jako „created by” sugerowywałoby, że projekt przejdzie. W ostatnich latach jego projekty przechodziły.
Według tego co podaje Wiki, bykowe zostało zniesione w 1973, a nie 1977.
Na forum historycy.org dyskutujemy teraz z jakimś nieźle otumanionym postlicealistą, który – nadstawcie uszu, bo to się już prawie nie zdarza – jest fanatycznym zwolennikiem wniosków komisji Warrena! Wersja jaką przedstawia to oczywiście trzy strzały Oswalda. Pudło, magic bullet, headshot. Pierwsze pudło tłumaczy tym, że liście przesłoniły strzelcowi widok. Przesłoniły, a mimo to biedny Oswald strzelał. Tak mu przesłoniły, że w ogóle nie trafił w limuzynę, natomiast trafił w krawężnik, z którego odprysk ranił stojącego około 100 metrów dalej Jamesa Tague’a. Mimo że ten twierdził w swoich zeznaniach, że jego zdaniem raniła go druga kula. Nie wiem co trzeba mieć w głowie, żeby wierzyć w taką wersję wydarzeń.
Od 160 klatki Zaprudera do 313 są 153 klatki. Przyjmując, że samo przeładowanie broni Oswalda to minimum 42 klatki, nie zostaje właściwie miejsca na to, żeby Oswald oddał więcej niż 3 strzały. No bo wówczas na celowanie Oswald miałby jedynie 313-160-126, czyli 27 klatek. Czyli jakieś półtorej sekundy na trzy strzały. Średnio pół sekundy na strzał. A to jest niemożliwe, nawet dla zawodowca. Wniosek byłby jasny – Oswald nie mógł oddać wszystkich 4 strzałów. Dlatego WC musiała wymyślić absurd stulecia w postaci magic bullet, podczas gdy imo gubernator Connally dostał w dwóch porcjach – najpierw lekko odłamkiem po kuli która trafiła JFK w plecy („My God they’ll kill us all”), a potem w okolicach klatki 300 strzał w plecy, gdy na filmie Zaprudera widać jego krzyk.
Holloway przypomina mi Niemca, głównie przez te maślane usta. W Lost cwaniakował i udawał, że wie więcej niż zjadł. Jako cyborg może będzie lepiej dopasowany, ale ja szczerze mówiąc, nie mogę na niego patrzeć.
Ogólnie rzecz biorąc, ludzie dziwiący się „no jak to możliwe, że ktoś podejrzewa CIA o przeprowadzenie akcji w Dallas” powinni nieco ochłonąć i zajrzeć do historii. Dwa lata wcześniej miała miejsce niesławna inwazja w Zatoce Świń. Spisek zorganizowany przez CIA, który był tak nieudany, że od razu się rypnął. Mimo że dziś wiadomo kto i co, to ciągle nie wiemy którzy ludzie CIA byli bezpośrednio odpowiedzialni za tę zbrodniczą operację inwazji na obcy kraj. Ochrona aktywów wywiadowczych. Spójrzcie na sedno – CIA przeprowadziła tę akcję nie swoimi rękami, lecz łapami opłaconych najemników. Żeby wyglądało to na pseudo rewolucję. Jakieś paralele z Dallas, anyone?
Karabin Carcano, włoska 19-to wieczna konstrukcja, z mechanizmem ładowania Mannlicher, broń okopów, typowo frontowa, już wtedy zupełnie przestarzała, nieproduktywna, nieprecyzyjna. Najgorszy z możliwych wybór do tej roboty- brak „pływajacej lufy”, prawdziwa gwarancja niepowodzenia, i to już na samym starcie. Niezrozumiały wybór, zwłaszcza, iż dostepne były precyzyjne, dedykowane do takich strzelań karabiny-Remington 700 i Winchester 70 (produkowane z powodzeniem do dziś). Kaliber 6,5×52- słaby energetycznie pocisk, w żadnym razie nie „snajperski”, kompletna pomyłka, pełnopłaszczowy-do zamachu pewniejsze byłyby półpłaszczowy. Tylko kompletny laik mógłby upatrywać powodzenia z takim sprzętem. Żaden zawodowiec nawet nie pomyślałby o takim wyborze.
Patrząc na filmiki z testowaniem Carcano, dochodzę do wniosku, że to nie był aż tak wielki grat. Tyle że powstaje odwieczny problem: czy Oswald miał choćby hipotetyczną szansę wystrzelnia wszystkich oficjalnych kul? Według włoskich ekspertów nie miał, bo zawodowcy potrzebowaliby nie mniej niż 9 sekund, a przecież według komisji Warrena Oswald wykonał trzy strzały w odstępie 8,3 sekundy.
http://www.telegraph.co.uk/news/worldnews/1556184/Oswald-had-no-time-to-fire-all-Kennedy-bullets.html
Tutaj natomiast jest ciekawy filmik pokazujący strzelanie z Carcano. Widoczny na nim facet, uwijający się jak w ukropie, wystrzeliwuje 3 kule w odstepie 10 sekund. Trudno powiedzieć czy to ekspert, ale nie wyobrażam sobie, żeby można było strzelać szybciej z tej broni, nie wspominając już w ogóle o celowaniu.
https://www.youtube.com/watch?v=UZLbaC3Gp-8
https://www.youtube.com/watch?v=-JX9uAgPXVU
Można szyciej
Polecam wspaniały komentarz Mirosława Cieślika znajdujący się na oficjalnych stronach polskiego MSZ. „Prawdę mówiąc, żeby bez zastrzeżeń uwierzyć w konkluzje „raportu komisji Warrena” trzeba mieć w sobie niezmierzone pokłady wiary. Z raportu wynika, że tajne służby USA wykazały się takim dyletanctwem, że nie powinno im się powierzać nawet ochrony stacji benzynowej w Wyoming. W patologicznie antykomunistycznym Teksasie mieszkał sobie facet, który poprosił o azyl w Związku Radzieckim, żył tam dwa lata, wrócił z rosyjską żoną, poczym natychmiast zaczął wszem i wobec deklarować się jako zwolennik Fidela Castro, którego dopiero co USA próbowały obalić, a CIA uśmiercić – i taki ktoś w momencie przyjazdu prezydenta nie trafia nawet na listę obserwowanych. Po czym aresztowany prawdopodobny zabójca głowy państwa nie zostaje nawet przesłuchany jak należy (na taśmę nagrano tylko kilka zdań, nawet zeznać nie protokołowano), a następnie w gmachu policji zostaje uśmiercony z taką łatwością, jakby był na tarczą na strzelnicy. I nie zdarzyło się to w „bananowej republice”, a w najpotężniejszym mocarstwie świata.”
Elvira alias Cassandra Peterson jak żywa 🙂
Taka ciekawostka. Przesłuchania Oswalda prowadził kapitan Will Fritz. Trwały one łącznie około 12 godzin. Nie istnieje z nich żadna notatka ani nagranie audio. Rzecz zupełnie nieprawdopodobna, ale prawdziwa. Fritz siedział w policji w Dallas od tak dawna, że uczestniczył nawet w polowaniu na Bonnie i Clyde’a!
Sporządził może 4 strony notatek, które można przeczytać w necie, ale to raczej codzienny spis czynności a nie zeznania Oswalda.
Myślałem sobie jeszcze wczoraj o samym Oswaldzie. Facet był niezrównoważony, niepozbierany, ale wariatem nie był. Dlatego stawiam pytanie: po co rzekomo miał strzelać do JFK? Wariaci mają to do siebie, że po dokonaniu jakiejś zbrodni pałają chęcią przyznania się i zyskania swoistego splendoru. Zawodowcy po dokonaniu zbrodni (zwykle za pieniądze) po cichu uciekają. A Oswald? Ani to, ani to. Ta jego eskapada do kina, dokąd po 10 minutach wparował garnizon policji, to jakiś żart. Pytam: o co chodziło Oswaldowi?
Jedyne w miarę logiczne rozwiązanie jakie w tym momencie przychodzi mi do głowy, to wzięcie na siebie faktycznej lub rzekomej winy za zabójstwo, ucieczka na Kubę, a następnie zyskanie tam sławy u Castro jako eliminator znienawidzonego JFK. I wygodne życie, znacznie wygodniejsze niż u Sowietów. O wizę się starał we wrześniu w Meksyku, ale mu nie dali. Mimo to mógł próbować zaraz po zamachu zwiewać na lotnisko (w wozie Tippita?) i lecieć bez wizy, załatwiając formalności na miejscu, tyle że jeszcze w Dallas coś się pochrzaniło, stracił głowę i zaczął panikować.
Sprawdziłem na Google Maps: z domu Oswalda na lotnisko jest około 20 mil w prostej linii. GM wylicza czas przejazdu na około 25 minut.
Jak zobaczyłem jak wyglądała około 2000 roku to od tego momentu patrząc na młodziutką Vampirię rączki trzymam grzecznie na kołdrze 😉
Widzę że autor zna lub coś wie na temat komiksów/ wydawnictwa EC – może jakiś artykuł / news na ten temat? 🙂
Nieuważnie się czyta Tunguską 🙂
http://www.tunguska.pl/groza-papierowa/
Teoretycznie my tez dochodzimy do tego etapu, że chcieli byśmy coś takiego wybudować. sfera musiała by obejmować przestrzeń 1 jednostki astronomicznej – pierwszy problem – materiał. problem następny – gwiazda – np. Słońce nie jest stabilna, cały czas ewoluuje. obecnie dystans 1 jednostki mieści się w tzw. ekosferze, niestety ona wraz z wiekiem słońca będzie się powiększać i po pewnym czasie sfera nie ma racji bytu bo będzie nie do zamieszkania. Problem trzeci to promieniowanie i kumulowanie energii cieplnej, wiatru słonecznego itp – pełna sfera = wielki piekarnik. Problem 4 Słońce wraz z wiekiem „puchnie” i pewnego razu sferę pochłonie. za dużo zachodu – trzeba by było znaleźć młodą gwiazdę i ją BARDZO szybko „zabudować” a o demontażu nikt raczej nie będzie chciał myśleć. Bardziej zrozumiały był by zwarty pierścień wokół gwiazdy ale z możliwością dostawienia modułu w celu powiększania średnicy wraz z oddalającą się od gwiazdy ekosferą i jednocześnie w przypadku zapadania się gwiazdy do czerwonego karła moduły można by było oddzielać i pomniejszać średnicę do minimalnej by zbliżyć się do wygasającej gwiazdy. Przenosiny całego „majdanu” do następnej w miarę stabilnej gwiazdy chyba nie mają sensu…
Jeśli ktoś nie czytał „Pierścienia” Larry’ego Nivena, laureata nagród Hugo i Nebula, to powinien. 🙂
Pytanie czy rozbiórka Merkurego nie narobiłaby jakiegoś syfu (czytaj: zakłócenia równowagi) w Układzie Słonecznym?
Za mała masa. Gdyby zdjęto Jowisza, to pewnie by coś się zmieniło.
Kiedy miałem na studiach zajęcia z Wymiany ciepła profesor zwrócił nam uwagę na ważną sprawę, mianowicie bilans cieplny Ziemi. Energia, z której korzystamy została dostarczona do Ziemi przez atmosferę, częściowo zmagazynowana (np. paliwa kopalne). Wykorzystanie takiej zmagazynowanej energii może trochę zaburzyć cały układ, ale będzie on w miarę stabilny. Korzystamy przecież z energii, która do Ziemi dostała się po przejściu przez atmosferę. Natomiast dostarczenie do Ziemi czystej energii z zewnątrz układu (np. panele słoneczne na orbicie) może ten układ znacząco zakłócić i w krótkim czasie doprowadzić do katastrofy.
Przecież nie potrzebujemy tej energii na ziemi, taniej byłoby zużywać ją w kosmosie, chociażby dlatego że transport jakichkolwiek surowców i produktów w przestrzeni kosmicznej jest tańszy niż na ziemi. Ziemia sobie świetnie poradzi z tą ilością energii którą ma teraz i więcej jej nie trzeba, wystarczy ją prawidłowo wykorzystywać. W kosmosie natomiast energii nam nadal brakuje, a potrzebujemy jej żeby zbudować orbitalną hutę, hotele, fabryki, stocznie, no i najważniejszy projekt, windę na orbitę.
„Nikt nie ma najmniejszego pojęcia, jak coś materialnego mogłoby być świadome. Nikt nie wie nawet, jak by to było mieć najmniejsze pojęcie o tym, jak coś materialnego mogłoby być świadome. To tyle na temat filozofii świadomości”.
Jerry Fodor – filozof umysłu, naukowiec.
Nawet Metzinger, przyznaje, że nie wie. No, może i coś wie, ale …tak nie do końca 😉 :
„Ewolucja nie jest czymś co można by gloryfikować. Jednym ze sposobów – poza niezliczonymi innymi – jest patrzenie na biologiczną ewolucję na naszej planecie jako na proces który stworzył rozszerzający się ocean cierpienia i konfuzji tam gdzie uprzednio nic takiego nie występowało. Jako że nie tylko prosta liczba indywidualnych świadomych podmiotów, ale również wymiarowość ich fenomenalnych stanów przestrzennych (state-spaces) ciągle wzrasta, ten ocean również się pogłębia. Dla mnie, jest to również silny argument przeciwko tworzeniu sztucznej świadomości. Nie powinniśmy powiększać tego strasznego nieładu zanim naprawdę zrozumiemy o co tu właściwie tu chodzi.”
Moc hipernowej, która powstać może (już powstała?) z Eta Carinae byłaby niewyobrażalna. Pewien wgląd w to, jak mogłoby to wyglądać naukowcy zdobyli w 2006 roku, gdy obserwować mogli przeobrażanie się gwiazdy o poetycko brzmiącej nazwie SN 2006gy w supernową. Badacze z NASA podejrzewają, że mechanizm tego przeobrażenia będzie podobny dla Eta Carinae‘y. A ponieważ już teraz obserwują erupcje różnych materiałów z tejże gwiazdy, podobne do takich samych zjawisk, jakie miały miejsce tuż przed przemianą SN 2006gy w supernową, mają powody do podejrzeń, że i koniec Eta‘y jest bliski.
Wzrost jasności Eta Carinae nastąpił liniowo po 1998 roku. Gwiazda staje się coraz bardziej gorąca, bo właśnie to oznacza fakt, że staje się ona coraz bardziej niebieska. Jednak akurat w tym przypadku może to oznaczać coś innego. Kolor może pochodzić od pyłu, który ulega anihilacji. Pył może powodować absorbcję wywołującą emisję niebieskiego światła.
Zniszczenie Ziemi to raczej nie, ale lekka dawka promieniowania to i owszem
Widziałem zdjęcia z autopsji i na ruska to mi on nie wygląda.
Gdyby to był sowiecki agent, to by go najpewniej zwinęli i wymienili na swoich. Moim zdaniem koleś był local boyem, który coś mocno narozrabiał. Poza tym znał tutejszych ludzi (pielęgniarka).
Tygodnik „Forum”, powołując się na niemiecki magazyn „Telepolis”, przybliżył też jeszcze jedną teorię. Zgodnie z nią, zmarły w listopadzie 1948 r. przyjechał do Adelaide, aby odwiedzić kochankę, czyli właśnie tę pielęgniarkę. Podczas wizyty w jej domu miał nieoczekiwanie umrzeć. Zamężna kobieta, nie chcąc, aby o jej romansie dowiedział się mąż, „zapakowała” zwłoki do samochodu i wywiozła je na plażę.
Mało prawdopodobne. Kobitka miałaby tylko kilka godzin na sfabrykowanie historii z perskimi wierszami. Skąd tak szybko by wzięła ten unikalny tomik?
Trzeba też wspomnieć o pewnym stylu przedstawiania kobiet na plakatach zawsze pokrzywdzonej, upadłej, zagrożonej czy też na rękach monstera – taki styl przeniósł sie do komiksów z okresów Golden i Silver Age.
Marcello zwerbowal Bradena, Ferrie Oswalda, Hunt z CIA Sartiego. Trzech strzelcow, 4 strzaly, w tym dwa Oswalda. To moja teoria, czekam na wasza.
Wszelkie dowody świadczą o tym, że Oswald posiadał Mannlichera- Carcano, dotykał go, przyniósł go nawet do pracy. Tyle że 22 listopada najprawdopodobniej nie oddał z niego ani jednego strzału. Zabawne jest to, że dowody na powyższe znalazła sama komisja Warrena. Jeszcze o tym napiszemy.
Ciężko to będzie wyjaśnić, skoro świadkowie widzieli go na szóstym piętrze na minuty przed zamachem.
Feerie był takim samym gamoniem jak Oswald, być może był na dealey plaza trzymał karabin, ale raczej w celu zwrócenia na siebie uwagi, żebyśmy dzisiaj mogli rozważać jego kluczową role w tym zamachu.
Też uważam, że otruty człowiek był szpiegiem. Jedna z teorii zakłada, że mężczyzna zginął tak naprawdę gdzie indziej, a jego ciało zostało przyniesione na plaże. Świadczyłyby o tym niezwykle czyste buty, nie było też śladów po wymiotach, co byłoby naturalnym efektem zatrucia. Teorie spiskowe idą dalej i sugerują, że wspomniany wyżej Boxall był pracownikiem służb specjalnych podczas wojny, a zabity mężczyzna radzieckim szpiegiem, zatrutym nieznaną substancją. Teorii tej sprzyja utajnienie personaliów kobiety, która doprowadziła do Boxalla. Co więcej, Adelaide mieści się blisko wioski Woomer, która jest siedzibą wojsk wywiadowczych. Jeden z mężczyzn, którzy zajmowali się dochodzeniem kim była ofiara został potem znaleziony niedaleko miejsca gdzie znaleziono wcześniej niezidentyfikowanego, wraz z synem, którego przyczyny śmierci również nie dało się odkryć. Mężczyzna nic nie pamiętał i wkrótce postradał zmysły, a jego żona była potem zastraszana.
To, że nie można do dziś dać ofierze imienia i nazwiska (choć w śledztwo były zaangażowane służby międzynarodowe), dowodzi, że nie tylko był obcokrajowcem, ale też prawdopodobnie szpiegiem. Późniejsze badania toksykologiczne sugerują, że mógł zostać otruty naparstnicą (w podobny sposób parę miesięcy później został otruty jeden z pracowników rządu amerykańskiego, oskarżony o szpiegostwo na rzecz ZSRR). Kolejną próbę zidentyfikowania ciała przeprowadzono w marcu 2009 roku. Badania DNA i próby złamania kodu z książki nie przyniosły jednak rezultatów.
Sprawa jest wciąż otwarta, ciężko ją będzie jednak rozwiązać, przez lata zaginęło bowiem wiele dokumentów, podobnie brązowa walizka, a próbki DNA również są prawie zniszczone przez niewłaściwe przechowywanie. Niezidentyfikowana ofiara zostanie jedną z największych zagadek współczesnej Australii, bo prawdopodobnie jest zbyt dużo osób, którzy nie są zainteresowani, aby prawda wyszła na jaw. Zamordowany człowiek musiał być ważnym graczem wywiadu, mającym różne powiązania ze znanymi politykami świata. Inaczej trudno sobie wyobrazić ciągłe zacieranie śladów mogących wyjaśnić tą tajemniczą śmierć.
A propos Jima Garrisona ciekawostka. Po tym jak zakończył sprawę Claya Bertranda, został sam postawiony w stan oskarżenia. Powód: rzekome machlojki związane z przemysłem flipperów! Powtórzę: flipperów.
Kontakt z serialem rozpocząłem dopiero teraz, od pierwszego odcinka drugiego sezonu. Mimo że nic nie czytałem wcześniej, jest dokładnie tak jak się spodziewałem. Bardziej komedia i teatr niż kryminał, ale jak zrealizowane! Nie widziałem wcześniej takiej teledyskowej perfekcji w odcinku trwającym półtorej godziny. Scena z laptopem nad rzeką, to rewelka, zupełnie natomiast rozwalały mnie sekwencje, w których co rusz ktoś naszego detektywa o surowych rysach twarzy brał na celownik, po czym nic z tego nie wynikało. Wiadomo, lud to ogląda w niedzielę do kolacji. A, no i beznadziejny imo jest nemezis Sherlocka. W sumie OK, ale czasów, gdy czekałem na kolejny odcinek pierwszej serii Twin Peaks jak na zbawienie ta rzecz już oczywiście nie wskrzesi.
W tym roku 25 rocznica śmierci Minera. Jeżeli Jobs to wizjoner, to co powiedzieć o Jay’u?
Wizjoner bez talentu do autoreklamy i bez instynktu komiwojażera 😉
Żal Warhola. Męczył się straszliwie przy tym monitorze, a dwa lata póżniej zmarł.
Samoloty przyszłości muszą mieć inny, nowy napęd, a nie być modernizacją obecnych samolotów. Od 90 lat technika nie idzie do przodu, a jedynie się modernizuje. Ostatnie próby z unowocześnieniem ludzkiej technologii były w latach 60 tych. Dotyczy to nieudanych prób wykonania niewidzialnego okrętu lub mityczne napędy anty-grawitacyjne. Nie wiadomo dlaczego nie wprowadzono silnika magnetycznego, który już istnieje lub wprawdzie mało wydajnego ale silnika na wodę. Pieniądz blokuje świat.
To jest filmik z wizyty rzekomej podróżniczki w czasie w latach 30-tych. Pytanie tylko: z jakiej sieci komórkowej korzystała? 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=YZM3ufb588k
Niektóre fony mają funkcje krótkofalówki
Krótkofalówki były znane przed 1920 rokiem, więc nie była to aż taka sensacja. Ale bardziej obstawiam, że pani się po prostu czesała 🙂
Jeden z portali zamieścił zabawny artykuł zatytułowany „Nowa Syrena jak Porsche”. Tak, chodzi mi o ten portal, który co drugiego newsa okrasza formułką „nikt się tego nie spodziewał”.
Ten portal i ten drugi, sponsorowany przez właściciela Faktu albo dali się nabrać na lipę, albo kierowały nimi inne względy. W skrzeczącej rzeczywistości wygląda na to, że samochodu nie ma i nie będzie.
„Chłopcy, nie wszystko na tym świecie jest takie proste i jasne”. Tak mawiali do swoich podwładnych, przedstawiciele kierownictwa radzieckiego wywiadu wojskowego (GRU) – jednej z najpotężniejszych i najbardziej sprawnych organizacji wywiadowczych na świecie. Można bez cienia przesady powiedzieć, że w ówczesnym ZSRR – GRU, obok KGB, było państwem w państwie i autentyczną podporą tamtego systemu. W realizacji najbardziej nawet zawiłych operacji wywiadowczych /w dowolnym punkcie na kuli ziemskiej/, Rosjanie byli mistrzami. Wszystkie informacje dot. rzekomej zdrady pułkownika Olega Pienkowskiego są bajdurzeniem dla łowców sensacji i miłośników teorii spiskowych. Przekazując Amerykanom informacje wywiadowcze, Pienkowski od początku do końca, realizował polecenia swoich przełożonych z GRU. W latach sześćdziesiątych XX wieku, Kierownictwo Armii Radzieckiej oraz jej wywiadu wojskowego (GRU), doszło do słusznego wniosku, że polityka wewnętrzna i zagraniczna Nikity Chruszczowa – prostą drogą prowadzi ZSRR na manowce. Należało temu przeciwdziałać. I wówczas narodził pomysł „zdrady” kadrowego oficera GRU, Olega Pienkowskiego. Pomysł śmiały, ale bardzo ryzykowny i śmiertelnie niebezpieczny dla wszystkich wtajemniczonych w tę operację. Szefowie GRU postanowili zaryzykować, stawiając wszystko na „ostrzu noża”. Dalszy bieg wydarzeń już znamy, z jednym wyjątkiem: nie jesteśmy pewni, jak zakończył życie Pienkowski. Niepotwierdzonych wersji jest kilka: spalenie żywcem w piecu krematoryjnym, rozstrzelanie przez pluton egzekucyjny, strzał w potylicę, otrucie, powieszenie, samobójstwo. Krążyły również plotki, że pomimo skazania na karę śmierci, Pienkowski zmarł śmiercią naturalną w jednym z łagrów. Zgadywać nie będę, ponieważ nie posiadam wiarygodnych informacji na ten temat. Świat wywiadów i operacji specjalnych, to bardzo tajemnicza dziedzina życia. Przy okazji: jest jeszcze jedna organizacja wywiadowcza, która swoją sprawnością organizacyjną, pomysłami, możliwościami, zasięgiem działania oraz efektami – w niczym nie ustępuje GRU. Ale to już jest temat na oddzielne opowiadanie.
ZSRR nie był w stanie wygrać wyścigu technologicznego, a gospodarka nie mogła już udźwignąć kolejnych zbrojeń. Dlatego Moskwa za pośrednictwem swoich agentów wpływu zaktywizowała ponownie europejski ruch pacyfistyczny. Posługiwano się metodą tzw. wielokrotnego członkostwa. Radziecka agentura należała najczęściej do kilku organizacji, tak aby przejąć nad nimi kontrolę i sterować zgodnie z potrzebami polityki zagranicznej ZSRR. Kluczowym momentem operacji był Światowy Kongres Pokoju, który odbył się w Sofii w 1982 r. W tym propagandowym spędzie uczestniczyło 400 organizacji „pokojowych” ze 142 państw i ponad 3 tysiące sowicie opłacanych działaczy. Równolegle Moskwa przeprowadziła akcję inspiracji wspólnot religijnych i kościołów europejskich. Przedstawicielom Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej oraz Rady Chrześcijan Baptystów zezwolono na kontakty zagraniczne i udział w międzynarodowych kongresach wyznaniowych, dla przeforsowania odpowiednich „uchwał pokojowych”. Wreszcie w 1988 r. z okazji tysiąclecia Chrztu Rusi, podobnym apelem zakończyła swoje obrady Światowa Rada Cerkwi Prawosławnych w Kijowie.
Kuklińskiemu zapewne pokazywano ów film z egzekucji Pieńkowskiego, więc wie co mówi.
w książce” Akwarium” wiktora suworowa jest opis śmierci pieńkowkskiego
Dark Complected Man to najprawdopodobniej agent CIA Orlando Bosch Avila. W zbliżeniu widać, że miał kaszkiet na głowie i okulary.
http://www.copweb.be/Orlando%20Bosch%20Avila.htm
To lepiej pogadać o tych rosyjskich – byli wszędzie. Czytając archiwum mitrochina ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Archiwum_Mitrochina ) można wątpić w wielkie sukcesy rosyjskich szpiegów. zresztą czytając opracowania na temat zachodnich służb (ot choćby Dziedzictwo Popiołów Tima Weinera), wyłania się ponury obraz zarówno zachodnich jak i wschodnich służb szpiegowskich, których kilka głośnych sukcesów stworzyło fałszywą legendę skuteczności takiej CIA czy KGB.
Damn, to już rozumiem skąd Pink Floydzi wzięli The Wall. Z Wioski Potępionych!
C-65tk chodzą dziś po wiele tysięcy dolarów. Mint (o ile takie jeszcze są) byłby wart ze 100 tysięcy albo i lepiej.
C65 to najdroższy komputer osobisty świata.
Aukcje tego komputera dochodzą do astronomicznych cen.
Ostatnio na ebayu skończyło się 20K eurasków.
„Schyłkowy pomysł Tramielów, by odświeżyć Amigę …”
Hmm w tym czasie to Tramielowie już byli od 10 lat w Atari i robili Jaguara i Falcona. Coś nie tak z tym artem.
Masz oczywiście rację. Przejęzyczenie, już poprawione. Trudno uwierzyć, ale sam właśnie chciałem to poprawić, a tu widzę nowy komentarz 🙂
Marcinie, tym drugim cytatem niepotrzebnie wartościujesz – jak by powiedział mój kolega filozof. 😉
Mały apendyks do tego co pisałem już powyżej. Jeżeli ktoś ma problem z uwierzeniem w to iż świadomość to nic innego jak zbiór całkowicie obliczalnych procesów fizyko-chemicznych różniących się od – za przeproszeniem – wydalania jedynie stopniem skomplikowania systemu (stopień skomplikowania systemu = liczba procesów następujących w danym czasie i wykonywanych przez daną ilość jednostek materii zdolnych do interakcji/wymiany informacji) to niech sobie pomyśli o zwykłym, potocznie rozpatrywanym, podświadomym procesie uczenia się wykonywania czynności. Uczymy się w życiu różnych rzeczy – pisania długopisem, jazdy rowerem lub samochodem, kładzenia paneli, czegokolwiek. W potocznym języku istnieje taki termin jak „mechaniczność”. Kiedy już nauczymy się pewnej czynności powiada się iż wykonujemy ją „mechanicznie”. Cóż to jednak znaczy że wykonujemy tą czynność mechanicznie? Ano znaczy to ni mniej ni więcej niż to iż organizm ludzki osiągnął ewolucyjny stan w którym różnorakie procesy niejako nakładają się na siebie i nie są już dłużej przez naszą samoświadomość rozpatrywane osobno. Tak właśnie rodzi się dorosła świadomość. Różne rodzaje zmysłów nakładają się na siebie jak karty podczas tasowania i w pewnym momencie już nie wiadomo która karta była z prawej ręki a która z lewej ani która była przedtem na górze a która na dole.
Ciekawostką (choć wątpię żeby było to ciekawostką dla Micza bądź Usera) jest to iż ślady podobnego myślenia odnajdujemy w…Biblii czyli księdze będącej naszymi czasy na indeksie wolnomyślicielstwa. Święty Paweł tak pisał w liście do Koryntian:
„Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce.”
Pod rozwagę. 🙂
Naprawdę ciekawe. Trzeba by się dowiedzieć czy taki stop stosuje się obecnie np. w statkach kosmicznych, poznać jego właściwości itp. Do dzieła!
W Internecie można znaleźć komentarze jakoby była to część obcego statku kosmicznego 🙂 Największy problem z tym artefaktem jest wszakże taki, że nie wiadomo obecnie gdzie się znajduje. Brak również oficjalnych danych opisujących badania nad nim. Są jedynie zdjęcia oraz relacje osób, które go niegdyś widziały.
Ale skład chemiczny jest znany więc ktoś mógłby stworzyć taki stop i przebadać.
Minęło 10 lat, a ciągle nie ma zgody co to jest. Tak rodzą się mity. Dzisiaj trudno było przyjąć jakąś jedną hipotezę. Za 50 lat będzie krążyć 20 równorzędnych hipotez. Z teoriami naukowymi jest jak ze spiskami – jeśli nie zostaną wyjaśnione od razu, potem szanse na to maleją w postępie geometrycznym.
Otóż to. „Teorie naukowe”. Jeżeli nie ma wystarczającego dowodu na jakieś zjawisko, nie ma przekonującego wyjaśnienia jakiejś rzeczy, to każda kontr-teoria, którą logicznie można wysnuć na podstawie początkowych danych powinna być uznawana za równie wartościową lub równie bezwartościową.
Nigdzie nie jest powiedziane, że ufole nie mogą mieć ludzkiego DNA :]
Ogólnie po pierwszym odcinku jest to serial przeciętny, tragedii nie ma, ale do oceny bardzo dobrej sporo mu brakuje. Jest obecnie tyle świetnych seriali, że raczej nie warto po niego sięgać, no chyba, że mamy poważną słabość do klimatów pirackich czy w ogóle do filmów kostiumowych.
Co mi najbardziej przeszkadza. Nazywam to syndromem Herkulesa, w związku ze starym serialem z Polsatu. Mianowicie, jeżeli film dotyczy klimatów powiedzmy sprzed kilkuset lat (czy fantasy) i widzę umalowane laski albo modeli – przystojniaków, wszystkim zęby błyszczą bielą aż do oślepienia, wyrzeźbione do przesady męskie klaty, takie, że bez siłowni i trenerów-zawodowców takich nie wyrobisz, włosy jak po wyjściu od fryzjera, to trafia mnie szlag. Nie jestem w stanie tego oglądać, jest to tak niewiarygodne, że kojarzy mi się z oglądaniem bajki dla dzieci. Najczęściej takie filmy od razu wyrzucam na śmietnik.
Black Sails cierpi na ten syndrom, ale najgorsze, że ma parę postaci charakterystycznych, pokazujących, że spokojnie mógłby tego uniknąć. Jest kilku marynarzy naprawdę przekonujących. Najlepszy jest niejaki Singleton, który wygląda toczka w toczkę jak China Mieville, tylko ma widowiskową bliznę przez całą twarz i szyję. Jest też kilku czarnych aktorów, z tatuażami związanymi z nacinaniem skóry, gdzie skóra wygląda jak łuska. Jeden ma przypiłowane zęby na podobieństwo kłów, ale okazuje się to sztuczną szczęką (nie mam pojęcia, po co w filmie pokazują, że udaje, a nie jest prawdziwy). Niestety całkiem sporo postaci to współczesne modelki i modele, ubrani w historyczne fatałaszki (szczególnie młody John Silver oraz Eleanor Guthrie zaburzają klimat). Jednym słowem jak w filmach z Bollywood, źli są ponadprzeciętnie brzydcy (i nie umieją tańczyć ;), a dobrzy nad wyraz ładni.
Generalnie cały film powstał na założeniu: „skoro Gra o Tron osiągnęła taki sukces, to zróbmy film z cyckami, trochę przesadnej brutalności i przenieśmy go w pirackie klimaty – sukces murowany”. Niestety Gra o Tron ma jeszcze epicką skalę, wciągającą fabułę, bardzo charakterystyczne postacie oraz zwroty akcji wywracające historię do góry nogami. Tutaj sobie darowali te duperele. 🙂
Grający główną rolę jest jednocześnie producentem serialu, stąd też pewnie wyrobił sobie zgodę na zagranie przystojnego wodzireja i casanowy, podczas gdy tak naprawdę wydaje się, że nie ma z tymi cechami nic wspólnego.
To pewnie w Wostoku wegetują The Great Old Ones. Lovecraft to przewidział.
Nieznana bakteria bakterią, ale jeśli jednak coś znajdą w Wostoku, to powstaje pytanie: skąd to coś znalazło się 4 kilometry pod powierzchnią lodu? Dla mnie jako laika musi to oznaczać, że kiedyś Antarktyda była trawiastą, nieoblodzoną krainą.
Dopiero ostatnio zorientowałem się, że Zychowicz ściągał z wcześniejszej o rok książki niemieckiego autora pt Wspólny wróg. Na jej okładce widzimy Becka z Hitlerem.
@Romanus – no bo przeciez była, wiadomo to już od dawna. Są na to niezbite dowody.
Coś o tym czytałem, ale nie pamiętałem czy to w książkach z serii „100 największych tajemnic” czy w czymś bardziej oficjalnym 🙂 Antarktyda była zielona dlaczego? Bo się zmieniły bieguny magnetyczne?
„Dla mnie jako laika musi to oznaczać, że kiedyś Antarktyda była trawiastą, nieoblodzoną krainą”
-bakterie znajduje się nawet w miejscach suchych jak pieprz. Dlaczego to wg. Ciebie wynika z tego, że tam rosła trawa?
-po drugie: co w tym niezwykłego?
Źle zrozumiałeś. Nie pisałem, że akurat z faktu, że jest trawiasta wynika, że były tam bakterie. Mogła być pełna kaktusów albo pełna eukaliptusów.
powracają czasy nowoczesnych „garłaczy”
dziękuję, ale ja od tego filmu będę trzymał się z daleka
Czemu? Po Pokłosiu?
Kilka ciekawych ujęć pana z Atacamy.
http://www.youtube.com/watch?v=NyhRaLNSEjI
Bardzo fajny dokument In Search of DB Cooper.
http://www.youtube.com/watch?v=jpDiUpoQ7xk
O tym dniu mówią podobno proroctwa Wikingów, którzy zapowiadali, że właśnie wtedy nadejdzie Ragnarök – znany z literatury skandynawskiej kres dziejów. Tego dnia „straszliwe wilki pożrą Słońce i Księżyc, zgasną wszystkie gwiazdy na niebie, a ziemię zatopi morze”. Zanim jednak do tego dojdzie, znikną światowe granice, nadejdzie sroga zima, a z oceanu wyłowiony zostanie mityczny wąż. Wielu twierdzi, że wszystkie te omeny już wystąpiły – sroga zima w 2013 roku, zniesienie granic za sprawą Unii Europejskiej… Jeśli zaś chodzi o wielkiego węża, niektórzy upatrują go w wyłowionym w październiku ubiegłego roku u wybrzeży Kalifornii pięciometrowym stworzeniu – rzadkim gatunku ryby o nazwie wstęgor królewski.
Onassis podobno miał uprowadzić Howarda Hughesa i następnie przejąć jego interesy.
[you need password to read this message]
Ta genialna gra ma jedynie minimalne wady. Przede wszystkim dynamiczny sposób kreowania historii spowodował, że można trafić w grze na moment (potrafiący się przeciągać), w którym nie wiadomo co zrobić. Może nie pomóc także solucja gdyż istnieje szansa, że taki układ zdarzeń nie wystąpił u żadnego z autorów. Zwykle jednak wystarczy pokręcić się to tu, to tam, aby coś „zaskoczyło” i akcja drgnęła jednak do przodu. Druga wada dotyczy głównie osób ze słabszą znajomością języka angielskiego. Gra nie doczekała się polonizacji, a w oryginale wykorzystano język mogący sprawić problemy nawet osobom posługującym się wprawnie angielskim, zwłaszcza że napotkane postacie potrafią mówić dość szybko, a możliwości włączenia napisów niestety twórcy gry nie przewidzieli.
Lego to dzieciństwo, zabawa, radość, a przede wszystkim przygoda. Genialna animacja i miło spędzony czas w kinie. Dla mnie, jako rodzica, fantastyczna podróż w przeszłość.
Zapraszam do przeczytania recenzji
Braden to postać spod ciemnej gwiazdy. Tutaj można przeczytać jego zeznania z posiedzenia z szeryfem.
http://jfkcountercoup.blogspot.com/2009/12/bradens-camden-arrest-report.html
Wszystko zgoda, mam tylko jedno ale. W tekście pada, że Brading żył w latach 1914-94. Wydaje mi się to o tyle dziwne, że w okolicach 1963 wyglądał bardziej na 30, nie 50 lat.
Kukliński jest bohaterem, nie dla mnie, lecz dla USA ( analogia postawy USA z niejakim Mr. Snowdenem)
Przemo, na potężnego Croma, przecież Snowden wynosił tajemnice niezawisłego państwa, a Kukliński wynosił tajemnice wasala sowietów. Nawet nie wiadomo czy te tajemnice należały do samego wasala. Jeśli ktoś przedstawi dowody, że Kuliński brał pieniądze, to spojrzę na to inaczej, ale na razie cały czas uważam go za gościa, który podjął samotną walkę z systemem.
Kukliński był pionkiem w grze wywiadów. Nie miał dostępu do żadnych ważnych materiałów. Amerykanie blefują, podkreślając jego zasługi.
Tak mówili generałowie dawnego Ludowego Wojska Polskiego, budując czarną legendę Kuklińskiego. Jesienią 1992 r. krążące informacje zebrał w całość i opublikował w formie notatki dla solidarnościowego kierownictwa MON Zbigniew Skoczylas, dawny oficer LWP, który później związał się z Solidarnością. Zapewne w dobrej wierze, choć żadna z tych informacji nie znajduje potwierdzenia w dokumentach. W latach 90. notatka wyznaczyła jednak krajowy kanon pisania o Kuklińskim.
Miczu, zabrakło mi w Twoim artykule – mi jako człowiekowi który recenzuje gry od lat w nieco innym kontekście i nieco innych celach – rozróżnienia, które gryzie mnie od niepamiętnych czasów. W zasadzie słowo „zabrakło” nie jest właściwe – jest to słabość wszystkich popularyzatorów gier i jako słabość musi zostać poddana analizie.
Mianowicie chodzi mi o to że gry od czasów wejścia CD-ROMów – dzielą się na „grywalne” i „wizualne”. O co mi chodzi. Chodzi mi o to że wraz z nadejściem większych możliwości sprzętowych producenci gier mniej lub bardziej świadomie zorientowali się że nie każdy oczekuje od gry „grywalności”. Istnieje także spore grono odbiorców oczekujących bodźców estetycznych (a dziś już wiadomo za sprawą pikselowej kontrrewolucji że także wizualno-nostalgicznych).
W skrócie rzecz ujmując, są tacy co wolą poklikać w szachy czy inne scrabble z żywym przeciwnikiem, ale są też i tacy którzy chcieliby obejrzeć fajny film i przy tym sobie poklikać wierząc że coś tam zmieniają (patrz: różne 7th Guesty i inne Journeyman Projecty). Ci pierwsi wierzą w staroświecką ideę gry rozumianą jako czysta rywalizacja. Dla nich literaki to sport, atawistyczna wojna, piękno starcia samo w sobie. Gdzieś pośrodku sytuują się fani It Came from the Desert, Pushovera, Ricka Dangerousa, Cannon Fodder, Deadly Rooms of Death, Lands of Lore, Shannary i czego to tam nie nastąpiło potem. Miksują doświadczenie estetyczne z wojną. Na dole drabinki sytuują się ci od „siódmego gościa” – młodociani miłośnicy gier flashowych, którzy wierzą iż bezmyślne klikanie myszą zastąpi seks.
Blade Runner, moim zdaniem, utrafił pechowo w okres „pomiędzy”. Ni to gra ni to film, ni to zagadka do rozwiązania przez mózg ni to freudowskie przedłużenie penisa oraz ręki jako potrzeba interakcji jako takiej. Generalnie koniec lat dziewięćdziesiątych to jest niedobry okres dla gier w kontekście bycia ocenianymi obiektywnie. O co chodzi w grach, Miczu, w/g Ciebie? W zeszłym roku odpaliłem PP Hammer, miałem fun jak 20 lat temu, odpaliłem Lotusa 2 – tak samo. Prehistorik, Jim Power, wszystkie gry Braci Bitmap, nawet tak zapomniane gry jak Reunion czy Perihelion. Zero filmowej grafiki – 100% radości z grania.
Moim skromnym zdaniem – bardziej liczy się grywalność niż grafika. Dlaczego? To już odpowiedź do wyczytania w tym oraz moich przyszłych oraz przeszłych postach. W literaturoznawstwie istnieje coś takiego jak komparatystyka. Miczu, gdybyś miał dla przykładu porównać Blade Runnera (grę) z Another World (grą)? Jakie różnice byś przedstawił? 😉
Z Blade Runnerem mam ten problem, że doceniam jego wielkość jako obserwator, ale jako gracz który grał w niego może 3 godziny, nie jestem w stanie zachwycać się nad emocjami jakie dostarczył. W 1997 roku to nie ja go recenzowałem, a po latach nie miałem już czasu, żeby się do niego na dłużej zabrać. Pamiętam jednak jak po premierze kopał tyłek, gdy się na niego patrzyło. Another World mnie ujął, kończyłem go ze dwa razy i czułem całą tą fabułę, świat, postaci.
W wielkim skrócie eksperci twierdzą, że piramidy w Gizie to grobowce naiwnych i zdegustowanych Faraonów, którzy w znudzeniu wybudowali sobie pamiątki po śmierci. I nie ma dla nich, żadnego znaczenia, w oczywistym fakcie, że nie ma żadnych i jakichkolwiek dowodów czy wskazań, że piramidy zostały wybudowane jako Faraonów grobowce. A akademicka mądrość lekceważy i pomijają wszelakie poważne dowody i stwierdzenia mistrzów kamieniarstwa, którzy twierdzą, że ciągnąć i ustawiać kamienne bloki jedne na drugich z taką dokładnością, jaką zastajemy na tych budowlach nie jest możliwe w żaden sposób tak jak to sobie kombinują i wyjaśniają i manią owi akademiccy wszechwiedzący znawco-mędrcy, nigdy kielni czy sznura do przekładni bloczkowej, nie wspominając o dłucie kamieniarskim w łapie nie mieli.
Foucault, musiał przeczytać tę samą informację, z którą i ja się zapoznałem. Innej możliwości nie było. W rękopisie datowanym na 1841 rok z biblioteki wielkiego księcia Toskanii, niejaki Vincenzo Viviani, który był ”studentem” Galileusza zanotował tajemniczo: ”Obserwujemy że wszystkie wahadła, wiszące na jednej nici odchylają się od swej pionowej początkowej płaszczyzny i czynią to zawsze w tym samym kierunku…..”
Och genialny zapis. Genialna jak dla mnie, informacja tyle, że tak bardzo lakoniczny i bez szczegółów, że niemal nic w sobie nie zawierający dla wielu. Ale widać z prac Foucaulta że nie taki genialny i nie taki znów oczywisty i zrozumiały zapis. Foucault wiedział, co ma, ale widać nie rozumiał, co wie.
Mimo powrotu do konwencji “drogi” obraz okazał się bardzo spokojny, przyspieszał jedynie momentami, a kamera przez większość czasu powolnie sunęła za postaciami. Obyło się bez nowych wątków, na pierwszy plan wkradli się bohaterowie – w szczególności Carl i Michonne. Wędrówka ojca i syna wypadła bardzo klimatycznie (ogólnie pod względem nastroju odcinek bardzo mi “podszedł”), bez nielogiczności, a jedyne popełnione błędy wynikały z ludzkiej głupoty. Zarówno młody Grimes jak i Michonne osiągnęli pewien punkt przełamania. Bohaterka postanawia wrócić do starych, sprawdzonych metod samotnicy, jedynie po to, by odkryć jak bardzo zmieniła się jej osobowość na tle ostatnich wydarzeń. Koszmary senne dają się jej we znaki, a podróż w towarzystwie hordy nie wydaje się już tak “komfortowa” jak niegdyś.
Pełna lista podobnych wyczynów: http://www.greenharbor.com/fffolder/wreckage.html
Teraz wszystko jest już jasne. NASA poinformowała, że sprawcą całego zamieszania jest… łazik Opportunity. Tak, jak przewidywali niektórzy naukowcy, pojazd uderzył w większy głaz i ukruszył jego kawałek.
W maju 2012 roku w Kazimierzu Dolnym odbyła się konferencja „Mechanika w lotnictwie”, zorganizowana przez Polskie Towarzystwo Mechaniki Teoretycznej i Stosowanej. Podczas tej konferencji dr Maciej Lasek (ten sam!) przedstawił prezentację, w której omówił wyniki pracy magisterskiej wykonanej przez studenta Franciszka Grabowskiego. Praca Grabowskiego dotyczyła katastrofy w Gibraltarze. Obliczenia wykonywane pod kierunkiem Laska przez Grabowskiego dowiodły, że przebieg lotu i upadku liberatora zgodny z zeznaniami pilota Eduarda Prchala, jedynego ocalonego z wypadku, był niemożliwy. Według Grabowskiego, pilot świadomie wykonał takie wodowanie. Oczywistym, chociaż nie wyrażonym wprost przez Laska wnioskiem z tych wyników jest uznanie, że Prchal był uczestnikiem spisku mającego na celu zabicie pasażerów. To dowód na słuszną tezę, która legła u rozpoczęcia śledztwa w 2008 r.
Obliczenia wykonywane pod kierunkiem Laska przez Grabowskiego dowiodły, że przebieg lotu i upadku liberatora zgodny z zeznaniami pilota Eduarda Prchala, jedynego ocalonego z wypadku, był niemożliwy.
Inne dane wskazują, że już w 1943 r. wiedziano, że po wodowaniu tego typu samolotu załodze jest stosunkowo łatwo się uratować, a pasażerowie z reguły giną. Według Grabowskiego, pilot świadomie wykonał takie wodowanie.
Olmekowie jako pierwsza cywilizacja Mezoameryki, mieli wpływ na pozostałe kultury regionu. Dlatego przypisywane są im “nowatorskie rozwiązania”, jak np. upuszczanie krwi i ofiar z ludzi, pisanie i epigrafika, wynalazek zera, Mezoamerykański kalendarz. Być może również kompas. Cywilizacja Olmeków mogła być pierwszą na półkuli zachodniej, która opracowała system pisania. Symbole (pismo) znaleziono w 2002 i 2006 roku, datowane od 650 pne do 900 pne. Oznacza to, że ich pismo poprzedza najstarsze pisma kultury Zapoteków, które pochodzi z około 500 roku pne. Olmekowie są uważani za najbardziej prawdopodobnych twórców (pochodzącej z Mezoameryki) gry w piłkę, która rozpowszechniła się wśród późniejszych kultur regionu i była wykorzystywana do celów rekreacyjnych i religijnych.
Prawdziwa polemika zaczyna się jednak przy próbie ustalenia, co przedstawiają kolosy. Wersji jest wiele. Niektórzy naukowcy twierdzą, że te ogromne kamienie to głowy wojowników olmeckich, co jest mało prawdopodobne, gdyż Olmekowie byli ponoć spokojnym narodem, który być może nawet nie miał wojska lub ewentualnie armię tworzono tylko w momentach zagrożenia. Zdaniem innych archeologów, te wielkie głowy to mieszanka człowieka i dziecka jaguara, co ma bezpośredni związek z kultem jaguara. Są też i tacy, którzy widzą w nich głowy przybyszów z kosmosu, o czym mają świadczyć hełmy tych niezwykłych postaci.
Przypominają posągi ze świątyni Atlantów w Tuli.
Quetzalcoatl wiecznie żywy
Quetzal był chudszy. W końcu to wąż 😉
Ciekawym szczegółem na tym filmie jest dla mnie to, że jeden z pilotów po wyjściu z kabiny wyciąga grzebień i czesze włosy (ok. 4 minuty nagrania). Brat mojej mamy nosił zawsze grzebień przy sobie i poprawiał nim włosy (lata 70-te i 80-te). Teraz rzadko widuję coś takiego 😉
Działanie takiego wahadła można sobie na żywo obejrzeć w warszawskim centrum Kopernika, albo np. w centrum COSMOCAIXA w Barcelonie
Jeśli ktoś nie ma dostępu do wahadła, polecam książkę Umberto Eco, ewentualnie film Jeana-Jacquesa Annauda.
Kultura ta prowadziła także badania nad gwiazdami i stworzyła podstawy astrologii rozwijanej później przez Majów i Azteków. Nie ma większych dowodów, że posługiwali się oni pismem, możliwe jednak, że stworzyli pewien system hieroglificznych symboli, który był stosowany następnie w epoce późno-olmeckiej przez plemiona Zapoteków. Uważanych zwykle za pierwszy lud Ameryki Środkowej, który wykształcił pismo. Cywilizacja Olmeków upadła ostatecznie około 400r.p.n.e. Do dzisiaj nie wiadomo kim do końca byli i jak siebie nazywał. Nazwa, którą posługujemy się dziś została nadana tej cywilizacji przez późniejsze ludy. Pochodzi od słowa Olmecalt, olli znaczyło guma a mecatl – sznur, lina. Dosłownie więc oznacza gumowa lina jednak tłumaczone jest również na angielskie lineage – rodowód, pochodzenie.
Kostiumy tylko takie jak dawniej 🙂
Wahadło w Panteonie jest w tej chwili remontowane.
Zapraszam do oglądania wahadła na Politechnice Gdańskiej.
Przypomina to trochę Wall-E z kreskówki. Ma określone zadanie, ładuje sobie baterie i codziennie ustawia góry z kostek odpadów. Jak jest więcej Wall-E, to robota idzie sprawniej. Jak zostanie jeden, też posuwa się do przodu, tylko oczywiście wolniej. Robot jest autonomiczny, nawet potrafi się sam naprawiać. Polecam film!
Tuż przed premierą Kodu da Vinci Rosslyn odwiedzało 35 tys. turystów rocznie, a zaraz po premierze – niemal 100 tysięcy. W jeszcze kolejnym roku tylko w jednym wakacyjnym dniu przez kaplicę przewijało się około 700 turystów,
Do wszystkich owładniętych ideą Templariuszy w Szkocji, tajemncą Rosslyn itp….
Na początek polecam świetny dokument historyczny produkcji BBC w reżyserii Tony’ego Robinsona „The Real Da Vinci Code”. Potem opracowania na temat Bruce’a i wojny z Edwardem II produkcji UK. a ponadto: G. O. Sayles „The Medieval Foundations of England”. Owszem u mnie na Uniwersytecie w Lincoln i taka teoria była wzmiankowana, ale tylko jako „giant fake history”. Mamy nawet taki instytut… Na pewno pod Bannockburn nie było Templariuszy. Mogę się zgodzić na rycerzy noszących białe stroje z dużym czerwonym krzyżem i malutką srebrną/złotą lilijką na środku krzyża, której można było nie zauważyć w boju, ale ci opisani przeze mnie to kontyngent szeryfa Lincoln, który uciekł z pola walki pod koniec bitwy nie dając rady szkockiemu sziltronowi.
Dzisiaj, będąca ciągle w prywatnych rękach rezydencja jest obiektem zadziwiającym, intrygującym. Jej położenie, nieco na uboczu, jej stan, częściowo zamieszkały, częściowo zrujnowany i jej otoczenie, półdziki park z nadzwyczaj bujną, porastająca stare mury roślinnością sprawia wczesnym rankiem w wyspiarskich mgłach upiorne wrażenie. A co musi się tu dziać wieczorem czy o północy podczas pełni księżyca, gdy z migoczących bladym światłem świec pomieszczeń zamku dobywa się dźwięk szczęku oręża i chóralnej przysięgi składanej przez rycerzy Zakonu Templariuszy…
Gaudi, Schneider, Warszawa… to są trzy symbole kojarzące się z tym filmem. Część akcji dzieje się w Barcelonie i oglądamy Park Guell oraz Casa Milo, czyli jedne z najsłynniejszych wyrobów hiszpańskiego architekta Antonio Gaudiego (Alan Parsons Project dedykowali mu swoją finałową płytę!). W filmie oprócz świetnie grającego Nicholsona jest też Maria Schneider, jakże inna od postaci znanej z 'Ostatniego tanga w Paryżu’. Nie mówi zbyt wiele, za to jest ładna jak nigdy wcześniej ani później. Można uwierzyć, że Nicholson z taką osobą chciałby uciekać na koniec świata. Wreszcie – Warszawa. 'Zawód reporter’ został zapamiętany także dlatego, że to właśnie w Polsce, w DKF-ie Kwant odbyła się światowa premiera tego filmu. Antonioni przywiózł szpule osobiście ze sobą i w zatłoczonej salce pokazał ją polskim widzom jako pierwszym na świecie. Gdy chodziłem do Kwanta w czasach gdy działał w Rivierze, ta historia z Antonionim krążyła jako legenda. Zdaje się, że to śp. profesor Jerzy Toeplitz nadzorował całą operację. 'Zawód reporter’ to prawie takie mistrzostwo świata jak 'Powiększenie’. Mówi coś o życiu, tylko nie sposób dokładnie powiedzieć co to jest. Jedynie czuje się to.
Na zaproszenie DKF „Kwant” po raz pierwszy przyjechał do Polski tej rangi Mistrz światowego kina Michelangelo Antonioni dzięki pomocy mojej ciotki z Rzymu i ambasadora Włoch, którego był bliskim przyjacielem. Prof. Jerzy Toeplitz w 1975 roku mieszkał w Australii i myśmy, i podejrzewam Antonioni nie mieli z nim kontaktu.
Arcyciekawe informacje! Ja się załapałem na wykłady profesora Toeplitza gdy Kwant był w Riwierze Remont. Chodziłem tam jeśli pamiętam w latach 1991-93. Kierownikiem DKF-u był pan Tobiszewski (?), który potem prowadził kino Praha.
Po mojej emigracji od jesieni 1984 szefem DKF „Kwant” jest Edward Tobiszewski, który jest także szefem AKADEMII FILMOWEJ DKF „KWANTU”, na której miał wykłady prof Jerzy Toeplitz. 40 lat temu zakładałem AKADEMIĘ FILMOWĄ z prof. dr Aleksandrem Jackiewiczem. Edward Tobiszewski był kierownikiem kina „Kultura” i „Rejs” Stowarzyszenia Filmowców Polskich, a nie kina „Praha”.
Dracula i Frankenstein zostały zainspirowane życiem. Badacze różnią się w opiniach, na kim Bram Stoker wzorował Draculę. Pierwszy obóz twierdzi, iż na postaci aktora Henry’ego Irvinga, który przez wiele lat był najbliższym przyjacielem i mentorem pisarza. Drugi – że wzorcem miał być żyjący w XV wieku w Transylwanii rycerz i dostojnik Vlad Palownik, mający w zwyczaju nadziewanie swych wrogów (rzecz oczywista, żywcem!) na pal. Choć sam Stoker utrzymywał, że bezpośrednią inspiracją do napisania powieści o wampirach była lektura Carmilli Sheridana Le Fanu i sen, jakiego po niej doznał, to niewątpliwie charakter i szkic postaci zaczerpnął z życia. Najprawdopodobniej połączył cechy mitycznej postaci historycznej z apodyktycznym, wyniosłym charakterem Irvinga. Także Mary Shelley sama z siebie nie wymyśliła postaci Frankensteina. Zanim w 1818 roku zjawiła się w willi Deodato, by rywalizować z Byronem i jego przyjacielem, doktorem Polidorim w konkursie na najlepsze opowiadanie, w wyniku którego powstał Frankenstein, bawiła w szwajcarskim muzeum marionetek. Oglądała tam mechaniczne kukły, które potrafiły nawet pisać! Zostało również potwierdzone, że Shelley bardzo interesowała się pracami zmarłego w 1798 roku włoskiego fizyka Luigiego Galvaniego. Prowadził on między innymi eksperymenty na martwych żabach, podłączając do nich katody z prądem i obserwując, jak się poruszają. Pewnego dnia przeprowadzał podobny eksperyment, tyle że na stół trafił powieszony godzinę wcześniej nieszczęśnik…
Dla czego upuszczenie kamienia z 400 m spowoduje jego odchylenie tylko o 10 cm ktoś może mi to obliczyć?
Moim zdaniem ładniejszy od dwóch bezosobowych wież.
Wiele mówiące zdjęcie. Sprzedawcą musiało być dziecko, bo wszyscy dorośli pracowali przy uranie.
Czyli DNA i RNA są ziemskimi wynalazkami?
Najwyraźniej. Nie wiemy w ogóle czy istniejące w obcych światach organizmy są oparte na aminokwasach, jak my.
Dr Godfrey Louis nie jest już traktowany jak szarlatan. Jego teorię życzliwie omówił w okładkowym temacie marcowy numer magazynu „New Scientist”, artykuł indyjskiego badacza przyjął renomowany periodyk naukowy „Astrophysics and Space Science”. Sprawa wymaga dalszych badań. Nie brakuje sceptyków, którzy twierdzą, że nad stanem Kerala mógł doznać awarii wojskowy samolot transportowy, który utracił 50 ton np. oleju hydraulicznego. Astrofizyk Alan Fitzsimmons z uniwersytetu w Belfaście nie kryje wątpliwości: „Byłby to fantastyczny i jednoznaczny dowód, że istnieje życie poza Ziemią. Ale jak uwierzyć w żywe komórki z komety, skoro w tym czasie nie zaobserwowano w pobliżu Ziemi takiego ciała niebieskiego?”. Być może jednak rzeczywiście okaże się, że, jak ujął to „New Scientist”, nad Indiami kosmici spadli z nieba czerwonym deszczem. Oznaczałoby to, że Ziemia w dalekiej przeszłości została prawdopodobnie „zapłodniona” przez zarodniki z wszechświata. Ten proces kosmicznego zapładniania naszej planety być może trwa do dziś.
Jeżeli to był meteoryt i eksplodował (mimo że leciał wolno), to dlaczego nie eksplodowały inne meteoryty uderzające w Ziemię (np. w Arizonie, na Jukatanie). Jeżeli siła eksplozji wynosiła około 50Mt (mamy tu czystą eksplozję klika km nad Ziemią bez zderzenia) to zakładając że gdyby cały był z trotylu, to musiałby ważyć 50 mln ton. Zakładając wagę trotylu około 1g/cm3 mamy kulę o średnicy 370m czyli większą około 3 razy od asteroidy Apophis (skalą podłużna 290x100m). Nie mogła być to zatem kometa lub zwykły meteoryt, lecz eksplozja o charakterze jądrowym. Wskazuje na to wykryte po wielu latach od wybuchu podwyższone promieniowanie jonizujące.
Louis i Kumar opublikowali 3 dokumenty. 2 na arxiv.org, dopiero 3 w Astrophysics and Space Science.
http://arxiv.org/abs/astro-ph/0310120
http://arxiv.org/abs/astro-ph/0312639
http://arxiv.org/abs/astro-ph/0601022v1
Ostatni, jako jedyny opublikowany w recenzowanym czasopiśmie, nie zawiera jakichkolwiek twierdzeń o rozmnożeniu komórek. Żaden z nich nie zawiera nic, jakoby przetrwały temperatury powyżej 500 st. czy poniżej -200 st. czy jakichkolwiek prób nacisku.
http://sites.google.com/site/godfreylouis/files/spiepaper709712.pdf?attredirects=0 – dokument z konferencji o łamaniu reguły Kashy
http://www.astrobiology.cf.ac.uk/redrain.htm – informacja z uniwersytetu w Cardiff
Na razie informacje są ciekawe, ale to w zasadzie dopiero jedno opublikowane w recenzowanym czasopiśmie badanie. Czekam na więcej.
W roku 1944 SS przejęło kontrolę nad projektem pocisków balistycznych V-2. Aresztowano Wernera Von Brauna i oskarżano go o opóźnianie projektu. Wypuszczono go po tym jak Himmler zaznaczył że to Hitler w 1943 oddalił prośby Von Brauna o dodatkowe środki na badania. (źródło: film dokumentalny “Assignment for Mussolini” )
W swoich wspomnieniach Albert Speer pisał: “…późną jesienią 1939 roku Hitler wykreślił projekt badawczy nad rakietami ze swojej listy spraw priorytetowych, tym samym automatycznie zmniejszając środki przeznaczane na jego rozwój. Dzięki cichemu porozumieniu z Heereswaffenamt kontynuowałem budowę instalacji w Peenemunde pomimo braku zezwolenia – byłem prawdopodobnie jedyną osobą która mogła pozwolić sobie na coś takiego.”
Ponad 5000 rakiet V-2s wystrzelono w kierunku Wielkiej Brytanii, jednak dotarło do niej tylko 1.100. Zabiły 2.724 osoby, raniły ok. 6000. Wyraźnie widać że choć rakiety były sporym zagrożeniem, to wciąż były niedopracowane.
Biografie i teczki von Brauna były znane w USA już przed programem Apollo i były PR problemy z tego powodu.
To jacyż to niby konstruktorzy niemieccy, którzy mieli trochę oleju w głowie skończyli na froncie, proszę o nazwiska 🙂
Rakiety V2 sporo ważyły, a ich fabryki, składy i poligony i tak znajdowały się w zasięgu działań Armii Czerwonej. Rosjanie przejęli sporo gotowych rakiet i części do nich. Oraz naukowców – tak jak pisałem, niektórzy specjalnie poddawali się Armii Czerwonej bo byli lewicujący. Polecam także przeczytać o czymś takim jak „Instytut Rabe” gdzie naukowcy Niemcy pracowali z i dla późniejszej legendy Siergieja Korolowa.
Ależ oczywiście, że w tamtych czasach (lata 20-40) mamy całą masę młodych zdolnych konstruktorów, którzy mając po dwadzieścia kilka lat byli dyrektorami swoich firm, laboratoriów i warsztatów – to nawet lepiej jak von Braun, pracujący dla i z rozkazu wojska. Jak nie wiesz, to przybliż sobie na przykład historię polskiego dwudziestolecia międzywojennego i polskich spółek, firm, zakładów, laboratoriów, które wtedy powstawały. Przykładowo, trójka Polaków: Rogalski, Wigura i Drzewiecki gdy zakładali RWD mieli od 22 do 25 lat o ile dobrze pamiętam. Wtedy to była nowa branża, było zapotrzebowanie, takich młodych konstruktorów było w Polsce i w Europie wtedy dziesiątki – bo nikt wcześniej nie produkował samolotów i samochodów na przykład.
Podobnie w Niemczech, nikt nie zajmował się wcześniej tematem rakiet, no ale wielce robisz chryje, że 27-letni doktor(!) specjalizujący się w tym temacie został dyrektorem zakładów. No naprawdę, to nie było nic niespotykanego w tamtej rzeczywistości.
Von Braun był jaki był, jego marzenia pochłonęły dziesiątki istnień ludzkich, lecz finalnie doprowadziły do powstania Saturna V. Trzeba mieć zawsze na uwadze wszelkie aspekty oceniając czyjąś osobę, lecz przypominam tylko, że von Braun też za swoją „nielojalność wobec Rzeszy” był aresztowany przez Gestapo w pewnym momencie, a co do jego służby ssmańskiej to żadni żyjący świadkowie np. z Dory nie próbowali postawić go przed sądem za osobiste przewinienia – raz osobiście von Braun skarcił jednego z więźniów za to, że stał na elemencie żyroskopu budowanej V2 – a za to strażnicy SS zabijali od razu. Ale więźniowie to mimo wszystko przeżyli, von Braun nie zgłosił tego nigdzie – i z zachowanych relacji wynika, że z całej obsługi Dory to chyba jego bali się najmniej, zresztą rzadko tam bywał.
Jeśli chcesz szukać ssmańskiej świni to prawdziwą świnią mającą w rękach losy dziesiątków tysięcy jeńców ciemiężonych w kompleksie Mittelbau-Dora, to chyba jedno, ale najohydniejsze nazwisko końca wojny tutaj wystarczy za wszystko.
Bliżej i taniej niż na Kanary 🙂
Dopiero wczoraj to obejrzałem. Środowisko akcji jest bardzo fajnie nakreślone, gotyckie, lekko teatralne. Miny Diesela momentami śmieszą, ale ogólnie jest dobrze. Zaraz po Pitch Black druga najlepsza część cyklu.
Posiadam na sprzedaż gumy turbo i donald jeśli ktoś jest jest chętny proszę o kontakt mailowy
Oczywiście gumy nie nadają się do spożycia (mają jedynie wartość kolekcjonerską i sentymentalną)
w razie zaineresowania lub pytań proszę pisać na guzior7@o2.pl
Bogiem w zasadzie antropicznej jest Kosmos.
Tylko gdyby wskaźniki były inne, nas by nie było. Inaczej – ponieważ istniejemy, to możemy to rozważać.
Wg mojej teorii popartej analizą wiedzy sumeryjskiej, tybetańskiej, egipskiej, biblijnej i troszkę tylko obecnej, nasza Ziemia powstała z wody w wyniku gromadzenia się na jej powierzchni pyłów i gruzów kosmicznych w okresie formowania się planet po powstaniu naszego układu słonecznego. Płaszcz ziemi może mieć grubość około 120 – 200 km grubości. Wnętrze ziemi poza metalicznym jądrem to woda w różnych stanach skupienia. Najbliżej skorupy ziemi znajduje się w czwartym stanie skupienia t.j. w stanie który wytwarza wysokie temperatury mogące topić skały. Trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów, wypływ lawy to nic innego jak efekt działania wody w czwartym stanie skupienia.
To czym jest ten artykuł to nie reinkarnacją, tylko WĘDRÓWKA DUSZ. Reinkarnacja to to według wierzeń wędrówka po drabinie wcieleń od organizmów prostych do tych najbardziej złożonych, z możliwością awansu i degradacji. To drugie to są brednie, natomiast wędrówka dusz istnieje.
Komedia trwa dalej. Największy brukowiec wśród rodzimych portali ma „ekskluziw” w którym przedstawia kolejny rzekomy model Mezuzyny. Kabrio! Nikt oczywiście nie widział nawet jednego elementu tego samochodu, nie ma najmniejszego śladu kto miałby go wyprodukować, a ci lamerzy piszą o nim jako o bycie materialnym. Oto Polska właśnie. Kraj mitów i mitomanów.
Od trzech miesięcy cosik ucichło. Pan z Ameryki zajął się czymś innym? Redaktorkom netowych serwisów informacyjnych nie przedłużono ich umów o dzieło? Farsa powoli wygasa.
I wygaśnie do końca. Ten projekt nie wyjdzie poza fazę kilku wyrenderowanych zdjęć. Panowie z motoryzacyjnego działu serwisu na O powinni wylecieć na pysk za sianie popeliny. Na miejscu ich szefów przyjrzałbym się czy aby całkowicie bezinteresownie lansowali to UFO.
czy to nadaje sie na prace zaliczeniowa na fizyke?
W gimnazjum może i powinno się nadać, ale na twoim miejscu dopisałbym drugie tyle 🙂
Warto dodać, że to serial twórców Pamiętników Wampirów i Plotkary 😉
Jest coś takiego jak Noc Reklamożerców, gdzie grupka napaleńców ogląda reklamy przez bitych pięć lub więcej godzin.
Faktycznie jest, tam z kolei, żeby zająć widzom czas materiałem, którego nie chcieli oglądać, powinni na rozbiegówkę puszczać jakiś film. 😉
Noc Reklamożerców to wyselekcjonowane, najlepsze reklamy z różnych krajów, ciężko to porównywać do zwykłej kinowej sieczki o bielszej bieli, tańszych rozmowach, dynamicznym i oszczędnym samochodzie i tak dalej.
Dwa razy byłem, w okolicach 2000 roku zdzierżyłem 5 godzin, ostatnio zdołałem jedynie 3 🙂
Gra jest banalnie prosta, to, że niektórym zajmuje ona 20min to znaczy, że są nie do końca sprawni (bez obrazy). Jeśli twórcy naprawdę zrobią coś, to może być całkiem ciekawa, zresztą to wygląda raczej jak wersja lite, bo ewidentnie są tu elementy fabuły. Poza tym, gdyby nie jej długość, to byłaby bardzo dobrą grą. Przy okazji przypomniała mi się bardzo stara gra – Neverhood, chodziło się w niej ludzikiem z plasteliny i rozwiązywało o wiele trudniejsze zagadki. Zna ktoś?
Jak dla mnie, to w tamtych miejscach są jakieś działania wojskowe. Trzeci raz leci to nagranie, a już się parę razy pomyliłam w tym, co chcę napisać i czuję pulsujący, uciskający ból nad uszami. Dziwne.
Żeby to usłyszeć, trzeba mieć dobry subwoofer, a nie głośniczki typu 2.0 :d Rzeczywiście okropnie denerwujące. Dźwięk taj częstotliwości jest bardzo donośny. Jeśli głośnik ma dużą membranę, a wzmacniacz odpowiednio niskie pasmo przenoszenia, to już przy bardzo małej głośności słychać dźwięk w całym bloku.
Klikaj w obiekty. Tak, koncepcyjne cofnięcie się o 20 lat. True retro.
Czyli obtaczali gliniane kulki złotem głupców?
Na to wygląda. Nie znalazłem opisu jak to dokładnie było robione, gdyż chyba nawet Meksykanie jeszcze tego nie wiedzą. W każdym razie jakoś te kulki przygotowywano do tego, by zrobiły się żółte.
Według co poniektórych freaków, owe kule pochodzą z planety Zeeba i stanowią „ofertę pokoju dla Ziemian”. Zapewne sprzed wielu lat, więc nie wiadomo czy aktualną.
http://weeklyworldnews.com/aliens/56101/alien-balls-in-mexico/
Jako przyczynę szumu wskazywano także przeprowadzony w 1945 r. w Nowym Meksyku test bomby atomowej, a nawet fale oceaniczne, które zderzając się ze sobą generują dźwięk niskiej częstotliwości. Żadna z powyższych teorii nie została ostatecznie potwierdzona. Zdyskwalifikowała je sama skala zjawiska: szum jest słyszalny tylko na niewielkim obszarze, zaś fale elektromagnetyczne wywoływane przez HAARP czy LORAN nie mogłyby uderzać wyłącznie w Taos. Tym bardziej należało wykluczyć dźwięki niosące się z oceanu – zwłaszcza, że miejscowość jest położona ponad 1000 km od wybrzeża.
Misja o kryptonimie USA-240 rozpoczęła się 11 grudnia 2012 roku z kosmodromu Cape Canaveral. X-37B został wyniesiony na orbitę przy pomocy rakiety Atlas V, a powróci na Ziemię tak jak każdy inny wahadłowiec.
To jest ten obrazek. 😉
http://www.druillet.com/galerie/peintures/pages/druillet/1992_yragael_02.htm
I dla porównania okładka LŚ
http://boardgamegeek.com/image/134644/citadel-of-blood
Trochę obciach z tą kradzieżą.
To że Microsoft przestał go „wspierać”, mało mnie interesuje. Mam XP i nie zamierzam go porzucać. Chyba że będzie teraz tak, że po kolejnej reinstalacji systemu nie będzie się dało aktywować?
Teraz sytuację sprowadzono do takiego absurdu, że nawet gdy odkryją życie, to sceptycy podważą to znalezisko.
Celna uwaga. Do dziś dziwi mnie stwierdzenie jednego z najbardziej znanych astronomów Carla Sagana, który pisał swego czasu, że wizyta obcych jest niemożliwa (i podawał ogromne koszty takiej podróży jako poparcie tej tezy), i na pewno w przeszłości do tego nie doszło. Jest to przykład sceptycyzmu posuniętego do granic możliwości i wyjątkowo „geocentryczny” punkt widzenia. A gdyby obcy wylądowali jednak przed Bialym Domem, czy pan Sagan, tłumaczyłby im, że są rozrzutni? 🙂
Mam wrażenie, że nie. Rzecz nieładna, bo skoro kupiło się legalnie program, to dlaczego ktoś pozbawia nas moźliwości korzystania z niego? Pozostaną mniej oficjalne sposoby aktywacji swojego mienia.
Aktywować będzie można nadal. Tu chodzi o wstrzymanie wsparcia technicznego, czyli w praktyce brak aktualizacji antywirusowych.
Jeśli zaakceptujemy oficjalną hipotezę o liniowym rozwoju ludzkiej cywilizacji, to absolutnie musimy odrzucić tezę, że pięć-sześć tysięcy lat temu ludzie mogli opisywać wybuchy jądrowe i ich fizyczne, oraz biologiczne skutki (także orbitujące wokół Ziemi statki-miasta o których tu nie wspomniano). Nie jest znana kultura, której mity nie były by osadzone w znanej ich twórcom rzeczywistości – są tylko ilościowym, ale w znikomym stopniu jakościowym rozwinięciem znanej im rzeczywistości. Dowody? Ależ są takie dowody – np. w postaci silnie napromieniowanych szkieletów w Indiach. W postaci zeszklonego piasku w Afryce. W postaci zeszklonych kamiennych murów w wielu miejscach świata. Naturalne wybuchy jądrowe jako zjawisko przyrodnicze? Przypominam, że wszystkie opisane wybuchy miały miejsce na, lub nad powierzchnią Ziemi, a to stoi w oczywistej sprzeczności z wywodami sceptyków.
NASA „nie skomentowała”? Chyba skomentowała: http://nowaatlantyda.com/2014/04/08/swiatlo-na-marsie/
Nowa atlantyda, heh. Chyba tylko Infra jest gorsza 😀
No, dobrze, uszczypliwości między konkurencyjnymi stronami na bok: NASA skomentowała czy nie?
Jakie uszczypliwości? Tego się po prostu nie da czytać. Mam się pofatygować i zapodać stamtąd kilka cytatów, które rozkładają na łopatki? A z NASA toś się czepił jak rzep końskiego ogona, tyle że nie tego konia co trzeba. Nie pisałem o żadnym NASA.
Nie podzielam Twojego zdania na temat konkurencyjnego portalu, ale to nie miejsce i czas na tę dyskusję. Odchodzisz od tematu, ja odnosiłem się do tekstu, a nie do Twojego komentarza. W tekście napisano, że NASA nie skomentowała zjawiska, a jednak inne źródła podają, że jednak to zrobiła.
NASA skomentowała. Z tego co czytałem, oficjalne stanowisko wygląda tak, że jest to jakiś odbijający światło kamień. Szczerze mówiąc, wydaje mi się to prawdopodobne. Baza obcych emitowałaby jednak znacznie więcej światła niż jedną plamkę 🙂
Cytowany przez serwis news.sky.com Doug Ellison z NASA przekonuje, że źródłem światła jest prawdopodobnie promieniowanie kosmiczne, które spowodowało wystąpienie artefaktu na obrazie zarejestrowanym przez kamerę łazika.
Szczerze watpie w bezpieczenstwo tak zabezpieczonych danych, po pierwsze kazdy kto ma dostep do danych medycznych (zapisu ekg) ma dostep, po drugie wystarczy zmienic stan emocjonalny i klucz moze nie pasowac (jesli jest inaczej zbyt latwo moze byc false positive) gorsze rozwiazanie niz czytniki linii papilarnych ktore bardzo latwo da sie oszukac – posiadajac probke robi sie wzorzec umieszczony na sztucznym palcu ze sztucznym tetnem i grzalka. Jednak dobre haslo (w kazdym miejscu inne) i o odpowiedniej ilosci i zroznicowaniu znakow jest lepsze. Jesli chodzi o zewnetrzne urzadzenia to uc z obustronna autentykacja i tablica kodow zmiennych.
Twórcy urządzenia twierdzą, że urządzenia do EKG w szpitalach nie zapisują danych na dysku, tylko drukują. Z wykorzystaniem obecnej technologii nie da się zrobić EKG na odległość, trzeba mieć fizyczny dostęp do pacjenta. Nymi zapewne robi uproszczony EKG, ponieważ to robione u lekarza wymaga podpięcia wielu czujników w okolicy klatki piersiowej, mimo to identyfikacja jest odporna na zmiany stanów emocjonalnych nosiciela.
Dobre hasła, w każdym miejscu inne, dodatkowo zmieniane co jakiś czas, można pozapominać, a zapisywanie ich nie jest bezpieczne. Hasło można przechwycić keyloggerem, podejrzeć kamerką, wyłapać poprzez nasłuch klawiatury. Zewnętrzne urządzenia i tablice kodów można zgubić, mogą zostać skradzione. Na wszystkie te sposoby Nymi jest odporne.
Twórca żyje do dzisiaj, aczkolwiek dziwne, że niczego więcej już nie zrobił.
Jak na fluorescencyjny kamień, to dość duża bryła. Czekam na kolejne info, jeśli Curiosity podjedzie bliżej.
„sam Gabriele otwarcie przyznaje, że inspirował się innymi grami ” – inspirował? to takie określenie na bezczelną kradzież? nie warto promować kradzieży. http://www.makoweabc.pl/2014/03/2048-to-klon-threes-nie-dajmy-zlodziejom-wygrac/
Tu jest ciekawy filmik w którym grupka mundroli opowiada o powstaniu przemysłu gier. Nosi nazwę Founding Fathers.
https://www.youtube.com/watch?v=hkXjpqtZk-g
No u mnie delikatnie ponad 31k i byłem prawie przy 4096 :/ Ogólnie taka rada starajcie się utrzymać najwyższą liczbę w jednym z rogów i wtedy samo będzie szło (np. na początku poruszać się tylko góra i lewo a w ostateczności jak się zblokujecie to jeden ruch w prawo i zaraz znowu w lewo, byle by tylko nie pozbyć się z rogu najwyższej liczby 🙂
Podobnie jak Dark Souls II, wolę się tym nie interesować, bo potrzeba by poszerzacza czasu 😉 Ale zajawka nadzwyczaj ciekawa.
Każdy nawet średnio ogarnięty gość wie, że ekg nigdy nie będzie takie samo i nigdy nie będzie po nim można rozpoznać kogokolwiek. Tylko skanowanie tęczówki zapewnia daleko posunięte bezpieczeństwo (siatkówka to nie elektronika).
Prosta migracja do nowszego systemu operacyjnego, jednak nie jest optymalnym rozwiązaniem. Zarówno Windows 7 jak i Windows 8 nie będzie działać poprawnie na wszystkich urządzeniach, które Windows XP obecnie obsługuje, nie oferuje również poziomu bezpieczeństwa zgodnego z wymaganiami PCI. Wciąż niewiele firm nie zdaje sobie sprawy z nadchodzącego zagrożenia – 40 % ankietowanych firm twierdzi, że „jeszcze nawet nie rozpoczęli migracji z Windows XP „, zaś 20 % respondentów twierdzi, że ” nie zamierza robić tego w ogóle . „
Ja właśnie skończyłem czytać książkę Stanisława Lema pt „Astronauci” i tam było nawiązanie do tej katastrofy. Znaleźli pojemnik z drutem z zapisem magnetycznym, a potem okazało się że to z Wenus. Ciekawa książka, polecam.
Wszystko ładnie, pięknie, ale sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana. Podejrzewam, że taką kulkę trzeba oświetlać odpowiednio dobranym sztucznym oświetleniem przez określony czas. W przypadku zbyt długiej i intensywnej ekspozycji na światło słoneczne całość pięknie porośnie glonem i nawet krewetki nie wyrobią.
Hitler nie był chory psychicznie ,tak jak Breivik nie był chory,jak terroryści nie są chorzy…Chory to chory – cierpiący nie mający wpływu na chorobę,czasem nie odpowiadający za swoje czyny,inaczej widzi czasem rzeczywistość,przejawia inne myślenie choć nie traci na intelekcie bo choroba psychiczna nie ujmuje intelektu.Natomiast tego rodzaju zbrodniarze – to przebiegli analitycy,działają konsekwentnie i logicznie,sa w pełni świadomi swoich czynów i działań które mają im podporządkować ludzi,miejsca,dać wpływ na czasy i pory.Napędem była dla niego religia nacjonalizmu – tak,bo nacjonalizm jest kultem o charakterze religijnym,w mniejszym stopniu politycznym,dobrze opisał to psychiatra Carl Gustaw Jung.Ów nacjonalizm o jakimś zaskakująco pogańskim charakterze,jak na tak światły naród Europy,czerpał siłę z pierwotnych zródeł mistycyzmu i okultyzmu – założeniem Hitlera i elit jego reżimu było po opanowaniu Europy przywrócić na tych terenach pradawne germańskie i nordyckie wierzenia w których miał swą siłę,jednak ochydna swastyka to nie symbol nordycki ale jeden z najstarszych symboli rytualnych – siła odradzająca się w słońcu,symbol szczęścia i pomyślności.Do naszych czasów przetrwało wiele tego typu symboli mistycznych o rodowodzie pogańskim,trudno dziwić się w tej materii Hitlerowi,skoro tyle lat po nim zainteresowanie i fascynacja takimi sprawami ma się dobrze,całkiem dobrze,także nacjonalizmem,widać to na ulicach,w autobusach,szkołach,zakładach pracy…a poziom świadomości społecznej jest…marginalny w tym zakresie – MIMO DOSTĘPNOŚCI BIBLIOTEK,SPECJALISTYCZNEJ PRASY,INTERNETU!!!miał obsesję na punkcie narodu Izraelskiego – ale ostatnio Polacy też mają…za wszystko winny kto?Żyd.Ja to nawet na placach zabaw słyszę – a dzieci w domu,od niedouczonych rodziców.Polacy mają paniczny strach przed Żydami i nieuzasadnioną nienawiść.Jak do wszystkiego co inne.A jest naród Żydowski jednym z najświatlejszych narodów świata i najstarszym jaki chodzi po ziemi,narodem przedsiębiorców,naukowców,literatów,artystów,ludzi kultury,sztuki,filmu,biznesu – to się ludziom nie podoba.To był strasznie zamożny naród.Dlatego rzeki złota płynęły od zamordowanych i okradanych Żydów wprost do rąk nazistów.Miał swoją wizję świata – nie tolerował prawdy,prawa do życia,nie miał szacunku do człowieka.Niszczył każdy przejaw inności,odmienności.
Było nie było, film reżysera rewelacyjnego Hosta!
I w końcu nie wiem już czy iść, czy nie iść? Bo wiele recenzji powiada, że rozczar.
Wszystko jest kradzieżą intelektualną. Jedynie neandertalczyk, który jako pierwszy otworzył bezzębne usta i jęknął AAAAAA! może być uznawany za samoistnego twórcę.
Protoplasta Asteroids!
Wciąga jak diabli 🙂
Jest dodatkowe info w tej sprawie. Okazuje się, że źródło światła nie było już widoczne na zdjęciach zrobionych przez Curiosity sekundy później. Dosłowny cytat poniżej.
According to NASA, a bright spot appears in single images taken by the stereo camera’s „right eye” camera, but the spot doesn’t show up in images taken less than a second later by the left-eye camera.
Pan Cukierberg szasta pieniędzmi na różnych frontach. Skończy się to tak jak podczas bańki z 2000 roku.
Ooo, pierwsza galeria w której nie będzie można dotykać eksponatów 😉
Powstaje przygodówka „Six Elements” nastawiona na eksplorację i z myślą o Oculus Rift.
http://www.kickstarter.com/projects/494598080/the-gallery-six-elements
Używając Razer Hydra możemy sterować rękami. Sądzę, że Razer wcześniej czy później zrobi rękawiczki przenoszące ruch każdego palca do gry. Gra wygląda bardzo fajnie. Byłoby zarąbiście, gdyby zrobiono remake Trespassera.
http://www.gry-online.pl/S016.asp?ID=3241
Trespasser wygląda jak gra stworzona dla Oculus Rift, mimo że gdy powstawała, twórca Oculus Rift pewnie sikał jeszcze do pieluchy.
Okazuje się, że w dzisiejszych czasach marzenia zaczynają się spełniać, zanim jeszcze je zamarzymy.
http://trespassingpetrolia.com/
Dwa lata i skończy jakVX-1.
Jeżeli to ma być wyświetlany obraz to zadna atrakcja. Rownie dobrze moge sobie we wlasnym domu ulozyc fotele obok wlasnego TV w taki sposob jak w samolocie a na TV odpalic film Grawitacja i poczuc sie jak bym podrózował na ksiezyc 🙂
Podróżując samolotem tez lubie miejsca przy oknie ale wlaśnie dlatego ze można oglądać prawdziwy obraz z wysokości a nie TV.
Był ogrzewany i sam się ogrzewał, nieźle!
Większość ludzi boi się latać samolotem i takie okno nie jest dla nich.
Snowpiercer to jeden z najlepszych SF-ów w ostatnich latach. Bez żadnych wątpliwości. Rzecz przypominała mi trochę Dystrykt 9 swoim podejściem do tematu, takimi „brudnymi” wnętrzami i steampunkowym pulsem. Widz przez cały czas jest ciekaw co będzie dalej, bo Snowpiercer to podróż do wnętrza piekła. A może nieba? W każdym razie wędrówka. Reżysera tego filmu poznałem osobiście na jednym z brukselskich festiwali horroru. Był wtedy po realizacji znakomitego Hosta, znanego u nas jako Potwór. Już wówczas uskuteczniał znakomite efekty specjalnie, zintegrowane ze środowiskami. W Snowpiercerze jest też trochę CGI na wysokim poziomie. Niestety, zakończenie jest najsłabszym punktem, ale jeśli pomyślimy o konstrukcji całego filmu, to jaką lepszą puentę można było wymyślić? Marsz do kin!
Pierwszą sondą kosmiczną wysłaną z Ziemi, która „odwiedziła” Merkurego, był MARINER 10, przeleciwszy trzykrotnie wokół planety w 1974 roku. Wtedy to po raz pierwszy zauważono liczne kratery „zdobiące” powierzchnię planety oraz inne formacje (rowy, doliny, płaskowyże) podobne do tych występujących na Księżycu i Marsie. Sonda wykonała także około 45% mapy powierzchni. Spowodowane to było oświetleniem tylko jednej strony planety.
Jedną z najbardziej charakterystycznych odkrytych formacji jest tzw. Basen Caloris, powstały w wyniku uderzenia dużego ciała kosmicznego. Powstały 40 kilometrowy krater otoczony jest siecią ponad 100 koryt, a całość przypomina pająka. Kolejnym odkryciem przez sondę było odkrycie dipolowego pola magnetycznego o dwukrotnie mniejszym natężeniu niż pole magnetyczne Ziemi. Odkryto także dość duże promieniowanie ultrafioletowe pochodzące z gwiazdy 31 Crateris.
Mariner był także pierwszą sondą, która odwiedziła dwie planety w ciągu jednej misji.
Ciężko będzie go „rozebrać” podczas budowy sfery Dysona 🙂
Jajogłowi ogłosili, że to promieniowanie kosmiczne odbiło się na matrycy kamery Curiosity.
Pitu pitu. I ten „odblask” pojawił się nie w losowym miejscu, na przykład w przestrzeni, tylko na linii horyzontu? No popatrz co za przypadek.
Sceptycy zawsze wolą hipotezę obarczoną prawdopodobieństwem 1:1000000 niż przyznanie, że Oni istnieją 🙂
Latem 1991 roku duński uczony i podróżnik Edmund Bork wyruszył na poszukiwanie otworu na biegunie północnym. Dzięki zdjęciu zrobionemu przez satelitę ESSA-7 znalazł on podobno szczelinę szeroką na 2252,6 kilometra. Bork całkiem poważnie stwierdził, że prowadzi ona do znajdującego się wewnątrz Ziemi raju, który ma własne słońce, płytkie, ciepłe morze i tropikalną roślinność. Opowiadał też, że raj ten zamieszkuje „bardzo cywilizacyjnie rozwinięta i pokojowo nastawiona ludzka rasa”, a dziury nie widać z powodu grubej powłoki chmur nad biegunem północnym. Mówił, że mieszkańcy Pustej Ziemi zasłaniają ponadto ów otwór elektronicznymi „kurtynami świetlnymi”, które dają złudzenie wielkich, zaśnieżonych pól lodowych. Relację z tej podróży zamieścił „National Enquirer”, amerykański brukowiec, z lubością drukujący wymyślone bzdury w rodzaju „Złota rybka zjadła słonia”. Jeśli Bork naprawdę widział to, o czym opowiadał, to gdzie są zdjęcia, filmy, dowody? I czemu opublikował tak sensacyjne sprawozdanie w gazecie, jakiej nikt nie wierzy oprócz ludzi, których naiwność nie ma sobie równej w całym wszechświecie? Przecież w ten sposób zamknął sobie drogę na łamy poważniejszych pism!
Z tego co widzę, to większość ludzi ma tak zakodowane w głowach, że wybuch jądrowy w starożytności wydaje się im czymś absurdalnym, ale sami sobie co niektórzy ludzi zaprzeczają nie istnienie w dalekiej przeszłości wysokorozwiniętej inne technicznie cywilizacji nie koniecznie ograniczającej się tylko do Ziemi, która sama doprowadziła siebie do unicestwienia się poprzez mitologiczne Wojny Bogów, doprowadzając tym samym do globalnego Biblijnego Potopu, który cofną tą cywilizację do prymitywnej. A my współcześni ludzie jesteśmy dalekimi spadkobiercami prastarej cywilizacji która istniała na długo przed nami.
Co ciekawe, odnalezione przez archeologów szczątki ludzi były rozrzucone po całym terenie, co świadczy o tym, że zagłada była nagła. Na tych szczątkach nie znać również śladów śmierci w walce i nie ma przy nich broni. Poza tym ich zęby są zabarwione na zielono, jak po ćwiczeniach nuklearnych na amerykańskich poligonach w Nevadzie (angora, sierpień 08). Po drugie dwóch naukowców: Davenport i Vincetti odkryli tam złoża stopionej na szkło gliny, a większość budynków została spalona w temperaturze powyżej 5 tys. Stopni Celsjusza. Owi naukowcy twierdzą również,że są w stanie wskazać miejsce wybuchu… Ponieważ ich teoria zakłada atak bombowy, a dokładnie miałaby to być bomba atomowa. Do ich teorii skłaniają się badania: szczątki ludzi promieniują pięćdziesięciokrotnie bardziej, niż normalnie, a teren wokół Mohendżo Daro jest bardziej napromieniowany, niż Hiroszima…
Zgadza się. Są tam ślady mocno podwyższonego promieniowania. Szczególnie szkielety ludzi zaskoczonych śmiercią na ulicach są mocno napromieniowane. A teraz trochę fantazji. W świątyni w Efezie znajdował się słynny, święty kamień. Zresztą nie jedyny, znajdujący się w starożytności w takich „boskich” przybytkach. Istnieje dokładniejszy opis akurat tego kamienia z Efezu, zwanego „mówiącym kamieniem”, bądź, zależnie od przekładu – „szemrzączym kamieniem”. Kamień ten miał zresztą i inne walory. Pochodził od „bogów” i wydzielał ciepło. Co ciekawe, zachował się wizerunek świątyni ze sterczącym z jej dziedzińca podłużnym, sporych rozmiarów, obiektem, który wygląda jak zaoblony ku górze podłużny obiekt o kolistym przekroju. Czym to było i gdzie się podziało, nie wiadomo, ale … . Załóżmy, że była to „zgubiona” przez „bogów” głowica atomowa, lub jakiegoś pokrewnego typu broń masowego rażenia. Załóżmy, że takich „relikwi” było conajmniej kilka i chętnie czczono je w świątyniach, jako „boskie”, a jedna z nich trafiła niegdyś do Mohendżo Daro. Dalej nie trudno się domyśleć. Albo „szemrzący, boski kamień” zaczął zbyt mocno „szemrać” z powodu np. klimatu i niewłaściwego mikroklimatu składowania i wydzielać coraz więcej ciepła, albo absolutni, jak zawsze, znawcy wszystkiego, czyli kapłani, zaczęli to to zbyc mocno „adorować”, albo polerować, no i stało sie to, co musiało się stać z tak groźnym, acz, niewłaściwie składowanym obiektem. Jak „bóg” dał wypierd, to nawet nie zdążyli się zdziwić. Podoba się wam trochę fantazji? Dodam, że w zasadzie, to co opisałem, w niczym nie różni się od tzw. „naukowych teorii” archeologów, no może z małym wyjątkiem. Moja opowieść jest bardziej spójna logicznie i poparta poszlakami, które są z kolei udokumentowanymi dowodami. Ale wygodniej jest twierdzić, że w Mohendżo nie ma śladów promieniowania i że przed kilku tysiącami lat nie było broni atomowej, choć jest sporo dowodów na to, że nawet została użyta.
O wiele się nie mylę, to po kilku tysiącach lat promieniowanie w tych miejscach – zakładając, że faktycznie ktoś użył broni atomowej – powinno być niewiele większe niż promieniowanie tła. Inaczej mówiąc, silnie radioaktywne ( a można prosić o dokładne wartości? ) szkielety jako dowód ataku atomowego sprzed paru tysięcy lat to lekki absurd. O użyciu broni atomowej można by wnosić na podstawie analizy chemicznej i obecności śladowych ilości paru pierwiastków oraz natężeniu promieniowania – ale do czegoś takiego trzeba by precyzyjnych badań a nie 'silnie radioaktywnych’ szkieletów.
Plany Sterna wydawały się zawsze nierealne. Program organizacji był odpowiednio „odświeżany”, jednak jego podstawowym założeniem zawsze była antyimperialistyczna walka z wpływami brytyjskimi na Bliskim Wschodzie. Działalność tej grupy w latach wojny skupiała się głównie na walce z Brytyjczykami, a nie z Arabami. Większość jego członków postrzegało siebie nie jako Żydów, ale jako Kanaanejczyków, co implikowało tendencje mesjanistyczne. Gdy armia Rommla docierała do bram Kairu, wywiad brytyjski wpadł na trop Sterna (chociaż bardziej prawdopodobny jest fakt przekazania informacji o miejscu jego pobytu przez jakiegoś członka grupy); został on zastrzelony w czasie wymiany ognia w swojej kryjówce w Tel-Awiwie.
Posnansky jest postacią niezwykle barwną. Urodził się w Wiedniu w rodzinie o polskich korzeniach. Z wykształcenia był inżynierem i marynarzem. Jako podróżnik i przedsiębiorca stał się mecenasem sztuki; jego wielką pasją była archeologia i etnologia obszaru Andów i Amazonii. W 1896 roku, w wieku 23 lat, Posnansky udał się do Brazylii. Początkowo brał udział w różnych ekspedycjach, które badały górny bieg dorzecza Amazonki. Korzystając z trwającego boomu kauczukowego, założył firmę zajmującą się transportem rzecznym głównie w regionie Acre, na pograniczu brazylijsko – boliwijskim. Boliwia stała się drugą ojczyzną Posnanskyego, której obywatelstwo uzyskał w 1909 r.
Przełomowym momentem w życiu bohatera wystawy była wizyta w 1903 r. w słynnym dziś stanowisku archeologicznym Tiahuanaco, w trakcie której zapoznał się z wykopaliskami prowadzonym przez francuską ekspedycję kierowaną przez geologa Georges’a Courty. Tiahuanaco stało się od tego momentu pasją, a nawet pewnego rodzaju obsesją Posnanskyego, który starał się dociec początków oraz wyjaśnić przyczyny upadku tej fascynującej kultury. To dzięki jego staraniom zaprzestano używać ruin jako kamieniołomu, sprowadził też tam uczestników Kongresu Amerykanistycznego (ICA) w roku 1910, a następnie przez wiele lat zabiegał o powołanie parku archeologicznego Tiahuanaco i objęcie go opieką rządową.
Decyzję o umorzeniu zaskarżyła Teresa Ciesielska, córka jednej z ofiar katastrofy – pułkownika Andrzeja Mareckiego. Domagała się wznowienia śledztwa i przeprowadzenia ekshumacji kuriera z Warszawy Jana Gralewskiego (w ramach postępowania ekshumowano szczątki kilku innych ofiar).
Teresa Ciesielska podkreślała, że ciało Gralewskiego – według oficjalnej wersji – wyłowiono z wody cztery dni po katastrofie. Podnosiła, że na znalezionych przy Gralewskim listach do żony nie stwierdzono śladów, że były one w wodzie. Stąd – zdaniem skarżącej – można domniemywać, że Gralewski nie wsiadł do samolotu z Sikorskim, a odnalezione ciało w rzeczywistości nie jest ciałem Gralewskiego. Ekshumacja pozwoliłaby zweryfikowanie tych domniemań – zaznaczyła w zażaleniu.
Sąd podzielił stanowisko IPN, że zaniechanie ekshumacji nie było niezbędne, nie stanowi istotnego braku w śledztwie i nie wypacza merytorycznej decyzji o umorzeniu. – uważa sędzia Katarzyna Smołka. Dodała, że decyzja prokuratora o umorzeniu śledztwa nie jest jednak nieodwracalna, bowiem w przyszłości mogą się w tej sprawie pojawić nowe dowody.
Sędzia przypomniała, że katastrofa gibraltarska ma dla Polaków szczególne znaczenie i od lat budzi zainteresowanie opinii publicznej, mediów i badaczy. – Nie można też pominąć żyjących potomków ofiar katastrofy gibraltarskiej i ich zrozumiałe zainteresowanie wynikami postępowania. Na gruncie tej sprawy pojawiło się wiele spekulacji, którym towarzyszyło zaangażowanie różnych środowisk. Tym samym nie można lekceważyć ich determinacji w dotarciu do prawdy i naświetlaniu rzeczywistego przebiegu wydarzeń sprzed ponad 70 lat – podkreśliła sędzia. Ustalenia śledztwa powinny jednak opierać się na faktach, a nie – domniemaniach, nieposiadających rzetelnych podstaw dowodowych – wskazała.
Na marginesie, Wiki podaje, że była to „córka Jana Gralewskiego”. Gralewski nie miał dzieci.
Argument pani Ciesielskiej jest oczywiście słuszny, bo leżąc w wodzie przez 4 dni nie da się nie zamoczyć bibuły. Zabawna jest natomiast odpowiedź Wysokiego Sądu, że „zaniechanie ekshumacji nie było niezbędne”. Trzeba ruszyć mózgownicą, żeby spróbować zrozumieć o co Wysokiemu Sądowi mogło chodzić. Po dekonstrukcji zdania, rozumiem je jako „nie było problemem wykonanie ekshumacji”. To prawda. Ale skoro nie było, to łatwo można było sprawdzić czy ciało Gralwskiego rzeczywiście leżało w wodzie. Tyle że Wysoki Sąd sam już nie potrafił z tego wyciągnąć żadnego wniosku. Na przykład takiego, że w tej sytuacji zażalenie pani Ciesielskiej było całkowicie zasadne.
Wszystko pięknie, tylko że korporacje nie zadziałają wg w/w schematu – owszem, podwyższą składki „piratom” ale wcale nie obniżą „niedzielnym kierowcom” wychodząc z założenia, że stać ich na to, co już i tak płacą.
Maksymalne zakresy prędkościomierza są z reguły stałe dla danego modelu auta i nie wynikają z chęci dania kierowcy „dobrego samopoczucia” posiadania potencjalnie szybkiej bryki, ale z tego, że w danym modelu montuje się szeroką gamę silników – od jakiś np. 1.9 TDI do 3.2 TFSI, gdzie te ostatnie bez bólu osiągają np. 240 km/h i trochę bez sensu (w dobie powszechnej unifikacji) byłoby dawania różnych tarcz prędkościomierzy w zależności od mocy silnika.
Na ostatnim zlocie naszej ekipy byliśmy w takim domu w Szymbarku.
Tam rzeczywiście dzieje się coś dziwnego. Na tym filmie widać jak reporterzy postawili stojącą pionowo miotłę.
http://www.youtube.com/watch?v=-KdxYT0Ngnc
Ciekawa koncepcja. Kolejne Pearl Harbor.
Pośredni udział Izraelskiego Ruchu Wolności w dziele Nowego Porządku w Europie…, połączony z pozytywnym i radykalnym rozwiązaniem problemu żydowskiego w Europie na bazie wzmiankowanych powyżej narodowych aspiracji Żydów, znakomicie wzmocniłby moralną podstawę Nowego Porządku w oczach całej ludzkości.
Współpraca Izraelskiego Ruchu Wolności byłaby także zgodna z ostatnią mową Kanclerza niemieckiej Rzeszy, w której Hitler zaakcentował, że wykorzysta każdą kombinację i każdy sojusz, ażeby izolować i pokonać Anglię.”
Niemcy nie wyrazili chęci współpracy z częścią środowisk syjonistycznych, gdyż w tym czasie przyjęli już kurs proarabski. Warto dodać, że przywódca organizacji Abraham Stern (zabity przez Brytyjczyków w przebraniu kobiety) do dnia dzisiejszego uchodzi w niektórych żydowskich środowiskach za niezłomnego bojownika, prawdziwego bohatera narodowego. Już na pewno za takiego uważał go Icchak Szamir – organizacyjny następca Sterna, późniejszy premier państwa żydowskiego i specjalista od „polskiego antysemityzmu”.
Prof. Sabato twierdzi, iż wyniki jego analizy „miażdżą” wnioski komisji z 1979 roku jako całkowicie błędne. Według niego na nagraniu dźwiękowym, przebadanym przy pomocy współczesnych technologii, w ogóle nie słychać strzałów. Jest tylko dźwięk motocykla policyjnego, dźwięki z radia i dźwięki powstałe w wyniku wibracji mikrofonu od pracy silnika. Tym samym jedyny materiał dowodowy wskazujący na to, iż faktycznie padły cztery strzały, ma być obalony.
Na dodatek na podstawie analizy policyjnej komunikacji radiowej zarejestrowanej przez mikrofon ustalił, iż rzeczony policyjny motocykl nie jechał w pobliżu prezydenckiej limuzyny, ale ponad trzy kilometry dalej.
Rozprysk a kierunek strzału jaki zdaje się widać na filmie akurat są bardzo mylące… Korpus Kennedy’ego nie reaguje na strzały odrzutem jaki widzimy na filmach, ponieważ prezydent ubrany był w stabilizatory (chorował i miał problemy z utrzymaniem prostej sylwetki). Płat czaszki został od ciśnienia i pęknięcia powstałego od postrzału oderwany od połowy czoła z prawej strony głowy Kenneddy’ego w górnym kierunku, natomiast sam strzał padł z przodu. Potwierdziła to analiza zdjęć wykonanych podczas sekcji, a ujawnionych względnie niedawno. Tak duże ciśnienie wewnątrz czaszki spowodowało, ze „mgiełka” właściwie pojawia się z przodu czaszki, a najciekawsze jest to, ze kula jednak nie przeszła na wylot. Została „zagubiona” w szpitalu po wyjęciu z głowy…Za strzałem od przodu przemawia również fakt, ze kawałki mózgu i kości zostały wyrwane fala uderzeniową w kierunku tylu pojazdu… To co robi Prezydentowa, to nie ucieczka z auta. Ona po prostu będąc w szoku zbiera jego głowę. Cała sprawa ma dziesiątki tajemnic i niedomówień. Z drugiej strony, przynajmniej nie wmawiali, ze się sam zastrzelił.
Mimo wszystko cały czas jest kopa zagadek. Kiedy bardzo dokładnie się temu przyjrzeć, to, ile rzeczy się ze sobą nie zgadza, jest fascynujące. Chociażby to, że chwilę po tym jak prezydent został postrzelony, policjant wbiegł na Grassy Knoll (trawiasty pagórek obok drogi którą jechała kawalkada prezydenta. Według części teorii to stamtąd padły „dodatkowe” strzały) i natknął się tam na ludzi, którzy pokazali dokumenty Secret Service. Trzymali w rękach broń, ale pozwolono im się oddalić. Co najbardziej zaskakujące, później ustalono, iż tam nie miało prawa być żadnych funkcjonariuszy Secret Service, wszyscy byli w kawalkadzie. Kim byli ci ludzie?
Bohaterem na pewno nie był. Jego ojciec dorobił się na handlu alkoholem w czasach prohibicji, i zarówno on jak i cały klan Kennedych mieli powiązania z mafią. Książki napisane przez J. Kennedy’ ego były tak wątpliwej jakości, że musiały być poprawiane przez ghostwriterów i kupowane po cichu w dużych ilościach przez jego ojca. Inaczej nie stałyby się bestsellerami. Sam Kennedy walczył w czasie II wojny światowej z Japończykami, ale najpierw ostro sprzeciwiał się przystąpieniu do wojny Ameryki z państwami Osi i w ogóle powstrzymania agresywnych zapędów Hitlera w Europie. W 1960 r. wygrał wybory prezydenckie w USA w dużej mierze dzięki pomocy mafii, która oczekiwała, że powiązany z nią JFK będzie jej sprzyjał i wspierał mafiosów. Przecież to dzięki nim zaszedł tak wysoko (z czołowymi gangsterami miał nawet te same kochanki).
Po przeczytaniu przypadku Valenticha można uwierzyć że UFO to pojazdy latające 🙂
W tej teorii jest jeden problem. Nie ma szans, żeby wody podniosły się na wysokość kilku kilometrów podczas domniemanego potopu. Co najwyżej mogło to być kilkadziesiąt metrôw. Według Posnansky’ego wody sięgały Titicaca.
Jest taka szansa. Teoria Charles’a Hapgood’a. Można ją znaleźć m.in tu: https://uwierzwewlasnyrozum.wordpress.com/. Jest to strona gdzie umieściłem zawartość uleszka.net. Przeczytaj. Jest tam wiele wyjaśnień ale jeszcze więcej pytań.
Na tym zdjęciu jest trochę podejrzane, że grubas cały czas musi pilnować łapą miotły.
Pierwsi, ale nie ostatni bojownicy z tamtych stron 🙂
Dalszy ciąg sprawy Valenticha. Trudno powiedzieć w jakim stopniu jest to fake. Może i w dużym, ale autor podaje dużo źródeł w których o tym pisano.
http://ufoexperiences.blogspot.com/2005/10/frederick-valentich-update.html
Kiedyś czytałem dociekliwy artykuł na ten temat. Okazało się, że ten Valentich to był jakiś straszny kombinator i przekręciarz, a zniknięcie było jak najbardziej w jego interesie.
Nie znasz procedur działania agencji wojskowych. 1974 – trwa zimna wojna, wojskowi mogli stwierdzić, że jest szpiegiem i nie przypadkiem dostał się w obszar testowania nowego typu pojazdu. Jednak moim skromnym zdaniem zachowanie tego obiektu przekraczało możliwości maszyn z tamtego czasu (nie jestem ekspertem). Chciałbym wierzyć, że to UFO było statkiem obcych, ale pewnie przyczyna tego wydarzenia była dużo bardziej banalna i przyziemna.
globu_s: To nie jeden problem: inny brzmi następująco: kto i w jaki sposób potrafił wówczas obrobić kamień z taką precyzją? Kto znał na tyle dobrze astronomię i matematykę?
Domniemanie stojące za badaniami Posnansky’ego jest takie, że to
a) obca cywilizacja
b) potomkowie Atlantydy
Innej opcji nie ma, poniewaz 10,000 lat temu cywilizacja opisana w podręcznikach historii nie byłaby w stanie dokonać takich konstrukcji architektonicznych. Więc możemy przyjąć do wiadomości powyższe albo odrzucić badania Posnansky’ego z założeniem, że musiał się gdzieś pomylić i w rzeczywistości Tiahuanaco powstało już po Chrystusie. Tylko jak wytłumaczyć kości ludzi i ssaków sprzed 10,000 lat na jednej warstwie osadowej? Kolejna pomyłka?
„Innej opcji nie ma, poniewaz 10,000 lat temu cywilizacja opisana w podręcznikach historii nie byłaby w stanie dokonać takich konstrukcji architektonicznych. ”
globu_s: a jednak ktoś to zrobił. Zauważ, że akademicy traktują różnie znalezione dowody w zależności od tego czy pasuje do ustalonego paradygmatu czy nie. Na przykład wspomniane przez Ciebie kości to dowody, które „muszą być” pomyłką, bo „zapewne doszło do przemieszania warstw” (standardowe wyjaśnienie). Gdy jednak znajdujemy obok siebie kości człowieka i zwierzęcia, które mogło żyć w jego czasach, nikt nawet nie pomyśli aby podważyć te dowody. Założenia Posnanskiego podważa się, bo nie pasują do ustalonej chronologii. A przecież znamy stanowiska archeologiczne, które są nawet starsze, np. Gobekli Tepe, czy szokująco stare i potwierdzone badaniami c14 Gunung Padang, sprzed 22 tys lat(!)
👍
Ciekawa rzecz. W sieci udało mi się odnaleźć zapostowaną przez samego Gary’ego Macka kopię oryginalnego oświadczenia Bradinga złożonego przed szeryfem.
http://www.history-matters.com/archive/jfk/wc/wcvols/wh19/html/WH_Vol19_0244a.htm
W dokumentach CIA znajduje się niesamowity dokument o Bradingu, który sceptyków stawia w kącie 😀
https://www.cia.gov/library/readingroom/docs/CIA-RDP88-01315R000300510116-8.pdf
Dym z papierosów wypuszczony w środku zaczyna wirować, aż zniknie. Turyści mogą też obserwować jak różne przedmioty wtaczają się tam pod górę, albo przesuwają w kierunku środka wiru. Innym, zastanawiającym zjawiskiem, które zachodzi w samym wirze jest załamanie grawitacji, które najprawdopodobniej oddziałuje na światło.
Na marginesie celem informacji podam ,że max czas utajnienia czyli 100 lat wg brytyjskich przepisów akt archiwalnych tyczy tylko akt karnych i lekarskich . Zresztą w przypadku badań naukowych jednostkowo można wnosić o pominiecie tejże. Zwykły czas utajnienia to x + 35 lat . Jak w przypadku akt głównych Sikorskiego . Zatem nie przystoi to …historykowi.
Maryniak nie robił ekspertyzy ( jak wiemy co znaczy to słowo ) była to analiza lotu a robił ja Goetzendorf – Grabowski. Maryniak sygnował. Na marginesie nie oparł się w tejże na jakichkolwiek dokumentach sensu largo.
A co do tych dwóch świadków ( z RAF ASR no 71 oraz z UTP )to odnalazłem ich już w roku 2010 bowiem sprawą katastrofy poświęciłem ponad 20 lat .
Śmieszą mnie wszystkie doniesienia w sprawie wypadku , na dodatek debity z debitów . Przerażające jest jednak to, iż biorą udział w tej ” hucpie narodowej ” …naukowcy. Chyba bowiem … noblesse oblige szczególnie dla własnego nazwiska .
Zapewne była to żelazno-kamienna asteroida. Naukowcy pod kierunkiem Wiktora Kwasnicy z Ukrainy mają w ręku jej mikroskopijne fragmenty.
Istotnie, wprowadzono nową definicję planety. To ciało, które obiega Słońce, ale nie ma księżyców i o masie równej sobie. Od planety wymaga się też aby w otoczeniu swojej orbity „wyczyściła tor”, aby nie było innego gruzu o podobnej masie.
Jeden ze specjalistów, który badał oryginalne taśmy rozmowy Valenticha z wieżą kontroli w Melbourne opisał dźwięki jako „trzydzieści sześć osobnych trzasków zaczynających się i kończących łagodnym pulsowaniem” i dodał, że nie było w nich „dostrzegalnej regularności tak w długości trwania, jak i częstotliwości”. Znaczenia tych dźwięków, jeśli takowe miały, nie dało się określić.
Nie ma to jak wylać dziecko z kąpielą. To tak jak z podnoszeniem akcyzy na mocne alkohole, podnoszeniem cen na bilety komunikacji miejskiej, podnoszeniem podatku dochodowego. Pomysłodawcy liczą, że wpływy wzrosną, a potem są wielce zdziwieni że fakty są dokładnie odwrotne, wpływy są mniejsze niż przed podwyżką. Podobnie byłoby ze wspomnianą ustawą książkową. Książki będą droższe, mniej ludzi kupi, wydawcy zaczną mniej wydawać, cały rynek skurczy się jeszcze bardziej. Główkować trzeba w drugą stroną, jak sprawić by książki były tańsze, obniżyć VAT na książki, dać ulgę podatkową księgarniom itp. Zresztą walka o utrzymanie księgarni, to walka z wiatrakami, jak walka o utrzymanie sklepów z muzycznymi CD czy filmami na DVD. Czy to się podoba, czy nie książki podobnie jak muzyka i filmy w końcu przejdą do dystrybucji wyłącznie cyfrowej.
Standard made in Poland. Gratuluję każdemu komu nie odechciało się jeszcze rysować.
Słusznie, że pełen komiks, bo formuła anologii moim skromnym zdaniem już się wyczerpała. Poza tym ile można o Powstaniu? W Łodzi Egomt zorganizował jeszcze drugi równoległy konkurs na komiks dla dzieci. O nim też zaległa cisza. Ktoś coś wie na ten temat?
Sztuczna regulacja rynku nie może się udać. To tak jak wprowadzenie prohibicji.
Nie ma wątpliwości, że od chwili zamordowania żony, której obecność stanowiła poważną przeszkodę w zaspokajaniu potrzeb seksualnych, był on opanowany jedną myślą. Kierował nim wewnętrzny przymus, i byłby z całą pewnością zabijał nadal, gdyby tylko miał okazję, ponieważ był to jedyny sposób zaspokojenia popędu. I tak na przykład pewna kobieta, która często widywała Christiego w kawiarni w pobliżu jego domu, opowiadała, że dwukrotnie zapraszał ją do siebie, by poddała
się „leczeniu kataru”. Na szczęście dla niej, za każdym razem wizytę u Christiego uniemożliwiały jakieś przypadkowe okoliczności…
Z drugiej jednak strony pośpiech, z jakim Christie wybierał kolejne ofiary po śmierci żony, wskazuje wyraźnie, że zdawał sobie sprawę, jak mało czasu ma do dyspozycji, zanim rodzina żony z Sheffield zainteresuje się jej stanem (należy pamiętać, że bardzo często ich odwiedzała). Nie zakopywał już zwłok w ogrodzie, mając świadomość tego, że w kredensie zostaną szybko odkryte. Następnie, gdy uznał, że nie powinien dłużej pozostawać w domu, uciekł. Wydaje się, że przez te tygodnie żył opanowany jedną myślą skorzystać jak najwięcej, póki nikt się nim nie zainteresuje…
E.T. został właśnie odnaleziony na pustyni w Nowym Meksyku. Zaczęło się od tego, że agencja marketingowa Fuel Industries otrzymała zgodę na rozkopanie podejrzewanego miejsca spoczynku gier w celu obalenia tego mitu w ramach filmu dokumentalnego tworzonego przy współpracy z Microsoftem. Szybko okazało się jednak, że na wysypisku faktycznie znajdują się zakopane kartridże gry E.T., Centipede oraz jeszcze trzeciej, której tytułu nie pamiętam. Wiadomość pochodzi z Twittera Larry’ego „Majora Nelsona” Hryba, szefa społeczności Xboksa.
Jak się jednak okazało w 2010 roku, obliczenia, na podstawie których stwierdzono wielkość Eris i zdetronizowano Plutona, były błędne. Najnowsze dane wskazują, że jej średnica nie przekracza 2340km, a więc jest mniejsza od Plutona! Nadal utrzymują się jednak opinie, że wartości jej ciężaru i gęstości są od Plutona wyższe. To by mogło oznaczać, że Pluton za jakiś czas odzyska status planety.
Kontrowersja E.T nie polegała wcale na tym, że to była zła gra. Powiem więcej – to nie była zła gra! Wbrew pozorom była całkiem przemyślana.
Tylko, że była trochę skomplikowana. Żeby w to grać instrukcja była musem, aby w ogóle wiedzieć, co jest co. Dopiero wtedy gra staje się grywalna i nawet bez problemu można w nią grać. Mało kto jednak miał instrukcję lub ją czytał i tak narodziła się cała ta zła fama.
Żeby nie być gołosłownym: jeśli żyliście w czasach Atari i nie reagujecie na tego typu grafikę, jak dzisiejsze dzieci na zepsutego iPada: poczytajcie na gamefaq instrukcję i sami spróbujcie. Sami się zdziwicie grywalnością tytułu 🙂 Nie był jakiś super, nie był nawet dobry, ale nadal daleko mu do innych crapów, które w tym czasie pojawiły się na Atari. Średniak 6/10
Dokładnie. Gra była jednym z najlepiej sprzedającym się tytułem w grudniu i styczniu 1982/3. Problem polegał po prostu na tym, że zakładano absurdalnie wielką sprzedaż – kilka razy większą. Stąd „fiasko”, nie rzeczywiste, lecz urodzone w chorych łbach „ekspertów od markjetyngu”. Problem gry polegał też na tym, że była trudna. Oceny krytyków miała często bardzo wysokie, jednak podkreślali oni fakt, że na początku trzeba sporo czasu poświęcić na opanowanie gry. Potem sprawiała wielką satysfakcję. Ci, którzy dawali niskie oceny – po prostu nie byli w stanie gry opanować. Bardzo podobnie było z jedną z najlepszych gier w historii – Trespasser (już na PC).
Z tego co wiem, a wiem niewiele, ustawę próbują wylobbować firmy wydające książki szkolne, w które uderzy darmowy podręcznik. Na rynek jako taki żadne próby regulacji nie wpłyną ponieważ sprzedaż książek [czy też generalnie mediów papierowych bo czasopism także] spada ze względu na cyfryzację ludzkiej wiedzy. Papier jest jedynie medium, podobnie jak płyta, twardy dysk czy tzw. „tradycja oralna” – liczy się rozpowszechnianie informacji jako takie. Oczywiście, podobnie jak telewizja nie zabiła radia komputery nie zabiją książek, ale musimy się powoli (ci którzy już zrozumieli, że nigdy nie będzie tak jak jest – szybciej) przyzwyczajać do dalekosiężnych zmian społecznych związanych z zamianą na kolejne medium, które o tyle różni się od innych że jest totalne jak futbol holenderski z lat siedemdziesiątych – nie zostawia jeńców.
Btw, skoro wspomniałem o szkole, na odstrzał jako jedna z pierwszych idzie tradycyjnie rozumiana edukacja. Już dziś dzięki internetowi przeciętny nastolatek z dajmy na to Wietnamu jest w stanie zgromadzić więcej wiedzy niż posiadał profesor Harvardu w roku 1990. Jak owej wiedzy użyje i czy tezauryzacja owej wiedzy rozumianej ilościowo jest tym samym co szeroko rozumiana „mądrość” to już odrębna kwestia oczywiście.
Teraz dochodzi do tego relacja Clinta Hilla, czyli agenta Secret Service, który wskoczył do limuzyny. Opowieść Hilla, wbrew jego intencjom, przyczyni się raczej do umocnienia teorii spisku. Ochroniarz potwierdził bowiem, że chwilę po zamachu żona Kennedy’ego krzyczała: Co oni zrobili?! Co oni zrobili?! Do tej pory fakt takiego zachowania Jacqueline Kennedy nie był potwierdzony. Bazując na plotkach, zwolennicy teorii spisku uznali, że żona prezydenta wiedziała, kto mógł chcieć zabić jej męża. A teraz słowa pani Kennedy potwierdził będący tuż obok niej agent Secret Service…
Fox wyciągnął właśnie wtyczkę z zasilaniem. Kolejnego sezonu nie będzie.
Wszechświat jako program, komputer etc. to świetne teorie, bo niemożliwe do udowodnienia. Jeżeli żyjemy w symulacji to choćby skały srały tego nie udowodnimy, bo nie mamy punktu odniesienia do zewnątrz. Znamy tylko założenia symulacji, które mogą być np prawami fizyki, które trzymają nas za mordę, a tego obejść się nie da.
Tak samo teoria strun, nie ma siły żeby uzyskać empiryczny dowód że tam hen hen w głębi protonu wibruje żyłka zapętlona w n wymiarach i raczej nie będzie to możliwe. Trzeba kombinować matematycznie.
Ja rozumiem, że można się fascynować alternatywną „nauką”, w tym również alternatywną „archeologią”. Niestety, warto się czasem zastanowić, na jakich podstawach opiera się nasze przekonanie o tym, co jest prawdziwe- w tym przypadku o autentyczność jakichś figurynek nie wiadomo skąd i kiedy wydobytych. Te przedmioty nie mają żadnej wiarygodnej dokumentacji potwierdzających ich autentyczność (proces wydobycia etc), a przynajmniej o takiej nie słyszałam. Zastanawiające jest, że zdecydowana większość tego typu „cudów archeologii” zostaje odnaleziona nie wiadomo gdzie, nie wiadomo kiedy.
Czekam na taką wersję 🙂 https://www.youtube.com/watch?v=n3avyKIg_4s
Ładne to. Ciekawe ile kosztuje wyprodukowanie takiego trwającego powiedzmy minutę klipu? Biorąc pod uwagę podobny poziom szczątkowej animacji.
Trzeba chyba przedzwonić w tej sprawie do Pani Christine Shaw 🙂 http://www.bbc.co.uk/mediacentre/worldwide/111012panzerfaust
Chyba szybko Petera w telewizji nie pokażą, choć sama produkcja nie wygląda na bardzo drogą. Elijah Wood a tym bardziej Summer Glau też raczej budżetu nie zawyżają. Poczekamy zobaczymy (oby) 🙂
Wikipedia twierdzi iż wszystkie badania są nie do końca wiarygodne, a raczej nie tyle niewiarygodne co sprzeczne a ich słabością są niedoskonałości technologii badawczych. Innymi słowy, figurki z Acambaro są idealnym materiałem dla miłośników alternatywnych nauk – skoro nie da się ustalić prawdy lub fałszu zawsze można mówić „a może…” i na wieki snuć hipotezy. Nie można więc stwierdzić jak autorka artykułu iż „udowodniono” autentyczność figurek – jedni udowodnili, inni nie. 😉
Dwa naukowe wyjaśnienia mogłyby być takie:
1. Zbieżność wyglądu stworów z dinozaurami jest przypadkowa. Są to po prostu jakieś bóstwa a’la egipskie, których wizerunki miksują ludzi z jaszczurkami czy też innymi aligatorami. Być może stworzone pod wpływem wizji pejotlowych lub coś w tym stylu. Hipoteza mało prawdopodobna, ponieważ figurki do bólu przypominają prawdziwe dinozaury.
2. Twórcy figurek zainspirowali się autentycznymi znaleziskami (ludy pierwotne też coś tam grzebały w ziemi i mogły natrafić na szkielety ogromnych zwierząt) i odtworzyli ich wygląd na podstawie szkieletów. 4000 lat czy nie, mózgownice mieli na tyle rozwinięte żeby pokojarzyć iż szkielet = pozostałość zwierzęcia, w końcu chyba na coś świadomie polowali. A że szkielety były ogromne i pochodziły od nieznanych zwierząt jak wszystko co nieznane i ogromne zainspirowały religijne wizje – a te z kolei jak to często bywało sztukę.
Brzmi to wszystko fajnie, ale moim skromnym zdaniem, które jest zawsze anty- w stosunku do wszelkich atlantyd, meteorytów i innych tajemnic figurki wyglądają jak ulepione z plasteliny i są XX-wiecznymi wyjątkowo udanymi fake’ami. 😉
Wydaje się, że XX-wieczny fake to nie jest, bo na razie żadne badanie tego nie wykazało. Osobiście przychylam się natomiast do hipotezy, że figurki stanowią jakąś rozwiniętą wizualizację współczesnych gadów, ale nie dinozaurów. Co prawda Sitchin zakładał, że Anunnaki wylądowali jakieś 200 mln lat temu (piszę z pamięci), ale akurat w to nie sposób uwierzyć. Mówiąc krótko, ludzie od figurek nie mieli skąd wiedzieć o dinozaurach. Chyba że sami by wykopali ich szkielety, w co jeszcze trudniej uwierzyć.
Antylogik, teoretycznie już same narodziny idei relatywizmu jako takiego spowodowały problemy. W dawnych czasach hierarchie określały prawdę – rację miał ten kto mógł drugiemu zrobić kuku. Potem przyszło Oświecenie, epoka rozumu, wolności itd. i nagle się okazało że każdy ma rację tak samo a prawdy nawzajem się szachują i nie da się jednoznacznie stwierdzić czy wyjaśnieniem wszystkiego jest liczba 42 czy też coś innego.
Moim skromnym zdaniem, z tym chaosem trzeba się pogodzić. Pofantazjować na temat idei takich jak Wszechświat z komputera jest fajnie, ale nie można przedobrzyć ponieważ można literalnie zwariować. 😉 Wszelkie idee mają to do siebie że są istotne jedynie o tyle o ile stają się faktami społecznymi. Jeżeli sonda kosmiczna działa i jest w stanie dolecieć gdzieś tam na krawędź Układu Słonecznego i przy okazji coś tam zbadać to ok. Jeżeli węgiel się pali a woda daje życie to też ok. Jeżeli społeczeństwa jakoś się między sobą dogadują bez wojen to też ok. DLACZEGO tak się dzieje jest już mniej istotne, dopóki wszystko jakoś funkcjonuje. Idea Wszechświata z komputera jest pasjonująca ale nie ma żadnego znaczenia nawet dla przyszłych pokoleń ponieważ niczego nie zmieni w życiu codziennym, co najwyżej zamąci. I chyba lepiej żeby pozostała ideą rodem z książek sf i dla czytelników tychże przeznaczoną. 🙂
Moim skromnym zdaniem epoka wielkich idei się bardzo dawno skończyła. Nie dowiemy się ani tego czy Wszechświat jest komputerem ani nawet nie skolonizujemy innych planet. Kiedy nasz przyziemna ludzka globalizacja dokończy swego dzieła, wszystko się już wymiksuje, pościera ze sobą itd. okaże się że najważniejsze jest zapewnienie sobie małej stabilizacji tu na Ziemi. Zamiast kompulsywnego podróżowania, fascynacji internetem jako narzędziem komunikacji czeka nas za kilka pokoleń lub wcześniej powrót do lokalizmu – ludzie powrócą do małych społeczności i zamiast zajmować się walką o podbój kosmosu oraz „poznawanie innych kultur” będą uprawiać ogródki i napędzać żarówki wiatrakami. Dlaczego? Ze zmęczenia wojną i chaosem. 🙂
Pozdrawiam. 😉
„skoro nie da się ustalić prawdy lub fałszu…” To nie da się ustalić co jest prawdą a co fałszem.
Szacunek do Beksińskich, ale patrząc na tematykę obrazów ojca, to nie wiem czy chciałbym wzrastać w takim domu. Te fascynacje wampirami, horrorami syna, igranie ze śmiercią od najmłodszych lat, to wszystko jest powiązane. Choć Beksiński mawiał, ze z ojcem nie ma za dużo wspólnego poza tym, że siadają razem przed telewizorem wieczorem. Jednak Ojciec miał ogromny wpływ na jego zainteresowania i jego życie. Wielcy ludzie, ale bardzo dziwni. Szkoda, że tak skończyli. Igranie ze Śmiercią, tematyka Śmierci w sztuce. Może jakieś Przekleństwo? Kto wie. Słuchając głosu Beksińskiego w audycjach 3ki było tam wiele bólu, wołania o pomoc, cierpienia a już w ostatniej audycji jaką prowadził ten ból aż ranił słuchającego. Przyznam, że ciężko było mi go słuchać, bo głos zdradza wiele. Tego wieczoru każdy wiedział, że Tomasz nie wróci. Parafrazując Wieszcza „Nie zaznał miłości na ziemi, oby zaznał jej w Niebie”.
Fragmentów tej audycji można sobie posłuchać. http://www.youtube.com/watch?v=6GifAoNZuQc Lepiej nie robić tego, jeśli jest się w marnym humorze. Facet miał szmergla i co niesamowite, gadał tak przez 4 godziny.
Moje prywatne zdanie jest takie, że jeśli dwudziestolatek fascynuje się gotykiem i śmiercią, to jest to w miarę normalne. Wchodzi w dorosłość, zmaga się. Ale jeśli rajcuje to czterdziestolatka, to sprawa jest już niestety do zbadania. Sam jako nastolatek chłonąłem Poego i Lovecrafta i żyłem tym, a dzisiaj uznaję ich dzieła za przyjemną zabawę.
Jeśli Spielberg będzie będzie w tym maczał palce, to ja już podziękuję – po tym, co zobaczyłem w „Terra Nova” ten człowiek dla mnie nie istnieje. Nigdy nie lubiłem jego „familijno-przygodowych” bzdetów typu „E.T” czy Jurassic Park. Oczywiście z całym szacunkiem dla fanów, nie chcę wywoływać wojny. Jeśli mu pozwolą za bardzo się mieszać, to powstanie płytka, pozbawiona głębszego sensu i po prostu koszmarna szmira. Jestem wielkim fanem HALO, ale on to zniszczy, mam takie przeczucie.
Na razie od projektu odpadł już jakiś czas temu Neil Blomkamp, czyli reżyser energetycznego „Dystryktu 9”.
Zwrócę waszą uwagę na dwa fakty związane ze zdarzeniem na Gibraltarze, bo używanie słowa „katastrofa” jest wielce niestosowne, Otóż mamy rok 1941, Churchill KAŻE Sikorskiemu jechać do Moskwy i podpisywać porozumienie z Iwanem Majskim. Relację z tego żałosnego wydarzenia można znaleźć na YT – wystarczy wpisać „Sikorski Moscow 1941”. Na filmiku widać łopoczące obok siebie flagi polską i sowiecką, mimo że oba państwa były ciągle de facto w stanie wojny. Mijają niemal równe dwa lata i dokładnie 15 kwietnia 1943 Churchill wzywa Sikorskiego na Downing Street i KAŻE mu odpieprzyć się od Katynia i nie zawracać głowy Aliantom takimi bzdurami jak śmierć 10,000 ludzi. Sikorski – uwaga – odmawia. Po raz pierwszy w życiu. Dalsze wypadki biegną błyskawicznie.
Tak, to bardzo znaczące. Zwłaszcza że dokładnie następnego dnia po tym spotkaniu – co podają niektórzy historycy, aczkolwiek niektórzy twierdzą, że brak takiej wiedzy – na Gibraltar przyjechał Kim Philby. Nie mam pewności czy miał on cokolwiek wspólnego z 4 lipca, ale pewne jest, że owego 15 kwietnia, dwa dni po ogłoszeniu przez Niemców zbrodni katyńskiej, los Sikorskiego był przesądzony. Gdyby podczas spotkania na Downing Street zgodził się udawać wariata i nic nie robić, tak jak to miało miejsce wielokrotnie wcześniej, być może jako marionetka przetrwałby do końca wojny. Chyba że wcześniej zgładziliby go sami Polacy, wściekli że paktuje z diabłem ze wschodu.
Mówiąc krótko, Sikorski znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, jedyną szansą dla Polski po wybuchu II wojny światowej, aczkolwiek oczywiście również znikomą, był jak najwcześniejszy sojusz z Hitlerem, nakierowanie go na wschód i przeczekanie aż uderzy w Sowietów. Czyli Zychowicz. W czasie wojny Sikorski tego nie rozumiał, ufał mrzonkom, że dobry pan zza oceanu mu pomoże. Wtedy jedną z nielicznych osób rozumiejących strategię geopolityczną był Stefan Witkowski, czyli założyciel tajnej organizacji Muszkieterzy. W grudniu 1942 roku został zastrzelony na warszawskiej ulicy przez geniuszy z AK.
Christopher Dunn w swojej książce o znaczącym tytule „Giza Power Plant” wyjaśnia do czego jego zdaniem służyła piramida. Podaje też sporo argumentów. Na przykład, Komora Króla, wykonana została z granitu asuańskiego o zawartości 55% kwarcu. Kryształy kwarcu w wyniku pulsacyjnego nacisku wytwarzają energię elektryczną. Jest to tzw. efekt piezoelektryczny. Posadzka komory królewskiej opiera się na faliście ukształtowanej skale. Także wokół ścian znajduje się wolna przestrzeń między granitem i wapieniem. Każdy krok wewnątrz komory powoduje, że komora wpada w drgania. Komora Króla najwyraźniej została tak zaprojektowana by mogła swobodnie drgać. Można zatem zaryzykować hipotezę, że komory „odciążające”, a właściwie granitowe belki poszczególnych stropów nad Komorą Króla, to po prostu rezonatory mające za zadanie wzmocnić drgania komory królewskiej.
Ta książka wyszła w Polsce w serii Amberu. Autor przytacza wiele ciekawych argumentów, faktów którymi nie zajmuje się akademicka nauka, ale wnioski są jednak zbyt radykalne, by nie powiedzieć – szokujące. Przynajmniej dla mnie.
Pytanie jest jeszcze inne. Załóżmy mianowicie, że budowniczowie WP chcieli ukryć mumię Cheopsa przed rabusiami. OK. Wybudowali bogusową komnatę króla, umieścili pusty sarkofag, a prawdziwą mumię wpakowali do zakamuflowanej komnaty. Dodatkowo zamurowali całą piramidę. Tylko dlaczego w takim razie umieścili kanały prowadzące do tej zakamuflowanej komnaty? Wygląda to na sytuację, w której przewidzieli, że po wielu tysiącach lat ktoś zdoła to odkryć.
Teoria Bauvala czy Hancocka jest taka, że szyby wychodzące z komnaty króla miały stanowić rzekomo ujście duszy faraona w kierunku Oriona. Bo rzekomo ich przedłużenia wystrzeliwują w ową konstelację, taką jaka była na niebie w okolicach 10,500 roku pne. Czytałem tę książkę wiele lat temu i nie pamiętam już ich uzasadnienia. Nie bardzo rozumiem jak to możliwe, skoro oba szyby wystrzeliwują w dwóch przeciwnych kierunkach, a pas Oriona jest zwarty. Brak też wytłumaczenia co ze ślepymi szybami. Wydaje się, że dwa górne szyby faktycznie były wentylacyjne, a w komnacie króla nigdy nikogo nie pochowano. To co skrywała i chyba nadal skrywa Wielka Piramida, może znajdować się za drzwiczkami Gantenbrinka.
Z Orionem chodziło chyba o to, że oba północne szyby trafiają w jego konstelację.
Zapewne wielu z tych, którzy chodzili do szkoły, a nie tylko udawali, że chodzą, zna takie równanie matematyczne, którego prawidłowym rozwiązaniem jest, że nie ma ono rozwiązania. I dla mnie takim równaniem są piramidy. Każda odpowiedź na pytania po co i jak je wzniesiono jest- póki co- bez sensu. Nie wiemy ani jak, ani po co. Jeżeli nawet uprawdopodobnimy odpowiedź na pytanie jak?, to pewnie dalej nie będziemy wiedzieli po co? I pewnie o to chodzi, żeby wreszcie dojść do wniosku, że równanie nie ma rozwiązania, chodzi o samo równanie.
Piramid jest multum, są rozsiane po całym świecie w ściśle określonym porządku, każda z nich była technologicznym wyzwaniem. Cóż więc wiemy na pewno o piramidach? Właśnie to, aż trzy rzeczy! Piramidy są więc świadectwem czyjejś obecności, potęgi technicznej i technologicznej tego kogoś, oraz powszechności i – wynikającej z niej- jedności, wszechświatowości, czyli czymś, czego dzisiaj kompletnie nie ma, ale do czego powinniśmy dążyć.
Zapewne wiele z piramid jest jakimś marnym naśladownictwem pierwowzorów, ale akurat piramida Cheopsa jest kwintesencją abstrakcyjnego myślenia, na które może się zdobyć tylko istota myśląca. W niej wszystko jest zagadką, i wszystko jest bez sensu. Każdy „sens” zawarty w wymiarach, proporcjach czy w samej konstrukcji jest sensem równie prawdopodobnie rzeczywistym, co pozornym, jak w równaniu matematycznym bez rozwiązania.
Chodzi o pobudzenie do myślenia i wyciągnięcie prawidłowego wniosku: to jest bez sensu pod względem celu, skupmy się na tym, jak to zostało zrobione, bo jeszcze do pięt nie dorastamy budowniczym tej piramidy! Każdy aspekt Wielkiej Piramidy jest tak dramatycznie wielką zagadką technologiczną, że tracenie czasu na dociekanie do czego coś miało służyć, jest traceniem czasu.
Jeżeli ktoś snuje hipotezy, że piramida była jakimś generatorem lub odbiornikiem energii, to i tak nie daje rady odpowiedzieć na pytania, ani co to za energia, ani po co? Jaki użytek miałby ktoś z tej energii? Ile tej energii by było? Ale wiadomo przynajmniej, że do zbudowania piramidy było potrzebne do jasnej cholery energii, i już mamy problem, skąd ona się wzięła? Jak transportowano, podnoszono, a najpierw wycinano i obrabiano kamień?
I póki co jest tylko jedna- moim zdaniem- sensowna odpowiedź na wszystkie pytania: Nie ważne jak, ani po co; ważne, że jest świadectwo, że ktoś, kiedyś celowo tego dokonał, że był w stanie to zrobić, czego my dziś jeszcze nie umiemy, że zostawił po sobie to świadectwo i masę wniosków, które się z tym wiążą- wniosków oderwanych od techniki, technologii i wymyślnych idei.
Piramida nie jest żadnym budowlanym wyzwaniem. Już dzieci w piaskownicy budują babki na kształt piramid bo jest to naturalny kształt budowli który jest najbardziej wytrzymały i najprostszy do zbudowania.
Wspaniałe są te hurraobłąkańcze wypowowiedzi o architektonicznej zwyczajności piramidy Cheopsa. Tak jakby jeszcze jakiś inny monument przetrwał 4000+ lat.
Coraz częściej da się przeczytać, że na końcu jednego z szybôw jest komnata z mumią Cheopsa.
Tutaj jest bardzo ciekawy filmik na temat ww szybów. http://www.youtube.com/watch?v=pBEPVyPRYuU
Co ciekawe, obie pary drzwiczek znajdują się w identycznej odległości od komnaty królowej (65 m) co może mieć jakieś znaczenie symboliczne.
Co do wykonania – wyobraźnię pobudza teoria o drążeniu bo człowiek współczesny patrzy na piramidę jak na monumentalny blok skalny „z dziurami” w środku. Tymczasem owe dziury mogły być na początku…rynnami, które później zabudowano od góry. W takiej rynnie łatwo też umieścić drzwiczki a nawet jakieś skarby.
Czemu szyby nie prowadzą na zewnątrz trudno powiedzieć. Być może w trakcie budowy zrezygnowano z ich przedłużania, być może zewnętrzne części się zawaliły w późniejszych czasach? Być może na ich końcu, za tymi drzwiczkami lub jeszcze następnymi, coś umieszczono; coś o znaczeniu – jak już napisałem – symbolicznym?
Moja refleksja na temat sztuki w ogóle jest taka, że sztukę (samo pojęcie już się mocno rozmyło – to odrębna kwestia) generalnie tworzyli(ą) ludzie z odbitą palmą. Gdyby prześledzić historię tej dziedziny aktywności ludzkiej roi się tam od ćpunów, alkoholików, depresantów, rozwodników, wiecznych romantyków. To co przetrwało do naszych czasów jako wielkie albo przynajmniej budzące kontrowersje raczej z rzadka było tworzone przez spokojnych drobnomieszczańskich obywateli. Smutna to nieco konstatacja bowiem pokazuje że sztuka jako taka nie ma większego znaczenia – jest po prostu zapisem przeżyć wewnętrznych autora a zrozumieć dane dzieło malarskie czy literackie mogą jedynie ci, którzy jakoś tam współodczuwają z autorem. W dzisiejszych czasach, czasach sztuki użytkowej dla mas, książek pisanych od sztancy „dla kogoś” a nie „od siebie” oraz wiedzy o psychologii człowieka artystę można praktycznie zrównać z wykolejeńcem. A skoro wiadomo że to co zostało stworzone jest mniej istotne od tego kim był autor – sztuka jako taka nie ma już racji bytu. Człowiek z natury chce być szczęśliwy i wesoły, zaś jeżeli każdy malarz surrealista ma koszmary senne a takie malarstwo właśnie to nic innego jak zapis owych chorych snów – czy dla odbiorcy jest w nim jeszcze coś fascynującego?
Ja też już od dawna uciekam od dołujących rzeczy. Z piosenek najbardziej lubię reggae, z malarstwa landszafty z jeleniem, choć kiedyś słuchało się i Swansów i fascynowało Gigerem. Gdzieś tam jednak pozostaje nutka nieumarłej świadomości, że w takich ludziach czai się coś metafizycznie nieopisywalnego. Zawsze trzeba sobie trochę takiej nadziei zostawić.
Ja twórczość Gigera nadal lubię, natomiast on sam wydaje mi się żałosnym typkiem, któremu powinno się przyrypać zdrową porcję fluoksetyny.
Skoro szyby mają drzwiczki, to po co konstruktorzy je wstawiali, jeśli to był jakiś spływ wody czy nieudana konstrukcja?
Mariusz, nie chodziło mi o rynnę jako spływ wody tylko jako kształt – moja wina, nie wyraziłem się precyzyjnie. 🙂 Najpierw masz rynnę, potem zabudowujesz od góry. Przychodzi XX-wieczny archeolog, patrzy a tu tunel i duma jak oni to wydrążyli, jak tam czegoś nawkładali, a tymczasem być może niczego nie drążyli. 🙂
Drzwiczki symbolizują przejście, wejście. Wiemy że koncepcja duszy, życia pozagrobowego itd. u Egipcjan była dość skomplikowana i z tego co pamiętam nie jest do końca zrozumiana i nigdy nie będzie. Być może jednymi drzwiczkami oddzielony w momencie ceremonii pogrzebowej kawałek duszy miał na chwilę powrócić i połączyć się z innym oraz wyjść drugimi drzwiczkami już jako nowy byt. Pomogłyby w zrozumieniu idei tych drzwiczek hieroglify znalezione na jednych z nich, ale z tego co rozumiem nie zostały odcyfrowane?
Szybów nie utworzono pod innym kątem ponieważ musiały wychodzić (wciąż zakładam że kiedyś jednak miały ujścia) na konkretne konstelacje gwiazd. Symbolika dla starożytnych miała jednak istotniejsze znaczenie niż praktyka. 🙂
Czytałem, że pierwsze drzwiczki to lekka płyta, ale za to drugie to już duży kamień.
Dopiero projekt Djedi ma to określić. Bo na razie przewiercono się przez pierwszą przeszkodę i jedyne co widzieliśmy, to dość niewyraźny obraz z kamerki robota.
Zdjęcia uzyskane przez nasz zespół pokazują, że tył wrót, do których umocowane są miedziane uchwyty, jest starannie wypolerowany, a to oznacza, że wrota miały ważne przeznaczenie, nie wyglądają bowiem jak zwykły kamień służący do zatrzymania rumoszu i gruzu, aby nie opadał w głąb szybu.
Stary Beksiński o synu: „Obawiał się, że go znajdę, zanim środki nasenne go zabiją, i dlatego, jak wynikało z taśmy, nie jadł już od 23 grudnia, by środki szybciej zadziałały, i wyrzucił do zsypu ich opakowania, aby ewentualnie pogotowie nie wiedziało, czym się zatruł”.
Bardzo ciekawy wpis. Co do możliwości wydrążenia szybów już po wykonaniu piramidy to koncepcja ta wydaje się być rodem z S-F. Jednakże, dzisiejsze odkrycia niezależnych badaczy pokazują, że w starożytności ktoś miał odpowiednią technologię do zaawansowanej obróbki skał. Pisze m.in. o tym Chris Dunn, pokazując przykłady precyzyjnej obróbki, ciekawe przykłady podaje Grzegorz Szymański w kilkuczęściowej relacji z wyprawy do Egiptu w „Czwartym Wymiarze”. Pokazują oni, ze dawno temu ktoś potrafi drążyć w skale otwory i głębokie tunele, więc nie jest powiedziane, że wydrążenie tuneli w piramidzie było niewykonalne.
Ale ktoś, czyli kto? Zaginiona ziemska cywilizacja? Kosmici?
Może krety?
Pewnie te same krety, które wyryły w kamieniu Tiahuanaco.
Micz: właśnie 😉
Hubi: nie mówię kto. Nie interesuje mnie zgadywanie. Zauważ, że w sytuacji naszej niewiedzy do dyspozycji mamy, co pokazuje Twój komentarz, już tylko ironię i sarkazm. A jednak, ktoś to zrobił. Ktoś wycinał precyzyjnie te ogromne bloki. Ktoś używał do ich obróbki precyzyjnych narzędzi (co udowodnił m.in. Dunn). Ktoś umiał je ułożyć z taką dokładnością, której my nie umiemy powtórzyć, odtworzyć. Nie wiem, czy zrobili to Egipcjanie, czy inna, nieznana cywilizacja, czy krety? FAKTEM jest to, że one istnieją. Te imponujące megality, tunele, bloki etc. I my w obliczu tych rzeczy stoimy tak jak ta małpa z Odyseji Kosmicznej, która patrzy na monolit i jedyne co może zrobić to dotknąć go swoim bezrozumnym paluchem. Tylko to może zrobić, gdyby umiała ironizować, to pewnie rzuciłaby jakiś kawalik, odwróciła się na pięcie i…poszła w innym kierunku 😉
Byliście kiedyś w piramidzie? W środku jest strasznie duszno prawda? A ich budowniczowie ozdabiający wewnątrz ściany świecili sobie ogniem, nie latarkami. Nie byli głupi, musieli mieć jakąś wentylację żeby się nie podusić. A po zakończeniu prac budowlanych szyby zamknęli za pomocą przewidzianych w tym celu płyt.
Byłem w piramidzie i faktycznie, w komnacie króla musiałem użyć kilku chusteczek, bo lał się ze mnie pot. Tyle że pamiętaj, iż oficjalna egiptologia jest zdania jakoby piramida była budowana „od zewnątrz”. To znaczy, żadni budowniczowie w środku nie grasowali, chyba że przez bardzo krótki czas. Spokojnie wytrzymaliby bez wentylacji, bo choćby Wielka Galeria daje odsapnąć. BTW, o jakie „ozdabianie ścian” ci chodzi?
Ze strony emhotep.net wynika iż obecnie zadaniem dla biorących udział w projekcie jest zbadanie płyty znajdującej się za drzwiczkami. Nie wiadomo bowiem czy to cienka płyta właśnie czy też gruby blok skalny. To ma wysondować specjalny sonar, bo tak chyba można to urządzenie nazwać.
Tak. Na razie nie znane są terminy prac. Pokomplikowało się po odejściu Hawassa, który był krytykowany, ale jednocześnie stanowił motor działań.
Rodzimi spekulanci wyceniają AeroPressa na 119 złociszy 🙂
Nie wiem na czym opiera się pan z zapoznanego bloga, ale twierdzi, że ukryta komnata w Wielkiej Piramidzie znajduje się niedaleko od wierzchołka, a prowadzi do niej kanał od północnego szybu wentylacyjnego.
http://aceflashman.wordpress.com/2009/12/14/hidden-chamber-discovered-in-peak-of-great-pyramid/
Dodam jeszcze, że Zahi Hawass powraca. Już nie jako szef Służby Starożytności, lecz jako badacz.
http://www.livescience.com/37229-great-pyramid-zahi-hawass.html
To jest najlepszy film pokazujący całe zagadnienie. Wszystko w 3D.
https://www.youtube.com/watch?v=CyUoF9977o0
Latamy w kosmos, znamy skład odległych galaktyk, znajdujemy ropę pod morskim dnem, operujemy dzieci w łonie matek, a nie możemy sprawdzić, dokąd prowadzi szyb w Piramidzie Cheopsa? To dla mnie większa zagadka niż to, dokąd prowadzi ten szyb.
Ni stąd ni zowąd przypomniała mi się pewna stara gra – Total Eclipse. 🙂
Czyli ten znaleziony w 2000 roku egzemplarz to co innego niż wspomniane dwa wcześniejsze?
Tak to rozumiem. To co znaleziono w Turcji to dzieło pierwotne. Na ile zbieżne z tym napisanym w XIV wieku, nie mam pojęcia.
A nie siedzi to w RNA?
Jednym z ciekawszych aspektów działania naszego mózgu jest to, że ucząc się czy też w inny sposób „ćwicząc” nasz organ (fachowo nazywa się to neuroplastyczność) nadmiernie – zabijamy DNA. Bardzo mocno upraszczając, to tak jakby strzeliło w krzyżu podczas podnoszenia zbyt ciężkiego pudła.
DNA na szczęście „odrasta” w ciągu mniej dwudziestu czterech godzin. Co to oznacza w praktyce? Ano to, że w kontekście powyższych badań, jeżeli kiedyś uznane zostaną za wartościowe i prawdziwe, można by pomyśleć o zmianie systemu edukacji na „co-dwudniowy”. Ucieszyliby się zwłaszcza krytycy coraz gorszego stanu zdrowia naszych pociech oraz rosnącej epidemii otyłości; po prostu wtorki i czwartki byłyby w całości przeznaczone na bezmyślny „wuef”. 🙂
Problem w tym, że dziś trudno oderwać dziecko (a i niektórych dorosłych) od internetu, a internet to ciągły kontakt z wiedzą, słowem pisanym; nawet rzekomo głupawe memy, które nastolatki wysyłają sobie przez Facebooka też w swej prostocie czegoś uczą.
Tak więc, drogi anonimowy czytelniku mojej wypowiedzi, musisz sobie teraz zrobić dwadzieścia cztery – a dla pewności dwadzieścia pięć – godzin wolnego od czytania. Tylko co robić przez ten czas? Może dystans Iron Man? 😉
„Skoro DNA zawiera tylko część potrzebnej informacji do budowy mózgu, to gdzie podziewa się brakująca reszta?”
Dobrze, że zacząłem od końca i nie straciłem cennych sekund na czytanie całej reszty. Może jednak warto odpuścić sobie pisanie artykułów o mózgu bez znajomości tak elementarnych zjawisk jak emergencja?
No cóż. Autentyczność tego tekstu jest nie do obrony. Do tego nie potrzeba skomplikowanych testów, wystarczy znajomość historii na poziomie szkoły średniej plus trochę pomyślunku.
Przykładowo, autor tekstu nie wiedział, że słowa „Mesjasz” i „Chrystus” znaczą to samo (to drugie jest greckim tłumaczeniem pierwszego) i używa ich jako odrębnych tytułów. Dalej, mamy tu odniesienia do chrześcijańskich obrzędów które -choć dziś powszechnie znane- ustanowiono dopiero na soborze w Nicei. Dalej, wg. autora tekstu, Jezus narodził się podczas urzędowania Piłata, podczas gdy prokuratorstwo Piłata tak naprawdę zaczęło się około roku 25. I tak dalej. Takich „baboli” jest dużo więcej. Wniosek – autor „Ewangelii” nie miał zielonego pojęcia o czasach o których pisał.
Datę i miejsce stworzenia tekstu wyraźnie wskazuje jego układ, wyraźnie nawiązujący do muzułmańskich rozpraw teologicznych czasów Ottomańskich. Poza tym tekst przepełniony jest anachronistycznymi nawiązaniami do religii muzułmańskiej. Mamy tam nawet Szahadę, czyli muzułmańskie wyznanie wiary. Problem w tym, że Szahady nie ma w Koranie, lecz pojawia się po raz pierwszy dopiero w 8 wieku.
1. Wszystkie ewangelie zostaly spisane w kilkadziesiat/kilkaset lat po Jezusie, czesto byly rowniez przeredagowywane przez ludzi, ktorzy w ogole Jezusa nie widzieli, na przyklad sw. Pawel, ktory urodzil sie kilkadziesiat lat po smierci Chrystusa.
2. Wiara katolicka gdy powstawala w jakies 300 lat po Jezusie i gdy kanonizowano luzne zapiski miala powazny problem, bo istnialo ponad 30 roznych ewangelii, czasem diametralnie sie rozniacych i wzajemnie sprzecznych, a do tego glownie poslugiwano sie podaniami ustnymi, bo malo kto wtedy pisal.
3. Cesarz rzymski Konstantyn decydujac sie stworzyc religie uniwersalna (katholikos to po grecku uniwersalny) postanowil polaczyc wiare zydowska, kult solarny, chrzesciajnstwo i mitraizm w jedna religie i oglosic sie glowa owego kosciola i jak to na cesarzy przystalo, jebnac sobie jakis sromotnie dostojny tytul, on wybral dla siebie „zastepca Chrystusa” (vicari christi)
4. Samo istnienie Jezusa nie jest potwierdzone historycznie, moze istnial, moze nie, ciezko powiedziec.
5. Fakt zmartwychwstania, niepokalanego poczecia, czy odwiedzin trzech medrcow mozna wlozyc miedzy bajki, nie ma tez o tym zadnej wzmianki w najwczesniejszych znanych wersjach ewangelii.
Jaki z tego wniosek?
Ano taki, ze Jezus najprawdopodobniej byl zwyklym myslicielem i jako czlonek sekty essenskiej, dazyl do reformy wewnatrz judaizmu. Mozliwe, ze mial z tego tytulu proces, mozliwe tez, ze zostal z rak kata, lub prosto z krzyza wykupiony przez obrzydliwie bogatego Tomasza, a nastepnie opuscil Judee, by nie ryzykowac wykonania wyroku.
W Indiach do tej pory stoi grobowiec czlowieka nazywanego Issa, przybysza z terenow Azji mniejszej, ktory uzdrawial ludzi, zalecal zycie w ascezie, a slady jego stop odcisniete przed mauzoleum wskazuja na przebicie gwozdziem.
Polecam swietny dokument BBC na ten temat:
https://www.youtube.com/watch?v=zqp2bgB5DmE
Świetny wpis, czytuję różne źródła i pokrywają się z grubsza z tym, co napisałeś 🙂
Polecam zerknąć na książkę: Manuskrypt Wojnicza, jest to podobno książka spisana przez człowieka, który przebywał dłuższy czas w klasztorze, w którym Jezus-Issa pobierał nauki zanim sam zaczął nauczać.
Pamiętajcie też, że obecny mainstreem próbuje za wszelką cenę w jakiś sposób umniejszac różnym znaleziskom, teoriom czy zapisom, gdyż może to destabilizować ich intratny biznes jakim jest kościół…
Znajomość NT zerowa, bo jak można twierdzić że Paweł urodził się kilkadziesiąt lat po śmierci Chrystusa.
Pytanie czy dzieło pierwotne w ogóle istniało, czy nie był to przypadkiem jedynie zbiór listów Barnaby? 🙂
Pomysłodawcą nowego serialu HBO „Dolina Krzemowa” jest Mike Judge, twórca „Beavisa i Butt-heada”, który wiele lat pracował w Dolinie Krzemowej. Szczerze mówiąc, troszeczkę dziwnie to wróży serialowi.
W sieci można znaleźć oświadczenie Hauta spisane w 2002.
Rankiem we wtorek 8 czerwca pojawiłem się na rutynowym spotkaniu zespołu o 7:30. Prócz mnie byli tam również Blanchard, Marcel; kapral kontrwywiadu kapitan Sheridan Cavitt; pułkownik James I. Hopkins, oficer operacyjny; podporucznik Ulysses S. Nero, oficer uzupełnień; oraz szef Blancharda, brygadier generał Roger Ramey z bazy sił powietrznych Carswell w Fort Worth oraz szef jego zespołu, pułkownik Thomas J. Dubose. Głównym tematem dyskusji było opisywane przez Marcela i Cavitta ogromne rumowisko znalezione w Lincoln County, około 75 mil na północny zachód od Roswell. Blanchard dostarczył ponadto wstępną analizę dotyczącą drugiego miejsca ok 40 mil na północ od miasta. Na stole znajdowały się próbki pobrane ze znalezionego tam wraku. Były one niepodobne do jakiegokolwiek materiału, jaki kiedykolwiek w życiu widziałem. Kawałki przypominające metalową folię, cienkie niczym papier i do tego niezwykle trwałe, oraz kawałki pokryte niezwykłymi znakami na całej swojej długości przekazywane były z ręki do ręki, przy czym każdy je oglądający wygłaszał własną opinię na ich temat. Nikt nie był w stanie zidentyfikować pochodzenia szczątków.
Jedną z rzeczy, o których dyskutowaliśmy w trakcie tego spotkania było to, czy powinniśmy lub nie przekazać opinii publicznej informację o dokonanym znalezisku. Generał Ramsey zaproponował pewien plan, który jak mniemam pochodził od jego szefostwa w Pentagonie. Uwaga opinii publicznej powinna zostać odwrócona z najważniejszego miejsca na północ od miasta i skierowana w inne miejsce. Zbyt wielu cywilów było zamieszanych w tą sprawę, a prasa zdążyła już o wszystkim poinformować. Nie poinformowano mnie na temat sposobu, w jaki mogłoby to zostać dokonane.
Około godziny 9:30 rano pułkownik Blanchard zadzwonił do mojego biura i podyktował notatkę prasową na temat znajdującego się w naszym posiadaniu latającego dysku, pochodzącego z rancza znajdującego się na północny zachód od Roswell, oraz że Marcel przekazał materiał do właściwego sztabu. Moim zadaniem było wysłać notatkę prasową do stacji radiowych KGFL i KSWS oraz do redakcji gazet „Daily Record” i „Morning Dispatch”.
Wkrótce po wysłaniu notatki kabel telefoniczny rozgrzał się do czerwoności, moje biuro zostało zasypane telefonami z całego świata. Na moim biurku wyrosła góra wiadomości, zaś pułkownik Blanchard zasugerował, żebym zamiast obsługiwać całe zainteresowanie sprawą lepiej poszedł do domu i „schował się”.
Zanim opuściłem bazę, pułkownik Blanchard zabrał mnie do Budynku 84 [AKA Hangar P-3], hangaru B-29 znajdującego się po wschodniej stronie pasa startowego. Zbliżywszy się do budynku spostrzegłem, iż był on bardzo silnie strzeżony tak na zewnątrz, jak i wewnątrz. Gdy wszedłem do środka, pozwolono mi przyjrzeć się z bezpiecznej odległości przedmiotowi znalezionemu na północ od miasta. Miał on około 3,6 do 4,5 metra długości, szerokość była nieco mniejsza, wysokość wynosiła ok 1,8 metra, a pojazd był zbliżony kształtem do jaja. Oświetlenie było słabe, jednak powierzchnia obiektu wydawała się być wykonana z metalu. Nie zauważyłem okien, iluminatorów, skrzydeł, części ogonowej ani podwozia.
„Wkrótce po wysłaniu notatki kabel telefoniczny rozgrzał się do czerwoności, moje biuro zostało zasypane telefonami z całego świata.”
Nie wiedziałem, że już w latach 40-tych był Internet 🙂 Wydawało mi się, że wiadomość do okrążenia świata potrzebowała co najmniej kilku godzin, jeśli nie dni.
Dość ukierunkowany i raczej jednostronny. Pojęcie sztuki straszliwie się zdewaluowało w dzisiejszych czasach pełnych „artystów”. Ale akurat Jemu „Obcy” wyszedł kapitalnie.
Od ładnych 20 lat nie zrobił niczego godnego uwagi, ale i tak był wielki.
Duży wpływ na twórczość Gigera miał niestety mało znany, szczególnie w ojczyźnie, Polak, Stanisław Szukalski., którego grafiki i rzeźby były inspiracją dla Gigera przy tworzeniu obcego.
Historia Szukalskiego jest niesamowita, do końca życia patriota, przed wojną w Polsce hołubiony, rozpoczęta piękna kariera w USA. Jednak bezpretensjonalny i bezkompromisowy Szukalski nie dał się lubić krytykom. Polecam poszperać za informacjami na temat Szukalskiego, naprawdę warto.
Giger był geniuszem, ale prawdopodobnie nawet on nie wiedział jakie potworności można wyrazić nie obrazem lecz słowem.
Najgorsze dopiero nadchodzi.
Kiedyś odwiedził nas też Jack Tramiel. Tyle że był w Łodzi incognito, no a poza tym on nie był twórcą gier 🙂
Jest możliwe, że był również Charles Cecil, tyle że z nieoficjalną wizytą u założycieli CD Projektu. Jeśli chodzi o wystąpienia oficjalne, na targach, imprezach czy konwentach, to faktycznie wiadomo nam tylko o wspomnianym trio.
Tak mi się przypomniało, jeżeli ktoś nie zna zespołu Press Play On Tape.
Jeżeli ktoś czuje się zagubiony po co to tu wrzucam – w drugiej części teledysku pojawia się bohater fotografii ilustrującej artykuł. 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=hLWw1OpDrpI
Jon znany jest z tego, że gra na gitarze. Miałem już z nim okazję rozmawiać i mogę potwierdzić, że posługuje się również bardzo ładną, dostojną angielszczyzną 🙂
Zabrzmiało jak zaproszenie na Pixel Heaven.
Nie zastanawiaj się co Pixel Heaven może zrobić dla ciebie, lecz pomyśl co możesz zrobić dla PH 🙂
Twórców gier w Polsce nie było, bo nie było branżowych imprez na które mogliby przyjeżdżać. Na Gambleriadę mieli wpadać?
Są w necie jego zdjęcia. Wygląda na bezczelnego profesorka, ale nie szpiega. Może w tym krył się jego sekret?
Jon poza umiejętnością gry na gitarze, umie też śpiewać. Na Pixel Heaven Afterparty zażyczył sobie mikrofon z odsłuchem:)
W sieci jest dostępne wystąpienie Jordana Mechnera podczas konferencji onGame Start w 2012 roku. Prasa właściwie nie wspomniała o tym wydarzeniu. Prezentacja jest powolna, ale ciekawa.
http://vimeo.com/53918011
Byłem na tej konferencji i rozmawiałem nawet z Jordanem. Impreza bardzo ciekawa, organizowana przez ojca i syna. Kibicuję im, bo to bardzo sympatyczni ludzie, chociaż profil całej konferencji nie był skierowany do fanów gier, lecz ich twórców. Dużo było tam technicznych odczytów. Jeden młodzik uczył na przykład jak w grach na iOsa programować migotające niebo w tle i temu podobne. W sumie to takie małe Digital Dragons. Wydaje mi się, że pojawienie się krakowskiej imprezy w znaczący sposób musiało osłabić onGame Start. Ale obym się mylił i tegoroczna jesienna edycja odbędzie się i okaże się ciekawa.
Digital Dragons, dla mnie zupełnie obca nazwa. 🙂
Teraz zerknąłem w Google i się okazuje że to było na Wawrzyńca. Przechodziłem tamtędy kilka dni temu, grała jakaś muzyka, mnóstwo młodzieży, nawet miałem zapuścić żurawia z ciekawości ale pomyślałem że pewnie jakaś tandetna promocja lub coś w tym stylu. A tu proszę, pod nosem miałem imprezę grową. 🙂
Sprawdź za rok, rozrastają się w postępie geometrycznym. Podobnie jak Pixel Heaven 🙂
Sprawdzę, choć jak już napisałem w innym miejscu festiwale to trochę nie dla mnie. Lubię się zaczaić na uboczu i przeżywać w samotności. 😉
Mam za to fantastyczny pomysł na ubogacenie Pixel Heaven, być może tego za rok, ale to pomysł zapewne nierealizowalny. O tym też napiszę w innym miejscu. 😉
Tylko daj znać w którym!
Drugi z lewej istotnie przypomina Jobsa.
Źródła netowe podają, że był jedynym kretem w historii, który zdołał spenetrować CIA. Kto by pomyślał, taki niepozorny suszek.
Broń rakietowa prawdopodobnie powstała już parę tysięcy lat przed narodzeniem Chrystusa. Wynika to z przeglądu zdarzeń historycznych lecz nikt nie może tego stwierdzić dokładnie. Broń rakietowa miała w swym rozwoju wzloty i upadki. Początkiem badań nad bronią rakietową, było wynalezienie przez Chińczyków saletry. Chińczycy pierwsi rozpoczęli stosowanie mieszaniny złożonej z saletry, węgla i siarki do wyrobu „ogni sztucznych”. Gdy zaobserwowano powstawanie siły napędowej podczas spalania tej mieszaniny, Chińczycy wykorzystywali ją do celów rozrywkowych (petardy). Następnym krokiem w rozwoju broni rakietowej były „strzały ogniste”, które posiadały ładunek saletry lecz wyrzucano je jeszcze do celu z łuków i kusz. Bojowe zastosowanie „strzał ognistych” było do podpalania miast i drewnianych budowli obronnych. Wkrótce po pierwszych strzałach ognistych odkryto pędne właściwości saletry. Ładunek saletry umieszczano w rurze miedzianej zatkanej z przodu i przymocowanie do kija bambusowego. Kij ten pełnił rolę stabilizatora. Żerdź stabilizująca z języka włoskiego nazywała się rocchetta – od czego pochodzi dzisiejsze słowo rakieta. Te prymitywne rakiety poruszały się w powietrzu pod wpływem gazów wydzielanych ze spalania mieszanki, a podczas uderzenia w cel ładunek palny zawarty w „rakiecie” raził i podpalał żądany obiekt. Istnieją dowody na to, że w starożytnych Chinach dowódcy wojskowi znali taktykę użycia w walce broni rakietowej.
Warto wiedzieć, że gubernator Kalifornii Jerry Brown podpisał ustawę zezwalającą na poruszanie się po tamtejszych drogach publicznych samosterujących samochodów. Dokumenty podpisano w Mountain View, siedzibie firmy Google, która pracuje nad technologią wykorzystywaną w autonomicznych samochodach (ang. autonomous car). Sergey Brin, jeden z założycieli Google powiedział, że samosterujące się samochody staną się dostępne dla przeciętnego człowieka w ciągu pięciu lat.
Na polskich drogach, znając pomysłowość i chamstwo kierowców, sutopilot by zwariował.
To, że Jowisz się zmienia to nic. Gorzej z naszą piękną ziemią, która i tak zachowuje się jeszcze w miarę przyjaźnie w stosunku do dwunogich istot zwanych ludźmi, które zamiast żyć w zgodzie z jej naturą nie szanują jej notorycznie eksploatując ją do granic wytrzymałości. Tyle tylko, że jeszcze jako taką postawę proekologiczną wykazują zwierzęta, które żyjąc na tej pięknej planecie nie niszczą jej i korzystają z tzw. głową z pokarmu, który ona im ofiaruje tak drapieżniki jak i zwierzęta roślinożerne.
Pytanie jest czy globcio stanowi fakt, czy jest tylko wymysłem ekologów?
http://www.huffingtonpost.com/2014/05/15/jupiter-great-red-spot-size-smallest-video-photos_n_5333101.html?ncid=fcbklnkushpmg00000063
Mimo skrajnych opinii obejrzałam cztery odcinki tego serialu. Jest na pewno dużo gorszy od ,,Mentalisty”, ale da się oglądać. Z tym bohaterem trochę przesadzają, Podobają mi się za to motywy gdy łączą mu się litery/wyrazy podczas rozwiązywania jakiejś łamigłówki. Generalnie serial z odcinku na odcinek robi się coraz lepszy i widać, że ma potencjał. Zobaczymy czy scenarzyści będą potrafili jakoś sensownie pociągnąć perypetie. Jak na razie daję temu serialowi naciągane 7/10.
Jeśli czepiać się „Pułapek umysłu” to dlatego, że sprawia iż schizofrenia wydaje się w nim tak atrakcyjna. Bohater ma niemal na zawołanie armię urojonych ludzi, których zupełnie za darmo w bardzo sensowny sposób pomagają mu rozwiązać różne problemy. W drugiej serii scenarzyści trochę to stonowali wprowadzając prawdziwą panią psycholog. Śmieszne są sceny, kiedy Pierce rozmawia naraz z obiema, tą urojoną oraz tą prawdziwą, a właściwie to one rozmawiają jednocześnie, a on próbuje jakoś z tego wybrnąć.
A „Mentalista” miał bardzo dobry początek, a potem niestety się stoczył, da się go oglądać, ale nie jest tak błyskotliwy i zaskakujący jak dawniej.
Fani od lat domagają się od Segi trzeciej części, ale bezskutecznie. Teraz okazało się, że firma straciła prawa do marki. W jaki sposób? Amerykańskie biuro patentowe odebrało Sedze prawa do znaku towarowego Shenmue. Powodem jest niedopełnienie formalności w związku z ósmym punktem prawa patentowego w USA. Wymaga ono złożenia dokumentów, w których deklaruje się chęć dalszego korzystania z marki lub wyjaśnia, dlaczego nie została ona użyta.
Shenmue mi niezbyt podeszło (nie ukończyłem, nie bijcie! 😉 – po prostu nie fascynuje mnie Japonia wcale, i mimo zakupu oryginału (używanego) przeszedłem może z 1/3 i tak zostało). Najlepszą konsolą ever” jej nie nazwę, bo mi padł laser, co kosztowało mnie sporo nerwów i psuło nastrój przez dobre kilka dni. 😛 Chyba w ogóle miałbym problem z określeniem. SNESa nigdy nie miałem, choć chciałem, NES w postaci Pegasusa przyszedł do Polski (dla mnie przynajmniej) za późno, bo już królowały Amigi, PSXa nie miałem, bo za drogo, tylko tyle co u kolegów się pograło, a jak się w końcu uzbierało kasę to akurat na PC zaczęły gry z PSXa wychodzić, a sprzęt do 3D Studio Max w 1997r. to było kilka lat spłacania przez nastalatka, którym wtedy byłem. Nintendo 64 w ogóle nikt w mojej mieścinie nie miał. Napisałbym więc PS2, ale czy naprawdę? A co jeśli dostałbym PSXa w 1995r.? Albo SNESa jeszcze wcześniej? Jednak na pewno Dreamcast miał „to coś”. Bardziej przywołującej klimat salonów arcade konsoli nie było nigdy wcześniej i później.
Aż się łezka w oku kręci, jeszcze gdzieś DCek spoczywa w piwnicy 🙂 A tak poza tym, z tego co pamiętam spory wpływ na upadek konsoli miało to, że SEGA produkowała konsole zewnętrznie i cały ten proces zżerał sporo gotówki. Dodatkowo laser w konsolce był dość awaryjny. Konsolka była strasznie nowatorska, chociaż nie wszyscy potrafili wykorzystać jej potencjał jak i czasy dla niej były chyba zbyt wczesne. Szkoda właśnie, że polityka SEGI kiepsko sobie radziła i następca Dreamcasta nigdy nie wyszedł. Z tego co zaprezentowana, konsola prezentowała się naprawdę świetnie i tak z wyglądu jak i z wnętrzności, łudząco przypominała pierwszego Xboxa. Może kiedyś SEGA powróci w chwale z nowy Dreamcastem i po raz kolejny pozamiata rynek, tym razem z lepszą strategia polityczną i inwestycjami.
Pamiętam, kiedy jako posiadacz PSX pożyczyłem to cudo na kilka dni. Obłędna grafika, robiła wrażenie, które pamiętam do dzisiaj. Dziwne, że nawet Nintendo 64, które przecież sprzętowo ustępowało DC w niemal równym stopniu co PSX poradziło sobie na rynku znacznie lepiej niż maszyna Segi.
Bo poza Shenmue i Virtua Fighter nie było żadnych znaczących exclusive’ów na DC 🙁
Soul Calibur.
„w wymiarze kosmicznym nie istnieją podziały ani hierarchie, funkcjonują jedynie zagęszczenia czasoprzestrzeni o różnym natężeniu, o czym warto pamiętać.”
W wymiarze cząstek elementarnych, też świadomości nie ma. W obu tych wymiarach, jednakowo dalekich od człowieka świadomości nie ma.
Przeczytałem dwa razy artykuł eMTe-ego i doszedłem do wniosku, że pojęcie samoświadomości faktycznie jest tautologią. Bowiem przecież sama świadomość jest, jakby to rzec, samoświadoma. Czyli mówiąc inaczej, posiadając świadomość, mamy poczucie czasu i przestrzeni oraz wiemy kim jesteśmy w owych wymiarach. Wydaje się, że nie może więc być nic więcej.
Nawiasem mówiąc, tylko człowiek posiada świadomość. Zwierzęta posiadają jedynie pamięć i instynkty.
A, tego to nie wie nikt. Pytanie czy jej nie posiadają, czy posiadają „rozwiniętą w mniejszym stopniu”.
Wydaje nam się, że ssaki są generalnie świadome, natomiast tylko nieliczne, w tym człowiek, zdają się być samoświadome, odsyłam do artykułu o teście lustra (wyszukiwanie po „lustrze”). Jeśli chodzi o dylemat czy ręka jest moja czy nie moja, to łatwo go rozwiązać bez metafizyki np. obcęgami. 😉
Yetti, właśnie o to chodzi – moim prywatnym zdaniem – żeby wzorem Ockhama uciąć bałagan językowy. Jeżeli zwolennicy terminu samoświadomość potrafią powiedzieć, choćby w przybliżeniu, w którym momencie następuje „klik” i świadomość (kolejny mętny termin) zamienia się w samoświadomość to ich ozłocę.
Pies sobie nie odgryza łapy bo „wie”, że należy do niego. Ba, nawet tak prymitywne byty jak owady czy inne stawonogi sobie niczego nie odgryzają ani nie kłują same siebie czy czym one się tam posługują. Skoro nie robią sobie krzywdy to znaczy że to już samoświadomość? Moim zdaniem ani tak ani nie, ponieważ problem leży w robieniu przysłowiowej „igły z widły”. Każdy organizm żywy jest pewnym układem zamkniętym, który do niekrzywdzenia siebie doszedł na drodze ewolucji – między innymi dlatego powstały organizmy bardziej skomplikowane niż jednokomórkowce że różne ich części ciała nie konkurowały ze sobą nawzajem, co z kolei było potrzebne do przetrwania oraz zdominowania konkurencji. Samoświadomość to nic innego jak system naczyń połączonych taki jak każdy inny – jak dobrze pomyśleć to komputer też jest samoświadomy: przecież zasilacz nie podpala procesora a klawiatura nie rzuca się i nie bije po łbie monitora. 🙂
eMTe, ten ostatni argument jest akurat nietrafiony, ponieważ komputer nie jest w stanie wykonać opisywanych czynności, a zwierzę owszem, a mimo to nie wykonuje.
Blania był masakrycznie arogancki i chwalący się swoim intelektem (dla mnie był mądry) przynajmniej tak wnioskuje z jego książki „Zdarzenie w Emilcinie” bo z innych źródeł go nie znam. Bardzo nie podobały mi się jego zwroty opisujące ufoentuzjastów jak np. „ufobizk”.
Blania pod koniec życia w ogóle zwątpił w sens swojej pracy. Całe życie szukał zielonych ludzików, a gdy zorientował się, że ma śladów potwierdzających ich istnienie, popadł w depresję. Przez ostatnich kilka lat życia izolował się od społeczeństwa.
Gry tego typu są straszne, ponieważ powtarzamy sobie, że jeszcze jedna misja i biorę się do pracy lub nauki. Niech tylko na farmach zbierze się jedzenie, zaatakuje i od razu zabieram się za coś innego. Przeważnie po takich słowach spostrzegamy się, że jedna misja przerodziła się w dziesięć, a na naukę jest już i tak za późno. Royal Revolt 2 to zdecydowanie gra, która ma potencjał, żeby zabrać tysiącom ludzi po kilka godzin z ich życia. Jednak mikropłatności wszystko zepsuły i po kilku minutach ma się jej dosyć. Potęguje to fakt, że początek jest bajecznie prosty, a nasza doradczyni proponuje nam co chwile korzystanie z kryształów, przez co na nic nie musimy czekać i wszystko idzie jak po maśle. Dopiero po tych kilku chwilach dostajemy mocny strzał, który mówi nam “albo płacisz albo się męczysz”. Szkoda, gdyby nie to Royal Revolt 2 mogłoby być grą niemal idealną…
Świadomość to coś więcej niż wiedza o tym, że obgryzienie łapy jest be.
Odwrócony castle/tower defense. Ostatnio modna sprawa.
Już w zasadzie oficjalnie wiadomo, że rozmów z żadnych ze zwycięskich zespołów nie będzie. Komiksy (Jesienią, Dobry zły martwy, Mamy dużo czasu) jeśli powstaną, to na pewno poza obrębem wydawnictwa Egmont oraz Muzeum Powstania Warszawskiego.
Jak samolot na torach.
Powinni uruchomić projekt na jakimś sajcie do crowfundingu by zdobyć kesz na pełny metraż.
Na pełny metraż to by trzeba ze 2 mln, a na tyle na polskim crowdfundingu nie ma raczej co liczyć.
Gdyby teraz takie gry robili, kupowałbym. Masa poważnych ludzi, która wtedy była dzieciakami, a teraz się dorobili zapłaciłaby za taką rozrywkę. Niestety nie ma opcji. Dzisiejsze gry z niewielką ilością wyjątków niestety nie motywują do zakupów starszych, za to bogatszych graczy. Zresztą, to była rozrywka na pewnym poziomie, nie sposób ukończenia AW nazwać stratą czasu i wątpię, żeby istniała chociaż jedna osoba, która skończyła tę grę i żałowała poświęconego czasu. Takie były gry zanim tworzenie gier stało się przemysłem. Technika ma tu niewiele do rzeczy. AW było grą nowoczesną jak na swoje czasy. Animacja w niej użyta była wręcz nowatorska. To nie jest kwestia tego, że dziś za dużo czasu i energii poświęca się stronie graficznej czy technicznej gier. Powiedziałbym nawet, że poświęca się tego czasu i energii mniej niż kiedyś. Po prostu sprzęt komputerowy rozwija się w miarowym tempie, producenci starają się nadążyć. Ale ile ludzi (firm) tworzy dziś silniki graficzne? Przemysł kupuje silniki, a pracują nad nimi pasjonaci, z resztą dinozaury IT, jak John Carmack. Jak dla mnie, na takie gry jak najbardziej jest i miejsce, i zapotrzebowanie. To jeszcze może być żyłą złota. Nie wierzę, że to by się nie sprzedało. I nie wierzę, że nie ma ludzi, którzy potrafiliby stworzyć takie produkcje.
Polska gra w stylu Another World właśnie wygrała zbiórkę na Kickstarterze.
https://www.kickstarter.com/projects/1752350052/the-way
Jeżeli przez „coś więcej” rozumiesz jakiś niebotyczny odmienny poziom istnienia to tu się właśnie fundamentalnie nie zgadzam, praktycznie ze wszystkimi. Świadomość tyle się różni od zwykłego krzesła, na które być może spojrzysz czytając ten tekst, Marcinie, że zachodzi w niej (świadomości) niesłychanie więcej procesów w o wiele krótszym czasie (niż w krześle). Ale świat składa się ze skończonej liczby pierwiastków na których zachodzą identyczne procesy i różnice, owszem, są, ale niestety nie aż tak wielkie jak się myśli.
Świadomość to postmodernistyczny ersatz duszy dla ludzi łaknących metafizyki, ale niestety żadnego metafizycznego charakteru ona nie posiada. To po prostu zbiór wielu zachodzących w bardzo szybkim czasie procesów fizykochemicznych, dla uproszczenia nazwany tak jak nazwany. Takie trochę bardziej skomplikowane wydalanie. 🙂
Reprezentujesz dość specyficzny pogląd na świat, który określiłbym jako wojujący nullizm. Nie ma oczywiście boga, nie ma świadomości, nie ma zatem wolnej woli, a jedyne co jest to skończona liczba pierwiastków. Nie smutno ci w takim świecie?
Trochę poszperałem po sieci, ale nie odnalazłem usankcjonowanego terminu pod nazwą „nullizm”, ani w wymiarze naukowym ani w wymiarze sieciowym, potocznym.
Jestem ciekaw czy użytkownik „apostata” jeszcze się tu udziela, bo sam termin wydaje mi się dość ciekawy w brzmieniu; czy chodzi może o sprowadzenie wszystkiego do wspólnego mianownika czy też jakąś formę nihilizmu gdzie wszystko jest tak samo nicnieznaczące, ale jednak jakoś te bezznaczności się szachują i dzięki temu trwają?
eMTe: Cóż, powiem Ci, że na prawdę niewiele trzeba, aby zaklasyfikować nasze działanie jako „coś więcej” niż ból po obgryzieniu łapy. Dla przykładu mucha ucieka przed muchołapką, ale czy ta „wiedza” to już świadomość? 😀 Obawiam się, że nie i obawiam się, że nie ma jakościowej różnicy pomiędzy wiedzą o obgryzanej łapie, a „wiedzą” o groźbie muchołapki. To raczej odruchy.
Tak kategorycznie wieszczone sądy, jak Twój, mające w sobie pierwiastek pewności ostatecznej traktuję (z całym szacunkiem dla tych poglądów) raczej z dystansem, bo po pierwsze nie znamy odpowiedzi po co w ogóle powstała świadomość, a po drugie, jesteś chyba pierwszym myślicielem/naukowcem, o którym słyszę, że stuprocentowo rozgryzł naturę świadomości. 🙂 Pozdrówki.
Zamiast robić „gry w stylu” lepiej robić gry oryginalne albo nie robić wcale. 😉
Mówię to jako odbiorca gier, przeciętny twórca (a dziś już każdy może być twórcą, podobnie jak każda dziewczyna może być modelką) zapewne patrzy na to inaczej.
Ja przestałem się dogłębnie interesować (w sensie przeżywać) grami komputerowymi mniej więcej wtedy kiedy dotarło do mnie że dziś byle kto może stworzyć grę komputerową, uploadować ją gdzie należy itd. Gry komputerowe to kolejna część egzystencji człowieka elitarnego, którą pożera mu bezkształtna masa „ludzka”. Dzięki dostępności narzędzi okazało się że gra komputerowa to nic innego jak prosty zestaw poleceń połączony ze stosowną dawką grafiki oraz muzyki. Efekt: gier komputerowych na Ziemi niedługo będzie tyle co kurczaków (czyli więcej niż ludzi).
Zamiast promować biznes gier jako taki moim zdaniem powinno się promować oryginalność wizji JAKO TAKIEJ. A ta się bardzo rzadko sprzęga z pieniądzem. Młodzi developerzy tzw. „indie games” szybko się zorientowali że z tej zabawy da się wyżyć, podobnie jak skomercjalizowała się muzyka onegdaj niezależna. Tymczasem wciąż funkcjonują twórcy gier tacy jak Yahtzee (Yahtzee to właściwie sztandarowy przykład), którzy tworzą wysokiej jakości (i coraz lepszej, bo się ciągle uczą) produkcje za darmo i co lepsze, twierdzą że się nigdy nie sprzedadzą. To właśnie ich, moim zdaniem, należy promować, bo jeżeli ktoś chce coś „sprzedać” bez korzyści personalnych prawdopodobnie jest to coś na co warto z gruntu zwrócić uwagę. Szwed od Minecrafta czy ten gościu od Braida sprzedadzą się tak czy siak, ale czy to są Beatelsi czy disco polo?
Twórczość dla pieniędzy to już nie jest twórczość, dlatego jestem przeciwnikiem kickstarterów na dłuższą metę. Oczywiście, od czasu do czasu ktoś tam stworzy coś ciekawego dzięki zbiórkom, ale moim zdaniem to jest droga donikąd. Są takie stare przysłowia o oliwie sprawiedliwej, która zawsze wypływa na wierzch i o prawdzie, która obroni się sama. Naprawdę wielkie rzeczy (co udowodnił Chahi) tworzy się z potrzeby serca, uporu i talentu. Tworzyć należy po coś a nie dla kogoś, rynek ma być jedynie odpowiedzią na osiągniętą w głębi duszy rację.
Tak gdzieś do 1984 roku prawie wszystkie gry komputerowe (nie wideo – bo to co wypluwało Atari stanowiło odpowiednik disco polo) były robione z potrzeby serca, ale czy Manic Miner albo Ant Attack to dzieła sztuki? Eric Chahi to ostatni z wielkich. Załapał się na moment w historii, gdy jeden człowiek był jeszcze w stanie zrobić grę i co najważniejsze, ta gra w swoim czasie stanowiła awangardę, również pod względem wykonania. Heart of Darkness robili już w większym zespole, z wiadomym efektem.
No tu się właśnie fundamentalnie nie zgadzam, bo np. wspomniany przeze mnie Yahtzee (i nie tylko on) robi gry zupełnie sam a jego ostatnie dzieło to absolutny majstersztyk, jedna z najlepszych platformówek w historii gatunku. Dostępna zupełnie za darmo.
Moim zdaniem, które posiadam od bardzo dawna, i się w nim coraz bardziej utwierdzam, biznes gier sztucznie nakręcają producenci sprzętu (przykładem pozorny „wyścig” konsol, który tak naprawdę jest na rękę wszystkim trzem producentom). Tymczasem do zupełnie przyzwoitej grywalności potrzebna jest rozdzielczość grafiki 320×200, reszta to pic na wodę. Spece od marketingu robią gimbazie wodę z mózgu i ścigają się na nowinki techniczne, które to będziemy mogli zobaczyć w najnowszych produktach, a które nijak się nie przekładają na jakość gier. Z grami i komputerami jest tak samo jak z innymi gadżetami – jak nie masz najnowszego to wypadasz na out społeczeństwa. Tymczasem meritum gdzieś ginie po drodze. Włączam najnowsze wyścigi, gram pół godzinki, potem przełączam się na Amigowski Lotus II i zabawa ta sama. To ja się pytam czemu? 🙂
Tyle mojej romantycznej teorii, ale muszą istnieć jacyś ostatni romantycy w świecie pełnym brudu. 😉
Niezłe, naprawdę. Można się przyczepić tu i tam, ale byłby o wiele lepszy efekt gdyby końcówka tak nie trąciła sztucznością, już nawet nie chodzi o bestię (czarny lew na niego mówiłem kiedyś) czy „łatsubi’, ale sceny strzelania laserami. A wystarczyłoby zręcznie to zakończyć właśnie tak jak jest przy formowaniu tej plazmy czy co to tam było w latach 90tych 🙂 Bo to akurat wyszło fajnie takie kanciate, z pomysłem. Czasem jak się czegoś nie umie dobrze zrobić, dobrze iść w minimalizm wtedy nie byłoby takiego kontrastu między pierwszą połową filmu a jego końcówką. Ale i tak naprawdę niezłe.
Sama piosenka ma dość skąpy tekst. Właściwie tylko cztery zdania w zwrotkach. Ale i tak Mogiel miał power jak nikt inny.
Parę lat temu przechodziliśmy z dwiema znajomymi, w ramach inhalacji jodowych, właśnie koło opuszczonej już teraz i zdewastowanej ruiny „MAXIMA”. W pewnej chwili znajoma, pokazując wdzięcznie palcem w kierunku dawnej knajpy spytała -: czy wy widzicie to samo co ja, czy tylko mnie tak nadmorski klimat odurzył? Spojrzeliśmy… w opuszczonym baraku przez otwarte drzwi widać było wyraźnie koński łeb…, żywy koński łeb wraz z równie końskim łba właścicielem!!! Faktu końskości nie zmieniały nawet miniaturowe gabaryty siwego kucyka.
A przed ” Maximem ” lokal ten nazywał się ” Zorba „. Czy ktoś pamięta ? Właściciele-Grek & Polak…
Dlaczego w zajawkach seriali oni zawsze siedzą sobie lub stoją i z powagą jakby właśnie odbywali interview patrzą w kamerę? 🙂
Pan Złotucha raczej rozmijał się z prawdą. Po pierwsze, kamienia nie zabrał z emilcina Blania! Po drugie, to że zaraz po przenoszeniu kamienia ktoś umarł, to już takie wiejskie legendo-zabobony. Po trzecie, jaki można mieć dowód, że spuchniętą (chorą rękę) Pan Złotucha ma po kamieniu?
A kto w takim razie zabrał ten kamień (jeśli on w ogóle istniał)? Miejska legenda lokuje go obecnie w podwarszawskich Oborach, zatopionego w jeziorku nieopodal tajemniczej fermy. Byłem pod wejściem do owej fermy i mogę potwierdzić tylko tyle, że takiego fetoru nigdy w życiu nie czułem.
Co do relacji Złotuchy, to miałem wrażenie, że facet nie kłamie, ale oczywiście mogłem się mylić. Jeśli on różnym przyjezdnym opowiada takie pieprzne historie za 20 zeta, to faktycznie jego wiarygodność może nie być wielka.
W tym temacie polecam jeszcze ciekawy film:
http://www.youtube.com/watch?v=PjXVy5Ii5HM&feature=em-uploademail
To klasyczne ujęcie z gatunku „zdjęcie promocyjne”. 😉
Rządzi się swoimi prawami. Podstawowa to tak, że wszyscy muszą być w kadrze. Poza tym z reguły jest pierwszy plan, drugi, czasem nawet trzeci, jak jest dużo aktorów, tacy np. Zagubieni to musiała być zmora dla fotografa. Najlepiej żeby każda postać miała inną, swobodną, ale oryginalna pozę. Jako niezbędne minimum każdy musi coś interesującego zrobić z rękami. Tutaj jest lekka skucha, bo facet w środku za bardzo zasugerował się wystudiowaną pozą koleżanki z prawej.
Jego dzieci nic nie wiedzą. Ludzie obciążeni wielkimi tragicznymi tajemnicami zawsze starali się chronić swoje rodziny. Łubieński też nie powiedział.
@apostata
Gdybym cały czas o tym rozmyślał to pewnie by mi było. 😉 Nawiasem mówiąc, podziwiam ludzi, którzy zajmują się takimi kwestiami zawodowo i jeszcze nie zwariowali (?).
@Marcin
Za myśliciela/naukowca dziękuję, rozumiem że to komplement; niestety jestem jedynie wolnym strzelcem. O dystans się nie obawiaj, do moich dziwacznych teorii mam większy niż pewnie niejeden który je czyta. 😉
Oczywiście, że komplement. Bardzo nie lubię tej wszechobecnej ironii i sarkazmu (Dzizas, czy już tylko to nam pozostało w obliczu trudnych pytań?) 🙂
Mnie się film bardzo podobał. Nie wiem kim są ludzie stojący za produkcją i czy mają już na koncie jakieś sukcesy, ale jeżeli nie to im ich szczerze życzę. 🙂
Ciekawe czy ktoś dał do obejrzenia dzieło Ericowi Ch.? 😉
Eric podobno zatwierdzał ten film, a po jego obejrzeniu powiedział: „That is very very nice. The team did an incredible job. The overall mood is very good. I really love the lab and the computer. A lot of work on the CGI too ! The matepainting of the alien city is very intrigating and beautiful. Love vectoriel look of the energy ball from the gun. Love the view of the city by night at the beginning.”
MUŁ to gra mego pacholęctwa. Wymagał ataryny ze stacją dysków!
To jakaś kpina, to ma być nowoczesny sposób na wynoszenie czegokolwiek na orbitę? Rakieta nośna i gubione segmenty statku? Jak na prywatą firmę, to jeszcze nie najgorzej, ale w dzisiejszych czasach taki przeżytek jak kapsuła? Po kiego to hamować ciągiem jak można na spadochronie? Rozumiem, że jak przy lądowaniu zawiodą te silniki (choćby jeden) to pozamiatane. Albo NASA idzie w rozsypkę albo faktycznie elity maja na orbicie prawdziwe kosmoloty, a obecny program kosmiczny to taka tania ściema dla mas.
Lady Em, tania ściema zawsze jest dla mas i tak właśnie być powinno, ale to odrębny temat.
Mnie osobiście bardziej interesuje przyszłość takich przedsięwzięć jak Międzynarodowa Stacja Kosmiczna. Dalej niż na Księżyc już nie polecimy jako ludzie (ograniczenia finansowe, biologiczne, surowcowe, psychologiczne), więc MSK będzie się musiało w bardzo niedalekiej przyszłości przedzierzgnąć – jak każdy nikomu niepotrzebny projekt – w przedsiębiorstwo rozrywkowe. W przeciwnym razie się nie utrzyma – jest tak samo bezproduktywna jak programy lotów na Marsa. Zresztą, z tego co pamiętam, Amerykanie już się chcą wycofać z tej luksusowej kosmicznej bajki za pieniądze podatników.
Niech bogaci naiwniacy finansują mrzonki innych bogatych naiwniaków – jak dla mnie wszystko jest w temacie w porządku. 🙂
Jak nie polecimy, skoro planowane są już wyprawy na Marsa? Problem w tym, że będzie to one way ticket. Czytałam, że taki lot będzie i to w okolicach 2030 roku.
Lady Em, a kto za to zapłaci? 🙂
Nie zapominajmy że już loty na księżyc a nawet na orbitę były tylko pokłosiem zimnej wojny i wyścigu pomiędzy USA i RU. To były tak samo osiągnięcia naukowe i technologiczne (czego nie można im ująć) jak finansowe fanaberie. Stopa ludzka stanęła na Księżycu po raz ostatni ponad 40 lat temu i po zaledwie trzech latach od pierwszego lądowania. Po co tam latać znowu w celach innych niż rozrywkowe trudno powiedzieć – Księżyc to tylko kawałek skały. Posiada tą przewagę nad Marsem że od biedy da się tam pospacerować – natomiast już samo dotarcie na Marsa to będzie hardcore, o jakichkolwiek spacerach w kombinezonach nie wspominając.
Moim zdaniem, jako ludzkość mamy w tej chwili ważniejsze sprawy do załatwienia na Ziemi. Eksploracja kosmosu w celach zasiedlenia nie ma specjalnego sensu ponieważ liczba ludności na Ziemi w ciągu najbliższych dziesięcioleci zacznie się, powoli, ale kurczyć (brak chęci do posiadania dzieci wśród młodych ludzi – także w Afryce, Indiach i Chinach, które zostaną w tym temacie zglobalizowane, będzie zapewne główną przyczyną). Zniknie więc argument przeludnieniowy.
Naprawdę, zajmijmy się takimi problemami jak walka z rasizmem, biedą, agresją, chorobami. W Kosmos sobie polatamy dzięki grom komputerowym – na żywo naprawdę nie ma to specjalnego sensu. 🙂
Tytuł tej książki jest cytatem z Marka Ałaszewskiego i jego zespołu. W pejzażu PRL-owskiego przaśnego folk-rocka Klan był objawieniem. Nagle usłyszeliśmy muzykę progresywną, uczciwą i pięknie graną. Wyróżnialiście się również tekstami: „Automaty liczą, liczą, liczą cały czas. Automaty liczą na człowieka”.
Muskowi odbiło. Lubię tego Pana – geniusz, powołał do życia PayPal (nie żebym go gloryfikował, ale to był tak oczywisty system potrzebny na świecie, jak swego czasu Facebook, aż dziw bierze, że nikt tego nie potrafił zrealizować z powodzeniem wcześniej) Teslę Motors, której kibicuję, bo bez nich samochody na prąd dalej kojarzyłyby się z jakimiś gównianymi hybrydami i Nissanem Leaf 🙂 A teraz „prywatyzuje” jeszcze loty w kosmos. Dla mnie większy wizjoner od Jobsa, którego fenomenu nie rozumiem szczerze powiedziawszy.
Ruski nie będzie cierpiał porzucenia. ISS będzie zamknięta już za 6 lat. Ten cały projekt „Dragon” to pic na wodę bo zanim oni do czegoś dojdą to zajdzie potrzeba zbudowania drugiej stacji. W dodatku Rosjanie dysponują najbardziej niezawodnym systemem wysyłania ludzi na niską orbitę. Jeśli USA się obrażają to sytuację wykorzystają np Chińczycy którzy już bardzo z ruskimi współpracują. Nawet europejczycy zainwestowali w wybudowanie w Gujanie wyrzutni Sojuzów, którą można przystosować do wystrzeliwania lotów załogowych.
Książka dostępna tylko przez sieć i stąd taki efekt.
Książkę kosztującą 26 PLN ciężko jest dystrybuować przez sieci typu Empik. Tacy sympatyczni ludzie jak bracia Olesiejukowie, którzy wstawiają towar do Empiku, biorą od wydawcy około 60% za tę harówkę. Czyli AL poszłyby za około 11 PLN. Koszt druku, to około 6 PLN. Dla wydawcy zostaje około 5 PLN z egzemplarza. Przy nakładzie 1000 sztuk, daje to zysk 5000 PLN. Z tego trzeba opłacić autora, składacza, redaktora. Widać z tego jak bardzo opłaca się wydawać w Polsce książki. Moim prywatnym zdaniem pierwszą rzeczą do uleczenia systemu powinna być natychmiastowa likwidacja pośredników.
Z papieru mnie nie wzniesie, ale z tektury dałby chyba radę.
Nikt jak nikt, ja wciągnąłem jednym tchem w momencie pojawienia się na rynku, czyli rok temu. Świetna pozycja, bo Bartłomiej Kluska pokrył tym razem rejon mniej znany. Też żałuję, że nie ma większej siły przebicia w mediach, ale prywatnie kilku znajomych udało się mi namówić do zakupu i nie żałowali.
Tutaj można zobaczyć Marvina bezpośrednio w akcji.
http://www.youtube.com/watch?v=Dd5BK_b3k0A#t=46
Sprawa była wątpliwa. z jednej strony facet miał grunt który kupił za około 40k$ i firma betoniarska chciała od niego go odkupić za 250k$. Byli ugadani ale sie gostek rozmyslił. Kolejne próby dogadania sie nie doszły do skutku.
W końcu miasto pozwoliło na rozbudowe betoniarni co sprawiło że gostek nie miał dojazdu do nieruchomości a miał tam warsztat.
I sie gostek wkurzył. Sprawa jest niestety niebiało czarna bo troche tam wszystkie trzy strony namieszały (gostek, wlasciciel betoniarni i urzędnicy miejscy).
Sprzątanie po jego sprzątaniu kosztowało ponoć 7 mln papierów :]
Jeśli cementowania nie była ubezpieczona, to ja jako burmistrz bym nie zwracał 😛
Już w kinach – BULLDOZER JUSTICE Liam Neeson jako Heemeyer, Michael Shannon jako właściciel cementowni, Jamie Foxx jako dobry policjant,
Samuel L. Jackson jako bezwzględny głównodowodzący SWAT.
Jako właściciela cementowni wolałbym Billa Nighy’ego 🙂
Widzę nie tylko nasze Państwo ma tendencje to niszczenia obywateli. Chociaż w tym wypadku chyba bardziej winne były układy w lokalnej społeczności. Tak czy siak, nietypowa sprawa. Pozdrawiam.
A jaka pewność że Heemeyer miał rację?
Nawet najlepsze prawo ma luki i trafia na sytuacje zupełnie nowe. Dosłownie dziś rano trafiłem na artykuł o bardzo podobnej sprawie:
„Rekordowa kara dla gminy! Bo weszli bez pozwolenia na prywatną działkę”
Sprawa nie jest wbrew pozorom prosta, a z opisu sytuacji oraz komentarzy wynika że zawiniło nie prawo czy wszechwładza urzędników tylko czynniki ludzkie; brak kapitału społecznego i przepływu informacji. Zamiast się dogadać obie strony konfliktu stają okoniem, jak Kargul i Pawlak.
Heemeyer i Docheff pewnie by się dogadali – nie jest tak trudno wytyczyć alternatywną drogę dojazdową oraz pozwolić komuś bez uciekania się do środków prawnych na przejazd przez posesję. Widocznie trafiło na dwa ciężkie charaktery.
Nie twierdzę że Heemeyer nie miał racji, tylko że ludzie łatwo ulegają emocjom i często ferują wyroki stając w obronie rzekomo poszkodowanego tylko dlatego że jest jednostką walczącą z rzekomym uciskiem systemu. Mnie się nie do końca chce wierzyć że amerykańskie prawo oraz praktyka, które wsadzają do więźnia nawet wielkich finansistów i celebrytów, ot tak po prostu, za sprawą jakichś mitycznych lokalnych układów (pachnie mi to chorą retoryką Kaczyńskiego) prześladowało obywatela niewinnego jak bobas. Po prostu, czasem prawo jest niedoskonałe, brakuje porozumienia międzyludzkiego, luzu, elastyczności.
Abstrahując, materiał na film świetny. Gdyby jeszcze robiono dobre filmy, można by pomyśleć o czymś pomiędzy Chinatown, Chińskim syndromem i Fasolową wojną, jeżeli ktoś jeszcze pamięta te filmy. 🙂
„Dzień Świstaka” w oprawie SCI-FI…
dokladnie tak. „dzien swistaka” + „kod niesmiertelnosci”. plus jakas pani gimnastyczka, ktora niesamowita sztuczke na sali cwiczen wykonywala za emily blunt
O ile pierwsza część miała własny styl wewnętrzny i w dużej mierze polegała na prezentacji postaci, o tyle druga musi już sięgać po więcej odwołań. W ten sposób gubiona jest trochę spójność. Gościnnie przyjęte są przeróżne gwiazdy i każda jest sparodiowana. Jest Lady GaGa i jej bulgocący biust, jest Antonio Banderas, jest Mel Gibson, maniak, który ze science fiction tworzy science reality. Są bogate nawiązania do Gwiezdnych Wojen, pojedyncze do Mad Maxa i masy innych klasyków. Jest sporo odwołań do twórczości Rodrigueza i elementy żywcem wyjęte z jego wcześniejszych filmów. W moim osobistym odczuciu nawiązań jest tu aż za dużo i nie mają one spójności.
Jednocześnie film sprawia wrażenie jakby był dokładnie tym co sobie zamierzył. Brakuje tu autorskiej niekonsekwencji i jakiegoś udawania, Maczeta to po prostu Maczeta. Rodzi to nadzieję, że Rodriguez wie co robi i film odbiorców znajdzie. Ja uważam, że trzeba mieć specyficzne grono znajomych (bo samemu to, w pełnym tego słowa znaczenia, masochizm i strata pieniędzy). Ja się szczerze cieszę, że za obejrzenie żadnej części nie zapłaciłem ani grosza i załapałem się na DVD albo darmowy pokaz w kinie. Okazją do rozmów o absurdach Maczeta zawsze będzie, ale obejrzeć go drugi raz to strata czasu.
Miałem 2600 za dzieciaka, płakałem jak się popsuło, a pan z serwisu powiedział, że „spaliła się taka czarna kostka, której już nie produkują”. Potem nastały czasy „gier telewizyjnych” podróbek, podróbki, podróbki NESa kupowanych na targu za 30-35 zł raz na kilka miesięcy, bo się psuły.
Jak na razie sf roku, lepszy od Snowpiercera.
Świetnie Poirot zagrał też Albert Finney w „Orient Ekspresie” z 1974 roku. Nie mam niestety filmu na podorędziu, ale z tego co pamiętam Finneyowski Poirot jest nieco mroczny i gburowaty. Natomiast ten Sucheta jest taki bardzo pośrodku, pomiędzy Finneyem i Ustinovem.
Ustinov to w ogóle nie jest Poirot, oczywiście jest trochę dziwny, ale poza tym to potężny chłop, szarmancki wobec kobiet jeśli trzeba, dyskretnie tajemniczy i ironiczny. Natomiast, moim zdaniem, Poirot książkowy mógł być tworzony z myślą o homoseksualiście.
Łojezu, powiem krótko – dla mnie 9/10 w bardzo restrykcyjnej skali. Nie zdziwiłem się, gdy po projekcji zobaczyłem, że scenariusz machnął Christopher McQuarrie, czyli autor Podejrzanych. Cały czas byłem tam i teraz. Dawno nie miałem tak, że po obejrzeniu filmu chciałem rozpocząć projekcję od nowa.
Na uwagę zasługuje także książka „Bloodsteins” Jeff Mudgetta, praprapraprawnuka Holmesa, który wysnuł teorię na temat swego przodka, w której stara się dowieść, że był on słynnym Kubą Rozpruwaczem. Na poparcie swoich słów przytacza kilka argumentów. W 1888 r., a więc w czasie gdy mordowano prostytutki w Londynie, Holmes zniknął z Chicago i rzeczywiście przebywał w Europie. Znał się świetnie na anatomii, a jego wygląd pasuje do rysopisu posiadanego przez Scotland Yard. Mudgett z pomocą specjalistów porównał także charakter pisma Kuby Rozpruwacza i H.H. Holmesa. Wyniki badań wykazały zgodność w 97,95 proc.
User, chyba trzeba będzie update’ować artykuł 😉
http://www.telegraph.co.uk/technology/news/10884839/Computer-passes-Turing-Test-for-the-first-time-after-convincing-users-it-is-human.html
Zajrzałem do tej wiochy. Cementownia prosperuje, a Marvin gnije.
Po twoim poście wszedłem na Google Maps i zajrzałem do Granby, a dokładniej na Mountain Park Concrete, czyli dawną posiadłość Cody’ego. Z tego co widzę, to już tam chyba nie ma cementowni. Ale są dwie inne Concrete Belch Plant, więc może o to chodziło.
Rozebrałeś na czynniki pierwsze różne aspekty filmu, ale ciągle nie rozumiem czy ów film ci się podobał? 🙂
I znowu polska mentalność.
Wojna vs kooperacja.
Zawsze kooperacja jest lepsza niż wojna. To są prawdy znane od mileniów. Każda wojna prowadzi do nowej wojny, nowego starcia, i tak dalej. Dziś Hiszpanie się podłożyli Chile w ramach tej wojny, niemalże samouświadamiając fraktalnie chilijczyków. 🙂
Równowaga, Panowie, tylko równowaga. 🙂
Rodzina Moltkego nadal żyje w Polsce
http://krzysztofruchniewicz.eu/rodzina-von-moltke-w-krzyzowej/
Micz gratulacje! Licze na wysykle prenumeraty do Norwegii! 🙂
He, he, typowy polski gracz komputerowy z połowy lat 90- tych 🙂
…dokladnie…studia, a potem ucieczka z kraju w poszukiwaniu spokojnej pracy i bezstresowego zycia. Polecam 😉
Jest duża szansa, że będziesz mógł dostawać Secreta prenumeratą do kraju Wikingów 🙂
Tak mi mow…a raczej pisz! Trzymam kciuki i czekam na pierwszy numer.
Jak dokładnie wyglądała ta ręka, jak to byla trzy razy większa od normalnej? Opuchnięta nie, bo zbyt dużo czasu minęło od zdarzenia, żeby taki stan się utrzymywał. Jak to wyglądalo i czy rozmowca mówił o tym coś więcej?
Jego dłoń wyglądała jak łapa golema. Tak na oko, była dwa razy większa od normalnej. Nie pytałem go już o szczegóły, bo mnie po prostu zatkało. Pokazał mi to na sam koniec naszej rozmowy, wcześniej nie epatował. Dłoń trzymał cały czas w kieszeni.
To się nie uda z jednego powodu.
Żeby nie pomieszać romantyzmu z pragmatyzmem. Ja w duchu jestem romantykiem, ale życiowo pragmatykiem. Życzę wszystkim ludziom na Ziemi żeby im się wiodło, żebyśmy niezależnie od płci, religii, kraju zamieszkania i backgroundu życiowego utworzyli wielkie koło trzymając się za ręce, tańcząc i się śmiejąc, ale niestety wszystko to się prędzej czy później rozbije o okrutną czasoprzestrzeń. A ta z zasady nie bierze jeńców.
Do meritum. Niezrozumienie natury mediów, psychologii biznesu oraz współczesnego świata. Czasopismo papierowe jako takie jest pewną formą przekaźnika sygnału, podobnie jak antena radiowa. Tylko jedną z wielu form. Jeden coś mówi do drugiego, drugi to odbiera. Pytanie kto i po co nadaje i kto i po co odbiera. Oraz czym jest sygnał (tu polecam lekturę różnorakich pism Umberto Eco). W dawnych wiekach przekaz miał strukturę hierarchiczną. Funkcjonował na prostych zasadach: ja mówię, ty słuchasz i się stosujesz. Prezydenci, królowie, ministrowie, dziennikarze, celebryci wszelkiej maści działali z pozycji siły. Kto ulegał presji ten był na dole albo był skracany o głowę.
To będzie czasopismo tylko i wyłącznie dla grupy towarzyskiej, płynącej na fali nostalgii i jednocześnie pragnącej skapitalizować światowe trendy. Tymczasem świat się zmienił. Dawny „redaktor”, czy to telewizyjny czy radiowy czy prasowy, jest już tylko jednym z elementów płynnej nowoczesności. Produkują już w tej chwili wszyscy, w dodatku zazwyczaj to samo. Nowojorski ekonomista-noblista jest równy chłopu z Bangladeszu.
Gorzej, 90% dawnych oraz obecnych czytelników SS stworzyłoby lepsze pismo niż jakimkolwiek kiedykolwiek był Secret Service. Jedyną siłą reaktywacji SS jest układ kapitałowo-towarzyski, jak by pewnie napisał Zbigniew Herbert gdyby żył, to „ostatnia próba ocalenia”. Tymczasem i ten układ się wyprztykuje na oficjalnym Facebookowym profilu – energii nostalgicznej starczy zarówno redaktorom jak i czytelnikom akurat na kilka tygodni. 13000 lajków przełoży się na 1300 sprzedanego papieru a potem wszystko się rozbije o polskość, finanse oraz rodzącą się świadomość że Łapusz, Pegaz i Micz ani głupsi od nas.
A co pozostanie po tej gorzkiej pigułce?
A, tu już ocaleją jedynie najwytrwalsi.
Pozdrawiam. 🙂
No, coś w tym jest. Pamiętam próbę reaktywacji Top Secret, które było pismem nawet bardziej „kultowym”, a jak to wyszło – zainteresowani pamiętają. Rzeczywiście, efekt”nowej miotły” posługując się piłkarską nomenklaturą, nie będzie działał długo. Aby odnieść sukces SS będzie musiał być jednak mocno, mocno inny od siebie samego sprzed lat. Przystosowany do naszych czasów i wymagań.
Zapowiada się świetnie, powodzenia!
Zapper to dobra alternatywa do medycyny konwencjonalnej i polecam ja u naturopaty wikarskiego pomogl mi i mojemu bratu z problemami biegunek po terapiach wszelkie zmiany ustapily a lekarze zalamywali rece wiec jak widac oaoby parajace sie med naturalna daja rade pzdr lena z piaseczna
Czestotkuwisci wedlug dr clark to dobra alternatywa do medycyny konwencjonalnej i polecam ja u naturopaty wikarskiego pomogl mi i mojemu bratu z problemami biegunek po terapiach wszelkie zmiany ustapily a lekarze zalamywali rece wiec jak widac oaoby parajace sie med naturalna daja rade pzdr lena z piaseczna
Szukając informacji na temat zappera ( i tych za i przeciw ) natknęłam się na ciekawy artykuł. Myślę, że da wiele do myślenia niedowiarkom – takim jak ja między innymi )
http://alexjones.pl/pl/aj/aj-technologia-i-nauka/aj-medycyna/item/18158-raymond-rife-genialny-naukowiec
Cytuje: „Efekty nie są tak dobre jak w filmie Grawitacja” – nie są i nie mogą być ze względu na czas i pieniądze. Pomimo użycia super komputerów łączny czas produkcji Grawitacji trwał prawie 4 lata. Sama pre wizualizacja trwała rok…
Wg mnie technologiczne/techniczne aspekty w tym filmie są drugoplanowe. W filmie chodzi o zaprezentowanie idei/koncepcji istot, które „manipulują czasem” dla osiągnięcia swojego celu – zniewolenia/eksterminacji innej, mniej rozwiniętej (chodzi o świadomość) cywilizacji oraz zarysowuje przy okazji inne spojrzenie na pojęcie czasu – jako fenomenu, który determinowany jest przez świadomość a nie przez to, że jest nieodłącznym (wg nas – ludzi) „składnikiem” czasoprzestrzeni.
Kto wie czy właśnie nie ma w rzeczywistości istot, które „kształtują” naszą cywilizację wg własnych potrzeb – są w stanie widzieć jak ich ingerencja w naszą (ludzkości) przeszłość/teraźniejszość ma konsekwencje dla naszej przyszłości i to do woli wykorzystują do swoich celów – takie pytanie wyzwala ten film (nie koniecznie u wszystkich ;).
W filmie pokazano bezpośrednią konfrontację – w rzeczywistości istoty takie mogłyby nadzorować nasz „rozwój” próbując pozostać niezauważonymi. I nie jest to, wbrew pozorom, bzdurna, fantastyczna idea – wystarczy tylko uzmysłowić sobie, że nie ma powodu aby nie istniały istoty/byty, które „odczuwają”/”widzą przestrzeń” w czterech wymiarach (a nie tak jak my w trzech …)
Wg mnie film jest pokroju Matrixa – uzmysławia pewną ideę – od nas zależy czy zechcemy się nad nią zastanowić czy skupimy się tylko na „technikaliach” przedstawionych w filmie…
Jak to kto kojarzy kaczora H? Ten kto kojarzy Footloose i walkmany na kasety. Czyli jak to się popularnie teraz mówi #gimbynieznajo
Komputery Atari zawitały do Polski w 1985 roku, sprowadzane głównie przez Pewex i Baltonę; ma się rozumieć były dostępne także na giełdzie. Zostały bardzo dobrze przyjęte, choć lud zasobny w bugsy nie był (oficjalnie sprzedawano je za dolary i z narzutem), a i komputer tani był tylko „względnie”. Nie pamiętam dokładnej ceny Atari 800XL z magnetofonem; majaczy mi się, że było to coś ponad 120 dolarów w 1986 roku. Wówczas były to duże pieniądze; przez ponad 2 lata spłacałem pożyczkę na to cacko, do czego później doszły jeszcze raty za stację dysków LDW Power, kupioną za 200$…
Trzeba przyznać, że Gunnowi wyszedł film dla wszystkich. Mnie trochę zawiedli ci źli, a raczej to że zatrudniono dobrych aktorów i nie dano im zbyt wiele do grania, ale tak już w tego typu filmach bywa. Ścieżka dźwiękowa jest po prostu idealnie dopasowana i nadaje dość oryginalnego klimatu, ostatnio mogę w kółko słuchać Awesome Mix vol. 1 😉
Mnie jakoś zniechęcił do filmu ten szum generowany przez sieciowych znafcuf. Tak samo chwaili beznadziejny Pacific Rim, więc Strażników sobie odpuściłem.
I błąd – „Pacific Rim” to jeden z najgorszych filmów, jakie ostatnio widziałem, co też przypieczętowałem recenzją o zacnym „4/10” 🙂 Zapewniam, że „Strażnicy” to film wieeeeelokrotnie lepszy 🙂
Mamy Osobliwość, która wybucha w niczym. Sam ten fakt daje do myślenia, gdyż jeśli wybucha w niczym, to z tym niczym nie może reagować. Nic, nicość, nie może reagować. Nicość nie zawiera w sobie takich atrybutów jak przestrzeń, ruch, czy czas, bo przecież nie można nicości utożsamiać z próżnią. Jedyny sposób, w jaki można sobie wyobrazić wybuch Osobliwości w nicości musi wyglądać tak, że Osobliwość podczas Wielkiego Wybuchu przechodzi niewyobrażalnie błyskawiczne i agresywne zmiany, podczas gdy NICOŚĆ nie ulega zmianie. Jeśli więc była Osobliwość – ulega ona zmianie, ale NICOŚĆ dookoła pozostaje niezmieniona. Przecież nie mogła reagować z Osobliwością, bo jest nicością, jest niczym. Jeśli więc tylko Osobliwość uległa zmianie i stworzyły się w niej ogromna przestrzeń, ruch, materia, czas, których nie było wcześniej – jedynym logicznym wnioskiem jest to, że tak zwany Wielki Wybuch jest tylko Wielkim Podziałem, w którym Osobliwość niewyobrażalnie błyskawicznie i agresywnie podzieliła się, tworząc przestrzeń dla ruchu, materii i czasu. Stąd te niby 20 mld lat świetlnych „promienia wszechświata”, które rzekomo obserwujemy wciąż jest tą samą Osobliwością, która istniała na początku Wielkiego Wybuchu (Wielkiego Podziału) i dalsza „ekspansja” wszechświata polega na coraz większym podziale tej Osobliwości.
To nie Hubble. To już James Joule, H. v. Helmholtz i L. Boltzman. A co począć ze strzałką entropii? Nie posiada ona ma osi czasu? Poza tym, model ewolucji wszechświata, znany jako Big Bang to nie wyłącznie wnioski z obserwacji astronoma E. Hubble’a. Od czasów obserwacji wykonywanych przez Hubble’a minęło ponad 80 lat. Coś niecoś jeszcze zaobserwowano i jak na razie nikt nie znalazł wystarczających danych na zaprzeczenie takiej interpretacji. A przeciwnie, dane wskazują na poprawność założenia modelu standardowego w kosmologii.
To nie jest prawda. Ucieczki galaktyk nie podważono. Co więcej, ostatnie obserwacje wskazują, że oddalają się one coraz szybciej.
Nie ma co płakać, różnorodność jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Różnorodność to chaos.W dzisiejszym eklektycznym świecie potrzeba dobrego sita.
To jest nic. Gimbusy teraz (autentyczny przypadek) zapraszają do grona znajomych na Facebooku dyrektorów i wicedyrektorów swoich szkół. Niby nic złego, ale nie ogarniają nawet prostych ustawień prywatności, przez co zaproszeni mogą, przebijając się przez ścianę bluzgów, doczytać kto z kim i gdzie imprezował, co pił etc.
Całe te socialki powinny zostać zamknięte zanim gimbaza nie przekształci się do końca w kury wolnowybiegowe.
Laska o cerze zombie, jakiś mikrofutrzak, jakieś monstra i jeden normalnie wyglądający gość – to mają być ci ukochani bohaterowie, którzy na zawsze zdobędą serca widzów? Pewnie po tym jak widzowie obejrzą akt nekrofilii w wydaniu pani zombie-normalny facet. Chociaż może ja jestem zbyt odskchooolowy i seks będzie z futrzakiem a nie zombicą? Albo w ogóle ten normalny jest tam mało ważny? 🙂
Moje trzy (własne) grosze. Jeśli spojrzymy na świat jak na płaską kartkę papieru, a my jesteśmy punktami na tej kartce, to owszem widzimy inne punkty, inne linie itd, ale nie jesteśmy w stanie spojrzeć do góry, czyli w trzeci wymiar. Świat dla tych punktów jest prosty i całkowicie płaski. Jeśli jednak ktoś patrzy na tę kartkę z góry, widzi wszystko, wszystkie ograniczenia, jak te punkty się zachowują, co robią itd. Tak odbieram bardzo prawdopodobne istnienie czwartego wymiaru, w którym znajduje się Bóg.
Czyli Bogiem jest czas?
Proste. Nic zdecydowało, że pora zmienić stan na Coś 😉
Gratulacje! 10,885 złotych polskich. Sam wpłaciłem i czekam na premierę.
Tak naprawdę Ataryny do Polski wpuścił generał Marian Zacharski. Jako ówczesny szef Peweksu.
To jest dziwne, że mówi się, że wcześniej nie było niczego, bo nie było czasu. A co jeśli Wielki Wybuch tylko rozciągnął kolejną czasoprzestrzeń w już istniejącej? Wybuch był tak niezwykły, że utworzył dla nas wewnątrz, lokalnie nową linie czasową. Może nie zaobserwowano jeszcze efektów przenikania się czasoprzestrzeni… Chociaż już teraz mówi się, że istnieją rejony, skupiska galaktyk które wydają się krążyć wokół wspólnego punktu poza zasięgiem naszego wzroku.
Po 400 000 lat Wszechświat ostygł jednak wystarczająco, by mogły wreszcie powstać atomy wodoru; zjawisko to nosi nazwę rekombinacji. Mgła zniknęła, Wszechświat nadal stygł i wszystko prędko pociemniało. Po niewyobrażalnej jasności Wielkiego Wybuchu i chwil bezpośrednio po nim, w kosmosie nastąpiła epoka, którą astronomowie nazywają ciemną erą Wszechświata.
Bo rzeczywiście była ona ciemna. Nawet kiedy zapłonęły już pierwsze gwiazdy, ich światło było najsilniejsze w ultrafioletowej części widma, a takie promieniowanie łatwo pochłaniał nowo powstały gazowy wodór. Wszechświat zamienił swoją pierwotną mgłę, gorącą i jasną, na zimną i ciemną.
W końcu ta mgła zniknęła. Astronomowie od dawna zadają sobie pytanie, jak to się stało. Być może uczyniły to pierwsze gwiazdy, których silne światło powoli, ale nieubłaganie rozrywało wodór w procesie zwanym ponowną jonizacją (rejonizacją). A może energię dla rejonizacji dostarczyło promieniowanie wytworzone przez gorący gaz opadający spiralnym ruchem do czarnych dziur?
Aby zrozumieć, kiedy i w jaki sposób przebiegał proces rejonizacji, należy odkryć najstarsze obiekty we Wszechświecie i określić ich strukturę i pochodzenie. Kiedy powstały pierwsze gwiazdy i jak wyglądały? W jaki sposób pojedyncze gwiazdy łączyły się w galaktyki, a jak galaktyki tworzyły supermasywne czarne dziury leżące w ich centrach? Na jakim etapie ewolucji – od gwiazd poprzez galaktyki do czarnych dziur – nastąpiła rejonizacja? I czy był to proces stopniowy, czy gwałtowny?
Tam jeszcze znaleźli piramidę obcych. Normalnie twarz marsjańska powraca po 40 latach.
Na zdjęciu ten „człowiek” jest długi na 150 metrów, a cień pada w przeciwną stronę.
Z jednej strony mamy tu więc niezwykle wciągającą mechanikę rozgrywki, która równie dobrze sprawdza się zarówno w małych dawkach (autobus, poczekalnia) jak i przy dłuższych posiedzeniach (fotel, kanapa). Niestety, nawet „staroszkolny” system walki, wytwarzanie własnych przedmiotów i cała reszta RPG-owej otoczki nie są w stanie ukryć, że nadal mamy tu do czynienia z tytułem zaprojektowanym z myślą o wciągnięciu gracza w pułapki mechanizmów przypominających raczej automaty do gier hazardowych niż lekkie, niewinne gry z bajkowymi bohaterami.
Jestem zadziwiony, że pozwalacie płynąć swojemu czasowi w towarzystwie tego czegoś.
W przerwach od ratowania królestw w „poważnych” grach, można pomóc ptakom nielotom. Poza drobną przyjemnością z samej gry, mamy tu unikalny przykład jak skazani w dłuższym okresie na bezrobocie bohaterowie od procy, przekwalifikowali się na rycerzy, czarodziejów i druidów. Każdemu życzę takiego awansu. 😉
Duch go wiecznie żywy 🙂
Jakieś przygłupy próbowały się bawić w pogromców mitów, ale słabo im wyszło. Musieliby z tym latawcem przebiec kilkadziesiąt kilometrów. Poza tym tamten obiekt wyglądał mocno inaczej.
https://www.youtube.com/watch?v=IobcUwRwSFw
Film jest genialny! cała masa dystansu do samych siebie i darcie łacha z własnej legendy, uważam że nie można tego było zrobić lepiej. Też się obruszałam, o bandę gówniarzy, którzy w pewnym momencie zajęli ekran i film się zrobił słaby…ale doszłam do wniosku, że to był chyba celowy zabieg, nam się ta dzieciarnia miała nie podobać, miała nas znudzić i miała sprawić, że gdy pojawi się stara gwardia całe kino zaświeci zębami 🙂 Podreptałam sobie na maraton i obejrzałam wszystkie trzy części od jednego kopa, w życiu sie tak nie bawiłam w kinie!:)
Zastanawiające, że jeszcze nie pojawił się wiarygodny „obalacz” tego zjawiska.
Obalacz nie, ale do Teksasu zjechały ponoć setki łowców przygód. Na razie cisza, więc wygląda na to, że świateł na niebie już nie ma.
„Ilość wykonanych zdjęć całkowicie wyklucza mistyfikację.”
Eee..słucham? Ilość wykonanych zdjęć wykluczaTYLKO TO, że zdjęcia na których znajduje się obiekt są prawdziwe, natomiast wcale nie wyklucza mistyfikacji, która mogła zajść nie na poziomie retuszu fotografii, ale w realnym świecie: nie wiemy przecież, czym był ten obiekt. A mógł być na przykład czymkolwiek stworzonym przez człowieka.
Mógł być dziełem człowieka (tajnym projektem wojskowym), tego nie można wykluczyć. Ale wówczas o jakim retuszu mówimy? Natomiast wykluczam retusz i omamy u ponad stu – a o takiej ilości donosiły media, choćby NYT – świadków, którzy zgodnie opisali ów obiekt. Mistyfikacji, czyli zmowy świadków, tudzież świadomego sfałszowania faktu zaistnienia zjawiska nie było. O co ci więc chodzi?
No, ok, wiem do czego zmierzasz, tyle tylko, że chodzi mi o coś trochę innego – co tak naprawdę kryje się za stwierdzeniem, że „mistyfikacji nie było”? Jak pięciu ludzi zobaczy poruszane przez spłoszoną kurę nocą krzaki, to też możemy powiedzieć, „że mistyfikacji nie było”: było zamieszanie i coś niewytłumaczalnego poruszyło krzak.
Zgoda, tyle że w tym przypadku wiemy, że nie było sytuacji z serii „dwóch facetów puszcza latawca z lampkami, a wszyscy nabierają się, że to UFO”. Po prostu byłoby to technicznie niemożliwe ze względu na skalę zjawiska. Przez mistyfikację rozumiem sytuację, gdy ludzie żądni sławy fabrykują fakty w celu osiągnięcia rozgłosu, a może nawet i zysku. Ponoć dzieje się tak w przypadku niektórych obserwacji kręgów w zbożu. Natomiast sytuacja z serii „wiatr zawiał, gazeta pofrunęła, a ludzie uznali to za UFO” mistyfikacją nie jest.
Ale bądźmy poważni – tutaj nic takiego nie zaszło. Opcje, które można rozważać są IMO bardzo proste: tajny rządowy eksperyment, pojazd obcych cywilizacji, jakaś nieznana nam forma energii, zjawisko optyczne związane z burzą lub coś zupełnie wymykającego się naszemu rozumieniu świata. Gdyby istniał „debunk”, już by została podana wiarygodna hipoteza. Mijają dwa tygodnie, a jej brak. Nawet mainstreamowe media piszą o sprawie z namaszczeniem i bez zbędnej ironii. To o czymś świadczy.
Właśnie o to mi chodziło – możemy wykluczyć opcję pod tytułem „dwóch dowcipnisi z latawcem”, czy nie możemy? Pod pojęciem „dowcipnisia” rozumiem np też kogoś kto zbudował jakiś latający dron w garażu i puszczał go sobie w letnią burzową noc…
Ale ok, przyjmuję te argumenty o tv, mediach. Zatem, jeśli przyjmiemy, do wiadomości, że to było UFO, to – o ile mnie nie myli pamięć – byłaby to największa zbiorowa obserwacja, od czasu, kiedy tysiące ludzi oglądało coś niewytłumaczalnego w Belgii, kilkadziesiąt lat temu. Nie pamiętam już dokładnie.
:
http://www.historytv.pl/shows/staro%C5%BCytni-kosmici/articles/obserwacje-ufo
Losowość jest tu kluczem do zrozumienia sensu gry. Bez losowości Geniusz byłby straszliwie nudny – ciągle taki sam – ale czasami potrafi zirytować. Losowość jest w tej grze małą wadą, ale wspomniałem o niej, bo czasem potrafi zirytować.
Trzecia część „Niezniszczalnych” w świetnej kopii wyciekła do sieci trzy tygodnie przed premierą filmu. Zaledwie w ciągu doby film pobrano blisko dwieście tysięcy razy. Z każdym dniem liczba ta ulegała zwiększeniu. Podczas premierowego weekendu „Niezniszczalni 3″ osiągnęli rozczarowujący wynik 16,2 miliona dolarów (czwarte miejsce). Dla porównania jedynka zebrała 34,8 miliona dolarów, zaś dwójka – 28,6 miliona dolarów. To aż 43% spadek do porównania z debiutem serii.
Mogłaby i tak polec, bo na zadziwiająco silną konkurencję wyrośli Strażnicy Galaktyki. Trudno orzec czy piractwo przeważyło.
Wszystko wskazuje na to, że był jakiś inżynier, który zaprojektował, następnie zaplanował całość tak aby zużyć jak najmniej materiału minimalizując zarazem obróbkę a same cięcia były tak idealne, że stosowanie zaprawy w tym przypadku zaszkodziłoby „wieczności” budowli. Nasze murowane domy czy wieżowce przy tym to prehistoria.
Jak tego dokonali tak dawno?
Dzisiaj jakbym chciał uzyskać taki efekt to musiałbym przenieść wymiary kamieni do specjalistycznego oprogramowania, przy użyciu odpowiednich algorytmów program wyliczyłby jak stracić najmniej materiału ale wróć, komputerów nie było. Czy jest ktoś choć w stanie wyobrazić w jaki sposób mogli to zaprojektować?
Na jakimś sajcie przeczytałem, że „sexi mama”, bo tak w skrócie wymawia się tę trudną do wymówienia nazwę zostały wzniesione w XIV wieku. Wydaje mi się to bzdurą, zwłaszcza że na żadnym w większych portali nie znalazłem potwierdzenia powyższego.
Warto dodać, że Sacsayhuaman wyposażona było też w podziemną sieć korytarzy, równie wielką jak same wieże. Składała się z wielkiej ilości ulic i alei rozchodzących się we wszystkich kierunkach oraz mnóstwa identycznych drzwi.
Czytałem, że ze wzgórza, na którym zbudowana jest twierdza roztacza się przepiękny widok na dolinę i całe Cuzco. Budynki miasta i Plaza de Armas wydają się być na wyciągnięcie ręki. Po przeciwnej stronie na sąsiednim wzgórzu wznosi się biała statua Chrystusa z wyciągniętymi ramionami nad miastem. Wieczorem ruiny są podświetlone i wyglądają podobno nieziemsko.
Samo Cuzco jest tak samo obsobaczone turystycznie jak Kair.
Dla mnie wszechświat w najnowszej produkcji Marvela to puste miejsce zamieszkane przez mało oryginalnych obcych, mieszkających na mało oryginalnych planetach, latających mało oryginalnymi statkami. To opowieść o piątce przyjaciół i ich drodze do wzajemnego zrozumienia, w której o poszczególnych postaciach wiemy niewiele więcej niż nic. To świat zaskakująco martwy, jak na produkcję wypchaną gagami, który albo od razu Was kupi, albo zasypie całą stertą błędów logicznych.
Misiępodobało. Nie ma przegięcia w żadną stronę, no może poza rozwałką, której jest tu całkiem sporo, ale nadmiar scen walki jest oczywistą zaletą tego gatunku. „Niezniszczalni 3” mają też parę dziwnych rozwiązań fabularno-logicznych, czy nawet mniej udanych scen, ale jak na film obejrzeć-zapomnieć i tak jest rewelacyjnie. Rozrywka gwarantowana, a role Mela Gibsona i Antonio Banderasa pokazują, że i nawet w niezbyt ambitnym kinie można pokazać swoje umiejętności aktorskie. Pewnie będę w blogowej mniejszości jeśli chodzi o ocenę filmu, ale i tak POLECAM!
Nikt nie ma pojęcia jak w ogóle wykonano budowle megalityczne, a już w szczególności te, których precyzja zadziwia do dziś. Artykuł tego nie mówi, ale obróbka kamienia w Sacsayhuaman to nie tylko tajemnica idealnego dopasowania: zadziwia również wygląd głazów – dlaczego są jakby „spuchnięte”? Ślady czego są wyciśnięte na ich powierzchniach i jak tego dokonano w kamieniu, skoro wygląda to tak, jakby ktoś wyciskał coś w plastelinie? Ten ostatni detal technologiczny pojawia się zresztą w wielu innych miejscach na ziemi.
Tak z ciekawości, gdzie konkretnie jeszcze? Bo o tym „napuchnięciu” kamieni pierwsze słyszę.
To nie jest jakieś naukowe stwierdzenie, ale moje własne spostrzeżenie, tyle tylko, że akurat w kwestii technologii wykonania nauka ma do powiedzenia niewiele więcej niż…każdy myślący i oglądający te megality.
To specyficzne wybrzuszenie obserwować można i w innych budowlach, choć może nie w takim stopniu – np. na Wyspie Wielkanocnej, na kawałku muru, będącego jedną z najstarszych budowli wyspy.
Dodatkowo w wielu podobnych miejscach zauważyć można w kamieniu dziwne, zagadkowe wypustki. Są one w wielu miejscach, ale zupełnie nie znana jest ich funkcja.
No dobra, a co proponujesz jako wyjaśnienie tego zagadnienia? 🙂
Nic 🙂 Nie mam bladego pojęcia jak to zostało wykonane. Nie umiem wyobrazić sobie wykonywania tego prostymi narzędziami, które uparcie wciskają w obraz historyczny naukowcy, jak również nie potrafię wyobrazić rzeczywistego procesu technologicznego, który posłużył do wykonania budowli.
Kamienie wyglądają jakby przed połączeniem były miękkie – w bardzo wielu miejscach widać charakterystyczne „wgniecenia” – co ciekawe bardzo często występujące w dolnej części kamieni.
Jeśli miałbym posłużyć się porównaniem: sprawa precyzyjnie wytworzonych megalitów przypomina mi układankę, w której nie dysponujemy najważniejszymi częściami – wyraźnie widać, że ten obraz nie trzyma się kupy, bo czegoś w nim brakuje, a znowuż obraz ten składany na siłę, przez naukę, wydaje się być komiczny, karykaturalny.
Niezbitym faktem jest, że w latach 60. odkryto na tym terenie pozostałości najstarszych w Rumunii neolitycznych osiedli, datowanych na około 6500 lat przed naszą erą.
Nie zapominajcie, że to była bardzo burzliwa noc. Trzaskały pioruny. Jest całkiem możliwe, że obiektem, który pojawił się na niebie był piorun kulisty. Pisaliśmy o nim na Tungusce.
I właśnie ku temu rozwiązaniu skłaniałbym się. Energia niewiadomego pochodzenia.
Jedno jest pewne: Atlantydami nie byli. Budowniczowie piramid w Gizie korzystali z zaprawy.
Jeśli by korzystali, to można by ustalić wiek piramid. Nie korzystali. Kamienie były układane bez spoiwa.
Pan Paul w najnowszym programie potwierdza doniesienia:
https://www.youtube.com/watch?v=lABG3qHVafc
Dawca pamięci to zdecydowanie nie jest filmem pełnym akcji i napięcia (te elementy zostały naddane, w książce tego nie było). Producenci na siłę z powieści raczej spokojnej, w której autorka bardzo skupia się na uczuciach bohatera, dylematach, refleksji nad tym czy warto dla uczuć również czuć ból, czy lepsza jednak jest nijakość zrobili film o niepokornym nastolatku walczącym z systemem. W filmie brakuje refleksji i dramatyzmu, postawiono na akcję i bunt. O wiele lepiej byłoby pokazanie jednak więcej scen z udziałem rodziny, ich podporządkowania się systemowi, więcej przykładów lekcji Dawcy (Giver) i rozmów Jonasa z Dawca pamięci. Prawdopodobnie film pobadałby mi się dużo bardziej w oderwaniu od książki, choć sposób w jaki przekształcono fabułę nijak nie przystaje do „niejasnego, otwartego” zakończenia (jak już wszystko tak pozmieniali, mogli nieco inaczej to zakończyć).
Film jednak jest ciekawy pod względem wizualnym. Powolne nabieranie kolorów postrzeganej przez Jonasa rzeczywistości: kolor włosów Fiony, nagłe dostrzeżenie czerwonego jabłka, flashbacki wspomnień wypadają bardzo borze, podobnie z muzyka. kontrast świata nijakiego (sameness) z tym kolorowym „prawdziwym” światem. Trailer jest skonstruowany bardzo ciekawie bo właściwie nie nie zdradza fabuły filmu (po przeczytaniu książki i obejrzeniu trailera miałam wrażanie, że zrobili bardzo, bardzo luźną ekranizację), choć właściwie znajdują się w nim końcowe sceny z produkcji.
Nie ma „flashbacków wspomnień”. Flashback to właśnie wspomnienie z przeszłości 🙂
Na północy Xian znajduje się lotnisko. Wystarczy poprowadzić dokładnie z linią pasa startowego na południowy zachód linię prostą o długości mniej więcej długości pasa i jest piramida. Jeszcze trochę w dół i jest cały kompleks piramid – jedna duża i kilka mniejszych. Kolejne znajdują się na południe „pod” pasem startowym.
Ale to oficjalna informacja? To znaczy, rząd Chin nie zaprzecza ich istnieniu?
Może i za późno na bycie pionierem na Ziemi, za wcześnie na Galaktykę, ale za to w sam raz na Układ Słoneczny, hm? Wygląda na to, że za naszego życia staniemy na Marsie, dotrzemy do asteroidy i oczywiście wrócimy na Księżyc. Kto wie, jeśli Skylon czy projekty SpaceX wypalą, to może program kosmiczny nabierze rozpędu i dotrzemy nawet na Wenus (w wyższych warstwach chmur mógłby unosić się habitat) czy księżyce Jowisza. A jak bylibyśmy tam, to Tytan też powinien być w zasięgu…
Co do SpaceX, to koncepcyjnie niby i to lata 60., ale… jednak niezupełnie. Reużywanie rakiety to JEST zmiana koncepcji. Radykalna!
To tak, jakby do tej pory Boeingi 737 dolatywały nad docelowe lotnisko, pasażerowie wyskakiwaliby na spadochronach, a same samoloty by się rozbijały (koszt biletów: 0.5-1M USD). A teraz ten sam samolot dorobiłby się podwozia, lepszej zwrotności i awioniki i mógłby po prostu lądować. I co, nie nazwałbyś tego nową, rewolucyjną koncepcją? Bo samolot nadal miałby skrzydła i taki sam napęd?
Zresztą, to nie tak, że SpaceX korzysta ze starociów. Nawet silniki Merlin są, może nie rewolucyjne, ale na pewno „bardzo dobre”. Mają stosunkowo uproszczoną konstrukcję, wysoką niezawodność, dobre osiągi i najlepszy stosunek ciąg/masa ze wszystkich silników rakietowych.
Trzeba wciąż pamiętać, że SpaceX to prywatna firma. Za ułamek kosztów przedsięwzięć rządowych, wprowadzają dużo ewolucyjnych zmian, tworzą bardzo dobre produkty i mają jeden hit, który będzie rewolucją — reużywalna rakieta nośna.
nie znając koła można transportować na ściętych pniach drzew…ale mi zagadka..tak robili już w starożytnym Egipcie…ponadto kamienie mogły nie być aż tak dopasowane jak powstawały, jednak leżąc tyle tysięcy lat, same się dopasowały, grawitacją, ciśnieniem, ruchami skorupy ziemskiej-tektonicznymi, nawianiem osadów do środka przerw…wystarczy pomyśleć i nie płacić po 10tys. za osobę na wycieczkę do Ameryki Południowej…poszukajcie lepiej komnaty bursztynowej Hitlera ;o) zaraz a może to też przyciąga turystów? kup sobie lepiej bursztyn nad morzem i zaspokoisz rządzę ;o)
Komnata Bursztynowa nie fascynuje, bo wiadomo
a) że istniała
b) kto ją zbudował
c) z dużym prawdopodobieństwem wiadomo, że przepadła (zatonęła, spaliła się)
Tutaj wiemy tylko tyle, że ruiny istnieją. Co do murów spasowujących się grawitacją, to wydaje mi się, że owa grawitacja raczej powoduje ruch w dół, czyli zawalanie się/zapadanie budowli 😀
Kurde, przypominasz, że piramidy zbudowano dzięki palom drzewa. Thanks 🙂
Transport na ściętych pniach drzew, to znajomość koła
Kształt tych połączeń wydaje się być losowy. Z jednej strony taki mur jest mocniejszy, ale z drugiej bardzo utrudnia planowanie i obróbkę. Jedyny powód jaki mi przychodzi do głowy to oszczędzanie materiału. Robili to z dostępnych bloków nie dzieląc ich, ale dopasowując w jakiś sposób do siebie. Jeśli mieli jakąś dobrą technikę wyrównywania boków tych kamieni cała trudność polegała na wyliczeniu, dopasowaniu kształtów do siebie i utrzymaniu ich podczas obróbki. Samo cięcie wykonywali linami nasączonymi kryształkami (korundu?) pracującymi w kierunku grawitacji w konstrukcji drewnianych prowadnic, a kamień obracany i unieruchamiany pod spodem do każdego cięcia.
Jakoś nie wierzę Cyganom, w związku z czym słuszne wydaje się umiejscowienie tego tematu w „miejskich legendach” :>
Matole. Rumuni to nie cyganie. To odrębna nacja.
Dziękuję specjalistom od kamieniarki starożytnej za wyjaśnienie technologii obróbki kamienia 😉
Kamienie leżały tysiące lat i „same się dopasowały grawitacją”? A to ciekawe założenie. Ok, to powiedz ile konkretnie tysięcy lat mogły leżeć i się dopasowywać. Wyjaśnię Ci, że akademicy umieszczają budowę Sacsayhuaman 600 lat temu…No dobrze, ale powiedzmy, że jest starsza: ile tysięcy lat „leżakowania” powoduje „dopasowanie” (choć to złe słowo – tu powinno być użyte: „sprasowanie”, „sklejenie”) kamieni? Kilka? Kilkanaście? Jeżeli aż tyle no to powstaje inny problem: Kto postawił w tak zamierzchłej przeszłości cały kompleks, używając prymitywnych narzędzi?
A to na przykład:
„Samo cięcie wykonywali linami nasączonymi kryształkami (korundu?) pracującymi w kierunku grawitacji”
Sugerujesz, że nawet olbrzymie i ciężkie kilkudziesięciotonowe głazy obracano sobie jak chcieli, żeby cięcie było zgodne z kierunkiem ciążenia? Przecież wiele z tych kamieni jest obrobionych z każdej strony. Ta technologia ponadto absolutnie nie wyjaśnia tej precyzji.
Teoria „leżakowania” kamieni to interesujący przykład jak sceptycy stają się czasem bardziej odjechani od najbardziej zatwardziałych zwolenników spiskowej teorii dziejów 🙂 Myślałem sobie o Sacsayhuaman i moim zdaniem jedynym wytłumaczeniem fenomenu może być zaginiona wiedza starożytnych. Musieli umieć przygotowywać te kamienie w sposób, który następnie został zapomniany na wieki. Tu znów pojawia się koncepcja Atlantydy, ale nie rozumiana jako siedlisko ufoków czy bogów, lecz rozwinięta cywilizacja, która w wyniku kataklizmu zniknęła. Przetrwali za to depozytariusze jej kulturowego i technicznego dziedzictwa, dzięki którym udało się stworzyć cuda Starożytności.
Takie trochę przerośnięte cygaro. Może cena wyniesienia jednego kilograma na orbitę będzie niższa, lecz chwilowo ciężko cokolwiek powiedzieć o ładowności i kosztach przygotowania do następnego lotu. SpaceX jest nieco bliżej urzeczywistnienia tańszego wynoszenia na orbitę i póki co im kibicuję. Mimo wszystko dobrze, że coś w materii tanich lotów się dzieje, jednak powstrzymam emocje do powstania chociażby sprawnego modelu, który daje sobie radę w atmosferze.
The Last of Us jest liniowe, a mimo to zupełnie tego nie czuć. Lokacje, które przemierzamy mają wiele różnych odnóg, przejść i pomieszczeń dzięki czemu wydaje się nam, że nie jesteśmy niczym ograniczani. Najczęściej też gra nie sugeruje gdzie dalej pójść i co zrobić. Samemu trzeba więc kluczyć i kombinować (np. znaleźć deskę i przerzucić ją na drugi budynek). Eksploracja przynosi jednak wymierne korzyści w postaci różnych przedmiotów – od składników uproszczonego systemu tworzenia apteczek, bomb i ostrzy, poprzez amunicje i narzędzia potrzebne do ulepszania broni, po listy, mapy i nieśmiertelniki. Co więcej, dzięki temu zbieractwu czuć, że faktycznie walczymy o przetrwanie w świecie dotkniętym apokalipsą.
@Kosmiczny Krab
Szczerze? Kompletnie tego nie czuję. Czuję killroomy podzielone właśnie deską, która pozwoli nam wejść do następnego killrooma. Jak już przejdziemy po desce otworzy nam się nowy, ograniczony obszar, a stary zamknie na amen. W każdym trzeba zwykle wybić przygotowanych przeciwników, najlepiej po cichu. Rozmieszczone ściśle pod cel rekwizyty wspomagają ukrywanie i śledzenie powtarzalnych ścieżek, po których wędruje przeciwnik do zabicia. Tyle w temacie imersji. Last of us ma fajne elementy, z częścią gamizmów sobie radzi, ale nadal bardzo ciężko mi wczuć w ten świat.
Aby konstruktywnie krytykować dodam, że znacznie bardziej przekonywający świat zombie apokalipsy czułem w State of Decay.
State of Decay nie znam, zbieractwo oczywiście nie jest na poziomie zbieractwa z gier lat 90. Nie mówię, że Last of Us jest grą roku czy cymesem, ale to uczciwy kawałek chleba. Czajenie się, nasłuchiwanie (to też nowość!) i atakowanie mutantów z ukrycia sprawiło mi sporo frajdy.
Horyzontalny start i lądowanie jest dużo efektywniejsze energetycznie niż pionowy start rakietowy. Dzisiejsza technologia jest konsekwencją wojennej myśli technicznej, gdzie liczył się czas dolotu, a nie ekonomia transportu. Dłuższy czas wznoszenia rekompensowany jest mniejszym wydatkowaniem energii, a to w konsekwencji obniża ogólne koszty lotów orbitalnych. Rakiety są passe – konstrukcję typu Skylon, to przyszłość transportu kosmicznego. Bardzo dobry i wartościowy projekt, do tego z ESA.
Był też artykuł o „gwiezdnych wrotach” w Andach., ale w ich przypadku nie było mowy o kosmicznej precyzji wykonania.
Największy głaz w Sacsahuaman waży 300 ton, a inny jeden z równie ciężkich ma 32 różne płaszczyzny, a i tak to jest tak idealnie dopasowany do otaczających go bloków. Już nie chodzi o kwestię nawet ciosania tych bloków, tylko o dopasowanie ich w tak idealny sposób. Poza tym mur ten stoi bez żadnej zaprawy, jest niezniszczalny mimo ze leży kamień na kamieniu, a wysokość muru w niektórych miejscach sięga 20 metrów. A gdzie ja odpowiadam na swoje tezy? Pytam się tylko jak to zbudowano, nic nie sugeruję. Potrzebna jest cała historia, aby to zrozumieć – od momentu wydobycia tych głazów aż po moment idealnego ich ustawienia na wysokości 10 – 20 metrów tak że ostrze noża nie wchodzi pomiędzy sąsiadujące kamienie.
Donaldy były niepowtarzalne, Turbo już nie budzą we mnie takiego sentymentu
http://prl-subiektywnie.blog.pl
O 10.45 rano pojawia się właściciel, Thomas Bowyer. Przyszedł do panienki Kelly po zaległy czynsz, ale szybko się cofa. Na łóżku leżą zmasakrowane zwłoki. Kilka godzin później prowadzący śledztwo inspektor Frederick Abberline nie potrafi na ich widok opanować torsji i wybiega z pokoju.
Mary Kelly ma pociętą nożem twarz. Napastnik opróżnił jej jamę brzuszną z narządów i rozłożył na łóżku. Organy płciowe wyciął precyzyjnie niczym chirurg lub wprawny rzeźnik. Zabrał je ze sobą. Kim był?
Krótko przed śmiercią Kelly zwierzyła się koleżance z relacji seksualnej sadomaso z Joe (czyli Josephem). To imię może być kluczem do rozwiązania zagadki.
Last of Us nie miał wielu konkurentów w wyścigu po koronę gry 2014.
Tak to prawda. To były magiczne czasy…..dzisiaj to po prostu dzisiaj…i tyle.
Rosyjski radar z czasów zimnej wojny znów nadaje – charakterystyczny sygnał przypominający stukanie dzięcioła można usłyszeć na częstotliwości 15 MHz. Nasłuch prowadzony jest w Podziemnym Mieście w Świnoujściu. Wyłączony 20 lat temu radar Duga miał za zadanie wykrywanie nadlatujących nad teren ówczesnego ZSRR pocisków balistycznych.
Zdjęcia Voyager i fotometria gruntowa wskazują, że rotacja Hyperiona jest chaotyczna. To znaczy, jego oś rotacji drga tak bardzo, że jego orientacja przestrzenna jest kompletnie nieprzewidywalna. Jest tylko jeszcze jedno znane ciało w Układzie Słonecznym, które również posiada bardzo chaotyczną rotację (asteroid 4179 Toutatis), jednak symulacje pokazują, że inne satelity mogły posiadać tą samą cechę w przeszłości. Hyperion jest unikalny ze względu na swój nie regularny kształt i bardzo dziwną orbitę, znajduje się on w pobliżu innego dużego księżyca (Tytan). Te połączone czynniki wyznaczają warunki zaistnienia stabilnej rotacji. 3:4 orbitalnego rezonansu pomiędzy Tytanem i Hyperionem może także powodować chaotyczne rotacje.
Tutaj jest bardzo fajny komentarz w sprawie samego sędziego Warena: Arlen Specter, the Warren Commission lawyer (and future U.S. senator), first presented his soon-to-be infamous single bullet theory to Chief Justice Warren while the two men were standing at the sixth-floor window of the Texas Book Depository where the mediocre marksman Oswald allegedly committed his historic crime. After listening silently to Specter explain the magical trajectory of Oswald’s bullet, Warren simply turned on his heel and walked away without saying a word. Warren – a distinguished chief justice with a monumental record on civil rights – had resisted serving on the presidential commission. He knew that his duty was not to find the truth, but to suppress dangerous evidence that – as LBJ had warned him – might lead to World War III. Still, it must have dismayed the 73-year-old jurist to see how his historic report (and his reputation) would be tied to a patently absurd ballistics theory.
A na jakiej podstawie ci krytycy są tak przekonani o swojej nieomylności?Oni to pojedli wszelkie rozumy? Oczywiście, że Sitchin popełnił błędy, ale stworzył książki scence fiction, tak jak Lem , Verne, lub Clark. Nie ma co czepiać.Jednakże co do np,Apsu- Apsu, lub Abzu to jest ocean słodkiej wody głębinowej, a nie Słońce.Słońce nosi nazwę Utu.Qingu to nie jest Księżyc.Księżyc nosił imię Sin.Mummu – to nie jest Merkury , Merkury nosił imię Nabu.W naszym układzie była piąta wielka planeta gazowa ,zwana Marduk, która z czasem nabrała masy i zapaliła się.Stara gwiazda zwana Tiamat (czerwony lub brązowy karzeł) została zniszczona(Jak?) a jej miejsce zajął Marduk nasze Słońce.Tak pisze w Enuma Elisz. W Oceanie mieszkał Enki, gdyż w tym czasie Ziemia pozbawiona była lądu. Stąd podwodne królestwa i bogowie.'”Mądrość wyszła z Oceanu ” mówią starożytne przekazy.Zagadką jest rozbita planeta, po której zostały szczątki – wielki pas planetoid. Czy była również nazywana Tiamat – Dziewica Życia? Tiamat -owa planeta, w walce z Kairem(Marsem) została pokonana, a jej szczątek trafił na Ziemię (jak?) I w ten sposób nasza planeta pozyskała ląd. Wtedy właśnie 3.900 000 lat wstecz na początki ery archaicznej było w naszym układzie tkzw. wielkie bombardowanie.Mars utracił w walce część atmosfery..praktycznie został unicestwiony.
Nibiru znaczy – ten który w jej wnętrznościach wczasował”.Może to być część jądra robitej planety. Zostało onbe wyslane( przez kogo?) w przestrzeń bez powrotu..niech wytycza drogę wśród gwiazd…Krew Tiamat wysłano w miejsca tajemne.Kim byli ci, co zamieszkiwali Tiamat, Ocean i Kair? Mahabharata pisze wprost jakiej broni używali”bogowie”. Człowiekowi nie chcieli jej dać.- spaliłby cały świat.-
Sitchin pod koniec życia chciał całą swoją karierę zaprzepaścić, twierdząc że zwłoki zmumifikowane księżniczki egipskiej zawierają obce DNA, czy tam DNA obcej rasy.
Na wstępie pragnę zaznaczyć, iż zapoznałem się z większością książek pana Zecharii Sitchina. Jestem przekonany, iż jedynie więzy powszechnie respektowanych twierdzeń oplatające umysły większości ludzi nie pozwalają na uwierzenie w nią. Miast krytyki powinniśmy okazać należny szacunek człowiekowi który prawdziwie podbudował wiele nauk(szczególnie historię człowieka, nauki, techniki) a jego dzieła powinny figurować w wykazie lektur szkolnych. Dzięki niemu mamy teraz pełniejszy wzgląd na tak istotne pytania egzystencjalne jak „skąd jestem?:” i „dokąd zmierzam”. Teoria o przybyciu Anunnaki-biblijnych Nefilim, stworzeniu przez nich największych cywilizacji starożytności oraz wojen bogów i ludzi zdaje się być słuszna w świetle rzetelnych dowodów przedstawionych przez Zecharię Sitchina. Albowiem jedynie tak można nazwać misterną grę lingwistyczno-etymologiczną i odwoływanie do zapomnianych koncepcji naukowych.
wszelakie tłumaczenia starożytnych ksiąg zawierają tylko część tego co jest w rzeczywistości ich treścią faktyczną.Inna rzeczywistość, odmienne pojęcia, przekręty treści wraz z upływem lat te czynniki wpływają destrukcyjnie na oryginał. Czarnogłowi nie mieli prawa wiedzieć tego co wiedzieli ich stwórcy,a co wiedzieli, tego się nie dowiemy dokładnie. Anu był najwyższym królem niebios, ojcem cywilizacji, nie schodził na Ziemię. Kodeks Hammurabiego – ME – funkcjonuje w naszym świecie od milionów lat.Ciekawe są legendy Indian…teksty z Edfu…tak zw. legendy o zatopionych kontynentach i cywilizacjach.Nie miejsce by o tym tu pisać…Obcy ląd wciąż wędruje po powierzchni Oceanu…ilu cywilizacji był świadkiem?A omfalos…cóż to jest?
Przede wszystkim- czas nie istnieje. Czas to – my – życie.Zatacza krąg.Przeznaczone nam wydarzenia czekają w innym wymiarze.(Minkowski). Wydarzenia są nieruchome, czekają na nasze przyjście. My idziemy do przodu , przeżywamy to, co na nas czeka i tak dalej…do śmierci. Wziąć dwie kartki ,złożyć je, wyciąć z nich dwa koła.Złożyć razem równo, w środku przebić czymś ostrym , ołówkiem , tak by te dwa kółka obracały się na osi.Na spodnim kole narysować godziny , lub jakieś wydarzenia, np. pobyt w szkole, pierwsza randka, praca, jakiś obiad, wnuki…itp.życie od urodzin do śmierci .Narysować to przy brzegu, jak godziny na zegarze.Nałożyć na to tę pustą kartkę, w której przy brzegu należy wyciąć małą dziurkę, tak by widać było to, co jest narysowane na spodniej kartce.I teraz…kręcąc górnym kółkiem widać przez ową dziurkę,(ta dziurka to MY) jak wszystkie wyrysowane wydarzenia przewijają się w tył.Wygląda to, jak film w obiektywie.Te wydarzenia, upływające z tkzw, czasem…Niestety! To tylko złudzenie. Spodnie koło nie rusza się wcale. Tkwi w jednym miejscu.Wydarzenia nie ruszają sie.Czekają na nasze przyjście.To my idziemy do przodu.To górne koło obraca się, a spodnie stoi w miejscu.Co ciekawe, punkt narodzin jest jednocześnie punktem śmierci.I..od nowa…
Clive Sinclair doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego debiut jest mocno opóźniony w stosunku do firm komputerowych z za oceanu, jednak dzięki temu miał możliwość przeanalizowania zalet i wad komputerów Commodore, Apple, Tandy i wielu innych producentów, by znaleźć jego zdaniem właściwą drogę do osiągnięcia sukcesu. Po przejrzeniu całej masy katalogów i folderów stwierdził, że dostępne komputery pretendujące do miana komputerów domowych są drogie, wielkie i najczęściej bardzo brzydkie. Zdaniem Sinclaira ceny komputerów obecnych na rynku wykluczają szanse, że masowo zapełnią one domy przeciętnych rodzin. Dlatego jego naczelnym założeniem przy projekcie komputera była na tyle niska cena końcowa, aby na zakup komputera mogła sobie pozwolić przeciętna, brytyjska rodzina. Kolejnym, równie istotnym założeniem miał być atrakcyjny wygląd komputera. Sinclair uważał, że ludzie nie znający się na komputerach, a większość ludzi wówczas nie miało bladego pojęcia na temat komputerów, kupuje oczami. Sinclair twierdził, że atrakcyjny wygląd i bardzo niska cena sprawi iż komputer będą kupowały osoby, które w chwili zakupu nie będą miały nawet pojęcia jak go wykorzystać.
Wszystko robił po taniości, a jednak ten jego składak był szczytem marzeń polskiego knypka w 1984.
Tylko dla tych, którzy nie widzieli Commodore.
Przypomina mi się, że trzeba jechać w Bieszczady.
Tam Bieszczady! Puszcza białowieska 😀
W ostatnim czasie od rezygnacji ze stanowiska przewodniczącego Mensy, którym był w latach 1980-1997 wiedzie kreatywny żywot w swoim luksusowym apartamencie w Londynie. Nie otacza się dzisiejszą elektroniką ponieważ uważa, że blokuje procesy twórcze. Jego wynalazki nie są już tak udane jak kiedyś, ale nadal o nich się mówi jak np. o rowerze mieszczącym się w plecaku. Ponowny rozgłos daje mu udział w programie, w którym gwiazdy grają w pokera. Mówi, że sprawia mu przyjemność używanie matematycznych i socjalnych zdolności w grze karcianej aby potrenować inteligencje. Życie miłosne Cliva ponownie rozkwita w 2009r. Z byłą pretendentką do tytułu miss UK – Angie Bowness. Żeni się z tą piękną, młodszą od siebie o 36 lat kobietą rok później.
Dynasy świetnie opisują polskość. Było dobrze, potem nie wiadomo dlaczego szybko się wszystko popieprzyło, a na koniec nie wiadomo już jak przywrócić stan pierwotny.
Wielka sympatia, w przeciwieństwie do Tramiela i Sugara.
Swoją drogą ciekawość ile megalitycznych budowli na świecie zostało „mianowanych” świątyniami, gdyż to co po nich pozostało ni cholery nie może być podstawą do wyrokowania o funkcji tych konstrukcji, no a tak jest o wiele prościej, no i każdy się chętnie na to zgodzi, no bo co jeszcze mógł robić głupi jak but człowiek megalityczny jak tylko bać się wszystkiego wokół? No i dla bogów można mordować bliźnich co też nie jest bez znaczenia 🙂 Dla mnie to jest tak miarodajne jak mianowanie kupki desek, błota i skamieniałego krowiego kału „chatą bogatego kowala” tylko dla tego, że w okolicy znaleziono kuty zardzewiały gwóźdź. Gdy w okolicy nie ,aleziono żadnego artefaktu zawsze można powiedzieć, że odkryto ślady osadnictwa ubogiego chłopstwa 🙂
beeria: takie podejście to po prostu świadectwo pewnego rodzaju bezsilności tych, którzy w jakiś sposób muszą postawić hipotezę, muszą dać jakieś wyjaśnienie. Najprościej jest właśnie opisać świat starożytny i prehistoryczny nadając mu „motor” w postaci religii – wtedy wszystkie te konstrukcje, budowle „zyskują sens”. Jednakże, godząc się nawet na chwilę z tego rodzaju propozycjami mainstreamu naukowego, pojawiają się wątpliwości: rola religijna danego obiektu być może tłumaczy SENS powstania, ale nie tłumaczy MOŻLIWOŚCI technicznych tamtych ludzi. Podam przykład: mówi się, że budowa piramid była możliwa, bo zastosowano „duży nakład sił i środków”. Jest tu jednak błędne założenie: wielość robotników nigdy nie wytłumaczy doskonałej precyzji bloków, perfekcyjnego oszlifowania, szczegółów technicznych. To tak jakby mówić, że jedno dziecko nie zbuduje samochodu, ale już milion dzieci w ciągu miesiąca odda nam piękne nowe Volvo.
Od siebie dodam jeszcze jedną hipotezę – starożytni mogli znać technologię „odlewania” kamienia. Mógłby to być rodzaj plastycznej masy, która po „ostygnięciu” przekształcała się w kamień. Świadczyć o tym mogą tajemnicze ślady dłoni odciśnięte w megalitycznych budowlach…
Z megalitami jest jak z piramidami – ile ludzi tyle opinii i o dziwo każda z nich może pasować….
Jeśli odrzucimy te skrajne, z pozostałych da się ukręcić wypadkową.
Ciekawa hipoteza. Spotkałem się z podobną odnośnie Sfinksa i piramid w Egipcie, które też posiadają sporo geometrycznych i matematycznych zawiłości. Niektórzy sugerują, że wszędzie można doszukać się matematycznych prawideł i symboli, nawet biorąc do ręki paczkę papierosów, ale nie przekonuje mnie takie abnegackie podejście, zwłaszcza w stosunku do obiektów wzniesionych z taką pieczołowitością i ogromem pracy.
Bardziej to było astronomiczne niż religijne.
Dzisiaj w tym miejscu jest placyk z zardzewiałym trzepakiem.
Wiosną 2015 r. blisko planety karłowatej znajdzie się Ceres sonda badawcza Dawn. Jak powiedział współautor badania Misji Świt, szef Jet Propulsion Laboratory, Carol Raymond instrument przekaże powierzchnię planety w wysokiej rozdzielczości, zbada jej geologię i skład chemiczny. Analiza ta może pozwolić zajrzeć do odległej przeszłości najbliższej przestrzeni.
Zazdroszczę ludziom, którzy zajmują się takimi rzeczami zawodowo.
Jak to przez kogo został zaprojektowany!? Też dziwne pytanie.
Oczywiście, że przez Boga Izaj.44.24
Jak widać te urządzenia wykorzystywane są nawet w walce z otyłością:
http://naturamo.pl/strona-glowna/biomedycyna/
No bo to chyba oznaczenia murarskie były.
Eksplozja w lobby miała miejsce przed zawaleniem się wież, jakby ktoś nie doczytał. Natomiast sam Jennings zmarł w jednym ze szpitali na trzy dni przed ogłoszeniem raportu NIST.
Z drugiej strony jeśli pomyśleć o tak skomplikowanej teorii spiskowej, to przecież:
a) ktoś musiał podłożyć te ładunki pod 2 wieże WTC i WTC7
b) ktoś musiał umożliwić zrobienie tego, by świadków nie było zbyt wielu
c) ktoś musiał usunąć ewentualne ślady i niewygodnych świadków (Jennings?)
Znów mamy kilkusetoosobową armię spiskowców i ich robotników. Druga Zatoka Świń? Tylko że ona rypnęła się od razu.
Skoro jest tak, jak mówisz to mam dwa wnioski:
a. Jennings kłamał. Po prostu. I na tym historia się kończy.
b. „Skomplikowanie” charakteryzujące hipotezę o zamachu, nie może być argumentem przeciwko jej prawdziwości. Tak mi się wydaje.
Moje prywatne zdanie na temat 9/11 jest takie, że władze wiedziały o całej akcji, nie zablokowały jej, ale nie uczestniczyły w niej bezpośrednio. Były samoloty, uderzyły w wieże, wieże się zapadły. WCT7 jest dziwnym przypadkiem, ale przecież fundamenty tego budynku mogły zostać poruszone przez kolaps dwóch sąsiednich wież. Mówiąc krótko – owszem, mam wrażenie, że Jenningsowi się coś pomyliło.
A co z Michaelem Hessem? A strażnicy? Przecież oni wszyscy też musieli widzieć te ciała w lobby. Czy wiadomo jakie były ich zeznania i czy np. negowali oni wersję Jenningsa???
Dlaczego tak się stało? Warto zauważyć, że te napisy te są chyba jedynymi, które w ogóle znaleziono w wielkiej piramidzie (oprócz nabazgranego gdzieś rzekomo imienia władcy, z powodu którego to graffiti przypisuje się budowę piramidy Cheopsowi). Czy nie daje to do myślenia? Po drugie – wieloletnie badania tych tuneli nie przyniosły w zasadzie żadnego przełomu – dalej nie znany jest cel ich wykonania, jak również i sposób (czy układano je w trakcie budowy? Szalenie trudne. Po wybudowaniu wydrążono? Tu już ocieramy się o s-f 🙂 ) Dlaczego w Drzwiczkach tunelu znajduję się metalowe „klamki”, które są jedynym elementem metalowym w całej piramidzie?
To wszystko prawda. Wersja akademicka powiada oczywiście, że kanały zostały wydrążone w trakcie budowy piramidy, ponieważ inna możliwość musiałaby zakładać ingerencję kosmitów lub sił nadprzyrodzonych. I znów dochodzimy do tego jak upiornie dokładni musieli być starożytni budowniczowie. Przecież kamienie przez które przechodził kanał musieli drążyć z zegarmistrzowską precyzją, bo przecież ten kanał jest idealnie spasowany.
Chris Dunn w swoich badaniach doszedł do wielu zaskakujących odkryć, jest jedynym naukowcem, który zauważył, że kamienne „pudło” znajdujące się w Komnacie Królewskiej (opisane przez ewolucjonistów jako sarkofag) posiada czekoladowo brązowy kolor, nie jest to oryginalne zabarwienie różowego granitu, z którego został wykonany ten element. Materiał „sarkofagu” pochodzi oryginalnie z kamieniołomu Aswan. Zmiana koloru, jak podejrzewają naukowcy, nastąpiła z powodu straszliwie wysokiej temperatury, co może wskazywać, że wysokoenergetyczne procesy odbywające się w tym pomieszczeniu były modyfikowany za pomocą chemii, a skończyło się eksplozją, lub jakimś olbrzymim niekontrolowanym impulsem energetycznym, w wyniku którego granit mógł zmienić zabarwienie. By potwierdzić te uzasadnione spekulacje potrzebna jest próbka tej skały, można by wtedy dokonać różnych testów laboratoryjnych.
Możesz podlinkować to info?
Stona Dunna znajduje się tutaj: http://www.gizapower.com/
Tutaj jest gotowa sugestia co znajduje się za drugimi drzwiczkami.
http://www.newscientist.com/article/mg21028144.500-first-images-from-great-pyramids-chamber-of-secrets.html#.VD9332d_uQk
Ale najdziwniejszy jest jego skład mineralny. Znane nam wcześniej meteoryty zawierają charakterystycznie „nieziemskie” izotopy tlenu i prowdopodobnie są pochodzenia wulkanicznego. Mają też mniej sodu i potasu w porównaniu ze skałami, które badają dzisiejsze łaziki. To wszystko sprawia, że naukowcy uznają je za skały z wnętrza Marsa.
NWA 7034 jest inny. Jego skład jest zbliżony do skał, które badał łazik Spirit. Podobne dane przysłał także Curiosity z miejsca swojego lądowania. Co jeszcze bardziej ekscytujące, skład chemiczny kamienia wskazuje, że mógł opuścic Marsa, kiedy planeta dopiero wysychała i było na niej sporo wody.
Najstarszy znany nam meteoryt marsjański pochodzi sprzed 4,5 mld lat, pozostałe 110 meteorytów to skały dużo młodsze, sprzed 1,5 mld lat. Ich skład wskazuje, że Czerwona Planeta była już wówczas pustynią. NWA 7034 ma 2,1 mld lat. Zawiera 30 razy więcej wody niż jego młodsi koledzy. – To otwiera przed nami nową możliwość w historii Marsa: wysychał stopniowo i powoli. Może nie stracił wody tak szybko jak myśleliśmy – mówi Agee. – Informuje nas także jak wyglądała aktywność wulkaniczna tej planety 2 mld lat temu.
Plastyczność jest ważną cechą roślin. Prowadząc życie osiadłe, muszą radzić sobie ze zmiennymi warunkami. Utrzymują więc tkanki merystematyczne, mogące tworzyć nowe organy. Szczepienie zaś przypomina wprowadzenie nowego organu, który aby żyć, musi kontaktować się z resztą drzewa. Tu główną rolę odgrywa merystem boczny, kambium, który wytwarza połączenie naczyniowe między zrazem i podkładką. W nim woda z korzeni do pędów płynie ksylemem, a substancje pokarmowe z liści do korzeni – floemem. Badania z ostatnich lat pokazują, że tą drogą mogą być wymieniane również większe cząsteczki koordynujące wzrost i rozwój. Od wierzchołków wzrostu w dół do korzeni przepływają auksyny – podstawowy chemiczny integrator organizmu roślinnego. A przez kanały w ścianach komórkowych (plazmodesmy) komórki mogą wymieniać białka, takie jak czynniki transkrypcyjne, i cząsteczki RNA, w tym regulatorowe miRNA czy wyciszające siRNA. Cząsteczki regulatorowe mogą również przenikać do systemu waskularnego i wpływać na całą roślinę. Dzięki tej komunikacji po szczepieniu powstaje zintegrowany organizm o nowych właściwościach.
Marcin, problem w tym, że nie wiadomo. Jako osoba otwarta na każdą opcję, w tym spisek, w tym przypadku jestem skłonny uwierzyć, że Jennings z Hessem mieli omamy albo kierowały nimi jakieś inne pobudki, niż przyjąć wielopiętrową konspirację.
Po tym co piszesz, widać iż jesteś niewolnikiem i lubisz nim być.
Jakoś nie chce mi się wierzyć ,że człowiek potrafi określić wiek czegokolwiek powyżej kilkuset lat .
Dlaczego?
Jakaś paranoja z tymi piramidami ;/ ileż można je badać ? XXI wiek a oni wciąż się z nimi dupczą? Te piramidy znajdują się na Marsie czy jak ? Prawda o piramidach dawno już zapewne została odkryta , jeśli coś w niej było wartościowego już dawne tego tam nie ma.Albo nigdy ,ta sterta kamieni , niczego ważnego nie znaczyła i wszystkie te tajemnice to jeden wielki kit. Co do budowy samych piramid , to nie wiem , dlaczego sądzi się , że ludzie w tamtych czasach byli głupsi i mniej rozwinięci od nas .
Choćby dlatego, że współcześnie nikt nie zbudował czegokolwiek porównywalnego pod względem jakości konstrukcji.
Problem z piramidami i innymi starożytnymi kontrowersyjnymi budowlami wygląda następująco: a. nie potrafimy ich zbudować dzisiaj dostępnymi dla nas technologiami. Więc wygląda nawet na to, że nie tyle oni nam dorównywali, co nawet nas przerastali. Kłopot jednak w tym, że nie odnaleziono do tej pory żadnych bezspornych artefaktów tamtejszej ewentualnej cywilizacji technicznej; b. nie wiemy skąd ci ludzie mieli wiedzę teoretyczną do zorientowania w przestrzeni tych megalitów, budowli. Do nadania im wszelkich, a odkrywanych przez nas dopiero teraz liczbowych znaczeń, zawarcia matematycznych prawideł etc.
Pełna zgoda. To fascynujące jak sceptycy łatwo przechodzą do porządku dziennego nad budową piramid. Ot, taki tam człowieczek przekonany, że Ziemia jest płaska, a bóg to słońce miał kaprys i walnął sobie monument, który przez cztery tysiąclecia z hakiem zapadł się o coś w okolicach jednego centymetra. Rzecz zupełnie nieosiągalna przez współczesne budowle. Zapomniał wszakże upamiętnić swego nazwiska, zapomniał zbudować porządnej komory grobowej ze zdobionym miejscem pochówku. Niestety, nie zdołano również odkryć śladów tego genialnego architekta, który nadzorował budowę oraz tego jakimi narzędziami się posługiwał, żeby tak idealnie zorientować Wielką Piramidę względem stron świata.
Dodam, że duży problem akademicka nauka ma ze Sfinksem, którego już obecnie niemal oficjalnie uznaje się za starszego od piramid w Gizie. A skoro tak, to albo Egipcjanie dysponowali maszyną czasu i zdołali sprawdzić w przyszłości jak wygląda faraon Chefren, albo Sfinks przedstawia kogoś zupełnie innego.
Innym jeszcze pytaniem jest, po co zadano sobie trud zbudowania tak ogromnej i pięknej rzeźby, bo przecież nie w celach pochówku?
Być może Sfinks przed tysiącami lat przedstawiał coś zupełnie innego – może jakieś zwierzę? Głowa, w formie obecnej jest nienaturalnie mała – proporcje wyglądają karykaturalnie. Być może w czasach Egiptu jedynie „dopasowano” ją do potrzeb.
A z tymi tajemniczymi architektami ciekawa sprawa 🙂 I tak jest wszędzie na świecie, nie tylko w przypadku Gizy i wielkiej piramidy.
Jest to bardzo prawdopodobne, zresztą mogła być to robota wandala Chefrena 🙂 Sfinks i Wielka Piramida sprawiają wrażenie zupełnej odrębności, a Wielka Piramida przerasta te późniejsze jakością i precyzją wykonania tak bardzo, że te inne przypominają jedynie nieudolne kopie.
Może dlatego że jest to cholernie trudne technicznie, bo nie można po prostu rozkuć piramidy? I dopiero dzisiejsze metody (georadary, mikro czy za jakiś czas nanokamery ) umożliwiają zajrzenie do ich zakamarków?
Nie ma dobrej odpowiedzi dlaczego jedyne znaki zostały umieszczone w miejscu, do którego z punktu widzenia starożytnych mógłby dotrzeć jedynie Bóg.
Rozumiem tylko chodzi mi po prostu o możliwość zweryfikowania zeznań tego człowieka. Nie znam tej sprawy ale ciekaw jestem po prostu czy wypowiadali się na ten temat wspomnieni strażacy lub ten Hess? Czy on jeszcze żyje? Albo na przykład ten reporter: czy jest wiarygodny i czy ten wywiad nie był np ustawką?
Nie ma chyba skutecznej i pewnej metody określania wieku danego przedmiotu.
VHM, wiek meteorytów bada się w całkowicie naukowy sposób.
http://www.astrouw.edu.pl/~simkoz/meteoryt/wiek_kosm.html
Poczytajcie sobie, co mówi była zaufana psiapsiólka Diany, Christine Fitzgerald. Według niej, cała rodzina Windsorów to Reptilianie. Diana miała jej to powiedzieć, Babka udziela teraz kuriozalnych wywiadów.
http://2012indyinfo.com/2012/11/10/what-princess-diana-knew-the-official-resistance/
Po tym co przeczytałem w książkach Bauvala, Gilberta, Hancocka i innych, mam na temat Sfinksa własną teorię.
Faktem nr 1. jest; sprawa materiału, z jakiego wykonano Sfinksa, jeżeli nie wiesz, to Ci podpowiem; z macierzystej skały w miejscu gdzie stoi, rzeźba Sfinksa, jest ona monolitem wraz z całym skalnym terenem Gizy, na którym stoją piramidy.
Jest to bardzo istotny fakt dla mojej teorii. Niezgodność jego osi pionowej z poziomem wyżłobień jest informacją, którą każdy, kto chce się w tym temacie wypowiedzieć, musi brać pod uwagę. W innym przypadku, wypowiedzi są gołosłowne i ukazują człowieka, który w najlepszym przypadku, dopiero dąży drogą do mądrości.
Faktem nr 2. jest; taka sama oś pionowa Sfinksa i piramid, te wszystkie obiekty nie zmieniły wzajemnego położenia. Jednak wyżłobienia na Sfinksie pokazują zmiany w położeniu całego masywu skalnego. Jest to niezaprzeczalny istniejący fakt a pomijanie go, to objaw braku dobrej woli w kwestii wyjaśnienia tajemnicy czasu budowy obiektów w Gizie.
Faktem nr 3. jest; wysokość n.p.m. wzniesienia, Gizy, która wynosi ponad 90m a Nil płynie ponad 30m niżej, niż stoi Sfinks. Takie położenie Sfinksa, eliminuje możliwość by te wyżłobienia uczyniły wylewy Nilu, lub woda morska. Faktem jest, że one istnieją i kolejnym faktem jest, że uczyniła je woda.
Teraz należy odpowiedzieć na pytanie, kiedy i jak woda wyżłobiła rzeźbę Sfinksa?
W czasie ostatnich dwunastu tysięcy lat, nie było takich uwarunkowań terenowych. Jeżeli cofniemy się w czas przed ostatnim potopem, który był dwanaście tysięcy lat wstecz, to nie możemy wykluczyć, odpowiednich możliwości do takiego działania wody na Sfinksa.
Jednak w takich warunkach, gdzie woda posiada poziom Sfinksa nie można było wykonać rzeźby. Musimy się cofnąć o kolejne dwanaście tysięcy lat, w czas przed poprzedni potop. W tamtym czasie mogły wystąpić odpowiednie warunki do wykonania Sfinksa, ale jest to czas minimum dwudziestu czterech tysięcy lat wstecz.
Sceptycy przytaczają z tego co pamiętam argument, że kiedyś Nil płynął nieco innym korytem, na innej wysokości, dlatego mógł nawadniać „basenik” dookoła Sfinksa.
Jest jeszcze kwestia licówki jaka oblekała niegdyś piramidy. Jak bowiem wiemy, piramidy egipskie nie wyglądały kiedyś tak jak obecnie. Wszystkie budowle tego typu z kompleksu w Gizie posiadały oryginalnie kamienne okładziny, które przykrywały konstrukcję szczelnie licującymi płytami kamiennymi. Ich ślady pozostały do dzisiaj. Wedle historyków pokrycie piramid skruszyło trzęsienie ziemi, które nawiedziło Kair około 1300 roku naszej ery. Trudno to jednak udowodnić czy licujące kamienie nie leżały skruszone już wcześniej i są dowodem na przetrwanie wielkiego kataklizmu z przeszłości.
O ile pamiętam sfinks był jeszcze 100 lat temu zasypany po szyję piaskiem (co widać nawet na prezentowanym przez was zdjęciu). Czy przypadkiem erozja eolityczna nie stanowi lepszego wytłumaczenia niż teoria „wodna”. Kontynent nie musi „falować”, aby niesiony przez wiatr piasek wyrzeźbił takie twory. Tłumaczy to zarazem ich ułożenie bez potrzeby „falowania” całego kontynentu. Poza tym to „falowanie” powinno pozostawić jakieś ślady a nie tylko poziome paski na Sfinksie.
Teoria o erozji wodnej, która wyżłobiła łapy i część korpusu Sfinksa trzyma się kupy, kolokwialnie mówiąc. Wywody Schocha są przekonująco prowadzone, ma to sens. Innymi słowy: teoria Schocha/Westa to teoria naukowa, to nie żadne szarlataństwa – warto to podkreślić. I w tym sensie intrygujące jest to z jakim odbiorem w akademickim świecie ona się spotyka: w podręcznikach szkolnych NIE MA nawet wzmianki o niej. Tak jakby temat tych całkowicie innych datowań zupełnie nie istniał.
Wydaje mi się, że przyczyną takiego stanu rzeczy są założenia akademickie, które Robert Schoch, sam przedstawia: „I was challenged by Egyptologists who asked, „”Where is the evidence of that earlier civilization?”” that could have built the Sphinx.” Gdzie dowody istnienia tych, którzy zbudowali Sfinksa? Założenie jest więc takie: nie ma dowodów na istnienie cywilizacji zdolnej do czegoś takiego w okresie lat 10000-7000 p.n.e, więc Sfinks MUSI być młodszy. No, fakt. Tylko, że sfinks nie wie, że nie znaleziono tych dowodów. I stoi.
Podobnie sprawa ma się ze wszystkimi ewidentnymi śladami zaawansowanej obróbki kamienia na całym świecie: Puma Punku, Sacsayhuamán, Giza, Serapeum w Sakkarze etc. Ślady są. Narzędzi nie znaleziono. Metodologia, mająca gdzieś u podstaw „brzytwę Ockhama” każe więc wierzyć, że skoro tak, to pewnie zrobili to miejscowi. Ci, których ślady są. A że byli prymitywni i nie mogli tego zrobić? Cóż…
Zauważmy, jak z powyższych dwóch równoprawnych z naukowego punktu widzenia teorii wybiera się jedną z powodu pewnych innych założeń i uprzedzeń.
Bardzo „tunguski”, świetny post 🙂 Marcin, może chciałbyś napisać coś do Tunguski? Napisz w razie czego maila na piotr@tunguska.pl, to ustalimy szczegóły.
Marcin, świetnie powiedziane. Nic dodać, nic ująć!
Zauważcie jednak, że dookoła Sfinksa znajdował się „basenik” do którego zapewne wlewano wodę. Czy te ślady erozji są na całym Sfinksie, czy tylko przy łapach?
Wspomniane ślady erozji Sfinksa są poziome, (czyli długi czas znajdowała się wołu Niego woda) “stojąca a niespadająca z góry w postaci strug deszczu; płaskie cało-powierzchniowe, a nie ostre i głęboko wgryzające się w kamień” A więc musimy nieco rozszerzyć wspomnianą przez kolegę powyżej teorię opartą na twierdzeniu podajże Schocha i Westa kusząc się o dodatek, że Sfinks był w bajorku, albo otoczony fosą. Ciekawy jest też fakt, że słowo Sfinks to shelenizowana wersja rodzimego egipskiego słowa szespanapanach (“żywy posąg”). Więcej dowodów znajdziecie w całości wspomnianego artykułu (ten akapit to forma streszczenia).
Tak mówi na ten temat „Encyklopedia sztuki starożytnej” : Sfinks Gizie, gigantyczny posąg sfinksa (odł. 57m, wys.20m) z głową Chefrena, wyrzeźbiony w monolitycznym złomie skalnym pozostałym w wyeksploatowanym kamieniołomie u stóp piramidy Chefrena w Gizie. Jest to pierwszy a zarazem największy z powstałych w Egipcie posągów leżącego lwa o ludzkiej głowie. W starożytności czczony był jako wizerunek Herachte. Rzeźba pierwotnie była pokryta polichromowanym stiukiem. Dziś głowa jest częściowo uszkodzona, a w kilku miejscach widoczne są plomby z kamienia, pochodzące z czasów rzymskich. Położony w zagłębieniu, tak że tylko głowa wystaje ponad poziom otaczającej skały, ulega stale zasypywaniu przez piaski pustyni. Po raz pierwszy odkopany został z piasku za Totmesa IV (XV w.p.n.e.), a ostatnio w 1926 roku. Wykopaliska prowadzone wokół Sfinksa odsłoniły stele i pomniki, świadczące, że w czasach Nowego Państwa Sfinks był celem pielgrzymek oraz zbudowaną przez Amenhotepa II świątynię Sfinksa.
Jaki z tego wniosek: nawet ONI unikają dokładnego datowania powstania tego zabytku 🙂
Ciekawa uwaga. Mimo to, dostrzeżenie tam wizerunku Chefrena dość dokładnie lokuje w czasie Sfinksa (ok, połowy trzeciego tys p.n.e.)
Niezły temat. Wygląda na to, że przyczyną była jakaś energetyczna anomalia? Piorun kulisty?
Lawina jak siemasz- zobaczyli, że schodzi, zaczęli uciekać przed nią, potem ich porwała i zniosła dalej. Jedna trzecia ofiar lawin ginie od obrażeń mechanicznych powstałych od uderzania o skały itp. Część mogła przeżyć i próbowała rozpalić ognisko, ale nie udało się im wrócić do obozu. W lutym na Uralu podejrzewam, że troszkę pizga.
Teoria o tajnej bazie i tajnej broni jest tak samo wyssana z palca jak teoria UFO. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić śmiertelne napromieniowanie kilku osób, bez napromieniowania czegokolwiek więcej. A z drugiej strony niby gdzie ta baza miałaby być? Pod ziemią? A gdzie infrastruktura? Drogi dojazdowe, jakieś lądowisko.
Tam niczego nikt przez lata nie znalazł. To się kupy nie trzyma.
Mnie to przypomina trochę australijski przypadek zaginięcia uczennicy podczas szkolnej wycieczki. Na kanwie tego zdarzenia został nakręcony znakomity film „Piknik pod wiszącą skałą” Sprawa też racjonalnie niewytłumaczalna. Istna dematerializacja.
Piknik nad wiszącą skałą jest oparty na zmyślonej historii 😛
Nie do końca. Trwa do dziś dyskusja czy książka Lindsay była oparta na faktach. Sama autorka robiła zamieszanie.
Whether Picnic at Hanging Rock is fact or fiction, my readers must decide for themselves. As the fateful picnic took place in the year 1900, and all the characters who appear in this book are long since dead, it hardly seems important.
Studentów zasypała lawina, co pasuje do rodzaju obrażeń kilkorgu z nich. Wejście było zasypane, więc rozcięli namiot i uciekali boso. Podczas ucieczki/lawiny jedna kobieta odcięła sobie język. Rozpalili ognisko (złamane gałęzie drzew w okolicy), lecz to nie pomogło im przetrwać nocy na 30 stopniowym mrozie. Ciało/a były napromieniowane, ponieważ były to okolice, lub sam teren używany przez wojsko do przeprowadzania eksperymentów. Dowodzi tego znalezisko „cmentarzyska metalowych części” w ziemi w 2007r. Wojsko wiedząc, że ten teren był niegdyś używany do eksperymentów, i że to mogło mieć coś wspólnego z wypadkiem studentów, profilaktycznie utajniło sprawę.
Mogło tak być. Zablokowani w środku przez śnieg, wycięli wyjście, wydostali się, ale niestety poszli złą drogą, nie w stronę obozu. Rozpalili więc ogień, a rzeczy rozdali pomiędzy najbardziej rannych. Teoria lawinowa może tłumaczyć groźne obrażenia wewnętrzne i praktycznie brak jakichkolwiek zadrapań na ciałach (język mógł zostać odgryziony). Sceptycy twierdzą jednak, że z tak poważnymi urazami (u jednej z ofiar złamane żebro przebiło serce), nie mogli dotrzeć kilkadziesiąt metrów dalej. I dlaczego część grupy, i to ta mniej poturbowana, zamarzła bliżej namiotu?
Jacek Karpiński miał bożą iskrę, ale zarazem wszystko czego się dotknął kończyło się wielką awanturą. I to zarówno w Polsce Ludowej, jak i na zgniłym Zachodzie. Nie jest więc tak do końca, że zły system skrzywdził geniusza. Ten facet miał zapisaną w sobie destrukcję i chaos. Geniusze potrafią realizować swe pomysły pomimo, a może zwłaszcza na przekór okolicznościom.
To, że nie można do dziś dać ofierze imienia i nazwiska (choć w śledztwo były zaangażowane służby międzynarodowe), dowodzi, że nie tylko był obcokrajowcem, ale też prawdopodobnie szpiegiem. Późniejsze badania toksykologiczne sugerują, że mógł zostać otruty naparstnicą (w podobny sposób parę miesięcy później został otruty jeden z pracowników rządu amerykańskiego, oskarżony o szpiegostwo na rzecz ZSRR). Kolejną próbę zidentyfikowania ciała przeprowadzono całkiem niedawno, w marcu 2009 roku. Badania DNA i próby złamania kodu z książki nie przyniosły jednak rezultatów.
Jak pisali współcześni żurnaliści, warszawiacy żałowali wspaniałego klimatu dawnych Dynasów. I nie cieszył ich nawet kolejny tor kolarski – tym razem kryty – otwarty na początku 1925 roku. Co z tego, że było to pierwsze takie miejsce w Polsce, a jedno z najnowocześniejszych w Europie, skoro przestało ono bawić – było zbyt poważne jak na potrzeby amatorów. Nie pomogło nawet poświęcenie torowiska i uroczyste przemówienie. „Po skromnej wieczerzy w lokalu Towarzystwa wybitniejsi nasi kolarze (…) demonstrowali na nim jazdę pokazową”.
OK, obca siła, UFO lub wojskowe eksperymenty. Tyle że zupełnie do tego nie pasuje śmierć ludzi pod czterema metrami śniegu. Hipoteza, że ekipa wybiegła z namiotu, ponieważ była przekonana, że zaraz zmiecie ich lawina, nie wydaje się bez sensu.
Tylko gdzie ślady tej lawiny? Tamci przysypani siedzieli w jamie i po prostu napadał na nich śnieg. Poza tym gdyby to była lawina, to sowiety podałyby przecież to jako oficjalną wersję zdarzenia, prawda? Po co wymyślać historie o „nieznanej sile”.
Mogło być tak, że sowiety nie chciały podać przyczyny zejścia tej lawiny, co mogło mieć związek z jakimś prowadzonym tam eksperymentem.
Kamień Południa, Baalbek, Liban. Największy obrobiony blok kamienny na świecie – blok, którego nie ma. Dopiero zdjęcie archiwalne z 1900 roku ujawnia, że kamień, częściowo wyrzeźbiony na kształt bloku, nie został w ogóle odspojony od macierzystej skały. Obecnie, spód kamienia, gdzie „blok” łączy się z macierzystą skałą, jest dyskretnie przysypany ziemią, tak aby wyglądało, że kamień jest w całości blokiem, tylko że częściowo zasypany ziemią. A przecież odkopywano go po to, aby dojść do prawdy czym on rzeczywiście jest. A zasypano go z powrotem, aby tą mistyfikacją utrzymać mit o największym obrobionym bloku kamiennym na świecie. I jeszcze na dodatek źródła podają wymiary i wagę (ok. 1000 ton), Kamienia Południa – które nie istnieją.
Możesz podlinkować to zdjęcie?
Poniższy artykuł wątpliwej jakości, ale Kamień widzisz na górnym zdjęciu. Można go wyklikać na 100 innych zdjęciach w necie.
http://www.welcomelebanon.eu/2013/01/kamien-brzemiennej-kobiety-stone-of.html
No widzę. Ale nie widzę tam zdjęcia dowodzącego, że ten kamień jest „nieodspojony” od skały. A zresztą, proszę powiedzieć gdzie tu jest różnica jakościowa? Czy gdyby był odspojony w całości, byłby czym innym niż jest obecnie?
Według Cayce”a Atlantyda rozpadła się na wyspy, które następnie przez dłuższy czas kolejno zatapiały się w wodach Atlantyku. Ostatnie wyspy zatonęły około 10500 lat p.n.e. W tym okresie plemiona zamieszkujące Egipt utrzymywały się z rolnictwa i pasterstwa. Ponieważ ziemia w Egipcie była bardzo urodzajna, a klimat łagodny, kraj ten został podbity, a właściwie zagarnięty około 12000 – 13000 lat temu przez plemiona kaukaskie pod przywództwem króla Ararta. Mniej więcej w tym samym czasie przybyli również do Egiptu uciekinierzy z Atlantydy, którzy zaludnili w tym czasie także inne kontynenty. Wraz z najeźdźcami z Atlantydy przybył ich wybitny kapłan RA-TA. Pod jego wpływem, z pomocą Atlantydów, rozpoczął się w Egipcie okres duchowego i materialnego rozwoju.
Budowę piramidy podjęto w czasie panowania Araaraarta, który był synem Ararta, architektem był tajemniczy Hermes, a doradcą Isis.
Następnie Hermes i Ra-Ta rozpoczęli budowlę zwaną teraz Gizeh, w której umieszczono przepowiednie i kroniki zawarte w Świątyni Zapisu i Świątyni piękna.
Nie było to tylko rejestrowanie historii do tego momentu, Atlantydzi pomagali swoją działalnością w tworzeniu piramidy z zapisem wydarzeń na Ziemi aż do czasu, gdy nastąpi nowe zrządzenie opatrzności.
Istota ta zyskała doświadczenie, ponieważ była między tymi, którzy później nadzorowali budowę piramidy, która jest tajemnicą po dzień dzisiejszy.
Istota ta wybudowała następnie pierwszą piramidę, która nie została jeszcze odkryta, a także przekazała ludziom pojęcie o kwadracie i kompasie, umożliwiło to ludziom poznanie historii budowy piramid i sposobu, w jaki je wykonywano. W części tego co zostało wybudowane ciągle można odnaleźć działalność tej istoty, która wtedy nazywała się Pa Rizla.
Oficjalny „architekt” WP to Hemiunu. Jego jedynym osiągnięciem w budowie miała być właśnie owa piramida.
http://www.ancient-egypt.org/who-is-who/h/hemiunu.html
„Jedyne osiągnięcie”…starożytny Superman skrzyżowany z Chuckiem Norrisem i Leonardem da Vinci. Niczego nie zbudował, a piramidę, to tak od niechcenia wyszło 😀 Ta notka biograficzna to jakieś kuriozum. Oczywiste, że musiał mieć olbrzymie budowlane doświadczenie i wiedzę. Albo nie on to zrobił.
Dodajmy dla jasności, że Hemiunu był synem Nefermaata, który poza królewskim pochodzeniem nie zapisał się niczym szczególnym. Za to bez wątpliwości wielką osobistością był Imhotep, prawdziwy architekt, twórca piramidy w Sakkarze. Można sobie porównać zapadłą piramidę schodkową z piramidą z Gizy i zrozumieć, że oficjalnie dzieli je kilkadziesiąt lat.
Marcin, a jak tłumaczysz te wyciągane przez sceptyków argumenty o cmentarzach osób, które za czasów Cheopsa pracowały nad piramidą? Ja to widzę tak, że Cheops zdecydował się zaadaptować istniejące od stuleci monumenty, dodając im licówkę i budując wokół nich swoje świątynie.
Nie wiem Micz, nie jestem egiptologiem, specjalistą 🙂 Co prawda przekopałem trochę dwa wczesnośredniowieczne grodziska na Podlasiu, ale sądzę, że to zbyt małe doświadczenie 😉 Dlatego każda moja opinia, na tego rodzaju tematy, z konieczności, będzie tylko opinią człowieka „zza biurka”.
Na szczęście pozostaje jeszcze rozum. I myślenie 🙂 Co więc myślę? Wydaje mi się, że kluczem będzie tu datowanie. Ono wszystko zmieni. Jeżeli uda się wreszcie komuś dowieść, że piramidy są starsze o te kilka, kilkanaście tys. lat, wówczas argument o robotnikach i ich grobach przestanie być poważny. Zresztą, Robert Schoch, jak tu już wspomniano, wydatował Sfinksa na znacznie wcześniejszy okres. Osobiście, wierzę mu. Wierzę również, że piramidy są starsze. Już teraz, nieśmiało wszystko zaczyna się zmieniać. Akademicki paradygmat zaczyna chwiać się w posadach. Ileż czasu można tłuc ludziom do głów bajki o brązowym dłucie i drewnianym młoteczku?
Dla mnie ciekawostką jest fakt, że Cayce mówił o 10,500 roku p.n.e., a kilkadziesiąt lat później Hancock czy Bauval ukuli opartą na zjawisku precesji hipotezę, że piramidy w Gizie odpowiadają wizerunkowi pasu Oriona z dokładnie tego samego roku. Czy mówiąc dokładniej – okolic tego roku.
Pamiętajmy, że dwa lata temu Hawking wieszczył, że jeden z wirusów stworzonych przez człowieka może wymknąć się z laboratorium i zabić ludzkość, a jeszcze wcześniej ostrzegał przed kontaktem z obcymi cywilizacjami, bo to się także może skończyć naszą zagładą.
Tyle że to wszystko pozostaje w mocy. Moim zdaniem nie osłabia najnowszej teorii SH.
Jakaś tajemna moc musi przepływać przez Cambridge i katedrę Lucasa, Izaak Newton, sławny szef katedry Lucasa zajął się astrologią, następny sławny szef katedry Lucasa Stephen Hawking przeszedł na okultyzm?
Nietrwałość wszechrzeczy jest przerażająca 🙂
Pod pojęcie „Bóg” można podstawić niemal wszystko: Niewidzialnego Różowego Jednorożca, Latającego Potwora Spaghetti czy też wspomniany wcześniej Niebiański Czajniczek i efekt będzie podobny, z tą jednak różnicą, że np. taki Czajniczek w przeciwieństwie do religii nie ma wspomnianego wcześniej „wsparcia”. Zresztą, nie ma to i tak większego znaczenia, albowiem podczas rozmowy z ateistą/agnostykiem osoby wierzące uciekają się do stwierdzenia, że „to i tak kwestia wiary” i rozmowa na tym zazwyczaj się kończy.
Wspomniany ateista/agnostyk zazwyczaj jednak rzadko porusza temat czajniczka marsjańskiego w przeciwieństwie do tematu Boga, który, choć z definicji czajniczkowi równy, to w magiczny sposób przyciągający znacznie bardziej 😉
Premiowane jest wiara, nie wiedza.
Jest jeszcze argument tautologiczny, ateista jest pozbawiony łaski wiary, dlatego nie może wierzyć w prawdę objawioną, że torturowanie własnego dziecka jest z miłości do ludzi, którzy rodzą się w grzechu bo Bóg tak chciał…
Przefilozofował 🙂 Twórczy chaos nie jest niczym dobrym. Stąd tylko krok do poprawności politycznej. To nie Russell ją stworzył?
30 czerwca 1908 r. Ciśnienie wulkanicznego gazu sprawiło, że zatrzęsła się tajga. Potem spośród świerków wystrzelił strumień gazu i stanął w płomieniach. Zaraz potem ku niebu wytrysnęły kolejne ogniste pochodnie – świadkowie wydarzenia mówili aż o 14 eksplozjach. Fontanny ognia połączyły się w jedną gigantyczną kolumnę. „Zapewne wyglądała ona jak grzyb po wybuchu bomby nuklearnej”, mówił geofizyk Jason Phipps Morgan podczas konferencji w San Francisco. Nad rzeką Tunguzka pełno jest rozpadlin i szczelin, widywanych zazwyczaj w miejscach erupcji magmy i gazu. Ponadto pod tą syberyjską krainą znajdują się masy skamieniałej lawy z superwulkanu, który przed 250 mln lat wyrzucał niewyobrażalne ilości magmy, popiołów i gazów. Gigantyczne źródło magmy wciąż więc istnieje. Poza tym naukowcy znaleźli w okolicy zmiażdżone kryształy kwarcu starsze niż 250 mln lat. Powstały one na skutek uderzenia meteorytu lub, co jest bardziej prawdopodobne, wcześniejszego verneshotu.
Powyższa hipoteza wyjaśnia wiele aspektów katastrofy tunguskiej. Także to, że jak powiedzieli podczas konferencji w San Francisco naukowcy rosyjscy, 30 czerwca 1908 r. ziemskie pole magnetyczne na Syberii obracało się przez kilka godzin. Jeśli teoria Morgana odpowiada prawdzie, nasuwają się niepokojące wnioski. W każdej chwili bomby wulkaniczne mogą wystrzelić nie tylko w syberyjskiej tajdze, ale również w Europie.
Fragmenty rozmowy jaką przeprowadzili Armstrong i Aldrin z wnętrza kabiny LEM, która, opuściwszy statek kosmiczny (pozostał w nim Collins ), osiadła na Księżycu:
– To Morze Spokoju – mówi Armstrong -LEM znajduje się na terenie Morza Spokoju.
– Houston do Morza Spokoju – brzmi odpowiedź z Ziemi – według naszych informacji kontrolnych, wszystkie wasze instrumenty działają prawidłowo.
– Widoczność jest coraz lepsza.
– Dookoła widzę dużą ilość małych kraterów
Nagle przerywa, po chwili ścisza głos. Kontynuuje:
– Są wielkości od sześciu do piętnastu metrów.
W tej wypowiedzi te metry odnoszą się do kraterów, a nie latających spodków 🙂
Większość komunikatów załogi Apolla była opóźniona ze względu na odległość między Ziemią a Księżycem. Wciąż nie mogę zrozumieć ludzi, którzy twierdzą, że ukrywamy fakt obecności istot pozaziemskich na Księżycu. Potwierdzenie choćby tylko przez radio istnienia innego życia w kosmosie byłoby największym naukowym odkryciem wszech czasów. Nie ma w tym cienia przesady. Pomysł, że jakaś cywilna agencja, na przykład NASA, działająca na widoku publicznym, mogłaby ukrywać coś takiego, jest absurdalny. Nawet gdyby chciała to zrobić, trzeba by zażądać przysięgi dochowania tajemnicy nie tylko od kilkunastu astronautów którzy lądowali na Księżycu, lecz również od setek inżynierów, techników i sekretarek, bezpośrednio zaangażowanych w misję i łączność.
Ok, ale w takim razie twierdzisz, że wszystko, absolutnie wszystko jest jasne i przejrzyste w tej historii?
A jak wyjaśnisz ewidentne fotomontaże zdjęć z pierwszej wyprawy?
Parę rzeczy NASA podkolorowała i inscenizowała (teksty o pierwszym kroku itd). Ale o jakich fotomontażach piszesz, bo to ciekawe?
Trzy czy cztery lata temu natknąłem się na artykuł o tym, że oficjalne fotografie z pierwszej wyprawy Apollo były retuszowane w znacznym stopniu. Autor artykułu dość dokładnie opisał cały proces i przedstawił przykłady. I faktycznie, później samodzielnie pobrałem ze strony http://www.apolloarchive.com/apollo_gallery.html zdjęcia z tej misji i poddałem obróbce. Rezultaty okazały się takie same: widać miejsca, gdzie po prostu nie ma emulsji filmu! Głęboka czerń bez żadnych gradientów, tonów, a powinien wyłonić się, szum, ziarno.
Moje wnioski są następujące:
1. Zdjęcia były retuszowane.
2. To że zdjęcia były retuszowane, nie stanowi dowodu na to, że wyprawy nie było, tylko na to, że dokonano retuszu 🙂
3. Można zastanawiać się DLACZEGO retuszowano: po to by upiększyć wszystko, posłać propagandę sukcesu w świat, bo np. oryginalne fotki były kiepskie lub mało efektowne, albo dlatego, że były tam elementy, których nie chciano pokazać. 🙂
Opóźnienie wynosi raptem 1,25 sekundy w jedną stronę, a 2,5 sekundy w 2 strony.
Tam były proste analogowe radiotelefony VHF bez cyfrowego przetwarzania.
Przy takich opóźnieniach da się normalnie rozmawiać.
Księżyc to nie Mars, gdzie masz kilka-kilkanaście minut opóźnienia.
Nieosiągalne nawet za 100 lat! Pogrzebcie w archiwaliach z lat 50-tych, kiedy to pierwsze loty odbyły bombowce B-52, Tu-95! Jak wówczas wyobrażano sobie samoloty bojowe w XXI wieku! A tymczasem co? Ano nadal latają B-52 i Tu-95 i pewno jeszcze ze 20 lat polatają!
To nie ludzie ani kosmici stworzyli Księżyc. To dzięki niemu stworzeni zostaliśmy my.
30–27 tysięcy lat temu na terenie dzisiejszego Urugwaju żyły gigantyczne leniwce. Ostatnio odkryto wielkie skupisko kości tych zwierząt na dnie osuszonego zbiornika Arroyo del Vizcaíno. Część z nich nosi ślady bardzo przypominające nacięcia zrobione kamiennymi ostrzami.
Są naukowcy przeczący autentyczności tych znalezisk i tłumaczący opisywane ślady jako naturalne, niezwiązane z działalnością ludzką. I gdyby rzecz dotyczyła jednego stanowiska, należałoby im uwierzyć. Niektóre przynajmniej ze znalezisk o tak wysokich datach wyglądają jednak naprawdę wiarygodnie. Poza tym nie powinno wcale dziwić takie ich datowanie, bo przecież zgadza się ono świetnie z wynikami badań genetycznych, a także lingwistycznych, o czym poniżej. Ci, którzy nie uznają wyżej wymienionych znalezisk za autentyczne, czynią to z różnych powodów. Na przykład z powodu przekonania, że Ameryka była zasiedlona znacznie później (a więc z powodu wiary w autorytet Hrdlicki). Takie uprzedzenia nie powinny w ogóle mieć miejsca w nauce… A jak twierdzi literatura przedmiotu, pewne znaleziska są odrzucane… bo odkryć dokonali Francuzi, a nie Amerykanie. To już przechodzi wszelkie pojęcie… ale niestety, nauka nie jest wolna od ideologii i polityki.
Megatherium (leniwce olbrzymie) wymarły ok 8-10 tys lat temu i właśnie paleolitycznym myśliwym przypisuje się ich zagładę.
Natomiast teoria że ludzie pojawili się w Ameryce poprzez Most Beringa dopiero 8-10 tys lat temu, jest obecnie podważana, przyjmuje się że pierwsza fala uczyniła to podczas poprzedniego zlodowacenia czyli 23-36 tys lat temu.
Wyspa Wielkanocna jako nośnik cywilizacji jest wykluczona (to raczej tam mogli dotrzeć emigranci z Ameryki Pd, co udowodnił swoim rejsem Heyerdahl). Po prostu Wyspa Wielkanocna nigdy nie była w stanie wyżywić więcej niż kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, trudno by taka garstka roznosiła cywilizację po świecie 🙂 Pomijając że na Wyspie Wielkanocnej nie znaleziono żadnych śladów osadnictwa starszych niż VIII wiek ne
Tak na oko, to wszechświat wydaje się nieco bardziej stabilny niż wizja, ze może pęknąć jak balonik cyrkowy.
Większość Indian pochodzi od jednej grupy ludzi, która do Ameryk przybyła jako pierwsza. Ale dwie kolejne fale migracji także wniosły istotne pule genowe. Badania opierały się na DNA pobranym od 52 różnych grup indiańskich i 17 grup autochtonicznych mieszkańców Syberii. W sumie pobrano ponad 300 tysięcy próbek genetycznych. Sprawę komplikował nieco zastrzyk genów europejskich, które pojawiły się w Ameryce 500 lat temu i odtąd trwa ich nieprzerwany dopływ. Niemniej jednak badaczom udało się „dokopać” do tych najstarszych fragmentów materiału genetycznego.
Z badań wynika, że druga i trzecia migracja zaznaczyły się głównie wśród populacji żyjących w Arktyce, a zatem ludów eskimo-aleuckich oraz kanadyjskich Chipewyan. Ale nawet tam dominującą pulą genową była ta najstarsza. Aż 50% Eskimosów i nawet 90% Chipewyan to potomkowie pierwszej fali. Można to wyjaśnić tym, że późniejsi osadnicy po prostu zmieszali się z populacjami, które już zastali w Ameryce.
Te badania to oczywiste fakty. Niezaprzeczalnymi faktami jest jednak istnienie dużo bardziej starożytnych stanowisk archeologicznych od osad kultury Clovis. Wspomina o nich np angielska Wikipedia: http://en.wikipedia.org/wiki/Clovis_culture
Część badaczy wysuwa koncepcję dużo wcześniejszego zasiedlenia Ameryki przez ludy, które podróżowały w poprzek Pacyfiku, co dla akademii jest hipotezą nie do przyjęcia, ale szereg faktów i poszlak wskazuje na taki scenariusz.
Możliwy jest też scenariusz pośredni: fale migracyjne, które przyszły z Syberii przez beringię, spotkały na swojej drodze, kultury znacznie starsze, ale niezwykle rzadko rozsiane na kontynencie.
Teoria o przybyciu 10,000 lat pne praktycznie już nie istnieje. Nie ma następcy, bo na razie naukowcy nie mogą się zdecydować na żadną wersję.
Moim zdaniem może to opóźnić wyloty nie o miesiące, ale o lata. Gdyby potem coś się stało, nawet Branson by się nie wypłacił, bo byłby argument, że mieli świadomość problemów, ale nic nie zrobili.
Ten krawat to nie błahy dowód w sprawie. Zachowały się na nim ślady DNA Coopera (można domyślić się, że się nazywał zupełnie inaczej), które służyły już do wykluczenia kilku podejrzanych.
Proszę zwrócić uwagę na odbicie otoczenia w hełmie (chyba tak to się nazywa) lunonauty – otoczenie w odbiciu ma wyraźnie brązowe zabarwienie, natomiast na zdjęciu mamy czarno białe… Ostatnia misja Chińczyków na Księżycu pokazała jego faktyczne zabarwienie – czyli też brązowawe.
To chyba tłumaczyli kolorem szybki hełmu…
NASA na wszystkie kłopotliwe pytania znajduje odpowiedzi. Tutaj wytłumaczyliby to oświetleniem czy charakterystką kliszy fotograficznej z 69 🙂
Kiedyś w Mercedesie była taka zasada, że główny inżynier od danego modelu musiał znać wszystkie części modelu za który odpowiadał – każda śrubka, każda część nadwozia i każda część silnika, również każdy tranzystor, czy kondensator w elektryce/sterowaniu. Części było 12000, więc wiedza do ogarnięcia.
Dziś jak do sterowania silnikiem używa się mikroprocesorów gdzie każdy ma miliardy tranzystorów to już nikt tego nie ogarnia nawet u producenta. Procesory projektowane są przy użyciu procesorów poprzednich generacji, więc jeżeli gdzieś tam jest błąd to kolejne generacje go dziedziczą i nikt go może nie znajdować.
No aż właśnie stanie się tak jak się stało
Nie wiem czy faktycznie był agentem Rosji. Mnie zainteresowały wątki wizji.
Jeśli to byłaby gloryfikacja ufoków, to moim zdaniem te wizerunki powinny być bardziej wyraźne 🙂
Toż to zwykłe chmury są 🙂
Branson ślubował być pierwszym który odbędzie taki lot. Na wycieczkę miał udać się z własnym synem już w przyszłym roku.
Kennedy w początkach swojej kariery nie był zbyt przewidującym politykiem.
W lipcu 1939, na kilka tygodni przed atakiem Niemiec na Polskę, Kennedy jako attache przyjechał na polecenie swojego ojca, wówczas ambasadora Stanów Zjednoczonych w Londynie do Warszawy, głównie w celu zbadania nastrojów wśród społeczeństwa i polskich polityków. W liście do ojca o swoim pobycie w Polsce napisał:
„Wyjeżdżam stąd pokrzepiony i wzmocniony i będę mówił wszędzie tam, gdzie będzie mi dane, iż wobec tak poważnego zagrożenia społeczeństwo polskie spogląda w przyszłość z niezachwianą wiarą w słuszność swojej sprawy, patrzy z optymizmem, ale i z przekonaniem, że jeżeli do konfrontacji dojdzie, to jej wynik nie może być inny jak zwycięstwo”.
Kilka prostych pytan: czego szukaja UFO-ludki na Ziemi? Przylatuja i odlatuja (porywajac bydlo?? Zaawasowani technologicznie przylatuja tutaj, aby porwac krowy? Hmm). Historia pokazuje: przy zderzeniu sie dwoch kultur, ta ktora nie dorasta tej drugiej – technologicznie, kultorowo itp. – wyciaga „krotsza zapalke”. Czy to Indianie w USA, czy w Ameryce Pld.: zawsze ten sam przebieg. A wielu sadzi: UFO-ludki przyleca, pokaza nam lekarstwo na raka, poradza w kwestii ekonomii i srodowiska naturalnego, paliw, technologii, po prostu tak za friko. Oczywiscie. Ludzie: jesli gdzies w poblizu mieszkaja UFO-stwory oznacza dla nas ludzi: trzymac jezyk za zebami i siedziec cicho na naszym zadupiu. Bo jak tu przyleca, to nasze dni, jako ludzkosci, sa policzone.
Bardzo fajna recenzja. Ja miałem chyba to szczęście, że Grawitacji nie oglądałem, w związku z czym oba obrazy nie nakładają mi się wzajemnie. Nie mówię przez to, że powyższe podsumowanie jest przez to gorsze z zasady, ponieważ ja momentami miałem przebłyski z Odyseji kosmicznej 😉 Ten drugi film to oczywiście arcydzieło i ideał filmowy, nie tylko spod znaku s-f, ale Interstellar to również film kapitalny. Czy wybitny? Nie wiem, wolę tego nie klasyfikować teraz, na gorąco. Jednak ja mierzę filmy odczuciem. Odrzucam szkiełko i oko i dlatego, skoro podczas seansu miałem momentami ściśnięte gardło i ze wstydem, chyba charakterystycznym dla większości facetów, nie chciałem przyznać sam przed sobą, że kręci mi się łza w oku, uważam, że Interstellar to film wspaniały.
Ciężko jest pokazać miłość na ekranie. Chyba nigdy nie uda się pokazać to w sposób identyczny do tego w jaki my to subiektywnie czujemy. Do matki, do dziewczyny, żony. Miłość mężczyzny do córki. Trudno zatem oczekiwać, że facet, widzący swoje dziecko umierające w wieku lat kilkudziesięciu nie był ckliwy. Kto oczekuje powściągliwości, niech założy fioletowe okulary. Albo tego w kinie nie będzie, albo tak to będzie wyglądać. Każda miłość z boku wygląda na śmieszną trochę, irracjonalną trochę. To samo uczucie zaś „od środka” okazuje się najgłębszą prawdą. Ja uwierzyłem w tę pokazaną w Interstellar.
W pustym bezmiarze kosmosu, to ludzie stworzyli cuda techniki. Przyszłość wyciąga dłoń ku przeszłości. Miłość jako silnik ludzkich działań. Ludzie stali się przez nią niemal bogami, potrafiącymi pokonywać czas i przestrzeń i dowolnie nią manipulować.
Miała być Odyseja kosmiczna 2, ale zdegradował ją Matthew., ponad miarę przereklamowany król kina klasy b.
Obejrzałem wczoraj, nieźle zrył mi beret. Zaraz po nim obejrzałem Strażników Galaktyki, czyli rzekom nowe Star Wars. Tym bardziej przekonałem się, że to drugi po Psach najlepszy film Pasika i najlepszy polski film ostatnich kilku lat.
Astana = Satana – ot taki przypadek….
Wszyscy spodziewający się odnalezienia zabalsamowanego ufoka muszą jeszcze wstrzymać konie 🙂
Ufoka to może niekoniecznie, ale być może odkryją jakiś nieznany lud przedaztecki.
Na razie chronią informacje w sprawie tego co odnaleziono. Do mediów przedostały się jedynie pojedyncze zdjęcia i strzępy informacji.
Aleja Zmarłych – tak nazwali drogę tę Hiszpanie, którzy sądzili, iż kryje ona groby zmarłych. W rzeczywistości mieszkańcy grzebali swych zmarłych pod domostwami. Aleja miała ponoć symbolizować jedność ziemi i nieba, łącząc niebiańską strefę, w której znajdują się piramidy, ze strefą ziemską, gdzie w okolicach Cytadeli żyli mieszkańcy miasta.
Grawitacja nie próbowała na siłę być tak ambitna jak Interstellar, miała przede wszystkim być zapierającym dech w piersiach widowiskiem, gdzie historia jest tylko tłem do pokazania nowego sposobu przedstawiania filmów w tym klimacie „kosmicznym”. I pokazała, otworzyła coś nowego w tego typu kinie. Tam twórcy wyciągnęli z niej więcej niż można się spodziewać. Jeśli ktoś taki jak Nolan aspiruje do miana Kubricka XXI wieku i chce stworzyć a’la „Odyseję kosmiczną 2014” a wychodzi kaszana to chyba jasnym jest, zwłaszcza po takim nazwisku reżysera, że krytycy i widzowie będą zniesmaczeni. Nie ma w tym nic dziwnego. Grawitacja nudna? Coś takiego może powiedzieć tylko gimbus oglądający ją na komputerze i (lub) fanboj Nolana, któremu trudno przyjąć do wiadomości że jego guru też może popełnić gafę.
Pytanie też jest jakiego kształtu jest Wszechświat. Niektóre z teoretycznych dywagacji są niczym innym niż intelektualną prowokacją, inne powstały raczej w czasie burzy mózgów kosmologów czy fizyków teoretyków. Wśród dyskutowanych modeli jest np. model komnaty lustrzanej, w którym przestrzeń ma kształt dwunastościanu. Są też modele, w których wszechświat jest walcem, stożkiem, torusem (wygięty walec połączony podstawami – czyli kształt nadmuchanej dętki rowerowej), a nawet lejkiem. W tym ostatnim przypadku przestrzeń z jednej strony miałaby być wydłużona i prawie nieskończenie długa, a z drugiej miałaby się rozszerzać (wywijać na zewnątrz), przypominając nieco dzwon albo róg. Najstarsza i najłatwiejsza do zrozumienia jest koncepcja zakładająca, że wszechświat jest sferą.
Akurat to dla mnie jest kwestią drugoplanową. To, co chciałem zauważyć, to fakt, że rozwój na Ziemi prowadzi do destrukcji (ocieplenie, zniszczenie warstwy ozonowej, radioaktywność, zanieczyszczenie oceanów). Czyli powstanie wyższej inteligencji nie wpłynęło na polepszenie się kondycji habitatu, w którym owa inteligencja powstała, a wręcz przeciwnie. Wygląda więc na to, że w sam rozwój Wszechświata w mikroskali wpisana jest destrukcja. Istoty obdarzone świadomością nie pasują do Systemu, nieświadomie niszczą go.
Micz, bo obserwujesz wszystko z pozycji części systemu. Dlatego go nie rozumiesz. System nie może zrozumieć sam siebie. Musiałby spojrzeć na wszystko z pozycji zewnętrznego obserwatora. Nie chcę przez to deprecjonować potencjału naszego umysłu, absolutnie, tylko uważam, że mamy o wiele za mało danych i wiedzy o zmiennych, aby snuć poprawne przewidywania.
Fred Hoyle, tu ciekawostka wprowadził do swoich filozoficznych „równań” założenie, że ludzie, na pewnym etapie rozwoju staną się niemal bogami, będą potrafili dowolnie modyfikować czasoprzestrzeń i wówczas pewne rzeczy rozjaśniają się. To ciekawe, ale Interstellar mówi właśnie o czymś takim.
Gol życia, jest golem życia, kiedy patrzą na niego tysiące i miliony przed telewizorami. Jest niczym, kiedy patrzymy na niego z perspektywy Mgławicy Andromedy. Ale czym znowu ona jest z perspektywy wieloświata? I odwrotnie – cóż znaczy dla…mrówki? 😉
Wykluczasz sytuację, w której pracujący w fabryce non stop robotnik jest w stanie zrozumieć jak działa linia produkcyjna i kto jest szefem całości? Jeśli chodzi o modyfikacje czasoprzestrzeni, nie widzę tutaj drogi do boskości. Już teraz modyfikujemy materię, odtwarzamy procesy przynależne naturze i nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Hoyle, którego przywołałeś znany był z kontrowersyjnych tez, choćby słynnego „wytwarzania się materii z niczego”. To oryginał, showman. Pamiętam, że kiedyś przeczytałem w sprzedawanym za złotówkę kwartaliku Ameryka artykuł o Edwardzie Friedkinie. Facet wypowiadał takie rzeczy, które najlepiej oddawały istotę Wszechświata postrzeganą oczami wspomnianej przez ciebie mrówki. Nie pamiętam dokładnie co mówił, ale pamiętam ogólne wrażenie. Friedkin żyje do dzisiaj. Warto poguglać, bo w necie powinno być dostępnych wiele jego koncepcji.
Nie, nie wykluczam takiej sytuacji, odnosiłem się tylko do kwestii niezrozumienia naszej „przydatności” w sytuacji, kiedy sami niszczymy środowisko. Odnosiłem się do tego, że być może – nie wiem – ale być może właśnie z tego miejsca jest to niezrozumiałe, natomiast „równanie” będzie wyglądało na eleganckie za, powiedzmy, milion lat ewolucji, kiedy sami zmodyfikujemy czasoprzestrzeń, a nasze obecne grzeszki będą niczym niewinne siusiu w pieluchę noworodka. Wówczas nasza rola i powstanie może okazać się jasne. Taka okoliczność wydaje mi się możliwa.
Hoyle jest kontrowersyjny, ale cóż znowu znaczy ta kontrowersyjność? Co druga teoria na tematy kosmologiczne opiera się na pobożnych życzeniach naukowców: „wydaje się”
, „być może”, „możliwe, że” itd. Nie mamy bladego pojęcia co sądzić o tym wszystkim, a sfera fizyki kwantowej to w ogóle już jakaś czarna magia. Nie rozumiemy wielu rzeczy. Być może za kurtyną tego niezrozumienia nie kryje się bezsens. Być może właśnie tam ukrywa się sens. Być może 😉
Jest teoria, że wszechświat nie ma centrum, co to znaczy – że jakbyś bardzo dłuuuugo leciał w jedną stronę, to po baaaardzo długim czasie wyleciałbyś w to samo miejsce z którego startowałeś. to tylko teoria wysnuta na podstawie, że wszechświat to układ związany grawitacyjnie i to co dla nas jest prostą w skali wszechświata jest pętlą. tym sposobem (oczywiście po wielu uproszczeniach) znając swoją prędkość i czas przelotu mógłbyś obliczyć wymiar wszechświata, ale nie powodowałoby to wyróżnienia centralnego punktu.
Śmieszne to brzmi, ale cóż – taki świat, że my śmialiśmy się z ludzi, którzy dawniej wierzyli w to, że ziemia jest płaska. oni nie mieli pomysłu na lepsze wyjaśnienie, tak my nie mamy lepszego na wyjaśnienie tego czy owego.
Marcin – a, to w takim razie jak najbardziej zgoda. Dla nas może być niezrozumiałe, że człowiek niszczy swój habitat, ale z szerszej perspektywy to może prowadzić do czegoś tam, zapisanego w regułach Wszechświata. A co by było, gdyby Wszechświat dążył do tego, by powstało w nim życie (zasada antropiczna!) po to, by owo życie po przejściu miliardów lat ewolucji powstrzymało nieuchronną w przypadku braku ingerencji śmierć Wszechświata?
No właśnie dokładnie o to chodziło Hoyle’owi (czy jak to tam się odmienia 🙂 ). To znaczy on odnosił się do modeli wszechświata – on twierdził, że jesteśmy tą niewiadomą zmienną. Nie mam pojęcia czy tak jest, ale jest to pociągająca perspektywa 😀
Powstanie takiego życia jak na naszej planecie jest obarczone bardzo niskim prawdopodobieństwem. Wiąże się to z tak wieloma „przypadkami”, jak czas obrotu planety w okół własnej osi, czy słońca, gęstość planety jej rozmiar i masa, obecność odpowiednich pierwiastków, a to tylko podstawowe kwestie. Z drugiej strony „natura” ma to do siebie, że wciąż eksperymentuje i „tworzy” życie tam gdzie nie można by się go spodziewać. Jeśli jednak mówimy o formie życia, z którą można się komunikować, to musi być przynajmniej podobna do naszej rasy… na ten temat można by pisać całą noc.
Tak, to przypadek, wyjątkowa sprawa. Jednak nie zadawalibyśmy sobie pytania o nasze pochodzenie, gdybyśmy nie żyli na tej konkretnej, planecie i nie powstali w tym konkretnym szalenie przypadkowym dziele narodzin życia. Zasada antropiczna paradoksalnie może mówić więcej na temat życia w kosmosie w ogóle, niż o życiu ziemskim.
Ta niezwykłą przypadkowość może mówić nam to, że tak na prawdę jesteśmy sami. Kosmiczny wyjątek, który zdarzył się tylko raz na całe miliardy lat. Dopóki nie odnajdziemy na istnienie życia poza Ziemią, ten wniosek jest całkowicie uprawniony.
To co widać na zdjęciach przypomina motywy z piramid słońca i księżyca. Na razie nie ma nic nowego. Ale spodziewam się, że w tych trzech komnatach będą cuda.
Nie do końca jest tak jak piszesz. Przypadkiem była kreacja Wszechświata. Powstanie życia było już tylko prostą implikacją powyższego.
Prostą implikacją powinien być ( o ile najpierw zgodzimy się z tą tezą ) fakt olbrzymiej ilości życia, życia w każdej postaci. Tymczasem nie obserwujemy nikogo oprócz nas. Nie mówiąc już nawet o prostym życiu organicznym.
Porządek definiuje życie bo w chaosie nie ma tożsamości; jednak dzięki chaosowi uwidaczniane są różnice; wszechświat i istnienie staje się ciekawe, tak więc wszystko się zgadza i jest w równowadze. Nie 'po co’ istniejemy, tylko 'dlaczego by istnieć inaczej?’…
Ładnie brzmią te zdania, ale nie jestem pewien czy je dobrze rozumiem 🙂 Chodzi ci o to, że Wszechświat to chaos, istnienie to porządek, więc w sumie powstaje stan równowagi i tak ma być?
Ze też ludzie zadają takie proste pytania. 🙂
Świat jest iluzją, snem snutym przez śniący Umysł (tym wypadku śniącym umysłem jest świadomość czytająca te słowa). Natomiast żyjemy po to aby się obudzić i uzmysłowac sobie swoją prawdziwą nieograniczoną naturę. To tak w skrócie, o ile metafizykę da się w skrócie opisać. Jak ktoś chce wgłebić się w temat to propozuje poczytać jakąś dobrą ksiązke na temat nondualizmu. Np „Zniknięcie Wszechświata” Garego Renarda
Poguglałem o Znikającym Wszechświecie i wystarczy mi jedno zdanie: „To nie wszechświat stworzył nas, a to my jego stworzyliśmy”. Domyślam się, że są to znane już od jakiegoś czasu newageowe herezje. Ponieważ aktem obserwacji(pomiaru) doprowadzamy do kolapsu funkcji falowej, to znaczy, że my stworzyliśmy i dalej tworzymy Wszechświat? 🙂
Zabójstwo Tippita moim zdaniem – jeśli rzeczywiści zostało popełnione przez Oswalda – to gwóźdź do trumny tych którzy twierdzą ze nie brał w ogóle udziału w zamachu. najprawdopodobniej Oswald nie wytrzymał napięcia po prostu. Potem jeszcze nieprzytomnie wdarł się bez biletu do kina. Przecież tak się nie zachowuje racjonalnie myślący człowiek wynajęty do zabójstwa przez jakąś organizacje.
Z drugiej strony mamy następnego nawiedzonego wariata – jacka Ruby – który ponoć tak jest zakochany w Kennedych ze z tej miłości zabija Oswalda w miejscu które gwarantuje mu w 100% szybkie ujęcie, szybki wyrok i w najlepszym wypadku dożywocie. Do tego łysy koleś z krzaczastymi brwiami co w mieszkaniu planuje zabicie Castro i opracowanie broni biologicznej, którą opracowuje jakaś chemiczka – kochanka Oswalda szpetna jak noc listopadowa przy Marinie. Do tego Clay Shaw.. Wodzirej tego towarzystwa organizujący orgie homo. Ten zbiór szaleńców równie dobrze może sugerować ze zabicie Kennedy’ego to komedia pomyłek w wykonaniu nawiedzonych mitomanów jak również że jest to zasłona dla działań jakiejś grupy, która po prostu sterowała tymi ludźmi dość podatnymi jak się wydaje na sugestie. Przyznam się że nie mam wyrobionego zdania, ale raczej pewny jestem że Oswald jakoś w tym wszystkim uczestniczył. Najbliższy jestem teorii że Oswald był członkiem grupy która była prowadzona przez którąś ze służb. Ta grupa w pewnym momencie urwała się ze smyczy i zaczęła działać na własną rękę. Oswald jako człowiek o niezrealizowanych ambicjach zostania kimś sławnym zaproponował odstrzelenie prezydenta którego jak wiadomo i Shaw i Ferrie też nie znosili. Pomysł Oswalda albo został wyśmiany a Oswald potraktował go poważnie, albo też grupa uknuła plan wspólnie i Oswald miał być kozłem ofiarnym. CIA lub służby marynarki których współpracownikami byli ci ludzie nie miały wyjścia po zamachu i zaczęły przykrywać sprawę w obawie przed własną kompromitacją. Ten schemat znany jest przecież i dziś bo sprawa Bin Ladena i Talibów jest oparta na tym samym schemacie. Dawni współpracownicy którzy urwali się ze smyczy i narobili bałaganu.
Uważam, że zabójstwa dokonało środowisko skupione wokół Claya Shawa. Kto pociągnął za spust i z czego to chyba już sprawa drugorzędna. W sumie wiec odpowiedzialne byłyby wedle mojej teorii służby ale nie z powodu celowego działania i spisku a z powodu własnej głupoty, gapiostwa i braku kontroli nad w ludźmi których same kiedyś zwerbowały do swych zadań. Cały proces 'cover-up’ wynikał po prostu z obawy w służbach że polecą głowy. Tak działają wszystkie służby świata i stąd zastraszanie świadków, wymuszanie zeznań itd. Generalnie to nie widzę powodu dla którego służby w takim kraju jak USA chciałyby zabić własnego prezydenta. TO nie ma sensu. Wystarczyło go po prostu skompromitować co w przypadku Kennedy’ego było dziecinnie proste. Zabijanie tego typu ludzi to ogromne ryzyko nie tylko dla własnego osobistego bezpieczeństwa ale i dla porządku międzynarodowego… To bez sensu. Ryzyko zbyt duże i korzyści zbyt małe.
Marcello wręcz publicznie groził Kennedym. Jedno z jego słynnych zdań to „Gdy psu utniesz ogon nadal będzie gryzł,ale gdy odstrzelić głowę to ogon nic nie zrobi”Teraz tak….Marcello na polecenie RFK został wydalony z USA.Dość brutalnie ponieważ został pozostawiony nago w Boliwijskiej dżungli. Udało mu się przeżyć za sprawą…. Davida Ferrie… tego samego, który wypierał się że znał Oswalda. Fakty są dwa… Ferrie uratował życie Marcello i na pewno znał Oswalda. Poza tym Carlos musiał po tym fakcie autentycznie nienawidzić rodziny Kennedych… A całą trójkę można połączyć…. ręka rękę myje. Zdradzę tylko, że przy takich akcjach mafia ewentualnie robi tylko sztuczny „dym”, ale nigdy sama nie eliminuje, tylko wynajmuje cyngli nie związanych z organizacją.
Kto nie przeżył transcendentnego uniesienis podczas projekcji, ten wuj.
To co widzicie na tej tablicy, to nie pismo literalne lecz zapis systemem logicznym. Nie jest to jednak system oparty na kształcie jak literyczy układ cyfr jak w systemach np. dwójkowym, lecz wyraz sensu. Treść jest zawarta w przedziałach oddzielonych pionowo-skośnymi długimi kreskami. Położenie, układ poziomych rys, jest wyrazem sensu, choć nie są to słowa. Ten zapis jest znany mojemu oku świadomości (tak rozpoznajecie deja vu; „podświadomość”), lecz rozum i pamięć go nie pamięta. Nie obawiałbym się cofnąć pochodzenie tej płyty nawet poza miliard lat wstecz.
Na dobrą sprawę, już po kilku odcinkach widz powinien zacząć narzekać na nudę, schematyzm, powtarzalność i przewidywalność tego, co widzi na ekranie. Tymczasem, choć to zaskakujące, nic podobnego nie ma miejsca. Najlepszym dowodem na niesłabnące zainteresowanie ze strony publiczności jest fakt, że serial liczy sobie aż sto pięć odcinków, a do tego sześć lat później nakręcono drugą serię. Ta niesłabnąca atrakcyjność kolejnych epizodów jest przede wszystkim zasługą samych Technologicznych Ninja. Choć są oczywistym przeniesieniem na grunt japoński sztandarowego symbolu amerykańskiej popkultury – postaci superbohaterów, w niczym nie przypominają swoich odpowiedników z amerykańskich komiksów. Zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym to zwyczajni młodzi ludzie u progu dorosłości. Nie mają widowiskowych supermocy jak Superman. Nie zostali poddani mutacji jak osiłek Hulk czy strzelający pajęczyną Spiderman. Żaden nie chowa pod skórą śmiercionośnych ostrzy jak Wolverine, ani jego czaszka nie staje w płomieniach jak u Ghostridera. Nie mają do dyspozycji plecakowych gigalaserów, wszystkotnących mieczy świetlnych ani nawet porządnego miniguna. Cała ich broń osobista to coś w rodzaju shurikenów‑bumerangów, którymi można łatwo powalić wrogiego żołnierza, ale nie sposób zniszczyć mechanicznego potwora wielkości Pałacu Kultury i Nauki. Właśnie dlatego nie ma w Gatchaman miejsca na nudę, bo młodzi wojownicy większość zwycięstw odnoszą nie przez uciekanie się do brutalnej siły, a dzięki inteligencji, sprytowi, odwadze i szybkości działania. Nie raz i nie dwa zobaczymy ich przenikających skrycie na pokład pojazdu przeciwnika czy z narażeniem życia infiltrujących którąś z jego tajnych baz, niczym prawdziwi ninja. A ponieważ każdy odcinek przedstawia nowego, nieznanego wcześniej wroga, młodzi ludzie za każdym razem muszą wymyślić inny sposób, aby odnieść zwycięstwo.
Załoga G leciała w czasach przed odbiorem satelitarnym. Potem dopiero, jako elektronik-hobbysta w Radioelektroniku zacząłem czytać o tym, że na zachodzie taki bajer się pojawił, a niedługo potem był cały cykl artykułów, jak taką TV odbierać na terenie Polski oraz jak załatwić zezwolenie (!!!) na instalację anteny, to własnie było największym problemem, nie technika.
Czy aby na pewno nie istnieją? 27 stycznia 1995 w obozie na Antarktydzie, niedaleko bieguna południowego zatrzymała się grupa brytyjsko-amerykańskich naukowców w celu wykonania badań. Tego dnia, prawie dokładnie nad biegunem zaobserwowali oni na niebie szary wir. Najpierw wzięli to za zwyczajną burzę piaskową, ponieważ również na Antarktydzie znajdują się suche obszary, które nie są pokryte lodem. Jednakże dziwny twór ani się nie przesuwał, ani nie zmieniał kształtu, co było zastanawiające. W takiej sytuacji naukowcy zdecydowali się bliżej zbadać zjawisko i w tym celu wysłali balon meteorologiczny, który rejestrował prędkość wiatru, temperaturę i wilgotność powietrza. Kiedy balon zbliżył się do tajemniczego wiru i znalazł się dokładnie nad nim, ku ogromnemu zdziwieniu obserwatorów znikł bez śladu. Ponieważ jednak był wyposażony w drogi sprzęt, pozostawał na uwięzi, tzn. został umocowany na sznurze, który teraz kończył się gdzieś w niebie. Ciągnięcie za sznur powodowało, że balon można było sprowadzić na Ziemię, co udało się również tym razem.
Tych tuneli szukają obecnie Chińczycy. Astrofizycy Zilong Li i Cosimo Bambi uważają, że tunele czasoprzestrzenne istnieją w niektórych czarnych dziurach znajdujących się w jądrach galaktyk. Najprawdopodobniej powstały po Wielkim Wybuchu. Od „zwykłych” czarnych dziur miałyby się różnić przede wszystkim wielkością, byłyby mniejsze. Tylko w nich zgodnie z teorią mogłaby istnieć możliwość przemieszczania się pomiędzy wszechświatami.
Przyjmijmy balon jako model Wszechświata (przestrzeń trójwymiarowa jest jego powłoką). Odległość punktu na powłoce od środka balonu jako czas. Wszystkie procesy możemy traktować jako fluktuacje przestrzeni a materię jako jej zagęszczenie. Wówczas Wszechświat będzie pofalowany z licznymi lejami i wybrzuszeniami. Dla każdego punktu powierzchni czas jest inny (materia jest najmłodsza). Czas jest zmienny – w przypadku czarnych dziur wręcz się cofa. Grawitacja w danym punkcie jest określona przez głębokość (może być też ujemna – np w strefach emisji energii). Punkty bardziej zagłębione oddziałują silniej gdyż są bliżej siebie (prawdopodobnie występują tam inne warunki fizyczne). Wszystko ponad powłoką jest niebytem, z którym nie mamy bezpośredniego kontaktu ale mogą w nim przebywać cząstki wirtualne, które w jakiś sposób tam się znalazły (np przez procesy nieliniowe). Uśredniony czas ma coraz większą wartość (ekspansja), ale to zmieni się w wyniku aktywności czarnych dziur.
Mechanika kwantowa nigdy niczego nie wyjaśniała. Jest to ślepa uliczka tzw „nauki”. Nie wiem w jaki sposób teoria statystyczna może cokolwiek wyjaśniać. Jedyne co taka teoria może robić to próbować przewidzieć prawdopodobieństwo wystąpienia jakiegoś zjawiska, bez odpowiedzi dlaczego. To działa w ten sposób jak „statystyczny Polak zjada na śniadanie jedną bułkę z szynką”, bez znaczenia jest fakt, że jeden zjada dwie, a drugi żadnej. „Statystyka się nie myli”.
Ciekawa dyskusja obu Panów, ale biorę stronę Micza, z kilku powodów: nie zgadzam się z ogólnym założeniem, które przyjmuje JK, która w ogólności brzmi mniej więcej tak: „teza o zamachu jest „pokręcona” pomimo wielu niejasności, a więc w nią nie wierzę (czyli de facto: wierzę w wypadek)”
To nieco pokrętne stosowanie przywołanej tutaj już „brzytwy Ockhama”, ponieważ w tym przypadku każe ona wybierać jedną możliwość POMIMO nagromadzenia dziwacznych faktów i niesamowitych zbiegów okoliczności, kosztem drugiej, na korzyść której te przemawiają. Otóż zamachy ZDARZAJĄ SIĘ. W tym konkretnym przypadku, w świetle olbrzymiej ilości znaków zapytania, wszystko rzec można o tezie zamachu, ale nie to, że jest „pokręcona”.
Teraz uwaga: badania Jerzego Maryniaka (notabene, Micz: to nie było 15, a chyba nawet dwadzieścia kilka lat temu, coś około roku 1991r), dowodzą tego, że samolot wodował. Innymi słowy – nie spadł. Czyli – coś innego niż przeciążenie, wypadek, spowodowało obrażenia. Nikt do tej pory tych badań nie podważył.
JK domagasz się dowodów, wtedy uwierzysz. No ale w co tak na prawdę uwierzysz? Hipoteza o zamachu, w tym konkretnym przypadku nie jest wizjami schizofrenika. Jej pojawienie się wynika z przesłanek. Wielu przesłanek. Nie jest nieracjonalna, co próbujesz zarzucać.
Więc może odwróćmy – mówiąc o tej sprawie, absolutnie nie uprawnionym jest całkowicie stanowcze twierdzenie, że był to wypadek. Ponieważ niejasności nie zostały rozwiązane. Dopóki tak jest dopóty, wersja o zamachu nie będzie „pokręcona”.
Co do prof Maryniaka, to napisałem, że „około”. Moim zdaniem było to w okolicach 1995 roku. Mniejsza z tym. Faktem pozostaje, że profesor był najbardziej znamienitym badaczem wypadków lotniczych w Polsce. To on badał wypadki IŁ-ów. Analiza Maryniaka w stosunku do Liberatora streszczała się do tego, że w przypadku blokady sterów samolot spadłby jak kamień do wody. Znalazłby się w wodzie w innym miejscu niż był (600 metrów od brzegu), poza tym całkowicie by się roztrzaskał podczas impaktu. Tymczasem wiemy, że przez około osiem minut utrzymywał się na powierzchni.
Kisielewski w „Zamachu” opisuje, że po raz pierwszy przedstawiona została przez Maryniaka w 1992r, w programie Baliszewskiego.
Ale czy ktoś może wytłumaczyć mi o co chodzi? Dlaczego ta „mapa” budzi w ogóle jakiekolwiek zainteresowanie? Przypomina to spękaną od wiatru/słońca powierzchnię, co więc sprawia, że niektórym wydaje się niezwykła?
Pojawiają się twierdzenia, że to rzekomo trójwymiarowa mapa Uralu. Ja szczerze mówiąc również nie widzę w tych wzorach jakiegokolwiek sensu poza przypadkowością. A czy wyżłobiła to natura, czy wyciosał człowiek? Jakie to ma znaczenie?
U ruskich raczej nie oczekiwałbym cudów, chyba że takich powstałych po procentach.
Sfinks to osobna sprawa. Mówię o piramidach. Bo daleki jestem od bycia konserwą, ale też zawsze stawiając jakąś kontrowersyjną tezę warto mieć za sobą alternatywną hipotezę. Ciężko jest mówić: wiem, że wersja oficjalna to bullshit, ale nie mam pojęcia jak było naprawdę. Sceptycy cię wówczas zjedzą. Obalając wersję oficjalną, trzeba mieć coś w zanadrzu, podobnie jak obalając rząd, trzeba mieć nowego kandydata na premiera.
Cheops niewątpliwie coś działał przy piramidach. Pisał o tym choćby Herodot. Czy był w stanie je samodzielnie wybudować? Moim zdaniem nie. Choćby z tego powodu, że każde wielkie dzieło ma jakieś korzenie. Tutaj nie mamy śladów takich korzeni. Jeśli amatorzy biorą się za wznoszenie cudu świata, kończy się to tak jak w przypadku Kolosa Rodyjskiego, czyli rychłą katastrofą budowlaną. Tymczasem Wielka Piramida to pod każdym względem twór doskonały. Nie uwierzę, że plan nakreślił jakiś tam przydupas Cheopsa, którego CV do tego punktu przypomina CV studenta. Obróbka cudzych piramid tłumaczyłaby też dlaczego Cheops nie polecił oznakowywać WP jako swojej. Miał szacunek do wielkich twórców, którzy je onegdaj postawili. Ale ponieważ stały na jego ziemi, kazał je przysposobić jako pomniki na cześć swoją i swoich bogów. Czy był w rzeczywistości pochowany w piramidzie? Raczej nie pozwoliłby się włożyć do tego dziwnego baseniku w komnacie króla. Mógł być równie dobrze ulokowany w którejś z pobliskich świątyń.
BTW, w teorii akademików nie zgadza się też trochę „trud roboczy” przy wykonywaniu piramidy. Herodot pisał o pracujących na okrągło 100,000 ludziach. Tymczasem odnaleziono zapiski o żywności dostarczanej pracującym. Było to bodaj kilkanaście sztuk bydła dziennie. W każdym razie obliczono, że starczyłoby to na wyżywienie maksymalnie 10,000 ludzi. Nie wiadomo przez ile lat pracujących, ale na pewno nie przez dziesięciolecia. Moim zdaniem dobrze to tłumaczy to, że układali oni jedynie licówkę. Unikamy przy okazji tej chorej teorii o rampach, dzięki której wciągano ważące dziesiątki ton skały ponad sto metrów do góry.
Sfinks to nie jest osobna sprawa. Egiptolodzy wiążą go jak najmocniej z historią faraonów. Przesunięcie jego budowy wstecz o kilkanaście tys lat burzy wszystko, dlatego jest on ważny w kontekście piramid.
Czy sceptycy mnie zjedzą? A smacznego. Nie będę przeszkadzał. 😉
Natomiast poważnie: niczego nie zamierzam obalać -wygląda na to, że samo się zrobi. To na tych, którzy zapodają oficjalne wyjaśnienia ciąży trud wskazania dowodu: czy znasz oficjalną, logicznie spójną teorię budowy piramid? Nie ma takiej. Co więcej – jest ich wiele – do wyboru do koloru. O czym to świadczy?
Jeżeli historycy piszą o drewnianym młotku i miedzianym dłucie, to proszę bardzo. Tylko dlaczego do tej pory nikt przy użyciu tych narzędzi nie wykonał niczego lepszego od szopy z drewna? (tej ostatniej również nie widziałem, ale jestem w stanie w nią uwierzyć :-))
To nie tak, że ludzie chcą obalać oficjalne teorie. To te teorie są słabe. Nielogiczne. Ludziom ciężko jest uwierzyć, skoro dowody są tak kiepskie.
Kiedyś również zastanawiało mnie to, jak ci starożytni opanowali technologię, że tak powiem „pierwszego razu”? Gdzie poprzednie, nieudane próby przed budową Wielkiej Piramidy? Lata i wieki nauki, doświadczeń?
I jeszcze: gdzie uczyli się obróbki ci od Gobekli Tepe? Co, tak za pierwszym razem, pomyśleli: robimy, i poszło? Przecież muszą być zatem wcześniejsze budowle, wcześniejsze od tamtych, wynikające z doświadczeń etc. Powinny być, a niczego takiego nie znajdujemy. Dlaczego? Dlaczego Wielka Piramida jest i nie było niczego przed nią? No to właśnie to samy pytanie, co Twoje.
Gobekli Tepe prosi się o artykuł 🙂 Z piramidą generalnie się zgadzamy. Akademicy myślą niestety „od tyłu”. To znaczy, nie rozumują na zasadzie analizy, kto mógł postawić WP, lecz przyjmują, że musiał to być Cheops (no bo kto inny) i wszelkie fakty próbują wciskać tak, by nie koląc zbytnio w oczy siedziały w ryzach tej teorii.
Przedstawiam kolejną już teorię wyjaśniającą budowę piramid. Wyjaśnienie okazuje się być dziecinnie proste, ponieważ za wszystko odpowiadał…pęd do monumentalności (!):
„Jeszcze w XIX wieku nie chciano wierzyć, by wzniesienie takich konstrukcji, jakimi są piramidy, było w ogóle możliwe bez maszyn: wyciągów łańcuchowych, żurawi, dźwigów, wreszcie narzędzi do precyzyjnych pomiarów. A jednak starożytny pęd do monumentalności sprawił, że możliwe okazało się i projektowanie stropów i ścian z dokładnością do kilku centymetrów, i podnoszenie kilkutonowych bloków piaskowca na wysokość stu kilkudziesięciu metrów, a potem ustawianie ich pod ściśle określonym kątem i dopasowywanie tak, by między spojenia kamiennych płyt nie dało się wcisnąć ostrza noża czy włosa.” (źródło: http://podroze.gazeta.pl/)
I nikt wtedy nie zrobil zdjecia ani nie nagral filmu!?
Jean Marais był słabym Fantomasem, ale ten opisany tutaj to świetna bestia.
Podejrzewam, że człowiek po podróży przez taką anomalię wyszedłby z nieco poprzestawianymi molekułami.
Bawi mnie jak sceptycy obśmiewają ten przypadek. Zupełnie jakby nie przyjmowali do wiadomości istnienia anomalii magnetycznych.
Fantomas był cyklem trzydziestodwutomowej powieści Pierre’a Souvestre’a i Marcela Allaina, która w latach 1911-1914 zawróciła w głowie czytelnikom wydawanej przez Arth?me’a Fayarda serii „Popularne książki”, sprzedawanej po rekordowo niskiej cenie trzydziestu pięciu centów za tom.
Tytuł zrodził się z nieporozumienia: wydawca źle zrozumiał proponowane przez autorów słowo „Fantomus” (od francuskiego fantome – duch). Fayard, Souvestre i Allain słusznie liczyli, że książka trafi w gusta szerokiej publiczności, rozczytującej się w drukowanych odcinkami w gazetach powieściach o amerykańskich detektywach.
Warto też postawić pytanie, czy na pewno należymy do tego systemu, w którym przyszło nam żyć. Planeta nie jest dla nas wcale przyjemnym miejscem do życia (zimno!), wciąż spoglądamy w kosmos, dziwnie się poruszamy i zastanawiamy, gdzie jest nasze miejsce.
Ponoć wielkie piramidy postawił przed potopem sam wielki Bóg Sumerów zwany Enki. Jeżeli rzeczywiście dziwne wiercenia w granicie (Karnak) stworzyła jakaś rozwinięta przedpotopowa cywilizacja Atlantów, czy kosmicznych wędrowców. To jasne jest że mieli do tego jakiś nowoczesny materiał lub wytrzymały stop metalu o specyficznych właściwościach. Nie oszukujmy się, przy dzisiejszej technice współcześni naukowcy nie zdołali by takich cudów świata jak te piramidy zbudować nawet w 50 lat, z takimi szczegółami wycięć w granicie. Możliwe też że w kosmosie diamentu jest pod dostatkiem, ostatnio czytałem, że istnieje planeta z jednego diamentu która jest większa niż nasz księżyc. Więc zdobycie takiego materiału nie było by problemem, mogły by być całe tuby wiertnicze wykonane z diamentu, przy technice odlewu tego wytrzymałego naturalnego materiału. Ponoć już w CERN czy gdzieś udało im się wytworzyć przy wysokich temperaturach i ciśnieniu sztuczny diament jeszcze twardszy od naturalnego. Kto wie, może faktycznie kiedyś na Ziemi istniała inna bardziej rozwinięta rasa ludzi, która sama się unicestwiła lub wymarła na skutek zagłady z kosmosu czy innych kataklizmów Ziemskich lub klimatycznych!
Brak innych pozostałości po tych mitycznych cywilizacjach, jedynie pozostałości piramid.
Ciekawy jegomość. W necie praktycznie brak informacji na jego temat.
A co z piramidami bośniackimi? Hoax czy kolejne ciosy w oficjalną historię?
Brak innych pozostałości może być wynikiem starcia ich w proch. Minęły całe tysiąclecia – całe budowle idą w ruinę poprzez setki lat, a co dopiero mówić o jakichś wytworach cywilizacji typu garnki, ozdoby etc. Nie mówiąc już o …papierze 🙂 Ale pytanie jest interesujące – znajdujemy jedynie megality. Czy to przypadek? A co jeżeli są one wiadomością z przeszłości, którą nam przesłano? Taką kapsułą czasu, której nie potrafimy odpowiednio zinterpretować?
Nie do końca tak jest. W warstwach osadowych sprzed potopu powinny być jakieś ślady tych poprzednich cywilizacji. Choćby rzekomej Atlantydy. W końcu jej synowie mieli się rozpierzchnąć po całym świecie. Trochę niepokojące jest dla mnie to, że poza jakimiś glinianymi artefaktami nic więcej nie ma.
Być może one są. Tylko interpretujemy je niewłaściwie. Weźmy chociażby te „sprężynki”, znajdywane w wielu miejscach w Rosji, m.in. na Uralu. Nikt nie wie czym są, z jakiego okresu pochodzą (wykluczono ich współczesne pochodzenie), ani do czego mogłyby służyć w przeszłości. Takich znalezisk jest na pewno więcej – nie mówi się o nich, bo i nie wiadomo cóż można by o nich pewnego powiedzieć?
O co chodzi z tymi sprężynkami?
Znajdywano takie w Rosji na Uralu. Były bardzo małe (o ile pamiętam niektóre miały poniżej 1 mm) i wykopywano je z głębokich warstw geologicznych. W pewnym momencie ustalono wersję, że najprawdopodobniej to pozostałości po fabrykach radzieckich, pomimo tego, że nikt nie był świadkiem ich zakopywania na tak wielkich głębokościach.
No a potem nagle zaczęto znajdować je i w innych miejscach Rosji i sprawa ciągle do końca jest nierozwikłana.
Jest jeden podstawowy dowód na nieistnienie starożytnych (starszych niż 10-12 tys lat) rozwiniętych cywilizacji: brak śladów wykorzystywania bogactw naturalnych i surowców, nie znajdujemy kopalni z tych czasów, szybów naftowych czy odkrywek, a bez surowców nie jest w stanie rozwinąć się żadna cywilizacja.
To bardzo ciekawy argument. Tyle że trudno nim obalić Gunung Padang, bo jak? Skoro nie znaleziono kopalni, to ta piramida nie mogła istnieć? Czyli wyniki jej badań są mistyfikacją? Poza tym gdy mówimy o wykopaliskach z epoki brązu, to nie jestem pewien czy da się ustalić, czy ich użytkowanie miało miejsce 3000 lat p.n.e., czy może 20,000?
Oczywiście że budowla nie jest mistyfikacją, natomiast metody datowania to już inna sprawa… Pytanie co dokładnie tam datowano i jaka jest wiarygodność pobranych próbek, bo raczej nie da się wykluczyć że piramidę wybudowano znacznie później, na miejscu jakiegoś prastarego kultu, a do datowania trafiły pobrane z głębi tego usypiska ziemnego (bo to jest chyba piramida ziemna?) próbki z palonego tam 15 000 lat wcześniej ogniska… Ciekawe znalezisko, ale wymaga niezależnego potwierdzenia no i datowania kilkoma metodami.
ps.. na marginesie z datowaniami to jest nadal duży problem, nawet dla tak oczywistych artefaktów jak (pochodzący także z Indonezji) homo floresiensis, gdzie mamy do dyspozycji szkielety różnice w datowaniu sięgają między 94000 a 13000 tysięcy lat temu, a trudno przypuszczać by mieszkali w tej samej jaskini… 80 000 lat!
Zgoda, że mogli się pomylić, podobnie jak Posnansky mógł się mylić w przypadku oceny Tiahuanaco. Ale zgodzisz się też, że nie sposób dokładnie ustalić przedziału użytkowania wykopalisk z epoki brązu?
Wiesz, z tymi „kilkoma metodami” datowania to byłbym ostrożny. Tiahuanaco też datowano kilkakrotnie, aż wreszcie wyszła data „normalna” taka, którą można przyjąć do wiadomości, bo wcześniejsze, dające bardzo starożytną przeszłość spowodowały panikę w akademii…
Zgadzam się, że należy badania prowadzić dokładnie, ale sugestia, żeby tę „dokładność” poprowadzić w kierunku odmłodzenia stanowiska, jest dla mnie śmierdząca. Widzisz, tu problem mają ci, którzy muszą teraz spróbować poukładać tę układankę dziejów, bo przecież datowanie GP ma dużą szansę okazać się poprawne i co wówczas? Zakwestionujemy bo „nie było kopalni”???
Marcin: brzytwa Ockhama, a inaczej mówiąc, jeśli jeden kamyczek nie pasuje do puzzli to zanim zburzymy puzzle sprawdźmy dokładnie czy aby to kamyczek z tej samej gry 🙂 Dobrego Nowego Roku
Micz właśnie dlatego trzeba bardzo uważać z rewelacyjnymi znaleziskami burzącymi porządek archeologiczny, oczywiście jestem w stanie wyobrazić sobie fakt że jakaś cywilizacja usypała piramidę 22 000 lat temu, ale wykonując takie dzieło powinni zostawić znacznie więcej artefaktów, choćby resztki ognisk, śmietniska, potłuczone skorupy czy zniszczone narzędzia, z nieba ta piramida nie spadła…. (chyba)
Co dalej z tym chińskim lądownikiem?? Są jakieś nowe zdjęcia, newsy?
Wygląda na to, że od stycznia 2014 nic się nie dzieje. Change-e 3 i łazik Yutu znajdują się w stanie hibernacji. Yutu miał dodatkowo jakąś usterkę i chyba nie wiadomo czy maszynka obudzi się z długiego snu.
Kolejne półtora roku i bez zmian. Wszystko wskazuje na to, że jednak Chińczyki nie trzymają się mocno.
Marcin, wygląda mi to na ciekawy temat 🙂
Po raz pierwszy istnienie Tyche zostało zaproponowane przez profesorów Matese i Whitmire, by wyjaśnić dlaczego wiele z tych długookresowych komet nadlatywało ze złego kierunku. W ich najnowszym opracowaniu, opublikowanym w Ikarusie (międzynarodowym magazynie nt. badań Układu Słonecznego), podają, że od 1898 roku zaobserwowano o 20 procent więcej komet długookresowych nadlatujących pod wyższym kątem z pasa okrążającego niebo niż by to wynikało z teorii przyciągania galaktyki.
Cyganom może nie warto wierzyć. Rumuni mają jednak z Cyganami tyle wspólnego, co np. Słowacy lub Polacy, czyli niewiele.
A nas po lesie oprowadzał prawdziwy cygan, czyli pan pochodzący z Indii.
Ted Miodonski zmarl w domu starcow na poczatku lat 2000, zacznijmy od tego ze nie mial dzieci, mial natomiast pasierbice ktora nic wam nie powie bo taki ma przykaz. Zjecia Miodonskiego sa dostepne w internecie.
To ciekawe w takim razie kim jest Rose Miodonski, która oficjalnie opisywała swojego ojca, będącego menadżerem piłkarskim? Czyli albo Miodoński z Gibraltaru to jednak nie ten Miodoński od piłki nożnej, albo pańska informacja o braku dzieci jest nieprawdziwa.
Rose to jego pasierbica, wiem to z innych zeodel, mialem z nia kiedys krotko kontakt, ale gdy zaczalem drazyc rozne tematy kontakt urwala, sam Miodonski urodzil sie 21 pazdziernika 1921 roku. Opisywala ? Niby gdzie ? Ona unika kontaktow z Polska prasa. Miodonski oszukal nie tylko Deyne i Smude ale i szereg osob w stanie Kalifornia, pobieral pieniadze od jednych a zanosil je innym oszukaym mowiac ze to zysk z zainwestowanych pieniedzy.
A niby tu: http://www.kazimierzdeyna.com/ksiega.php
To, że pani Rose nie chce odpowiadać na pytania dotyczące ojca, to wiem. Zresztą podejrzewam, że i tak niewiele wie. Podejrzewam również, że sam śp Miodoński niewiele wiedział. Ci fałszywi kurierzy ostatecznie nie weszli do akcji i byli jedynie odpryskiem całej sprawy. Mogło być tak, że należeli do innej bandy i ich mocodawcami był kto inny niż ten, kto organizował Gibraltar. Oczywiście, tak czy owak ciekawie byłoby poznać wspomnienia Miodońskiego.
A gdzie można znaleźć zdjęcia Miodońskiego?
Orion to technologiczne cofnięcie się w czasie i powrót do koncepcji z programu Apollo. Bez poważnych zmian w podejściu do napędu, przeciążeń, czasu, samych lotów a przede wszystkim fizyki nie osiągniemy (jako ludzkość) zbyt wiele. Orion w tym momencie to nadal technologicznie strzał z procy tyle, że lepiej wyważonej, obliczonej. Problem w tym, że osiągamy maksymalne fizyczne możliwości takiej procy. Lądowanie na księżycu potwierdziło słuszność techniki z „procą”. Lot na Marsa technicznie był już nawet wtedy możliwy. Problem jest taki, że przy zastosowaniu tej technologii to jest już nasz realny szczyt.
Jeśli Stany wcześniej nie zbankrutują, to może zobaczymy człowieka na Czerwonej Planecie. Moim zdaniem to jednak nie nastąpi.
„Co astronauci będą robić na powierzchni i jak długo tam będą przebywać? To na razie jest jeszcze domeną filmów science fiction.”
Jedno jest pewne – nigdy nie wrócą.
Na razie założenia misji przewidują powrót. Może się to zmienić, ale jeśli by się tak stało, byłaby to pierwsza samobójcza kosmiczna misja w dziejach ludzkości.
Ha, ha 🙂 No, fakt. Jeżeli technologia pozwala na powrót, to być może wrócą 🙂 Ale z drugiej strony – rzeczywiście – w zależności od celów misji, wrócą lub nie, mogą na przykład polecieć tam z misją utworzenia bazy. Słyszałem takie postulaty, znanych osób.
Nazwą to pewnie ładnie „misją kolonizacyjną”, a że po roku przestaną docierać na Ziemię jakiekolwiek sygnały, to już inna sprawa…
Na razie NASA bała się wypuścić człowieka, a za 20 lat ma polecieć i wrócić tak ze 400 razy dalej?
Ten facet już z wyglądu rodzi dystans. Jay Leno to z niego nie jest.
Dzisiaj zdałem sobie sprawę z arcyważnej rzeczy. Otóż przejrzałem liczbowe dane dotyczące świadków z Dealey Plaza. Opisywali, skąd ich zdaniem padły strzały. Otóż 47 twierdziło, że z składnicy książek. Aż 52 było zdania, że tylko z okolic trawiastego pagórka. Natomiast tylko 5 świadków zeznało, że według nich strzały padły zarówno ze składnicy książek, jak i trawiastego pagórka. Skłaniający się ku teorii spisku nie powinni pozostać głusi na te dane. Sugerują one bowiem to, że – mówiąc w skrócie – albo ekipa strzelała od strony TSBD i Dalteksu, albo z okolic trawiastego pagórka. Nie z dwóch tych miejsc naraz. Możliwe jest więc, że trzeba będzie zrewidować to, co napisałem rok temu w artykule powyżej.
Niewątpliwie Kennedy’ego zabiło CIA, co wydaje się już dzisiaj dosyć oczywiste. Była to bowiem jedyna organizacja, która mogłaby się na coś takiego porwać i przeprowadzić, prawie bezbłędnie, tego typu akcję. Jednak nie mogła tego uczynić sama, bo byłoby to zbyt ryzykowne. Można więc założyć, że co do tego, że prezydent musi „odejść” istniał w Białym Domu pewien konsensus. Kennedy był po prostu niewygodnym człowiekiem, chociaż próby uczynienia z niego bohatera i tego, który chciał zakończyć wojnę w Wietnamie (którą sam w zasadzie rozpoczął), prezentowana np. w firmie Olivera Stone’a, jest naiwna. Kennedy po prostu wszedł w konflikt z CIA, chciał zrobić porządki, stał się nieprzewidywalny. Był katolikiem (jako jedyny prezydent w historii USA), a katolików amerykańska elita nie szanuje, kobieciarzem, inwalidą faszerowanym środkami przeciwbólowymi. Za to świetnie wypadał w telewizji, ludzie go lubili bo był młody, przystojny i pięknie przemawiał. Wybory wygrał cudem, nie rozumiał na czym polegają długofalowe interesy Ameryki związane z eskalacją zbrojeń, za to jako demokrata był zwolennikiem równouprawnienia Murzynów i demokratyzacji życia. Nie rozumiał, że prezydent USA nie działa w próżni, ale jest po to, żeby realizować interesy określonych lobby. Żeby było gorzej skutecznie postawił się Chruszczowowi, zdobywając sobie zaufanie narodu i pewnie zmierzał ku kolejnej prezydenturze. Dlatego też CIA, w porozumieniu z innymi organizacjami rządowymi, popieranymi przez przemysł zbrojeniowy i wojsko, postanowiło, że należy „skorygować” wynik wyborczy i zastąpić niewygodnego Kennedy’ego na układnego i łatwego do sterowania Lyndona Johnsona.
Tak ogólnie to się zgadza, po za tym że Kennedy rozpętał wojnę w Wietnamie. Wysłał tam kilka tysięcy doradców wojskowych. To jest NIC w porównaniu jakimi siłami Stany Zjednoczone dysponowały w Wietnamie po śmierci Kennedy’ego.
Istnieje teoria, że Hitler był agentem Illuminatów. Jego zadaniem było zniszczenie Niemiec.
(Podobno istniały małe “brudne bomby” zawierające tradycyjne i nuklearne materiały wybuchowe, które wytwarzały fale uderzeniową i oślepiające światło. Jedna z nich zabiła 500 rosyjskich jeńców użytych jako króliki doświadczalne. Niedawno odkryto w niemieckiej kopalni soli 126,000 beczek odpadów nuklearnych z czasów II wojny światowej.)
Pytanie pozostaje otwarte. Czy Hitler przeciągał lub sabotował prace nad bronią atomową tak długo aż w końcu było na nią za późno? Nie znalazłem jednoznacznych dowodów, istnieją jednak przykłady innej technologii mogącej przeważyć szalę zwycięstwa.
Dlaczego nie obserwuje się tego widma w naszej Galaktyce ? Źródła emisji są znacznie masywniejsze a dominuje „Perseusz”. Uważam, że występują tam obiekty grawitacyjne, które przeczą obecnym wyobrażeniom. Pod ich wpływem następuje sublimacja „kryształu przestrzeni”, którego efektem może być to promieniowanie.
Niewiele to wyjaśnia. O neutrinach jako ciemnej materii mówiło się już 10 lat temu.
A na dodatek jakoś tak intuicyjnie nie chce się wierzyć, że 90% brakującej masy Wszechświata to jakie ledwo co istniejące cząstki. Z drugiej strony mamy supermasywne czarne dziury, tryliony gwiazd – i to wszystko przerasta 10 razy neutrino? Wydaje mi się to za proste. Problem ciemnej materii to jak na moje oko jakiś łącznik pomiędzy rzeczywistością jaką znamy a rzeczywistością jakiej nigdy nie poznamy.
Niektórzy wyśmiewają te wszystkie wunderwaffe III Rzeszy jako fantastykę. A przecież samolot skrzydło zrobili 40 lat przed Amerykanami.
Działo się to nie 21, a 24 listopada. To że znaleziono część pieniędzy, wcale nie musi świadczyć o tym że pakunek się rozsypał, wiadomo spekulacji jest co nie miara. Są dwie możliwości, albo Den Cooper przeżył, bądź też nie ale pytanie jest jedno: Gdzie podziały się pieniądze?
Może Cooper wcale nie porwał tego samolotu dla pieniędzy, może chciał po prostu zadrwić sobie z organów ścigania, udowodnić że istnieje zbrodnia doskonała. Tak jak mówiłam możliwości jest na prawdę wiele, można by tu o tym pisać bez końca, nie watpliwie jest to bardzo interesujące, i wielu ludziom spędziło sen z powiek.
To fakt w Skazanym na Śmierć został ujęty motyw D.B Coopera, koncepcaja tej postaci jaką ukazał reżyser jest conajmnej ciekawa. Pozdrawiam
Fakt, data została poprawiona. Natomiast nigdy nie było D. B. Coopera. Te inicjały wniknęły do powszechnego obiegu poprzez prasową pomyłkę. Ów człowiek tytułował się jako Dan Cooper.
Neutrina sterylne na razie dopiero odkryto, jeszcze (chyba) żadnych map ich źródeł nie ma. Niewątpliwie jednak byłoby to bardzo ciekawe, skąd najwięcej neutrin sterylnych przychodzi, czy może są ich większe źródła/skupiska. Z czasem zapewne takie mapy zaczną się pojawiać. Gdyby pasowały to byłby to dosyć silny dowód na powiązanie ciemnej materii i neutrin sterylnych.
Z tą Supersymetrią i WIMPami bym póki co się wstrzymał. Co prawda nic przeciw Supersymetrii, ani innym tego typu teoriom, ale też nie ma póki co żadnych dowodów, które obaliłyby Model Standardowy, jednocześnie potwierdzając Teorię Strun (jedną z nich), SUSY, MSSM czy jakąkolwiek inną teorię mającą opisać cząstki elementarne. Model Standardowy póki co się trzyma i jak na razie wiele rzeczy da się do niego dowolnie dopasować.
Problem z tego typu teoriami jest taki, że matematycznie każda z nich jest perfekcyjnie spójna, jednak brak jest na razie możliwości ich skonfrontowania. Wszystkie badania cząstek elementarnych wykorzystują najnowsze osiągnięcia techniki. Zanim będziemy mogli jedną z nowszych teorii potwierdzić musi się rozwinąć technologia, którą tego dokonamy.
Mi się wydaje, że spalenie Persepolis to była z góry zaplanowana akcja, która nieco wymknęła się z pod kontroli. Nawet nie chodziło o to, żeby przypodobać się Grekom, ale pokazać, że krucjata się kończy i że pewien etap się zakończył, że teraz to Macedończycy są panami. Aleksander kiedy mógł, starał się zachowywać pozory szlachetnej, panhelleńskiej wyprawy i taki akcent jak nic mu pasował. Poza tym, jak powiedział kolega bushido Aleksander był akurat w stanie konfliktu z wyższymi sferami w Persji, w tym magami i zademonstrował im w ten sposób, do czego jest zdolny – nie będziecie mnie słuchać, to ze światłego władcy zmienię się w krwawego demona. Taka sama zasada przyświecała mu, kiedy niszczył Teby. Pijany był na pewno, bo to działo się w końcu po imprezie, ale nie to było wg. mnie głównym powodem. A w tą historyjkę o heterze, która podrzuca pomysł Aleksandrowi na pewno nie uwierzę. Chociaż… kto wie?
Otóż wbrew pozorom odkrycie śladów wygasłego życia na Marsie (albo gdziekolwiek) prowadziłoby do bardzo pesymistycznych wniosków… Tak przekonuje Nick Bostrom. Kilka lat temu opublikował przewrotny w wymowie esej pt. „Where Are They? Why I hope the search for extraterrestrial life finds nothing”. Streszczając do minimum: skoro trudno w kosmosie złapać kontakt z inną cywilizacją, najwidoczniej istnieje jakaś naturalna blokada – „great filter” – która albo uniemożliwia, albo przerywa rozwój życia na planetach. W odniesieniu do ludzkości, albo mamy już tę blokadę za sobą, albo dopiero przed sobą.
Każdy ślad przeszłego życia, który znajdziemy, szczególnie w takiej bliskości jak Mars, stanowi argument za tym, że zaistnienie życia samo w sobie jest akurat względnie pospolitym zjawiskiem, czyli blokada musi raczej być dopiero przed nami i jeszcze w nią uderzymy. A jeśli tak, to „nadzieja” leży właśnie w tym, że nie będziemy nic znajdować 🙂 Jak to ujmuje autor, w tym przypadku milczenie gwiazd jest złotem. Przynajmniej ze szlachetnego (?) punktu widzenia, który nakazywałby rozumować w imieniu ludzkości jako gatunku. Bo równie dobrze można powiedzieć: co za różnica, czy mamy przed sobą jeszcze 10 tys. czy 10 milionów lat, ja jestem ciekaw tu i teraz.
„”najwidoczniej istnieje jakaś naturalna blokada – „great filter” – która albo uniemożliwia, albo przerywa rozwój życia na planetach.””
Konrad, podejście logiczne, ale zakładające tylko jedno rozwiązanie tzw. paradoksu Fermiego, podczas, gdy rozwiązań tych może być cała masa (Oczywiście prawdziwe może być albo tylko jedno z nich, albo kilka na raz).
Najprostszym i najbardziej oczywistym jest to, że „skoro trudno w kosmosie złapać kontakt z inną cywilizacją”, to tych po prostu… nie ma. A to tylko jedna z całego spektrum mniej lub bardziej prawdopodobnych teorii, w skład którego wchodzą hipoteza zoo, lub to, że być może cywilizacje są, ale np. są tak bardzo odległe, że nie mamy szans się porozumieć, albo, że były i wymarły, albo, że jeszcze nie ma, albo, że nie są zainteresowane kontaktem etc, etc…
I wszystkie powyższe wyjaśnienia są prawdopodobne.
Wydawało mi się, że jakieś substancje organiczne to już na Marsie odkryto… Mogę się mylić. Jakby nie było zielonych ludzików się nie spodziewajcie 😀
A czy w końcu ustalono czy człowiek będzie mógł przebywać w atmosferze Marsa bez specjalistycznej aparatury?
Co do przyczyny śmierci to trzeba by zajrzeć do sowieckiego archiwum. Albo atak serca, albo alkoholizm, albo samobójstwo, albo domniemane morderstwo zlecone przez Chruszczowa. Takie są podawane opcje. Trzeba też pamiętać, że koleś miał 60 lat, co jak na sowieckie warunki życia czyniło z niego sędziwego dziadka.
Zabójstwo chyba nie. Znając ruskie standardy, zostałby „umarty” zaraz po zejściu Stalina, czyli dwa lata wcześniej.
Wiele hałasu o kilka bakterii 🙂
FBI przesłuchiwało mężczyzne z Portland nazwiskiem D.B Cooper, przez pomyłke medii właśnie te inicjały są kojarzone z Dan’em Cooper’em.
Ach te media zawsze wszystko pokręcą.
Pozdrawiam 😉
Ładne te seriale sf teraz robią 😉
Nie o bakterie tu chodzi, ale o sprawdzenie czy kiedyś istniała na Marsie jakaś, choćby mało zaawansowana cywilizacja.
Ładniejsza Jerozolima.
Te wszystkie niemieckie wynalazki obarczały dwa piętna. Pośpiech w jakich powstawały oraz niecne cele w jakich je konstruowano.
Przede wszystkim budżet był niższy niż w powojennych wyczynach USA.
Gdyby Morrissey nie pokłócił się w 1992 roku z genialnym producentem (także The Smiths) Stephenem Streetem o pieniądze i wywiady udzielone Roganowi, to mielibyśmy więcej tak fenomenalnych płyt jak Viva Hate. Potem poza nielicznymi przebłyskami było już coraz gorzej.
Mogłoby tak być, tyle że konflikt Morrissey-Street był nieunikniony. Z przebiegu kariery Streeta widać, że idealnie wpasowuje się on w etap rozkręcania gwiazdy, a potem rozstaje się z nią. Jest mistrzem od lansowania, ale nie ma w naturze jakiegoś dłuższego przywiązania do artysty na śmierć i życie. Poza tym to oczywiście geniusz i gdyby tylko Morrisseyowi udałoby się go przebłagać do ponownej współpracy, to byłoby ciekawie. Ale to raczej nie nastąpi.
Przeczytałem wyimki z pracy p. Rdułtowskiego. Taki oto np. fragmencik „Zbigniew Blania zataił fakt, że przed incydentem w Emilcinie znał dobrze Witolda Wawrzonka z Lublina, wręcz z nim współpracował. Jest to o tyle ważne dla sprawy, że to właśnie Witold Wawrzonek powiadomił Zbigniewa Blanię o całym zajściu w Emilcinie. Z prywatnej korespondencji Blani z Wawrzonkiem wynika, że współpracę nawiązali pod koniec grudnia 1977 roku”. Do diabła ciężkiego, przecież gdyby się nie poznali, to Wawrzonek, który z racji znajdowania się blisko (mieszkał w Lublinie), nie powiadomiłby Blani-Bolnara o zdarzeniu.
Byłam i z ulgą przyjęłam przerwanie koncertu. Od pierwszego momentu czułam, że pan Morrissey nie ma siły albo ochoty stać na scenie tego wieczora. I rozumiem, że tak czasami bywa. Ale uczciwiej byłoby odwołać ten koncert. Myślę, że fani przyjęliby to ze zrozumieniem. A tak został w pamięci niesmak. Widok pana Morrisseya silącego się na coś, na co nie ma ochoty, a później te fochy. Bo, jak mawiała moja babcia, to tylko kucharki się obrażają. Co wcale nie znaczy, że bronię wszędzie pleniącego się chamstwa. Ale obrażanie się na jakiegoś idiotę i karanie za to reszty publiczności jest wyrazem braku dojrzałości, to zwykła dziecinada. Od artysty pokroju pana Morrisseya wymagam więcej. A od organizatorów koncertu oczekuję zwrotu pieniędzy za bilet. Bo skoro oficjalna wersja tłumacząca przerwanie koncertu to fakt, że Morrissey nie czuł się bezpiecznie na scenie to zawinili organizatorzy.
jest podejrzany znacznie bardziej prawdopodobny od Chapmana (czyli Polaka) czy Francisa Tumblety. To Jacob Levy. Właściwie wszystko w jego kaprawym życiorysie pasuje do Kuby. Żyl w latach 1856–1891, urodzony w żydowskiej rodzinie, Josepha i Caroline Levych. Jeden z najbardziej prawdopodobnych podejrzanych o bycie Kubą Rozpruwaczem. Pracował jako rzeźnik na Middlesex Street i tam też mieszkał pod numerem 36. Miejsce jego pracy i zamieszania znajdowało się bardzo blisko miejsc zamordowania pierwszych ofiar. Wiadomo, że razem z żoną posiadał około 4 synów, z czego co najmniej jeden cierpiał na syfilis. Istnieje przypuszczenie, że Jacob Levy był częstym klientem londyńskich prostytutek, od których zaraził się chorobą, która z kolei przeszła na jego żonę i syna. Winiąc za to prostytutki mógł zabijać je i okaleczać ich ciała tak aby przypominały ludzi chorych na syfilis (ucinanie powiek i nosa, rany szarpane na policzkach). Jako rzeźnik często pracował na nocnych zmianach, przez co nie było go w domu w żadną noc, w których doszło do morderstw Kuby Rozpruwacza. Jego doświadczenie rzeźnickie dawało mu sporą wiedzę o anatomii ludzkiej, co może również być dowodem na to, że Jacob Levy był Kubą Rozpruwaczem. Korzystał tylko z usług biednych prostytutek, takich jak Annie Chapman czy Mary Jane Kelly, gdyż na droższe nie pozwalała mu jego sytuacja finansowa. Był karany za paserstwo i kradzież mięsa. Wypisane przez niego listy zawierały błędy ortograficzne, dokładnie tak samo jak listy, które Kuba Rozpruwacz wysyłał policji. Jacob Levy zmarł 29 lipca 1891 roku na skutek syfilisu.
Na dobranoc zaryzykuję próbę strzału: ten artefakt to kawałek samolotu z II WŚ, stopy Al z Zn stosowano w lotnictwie już w latach 30-ch XX w., na dodatek miejsce znaleziska (rzeczny piach) sprzyja mieszaniu się warstw, aha mastodonty wymarły w Europie… 3 mln lat temu
Zastosowałeś sprytne rozumowanie: ponieważ nie mógł to być starożytny artefakt, musiało to być coś z czasów II wojny światowej 🙂 Faktem jest, że przedmiot z Aiud otaczają tajemnice, ale tak się działo z wieloma innymi znaleziskami, takimi jak dyski Dropa. Albo ci biedni ludzie wymyślają sobie takie mitomańskie historie i nie chcą przyznać, że znaleźli kawałek samolotu, który w ciągu kilkudziesięciu lat zakopał się 10 metrów pod ziemię, albo mamy do czynienia ze znaleziskami burzącymi fundamenty historii świata i jako takimi nie mogącymi być opublikowanymi.
Jak każda darmowa gra w systemie free to play, tak i tutaj mamy walutowy dualizm – podstawową walutą jest złoto, a walutą premium, jak w poprzedniej części, są kryształy. Ze złotem nie powinniśmy mieć szczególnych problemów – właściwie, co chwile wypadają z wrogów znaczne ilości – kryształy natomiast są dostępne tylko za pieniądze i tylko za nie możemy kupić najpotężniejsze przedmioty. Do czego używamy poza tym kryształów? Do wszystkiego, bo są wszędzie! Czego tylko nie włączymy, gdziekolwiek nie spojrzymy, tam ciągną się za nami oferty specjalne i sugestie wydania pieniędzy na funkcje premium. Nie spotkałem się nigdy z taką nachalnością w darmowej aplikacji. Na nasze szczęście, w Dungeon Hunter 4 da się grać bez płacenia, choć nieprzyjemnym utrudnieniem jest na pewno rozwiązanie dotyczące magicznych eliksirów – musimy czekać kilka godzin na każdy z trzech, chyba że zapłacimy normalnymi pieniędzmi. Rozwiązania freemium są jedynym minusem tej doskonałej produkcji. Szczerze mówiąc, wolałbym zapłacić nawet 30 zł i mieć z nimi święty spokój.
Kolorystycznie przypomina trochę GTA Vice City, a znając Gameloft, nie sądzę by podobieństwo było przypadkowe. Mamy więc przyjemne barwy, samochody z lat 80 i mocną dawkę wszędobylskiego różu. Jakość grafiki i dźwięku to mocna zaleta Asphalt Overdrive, która przyciąga do gry, a potem zatrzymuje na dłużej. Niektóre samochody wyglądają genialnie, a mamy same klasyki rodem z lat 80 i wcześniejszych – cud, miód i orzeszki!
Na youtubce jest film pokazujący zajście. Jak na moje ucho to słówko „cancer” padło gdzieś pośród krzyków.
Newsweek popiera wersję, że Oswald, i w drobiazgowy sposób tłumaczy ranę Tague. W skrócie rzecz ujmując, miał być rażony odłamkiem po pierwszym niecelnym strzale. Kula odbiła rzekomo od latarni i zmieniła kompletnie trajektorię lotu.
http://www.newsweek.com/2014/11/28/truth-behind-jfks-assassination-285653.html
Newsweek widzi Oswalda jako zabójcę, to zapytajmy gdzie ten zabójca trenował? Na strzelnicy Sportsdome! Ale nie do końca wygląda na to, że prawdziwy Oswald tam trenował…
„W Niedziele wieczór dwaj zamiłowani amatorzy strzelania autorytatywnie oświadczyli przedstawicielowi naszego pisma,że na pewien czas przed zabójstwem prezydenta Kennedy’ego w dniu 22 listopada spotykali wielokrotnie na strzelnicy Sportsdrome Gun Range w pobliżu Gran Prairie pewnego aroganckiego osobnika,który ćwiczył się tam w strzelaniu z karabinu.Osobnikiem tym był Lee Harvey Oswald któremu towarzyszyli inni ludzie.
Howard Price:”9 lub 10 listopada,Oswald przyjechał starym rozklekotanym samochodem czarnego koloru,Fordem lub Chevroletem.Zatrzymał się przy stanowisku strzeleckim numer 8.Jakiś osobnik podał mu zapakowany karabin przez płot wysokości 5 stóp.”
Garland Slack:”17 listopada Oswald oddał trzy szybkie strzały do różnych celów i wydaje mi się że za każdym razem trafił w środek.Byłem wściekły gdy strzelał do mojej tarczy.Oswald miał trzy rozmaite karabiny,jeden był zapakowany.Karabiny te podawano mu przez płot.Oswaldowi towarzyszył inny osobnik około 25 lat szczupły pamiętam że miał ogromne buty.Zapamiętałem go dobrze ponieważ kopał w moje stanowisko”.
Wnioski niech każdy wyciągnie sobie sam.
Gdy to czytam, trochę chce mi się śmiać, ale trochę też ziewam. Ci ludzie chcą, żebym uwierzył, że nieumiejący zbyt dobrze strzelać za czasów marines Oswald:
a) oddał strzał, którym trafił akurat w metalową rurkę (której nie widzę na pokazanym zdjęciu), po czym pocisk się rozszczepił, a jego część zmieniła kierunek lotu, poleciała sto metrów dalej, trafiła w chodnik i raniła Tague’a
b) oddał najdziwniejszy strzał w dziejach, którym ranił dwie osoby w kilka miejsc, po czym pocisk przeszedłszy przez kilkanaście warstw materiału plus ludzkiej tkanki pozostał w stanie nienaruszonym
c) oddział strzał, którym rozsadził głowę JFK z precyzją, na jaką nie było stać strzelców wyborowych
Pomijam już fakt, że lwia część świadków zeznała, że dwa ostatnie słyszalne strzały były oddane w bardzo niewielkim odstępie czasowym, a przyjmując oficjalną wersję musiałoby minąć z 5 sekund
Tylko wariat uwierzy w coś takiego. Normalny człowiek już prędzej wyobrazi sobie jak słoń przechodzi przez ucho igielne.
Jest jeszcze inna bzdura, lansowana przez Maksa Hollanda. Przeczytajcie uważnie artykuł. Nie ma tam ani grama faktu, lecz międlone jest w kółko, że to Oswald sam i że strzelał nie w 6, ale w 11 sekund. Na zdjęciu w oknie widać jakąś postać, ale to że to Oswald jest tak samo prawdopodobne jak poszukiwanie Badgemana w krzakach na trawiastym pagórku. Słowem – sceptycy w pełni swojego radosnego obłędu.
http://www.dailymail.co.uk/news/article-2063459/End-JFK-conspiracy-theories-Digital-technology-proves-Lee-Harvey-Oswald-acted-alone.html
Kojarzą mi się z jajkami wielkanocnymi 😎
Kzet69, pełna zgoda. Mamy tu problem, bo albo datowanie piramidy jest błędne, albo kataklizmy i matka natura zniszczyły przez te tysiąclecia pozostałe ślady po owej tajemniczej cywilizacji.
Korzystam z podobnego urządzenia, o zwiększonej liczbie funkcji polskiego konstruktora Jana Taratajcio. Urządzenie posiada akumulator orgonalny podwyższający pole Meissnera. Uprzedzam, nie mylić z efektem. Meissnera. Efektów działania jest bez mnóstwo. Od wyleczeń raka po korzystny wpływ na zwierzęta hodowlane, znajoma stosowała na kurach i kozach. Te pierwsze wyleczyła z pasożytów zaś kozy dają więcej mleka. Oczywiście pójdzie duża nagonka na urządzenia. Ja sprawdziłem i od 5 lat nie zachorowałem na nic, więc radzę nie dyskredytować pochopnie.
Niedowiarkom nie dzasz rady. Jak im zaszczepili branie antybiotyków to biorą. To samo dotyczy szczepionek niby one wpłynęły na brak chorób zakaźnych a tu o dziwo podają inaqczej:
Dr Buchwald udowadnia, że do wytępienia chorób infekcyjnych przyczyniły się nie szczepienia, ale spełnienie następujących warunków:
Nienagannie czysta, bakteriologicznie sterylna woda
Kontrolowane usuwanie i oczyszczanie ścieków
Czyste, jasne i ogrzewane mieszkania
Wystarczająca ilość jedzenia ( Dopiero od 1950 roku wszyscy ludzie w zachodniej Europie mają codzienie wystarczającą ilość jedzenia)
A gdzie można kupic?
kzet69: uważasz, że te „puzzle” do siebie pasują? Bo ja nie. Już teraz w wątpliwość poddaje się wiek Wielkiej Piramidy, Sfinks jest niemal na pewno starszy przynajmniej o 3 tys. lat, wiedza, którą dysponowali ci, którzy mieli założyć cywilizacje nad Nilem okazuje się być znacznie większa niż przypuszczano, a w dodatku cywilizację tę najpewniej założyli czarni mieszkańcy Sahary; w Ameryce Południowej artefakty leżą na artefaktach i nikt nie bardzo wie co z tym zrobić.
Gdzie Ty tu widzisz uporządkowany obraz? GP może nie burzyć puzzli, a odwrotnie – może pomóc lepiej je dopasować 😉
Tutaj Marcin pełna zgoda, też uważam ze Wielka Piramida i Sfinks są starsze niż cywilizacja Egiptu, a tajemnice ich powstania i ich twórców skrywaja piaski Sahary, wreszcie Sahara powstała dopiero niecałe 10000 lat temu, po ostatnim zlodowaceniu.
No i tak trzymać! 🙂 Też tak uważam, ale staram się jednocześnie mieć gotowe odpowiedzi dla akademików, którzy jak mantrę powtarzają, że istnieją cmentarze robotników pracujących przy piramidzie z czasów Cheopsa. Imo najbardziej sensownym rozwiązaniem tej kwestii jest przyjęcie, że Cheops coś faktycznie dłubał przy Wielkiej Piramidzie, na przykład obkładał ją licówką. To i tak byłoby nie lada przedsięwzięcie, wymagające potężnego wysiłku fizycznego (wniesienie ważących pewnie po kilkaset kilo płyt ponad sto metrów do góry).
Akademicy nie rozumieją, że sytuacja, w której cywilizacja tworzy nagle budowlę o lata świetlne wyprzedzającą swe dotychczasowe możliwości, a potem spokojnie powraca do poprzedniego potencjału nie miała miejsca nigdzie indziej w historii.
„Pytanie natomiast jest następujące, jaki musiałby być minimalny zestaw gatunków roślin i zwierząt, aby życie na planecie miało szansę na rozwój?”
Nie jestem pewien, czy dobrze rozumiem Twoje pytanie. „Ekosystem dwuskładnikowy”, że tak go nazwiemy, składający się z psa i skorpiona to raczej zbyt mało, aby te dwa „składniki” mogły się wyżywić 😉 Jasne, że okazjonalni rozbitkowie też tu niewiele zmienią. Oczywiste, że to fikcja filmowa. Nie wiem czy w istocie to pytanie nie jest pytaniem o rozwój życia w ogóle: co potrzeba, żeby życie się rozwijało – począwszy od najbardziej podstawowych białek i innych mikrobów, do złożonych form roślinnych i zwierzęcych. Już pomijam kwestię tego jak powstało to życie, bo nie mam zamiaru bawić się w zgaduj-zgadula 🙂
Zobacz, wystarczy dzisiaj jakaś na prawdę minimalna ingerencja w ekosystem i całe gatunki wymierają. Wygląda na to, że ten rozwój wymaga dosyć dużego skomplikowania….
Ale to tylko własne, prywatne dywagacje.
Niestety artykuł to stek bzdur. Na poziomie komórkowym nasz organizm niczym się nie różni od organizmu bakterii, to wszystko takie same białka,więc prąd, który skutecznie niszczyłby komórki bakterii, równie skutecznie zniszczyłby komórki żywiciela. A wrzucanie tutaj wirusów świadczy o głębokim braku wiedzy autora, wirusy to „pasożyty” wewnątrzkomórkowe, więc aby fizycznie zniszczyć wirusa trzeba także fizycznie zniszczyć komórkę, w której ten wirus się namnaża. Artykuł niestety jest pseudomedycznym bełkotem, reklamówka formy produkującej te „zabawki”
a neuron czy coś to tobie mówi piszesz bez jakichkolwiek podstaw a te urządzenia od kilkudiesięciu lat pomagają setkom tysiącom ludzi. Moje pytanie jeżeli to stek bzdur dlaczego w Szwajcarii wydawane są na te urzadzenia Certyfikaty urządzenia medycznego. Może Szwajcaria oszalała albo twoja wiedza to stek bzdur pochłonieta od pseudo naukowców z Uniwersytetu opłacanych przez Korporacje Farmaceutyczne. Moim zdaniem każdy ma woly wybór i albo korzysta z antybiotyków albo z medycyny naturalnej. Nie pzdr
Tak,jak piszesz,tu urzadzenie to jedna wielka bzdura dla niedouczonych i naiwnych. Nawiedzeni nawet sie nie zastanowia nad prostym faktem,ze w organizmie czlowieka mieszka kilka miliardow pozytecznych bakterii,dzieki ktorym zyjemy. Gdyby to dziadostwo zabijalo bakterie to pierwszej „kuracji” pacjent wyladowalby w szpitalu lub na cmentarzu.
Pytam niedowiarków dlaczego piszą taki stek bzdur. Urzadzenie nie może wpłynąć na florę jelitową gdyż wychwytuje tylko i wyłącznie częstotliwości patogenne. Więc dla pożytecznych bakterii jelitowych nie ma zastosowania. Nie rozumiem podejścia Nas Polaków dlaczego mają klapi na oczach i slepo idą w farmakologie. Inaczej jest to u Naszych sąsiadów. Czy niedowiarki wiedzą iz np w Kanadzie aż ;ponad 60% populacji korzysta z medycyny niekonwencjonalne pytanie dlaczego ? być moze jest skuteczniejsza i nie inwazyjna ale nik nikogo z zatwardzialymi pogladami nie przekona ….
raczej informacja ze meteoryty moga zawierac substancje palne
Szkoda tylko, że do roboty się nie zdadzą te roboty.
Ascetyczna czołówka budzi pewien niepokój, który towarzyszy przez cały czas trwania odcinka i pozostaje jeszcze długo po tym, jak znikają napisy końcowe. Chciałbym powiedzieć, że opowiedziane historie są jedynie wytworem chorej fantazji scenarzysty, ale nie mogę. Brooker pokazał bowiem stan faktyczny – pokazał, co zrobiły z nami portale społecznościowe, programy o ludziach, co mają talent, reality-show oraz coraz bardziej chamskie i brutalne filmy adresowane rzekomo do dzieci. Zastanówmy się: istniały już programy, w których (czasem uczestnicy byli tego świadomi, czasem nie) namawiano pary, by wymieniły się partnerami, singli – by rozbijali pary, a samotnych mężczyzn – by próbowali poderwać transwestytę. W każdym wypadku pojawiały się pojedyncze głosy, że to chore, niemoralne, nieludzkie – głosy te jednak skutecznie zagłuszały rosnące słupki oglądalności. Nic nie było zbyt obrzydliwe i zbyt bluźniercze, na wszystko znajdowali się widzowie.
Nikt nie dodał, że w lecie przy dobrej pogodzie ISS widać z Polski przez dobrą lornetkę na niebie.
Wszyscy mówią, że słaby, ale jednak nie słaby.
Skoro Hobbit jest słaby, to jak patrzę na polskie kino, to nie wiem, jak je określić… Nie należy zapominać, że jakby nie patrzeć, film to wizja reżysera, a w jego głowie, Legolas może nawet latać 😉 Mnie Hobbit bardzo się podobał, zarówno wizualnie, jak i aktorsko 🙂
Przydałoby się je pakować w próżniowe opakowania i sprzedawać jako przedmioty kolekcjonerskie.
Orgie fektów specjalnych – fajne zdanie 😉 Mnie te orgie nie przeszkadzały, przeciwnie było na co popatrzeć w 3d. Na pewno wersja rozszerzona będzie smaczkiem, ciekawe czy będą jakieś seanse kinowe tejże.
Jedyna część filmowej tolkienady, która mnie poruszyła to Drużyna Pierścienia. Šmierć Boromira ot co!
Coś a la Trójkąt czy Mroczny pokój. Trzyodcinkowe serie o tajemnicach. Kiedy i gdzie to puszczają?
Gra była może i przełomowa technicznie, ale grywalnościowo strasznie słaba. W porównaniu z Defender czy Centipede był to nadęty knot.
Prawoe bym się zgodził, tylko usunąłbtm słowo knot. Po prostu był zbyt wyrafinowany jak na tamten czas.
Ten artykuł przypadkiem porusza najbardziej niesamowitą zagadkę wymierania kredowego: dlaczego przetrwały krokodyle, na czym polegała ich różnica od innych archozaurów, że przetrwały zagładę?
W historii Turinga najbardziej wstrząsające jest to, jak Anglia potraktowała swego bohatera po zakończeniu wojny (w filmie i ten element sprowadza się do kilku interwencyjnych haseł). Żyjąc z koniecznością ukrywania tego, kim był i co robił, tworząc projekty i idee wyprzedzające możliwości rozumienia jemu współczesnych i w czasach, kiedy homoseksualizm oznaczał jeszcze wykluczenie, a nawet wyrok, samotny, odtrącony, odsunięty od ukochanych zadań i tajemnic, z poczuciem zaszczucia musiał się pogrążać w rozpaczy i przerażeniu. Mając 42 lata popełnił samobójstwo w swojej sypialni. Królowa ułaskawiła go dopiero w 2003 roku. Gigantyczna niesprawiedliwość, która jest być może tematem na oddzielny film. Bardziej przemawiająca do wyobraźni i potrzeby budowania wyrozumiałego i wartościowego społeczeństwa niż nawoływania „światłych” polityków i niosących sztandary nowej ery.
Temat bardzo intrygujący, a cały film przypomina sztukę teatralną.
Annunaki przybyli na naszą planetę około 400 000 lat temu. Pierwotnie poszukiwali złota, które potrzebne im było dla przeciwdziałania problemom klimatycznym, które nękały ich macierzystą planetę. Być może była nią Nibiru przemieszczająca się po mocno eliptycznej orbicie wokół Słońca z czasem obiegu rzędu 3 600 lat.
Pierwotnie wydobywali złoto z morskiego piasku. Jego ilości nie były jednak wystarczające. Szukali więc większych pokładów cennego kruszcu i znaleźli – w południowej części Afryki. Pokłady te były (i są po dziś dzień) najrozleglejszymi pokładami złota na Ziemi. Centralnym miejscem tego obszaru jest dzisiejsze Zimbabwe, gdzie niniejszym Enki założył główną kwaterę Annunakich i skąd zarządzał ich aktywnością na naszej planecie.
Annunakich nie było wielu – ich liczbę szacuje się na 300 do 600 przedstawicieli. Tak więc ich fizyczne możliwości wydobywcze były bardzo ograniczone – pomimo posiadanej przez nich technologii. Postanowili więc stworzyć rasę niewolników i robotników zarazem – na tyle inteligentnych, by mogli się posługiwać wydobywczymi narzędziami i rozumieli cel swojej pracy i na tyle zarazem zależnymi od swoich „bogów”, by nie stawiać im oporu.
Pierwsze próby stworzenia rasy poddanych robotników datowane są przez Tellingera i Heine na około 285 000 lat temu. Eksperyment trwał długo i skutkował pokoleniami hybryd i nie koniecznie udanych – z punktu widzenia Annunakich – osobników. „Udane egzemplarze” – Homo Sapiens – powstały około 200 000 lat temu.
Pierwsze próby polegały na zapłodnieniu kobiet Annunakich nasieniem męskich przedstawicieli gatunków człokopodobnych zamieszkujących południową Afrykę. Miejscem, w którym dokonywano pierwszych aktów łączenia genów rdzennych mieszkańców Ziemi oraz „bogów” był obiekt nazwany współcześnie Kalendarzem Adama. O ile samą kompozycję genów udało się Annunakim w końcu dopracować, o tyle mieli problem zarówno z czasem oczekiwania na dorośnięcie do wieku dojrzałego przedstawicieli nowej rasy (około 20 lat bądź co bądź) jak i z rozerwaniem więzi, która rodziła się pomiędzy ich matkami (wspomnianymi u Sitchina „siedmioma boskimi matkami”) a ich potomstwem. Trudno było ich dzieci od momentu osiągnięcia wieku dojrzałego przekwalifikować na podporządkowanych niewolników… Tak więc zrodził się pomysł klonowania i takowy został przeprowadzony. Tillinger powołując się na własne zdolności channelingowe twierdzi, że czas potrzebny do przeprowadzenia całego procesu klonowania – aż do „stworzenia” dojrzałego osobnika – został ograniczony do 9 miesięcy.
Na ile zostaliśmy stworzeni na podobieństwo swoich stwórców? Prawdopodobnie w dużym stopniu. Aczkolwiek Annunaki byli opisywani jako zdecydowanie wyżsi od nas, niebieskoocy i o długich blond włosach. Pierwotny Homo Sapiens był niższy od nich i miał ciemne mocno kręcone włosy. Miał też ciemno czerwoną skórę – czerwoną, jak ziemia w południowej Afryce. Ów czerwonoskóry motyw pojawia się zarówno u Sitchina jak i w innych źródłach pisanych. No i w Ameryce…
Około 35.000 lat temu tzw. Człowiek z Cro – Magnon, zastąpił Neandertalczyka. Elita Anunnaki zamordowała całą populację neandertalczyków, poprzez używanie ich jako okazów dla genetycznych eksperymentów. Homo sapiens powstało w wyniku drugiej fali badań genetycznych. Pozwoliło to na prokreację Homo Sapiens z Anunnaki. Z biegiem czasu sprawy wymknęły się spod kontroli. Powstały monstra, pół – ludzie, pół – bestie. W okresie rozkwitu Atlantydy, podróże kosmiczne były możliwe tylko dla uprzywilejowanych klas społecznych. Gdy niewolnicy Atlantydy stawali się coraz bardziej świadomi, zaczęli wykazywać sprzeciw Elicie Anunnaki. Dlatego też podjęto decyzję – zniszczyć Atlantydę. Część Elity Anunnaki opuściła Ziemię w ogromnych statkach kosmicznych, by osiedlić się na innych planetach, takich jak np. Mars. Po tej ucieczce, Anunnaki wysadzili Atlantydę wraz z resztą mieszkańców. Jednak część niewolników przejrzała ich plany i zdołała uciec przed zniszczeniem. Zabrali ze sobą ogromną część wiedzy, artefaktów, technologii, broni oraz o kulturze Atlantydy i znalazły się one w różnych zakątkach świata. Anunnaki, którym udało uniknąć się wysadzenia Atlantydy zaczęli tworzyć nowe kultury, byli to m.in. Aztekowie, Inkowie, Majowie oraz jedna z najważniejszych kultur – kultura Egipska. Obecnie na Ziemi żyje wiele Anunnaki. Niektórzy z nich są potomkami tych, ocalałych z Atlantydy.
Jedna z niewielu rzeczy, na które czekam.
Powinien być zakaz polskiego dubbingu, zawsze jest koszmarnie zły. Nie wiem jak szkolą aktorów pod względem głosu w szkołach aktorskich, ale efekt jest okropny.
W grach to samo. Spróbuj sobie zagrać w Dying Light z polskimi głosami.
Popieram w 100%….
Trzymam kciuki, bo w tym kraju nie ma prasy growej od czasu upadku Clicka i Gamblera. To co wychodziło przez ostatnie lata nie mieści się w kategoriach „produkty do czytania”.
A NEO Plus??? W porównaniu do Extreme to było PISMO.
No dobra NEO przez pewien czas było OK, ale około 2010 przestałem czytać nawet w empiku.
Echa „afery SS” rozeszły się już po mysich dziurach, a pismo wygląda i czyta się re-we-la-cyj-nie.
Pozbyli się łańcucha z uwiązaną kulą, mogą swobodnie iść dalej. Powodzenia !!
Dubbing w The last of Us był moim zdaniem rewelacyjny
ten port ma ufo!?
Śniłam już sny kolorowe, czarno białe. Sny jednej barwy tj. czerwone, zielone, żółte i dwa razy w życiu sceneria była do góry nogami….
Ostatnio prawie nie mam snów, to znaczy nie pamiętam ich po obudzeniu. Kilka dni temu stało się inaczej. Chodziłem po staromiejskim sklepie Fone w Kopenhadze, w którym rzeczywiście bywałem kilka ładnych lat temu. We śnie wyglądał on nieco inaczej. Był połączony z dworcem kolejowym, a część półek była zasłonięta folią. W pewnym momencie nastąpiła lawina wydarzeń. Zorientowałem się, że chodzę z kupionym gdzie indziej pakietem filmów DVD na którego nie mam przy sobie rachunku, przez co mogę zostać posądzonym o ukradzenie go ze sklepu. Czym prędzej więc opuściłem sklep. Chwilę później przypomniałem sobie, że jest już trochę późno i mogę spóźnić się na samolot. Było około 7 wieczorem. Szukałem tablicy informacyjnej, żeby sprawdzić o której jest odlot do Warszawy (choć przecież nie byłem na lotnisku!), jednocześnie – to mi się chyba nigdy wcześniej nie zdarzyło we śnie – nawiedziła mnie refleksja, że jeśli jest już za późno, to spoko – wykupię sobie jeszcze jeden nocleg w Kopenhadze i polecę rano. Chwilę później dotarło do mnie, że nie mam przy sobie czarnej torby z moim kochanym nikonem. Została w poprzednim zapyziałym hoteliku, w którym nocowałem! Podziałało to tak paraliżująco, że po chwili się obudziłem. Piąta rano. Dzięki temu pamiętam sen tak dobrze i zapisałem go, żeby nie zapomnieć szczegółów.
Sny to jednak dziwna rzecz. Nie do końca kupuję teorię, że to mózg oczyszcza się z niepotrzebnych informacji. Te z dzisiejszego snu były tak poukładaną historią, że mogły się wydarzyć naprawdę. W innym życiu albo wszechświecie.
Jedna z teorii mówi, że sny są potrzebne w procesie uczenia się. Jest udowodnione, że łatwiej przyswajamy wiedzę, jeśli możemy się po nauce dobrze wyspać. Pewnie stąd pochodzi przesąd o kładzeniu książki pod poduszkę. Nie chodzi nawet o to, że wstajemy bardziej wypoczęci, ale o to, że mózg ma czas i możliwość na poszufladkowanie zdobytej wiedzy poza naszą świadomością, kiedy może poświęcić na to moce przerobowe, bo nie przetwarza kakofonii bodźców bombardujących nas na jawie. Sięganie z kolei do wspomnień sprzed kilku lat, tak jak w Twoim śnie, może być po prostu sposobem mózgu na archiwizowanie informacji, tj. sięganie na starą półkę po książkę ze wspomnieniem, odkurzenie jej, przekartkowanie, następnie odłożenie z powrotem, może bez paru kartek lub/i z bardziej zwięzłym zapisem.
Mogło tak być, natomiast dla mnie najdziwniejsze w tym śnie było to, że nastąpiła tam analiza myślowa. To nie był sen świadomy. Był to sen, w którym zastanawiałem się, jaką opcję wybrać, a przecież w snach wszystko zwykle robisz automatycznie. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej zdarzyło mi się coś podobnego.
Jeśli ktoś uważa, że UFO to bujdy, spoko, ale niech najpierw przeczyta bądź zobaczy choć jedno poważne (opierające się na źródłach rządowych) dzieło na ten temat, np.:
* książka „UFOs: Generals, Pilots, and Government Officials Go on the Record”: http://www.amazon.com/UFOs-Generals-Pilots-Government-Officials/dp/0307717089
* film „Out of the Blue”: https://www.youtube.com/watch?v=cYPCKIL7oVw
Zajrzyjcie na tę stronę, a na niej kilkadziesiąt tysięcy dokumentów o UFO. Tak, dokumentów, odtajnionych przez rząd, nie filmików z telefonu nagranych przez dzieciaki rzucające talerzem. Do tego FBI odtajnia archiwa na swojej stronie, też można sporo znaleźć, LUDZIE OBUDŹCIE SIĘ. Nie dajcie sobie wmawiać, że „wiara w Bozie” jest OK, a jak wierzysz w obce cywilizacje, to jesteś świrem. Kościół wie, że lada moment ludzie otworzą oczy…
Ale czy te nakłady po 16K zapewnią odpowiedni wzrost kolekcjonerskich walorów? W przypadku monet jedynie nakłady po kilka tysięcy to gwarantują.
Nie do końca, ponieważ tutaj dochodzi dodatkowy element. W przypadku monet mamy do czynienia z większą ceną zakupu. Nie każdy może sobie pozwolić na kolekcjonowanie czegoś wartego 4 tysiące złotych. Te arkusiki są często w cenach po 20 złotych. Poza tym mam wrażenie, że ssanie na filatelistykę jest większe niż na numizmatykę, przynajmniej tak było za komuny. Problem jest tylko w tym, że ludzie muszą dostać informację, że sytuacja uległa zmianie. Wówczas trup, jakim od lat była w Polsce filatelistyka, ponownie być może odżyje.
Jakoś tego nie widzę, choć wszystko jest możliwe. Przypominają mi się za to komuszne „pakiety”, które i teraz zawitały na poczty.
W serwisie Atari Museum można znaleźć skan dokumentu, który potwierdza zawarcie w 1983 roku tajnego kontraktu pomiędzy Atari a firmą Amiga Corporation, czyli twórcami prototypu o nazwie Lorraine. Startup „Amiga” chciał uzyskać w ten sposób dodatkowe finansowanie, a Atari miało pozyskać prawa do wykorzystania nowych układów specjalizowanych w swoim kolejnym komputerze.
Ciekawe czy jest to tak samo szkodliwe dla zdrowia jak mikrofalówka?
Jeszcze dwa lata temu głoszono coś zgoła innego i to prosto z CERN.
Koncepcja mówiąca o tym, że Wszechświat nie jest wieczny, od dawna chodzi po głowie fizykom. Wykrycie potencjalnego bozonu Higgsa pozwoliło im przekonać się, że te przypuszczenia mogą być słuszne. Podstawiając do jednego z równań masę ewentualnego bozonu Higgsa, która wynosi 126 miliardów elektronowoltów, otrzymano niepokojący wynik. Ludzie z CERN powiadali, że obliczenia mówią, że Wszechświat jest nietrwały i za kilkadziesiąt miliardów lat może go już nie być.
Przeczytałem źródło z Phys.org, a także przeczytałem sam artykuł (dostępny za darmo tutaj: http://arxiv.org/pdf/1404.3093v3.pdf). Autorzy przedstawili w nim pewien model, który pasuje do obserwacyjnie wyznaczanej wielkości, którą zwiemy: „gęstością” Wszechświata (są różne „gęstości”: materii, promieniowania, stałej kosmologicznej itd.). Poza tym ich model jest wrzuceniem jednych równań do drugich, a następnie wyliczeniem pewnych wartości, m.in. takiej, którą w Ogólnej Teorii Względności rozumiemy jako charakterystyczny wiek Wszechświata.
Autorzy pokazali, że jeśli zastąpić zwykłe geodetyki pewnych szczególnym rodzajem geodetyk wyprowadzonych z podstaw fizyki kwantowej, to początek Wszechświata zostaje przesunięty do momentu, który nastąpił nieskończenie dawno temu. Ergo, Wszechświat istniał od zawsze. Co ciekawe, autorzy wprowadzili też taki parametr, któy interpretują jako czynnik dominujący we wczesnym Wszechświecie. Taki okres istnienia Wszechświata jest dobrze zrozumiały w teorii Wielkiego Wybuchu i tam ma sens istnienia. Jednak kiedy miałby istnieć wczesny Wszechświat, jeśli ten był od zawsze?
Przedstawiona praca prezentuje ciekawy model, który wymaga jeszcze wielu testów. Sami autorzy piszą, że nie został on jeszcze wystawiony na próbę rachunku perturbacyjnego.
A na koniec: teorie wykluczające osobliwość, która straszy w Wielkim Wybuchu, są dość popularne i całkiem dobrze działają. To, co tu przeczytaliśmy, to nie jest jedyny model pozbywający się punktu o nieskończonej gęstości.
I tak jest to tylko czcze rozumowanie panów fizyków.
I to jest ten moment, w którym moja świadomość i jakieś umiejętności poznawcze wstają z miejsca, wychodzą za drzwi i trzaskają drzwiami… No bo jak to możliwe że coś istnieje od zawsze? No jak? Skąd to się do cholery wzięło? Nie wzięło się tylko po prostu było? Ale jak, dlaczego… Opcja z wielkim wybuchem wcale nie jest lepsza, no bo co było przed nim i skąd wzięło się to coś, co wybuchło? Ja jestem ateistą, ale biorąc pod uwagę takie rozkminy to nie dziwię się, że niektórzy dostrzegają w tym boski pierwiastek. Chociaż szczerze powiedziawszy realniejsza wydaje mi się wizja Matrixa albo The Sims 5123
„Zawsze” to tylko konstrukcja językowa, dlatego czasami warto nie myśleć potocznym językiem a czytać suche dane.
Eee tam. Wiadomo, że te suche dane muszą jakoś dla nas „wybrzmieć”, w naszym języku.
I co? Jak zwykle wszyscy przejdą nad tym do porządku dziennego 🙂
Tyle że jest to spekulacja a nie filatelistyka, wszelkie walory nie będące w realnym obrocie pocztowym a noszące znamiona wydań spekulacyjnych na światowych rynkach są warte grosze.
Ale przecież one są w realnym obrocie pocztowym. Są to arkusiki składające się ze znaczków, które jako jednostki są bite w o wiele wyższych nakładach. Nie bardzo też rozumiem, co oznacza pojęcie „wydanie spekulacyjne” 🙂 Każdą emisję kolekcjonerską można by tak traktować.
Te walory będą nisko wyceniane (na razie poza paroma wyjątkami są zaledwie o 10-20 złotych wyżej od ceny nominalnej), ponieważ do tego, aby zdrożały, potrzebny jest świadomy rynek i ludzie z w miarę przepastnymi kieszeniami. Tymczasem polscy filateliści to nieszczęsne sknerusy, którym ledwo starcza na chleb i którzy potrafią się kłócić o 1 złoty. Lata komuny nauczyły ich, że znaczki są tanie jak barszcz i że za 20 złotych to można kupić cały klaser znaczków. Nie należy od nich wymagać, żeby zaczęli płacić za walor dwa razy więcej niż cena nominalna. A bez tego ceny w krótkiej perspektywie nie wzrosną.
Coś w tym niewątpliwie jest. Do płacenia wysokich cen za monety ludzie byli przyzwyczajeni, natomiast na zmianę statusu filatelistyki potrzeba jeszcze lat. Tym niemniej twierdzę, że te pierwsze niskie nakłady będą za kilka lat sporo warte.
Przedstawienie Wojciecha Urbańskiego ma aurę dręczącego snu, z którego nie sposób się wybudzić. Ważne jest w nim nagłe przechodzenie akcji przedstawienia w inny punkt tej historii. Na scenie Współczesnego odbywa się to środkami pokazującymi, jak dalece teatr zasymilował środki wyrazowe innej sztuki.
Plusem filatelistyki nad numizmatyką jest fakt, że kupuje się znaczki w cenie nominalnej. W razie czego zawsze można je upłynnić bez straty.
Tak jak sobie patrzę to znajduję wielce zaskakującym fakt, że niektóre walory drukowane w nakładzie 50 tys są droższe niż wydane wcześniej walory w nakładzie 30 tys.
Paru upierdliwych freaków netowych i kropka. Znudziło się gościom.
Spekulowano, że cała akcja ma na celu rekrutację specjalistów do NSA, CIA bądź MI6. Były też sugestie, jakoby Cicada 3301 miała wyłaniać członków którejś z grup hakerów. Mówiono, że to szeroko zakrojona akcja marketingowa jednej z wielkich korporacji, np. Samsunga czy Microsoftu. Wreszcie, pojawiały się głosy, że nad całym przedsięwzięciem czuwa wodzące za nos internautów grono nerdów.
Szkoda tylko, że większość z tych zagadek nie bazuje na inteligencji jak chcieliby tego ich autorzy, ale na wiedzy. Przede wszystkim już na samym początku trzeba mieć szeroki zakres informacji z dziedziny kodowania i szyfrowania, a przydałaby się również szczegółowa znajomość życia rzymskich cesarzy jak i systemu numerycznego majów. Tak więc mówienie o „odrobinie wiedzy i umiejętności szukania informacji” to chyba jakieś niedopowiedzenie, chyba, że dla kogoś wyżej wymieniona wiedza to jakaś odrobina wyniesiona dajmy na to z pierwszych lat podstawówki. W istocie znaleźli nie najinteligentniejszych ludzi, ale tych, którzy akurat dysponowali zakresem wiedzy i umiejętności z danych dziedzin.
Podobnież rozwiązanie Cicady znajduje się w tym dialogu. Żadne służby, jedynie paru leszczów.
http://pastebin.com/Fj5cxh2K
Było do przewidzenia, skoro 4Chan to pierwowzór karaczana, czyli miejsce posiedzeń netowej żuli…
Jety wystrzeliwujące na ćwierć tysiąca kilometrów? Trzeba będzie hihi poprzestawiać oficjalną wersję funkcjonowania Marsa.
Wygląda na to, że coś się tam zaczyna dziać. Tutaj jest dość wyraźne zdjęcie zjawiska.
http://www.upi.com/Science_News/2015/02/16/Scientists-fail-to-explain-strange-plumes-spotted-on-Martian-surface/1111424106792/
zabrzmiało groźnie, będzie w końcu nalot? :))
Zarówno książkowy Harry jak i jego serialowy odpowiednik nie są typami gości, z którymi można podrywać panienki na soczyste one-linery. Owszem rzuci czasem jakimś całkiem celnym żartem, ale Bosch to typ skoncentrowanego profesjonalisty. Nie boi się przeciwstawić swoim przełożonym – tak, pojawia się zastępca komendanta policji Irvin Irving grany tutaj przez znanego z „Fringe” Lance’a Reddicka – i twardo obstaje przy swoim. Jeżeli takiego bohatera się spodziewacie w serialu, to wszystko wskazuje na to, że właśnie kogoś takiego dostaliśmy.
Sam Michael Connelly jest mocno zaangażowany w produkcję – bogu niech będą dzięki – ale przyznaje, że na potrzeby telewizji musiał dokonać pewnych zmian w świecie bohatera. Jedną z nich jest na przykład fakt, że Bosch jest 47-letnim weteranem Wojny w Zatoce, który po służbie rozpoczął służbę w policji. Miał nawet raz wrócić do armii po wydarzeniach 9/11. W książkach Harry jest weteranem, ale wojny w Wietnamie. Mi to specjalnie nie przeszkadza. Skoro akcja rozgrywa się współcześnie, to trudno robić z Boscha weterana z Wietnamu.
Doskonałość kosmosu jest w nich czymś zupełnie oczywistym – odbija bowiem doskonałość Stwórcy. Bodaj najlapidarniej ujmuje to XIX psalm w słowach: „Niebiosa głoszą chwałę Boga, dzieło rąk Jego nieboskłon obwieszcza”. Niewyrafinowaną, ale sugestywną ilustrację tych przekonań znają chyba wszyscy – to drzeworyt z książki „Atmosfera: Meteorologia Popularna” Kamila Flammariona. Widać na nim wędrowca, który dotarł do krańca Ziemi, wysunął głowę poza sklepienie niebieskie i ujrzał doskonały mechanizm Wszechświata.
Nie wnikam, co z kaczkami. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Mnie chodzi wyłącznie o to, że pytanie o „sens istnienia wszechświata” ma rację bytu jedynie w odniesieniu do Boga. Kiedy nie dodajesz do tego pierwiastka w postaci Boga, toto pytanie o sens wszechświata nie ma żadnego znaczenia. Jest puste u podstaw. Tak samo jest w przypadku pytania o sens istnienia człowieka. Pytanie to pomiędzy wierszami zawiera odniesienie do Boga. Bez Boga, wykluczając Jego istnienie, to pytanie traci na znaczeniu, bo nie może być sensu w tym, co istnieje bez planu. Słowo sens wymaga słowa plan. To zabójczo śmieszne, ale filozofia przy niektórych pytaniach „domyka się” wyłącznie po uwzględnieniu Boga. Bez uwzględnienia Boga wiele filozoficznych pytań staje się pustymi rozważaniami lub błędną uliczką. Jeszcze bardziej zabawna ta cała sytuacja robi się w chwili, gdy zyskujesz świadomość, że każdą istniejącą rzecz i myśl można opisać za pomocą równań matematycznych. Stąd wniosek, że wszechświat wygląda na zaawansowaną symulację komputerową, możliwą do opisania za pomocą matematyki. To nie musi dowodzić istnienia Boga, ale to dowodzi, że może istnieć jakiś matematyczno-fizyczny mechanizm, który odpowiada za istnienie zasad rządzących światem. Głowa przy tym wysiada. Analiza zaczyna robić się niepełna i intuicyjna, a to koliduje ze spojrzeniem naukowym. Co więc myśleć? Kurwa o to jest pytanie milenijne.
A ja sobie myślę, że to wszystko jest jedynie urojeniem wewnątrz jedynego i prawilnego Supermózgu.
Wszystkie te teorie biorą się z rozpaczliwej próby zrozumienia wszechświata, w którym przyszło nam żyć. Człowiek to taka dziwna istota, że często sama siebie zadręcza postawionymi przez Ciebie pytaniami. Ktoś nazwał to „bólem istnienia”.
No cóż, dokąd nie zbudujemy wehikułu czasu, aby udać się w podróż w przeszłość i sprawdzić, jak to było przed kilkunastoma miliardami lat, pewności mieć nie będziemy. Choć koncepcja, że w BB powstała nawet sama przestrzeń (czyli że wcześniej była absolutna nicość – nie było nawet pustej przestrzeni) jest dla mnie zbyt abstrakcyjna. W teorii inflacji uderza mnie sprzeczność z teorią względności. Według Einsteina nic nie może przekroczyć prędkości światła. W Inflacji prędkość rozszerzania się wszechświata wielokrotnie tę prędkość przekracza. Być może był to pomysł ad hoc, aby dane obserwacyjne lepiej dopasować do teorii BB.
almukantarat.pl/wiedza/01inflacja/
Przy szukaniu odpowiedzi na pytania dotyczące praw fizycznych należy jednak liczyć się z następującą możliwością. Poznamy i zrozumiemy powstanie materialnego wszechświata, poznamy wszystkie prawa rządzące materią, a nie znajdziemy odpowiedzi na pytanie, czy wszechświat ma sens i cel.
Przy czym już dzisiaj raczej wiadome jest, że pewne zjawiska w mikrokosmosie, już poznane i odkryte, wymykają się naszemu zrozumieniu. Pojedynczy elektron przechodzi równocześnie przez dwie szczeliny w przegrodzie. Zjawisko to opisane jest przy pomocy matematycznego formalizmu. Nie ma wątpliwości, że faktycznie zachodzi. Tylko jak pojąć, że konkretna, pojedyncza cząstka materialna równocześnie znajduje się w dwóch różnych miejscach czasoprzestrzeni.
Osobiście uważam, że gdy stoi się na gruncie wyłącznie materialistycznym (a więc że rzeczywista jest tylko znana nam czasoprzestrzeń, istnieje tylko materia, a świadomość ludzka jest tylko przejawem aktywności materii i ginie w momencie śmierci) jakiekolwiek rozważania sensu i celu wszechświata są stratą czasu.
Z drugiej strony zastanawiam się, czy pojęcie „racjonalizm” musi koniecznie implikować w sobie materializm. Racjonalista to człowiek z definicji kierujący się rozumem. Ale czy można w sposób nie podlegający dyskusji udowodnić, że istnieje tylko rzeczywistość fizyczna? Czy nie jest to tylko „racjonalistyczny” dogmat?
W moim przekonaniu rzeczywistość fizyczna jest tylko częścią – i to nie najważniejszą – znacznie obszerniejszej rzeczywistości. Blady i zniekształcony jej obraz można dostrzec w systemach religijnych i parapsychologii. Wspólna wszystkim religiom świadomość istnienia wyższej rzeczywistości dla mnie osobiście nie podlega dyskusji. Wymyślone „szczegóły” – Bóg, piekło, niebo to nieudolne próby wyobrażenia czegoś, co jest dla naszych biologicznych komputerów (ukrytych pod czaszką) niepojęte. To tylko niewydarzone, uproszczone atrapy wyższej rzeczywistości.
Jak jest naprawdę – nie wiem. Jedyne co mogę zrobić, to nadal szukać.
Samo szukanie nadaje już mojej egzystencji jakiś sens. Nawet, gdyby to wszystko było bez sensu.
Nowe spojrzenie Lindy Manzanilla na kwestię upadku Teotihuacan jest rezultatem zakrojonych na szeroką skalę prac wykopaliskowych i interdyscyplinarnych analiz pochówków w Teotihuacan, a szczególnie diety i statusu społecznego mieszkańców pobliskiego centrum – Teopancazco. Wyniki badań pokazują, że elity zgrupowane wokół centrum miasta popierały przepływ wielu towarów – jak, na przykład pigmentów, kosmetyków, łupków, kamieni o zielonej barwie, trawertynu i ceramiki pochodzącej z różnych regionów Mezoameryki – i jednocześnie sprowadzały wyspecjalizowanych rzemieślników z innych obszarów kulturowych. W rezultacie przedstawiciele sąsiadujących ze sobą dzielnic, zamieszkiwanych przez osoby o odmiennym rodowodzie etnicznym, rywalizowali między sobą, co pozwoliło elicie o średnim statusie dzierżyć władzę społeczną i gospodarczą. Manzanilla sugeruje, że różnice na szczeblach zbiorowej organizacji i widoczna rywalizacja elity pośredniej, zarządzającej poszczególnymi dzielnicami miasta, doprowadziły do napięć, które mogły w znaczącym stopniu zadecydować o ostatecznym upadku Teotihuacan.
Wszyscy szukają na Śląsku ale ludzie zapominają o Pasłęku pod Elblągiem.W pobliskich Robitach mieszkał stary niemiecki ród mieli zamek itd kiedy weszli rosjanie zamek okradli i tak umiejętnie wysadzili że jest obecnie zalany wodą.Pod zamkiem w Pasłęku są lochy trzykondygnacyjne i dzieła sztuki-głównie broń biała z Fromborka, Braniewa i okolic.Ród mieszkający w Robitach kazał dzieła sztuki schować w lochach pod zamkiem-skąd to wiem kolega opiekuje się starszymi osobami i pojechał do Niemiec do pracy traf chciał trafił na byłego członka SS opowiadał mu jak pod zamek transportowali skrzynie do parku w parku było wejście do podziemi obecnie jest wysadzone.
To trochę tak jak z szukaniem złota Inków w Tropszynie. Jak na mój nos to naziole mimo wszystko wywieźliby to na swój teren i tam zakopali, żeby potem łatwiej było odzyskać. Przykład kopalni dobrze o tym świadczy.
W artykule czytamy:
” Trudno sobie wyobrazić, by V-2 zdołała bezkarnie nadlecieć nad Londyn. ”
Cytuję wikipedię:
„Do 27 marca 1945 roku z Holandii odpalono około 5500 rakiet, z których 2894 trafiły Londyn, a około 1600 Antwerpię.”
Sylwan właśnie miałem napisać ze autor tego artykułu nie ma zielonego pojęcia o czym pisze. V2 latały na granicy ziemskiej atmosfery i osiągały prędkości przekraczające możliwości ówczesnych myśliwców. Co do Ho 229 był to samolot szturmowy i nie wiem jakie przeróbki autor miał na myśli żeby upchnąć w nim 4 tonowa bombę.
Wyraz ,,sobochło” z pochodzi z języka mongolskiego i oznacza ,,bezdenne”. Ktoś trafnie nazwał ów zbiornik, bo nawet dziś uczeni mają problem z wymierzeniem dokładnej głębokości jeziora. Wokół niego dzieją się dziwne rzeczy: śmiałkowie, którzy odważyli się wejść do jego wód znikają, tak samo dzieje się ze zwierzętami gospodarczymi. Uznano, że zaginieni się potopili, jednak ciał ludzi nie odnaleziono. Co więcej, ciała zwierząt hodowlanych podobno pojawiają się w zbiornikach nieopodal. Pośrodku jeziora woda staje się różowa. Wierzy się, że to dusze zmarłych proszące o pokutę i chcące odnaleźć spokój wieczny. Miejscowa ludność zakazuje swoim potomkom hasać beztrosko w okolicach akwenu, żaden śmiałek nie zapuścił się nigdy na środek jeziora.
Faktycznie było o tym dzisiaj w Wiadomościach.
Uważam, że warto przeszczepić głowę świni człowiekowi. Człeko-świnia najlepiej by się nadawała do rządzenia w dzisiejszych czasach.
Wyrok na Pieńkowskim wykonano w maju 1963 r. po krótkim pokazowym procesie. Szybko pojawiły się kontrowersje, już dwa lata później historyk Peter Wright twierdził, że Pieńkowski był podwójnym agentem: „Jeśli rzeczywiście martwił się o >>prawdę i ideały<<, dlaczego nie zdekonspirował światowej siatki GRU?". Wątpliwości budzi też jego śmierć: oficjalnie został rozstrzelany, niektórzy badacze twierdzą, że wylądował w łagrze, Suworow zaś a to wycofywał się z opowieści o piecu, a to do niej wracał.
Do tematu powraca teraz rodzima gra wideo Kholat.
Teraz powróciła sprawa torby Armstronga:
“Torba pełna przewodów i zacisków nie wyglądała zbyt interesująco gdy Carol Armstrong znalazła ją upchniętą w szafce w swoim domu w Ohio.
Jednak te przedmioty – ukryte przez ponad cztery dekady – okazały się być bezcennymi pamiątkami z najsławniejszej wyprawy kosmicznej, podczas której jej mąż stal się pierwszą osobą spacerującą po Księżycu.
Tzw. Torba McDivitta zawierała obiekty przywiezione przez lądownik Eagle podczas historycznej misji Apollo 11 włączając w to kamerę, która filmowała zejście Armstronga na powierzchnię Księżyca 20 lipca 1969 r.
Przedmioty, które miały pozostać na powierzchni Księżyca, żeby nie dodawać dodatkowej wagi kapsule podczas startu z powierzchni Księżyca, zostaną pokazane w Smithsonian National Air and Space Museum wśród innych artefaktów z tej misji. Eksperci uważają, że mają one bezcenną historyczną wartość”
“Pani Armstrong znalazła torbę po śmierci męża w 2012 r. i napisała e-mail do kuratora, że wewnątrz znajdują się niewielkie przedmioty wyglądające jakby pochodziły ze statku kosmicznego.”
“Wśród 18 przedmiotów były kable, siatka, lusterka i pas używany przez Armstronga. Była tam także 16 mm kamera, która filmowała lądowanie na Księżycu i zatknięcie amerykańskiej flagi, a także zaczep do kamery, 10 mm obiektyw i osłona obiektywu.
Wszystko znajdowało się w torbie – nazwanej tak na cześć dowódcy Apollo 9 – Jima McDivitta, który jako pierwszy zasugerował zabieranie dodatkowej torby aby tymczasowo trzymać w niej rozmaite przedmioty – gdy nie było czasu aby schować je we właściwych miejscach. Ciągle istnieje zdjęcie tej torby w rekach Buzza Aldrina z 1969 r.
Pan Needell (kurator Smithsonian) powiedział, że: “z tego co wiemy, Neil nigdy nie wspomniał o istnieniu tych rzeczy i nikt nie widział ich przez ostatnie 45 lat od momentu powrotu z Księżyca. Armstrong nie wspomniał o nich także swojemu biografowi – Jamesowi Hansenowi.”
Pisali o tym: http://www.tunguska.pl/torba-armstronga/
Podobno pokonał główną trudność, czyli połączenie rdzenia kręgowego. Jeśli tak, to czemu nie zajmie się mniej kontrowersyjnym pod względem etycznym pomaganiem osobom po urazach kręgosłupa skoro i tak interesują go metody używane w terapiach osób sparaliżowanych? Sukces w przywróceniu komuś sprawności, i to jakiś spektakularny z pewnością ułatwiłby mu realizację implantacji głowy.
Czy jego metoda użycia glikolu polietylenowego ma coś wspólnego z metodą rekonstrukcji rdzenia kręgowego u szczurów przy wykorzystaniu zastrzyków z tegoż glikolu [Borgens 2001]? W bibliografii nic o tym nie ma. Tak jakoś mi to wygląda na skok na granty. Sama publikacja też ukazała się w czasopiśmie o niezbyt robiących wrażenie statystykach.
Widzialem. Nie warto. Film jest nudny, mdly i meczacy. Wpisuje sie w ideologie feminizmu, przedstawiajac nam walke wiezionej, ucisnionej i pozbawionej milosci „kobiety”. Rezyser manipuluje widzem stwarzajac wrazenie, ze maszyna jest czlowiekiem. I nie zostawia watpliwosci po czyjej jest stronie. Jednym zdaniem: przykra w odbiorze bajeczka.
Dr Canavero nie jest jednak jedynym naukowcem, który zastanawiał się nad możliwościami przeszczepiania głowy. Pierwszy na ten pomysł wpadł rosyjski uczony Włodzimierz Demichow. W 1958 r. przyszył głowę, barki i przednie łapy szczeniaka do szyi dorosłego owczarka. Psy miały wspólny układ krwionośny, jedno serce i wspólne płuca. Były neurologicznie zsynchronizowane, co oznaczało, że kiedy jedna głowa piła wodę, druga też ją próbowała chłeptać; kiedy jedna dyszała, druga robiła dokładnie to samo. Jednak obie głowy nieustannie ze sobą walczyły, próbując się zniszczyć.
Demichow zapewniał na specjalnej konferencji prasowej, że jego eksperyment ma pomóc w opracowaniu technik, które umożliwią transplantacje serca i płuc u ludzi. Ale u uczestników spotkania widok męczących się psów budził jedynie strach. Specjaliści uznali to doświadczenie za „przekroczenie granic etycznych i złamanie obowiązującej w medycynie zasady: primum non nocere” (po pierwsze nie szkodzić).
Jestem katolikiem i powiem wam że śmieszą mnie ci biedni naukowcy, którzy sami przyznają się że nic nie wiedzą. Nie potrafią nawet powiązać tego uderzenia z przed kilkuset lat z masowym wymieraniem. A przecież wystarczy sięgnąć po Pismo Święte by znaleźć odpowiedzi na znacznie trudniejsze pytania. Ci biedni głupcy powinni przestać zajmować się takimi pierdołami a skupić się na wspieraniu Kościoła Katolickiego w walce ze znienawidzonym przez naszego miłosiernego Stwórcę ateizmem. W obecnej sytuacji budzą tylko śmiech i politowanie
Jak widzę zdjęcie Oisina Tymona to szczerze mówiąc nie dziwię się dlaczego Clarkson dał mu w mordę. Ten niespełna 30-letni koleś ma fizys niekumatego żula. „Lazy Irish f..k” – tak, można to tak ujmować.
Nie mogą znaleźć filmów i zdjęć, mimo że zużyli absurdalnie ogromne ilości rolek taśmy filmowej, przecież to pachnie jawnym wałkiem na kilometr. Sam Neil nie schowałby tylu rolek u siebie w domu, chyba, że przeznaczyłby oddzielny hangar na to. Co ciekawe można sobie tu znaleźć na YT filmik o tych zaginionych taśmach, wystarczy wpisać w wyszukiwarce: „bob dean Barcelona 2009”.
Bob Dean był wojskowym bardzo wysokiego stopnia i w czasie swojej pracy miał dostęp do takich rzeczy. Oczywiście sceptyk może mu zarzucać fotomontaże itd., jednak ostatnio powstał dokument „Aliens On The Moon The Truth Exposed 2014 New SyFy Documentary”, gdzie sami pracownicy NASA i astronomowie potwierdzają rewelacje owego Majora, i przyznają otwarcie że NASA edytuje te zdjęcia, aby ludzie nie wiedzieli co naprawdę znajduje się na planetach i na samym księżycu.
My zwykli ludzie prędko jednak prawdy nie usłyszymy z ust rządu, nawet gdyby była to faktycznie prawda to ci ludzie nie mogą sobie pozwolić, aby dzielić się takimi informacjami ze zwykłymi ludźmi. Wystarczy sobie wyobrazić co by się stało ze wszystkimi religiami, zapanował by chaos, również każdy chciałby mieć dostęp do technologii i darmowych źródeł energii. Każdy więc musi sobie sam wybrać w co warto uwierzyć. Ja dodam tylko, że mnie już nic nie zaskoczy, właściwie cała historia ludzkości powiela ten sam schemat, „naukowcy” zaprzeczają, a później pojawia się ktoś, kto udowadnia im jak bardzo się mylili.
To był rok 1969 – szczytowy okres „zimnej wojny” między dwoma supermocarstwami USA i ZSRR o przyszłe panowanie nad światem, w tym także kosmosem. Stawka była więc ekstremalnie wysoka. a oba mocarstwa zaciekle rywalizowały, które z nich zdoła jako pierwsze wysłać człowieka na Księżyc. Gdyby Rosjanie mieli wówczas najmniejsze podejrzenia względem amerykanów o ewentualną mistyfikacje… ale nie mieli, cały świat, w tym Rosjanie i blok komunistyczny uznał ten fantastyczny wyczyn amerykanów bez zastrzeżeń (choć pewnie niejeden rosyjski szpieg miał sporo dodatkowego zajęcia).
Minęło ponad 40-lat, i oto pojawia się pokolenie polskich małoletnich „geniuszy”, wiedzących wszystko lepiej od uczestników, świadków i ekspertów (wiedzą nabytą oczywiście z internetu, od podobnych im „geniuszy”). Dzieci Neostrady, Onetowi Geniusze… zapiszcie się lepiej do cyrku – tam pajaców zawsze potrzebują !
To nie jest prawda. Zimna wojna praktycznie skończyła się po tym jak Oleg Pieńkowski dostarczył Amerykanom informacji, że ZSRR byłby w stanie wysłać maksymalnie jedną bombę atomową na ich terytorium, a pewnie i ona zostałaby zatrzymana. Pisaliśmy o tym na Tungusce. W 1969 roku było też już dawno po zawodach kosmicznych. Sowietom spaliły się ze dwie kluczowe misje i było jasne, że nie mają technicznych możliwości, żeby dolecieć na Księżyc, a już na pewno z niego wrócić.
Następny od Macierewicza… W kolejnym artykule opisz kolego dlaczego Ziemia jest płaska tylko masoni i reptilianie utrzymują tę wiedzę w tajemnicy…
ps. Do kolegi Micz „zimna wojna” skończyła się (a właściwie przerwała się na 25 lat) w 1989 a nie w 1969, uprasza się o podstawową wiedzę z historii najnowszej…
Nie rozumiem po co te kpiny. Istnienie kamery jest dużym zaskoczeniem. Sam nie potrafię zbyt dobrze wyobrazić sobie w jaki sposób Armstrong był w stanie wynieść ten sprzęt.
Amerykańska agencja kosmiczna NASA przyznała się w 2009 r., że oryginalny film z pierwszego lądowania na Księżycu został zniszczony, ale powiedziała także, że była w stanie odzyskać telewizyjny przekaz z lądowania.
Powtórzmy raz jeszcze: bezcenny materiał został zniszczony. Dlaczego? Sprawdźcie czy NASA ma dobre wytłumaczenie, bo zwolennicy teorii sfabrykowania lotu je tutaj mają.
Już w 2014 roku archeolodzy prowadzili prace na terenie nekropolii i znaleźli również grobowce należące do przedstawicieli innych kultur, które pojawiły się w późniejszym okresie. Natrafiono – na przykład – na groby związane z kulturą Chiribaya, która rozwijała się na południowych obszarach Peru w latach 900 – 1400 n.e. Prace uczonych z Uniwersytetu Wrocławskiego i UCSM prowadzone są w ramach Projektu Tambo, który trwa od czterech lat i obejmuje kotliny na południowym krańcu Peru. Programem badawczym kieruje profesor Józef Szykulski z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Przypomnijmy, że już w 1966 r. zaprojektowana przez Josepha Weizenbauma ELIZA, pierwszy bot zdolny do rozmów, wchodziła w głęboko osobiste interakcje z ludźmi, pełniła bowiem rolę terapeuty. Ubogie oprogramowanie pozwalało ELIZIE jedynie na proste reakcje opierające się na zasadzie inwersji składniowej, ale mimo to przez znakomitą większość pacjentów była ona traktowana niezwykle poważnie. Stworzona przez Richarda Wallace’a A.L.I.C.E. (Artificial Linguistic Internet Computer Entity) trzykrotnie zdobyła Nagrodę Loebnera za bycie przekonującym humanoidem, natomist Eugene Goostman udający trzynastolatka z Odessy przechytrzył niemal połowę sędziów testu Turinga, któremu został poddany w ubiegłym roku.
Wielu ludzi, zarówno zwolenników, jaki i przeciwników, przyrównuje te opisy wprost do znanej nam broni jądrowej. A przecież nie musiała to być broń jądrowa w dokładnie takiej samej postaci, jak znana nam obecnie. Tym bardziej, że ewentualni posiadacze tej broni mogli posiadać znacznie bardziej zaawansowaną technologię. Jedno jest pewne: z pewnością są to opisy działania jakiejś broni o wielkiej mocy, która z opisu przypomina najbardziej znaną nam broń jądrową, ale przecież nie musi nią być. A czy to tylko wyobraźnia? Bardzo wątpliwe, bo niby skąd starożytnym miały przyjść to głowy takie rzeczy?
Polecam zagłębienie się w wiedzę Uniwersytetu Brahma Kumaris.
Kto zabił Kennyediego? wiedzą ci co badali jego mózg po śmierci ci co nie powiedzieli prawdy „Im mniej wiesz tym lepiej śpisz”
Tak, doktorzy wypowiadający się po latach na temat badań mózgu przedstawiali zupełnie sprzeczne wersje. Nawiasem mówiąc, ten mózg był obecny tylko w Parkland Hospital. Po przewiezieniu ciała do wojskowego szpitala w Bethesda mózg wyparował.
Tesla chciał zbadać siłę pewnej broni /promień kulisty/,kontaktował się z wynalazca broni atomowej i interesował się Syberią tuż przed wybuchem. Media mu nawet bezspornej „siły największego wynalazcy ’ nie chcą przyznać i celowo o nim nie wspominają w podręcznikach w szkole .Zaniechał póżniejszych eksperymentów nad tą bronią ,bo wiedział ,że ludziska tylko będą zabijać i dlatego też wiele wynalazków zatrzymał dla siebie. Jestem pełna podziwu ,że nie był ateistą i dumna, że był Słowianinem , 'mózgiem wszechczasów”. Co byście „naj-naj-naj-” bez tego goja znaczyli dzisiaj? Szkoda, że jeszcze nie ujawniono darmowej energii. Dalej drożyzna /inne zródła/. Kasa, kasa, kasa i ludzie giną .
Po pierwsze jaka jest przyczyna powstawania i istnienia banków centralnych, przynajmniej ta oficjalnie podawana społeczeństwu? Najogólniej rzecz ujmując bycie kredytodawcą ostatniej deski ratunku oraz regulatorem podaży pieniądza poprzez zmianę stóp procentowych. W przypadku tego drugiego (zmiany podaży) FED w porównaniu do np. takiego NBP to już skrajna patologia, co można m.in. zdawkowo wyczytać z artykułu (mi od razu nasuwa się ten przykład). W związku z tym FED zamiast być pozytywnym regulatorem zachwiań na rynku przede wszystkim przyczynia się do powstawania cykli koniunkturalnych.
Niektórzy twierdzą, że banki centralne (dalej BC) muszą istnieć w systemie pieniądza fiat (bez pokrycia), ponieważ poprzez rezerwę cząstkową ograniczają akcję kredytową banków komercyjnych, która rosłaby do nieskończoności. Moim zdaniem nie miałoby to miejsca ponieważ BC jest również gwarantem banków komercyjnych, więc w przypadku jego braku bankom groziłyby runy (masowe wycofywanie depozytów) gdyby dopuściły się przesadnie dużych akcji kredytowych. Więcej pisze o tym Rothbard w którymś z pierwszych rozdziałów dotyczących BC w Tajnikach bankowości.
Podsumowując powyższe, moim zdaniem likwidacja BC w systemie fiat może doprowadzić do krótkotrwałego kryzysu zwłaszcza na zachodzie (banki chociażby w Polsce są dużo bardziej konserwatywne). Ostatecznie jednak rynek powróciłby do systemu równowagi, a banki przestałyby być świętymi krowami i najzwyczajniej w świecie tym złym groziłby upadek.
W przypadku standardu złota sytuacja byłaby jeszcze prostsza – mielibyśmy tak naprawdę powrót do systemu pieniężnego, który towarzyszył ludzkości prawie przez całe jej istnienie. W obecnej gospodarce wiązałoby się to z pewnością z silną deflacją – zjawiskiem przerażającym wszystkich keynesistów (czyli praktycznie każdego obecnego polityka). Warto jednak zaznaczyć, że byłaby to deflacja wynikająca z powolnie rosnącej podaży pieniądza w stosunku do szybko rozwijającej się gospodarki. Czyli w każdej dziedzinie konsumpcji występowałoby podobne zjawisko spadających cen jak aktualnie m.in. w sprzęcie komputerowym. Więcej na temat utrudnień (najczęściej demonizowanych) wynikających z tego faktu możesz przeczytać tu
Ponadto straciłyby na znaczeniu cykle koniunkturalne, w zasadzie przestałyby być tak istotnym zjawiskiem jak teraz. Popatrz jeszcze raz na wykres średniej przemysłowej z artykułu klik. Po prawej stronie mamy charakterystyczne etapy grzania i schładzania gospodarki (lub samo zapadania się pod wpływ baniek nakręconych zbyt silną akcją kredytową) wywołaną przez FED. Po lewej mamy naturalne dla wolnego rynku wahania i lokalnym i krótkotrwałym okresie. Podsumowując: powrócilibyśmy do sytuacji po lewej stronie wykresu czyli wolniejszego (w porównaniu do grzania gospodarki przez FED) rozwoju, ale stabilnego na przestrzeni dziesięcioleci z małymi i lokalnymi wahaniami.
Wierzysz w takie bzdury o mitycznym odejściem od ,,standardu dolara” (właściwie dolara asekuruje gigantyczna gospodarka USA, giełdy i sama ilość dolara na rynku i będącego własnością pastw w postaci rezerw walutowych, niż jakieś tam kraje wydobywcze ,,czegoś”) ? Saudyjczycy i Katarzy bez problemu sprzedają większość swojej ropy za Rupie, Renimbi i Yeny, a jak na razie nie mają tam wojen domowych, a mityczny import ropy z zatoki perskiej to niecałe 8% całej amerykańskiej konsumpcji ropy (amerykanie pokazali im piękny gest kozakiewicza gdy zakręcili USA kurek z ropą po wojnie Yom Kippur), głównymi klientami jest Europa rozliczająca się w Euro i gospodarki Azji płacące wymienionymi walutami. Złota waluta i tak by nie wypaliła bo się to nie sprawdza od kiedy wszystkie kraje zrezygnowały z fikcji gwarancji w złocie (Szanghajska Gorączka Srebra i kryzys w UK, Francji czy w Niemczech w latach 20 potwierdzają że już wtedy to nie działało a kończyło się tylko na pustych rezerwach złota podczas większych zawirowań oraz paradoksalnie prawdopodbnie odpowiada za długotrwałą recesję gosodarczą w II połowie XIX stulecia, a nie jak twierdzą neo-klasyczni ekonomiści za bujny rozwój świata).
Co do MFW i Banku Światowego to obecność takich instytucji uważam za kluczową związaną z koniecznością nadzoru nad zniszczoną administracją która otrzymuje pomoc finansową oraz ponowne uruchomienie działów strategicznych gospodarki jak energetyka, dostarczanie wody do miast i system bankowy.
„W 1971 r. umiera w więzieniu tuż przed swymi czterdziestymi urodzinami”.
Urodził się w 1935 roku więc do czterdziestych urodzin to mu brakowało aż 4 lat.
Trzeba umieć najpierw liczyć a dopiero potem pisać.
Czesław Śliwa urodził się dokładnie 3 lipca 1932 roku w Rzeszowie. Żadnego błędu więc tu nie ma. Jest za to prośba, żeby pisać na temat 🙂
Ekshumacja gen. Sikorskiego ograniczyła się do stwierdzenia, że przyczyną śmierci były obrażenia wielonarządowe typowe dla ofiary takiej katastrofy.Nie stwierdzono ran postrzałowych, zadanych ostrym narzędziem, itp mogących być dowodem morderstwa. Dlaczego nikt nie przyjmuje wersji o zabójstwie którego dokonali wyszkoleni w Anglii „fachowcy” od tej roboty, którzy wykonali ją perfekcyjnie bez pozostawienia w/w śladów wiedząc że ciało generała będzie szczegółowo zbadane. Czy jest jakiś problem z brakiem śladów ?
Główny problem jest w tej hipotezie z tym, że istniało wielu świadków, którzy nie mogą być posądzani o stronniczość, którzy widzieli Sikorskiego wsiadającego do Liberatora. Czyli wówczas żył. Owi fachowcy musieliby go więc zabić w trakcie kołowania, co jest bardzo słabą hipotezą. A wymyślona przez p. Baliszewskiego teoria o aktorach to już piramidalna bzdura. No bo jak on to sobie wyobrażał? Sobowtóry wchodzą do samolotu, tam spotykają leżące trupy osób, których mają udawać i co? Spokojnie zajmują miejsca siedzące? A co się z nimi potem dzieje? Wyskakują z samolotu podczas kołowania? No i jak rozumiem, całą tą trupę aktorską trzeba by następnie uziemić, żeby nie paplali. Baliszewski już od kilku lat zapowiada, że pokaże dokumenty dowodzące śmierci jakieś tajemniczej trupy aktorskiej z 1943 roku. Czekam.
1. Samolot kołował od 20 do 40 minut tzn stał oddalony od osób znajdujących sie na pasie (skrajny koniec pasa
Podczas tego postoju z samolot wynoszono i łafowano własnie co
2 Na pasie zabito Gralewskiego
3 Pilot wsiadajaąc do samolotu nie miał kamizelki nigdy jej nie nosił
w wodzie już ją miał
4 Co się stało z drugim pilotem TKZ SWIREM
Po katastrofie telefonował do żony a świadkowie rozpoznali go jako osobe która doplyneła do plaży
5 Co stało się z córką generała jakim cudem pod dywanem hotelu w Kairze znalazła się jej biżuteria w pokoju Majskiego
6.Syn gen Sosabowskiego po wojnie chciał badać temat katastrofy od ojca usłyszał daj spokój to my zrobiliśmy …
Co do Sikorskiego kazał zlikwidować Rydza zanim zdążył się zająć kolaboracją no cóż los jest mściwy życie za życie
Kurcze, lubię bardzo tego typu filmy. Będę musiał sobie go sobie obejrzeć, bo rzeczywiście fabuła intryguje, coś jak efekt motyla trochę. Pozdrawiam!
Swoją pierwszą grę na A500 „One Step Beyond” (nieoficjalna druga część „Push Over”) kupiłem za całe 20 tysięcy ówczesnych złotych w osiedlowym sklepiku. Był to początek mojej przygody z A500 (po Atarynce 65XE i Commodorku 64) i nie wiedziałem jeszcze, że można nabyć gry w taki sposób jak Ty opisałeś. Pamiętam także jak skołowałem skądś wersję ECS „Old Timer”, który był ogólnie dostępny tylko na AGA, na 9 DD. Ileż ja za niego dostałem nowości. Albo „Rise of the Robots” na (chyba) 9 czy 12 DD… Gra tak beznadziejna, że aż zgroza, ale graficzka cudna. „Secret of Monkey Island 2” i „Indiana Jones and the Fate of Atlantis” (obie 11 DD) – najwspanialsze przygodówki. „Desert Strike”, „Jungle Strike”. „Body Blows” i „Body Blows Galactic” – w sumie bardzo dobre mordobicie od Team 17. Nieśmiertelne „Wormsy”. „Franko” i „Doman”, które szokowały rodzimymi blzgami :] Setki dem („Technological Death”) i modułów do ProTrackera („Pokochałem me Atari”). Esz… Stare dobre czasy… To był sprzęt z duszą, na gry patrzyło się wtedy inaczej niż teraz. Ogromnie żałuję, że sprezentowałem cały ten zestaw młodszym kuzynom po kupnie PC…
Z ciekawostek retro to odpaliłem QUAKE’a na mojej Amidze 1200, pod emulatorem MacOS. Jednak działał zbyt wolno i nie był grywalny. Za to świetnie działała Civilization 3 i wiele innych gier, które nigdy nie zostały wydane oficjalnie na Amigę. Na Amidze stawiałem też pierwsze kroki w C. To nie był tylko komputer do zabawy, zmuszał wręcz do kreatywności. No i fantastyczny, na owe czasy, okienkowy system operacyjny mieszczący się zaledwie na kilku dyskietkach i nie wymagający dysku twardego! Ja Ami już nie mam, ale w szafie nadal leży kilka oryginalnych gier.
Od strony technicznej film prezentuje się jak na przedstawiciela kina klasy B przystało. Niektórzy aktorzy fenomenalnie przeszarżowują swoje role, inni są dokładnie tak samo drętwi jak zawsze, a jeszcze inni dają się ponieść prądowi fikuśnej fabuły. Efekty specjalne biją po oczach, potęgując wrażenie „taniości” filmu. Stylistycznie więc, „Maczeta zabija” to produkcja bez zarzutu, która doskonale wygrywa motywy znane z tej „złej strony kina”. Gorzej jednak, że to produkcja ze wszech miar wtórna. „Maczeta zabija” jest jak żart, który ktoś opowiedział Wam o kilka razy za dużo, jak guma do żucia, która straciła smak, a teraz wkurzająco przyczepiła się do Waszego buta. Nic w tym filmie nie jest oryginalne, absolutnie wszystko widzieliśmy w pierwowzorze. To odgrzewany kotlet, który zamiast rozbudowywać legendę uniwersum, efektownie ją dobija. Zawsze uważałam, że materiału z fałszywego trailera starczy tylko na jeden film, ale byłam ciekawa jak z niełatwym zadaniem stworzenia czegoś z niczego poradzi sobie Robert Rodriguez. Tym razem reżyser poległ na całej linii tworząc produkcję kulawą i daleko gorszą niż to co zaoferował nam kilka lat temu.
Pan lansuje teorię, że do katastrofy doprowadziła chciwość pasażerów i nieuwaga pilota. Skąd my to znamy?
To, czego podobno potrzebowali Anunaki jest łatwiej dostępne w Kosmosie.
Jedyną atrakcyjną dla kosmitów rzeczą na Ziemi, jest sama Ziemia – miejsce do życia.
Złoto jest powszechnie dostępne w kosmosie?
Całe złoto obecne na Ziemi jest pochodzenia kosmicznego.
Ta teoria jest tak głupia, jak ta, że woda też przyleciała w postaci komet… Pewnie została rozładowana i kometa poleciała dalej po następną porcję wody. A potem już przestały przylatywać, jak już komety skończyły robotę… Strasznie inteligentne te komety i meteoryty, że tylko na Ziemię przywiozły najlepsze zasoby. Idiotyzm dokumentny…
Wg. historii o Annunaki, pierwotnie sami wydobywali złoto. Jednak szło im to wolno (zbyt mało siły roboczej i maszyn ?) i generowało zbyt duże straty własne, a że na planecie były stworzenia „podobne” do nich – humanoidalne, to używając metod inżynierii genetycznej i mieszając swoje geny z genami hominidów, wyhodowali sobie tanią siłę roboczą. Łatwiej i taniej było namnożyć roboli niż sprowadzić dodatkowe maszyny i własnych górników. Coś jak obecne kopalnie diamentów w Afryce czy wydobycie siarki w Ameryce Płd.
Mozna uruchomic IOS 8.x bez konta Apple i Internetu, wymagana jest tylko karta SIM w telefonie.
A jeśli mnie wystarczy wiara i nie potrzebuję dowodu?
„Po ostatniej ekshumacji wiadomo na pewno…”… żeby być czegoś pewnym trzeba to badać/ widzieć osobiście… gdzie teczka była albo gdzie jej nie było to wiadomo tylko z przekazów a nikt z nas jej nie widział…
pytanie komu wierzyć? Baliszewski ma swoje hipotezy co nie znaczy że nie są one bardziej zgodne z prawdą niż oficjalne informacje…
prawdą jest to co się wydarzyło lub w danym momencie dzieje i jedynym warunkiem do spełnienia jest to by to było na moich oczach…. to co mówi Baliszewski bądź źródła oficjalne to może być dla mnie bardziej lub mniej do przyjęcia teoria… teoretycznie to może być prawda ale niekoniecznie
„Salka” – sala widowiskowa CK „Riviera-Remont”, gdzie odbywały się projekcje DKF „Kwant” – nie była taka mała, 413 miejsc. Dwóch studentów stało na zmianę w kolejce 48 godzin, by kupić karnet na seminarium. Oczywiście pomieścić wszystkich nie było łatwo, oprócz członków klubu cała kulturalna Warszawa i „Warszawska” chciała uczestniczyć w tym niezwykłym wydarzeniu, w szarej gierkowskiej Polsce. Zajeżdżały pod ds „Riviera” mecedesy z flagami państw zachodnich. Światowa prapremiera filmu „Zawód: reporter” i spotkanie z Michelangelo Antonionim była apogeum Ogólnopolskiego Seminarium Filmowego „MICHELANGELO ANTONIONI – PROTAGONISTA NOWEGO KINA”, 5 – 10.03.1975, odbywającego się w ramach obchodów X-lecia DKF „Kwant”. Pokazaliśmy wszystkie filmy twórcy „Powiększenia”, oprócz dokumentu „Chiny”, na który cenzura nie wyraziła zgody. Referaty wygłosili Maria Kornatowska („Michelangelo Antonioni: szkic do portretu”), prof. dr Aleksander Jackiewicz („Antonioni a język sztuki współczesnej”), Konrad Eberhardt („Człowiek a świat rzeczy w filmach Antonioniego”), dr Rafał Marszałek („O dramaturgii w filmach Antonioniego”), dr Andrzej Werner („Antonioni: granice ludzkiego świata”). Michelangelo Antonioniego przed światową prapremierą filmu „Zawód: reporter” publiczność „Kwantu” powitała owacją na stojąco. Po filmie w salce „Remontu”, która musiała pomieścić 400 osób, odbyła się dyskusja podsumowująca seminarium z udziałem Mistrza i referentów, którą prowadziłem. W ciągu trzech dni pobytu w Polsce towarzyszyłem Antonioniemu od jego przylotu na lotnisko Okęcie w spotkaniu z gabinecie ambasadora Włoch, w spotkaniu w Stowarzyszeniu Dzienikarzy Polskich, w bankiecie w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich i w spotkaniu ze studentami szkoły filmowej w Łodzi. Po tym spotkaniu Antonioni odwiedził na planie zdjęciowym Lecha Majewskiego, realizującego swoją pierwszą etiudę filmową. Ukazało się wydawnictwo MICHELANGELO ANTONIONI W „KWANCIE”.
Warto jeszcze dodać, ze gumy Donald na początku były dostępne tylko w pewexie a dopiero pózniej w normalnych sklepach za złotówki. I jeszcze jedno. same gumy na początku miały kolor różowy a potem produkowano je w kolorze białym. Smak jednak zawsze był super i niezapomniany.
Dokładnie. te różowe natomiast były o wiele smaczniejsze i miały super zapach. Nie powtarzalny smak i zapach zepsuty nieco potem w białych gumach. Pewnie komuś przeszkadzał jakiś składnik. Jak dzisiaj, niszczy się coś dobrego bo komuś odbija, że trujące. Nic to, że ludzie pokoleniami jedli i nie szkodziło. 🙁
Właśnie ostatnio zastanawiałem się nad powstaniem świata od wybuchu i doszedłem do ciekawej przynajmniej dla mnie hipotezy.
Świat powstał podczas wielkiego wybuchu i rozszerza się w nieskończonej przestrzeni, wszystkie gwiazdy uwalniają swoją energie, a następnie przyciągają inne obiekty, aby zrównoważyć masę swojego jądra (bardzo interesujące zjawisko, zbyt obszerne żeby się o nim rozpisywać) w skrócie: kiedy 2 takie umierające obiekty o ogromnej masie zbliżą się do siebie powstaje czarna dziura, obiekt o stosunkowo małej objętości, ale ogromnej masie, który pochłania jeszcze szybciej i kompletnie zatrzymuje całą energię. czarne dziury są niewidoczne, można je zlokalizować odnajdując puste przestrzenie w centrach galaktyk. astronomowie potrafią odnaleźć brakującą (niewidoczną) masę w takich miejscach kierując się obserwacjami i prawami astrofizyki. No a co się stanie kiedy zostaną już same czarne dziury? jestem zdania, że kiedy zostaną już tylko 2 obiekty wspólnej masie i energii całego wszechświata zassanego, połączą się, lub zderzą, krążąc najpierw jak 2 kulki puszczone do misy i ta energia zostanie uwolniona kolejny raz. I kolejny raz świat zacznie się rozszerzać, zaczną się tworzyć skupiska gazów, gwiazdy, asteroidy, planety, droga mleczna i wraz z miliardami rożnych gwiazd, powstanie nasze słońce, i nasza planeta na której rozwinie się nasze życie. A później znowu wszyscy złączymy się w jeden obiekt który wybuchnie aby kolejny raz dać nam życie i nasze kolejne wcielenia. taka moja prywatna filozofia.
A propos Pattona, na odnotowanie zasługuje fakt, że przeżył on dwa tajemnicze wypadki – do pierwszego doszło 20 kwietnia 1945, gdy jego mały samolot, którym leciał na inspekcję swych oddziałów, został zaatakowany przez myśliwiec podobny do brytyjskiego Spitfire’a. Dwa tygodnie później, 3 maja, gdy generał jechał w odkrytym dżipie na polowanie, prawie nie stracił głowy od kosy wystającej z chłopskiego wozu.
Well, już na początku XX wieku bandyci wyglądali jak zacni ludzie. Żołnierze, księża czy cuś 🙂
Aż taki zacny to anarchista Jules Bonnot nie był – prócz oczytania w pismach Bakunina i Sorela – okazał się niezwykle utalentowanym mechanikiem i szoferem. Przez pewien czas pracował nawet jako kierowca samego Artuta Conan Doyle’a, twórcy postaci Sherlocka Holmesa, zdołał też wprowadzić drobne udoskonalenia do pistoletów maszynowych, którymi posługiwała się odtąd jego banda. Na Bonnota i jego ludzi polowała przez blisko rok cała policja Francji, prawda, że z początku mocno nierównymi metodami: oddalających się z kilku kolejnych miejsc zbrodni bandytów policjanci ścigali konno lub na rowerach.. Ostatecznie jednak janosikujący bandyta został ujęty wiosną 1921 roku w cichym podparyskim Choisy le Roi po kilkugodzinnym oblężeniu, podczas którego policja wezwała na pomoc oddziały regularnego wojska.
A to nie jest tak, że podobne objawy mają podłoże religijne? Coś a la opętanie?
Warto dodać, że słowo zombi pochodzi z afrykańskiego języka kikongo, gdzie oznacza fetysz.
Tym fetyszem był sposób otumanienia niewolnika 🙂
Ten serial zrobił naprawdę dużo złego.
Zacząłem go oglądać jeszcze w piątek – zaledwie dwa odcinki – a już w sobotę byłem całkowicie towarzysko nie do zniesienia, bo nie mogłem rozmawiać o niczym innym niż o Człowieku bez strachu. Ba, nie mogłem myśleć o niczym innym niż o wieczorze i tym, że będę miał możliwość obejrzenia kolejnych dwóch odcinków. Skończyło się na sześciu. Koło 4 nad ranem. Pomimo tego, że byłem nieco niedysponowany, następnego dnia udało mi się namówić kilka osób, żeby tak, jak ja zamienili się w beznamiętne zombie i obejrzeli.
Byłem nawet nieco wzburzony, że w USA niektóre osoby, które z Netflix korzystają na co dzień potrafią mi bezczelnie rzucić „whta’s the movie called with the blind guy”. Niemniej, nie załamywałem się. Wiedziałem, że muszę dotrwać do niedzielnego wieczora, żeby przejść przez resztę sezonu bez spoilerów i… nie do końca ale niby się udało. Niemniej, od tego czasu mam serialowstręt. Nie wiem, czy przez to, że wlałem w siebie zbyt wiele treści, jak na trzy dni, czy dlatego, że Daredevil był tak genialny i na inne produkcje patrzę, jak na zło konieczne.
Obok House of Cards i Shield (nie, nie tego Shield od Marvel – broń boże), zasłużenie ląduje na mojej liście najlepszych rzeczy, jakie widziałem w telewizji. No, powiedzmy, że w telewizji.
Ach. I jeszcze gwoli uzupełnienia. Może napiszcie o kolejnych rzeczach od Netflix. W końcu już niedługo Jessica Jones, później Luke Cage i Iron Fist, a pewnie przed zwieńczeniem w The Defender będziemy mogli obejrzeć drugi sezon Daredevila.
Może wystarczy opakowanie po chipsach.
Oprócz Roswell jest jeszcze głośny przypadek miasteczka Aurora. On akurat wydaje się mitem. Nie ma żadnych dowodów. Są za to przypuszczenia, że chodziło o rozsławienie miasta i przyciągnięcie do niego turystów. BTW zauważcie, że obcy mieli przylecieć w „cygarze” – a to właśnie w tych latach zaczęto konstruować coraz doskonalsze sterowce ;]. Jakie czasy i świadomość na temat tego, co może latać,, takie pojazdy UFO. Myślę że my, ludzie – jako ogół – bardzo chcemy wierzyć że nie jesteśmy sami. Nie twierdzę, że nie istnieją pozaziemskie cywilizacje, ale bazuję na tym, co wiemy. A póki co nie istnieje żaden przekonujący dowód, że są. Więc może po prostu ich nie ma?
Prawdziwy antysystemowiec, nie to co farbowane lisy w stylu Kukiza.
A tak moi drodzy wygląda zachód słońca na Marsie sfilmowany przez Curiosity
https://www.youtube.com/watch?v=f8Z7HqSW_4o
Nie odważyłbym się podłączyć tego do zasilania. Uszu by mi nie naruszyło, ale oczy być może tak.
KOPIA Z INNEGO FORUM MOJEJ WYPOWIEDZI, GDZIE KRYTYKUJĘ BARDZO PŁYTKIE PODEJŚCIE DO PRZYROWNICY:
Panie Tomku,
prawie po roku odpisuję, bo dopiero teraz dowiedziałem się o drugiej młodości Emilcina. Kilka Pańskich spostrzeżeń pozwala Pana odebrać jako osobę twardo stąpającą po ziemi – przykładowo ci zmiennokształtni… no darujcie ludzie… Jednak nie wiem, w jakim celu broni Pan Bartosza Rdułtowskiego (BR), który napisał książkę, chce ją sprzedać, więc lansuje własne poglądy również naciągając fakty. Najbardziej boli mnie jednak ograniczone spojrzenie na Przyrownicę. Trzeba nie znać tła, żeby uwierzyć BR. Trzeba nie mieć wyobraźni, żeby nie widzieć naiwności tez. Więc jak to – Blania-Bolnar (BB) palcem na mapie wskazał Przyrownicę i powiedział „tam zrobimy prowokację”? Wynajął człowieka (a przy okazji, gdzie on teraz jest, mógłby zdobyć sławę, a BB nie żyję, więc nie groziłby procesem za złamanie umowy), żeby chodził po lasku? Przecież te dzieci poszły do lasku, bo miały wolną lekcję, ani nie bywały tam regularnie, ani tego nie planowały. A jakby przyszła tam grupa drwali, archeologów, myśliwych, leśników, itp. i złapała przebierańca? Jaka byłaby pewność, że nie wsypałby BB? Ludzie! Życzę rozsądku, dzieci kogoś widziały lub nie, zapewne nie kosmitę, ale na 100% nie aktora od BB. Proszę o rzeczowe odpowiedzi, jeśli kogoś na nie stać.
Z chęcią bym przyjął, że lądowali tam kosmici, ale tak na zdrowy rozum – jakie szanse odkrycia prawdziwego przypadku bliskich spotkań trzeciego stopnia miał tak skompromitowany – jak dziś już wiemy – człowiek jak Blania? W przypadku Wolskiego tez mam pewne wątpliwości co do wersji BR o tym że rzekomo zahipnotyzował go Wawronek. Proszę spojrzeć otwartym umysłem. Załóżmy, że Blania rzeczywiście odnalazł kosmitów. Czy nie należałoby przyjąć, że do końca swych dni szerzyłby informacje o tym fakcie i próbował zgłębić temat? Tymczasem on zajął się zupełnie innymi sprawami, a do tematu UFO odnosił się po latach z zażenowaniem. Znana jest jego wypowiedź, że szansę na istnienie UFO jako materialnego fenomenu z obcych planet szacuje na jakieś 5%. Tak nie zachowuje się człowiek, który jako pierwszy na Ziemi odkrył pewny ślad przybycia obcych cywilizacji.
To w koncu ilu bylo czlonkow zalogi? Raz jest napisane „gdy feralna czworka wyruszala z portu”, a pozniej „od miejsca, z ktorego wyplynela piatka”. I jeszcze jedno pytanie, dlaczego jednyna mozliwa hipoteza jest to ze znaleziony czlonek zalogi zyl jescze kilka lat?
Poprawiliśmy już tą „czwórkę”. Była piątka uczestników. Co do drugiej części, inne założenie wymagałoby przyjęcia, że ciało przez kilka lat było przechowywane gdzie indziej, a potem przywiezione na wyspę i specjalnie pochowane. Czyż to nie bez sensu?
Dziekuje za za szybka odpowiedz, ale mam jeszcze jedno pytanie, moze zle mysle, ale noe moglo byc tak, ze ten znaleziony nieszczesnik przezyl tylko ferajny rejs lub nawet zszedl podczas jego trwania i zostal pochowany po dotarciu na wyspe? Odleglosc 2300 mil nawet ta lodka mogla pokonac chyba w znacznie krotszym czasie, czy sie myle. Pozdrawiam i dzieki za ciekawy portal
Pardon, juz doczytalem ze w 1983 atol byl przeszukiwany i nic nie bylo. Myslalem ze lodka mogla tam stac od 1979.
🙂
Nie uważasz, że komentowanie artykułu, zanim się go w całości przeczyta, jest trochę nie tego?
Wiele filmów sf miało słabą fabułę a piękne miasto przyszłości, choćby Captain Sky.
Fiasko tej operacji spowodowało reperkusje wśród kierownictwa CIA. Zdymisjonowano wtedy m.in. dyrektora Allena Dullesa, zastępcę dyrektora CIA Charlesa Cabella oraz zastępcę dyrektora ds. operacji Richarda Bissell. Prezydent John F. Kennedy odpowiedzialność za ten desant wziął na siebie. Na konferencji prasowej przeprowadzonej sześć dni po zakończeniu inwazji powiedział: „zwycięstwo ma stu ojców, a porażka jest sierotą”.
Po nieudanej inwazji w Zatoce Świń w 1961 roku Biały Dom był zdecydowany wyeliminować Castro. Według Edwarda Jaya Epsteina, znawcy zamachu i autora książki „JFK Assassination Diary”, szef CIA niemal codziennie otrzymywał telefon od prokuratora generalnego Roberta Kennedy’ego, brata prezydenta, domagającego się podjęcia akcji usunięcia Fidela Castro od władzy. Agencja zwerbowała rewolucjonistę Ronaldo Cubelę, który miał wykonać to zadanie. Ale tenże był podwójnym agentem i 7 września, wkrótce po tym, jak zgodził się pomóc Amerykanom, Castro udzielił agencji AP wywiadu, w którym ostrzegał, że „pomoc terrorystom w planie eliminacji przywódców kubańskich” będzie oznaczać, że (pomagający) „sami będą w niebezpieczeństwie”.
Jak lubię zabawy z czasem, tak Predestynacja średnio mi się podobała – pewnie dla tego, że po Primer (Wynalazek) nic już nie jest takie samo. Poleciłbym jeszcze Triangle (Piąty Wymiar) i Coherence.
Kolejny z miejskich mitów, który okazał się światowy 🙂
To że lody topnieją jest faktem. Natomiast pytanie brzmi czy stanowi to efekt działalności człowieka.
A czy istnieją podania ze średniowiecza, że orychalk był wówczas znany?
Właśnie nie był, stąd całe zamieszanie. Jeden z tych przypadków obok baterii z Bagdadu, gdy potężna technologia „zaginęła” na wieki.
Jennifer Beals piękna jak 30 lat temu, ale Modine strasznie zdziadział.
Tu nie ma się co zastanawiać, istniała nie istniała. Atlantyda istniała, koniec, kropka. Sumerowie opisali cywilizacje (bogów), którzy przybyli na Ziemię po złoto. Gromadząc złoto i to co im było potrzebne, musieli gdzieś mieszkać. Wiec zbudowali Atlantydę tak jak ludzkość teraz buduje stacje kosmiczne. Stworzyli to coś na oceanie atlantyckim, ponieważ złoto wydobywali w Amerykach, Afryce i Euroazji. Po zgromadzeniu takiej ilości, jaką potrzebowali odlecieli niszcząc przy okazji to, czego nie mogli zabrać. Spowodowali potop, wyniszczyli prawie ludzki gatunek. Ci tak zwani bogowie z mitologii to dzieci poczęte z krzyżówek przybyszów z ludzkimi kobietami. Proszę także poczytać Biblię, gdzie napisane jest o aniołach i synach bożych, którzy uprawiali seks z kobietami tu na Ziemi, bo im się podobały, a te rodziły im dzieci. Te dzieci były silniejsze i mądrzejsze od innych. Tak więc nie ma co gdybać. Przylecieli, zagrabili, zniszczyli i odlecieli.
Mieszkam w starym domu.Kiedyś mieszkali tu Niemcy zanim ruski ich nie przepędzili.Zmarło w tym domu wiele ludzi w tym moi dziadkowie i teściu.Zawsze budzę się ok 3 nad ranem i nie mogę spać ok godziny.Przyzwyczaiłem się już do tego że przynajmniej raz w miesiącu słyszę kroki i rąbanie drwa na opał.Tak zawsze robił mój dziadek który też nie mógł spać.Wstawał i rąbał drwa na rozpałkę małą siekierką.Potem te drwa wkładał za piec kaflowy aby wyschło.Teraz nie ma już pieca,jest ogrzewanie miejskie.A dziadek dalej te drwa rąbie.Nie wiem czy chcę się tego pozbyć.Ale czemu tylko ja to słyszę?
Wstawanie o 3 rano ma związek z melatoniną. Poczytaj sobie.
Nie znaleziono filmu/zdjęć zrobionych przez babuszkę, chociaż FBI apelowało do właścicieli zakładów fotograficznych o natychmiastowe poinformowanie władz, jeśli tylko natrafią na podejrzany materiał.
Pojawiły się teorie jakoby to Babushka wykonała zdjęcie, który przypisywane Mary Moorman. Przyglądałem się kątom i ustawieniu postaci i oko podpowiada mi, że to nieprawda. Ustawienie Babushki było nieco inne.
Kanadyjski „Dark Matter”. Wat da fuck? Kto wymyślił, by w dzisiejszych czasach wyrzucać szmal na klon klimatu rodem z przełomu wieków? O ile był czas, że „SG” Universe” oglądało się fajnie, o tyle podobny klimat dziś ssie straszliwie. 2/10 (za ładne oczy Jodelle Ferland).
Brytyjsko-amerykański „The Humans”. Wow! Ta seria mogłaby być częścią „Black Mirror”! Świetne otwarcie. Ten serial będzie miał w sobie wszystko to, czego zabrakło w żenująco słabym „Almost Human”. 10/10!
Zanim sobie ponarzekam, konieczne wydaje się zaznaczenie jednej, absolutnie w tym kontekście elementarnej, rzeczy. „Kraina jutra” nie jest filmem dla mnie, tylko dla osób o jakieś dziesięć lat ode mnie młodszych. Ta grupa – piętnasto, szesnastolatków – z większą swobodą przymknie oczy na jawne wady tego filmu, a tych mniej oczywistych być może w ogóle nie zauważy. A w takim wypadku istnieje spora szansa, że jej przedstawiciele wyjdą z kina bardzo zadowoleni. Młodsi widzowie mogą nie wyłapać wszystkich niuansów i wątków, fabuła „Krainy jutra” jest bowiem wbrew pozorom całkiem złożona. Starszych z kolei najpewniej mierzić będą nieciekawe klisze, ściągnięte z innych dzieł popkultury, tryskające z ekranu banały i wreszcie – nachalne przesłanie filmu.
Nooo, ale co w orichalcum takiego mitycznego? 🙂 Ot, jeden z możliwych stopów metali, uzyskanych kiedyś-gdzieś tam przez ludzkość. Można też zmieszać wino z wodą sodową i wyjdzie szprycer. Magia ani żadna metafizyka z tego nie powstaną. 🙂
To jest tylko aspekt szerszego zjawiska, a mianowicie zjawiska tajemnicy czy też tajemniczości. Duchy, atlantyda, religia, fizyka kwantowa a nawet ciemne pokoje czy noc za oknem posiadają jedną wspólną cechę – budzą w człowieku nieokreślony dreszcz, nazywany zależnie od sytuacji lękiem, emocją, mrówkami na plecach itd. Jako że symptomy są podobne wciąż dziwnym jest że na szerszą skalę nie przedostają się do świadomości społecznej badania robione od – za przeproszeniem d..y strony, czyli od strony ludzkiej. Skoro pewne sytuacje, nazwijmy je tu dla uproszczenia tajemniczo-niewyjaśnialnymi, dają pewien wspólny zespół efektów w ludzkim organizmie można logicznie założyć że problem leży po stronie człowieka a nie tajemnicy. Podobnie jak nie istniały prawdy filozoficzne przed pojawieniem się na Ziemi filozofów (no bo co, fruwały sobie w postaci jakichś prądów powietrznych i nagle na nas spadły?) podobnie nie istnieje pojęcie tajemnicy bez obiektu (człowieka), który ową tajemniczość odczuwa. Co należy zrobić? Wrzucić do jednego worka wszelakie sytuacje, w których ludzie o tajemnicy czy też niewyjaśnialności mówią a potem poszukać powiązań a nawet zbieżności pomiędzy tak odległymi – rzekomo – zjawiskami jak duchy, kosmici, atlantyda i skrzypiąca podłoga piętro wyżej. Zapewne okaże się że ów dreszcz pojawia się zawsze wtedy kiedy mózgowi brakuje pucli do pełni obrazka, w miejsce brakujących kawałków wchodzą więc reakcje lękowe, spowodowane brakiem panowania w pełni nad sytuacją.
Czekam na tego „króla” z wielką jajowatą gigerowską głową 🙂
Nie zawsze dostępne dane muszą być prawdziwe. Czasem państwa utajniają prawdziwe nakłady. Według tego, co ja znalazłem (nie musi być prawda), to Japończycy w latach 1957 do 1966 wybili w sumie 570 mln sztuk monet 100 jenowych z zawartością srebra 60%. Zawierałyby 1641,6 ton srebra. Przy inflacji mogły stać się okazją dla wyciągnięcia tych monet z obiegu – dla „mini-tezauryzacji”, może do przetopienia. Przez państwo, przez prywatne osoby – nie zgadniemy. Czy opłacać się mógł ich wywóz za granicę – trudno mi odpowiedzieć chyba jeszcze nie było tak wielkie przebicie, ale nie mam dokładnych danych dot. światowych cen srebra i przelicznika jena do dolara w tamtym czasie. Mogła też pójść plotka w społeczeństwo taka, jak niedawno przy polskich groszówkach z mosiądzu.
W Teotihuacan widać kolejny raz zasadę TRÓJKI (chrześcijańskiej Trójcy Świętej), również i tu, tak jak w systemie piramid z Giza, obserwujemy oparcie na TRZECH głównych piramidach (obszarach). Możliwe że były dopasowane do jakiegoś układu gwiezdnego, osobiście nie przykładam do tego zbytniej wagi, z pewnością planety i gwiazdy miały dla starożytnych wielkie znaczenie. Sama starożytna zasada (Świętej) Trójcy jest wystarczająco tajemnicza i potwierdza pradawne nauki Biblii ! Trójca Święta jest potwierdzeniem poglądu, iż chrześcijaństwo jest główną nauką, mającą kontakt z zaginioną wiedzą pierwszej ludzkości, z przedpotopową nauką cywilizacji Adama.
Z ceną 139 złotych nie będzie łatwo, aczkolwiek incalowe publikacje Egmontu też kosztowały podobnie. Dobrze że Scream Comics wydał Final Incal oraz Po Incalu w powiększonym formacie 240 x 320 mm. Na razie widziałem to tylko w krakowskim sklepie komiksowym, ale poważnie rozważam kupno.
jodorowsky poznał Ladronna w 2004 tworząc dla magazynu Metal Hurlant opowieść „Tears of Gold”. Gość okazał się fanem „Incala” i po 4 latach okazało się możliwe kontynuowanie serii, z której pokładu odszedł Moebius. Nawisem mówiąc, nie wiadomo dokładnie o co poszło, wiadomo tylko, że przez 12 ostatnich lat życia Moebiusa obaj panowie już nie współpracowali. Ważne w tej historii jest również to, że scenariusz „Final Incal” był już dawno napisany. Dla Landronna Jodor przepisał go na nowo, dzięki czemu „Final Incal” nie jest dokładnie tym, czym miał być „Po Incalu”. Trochę to zawiłe, ale moim zdaniem powstała najciekawsza historia z incalowskiego uniwersum od czasu napisania „Incal Noir”, czyli pierwszego tomu oryginały w 1981 roku.
Moim zdaniem Po Incalu to wielka porażka. Kompozycja kadrów i fatalne, przejaskrawione kolory Beltrana powodują, że trudno się to w ogóle czyta. Jak na moje oko, to Moebius pod koniec kariery zupełnie stracił parę i nie dziwię się Jodorowi, że przerwał współpracę. Ten Meksykanin narysował to o klasę lepiej.
Jest już na szczęście dalszy ciąg tej opowieści 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=czh4RcR3iRM
Cały czas śmiga, że hej i jest znacznie bardziej stabilny od 8.1
Takie tam Arhiwum X bez ufoków. Nowoczesne i inteligentne.
Mi ta ilustracja Meksykanina przypomina stylem pracę Tomka Kleszcza do Cyfrowych Marzeń. I tak ma być!
Coraz mniej lubię komentować bzdety takie jak z tego artykułu linkami do Wikipedii, ale kto zechce doszuka sobie dalej sam.
https://en.wikipedia.org/wiki/Scientific_opinion_on_climate_change
Oczywiście nadal pozostaje te 5% czy inne 144,000 buntowników z wyboru, którzy wiedzą na pewno że wszystko spisek, że magia, metafizyka, tajemnica, bo tak teraz trzeba, bo dobrze być żołnierzem wyklętym, bo prawdziwy mężczyzna pali węglem i kopie gejów a nie czuje wiatr we włosach. Optymistyczne jest to że wariaci zawsze są w mniejszości i poza biciem piany w internecie wpływu na rzeczywistość nie mają.
Artykuł w Wikipedii często gęsto asekuruje się słowem „prawdopodobnie” (likely), dokładnie 34 razy. To jest słowo klucz, z reguły pomijane przez różnych propagandystów, a także tych, co za nimi idą w owczym pędzie. Nikt nie udowodnił ponad wszelką wątpliwość co jest przyczyną zmiany klimatu, ale ograniczanie rozmowy na ten temat do ostatnich kilkudziesięciu lat i wyłącznie do emisji CO2 zakrawa na żart. Para wodna też jest gazem cieplarnianym, a kilkaset lat temu było cieplej bez wzrostu CO2, no i z tym „bzdetem” zrobić?
Są naukowcy którzy nie wierzą w ewolucje, są tez i tacy którzy wierzą ze stworzył nas jakiś bóg. Naukowcy to określenie pewnej grupy ludzi i głupota jest zakładać ze mogą być jacyś inni od „zwykłych” ludzi. Poza tym pytanie prawidłowe powinno brzmieć nie czy mamy jakiś wpływ na klimat, tylko jak duży jest to wpływ i czy możemy coś zmienić. Każdy organizm ma wpływ na środowisko, a działalność człowieka zmienia klimat i jest to zauważalne w mniejszych skalach. Np. Nawozy zatruły Bałtyk i wymierają organizmy, osuszanie jezior (morze aralskie ), zapory wodne, nadmierny połów który przyczynić się może do nadmiernego rozwoju planktonu, bakterii i dalszych zmian. To powoduje nierównowagę i może powodować wydzielanie się rożnych substancji szkodliwych dla niektórych organizmów, bo ze wpływa na lokalny ekosystem to chyba nikt nie ma wątpliwości. Oczywiście ze wszystkie mniejsze ingerencje w środowisko wpływają na globalny klimat. Pytanie jak bardzo. Gadanie tylko o co2 jest zaślepianiem oczu.
O Oak Ridge opowiada książka „Atomowe dziewczyny”. Jedną z bohaterek książki jest Celia Szapka, Amerykanka polskiego pochodzenia, sekretarka przeniesiona z biura projektu w Nowym Jorku. Jak inne głęboko wierząca w sens swej pracy na drodze do rychłego i zwycięskiego zakończenia najbardziej wyniszczającej z wojen. Podobnie jak innym kobietom jadącym pociągiem do Oak Ridge, powiedziano jej, że praca ta będzie służyć wyłącznie temu celowi. Celia szybko przyzwyczaiła się do aury tajemniczości. Podpisała mnóstwo dokumentów, bez słowa protestu zgodziła się na pobranie odcisków palców i z cierpliwością wysłuchała kilku pogadanek o tym, że nigdy nie powinna rozmawiać o tym, czym się zajmuje.
Znaczenie kobiet dla przemysłu i gospodarki podczas wojny rosło w postępie geometrycznym. Ponieważ dwóch jej braci walczyło na froncie, Celia miała mocne poczucie obowiązku, które rozwiewało wszelkie wątpliwości. Jeśli jej wkład w tę wojnę wymagał wyjazdu do jakiegoś dalekiego, obcego i zapomnianego przez Boga miejsca, to niech tak będzie.
Według najnowszych danych, Fallout Shelter trafił w USA i Wielkiej Brytanii do trójki najlepiej zarabiających aplikacji mobilnych na system iOS. Co warte odnotowania, gra „wypchnęła” stamtąd Candy Crush Sagę. Po raz pierwszy od stycznia 2013 Candy Crush Saga znalazła się poza Top 3.
Umarło Liverpool, niech żyje Psygnosis! chciałbym aby teraz ta firma, ludzie, kiedy już są wolni i nie zależni od PSN i tego co mogło im narzucać, reaktywowali Psygnosis. Sony potrzebowało Psygnosis, bo mało kto wiedział w tamtych czasach jak wypełnić płytę cd danymi po brzegi i zrobić to tak, aby wyglądało ładnie.
Od strony technicznej:
Atari 65XE/800XLF i pochodne miało wadę – jak się pamięć posypała (8 sztuk DRAM 4164 lub 4264 – ile razy sobie na tym paluchy poparzyłem przy diagnostyce -.-), to często lubił także do pary „odlecieć” układ Freddie. Na szczęście kilka układów scalonych można było upchać na płytce prototypowej i zrobić zamiennik (tylko, jak wiadomo, kiedyś o układy scalone było bardzo trudno)
Na marginesie – kupienie procesora Z80 zza granicy w latach 80′ mogło skutkować tym, iż razem z przesyłką przyjdą smutni panowie z pałkami Cię aresztować.
Było też Atari 600XL – bez wyjścia monitorowego i z mniejszą pamięcią RAM, niż 800XL. (Parę machnięć lutownicą i można to „naprawić” :D) No i Atari 130XE – 128kB RAM. Fajny model do modyfikacji 192k, 320k, 576k, 1088k RAM (rozszerzenia „Compy Shop” lub „RAMBO”) 🙂
W starym Commodore 64 też nie było fajnie – PLA też potrafił odlecieć i komoda unieruchomiona (nie wspominając także o kościach DRAM 4164). Po latach komuś udało się zrobić adapter PLA na pamięci EPROM z serii 27C… Powolny transfer z stacji dyskietek 1541 w oryginalnej konfiguracji też nie był zadowalający. Dopiero modyfikacje dłubaczy poprawiły tą niedogodność… No i kolejny dziwoląg: TOD clock (50Hz) pobierany z zasilacza (zasilacz podawał 5V DC i osobno 9V AC.)
ZX spectrum, to już w ogóle mogiła – trój-napięciowe układy pamięci (12V, 5V i -5V) – wystarczy, że głupia przetwornica przestanie działać (do wytworzenia -5V) i też pamięci RAM lecą (kości 4116 siedzące na początku mapy pamięci). Nie wspominając o klawiaturze i o zdychających układach „ULA” – Mam kilka szt. gumiaków-wydmuszek po ojcu. Czekają, aż zbuduję ten klon – prawie w 100% zgodny z oryginałem.
Poza tą nudną historyjką – Wszystkie powyższe komputery darzę sympatią.
Atari lubię za grafikę (Antic był bardzo zaawansowanym chipem graficznym, jak na tamte czasy) Commodore 64 lubię za układ dźwiękowy „SID” ZX Spectrum – bo można było szybko na nim napisać program 🙂
Trochę autor zapomniał o „małym Atari” bo to wcale nie był mało znaczący sprzęt – po pierwsze z uwagi na fakt, że wraz Commodore 64 szły (przynajmniej w naszej części Europy) łeb w łeb. Poza tym dziwnym trafem Atari ST i Falcon bazowały w gruncie rzeczy na podobnych komponentach co Amiga. Procesory i układy graficzne były zbliżone parametrami i możliwościami. Druga strona medalu – Commodore pojedynek na komputery osobiste wygrał bezapelacyjnie – zasadniczo Commodore wraz z Amigą 500/600 i Amigą 1200 „posprzątali” rynek w zdecydowanym stopniu jeśli chodzi o komputery osobiste. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Atari mimo wszystkich swoich wysiłków było „słabe” na najważniejszych rynkach – czyli na rynku biznesowym. Tutaj CBM i później IBM/PC zdobył największe udziały. Szkoda, że Brytyjczycy nie wypuścili poza swoje imperium produkty firmy ACorn – które na ówczesne czasy miażdżyły zarówno produkty Commodore/Atari i ówczesne PCty.
Wracając do konsol – Lynx okazał się słabą konsolą nie tylko z powodu GameBoy’a – odwieczny rywal Sega w podobnym czasie wypuściło przecież swojego GameGear’a – który zmiótł produkt Atari. Późniejsza konsola w postaci Jaguara to była kompletna porażka Atari z kilku powodów :
– Konsola reklamowana jako 64-bitowa była w rzeczywistości 32-bitowa o dość skomplikowanej architekturze. Mimo dość ciekawych reklam propagadnowych „Do The Math” konsola zasadniczo nie wyróżniała się niczym szczególnym w stosunku do tego co zaoferowała w niemalże w tym samym czasie konkurencja. Mimo iż Jaguar był zdecydowanie mocniejszym sprzętem w stosunku do obecnych na rynku SNESów i MegaDriveów oraz święcącej za oceanem tryumfy konsoli 3DO to problemem Atari okazał się zasadniczy brak developerów oraz mocnych tytułów. Prawda jest również taka, że konsola była szalenie trudna w „programowaniu” – a to powodowało, że developerzy omijali Jaguara szerokim łukiem – do tego po wypuszczeniu przez Segę MegaCD oraz ogólnej tendencji do produkcji gier FMV – Atari bardzo szybko wypuściło (zresztą bardzo wadliwy) napęd CD-ROM, który zastępował tradycyjne cartridge – a kosztował 3/4 ceny nowej konsoli (!). Wraz z pojawieniem się PlayStation zasadniczo Jaguar błyskawicznie „wypadł” z rynku – podobnie jak 3DO/Amiga CD32. Było to gwoździem do trumny Atari.
Czy ogromny radar na Montauk Point na Long Island, to miejsce, gdzie możemy przenieść się w czasie? Zwolennicy tej teorii twierdzą, że tajne badania prowadzone w owym miejscu (zwanym Camp lub Fort Hero) przez amerykańskie wojsko, opierały się na teoriach dwóch wielkich umysłów – Einsteina i Tesli. Mało tego! Uważają, że Nicola Tesla wciąż żyje (stał się nieśmiertelny dzięki umiejętnemu podróżowaniu w czasie) i bazując na teorii Alberta, wynalazł i zbudował tunel umożliwiający owe podróże. Jest też do dziś szefem tajnego projektu.
Gigantyczne pieniądze na zrealizowanie tego projektu, Amerykanie mieli uzyskać dzięki kradzieży nazistowskiego złota w Szwajcarii. Tajne badania zostały jednak zarzucone w latach 80-tych, kiedy to przez tunel Tesli przedostała się istota z innego świata. Pod ziemią pozostały tajne bazy, został też radar, który miał przekazywać informacje dla innych cywilizacji. Camp Hero jest obecnie parkiem narodowym, a o bazie przypominają betonowe drzwi chroniące wstępu do podziemi. Istnieją też relacje osób, które w trakcie pobytu na wyspie w nocy były zastraszane przez tajemniczych mężczyzn w mundurach.
Jeszcze pozostaje pytanie co jest takiego specjalnego w tym stopie?
Sądząc z ilości oficjalnie potwierdzonych przez wojsko kontaktów z niezidentyfikowanymi obiektami latającymi, a także zdjęć i filmów, których prawdziwość także została potwierdzona przez wojsko, już dawno nawiązaliśmy kontakt z istotami pozaziemskimi.
Dlaczego się nie ujawniają „oficjalnie” ? Dobre pytanie. Może mają takie prawo a’la Star-Trek, że dopóki cywilizacja nie wynajdzie określonej technologii lub nie zrobi określonego skoku technicznego, nie ingerują w jej rozwój. (W Star Treku zabroniona była ingerencja w oraz kontakt z cywilizacjami, które nie wynalazły napędu nadświetlnego WARP)
Gdyby go nie zabili, to pewnie było by już dawno po lądowaniu na Marsie, a tak może za 20 lat…. Wtedy NASA miała dobry budżet, a poza propagandą te misje dawały kolosalnego kopa w rozwoju. Dziś nikt nie ładuję już takiej kasy w program kosmiczny. Szkoda, bo takie misje tworzą problemy, a problemy to to, co napędza ludzką pomysłowość. Mogło powstać wiele ciekawych rzeczy.
To w tamtych latach powstały plany tego czym USA dysponuję w wojsku obecnie. Taki blackbird – do dziś nic nie lata szybciej, a konstrukcja jest już stara. Następny taki szybki samolot może powstanie za 20 lat (co prawda będzie 2x szybszy, ale jednak to będzie kilkadziesiąt lat po SR-71).
Największym problemem naukowców jest to, że w rejonie katastrofy nie zachowały się żadne odłamki tajemniczego obiektu, chociaż powinno ich być tam mnóstwo. W 1988 roku Andrej E. Zlobin z Rosyjskiej Akademii Nauk zorganizował jedną z kolejnych ekspedycji badawczych w rejon wybuchu. Otwarto wówczas kilka wykopów, ale w żadnym niczego nie znaleziono, mimo dokopania się do wiecznej zmarzliny. Zlobin postanowił poszukać w okolicznych strumieniach. Zebrał stamtąd 100 próbek małych kamieni.
W 2008 roku postanowił zrobić porządek w swojej kolekcji i posortować kamienie. Wybrał stamtąd trzy kamienie, które nosiły na sobie ślady stopienia. Odłamki są maleńkie, mają 20-30 mm, ale, zdaniem Zlobina, noszą ślady topienia, które zaszło w ziemskiej atmosferze. Na powierzchni odłamków znajdują się tzw. regmaglipty, charakterystyczne zagłębienia zwykle znajdowane w meteorycie, przypominające swym wyglądem odciski palców w mokrej glinie. Powstaje ono w wyniku działania wirów powietrznych. Jeden z kamieni wydaje się także zawierać ślady plastycznej deformacji.
Odłamki Zlobina nie rozwiązują jednak kluczowej kwestii. Badacze od dawna spekulują, że nad Tunguską wybuchł fragment komety lub asteroida. Kamienie nie muszą świadczyć, że była to asteroida, mogły znajdować się także w komecie. Publikacja Zlobina czeka na publikację w naukowym periodyku, na razie można ją przeglądać na portalu arXiv. Ustalenia Rosjanina trzeba będzie potwierdzić w kolejnych badaniach.
27 kwietnia 1961 roku w godzinach popołudniowych dziennikarz naukowy Bruno Ghibaudi jechał autostradą równolegle do plaży w Pescarze (Pescara) wracając z wywiadu udzielanego w TV. Około godziny 14:00 znajdując się 7 km od miasta Pescara samochód odmówił posłuszeństwa i musiał się zatrzymać. Po naprawieniu usterki wycierając ręce w szmatę spojrzał w kierunku morza. Nagle z kierunku południowo-zachodniego zauważył zbliżający się do niego obiekt. Gdy był coraz bliżej mógł mu się przyjrzeć. Nie przypominał niczego co widział wcześniej. Miał eliptyczny kształt z którego wystawały małe i duże trójkąty, był koloru szarego. Bruno Ghibaudi pomyślał, że to być może jeden z amerykańskich samolotów z pobliskiego lotniskowca próbuje wykonać awaryjne lądowanie. Sięgnął po aparat, który miał w schowku i wykonał zdjęcie. Pojazd był coraz bliżej Brunona, jednak zanim zdążył wykonać kolejne zdjęcie dziwny statek odleciał z dużą prędkością w kierunku wybrzeża. Nagle uwagę Brunona przykuły dziwne światła wysoko na niebie, które natychmiast przekształciły się w czarne kule. W tej samej chwili, co tajemnicze kule z kierunku południowo-zachodniego kierował się w stronę Brunona kolisty obiekt. Gdy obiekt był dość blisko zauważył, że na górze ma coś w rodzaju półkuli z baldachimem, zaś kolor obiektu był szary, słabo odbijający promienie słoneczne. Gdy kolisty obiekt zaczynał się oddalać, zauważył kolejne dwa dyski. Ich kształt był nieco inny niż poprzedniego statku. Obiekt liczył sobie około 50 stóp średnicy i miał trzy półkule „doczepione” na spodzie odchylone o około 120 stopni. Po chwili na niebie pozostały tylko 3 dyski, które uformowały formację. Bruno Ghibaudi wykonał podobno kilka zdjęć, ale opublikowano tylko jedno. Sam Bruno Ghibaudi, który posiadał kilka tytułów naukowych po tych doniesieniach został wykluczony przez społeczność naukową, która nie wierzyła w doniesienia Brunona. Obiekt na zdjęciu wykonanym przez Brunona jest łudząco podobny do pojazdu rzekomo opracowanego przez firmę Dornier pod koniec wojny. Jednak nadal pozostaje pytanie, co to jest? UFO? Amerykański eksperymentalny samolot wojskowy? jakaś forma stworzenia, „nazistowskie UFO” lub po prostu cała historia została zmyślona aby wzbudzi sensację?
Oto podwojna moralnosc monarchii brytyjskiej. Ksiezniczce Malgorzacie rodzona siostra Elzbieta tez stanela na drodze do szczescia, bo co powie opinia publiczna ale jak synek w czasie malzenstwa niemal jawnie romansowal z mezatka, ktora doprowadzil do rozwodu i uczynil wlasna zona to bylo w porzadku. Diana byla tylko klacza rozplodowa, jej zadaniem bylo dac zdrowych potomkow i na tym jej rola sie konczyla. Posunela sie za daleko z arabem to ja wykonczyli.Nie ma zbrodni doskonalej. Predzaj czy pozniej sie okaze kto z rodziny krolewskiej maczal palce w organizacji tego wypadku.
O ile zatem sama konstrukcja przejawiała cechy, które dzisiaj nazwalibyśmy pierwowzorem technologii stealth, przez pewien czas trwała ożywiona dyskusja, czy bracia Horten celowo zmierzali do takiego efektu. Nie zachowały się bowiem żadne dowody i oryginalna dokumentacja samolotu, która potwierdzałaby taka wersję. Choć po czasie słowa te mogą się wydawać niewiarygodne, o celowym efekcie „oszukania radaru” w Argentyńskim magazynie lotniczym w 1950 roku pisał sam konstruktor, Reimar Horten: „Wraz z pojawieniem się radarów, konstrukcje drewniane już wtedy uznawane za przestarzałe, ponownie stały się nowoczesne i przydatne. Wszyscy wiemy, że odbicie fal radiowych od metalowej powierzchni jest dobre, tak samo jak obraz na ekranie radaru, który przedstawiają. Odwrotnie, od powierzchni drewnianych nie ma tak wielkiego odbicia i obraz na radarze jest mniej wyraźny”. Po 33 latach w książce „Nurflugel: Die Geschichte der Horten-Flugzeuge 1933-1960”, Reimar Horten opisał jeszcze sam proces tworzenia mieszanki, którą pokrył Ho 229. Było to połączenie trocin, węgla drzewnego oraz kleju, który łączył kolejne warstwy drewna. Jego zdaniem taka konstrukcja, miała być „niewidoczna dla radarów”, ponieważ miała absorbować fale elektromagnetyczne o częstotliwości 20-30 MHz, czyli takiej, jakiej używali Brytyjczycy. Dzisiaj wiemy już, że choć Horten Ho 229 wykazywał właściwości stealth, daleko mu było do parametrów, o jakich myśleli sami konstruktorzy.
Albo odwrotnie: życie zrodziło się bo taki jest wszechświat.Jjakby był inny to by się nie zrodziło. Ale taki jest i się zrodziło. Czy można wnioskować, że wszechświat został stworzony dla życia? Nie. To tak jakby wnioskować, że skoro deszcz spada z góry na dół, to grawitacja powstała po to, żeby tak właśnie spadał deszcz.
Błąd w twoim rozumowaniu polega na tym, że spadający deszcz i miliony innych rzeczy dzieją się dlatego, że tak działają prawa Wszechświata. Byłyby trochę inne, to działyby się nieco inaczej. Tymczasem życia by w ogóle nie było, gdyby te prawa byłby tylko ździebko inne. Poza tym życie jest największą anomalią w skali Wszechświata i porównywanie go do deszczu to polemiczna wpadka.
Najpierw ze zdziwieniem i dystansem, potem z zaciekawieniem, a na końcu z pełnym zaangażowaniem oglądałam najnowszy film Millera. Pierwszy raz w życiu widziałam coś takiego. Jest chaotyczny, porąbany, wciągający i cholernie intensywny. To groteskowo-filozoficzny wypas pełen szaleństwa w czystej formie. Ciężko ten film opisać. Ciężko o nim rozmawiać. Jego się po prostu ogląda i przeżywa. To naprawdę świetne kino (przypominam) rozrywkowe, także nastawcie się na klimat, zdjęcia i emocje, a nie samą fabułę. Drobne zawiedzenia rekompensują wspaniały soundtrack – niepokojący i piękny i… cała reszta. To technicznie perfekcyjny film. Drugi raz w tym roku wyszłam z kina (wcześniej „Birdman”) z myślą, że czegoś takiego jeszcze nie było. A aktorsko? Trio: Hardy, Theron i Hoult – jedno wielkie wow! Nie wiem kto z nich był najlepszy, Hardy miał mniej możliwości pokazania się, o Theron wiemy od lat, że to klasa sama w sobie (te jej oczy!), a Hoult… No właśnie, ogromne, pozytywne zaskoczenie. Dał bardzo dojrzały, świadomy i zapadający w pamięć występ.
Spodziewałam się więcej. Nie zobaczyłam niczego, ale to niczego nowego. Chyba się starzeję. Nie nudziłam się i spędziłam całkiem przyjemnie czas, ale było to dla mnie zbyt infantylne żeby mogło się bardziej spodobać. Do tego w głowie rodzi się kilka wątpliwości co do składności fabuły i uwierających naiwności. No i chwilami było patetycznie. Po zwiastunie rzeczywiście pojawia się spory apetyt, jednak z seansu nie wychodzi się sytym. Mimo moich wielu obiekcji spędziłam przyjemnie 1,5 godziny, a momentami byłam nawet poruszona. Traktuję ten film jako taką tam nawet ciekawą historyjkę. Raczej nie będę nakłaniać do wizyty w kinie, chyba, że młodszą widownię, bo to zdecydowanie produkcja dla młodzieży.
Fajne dialogi i kostiumy, kilka zabawnych i kilka przejmujących scen. Obyło się bez większych niespodzianek (ani pozytywnych, ani negatywnych). No może oprócz wspaniałego Cumberbatcha, ale to nie do końca niespodzianka. Nie oczekiwałam od niego niczego, było to po prostu nasze pierwsze, dłuższe takie spotkanie. Mimo brytyjskiego składu i norweskiego reżysera to dosyć hollywoodzko (ale naprawdę bez większego kiczu) przedstawiona smutna prawda o wybitnych jednostkach. Nie wiem czy będzie to dla was całkiem szybko mijający seans umiarkowanie zgrabnie nakręconej historii czy dodatkowo opowieść o jednym z najbardziej genialnych i najobrzydliwiej potraktowanych ludzi jacy żyli. Dla mnie to przemyślany i wyważony film, produkcja pod względem technicznym bardzo udana (oprócz niektórych efekciarskich ujęć wojny) oraz smutna, przejmująca historia wspaniałego człowieka – 7+/10. Obawiam się jednak, że mimo ośmiu nominacji obędzie się bez żadnej statuetki, a szkoda, bo to naprawdę niezły film i ważna historia.
Siergiej Trifonow, rosyjski historyk i wykładowca na kaliningradzkim uniwersytecie, od kilku lat zajmuje się poszukiwaniem Bursztynowej Komnaty. Od kilku lat Trifonow stoi na stanowisku, że Niemcy nie wywieźli komnaty z Kaliningradu. Po analizie dokumentów doszedł do wniosku, że nazistom nie wystarczyło czasu, by bezpiecznie wywieźć zabytek.
a nazisci to co za pies?
Fakt ostatnio pisał, że BK znajduje się najpewniej w Wuppertalu. Dlaczego akurat tam hitlerowcy mieliby ukryć ten cenny skarb? Bo stąd pochodził Erich Koch, zmarły w 1986 r. w polskim więzieniu ostatni Gauleiter (namiestnik partii nazistowskiej) Prus Wschodnich. Nie mógł ukryć skarbu na terenach, co do których nie było pewności, co się z nimi stanie po wojnie, lecz kazał je umieścić w miejscu, które dobrze znał i uważał, że po wojnie tam powróci, czyli w swoich stronach rodzinnych.
Z kolei zdaniem rosjanina Trifonowa Niemcy umieścili komnatę w bezpiecznym miejscu. Jako jedną z możliwych lokalizacji już w 2010 r. naukowiec wskazywał bunkier von Lascha. To tam, podczas ataku Armii Czerwonej, schronił się generał Otto Lasch, wraz ze sztabem. Wersja ta jest prawdopodobna, gdyż to właśnie z Królewca pochodzą ostatnie wzmianki o komnacie – na przełomie marca i kwietnia 1945 r. leżała w zamku królewieckim zapakowana do skrzyń. Dalej trop się urywał. Wiadomo natomiast, że generał von Lasch był osobiście odpowiedzialny za jej los, co zdaniem Trifonowa stanowi dowód, że komnata znajduje się w bunkrze.
Teraz dopiero przeczytałem ,że Erich Koch Pochodził z Wuppertalu. W początku lat 60-tych ub. stulecia, mojego brata ciotecznego żona pracowała w więzieniu Mokotowskim jako lekarz, najpierw była felczerką ,później po skończeniu studiów została lekarzem więziennym i leczyła m. inn. Ericha Kocha. Mówiła że dokoptowali mu do celi kryminalistę,który go okradał z paczek które dostawał. Ja jako 13-to 14-to letni chłopak parę razy byłem wewnątrz tego więzienia z ciotecznym bratem ,na stołówce na obiadach,i raz w gabinecie lekarskim [jak przyjeżdżałem na wakacje do Wawra do dziadków],Tak się też później złożyło że w 1992-93 i w 1998- 2004 pracowałem w Wuppertalu i w okolicznym Haan, prowadząc kilka budów jako majster, lub kierownik robót. W Haan budowaliśmy w pobliżu wytwórni materacy budynek na kilkanaście rodzin i trzy budynki szeregowe chyba 8-rodzinne. Przed wojną w tym miejscu podobno była pierwsza w Niemczech fabryka pończoch nylonowych.Krótko przed budową fabrykę tą rozebrano, a parę kontenerów z gruzem ceglanym,betonowym i asfaltowym postawiono przy skarpie gdzie powyżej był stary cmentarz, a pod kontenerami płyta betonowa. Zastanawiało mnie to,ze codziennie właściciel terenu[ być może że wcześniej tej byłej fabryki,a może też jego syn] codziennie nieraz po dwa ,trzy razy kręcił się koło w.w miejsca i zagląda, po co?Również późnym wieczorem przychodził z latarką. Dowiedziałem się później, że jego syn jest prokuratorem w Wuppertalu. Dziwne to było wtedy nie tylko dla mnie ,ale też dla moich pracowników. mieszkaliśmy wtedy przy budowie w miejscu gdzie teraz stoi trzeci ALDI w Haan.
Gdzie można znaleźć to ostatnie zdjęcie, ze środka namiotu?
Masz je tutaj http://s3.zetaboards.com/For_My_Jee/topic/7509550/1/
Trzeba tylko zjechać aż do postu oznaczonego datą Jun 19 2012, 01:35 PM
Dzięki. To co widać, i co to za światło to kwestia dyskusyjna. Ciekawe czy nie powstało w wyniku oświetlenia ze środka namiotu. Will never know…
Piękne i tajemnicze miejsce,wygląda jak odlew gipsowy,zastanawia mnie dlaczego płaskorzezba Mojzesza jest z rogami jak diabeł?
Pozdrawiam Kazimierz.
Oglądałem wszystkie cztery (nie wiem, dlaczego nie piszą tu o „Terminator: Ocalenie”). Klasyka kina, efekty. Wszystko jest super. Ale jeśli chodzi o „ścieżkę czasu”, to jest totalny banał. Jest bowiem Linda, rodzi się jej dziecko – John. Blebleble… później jest szefem ruchu oporu. I co się dzieje? Wysyła gościa w przeszłość, żeby ganiał za Arnim. A później, jak wszyscy wiedzą, ten facet, którego wysłał John, płodzi Johna. I tu jest totalny paradoks. Bo skąd niby wziął sie pierwszy John Connor? Niemniej udam się do kina, bo to cykl, jak Gwiezdne Wojny. Fani gatunku powinni to obejrzeć …(chyba).
„Mr. Robot” nie czerpie też z bogatej, kinowej tradycji przedstawiania hakingu jako czegoś, z czym poradziłoby sobie czteroletnie dziecko. Żadnych absurdalnych graficznych interface’ów, żadnych komend w stylu „hack this system please”, żadnych emaców przez sendmaile. Cały ten proces przedstawiony jest możliwie wiarygodnie, a istotnym jego elementem jest inżynieria społeczna, co w serialu o hakerach jest nie do przecenienia.
Czy „Final Incal oraz Po Incalu” będzie największym komiksowym wydarzeniem roku? A może jednak nie – bo będzie w październiku „incal” ze Scream, z oryginalnymi kolorami i w powiększonym formacie!
„Na szerokim świecie” był zdecydowanie najciekawszy. Jeden egzemplarz tygodnika kosztował 30 groszy. Gazeta liczyła 16 stron, część (w tym pierwsza i ostatnia) z nich była kolorowa.Tygodnik zawierał informacje bieżące (rubryka „Tydzień zdarzeń”, później „Radjogram tygodnia”), powieści w odcinkach, humor (w tym karykatury polityczne) oraz dział rozrywki. W latach trzydziestych tygodnik zamieszczał ilustrowane relacje z podróży Kazimierza Nowaka w Afryce. Prowadzono także konkurs „Polskie dziecko”, w którym nagrody sponsorowane były przez PKO. Publikowano także serie fotografii kobiet zatytułowanych „Typy urody kobiet w Polsce”.
przez lata obejrzalem wnikliwie wszystkie filmy dotyczace zabojstwa Kennedego (bylo ich kilka oprocz tego najlepszego Zaprudera) przeczytalem setki artykulow, a nawet bylem kilkakrotnie na miesjcu, co ciekawe oprocz babuszki byl jeszcze czlowiek z czarnym parasolem nigdy nie odnaleziony, po co parasol w sloneczna pogode? wspomniana kobiete media nazwaly ja babuszka, bo byla podobna do „rosyjskiej kobiety”, co do samego zamachu mimo setek opracowan zwolennikow spiskowej teorii, nie mozna stwierdzic autorytatywnie na 100%, ze Oswald sam nie mogl zabic prezydenta i ranci gubernatora, byl tam i strzelal i teoretycznie mimo wadliwego karabinka i kilku innych czynnikow, o ktorych nie chce mi sie tu pisac, nie mozna ostatecznie przesadzac, ze byl jeszcze inny strzelec, ukryty na pagorku czy tez rowniez taj jak Oswald w skladnicy,a teraz pytanie do tych osob, ktore uwazaja, ze Oswald nie dzialal sam, zadaje sobie je od wielu lat i nigdy nigdzie nie znalazlem odpowiedzi, dlaczego potrzebni sa w ogole inni strzelcy na potwierdzenie teorii spiskowej, przeciez fakt, ze Kennedyego zabil tylko Oswald wcale nie przekresla tej teorii :-)no i pytanie dodatkowe, czy nie uwazacie, ze Ci, ktorzy przygotowali zamach chcac uniknac w przyszlosci powstania teorii spiskowej wystawili by na pewno 1 strzelca (a na przygotowanie zamachu mieli sporo czasu)
Nie pierwszy ani ostatni raz mówi się o istnieniu maszyny czasu. Czym była maszyna czasu Ernettiego?
Otóż twierdził on, że fale dźwiękowe i świetlne nie giną, a są „nagrywane” przez środowisko, które je otacza, dlaczego nie można by je więc odczytać dzięki specjalnym urządzeniom? Ernetti tłumaczył: „każdy człowiek od urodzenia, aż po śmierć idzie po własnej linii dźwięku i światła. To jego indywidualny ślad, tożsamość. Anteny używane przeze mnie w laboratorium pozwalają nastroić się na te bruzdy w świecie obrazu i dźwięku.”
Urządzenie umożliwiające podróże w czasie zbudował już ponoć w 1956 roku. Nazwał je chronowizjerem. Miało ono umożliwiać odzyskiwanie fali dźwiękowych z przeszłości i przekształcenie ich w wizualną i akustyczną rekonstrukcję historii. Brzmi znajomo? Owszem. Maszyna przypominała z wyglądu znany nam na co dzień telewizor, tylko zamiast odbierać program, nastawiała się na odbieranie fal z przeszłości.
W jedynym wywiadzie, w którym wspominał publicznie o istnieniu chronowizjera opisywał urządzenie jako składający się z trzech części odbiornik:
– system anten, które wyłapywały fale ( w tym tzw. fale skalarne, czyli takie, które rozchodzą się też w czasie),
– urządzenie rekonstruujące, które odczytywało owe fale,
– i transformator, który scala je w obraz i dzięki któremu można było oglądać czarno-białe i, co ciekawe, trójwymiarowe „filmy” z przeszłości.
Ernetti nie podróżował więc tak naprawdę w czasie, a jedynie „oglądał” świat sprzed setek, a nawet tysięcy lat. Urządzenie nie potrafiło też odczytać obrazów z przyszłości, bo ta się jeszcze nie wydarzyła, fale dźwiękowe i świetlne miały dopiero powstać.
Podróże-doświadczenia przeprowadzał z dwunastoma innymi naukowcami, którzy jednak do dziś pozostali anonimowi. Prawdopodobnie do grupy należeli Wernher von Braun (konstruktor rakiet, współtwórca pocisku V-2 i twórca rakiety Saturn V) oraz laureat Nagrody Nobla, Enrico Fermi (twórca pierwszego reaktora jądrowego). Znamienne, że o przynależność do grupy posądzani są naukowcy odpowiedzialni za stworzenie broni masowego rażenia.
Istnieją też teorie, że nasze DNA zostało celowo zepsute przez istoty pozaziemskie, już długo po tym, jak zaczęło się nasze życie na Ziemi. W książce „Dewolucja człowieka” Michael A. Cremo zakłada, że ludzkość istniała na Ziemi już 100 milionów lat temu. Oczywiście twierdzenie to całkowicie przeczy teorii Darwina, Cremo zadaje więc pytanie: „ Jeśli nie pochodzimy od małp, to skąd się wzięliśmy?” I szybko odpowiada: „Nie ewoluowaliśmy z materii, my deewoluowaliśmy, w formę człowieczą z czysto duchowej”.
Czy DNA jest więc programem obcych? Czy to jest prawdziwy Matrix? Może zadaniem DNA jest działać jak wirus komputerowy, który sprawia, że ludzkość jest tylko zdalnie sterowanym żyjątkiem bez wolnej woli, a wszechświat wokół nas jest sztucznie wykreowaną rzeczywistością?Zakodowane przez obcych DNA, nie tylko nie pozwala nam zobaczyć sztuczności świata wkoło nas, ale też nie pozwala nam się „obudzić” –odzyskać pełnej świadomości.
To ta opowieść zainspirowała S.Kinga do napisania książki pt. ” Kolorado Kid”
W maju 2008 brytyjskie ministerstwo obrony ujawniło pierwsze tomy tajnych dokumentacji o UFO. Akta z lat 1978 – 1987 były dostępne za darmo na stronach Archiwum Narodowego
http://ufos.nationalarchives.gov.uk/
Jesienią odtajniono kolejne 19 plików akt zawierających raporty ze spotkań z UFO do jakich doszło w latach 1986-1992.
Akta zawierają relacje osób, które widziały UFO, bądź przeżyły bezpośredni kontakt z istotami pozaziemskimi, raporty wojskowych, listy do ministerstwa, fascynujące opisy spotkań z dziwnymi obiektami zarejestrowane przez pilotów.
Znajdziemy w nich między innymi przypadek samolotu Alitalii, który w 1991 roku o mały włos nie zderzył się ze statkiem kosmicznym, sprawozdanie pilota amerykańskich sił powietrznych, który dostał rozkaz zestrzelenia UFO oraz relację 73-letniej kobiety, która twierdzi, że w 1983 roku została zabrana na pokład statku kosmicznego. Jeden z raportów zawiera nawet akta kobiety podającej się za mieszkankę Syriusza, która w Wielkiej Brytanii znalazła się po tym, jak jej statek kosmiczny rozbił się podczas drugiej wojny światowej.
Prawie jak żarówkowy spisek 🙂
Gwóźdź – początki gwoździa są nieznane. Pierwowzorem były prawdopodobnie drewniane kołki łączące elementy również wykonane z drewna np.: w łodziach, czy budynkach. Pierwszą wzmianką o gwoździu jest informacja dotycząca ukrzyżowania Chrystusa podana w Ewangelii. Pierwsza pisemna wzmianka o metalowych gwoździach pochodzi od Klaudiusza Ptolemeusza. W swoim dziele „Wstęp do geografii” pisał o górze z magnetytu istniejącej na Dalekim Wschodzie w pobliżu Wyspy Satyrów, która to góra wyciągała z przepływających w pobliżu okrętów wszystkie gwoździe i w ten sposób je niszczyła. Z zapisu wynika, że metalowe gwoździe znane były już znacznie wcześniej. W Szkocji archeolodzy znaleźli górę żelaznych gwoździ o długości od 15 do40 cmi masie 7 ton. Wykonali je z miejscowych rud żelaza rzymscy legioniści w I wieku n.e. Każdy gwóźdź wyrabiano wówczas ręcznie. Najpierw wytapiano żelazo z rudy, a potem przekłuwano je na drut. Trzeba było jeszcze zaopatrzyć go w łeb i ostrze. Wartość gwoździ była tak duża, że często palono stare domy, aby przesiać popioły i wydobyć z nich gwoździe. W średniowieczu wprowadzono mechaniczną produkcję gwoździ. Skonstruowano wówczas maszyny tnące gwoździe z blach stalowych i zaopatrujące je w łby. W 1795 roku Jakub Perkins skonstruował maszynę wytwarzającą 60 tysięcy gwoździ tygodniowo. Od tej pory zaczęto wytwarzać je na skale przemysłową i stały się one przedmiotami codziennego użytku.
A tak naprawdę, powstały w XIX-wieku. Dowiodły tego w sposób naukowy badania przeprowadzone w laboratoriach Centre de recherche et de restauration des musées de France w 2008 roku.
Czaszkę przechowywaną w Luwrze sporządzono między 1867 a 1886 r. w Idar-Oberstein w Niemczech, które było w XIX w. sławnym ośrodkiem obróbki kamienia i kryształu górskiego (odmiany kwarcu).
Czaszkę z British Museum przebadano gruntownie już pod koniec lat 90. i także wskazano, że pochodzi ona z Niemiec i została wykonana w 2 połowie XIX wieku.
Ukazała się książka Gerwartha o Heydrichu. Książka ta jednak, jak ktoś naprawdę wgłębił się w Heydricha, wcale taka idealna nie jest. Jednak obecnie o Heydrichu nie znajdzie się nic lepszego bądźmy szczerzy (choć dla mnie Deschner i tak jest numero uno w tej dziedzinie, ale jego biografia ma już parę lat i wiele dokumetów wyleciało na światło dzienne od tego czasu) U Gerwartha Noc Długich Noży potraktowana została przez autora bardzo po macoszemu. Gdzie jest afera z Tuchaczewskim? Gdzie sukcesy Heydricha jako wioślarza w marynarce? Nie ma, a jak coś jest o tych sprawach to bardzo małe wzmianki. To mnie trochę boli i pozostawia spory niedosyt. Dodatkowo są i błędy rzeczowe. Ciotka Heydricha nie nazywała się Iza Jarmy, ale Boriska Lobstein (można by też wspomnieć o niej więcej, szczególnie o jej tragicznej śmierci, ale Gerwarth temat urywa) a widać, że informację tą ściągnął ze starej francuskiej książki o Heydrichu (Skrzypek śmierci tytuł na polski) i nie sprawdził w drezdeńskim archiwum wiarygodności źródła (a mają tam przecież mnóstwo wiadomości o Krantzach, no ale tak się sprawy kończą jak korzysta się tylko z IFZ, Bundesarchivu i archiwum miejskiego w Halle [swoją drogą i tu autor pominął parę ciekawostek] a Drezno zostawia się, bo po co). Nie przeczę, że to książka dobra, ale późniejsze rozdziały jakoś mało opowiadają o Heydrichu, a zamieniają się w dosyć beznamiętny podręcznik na temat drugiej wojny światowej. Nie tego oczekiwałam, mało jest o jego pracy w Monachium… A na to też bardzo liczyłam. I Protektorat też jest wg mnie zrobiony na odwal no się. Nie ma prawie nic o tym jak przeprowadzał szkolenia u Einsatzgruppen… Rozumiem, że nie wszystko da się ująć w jednej książce i, że Gerwarth próbował, ale jak dla mnie jeszcze parę biografii musi zostać napisanych, żeby opus magnum Heydrichowe powstało.
Terminator Genesis to film o miłości cyborga T 800 (podstarzaly Arni) do Sary Connor. Pojawia się Kyle Reese o wyglądzie postapokaliptycznego gladiatora, który T 800 wkurza. Pytanie – czy po Dniu Sądu ocaleni nie glodowali czasem, bo nowy Kyle wygląda jak nakoksowany? To nie film J.Cammerona, ale warto obejrzeć dla Arniego, efektów (155 mil $) i z sentymentu. Ja jestem sentymentalny.
Dziesięć piosenek, które złożyły się na „Hunting High And Low” A-ha zarejestrowali w Eel Pie Studios w angielskim Twickenham, a za produkcję odpowiadali Tony Mansfield, John Ratcliff oraz Alan Tarney. Z krążka pochodzą przebojowe single, dziś będące już klasyką popu – „Take On Me”, „The Sun Always Shines On TV”, „Train Of Thought” oraz „Hunting High And Low”. Debiut dał A-ha nominację do Grammy w 1986 roku w kategorii „Najlepszy debiutant”. Statuetki grupa nie zdobyła, ale za to galę MTV Video Awards opuściło z aż ośmioma nagrodami. Trio było pierwszym artystą z Norwegii, który uzyskał nominację do Grammy.
Ludzie nie tak dawno temu nie byli w stanie ogarnąć umysłem koncepcji kulistości ziemi bo ciężko to było ogarnąć wyobraznia za czasów gdy nie było zdjęć ziemi z kosmosu, a przeciez juz za faraonow byla ta wiedza ale tylko dla wybranych co czerpali z tej wiedzy pieniadze i wladze. Podobnie dzisiaj ciężko im ogarnąć ze coś takiego jak globalny spisek moze mieć miejsce szczególnie jeśli ludzie z tego układu psują szkolnictwo po to by niszczyć kreatywność wyobraźnię czy dociekliwosc u ludzi za młodu by właśnie nie byli w stanie rozwijać abstrakcyjnego myślenia, telewizja tez sie nie przyczynia do rozwoju szarych komórek 🙂
Bardzo ciekawe były losy dwóch głównych redaktorów „Na szerokim świecie”. Naczelny, Marian Dąbrowski wyjechał do Francji tuż przed wybuchem wojny. Odcięty od funduszy, zdołał jeszcze przedostać się do USA i odbył dramatyczną, trwającą niemalże 20 lat tułaczkę, bez pieniędzy, niczym tramp. Zmarł dokładnie w swoje 80. urodziny w Miami. Cóż za straszliwy upadek człowieka, który był w Polsce wielkim panem, założycielem całego wydawnictwa Ilustrowany Kuryer Codzienny, które wydawało „Na szerokim świecie”. To on wprowadził w Polsce instytucję wierszówki. Widział na własne oczy rodzące się USA, wspominając przedwojenne czasy chwały w Polsce. Jego dramat byłby pięknym tematem na film.
Z kolei redaktorem prowadzącym był Anatol Krakowiecki. On z kolei został w Polsce, tuż po jej upadku próbował przedostać się do Węgier. Pojmany, został skierowany do katorżniczego obozu nad Kołymą. Przetrwał dzięki układowi generała Sikorskiego, walczył w armii Andersa, ale był już tak wyczerpany, że zmarł zaraz po wojnie.
Wszystkie banknoty jakie do tej pory powstały na świecie są wykonane z polimeru, z reguły jest to celuloza.
Cóż może być bardziej nostalgicznego jak pamięć o pięknej II RP zniszczonej przez wojnę?
Jeśli okazało by się, że to formy życia bezpośrednio z przestrzeni kosmicznej to można by zakładać, że gdzieś tam w kosmosie dryfują także bardziej złożone organizmy. Kto wie czy w takim wypadku gdzieś w dalekiej przyszłości jakiś badacz by nie odkrył ławic jakiś kosmicznych ryb czy wielorybów :D. Ale to już tematyka SF.
A propos kosmosu. Taka ciekawostka. Astronauci wiedzą jak pachnie przestrzeń kosmiczna. Oczywistym jest, że nie da się powąchać próżni 🙂 ale sterylny skafander zaraz po spacerze kosmicznym już tak. Według astronautów próżnia ma zapach przypominający zapach spawanego metalu połączony (i tu bardzo ciekawe) z grillowanym mięskiem.
Tak jak do niedawna z uporem maniaka wyśmiewano każdego, kto tylko wspomniał o obserwacjach UFO lub o istnieniu innej cywilizacji w Kosmosie obecnie delikatnie poważne instytucje i naukowcy zaczynają to potwierdzać. Nawet NASA choć nie wprost zaczyna mówić, że to i owo jest możliwe. Fakt ten trudno przeoczyć.Czy Was także nie zastanawia to skąd nagle taka zmiana? Możliwe, że przygotowują nas i w końcu dowiemy się czegoś ważnego. Oby to były dobre dla nas wieści.
Zastanawia mnie jaka jest naprawdę szansa iż jakakolwiek inna cywilizacja w odpowiednim okresie czasu używała fal radiowych ? Używanie czegoś tak powolnego w skali kosmosu jest po prostu bezużyteczne – należałoby raczej skupić się nad wymyśleniem sposobu szybszej komunikacji i metod jej podsłuchu.
Lata 70-te ubiegłego wieku to okres dominacji komputerów 8-bitowych. Co prawda w 1974 Intel miał już na rynku swój procesor o oznaczeniu 8080, niemniej pierwsze skrzypce w tamtym okresie grały procesory firm konkurencyjnych. MOS 6502 miał specyfikację bardzo podobną do większości procesorów z tej epoki. Wewnętrznie jest procesorem 8-bitowym, ale posiada szynę adresową o szerokości 16-bitów. Dzięki czemu potrafi adresować do 64kB pamięci. Efektywnej konstrukcji zawdzięcza także niezłą wydajność, ponieważ przy niezbyt wysokim taktowaniu sięgającym raptem 2 MHz potrafił być do 50% szybszy od konkurencyjnych konstrukcji.
Jack Strong nie wziął się z powietrza. Wynikową jego późniejszych postaw i decyzji było wychowanie z duchu patriotycznym oraz katolickim, działalność ojca w AK, a także jego późniejsza śmierć w obozie Sachsenhausen. W końcu wreszcie – świadomość, że zależność od Związku Radzieckiego pociągnie Polskę w otchłań, z której nie ma odwrotu. Kukliński dysponując ogromną wiedzą nie potrafił przejść nad tym do porządku dziennego.
Nie ulega wątpliwości, że pełny dostęp do Akt Blue Book umożliwi po latach pełniejszy wgląd we wszystkie sprawy ufologiczne, którymi program się zajmował. Być może będzie można spojrzeć na niektóre z nich w zupełnie innym świetle. Istnieją setki spraw zaanektowanych przez USAF jako ,,niewyjaśnione”. Dokładna liczba tak na prawdę nie jest znana.
USAF twierdzi, jakoby Blue Book zebrał i udokumentował 12,618 obserwacji, 701 spraw została zaszufladkowana jako ,,niezidentyfikowane”. To daje nam procentowo 5,5 %. Jakkolwiek, oficjalna lista niewyjaśnionych obejmuje tylko 560 przypadków. Wielu badaczy jednak poświęciła sporo czasu analizie Akt Blue Book i doszukało się znacznie większej liczby przebadanych spraw ogółem – 14 tyś, z czego 1600 z nich sklasyfikowano jako ,,niezidentyfikowane”.
Dyskusja, ile spraw USAF zepchnęła pod dywan, uznając za niewyjaśnione, dzięki trudowi Greenewalda ma swój ciąg dalszy. Internauci mogą teraz przeglądać bez ograniczeń akta, bez wybierania się do National Archive bądź opłacania członkostwa na innych stronach.
No i doczekamy się chyba mini epoki lodowcowej. Badacze z NASA na początku 2014 roku poinformowali, że ze Słońcem dzieje się coś nieoczekiwanego. Pod koniec roku sformułowali wniosek: są to takie same warunki jak podczas minimum Maundera. Liczba plam słonecznych maleje w sposób znaczący od 2011 roku, jednocześnie wybuchy na Słońcu są coraz rzadsze. Dlatego można prognozować, że za 40 lat nastąpi nawrót miniepoki lodowej, powtórzy się minimum Maundera i będzie trwało mniej więcej tyle samo – około 70 lat.
Zgodnie z tym czego mnie uczono w szkole paliwem gwiazd jest wodór i hel czyli najbardziej proste pierwiastki jakie znamy, które w procesie spalania wewnątrz gwiazd ulegają przekształceniu w bardziej złożone pierwiastki. Następnie taka gwiazda robi boom i całe te bogactwa są wyrzucane w przestrzeń w postaci gwiezdnego pyłu który po pewnym czasie zaczyna się konsolidować w planety. Ale nie wykluczone, że te skomplikowane pierwiastki kiedyś znów powrócą do prostszej formy, przecież w przyrodzie nic nie ginie i zawsze musi być spełniony warunek równowagi. Tak jak dwutlenek węgla który powstaje przy m.in. spalaniu paliw kopalnianych i drzew, po pewnym czasie znów zaczyna się odkładać w roślinach, które umierają i tworzą osady mineralne, a w końcu mogą ponownie utworzyć paliwa kopalniane. Moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak nieodnawialne zasoby naturalne, są tylko nieodnawialne w rozsądnym przedziale czasu bo przecież w jakiś sposób te wszystkie zasoby musiały się wytworzyć.
Wierzę że podobnie jest w kosmosie, bo przecież cały czas umierają gwiazdy i wciąż rodzą się nowe. Oczywiście istnieje możliwość że gwiezdny „przyrost naturalny” będzie ujemny i czasem doprowadzi do bardzo dużego ochłodzenia wszechświata. I tutaj ja osobiście największe zagrożenie widzę w zbyt dużym oddaleniu się materii od siebie, co uniemożliwi skuteczne pochłonięcie wystarczającej ilości helu i wodoru do zapłonu gwiazdy. Dlatego takie megagalaktyki o których pisałem wyżej mogłyby być szansą.
Oczywiście to wszystko tylko gdybania dwóch laików na temat o którym ludzkość wie bardzo niewiele.
Z trzech podanych wydaje się, że najbardziej prawdopodobna jest ta, która mówi, że wszechświat będzie się rozszerzał i rozszerzał i rozszerzał,…. na to będzie się nakładał drugi proces związany z wygaszaniem gwiazd. Tych już powstaje coraz mniej. Analizując zdjęcia dalekiego wszechświata wykonane przez trzy ogromne teleskopy, japoński Subaru Telescope, należący do Brytyjczyków UKIRT (United Kingdom Infrared Telescope) na Mauna Kea na Hawajach, oraz Very Large Telescope w Chile, astronomowie z Uniwersytetu w Leiden w Holandii doszli do wniosku, że dzisiaj powstaje 30 razy mniej gwiazd niż 11 miliardów lat temu, w okresie największego boomu ich narodzin. Ten wynik nie powinien nikogo zaskakiwać. Przeciwnie, raczej cieszyć, że udało się eksperymentalnie potwierdzić to, z czego dotychczas zdawano sobie sprawę tylko teoretycznie.
Według mnie, jeśli wierzyć naukowcom, że wszechświat jest jak balon, który pod wpływem „jakiejś tam” siły powoduje jego rozszerzanie, a co za tym idzie nastąpi „Wielki wybuch” lub „Zapadnięcie Wszechświata”, to siła jaka wpływa na ten „balon” to nic innego jak pęd cząsteczek światła, które po uderzeniu w granicę wszechświata (bombardowanie), powodują to, że powstaje przymusowe rozciąganie i jak wiadomo, że jeśli po bardzo szybkim bombardowaniu cząsteczkami jakiegoś określonego lub nieokreślonego przedmiotu, co w naszym przypadku jest powłoka wszechświata, dochodzi do częściowego jego rozdarcia, przez co zrozumieć należy „czarną dziurę”, które ów cząsteczki potrafiły ją rozerwać, to wtenczas wszystko to co znajduje się we wszechświecie zostaje wyssane na zewnątrz wszechświata (nicość). Tylko problem w tym, że te „czarne dziury”, są przeważnie bliżej nas niż granica Wszechświata, więc następna teoria jaka mi się tu nasuwa to korytarz czasoprzestrzenny, taka anomalia, która powoduje wydłużenie czarnej dziury wgłąb wszechświata za pomocą tzw.: „korytarza czasoprzestrzennego”. Więc jeżeli będzie to prawdą, to ów korytarz czasoprzestrzenny będzie można w przyszłości użyć, do bardzo szybkiego podróżowania pomiędzy galaktykami, tylko, że trzeba pierwsze go zobaczyć, a później jakimś to sposobem zaczepić się o niego, a następnie go ujarzmić.
Piksele? A co to jest piksela? Piksle! WTF!
Okazuje się przy tym, że gdyby po pierwszej sekundzie życia Wszechświata energia kinetyczna była zaledwie o jedną milionową większa od potencjalnej, to później energia kinetyczna ekspansji zdominowałaby energię potencjalną tak dalece, iż uniemożliwiłoby to powstanie galaktyk, ponieważ całkowita energia obłoków będących „zarodziami” galaktyk byłaby dodatnia. W takim modelu również gwiazdy nigdy nie mogłyby powstać i nie zostałyby wytworzone pierwiastki ciężkie, bez których nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie życia.
Każdy, kto oglądał dokumenty o arkadowych grach komputerowych (The King of Kong, Chasing Ghosts: Beyond the Arcade, The King of Arcades) musi przyznać, że fajnie się to Columbusowi udało odwzorować.
Na Imdb rank Pixeli urósł. To ciekawe, że profesjonaliści wypowiadają się zaskakująco przychylnie o tym filmie, wskazując na wiele ukrytych smaczków, podczas gdy lameria jedzie po nim jak po łysej kobyle i wskazuje, że wielkim dziełem jest kalka Iron Mana wypuszczona teraz jako Ant-Man.
Osobiście nie jestem entuzjastą zasady antropicznej, zgadzam się owszem z faktem o koincydencjach, jednak równie dobrze jak wspomniana zasada może je tłumaczyć czysty przypadek. O ile przypadkowość jest integralną częścią mechaniki kwantowej trudno mówić jednak o przypadkowości w znacznie większych skalach. Zakładając jednak poprawność przewidywań teorii strun mamy do wyboru 10^500 możliwych wszechświatów. Operując na tak dużych liczbach można dojść do wniosków, że obecne w naszym wszechświecie wartości stałych mogły się wziąć z przypadku. Jednak również ta odpowiedź nie jest zadowalająca.
Mogę się mylić w swoich poglądach i nie wstydzę się do tego przyznać, jednak zasada antropiczna moim zdaniem nie spełnia kryteriom satysfakcjonującej odpowiedzi. Prawdą jest to, że w momencie gdy otrzymamy odpowiedź na to elementarne pytanie, z całą pewnością nas ona zadziwi. Oddają to słowa Arthura Eddingtona, które chyba nigdy się nie zestarzeją „Wszechświat nie jest tak dziwny jak sobie wyobrażaliśmy, jest dziwniejszy niż moglibyśmy sobie wyobrażać”.
Widząc trzcinę na brzegu jeziora nie można pytać „A jak to się stało ze trzcina rośnie akurat tu? W tak dobrych dla siebie warunkach. Dlaczego nie próbuje rosnąć przy drodze, w górach, w lesie, w morzu?”.
Otóż próbuje! Wszędzie próbuje rosnąć i wszędzie wysyła swoje potomstwo. Ale tylko tam gdzie warunki są sprzyjające trzcina się rozwinie. Tak samo jest z życiem i nami. Pytanie o to czemu akurat na Ziemi są takie super warunki dla nas jest bez sensu. Po prostu spośród miliardów miliardów możliwych środowisk żyjemy tu ponieważ tu warunki na to pozwoliły, a tam gdzie nam na życie nie pozwalały nas nie ma i nikt o to nie pyta. Zasada antropiczna w interpretacji którą i ja preferuję.
O Koecherze jest bardzo ciekawy film dokumentalny, dostępny w sieci z polskim lektorem.
https://www.youtube.com/watch?v=4e06BQqgAG4
W chwili pojawienia się w Polsce na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych „Gwiezdny kupiec” osiągnął niesamowitą popularność. Prawdopodobnie nie byłoby to możliwe, gdyby musiał konkurować z innymi grami ekonomicznymi w rodzaju „Puerto Rico” czy nawet „Osadnikami z Katanu”. W Polsce „Gwiezdny kupiec” otrzymał na starcie spory kredyt zaufania, który zaprocentował, gdy gracze opanowali zasady. Wraz z „Magią i mieczem” stanowi sztandarowy tandem gier planszowych z minionego okresu.
Stańczyki. Tak naprawdę są to zbudowane przed I wojną światową wiadukty kolejowe. Największe w Polsce mosty. Pomnik megalomanii i nieziszczonych marzeń. Do położonych w północno-wschodnim krańcu mapy Stańczyków jedzie się wąską ścieżką pośród drzew. Opodal są jeziora, pagórki i nagle w oddali wystrzeliwuje dziwaczny kształt czegoś przypominającego rzymskie akwedukty. Kiedyś podobno przejechała nawet tędy kolej.
Jak pisze Edward Stawecki w przewodniku ?Śladami rominckiego jelenia?: Nagle, po jednej z błyskawic potężny wybuch wyniósł pod niebo potężny słup wody i błota. Olbrzymie niejednokrotnie stutonowe pacyny błota rozrzucone zostały po okolicy w promieniu 200 metrów. Mniejsze spadły nawet na pobliskie zabudowania. Przestraszeni i zdezorientowani ludzie myśleli, że to wojna. Że Stańczyki zza pobliskiej granicy ostrzeliwuje polska artyleria. Sądzono, że trwający w owym czasie w Polsce konflikt wewnętrzny związany z przewrotem majowym Piłsudskiego wyszedł poza granice kraju.
Jeszcze przez dwa miesiące błoto utrzymywało sie na powierzchni wody, by 21 sierpnia ponownie osiąść na dnie. Przybyli na miejsce zdarzenia naukowcy z królewieckiego uniwersytetu ?Albertinum? orzekli, że w wyniku gwałtownego spadku ciśnienia z grubych pokładów jeziornego, nagromadzonego przez setki lat mułu uwolnił się łatwopalny gaz blotny zwany metanem. Jego podpalenie, czego skutkiem był wspomniany wybuch spowodowała iskra z wyładowania atmosferycznego. Przeprowadzone przez nich badania obaliły tym samym niedorzeczne spekulacje, co o wulkanicznego pochodzenie jeziorka.
Jestem bardzo ciekawy, kto wpadł na „genialny” pomysł ustawienia na moście kolejowym w Stańczykach latarni ! Latarni, których nigdy nie było. Zamiast torów- kostka, remont wykonany w sposób urągający zasadom!! Jest to własność prywatna ale jakieś zasady obowiązują. Koszmar.
Chmury, zwłaszcza o zachodzie słońca, mieniły się najróżniejszymi kolorami. Niebo wyglądało, jak podczas zorzy polarnej. Ludzie wiedzieli, że stało się coś niepokojącego, ponieważ w naturalnych warunkach takich barw i rozjaśnienia nie można zaobserwować.
Aż żałuję, że mnie tam nie było 🙂
ZSRR samo się zatrzymało… Zresztą jak chcemy mówić o szpiegach to lepiej pogadać o tych rosyjskich – byli wszędzie, ale jednak ten jeden amerykaniec w szeregach rusków to musiał być ogromny sukces (czyt. super fart) dla CIA.
No cóż, Sowieci zrobili bombą na oko, bez wcześniejszych obliczeń. Dobrze, że nie skończyło się to ogólnoświatową katastrofą. Lepiej dla świata byłoby, gdyby ruscy nie zajmowali się niczym bardziej skomplikowanym niż konstrukcja cepa.
Mylisz się. Doskonale znali mozliwosci bomby, ktora mogła osiągnąć moc nawet dwukrotnie wyższą. Ostatecznie zdecydowali się ograniczyć do 50 Mt. Co ciekawe największy wybuch nuklearny USA był „wypadkiem przy pracy”. Przewidywany wybuch między 4 a 8 Mt okazał się mieć 15 Mt – operacja Castle Bravo.
Odpalili to świństwo zaraz po dojściu JFK do władzy. Coby wiedział.
Ciężko jest znaleźć precyzyjne informacje niektóre źródła podają że bomba miała 50 a niektóre ze 60 MT – faktycznie miała ok 57MT. obszar zniszczeń miał średnicę ok 180 km.Z 370 km od miejsca eksplozji wystąpiły by jeszcze oparzenia 3 stopnia (pl wikipedia podaje że ze 100 km o_O), a ogólne skutki wybuchu bomby wystąpiły na średnicy 500 km (pl wikipedia podaje że błysk był widoczny z odległości 900 km).
Wydaje mi się , że największym problemem do wprowadzenia tego urządzenia do masowej produkcji stanowiły względy bezpieczeństwa. Tak na chłopski rozum, bez żadnego zabezpieczenia wystarczyło zbytnio nachylić platformę pod kątem by stracić nad nią kontrolę. Dziś przy wykorzystaniu GPS myślę , że łatwiej by było wprowadzić zabezpieczenia utrzymujące platformę w stabilnej pozycji. Wystarczyłoby odrobinę chęci, a klienci z pewnością by się na to znaleźli.
Co ciekawe, ślady tego zdarzenia mamy też w Polsce. W najbardziej znanych polskich odsłonięciach skał z pogranicza kredy i paleogenu koło Kazimierza Dolnego doszło bowiem do rozmycia kluczowych warstw geologicznych. Jednak Marcin Machalski z Instytutu Paleobiologii PAN od pewnego czasu wskazywał na przesłanki paleontologiczne i geologiczne świadczące o istnieniu bardziej kompletnego zapisu geologicznego z pogranicza K–Pg na wschodzie naszego kraju. Jednym z punktów wytypowanych przez niego do dalszych badań był nieczynny kamieniołom w Lechówce koło Chełma, gdzie eksploatowano niegdyś surowiec do produkcji dynamitu (tzw. opokę odwapnioną).
Kompleksowym badaniem stanowiska Lechówka zajął się zespół kierowany przez Grzegorza Rackiego z Instytutu Paleobiologii PAN, w skład którego weszli wspomniany już Marcin Machalski, Christian Koeberl z Universität Wien oraz Marian Harasimiuk z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. W artykule zamieszczonym na stronie internetowej kwartalnika Acta Palaeontologica Polonica naukowcy donoszą o odkryciu anomalii irydowej w Lechówce.
Przeprowadzone w Austrii pomiary laboratoryjne wskazują, że koncentracja irydu sięga w Lechówce 10 ppb, jest więc mniej więcej taka sama jak w Gubbio. Jednak nie wszystko w Lechówce pasuje do sytuacji w Gubbio i innych stanowiskach z pogranicza K–Pg. Iryd wykazuje tu bowiem względnie dużą redystrybucję w stosunku do przypuszczalnego stanu pierwotnego wywołanego impaktem. Największa anomalia irydowa w Lechówce występuje nie w ile granicznym, ale 10 cm niżej, a więc jeszcze w skałach należących do okresu kredowego. Zespół Rackiego tłumaczy to skomplikowaną historią geologiczną rejonu Lechówki. Tutejsze skały zostały bowiem silnie zmienione (odwapnione) przez wody krążące w węglanowym masywie skalnym. Decydujące znaczenie dla tego zjawiska miał zapewne okres kilku milionów lat na początku paleogenu, gdy na obszarze Polski panował wilgotny, tropikalny klimat. To zapewne wtedy koncentracja „kosmicznych” pierwiastków, związana pierwotnie z warstwą iłu granicznego, została silnie zmodyfikowana na skutek ich wtórnej migracji.
Wyniki badań w Lechówce wskazują, że w pewnych warunkach iryd mógł przemieszczać się i ponownie koncentrować w poziomach niezwiązanych z impaktem i wielkim wymieraniem. Ten zaskakujący wniosek jest sprzeczny z powszechnie panującym poglądem o stabilności anomalii irydowej w zapisie kopalnym. Poznanie procesów migracji platynowców wymaga z pewnością dalszych badań. Jednak już teraz można stwierdzić, że polski wkład w odkrycie tajemnic wielkiego wymierania sprzed 65 mln lat będzie większy, niż się można było spodziewać.
To niesamowite, że ta teoria wciąż ściera się z konkurencyjną, że wymieranie dinozaurów było procesem, na który meteoryt miał tylko pomniejszy wpływ.
Nibiru – oznacza – „Porywca jej wnętrzności”.Gdyby ów porywca rzeczywiście zderzył się z Tiamat sam również by się rozpadł i by go nie było, łącznie z tematem.
W naszym układzie był kiedyś na miejscu obecnej gwiazdy mały , niestabilny,czerwony lub brązowy karzeł, dlatego życia na planetach nie było. Były oblodzone łącznie z Oceanem- czyli Ziemią.
Marduk , piąty, wielki gazowy olbrzym nabierał masy, aż w pewnym momencie przekroczył punkt krytyczny i zapalił się, o czym pisze dokładnie w Enuma Elisz, , następnie pochłonął tego karła zajmując jego miejsce,(na szczęście! Pisze, że to dzięki Mardukowi- ( światło i ciepło dużej gwiazdy) powstały rośliny , zwierzęta …o ludziach mowy nie ma))….Być może ten gazowy olbrzym rozbił grawitacją Tiamat , ale dlaczego inne planety nie ucierpiały? Wtedy było, tak zwane, Wielkie Bombardowanie w układzie.,
Krew rozbitej planety , zapewne żelazne jądro(czerwone), pozostałość po Tiamat , wydalono z naszego układu , skierowano gdzieś w kosmos…(Kto to zrobił?) Jest też mowa o jakiejś mrocznej ziemi…i o skierowaniu jednego ze szczątków Tiamat na Ocean(Ziemia).i wybudowaniu tam siedziby dla bogów na podobieństwo tej z „nieba”. .Anu, Bel, Ea (Anabela to połączenie trzech imion w jedno, znane).
Enuma Elisz , to bardzo stary przekaz.W ciągu milionów lat bywał przeinaczany , dopasowywano go do panujących warunków, i dlatego jest tak zagmatwany, nie mówiąc już o współczesnym tłumaczeniu.
Analizowałam go wiele razy zestawiając z nauką.To mądra rzecz, wiele mówiąca o początkach naszego układu, ale do końca nierozszyfrowana.
Nibiru, porywca jej wnętrzności, ..Tiamat eksplodowała , gdyż wwiercono się pod jej skorupę sięgając jądra,a te mogło wystrzelić jak gigantyczny wulkan i rozerwało planetę.Jedynym Nibiru może być, lecz nie musi, jedynie jakaś ocalała część jądra planety Tiamat- na której panowała wielka cywilizacja która wraz z planetą zginęła.Tiamat w zemście , podczas wojny , pozbawiła Marsa atmosfery, „osuszyła wody, spaliła jego powierzchnię, zmiotła tamaryszki i przecięła ciało ziemi na pół…a czarne popioły leżą do dzisiaj” –
Należy też zaznajomić się z tekstami z Edfu…początki nieporadnego stawiania pierwszych kroków na małej , wulkanicznej wyspie, która, zginęła…Pozyskany ląd z Tiamat nie scalił się z jądrem Ziemi, rozbił przy upadku, i dlatego mamy teraz wiele, wędrujących kontynentów…Nie ma takiego przypadku na żadnym ciele niebieskim w naszym układzie.
Pozdrawiam wszystkich wielbicieli prehistorii i życzę owocnych poszukiwań.To fascynujące zajęcie i jakże pożyteczne dla tych co dopiero rozpoczynają przygodę z tą dziedziną nauki.
Jedna z megalomańskich, ale niezbyt użytecznych broni Hitlera. Transport i obsługa były niewspółmiernie duże w stosunku do efektów.
Jedyny budynek w Warszawie, który przetrwał strzał z pocisku Tora, to był gmach Prudentialu. Poza tym, pewnego razu pocisk Karla nie wybuchł, dzięki czemu w ręce powstańców wpadło wówczas około 300 kg trotylu, który posłużył do produkcji „filipinek” (taki granat domowej roboty).
Wylewka w Parku Sowińskiego nie jest w żaden sposób związana z „Ziu”. Po pierwsze, trzeba by ją przygotować z dużym wyprzedzeniem (trzy, cztery tygodnie w warunkach bojowych to naprawdę sporo czasu), aby beton nie rozwalił się po kilku strzałach. Po drugie, pojazd o trakcji gąsienicowej ma na betonie dużo mniejszą przyczepność niż na gruncie, na którym ustabilizowałby się po kilku strzałach. Na betonie ciągle trzeba by wprowadzać poprawki ze względu na przesunięcia wynikłe z odrzutu. Po trzecie, na wszystkich zdjęciach przedstawiających „Ziu” ostrzeliwującego Warszawę widać, że stoi on na trawie, a nie na betonie.
Wydaje się, że teorię kolapsów można włożyć do kosza po tym, gdy okazało się, że galaktyki uciekają od siebie coraz szybciej. Skoro po miliardach lat tempo rozszerzania się Wszechświata rośnie, trudno oczekiwać, że nagle zacznie zwalniać.
Samo powstanie naprawdę nie miało sensu, ponieważ nie miało określonego celu. No bo co, wyparcie Niemców i czekanie na Sowietów? Liczenie na dobrą wolę Stalina? Mrzonki. Gdyby naczelny wódz, generał Sosnkowski zdecydowanie zabronił wybuchu powstania, to prawdopodobnie, by nie wybuchło, ponieważ dowództwo AK podlegało mu, ale skoro przedłużył pobyt u gen. Władysława Andersa, to decyzja znalazła się w gestii władz politycznych w Londynie (rządu Mikołajczyka). Te z kolei scedowały ją na delegata rządu w porozumieniu z dowództwem AK.
Jeśli ten tunel wchodzi w piramidę Cheopsa to potrzebna jest rewizja jego planu komnat i korytarzy.
„Grobowiec Tutanchamona leżał trochę z dala od Doliny Królów, pewnie dlatego przetrwał.” – nieprawda! Leży w samym środku Doliny Królów, ale wejście było pokryte ogromną masą gruzu z wykopanych w późniejszym czasie grobowców.
Największy cymes jest związany z komnatą zapisków, która znajduje się albo w Wielkiej Piramidzie albo pod Sfinksem.
O korytarzach pod piramidami w Teotihuacán też jakoś cicho.
Po prostu kopią powoli acz systematycznie. Mają plan. http://www.tunguska.pl/u-wrot-zmarlego-krola/
Stonehenge powstało w drugiej połowie XX wieku. Polecam podzukać hasła „stonehenge 1954”.
Możecie sami sprawdzić czy ten wynalazek jest coś wart, proponuje mały eksperyment, przygotować dwa kawałki surowego mięsa, jeden zappować w regularnych odstępach czasowych a drugi nie. Do tego celu warto posłużyć się uniwersalnym zapperem który wysyła wszystkie częstotliwości np zapper nunczako, mógłbym polecić coś innego jak medikzap itp, ale są to urządzenia 6-10 razy droższe.
Po upływie powiedzmy 3 dni porównać owe kawąłki
Pozdr
Według księgi Chitat budowniczym Wielkiej Piramidy był Henoch, co między innymi potwierdza XIV wieczny badacz i podróżnik Ibn Battuta.
Trudno było się dostać do tych tuneli nawet robotom, ze względu na trwałe zabezpieczania i potrójne drzwi… i szczerze powiedziawszy to ja również wątpię, że piramidy w Gizie zbudował człowiek. Już bardziej rzetelna wydawałaby mi się teoria, że zbudowali je przybysze z gwiazd: Alnilam, Alnitak i Mintaka. (czy innych oczywiście, ale zwracając uwagę na symetryczne podobieństwo z pasem Oriona, wypadałoby zwrócić uwagę najpierw na nie.) „(…)co pozwoliło stwierdzić, iż zostały one wypolerowane od wewnętrznej strony i zaopatrzone w miedziane uchwyty do otwierania” – bo ciekawe jakby np. tego dokonali Egipcjanie, skoro nie mogli się nawet tam zmienić? Naukowcy naśmiewali się z Ericha von Danikena, ale czy n a u k o w c y nie wiedzą, że nie można niczego nigdy lekceważyć? No na logikę! To się nie trzyma kupy. Dzisiaj nie wyrobilibyśmy się z budową tych piramid w czasie szacowanym przez naukowców, a co dopiero tysiące lat temu. Gadanie, że kiedyś ludzie byli bardziej pracowici można zripostować pytaniem – co ma piernik do wiatraka? Byli bardziej pracowici, ale chyba nie pracowali z prędkością światła, nie mieli lepszej technologii niż ówczesna, nie byli istotami nadprzyrodzonymi o mocy tworzenia czegoś z niczego!? Ugh. Nie rozumiem punktu widzenia krytyków, którzy kategorycznie temu wszystkiemu zaprzeczają. Nazywają się naukowcami, a przecież sami zaśmiecają naukę. To, że w wizji przybycia i działań architektonicznych(i nie tylko kosmitów) nie ma większego sensu, to może i prawda, bo po co mieliby to robić. Jakie mieli z tego zyski? (a może byli istotami nie tak perfidnymi jak my i nie oczekiwali zysków?) – to wcale nie oznacza, że teoria o tym, że dokonali tego Egipcjanie, jest prawidłowa, bo ona się jeszcze bardziej nie „trzyma kupy”.
Gdy mowa o piramidach, zawsze zadaję sceptykom to samo pytanie: gdzie jest choćby najmniejszy ślad waszej słynnej wielkiej rampy, po której tabuny robotników taszczyły kamienne bloki? O ile ja się orientuję, niczego takiego nie znaleziono.
Piramidy obsypywano piaskiem, gdy wznoszono jej kolejne piętra.
XD a tunele w środku jak zrobili z taką precyzją?
Ehh wszędzie teorie spiskowe i kosmici. Nie wiem dlaczego dzisiaj ludzie są tak zadufani w sobie i nie potrafią zaakceptować, że kilka tysięcy lat temu ludzie byli równie inteligentni i potrafili tworzyć budowle zapierające dech w piersiach. Po pierwsze trzeba zrozumieć kto i dla kogo budował piramidy. Piramidy miały być pośmiertnym domem budowanym przez ludzi dla boga. Domem który miał być bramą w zaświaty i wytrzymać wieczność. Dlatego też duża część budowniczych nie była niewolnikami. W okolicach piramid znajdują się pozostałości całych wiosek budowlańców. Z taką motywacją, przy nieograniczonej sile ludzkiej i prawie nieograniczonym czasie, wszystko było możliwe. Co do samego sposobu budowania, piramidy powstawały prawdopodobnie przy użyciu spiralnej rampy, która rosła wraz z wiekiem budowli (patrz załącznik). Kamienie transportowano ma drewnianych belkach. Większość osób o tym nie wie, ale nie wszystkie kamienie użyte do budowy piramid są obciosane na kwadratowo. Tam gdzie nie było to potrzebne czyli pomiędzy ścianami zewnętrznymi a wewnętrznymi kamienie są nieforemne, ale układane tak, żeby do siebie pasowały ( takie kamienne puzzle). Ostatni widziałem film niby udowodniający, że Egipcjanie musieli używać maszyn do ciecia kamieni bo ich narzędzia wykonane z brązu nie przecięły by granitu ani innych twardych kamieni. I fakt nie przecięłyby, dlatego używano granitowych młotków i dłut, którymi powoli i metodycznie skuwano skałę. Potem tylko polerka piachem i gotowe. 20 lat i grupka ludzi spokojnie dała radę obrobić tyle granitu żeby starczyło na wnętrze grobowca 🙂 Co do matematycznej foremności piramid i rożnych dziwnych obrazów na jej wnętrzach (niby obcy), to też żadna magia. To że zbudowali je ludzie żyjący tysiące lat temu nie oznacza, że byli idiotami. Niestety ale świat wiele wiedzy utracił wraz z upadkiem starożytnych cywilizacji, a jeszcze więcej w pożarach miast i bibliotek, przez co matematykę i astronomię musieliśmy odkrywać prawie na nowo. Kto wie jaką wiedzę straciliśmy na przegniłych papirusach, albo w pożarze biblioteki aleksandryjskiej. Egipcjanom tak samo jak i nam nie brakowało również wyobraźni. Dzisiaj nie powiesz, że skoro powstał film o żółtym misiu lubiącym miodek i tygrysie skaczącym na ogonie to znaczy, że ktoś ich widział i takie stworzonka żyją gdzieś w stumilowym lesie.
Podobnie z egipskimi obrazami postaci z głowami zwierząt i wielkimi oczami. W hieroglifach pojawiają się nawet postacie dla nas przypominające ludzi w skafandrach kosmicznych. Tylko, że one przypominają ludzi w skafandrach tylko nam, bo takich ludzi widzieliśmy. 200 lat temu ktoś powiedziałby, że to nurek albo człowiek z bańką na głowie i plecakiem. 1000 lat temu, że to człowiek z ogromną głową niosący prostokątny kamień. Kto wie, może w Egipcie ktoś próbował nurkować z napompowanym żołądkiem na głowie i skórzanym workiem powietrza na plecach 😉 Sposób w jaki postrzegamy symbole definiują czasy w jakich żyjemy. Na przykład teraz w Europie swastyka kojarzy nam się głównie z nazistami, a jeszcze 100 lat temu był to symbol szczęścia i pomyślności. W wielu skansenach na belkach stropowych i przy wejściach do domów można znaleźć swastyki, a w Indiach do tej pory jest to popularny symbol szczęścia i noszenie go na koszulce nikogo nie obrazi, ani nie zdziwi.
niektórzy w imie chwilowej sławy igrają z życiem całego świata.
Też bym się nie wychylał. Poznanie niżej rozwiniętej cywilizacji nic by nam nie dało, a wyższa by z miejsca zaczęła kolonizację.
Nie możesz porównać innych cywilizacji do ludzkiej tak więc myślenie o skolonizowaniu ziemi przez bardziej rozwiniętą cywilizacją jest tylko twoim lękiem pierwotnym przed nieznanym. Inne cywilizacje mogą być na tyle rozwinięte gdzie nie panuje przemoc i chęć podboju jaka rządzi prymitywną ludzką rasą.
Już posłaliśmy przekaz 😉 W 2008 roku podupadający portal Bebo postanowił zrobić sobie reklame, wynają Ukraiński radioteleskop RT-70 ogromnej mocy i wysłał wiadomości od swoich uzytkowników w kierunku Gliese 581c. Znalazło się tam miedzy innymi zdjecie George W Busha jako ilustracja „evil” 😉 Po za tym dużo głupich wypowiedzi urzytkowników Bebo o życiu na ziemi. Wiadomość dotrze w 2029, jak kosmici odczytają te głupoty mamy gwarantowana inwazje gdzieś około 2050 😉 😉
kolonizacja znaczy dla czesci zasymilowanie sie [przejecie techniki i ogolnie rozwoj, bo wprowadza sie rzeczy ktore uwaza za sluszne] a dla reszty zaglade tylko dla tego ze chcieli pozostac w tzw. średniowieczu… dobra czesc spoleczenstwa zgarnia granty z kontaktu a ci co trwaja przy postrzeganiu obecnego stanu rzeczy jako kwintesencje naszego istnienia [czyt. tzw. mochery/konserwatysci] nie przedluzaja swoich genów… sytuacja win-win… wiec czemu nie?
Chyba ze koegzystencja bedzie niemozliwa lub nieoplacalna dla najeźdźców i wyrzna wszystkich w pień.
Zakładając, że istnieje jakaś pozaziemska cywilizacja… jaki mieliby interes do nas przylecieć i wyciąć nas w pień? Skoro są tak zaawansowani technologicznie, że potrafiliby do nas przylecieć co by zyskali nas mordując? Bo przecież nie surowce, wszechświat albo nawet nasza galaktyka jest tak rozległa, że znaleźliby je na innej planecie bez problemu skoro do nas dotarli. Można założyć również, że będą bardziej inteligentni i cywilizowani (jeżeli można to tak określić) niż my. Bo bajeczki przedstawiane w filmach zawsze przedstawiają tą inną inteligentną formę życia jako przygłupich kosmitów co zawsze dadzą się podejść i zniszczyć.
podstawową odpowiedzią na pytanie komu to potrzebne (nawiązanie kontaktu) jest niestety konstatacja, że głównie tzw. politykom oraz inym mendom wiodącym pasożytniczy tryb życia.
wyciąganie wniosków z naszej historii (tfu!) „rozwoju” jest jedynym rozsądnym podejściem za co wielki szacun dla Pana Profesora, bo reszta wg mnie jest jedynie chciejstwem nieświadomie manifestowanym w arogancji gatunku.
Przydałoby się podać autora grafiki. Widziałem to już kiedyś na DeviantArt.
A dlaczego w świadomości słowian nie rodzi się potrzeba by Niemcy (nie naziści) spłacili, uregulowali dług za zniszczenia jakie dokonali na naszych ziemiach? Ile już lat upłynęło i Niemcy urośli w siłę a wojnę przegrały przecież, urosły w siłę więc najwyższy czas upomnieć się o swoje. Czekamy aż tego dokona polskojęzyczny rząd? Ten czy wcześniejsze rządy nie działają w Polskim interesie. Chazarzy za swoich się upominają cały czas a Holocaust na Słowianach do dziś jakby mało istotny był. Kiedyś Duma Narodów dziś niewolnik na „własnych” ziemiach bez honoru i dumy jaką mieli nasi przodkowie. Do pięt nie dorastamy naszym przodkom wstyd powinno być nam że przelali krew za nas ludzi bez jakiejkolwiek świadomości.
Nasze podejście do cywilizacji pozaziemskich zostało mocno skrzywione przez tzw. epokę informacji, w której rzekomo się znajdujemy. Otóż świat naukowy powziął, niemalże jednogłośnie, przekonanie jakoby życie czy też jego wysoka/inteligenta forma było nierozerwalnie związane z „przesyłaniem informacji”. Tymczasem istnieje wiele możliwości alternatywnych. Jedną z nich jest koncepcja istot żyjących w epoce postinformacyjnej – znużonych ciągłymi próbami nawiązania kontaktu między sobą a także z innymi światami. Taka cywilizacja skupia się już tylko na hedonistyczno-biologicznym gotowaniu się we własnym sosie. Scenariusz ten nie jest wcale niemożliwy na Ziemi – eksploracja Kosmosu wydaje się ponad nasze siły ekonomiczno-technologiczne a i znużenie egzystencją zaczyna ogarniać młode pokolenie – coraz częściej mówi się o popełnieniu zbiorowego samobójstwa przez wyczerpanych nadmiarem wiedzy i bezsensem istnienia ziemian. Wrócimy więc do zbieractwa i energii wiatrowej a w gwiazdy będziemy patrzeć dla przyjemności. Takich cywilizacji może być we Wszechświecie mnóstwo – bardzo bowiem możliwe że eksploracja kosmosu na duże odległości przez cokolwiek innego niż odłamki skalne jest po prostu niemożliwa. Możliwe też że jak najbardziej biologiczne mózgi doprowadzą nas do jak najbardziej biologicznego i staroświeckiego szaleństwa zanim przekształcimy się w maszyny i ze scenariuszy s-f wyjdzie przysłowiowa dupa zbita. A kulę ziemską opanują mrówki i bakterie, które jak wszystkie mrówki i bakterie zaludniające nasz Wszechświat niewiele myślą o odległych gwiazdach, za to z powodzeniem żrą i się rozmnażają.
http://cicada3301.org/
You are a being unto yourself.
You are a law unto yourself.
Each intelligence is holy.
For all that lives is holy
Stronka http://cicada3301.org/ działa, ale nie jest dla mnie jasne, co ci lub inni śmieszni ludzie tym razem kombinują.
Tak, wszystko wskazuje na to, że Cicada znów ruszyła. Tutaj jest wątek najnowszej dyskusji.
http://uncovering-cicada.wikia.com/wiki/MAIN_MENU_OF_PAGES_FOR_CICADA_2015
Największą tajemnicą, utrzymywaną – nomen omen – w tajemnicy przez różnorakich samozwańczych kapłanów tego świata jest…brak tajemnicy. Wszystko jest proste i oczywiste jak goła dupa z dowcipu Mleczki.
Spiski, zagadki, tajemnice, mity… Myślenie symboliczne jest cechą społeczeństw prymitywnych.
Jasne, że po ucieczce goście musieli się ukrywać (chociaż oczywiście kara śmierci im za to nie groziła, nie wiem skąd ci się to wzięło, ale długoletnie wyroki więzienia to na pewno). Tylko czy daliby radę ukrywać się z górą 50 lat? W dokumencie o ucieczce, a i również w tekście na T, któryś z tych US Marshalls powiedział dosyć mądrą rzecz: wszyscy trzej uciekinierzy byli recydywistami, zawodowymi przestępcami, którzy nic innego nie umieli i chyba też nie chcieli robić. A tymczasem po ucieczce na przestrzeni dziesiątków lat nie znaleziono żadnych śladów tych gości w związku z jakimkolwiek przestępstwem. Czyli co, stali się nagle praworządnymi obywatelami i zaczęli żyć z uczciwej pracy? Tak na nich więzienie wpłynęło, ze się w pełni zresocjalizowali? Wydaje się to mało prawdopodobne (chociaż oczywiście możliwe).
Rząd Stanów Zjednoczonych ukrywał te fakty przed opinią publiczną. Ba, nawet w dokumentach rządowych dopiero w 1969 oficjalnie odnotowano to wydarzenie. O sprawie dowiadujemy się dzięki dziennikarzowi Eric’owi Schlosserowi, który uzyskał dostęp do dokumentów powołując się na ustawę wolnego dostępu do informacji, która od jakiegoś czasu umożliwia dziennikarzom w Stanach uzyskiwanie dostępu do tego co przez lata skrzętnie ukrywano przed opinią publiczną. Wiele czytamy rożnych ciekawostek, ale takie wieści gdzie czarno na białym widać jak niewiele dzieliło ludzi od katastrofy dają do myślenia. Ile jeszcze innych rzeczy wokół dzieli lub dzieliło nas o włos od katastrofy i się o tym nigdy nie dowiemy?
Z Netflix byłbym ostrożny. Zdaje się, że do dziś nie wychodzą na zero.
Chyba już wyszli 🙂
Prawda jest inna radzę poszperać.
Marynarka licznie zgromadzona nie wsparła wywrotowców, dlaczego?
O operacji wiedział rosyjski wywiad, Rosjanie zagrali z Kennedym w szachy, wyczekali do samego końca a gdy operacja nabrała rozpędu skontaktowali się z amerykanami i stwierdzili że jeśli Ameryczka zaatakuje zaprzyjaźnione państwo to Rosja w podobnej sile i proporcjach zaatakuje Izrael,
W Białej Chacie przyszło opamiętanie i Kennedy zakazał amerykańskiego wsparcia.
Antycypowaliście temat złotego pociągu :))
Złoty pociąg to nędzne resztki z suto zastawionego stołu :-))
Jestem przekonany, że gdyby badany miał napisaną na kartce listę poleceń, które ma wykonywać w zależności od reakcji ucznia oraz kamery w swoim pomieszczeniu i w pomieszczeniu „ucznia” – co dawało by mu przekonanie, że ktoś czuwa, by „uczniowi” nie stała się prawdziwa krzywda (a jeszcze lepiej podłączone jakieś maszynki do badania pracy serca) wyniki nie zmieniły by się znacząco. Żaden autorytet nie jest potrzebny. Jedynie poczucie braku odpowiedzialności za urazy „ucznia”.
Te tereny to istna kopalnia ciekawych historii – zresztą mitów i legend o kompleksach w Osówce i Walimiu jest tyle że po prostu można byłoby zrobić kilkadziesiąt filmów dokumentalnych. Ogólnie ciekawy jest fakt, że Niemcy pracowali do samego końca – nawet po upadku Berlina. Istnieje sporo informacji o tym, że tuż przed natarciem wojsk radzieckich spoko tuneli pośpiesznie zasypano lub po prostu wysadzono w powietrze.
Istnieje taka „urban legend”, że pod kompleksem Włodarz istnieje drugi kompleks o podobnych wymiarach zaminowany za wojska radzieckie. Ile w tym prawdy – chyba nikt nie wie. Wiadomo na pewno, że rudy uranu było i wciąż nadal jest tutaj pełno.
Susan Denberg jest jedną z legend ze styku świata filmu i branży playboyowej. Krążą legendy, że już nie żyje, ale nie ma dowodów, przez co oficjalne źródła uznają, że jednak żyje. Nie daje znaku życia, jej filmografia urwała się w 1967 roku, czyli na Frankensteinie. Ostatnie relacje sprzed wielu lat mówiły, że jest w depresji, zamknięta w swoim domu w Klagenfurcie. A urodziła się w obecnie polskim Połczynie Zdroju w zachodniopomorskim.
Denberg żyje, plotki o jej rzekomym przedawkowaniu narkotyków to sprawa sprzed pół wieku. Wszystko wskazuje na to, że żyje w Klagenfurcie, tylko pod swoim prawdziwym imieniem Dietlinde Zechner. Filmem nie zajmuje się od 50 lat.
A tak przy okazji wiesz może coś o Concordii ? Są tam silosy ale nie wiem do czego (prawdopodobnie do testowania silników rakietowych i były tam jakieś biologiczne testy przeprowadzane na jeńcach). A co do Riese to wydaje mi się że nie mogła być konstruowana tak zwana Wuderwaffe czyli Bomba Atomowa bo jedyny uran jaki mieli, został przeznaczony na prowizoryczny reaktor atomowy i przede wszystkim nie weszłyby do kompleksów ani nie wjechały prefabrykaty do składania bomby atomowej. Mogła tam byś konstruowana jakaś broń szturmowa lub coś w tym rodzaju.
Hazel Court zupełnie oficjalnie zmarła w 2008 roku. Podobno za czasów świetności otrzymywała od fanów około 100 listów w ciągu jednego miesiąca. Na każdy odpisywała. Curt przyszła na świat 10 lutego 1926 roku w angielskim mieście Sutton Coldfield, jako córka słynnego gracza krykieta. Gdy była nastolatką została wychwycona przez organizację J. Arthura Ranka, właściciela studia filmowego i teatrów.
W internecie rodzą się różne dezinformacje, ślepe wątki i inne bzdury. Autor poniższego filmiku sugeruje, że zdjęcie Mary Moorman wykonała w rzeczywistości Babushka Lady. Nawet pobieżna obserwacja kątów pozwala jednak stwierdzić, że to bzdura. Obie panie stały od siebie o jakieś 20 metrów i z punktu widzenia Babushki wszystko wyglądałoby nieco inaczej.
https://www.youtube.com/watch?v=lmo9imzfksQ
To w oczywisty sposób bzdura. Natomiast jeśli chodzi o Babuszkę, to im więcej jej zdjęć się poznaje, tym większa tajemnica spowija tę postać. Otóż zobaczcie na przykład foto z podanego linku (to na samej górze). Pokazuje ono świat Dealey Plaza kilkadziesiąt sekund, może kilka minut po zamachu. Wszyscy są zszokowani, świadkowie leżą na ziemi, a tymczasem Babuszka… dalej filmuje. To zupełnie niesamowite ujęcie. Śmierć JFK wydaje się, że zupełnie nie zrobiła na niej wrażenia.
Jako kontrapunkt podajmy, że według Wołoszańskiego złotego pociągu tam nie ma.
http://www.woloszanski.com/Blog/Wpis/Zloty-pociag/
To jest zdjęcie lidarowe a nie georadarowe. Nic nie reprezentuje oprócz życzenia patrzącego
Będzie tak jak z Troją Schliemanna. Śmieszne, majaczenia, mity, a gdy się odnajdzie – było pewne, że w końcu ktoś to odkopie.
sasa: Dokładnie
Dzisiejszy Fakt zdaje relację Tadeusza Słowikowskiego. Tuż po wojnie od innych Niemców pan Tadeusz usłyszał, że 5 maja 1945 roku, na kilka dni przed wkroczeniem Armii Czerwonej, ktoś wymordował całą rodzinę Niemców, mieszkającą blisko 61. kilometra. Ich dom zburzono, a gruz został użyty do zasypania wejścia do tunelu.
Tunel ma się znajdować między 60. i 61-szym kilometrem trasy Wałbrzych – Wrocław, a dawnym PGR Lubiechów. Gdyby stanąć na torach, mając stację Szczawienko za plecami, po prawej stronie będziemy mieć górę Paluch, a po lewej, gdzieś pod ziemią… „złoty pociąg”. Tunel zbudowany został około 20 metrów pod ziemią, co wynika ze sporządzonego przekroju tego terenu. Obecnie tego miejsca strzegą służby.
tu jest taki problem, że to cały pociąg – sam jako zabytek pewnie sporo warty, więc nawet jeśli to jakiś inny pancerny, bez cennego towaru to choćby 10% byłoby sporą nagrodą. Jednak takiego pociągu nie wydobędziesz niepostrzeżenie, mógłbyś ewentualnie powynosić broń i inne szpargały, a resztę zostawić i nikomu nie mówić. I tu się pojawia pewnie kłopot – fanatyk historii zapewne nie chciałby żeby taki zabytek dalej gnił w ziemi, pewnie nawet by mieli opory przed sprzedaniem na czarnym rynku bardziej wartościowych przedmiotów po to by na zawsze zostały w jakimś prywatnym muzeum pośród innych zdobytych nielegalnie, nieraz kradzionych przedmiotów. Wyniesienie i sprzedanie fantów o wartości swojej działki, a potem zgłoszenie też nie rozwiązuje kłopotu – pozostają te opory i ewentualne kłopoty gdy ktoś się przyczepi.
Jednak zdaję sobie sprawę, że takie patologiczne przepisy tylko szkodzą i nie wiadomo ile bezcennych przedmiotów nigdy nie zostanie pokazana ludziom bo leży w gablotce jakiegoś bogacza, szejka itp. bo państwo nie nagrodziło znalazcy (choć wykorzystanie budżetu na takie rzeczy może być kontrowersyjne) lub nie pozwoliło mu sprzedać na uczciwej, jawnej aukcji. Może by się znajdowali nawet jacyś mecenasi fundujący muzeom takie zabytki, wielu by pewnie sprzedało tak za dużo mniejsze pieniądze by legalnie i bez kontaktów z półświatkiem dostać zapłatę.
Informacja sprzed chwili: w piątek w poszukiwania złotego pociągu w Wałbrzychu włączy się wojsko. Wykorzysta eksperymentalny sprzęt z Wojskowej Akademii Technicznej. To ponoć nowoczesny georadar, przewyższający możliwościami sprzęt posiadany przez wojsko.
O skali degeneracji komisji Warrena świadczy, że przesłuchała 20 współpracowników i pomocników Carlosa Marcello, ale jego samego nie uznała za stosowne, żeby zaprosić.
„Na założonej przez nich stronie opublikowali pierwsze zdjęcie przekroju miejsca gdzie ma się znajdować „złoty pociąg”. ”
A może jakiś link?
Adres jest na dole strony: xyz-spolkacywilna.pl
O co chodzi z tym tunelem biegnącym „w głąb”? Czyli pociąg jest schowany pionowo? Czy to zdjęcie trzeba interpretować inaczej?
Pociąg wjechał od strony wąwozu (obecnej linii kolejowej) a skan zrobiony jest ze szczytu/zbocza wzniesienia nad tymże tunelem. W sumie nie bardzo wyobrażam sobie, czemu miałby służyć ten szyb ale może tunel i szyb są częścią jakiejś wcześniejszej kopalni albo kompleksu.
A mnie się podoba komentarz Wołoszańskiego do całego zamieszania. Nie żebym był skrajnym sceptykiem (choć do skrajności mi blisko), w końcu wystąpienie zakopanego pociągu jest dużo bardziej prawdopodobne niż np. jakaś tam metafizyka, ale tłumaczy celnie.
http://wyborcza.pl/1,75478,18679582,woloszanski-sceptycznie-o-zlotym-pociagu-to-juz-czwarty-pociag.html
Zwłaszcza w jednym miejscu robi good point:
„Wszystkie odnalezione po wojnie skarby ukrywano tak, aby w miarę łatwo je wydobyć. (…) wystarczało odgarnąć warstwę ziemi i podnieść drewnianą klapę. Kto by chował je do tunelu, wypełniał minami i zawalał tonami skał, których usunięcie wymagałoby wielotygodniowej pracy ciężkiego sprzętu? A jak najpierw rozbroić miny, żeby nie eksplodowały w łopacie koparki?”
Brzytwa Ockhama się kłania. No chyba że zabezpieczono to celowo tak żeby 70 lat później zrobiło się Bardzo Tajemniczo. Bo przecież naziści nie byli źli ani pazerni, ani nawet nie byli leniwi. Ba, wcale im się nie spieszyło kiedy uciekali przed Armią Czerwoną. To była taka gra w zakopywanie skarbu w taki sposób żeby ten kto go będzie odkopywał mógł przy okazji rozwiązywać Różnorakie Zagadki.
Spóźnił się, nie on odkrył, to jest sceptyczny. Na jego miejscu też bym był. Do samego końca.
To sceptykiem można być tylko z zawiści?
Argumenty logiczne. Dodam jeszcze, jako niepoprawny wielbiciel ciągów przyczynowo-skutkowych, że ktoś na tym hałasie będzie musiał zarobić na wypadek gdyby okazał się on (hałas) pusty. O ile nie jest to obmyślone od dawna. Obstawiam lokalny samorząd i biznes turystyczny, tudzież jakieś machlojki związane z gruntami. Nie żeby Wałbrzychowi się rozgłos nie przydał, miasto wygląda tragicznie, tylko tłumaczę o co prawdopodobnie kaman. Najmniej prawdopodobne jest to że kaman o dziecięco-romantyczno zabawę w szukanie pociągu ze złotem.
Twoje ciągi przyczynowo-skutkowe wyglądają na zwyczajne omamy…. Przepraszam, ale tak jest. Nie, sceptykiem można być nie tylko z zawiści, ale sceptykiem w sytuacji, gdy oficjalne czynniki potwierdziły już znalezisko może być jedynie człowiek głęboko rozczarowany.
O.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1019397,title,Zloty-pociag-szansa-dla-Walbrzycha-Za-taka-kampanie-medialna-Kilkadziesiat-milionow,wid,17819284,wiadomosc.html?ticaid=115863
„Mamy już w związku ze „złotym pociągiem” przygotowane koszulki, a w przyszłości będą to także inne gadżety, mapy, a nawet specjalne czekoladki, włączamy się również w akcję promocji turystycznej przygotowane właśnie z Zamkiem Książ i Starą Kopalnią – mówi WP Arkadiusz Grudzień, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Wałbrzychu.”
Nawet czekoladki. #ojapierdziele
I co w tym złego? W kochanej Polsce już od czasów Radziwiłłów jest zawsze tak. że jeśli komuś coś zaczyna się udawać (tu akurat promocja) to drugiemu od razu zaczyna przeszkadzać.
Nie przeszkadza mi promocja. Staram się jedynie nakierować uwagę na trick zwany w filmoznawstwie MacGuffinem. Pociąg jest a może go nie ma, ważne żeby biznes się kręcił i się właśnie zdrowo kręci. Znajomość zasad nie przeszkadza w zabawie, zwłaszcza kiedy jest się po stronie znajomości. 🙂
Informacja sprzed chwili: wojsko pospacerowało 15 minut i właśnie odjeżdża 🙂
Jakim prawem śmierdzące świnie z koryta, nieroby urzędnicy z wojska czy innych urzędów wpieprzają się w tą sprawę. Won czerwone świnie.
Żołnierze zostali opłaceni w ramach usługi prywatnej (czytaj: z pieniędzy samorządu, bo o taką usługę wnioskowali wojewoda dolnośląski z prezydentem Wałbrzycha). To w kwestii uściślenia.
Po drugie, mamy dwóch gości którzy coś niby znaleźli. To coś to nie jest dzbanek z urwanym uchem wystający z ziemi tylko rzekomo zaminowany w tunelu pociąg. Znajdujący się nie wiadomo na czyim gruncie, którego odkopanie wymaga olbrzymiego nakładu czasu, środków pieniężnych, papierkowej roboty oraz logistyki. Chciałbyś żeby panowie Koper i Richter sobie to wydobyli czym, szpadlami? Jak przeprowadzić taką operację bez „nierobów z wojska i urzędów”? Halo, tu Ziemia.
Jeśli potraktują ten pociąg jako znalezisko archeologiczne, to sprawa wygląda tak:
” Rozporządzenie ministra precyzuje bowiem, że osobie, która amatorsko odkryła zabytek archeologiczny, przysługuje nagroda w kwocie maksymalnie „trzydziestokrotnego przeciętnego wynagrodzenia”, jeśli znalezisko oprócz wyjątkowej wartości historycznej, artystycznej lub naukowej prezentuje też wysoką wartość materialną. Jeśli tej ostatniej brakuje, nagroda nie może przekroczyć 25-krotności przeciętnego wynagrodzenia.”
i to zdjęcie i skan 3d mają być dowodem hahahahaha
Ten pociąg to Puszka Pandory.
Babushka Lady z Tunguski jest na samej górze Google, wyżej niż Wikipedia.
niech nowy prezydent polski rozwiąże ,sejm ,senat i rząd w trybie natychmiastowym. zacznę /morze / żyć w normalnym cywilizowanym ,bez czarnych sukienek i bordowych /płaszczy/, państwie.powtarza się historia sprzed drugiej wojny światowej,i co zrobiono z polską , od wschodu i zachodu ??? nawet przyjaciele za wielkiej wody nie pomogą.wracając do złotego pociągu, jeśli go znajdą, to ta władza rządowa ,roztrwoni go w pięć minut?? między /siebie/.i wszystko wg. chorego prawa zasłaniającego się tz,tajemnicą państwową /cenzurą/.
Tymczasem…
http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/1,35771,18712808,fotomontaz-specjalisci-krytykuja-odkrywcow-pociagu.html
Chyba jednak lepiej być sceptykiem zamiast żyć w rytmie plebejskiej narracji medialnej. Zastanawia mnie tylko nadal kto tą hucpę nakręca. 🙂
Niezbyt wierne były te pierwsze obrazy. Współczesne trzylatki potrafią lepiej oddać otaczającą je rzeczywistość. To dość zastanawiające.
Malowidła ukazują najczęściej symboliczne powiązania pomiędzy istotami, utożsamianymi z figurami przodków a cechami środowiska naturalnego wokół. Postrzegane są bowiem jako odwzorowania działalności przodków, którzy wykreowali ów kulturowy krajobraz w przeszłości. Dlatego też, niektóre z nich można czytać jak swego rodzaju mapy klanowych terytoriów.
Jak oni rzeczywiście znajdą jakiś pociąg, to ja się cholernie zdziwię. Zajrzyjcie na stronę podaną w artykule – xyz-spolkacywilna.pl – w zakładkę „o firmie”. Może to Wam co nieco rozjaśni…
Próbują panowie ukręcić jakiś biznes na sławie. Pamiętajcie jednak, że ten pociąg zniknął – to fakt. Czy jest w miejscu gdzie oni to wskazują, to inna sprawa. Jeśli nabrali czynniki oficjalne, to oni i ich firma badająca piwnice mogą mieć problem.
Jeżeli pociągu nie ma, a jest bardziej niż pewne że ktoś tu kręci lodziacha, to raczej kiepska reklama dla firm KS-Analysis oraz Lorenz Detecting Systems.
Oczywiście zawsze można w duchu dyplomacji wytłumaczyć że takie poszukiwania to nie tylko technika, ale też wywiad środowiskowy. Pan Ryszard, którego spotkaliśmy jak oparty o rower wracał szosą do swojej Zochy po „ciężkim popołudniu”, powiedział nam że o tu na pewno w tym zagajniku jest wejście do tego tunelu i wszyscy na wiosce to wiedzą. A że się pomylił, cóż, idealnych informatorów nie ma, pamięć już nie ta a może alpaga była za tania. Frank Abagnale i Kevin Mitnick polegali głównie na socjotechnice i my też tak chcieliśmy. Bardzo przepraszamy pana prezydenta, wojewodę, wojsko, portal Interia oraz rozdziawioną gawiedź.
Na początku, tuż po uformowaniu gwiazdy składają się z wodoru, który dzięki olbrzymiemu ciśnieniu i temperaturze zaczyna być przekształcany w hel, a to z kolei daje energię na kolejne reakcje, po kolei masz wodór -> hel -> tlen -> węgiel -> krzem -> żelazo. Nie bez przyczyny są to też najpowszechniejsze pierwiastki występujące na Ziemi (ale o tym później). Tak więc podstawowym paliwem dla Słońca jest wodór. Dopiero gdy wodoru zabraknie możemy mówić o początku śmierci gwiazdy. Nie jest to jednak proces ani szybki ani łagodny, bowiem jak wspomniałem fuzja może odbywać się dalej bez wodoru, za sprawą helu, tlenu, węgla i krzemu.. tyle, że odbywa się to już większym wydatkiem energii a sama gwiazda zaczyna „puchnąć” i tak Słońce u kresu swojego życia stanie się czerwonym olbrzymem, który będzie miał średnicę tak wielką że pochłonie Merkurego i Wenus, a z Ziemi wyparują wszystkie oceany (ale to stanie się dopiero za jakieś 4.5 miliarda lat). Taki proces trwa dopóki znaczna część paliwa w gwieździe nie będzie żelazem. Żelazo jest bowiem swoistą trucizną dla gwiazd. Synteza żelaza w dalsze pierwiastki wymaga włożenia więcej energii niż oddaje, toteż de facto Słońce będzie musiało oddać całą swoją energię starając się podtrzymać reakcję. Malejące zasoby energii w jądrze nie będą już w stanie skompensować przyciągania grawitacyjnego i Słońce wybuchnie i zapadnie się w sobie, stając się zimnym białym karłem.
Są jednak inne gwiazdy, o większej masie – tzw olbrzymy i hiperolbrzymy. Te w chwili swojej śmierci tworzą super i hipernowe. W chwili tych wybuchów (proces trwa kilka miesięcy) wydzielana energia jest tak wielka, że syntezowane są dalsze pierwiastki – stąd ich istnienie we wszechświecie, a wszystkie są rozsyłane w kosmos jako wolna materia, która tworzy mgławice, nowe gwiazdy i planety.
Co do idealnego skalibrowania Ziemi względem Słońca to tzw Habitable Zone jest dość wąskim pasem, jednak nie tak wąskim jak się wydaje. Wystarczy, żeby woda była w stanie ciekłym. Dla naszego układu słonecznego jest to Ziemia i Mars (tak tak, Mars też się łapie i chociaż jest zimniejszy to były tam oceany i rzeki co teraz odkrywa Curiosity), dla innych, z gwiazdą o większej energii może być to nawet więcej planet.
Dość szokujące fakty padają tutaj. Okazuje się, że dwie inne „tancerki egzotyczne” z Carousel zmarły w latach 19863-64 mocno nienaturalną śmiercią po tym jak zaczęły opowiadać o tym, co się działo w klubie i o powiązaniach Ruby’ego.
C.A. Droby do dziś prowadzi kancelarię prawniczą w Dallas na Main Street! W porę się wycofał i kostucha nie zdołała zagiąć na niego parol.
http://www.manta.com/c/mm0rq5w/c-a-droby
Tego co widać na zdjęciu chyba już nie ma…
Wiele dokumentów wciąż jest tajnych, a na prawdę o tym kto i dlaczego stał za zamachem wciąż czekamy. Wiele dokumentów, jak te dotyczące Lee Harvey Oswalda. Jacka Rub`yego, Claya Shawa, Davida Ferry są do dziś utajnione, nie znamy losów wielu świadków, którzy w tajemniczych okolicznościach ginęli i mimo, że upłynęło od zamachu już pół wieku wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi. Jak już wcześniej wspomniałem tylko jedna osoba – Jim Garrison, prokurator z Nowego Orleanu, wszczął proces w 1966 roku wobec Claya Shawa, który ostatecznie zakończył się jego uniewinnieniem. Dopiero kilkanaście lat później w 1979 roku, Richard Helms, były dyrektor CIA, zeznał pod przysięgą, że Clay Shaw był tajnym współpracownikiem Centralnej Agencji Wywiadowczej. Również w sprawie Claya Shawa wypowiedział się Edward Haggerty, który w 1966 roku był sędzią w procesie nowoorleańskiego biznesmena. W 1992 roku Haggerty w wywiadzie stwierdził wymownie, że Shaw okłamywał ławę przysięgłych. Nie da się więc ukryć, że działania po śmierci prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy`ego wzbudzały podejrzenia wielu osób i opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych. Do dziś jest to bowiem jedna z najczarniejszych kart w historii USA, która wciąż czeka na odkrycie i ujawnienia prawdy o tym, co stało się 22 listopada 1963 roku w Dallas.
Zasada antropiczna jest – użyję nacechowanego jednoznacznie wyrażenia – po prostu głupia. A jest takową ponieważ stawia w centrum swojego zainteresowania bardzo niejasno rozumiane koncepcje takie jak „życie” czy „inteligencja”. I do tego ten tkwiący w samym środku Wszechświata człowiek z tym jego zapatrzeniem w niebo i wredną świadomością. Otóż w wymiarze kosmicznym, a kosmos jest kontinuum, życie niespecjalnie różni się od nie-życia. Człowieka od kamienia odróżnia jedynie stopień skomplikowania budowy. Rozum jest tak samo kosmiczny jak – za przeproszeniem – wydalany codziennie stolec.
Ciągłe stawianie w centrum różnych koncepcji człowieka oraz świadomości/inteligencji jest spadkiem po antropocentryzmie oraz kartezjańskim dualizmie; oba ciągle się przepoczwarzają i nie pozwalają przestać myśleć na zasadzie my/oni. Ledwo ateiści przestali bać się obrażać święty kościółek i otwarcie mówić że żadnych duchów świętych nie ma pojawili się metafizycznie usposobieni filozofowie, którzy przeciwstawili rozum ciału. I tak ciągle krążą te przeciwieństwa w świecie idei – duch/materia, rozum/ciało, ciepły/zimny, biały/czarny, porządek/chaos. Słowa, słowa, słowa…
Porządek oparty na przeciwieństwach kiedyś padnie, ale jeszcze pewnie jakiś czas będzie mącić. Człowiek wciąż nie może pozbyć się iluzorycznego przekonania że jest pępkiem Wszechświata, boską wisienką na torcie. A jest przecież tylko troszkę rozrośniętą kupą piachu.
Na mój gust zaskakujące jest, że oni w ogóle nie odtwarzali przyrody.
Oni tam polecieli sprawdzić czy jest hel-3. Pierwiastek o mnóstwie możliwości, który może napędzić cywilizację.
Czarna Dalia podobała się mężczyznom – z kobiecymi kształtami, kruczoczarnymi włosami i krwistoczerwonymi ustami nie mogła opędzić się od adoratorów. Z żadnym jednak miała się nie posunąć dalej niż do rozmowy, tańca i wypicia drinków. Sugestie, że pracowała jako luksusowa prostytutka nie znalazły potwierdzenia. Pewne jest, że z życia czerpała pełnymi garściami – lubiła dobrą zabawę, kluby, muzykę i towarzystwo płci przeciwnej. Szczególnie oficera sił powietrznych, majora Matthew Gordona. Romantyczne uniesienia przeżywali jednak głównie listownie, gdyż mężczyzna służył akurat w Azji. Według Elizabeth poprosił on ją o rękę, na co ta przystała, ale kres miłości położył śmiertelny wypadek lotniczy Gordona w sierpniu 1945 roku.
Obecnie serial killerzy spsieli. Do elity może dołączyć każdy, pod byle powodem.
Teraz doszedł temat przeciwatomowego bunkra, przynajmniej rzekomego.
Standardy wyznaczał i tak pan Bundy.
Bardzo ciekawy, rzetelny dokument o śmierci JFK. Polecam!
https://www.youtube.com/watch?v=mLp2rFMJf2s
Stefan Wrona jest ojcem tragicznie zmarłego Marcina. Twórczość Marcina była ciemna, depresyjna, nie dla każdego. Dokument „Człowiek magnes” wyznaczył początek jego kariery artystycznej. Tworząc pewnie próbował sobie poradzić z koszmarem dzieciństwa, jaki zgotował mu ojciec, czyli człowiek magnes. Demon uruchomił w M.W. dawne lęki, ból. Był mega zdolnym człowiekiem, ale mega mrocznym. Jego samobójstwo było przemyślane w każdym calu, podobnie jak jego filmy. To była bomba z opóźnionym zapłonem. Włożył całą energię, intelekt w ostatni film, tak wiele siebie, ze coś musiało pęknąć, bo mimo zachwytów w kuluarach film nie został nagrodzony. Pasożyt, Skaza, Chrzest – mroczny, destrukcyjny świat. Może doszedł do kresu drogi artystycznej? Był zbyt mądry, aby nie wiedzieć, co robi.
wystarczyły by chociaż drogi rowerowe
PIRAMIDY TO KONDESATORY ,POBIERALY ELEKTRYCZNOSC Z PIORUNOW,POD NIMI PIRAMIDAMI ZNAJDUJA SIE JKOMORY,SZEREG GROT POLONCZONYCH ZE SOBA,COS JAK UZ<IEMIENIE, ,SZYBY SLURZYLY JAK UWCZESNE KABLE DO PRZESYLU ENERGI,W CZASACH BUDOWANIA PIRAMID BYL TAM KLIMAT TROPIKALNY,piamidy byly budowane przez ciwilizacje ktora byla przed nami i przezyla jakas zaglade ,i byla na tyle rozwinieta ze umiala ujazmic energie z blyskawic,
zobaczcie rysunki w gizie przedstawiajace faraona za nim niesli cos na ksztalt lampy z przewodem do amfory ,czyli bateri ,egipski statek z takimi amforami znaleziono na dnie ,i po wydobyciu amfor do tej pory sa w nich znikome ilosci energi,a odnoscie pomieszczenia ukrytego pod sama kopula piramidy ,niechca jej otworzyc bo sie boja ze znajda tam urzadzenie tak zaawansowane ze zmieni punkt widzenia na nasza cywilizacje ,i co najwarzniejsze zalamie wiare w nasze religie ,isie okarze ze jezus ,allach budda itp, a bylo ich 12 ,to nikt inny jak naukowcy powracajacy z wyprawy miedzy galaktycznej na ziemie,i pruba odbudowania ludzkosci po kataklizmie
By zajmować się jakimkolwiek rodzajem nauki trzeba reprezentować poziom oczytania i pisania. Popełniając takie błędy dyskwalifikujesz siebie jako dyskutanta.
kolo kuby na dnie oceanu znaleziono piramidy ,podobne do ppiramid inkaskich ,a w ich obrembie sfinksy,tylko z innymi twarzami,byc moze byla to wlasnie zaginiona atlantyda,czyli most lonczacy dwa kontynenty,i jakto bywa na swiecie starzy naukowcy zwani nauczycielami ,bogami ,apostolami ,itp, wymarli , a jesli was interesuje to powiem ze przed nami bylo piec cywilizacji ,tak twierdza inkowie, a jedno z plemion posluguje sie jezykiem komputerowym czyli stworzonym sztucznie,najlatwiejszym do polonczenia z komputerem darem od nauczyciela,jak sami otym opowiadaja, ciekawostka jedna z tych cywilizacji co byla przed nami tak namieszala ze niesposub bylo zyc na powieszchni,wiec zaczeli majstrowac w genach i zeszli pod wode,ta cywilizacje spotkacie w oceanch a najczesciej kolo dani i angli ,my w naszych mitach i legendach nazywamy ich syrenami, jedna z cywilizacji odleciala do innej galaktyki,skad od czasu do czasu przylatuja do nas ,tylko nam szarakom tych tajemnic nikt nieujawni,
Co do Waszej teorii z lawiną, to jest jeden problem, tam było zbyt płasko, żeby mogła zejść lawina.
Minął ponad miesiąc od śmierci pana Wrony, a zapowiadanego raportu z toksykologicznej sekcji zwłok cały czas nie ma. Ciekawe jak to interpretować?
Polacy to potrafią szmiry kręcić bo czymże jest wykorzystywanie naszych słabości narodowych i obnażanie ich w takich pożal się Boże filmach.
Początek przypomina trochę My Name is Bruce, film z 2007, w którym Bruce Cambell (w tej roli Bruce Campbell) zostaje omyłkowo wzięty za… Asha z Evil Dead i musi stawić czoło jakiemuś słabo wyglądającemu demonowi terroryzującemu spokojną do tej pory okolicę. W tejże produkcji Bruce był spłukanym podstarzałym nieudacznikiem żyjącym w przyczepie i uciekającym przed odpowiedzialnością. Najwyraźniej ten motyw się spodobał twórcom serialu, bowiem mniej więcej to samo obserwujemy w pierwszym odcinku Ash vs Evil Dead.
Amerykanie ktorzy mieli problem ze wzbicuem sie w kosmos nagle nie dosc ze sie wzbili to polecieli na ksiezyc.
[…] Pasy Van Allena to dwa pączkokształtne regiony otaczające Ziemię. Wewnętrzna część pasów zawiera cząstki, które uciekły z najwyższych warstw atmosfery. Zewnętrzna część to łapacz wiatru słonecznego. Pasy Allena wygrywają nieustannie koncerty. Jak to możliwe? Mimo, że dźwięk, to fale rozchodzące się w powietrzu, pojęcie to można uogólnić na fale elektromagnetyczne o podobnej częstotliwości. Jeśli górki i doliny pola elektromagnetycznego zostają przetłumaczone na sprężenia i rozprężenia sygnału dźwiękowego w powietrzu uzyskujemy dźwięki Pasów Van Allena. Znawcy magnetosfery odkryli, że można autentycznie wsłuchiwać się w ptasie śpiewy, które występują w kosmosie o świcie po dziennej stronie magnetosfery. Można sobie wyobrazić – i nie mijać się z prawdą – że nad tym samym fragmentem Ziemi, który zwraca się ku Słońcu, i nad którym ptaki śpiewają poranne pieśni, w odległości kilkudziesięciu tysięcy kilometrów w kosmicznej próżni cząstki są pobudzane do gwizdów i śpiewów. […]
Będę musiał zobaczyć ten film, bo widziałem, że wiele osób zachwycało się nim tu i tam.
tak czy siak w zawsze były niejasności związane z [url=http://dddrobak.pl]dezynsekcja warszawa[/url] z początkiem chrześcijaństwa
Wszystko co powinniśmy wiedzieć o tajemnicach rise niestety jest w łapach Rosjan i każdy o tym wie. Ale minęło ponad pol wieku i mogli by te dokumenty przekazać Polakom nie po to by odnaleźć złoty pociąg ale np by dowiedzieć się czy przypadkiem nie ma tam broni biologicznej która po tylu latach możne stać się zagrożeniem dla okolicznych mieszkańców. [a=”http://dddrobak.pl”]dezynsekcja warszawa[/a]
UFO to nie bujdy, coś jest i lata. Inną kwestią jest pytanie czy to z kosmosu czy nasze wynalazki. Nie od dzisiaj wiadomo że naziści pracowali nad takimi rozwiązaniami, a po zakończeniu wojny naukowcami podzielili się po równo Rosjanie i amerykanie.
Już nic nie leży. Czytałem że marynarka wojenna wydobyła dziwny pojazd i ranna istotę po kilku dniach wszystko zabrali Rosjanie.
Niesamowite, że temat jest żywy do dziś. W nieco prześmiewczej formie, ale jednak – powraca w jednej z pomorskich rozgłośni radiowych latem AD 2016.
W ramach uzupełnienia: scenariusz napisali Hans Horovitz z Carlem Meyerem, a autorami scenografii byli pp. Herman Warm, Walter Reimann i Walter Röhrig. Niektóre źródła podają 1919 jako rok produkcji. Żeby już nie wzdychać nad tym genialnym filmem, powiem tylko, że jest to arcyciekawe studium obłędu, które nie daje odpowiedzi na podstawowe pytanie ;>
Szok, że taki pokrak próbował powstrzymać Wiktora Laszlo!
Spójrzcie na wygląd Dr Caligariego, nie przypomina wam czarnego charakteru w Batmana? Mam na myśli postać Pingwina. Są do siebie bardzo podobni – wzrost, otyłość, brzydota i inne detale. Jestem ciekawy, czy ktoś nie wzorował się przy tworzeniu tej postaci właśnie na nim. Ciężko byłoby ocenić ten film. Z jednej strony jest to ogromna wartość dla kinematografii. Z drugiej, mimo pewnych ciekawych elementów, nie przypadł mi szczególnie do gustu. Potencjał jest ogromny, ponieważ sama fabuła w ma w sobie coś świetnego (psychodelia). Powstało też parę remaków, ale właściwie żaden nie jest wart uwagi.
Nie było jeszcze przypadku, żeby władze Egiptu pozwoliły na dogłębne wiercenie w piramidzie Cheopsa. Zdaje się, że pozwolono tylko na zrobienie drobnych odwiertów Japończykom dawno temu, ale szybko potem wyproszono ich z tego przybytku.
Buchnęła informacja, że juan stał się oficjalną walutą w Zimbabwe. Mający ponad dziewięćdziesiąt lat na karku prezydent Mugabe uznał, że hiperinflacji nie przezwycięży amerykański dolar.
Jedno szczęśliwe miasto = pięć obozów pracy.
Xiamen to nie takie zwykłe chińskie miasto. Toż to kurort! Jak się porówna nasze np. Międzyzdroje z innym miastem o podobnej populacji, to różnice będą widoczne raczej na pierwszy rzut oka. Generalnie cała okolica wygląda jak centrum handlowe w stylu „outdoor”. Jak dla mnie mało ciekawe, choć dostrzegam potencjał na obfite nocne życie:) Gdzieś tam po drodze udało mi się też wcisnąć nosa w mniej „reprezentacyjne” zakamarki, co by nie było tak zupełnie nudnawo. Może też być tak, że kogoś interesują centra handlowe. W takim wypadku polecam gorąco. Miejsce wygląda na puste, ale to dlatego, że byłem tam raczej wczesnym popołudniem. Ludzie pracują, turyści chowają się przed słońcem. Odkąd jestem tutaj, a będzie już z 5 dni:) nie było ani chwili wytchnienia od upału. Nic tylko błękit nieba. Kiedyś narzekałem, że w Chinach nie można zobaczyć nieba. To teraz mam kiedy tylko zapragnę.
Byłem w tym mieście i uważam że Xiamen jest bardzo ładne, ładniejsze od Paryża. Przepiękne nowoczesne budowle, czyste zadbane ulice i plaże, bardzo mili Chińczycy. Jedyna wada to upał, duża wilgotność, brak europejskiego jedzenia. Osobom, którym pokazałem zdjęcia też potwierdzili moje zdanie.
Naukowcy zapowiadają teraz zastosowanie supernowoczesnej metody, polegającej na badaniu przenikania przez różne części piramidy „promieniowania kosmicznego” – a ściślej mówiąc, cząstek elementarnych zwanych mionami, które docierają do powierzchni Ziemi z górnych warstw atmosfery. Przenikają one przez materię podobnie jak promieniowanie rentgenowskie. W przypadku piramidy Cheopsa próbowano wykorzystać tę metodę już w przeszłości, ale sprzęt, jakim dysponowali badacze, był wtedy mniej skuteczny.
Trzeba przyznać, że tym razem dokonano dobrego wyboru. Książkowe „Przebudzenie Lewiatana” jest niemal wzorcowym przykładem gatunku. Wizja przyszłości, w której w Układzie Słonecznym trwa zimna wojna między wielkimi potęgami – w tym przypadku między Marsem a Ziemią – nie jest niczym nowym. Najgorzej w tej rzeczywistości traktowani są wydobywający surowce w pasie asteroid górnicy i robotnicy, a głównymi bohaterami są kapitanowie statków, politycy i żołnierze – niby to wszystko już było, ale sposób, w jaki to pokazano, nadal wciąga. Realizacja tej wizji to też główny atut serialu, chociaż – inaczej niż na przykład w „Człowieku z Wysokiego Zamku” – nie jest to jedyny atut.
Egipt nie jest zainteresowany odkrwyaniem tajemnic, bo to nie jest dziedzictwo arabskie. Moze minarety musieliby zbudowac. Kazdy kto sie troche interesuje Egiptem wie, ze korupcja tam kwitnie na kazdym kroku i wejsc mozna wszedzie i badac, tylko trzeba lapowki placic. Jest o tym sporo materialow na YouTubie wraz i twarze obeznanych przewodnikow. Jesli sie wybierajcie, to pamietajcie, by miec sporo kasy na lapowki, bo zakazane jest fotografowanie niemal wszystkich zabytkow z konfiskata aparatu wlacznie.
Już kilka lat temu pisałem komentarz o znajdującej się pod Sfinksem tzw. „złotej komnaty” w której żyjący wtedy ludzie, wiedząc że zginą, zostawili ogromna wiedzę, żeby ich potomkowie przejęli w posiadanie te wiadomości. Rząd Egipski objął całkowita tajemnicą tą ” złotą komnatę „jak tez wiele innych znajdujących się pod Sfinksem pomieszczeń. Tylko jeden polski archeolog otrzymał od Rządu Egipskiego pozwolenie na wejście do tej komnaty ale jego nazwisko też jest tajemnicą. Niestety.
Jak najbardziej prawdziwe ha tez mam od tego pana Zappera
Chcemy mieć wszystko jak najtaniej, no to mamy efekty.
Bardzo udany powrót serialu. Oczywiście zawsze są jakieś plusy i minusy. Mnie podoba się to, że twórcy podeszli z humorem do powrotu po latach (Mulder nie chce biegać po schodach, Scully łapie jego pistolet) – agenci przecież się postarzeli podobnie jak pierwsi, najwierniejsi fani serialu. Widać na ich twarzach doświadczenie, a w zachowaniu dystans do życia.
Przez ostatnie niemal sześć dekad istnienia w Disneylandzie zginęło kilkanaście osób, dziesiątki zostały rannych. Oczywiście statystycznie to niewiele, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w 2004 roku pękła bariera 500 mln odwiedzających. Co ciekawe, tragiczne wypadki z ostatnich dekad zrodziły swoje legendy. Kolejka na Matterhorn jest ponoć nawiedzana przez ducha kobiety, a miejsce, gdzie zginęła, nosi miano „Dolly’s Dip„. Przeklętą Wyspę Tomka Sawyera nawiedzają duchy chłopców, którzy tam utonęli. A po PeopleMover ponoć do dziś tuła się chłopak, którego wlokły koła wagonika. Najbardziej lubuje się w blondwłosych dziewczynach, bo taką czuprynę miała jego sympatia. Czy to odwiedzających odstrasza czy raczej zachęca – tego się jedynie można domyślać.
Gdzieś ostatnio padło między wierszami, ale oficjalnie podane, że to złoto zostało zajumane w ramach odbudowy tego, co Niemcy zdołali zniszczyć 🙂
Paliwo lotnicze oraz amunicję za akcje RAF-u też przecież odliczono z naszego złota w UK.
400 złotych za odpust to drogawo 😀
No nic dziwnego że tajemnice riese są nadal nieodkryte przecież na tamtym terenie działali Rosjanie a następnie komuniści.
A ja mam wiedzę taką jakiej szukają i co i nic dupa jasia, jeśli takie one bystre to sami znajdą i zaproponują.
Sam fakt uczestniczenia w tej zabawie daje się dowód na chęć współpracy
Któreś wydawnictwo powinno podjąć wyzwanie i wydać Luca Orienta, najlepiej w postaci integrali. Pierwszy ustawiłbym się w kolejce
Gibraltar wziął swoją nazwę z arabskiego wyrażenia „Jabal Tāriq” co znaczy “Góra Tarika” Został tak nazwany po muzułmańskim generale Tariq ibn-Ziyad który rozpoczął podbój półwyspu iberyjskiego w 711 roku właśnie od zajęcia Gibraltaru.
Wasilij Błochin – ok. 50k trupów
Oskar Dirlewanger – ok 60k trupów
Ale nie zauważasz różnicy, że Błochin zabijał własnoręcznie, a nieszczęsny połamaniec, jakim był Dirlewanger, zabijał rękami swoich wyciągniętych z więzienia kryminalistów?
Po grze w Superhota 2h pod rząd doznałem efektów ubocznych. Idąc do samochodu, zatrzymywałem się nieświadomie i po chwili ruszałem dalej. Ciekawe co mają ci napieprzający po 10 godzin pod rząd w LoLa?
Są jeszcze dwie rzeczy które w tej grze mi się nie spodobały. Co prawda, zwróciłem na to uwagę dopiero przy Challengach. Pierwszą taką sprawą moim zdaniem są odrobinie niedopracowane poziomy. Jeżeli dobrze się przyjrzycie z wielu poziomów można uciec za mapę, gdzie często znajdziemy porozrzucane obiekty, przykładem może tu być poziom z pociągiem. Wystarczy klepnąć gostka z bronią pod pociąg, a sami możemy po koszu spokojnie pobiec za mapę. Nie wiem ile takich poziomów jest, sam kilka znalazłem.
Wydaje mi się też, że twórcy gry nie zwrócili uwagę na skakanie, jeżeli w skoku będziemy trzymać spację czas będzie leciał wolniej, sami zaś możemy robić różne wywijasy, przy odrobinie wprawy daje to dużą przewagę.
Stalin usuwał znajomych zanim to jeszcze było modne.
Była teoria, że to Aaron Kośmiński – Polak żydowskiego pochodzenia. Dowodem miała być rzekomo krew zachowana na szalu jednej z ofiar. Albo nasienie. Otrąbiono kilka lat temu sukces, ale potem podważono metody sprawdzania.
Ray Tomlinson właśnie zmarł.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Zmarl-wynalazca-e-maila-Ray-Tomlinson,wid,18199086,wiadomosc.html?ticaid=1169b1
Rakotwórcze, kolego były Turbo(jak głosi legenda)
Został świetnie zagrany. Poza Schreiberem i Koteasem zupełnie nieznane twarze, przez co ich zachowania odbieramy jako bardziej wiarygodne niż gdyby paradował tu łańcuszek sław. Fabuła moim zdaniem nie jest nadmiernie przewidywalna. Są zaskakujące śmierci, a i finał nie jest trywialny. Jeden z lepszych filmów, jakie widziałem w ostatnich latach.
no nic nie zamilkło bo znowu rekrutują. na reddit ktoś wrzucił linka do nowych pytań cicada – itunes.apple.com/us/app/cicada3301-solve-the-mystery/id1094477551?mt=8
tym razem wypuścili specjalną applikacę?
Co za bzdety kolejny raz
wy wszyscy najmadrzejsi niedowiarkowie probujecie wszystko sciagnac do pionu
Przezylam z tym czyms cos co nie jestem w stanie wytlumaczyc
to cos ciagalo mnie w nocy za palca u nogi a moja coreczke chwytalo za nogi pod prysznicem i to w bialy dzien wiec nie mowcie mi kolejny raz ze tego nie ma
Bo do cholery jest i koniec
Panie Wojciechu niech Pan nie pisze jak brak Panu wiedzy. V2 była rakietą balistyczną i w odróznieniu od V-1 była całkowicie odporna na wszelka obronę i była całkowicie bezkarna.
Broń atomowa nie miała w latach 45-52 znaczenia wojskowego.!!!! To tylko propaganda, tak zrobiono nam wodę z mózgów. Efekt wybuchu nad Hiroszimą lub Nagasaki był tamerykanie mieli aki sam jak po nalocie 200 -300 bombowcow, a kilkaset razy tańszy. Uranowa – plutonowa bomba była niewyobrażalnie droga. W 1947 roku amerykanie mieli 12 bomb A !!!! a wiec rownowartość 12 nalotów na miasta – co to za potencjal wojenny !!!!! hahahah ,dopiero bomba H zaczeła być użyteczna dla ladunków >500kT
Obok Maggiore najładniejsze włoskie jeziorko.
Lago Maggiore rządzi
Polecam położone przy brzegu jeziora Cernobbio. Równie piękne, a tańsze od Como.
Zdaniem francuskiego pisarza Marca Dugaina Boeing 777 został uprowadzony, a następnie zestrzelony przez armię amerykańską. Według pisarza, władze USA miały się obawiać, że porwany samolot zostanie wykorzystany do ataku podobnego do tych z 11 września 2001 r. Został zestrzelony w okolicach wyspy Diego Garcia na Oceanie Indyjskim, a jego szczątki zostały starannie ukryte. Pisarz przypomina też, że na wyspie Diego Garcia znajduje się jedna z najważniejszych baz wojsk amerykańskich na świecie. To chyba najbardziej szokująca teoria spiskowa.
Nie zestrzelanoby go tak daleko od USA. Bardziej prawdopodobny jest nagły atak terrorystyczny – przejęcie kokpitu, co by tłumaczyło dlaczego nie zdążono nadać SOS. Także tłumaczy zmianę kursu i wyłączenie transpondera. Potem albo pilot odmówił finalizacji planu, albo skończyło się paliwo, albo doszło do jakiejś rewolty na pokładzie i samolot spadł do wód.
To był normalny piramidion, który został strącony przez ekipę Cheopsa jako obiekt należący do przedwiecznej epoki guseł.
„Zwierzogród” jest filmem, ze znakomitym odzwierciedleniem odwiecznej walki przeciwieństw. Dorośli z łatwością dojrzą w tej historii drugie dno. Sporo jest tu zachowań, z którymi zmagamy się każdego dnia, a nad którymi warto na chwilę się zatrzymać i przemyśleć. No dobrze, a zatem czarny kryminał, ideologiczna huśtawka, jest tu w ogóle coś dla dzieci? Chwilami miałam wrażenie, że jednak jest to zbyt ciężki dla nich film. Na szczęście leniwce rozładowują atmosferę. Cała sala zanosiła się śmiechem. Z pewnością te zwierzęta podbiją i Wasze serca. Mnie osobiście brzuch aż bolał od śmiechu, a makijaż odrobinę mi się rozmazał.
UFO że ufo to bujdy, testowanie pojazdów anty-grawitacyjnych i nic innego, postarał się jeden pan naukowiec wszystko zebrać tutaj https://archive.org/details/StevensHenryHitlersFlyingSaucers
AGuideToGermanFlyingDiscsOfTheSecondWorldWar20032012
Największe dziady w całej branży. Żadnemu dziennikarzowi nie dali złamanej kopii recenzenckiej, tylko odsyłają do ich sklepiku internetowego. Ewenement na skalę światową, dziwi mnie że o tym badziewiu piszecie.
i dobrze przyzwyczailiście się do rozdawnictwa, znam takich „recenzentów”, którzy po 20 sztuk otrzymywali, biznes jest biznes
A co powiecie na równoważenie sił. Załóżmy że w samym środku ziemi w punkcie zero znajduje się nano czarna dziura produkująca przyciąganie grawitacyjne.Do stałej powierzchni ziemi .Ale siła odśrodkowa masy ziemi nie pozwala na zapadnięcie się planety do środka czarnej dziury.Czyli układ się równoważy gdy czarna dziura jest rozciągana przez masę ziemi na tyle by nie ulec rozpadowi a jednocześnie czarna dziura przyciąga masę ziemi.Tak o to po mojemu mamy grawitację i pole magnetyczne na naszej planecie.
No ale grawitacja nie jest zjawiskiem lokalnym, ale powszechnym we Wszechświecie. Natomiast istnienie czarnej dziury wewnątrz Ziemi byłoby zabójcze i raczej żadna siła odśrodkowa by jej nie zrównoważyła 🙂
W minionej dekadzie Zork obrastał legendą i powoli stawał się szacownym obiektem muzealnym. W 2007 podczas GDC zaliczono go do kanonu 10 najważniejszych gier wideo. Grue zainspirował przedstawicieli nurtu współczesnej muzyki zwanego nerdcore hiphop. Kilkustronicową instrukcję do pierwszego wydania Zorka sprzedano na Ebayu za ponad dwa tysiące dolarów. Anonimowy zwycięzca aukcji cieszy się oryginałem z autografami trójki autorów, ale pozwolił przegranemu Jasonowi Scottowi opublikować skan, który zainteresowani mogą sobie obejrzeć, a nawet skopiować za darmo.
1 kwietnia 2009 ruszyła strona Legends of Zork, na której najnowszą wersję Great Underground Empire można eksplorować we własnej przeglądarce. Zabrzmiało jak primaaprilisowy żart, ale okazało się prawdą. Activision sprzedał licencję firmie Jolt Online, a ta uruchomiła legendę w trybie casual. Zork wiecznie żywy?
Państwa na zachód od Odry straciły zdrowy rozsądek, obawiam się że bezpowrotnie i mam nadzieję że My się tym nie zarazimy! Hordy młodych mężczyzn z trzeciego świata łażą sobie na piechotę po Europie, przekraczają nielegalnie i bez dokumentów granice kilku państw, nikt nie wie we wielu przypadkach kim oni są a nawet z którego kraju pochodzą, lecz mimo tego rządy dają im zasiłki i zakwaterowanie! Ba, jak Ci gwałcą i łamią przepisy, śmiejąc się w twarz policji, to ta stoi biernie i się przypatruje. A jak tubylcy protestują, to ich armatką wodną traktują, w zimie! Tymczasem obywatele „nowych” państw Unii Europejskiej którzy chcieli przyjechać legalnie i pracować uczciwie we wielu przypadkach napotykali na trudności (siedmioletni okres oczekiwania zanim można było legalnie pracować w Niemczech) lub z nich się wręcz śmiano i pogardzano, vide „Polski hydraulik” we Francji. Dosłownie obłęd! W 2012 roku w Szwecji zanotowano 66 gwałtów na 100,000 ludzi (oficjalne Szwedzkie dane), co według ONZ było najwyższym wsaźnikiem gwałtów na świecie. Jak myślicie, do jakiej grupy należało większość sprawców, a do jakiej większość ofiar? We Wielkiej Brytanii powstawało wiele gangów Muzułmanów które gwałciły, niejednokrotnie zbiorowo i bardzo brutalnie, dziewczyny, czasem 12-letnie, oczywiście białe. Poczytajcie sobie o Rotherham (1400 ofiar!), Rochdale, Derby, Oxford, Bristol, Telford. Wszystkie gangi były (niemal w 100 procentach) Muzułmańskie, niemal wszystkie gwałcone dziewczynki i nastolatki były białe. Jak na to reaguje Wielka Brytania? Nie ma problemu dawać Muzułmanom zasiłki, ale dla Polaków, 5 letni okres chcą wprowadzić! Ludzie, zachód to wielkie bagno! Nie bawmy się w imigrantów z trzeciego świata albo takie horrory doświadczymy w naszych miastach!
Soros od dawna chce rozbić Europę. Szkoda tylko, że nikt w polityce nie zdaje sobie sprawy z jego zamiarów.
Jest szansa, że w końcu Chiny zabiorą się za niego i wymiksują ze sceny politycznej. W lutym można było przeczytać nagłówki, że Państwo Środka ma dość machinacji kolesia.
jesli czubek był pokryty jakimś metalem to ciekawe czy pioruny przyciągał podczas burz…może potem wyładowanie przechodziło przez stropy komory królewskiej jak przez cewke tesli czy coś, wzmacniało sie czy kumulowało i wystrzeliwało szybamiganterbrinka czy kogoś tam, a może wodór podpalała albo wytwarzała w komorze podziemnej w elektrolizie.
Jesienią 1944 roku znacznie przyśpieszyły prace SS nad stworzeniem latającego dysku, który nie miał absolutnie nic wspólnego z jakimkolwiek samolotem wyprodukowanym do tego czasu. Pojazd był opracowywany we współpracy z Wiener Neustadter Flugzeugwerk – producentem samolotów. Projekt rozpoczęto w 1941 roku, ale został przerwany ze względu na duże problemy technologiczne zarówno z układem napędowym jak i systemem obrony. Pojazd miał zostać wyposażony w pole elektrostatyczne które miało działać jako broń. Doświadczalną broni opracowywano w tajnej fabryce Messerschmitta Oberammergau z pomocą specjalistów z OBF. W Wiener Neustadt opracowano pierwszy pojazd „kule” o nazwie „Feuerball” (Fireball). Pierwsze dość „prymitywne” modele Feuerball były małymi srebrnymi kulami napędzanymi przez silniki odrzutowe. Kule startowały ze specjalnej katapulty, po osiągnięciu odpowiedniej wysokości uruchamiano zdalne sterowanie z ziemi. Po osiągnięciu prędkości 200 m/s ostrza odchylały się o 3 °. Feuerball pierwszej generacji wyposażono w rurki klistron oraz w czujniki do wykrywania spalin. Dziki czujnikowi spalin kule same lokalizowały samoloty nieprzyjaciela. Zaawansowany silnik umożliwiał osiąganie nawet 500-600 mph (804.5-965.4 km/h). Po zbliżeniu się do samolotu wroga ”kula” miała w niego uderzać i detonować od 250 do 500 kg materiałów wybuchowych. Pierwsze testy miały charakter psychologiczny. Wykorzystywano je do wywoływania zdezorientowania i paniki w śród amerykańskich pilotów, którzy nie mieli pojęcia czym są tajemnicze świecące kule. 6 września 1943 roku podczas amerykańskiej misji nad Stuttgartem piloci B-17 z 384 zaobserwowali kilka małych świecących obiektów o średnicy 4 metrów oddalonych od siebie nawzajem o około 8 metrów. Jedna z kul podobno uderzyła w skrzydło bombowca, który w wyniku uszkodzeń rozbił się. Sugerowano, że kule są pewnego typu materiałem zapalającym. Alianci rozpoczęli testy różnego rodzaju substancji wybuchowych aby odkryć co może zachowywać się w taki sposób jak owe kule.
Efekt Elopa, czyli Efekt Osborne’a połączony z Efektem Ratnera. W wyniku tej sytuacji Nokię natychmiast spotkał bojkot ze strony operatorów i sprzedawców, a dalsze straty zostały pogłębione przez kolejny Efekt Osborne’a wywołany przez Elopa oraz jeszcze jeden, tym razem zapoczątkowany przez Ballmera. Na koniec do wszystkich wymienionych powyżej nieszczęść doszedł zakup programu Skype przez Microsoft, co spowodowało dodatkowy bojkot produktów giganta z Redmond.
Smartfony są wynalazkiem Nokii, nic więc dziwnego, iż firma początkowo niepodzielnie rządziła na tym rynku, posiadając na nim 100% udziałów. Można było się spodziewać, iż fiński koncern zauważy spadek udziałów w rynku, gdy stopniowo, z upływem czasu na horyzoncie zaczną pojawiać się nowi konkurenci, jak ma to miejsce w przypadku każdej nowej sfery gospodarki. Patrząc z perspektywy wcześniejszych danych statystycznych, spadek udziałów Nokii w rynku powinien wynosić średnio od 4% do 5% rocznie. Zgadnijcie, jak wyglądała ta wartość w 2010 roku? Dokładnie tak, jak można się było spodziewać, w 2010 roku udziały w rynku Nokii spadły z 39% do 35%, a więc mówimy tu o utracie czterech punktów procentowych. (Tak się złożyło, iż w tym okresie wyszło również na jaw pewne krętactwo – ówczesny prezes Nokii został przyłapany na zawyżaniu udziałów w rynku za pomocą ustalania nierealnych cen oferowanych produktów, co w znacznym stopniu obniżało zyski. Takie działania nie utrzymały się zbyt długo, były również jedną z przyczyn, dla których ów dyrektor został zwolniony ze stanowiska latem 2010 roku.) Wyraźnie widać więc, iż tempo tracenia rynku było w przypadku Nokii tak niewielkie, że nie zapewniłoby jej nawet miejsca w pierwszej dziesiątce, nie mówiąc już o pierwszej siódemce największych upadków, jakie miały miejsce na rynku urządzeń mobilnych.
18.11.63 Miami.Wizyta Kennedy’ego.Dzień wcześniej FBI otrzymuje telex że Prezydent zostanie zabity z karabinu dużej mocy z biurowca.O tym samym mówi Milteer (jest nagranie).Twierdzi nawet że będzie potrzebny kozioł ofiarny.
Evans na wejściu zbiera mnóstwo hejtu:
http://www.eska.pl/hotplota/news/top-gear-2016-chris-evans-kopiuje-clarksona-widzowie-wsciekli-opinie-fatalne/n/94163
Jego się czepiają o to, że nieudolnie podrabia Clarksona.
I już wiadomo, że ma problemy, bo został oskarżony o molestowanie seksualne.
Ta historyjka nie trzy.a sie kupy zaczynajac od faktu ze tancerka egzotyczna zqczynala kariere w 63r i do dnia dzisiejszego wystepuje. Albo wystepuje dla ludzi z mocno dziwnym fetyszem albo caly ten spisek to jedna wielka sciema.
Jak to „do dnia dzisiejszego występuje”? W 1980 roku zginęła.
Af witam .
Wielkie dzieki za pinizsze i trafne spostrzezenie :
Sumeryjskie historie według badaczy są mało wiarygodne, ponieważ jak donoszą badacze tej kultury, ówcześni pisarze nie byli zbytnio dokładni w opisywaniu szczegółów historii, i znaleziono wiele nieścisłości i różnic.
I tych niescislosciach.
Ich mnostwo.
Teorie o Anunakach mozna obalic 4 zdieciami i jednym argumentowym zdaniem.
Badacze podkreślają iż dużo bardziej wiarygodną wersją tej historii może być właśnie wersja biblijna, ponieważ kulturę jej twórców cechowała znacznie większa dbałość o dokładność i akuratność zapisu pisemnego.
Nie,nie.W Bibli celowy kogel mogel pol cwierc i pol prawdy tak ze soba wymieszane aby czlowiek nie dowiedzial sie prawdy ze sa to opiso-historie naszych protoplastow.
Wielkie dzieki za o Sumeryjskich historiach.
Anunaki to bajki.
Pozdr.
Zgoda. Ludzkość nie powstała dzięki Anunnakom-czy kimkolwiek oni są…-Ludzie są dziećmi istot pochodzących z różnych zakamarków całego wszechświata. Jesteśmy tworem inżynierii genetycznej różnych gatunków kosmitów pochodzących z wysokorozwiniętych cywilizacji. Prawda jest taka że człowiek pierwotny był doskonałą istotą, później tą doskonałość utraciliśmy przez pewną nację z kosmosu która chcąc uczynić z człowieka niewolnika zdegradowała go duchowo czyniąc sobie z naszego gatunku poddanymi niewolnikami. Kimkolwiek byli nasi ciemiężyciele którzy nas zdegradowali to oni Tu nadal są, oni z stąd wcale nie odlecieli. Bytują tutaj nadal i żywią się ludzkim strachem…
„Paradoks” Olbersa to z punktu widzenia obecnej naszej wiedzy sztuczny, niesktualny, problem. Wystarczy fakt, że światło ma skończoną prędkość i bez względu na to czy wszechświat jest czy nie nieskończony w czasie lub przestrzeni, paradoksu nie ma. Po drugie gęstość materii i energii wypełniającej wszechświat jest za mała żeby uzyskać taki efekt nawet gdyby całą dostępną jej ilość zamienić w światło – co zostało wykazane już w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku.
Poważne pisanie o tym „paradoksie” we współczesnych podręcznikach kosmologii to po prostu żenada i wstyd dla tych co te książki piszą.
To prowokacja, tak? Mam nadzieję, bo tak nie przemyślanego artykułu dawno nie widziałem. Jakieś masowe deportacje i wysiedlenia w XVI wieku gdzie to właśnie ludzie i gęstość zaludnienia decydowały o wartości danego terytorium. Poza tym hołd pruski miał nie tylko wymiar polityczny i militarny ale również… rodzinny. Radzę doczytać kim dla Zygmunta Starego był Albrecht Hohenzollern. Co do odsieczy wiedeńskiej – bezpośrednie wiązanie jej ze wzrostem potęgi Rosji to mocne nadużycie. Również stwierdzenie że z powodu odległości Turcy nam nie zagrażali jest po prostu błędne – ze Stambułu do Wiednia droga niemal podobna jak do Krakowa. A Wiedeń był przecież kilkukrotnie zagrożony. Zresztą tak wielki sukces islamu jak zdobycie Wiednia pchnąłby historię na nowe tory, niekoniecznie dla nas dobre. Wszak dobre stosunki z Ottomanami mieliśmy za ostatnich Jagiellonów – w XVII wieku to już tylko wojna za wojną.
Kim był dla Zygmunta Starego Albrecht Hohenzollern? Bo chyba nie bratem ani stryjem? Patrzę na mapę Imperium Osmańskiego i widzę, że do Polski mieliby najdalej. Musieliby praktycznie zająć całą Europę, żeby się do nas dostać, po drodze tratując Cesarstwo Niemieckie. Nie bardzo było się czego bać. Natomiast co do twoich obliczeń w kwestii odległości – Google Maps troszeczkę różni się od twojej wiedzy. Stambuł-Wiedeń to 1500 km. Wiedeń-Warszawa to 620 km.
Odpowiedz na pierwsze pytanie brzmi – siostrzeńcem. Co innego pozbawić władzy zbuntowanego lennika a co innego syna rodzonej siostry. Nawet krnąbrnego i nieposłusznego. Co do mapy na którą patrzysz to radzę ją wyrzucić, bo doprawdy nie wiem jaką pokrętną trasę musieliby Turcy wybrać by aby zaatakować Rzeczpospolitą „musieliby praktycznie zająć całą Europę … po drodze tratując Cesarstwo Niemieckie”. Jakoś wybierając się dajmy na to pod Kamieniec Podolski, Chocim czy Lwów nie musieli zajmować „praktycznie całej Europy”. Dziwne, nie? No i odległości: chodzi o trasę Stambuł-Wiedeń oraz Stambuł-Kraków. Trasa Wiedeń-Warszawa nie była rozpatrywana, bo i po co. W myśl układu Jana III Sobieskiego z Habsburgami jedno państwo miało przyjść z odsieczą drugiemu gdyby były zagrożone odpowiednio: Wiedeń lub Kraków (a nie Warszawa). Widać więc wyraźnie że brano pod uwagę to, że Kraków mógł być przez Osmanów zagrożony.
No dobrze, to teraz i ja pogulałem i rzeczywiście, Albrecht był synem zniemczonej siostry Zygmunta. Jeśli z tego powodu podejmował złe w dalekosiężnych skutkach decyzje polityczne, tym gorzej to o nim świadczy.
Właściwie trudno się dziwić takiemu końcowi. Breguła mówił w wywiadzie „Od półtora roku niczego nie napisałem. Od trzech lat nie pamiętam dnia, kiedy bym nie pił. Jestem na dnie”…. Sad, VERY SAD.
Galeony zw starożytności? Autor nie odrobił zadania z historii
Z jednej strony mamy takich dosłownych, medycznych degeneratów jak karachany, ale z drugiej mamy szare pole milionów gnojków oglądających na YT filmiki kolesiów dłubiących w nosie, którzy kręcą swoje dzieła w kuchni lub na tle meblościanki. To bardzo smutne pokolenie. Stracone.
Dla mnie największym problemem jest rozwarstwienie tego społeczeństwa, podobnie jak w krajach trzeciego świata. Mamy nadaktywnych idiotów wypowiadających się w internecie, ale też całą rzeszę stworzonych przez niego [internet] apatycznych, zamkniętych w sobie odludków. Izolujących się tym bardziej, im więcej czasu spędzają przy wirtualu.
Dyplomacja była także dobra stroną ostatniego Piasta. Już w 1335 roku, 2 lata po koronacji na zjeździe w Wyszehradzie, wykorzystując umiejętności swych prawników i dyplomatów, zgodził się zapłacić Janowi Luksemburskiemu 20 tysięcy kop praskich za zrzeczenie się pretensji do tronu polskiego. W 1339 r. przyznano Polsce ziemię chełmińską i Pomorze Gdańskie. W 1343 roku w Kaliszu zdecydował się na kompromis z Krzyżakami, przywrócił Kujawy i ziemię dobrzyńską. W 1356 roku zhołdował Mazowsze, w 1365 Sanotok i Drezdenko, w 1366 Księstwo halickie i Podole, a w 1368 odzyskał część Nowej Marchii.
Przed śmiercią wokalista nie tylko pił na umór, to jeszcze stracił chęć do występowania razem ze swoim zespołem. Dlaczego? – „Mógłbym napisać jeszcze siedemdziesiąt wartościowych piosenek, a i tak ludzie będą zawsze śpiewali „W taką ciszę”, „Żółta żaba”, „Zagraj Lenona” i tak dalej. W jakim celu pisać następne rzeczy? Robię to 25 lat zawodowo. Może się odechcieć” – skarżył się.
Ciekawą interpretację owej zagadki proponują Przemysław Słowiński i Danuta Uhl-Herkoperec w ostatniej biografii naszego bohatera: „Liczni rzekomi jasnowidze uwierzyli, że posiadają prawdziwe zdolności, udając wiarę we własne mistyfikacje. Tymczasem w przypadku Hanussena – według niektórych badaczy parapsychologii – rzecz miała się zupełnie odwrotnie: uważał się za oszusta i tak postępował, a w rzeczywistości był prawdziwym jasnowidzem” – piszą autorzy.
Szukanie podejrzanego zaczyna powoli przypominać poszukiwanie tożsamości Kuby Rozpruwacza 🙂
Zwolennicy bardziej konwencjonalnych wyjaśnień sugerowali, że samolot Valenticha został zatankowany „pod kurek”, więc umożliwiłoby mu to jeszcze co najmniej 800 km swobodnego lotu. Być może więc chciał „uatrakcyjnić” własną ucieczkę? Przed czym uciekał? Niektórzy twierdzili, że był członkiem kartelu narkotykowego, który podpadł swoim szefom. Tę tezę uwiarygadniałoby anonimowe (ale niepotwierdzone) zgłoszenie, że podobny samolot wylądował gdzieś blisko przylądka Otway. Inni twierdzą, że samolotu w ogóle tam nie było, ponieważ ani jeden radar nie namierzył go na tej trasie, mimo świetnych warunków pogodowych. Jeszcze następni są przekonani, że samolot faktycznie rozbił się o taflę morza, którego silne prądy od razu zaniosły go w inne miejsce.
Ciekawy artykuł o Monte di Montim jest tutaj. Facet ewidentnie kręcił się wokół całej sprawy, a to jak do dzisiaj jego postać pozostaje w cieniu aż chce podsunąć wniosek, że to może być właściwy trop. Zwłaszcza że gość w 2000 roku jeszcze żył i nie miał się najgorzej.
http://scarletdukes.com/slumwp/?page_id=142
Tu jest jeszcze lepszy, tyle że nie ma pewności czy koleś rzeczywiście istniał
http://philgammagemusic.com/writings/monte-di-monti-man-or-myth/
[…] „Według niektórych autorów, było to największe zinstytucjonalizowane złodziejstwo w dziejach świata — przebiło dokonania takich specjalistów w dziedzinie przejmowania cudzego mienia jak Wandalowie czy armia Napoleona.” (Kto ukradł złoto nazistów) […]
Nieważne co się robi, ważne jak. Tak działa „nowoczesne” społeczeństwo, widać to teraz na przykładzie tego co świat „nowoczesny” i „postępowy” zrobił z Syrią, Afganistanem czy Irakiem – piekło na ziemi, ale uwaga opinii publicznej skierowana jest na to kto przyjmuje najwięcej uchodźców. Czyli w mentalności obecnych, sformatowanych obywateli, możemy dzieciom sąsiada pozabijać rodzinę, podpalić dom i wyrzucić na bruk, ale jak przyjmiemy te dzieci potem pod nasz dach to jesteśmy miłosierni, nowocześni i w ogóle super. Tak działają obecni władcy świata, i tak przeprowadzili zabójstwo JFK: zrobili jedno, a tępym i spolegliwym ludziom wmówili że białe jest czarne, metodą półprawd i niedomówień. JFK dlatego zginął że był pokojowo nastawiony (patrz „American University Speech”), on był z innego świata, który niestety odszedł w odstawkę po jego śmierci. Bardziej rozgarnięci nazywają zabójstwo JFK wojskowym zamachem stanu, i tak to właśnie było.
Ag satyra pilocie bez higieny pracy. Dzisiaj możemy się umówić na to, że 🌗 🌀, 🌎 c – D 🌌? Rrrrrrrþtþtŕrrtt 🍶 🍹 🍴 rtttþ 🐞 🍨 🌔 ttþþ 💔 😠 r? ??
?
Czy mimo upływu czasu propozycja jest nadal aktualna? Gdzie i kiedy możemy się umówić?
Jarek mamy stopover w Xianmen dosc dlugi i chcemy podjechac do centrym W ktory rejon najlepiej? Jezeli nie Jarek to moze ktos byl i podpowie .
Stawiałbym na ten rejon, w którym jest niesamowita kilkupoziomowa „giełda komputerowa”. Nazwy nie pamiętam. Oraz oczywiście wizyta promem na Gulangju.
Dzieki za podpowiedz Odnosnie tej gieldy to sa tam tanie iphony Rok temu bylismy w mtb w Bangkoku i ceny nas powalily na in plus . Teraz lecimy do Malezji z miedzyladowaniem w Xianmen i zastanawiamy sie gdzie bedzie taniej .
Jarek znalazlem filmik z food street Kojarzysz czy to jest w Fujian https://www.youtube.com/watch?v=eG4KcRssUM0
Właśnie usłyszałem w radio wypowiedź jakieś speca od katastrof lotniczych, że na podstawie analizy szczątków samolotu wysnuwa wniosek, że to pilot celowo rozwalił samolot.
Po raz pierwszy, jak informuje portal news.sky, com, teza o samóbójczym locie, prezentowana przedtem przez m.in. australijskich eksprtów zajmujących się wyjaśnieniem zaginięcia malezyjskiej maszyny, znalazła potwierdzenie ze strony malezyjskich śledczych.
Dane odzyskane z domowego symulatora lotów kapitana maszyny Zahariego Ahmada Shaha wskazują wyraźnie, że trenował on taki lot: Z Kuala Lumpur – skąd wystartowała maszyna, do miejsca na Oceanie Indyjskim, gdzie zgodnie z przewidywaniami ekspertów, rozbił się MH370.
W lipcu 2016 oficjalnie zamknięto śledztwo w sprawie Coopera. Teoria, że porywaczem mogła być kobieta pozostaje nieudowodniona.
http://www.mentalfloss.com/article/83735/woman-who-might-have-been-db-cooper
To oczywiście bzdura, bo wówczas zeznania stewardesy musiałyby być fałszywe. To nie mogła być kobieta, to musiał być lokalny Rambo.
„Wybieg Russella, to bardziej pozbycie się gorącego kartofla na druga stronę barykady, niż poważny głos dyskusji, bo przecież jeśli ktoś nie zgadza się z tezą o istnieniu Boga, to de facto formułuje własną tezę o jego nieistnieniu, co zgodnie z logiką wywodu też należałoby udowodnić.”
Nie – jeżeli mówię, że nie wierzę w istnienie boga, to nie stwierdzam jednocześnie, że wierzę w jego nieistnienie. Mogę zachować pozycję „nie wierzę, ale nie odrzucam takiej możliwości”. To jest właśnie ateizm.
„Nasza wiara w różne informacje wzrasta, kiedy o danej rzeczy przeczytamy w kilku miejscach, usłyszymy to samo od przyjaciół czy kolegów w pracy, ale przecież dalej to nie jest żaden dowód, tylko ugruntowanie przez powtarzanie. Wychodzi na to, że wszyscy jesteśmy na swój sposób wierzący, nawet Bertrand Russell.”
[poniżej wypowiedź impactora – użytkownika Filmwebu]
Gradacja wierzeń wygląda następująco:
1. wierzenia absolutnie pewne (logiczne aksjomaty)
2. wierzenia które przyjmujemy za absolutnie pewne na podstawie dowodów wykazanych metodą naukową
3. wierzenia uzasadnione (których prawdziwość jest wysoce prawdopodobna)
4. wierzenia których nie ma podstaw uznania za prawdziwe
5. wierzenia, których są podstawy do uznania za nieprawdziwe
6. wierzenia, których fałszywość można wykazać
1-2 = Wiedza
4-6 = Wiara
Akurat „nie wierze ale nie odrzucam takiej możliwości” to nie ateizm tylko agnostycyzm, ateizm to: nie wierze i nie uwierze bez twardych dowodów, wierzenie 1 i 2 to nie tyle wiedza, nie da sie nadal wykluczyc teorii symulacji, nie myl pojęć bo wychodzisz na ignoranta
Zależy od definicji jaką przyjmiemy.
W najszerszym ujęciu ateizm to po prostu brak wiary w boga i tyle. Niektórzy dzielą ateizm na słaby (brak wiary w boga) i silny (wiara w brak boga).
Ja wolę używać słów ateizm (brak wiary w boga) i antyteizm (wiara w brak boga), ponieważ są bardziej przejrzyste.
Agnostyk stwierdza, że nie potrafi udowodnić, czy bóg istnieje, czy nie. Nie zawiera się w tym jednak stanowisko wobec pytania: Czy bóg istnieje? Agnostyk może być teistą (wierzę w boga, ale nie potrafię tego udowodnić), antyteistą (wierzę, że boga nie ma, ale nie potrafię tego udowodnić), bądź żadnym z nich.
https://www.youtube.com/watch?v=JrjbeplQyA8 – 1/5 filmu.
Warto poczytać, posłuchać, popatrzeć.
Widziałam na własne gały, z bliska to nnaprawę wygląda jak UFO.
Zygmunt Stary miał pozować Matejce w 1525 roku. Uprzejmie proszę Autora tego cuda faktograficznego o wypłacenie odszkodowania mojej rodzinie, albowiem zamordował mnie śmiechem..
Miał jeszcze współtworzyć Double Fine Adventure, ale się wymiksował.
Cave to fajna gra, ale w porównaniu z kreatorami mody jak Monkey Island jest to mało dostrzegalny meteor.
Dodam od siebie, że CAVE to nie fajna, lecz cudowna gra, tyle że dla fanów Lucasarts. Mumię pod prysznicem zrozumieją jedynie stare wygi. Młodzież pokręci nosami, że akcji za mało.
Jakkolwiek byłem ukierunkowany na różne scenariusze tak nigdy nie byłem zwolennikiem innego miejsca strzału niż TSBD.Byłem skłonny nawet uwierzyć że strzelano z dwóch okien ale na pewno z tyłu.Dlaczego?
Analiza filmu Zaprudera wskazuje nam dwie podstawy by stwierdzić że strzał padł z tyłu.
1.W chwili trafienia głowa JFK pochyla się minimalnie do przodu po czym odchyla się do tyłu i w lewo.
2.Strumień krwi w chwili strzału skierowany jest w górę i minimalnie do przodu a nie do tyłu.
Do tych faktów można dodać zdjęcie z autopsji i małą ranę z tyłu głowy(wlot)Jak i roztrzaskana skroń z częścią czaszki(wylot).
Do tego dochodzą testy balistyczne które potwierdzają że strzał padł z tyłu.
1. No chyba nie myślisz że przez tyle lat od zamachu do ujawnienia filmu nikt przy nim nie majstrował?
2. Strumień krwi bryzgał na wszystkie strony również na motocyklistę jadącego za samochodem prezydenta. Jackie Kennedy zeznała że weszła na bagażnik bo tam znajdowały się fragmenty głowy prezydenta.
I do tych faktów można jeszcze dodać opinie lekarzy z parkland którzy widzieli wielka ranę z tyłu głowy. A testy balistyczne mogą potwierdzić praktycznie każdą hipotezę.
Oscar Marino twierdzi że nie było planu by ratować Oswalda.Była zachowana duża rezerwa w jego kierunku o której On sam nie wiedział.Zapewne wierzył że po wykonaniu zadania uda mu się zbiec na Kubę i zająć fotel blisko Castro.Nie zdawał sobie sprawy że może być tylko narzędziem.Wielokrotnie można spotkać się z twierdzeniem że kto byłby na tyle głupi aby zlecić to Oswaldowi?A dlaczego nie?Jedynymi faktami że Oswald „pracował” dla wywiadu kubańskiego są mikrofilmy w ZSRR i na Kubie(Czyli wrota nie do otwarcia w tym okresie)I kilka osób z wywiadu Kubańskiego.Sam Oswald nie miał nic co wiązało by go z Kubańczykami.Jak podsumował Marino…”Nawet karabin nie był nasz”.CIA nie miała zdjęcia Oswalda przy ambasadzie.Ryzyko żadne a w przypadku śmierci JFK tylko zysk.Zresztą sam zobowiązał się spełnić życzenie.Sytyuacja z wyrzuceniem Oswalda z ambasady i jego odgrażanie wyglądają na teatrzyk…w końcu agenci G-2 doskonale zdawali sobie sprawe że ambasady są na podsłuchu CIA.
Jest też jeden dowód który świadczy że Oswald po powrocie z Meksyku planował zamach.Słynny plan miasta odnaleziony przez FBI.Ale od początku….Wiedziano o wizycie prezydenta w Dallas we wrześniu czyli Oswald będąc w Meksyku mówiąc o zabiciu JFK wiedział że ten będzie w jego mieście.Wiedział też że na pewno wyląduje na lotnisku Love(w 1963 r. było to główne lotnisko.)Oswald nie znał w październiku trasy przejazdu ale wie że wszystkie parady i kolumny prowadzą przez Main street.Na swoim planie miasta zaznaczył ołówkiem wysokie budynki przy przypuszczalnej trasie przejazdu.Co najmniej osiem z nich było pozycjami w których miałby widok na kolumnę prezydencką.Pod koniec Października uśmiecha się do niego szczęście i otrzymuje prace w TSBD.Więc nie był to jakiś spontaniczny atak który przyszedł mu do głowy na 2-3 dni przed wizytą JFK….Zobowiązał się to zrobić.
Oczywiście oczywiście a wszystkie dowody zakreślone ołówkiem wysokie budynki i nagrania dzwiękowe jak zobowiązuje się zabić JFK posiadasz w swoim tajnym sejfie. xD
Wszystko jest w książkach i materiale dowodowym.Raczej proponowałbym na tym się opierać a nie na „pierdołach”ze stron www czy kiepskich filmach.
Już kilka lat temu pisałem komentarz o znajdującej się pod Sfinksem tzw. „złotej komnaty” w której żyjący wtedy ludzie, wiedząc że zginą, zostawili ogromna wiedzę, żeby ich potomkowie przejęli w posiadanie te wiadomości. Rząd Egipski objął całkowita tajemnicą tą ” złotą komnatę „jak tez wiele innych znajdujących się pod Sfinksem pomieszczeń. Tylko jeden polski archeolog otrzymał od Rządu Egipskiego pozwolenie na wejście do tej komnaty ale jego nazwisko też jest tajemnicą. Niestety.
Pamiętajmy, że Egipt nie jest do końca zainteresowany odkrywaniem tajemnic, bo jest to dziedzictwo arabskie.
Vakaar Jest dokładnie na odwrót. Obecnie Egipcjan już niemal nie ma, zostali wchłonięci przez arabów mnożących się jak króliki. Dziedzictwo Egipcjan wpadło zatem w łapy arabów. Dla tego też nie zależy im na badaniu piramid.
Z historii wiadomo, że ludy arabskie/semickie jedynie potrafiły niszczyć. Choć nigdy nie mieli zaawansowanej cywilizacji to zawsze szybko się rozpleniali, niszcząc w ten sposób cywilizacje i kulturę terenów na które wkraczali. Cała Mezopotamia, czy Egipt już nie istnieją w swej pierwotnej strukturze, nie ma już języka, tradycji i kultury, ani cywilizacji tych miejsc, bowiem dzicy arabowie zniszczyli zarówno ludność jak i jej historię.
Ostatecznie uznano, że zeznania Oliver są całkowicie fałszywe. Mimo to, kilka lat temu syn Oliver złożył pozew do sądu, domagając się od władz „zwrotu skradzionych materiałów filmowych”. Warto też dodać, że Oliver nie była osobą zupełnie przypadkową – jak się okazało, przez pewien czas pracowała jako tancerka w nocnym klubie i znała Jacka Ruby’ego, zabójcę Lee Harvey Oswalda. W trakcie przesłuchań utrzymywała, że na dwa tygodnie przed zamachem złożyła Ruby’emu wizytę w jego klubie i zastała go w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Ruby miał wtedy powiedzieć: „Beverly, poznaj Lee Oswalda z CIA”.
Dziwi mnie, że na temat Babushki nie wypowiedziała się Jean Hill, czyli kobieta w czerwonym płaszczu. Stała bardzo blisko od niej.
I co, mamy 3 lata później po ogłoszeniu wielkiego newsa, mistyfikacyjnych doniesieniach Onetu, a nad projektem zapadła grobowa cisza. Wiedziałem to zbyt dobrze.
Stronka jest (http://nowasyrena.pl/), ale faktycznie wygląda na to, że projekt po drodze podupadł.
Stronka od tego czasu serwuje krzepiące „Niedługo wracamy :)”
Pan Kamiński mocno nawiązywał kontakt z Onetem, dostarczając im „ekskluzywnego” infa. Teraz powinni się za niego tłumaczyć, bo gość zniknął z powierzchni ziemi.
Żyją niby jeszcze, pokazali jakieś prototypy, ale niczego więcej nie słychać. Strona internetowa działa. http://nowasyrena.pl/samochody/meluzyna/
Będą pewnie powracać jak potwór z Loch Ness wraz z każdym sezonem ogórkowym. Dla mnie całkowitą aberrację stanowiła sytuacja, gdy jakiś typ z Onetu przy wsparciu tego AK Motor zaczął nam wygrażać, że nie można pisać o Meluzynie, bo monopol ma na to wybrany organ prasowy, i jeśli nie przestaniemy, to „podejmą kroki prawne”. Takie samobójstwo już na starcie…
Jest coś takiego jak temperatura barwowa światła. Jeżeli źródłem światła jest żarówka to światło ma niższą temperaturę barwową i kolory robią się bardziej żółte (zróbcie przy żarówce zdjęcie aparatem bez lampy, to samo powtórzcie w słoneczny dzień – efekt dobrze widoczny). My kolory widzimy dobrze ponieważ nasz mózg dobrze rozpoznaje temperaturę barwową światła, aparaty cyfrowe jednak nie mają pojęcia co jest źródłem światła, przed stworzeniem obrazu JPG, aparat na podstawie algorytmów stara się nadać zdjęciu odpowiednie kolory, proces ten nazywa się balansowaniem bieli. Aparaty do dzisiaj mają z tym duże problemy, szczególnie w świetle żarowym, domyślam się że 35 lat temu problem był jeszcze większy. Mars jest innym środowiskiem i proces balansowania bieli może źle rozpoznawać kolory – tym bardziej że jest on trochę skomplikowany i często się myli.
Ciekawe, jak określono wiek tej piramidy i skąd wiadomo, że miała w ogóle być grobowcem i to dedykowanym faraonowi Chufu. Nie ma w jej wnętrzu ani jednego hieroglifu, który by na to wskazywał. Gdyby miała być grobowcem faraona, zwłaszcza tak okazałym, byłyby w niej całe hektary malowideł i hieroglifów sławiących czyny i postać rzekomego lokatora tego grobowca. Wystarczy zajrzeć do Doliny Królów i odkrytych tam faktycznych grobowców (byłem, widziałem). Który faraon pozwolił by sobie na to, że leży wśród 2,3 mln kamieni, na których nie ma słowa o jego panowaniu ? Wystarczy poczytać znakomite książki Zecharii Sitchina, a wszystko staje się jasne w tym temacie.
W wielu miejscach widoczne są dwa odrębne style budowania.. zwykle „nadbudówki” nie są już tak zaawansowane. Egipcjanie odkryli piramidy, a nie je zbudowali. Tak samo jak my teraz prowadzimy różne prace „remontowe” na piramidach. do tego ślady erozji w wielu miejscach nie mogły powstać pod wpływem piasku i wiatru, a ostatnim razem kiedy tam padało albo było dużo wody, to ponad 8 tysięcy lat temu.
Technologia Atlantów wystarczy tylko podejść trochę matematycznie zadajmy sobie pytanie następującej natury czy istnieje możliwość że na świecie istniał kultury nic nie wiedzące o sobie w i danym okresie doszły do podobnego rozwoju technicznego ??? Wszędzie spotykamy piramidy od wchodu do zachodu , północy do południa naszego globu. Co więcej w największej nie ma hieroglifów nie jest znany budowniczy piramidy oczywiście że archeologia uznaje że zna budowniczego w górnej komnacie znaleziono napis Chu-fu i jakąś malutką statuetkę i na tej podstawie uwaga stwierdzono że piramidę budowano w 20 lat co już jest paradoksem 2 300 000 miliony bloków rok to 31 556 926 sek robimy mnożenie x 20 lat = 631139720 i dzielimy przez 20 lat co daje uwaga bez obrabiania i transportowania i prac dniem i nocą 274 SEK czyli uwaga blok skalny nie zależnie od wysokości stawiano w 4 ,5 min jeżeli pracowano przez 20 lat noce i dnie 24 H jeszcze wyrównując przy tym wcześniej podłoże o wielkości 5 boisk piłkarskich i transportując uwaga najcięższe bloki bo komnata na samej górze zrobiona jest z granitu . Piramida to najlepiej postawiona budowla na świecie odchylenie od pionu na wysokości 150 metrów jest tak niewielkie że owe mierzenie laserowe wykorzystywane w dzisiejszych czasach nie daje takich efektów na tak dużej wysokości , różne kataklizmy jak trzęsienia ziemi nie naruszyły jej a przecież pewnego roku w wyniku właśnie tego kataklizmu pół Kairu uległo zniszczeniu. Ja nie twierdzę że ludzie tego nie dokonali tylko chcę wiedzieć jakim cudem albo może bardziej pochylmy czoła na wiedzą starożytnych przypatrzmy się historii może coś umknęło naszym oczom bo sami widzicie że jest to nie możliwe za pomocą młotka i sił nawet miliona ludzi tak precyzyjne budowanie które w naszych czasach zachwyca nas bezgranicznie . Pozdrawiam
@Virus Wg. powszechnej opini piramida Cheopsa została zbudowana z 2.3 mln bloków skalnych, a nie z 2 300 000 mln. Oczywiście nie wiadomo na jakiej zasadzie były prowadzone te obliczenia. Czy uwzględniały puste przestrzenie w piramidzie ? To raz. Dwa, że na obecną chwilę naukowcy nie są w stanie stwierdzić z jakiego okresu są piramidy a tym bardziej nie są w stanie określić jak długo je budowano. Ale naukowcy jak to naukowcy wcisną każdą bajkę, aby tylko mieć gotową odpowiedź na pytanie. Wg. spisów budowle typu świątynie stawiane w okresie Ramzesa II budowano i 40 lat.
A teraz wielka niewiadoma, jak to się działo, że stawiali piramidę w stosunkowo nie wielkim czasie. Niech będzie nawet bloczek na te 4.5 minuty (choć w rzeczywistości pewnie trwało to dłużej). Odpowiedź prosta po prostu starożytni inżynierowie nie byli tumanami jak współcześni „naukowcy” i wiedzieli czym jest organizacja i harmonogram prac. Jak masz do dyspozycji 10 000 ludzi. To nie każesz wszystkim robić bloczek tylko idzie się na wydajność. Jedna grupa niech transportuje materiał, druga niech go odpowiednio obrabia, trzecia obrobiony materiał transportuje na miejsce budowy, czwarta wstawia go w odpowiednie miejsce. Grupka niech pracuje sobie przez np. 6 godzin i zmiana na kolejnych. W ciągu doby 4 zmiany i na następny dzień powtórka, każdy wypoczęty i gotowy do pracy. Trzeba też pamiętać, że każdy inżynier główny miał pod sobą kilku inżynierów dbających o konkretną część budowli którą nadzorowali w ten też sposób na raz nie zajmowano się jednym bloczkiem, a kilkoma, aby budowa szła sprawnie. Dajmy na to, że takich zespołów było z 8 które kładły bloki. To już mamy co najmniej 8 bloczków kładzionych w jednym momencie. Jeśli np. przyjąć to naciąganą teorię, że piramida była budowana w 20 lat to wystarczy, że nad jednym bloczkiem poświęcono 36 minut, a że kładziono w tym czasie 8 bloczków to już średnio robi się 4.5 minuty na bloczek. Oczywiście ekipy w pozostałych pracach też zajmowały się więcej niż jednym bloczkiem naraz.
Dla wielu badaczy sprawy pielęgniarka Jessica jest jednak postacią równie tajemniczą co sam denat. Sierżant Lean, który był obecny przy tym, jak Thomson oglądała denata, w wywiadzie przeprowadzonym długo po sprawie stwierdził, że Jessica ”była wytrącona z równowagi, aż jej mimika zaczęła zdradzać, jakby miała zaraz zemdleć”. Technik, który wykonał odlew, stwierdził zaś, że Thomson natychmiast odwróciła od niego głowę i już więcej nie chciała na niego patrzeć. Pod koniec lat 40. poślubiła Prospera Thomsona. Z tego związku narodziła się Kate Thomson, która twierdzi, że jej matka kłamała policji i że znała tożsamość Człowieka z Somerton. Jessica Thomson miała jednak też drugie, starsze dziecko – Robina urodzonego w 1947 r. Kto był jego ojcem? Abbott twierdzi, że był nim właśnie denat z plaży. Robin Thomson zmarł kilka lat po matce, ale ma córkę Rachel, która została żoną… prof. Dereka Abbotta. Abbott odkrył, że Robin i Człowiek z Somerton mają dość rzadkie cechy. Ich małżowiny uszne są odkształcone w sposób charakterystyczny dla ok. 1- 2 proc. białej populacji. Obaj mają też szczególną deformację siekaczy – rzecz spotykana u raptem 2 proc. wszystkich ludzi. Jest mało prawdopodobne, aby był to przypadek.
A gdyby Marsjańskie niebo było błękitne, to by bezwzględnie oznaczało, że istnieje tam sprzyjająca ludziom atmosfera? Nie sądzę…jak dla mnie – idiotyczna teoria spiskowa. Jestem pewien, że istnieją planety idealne dla rozwoju organizmów żywych, jednak pewnie jeszcze ich nie odkryliśmy…chociaż kto tam wie jakie informacje posiada NASA i inne instytucje. Wiemy tyle, ile nam chcą przekazać. Reszta jest utajniona 🙂
Tym bardziej że tę hipotezę potwierdzają badania prowadzone w 1987 roku przez uczonych z Uniwersytetu Waseda w Tokio. Japońscy eksperci za pomocą radaru ustalili, że piramida Cheopsa ma jeszcze wiele miejsc, których nie wypełnia lita skała. Natrafili także na dodatkowy tunel wcinający się w budowlę od strony południowej. Jednak podobnie jak Francuzi nie dostali zgody na odwierty. Nie dostarczyli niezbitych dowodów, więc ich prace najpierw zlekceważono, a potem zapomniano.
„Kolejki PIKO nadal się kurzą na strychach i w piwnicach” – absurd. Jest w Polsce wiele klubów zrzeszających modelarzy kolejowych, a także niezliczone ilości modelarzy niezrzeszonych. W klubach i zaciszach domowych powstają piękne dioramy i makiety o tematyce kolejowej. Wyżej cytowane stwierdzenie nijak się ma do rzeczywistości, w której nawet modele wyprodukowane jeszcze za czasów NRD mają się świetnie i są ozdoba niejednej kolekcji. Przykładem jest moja – mam w zbiorach kilkadziesiąt modeli produkcji „starego” PIKO. Wszystkie świetnie zachowane, niektóre jakby dopiero opuściły fabrykę.
W klubach to nawet zbierają nadal puszki po Fancie i Heinekenie jak za starej dobrej komuny 😀 Dla normalnego człowieka to się dawno skończyło. Jak widziałem na Narodowym lokomotywę PIKO do kupienia za chyba 300 złotych, zrozumiałem jak bardzo upadła i niszowa stała się ta branża.
Dzięki temu filmikowi w końcu wiem co widziałem jakies 6-7 lat temu (czyli miałem 15/16 lat)
wracam sobie do domu (mysłowice pod Katowicami, śląsk) około gdziny 20-12, było już ciemno, więc musiał to być listopad/grudzień. Widzę już swój bok a nagle całe niebo i okolica zaczyna się rozjaśniac i to na czerwono – zgłupłem na momencie, spojrzałem w niebo, a niebo było czerwone jak na tym filmiku, nie wiedziałem co o tym myśleć, myślałem, że mi się coś w głowie pojebauo, ale spotkałem kolege chwile po tym i widział to samo. Aczkolwiek po tym pytałem wielu osób z okolicy i nikt nie kojarzył tej sytuacji, myślałem wtedy, że to może ufo… a tu spadająca gwiazda, kto by powiedział 😀 chociaż nadal uważam za dziwne, że nikt z mojej okolicy w blokach tego nie widział tylko jeden kolega którego spotkałem bezpośrednio po zajściu. Dziwne w sumie
Meteor, bo w lądowanie ufoków na tak dziadowskim, biednym, wyjałowionym terenie to dziecko nie uwierzy.
Moim zdaniem ewidentnie jest to start jakiejś rakiety.. Coś jak Amerykanie, gdy puszczają w kosmos jakiś sprzęt. Dużo ognia, ogromna jasność.. Tyle tylko, że ruscy odważyli się spróbować startu w nocy. To musiało być gdzieś w obszarze bazy ruskich, bo żadne auto się nawet nie zatrzymało, nikt nie wysiadł, nikt się tym nie zainteresował.. Czyli musieli być przyzwyczajeni..
Rakiety to z Bajkonuru w Kazachstanie.
Gralewski i Iwańska byli niezależni intelektualnie. Swobodni obyczajowo. Nie kryli się z tym, że żyją ze sobą, choć przecież ślubu nie mieli. Wielu gorszyli, ale wielu też uznawało, że w końcu po pierwsze są dorośli, a po drugie jest wojna, więc kto by sobie sakramentalnym „tak” głowę zawracał, jeśli w każdej chwili może zginąć. Z zasady mieszkali osobno, ale byli w ciągłym kontakcie. To on zaproponował w końcu ślub – ze względów praktycznych. „Jeżeli mnie złapią, zaaresztują, wywiozą – nie będziesz mi mogła nawet oficjalnie pomagać” – tłumaczył Alicji i właściwie trudno było nie przyznać mu racji. Ślub wzięli 18 stycznia 1942 r., nie kryjąc zresztą od samego początku, że będą małżeństwem otwartym na nowe doświadczenia, dającym sobie swobodę, ale właśnie z tej swobody i wolności czerpiącym siłę. Pod koniec tego roku Gralewski wyruszył w swoją pierwszą podróż kurierską. Alicja spotkała się z mężem po raz ostatni w końcu stycznia 1943 r. Jan 8 lutego wyruszył w swą ostatnią podróż kurierską – że będzie ostatnia, nie wiedzieli ani on, ani ona.
Od 1973 roku wszystkie brytyjskie dokumenty dotyczące katastrofy gibraltarskiej są jawne i dostępne do wglądu w National Archive w londyńskim Kew pod sygnaturą The National Archives (TNA): (PRO) PREM 13/2644. Pod koniec lat 90-ych strona polska zwracała się do Wielkiej Brytanii z zapytaniem w sprawie „utajnionych” akt, w odpowiedzi uzyskując zapewnienie, że wszystkie brytyjskie dokumenty dotyczące katastrofy zostały już ujawnione.
Salony gier zdechły u nas mniej więcej w połowie lat 90tych. Wówczas nikomu ich nie było szkoda. Dzisiaj wraca za nimi nostalgia 🙂
W Galerii Mokotów do niedawna był duży salon gier. Stał raczej pusty. Teraz jego miejsce zajęła ruchliwa Pizzeria Wapiano, miejsce wyróżniające się tym, że jesz ile chcesz niby za free, a kasują cię hurtowo na wyjściu.
Zmarł Enzo…
http://film.wp.pl/wielki-blekit-enzo-maiorca-nie-zyje-6058426478896257a
Jakby ktoś chciał to udostępniam całą grę do wydrukowania:
http://jpg-studio.com/ftp/GwiezdnyKupiec.zip
Miłego grania
Autor we wstępie pisze, o tym przypadku na Suwalszczyźnie. Jest to błąd, gdyż są to jeszcze tereny Mazur. Dawna granica państwowa do 1945 roku przebiegała kilka kilometrów od Stańczyk. Nieoficjalnie jest to granica między Suwalszczyzną a Mazurami, oficjalnie granica administracyjna między województwami Warmińsko-Mazurskim a Podlaskim. Tak więc Stańczyki to Mazury.
I jeszcze jedna sprawa, o ile mi wiadomo, choć nie byłem mocny z chemii czy fizyki, pierwszy raz słyszę, że dwutlenek węgla jest wybuchowy.
W tym przypadku wybuch dwutlenku węgla polegał na tym, że jego ciśnienie było bardzo duże i przewyższało ciśnienie atmosferyczne panujące nad taflą wody. Po prostu dwutlenek węgla bardzo szybko przedostał się spod dna jeziora ponad taflę wody a przy okazji zabrał ze sobą większość gleby, która stanowiła dno jeziora. Nikt nie pisze, że dwutlenek węgla zapalił się i wybuchł.
Pozostaje tylko odpowiedzieć na pytanie kiedy Wolski miałby być zahipnotyzowany. W jego opowieści nie ma większej luki – wiemy dokładnie co owego dnia robił od 5 rano do ok 8:30 kiedy wrócił podekscytowany do domu. Wcześniej (ani później) nigdy nie interesował się UFO, w domu nie było ani TV ani radia. Gazet tez raczej nie czytał. Zdrowy psychicznie i neurologicznie (przebadany na to został klinicznie) o przeciętnej inteligencji. Wśród sąsiadów cieszył się opinią rozsądnego człowieka. Testy wykazały, że nie ma zdolności to imaginacji (typowy test z pokazaniem kilku obrazków i poleceniu wymyśleniu krótkiej historii na nich opartej – Wolski nie był w stanie sklecić nawet najprostszej). I takiej osobie, nawet pod wpływem hipnozy, ktoś miałby wmówić spotkanie z UFO? Wolski uznałby raczej, że miał dziwny sen a nie realne zdarzenie. Na polanie gdzie miał mieć spotkanie z UFO pozostały ślady – wyjedzona trawa przez konia oraz dziwne odciski stóp. Podobne ślady znalezione zostały na ścieżce. Potwierdzili to przybyli na miejsce milicjanci. Chyba że i oni zostali zahipnotyzowani.
Wydaje mi się, że to musiało być tak, że Wolski nie tyle został zahipnotyzowany w sensie, jaki kojarzymy z filmów – trans, czasowa utrata świadomości – lecz po prostu facet miał tak prosty i chłonny umysł, że gdy Wawrzonek mu opowiedział historię o ufolach, przyjął ją jak własną. Faktycznie był wiarygodnym świadkiem, stąd przypadek Emilcina tak długo żył swoim życiem. Ale teraz wyszły na jaw fakty, które nie są w stanie utrzymać wersji o lądowaniu UFO, No bo to musiałaby być heca – ludzie się spotykają, gadają o UFO, są ufologami, no i akurat tam ląduje im niemal pod domem statek pozaziemski. Przypadek taki jak spadnięcie z nieba złotego sześcianu.
Badania psychologiczne wykazały, że Wolskiemu nie można było nic wmówić. Po prostu nie przyjmował nowych wiadomości (starszy człowiek o ograniczonych horyzontach myślowych o przeciętnej inteligencji, twardo stąpający po ziemi) a zwłaszcza tak dla niego fantastycznych jak UFO. Badacze podczas rozmów próbowali sugerować mu pewne szczegóły jak np. wygląd ufoków (potworaków jak mówił Wolski) ten upierał się przy swojej wersji. Na prawdziwość jego relacji wpływa też fakt, że w tym samym roku na terenie Polski zdarzyły się dwa przypadki spotkania z takimi samymi/podobnymi ufonautami (jeden wcześniej a drugi później). Nie były tak spektakularne więc nie są powszechnie znane. Historia z magicznym kamieniem powstała po śmierci Wolskiego – on sam nigdy o tym nie wspominał. Za jego życia nie pisali też o tym nic ufolodzy, którzy tę sprawę badali. A robił to nie tylko Błania-Bonlar, który wbrew pozorom był poważnym badaczem choć nieco zbyt entuzjastycznym. Sprawą zajął się również Lucjan Znicz – sceptyk (ale nie negator) o naukowym podejściu do tematyki UFO. Aż pojawił się Nautilius ze swoimi rewelacjami, którym nikt z bezpośrednich żywych świadków i badaczy nie może zaprzeczyć. Dobrze, że nie dodali dodatkowo Reptilian i NWO.
No dobrze, jeśli przypadek był prawdziwy, to dlaczego zarówno Wawrzonek, jak i Blania-Bolnar bardzo szybko się wycofali rakiem z jego dalszego badania i promowania go? Blania pod koniec życia nie chciał w ogóle o tym rozmawiać, a przecież byłby pierwszym, który zarejestrował w pełni realne bliskie spotkanie trzeciego stopnia.
Jak przy każdym głośnym przypadku i tu wkrótce zaroiło się od oszołomów. B-B co mógł zbadać już zbadał i nie miało sensu brnąć w to dalej bo nie było już żadnych nowych informacji. Mógł przecież pisać o tym samym w kółko, tylko po co? Zawzięty Wawrzonek robił wszystko by tylko pogrążyć B-B dyskredytując sprawę Emilcina. Dodatkowo jak zawsze znaleźli sie publicyści, którzy dorzucili swoje trzy grosze. Przecież UFO nie istnieje więc i w Emilcinie to tylko albo jakiś kawał albo sen pijanego chłopa. Po takiej nagonce nie dziwię się, że B-B nie chciał o tym rozmawiać a Wawrzonek jako mocno umoczony w oczerninianie przypadku i rywala tym bardziej.
Rozmawiałem z Janem Wolskim. Opowiadał mi, że jego ojciec przesunął kamień w inne miejsce i miał od tego czasu nocne koszmary. Kamień śnił mu się i mówił: „przenieś mnie z powrotem na dawne miejsce”. W końcu ojciec Wolskiego przeniósł kamień na stare miejsce i od tego czasu miał spokój.
Powtórzyłem tylko to, co powiedział mi Jan Wolski.
Sprawą kamienia (bezpośrednio po tym, jak przypadek Wolskiego stał się znany, a więc za życia Jana Wolskiego) interesował się polski ufolog Jan Pająk.
Jan Wolski, o którym piszesz, to jeden z synów Jana Wolskiego? Czy rozmawiałeś z samym świadkiem zdarzenia w Emilcinie? On zmarł około 1990 roku.
Rozmawiałem ze świadkiem zdarzenia i było to w tym samym roku, w którym miało ona miejsce (prawdopodobnie we wrześniu lub październiku).
To było dawno temu, mogę się mylić co do tego czy Wolski mówił o swoim ojcu, czy też o sobie, ale na pewno o tym wspominał. Byłem tam z 3-ema kolegami. Z jednym mam ciągle kontakt – zapytam jak on to pamięta.
Wyjedzona przez konia trawa śladem po ufo? Serio? 😀 A co do śladów to wśród milicjantów o których wspomnasz był technik krymimalistyki który wtedy i w 2013 roku oświadczył że ŻADNYCH śladów nie znaleziono. Potem przyjechali biolodzy oglądać liście. Ani na liściach ani wokół nie znaleziono nic. Zero. Null
Słuchaj, jestem otwarty na sprawę UFO i tez mnie denerwuje tłum nic nie robiących publicystów, którzy wiedzą więcej. Sam przez wiele lat uznawałem Emilcin za bardzo ciekawy przypadek, głównie za sprawą Wolskiego i istnienia drugiego świadka tego zdarzenia. Ale powiedz uczciwie – czy nie wydaje ci się arcydziwne, że Wawrzonek robi wypady rowerem do Emilcina, znika na wiele godzin, poznaje Wolskiego, ma konflikt z Blanią, i nagle lądują akurat u tegoż Wolskiego ufole, a Wawrzonek (mający już w CV fałszowanie zdjęć UFO) zamiast zyskać sławę, przekazuje sprawę Blani? No come on, o wiele prędzej uwierzę w mało aerodynamiczny fruwający autobus ufoli niż w taki zbieg okoliczności!
Aż do skutku będę powtarzał, że dowód na jakim B.R. budował swoją ostateczną hipotezę nie jest wiarygodny, a dotyczy on rzekomej znajomości Wawrzonka z rodziną Wolskich przed zdarzeniem z 10 maja 1978 roku. Jego znajomość przed tą datą potwierdziliby sąsiedzi Wolskich, bo nie mogło by to ujść ich uwadze, gdyż Wawrzonek nie miał powodu by potajemnie tam przebywać. To jest nie wykonalne. Zbigniew Blania w swej książce pisze jasno, że rodzina Wolskich nie znała wcześniej Witolda Wawrzonka, ani go nie widziała i stwierdza że: „widać to też na nagraniu”. Gdyby się znali, to musieliby być aktorami najwyższej klasy. Nawet to że Jan Wolski pytany przez Blanię o znajomość z Wawrzonkiem nieco się pogubił, nie załapawszy o kogo chodzi, to zwyczajna rzecz, kiedy zaczęli go nawiedzać rozmaici ludzie, a nie chęć ukrycia rzekomej wcześniejszej z nim znajomości. Skoro więc Wolscy zaprzeczyli, to dlaczego B.R. pomija ten istotny fakt i opiera swoją hipotezę na niepewnej wypowiedzi wdowy po Wawrzonku, która twierdzi że: „chyba się znali wcześniej”. Pominięcie tak ważnego faktu z materiałów zebranych przez Blanię i oparcie się na niepewnym świadku który temu przeczy, świadczy tylko o tendencyjnym nastawieniu autora szukającego za wszelką cenę argumentu potrzebnego mu do jego hipotezy z rzekomą hipnozą. Skoro Wolscy zaprzeczyli że znali Wawrzonka przed 10 maja 1978 roku, to oczywiste jest że nie ukartował o żadnej zemsty na Blani przed tą datą. Powiadomił go o fakcie i usunął się w cień, znając jego kompetencje w fachowym przeprowadzeniu śledztwa co też nastąpiło. Pan B.R. i jego koledzy zabrnęli zbyt daleko żeby się wycofać, ale kto nie ryzykuje, w kozie nie siedzi, jak mawia przysłowie.
Co do dolara, to zauważ, że następuje nieprzypadkowa koincydencja słowno-obrazkowa właściwa masońskiej stylistyce: MON (mono – pojedyńcze), EY (eye – oko), czyli MONEY – pieniądz.
Gościu! To jest jak kabała! XD
Jeśli czasoprzestrzeń ziemi kończy się wraz w którym równoważny masowo obiekt utraci ciężar to pasy van allena powinny powstawać do tej granicy
To wszystko ściema – ruska propaganda. Fort Knox jest pełny złota, a ruscy, którzy mają złota tyle co kot napłakał nie mogą tego znieść. Taka sama pierdoła, jak twierdzenie że ruski mają lepszą armię od USA.
W całej historii ludzkości wydobyto ok. 160.000 ton złota, z czego do dzisiaj jest w obrocie w różnej postaci ok. 135.000 ton. Gdyby cale to złoto ułożyć na jednym tylko stadionie, to miałoby mniej niż 1,5 metra wysokości. Znaczna część złota jest w rękach prywatnych. Bredzenie o wielkich skarbcach w wielu tajemnych miejscach jest przejawem chorej wyobraźni. 8.000 ton złota to zaledwie 380 m3, czyli objętość przeciętnego pomieszczenia o powierzchni 130 m2
Mars – to taki batonik, kolo ciemno-brązowy, reszta to bujda na resorach, ale możecie wierzyć tak w ewolucje jak i podróże kosmiczne 😉
Wielkość piramidy trzeba ze stawiać w racjonalnym wysiłkiem-nikt nie szedłby pieszo na księżyc! Technologia musiała być odpowiednia do takiego przedsięwzięcia-inaczej nie budowano by piramidy, ale ulepiono lepianke.To logiczne i oczywiste 😃
Apophis po raz pierwszy zbliży się do Ziemi w piątek, 13 kwietnia 2029 roku. Naukowcy z Massachusetts Institute of Technology proponują pokrycie zagrażającej asteroidy białą farbą, aby wywołać efekt Jarkowskiego. Pod koniec XIX wieku ten inżynier polskiego pochodzenia ogłosił, że trajektoria małego obiektu kosmicznego zmienia się pod wpływem promieniowania termicznego wywołanego ciepłem powstającym na powierzchni tego obiektu – pod wpływem promieni słonecznych. Właśnie do tego miałaby posłużyć farba.
Piątek trzynastego okazałby się wielce pechowy… Schizofrenia związana z tym tematem jest również odzwierciedlana w dokumentach ONZ gdzie dla przykładu w piątym wydaniu sprawozdania IPCC AR5 “Climate Change2013: The Physical Science Basis” stwierdzono wyraźnie, że geoinżynierię prowadzi się na całej północnej półkuli, zalecając utrzymanie programów i jednocześnie stwierdzając, że takie programy nie mają miejsca. Podobnie ludzie na całym świecie są światkami programów geoinżynieryjnych, a mimo to rządy i państwowe agencje zaprzeczają, iż takowe działania mają miejsce.
Są powiązania Holmesa i postaci Kuby Rozpruwacza. Mudgett przebywał w Londynie w 1888 roku pod zmienionym już nazwiskiem Holmes, które zapożyczył od Sherlocka Holmesa bohatera powieści „Studium w szkarłacie” wydanej w roku 1887 przez Arthura Conan Doyle’a. Po dokonaniu zbrodni Mudgett zwiał z powrotem do Ameryki. Rysopis zebrany na podstawie danych ze Scotland Yardu świetnie pasuje do Mudgetta. Charakter pisma Holmesa rzeczywiście pokrywa się ze stylem pisma Jacka the Rippera
Czytałem domniemania, że człowiekiem o ciemnej karnacji mógł być korsykański zabójca Lucien Sarti.
W XVIII w. wysunięto teorię o skandynawskim pochodzeniu dynastii Rurykowiczów, mimo iż Rusini się z nią nie zgadzali. Jednak po jej udowodnieniu nie wybuchły żadne kontrowersje w związku z tym. W przypadku Mieszka sprawa może być utrudniona, ponieważ wszystkie linie jego dynastii wymarły. Ale nawet jeśli nie miał on rodowodu normańskiego, to i tak wkład „ludzi północy” w tworzeniu państwa piastowskiego był zapewne większy niż można przypuszczać.
Zastanawia mnie jedno. Dlaczego ci wszyscy wierni kibice Imperialnej Japonii zupełnie nie pamiętają o milionach wymordowanych Chińczyków, Koreańczyków i przedstawicielach innych narodów Azji południowo wschodniej. O japońskich zbrodniach, przy których to, co działo się w Europie zdaje się być niewinnym żartem. Nankin, Bataan, Jednostka 731… długo by wymieniać. Zdaje się, że znajomość historii przez niektórych jest mocno wybiórcza. Nie wiem, czy można to tłumaczyć czymś innym, niż rasizmem. Czyżby „żółte” ofiary nie miały znaczenia?
20 lat temu nie byłem w stanie sobie nawet pomyśleć, że jakieś tam „gierki telewizyjne” (tak rozumiano w PL wówczas konsole) prześcigną rynkowo gry na komputery (wówczas amiga i PC rządziły).
Nie do pomyślenia to było. Przełomem był zasłużony PS1. Od niego zaczął się szturm konsol i powolne wycofywanie się PC na rynku gier video.
Zresztą kiedyś gry nazywało się grami komputerowymi, nawet te konsolowe, dziś mówi się o grach video, bo gry komputerowe to dziś nie duży % rynku.
Oczywiście ktoś zakrzyknie MMO albo steam, ale dla mnie MMO to nie jest gra lecz nakładka graficzna na społecznościówke internetową, a steam to zwykły monopolista wypożyczający za pełną cenę gry na PC.
Konsole zrobiły furorę to niezaprzeczalny fakt i obecnie to one cięgną gry w górę (mimo iż technologicznie- graficznie rynek trochę stopują). Gdyby nie one nigdy bym nie zagrał w serie gier jak Resident Evil, Silent Hill, Metal Gear Solid, Gran Turismo, Forza, LBP, Killzone, Gear of War, God of War, Wipeout, Tekken, Soul Calibur, Tenchu, Crash bandicoot, Zelda, Final Fantasy, setki jrpg, Uncharted, nie pograłbym na eye toy, póżniej kinect i wiele wiele innych.
Pecet był niezastąpiony do czasu premiery PS1, później coraz bardziej ustępował pola. Dziś tak naprawdę jest maszyną do pracy, na której ewentualnie można zagrać. Konsola stała się sprzętem do grania. PC ma MMo, przecież taki Diablo 3 to MMO, bo rozgrywa się na jakiś tam serwerach.
Nawet strzelanki FPS na konsolach mają 5x wyższą sprzedaż niż na PC , a przecież na PC powstał ten gatunek.
Konsole jeszcze długo porządzą. Ktoś mówił, że cloud gaming im zagraża. Przykład upadku Onlive pokazał jaki ten cloud gaming jest słabiutki i niestabilny (może za 10 lat będzie inaczej). Telefony komórkowe zagrażają konsolom. Jasne, chyba z baterią 20 kg noszoną w plecaku, żeby zagwarantować komórce 100W energii, bo tyle to minimum, żeby uzyskać jakość obecnych konsol, nie mówić już jak zmieszczą gry zapełniające płytki BD (MGS4 zajmuje z 50GB) na jakiś kartach micro SD w telefonach.
Jedyne co mnie martwi to chora polityka producentów konsol to ich blokowania na homebrew , polityka cenowa (gry na PSN droższe niż na płycie- chore!) czy płatny dostęp do czegoś za co zapłaciłeś już czyli internetu (Xbox 360).
Do tego dochodzą inne patologie zwane dlc i online/sezon pass. O tym już napisano wiele eseji, nie mniej jest to zwykłe plucie w twarz graczowi. I co pada fanboye?
Konsole przeszły długą drogę. Z gierek telewizyjnych wyświetlających kilkanaście pikseli przeobraziły się w centra multimedialne (gry, filmy, muzyka, zdjęcia, przeglądarka internetowa). Absolutnie nie są pecetami, gdyż mają zamkniętą sprzętowo i softwarowo architekturę, a to że wyświetlają multimedia nie czyni z nich pecetów (smart TV też to mają i co są pecetami?).
Konsole idealnie uzupełniają Pecety. Pecet jako maszyna do pracy, jako urządzenie wielofunkcyjne profesjonalne + konsole do wygodnego, szybkiego grania, do relaksu i zabawy.
Oczywiście są ludzie, którzy twierdzą, ze pecet mógłby zastąpić konsole, tak można ciągnikiem rolniczym jeździć nawet w mieście czy do pracy biurowej. Ciągnik jest uniwersalny wjedzie wszędzie, ale… komfort i ergonomia.
Fanboye PC też nie używają telefonów komórkowych? Przecież można nosić ze sobą peceta na plecach i używać Skype nie? Nie, gdyż wygrywa ergonomia.
Podobnie jest z konsolami, są do wygodnego grania i chyba rzeczywiście się idealnie do tego nadają, gdyż zdetronizowały pecety w dziedzinie gier.
Zobaczymy co będzie dalej…
Dziś już wiemy, że Bielecki od czasu Broad Peaku nie zaliczył żadnego ośmiotysięcznika, a jego planowane wyprawy sypią się jak mąka.
Podobno port sterowcowy w Jezierzycach jest jedynym tego rodzaju zabytkiem w Europie. Jeżeli tak jest, to dziś zostało po nim niewiele. Lotnisko zamieniono w pole uprawne. Jeszcze w latach 80-tych dyrektor gospodarstwa rolnego w Bukówce – Mirosław Nanaszko wyciągał z ziemi potężne umocnienia betonowe, które służyły sterowcom. Nikt nie wie, co stało się z podziemnymi zbiornikami na paliwo. Podobno miała w nich być woda, ale pożar w 1989 r. ujawnił, że wody pod ziemią nie było. Bocznice kolejowe po dziś dzień eksploatuje przedsiębiorstwo „Bałtykgaz”. Mieszkańcy Bukówki twierdzą, że nadal istnieją tunele podziemne łączące niegdysiejszy port lotniczy z kilkoma budynkami w ich wsi (sąsiadującej z Jezierzycami). Z kolei pod ziemią może kryć się mnóstwo zagadek. Są o tym przekonani ludzie, którym niemiecka firma zlecała naprawę nawierzchni w miejscu, gdzie dziś rezyduje „Bałtykgaz”. Niemcy posiadali stare plany podziemi i zapowiedzieli robotnikom, by nie wchodzili do podziemnych pomieszczeń, które odkryją podczas prac budowlanych. Podczas zdejmowania nawierzchni, rzeczywiście odkryto jakieś pomieszczenia. Musiały mieć dawno temu jakieś przeznaczenie techniczne, tak ocenili własne odkrycie robotnicy, oglądając plątaninę rur, niewiadomego przeznaczenia. Co jeszcze kryją jezierzyckie podziemia? Być może wiedzą to, posiadacze wojskowej dokumentacji.
Lokal przy ul. Orłowskiej 13-17 do dziś nie znalazł nabywcy, chociaż miasto wystawiało teren na licytację kilkakrotnie. W zeszłym roku gdyńscy włodarze ponownie rozpoczęli poszukiwania nowego inwestora, ale taki się nie znalazł. Najwidoczniej nikogo nie interesują piękne tereny w pobliżu orłowskiego molo, które miasto wyceniło na ponad 23 mln zł. Na pewno nie jest nim zainteresowany były właściciel lokalu ,,Mecenas”, który obecnie zajmuje się wydawaniem czasopisma dla trójmiejskich elit, ,,Twój Wieczór”. Współpracuje tam z byłym esbekiem, Edwinem Myszkiem, który swego czasu był jednym z częstych gości lokalu.
Ale jaja, rzeczywiście! Mecenas wygląda całkiem młodo!
http://twojwieczor.pl/o-nas/
Żyję na tym świecie wystarczająco długo żeby jeszcze pamiętać alarmistyczne artykuły (naukowe) w prasie początku lat siedemdziesiątych wieszczące globalne ochłodzenie, braki żywności, migracje ludności i wojny tym spowodowane. Dziś „globalne ochłodzenie” zastąpiono „globalnym ociepleniem” („migracje i wojny” się nie zmieniły). Cóż ekolodzy muszą z czymś walczyć – taka widać ich natura. Ciekawe czy wykażą odrobinę wstydu jeśli ich przepowiednie się nie spełnią? Ci nawiedzeni naiwniacy będą świecić oczami a cwaniacy którzy się na globalnym „czymś tam” dorobią, pławić się w dostatku…
Lawinowy wzrost CO2 w atmosferze i pękanie lodowców na Arktyce nazywasz przypadkiem? Zawsze mnie fascynuje, jak tacy radykałowie to tłumaczą.
Pisałem już o tym kiedyś.
Nic od tej pory się nie zmieniło.
Mieszkam w Londynie od kilu dobrych lat i co najmniej od 4 słyszę te dźwięki.
Raz słabiej raz nieco głośniej Przeprowadzałem się w tym czasie z 5 -6 razy i w każdym z domów słychać to samo
Czasem z większym natężeniem, czasem z mniejszym.
Jeśli ze słabszym natężeniem buczy, to jeszcze da się spać.
Jeśli zaś buczy porządnie, to o spaniu trudno powiedzieć, występuje rozdrażnienie, zdenerwowanie, a sen jest niemożliwy.
Jest to taki dokładnie jak w opisie buczący niski dźwięk, o nie równej ciągłości, jakby gdzieś pracował jakiś silnik na niskich obrotach, tylko że o jeszcze niższych tonach niż np. dieselowska ciężarówka.
Mam nagranie, udało się to nagrać w nocy w Warszawie, mikrofonem pojemnościowym. Słyszę od stycznia 2020 z przerwami, czasem nawet kilku miesięcy, teraz od czwartku 29.11 praktycznie buczy bez przerwy, więc codziennie ból głowy, osłabienie i uczucie mdłości, uciekam z domu kiedy mogę, bo tu najmocniej słychać. Najlepsze jest to, że mój partner, który mieszka po drugiej stronie Warszawy też to słyszy (odległość 30 km)…chciałabym wiedzieć co to u cholery jest. Teraz słucham w domu wibracji z aplikacji brainwaves ustawionych na 0.10 hz i to sprawia, że ten dźwięk przeszkadza mniej. Mam bardzo wrażliwy słuch, mój partner też, rzeczywiście większość ludzi tego nie słyszy, niektórzy czują wibracje.
Ja od lutego 2020r. Dokładnie to samo.
Doskonale pamiętałem podobną sprawę ze słynnymi „rytowanymi kamieniami” z Ica w Peru. Tam dr Javier Cabrera zgromadził kolekcję ponad 11 tys. kamieni pokrytych rytami nieznanej – jak twierdził – dawnej ziemskiej rasy ludzi, o wysoko zaawansowanej nauce i technice, której towarzyszyły dinozaury! Świat naukowy absolutnie nie dał wiary rytom, przedstawiającym operacje przeszczepów serca, transfuzje, teleskopy, pojazdy latające. Lecz kiedy zobaczyłem na własne oczy i dotknąłem tysięcy kamieni zalegających półki w domowym muzeum dr. Cabrery, zacząłem mieć wątpliwości. Miasteczko Ica to nie zbiorowisko anonimowych mieszkańców. Tutaj każdy przechodzi raz dziennie przez rynek, obok starego domu rodziny Cabrerów, i doskonale wie, czy pan doktor przyjmuje w tej chwili pacjentów, czy też pije kawę. Absolutnie niemożliwe byłoby ukrycie przed służbą domową i sąsiadami takiej „produkcji”, wymagającej, jak obliczono, co najmniej 20 lat wytężonej pracy. A przecież „śledztwo” przeprowadzone przez dziennikarzy peruwiańskich nic nie wykryło! To samo można było odnieść do figurek z Acambaro.
Jestem o dziwo przekonany, że napęd „anty-grawitacyjny” nie jest bzdurą i jest możliwy z wykorzystaniem sił oddziałujących z jądra naszej Planety, bo ono pośredniczy w procesie grawitacji. To przekłada się poniekąd na założenie, że Ziemska grawitacja działa na zasadzie prądnicy.
Na chwilę obecną mam wrażenie, że obecny poziom cywilizacji jest już w stanie wyprodukować takie obiekty. Z tym, że uderzałoby to w infrastrukturę telekomunikacyjną. Mianowicie zostało to zapewne rozpatrzone z myślą: „Co, gdyby nie tyle tworzyć takie obiekty, co wydobyć na światło dzienne tę technologię i wdrożyć na rynek.”
To w przypadku skali masowej uniemożliwiałoby komunikację telefonii komórkowej, radia czy generalnie urządzeń elektrycznych. Uderzenia fali magnetycznej neutralizowałyby urządzenia zdolne do komunikowania się w sektorze cywilmnym.
No chyba, że na bieżąco myślą nad ujarzmieniem tego problemu.
Cywilizacja musiałaby odpuścić sobie zabawę w komunikację za pomocą fal radiowych i ich odnogi typu transmisja: Bluetooth, WIFI, IRD, 3G, 4G GSM, UMTS, LTE i tym podobne. Bo te nadajniki by się gubiły. To zaś przerzuciłoby się na biznesy oraz gospodarkę na skalę międzynarodową. Może właśnie dlatego jawnie takie badanie nie są prowadzone.
A jeżeli już to z organami władzy najwyższej na poziomie militarno-wojskowym.
Myślę, że dopiero gdy cywilizacja będzie na poziomie umożliwiającym komunikowanie się wręcz na poziomie telepatycznym, będzie to szło w parze.
Ale to nie jest tematyka sektora cywilnego. Mam tu na myśli ludzi o przeciętnych umysłach.
Nad takimi badaniami pracują naukowcy.
Myślę, że idzie na to mnóstwo pieniędzy i nie jest to żadną tajemnicą.
To co prymitywne musi ostatecznie ustąpić miejsca temu co innowacyjne i lepiej rokujące.
Ogólnie poruszyłem temat. Myślę, że to ciekawa tematyka.
Ale trzeba się znać na zjawiskach fizycznych z pogranicza najwyższego szczebla nauki.
Bez miejsca na tak zwany „bełkot”.
Aha! Nie będę nawet wspominał o ludziach podłączanych w szpitalach do aparatur podtrzymujących życie czy posiadających rozrusznik serca.
Są to osoby, w pierwszej kolejności, które nie doświadczą fenomenu tego zjawiska.
Jest to rozpatrywane z punktu podstawowego i zarazem priorytetowego, którym jest skala ryzyka zagrożenia życia.
Ustawy i przypisy zabraniają badań bez zezwolenia.
Dlatego też było już wiele kwestii omawianych na temat podziemnych baz, które rzekomo istnieją w niektórych terytoriach globu.
Tam bodajże prowadzone są badania, które nie tyle owiane są tajemnicą, ale przede wszystkim są wykonywane w warunkach bezpiecznych, nie rzutujących na zasięg oddziaływania.
Odizolowane środowisko nie reflektujące na na funkcjonowanie tego co na powierzchni. Interakcja w bezpośrednim zestawieniu i mogłaby spowodować zagrożenie życia.
Pierw jest to badane, później rozpatrywane a na koniec wdrażane o ile przypisy bezpieczeństwa na to zezwolą.
To wszystko z mojej strony.
Zmykam.
Badania eksperymentalne w kwestii silnika nazwijmy go anty-grawitacyjnym, są z takiego pola aby nie doprowadzały do uszkodzeń sieci telekomunikacyjnych, komputerów oraz zwarć w autach (począwszy od silników paliwowych, po elektryczne).
Dochodziłoby do zwarć elektrycznych lub chwilowego wyłączenia.
Natomiast przy komputerach dochodziłoby do anomalii i błędów w procesie przetwarzania oraz przesyle danych transmisyjnych.
Myślę, że jeżeli miałyby być one wdrożone do środowiska publicznego, to musiałyby by to być inteligentne urządzenia charakteryzujące się pełną weryfikacją otoczenia monitorowaną w czasie rzeczywistym.
W przeciwnym razie przyszłość aut typu TESLA nie wchodziłoby w rachubę.
Jest wstępnie uzgodnione, że przyszłość motoryzacji, t auta bazujące na elektryce.
Musiałyby mieć jakąś osłonkę, która nie dopuszczałaby do zakłóceń.
Możliwe byłyby również problemy z Internetem na płaszczyźnie WiFi.
Ogólnie elektryka by szwankowała.
Jeżeli jest to rozpracowywane, to na poziomie czegoś na zasadzie hybrydowego napędu anty-grawitacyjnego. Wtedy się z tym zgodzę.
Bo jeżeli ma to być niekontrolowany napęd anty-grawitacyjny, to doprowadziłoby to do upadku obecnej cywilizacji. Rozwaliłoby to całą gospodarkę, zaburzyło całą ekonomię, logistykę i spedycję.
Nie byłoby dostępu do wody, żywności i przepływu innego typu dóbr.
W moim przekonaniu jest to tematyka, która wymaga innowacji w zakresie myślenia.
Należałoby to stworzyć na uregulowanych zasadach z wyeliminowaniem skali zagrożenia do zera. Włączając w to zagrożenie życia i bezpieczeństwa dla zdrowia.
Zapewne rozpatrywane byłyby również wskaźniki typu SAR (skala promieniotwórczości względem dawki bezpiecznej dla ludzi i zwierząt).
Konfrontacja dwóch takich cywilizacji doprowadza do pełnej asymilacji.
Wtedy nastąpiłaby natychmiastowa zapewne rezygnacja z aut, samolotów, aktualnych komputerów bazujących na bateriach.
Wszystko by się zmieniło.
Im raczej chodzi o nieinwazyjną kompozycję.
Czyli tak aby dało się to połączyć, nie szkodząc.
Jak to w historii ludzkości bywało już nie raz: „Cywilizacja bardziej zaawansowana przejmowała kontrolę nad tą mniej rozwiniętą”.
Nie ważne…
Z mojej strony jest to i tak bełkot.
Pozdr….
masa nieprawdziwych informacji w tekscie
Tak, a jakich konkretnie? BTW, w ostatnich dniach pojawił się w mediach człowiek, który drogę Alcatraz-brzeg przepłynął przez lata w ramach treningu setki, jeśli nie tysiące razy.
1.”To właśnie z powodu tyjącej kartoteki ktoś w końcu wpadł na pomysł, żeby wysłać Morrisa do najcięższego z więzień, by tam spróbować go zresocjalizować.”
Strażnicy wyszkoleni byli do utrzymywania porządku, nie resocjalizacji więźniów. Alcatraz to była ostateczna kara.
2.”Kolejnym pechowym zdarzeniem dla zarządców Alcatraz było zapoznanie się Morrisa z braćmi Anglin. Ponieważ siedzieli w jednej celi, mieli czas, żeby rozmawiać o czymś innym niż o powieściach popularnego wówczas Jacka Kerouaca.”
W Alcatraz cele były pojedyncze.
3.”Pomysł zaskakiwał swą przemyślnością: wykopać pod celami dół”
Nie kopali dołu tylko w ścianie poszerzali otwór z kratką wentylacyjną aby dostać się do korytarza technicznego.
4. „Narzędzia pracy nie były zbyt wyrafinowane – kanał trzeba było drążyć łyżeczkami, pracowicie pozbywając się ziemi.”
Drążyli beton w ścianie aby się przecisnąć do korytarza technicznego. Nie robili kanału w ziemi.
5. „Posługując się materiałami z więziennego zakładu fryzjerskiego wyprodukowano manekiny, których głowy niemal idealnie imitowały ludzkie ciało. Wszystko po to, by straż jak najpóźniej zorientowała się o ucieczce, widząc przez wizjer ciała leżące na pryczach.”
Wykonali głowy, a nie całe manekiny. Z zakładu fryzjerskiego były tylko włosy. Głowy ulepili z gipsu, mydła. Jaki wizjer czy inny judasz? Przecież tam były kraty.
6. „Do najbliższego brzegu było 900 metrów.”
2 razy więcej.
To tak na szybko.
Ad1 W artykule padło ironiczne, że wzięli się za niego i postanowili go utemperować wysyłką do Alcatraz. Nie bardzo więc widzę tu pole do sporu. Bo sporu chyba jednak nie ma, że co poniektórzy z Alcatraz jednak wychodzili?
Ad2 OK, masz rację.
Ad3 OK
Ad4 Akurat ta uwaga to czepialstwo – kanał można drążyć również w poziomie.
Ad5 OK
Ad6 Tu się mylisz. Sprawdź na Google Maps, ile jest do Fisherman’s Wharf – troszkę mniej niż 1 kilometr.
Sprawdziłem i wychodzi mi około 1.55 km
http://pics.tinypic.pl/i/00862/02tj7xcfnm1i.png
Czy nie można zbadać tego DNA tego pergaminu, oraz określić gdzie żyło bydło z którego skóry go wytworzono? (metoda strontu).
Wielce zadziwiającym jest fakt, że o Haroldsonie Lafayetcie Huncie nie ma hasła w Wikipedii i w ogóle strasznie mało jest informacji w sieci. A przecież był to do pewnego momentu najbogatszy Amerykanin…
https://en.wikipedia.org/wiki/H._L._Hunt
W sprawie zabójstwa JFK według odnalezionych przeze mnie materiałów, kluczową role miał grać znany kubańsko-amerykański mafioso Santo Trafficante.
Był synem własciciela kasyn,importerem kokainy z Peru , po śmierci ojca w 1954 stał się dominujacą postacią w amerykańskiej mafii na Kubie, także niepoślednia rolę odgrywał w Tampa na Florydzie.Posiadał Kasyno Sans -Souci , oraz wraz z innym znanym mafiosem Meyerem Lansky’m był współwłascicielem National Casino.
Po przejeciu w 1959 roku władzy przez wczoraj zmarłego Fidela , większość mafiosów została wygoniona z wyspy. Trafficante jednak, zanim został deportowany, spędził jakiś czas w więzieniu, co póżniej stało się powodem niesprawdzalnych wiadomości wśród kubańskiej emigracji że został zwerbowany.
Wraz z Sam’em Giancana i John’em Rosselim , Meyer’em Lansky’m w 1960 był zamieszany w operację CIA mającą na celu zlikwidowanie Castro mafiosi prowadzili grę w celach osobistych, nie chodziło im o zabicie Castro, ale o puszczenie w niepamięć wczesniejszych przewin: Trafficante tak dalece się zbratał ze służbami, że niedługo przed smiercią w 1987 miał swój udział w operacji Iran-Contra.Operacja zabicia Castro rękami mafiosów została bezowocnie zamknięta w 1962 .
W 1995 roku emerytowany oficer kubańskiego kontrwywiadu ujawnił że Trafficante i Ruby byli zamieszani w plan zabicia JFK.
Jose Aleman znajomy wysokiego urzędnika w rządzie Castro Rolando Cubela uczestniczył w spotkaniu z Trafficante w swoim hotelu, w Miami w czerwcu 1963 .Trafficante narzekał podczas spotkania na polityke wewnętrzną prezydenta, na uwagę Aleman że JFK może zostać ponownie wybrany usłyszał od Trafficante ” Nie Jose, zostanie trafony” / hit/
Aleman zeznający w 1976 przed HSCA najwyrazniej jest zmieszany ujawnieniem dziwnego zwrotu Trafficante’go , przyznajac ze nigdy wczesniej go nie słyszał, próbujac nawet tłumaczyć że” zostanie trafiony przez przewagę głosów”/!/
Wcześniej masowemu odbiorcy sprawa stała sie znana ponieważ Aleman sprzedał historię do opublikowania w „Washington Evening Post”
Mniej wiecej w tym samym czasie tzn w lecie 1963 roku miało miejsce spotkanie Lee Harvey’a Oswald z … Jack’iem Ruby.
Gaeton Fonzi sledczy HSCA odnalazł w Key West na Florydzie George’a Faraldo zarządce lotniska, który zeznał że w lecie 1963 na lotnisku młodzież zorganizowana w grupie Fair Play for Cuba oczekiwała na odlot do Kuby , aby podjąć tam socjalistyczne współzawodnictwo w koszeniu trzciny cukrowej. Wsród tej grupy był Oswald, Faraldo zeznał że widział Ruby’ego rozmawiającego z nim.
Jack Ruby własc. Jacob Rubenstein podobnie jak Trafficante, własciciel Carousel Club w Dallas, w latach 1962-63 rozmawiał telefonicznie z siedmioma mafiosami skazanymi pózniej przez Prokuratora Generalnego Bobby’ego
z wyznań jego kochanki Gail Raven wynika ze Ruby zabijając Oswalda wykonał rozkaz ponieważ „nie miał wyboru, miał szefów tak jak każdy inny”
Joe Shimmon waszyngtoński policjant twierdzi że Ruby zabił Oswald’a na rozkaz Trafficante.
Ruby miał rozległe znajomosci pośród miejscowej policji, znał wielu ludzi także z biura szeryfa.
Na spotkaniu z reporterami po ujęciu Oswalda Prokurator Okręgowy Henry Wade podał błędna informację że Oswald należał do Free Cuba Comitee .
Fair Play for Cuba ! poprawił prokuratora znajdujący sie pomiędzy reporterami Ruby
24 listopada w podziemiach Dallas Police Departament strzelił Oswald’owi w brzuch z okrzykiem „Zabiłes prezydenta , szczurze!”
Robert Blakey przewodniczący HSCA napisał pózniej ze morderstwo dokonane na Oswald’zie miało „wszelkie cechy mafijnego uciszenia swiadka w celu nie ujawnienia konspiracji”.
Jeszcze nie chodziłem do zerówki, a już biegałem do kiosku, żeby kupić „Świat Młodych” – komiksy z Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem oraz przygody Kleksa, to było coś, czemu nie można było się oprzeć (tutaj należą się podziękowania mojemu dziadkowi, który bardzo wcześnie nauczył mnie czytać).
polecam zapoznać się z tematem, zanim zaczniemy kopiować powtarzane bezmyślnie bzdury: http://www.historycy.org/index.php?showtopic=47817&view=findpost&p=1358518
Naprawdę ktoś w to wierzy że Kennedy chwalił się agentom Secret Service że „doktor zdrówko” podaje mu amfetaminę.
Prawda.
Taranis jest uzbrojony i zdolny do niszczenia zarówno celów naziemnych, jak i w powietrzu. To fakt, że maszyna dysponuje swoistego rodzaju sztuczną inteligencją i jest w stanie samodzielnie namierzać cele oraz je niszczyć. A po niekontrolowanym zniszczeniu Malezyjczyka nad Ukraina został poddany badaniom oprogramowania?
Lubiłem świat młodych
Czy ktoś zna jakiegoś kolekcjonera Świata Młodych i może dać mi kontakt do niego?
Sprobuj na allegro, powinno byc troche ofert.
W przedostatnim akapicie błąd goni błąd. Rodzice od początku nadali mu drugie imię Aaron. I nie po rozwodzie Elvis wystąpił o poprawienie złej metryki (bo w książce urodzeń od początku był zapisany jako „Aaron”), tylko w 1953 roku!
No cóż, przedwojenni biznesmeni, zwłaszcza z branży handlowej, doskonale wiedzieli, że siłą ich przedsiębiorstw są ludzie tworzący załogę, a nie budynki, fura prezesa, czy wielkość magazynu. Wtedy planowano na lata naprzód, a nie podniecano się rosnącymi chwilowo słupkami we wykresach. No ale cóż, wtedy twarz i nazwisko miały realna cenę, więc dbano o nie, jak o najwyższe dobro. Dziś liczy się już tylko szmal. Twarz i reszta jest tylko kwestią ceny – w tak „ciekawych” czasach przyszło nam żyć.
Troszku, mocno, bardziej gustowna miejscówka niż obecny moloch 🙂
Była to największa hitlerowska zbrodnia we Francji, dotychczas nie spotykana. Wprawdzie Niemcom zdarzało się dotąd, że w publicznych egzekucjach mordowali zakładników, ale nigdy przedtem nie zgładzili całej populacji miasteczka i nie zrównali go z ziemią. Tego typu metody stosowano na wschodzie (na terenach Polski, Ukrainy i Związku Radzieckiego), gdzie w walkach ze słowiańskimi „podludźmi” nie obowiązywały żadne reguły.
2. Dywizja Pancerna „Das Reich” po porażce we Francji służyła w Ardenach i na Węgrzech. W maju 1945 roku skapitulowała, oddając się w ręce Amerykanów. Adolf Diekmann nigdy nie poniósł odpowiedzialności za swoje czyny. Zginął 29 czerwca 1944 roku, w dość dziwnych okolicznościach, kiedy nagle, podczas ostrzału, postanowił wyjść ze schronu bez hełmu. Zginął na miejscu, trafiony odłamkiem w głowę. W 1953 roku odbył się proces 21 z 200 żołnierzy SS (inne źródła podają liczbę 120), biorących udział w masakrze. Z wyjątkiem jednego z nich, wszystkich skazano na śmierć przez powieszenie. Wyrok śmierci otrzymało ponadto 25 esesmanów sądzonych zaocznie. Z czasem jednak wyroki większości skazanych złagodzono do 5-12 lat więzienia. Wyroki śmierci podtrzymano i wykonano jedynie na dwóch osobach. Otto Rahn popełnił samobójstwo w marcu 1939 roku, kiedy jego relacje z nazistami zaczęły się pogarszać, a jemu samemu udowodniono homoseksualizm, będący jedną z najgorszych „zbrodni” w czasach III Rzeszy. Heinrich Himmler popełnił samobójstwo w maju 1945 roku, choć okoliczności jego śmierci budzą bardzo wiele wątpliwości.
Rzymski historyk Józef Flawiusz opisywał rzeczony skarb z Jerozolimy. „Łupy niesiono w ogóle bez żadnego porządku, ale spomiędzy wszystkich rzucały się w oczy te, które zabrano ze Świątyni Jerozolimskiej: złoty stół o wadze wielu talentów i świecznik tak samo sporządzony ze złota, lecz wykonany według innego wzoru, niż jesteśmy przyzwyczajeni oglądać go w codziennym życiu. Ze środka podstawy wyrastał trzon, z którego odchodziły delikatne ramiona tworzące rodzaj trójzębu; każde zaś miało na końcu lampę wykutą z brązu. Było ich siedem, co podkreślało wielkie poszanowanie siódemki u Żydów. Na końcu łupów niesiono z kolei księgi prawa żydowskiego, wszystkie sporządzone z kości słoniowej i złota”.
katolicy maja grala, mozna go nawet zobaczyc.
tylko niedouczeni denikenopodobni szukaja ciagle. film poszukiwacze arki byl fajny bo przygodowy, ale nie sprawdzic to juz przegiecie
Dużo tajemnic dotyczących II WŚ z brytyjskich archiwów światło dzienne ujrzało, jednak sprawy śmierci gen Sikorskiego nie poznamy ani my, ani kilka najbliższych pokoleń ! Teczka zawierająca informację na ten temat została utajniona na lat 150, klauzulę tajności może zdjąć tylko brytyjski premier, ale żaden się do tego nie kwapi ! Za kilkadziesiąt lat już nikt nie będzie pamiętał gen Sikorskiego, ani nie będzie wiedział kim był !
100 miliardów gwiazd jak słońce , ok 400 miliardów planet jak nasza ziemia, i to tylko w naszej galaktyce … z pośród miliardów galaktyk … odpowiedź sobie sam tylko ziemia ? przecież to nie możliwe , choćby mech istnieje na jakiejś planecie ! 100 lat temu człowiek siedział przy lampie naftowej dzisiaj mamy internet w powietrzu ! i to w 140 lat! Co będzie za 100 tysięcy lat? Masakra.
Z innych źródeł wiadomo, że za zgodą przywódcy katarskiego Kościoła, Pierre-Roger de Mirepoix zorganizował ewakuacje skarbca Montségur. Dzięki współpracy kilku Templariuszy z oblegającej zamek armii, wielka ilość srebra i złota została przeniesiona do warownej groty położonej w górnej części doliny Ariege, a następnie do zamku Usson.
Zapewne znaleźli ten skarb w grocie w rejonie Lapeyre.
Elite Dangerous to jest coś! Najlepszy symulator kosmicznego pilota ever. To nie jest gra, która prowadzi za rączkę. Tak jak w życiu i to mi się podoba. Trzeba samemu zdecydować czym się chcemy zająć. Od zwykłej eksploracji kosmosu i odkrywania nowych planet po bycie gwiezdnym łotrem lub łowcą nagród, a to tylko przykłady. Gracze tworzą sobie nawet własne nietypowe zajęcia oraz grupy przykładowo grupa „Fuel Rats”, która dostarcza paliwo graczom w potrzebie 🙂 Zapierające dech w piersiach widoki, niesamowita imersja i „czucie” naszego gwiezdnego statku. Gra nie jest dla każdego, bo takie latanie trzeba po prostu lubić. Czasem przez długi czas po prostu latamy z miejsca na miejsce, niektóre zajęcia mogą być dla niektórych mniej pasjonujące, a dla niektórych bardziej. Tak jak w życiu jeśli jednak jesteś fanem symulatorów, szczególnie tych kosmicznych ten tytuł to perełka. Czekam co pokaże Star Citizen, ale już wiem, że będę grać w obie na razie z naciskiem na Elite (po pograniu trochę w Star Citizena, bo Elite mimo wszystko wydaje mi się bardziej spójną i przemyślaną grą zakładającą dziesięcioletni rozwój gry. Star Citizen nie będzie mieć tak długiego rozwoju i dostarczy więcej contentu w krótszym czasie, dlatego martwię się o jego ostateczną jakość, ale jestem dobrej myśli). Wspierajcie te gry i ich twórców! Dziś trudno o tak zacne produkcje! Miejmy nadzieję iż sukces obu tych ambitnych symulatorów pokaże siłę gwiezdnych symulatorów, które żyją i mają się dobrze!
CIĄGŁE POWTARZANIE KŁAMSTWA HOWARDA VYSE jakoby Cheops był budowniczym piramidy w Gizie, a Zecharia Sitchin w swojej książce”Wojny bogów i ludzi” pisze za Sumerami, że kosmici przewidując potop na Ziemi /ogromna fala spowodowana zsunięciem się lodowca z Antarktydy do oceanów pod wpływem siły przyciągania dużej planety Nibiru, było to spowodowane dużym ociepleniem klimatu na Ziem/od 16 tysiąclecia pne- TV Discovery/. Potop w/g moich obliczeń miał miejsce około 10,800 lat pne/ 3×3600- czas obiegu Nibiru wokół Słońca/ Daniken w swojej książce „Tajemnice piramid”/ w Gizie/ pisze,e w XIV wieku w Egipcie jakiś naukowiec powołując sie na stare zapisy pisał,że piramidy w Gizie zbudował 300 lat przez potopem Idrys/ Hermes/. Moim skromnym zdaniem piramidy w Gizie zostały zbudowane właśnie już przed potopem , gdyż kosmici przewidzieli tę klęskę już kilkaset/ a może tysiące lat wcześniej/ i dlatego przewidując zalanie Iraku błotem zaplanowali zbudowanie nowego centrum kosmicznego na Półwyspie Synaj: centrum kontroli lotów na obecnym wzgórzu świątynnym w Jerozolimie, a kosmodrom na południe od Jerozolimy na 32 równoleżniku – naprzeciw piramid w Gizie, Moim zdaniem piramidy w Gizie zaplanowano dlatego tak masywne, gdyż: 1, miały być jednym z 3 punktów orientacyjnych dla lądujących statków kosmicznych/ pozostałe 2 to na północy szczyt Ararat, a na południowy wschodzie góra Katarzyny/, a ponadto 2. aby nie zmiotła ich wielka fala potopu. Ponadto oryginalne wejście do wielkiej piramidy znajduje się na wysokości 16 metrów od strony północnej- czyli było osłonięte od uderzenia fali/ obecne wejście wykuli Arabowie w roku 820 – na rozkaz kalifa bagdadzkiego Mamuna, Arabowie odarli też piramidy w Gzie z płyt licujących / każda o wadze około 40 ton, miało to miejsce podczas budowy Kairu/. Niezależnie od powyższego francuski archeolog Maurice August znalazł 10 lat po rewelacjach Vyse tablice na której wyryty był napis,że Cheops odnowił świątynię Izydy Pani tej piramidy, która stoi obok domu sfinksa, czyli w czasach Cheposa stały już piramidy i sfinks, ale „naukowcy” nie chcą tego zaakceptować, gdyż wywołać to może „wywrócenie do góry nogami” historii ludzkości/jej stworzenie przez kosmitów- Nefilim/ i upadek wszystkich religii, łącznie z katolicyzmem/.
Z pewnością do bardzo interesujących należy koncepcja inżyniera Christophera Dunna opisana w 1998 roku w pracy The Giza Power Plant. Dunn uważa, że Wielka Piramida stoi na czele długiej listy obiektów, które zostały błędnie zinterpretowane przez archeologię. Inżynier ten posłużył się w swych dociekaniach zasadą funkcjonalności, zarówno w stosunku do celu budowy jako takiego jak i szczegółów konstrukcyjnych samej piramidy. Zwrócił on baczną uwagę na takie szczegóły konstrukcyjne (nie spotykane w innych piramidach) jak Komora Króla wykonana z granitu i granitowe „komory odciążające”, przedsionek, kształt Wielkiej Galerii, granitowe bariery w korytarzu wstępującym, Komora Królowej, szyby „wentylacyjne”, oraz rozmaite ciekawostki zaobserwowane podczas penetracji piramidy, takie jak solne nacieki na ścianach Komory Królowej, odrażający odór panujący w tej komorze, kamienna kula i cedrowe drewno z hakiem znalezione w szybie Komory Królowej itp.
Ponadto Dunn położył nacisk na niezwykłą wprost precyzję wykonania Piramidy w każdym niemal szczególe, nie spotykaną nawet na współczesnych placach budowy. Jego zdaniem przestrzegano przy budowie niezwykle drobiazgowo specyfikacji wymiarów geometrycznych, proporcji i masy. Można zatem śmiało założyć, że odstępstwo od specyfikacji najwyraźniej zaburzyłoby funkcjonalność piramidy. Oznacza to, że struktura ta nie ma żadnego współczesnego odpowiednika i można jedynie snuć domysły na temat jej przeznaczenia na podstawie istniejącej wiedzy.
To co piszesz to jedynie hipotezy Zecharia Sitchina, niczym niepoparte hipotezy.
Chociaż niektóre rzeczy określał dość trafnie w momentach kiedy trzymał się faktycznie sumeryjskich mitów. Niestety w większości tego co napisał była to jego czysta fantazja i filozofowanie, oczywiście błędne.
Także jedynie z tego co napisałeś mniej więcej trafna jest data potopu.
Jego przyczyną nie był jednak żaden lodowiec, a meteoryty, będące fragmentami zniszczonej planety.
Co do piramid zostały wybudowane już po potopie, który poczynił ogromne spustoszenie, tak iż żadna by się nie ostała. Chociaż rozpoczęcie budowy piramid odbyło się relatywnie w niedługim czasie po potopie. Podobnie jak odbudowa miast na całym południu.
Po co Japończycy mieli ją zabijać? Nawet zwykłych żołnierzy pojmanych wówczas przez armię cesarską używano albo próbowano użyć do celów propagandowych. No to chyba tym bardziej podjęto by taką próbę z jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w USA. Nawet gdyby się nie zgodziła, to i tak byłaby cennym jeńcem. A tu tak po prostu ją zabijają? Już pomijam, że dzieje się to przed wojną, kiedy Japonia okazuje Ameryce chłód i na każdym kroku ją podgryza, ale nie okazuje otwartej wrogości.
Tutaj nowocześniejsza wersja tego hardware 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=KEDrMriKsFM
Brzytwa Ockhama: nawigator był niekompetentnym pijakiem, powszechnie wiadomo było że nie radzi sobie z relatywnie nową technologią nawigacji radiowej. Zszedł z kursu o kilka stopni, to wystarczyło. Zobaczcie ten dokument, szczególnie w drugiej części wszystko jest jasno wyjaśnione. Rozumiem że ludzie chcą budować mity wokół intrygujących historyjek, ale moim zdaniem prawda jest ciekawsza. Nie ma też nic złego w przyznaniu się do tego, że istnieje spora szansa iż nigdy nie będziemy mieli odpowiedniej ilości potwierdzonych danych pozwalających wyjaśnić co się stało.
https://www.youtube.com/watch?v=KPrBgNXpV7w
Trzeba będzie poczekać kilka lat aż zlokalizują nieznaną komnatę. Jeśli w Egipcie wybuchnie kolejna rewolucja może to być i 20 lat.
Licząc, że od odkrycia Gantenbrinka minęły 24 lata, a od tego czasu przewiercono się zaledwie przez pierwsze drzwiczki w szybie komnaty królowej, ewentualne odkrycie i eksploracja dodatkowej komnaty w Wielkiej Piramidzie liczyłbym w okresie zbliżonym do półwiecza 🙂
Stoi i dalej niszczeje.
Ta teoria pojawia się czasem jako pomysł na wyjaśnienie, skąd się wzięła rana Tague’a. Dodajmy, że komisja Warrena nie brała jej pod uwagę i za ranę Tague’a przyjęła rykoszet po drugim strzale, co było całkowicie niemożliwe (zwłaszcza że magiczna kula utkwiła rzekomo w limuzynie). Oswald – jeśli przyjąć w odruchu szaleństwa, że to rzeczywiście on strzelał – nie miał wielkiego wyboru miejsca, mógł strzelać jedynie stamtąd, gdzie pracował. I teraz mam uwierzyć, że tak znakomity strzelec, który potem trafiał lepiej niż zawodowi snajperzy, mając cel obok siebie, trafia w metalową rurkę zamiast w JFK? I co najlepsze – kula z okolic godziny szóstej wylatuje na godzinę pierwszą? I to prawie sto metrów dalej? I jeszcze rykoszet jest na tyle silny, że zdoła odrąbać kawałek chodnika? To się nie dodaje, jakby powiedział Max Kolonko 🙂
Sceptykom zaleca się projekcję ostatniego, zakazanego sądownie w UK epizodu serialu o śmierci Kennedy’ego wyprodukowanego przez History Channell
https://www.youtube.com/watch?v=FJ9RkzyeW8A
Moim skromnym zdaniem, JFK został „unieszkodliwiony”, ponieważ chciał przywrócić wymienialność dolara na złoto i odejść od wirtualnej wymienialności zależnej od widzimisię banksterów z Banku Federalnego. To, że pod pretekstem walki z kryzysem w 1933 roku banksterzy, poprzez „swoich’ polityków znieśli wymienialność dolara na złoto, co pozwoliło im ściągać od Amerykanów setki milionów dolarów rocznie haraczu w postaci wirtualnych odsetek, a później nie tylko od „Jankesów”, ale od całego świata „cywilizacji zachodniej” Wcześniej byłeś taki bogaty, ile miałeś złota i nie mogłeś sobie dowolnie drukować pieniędzy, a dzięki tej zmianie banksterzy mogą drukować pieniądzę do woli i wymyślać sobie stopy procentowe jakie im pasują.
Należy przypomnieć, że rok 1968 to rok ożywienia,np. w reklamach zabawek dla chłopców wojskowych i astronautów G.I Joe, dla dzieci, rok lotów w kosmos, i ożywienia miedzy innymi manifestacji nawet ze strzelaninami. Jednak polegało to na aktywności ludzi, społecznej. Okres 1968-1971- nie mogę nigdy wyjść z podziwu. W 1972 roku zdelegalizowano dopiero w kraju amfetaminę.Całkiem z innej strony w roku 1968 płyta z piosenką Niemena „Dziwny jest ten świat” uzyskała status pierwszej złotej płyty.Dla mnie oczywiście te filmy, w których nie wszystko wymaga pochwały, to symbol zachodniego ducha, popkultury, cywilizacji zachodniej i amerykańskiej. Duch „ludzi akcji” i emocje walki z przeciwnościami i niebezpieczeństwami(przede wszystkim dla zabawy), to cecha charakterystyczna, która nie może być pominięta jeśli chce się zrozumieć te zjawiska i czas.
Najwcześniejszy zaobserwowany przypadek nieustannego tańcu, miał miejsce w 1020 roku w Branenburgu, gdzie według tamtejszych podań i późniejszych kronik 18 chłopców weszło na most, zaczęli tańczyć, całe dnie, tygodnie. Nikt nie był w stanie podobno ich powstrzymać. Tańczyli tak dopóki nie pospadali z mostu, zabijając się.
Centralny deptak dochodzi do przepięknego klifu gdzie mamy: 2 ławeczki, latryny (standard z lat ’80) z lewej i rudery z prawej strony. Kilkadziesiąt metrów w prawo znajduje się obelisk Gwiazda Północy do którego nie można się stąd dostać – trzeba wracać przez miasto.
W Jastrzębiej Górze są również łagodne zejścia i szersza plaża wraz z nową alejką (zachodnia część). Miejsce bardzo ładne jednak co z tego skoro nie można się tam z centrum bezpiecznie dostać z wózkiem (do wyboru jest ruchliwa droga bez chodnika i pobocza lub zejścia łagodnymi schodami gdzie nie ma pochylni dla wózków). Brak tam również jakichkolwiek sanitariatów.
2 lata pózniej……zgadza się tylko początek do „dwie ławeczki”, a teraz zmiany na lewo od punktu widokowego deptak prowadzący aż do pensjonatu Viktor obok odrestaurowanej Mewy przed która jest obelisk, tablica i postać Józefa Piłsudskiego. Na prawo kawiarnia z pięknym widokiem i przeszklonym ogrodzeniem i deptak prowadzący do kolejnych ławeczek z widokiem na morze wzdłuż pięknie zagospodarowanego terenu ośrodka Promenada. Więcej …trzeba przyjechać i zobaczyć ile się zmieniło na korzyść.
Wersji na temat zaginięcia Amelii Earhart było i jest naprawdę wiele. Był to lot troszkę na „wariackich papierach”. Nie mam na myśli Amelii, bez wątpienia była dobrym pilotem, odważnym. Mówię o sprzęcie. Samoloty w tamtych latach dopiero wylazły z powijaków, długie przeloty były uzależnione raczej od szczęścia. Łączność radiowa ? Można powiedzieć – bywała. Wpakowała się do morza? Zawsze zostałyby na wodzie jakieś śmiecie. Chyba, że skończyła gdzieś w gęstych lasach. Może kiedyś….. przypadkiem. Gdybanie niczego nie rozwiąże.
Po gębie widać, że paskudna to kreatura.
Temat potraktowany jakoś tak po macoszemu 😉 Nic o dziadku Damięckim, nic o plotce, że był kochankiem Marleny Dietrich, że grał na poziomie Afflecka ;-), że grał w Szpiegu w masce, czyli jednym ze słynniejszych filmów przedwojennych, na dodatek szefa kontrwywiadu (sic!) 🙂 a tak naprawdę był prawdopodobnie szpiegiem niemieckim przed wojną, itd, itp. 🙂
Był na usługach urzędu propagandy Generalnej Guberni. Na zlecenie
nazistów werbował aktorów do propagandowego, antypolskiego filmu „Heimkehr” („Powrót do ojczyzny”), w którym „spokojni i kochający pokój” Niemcy są prześladowani przez Polaków.
Co ma uklad Sikorski-Majski do zwalniania ludzi z Pawiaka? Ktos wyjasni?
Potem została zwolniona i następnie ponownie aresztowana i odesłana do łagru.
Tak, a zwłaszcza to, że kula po przejściu przez ileś warstw ciała i materiału została znaleziona w stanie „pristine”. Oraz to, że na filmie Zaprudera Connally odwraca się do Kennedy’ego po tym, jak ów trzyma się już za gardło. Plus zeznania Connally’ego i jego żony, które powtórzyła w programie Larry’ego Kinga na oczach całej Ameryki.
Wersja oficjalna w telegraficznym skrócie wygląda tak – trzy strzały w ciągu circa 8 sekund: pierwszy niecelny, magiczna kula, headshot. Ale jest pewien problem, z którym komisja Warrena sobie nie poradziła. Nazywa się on James Tague – poraniły go w twarz odpryski asfaltu po rykoszecie. On sam twierdził, że zraniły go odłamki po drugim lub trzecim strzale. Komisja Warrena wmówiła mu, że drugim. Tymczasem drugi to była magiczna kula, która została w limuzynie i to w stanie nienaruszonym! Nie mogła to więc być ona. Mógłby jedynie oberwać pierwszym strzałem, ale wtedy kąty się nie zgadzały i w ogóle tak przegenialny snajper jak Oswald, którego dokonań nie zdołali powtórzyć wykonujący rekonstrukcję zdarzenia zawodowcy, musiałby przestrzelić limuzynę o wiele metrów, czyli de facto strzelać na wiwat. Zresztą tego komisja w ogóle nie brała pod uwagę. James Tague swym istnieniem obalał wersję oficjalną, bo nawet wymyślając takie brednie jak magiczna kula, jego obrażeń w żaden sposób.nie dawało się przyporządkować do żadnej oficjalnej kuli Oswalda. Wybrano więc taktykę postępowania: nie mówimy o tym, wygaszamy temat, może nie skojarzą. Czyli, moi drodzy, komisja Warrena sama przyznała, że nie mogło być li tylko 3 strzałów. I o czym tu dalej mówimy? Skoro były więcej niż 3 strzały, fizycznie niemożliwym było ich oddane z Mannlichera Carcano w czasie korespondującym z filmem Zaprudera (pierwszy strzał około 160 klatki, headshot w 313, samo przeładowanie broni to około 36 klatek, nie wspominając w ogóle o czasie potrzebnym na wycelowanie do poruszającego się celu). A skoro tak, to znaczy, że musiał być więcej niż jeden strzelec. To niechybnie oznacza spisek. Czekam na październik i ruch Trumpa w kwestii ujawnienia wszystkich archiwów.
Ostatni ważny film w 1985 roku, potem już tylko coraz gorzej, ale i tak trzeba żegnać wielkiego mistrza.
No i co z tego że go piliśmy – skoro o 2 lub 3 dni za późno? Ja np. tarczycy już nie mam. Pamiątka po Czarnobylu.
Wspierany przez miliardy petrodolarów, miasto jest budowane od podstaw w odległej i pustej przestrzeni azjatyckich stepów.Wynik jest zaskakujący: futurystyczne miasto , z ukrytymi symbolami New World Order , a przy okazji najbardziej starożytnej religii znanych człowiekowi: Kultu Słońca. .Miasto jest wciąż wielkim placem budowy, ale budynki, które są już ukończone można już podsumować jako okultystyczną wizjię Nazarbajewa. W książce Dzień zagłady antychrystem czasów końca jest człowiek pochodzący z Rumunii. Nie jest to tak daleko od Kazachstanu. Autor wiedział, że czasy końca muszą się rozegrać w tym regionie.
Kupiłem ksiązkę Bartosza Rdultowskiego. Wbrew tytułowi nie ma tam NIC o związkach służb PRLu z UFO. Nie ma też DOWODÓW na zmanipulowanie Wolskiego. Rdułtowski nie znał ani Blani ani Wawrzonka. Oparł to wszystko na swojej hipotezie, że Wawrzonek miał być hipntyzerem. Tymczasem syn Wawrzonka po publikacji tej książki nazwał Rdułtowskiego kłamcą i manipulatorem, oświadczając, że nic z tego, co napisał nie było prawdą. Tak więc, podsumowując, Rdułtowski napisał książkę bez opierania się o dowody, fakty sobie wymyślił, a następnie reklamował ją jako sensacyjną prawdę za 80 PLN. Skutek jest taki, że obnażył brak warsztatu dziennikarskiego i historycznego (z zawodu jest chyba aptekarzem).
Wyjaśnię to jeszcze inaczej: to tak jakby zatytułować książkę „Kopernik był kobietą”, opisać w niej hipotezę, że Kopernika w ogóle nie było,opierają się na własnych wymysłach. Tak wygląda prawda o książce pana Rdułtowskiego. A to, że została skrytykowana przez czytelników, świadczy o jej wartości… równej jej wadze w cenie skupu makulatury.
Facet sam przyznaje że nie ma „twardych dowodów” na swoją hipotezę, mimo to brnie dalej triumfalnie oznajmiając, że obnażył inną prawdę o Emilcinie. Niestety, tylko hipotetycznie. Jego „żelazny” argument o rzekomej wcześniejszej znajomości W. Wawrzonka z Wolskimi, na którym opiera swoje tezy, stoi w sprzeczności z tym co mówili sam Wolscy (wcześniej go nie znali, ani nie widzieli) Informacje na temat tej rzekomej znajomości przed 10 maja 1978 roku Rdułtowski wydobył od żony W. Wawrzonka, czego świadkiem jest jego syn Adam. Jak to się się odbyło, Pan Adam może opowiedzieć.
Ok 10 lat temu czytałam w jakiejś gazecie o podobnym przypadku, który też mniej więcej właśnie wtedy miał miejsce. Rzecz działa się w kraju już nie pamiętam jakim (chyba jakimś egzotycznym i raczej na pewno nie były to Niemcy) i dotyczyła pewnego narzeczeństwa, które wkrótce miało brać ślub, czemu stanęła na przeszkodzie tragiczna śmierć pana młodego. Kobieta uparła się jednak, by mimo wszystko do zawarcia małżeństwa doprowadzić i rozpoczęła naciski na kompetentne organy owego państwa by mimo wszystko umożliwiły jej ślub z nieżyjącym narzeczonym i co ciekawe, zgodę taką dostała… Więc niekoniecznie jest to wymysł drugowojenny ani nawet niemiecki, niemniej jednak jest to chore.
Przerażające fakty.
Trudno tu o jakiekolwiek poczucie triumfu czy radości, skoro za likwidację
potwora zapłaciły setki zupełnie postronnych, niewinnych osób — choćby tych
chłopców aresztowanych za grę w piłkę. Trudno też zaprzeczyć, że gdyby zamachu
nie przeprowadzono, ludzie ginęliby również.
Tragedia braku jakiegokolwiek dobrego wyboru…
I tak oto za niemiecką kanalię życie straciło 21 Polaków. A ilu zakładników zmarło w Oświęcimiu? Większość z nich nawet Igo Syma nie znała. Warto było ? I takim oto sposobem miliony Polaków ginęły bo panom partyzantom bardzo łatwo przychodziło szafowanie czyimś życiem . To takie polskie nie ważne straty ważne że jedną niemiecką kanalię mniej. A że potem giną zakładnicy ….a kogo to obchodzi? Powstanie Warszawskie 200 tys zabitych Polaków i 2 000 zabitych straty po stronie niemieckiej.
Zauważmy że nawet gdyby Wawrzonek był wcześniej w Emilcinie to nie jest to druzgoczące dla prawdziwości relacji Wolskiego. Przecież właśnie dlatego Henryk Pomorski po dwóch tygodniach powiedział Wawrzonkowi o tym co spotkało ich wspólnego znajomego, bo wiedział, że ów jest amatorskim fascynatem tematu UFO.
Powiem więcej – nawet wysłanie przez Wawrzonka „fałszywego” zdjęcia UFO do Sondy nic nie oznacza. Przyjmując, że na świecie nie ma ani jednego zdjęcia UFO, co do którego panowałaby zgoda, że pokazuje ono materialną stronę fenomenu, to o czym tu dyskutować? Facetowi wydawało się, że to może pokazywać pojazd Obcych, wysłał to do Sondy, Kamiński nie zajmował się takimi rzeczami, to przekazał Blani, żeby ten się zapoznał.
Mistyfikacja dla kasy, bo ktoś musi kupować knizki o ufo
Witold Wawrzonek żadnej kasy na tym nie zarobił, książki również nie wydał.
Jego syn, Adam, mówił inaczej, że miał dużo pieniędzy.
Kolejna dobra akcja AK. Zabito łącznie pięciu Niemców, a zginęło 500 naszych.
Straszliwy przez to, że był jak urzędnik a może bardziej jak aptekarz.
A opisana przez Rdułtowskiego w książce historia z Obłońską też nic Ci Micz nie daje do myślenia? Jeśli mam być szczery, to mało dla mnie wiarygodne są te wszystkie pomówienia, jakimi syn Wawrzonka szkaluje Rdułtowskiego. Pan Adam ewidentnie mówi to, co mu wygodnie, aby bronić dobre imię swojego ojca. Zresztą rozpowszechnia je pozbawiona wszelkiej wiarygodności fundacja Bernatowicza, dla którego książka Rdułtowskiego była wielką potwarzą. Całe szczeście, że Rdułtowski okazał się sprytny i nie przyznał sie młodemu Wawrzonkowi, że bada wiarygodność zajść w Emilcinie. Dzięki temu w jego książce można było poznać kulisy nienawiści, jaką Wawrzonek ewidentnie darzył Blanię. Dla mnie już sam fakt że Blania znał sie z Wawrzonkiem przed incydentem dyskwalifikuje zajście w Emilcinie jako mające coś wspólnego z kosmitami.
Mówisz o tym przypadku, gdy rzekomo Wawrzonek rozpuszczał pod lipnym nazwiskiem informacje, że Wolski nie żyje? Jeśli to prawda, świadczyłoby o tym, że facet doszczętnie już zwariował albo koniecznie chciał zwrócić na siebie uwagę, być w centrum wydarzeń, siać zamieszanie.
Teraz na spokojnie zauważ, co następuje. Załóżmy, że Wolski rzeczywiście widział coś niespotykanego. I nawet jego syn mógł znać wcześniej Wawrzonka. To, co się dzieje później, jest dla mnie naturalnym rozwojem sprawy w epoce przedinternetowej. Wieści rozchodzą się powoli – najpierw localsi, potem milicja, jakieś postronne osoby rozpuszczają plotki. Po dwóch tygodniach wieści docierają przypadkiem do Wawrzonka poprzez Henryka Pomorskiego, facet zasuwa następnego dnia na miejsce akcji (dla Rdułtowskiego i Drozda podejrzane jest nawet to, że nie pojechał tego samego dnia – a może była już 20:00 i robiło się ciemno?), przejętym głosem nagrywa wywiad z Wolskim i co dalej? Nic nie może zrobić, nie jest znany, nie ma siły przebicia, brakuje mu kontaktów. A chciałby mieć uznanie, chciałby jeździć na kongresy UFO. Wezwanie Blani było jedyną rzeczą, jaką mógł zrobić. A że potem zjawił się cały aparat, ludzie i media i Wawrzonek odszedł w cień, to zupełnie naturalny przebieg zdarzeń. Śmieszny jest ten argument Rdułtowskiego, że „dziwne, że sam nie przejął tego przypadku, tylko oddał go Blani”. Boże drogi, sam bym tak postąpił na miejscu Wawrzonka.
Teraz załóżmy, że Wawrzonek sfabrykował sprawę. Pomijam, że nie ma śladu po rzekomym programie w TVP, który nagrano ze Stefańskim. Ale załóżmy nawet, że go zarejestrowano i że Wawrzonek został tam zahipnotyzowany. Facet sam jako hipnotyzer nie miał żadnego doświadczenia ani praktyki. I co? Jedzie rowerkiem do Emilcina i hipnotyzuje Wolskiego? Tak po prostu? Byłby to jedyny przypadek na świecie, że – nawet zakładając, że mu się to jakimś cudem udało – indukowane wspomnienia pozostałyby w głowie hipnotyzowanego do końca jego życia. Co więcej, Wolski mówi o tym tak przekonująco, że nie można znaleźć w opowieści żadnej dziury logicznej. Nie gubi się w swojej wersji, co więcej, racjonalnie wyjaśnia, że ma dość całego tego szumu i że mu „nerwy robią”. Poza tym synowie Wolskiego wiedząc, że Wawrzonek zahipnotyzował ojca, w wyniku czego spieprzyły im się wszystkie interesy, w końcu daliby mu po mordzie, a widać na filmie, że nawet w latach 90. Józef był z nim w dobrych układach.
Żeby było jasne – Wawrzonek, gdy patrzę na niego na filmach z epoki, robi na mnie wrażenie krętacza choćby przez to, że nie patrzy w oczy, tylko w ziemię. Wzrok mu ciągle ucieka, do tego ta lisia twarz. Syn go ewidentnie broni, poniekąd dlatego, że Rdułtowski zrobił go w konia, wyprowadzając archiwum zmarłego dzięki obietnicom, że pisze książkę o ufologii i w domyśle, wyniesie zasłużonego Witolda Wawrzonka na piedestał. A moim zdaniem zawsze jest tak, że niezależnie od zdarzenia, wokół niego zjawiają się ludzie większego i mniejszego formatu i każdy się chce ogrzać w ciepełku. Polskie środowisko ufologiczne to ogólnie była grupa mitomanów i nie należy oczekiwać, że gdy wydarza się realny, materialny wypadek, to będą go badać empirycznie zawodowcy.
Nie sądzę by pisząc anonim do Kuriera Wawrzonek szukał rozgłosu. Ten gość zwyczajnie miał tendencję do snucia intryg i ROBIENIA MISTYFIKACJI. Zresztą on sam tłumaczy Sawickiej po co to zrobił. Gość był mega przebiegły.
A słyszałeś o tysiącach osób, które podczas hipnozy przypomnieli sobie ze porwali ich kosmici? W latach 90. powstało dzięki temu wiele książek. Potem okazało się, że ci ludzie niczego sobie nie przypominali, tylko wymyślali te zdarzenia właśnie podczas hipnozy. I oni w to potem wierzyli. Rdułtowskiemu chodzi chyba właśnie o coś takiego, a nie o wtłoczenie zestawu fałszywych wspomnień. Zerknij tu:
https://www.youtube.com/watch?v=YfwWHKlNxDo
i tu
https://www.youtube.com/watch?v=9vQAPRAstc4
Mich – piszesz: „Mówisz o tym przypadku, gdy rzekomo Wawrzonek rozpuszczał pod lipnym nazwiskiem informacje, że Wolski nie żyje? Jeśli to prawda, świadczyłoby to, że facet zwariował już doszczętnie albo koniecznie chciał zwrócić na siebie uwagę, być w centrum wydarzeń, siać zamieszanie.”
Dlaczego „rzekomo”. Czytałeś książkę Rdułtowskiego, czy bazujesz tylko na tym co w necie?
Rdułtowski przytacza w książce list autorstwa Witolda Wawrzonka do dziennikarki z Lublina. Wawrzonek nie tylko przyznaje się w nim do stworzenia mistyfikacji z Obłońską, ale pisuje też jak zamierza na tym skorzystać. Czy takie materiały nie są dla Ciebie dowodem? Czego jeszcze potrzebujesz? Tu masz fragment tego listu:
„”Szanowna Pani Małgorzato,
Wracając do napoczętego tematu, do „Kuriera Polskiego” poszedł ten list, z tym że oczywiście przepisany na innej maszynie. Bo ani Elżbieta Obłońska, ani ul. Księska w Lublinie nie istnieją. A oni nawet nie raczyli sprawdzić, że numer kodowy podany jest błędnie i obłędnie, bo pod tymże znajduje się inna ulica.
Jak się domyślam, po otrzymaniu tej „bombowej” wiadomości (wraz z artykułem ze „Sztandaru Ludu”, gdzie pisali m.in. o śmierci Wolskiego) skonsultowali tę sprawę z dr. Blanią-Bolnarem i ten – czego już zupełnie nie przewidziałem – wydał w tym przedmiocie tzw. naukową opinię. Szczegóły Pani są znane…
Oczywiście Wolski żyje i cała opisana sprawa jest kompromitacją. Obraz jego holograficzny chodzi bowiem po Emilcinie, siusia, jada, dotyka ludzi i martwych przedmiotów – co każdy moze sprawdzić naocznie.
O tym, jak ta sprawa „wyszła” i od kogo – wie tylko parę zaufanych osób, w tym Pani. Oczywiście podszywanie się pod kogoś w zamiarze to paragraf któryś tam kodeksu. Nie będę szukał, wybaczy Pani i rozumie Pani, dlaczego proszę o dojmującą tajemniczość.
Będzie jeszcze tej całej sprawy tak zwany ciąg dalszy, który to też do Pani wyłącznej wiadomości przekazuję. Ponieważ tak się stało, jak się stało, tzn. ponieważ najbardziej znany w tym kraju specjalista ds. UFO wydał taką właśnie w tym przedmiocie opinię, głupotą z mojej strony byłoby odpowiednio nie wykorzystać tego faktu. Poinformowałem więc o tym Pana Kazimierza B. – znanego bajkopisarza ufologicznego – który w oparciu o podane przeze mnie fakty i dostarczone instrukcje zdementuje publicznie rzecz całą, oświadczając, w powołaniu się też na dostarczone przez mnie niezbite dowody, że to nie obraz holograficzny, lecz żywy Wolski pojawia się w Emilcinie. Dzięki temu p. Blania nastawi swój celownik na to, co pisze na temat UFO Kazimierz B. To ostatnie oznacza dla mnie, że już chyba więcej nie będę musiał sobie brudzic rąk, dementując starcze brednie pana K. Teraz wygląda mi na to, że będzie to robił za mnie ktoś inny. Zupełnie bezinteresownie.”
Dodam, że Kazimierz B. to Bzowski. Sam widzisz jak zakłamanym i podstępnym człowiekiem był Witold Wawrzonek.
Twoja diagnoza, że jeśli incydent z Obłońską jest prawdą to: „facet zwariował już doszczętnie albo koniecznie chciał zwrócić na siebie uwagę, być w centrum wydarzeń” jest mylna. Każdy psycholog Ci powie, że nie ma to nic wspólnego z szaleństwem, tylko z nikczemnością. Trudno też łączyć pisanie anonimów z chęcią bycia w centrum wydarzeń. Jak chcesz być w centrum, to piszesz pod swoim nazwiskiem, aby kojarzono cię z tym co napisałeś.
Idźmy dalej.
Twierdzisz, że „Facet sam jako hipnotyzer nie miał żadnego doświadczenia ani praktyki”. Ponownie pytam – czytałeś książkę Rdułtowskiego? Bo są w niej opinie zawodowych hipnotyzerów. Jeden z nich wprost stwierdza, że aby wprowadzić kogoś w hipnozę nie trzeba być przeszkolonym.
Dalej twierdzisz: ” Byłby to jedyny przypadek na świecie, że – nawet zakładając, że mu się to jakimś cudem udało – indukowane wspomnienia pozostałyby w głowie hipnotyzowanego do końca jego życia.”
Znowu pytam – czytałeś książkę Rdułtowskiego? Bo wspomniany hipnotyzer stwierdza, że hipoteza Rdułtowskiego jest jak najbardziej możliwa i realna. Mało tego, wyjaśnia nawet, dlaczego Jan Wolski mógł być podatny na hipnozę. Jego ojciec miał wizję Anioła, chyba na tej samej łączce.
Dlaczego zakładasz, że synowie Wolskiego wiedzieli, że za zajściem stał Wawrzonek? Wcale nie musieli wiedzieć i zapewne nie wiedzieli. A co do samej hipnozy, to Rdułtowski bardzo wyraźnie pisze, że jego zdaniem Wawrzonek nie tyle wtłoczył Wolskiemu fałszywe wspomnienia, ile zrobił to, co robiło dziesiątki hipnoterapetów, którzy pod hipnozą zadając sugestywne pytania wymuszali na hipnotyzowanym tworzenie w jego umyśle zmyślonych historii. Czujesz różnicę? Bo dla mnie jest istotna. dowodem na realność takich technik są tysiące ponoć uprowadzonych przez UFO. Poczytaj sobie o Budzie Hopkinsie. Manipulując hipnotyzowanymi sprawiał, że zaczynali wierzyć iż uprowadzili ich kosmici. A powstałe podczas hipnozy fałszywe wspomnienia już na zawsze były dla nich realne. A Wolski, co podkreśla Rdułtowski, po zdarzeniu dziesiątki razy chodził na łączkę i opowiadał ludziom o swojej przygodzie stale utrwalając te fałszywe wspomnienia.
Na koniec. Nie twierdzę że Rdułtowski ma we wszystkim rację. Ale dla mnie jego hipoteza nie ma na razie słabych stron i jako jedyna tłumaczy logicznie całość zajść w Emilcinie.
Może przeczytaj wnikliwie książkę Rdułtowskiego, bo na wiele innych postawionych tu przez Ciebie „niejasności” znajdziesz w niej jednoznaczne odpowiedzi.
To jest ciągły argument Rdułtowskiego: „Nie czytał pan mojej książki, tylko zna ją z opowieści – to nie mamy o czym dyskutować”. Tak, ze trzy lata temu kupiłem ją za circa siedem dych na portalu na A. Wybacz, że nie sypię cytatami z niej, ale wiem, co tam jest napisane.
Pytam – czy jest ślad po programie z Blanią i Wawrzonkiem? Czy historia zna inną sytuację, żeby kompletny amator zahipnotyzował tak skutecznie człowieka, że ten uwierzył w imputowane mu rzeczy i powtarzał je przez kolejną dekadę? Gdzie Wawrzonek miał się uczyć choćby podstaw hipnozy? Weź przypadek Cayce’a – on poruszał się po światach Atlantydy i innych jedynie podczas seansów, a nie na jawie. Wolski byłby tymczasem kimś, kto przejął fikcję i wdrożył do całego swojego życia. A jak wytłumaczyć widoczne na filmikach relacje syna Wolskiego i emilcińskich rolników, że widzieli ślady „zieloniaków” zaraz po tym, jak przybiegli na polanę 10 maja? To są dziury w teorii hipnozy Rdułtowskiego wielkie jak te w serze królewskim.
Dlaczego zakładam, że synowie Wolskiego musieli wiedzieć, jeśli Wawrzonek by to wszystko sfingował? A jak sobie wyobrażasz sytuację – Wawrzonek przybywa na rowerze do Emilcina, akurat zastaje Wolskiego samego w domu, cała rodzina w polu, szybko go hipnotyzuje, a potem tamci dopowiadają sobie, że widzieli te ślady i spaloną ziemię, bo tak mocno wierzą w to, co ojciec mówi? Trzeba by przyjąć, że cały Emilcin fantazjuje. Alternatywą jest teza, że wszyscy wszystko wiedzieli, tylko z różnych powodów nie ujawniali prawdy. Tylko że mówię – wtedy Wawrzonek już w 1980 roku powinien wylecieć stamtąd na kopach, bo przecież dla Wolskiego cała „akcja Emilcin” okazała się dramatem, który odebrał mu wszystko – rodzinę, dom, kasę. A nie wyleciał do samego końca.
Hipoteza Rdułtowskiego wykłada się w jeszcze jednym aspekcie. Otóż Wawrzonek finguje całą sprawę, tak? I co dzieje się dalej? Czeka dwa tygodnie, nie mając pewności, czy Wolski łyknął indukowane wspomnienia i nagle zdarza się przypadek, że znajomy, Pomorski, mówi mu o Emilcinie, bo sam gdzieś o tym usłyszał? Rozumiem, że facet zrobił to, żeby wpuścić w maliny Blanię. Na złodzieju czapka gore, czyli ja na jego miejscu nie czekałbym aż ktoś przypadkowo mi powie o zdarzeniu, bo może bym się w ogóle na to nie doczekał, tylko pod byle pretekstem zjawiłbym się tam nazajutrz po indukcji i zbadał, co się wydarzyło, ergo – czy Wolski już rozpowiada zapodane mu do świadomości brednie. Wersja, że sfingowawszy sprawę, Wawrzonek czekał na szczęśliwy łut, nie trzyma się kupy.
Śmieszy mnie ta naparzanina pomiędzy ludźmi Rdułtowskiego a Nautilusem, bo przypomina typowo polski spór dwóch fundamentalistycznych obozów. Napisałem do jednego z uczestników zdarzenia. Mam nadzieję, że niedługo dorzucę do tej sprawy ciekawą nową wiadomość.
„Wybacz, że nie sypię cytatami z niej, ale wiem, co tam jest napisane.”
Najwyraźniej jednak nie wiesz. Popełniasz takie gafy, że aż przykro.
„A jak wytłumaczyć widoczne na filmikach relacje syna Wolskiego i emilcińskich rolników, że widzieli ślady „zieloniaków” zaraz po tym, jak przybiegli na polanę 10 maja?”
Rdułtowski o tym pisze w swojej książce, którą ponoć czytałeś. Wystarczyło przejść rankiem po skaju polanki w czymś na kształt „rakiet”, tyle że o kształcie trapezów. Naprawdę uważasz, że przygotowanie kilku widocznych w mokrej ziemi dziwnych śladów, to wyczyn godny CIA? Czyli kręgi w zbożu to kosmici?
Jedziemy dalej. Piszesz: „A jak sobie wyobrażasz sytuację – Wawrzonek przybywa na rowerze do Emilcina, akurat zastaje Wolskiego samego w domu, cała rodzina w polu, szybko go hipnotyzuje, a potem tamci dopowiadają sobie, że widzieli te ślady i spaloną ziemię, bo tak mocno wierzą w to, co ojciec mówi?”
Po pierwsze, Rdułtowski dość czytelnie pisze w książce, którą ponoć czytałeś, że Wawrzonek czekał zapewne na Wolskiego jeszcze na drodze tuż przed skrętem na polankę. O tym, że Wolski tego dnia rano będzie jechał z kobyłą wiedział zapewne od syna Wolskiego. Skąd Ci się wzięło hipnotyzowanie Wolskiego w domu?
Dalej. O jakiej spalonej ziemi Ty piszesz? Czytałeś książkę Rdułtowskiego, to wiesz, że dotarł do milicjantów, którzy byli w Emilcinie. Jednoznacznie zaprzeczyli, że były jakieś ślady spalenizny na ziemi lub na drzewach. Dziwna plama na trawie powstała dużo późnej. I tu też żadnej zagadki nie musi być. Wystarczyło wylać na trawę jakiś detergent, o czym pisze Rdułtowski w książce, którą ponoć czytałeś, i już po kilku tygodniach trawa przestaje rosnąć.
Więc skąd Ci się wzięła konieczność hipnotyzowania mieszkańców Emilcina? I skąd jakiś problem z wywalaniem Wawrzonka z Emilcina?
I na koniec wisienka z logiki:
Piszesz „Hipoteza Rdułtowskiego wykłada się w jeszcze jednym aspekcie. Otóż Wawrzonek finguje całą sprawę, tak? I co dzieje się dalej? Czeka dwa tygodnie, nie mając pewności, czy Wolski łyknął indukowane wspomnienia i nagle zdarza się przypadek, że znajomy, Pomorski, mówi mu o Emilcinie, bo sam gdzieś o tym usłyszał? Rozumiem, że facet zrobił to, żeby wpuścić w maliny Blanię. Na złodzieju czapka gore, czyli ja na jego miejscu nie czekałbym aż ktoś przypadkowo mi powie o zdarzeniu, bo może bym się w ogóle na to nie doczekał.
A czy Ty Micz wiesz w ogóle skąd informacja o jakimś Pomorskim? Najwyraźniej nie. Otóż pochodzi ona z artykułu samego Witolda Wawrzonka napisanego na początku lat 90. do magazyny „UFO”. Tak więc sam chyba rozumiesz, że trudno traktować ją jako fakt i dowód czegokolwiek. Jeśli za zajściem faktycznie stoi Wawrzonek, to jakoś musiał umotywować w artykule skąd dowiedział sie o Emilcinie.
I tyle. I kto tu się wykłada?
W książce Rdułtowskiego, którą czytałeś, jest cytowana obszerna wymiana listów między Wawrzonkiem i Blanią. W jednym z nich, już po zdarzeniu w Emilcinie, Wawrzonek pyta Blanię, na jakim etapie jest sprawa emisji programu tv w którym wziął udział. Blania odpisuje mu, że taśma z programem uległa zniszczeniu. Czy to dla Ciebie wystarczający dowód, że taki program miał miejsce? A co w nim było, to dokładnie opisał Blania w swojej książce, tyle, że bez podania iż hipnotyzowanym był Wawrzonek. Co też jest znamienne, bo w prywatnej korespondencji do której dotarł Rdułtowski jakoś tego nie przemilczeli Blania i Wawrzonek.
Na koniec mam do Ciebie pytanie. Czy artykuł sprzed kilkunastu miesięcy pt. „Koniec Emilcina” jest twojego autorstwa? Bo czytając go i to co piszesz teraz można mieć wątpliwości.
Wielka, uprzejma prośba o pozbycie się sztubackiej maniery dyskutowania („którą podobno pan czytał”) i zaniechania używania zwrotów retorycznych na poziomie komentarzy na Onecie. Nie trzeba być filozofem, żeby spostrzec, że napisałem też tekst Koniec Emilcina. To, że napisałem teraz kolejny artykuł jest wyłącznie dowodem na to, że nie jestem betonem, lecz człowiekiem poszukującym prawdy. Wersja, w której Wawrzonek dopada Wolskiego w lasku, hipnotyzuje go tam, a potem biega z detergentem po polanie, a w kieszeni ma odlewy stópek, które odciska na błocie, następnie zwiewa i pojawia się dopiero po dwóch tygodniach – OK, proszę w to wierzyć. Tak samo jak w to, że w TVP realizowany jest sensacyjny program telewizyjny, a następnie kopia „ulega zniszczeniu” i dziś nie ma śladu po nagraniu. Pomorski nie tylko pojawia się w zeznaniach Wawrzonka – tak samo nazywa się człowiek, który mieszkał w Emilcinie. Mniemam, że to on mógł być źródłem informacji. Na tym etapie właściwie wszystko sobie powiedzieliśmy, więc polecam odpocząć.
Polecam wnioski z artykułu poniżej. Zwłaszcza akapit zaczynający się od słów „The second bullet…”. Tam pada uwaga, że przy strzale z odległości około 73 metrów (80 jardów), a taki dystans dzielił szóste piętro składnicy książek od Kennedy’ego przy headshocie, nabój powinien wylecieć z czaszki bez rozbryzgu. Efekt arbuza nastąpiłby przy większych odległościach.
http://www.telegraph.co.uk/news/worldnews/1556184/Oswald-had-no-time-to-fire-all-Kennedy-bullets.html
Każdy człowiek w wieku ponad 50 lat i więcej, ze zmysłem obserwacji i zapamiętywania wie, że w ciągu krótkiego okresu zauważył, że czas dziwnie przyśpieszył. Mając 10 lat, jak pamiętam dni były długie, zauważało się jak długie jest lato, długa zima, długie wakacje. Jednak około 15 lat temu zauważyłem i potwierdzam to do dziś, że wszystko odbywa się wielokrotnie szybciej, mimo ze zegary podobno wskazują 24 godziny na dobę. Mimo iż nie jestem zagoniony, mieszkam na wsi, to jednak wszystko tak zasuwa, że nie oglądniesz się jak pikają niedziele, święta. Bardzo to dziwne.
Czas przyspieszył, ale dopiero po 2012 roku. To dało się silnie odczuć. Wcześniej jego upływ był normalny. A teraz mam wrażenie, że minęły ze 2 godziny, a na zegarku poszło do przodu 5 godzin.
Wbrew pozorom problem jest ciekawy. Rezonans Schumana to częstotliwość występowania fal elektromagnetycznych ziemi. Otóż fala morska potrzebuje pola wody, fala elektromagnetyczna potrzebuje pola magnetycznego. Pole magnetyczne (czy Elektro magmatyczne) czym jest? Ja nie eterem czyli przestrzenią energii pomiędzy ziemią a niebem i ciałami niebieskimi, szczególnie słońcem i księżycem. Ruch tych ciał Niebieskich (Słońca i księżyca) przypomina ruch statków po morzu czy jeziorze. Statek im szybciej płynie tym więcej fal wody powstaje w określonym czasie. Np przyspieszenie statku powoduje wzrost częstotliwości powstawania fal morskich. Czyli szybszy ruch Słońca i księżyca powoduje wzrost częstotliwości fal elektromagnetycznych.
Ray Bany już wtedy istniały, sweterek z literką T również, a jego aparat to Kodak Folding Pocket.
Przed rokiem 1204 kiedy to katarzy zwrócili się do Ramona de Perella z prośbą o odbudowę Montsegur – była to budowla ponoć kompletnie zrujnowana. Co dziwniejsze, katarzy, dla których najważniejszy był przecież duch przywiązywali do tej budowli szczególne znaczenie. Można zatem sądzić, że Montsegur zanim stał się miejscem ostatniego szańca katarskiej obrony wcześniej był miejscem kultu. Przemawiałaby za tym jego osobliwa konstrukcja, która ukrywa dziwną możliwość określania ze zdumiewającą ponoć dokładnością zasadniczych pozycji słońca.
Ściany budowli wyznaczają wschód słońca w dniu przesilenia zimowego.
Jeżeli zatem przywołać manichejską symbolikę słońca i bliskość religii Manesa oraz herezji katarskiej to Montsegur mógłby być w swym założeniu świątynią przede wszystkim, a zamkiem obronnym stać się dopiero później, skutkiem takiego, a nie innego obrotu spraw.
To przemawiałoby więc za tym, że późniejsze przebudowy pozostawały w zgodzie z pierwotnym planem budowli. Jest to jednak tylko hipoteza, a ja nie upieram się przy niej:)
Wawrzonek raczej by imputował Wolskiemu klasyczny obraz spodka.
Sceptycy twierdzą, że odchyły od 7,83 Hz wcale nie są duże.
Według jednego z pierwszych przekładów Biblii na łacinę, Jezusa nie przebił rzymski legionista, tylko żołnierz wojsk pomocniczych, prawdopodobnie z Germanii.
Ja bym dodał, że nie ma co udziwniać i robić nowych bożków i wierzeń ze względu na to, że dowiadujemy się o ciekawych efektach. Po pierwsze nie da rady osiągnąć całkowicie temperatury zera, bo im bliżej dochodzimy, tym mniej energii z zewnatrz jest potrzebne żeby nam totalnie przeszkodzić, a więc nie mamy niczego i coś tam energii zawsze mamy. Po drugie całe rozważanie może nam sugerować właśnie to, że chociaż nic się nie dzieje i mamy tylko wyczyszczoną przestrzeń, to jakaś energia w tym siedzi. I tak to właśnie raczej jest, że mamy takie coś jak 'energia próżni’. Można raczej myśleć tak: w układzie z płytkami mamy mnóstwo energii, np. w masie płytek E=mc^2, ale też w samej przestrzeni, przestrzeń tam jest, i to nie jest nic, to jest pusta przestrzeń, też ma energię. Przykładowo mamy coś takiego jak promień wszechświata, co sugeruje że przestrzeń jest skończona. Widać wystarczy energii albo jeszcze czegoś innego na tyle tej przestrzeni. Próżnia to jest coś.
Z tego co wiem. Na Jowiszu są jakieś bardzo cenne surowce. Jakiś gaz prawdopodobnie, może rzadki izotop. UFOki nam go podbierają w tajemnicy. Małe złodziejaszki, a my nawet o tym nie wiemy, a co gorsza nie wiemy co to jest.
Zbrodnia Katyńska, podczas której zamordowano około 20 tysięcy Polaków, została oficjalnie uznana za zbrodnię stalinowską, przez prezydenta Federacji Rosyjskiej, Miedwiediewa i odpowiednią uchwałę Dumy. Tymczasem czystki etniczne , jakich dopuścili się Ukraińcy na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej, podczas których bestialsko zamordowano DZIESIĘCIOKROTNIE większą liczbę Polaków, nigdy nie doczekały się oficjalnego uznania przez władze niepodległej Ukrainy, pomimo, że Kwaśniewski ( jak zwykle wychylając się przed szereg) przeprosił ich za Akcję Wisła. Co więcej – nawet polski Sejm, w którym istnieją silne wpływy ukraińskie (Miron Sycz z PO i inni), w imię źle pojętej przyjaźni z Ukrainą, nigdy nie nazwał tych wydarzeń ludobójstwem. Zamiast tego wysmażono uchwałę – kuriozum o „czystce etnicznej, noszącej znamiona ludobójstwa”. Najwyższy czas to zmienić, a potomków rezunów usunąć z polskiego Parlamentu.
Trzy lata pokazały, jak bardzo się myliłeś 🙂 Oculus to obecnie najlepszy sprzęt do VR, bardzo wygodny i posiadający kilka doskonałych gier exclusive. Poza tym dziesiątki dobrych i solidnych gier, prawie setkę darmowych dem, a co najlepsze – od pewnego czasu da się na Oculusie uruchamiać również gry z HTC Vive, czyli ze Steama. Jasne, pieniędzy to na razie Zuckerbergowi nie przynosi, ale dzięki temu, że inwestor jest megabogaty możemy się spodziewać, że nie zwinie biznesu z dnia na dzień. Luckeya już w firmie nie ma, a podczas wakacji wyszły dwie bodaj najlepsze obecnie obok Chronosa i Edge of Nowhere gry na tę platformę. Tylko się cieszyć i czekać na dalszy rozwój wypadków.
Z tą lampą to jakaś nowość – wcześniej sceptycy tłumaczyli niecelny strzał tym, że strzelec celował przez drzewa i trafił w gałęzie (!). Patrząc na zdjęcia z Dealey Plaza, nie widzę pod składnicą książek żadnych lamp – zarówno wtedy, jak i dzisiaj. Są tylko latarnie uliczne, ale chyba nie dojdziemy do szaleństwa, że ów rykoszet wystąpił w wyniku odbicia kuli od szkła. Tam był jedynie żółty sygnalizator światła ulicznego, ale on znajdował się blisko wejścia do składnicy, blisko ściany, co kompletnie wyklucza możliwość, by tak znakomity strzelec jak ten, który się znajdował na szóstym piętrze, walnął tak daleko od limuzyny i to prawie pionowo w dół. W poniższym linku jest dobrej jakości zdjęcie składnicy z 1963 roku. Popatrz na nie i sam osądź, gdzie mogła znajdować się owa tajemnicza lampa.
http://www.jfk.org/the-assassination/history-of-the-texas-school-book-depository/
Był pomysł żeby typa otruć, ale nie -wybrano wariant na pokaz, by Niemcy byli bardziej wściekli.
Kilka tygodni temu na BBC leciał dokument o zabojstwie JFK w którym bez cienia watpliwości udowodniono ze fatalny strzał oddał agent Secret Service z karabinka AR siedzący na tylnym siedzeniu samochodu JFK. A głównym dowodem był rozmiar dziur wlotowych po kulach plus kule wystrzelone przez Oswalda bYly full metal jacket czyli nie mogłyby eksplodować w głowie JFK. A kule secret Service rozpadały sie po kontakcie z celem. Autorzy dokumentu stwierdzili niestety ze był to nieszczęśliwy wypadek. Strzelający agent umarł w 2005
Jak ktoś byłby zainteresowany mogę poszukać dokładnego tytułu i autora dokumentu
Na tylnym siedzeniu samochodu JFK? Na tylnym siedzeniu samochodu JFK siedział przecież JFK 🙂 Rozumiem, że chodziło o agenta siedzącego w samochodzie, w którym jechał Lyndon Johnson, a na jego boczkach stało czterech agentów Secret Service. Limuzyna znajdowała się tuz za samochodem JFK. Hipoteza, że to strzał agenta została zwizualizowana tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=EDcGsXvzqcw
Rzecz nie jest nowa, ale mi się wydaje nieprawdopodobna choćby z tego powodu, że agencja nie miałaby szans, żeby to utrzymać w ukryciu. Poza tym przypadek byłby porównywalny z trafieniem z kuszy w uchylone okno Pendolino. Jakie dowody przestawiono w tym programie BBC?
Arcymistrz szachowy Wasyli Iwanchuk pamięta każdą pozycję, jaką kiedykolwiek zobaczył.
Polecam „Bracia Lautensack” Feuchtwangera.
tunguska szaleje Oswald działał alone xDDD
A oto co miała do powiedzenia komisji Warrena Jacqueline Kennedy, mimo iż nikt jej o to nie pytał 😀
„Osobiście uważam, że gdyby Gubernator Connally został trafiony przez ten sam pocisk w plecy co mój mąż, zauważyłabym to! Przecież widziałam jego plecy.”
Zapewne miałaby do powiedzenia więcej, chcąc nie chcąc w końcu obejmowała wzrokiem również grassy knoll. Ale i tak dużo powiedziała.
Tunguska preferuje pluralizm. Moim zdaniem to oczywiście żart, że Oswald działał sam, ale User z pełnym przekonaniem robi w tej dyskusji za sceptyka 🙂
A co z lekarzami z Parkland co widzieli ranę w tylnej części głowy?
Źródło grafiki: mcadams.posc.mu.edu I wszystko jasne 😀
Powrót Jedi wszedł do polskich kin w 1985 roku.
Nikt nie wspomniał o „niebieskim pasku”? Pasek, który później zmienił kolor na różowy służył do wylewania żalu przez czytelników oraz udzielania im porad jak sobie radzić z trudnościami jakie ich spotkały.
Oczywiście udzielaliśmy (na wyrwanych kartkach z zeszytów) własnych porad- posklejało się je taśmą i przesyłało dalej.
Coś mi mówi że w ten sposób narodziły się komentarze do artykułów, które teraz można zobaczyć praktycznie na każdym portalu.
Niestety nasza wesoła twórczość została brutalnie stłamszona przez odpowiednik dzisiejszego hejt-stop w osobie wychowawczyni, której nie spodobała się odpowiedź na pytanie czytelniczki „jak okazać chłopakowi, że mi się podoba. Odpowiedź brzmiała „pokaż cycki” a i tak była jedną z bardziej umiarkowanych.
Thomas Harris wyznał, że tak zwany dr Salazar – był też zapewne, jak przypuszcza sam pisarz, lekarzem więziennym – skrywał w sobie pewną głęboką i mroczną tajemnicę. – To właśnie dzięki Salazarowi stworzyłem postać jego kolegi i praktykanta w morderczo-kanibalskim fachu Hannibala Lectera – powiedział w wywiadzie Harris.
Ja miałem „prenumeratę w teczce” u kobity w kiosku. Odkładała mój ŚM do teczki i tam czekał na odbiór 🙂 Zero stresu, że zabraknie.
Już chyba nie będą na bezczelnego rżnąć głupa że to był Oswald. 🙂 Ciekawe tylko kogo wrobią. xD
Jednak nadal to Oswald
Dowody dotyczyły wielkości otworów wlotowych plus to ze kula która trafiła w głowę eksplodowała a Oswald używał full metal jacket czyli 2 pozostałe kule. Do tego dochodzi czas w którym ponoć miał oddać 3 strzały był niemożliwy do osiągnięcia co by tłumaczyło ze Oswald strzelił tylko 2 razy a 3 znaleziona łuska na stanowisku Oswalda była w lufie dla ochrony przed wilgocią trick stosowany bardzo często. Do tego dochodzi matactwo secret Service po zdarzeniu. 'Zgubili’ 40 klisz ze zdjęciami z sekcji itp do tego udowodnili kłamstwo tego właśnie strzelającego agenta który zeznał ze wyciągnął karabinek ar dopiero za wiaduktem a na nagraniach trzyma go lock and loafed dużo duzo wcześniej do tego jeszcze dochodzi to ze właśnie ten karabinek bodajże ar38 został wycofany z użycia przez secret Service zaraz po zabojstwie kennedyego
To ciekawe. Przypomnij, jak nazywał się ten agent?
Sorki karabinek to AR-15 a agent nazywał sie George Hickey
Wielu świadków zeznało ze widziało błysk i huk od strony samochodu z agentami secret Service nawet senator ranny który siedział przed JFK to zeznawał niestety secret Service nigdy nie przebadało tej broni ani nie badali agentów na obecność prochu na rękach. Były tam także zeznania fotografa który robił zdjęcia z sekcji JFK 38 rolek wypstrykal oddał wszystko agentowi secret Service który nadzorował sekcje ( w sali szpitalnej było ok 40 osób!) i nikt ich więcej nie widział. Udział secret Service przypadkowy czy tez nie jest oczywisty
Problemem tej teorii jest to, że jest bardziej nieprawdopodobna niż teoria spisku z udziałem ekipy strzelców. Jeśli ten facet strzeliłby omyłkowo z karabinku, to chyba byłoby słychać więcej niż jeden strzał na koniec? Bo ten karabinek by wypalił więcej niż raz. Tymczasem ani świadkowie, ani nagrania policji nie mówią o niczym takim. Rozumiem też, że facet, który to zrobił, zniknąłby z pola widzenia wkrótce po zamachu, a tymczasem on dożył późnej starości i spokojnie zmarł we własnym łóżku. Poza tym byłby to tak dziki przypadek jak trafienie z łuku z odległości kilometra w lecącą monetę.
Ale skoro można nawet w dzisiejszych czasach odstawiać world trade center czy inne smolenski to taki numer w w latach 60 nie powinien aż tak dziwić szczególnie biorąc pod uwagę decyzje JFK tuż przed zabójstwem
No tak, ludzie powstali dzięki wysokorozwiniętym cywilizacjom. Pytanie tylko dzięki czemu powstałe tamte istoty, może dzięki jeszcze bardziej rozwiniętym cywilizacjom?Ale przecież licząc od początku powstania wszechświata w którymś momencie pojawiło się życie po raz pierwszy, powstała pierwsza cywilizacja we wszechświecie. Jak więc ona powstała jeżeli do tego momentu nie było żadnej żywej istoty? To że nie jesteśmy pierwszą cywilizacją we wszechświecie to raczej pewne, to że powstaliśmy dzięki inżynierii innej cywilizacji możliwe. Ale to i tak nie wyjaśnia nam tego jak powstało pierwsze życie we wszechświecie, co je stworzyło.
Nie ma odpowiedzi na wszytkie pytania .Napewno nasza niebywala inteligencja powstala w wyniku manipulacji genetycznych prowadzonych przez przybyle tutaj istoty z innej planety .
Zycie we wszechswiecie natomast przenosi sie drogą panspermii (byc moze celowo produkowanym nasionom zycia ) Tak powstaje zycie na innych planetach ktorych jest niezliczona ilosc .Kosmos w ogole wydaje sie nie miec konca i cywilizacji musi byc ogromnie duzo w calym wszechswiecie .
Skad natomiast wzial sie sam wszechswiat czy pierwsze istoty na pierwszej planecie tego nie wiem .
W jednej z audycji radiowych też w latach 90 usłyszałem tezę, która mówi, że córka generała była swoistą zakładniczką porozumienia „aliantów” w sprawie mordu generała Sikorskiego. Sikorski jako jedyny prawowity spadkobierca ciągłości rządu polskiego był ostatnią przeszkodą w podziale Europy po II Wojnie Światowej. Oczywiście musieli dokonać tego Anglicy, ponieważ wywiad polski dość dobrze zabezpieczał generała od strony sowieckiej. Gdyby Anglicy i Amerykanie nie wywiązali się z tego układu, to Sowieci ujawniliby, że za śmiercią generała stoją Anglicy. Córka generała dobrze wiedziała, kto zmordował jej ojca i w wyniku jakiego porozumienia. Po podpisaniu porozumień jałtańskich i poczdamskich córkę generała zlikwidowano.
Ciekawostką jest to, że na Tytanie rok dzieli się na cztery różne pory, podobnie jak na Ziemi. Analizując dane z 30 lat obserwacji tego księżyca Saturna naukowcy odkryli, że ten cykl sezonów wpływa na cyrkulację atmosfery. Inną rzeczą o której nie napisaliście jest to, że w atmosferze Tytana odnaleziono składnik plastiku, propylen, po raz pierwszy odkryto poza Ziemią. I jeszcze jedno. Uczeni stwierdzili, że tak naprawdę góry na Tytanie to w rzeczywistości góry lodowe, których korzenie sięgają w głąb księżyca. A obserwowany spadek oddziaływania grawitacyjnego spowodowany jest faktem, że lód ma mniejszą gęstość od wody, zatem takie góry mają mniejszą masę niż otaczający je ocean.
Misja wszech czasòw ! Pół mojego życia… Pamiętam gdy startowała , byłem jeszcze na pierwszym semestrze studiòw ( internet dopiero raczkował w Polsce i każde zdjęcie z np. Pathfindera , ktòre NASA publikowała analizowaliśmy i omawialiśmy niczym skarb i relikwię) …Nie wielu wierzyło w pełny , a tym bardziej TAK KOMPLETNY sukces tej sondy. No i pòźniejsze lądowanie Hyugensa na Tytanie… to jeden z tych nie licznych momentòw, gdy można był poczuć dumę z faktu przynależenia do Ludzkości… Zdjęcia, ktòrymi Cassini raczył nas przez te lata, są i jeszcze długo pozostaną bodaj najefektowniejszymi obrazami wykonanymi w przestrzeni kosmicznej… Kończy się pewna epoka. Ps: mam nadzieję iż serce Saturna jest na prawdę jednym , wielkim diamentem ; Cassini zasłużył sobie na godny pochòwek. R.I.P.
Aaaa, w końcu jednak pada, że strzelcem w przypadku JFK był Oswald 🙂
Jeszcze to porównanie 6 strzałów w 1.8 sekundy. To co taki fachura jak Oswald nie mógł oddać trzech w 8 sekund 🙂 Kto u nich pisze ostatnio 😀
User postanowił napisać kilka sceptycznych artykułów o JFK. Cóż, demokracja i pluralizm mają swoją cenę ;O
Współcześnie nie ma zgody wśród historyków co do tego, czy włócznia przechowywana we wiedeńskim muzeum jest tą, którą Longinus przebijał bok Chrystusa. Większość badaczy przychyla się do tezy, iż w Hofburgu przechowywana jest zupełnie inna lanca – mianowicie taka, w której grocie umieszczony jest gwóźdź uznawany za relikwię Męki Pańskiej. To właśnie ona, zdaniem części historyków – należeć miała do rzymskiego centuriona Maurycego. W 2003 roku w dokumencie wyemitowanym przez telewizję BBC, brytyjski historyk i inżynier dr Robert Feather dowodził, iż włócznia przetrzymywana we Wiedniu pochodzi z VI bądź VII wieku n.e. Do jej ostrza przytwierdzony był gwóźdź, który ma identyczny kształt i taką samą długość, jak gwoździe używane w I wieku n.e. przez Rzymian. Oznaczałoby to, że we Wiedniu znajduje się zupełnie inny artefakt niż ten, którego z tak wielką pasją poszukiwali naziści.
Sprawcą apokalipsy ma być planeta X aka Nibiru, aczkolwiek zdaje się, że musiałaby zacząć się poruszać z superprędkością, by wychynąć z odmętów Układu Słonecznego, bo na razie nawet nawiedzeni obserwatorzy jej nie widzą.
Ronald Reagan, chwilę przed zapadnięciem w narkozę, miał powiedzieć do operujących go chirurgów: ”Mam nadzieję, że wszyscy jesteście republikanami”. Na co jedna z osób obecnych na sali operacyjnej odpowiedziała: ”Myślę, Panie prezydencie, że w tej chwili wszyscy jesteśmy republikanami”.
A JFK rankiem 22-11-63 podobno powiedział: „gdyby ktoś chciał zabić prezydenta USA wystarczy karabin i wysoki budynek”. Nie przewidział tylko jednego że pierwszy strzał który teoretycznie powinien okazać się najlepszy był kompletnym pudłem. 🙂
Sceptycy przedstawiają teorię, że trafił on w latarnię i rykoszetował. Ale zostawmy to, bo być może jeszcze w tym tygodniu Trump ujawni wszystkie dokumenty związane z JFK!
David Meade to pisarz, który w swoich książkach skupił się na tematyce związanej z „Planetą X”. Według niego wejdzie ona na kurs kolizyjny z Ziemią dokładne 23 września. Rząd amerykański ma o wszystkim wiedzieć, ale nie informować obywateli, by nie siać paniki. Według Meade koniec świata ma wyglądać tak, że 23.09 nic nie uderzy w Ziemię, ale stanie się jasne, że Nibiru już zmierza.
No i kolejny koniec świata, który nie nadszedł 🙁 Ciekawe, jak się tłumaczy Meade.
Nie da się skonstruować bomby wodorowej na oko. Sowieci mieli specjalistów na bardzo dobrym poziomie, gorzej z kulturą pracy, ale fakt że udało im się obliczyć bombę , która w swojej konstrukcji posiada ciekawy haczyk. Można ją skalować praktycznie do woli. Umieszczając w środku kolejne ładunki można zwiększyć jej moc do absurdalnych wartości.
Znakomity dokument o Świecie Młodych: https://www.youtube.com/watch?v=fvwiFwEVq7I
jak nazywa się ten obraz?
Tutaj jest dokument wskazujący, że niemal na pewno Cooperem był pracownik linii lotniczych, były spadochroniarz, Kenny Christiansen. Przeżył.
https://www.youtube.com/watch?v=vFQsi2QX8GY
Podobno FBI wykluczyło Christiansena z powodu jego karnacji, wzrostu, wagi i koloru oczu – nie pasowały do opisu podanego przez pasażerów i załogę.
Niby tak, ale jak obejrzałem dokument, to punktów zbieżnych jest w tej historii jest tyle, że gotów jestem przyjąć, że przerażeni pasażerowie źle go zapamiętali.
Moim zdaniem znacznie lepszym podejrzanym był Robert Rackshaw.
https://dbcooper.com/2016/12/robert-rackstraw-5-fast-facts/
Przecież można tylko wierzchnią warstwę zrobić z asfaltu czy betonu i problem degradacji plastiki znika a cała idea zostaje. Poza tym wszelkie instalacje mogą być pod lasem awaryjnym gdzie mało kto jeździ.
Odkryto właśnie coś więcej.
http://www.rmf24.pl/nauka/news-kosmiczne-odkrycie-w-piramidzie-cheopsa,nId,2460363
Dzisiaj odtajniono 600 kolejnych dokumentów.
https://www.usatoday.com/story/news/2017/11/03/national-archives-releases-additional-676-jfk-assassination-documents/830334001/
No cóż, korespondent Trybuny Ludu, jak wszyscy zagraniczni korespondenci z demoludów – był najpewniej sowieckim agentem i najwyraźniej miał za zadanie dezawuowanie udziału Oswalda. Nieznany dotąd fakt interwencji Broniarka w tę sprawę, ma o tyle znaczenie, że wzmacnia podejrzenia co do organizacyjnej roli ZSRR – które najwyraźniej było zainteresowane, skutecznym odwróceniem uwagi od motywów i roli sprawcy zamachu.
Mydlenie ludziom oczu. Byłem w Nevadzie z pewnym przewodnikiem i widziałem jak agenci dzień i noc siedzą w samochodach i obserwują teren,jest po za tym masa czujników rozmieszczonych wokół bazy, i nie ma szansy aby ktoś żywy tam się przedostał. Bez ostrzeżenia zostanie zastrzelony.I wszystko to tylko dla prób jakiegoś samolotu. To kpina.
Teraz mowa o połowie listopada, gdy z czeluści kosmosu ma się wyłonić niewidziane przez teleskopy Nibiru i przywalić w Ziemię. Koniec świata będzie o wiele mniej spektakularny….
Podsumujmy zatem. Jakiś okrągły, bądź też podłużny obiekt, mocno świecący i wytwarzający wysoką temperaturę, pojawia się na niebie, porusza się wirując, po czym opada ruchem zygzakowatym na ziemię, wzbija się z powrotem i odlatuje. Skąd jednak osobliwe relacje dzieci? Otóż i to da się wyjaśnić. Obecnie znamy wiele relacji osób porwanych przez UFO, które opowiadają, że zostali czymś odurzeni, a następnie wzięci na statek obcych. Twierdzą też, że dziwnie czuli się już wcześniej, tak jakby ktoś „przygotowywał” ich na owo spotkanie. Za „odurzaniem” dzieci przemawia także fakt, że później zachorowały. Według przekazów przyczyną była epidemia hiszpanki, jednak jedno z dzieci miało także guza, a przebieg ich choroby był podobny do popromiennej, co można tłumaczyć jako skutek napromieniowania mającego swe źródło w statku obcych. Warto podkreślić, że Lucia, której jako jedynej udało się przeżyć, miała do spełnienia specjalne zadanie – to ona miała przekazać dalej informacje. Być może odurzono ją czymś innym, być może uchroniono ją przed skutkami promieniowania. Pozostała dwójka miała być tylko świadkami.
Zygmunt Broniarek lansował teorię, że to on zastrzelił Kennedy’ego.
Koncept ten ma źródła w wielu kulturach. Już święte księgi hinduskie i buddyjskie mówią o antycznej energii kosmicznej. Odbieramy ją poprzez „om”. Om to pierwotny hymn, postrzegany jako dźwięk powstania Wszechświata. Ta najświętsza sylaba hinduizmu powoduje drgania w mózgu, które pozwalają czakrom na przyjęcie kosmicznej energii. Powstaje kosmiczno-ziemskie pole, które jest definiowane jako substancja, dzięki której owa interakcja się odbywa. Energia ta może być odczuwana przez osoby szczególnie wrażliwe.
Teoretycznie jeśli ruch słońca by przyspieszył, fale Schumana by zwiększyły częstotliwość, nasze mózgi przyspieszyłyby pracę to tak jak napisałeś wszystko, jak jakaś maszyna po prostu powinno przyspieszyć czyli wykonywać więcej pracy, ale nie odczuwalibyśmy subiektywnego uciekania nam czasu „przez palce” bo nie mielibyśmy punktu odniesienia. Kłoci się to z tym co zauważa wielu forumowiczów, że w ostatnich latach dużo trudniej w ciągu dnia wykonać podstawowe czynności, jak sen, praca, przygotowanie jedzenia.
Ale przyszła mi taka myśl… co jeśli wszystko powyższe ma miejsce, ale zwiększona częstotliwość pracy naszego mózgu nie przekłada się na wykonywanie codziennych czynności??? Może właśnie dużo trudniej nam się na czymś przez to skupić? Więcej rozmyślamy, o Bogu, o relacjach międzyludzkich, a czas „ucieka nam przez palce” Może to celowe działanie Boga, żebyśmy zbliżyli się do niego, a porzucili karierę? W końcu w podobny sposób stara się to wyjaśnić New Age, te całe stany wyższej świadomości, wyższy poziom??
Istnieją też teorie, że nasze DNA zostało celowo zepsute przez istoty pozaziemskie, już długo po tym, jak zaczęło się nasze życie na Ziemi. W książce „Dewolucja człowieka” Michael A. Cremo zakłada, że ludzkość istniała na Ziemi już 100 milionów lat temu. Oczywiście twierdzenie to całkowicie przeczy teorii Darwina, Cremo zadaje więc pytanie: „ Jeśli nie pochodzimy od małp, to skąd się wzięliśmy?” I szybko odpowiada: „Nie ewoluowaliśmy z materii, my deewoluowaliśmy, w formę człowieczą z czysto duchowej”.
Początek jest obiecujący. Wydaje się, że na kolejnych kartach poznamy prawdę na temat katastrofy. Niestety, w miarę lektury dowiadujemy się o coraz większej liczbie możliwości, aż w końcu Baliszewski wraca do punktu wyjścia, przyjmując za prawdziwą pierwotną wersję katastrofy lotniczej. Można mieć o to do niego pretensje, ale taki chaos wynika z niejasnych okoliczności śmierci Naczelnego Wodza, uporczywego mataczenia świadków, uczestników akcji ratunkowej, wreszcie samych Polaków zaangażowanych w zamach. Autorowi należą się słowa uznania nie tylko za wieloletni (i do tej pory, nie z jego winy, daremny) trud włożony w rozwikłanie zagadki, lecz i za udaną próbę obiektywnej oceny gen. Sikorskiego. Nie jest łatwo prowadzić procesu poszlakowego, mając do dyspozycji dziesiątki, o ile nie setki sprzecznych założeń, a jeszcze trudniej pisać na ten temat. Panu Baliszewskiemu życzę, aby rząd brytyjski spełnił obietnicę odtajnienia akt sprawy w 2043 i aby któraś z jego hipotez okazała się tą rzeczywistą. A nam wszystkim – żeby prawda, o ile wyjdzie wreszcie na jaw, była możliwa do przełknięcia.
O doświadczeniach towarzyszących śmierci klinicznej i wspomnieniach z tym związanych napisano już wiele. Mało kto jednak wie, że istnieje podobne, choć może nawet dziwniejsze zjawisko – PBE – pre-birth experience. Wspomnienia te różnią się także od wspomnień poprzednich żyć. Ci, którzy pamiętają dawne życia, odnoszą się zwykle do odległej przeszłości, czasami setek lub nawet tysięcy lat temu. Pamięć sprzed urodzenia wydaje się „zapamiętywać” istnienie w tej samej płaszczyźnie istnienia. Należy bowiem do naszej jednej linii życia – byt astralny przed narodzinami, życie na ziemi i życie duszy po śmierci.
W przypadku PBE, 53% pamięta bytność w świecie duchów (jeszcze przed poczęciem), 47% tylko od momentu poczęcia. Ci pierwsi wspominają, że ktoś lub coś nakazało im przejść do świata materialnego. Ludzie ci, pamiętają coś na kształt wewnętrznych głosów, które radziły im, kogo wybrać na rodziców, jak również inne dusze czekające na przejście do świata materialnego. Czas przyjścia na świat jest bowiem jasno określony, doświadczenie to jest ściśle związane z przeznaczeniem. Komunikacja z przyszłymi rodzicami częściej dotyczy matek, ale przyszłe dzieci objawiają się też rodzeństwu i dziadkom.
Widać. że przez dwa lata niewiele odkryli. Potwierdzili tylko, że ta piramida zapewne jest pod ziemią.
https://www.telesurtv.net/english/news/Unexpected-Finds-Boost-Mystery-at-Bolivias-Tiahuanaco-Citadel-20170515-0007.html
W 2016 omal nie trafiła do kicia za jazdę po pijaku. Oczywiście, zwaliła winę na „polskich robotników”.
http://www.fakt.pl/kobieta/plotki/aktorka-rula-lenska-spowodowala-wypadek-pila-wodke-jechala-z-3-letnim-wnukiem/d0r90jy
Dodam tylko, że jeszcze godne zainteresowania jest Olimpiapark z wieżą widokowa, Obok znajduje się muzeum BMW, pewna część tj BMW Welt jest bezpłatne. Godne uwagi jest też metro. Nie pamiętam gdzie, ale w pewnym parku fajna jest wieża Chinezise Turn. Generalnie cale budownictwo, na przykład uniwersytet, Odeonplatz, starówka robią fajne wrażenie.
Co do kosztów. Najbardziej opłaca się zakwaterować nie w centrum, ale w dzielnicach oddalonych od centrum. łatwo dojechać metrem. Na Giezingu na przykład jest placówka, która chyba max 10 euro za dobę kosztuje. Wyżywienie – pobliskie sklepy dyskontowe. „Kuchna” do dyspozycji w miejscu noclegowym. Przewóz – łatwo można się zabrać z ludźmi, którzy jeżdżą tam do roboty.
Salvatore Lucania – bo tak naprawdę nazywał się Lucky Luciano, przebył długą drogę do szczytu kariery mafijnej. Zanim został bossem pierwszego w historii syndykatu rodzin mafijnych (nazywanym przez media i policję Cosa Nostrą), doświadczył wielu śliskich spraw, brał też udział w niejednej „mokrej robocie”. Swój przydomek „Lucky” zyskał w początkowym okresie działalności przestępczej. Będąc jeszcze żołnierzem w rodzinie Giuseppego „Joe Bossa” Masserii został schwytany przez ludzi z konkurencyjnego gangu nowojorskiego. Przeszedł tortury, ponieważ „cyngle” bossa Maranzano chcieli wyciągnąć od niego wiadomość, gdzie ukrył porcję narkotyków. Porwali go do State Island, powiesili na drzewie, po czym ściągnęli mu buty i zaczęli przypiekać stopy. Ponieważ nie chciał mówić, pobito go i zostawiono pewnego, że wyzionie ducha. Szczęście chciało, że akurat tą drogą przejeżdżał patrol policji. Funkcjonariusze zawieźli go do szpitala, gdzie wyzdrowiał i został przesłuchany. Oczywiście Lucky zeznał, że nie znał ludzi, przez których był torturowany i nie znał ich motywów. Od tego czasu pozostał mu tik w lewym oku, szramy na twarzy i przywarł do niego przydomek, który nosił aż do śmierci. Potwierdzeniem słuszności przezwiska „szczęściarza” był niebywały fart w grach hazardowych.
Nie miejmy złudzeń, że panowie których mordował Luciano byli aniołkami. Właściwie Lucky mścił się pośrednio za fizyczne krzywdy, jakich od nich doznał. Swój przydomek „Lucky” zyskał w początkowym okresie działalności przestępczej. Będąc jeszcze żołnierzem w rodzinie Giuseppego „Joe Bossa” Masserii został schwytany przez ludzi z konkurencyjnego gangu nowojorskiego. Przeszedł tortury, ponieważ cyngle bossa Maranzano chcieli wyciągnąć od niego wiadomość, gdzie ukrył porcję narkotyków. Porwali go do State Island, powiesili na drzewie, po czym ściągnęli mu buty i zaczęli przypiekać stopy. Ponieważ nie chciał mówić, pobito go i zostawiono pewnego, że wyzionie ducha. Szczęście chciało, że akurat tą drogą przejeżdżał patrol policji. Funkcjonariusze zawieźli go do szpitala, gdzie wyzdrowiał i został przesłuchany. Oczywiście Lucky zeznał, że nie znał ludzi, przez których był torturowany i nie znał ich motywów. Od tego czasu pozostał mu tik w lewym oku, szramy na twarzy i przywarł do niego przydomek, który nosił aż do śmierci. Potwierdzeniem słuszności przezwiska „szczęściarza” był też niebywały fart w grach hazardowych.
Był farciarzem i unikał zamachów, bo nie wkurzał donów tak jak inni.
Ciekawe. Natrafiłem na pewnego rodzaju teorię, że sama Piramida wraz poznanymi komnatami i korytarzami to nic innego jak zapis dziejów Ziemi. Wszystkie epoki, większe wydarzenia, wzloty i upadki cywilizacji. Dziwne? W pewnym stopniu, bo skąd wiadomo co będzie za rok lub dekadę, jeśli się nie wydarzyło? A jeśli JUŻ kiedyś się wydarzyło i rozgrywa się ponownie, tylko w troszkę innej konfiguracji?
Efekty testu Starfish Prime (Rozgwiazda) tak zaskoczyły wojsko oraz naukowców, że zrezygnowano z kolejnej, bardzo podobnej próbnej eksplozji o kryptonimie Urraca. Zdetonowano jeszcze cztery ładunki, ale o znacznie mniejszej mocy i w granicach atmosfery. Przy okazji doszło do dwóch kolejnych katastrof rakiet. Jedna z nich wybuchła na stanowisku startowym i szczątki głowicy skaziły atol. Ostatnia próba, oznaczona Tightrope, przeprowadzona w listopadzie 1962 roku, była ostatnią amerykańską próbą jądrową w atmosferze. Niemal dokładnie rok później podpisano bowiem międzynarodowe porozumienie o ich zakazie.
Tak, ale to nie wszystko. Efekty eksplozji „Starfish Prime” w kosmosie dało się odczuć na Ziemi. Znaczy wzrost promieniowania X oraz Gamma, a także pył po bombach to skutki detonacji. Ten ostatni znacznie utrudniał loty samolotów, powodował, że dochodziło do przepięć elektrycznych, zakłóceń komunikacji, a pole elektromagnetyczne nabrało takiej mocy, że zorza polarna zaczęła pojawiać się tam, gdzie do tej pory jej nie widywano. Dla ekspertów było od tego momentu jasne, że taki wybuch nad terytorium wroga może sparaliżować życie w danym państwie.
Rakieta Thor niosąca głowicę Starfish Prime osiągnęła maksymalną wysokość około 1100 km i po opadnięciu na wysokość 400 km została zdetonowana. Głowica atomowa wybuchła 13 minut i 41 sekund po starcie rakiety Thor z wyspy Johnston Island. W wyniku wybuchu Starfish Prime powstał impuls elektromagnetyczny, który był znacznie większy niż się spodziewano – przyrządom pomiarowym zabrakło skali i nie można było uzyskać dokładnych pomiarów. Impuls elektromagnetyczny wywołał uszkodzenia urządzeń elektrycznych na Hawajach oddalonych o około 1445 km. Zgasło około 300 lamp ulicznych, włączyło się wiele alarmów antywłamaniowych, zostały uszkodzone mikrofalowe linie telefoniczne. Zostały przerwane połączenia telefoniczne między Kauai a innymi wyspami hawajskimi.
Skutki testu Starfish Prime okazały się być bardziej długotrwałe. Eksplozja wprowadziła do magnetosfery Ziemi dużą ilość cząstek naładowanych, które ziemskie pole magnetyczne rozciągnęło wokół planety, tworząc sztuczny pas radiacyjny[1]. Doprowadziło to do uszkodzenia kilku satelitów krążących na niskiej orbicie okołoziemskiej i zwiększenia zagrożenia promieniowaniem podczas załogowych lotów kosmicznych.
To był tylko jeden z chorych testów jądrowych. Swoistym monumentem upamiętniającym Operację Lemiesz jest znajdujący się na poligonie w Nevadzie krater Sedan (100 metrów głębokości, 390 metrów średnicy). Powstał on w wyniku wybuchu ładunku o mocy 104 kiloton. Radioaktywne chmury, które się przy tej okazji wytworzyły, napromieniowały hrabstwa sąsiednich stanów – Iowy i Nebraski.
Był jeszcze przypaxek z lat 50 gdzie gość pojawił się znikąd i nie potrafił przyzwyczaić się do rzeczywistości. Fenton się nazywał?
Steins;Gate (anime) tam tez jest podróżnik o takiej samej nazwie ;]
https://myanimelist.net/character/41913/John_Titor
Tutaj są oryginalne posty Johna Titora, można zobaczyć co kombinował 😀
http://www.paranoiamagazine.com/2014/04/original-john-titor-posts-post2post-art-bell-forum-part-1/
Serial oryginalnie nosił tytuł Flinstonowie. Ktoś w Polsce sięgnął szczytów dobrego gustu i pomysłu, by przetłumaczyć to jako „Między nami jaskiniowcami”. Piszę poważnie. Ten pierwszy tytuł nic by nie mówił widzowi, a „Między nami…” zapamiętało całe pokolenie.
Na samym początku lat 80 zankm nadeszła Załoga G był to najbardziej oczekiwany przez maluchy serial animowany.
Pewnie był w Carousel jakiś bogatszy typ, który wstydził sie afiszować przyłażeniem do burdelu, więc wymyślił sobie ksywę. Sensacji bym z tego nie robił.
Ten ostatni obejrzał chyba Interstellara 🙂
Facet po prostu zasypiał z poczuciem „dobrze wypełnionego obowiązku”. Nie trzeba wielkiej psychologii, żeby to zrozumieć…
Ale musiał mieć oderwaną wtyczkę z prawidłową percepcją rzeczywistości, bo nie uwierzę, że niespieprzony mózg potrafi wyprzeć obrazy przewracających się bezwładnie ciał.
W roku 2000 przyznano, iż w regionie Shanxi znajduje się ok. 400 piramid. Te mniejsze od legendarnej Białej Piramidy obiekty niektórzy uznali za kurhany. Choć rzeczywiście niektóre z nich mogły służyć jako grobowce, inni znawcy sugerują, że chińskie piramidy z wcześniejszego okresu miały inne przeznaczenie. Hausdorf zaczął nawet podejrzewać, że mogą mieć pochodzenie lub pewne „pozaziemskie” konotacje. Ile lat jednak mają? Podczas gdy niektórzy wymieniają tutaj poszczególne dynastie, drudzy uważają te obiekty za znacznie starsze. Analizując wykonaną z lotu ptaka fotografię piramid leżach na zachód od Xi’an, badacz starożytnych cywilizacji i pisarz Graham Hancock ustalił, że ich układ odpowiada układowi gwiazd w konstelacji Bliźniąt. Komputerowy model pozwolił jednak ustalić, że odzwierciedlają one wygląd konstelacji z roku 10.500 p.n.e.
W 1974 roku odnaleziono zaginiony grobowiec tzw. Żółtego Cesarza, za którego panowania wzniesiono Wielki Mur Chiński. Grobowiec przypominał wyglądem piramidy odnalezione w Ameryce i Egipcie, a w środku znajdowało się 8000 pogrzebanych żołnierzy, pełniących funkcję symbolicznej ochrony po śmierci władcy. Mimo polityki cesarza – niszczył on wszystkie zapiski dotyczące wcześniejszej historii Chin, tłumacząc to rozpoczynaniem nowej ery – zachowało się kilka ksiąg i kronik, które potwierdzają budowlę piramidy, a później zamordowanie wszystkich robotników, by nie zdradzili jej lokalizacji.Dość okrutne przedsięwzięcie, biorąc pod uwagę 70 tysięcy ludzi „wynajętych” do pracy.
Pierwszy do Wawy dotarł Space Ace i to na nim zawieszałem oko. Dragon’s Lair już tak nie rył beretu.
„Dragon’s Lair: Prepare to die edition” jako pierwowzór z 1982 roku dla Dark Souls. Wtedy byliśmy dziećmi. 🙂
Bardziej niż skarb Luke’a kluczowe było pokazani, kto odpowiadał za ostateczny pad Imperium.
Witam nie moje klimaty ale graficznie kosmos.W sumie to co zrobili z walkami w przestrzeni kosmicznej robi wrażenie.Jak dla mnie mistrzostwo świata!Wygląda jak na żywo.Modele planet gwiazd statków sama przestrzeń robi wrażenie! Jak lecisz i widzisz obraz planety pod tobą klękajcie narody he.Czegoś podobnego jeszcze nie widziałem.Dopiero pograłem z godzinę i juz jestem pod wrażeniem zobaczymy co dalej.Co do samej gry pomijając grafikę taka sobie trochę pusta strzelanka idziesz zabijasz itd.Ale jak powiedziałem nie moje klimaty więc nie oceniam tej kwestii.Fabuła do oceny dla fanów star wars.
Co do optymalizacji.U mnie na sprzęcie :GTX950/i3-6100/8gb ram w stałych 60 fps przy ustawieniach 1980/1080 high.Więc super.Oczywiście w tego typu gry gramy tylko i wyłącznie na TV .Ja gram na lg 43 fullhd.I powala.Ci co oceniają grając na laptopach niech odpuszczą i się nie ośmieszają.pozdro
Moja ocena za grafikę 10/10 za fabułę 5/5 więc oceniam na mocne 7
Wiele naukowych teorii zostało postawionych w celu wyjaśnienia tych dziwnych zdarzeń. Jedną z nich jest teza, że tańczący ulegali swego rodzaju ekstazie, histerii religijnej spowodowanej przez głębokie i szczere przeżywanie obrządków religijnych. Być może jest to tylko zbiegiem okoliczności, że wielu uczestników tego zbiorowego szaleństwa było pielgrzymami. Na związki plagi tańca z religią wskazywać może inna nazwa tej plagi „Taniec św Wita”. W średniowieczu często tłumaczono sobie, że przyczyną plagi tańca jest klątwa św Wita. Wiele razy taneczne szaleństwo kończyło się w miejscach kultu tego świętego lub zaczynało w okolicach dnia św Wita, także do św Wita modlono się o zakończenie plagi.
Ta rzeczka wzbudza wspomnienia…
Sama skala i liczby z jakimi mamy do czynienia przy omawianiu tego jak wielki jest wszechświat potrafią przyprawić nie jednego o zawroty głowy. Słyszałem kiedyś porównanie że widzialny wszechświat w porównaniu do całego wszechświata jest jak pojedynczy atom w porównaniu do widzialnego wszechświata. Nie wiem jak dokładne jest to porównanie, ale daje do myślenia.
Ludzkość jako gatunek żyje w 100% na tej drobinie pyłu zawieszonej w przestrzeni, którą nazywamy ziemia. Jeden kataklizm pokroju np. erupcji super wulkanu był by w stanie doprowadzić do wyginięcia całej ludzkości. Jeżeli ludzkość ma przetrwać w nieskończonej przestrzeni kosmosu, musi skolonizować inne ciała niebieskie. Powiedzmy że uda się skolonizować marsa i będzie tam żyć 5% ludzkości. Wtedy nawet zagłada całej Ziemi nie będzie w stanie zniszczyć ludzkości. Natomiast żeby ludzkość stała się gatunkiem nieśmiertelnym, którego nie będzie w stanie unicestwić żadne zagrożenie w kosmosie, musimy skolonizować wiele planet w wielu układach gwiezdnych, najlepiej w różnych zakątkach galaktyki. Dzięki temu nie dość że wszechświat nas nie zniszczy, to jeszcze sami nie będziemy mogli tego dokonać, bo odległości między zamieszkanymi przez ludzi światami będą zbyt duże żeby możliwa była samo zagłada.
Dlatego apeluję do wszystkich krajów świata: Nie zabijmy się nawzajem! Nie zmarnujmy miliardów lat ewolucji która spośród 4 000 000 000 gatunków zwierząt które zamieszkiwały tą planetę wydała na świat tylko jeden zdolny stworzyć cywilizację- nas, tylko po to żeby ten jeden z czterech miliardów gatunek sam się zniszczył przez swoją krótkowzroczność…
Ostatnio bardzo się postarzał. Wyglądał jak piekielny imp.
Widziałem go jeszcze z miesiąc temu pod domem braci Jabłkowskich. Był ubrany na szaro. Luźne, brudne dresy i szary sweter. Nie wyglądał najgorzej. Poruszał się szybko jak zawsze.
On ma stałą trasę: Nowy Świat – Chmielna – Marszałkowska – Świętokrzyska. Chodzi w kółko zawsze w tym samym kierunku.
Idol mojej żony. Byliśmy świadkami wielu zabawnych historii z jego udziałem. Wchodził na przykład do byłego Mercer’s obecnie iCoffee i prosił o zalanie wrzątkiem jakichś ziółek co przyniósł w kubku i wskazywał palcem na barmana z totalną powagą – „Zachowałeś się jak prawdziwy mężczyzna – będziesz nieśmiertelny!”. A to dlatego, że nikt nie chciał do niego wyjść. Generalnie niegroźny typ, nie był natarczywy – zabawny. Można podobno było z nim pogadać nawet, ale nie próbowaliśmy 😉
Czarny Romek, a jego właściwa ksywa to Pepito. Jako młody chłopak ukończył technikum i był bardzo bystrym, inteligentnym chłopakiem. Miał bardzo dużo kolegów. Pochodzi z Wilanowa. Umiał się dobrze bić, chodził po dyskotekach. Pracował jako kierowca w MZK. Później został cinkciarzem. Dorobił się dużych pieniędzy, ale oszukała go żona, która później wyjechała do Stanów. Od tamtej pory „miał coś z głowa”. Zawsze był ok dla kolegów i każdego poratował.
No i Czarny Roman zmarł. Znaleziono go wczoraj, czyli 05.12.2017 martwego przy Centrum Sztuki Współczesnej. Oby znalazł wreszcie swój spokój.
Polecam polską przygodówkę w klimatach Magritte’a! Można ją ściągnąć za darmo choćby tutaj: http://www.idg.pl/ftp/magritte.html
Legenda to była Orkiestra z Chmielnej czy Parasolnik w Sopocie. A to był psychicznie chory człowiek, którym nikt się nie zajął, a wszyscy tolerowali!! WSTYD mi za tych, którzy z urzędu powinni się nim zająć, a tego nie zrobili. Za komuny ludzie nie umierali pod płotem.
Jest jeszcze jedna taka warszawska „legenda” (czyli po prostu osoba chora psychicznie), zwana Doktorem Nauk. Zdaje się, że jeszcze żyje, więc może redakcja zastanowiłaby się jak można takiemu człowiekowi pomóc, zamiast zachwycać się jego „legendarnością”?
Wstyd to jest za tych dziennikarzy udających rodowitych warszawiaków, nazywających pana jana „księciem” czy „kosmitą”.
Pytanie, czy byłby szczęśliwszy w kaftanie i na silnych lekach w Tworkach, czy jako nieszkodliwy tramp, dostarczający atrakcji hipsterom. Nigdy się tego nie dowiemy, ale nie potępiałabym w czambuł jego rodziny. Pewnie nie byli w stanie mu pomóc.
Znów okazuje się, że to życie napędza sztukę. Wydarzeniem, które znalazło wyraźne odbicie w twórczości tego artysty, była samobójcza śmierć jego matki. Wyłowione z rzeki zwłoki miały twarz owiniętą koszulą nocną. Motyw twarzy ukrytej pod zawojem pojawia się na wielu obrazach Magritte’a z końca lat 20., takich choćby jak Kochankowie (dwie owinięte twarze).
ewenement ZSRR Pan Czikatiło, lub pewien skromny Kanadyjczyk Robert Willy Pickton
Nie jestem wielkim fanem wykonań koncertowych, ale to co Moz zrobił tu z deseczką, to czyste mistrzostwo. Nie rozumiem tylko, dlaczego wyleciała linijka stanowiąca wstrząsającą puentę kawałka, zrównującą go pod względem poetyckości z Amsterdamem Brela. Otóż w oryginale wywoływany duch identyfikuje się jako… S.T.E.V.E.N. Co by nie mówić, wybaczyłem już Morrisseyowi krótki i mizerny koncert w Warszawie i czekam na kolejny 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=XSvOGOzO9ZA
To był w ogóle jeden z lepszych koncertów Morrisseya. Co zrobił ze Speedwayem, którego tak anemicznie wykonywał w Stodole? https://www.youtube.com/watch?v=ioefcU8Pk7g
Czytam kolejne książki i na najciekawszą postać polskiego kobiecego himalaizmu wyrasta w moich oczach Halina Kruger-Syrokomska. Nie Wanda Rutkiewicz, która potrafiła dzięki poznanym podczas różnych wypraw mężczyznom dołączyć do ich zagranicznych wypraw i wejściem smoka zdobyć Mount Everest czy K2, zanim dotarły tam polskie wyprawy. Nie Anna Czerwińska, która zdobywa kolejne ośmiotysięczniki, ale z wyglądu przypomina mężczyznę i jej styl pisania (“górfanka”, “miałam dryg do biznesu”) jest niestety bardzo toporny. Nie Dobrosława “Mrówka”, która podczas wyprawy na K2 w 1986 roku tak bardzo pomagała innym, że sama zamarzła. Nie Kinga Baranowska, która wchodzi na kolejne szczyty stylem spotu reklamowego. Ślady po Kruger-Syrokomskiej można znaleźć jedynie pomiędzy wierszami. Ale właśnie one wydają mi się najciekawsze. Gdyby los nieco inaczej rozegrał wydarzenia, to ona mogłaby być największą himalaistką spośród wszystkich.
To się nie bierze znikąd. W polskim himalaizmie panuje atmosfera jak w ulu, do którego podłożono ogień. Skończyłem właśnie czytać ”Na szczytach Himalajów” autorstwa Anny Czerwińskiej. Książkę wydało malutkie wydawnictwo Annapurna, sama Czerwińska choć zdobyła kilka ośmiotysięczników, nie jest gwiazdą mediów. Teraz już rozumiem dlaczego. Co chwila pisze o tym, że ktoś tam nie zapłacił pełnej sumy za wyprawę, a mimo to korzystał z jej namiotu. Pomijam, że pisze o sobie per ”pani Ania” i używa szczeniackiego słownictwa, kompletnie nie pasującego do sześćdziesięcioletniej kobiety. W jej książce jest kilka niesmacznych wynurzeń (“Zrobiłam mu dobrze i miałam wyrzuty sumienia”, “odburdelizowałam go” – co powala w zestawieniu ze zdjęciami tego babochłopa, który nigdy nie miał męża ani nawet narzeczonego), a jeden passus, to wręcz życzenie śmierci i kpiny ze zmarłego. Otóż w 1988 roku w wyprawie Czerwińskiej na Makalu brał udział Ryszard Kołakowski. Czerwińska opisuje swoje konflikty z nim, to jak dał jej w twarz w jednym z obozów. Miała gotowe wszystkie haki na niego, tak by po powrocie do Polski uziemić go w PZA. Potem padają cytaty “mądra góra załatwiła wszystko za mnie”, “miałam koszmarny sen, że Kołek wraca żywy ze szczytu i w Katmandu ponownie urządza awanturę”. Niepotrzebnie się tak zamartwiała. Kołakowski został na Makalu, a cała książka to obrzydliwe kuriozum. Jestem w szoku, że ktoś coś takiego dystrybuuje w normalnych księgarniach.
Mieszkam w Dublinie od 10 lat. Nie wiem, jak można przyjeżdżać tutaj, by coś obejrzeć. Wszystko co tu jest, to przereklamowane codzienności. Guinness to wielka nuda i komercja – odradzam 100%. Centrum miasta jest brudne i szare budynki wala się i nie są remontowane ani odmalowane, a na ulicach pełno narkomanów. W bocznych uliczkach dosłownie stąpa się po igłach. Naprawdę trudno mi znaleźć cokolwiek ciekawego – byle kościół lub ratusz w Polsce ma drzemiące w sobie więcej historii. Natomiast polecam odwiedzić Zachód Irlandii i zobaczyć przepiękne krajobrazy oraz urocze małe miasteczka z fajnymi pubami. Irlandzkie parki są tak zadbane, że można urządzić sobie tam piknik – jak jest pogoda, a akurat dziś jest piękna!
To co tam robisz od 10 lat? 🙂 Miasto miłe, aczkolwiek bardziej robotnicze niż z historycznymi korzeniami.
Pewnie pracuje 🙂 Tak jak ja. Mieszkam tu id 9 lat i pokuszę się o podsumowanie plusów i minusów:
Plusy:
– sporo fajnych miejsc, małych restauracji, gdzie można spędzić miło czas;
– piękne georganskie kamienice W Dublinie 2 i Dublinie 4 (w Dublin 1 też, ale bardzo zaniedbane);
– blisko nad morze i w góry;
– piękne, zielone przez cały rok parki (Phoenix, Stephen’s Green, St Aine’s Park, Powerscourt Gardens);
– dużo ludzi z całego świata;
– wyprzedaże kilka razy w roku;
– w miarę ławo znaleźć pracę za jedne z najwyższych pensji w Europie (czytaj razem z minusami);
Minusy:
– prowincjonalny charakter w porównaniu z innymi stolicami świata – nie znajdziesz wielu atrakcji, jak w innych stolicach np Warszawie;
– fatalna komunikacja miejska, w dodatku chyba jedna z najdroższych na świecie – bilet miesięczny na Dublin Bus to wydatek ok 80E miesiecznie – w zamian – ciągłe opóźnienia, brud i cuchnące moczem siedzenia i podłogi w autobusach. Do tego 2 linie tramwajowe LUAS – wydatek również ok 80E na miesiąc, tylko 2 linie na całe miast wielkości Warszawy, w dodatku nie przecinające się. Tłok rano i po południu taki,że często nie można wejść;
– całe życie kręci się wokół pracy i doazdów do/z pracy czyt 12 h poza domem;
– wszechobecna płytkość otaczającego świata – tylko imprezy, zakupy, kiczowate rozrywki i wszechobecność tandety;
– bogate dzielnice często sąsiadują ze skrajnie ubogimi ( Tallagh i Saggart, Ballsbridge i Irishtown, Collock i Ballgriffin);
– rekordowe w Europie albo i na świecie spożycie alkoholu na głowę mieszkańca, napaści z użyciem noża, pobić. Narkotyków więcej niż w Kolumbii. Wśród członków mafii narkotykowych nawet kilkuletnie dzieci;
– brudne ulice, po weekendowych imprezach usłane śmieciami, zalane moczem i wymiocinami;
– pełen uprzedzeń stosunek tubylców do przyjezdnych – z jednej strony you’re welcomed, z drugiej , jak wspomniał Michael Collins – sabotaż społeczny na każdym kroku, czy to w pracy czy poza.Emigrant to przeważnie konkurencja, którą trzeba zwalczać. Bardzo mało emigrantów ma przyjaciół wśród tubylców. Wynika to też z narodowych traum tubylców, którzy przez setki lat byli najeżdżani przez Anglików, później emigrowali i nadal emigrują masowo za chlebem, gdzie nie są mile widziani (popularne w Anglii jeszcze w latach 50tych XX wieku „green niggers”, „zakaz wstępu psom i Irlandczykom”); Oczywiście są i mili tubylcy, ale to zdarza się rzadko;
– koszty życia wygórowane w stosunku do jego jakości – koszt kawalerki w centrum to ok 1000EUR, do tego opłaty, jedzenie drogie, fatalna i kosmicznie droga opieka medyczna, śmierdzące i drogie taksówki;
– brak otwartości na cokolwiek nowego – wszystko co najlepsze po prostu jest tutaj;
Genewa i Szwajcaria są najlepszym przykładem jak z biednego kraju pasterzy i rolników logiczną pracą oraz mądrością elit finansowo-politycznych stworzono bogate i bezpieczne państwo.
Byłem w Genewie kilkukrotnie. Jest nietypowa, jest wielokulturowa, jest co o niej opowiedzieć, bo właściwie każdy jej zakamarek kryje jakąś ciekawostkę. A to Księżniczka Sisi, a to Brunszwik, a to Patek, a to Henry Dunant (nie wspominając już nawet o Kalwinie, czy całej ekipie reformatorów, która przewijała się przez to miasto). Ale mimo to mam swoje inne, moim zdaniem lepsze miejsca w Szwajcarii. Przede wszystkim polecam Montreux, 70 km od Genewy, jeśli jeszcze nie byliście, to warto!
Dokładnie tak. Okolice Genewy są piękne, ale samo miasto mnie rozczarowało. Same sklepy a zegarkami i banki. Wolę Pragę czy Paryż. O Rzymie nawet nie mówiąc.
To, z czego także słynie Wiedeń, to przepiękne kawiarnie. Podobno jest ich tu aż trzy tysiące. Najbardziej znane, takie jak Café Central, Havelka, hotel Sachera czy cukiernia Demel nie są na moją kieszeń, ale zajrzeć tam zawsze można, by popatrzeć na stylowy wystrój, eleganckich wiedeńczyków pogrążonych w gazetach czy panie w kapelusikach plotkujące o swych sąsiadach. W kawiarniach nie brak także turystów w krótkich spodniach i szerokich koszulkach.
W 1957 roku Hoyle wraz z małżeństwem Burbidge’ów i amerykańskim fizykiem Williamem Fowlerem opublikowali pracę opisującą szczegółowo wszystkie etapy powstawania pierwiastków obecnych we Wszechświecie. Przedstawili mechanizmy nukleosyntezy, a ich argumenty były mocne, dokładne i przekonujące. Pomimo wielkich sukcesów związanych z wyjaśnieniem procesu nukleosyntezy i pochodzeniem pierwiastków, model stanu stacjonarnego, którego Hoyle był wielkim zwolennikiem, nie dostarczał przekonujących dowodów przemawiających za jego słusznością. Teoria stanu stacjonarnego nie wyjaśniała gdzie podziewa się cała materia, która była stwarzana i skąd pochodziła. Krytykowano ją za to, że jest niezgodna z prawem zachowania masy i energii. Odkrycie reliktowego promieniowania tła przez Penziasa i Wilsona w 1965 roku jeszcze mocniej osłabiło kosmologię stanu stacjonarnego. Okazało się, że przestrzeń międzygalaktyczna nie jest zupełnie zimna, lecz lekko ogrzana przez wszechobecne mikrofale, które są pozostałością po Wielkim Wybuchu i wypełniają cały Wszechświat.
Panie Micz
Kurczak czy jakiekolwiek danie zeby moglo zostac nazwane tandoori , MUSI byc przygotowane w specjalnym glinianym piecu , a przyprawy I marynaty mogoa sie roznic I nie maja nic wspolnego z nazwa tandoori , wprowadza pan czytelkinow w blad .
Marcin
Oni tak go nazywali w menu, a czy pochodził w rzeczywistości ze stożkowatego pieca, czy z mikrofali, tego nie byłem w stanie zdiagnozować.
Nauka nie mogła tak całkiem zignorować otrzymanego rezultatu. Jakoś należało się do tego ustosunkować. Próbowano oszacować czysto przypadkowego doboru takiego zestawu stałych fizycznych, który warunkuje znaną nam postać świata. Niezależnie od podejścia do tych oszacowań otrzymywano prawdopodobieństwo tak absurdalnie małe (rzędu 10-230) , że praktycznie nie nadające się do żadnych sensownych rozważań. Innym wybiegiem zastosowanym zwłaszcza w kosmologii były koncepcje wielu światów. Powstało wiele wariantów tych koncepcji, których wspólnym mianownikiem była myśl, że obserwowany przez nas wszechświat nie jest jedynym możliwym i istniejącym. W każdym z nich (a może ich być w zasadzie nieskończenie wiele) może realizować się inna fizyka z innymi prawami i stałymi fundamentalnymi. Modele kosmologiczne opisujące najwcześniejsze fazy tzw. Wielkiego Wybuchu zawierają w sobie, przynajmniej teoretycznie, takie możliwości. Nie chcę tu opisywać szerzej wszystkich pomysłów związanych z multiversum, trochę więcej na ten temat znaleźć można np. w tekście M. Kaku — „Co było przed wielkim wybuchem” zamieszczonym w niniejszym serwisie a także w jego książce „Hiperprzestrzeń”.
Zwykły odłamek wegańskiej skały 🙂
Raczej wiór z kosmicznej krajzegi.
Niekoniecznie. On się porusza wbrew prawom fizyki, to znaczy tak jak nie powinien poruszać się kawałek materii.
https://www.newyorker.com/news/the-new-yorker-interview/
Człowiek bardzo dba o to, aby nie zostać wykorzystanym przez osobę nad nim stojącą. Gorzej, gdy ma zadbać o niewykorzystywanie innych osób.Eksperyment świetnie pokazuje, że człowiek nie kieruje się moralnością, a jedynie szuka usprawiedliwienia swoich czynów, zrzucając z siebie jakąkolwiek odpowiedzialność – bo tak jest łatwiej i bezpieczniej. Prawda jest taka, że ludzie przez to nawet nie wiedzą, czym jest moralność.
A mnie zastanawia fakt skąd autor artykułu w 2013 roku wiedział, że pani Vesna zmarła w 2016… nie widzę tu nigdzie info o uaktualnieniu artykułu.
Aktualizował, ale nie mamy w zwyczaju dopisywać tego jako adnotacji. Tekst dotyczy zdarzenia sprzed 40 lat, a nie świeżutkiego newsa. Zastanawia mnie fakt, w czym ci to przeszkadza?
Inną niezwykłością kaplicy jest wszechobecny Green Man (dosłownie – Zielony Człowiek). Są to rzeźbione ludzkie twarze ściśle otoczone liśćmi, które wyrastają również z ust, nosa czy czoła stwora. Uważane są one potocznie za przedchrześcijańskie symbole zmartwychwstania, ponownych narodzin, reinkarnacji. Znajdują się w wielu miejscach kaplicy, a jeden najdoskonalszy egzemplarz umiejscowiono w Lady Chapel (Kaplicy Damy), pomiędzy dwoma ołtarzami na zachodniej ścianie. Green Man w Rosslyn symbolizuje biegnące w ciągu roku miesiące, od wschodu do zachodu kaplicy. Od młodej wiosennej twarzy po starzejącą się twarz jesieni. Wszystkich Zielonych Ludków jest w kaplicy i jej otoczeniu aż stu dziesięciu. Potwierdza to opinię o związkach budowniczych z mitologią celtycką czy nordycką. Stąd i twierdzenie o Biblii wykutej w kamieniu jest nieco na wyrost.
I niech mi ktoś powie, że skok wiary z Assassin’s Creed jest nierealistyczny…
Bardzo dziwne jest tylko to, że sama zainteresowana do końca życia nie potwierdziła wersji o bombie. Ani o upadku z minimalnej wysokości.
Nie potwierdziła, bo jej wersja brzmiała tak, że niczego nie pamiętała z upadku samolotu. Co by nie mówić, dziwne tłumaczenie.
Są zdjęcia, na których Rainer ma ciemną twarz, ale są też takie, na których wygląda zupełnie normalnie.
Dobrze, że nie doczekał współczesnych czasów, bo pewnie były atrakcją na Facebooku albo Instagramie, dostarczającym codziennej porcji nowych zdjęć i relacji z tego, co jadł.
Co by nie mówić był to pierwszy zarejestrowany twór materii spoza Układu Słonecznego. Wszystko inne, czyli asteroidy i komety, przybywały zawsze z naszych wewnętrznych zasobów.
Benefactor to dla mnie zdecydowanie najlepsza gra na Amigę (miałem nadzieję, że na nowych generacjach konsol coś podobnego bądź kontynuację zrobią, ale chyba niestety nie). Lomax też świetna platformówka z niewiarygodnym soundrackiem (muza genialna). Zresztą kiedyś jak się odpalało dyskietkę i wchodził napis Psygnosis już ciarki przechodziły.
Andropow do trzymającego się władzy Breżniewa zaczął dobierać się poprzez najbliższych mu ludzi. Doprowadził do samobójstwa jego zięcia i zaprzyjaźnionego szefa MSW Szcziołokowa. Aresztował wielu jego zwolenników. Jeszcze przed śmiercią I sekretarza zrezygnował z kierowania KGB i wrócił do aparatu KC, by przygotować pole do przejęcia władzy. Co ciekawe trzymając się represyjnej i twardej polityki wewnętrznej, jednocześnie utrzymywał kontakty ze środowiskami pół-dysydenckimi.
„Związek Radziecki przeprowadził demonstrację siły. Breżniew zrobił 10 kroków bez niczyjej pomocy”. Albo: „Od czego zaczyna się dzień na Kremlu? Od reanimacji Breżniewa”. Albo: „Dlaczego Breżniew musi spać na stojąco? Żeby kwas nie wylał mu się z akumulatora” – takie i podobne dowcipy powtarzano sobie w całym bloku sowieckim.
Czy można łączyć uroczystość w Watykanie z wybuchem w Siewieromorsku? Świat wtedy niczego nie wiedział, a tym bardziej nie zdawano sobie sprawy z dalszych skutków tego wydarzenia. Po latach ten związek wydaje się bardziej oczywisty. Kilka miesięcy po tych wydarzeniach na czele Związku Sowieckiego stanął Michaił Gorbaczow, który zrezygnował z agresywnych planów swych poprzedników i zaczął dialog z Zachodem. Jedną z pierwszych zmian było odrzucenie w 1988 r. naukowego ateizmu jako fundamentu państwowej ideologii. Skutkowało to stopniowym przywróceniem wolności religijnej, a w konsekwencji także odbudową Kościoła katolickiego na całym obszarze sowieckiego imperium. Ostatnim ogniwem w tym procesie był rozpad Związku Sowieckiego i upadek komunizmu.
W świetle wiary trudno nie dostrzec, że ten niezwykły i nieprzewidywalny wcześniej ciąg wydarzeń stanowił wypełnienie obietnicy z Fatimy, w której jest mowa o konsekwencjach zawierzenia Rosji i świata Niepokalanemu Sercu Maryi. Jan Paweł II nie miał w tej sprawie żadnych wątpliwości. 13 czerwca 1991 r., podczas konsystorza, oceniając wpływ orędzia fatimskiego na bieg historii, powiedział: „Mnie osobiście dane było w szczególny sposób odczytać przesłanie Matki Bożej z Fatimy, naprzód 13 maja 1981 r., w momencie zamachu na życie papieża, jak też przy końcu lat 80., w związku z załamywaniem się komunizmu w krajach bloku sowieckiego. Myślę, że doświadczanie to jest dość przejrzyste dla nas wszystkich”.
Jasne, a przy okazji ktoś się nieźle obłowił na handelku bronią. Ślady zacierać trzeba, a wielkość przedstawienia świadczy o rozmachu operacji. Potem na drugim końcu świata wybucha wojna i jakimś cudem prymitywy byli uzbrojeni po zęby…
Jakiś freak skwitował ten artykuł na jednym z portali słowami: „Putek sypnął kaską i mamy kolejny atak sowieckich troli :(” Dla mnie komentarz miesiąca 🙂
Nie przeceniałbym Andropowa. To faktycznie bardziej Afganistan i zadyma po zamachu na papieża wstrzymały interwencję w Polsce niż jego kalkulacje.
Nie chcę strzelać, ale w połowie lat osiemdziesiątych ZSRR miał pewnie ponad 10 tysięcy głowic nuklearnych, więc nawet jeżeli to prawda z tym pożarem, to i tak niewiele to zmieniało. Samo zdarzenie może i miało miejsce, choć nie zetknąłem się z nim wcześniej, natomiast jego skutki na pewno są wyolbrzymione. Miałem okazję widzieć, jak Sowieci przechowywali głowice jądrowe zarówno taktyczne w Polsce jak i strategiczne na Ukrainie i moim zdaniem utrata kilkuset głowic w jednym pożarze to bujda na resorach i to od wielkiej ciężarówki…
Żadnych kilkuset głowic. Pewnie jakieś głowice się spaliły, lecz większość utraconego mienia to rakiety balistyczne.
Wielka himalaistka, ale – z tego, co wiadomo z różnych relacji – miała trudny charakter i nie wprowadzała dobrej atmosfery w zespole. A relacje o jej ostatniej próbie wskazują, że była skrajnie wyczerpana, Carlos Corsolio usiłował ją przekonać do odwrotu, ale nic to nie dało, musiałby chyba przemocą ją stamtąd zabrać, na co nie miał siły ani psychicznej, ani fizycznej. Przeceniła swoje możliwości i wiek. Była jednak jedną z pierwszych kobiet himalaistek i inspirowała inne panie. A panie w Himalajach mają skłonność do mniejszego ryzykowania niż panowie. Może też dlatego, że śmierć Wandy Rutkiewicz mają w pamięci?
Pomysł przypomina serial „Fringe”+”Girl with a dragon tattoo”.
Serial jest wyjątkowy również dlatego, iż Prawdziwymi Detektywami są nie tylko Cohle i Rust, ale my sami. Przynajmniej ja – bo ja też dałem się wplątać w pułapkę obrazków, teorii i nawet jeśli w jakiś sposób finał mógłby mnie nie usatysfakcjonować to zabawa w trakcie oglądania, te domysły, koncepcje to najlepsza zabawa od czasów Lost. Myślę, że dobrze jest tutaj zestawić Breaking Bad i True Detecitve i porównać do jazdy samochodem. Dla przykładu Breaking Bad był rozpędzoną akcją w której się jechało „szybko i wściekle” i było pięknie. Tutaj w TD jest okazja jechać wolniej, może nawet czasem za wolno, za to z możliwością kontemplowania okolicy i podziwiania piękna widoków za oknem, które obserwujesz i chciałbyś dowiedzieć się o nich więcej.
Baba zapodała przepowiednie na rok 2018. Przede wszystkim Chiny mają wyprzedzić Stany Zjednoczone i stać się najpotężniejszym państwem na świecie. Co ciekawe, taki scenariusz wydaje się być całkiem prawdopodobny. Państwo Środka notuje w ostatnim czasie stały wzrost gospodarczy. Ponadto zdaniem mistyczki, w nadchodzącym roku na planecie Wenus zostanie odkryta „nowa forma energii”. Druga przepowiednia może się jednak nie spełnić. Trudno uwierzyć, że w 2018 r. naukowcy dokonają przełomowego odkrycia na tej planecie, ponieważ w najbliższej przyszłości nie planuje się żadnej misji, mającej na celu badanie Wenus.
Najzabawniejsze jest, gdy za relacjonowanie sprawy biorą się brukowce. W lidzie jednego z wyprodukowanych przez nie artykułów można przeczytać: „Słynna wieszczka Baba Wanga zdradziła swoje wizje na 2018 rok. Przepowiada, że w zbliżającym się roku będą miały miejsce dwa przełomowe dla ludzkości wydarzenia. O co chodzi? Czy Baba Wanga chciała ostrzec ludzi przed zagładą?”
Tylko taki mały detal – kobita od ponad 20 lat nie żyje.
Jeżeli chcecie się dowiedzieć jak było naprawdę to polecam ten film:
https://youtu.be/wCPGg6wzpCY
Naprawdę świetnie wykonany, podają racjonalne wyjaśnienie i wiele faktów
Tutaj jest jeszcze jeden delikwent, twierdzący tym razem, że przybył z 2030. Tyle że aktorstwa uczył go chyba Tor Johnson.
https://www.thesun.co.uk/news/4946960/time-traveller-future/
Teza o tym, że Kamień Południa jest częścią skały pozostaje zupełnie bez sensu. Niczego nie tłumaczy. Po pierwsze nie widzę niczego takiego na zdjęciach. Dodatkowo nie tłumaczy to jego kształtu. Po co prymitywny lud miałby wkładać miliony roboczogodzin w obrobienie takiej niepotrzebnej nikomu skały?
FBI poddało się już w 2016 roku. Śledztwo oficjalnie zostało zamknięte. Sprawca nieustalony.
Koniecznie należy wprowadzić wysoką opłatę za nieuzasadnione wzywanie TOPR, jak na Słowacji. Po drugie przecież z Morskiego Oka wiedzie droga równa, jak stół Na czworakach można zejść. Następna sprawa- przy Morskim Oku jest schronisko. Co prawda miejsca w nim trzeba rezerwować na rok wcześniej. Jednak każde schronisko po zmroku musi przyjąć turystów. Dają wtedy koc i śpicie na glebie do rana. Oczywiście posiłki też trzeba kupić. A tym się zachciało darmowej taksówki. Lenie!
Ta opłata już jest, tyle że nie jest należycie egzekwowana.
Cooper wszystkich przechytrzył. Otworzył właz, wyrzucił część kasy, spadochron etc, zostawił krawat i schował się w jakimś zakamarku. Po wylądowaniu nikt go na pokładzie nie szukał. Spokojnie potem opuścił samolot:)
Mogłoby go wywiać podczas tej operacji. Moim zdaniem wyskoczył i o ile wcześniej byłem sceptyczny co do szans przeżycia, to coraz bardziej przekonuję się, że zrobił to i przeżył. Zobaczcie sprawę listu rozesłanego po akcji do gazet:
http://www.dailymail.co.uk/news/article-5097055/Was-hijacker-DB-Cooper-s-escape-COVERED-FBI.html
Konferencja niczym nie różniła się od podobnych zjazdów szefów wielkich korporacji. W luksusowym hotelu odbywały się konferencje plenarne, o szczegółach dyskutowano w węższym gronie w salonikach lub podczas spacerów na nadmorskiej promenadzie. Mafijny szczyt zakończył się pełnym sukcesem. Zebrani podjęli decyzję o przerwaniu wojny i podziale sfer wpływów. Ewentualne konflikty miały być rozwiązywane metodami pokojowymi. Była to rewolucyjna zmiana w mechanizmach działania świata przestępczego w USA. Kończył się czas tradycyjnych, odizolowanych od siebie mafii etnicznych, a zaczynała epoka mafii amerykańskiej – jak całe społeczeństwo wielonarodowej. Gangsterom udało się okryć zmowę taką tajemnicą, że dopiero ćwierć wieku później do mediów zaczęły się przedostawać pierwsze informacje o tym zdumiewającym spotkaniu.
Schultza fajnie sportretował Tim Roth w filmie Hoodlum, znanym u nas jako Gangster. W jednej ze scen powiada: Gość chwalił się, że ma jaja jak melony – w tym momencie rzuca na stół dwa zasuszone obiekty – i rzeczywiście nie kłamał.
Wszedłem, zszedłem. Dalej śmieję się z tych ludzi w klapkach.
sporysz
Byłem w Otwocku na odwyku. Wg. mnie, gość na początku, gestem ręki zamawia trzy setki. Gdy barman nie jarzy o co chodzi, więc gość w masce, po raz kolejny palcami pokazuje, że chce trzy setki. Jak czeka na wódę, rozgląda się za kumplami. Gdy ich nie ma, wzrusza z rezygnacją ramionami i zaczyna kombinować jak Pomysłowy Dobromir z tymi trójkątami. Od dzielnicowego w ramach akcji „Bezpieczny Pieszy”, dostał rękawiczkę z latarką. Żeby nocą machać i być widocznym z daleka.
Niezbyt wyrafinowana próba zaistnienia w sieci, miałka podróbka Cicady.
Zjawisko fake newsów jest gorsze od trollingu, bo porzuca szaty parodii i hejtu. Rzeczywiście coś w tym jest, że plebs zyskał równe prawa z parwiniuszami i nie wolno o tym głośno mówić.
Teza, że JFK został zasrzelony przez swoją małożnkę jest jeszcze bardziej absurdalna od tej, że zrobił to siedzący z przodu ochroniarz.
JFK śmiertelny strzał dostał w głowę – kula nadleciała od przodu (i z boku). Ślady po kuli zachowały się w postaci otworu w przedniej szybie oraz śladu na tylnym oparciu siedzenia. To prokurator Garrison jako pierwszy stwierdził, że śmerconośny strzał oddał strzelec stojący za parkanem (czyli lot kuli od przodu i z lewa) i jako pierwszy publicznie ogłosił, że śmierć JFK była spiskiem.
Specifications: Displacement, Submerged: 50 tons without gasoline; 150 tons with gasoline;
Przestańcie w końcu świrować że jest to piramida Cheopsa. Za Cheopsa piramida ta liczyła już 7.500 lat.
Dokladnie. Wciaz durni Archeolodzy upieraja sie piramide zbudowal Cheops. Przeciez ona ponad 12.000 lat
Jeżeli czegos na 100% wykluczyc nie mozna należy przyjąc,że taka ewentualnośc istnieje.Co dzis dla ludzi wydaje sie niemożliwe kiedys może byc wyjasnione. Np.fizyka kwantowa w wielu przypadkach zadziwia swoimi możliwościami i dowodzi, że niemożliwe jest realne i mozliwe. O tajemniczej komorze w piramidzie mówi sie od bardzo długiego czasu i ciagle jest tajemnicza i nie zbadana. Może to ma byc magnesem przyciagajacym turystów? Nie ma obiektywnych przesłanek, aby tego nie można było dokładnie zbadac.
Świat Młodych wnosił wiele do życia ludzi inteligentnych
Niewykluczone, że wszyscy trzej przeżyli. FBI ujawniło pewien list.
https://www.o2.pl/artykul/przez-lata-szukali-ich-zwlok-dostali-list-ze-ucieczka-z-alcatraz-sie-udala-6212735571085441a
„red lips life tenth” to anagram do „kill the president”? A gdzie litera „k” w tym pierwszym zdaniu?
Są po prostu ludzie, który nigdy nie powinni dostać prawa do publicznego wyrażania się. Proste. Kiedyś w najlepszym razie czyściliby mównicę, obecnie wypowiadają się swobodnie dzięki facebookom czy instagramom.
Daniken mówi, że piramide mógł wybudować Sumeryjski mądry Bóg ENKI. Ona przetrwała dwa potopy.
Twórca DOOM John Carmack mimo że był dorosły posiadał taką pamięć kosztem lekkiego autyzmu.
Ten lekki autyzm Carmacka, a facet faktycznie zachowywał się dość osobliwie (i nadal tak ma), to jak na moje oko zespół Aspergera.
Opiszcie coś o tajnym stowarzyszeniu Skull and Bones, Bushu i zamieszanym CIA w śmierć JFK.
Jeśli ktoś odczuwa wielką potrzebę zdobycia najwyższej góry Alp (wg niektórych najwyższej góry Europy) to powodzenia. Ale jest wiele ciekawszych i bardziej wymagających miejsc: np. Dufourspitze. Problem z Mont Blanc polega głownie na olbrzymim tłoku na szlaku i w schroniskach, niejasnym statusie nocowania w namiotach pod Gouter (oficjalnie nie wolno) i cuchnącym schronie Vallot. Na pewno nie wrócę.
Serio „żelazny tron”? 1,5 tys lat przed wynalezieniem obróbki żelaza? co nawet nie miało miejsca w Egipcie. „żelazny” tron w czasach gdy Egipcjanie jeszcze nie opanowali dobrze wytopu brązu i częściej używali samej miedzi.
I te rewelacje na podstawie tekstów piramid? Podpowiem, że nikt nie zna tak na prawdę języka staroegipskiego ani nawet oryginalnego znaczenia hieroglifów (brak zapisu fonetycznego – wszystkie analizy opierają się na porównaniach i domysłach) – więc skąd przekonanie że mowa o „żelaznym” a nie miedzianym/metalowym etc.
W dodatku teksty piramid pojawiają się po raz pierwszy około 300 lat po panowaniu Cheopsa. Więc mogą być wątpliwym źródłem wiedzy o planach konstrukcyjnych jego piramidy.
Teksty piramid w takim sensie pojawiły się później, że za czasów IV dynastii piramidy były nieme, pozbawione reliefów.
Moim zdaniem to jest komnata odciążająca i żadnego tronu tam.nie ma. Wciąż palącą kwestią jest, co znajduje się za drzwiczkami w szybie wentylacyjnym.
Polecam Oslo latem. Aker Brygge po północy podczas zachodu słońca. Piękne przeżycie.
Szkoda tylko, że smak gumy padał po niecałej minucie.
Kto wie, czy nie wyjaśniono tej nurtującej sprawy 🙂
https://www.sciencealert.com/ai-may-have-finally-decoded-the-bizarre-mysterious-voynich-manuscript
Jak zwykle ze zdjęcia podobny zupełnie do nikogo. Podobno po II wojnie w Szczecinie, działał sklep mięsny którego właściciel stale ogłaszał się, że przyjmie czeladnika. Chętny do nauki był zapraszany na zaplecze w celu przeprowadzenia rozmowy kwalifikacyjnej po czym zapadała się pod nim podłoga. Ciało poddane było rozbiorowi i sprzedawane częściowo jako rąbanka a częściowo jako wędliny. Procederowi sprzyjał czas powojenny, brak dokumentów, brak realnej władzy i zepsucie moralne wynikłe z lat wojny.
Aker Brygge został przekształcony w dzielnicy mieszkalnej, sklepów i restauracji po porcie. Jest to dobre miejsce na spacer i obserwować ludzi. To jest pełna restauracji i kawiarni, wiele z nich jest Franchise restauracji. Upewnij się, aby iść do końca, a są tam piękne widoki na Fjord. Jest sztuczna bading obszarów dla mieszkańców. Przyjemne miejsce do przeglądania.
Myślę, że można cały jego żywot wytłumaczyć logicznie bez zbędnych i niepotrzebnych odniesień do zjawisk paranormalnych…
-brak pewnego rodowodu i daty urodzenia
No… to już wiemy, że to wcale nie musiał być żaden hrabia tylko bardzo podstępny hochsztapler. A ocenianie ludzi na podstawie wyglądu… na oko 40 lat… na moje oko ma góra 30.
– wpływ na objęcie tronu przez Katarzynę II
Ten człowiek ciągle gdzieś podróżował, ciągle gdzieś się pojawiał. Dlaczego tylko wstąpienie na tron Katarzyny II to jego zasługa? A co z wydarzeniami w Persji, Indiach itd.?
– transmutacja
W Lalce stworzono metal lżejszy od powietrza. I jeszcze jeden szczegół… dlaczego po tak wielkim odkryciu, przy tak znanej osobistości nagle zniknął na 11 lat?
– nagła śmierć i pusta trumna
Poproszę o okoliczności śmierci bo z tego co widzę najlepiej mi to pasuje zwykłe fałszerstwo. Może po prostu szanowny pan hrabia zażyczył sobie jej sfingowania? A potem rok później pojawił się na zjeździe – niezła pozycja wśród zebranych – człowiek zmartwychstały, takiego będą słuchać.
I w tym momencie słuch po nim ginie na 50 lat!!! Po tym półwieczu rozpoznają go tysiące będących na pogrzebie. Ludzie, po 50 latach pojawił się ktoś podobny i tłum który jest oczarowany paranormalnymi osiągnięciami człowieka owianego nimbem półboga rozpoznaje wspomnianego hrabiego. To na kilometr śmierdzi jakimś fałszerstwem
– kolejne lata
tutaj znowu pojawia się co 20 lat…. i znowu wszyscy go rozpoznają bez problemu. Śmieszne.
– 1896
świetnie… pojawia się u pani teozof. Tutaj to działa na tej samej zasadzie, jak to, że jutro powiem, że na dachu mojego bloku widziano UFO… normalny człowiek każe mi się popukać w głowę, ale fanatycy UFO zaczną to badać z jak największą skrupulatnością. Już sam fakt z jakimi osobami spotyka się ten człowiek powinien mówić za siebie.
– Wolter
ja przepraszam, ale Wolter był zafascynowany wieloma osobistościami. Katarzynę II uważał za prawdziwego, oświeconego, LIBERALNEGO monarchę. Basta.
– ostatnie doniesienia
Czy ci dwaj ludzie na zdjęciach są podobni? Poza tym z 'wcześniejszych lat’ hrabiego zachował się tylko jeden portret. Czy to już nie wystarczy?
Wniosek:
Hrabia Saint-Germain to według mnie kilka osób, być może nawet żyjących w tym samym czasie.
Reklamowy śmietnik jaki nas otacza często mnie irytuje. Ostatnio widziałem pawilon z zakładem fryzjerskim, gdzie wielkość reklam dookoła niego przekraczała na pewno powierzchnię jego ścian, podłogi i sufitu. Była też tablica z numerem ulicy, gdzie cyfry były wysokości dorosłego człowieka. PO PROSTU WRZASK Z KAŻDEJ STRONY. I tak sobie patrzę na zdjęcie Cotton Club z myślą „same shit, different place”. Dla żartu można by spytać kierowcę stojącej tam taksówki gdzie jest Cotton Club. Tylko czy miałby wystarczające poczucie humoru 🙂
Normalnie checa
Cooper przekazał kasę wspólnikowi (pasażerowi); wysiadł jako pasażer.
Wyskoczył ktoś inny. Kasę drobną podrzucono dla zmylenia tropu.
Brzmi logicznie?
Ale kto wyskoczył?
A teraz potrzeba sprawdzenia teorii w praktyce: wyprodukuj w ciągu 4 godzin tygodniowo coś, co sprzedasz za pieniądze, pozwalające ci ten tydzień przeżyć i, najlepiej, trochę odłożyć na ewentualne dni chorobowe. Być może powielanie bzdur w internecie to właśnie taki złoty Graal. W takim razie gratuluję.
Pięknie dziękuję 🙂
Gdyby na wyjazdach grali tak jak u siebie to już teraz byśmy myśleli kogo los nam przydzielić w el. LM. No właśnie i tak gdybamy od lat. To jest jakaś paranoja wyjazdowa. Źle podejście psychiczne, słabe zaangażowanie i złe taktyki. Tu wina po stronie sztabu i zawodników. Kolejny sezon stracony. WIELKA SZKODA bo legła jest w tym sezonie najsłabsza od lat. A prowadzi Jaga, która z budżetem nawet na podium by się nie załapała. Lech nie potrafi wydusić nawet minimum potencjału, gra poniżej możliwości. Najbardziej rażą remisy, ich liczba zatrwazajaca. Świadczy to o tym że Lech nie potrafi wygrywać za wszelką cenę, nie potrafi przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę, czyli nie ma jaj.
bardzo na temat widzę
I podpisał się w liście jako DB Cooper choć przedstawiał się Dan?!
Zobaczcie sobie to:
http://krecikowaty.blogspot.co.uk/2013/11/jak-nasa-oszukuje-ludzi-natknaem-sie-na.html?m=1
Bo my jesteśmy tylko promilem ich sprzedaży, dla nich liczą się Chiny i indie. Jeśli tam chcą mieć klona iPhona to dostaną. Poza tym cóż w zasadzie każdy telefon z notchem będzie teraz klonem iPhona i 90% telefonów z przodu będzie taka sama. Pixel 3 pewnie też będzie miał wycięcie, LG będzie miał Huawei już ma. Zobaczymy czy Samsung zrobi to w n9. S9 jest klonem s8 tak samo jak S7 było klonem s6. Samsung zmienia wygląd co 2 generacje więc trzeba tylko chwilę poczekać i na rynku patrząc na front telefonu będzie można zgadywać co to.
Dziękuję bardzo!cialis
Rozwiązanie wydaje się mega proste. Gotowe struktury kamieni (puzzli) poprzenosili na miejsce „twierdzy/kultu” z miejsc gdzie się uformowały. Jeżeli na google maps popatrzysz na przykłady na świecie takich budowli to wszystkie są ze skały bazaltowej, blisko wulkanów i często w okolicach wody (jezioro, morze). Kamienie zostały uformowane przez siły natury w wyniku wychładzania się magmy (artykuł o formowaniu się takich struktur można znaleźć na wiki – https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_places_with_columnar_jointed_volcanics#South_America. Nie ma tu nic niezwykłego. Ale oczywiście jeżeli ktoś woli kosmitów to jego wola 🙂 Każdy ma prawo do swobodnego myślenia…
A tu jak na złość granit
Najnowsze rewelacje są takie, że osobnik cierpiał na chorobę, która spowodowała, że nie urósł. Nie był rzekomo płodem, żył kilka miesięcy. Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
https://www.planeta.fm/Czarna-dziura/Archiwum/Ciekawostki/Myslano-ze-to-kosmita-Prawda-okazala-sie-jeszcze-bardziej-zaskakujaca
Czy opiszecie resztę dokumentów które odtajniono 26 kwietnia ?
Niewiele więcej tam było. Dosłownie parę dni temu Donald Trump przyznał, że około 1% wszystkich akt pozostanie nadal utajnionych. Jako powód podano możliwość ujawnienia danych osobowych agentów oraz metod operacyjnych wywiadu.
Manipulował to Bartosz Rdułtowski ale owa manipulacja wyszła po kilku miesiącach. Helena Wawrzonek na którą tak się powoływał powiedziała że przyznała mu o owej hipnozie z …grzeczności podobnie z tzw wcześniejszą znajomością z Wolskimi a on co porwał te rewelacje i nawet nie starał się już ich zweryfikować. Ojciec i Blania lub każdy oddzielnie weryfikowali uzyskane informacje Bartosz Rdułtowski porwał to co uzyskał i wstawił do swojej książki, w której dziękując nam dopuścił się na Was manipulacji. A co do Henryka Pomorskiego to bynajmniej nie jest to postać wymyślona przez mojego ojca, kolejny absurd. Zapraszam do obejrzenia filmu. Rdułtowski nie dysponował i nie dysponuje nagraniem głosowym które by potwierdzało jego nazwijmy to hipnotezę. Starsze osoby często są wykorzystywane przez nieuczciwe podmioty najczęściej chodzi o garnki, pościele inni się podają za wnuczka, Rdułtowski się podał za wielbiciela Ojca wyobraźcie sobie że ktoś podpisał umowę na przesył prądu
jakaś starsza osoba bo zaufała nieuczciwemu agentowi i ze zdziwieniem stwierdziła że zmieniła operatora to właśnie podobne było zdziwienie jak się dowiedziała o rzekomej hipnozie w książce Rdułtowskiego. Rdułtowski nie mnie zrobił w konia bo ja o Emilcinie już wiedziałem przed wami i nawet gdyby Blania nie przyjechał na list Ojca ja bym o tym wiedział. Posłuchajcie co mówi Helena Wawrzonek którą Bartosz Rdułtowski przedstawił jako koronnego świadka teorii hipnozy. https://www.youtube.com/watch?v=G7wNLbeQ2gk
I ja i Matka kierowaliśmy się przede wszystkim chęcią pomocy człowiekowi udostępniając mu listy zdjęcia itp w napisaniu przez niego książki. Nie wiedzieliśmy że książka którą wyda wprowadzi w błąd wiele osób i Wikipedie. Starsze osoby nie mają zwykle przyjemności pokazywać się w internecie ale chyba część z Was chciała usłyszeć jak było naprawdę. Być może za jakiś czas pojawi się pełna wersja filmu Powrót do Emilcina. Postanowiłem też od siebie opowiedzieć Wam co pamiętam z tamtego okresu, powinno też się ukazać niedługo nagranie z Emilcina z 10 maja 2018.
Ja zdarzenie w Emilcinie traktuję jako autentyczne moja matka też
Pozdrawiam Adam Wawrzonek
Informator „Deep Throat”, czyli Mark Felt zmarł w 2008 roku w wieku 95 lat.
Całe gromady galaktyk mogą mieć 2-3 Mpc (megaparsek; 1Mpc = 3261600 lat świetlnych) ale LQGs (LQG – large quasar group – duża grupa kwazarów) mogą mieć 200 Mpc lub więcej w poprzek. W oparciu o zasadę kosmologiczną i nowoczesną teorię kosmologii, obliczenia sugerują, że astrofizycy nie powinno być w stanie znaleźć struktury większej niż 370 Mpc. Nowo odkryta grupa kwazarów (LQG) ma typowy wymiar 500 Mpc. Ale ponieważ jest wydłużona, jej najdłuższy wymiar wynosi 1200 Mpc (lub 4 miliardy lat świetlnych) – około 1600 razy więcej niż odległość z Drogi Mlecznej do Andromedy.
Do Grzyb i zwolenników teorii hipnozy
Pojawiła się też teoria niektórych zwolenników teorii hipnozy iż Henryk Pomorski (osoba od której Ojciec dowiedział się o dziwnym zdarzeniu w okolicach Opola Lubelskiego) że Nie istniał że Henryk Pomorski to osoba wymyślona przez mojego Ojca, jako pretekst żeby pojechał do Emilcina po rzekomej hipnozie na Janie Wolskim. Jest to rozpatrywane z równą powagą jak owa hipnoteza że tak powiem. Oto link do wywiadu który przeprowadza Henryk Pomorski
https://www.youtube.com/watch?v=7x89PYIwHDw
Panie Adamie, a napisałby pan kilka zdań, co sam uważa o tym przypadku? W sensie, co mogło się tam naprawdę wydarzyć?
Ja o tym dużo słyszałem szczególnie lata temu, po tym jak tata jako pierwszy przeprowadził wywiad z Janem Wolskim zaczął chodzić bardzo często z aparatem fotograficznym, żałował że jego to nie spotkało mówił że uzyskał by wtedy dużo więcej informacji gdyby to on był na miejscu Wolskiego tak więc po incydencie – moim zdaniem tym wszystkim co jest opisane przez Ojca i Blanię tata zaczął często chodzić z aparatem fotograficznym, rozważał na głos przy mnie o tych istotach to co mówiłem wcześniej potwierdza się, w jednym z artykułów w kamenie można znaleźć ten artykuł na stronie nautilus Powrót do Emilcina film z udziałem Witolda Wawrzonka pełna wersja pod moim postem w odpowiedzi można znaleźć link do kameny Ufo z wody (mówiłem o tym wcześniej) tam tata opisuje że owe istoty miały błonę między palcami, że porozumiewały się bardzo szybko a ich mowa przypominała miauczenie kota to w innych fragmentach odgłos gawronów, że poruszały się płynnymi skokami, że w pojeździe było coś w rodzaju krzeseł , na filmie również podaje wiele szczegółów wcześniej nieznanych jak np to że owe dwie istoty najpierw szły wzdłuż drogi a dopiero później rozdzieliły się po jej obu stronach.
Ale prawdą jest, że ojciec znał wcześniej Jana Wolskiego?
A propos hipnozy, Wiki sugeruje (na podstawie wydanej u nas w 1975 roku książki Lewisa Wolberga), że samo wprowadzenie w hipnozę nie wymaga wielkiego treningu i może się odbyć przez amatorów. Nie że przez każdego, ale często przez ludzi, których byśmy o to nie podejrzewali. Natomiast nigdzie nie jest powiedziane, że poza obszarem działania hipnotyzera indukowane wspomnienia mogłyby się utrzymać. Teza, że Witold Wawrzonek indukował Wolskiemu fałszywe wspomnienia, które następnie utrzymały się w umyśle rolnika przez lata, to dla mnie SF.
No pewnie że SF, ojciec nie był nigdy hipnotyzerem, nie wiem czy wymaga treningu czy nie tak samo nie wierzę w to że ojciec był zahipnotyzowany, jeszcze miałby się mścić za coś pewnie w czym kompletnie nie uczestniczył. Niech ktoś pojedzie na jakąś polanę i kogoś zahipnotyzuje dobrze niech weźmie fachowe książki i kogoś zahipnotyzuje wątpię w skuteczność nie tylko kwestia utrzymywania się ale sama hipnoza to abstrakcja Stefański by nie potrafił i inni też nie żaden a ojciec nie był hipnotyzerem
PRL, a później III RP nie występowała nigdy o zwrot należnych Polsce pieniędzy z tytułu pożyczek udzielanych innym państwom i organizacjom międzynarodowym. Między innymi w latach 1937-1939 przekazano organizacjom syjonistycznym w Palestynie amunicję oraz karabiny maszynowe. Wiązało się to z działalnością Zeeva Żabotyńskiego, który po negocjacjach z rządem polskim uzyskał możliwość szkolenia członków młodzieżowych żydowskich organizacji paramilitarnych „Brit Trumpeldor-Betar” i „Brit Naszim Leumijot” w Polsce. Również organizacja „Irgun”, założona przez Davida Raziela i przekształcona potem w „Likud”, otrzymała od przedwojennego rządu polskiego 200 tys. karabinów i 20 mln kul. Dostarczono im także pewną ilość ciężkich karabinów maszynowych. Sprzęt przemycano do Palestyny, np. zalutowany w walcach drogowych. Całość pomocy udzielonej przez władze polskie organizacjom syjonistycznym była traktowana przez nie jako „dług honorowy” do zwrotu po uzyskaniu przez Izrael niepodległości. Mowa tutaj o niemałej kwocie – tylko w latach 1938-1939 opiewającej na mniej więcej 6 mln złotych.
„PRL, a później III RP nie występowała nigdy o zwrot należnych Polsce pieniędzy z tytułu pożyczek udzielanych innym państwom i organizacjom międzynarodowym. Między innymi w latach 1937-1939 przekazano organizacjom syjonistycznym w Palestynie amunicję oraz karabiny maszynowe. ”
POŻYCZONO czy PRZEKAZANO? I jaki zwiazek z polskim złotem?
Przekrętem do kwadratu i mega-łajdactwem jest to, że produkowane w Polsce srebro w KGHM sprzedawane jest w całości na giełdzie w Londynie, zamiast pozostać w polskich rękach. I nie chodzi tu o żadną idiotyczną nacjonalizację ala Lepper, lecz o realizację pomysłu polegającego na wykupieniu przez NBP całej produkcji srebra, wybiciu monet bulionowych i uczynieniu z nich drugiego oficjalnego środka płatniczego w RP. Takie monety mogłyby być sprzedawane po kosztach polskim obywatelom – bez VAT. Jak nastąpi globalny reset ekonomiczny, to państwa takie jak Polska – biedne, zadłużone po uszy, z zacofanym przemysłem, a przede wszystkim bez własnych rezerw fizycznego złota i srebra – zostaną skazane na wegetację, a ich obywatele sprowadzeni do roli de-facto niewolników.
Przekrętem do kwadratu i megałajdactwem byłoby produkowanego w Polsce srebra w KGHM niesprzedawanie na giełdzie w Londynie, gdzie są dobre ceny, a a rozdawanie znajomym polskim rękom.
https://www.youtube.com/watch?v=h5pc5WYA62Q
Panie Adamie, ale mógłby pan potwierdzić, czy ojciec przed 10.05.1978 znał Jana Wolskiego i bywał w Emilcinie? To w sumie ważny element układanki, a z wcześniejszych postów nie jest to dla mnie w pełni jasne.
W kilka lat po zrealizowaniu „Głębokiego gardła” Linda aktywnie włączyła się w działalność na rzecz ruchów antypornograficznych. Wyznała, że została zastraszona i zmuszona do udziału w filmie: „Oglądając ten film, widzicie mnie gwałconą. To tak jakbym miała nóż na gardle”. O ironio…
McQueen był nie tylko utalentowanym aktorem, pilotem, kierowcą rajdowym, czy wyścigowym, był także ikoną stylu i mody przełomu lat 60 i 70. Ze zwierzeń ostatniej żony aktora, Barbary, dowiadujemy się między innymi, że w swojej garderobie posiadał głównie ubrania z filmów, w których grał. Gdy kończyły się zdjęcia, McQueen brał stroje stroje ze sobą i wracał z nimi do domu. Jeśli koniecznie musiał kupić coś nowego, kupował w supermarkecie. W domu ubierał się swobodnie, nosił dżinsy, flanelowe koszule w kratę, trapery i bejsbolówkę. Podczas bardziej oficjalnych wyjść ubierał się bardziej elegancko, w trzyczęściowy garnitur, do którego zakładał zegarek kieszonkowy i przeciwsłoneczne okulary Persol. Ikoną okazała się także motocyklowa kurtka Barbour, którą nosił nie tylko w filmach, ale także w prawdziwym życiu. Wszytko co na siebie założył stawało się modne i szybko znikało ze sklepów, np. golf, który dzięki jego kreacji w Bullitt, ponownie powrócił do łask. Jego styl można opisać w kilku słowach: klasyczna i ponadczasowa elegancja.
Decyzja o wywozie złota z dzisiejszego punktu widzenia była chybiona. Gdyby złoto podjął -ukradł hitler dziś sprawa by była jasna.A tak ze od a się nie zaczyna szukaj wiatru-złota w polu.
Decyzja o wywozie złota z żadnego punktu widzenia nie była chybiona. Dzięki temu złoto to po wojnie do Polski wróciło i zostało zużyte na odbudowę.
No i co dalej? Panowie od odkryć coś zamilkli.
Już za około rok w Polsce powstanie coś większego:
http://warszawa.naszemiasto.pl/artykul/park-of-poland-gigantyczny-aquapark-pod-warszawa-w,4583104,artgal,t,id,tm.html
Nie znał, zresztą mówiłem w niektórych postach że słowo Wolski po raz pierwszy po owym pamiętnym wieczorze już usłyszałem a wieczór ten to najprawdopodobniej 25 maja 1978 r dokładnie pamiętam że nazwisko Wolski po raz pierwszy usłyszałem po powrocie ojca rowerem z Emilcina, przedtem nigdy tego nazwiska na pewno nie słyszałem, jako wówczas dziecko nie znałem zbytnio dat ale pamiętam że wybierał się tam a jak wrócił to nazwisko Wolski było przez tatę co rusz wymawiane a przed owym wieczorem nigdy.
Pierwsze nagranie z Janem Wolskim było najprawdopodobniej (prawie na pewno) 26 maja 1978 r Owy wieczór był prawie na pewno 25 maja 1978 r Ojciec nie wiedział gdzie jest wieś w której to się wydarzyło, rozmawiał o tym z kilkorgiem ludźmi, być może ktoś już wtedy powiedział słowo Emilcin jako jedną z możliwych wiosek ale raczej to słowo; Emilcin usłyszałem następnego dnia po powrocie taty, mówił że to mała wieś i bardzo trudno tam trafić ( nie wyrażał się jakoby miał znać tą miejscowość i kiedykolwiek tam bywać). Usłyszałem bezpośrednio po powrocie z Emilcina. Ojciec był człowiekiem czynu rzekome zahipnotyzowanie przez ojca Wolskiego jest wykluczone ale rozważając ten absurd trzeba dodać do niego kolejny minus że od 10 maja 1978 do 26 maja 1978 minęło ponad dwa tygodnie, to kompletnie nie w stylu taty byłoby tyle czekać. Byłby tam na drugi dzień gdyby rzeczywiście zahipnotyzował Jana Wolskiego był po ponad dwóch tygodniach bo po ponad dwóch tygodniach się dowiedział o ludziach-żabach, dziwnych istotach, o tym była najpierw mowa nie o Ufo o tym że tam było Ufo tata doszedł jako pierwszy do wniosku ( nie Zbigniew Bolnar Blania) po rozmowie z Janem Wolskim.
No to jest to, o czym też pisałem. O ile trudno mi uwierzyć w lądowanie kosmicznego autobusu na emilcińskich błotach, to jeszcze bardziej odpalona wydaje mi się teoria Rdułtowskiego. Mam takie wrażenie, że prawda jest gdzieś pośrodku, ale podobnie jak w przypadku Roswell po prostu nie wiem, co o tym myśleć 🙂
Tak tylko Panie Micz przeczytałem Koniec Emilcina i pomimo Pana fachowej wiedzy z rozpędu jak mniemam napisał pan że Witold Wawrzonek nie poznał smaku ani prawdziwej sławy ani prawdziwych pieniędzy, nie wiem jak było ze sławą ale zaręczam panu że pieniędzy to miał nieraz tyle że niejeden o takich mógł tylko marzyć,
Koniec końców, złoto wylądowało w Londynie, skąd po wojnie przewieziono je do kraju, gdzie została skonsumowane w krótkim czasie na odbudowę kraju.
Mimo wszystko bym wolał, żeby pan Bezos.mnie nie edukował.
Dopiero po pewnym czasie połapali się, że pornografia nie przynosi takich zysków, żeby zrekompensować towarzyszący jej wstyd, i ucięli sprawę.
Bardzo dobry dokument na temat: https://www.youtube.com/watch?v=Z-EQKoT9ljw
Kim Philby spędził na Gibraltarze jedną noc w marcu 1945 r. – nie myślę, że tak było ale wiem. Akta dotyczące śmierci gen. Sikorskiego znajdujące się w National Archives zostały WSZYSTKIE odtajnione po wejściu w życie Ustawy o swobodzie informacji (Freedom of Information Act) w r. 2001 (mam potwierdzenie tego na piśmie) i każdy może je dostać do przejrzenia w 20-30 minut po wejściu do gmachu, tak jak dostałem je ja. W roku 1969, w związku ze wspomnianą tu książką Irvinga i sztuką Rolfa Hochhutha „Żołnierze”, tajny raport na temat śmierci gen. Sikorskiego sporządzono dla ówczesnego premiera Harolda Wilsona. Został on rutynowo odtajniony po 30 latach a w r. 2006 umieszczono go w internecie. Kiedyś można było go znaleźć wpisując w przeszukiwarce imię i nazwisko ówczesnego sekretarza brytyjskiego gabinetu (mniej więcej odpowiednik szefa URM), Burke Trend, który kierował tymi pracami ale w ostatnich latach to nie działało. Mam ten dokument w swoim komputerze. Nie zawiera niczego nowego oprócz listu napisanego przez jedynego człowieka, który był po kolei szefem MI5 i MI6, Dicka G. White do owego B. Trenda. Wyrażał on w nim pretensje do Foreign Office, że swój przyczynek do owego raportu ministerstwo to przesłało nie konsultując się z MI5, „które ma na temat tej sprawy sporo informacji a niektóre jej aspekty są delikatne”. Na jakiekolwiek odgłosy tego listu nie udało mi się natrafić chociaż pytałem tam, gdzie trzeba. Ludwik hrabia Łubieński, który odprowadzał Generała do samolotu, powiedział mi, że jego zdaniem stery Liberatora zostały zablokowane przez wyprawione szlachetnie kozie skórki (kurdybany), które załogi przemycały z Afryki upychając je po różnych przestrzeniach technicznych. Rozmawiałem też z człowiekiem, któremu ówczesny rezydent SIS na Gibraltarze, John Codrington, gdy skończył 90 lat i przestał się bać, że mu zabiorą emeryturę, powiedział, że to musiał być wypadek, bo gdyby to było morderstwo, to on albo popełniby je sam albo by o nim wiedział, bo na tym polegała jego praca. Jak parę osób tu wspomniało, konkretów brak. Mam jednak własną hipotezę na ten temat – moim osobistym podejrzanym jest ówczesny gubernator Gibraltaru, gen. Frank MacFarlane. Skłania mnie do tego wzmianka w książce izraelskiego historyka, Gabriela Gorodetzky’ego nt. ambasadora brytyjskiego w Moskwie, Stafforda Cripsa. W książce tej Gorodetzky napisał, że Crips skarżył się, że będący szefem brytyjskiej misji wojskowej MacFarlane ciągle znika, tłumacząc się, że jeździ na front i nieustannie krytykuje, że pomoc udzielana przez aliantów Związkowi Radzieckiemu jest zbyt mała. Kiedy natrafiłem na to zdanie, zapaliła mi się w mózgu czerwona lampka, bo właśnie tak swoją współpracę z wywiadem ZSRR uzasadniali ludzie pracujących przy Manhattan Project. Pytani przeze mnie o taką możliwość Anglicy reagowali oburzeniem.
Roosevelt[vii] był jedynym prezydentem USA wybranym na kolejne — trzecią i czwartą kadencję. Na czwartą kadencję Roosevelt ponownie wysunął kandydaturę na wiceprezydenta prosowieckiego polityka Henry’ego A. Wallace, który był wiceprezydentem w latach 1941–1945, a wcześniej ministrem rolnictwa. Jednak z uwagi na prosowieckość Wallace — nie zaakceptowali tej kandydatury nawet politycy z jego własnej Partii Demokratycznej. Wallace wierzył, że mordercza rewolucja sowiecka była częścią „marszu do wolności ostatnich 150 lat” — tak samo jak rewolucja amerykańska… W maju 1944 roku Wallace wizytował Magadan, gdzie generałowie NKWD przekonali go, iż sowieccy niewolnicy mordowani masowo w sowieckich obozach i kopalniach — pracują w nich jako „ochotnicy”.
Wallace był kolejnym zwolennikiem bezwarunkowej pomocy dla stalinowskiej Rosji. Pełnił on nie tylko niewiele znaczącą rolę wiceprezydenta USA, lecz z uwagi na swoje ambicje — został także mianowany przez Roosevelta przewodniczącym Izby Ekonomicznej ds. Działań Wojennych oraz Izby ds. Priorytetowych Dostaw i Przydziałów. Gdy po śmierci Roosevelta Wallace kandydował na prezydenta USA — jedną z popierających go organizacji była finansowana przez Stalina Komunistyczna Partia USA.
Znanym sowieckim szpiegiem był także Alger Hiss — kolejny współpracownik Roosevelta. Hiss od 1933 roku był prawnikiem w organizacjach wprowadzających nową politykę ekonomiczną, tzw. New Deal (Nowy Ład, dosłownie „Nowe rozdanie”) Roosevelta. Od 1936 roku Hiss był pracownikiem Department of State. Mimo tego, że już w 1939 roku było wiadomo o przynależności Hissa do tajnej komórki partii komunistycznej, nie zwolniono go z pracy. Jako sowiecki szpieg Hiss był organizatorem oraz przedstawicielem USA na konferencję Organizacji Narodów Zjednoczonych w San Francisco w 1945 roku.”
New Deal – Nowa….. Oferta/Porozumienie/ Uklad/.
Jakies 15 lat temu, kiedy internet nie byl tak ograniczony w dostepie do niezaleznych informacji jak to jest obecnie, czytalem informacje podane przez osobe pracujaca w wywiadzie amerykanskim, ze Anglicy szukali wsrod lotnikow amerykanskich lotnika-specjalisty od wodowania samolotow i takiego znalezli, i ten lotnik amerykanski bral nastepnie udzial w upozorowanej katastrofie w Gibraltarze z gen. W.Sikorskim 4 lipca 1943r, a pozniej zniknal i slad po nim zaginal. To wlasnie lotnik amerykanski wodowal samolot, a czeski pilot siedzial obok w kamizelce ratunkowej, ktorej nigdy wczesniej nie zakladal.
Czytalem rowniez informacje podana z archiwow wloskich, ze kapitan wloskiej lodzi podwodnej, ktora znajdowala sie niedaleko miejsca katastrofy, widzial na samolocie 2 osoby chodzace po skrzydlach zaraz po katastrofie, a pozniej przyplynela lodka, ktora odplynela i w lodce znajdowaly sie tylko 2 osoby.
Inna informacja pochodzi od kolejnego swiadka-Polaka, ktory mowil, ze przebywal z angielskimi zolnierzami na plazy noca i po katastrofie zauwazyl wychodzacego z wody pilota, ktory odszedl w nieznanym kierunku i sluch o nim zaginal.
Kolejny swiadek-Polak twierdzil, ze na lotnisku przebywal rowniez J.Retinger, ktory tez szykowal sie do odlotu z gen. Sikorskim, ale zostal przytrzymany za reke/rekaw przez agenta brytyjskiego wywiadu i nie wsiadl do samolotu. Jak okazalo sie pozniej, J.Retinger byl agentem brytyjskim i masonem o szerokich powiazaniach miedzynarodowych.
Jest jeszcze jedna informacja osoby prywatnej i Polaka o tym, ze gen. Sikorski pozostawil swoja corke Zofie i dwoch polskich oficerow w Gibraltarze na rozmowy z Majskim, ktory tez przybyl do Gibraltaru z zolnierzami radzieckimi i oswiadczenie, ze corka gen. Sikorskiego nie odleciala z ojcem, ktory m.inn. zabral walizke z dokumentami dotyczacymi zbrodni sowieckich na polskich oficerach w Katyniu z zamiarem opublikwonia ich w Anglii, co oczywiscie grozilo wybuchem wielkiego skandalu, jako ze Sowieci byli oficjalnymi aliantami Anglikow i Amerykanow, tak jak aliantami byli Polacy.
Jest jeszcze jedna wazna informacja przekazana poufnie Polakowi przez jednego z mechanikow samolotowych (Iralndczyk lub Szkot), ktory opowiadal, ze slyszal rozmowy agentow brytyjskich z agentem sowieckim w hangarze na temat przygotowan do majacej nastapic katastrofy.
Jesli zbierzemy te drobne i prywatne informacje to z nich wynika, ze katastrofa zostala zaplanowana przez Anglikow i zgode na usuniecie gen. Sikorskiego musial wydac W.Churchill, poniewaz gen. Sikorski , ktory nosil sie z zamiarem opublikowania informacji na temat zbrodni sowieckich w Katyniu, zagrazal planom Anglii i Ameryki, ktore byly w ukladzie z ZSRR i Stalinem.
Z autopsji przeprowadzonej w Polsce po 2008r wynika, ze gen. Sikorski i kilkunastu towarzyszacych mu polskich oficerow mieli obrazenia ciala podobne do upadku z wysokosci (wiele zlaman i pekniec kosci, zeber, kregow szyjnych etc) , co calkowicie wyklucza opowiadanie o zamordowaniu gen. Sikorskiego i pozostalych polskich oficerow w willi gubernatora Gibraltaru, a nastepnie podrzucenie zwlok do samolotu.
A co jest najbardziej tajemnicze w tym wszystkim to utajnienie dokumentow brytyjkich dotyczacych smierci gen. W.Sikorskiego na 50 lat, a gdy dobiegal termin pierwszych 50-ciu lat to Anglicy ponownie utajnili archiwa n/t smierci gen. Sikorskiego na kolejne 50 lat.
Dobra gra.
Zapomniałeś napisać o wiekopomnej grze Vincenta d’Onofrio. Stworzył bardziej przejmującą postać niż w Full metal Jacket.
Doskonały film. Maybe in another life…..
Kiedyś czytałem jakąś recenzję HL a może i nawet to był jakiś cytat z Wikipedii iż wadą gry jest to że zbyt szybko „sprzedaje” wszystko co ma do zaoferowania. A nawet na pewno z Wikipedii, teraz sprawdzam:
>>Half-Life was an „immersive and engaging entertainment experience”, but said that this only lasted for the first half of the game, explaining that the game „peaked too soon”.<<
Trudno powiedzieć czy tak jest bo grę przeszedłem z wypiekami na twarzy a przeczytanie recenzji czasami wpływa na własną opinię i już potem nie wiadomo czy człowiek się z tym zgadza czy też nie. Coś jednak jest na rzeczy. Klimatycznie i kinowo (cinematique jak pisano o Another World) jest tylko w podziemnych sekcjach, mniej więcej od czasu wydostania się na powierzchnię, strzelanek z żołnierzami, helikopterem itd. robi się z tego zwykła rąbanka a Xen to już wyjątkowo wtórna rozrywka kojarząca się ze starymi shooterami. Mam taką prywatną opinię że twórcy gry przekombinowali, być może pod wpływem producentów podobnie jak to się dzieje w filmie. Zamiast zostawić jakieś niedomówienia, pójść całkiem w klimat, producenci się przestraszyli i polecili programistom wrzucić trochę sieczki dla gimbazy z obowiązkowymi zmutowanymi potworami oraz zgranym już motywem szczeliny czasoprzestrzennej rodem z kiepskiego horroru. Gdyby fabuła gry pozostała ziemska i zamknęła się w całkiem ludzkim spisku mielibyśmy do czynienia z dorosłą, poważną grą a tymczasem pod koniec robi się z HL pulp fiction. Tak uważam.
Nie da się przez całą grę udawać, że są obcy, ale tak naprawdę ich nie ma.
Mało znani aktorzy i reżyser a takie dzieło geniuszu!
skoro teksty takie świetne, to może należało z tego zrobić słuchowisko?
mnie nie poruszył, zasnąłem 2 razy.
Nie jestes widocznie gotowy, ja podchodzilem do tego filmu trzy razy. Sztuka to nie bulka z serem.
Napisałem to z punktu widzenia osoby, która generalnie nie cierpi wszelkiej maści paranormaliów. Uważam że brutalna rzeczywistość jest najstraszniejszym horrorem jaki zafundowała sobie ludzkość, reszta to ściema. 😉
Podobnie na przykład nie cierpię wylewającej się z każdego zakamarka kultury zombie. Komiksy o zombie, filmy o zombie, gry komputerowe o zombie, nawet polski zespół Lao Che nagrał piosenkę o zombie. Nie wiedziałem o co chodzi dopóki mi jeden kolega nie podszepnął pomysłu że zombie to po prostu nowe wcielenie „czarnego luda”, odwiecznego kozła ofiarnego. Trzeba wierzyć że istnieje coś odpowiedzialne za zło, a skoro rasizm jest oficjalnie be to się teraz straszy zombie. Niedługo zombie będą odpowiedzialne za kryzys ekonomiczny i wojnę na Ukrainie.
Mnie jednak bardziej przeraża to że zombie są jedynie zastępczym czarnym ludem, natomiast wizji czarnego luda jako takiej nie wypleniono. Zastąpiono ją tylko kreskówkowym potworkiem z zaświatów.
Przełożyć to na naszą Ziemię… Zero życia w naszym „otoczeniu”, a dotarcie do najbliższej gwiazdy jest dla nas prawie niemożliwe…(z prędkością światła trwałoby to 20 tysięcy lat…), czy to nie jest tak, że my też jesteśmy symulacją… Tak tylko fantazjuję 😉 Jeśli chodzi o film, to ma swoje mankamenty (średnia gra aktorów w niektórych momentach i zbyt powolne rozwijanie akcji), ale oprócz tego mamy kawał dobrego s-fi, scenografia jest także dopracowana, a morał i pewny przekaz jest ciekawy i naprawdę sprawił, że wróciły do mnie pytania: Skąd to wszystko i po co…?
Doskonała fabuła opowiedziana w doskonały sposób. Wiele osób porównuje ten film do „Matrixa”, ale jedyne co ma on z nim wspólnego to istnienie komputerowej symulacji świata; w „Trzynastym piętrze” nie ma natomiast co dwie minuty scen walk i pseudofilozoficznych wynurzeń. Zło, które powstaje w wyniku ingerencji „administratorów” w symulację przedstawione jest też w zupełnie inny sposób niż w „Matrixie” – tutaj rzeczywisty(?) świat nie jest powojenną ruiną, wyjście z symulacji nie jest wyborem czegoś gorszego byle prawdziwego. Generalnie polecam film tym, którzy chcą się choć chwilę zastanowić (jeśli ktoś liczy na efekciarstwo, to na tym filmie uśnie) i dać zaskoczyć nietypowym rozwiązaniem akcji filmu.
Tyle lat a zapowiedź trójki gdy się wreszcie pojawi będzie większym wydarzeniem niż Cyberpunk 2077.
EGX Warszawa rządzi 🙂
No i jeszcze istotna informacja dla tych którzy czytali post Bartosza Rdułtowskiego w którym pisał że gdy ja dowiedziałem się od niego o tym że Witold Wawrzonek został zahipnotyzowany przez Lecha Emfazego Stefańskiego to ze mu zabroniłem o tym mówić. Szanowni Państwo to jest świadome okłamywanie internautów. Bo po pierwsze nie uwierzyłem w tą sytuację o której pisał, ale mniejsza w to co uwierzyłem nic mu nie zabraniałem. Okłamał was, jeśli nie mam racji to niech doda na youtube, nagranie głosowe z mojej z nim rozmowy telefonicznej że mu to zabraniałem . Albo list w którym mu tego zakazuję. Wymyślił to na swój użytek, nie ma tego i nigdy nie miał. Ten jego post znajdował się chyba na jego blogu, powinien was za to przeprosić tych z was którzy czytając ten wpis uważali że jest prawdziwy.
Znalazłem jego wypowiedź: Po eksperymencie Witold Wawrzonek był wściekły. Gdy w 2013 roku syn Witolda Wawrzonka – Adam Wawrzonek – dowiedział się ode mnie, że wiem o tym zdarzeniu, usiłował zabronić mi o tym pisać, tłumacząc, że była to największa ujma na honorze jego ojca. Witold Wawrzonek poczuł się tym eksperymentem upokorzony i znienawidził Blanię.
http://ufo-fan.blogspot.com/2016/04/ufo-prawda-i-mistyfikacja.html
Coraz większe grono naukowców skłania się ku teorii, że Księżyc może być tworem sztucznym, z dużą dozą prawdopodobieństwa, że w środku jest pusty. Potwierdzić to mają eksperymenty przeprowadzone przez NASA. Każda rozbita sonda kosmiczna na jego powierzchni, rejestrowała rezonans dźwiękowy podobny do uderzenia w dzwon.
Według Clarke’a, Kubrick chciał wykupić od angielskiego towarzystwa ubezpieczeniowego Lloyd polisę na wypadek strat, jakie film mógłby ponieść, gdyby przed jego premierą odkryto pozaziemskie życie. Odmówiono mu.
W garażu aktora stały takie auta jak Porsche 356, Ferrari 250 Lusso Berlinetta czy Mercedes 300 SEL 6,3. Ulubionym zajęciem Stevena były wyścigi. Aktor ścigał się zarówno motocyklami offroadowymi w wyścigach Baja 1000 oraz Mint 400, jak i samochodami. Jego największym sukcesem jest zwycięstwo w swojej klasie i strata 23 sekund do lidera w wyścigu Sebring 12 Hours w 1970 roku.
„francuski producent i wynalazca, Ferdynand Porsche”….. Pozdrawiam.
Dzięki za podpowiedź. Poprawione. Nie wiem dlaczego, ale mi też się wydawało, że on jest z tej samej paczki co Renault i Citroen.
Ferdinand Porsche (ur. 3 września 1875 we Wrocławicach nad Nysą, zm. 30 stycznia 1951 w Stuttgarcie)[1] – konstruktor samochodów i innych pojazdów mechanicznych. Urodzony w Austro-Węgrzech, większość życia spędził w Niemczech. (Wikipedia)
Oglądałem wiele prezentacji sugerujących, że to może być największy 'hoax’ (przekręt) XX wieku. Waham się między możliwością lądowania, a nie możliwością przejścia przez pasy van Allena, no i dlaczego od przeszło 40 lat już nikt nie był na Księżycu.
Zbyt wiele niewiadomych, zbyt wiele utajnionych lub zaginionych informacji, zdjęć…
Ford T szybko pojawił się w Polsce. Działająca we Francji Polska Wojskowa Misja Zakupów dokonała zakupu kilkudziesięciu pojazdów osobowych, głównie pochodzenia amerykańskiego. Pochodziły one z demobilu po armii amerykańskiej. Zgodnie z danymi, PWMZ, w latach 1919 – 21 zakupiła 49 samochodów osobowych Ford T. Użytkowane w Polsce Fordy T miały nadwozie typu Torpedo. Większość pojazdów była w złym stanie technicznym. W czerwcu 1920 roku Ministerstwo Spraw Wojskowych wydało specjalną książkę „Samochód Ford. Konstrukcja, konserwacja i jazda”, która przeznaczona była dla Wojskowych Szkół Kierowców Samochodowych. Warto także przypomnieć, że na podwoziu Forda T powstał pierwszy polski samochód pancerny Ford Tfc. W miarę zużywania się pojazdów dokonywano niedużych zakupów Fordów T. Na początku lat 20-tych podjęto próby działań o charakterze wytwórczym, których pierwszym etapem było zmontowanie pewnej ilości (prawdopodobnie 240 sztuk) samochodów Ford T. Nieduża montownia Forda w Warszawie, montującą w latach 1926-28 samochody osobowe typu T i półciężarowe TT. Montownię zlikwidowano po zmontowaniu kilkuset samochodów.
Nie zastanawia Was ze mamy 2018 rok A do dziś NASA nie opublikowała żadnego kolorowego zdjęcia księżyca? Polecam dokument The Moon Rising a w nim wiele ciekawych teorii.
[quote name=”Fazamusibyc”]NASA nie opublikowała żadnego kolorowego zdjęcia księżyca[/quote]
Co za herezje tu głosisz !
Gdzie ty żyjesz ?
A może nie widzisz kolorów ? 😛
Już starożytni znali te pole. Mówiąc o oceanie otaczającym planetę. To w tej strefie mieli przebywać bogowie.
Co do elektryków – patrzę i dziwię się widząc ceny. Małe auto miejskie – cennik Renault Zoe rozpoczyna się od prawie 90kPLN. Fajniejsza wersja prawie 100kPLN. I to wszystko za auto prostsze technicznie od spalinowego odpowiednika (prosty silnik, brak skomplikowanej skrzyni biegów, proste zawieszenie).
Teraz najlepsze: akumulatory wynajmujemy – i to z ograniczeniem do przebiegu. Wynajem jest droższy niż paliwo na przejechanie limitu miesięcznego… I gdzie tu oszczędność? Gdzie postęp? W końcu elektryczne samochody wynaleziono (jako prostsze) przed spalinowymi..
Od kilkunastu lat, a może nawet kilkudziesięciu zastanawiało mnie skąd się biorą wahania kursów walut, akcji czy cen ropy naftowej. Nie przemawiało do mnie tłumaczenie, iż wypływa to jedynie z podaży i popytu, choć zapewne to też ma, niemniej jednak, pośredni wpływ. Wyobraźnia podsuwała mi ciągle obraz BESTII siedzącej przed monitorem super komputera, która myśli: „w tym tygodniu moje dochody spadły o x bilionów dolarów, w porównaniu z tygodniem poprzednim. Żeby to nadrobić, podniosę cenę baryłki ropy o pół dolara.” Przez BESTIĘ rozumiem światową finansjerę, co oznacza raczej grupę osób na szczycie finansowej piramidy (OKO). Przez dolary rozumiem jakąkolwiek walutę honorowaną w handlu międzynarodowym. Przez pół dolara rozumiem jakąkolwiek niewielką kwotę, co pomnożone przez ilość wydobytej i sprzedanej w ciągu tygodnia ropy daje wynik niewyobrażalny dla zwykłego śmiertelnika. Podobna sytuacja – moim zdaniem – dotyczy akcji, obligacji, kursów walut itd. Oczywiście praźródło wahań, czyli wspomniana BESTIA, niknie gdzieś w gąszczu ekonomicznego bełkotu, a ci co na codzień tego bełkotu używają, stają się „guru” dla szaraczków bez czerwonych szelek.
Pieniadze zebrali w crowfundingu, ale muzeum jak na razie nie ma. Oby tylko nie skończyło się tak jak z niektórymi projektami na Kickstarterze. Takie Double Fine Adventure zebrało 3,5 mln dolków i ciągle nie ma śladu po gdze.
Tesla oczywiście nie powiedział całej prawdy Morganowi. Transfer danych uważał już za oczywistość, natomiast sam chciał iść dalej. Z tej przyczyny wciągnął Morgana w sponsoring, obiecując pierwszą stację łączności z Europą. Miał zamiar upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu, dając Morganowi coś co będzie mógł sprzedać, ukradkiem jednak przemycając własne koncepcje. Czym naprawdę miała być Wieża Wardenclyffe? Dzisiaj, po 70 latach od śmierci Tesli, nadal nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Przyjrzyjmy się jednak faktom. Według źródeł, w trakcie budowy wieży, do J.P. Morgana zaczęły docierać wieści o rosnących dziwactwach Tesli, co stawiało Morgana w złym świetle. W międzyczasie w Europie doszło do pierwszego przesyłu radiowego na długi dystans, którego dokonał Marconi, tworząc własną firmę, bazującą na pracach Tesli. W tej sytuacji Morgan zaczął wątpić w Teslę, którego prace przedłużały się z powodu wdrażania ukrytych przez Teslę założeń. Morgan przycisnął Teslę do muru, grożąc wycofaniem funduszy. Tesla nie miał wyboru, postanowił zdradzić Morganowi prawdziwe przeznaczenie wieży.
Tesla przedstawił wieżę, jako narzędzie rozsyłu energii elektrycznej, bezprzewodowo na całą kulę ziemską. Nie tylko fal radiowych, ale energii elektrycznej. Pomysł Tesli, wedle kilku źródeł, które udało mi się zlokalizować, polegał najwyraźniej na tym, aby wykorzystać jako urządzenie elektryczne CAŁĄ PLANETĘ, przewodząc elektryczność poprzez wnętrze Ziemi oraz atmosferę, wykorzystując naturalne częstotliwości rezonansowe ziemi zwane prądami tellurycznymi oraz elektryczne właściwości jonosfery, budując sieć wież, które umożliwiłyby odbiór energii elektrycznej w dowolnym miejscu na Ziemi za pomocą prostej anteny wbijanej w ziemię.
Powiedzmy więcej: w późniejszych latach zainteresował się kosmologią, krytykując nowe wówczas idee Einsteina. W wywiadach z nim prasa podnosiła często pytania o promienie śmierci i kwestię wolnej energii. O pierwszym wynalazku, który wielu traktuje jako naukową mrzonkę i który miał znaleźć zastosowanie w obronie narodowej, Tesla pisał w liście z 1934 roku: „Poczyniłem ostatnio odkrycia o nie dającej się ocenić wartości. Latająca maszyna tak zdemoralizowała świat, że ludzie w Londynie i Paryżu są śmiertelnie przerażeni wizją nalotu. Chodzi jednak o to, że opracowałem odpowiednią metodę absolutnej obrony przed taką jak ta czy inną formą ataku. Owe nowe odkrycia, które przetestowałem na ograniczoną skalę, wywołały dogłębne wrażenie. Jednym z najbardziej ważkich problemów pozostaje ochrona Londynu i piszę o tym kilku wpływowym przyjaciołom w Anglii mając nadzieję na to, że mój plan zostanie wprowadzony w życie bezzwłocznie. Rosjanie również bardzo obawiają się o bezpieczeństwo swych granic z racji zagrożenia japońskiego i przedstawiłem im propozycje, które są bardzo poważnie rozważane.” Jeden z jego ostatnich patentów pochodzi z 1928 roku i jest to pojazd powietrzny pionowego startu i lądowania, który przypomina helikopter.
Tesla otworzył Puszkę Pandory w świecie biznesu i polityki. Wprawdzie był największym geniuszem świata, jednak mało ludzi zna jego nieprawdopodobny dorobek naukowy. Dlaczego? Odpowiedź jest oczywista, to był wróg układów, przestarzałych technologii a przede wszystkim starych źródeł energii to jest ropy, węgla, gazu. Ten zaś skarb ziemski należy do mafijnej struktury rządzących tymi zasobami i polityką. Jak pozbawić się dochodów rzędu bilionów dolarów. Trzeba było wymazać Teslę i nie pozwolić, by świat poznał jego wszystkie technologie. Teraz zapala się światło wolnej energii i mam nadzieję, że ten kryzys i te przeobrażenia ludzkiej świadomości dadzą podstawy do lepszego spopularyzowania tych informacji na wagę największych diamentów świata. Zapewne nie będzie to łatwe pokonać największe siły hamulcowe postęp, bo one są w każdej społeczności wszystkich krajów, a szczególnie tych, którzy decydują o przyszłości świata.
Zgadzam się. Tesla był największym geniuszem, ale i ogromnym zagrożeniem. Musieli się go pozbyć. Do dziś mało prawdopodobne, by wolna energia ujrzała światło dzienne, bo Ci najbogatsi, sterujący tym światem stracili by wiele. Zwłaszcza kontrolę nad społeczeństwem.
Obok Babuszki stoi Charles Brehm wraz ze swoim synem, który zeznał później, iż w ogóle z obecności kobiety stojącej za nim nie zdawał sobie sprawy. Na klatce numer 288 filmu Zaprudera, dwie sekundy przed pierwszym strzałem, wyraźnie widać, że kobieta filmuje przejazd prezydenckiej kawalkady. Znawcy rzeczy są przekonani, że używała ona 8-milimetrowej kamery amatorskiej, takiej samej, z jakiej korzystał Abraham Zapruder.
Tym razem to jednak naturalna formacja, podobnie jak Yonaguni. Po co miano by budową superpiramidę na dnie oceanu? Bo że kontynenty nie przesunęły się aż tak bardzo na przestrzeni ostatnich dziesiątków tysięcy lat, to wiadomo z geologii.
Polska inteligentna Cidada jest tutaj: https://www.facebook.com/pg/PDZWT/posts/
Dariusz Baliszewski nie pisze kolejnej biografii Naczelnego Wodza, skupia się jedynie na wybranych wątkach z życia Sikorskiego by wyjaśnić pewne jego decyzje i rolą jaką odgrywał w strukturach rządu londyńskiego. Wiele miejsca pozostawia autor na opis agenturalnej przeszłości Sikorskiego z okresu I wojny światowej, konfliktu z Józefem Beckiem i karierze wojskowej w latach dwudziestolecia międzywojennego. Ponadto znajdziemy artykuły poświęcone okolicznością związanymi z pobytem generała w Afryce Północnej, rozmowom Sikorskiego z Rooseveltem, sytuacji geopolitycznej i relacji Naczelnego Wodza z przywódcami aliantów. Narracja autora zostaje ubogacona o wątek opozycji wobec Sikorskiego wśród polskiego rządu na uchodźstwie, która chciała jak najszybciej odsunąć go od władzy.
W tym roku ludzi jakby trochę mniej (odżyła Turcja?), namiot kulturalny z centralnej pozycji przeniósł się na uliczkę odchodzącą od głównej przy Domu Whisky, a Indianie zaczynają swe serenady później niż zwykle. Nadal jest to jednak piękne miejsce.
No więc jeżeli masz małe dzieci to definitywnie zaczynasz od parku (nie adventure). Są tam spotkania z maskotkami, zabawy i przejażdżki dla raczej mniejszych dzieci. Choć nie powiem dużych też rajcuje zdjęcie z myszką miki. Generalnie kulminacyjnym punktem programu są fajerwerki na zakończenie (zamknięcie). Są wykonane trochę podobnie jak w czołówce Disneya (czyli z tą gwiazdką lecącą łukiem od prawa do lewa). Doświadczenie super. W stosunku do Universal Studios trochę brakuje mi motywów muzycznych. Odwiedzasz Indianę Jonesa i stojąc w kolejce motyw z filmu pojawia się może łącznie przez minutę. Jest strefa wspinania się po linach, niezliczona ilość kolejek/wagoników/przejażdżek itp. Wszystko raczej dla mniejszych dzieci. Oczywiście są wyjątki od tej zasady więc odwiedzając park warto kupić bilet do obu. Monorail, który teraz nie robi wrażenia ale w dobie wybudowania musiał być szczytem futurystycznej wizji transportu. Adventure Park to coś dla starszych. Rollercoastery, wyścigi i wszystko co generuje przypływ adrenaliny. Praktycznie każda atrakcja jest super przy czym długość kolejek jest olbrzymia a jak widzę czas oczekiwani 200 minut to mi ręce opadają. Mamy tu np. atrakcje widoczne na filmie Gliniarz z Beverly Hills ;), z pewnością warto odwiedzić. Warto odwiedzić zwłaszcza, że to chyba pierwszy Disney budowany i projektowany oryginalnie przez samego Walta Disneya. Atrakcja z tych całodniowych. Musisz być na samo otwarcie i spokojnie ledwo czasu starczy aby wszystko obejść (i objechać) do wieczora.
Uuuuu… [xxx]fobia.
Niepoprawne politycznie wywody… i nie zostało to usunięte? Trudno uwierzyć!
Co ciekawe, projekt tego hotelu był jedną z propozycji przebudowy tzw. Strefy Zero na Manhattanie, niestety idea nie została przyjęta.
Szwecja od ładnej dekady jest już bardziej islamska niż europejska. Ruscy nie będą musieli jej najeżdżać, o co tak bardzo teraz boją się media szwedzkie, postulując zwiększenie funduszy na obronność, bo zostanie rozsadzona od środka.
Teraz w najbliższych wyborach może się to nie tyle skończyć, co dojdzie do radykalizacji tzw. zwykłych obywateli.
Czasami mam wrażenie, że „bycie europejczykiem” znaczy tyle co „bycie trendy”: używaj sobie życia ile chcesz, jak masz ochotę na marihuanę, to sobie zapal (jest dostępna w każdej aptece lub „Coffee Shopie), jak masz ochotę na dziecko, to jest „in vitro” (refundowane z państwowych – czyli podatników – pieniędzy), jak nie masz ochoty na dziecko, to – rzecz jasna – możesz się „wyskrobać”, a jak ci się odechce życia, to możesz się udać do najbliższego gabinetu lekarskiego i poprosić o „zastrzyk śmierci”.
No ja mam osobiście nadzieje, ze te ceny wreszcie stana sie ludzkie albo rzad ogarnie dla kierowcow elektrykow jakies dobre profity jesli chodzi o oplaty. Na szczescie cennik greenway’a jest przystepny. Tak jak sie spodziewalismy stawki jak przy utrzymaniu spalinowego auta no i dzialania proklient jak zrobili teraz w te wakacje ze znizkami za ładowanie
Ja mam bardzo brzydkie podejście do matematyki, w tym sensie iż niestety wiem że jest ona jedynie prostym narzędziem wynalezionym przez człowieka do ujarzmienia otoczenia a nie jakąś fundamentalną zasadą Wszechświata. Dlatego na wszelakie dziwne prawa oraz paradoksy logiczne patrzę trochę z przymrużeniem oka. Jeżeli się pojawiają to świadczą o niedoskonałości narzędzia a nie przedmiotu badanego.
Z tego wynika prosty wniosek: jeżeli prawo Benforda się sprawdza (a sprawdza się niewątpliwie) to znaczy że sprawdza się w stosunku do statystyk. Z czego z kolei wynika dla mnie prosty fakt: dość śmieszne prawo się sprawdza, ponieważ same statystyki są do pewnego stopnia śmieszne i dosyć uznaniowe. Co pociąga za sobą kolejny wniosek: matematyka jako całość jest uznaniowa.
Moim zdaniem: jeżeli cyfry symbolizujące mniejsze ilości obiektów wyskakują w statystykach częściej to jest to kwestia czysto psychologiczna, to znaczy że człowiek wytworzył system (matematykę), który jest naturalnie skłonny do podlegania pewnym skłonnościom ludzkim. Takim jak upraszczanie i dążenie do łatwizny. Innymi słowy, prawo Benforda mówi zapewne więcej o człowieku niż o matematyce i statystyce.
🙂
Przypominam, że w 1992 roku agenci Mossadu zamordowali w Warszawie byłego premiera Polski Piotra Jaroszewicza oraz jego żonę. Powodem zabójstwa były dokumenty, jakie posiadał premier zdobyte w 1945 roku w pewnym zamku w pobliżu Zgorzelca, a które jasno wskazywały , że obydwie wojny światowe wywołała rodzina Rothschild z Londynu.
To, że UFO w Emilcinie to bajka wiedziałem na wiele lat przed ukazanie się książki B.Rdułtowskiego. Pojazd o takim prymitywnym wyglądzie nie ma właściwości aerodynamicznych aby móc latać nie tyle w atmosferze co w całej przestrzeni kosmicznej. Napęd stanowią wirki ale czym napędzane? Wiatrem? Nie róbmy śmiechu.Wolski opisywał, że w środku pojazdu nie było prawie nic.Prawa fizyki są w całym Kosmosie takie same, dlatego my jak i Obcy z tych samych powodów tj. przez ograniczenia fizyczne nie możemy odwiedzać się wzajemnie.
Dziwne są natomiast dwie rzeczy:
1.Przepytywanie Wolskiego przez Kietlińskiego i Blanię o znajomość z Wawrzonkiem ma miejsce (wg Blani) 10 czerwca 1978. A Wolski w ogóle nie pamięta Wawrzonka choć ten jako pierwszy przybył do Emilcina i do 10 czerwca był tam co najmniej kilka razy. A Wolski nie pamięta osoby Wawrzonka. Czyżby zmowa w relacji Wawrzonek – Wolski a może sugestia posthipnotyczna zadziałała?
2. Pani Helena Warzonek w rozmowie z Nautilusem (film na YT z 2017) twierdzi, że została zmanipulowana przez B.Rdułtowskiego i wypiera się tego co zrelacjonowała w formie wywiadu na piśmie udzielonego autorowi? Czyżby Nautilus zapłacił jej za zmianę wersji? Jeśli p. Helena twierdzi, że ją podstępnie wrobiono to dlaczego nie wytoczyła jeszcze procesu autorowi książki?
Co do ostatniego – wyobrażasz sobie, żeby około 70-letnia kobieta leciała do sądu procesować się z jakimś facetem? Ona nie wie pewnie jak się zakłada sprawę cywilną czy karną, no a poza tym musi mieć adres Rdułtowskiego, a bez zatrudnienia detektywa mogłoby to być trudne do uzyskania.
Ciekawy skarb, tylko jak na mój gust za mało w nim złotych elementów. Trudno byłoby mnie przekonać, że srebrne pierścienie to takie bógwico.
Wiadomość z maja 2014 jest taka, że Victor Orban wyłożył 15 milionow euro na zakup od niezidentyfikowanych handlarzy z Londynu 14 sztuk skarbu Sevsa. W ich skład wchodzą m.in. „Hunting Plate” i „Dionysiac Ewer”. Skarb miał być wystawiony w budapesztańskim parlamencie. Jak widać, pan Orban nie tylko zakłada chomąto na złodziejskie banki, ale dba również o odzyskiwanie dobra narodowego w sferze kultury.
Pokuszę się o drobną refleksję na temat całego zdarzenia z 4 lipca 1943 roku. W czasie, kiedy do wiadomości publicznej dostały się informacje o zamordowaniu przez sowieckich Rosjan ponad 20 tysięcy polskich żołnierzy i oficerów Polska była w sytuacji, w której jedynym atutem naszych sił zbrojnych był zapał do walki. Już nie liczebność polskiej armii była ważna ani jej wyszkolenie, co stanowiło atut w czasie bitwy o Anglię. Churchill mógł wykorzystać potencjał militarny i wiedzę amerykanów oraz brzydko mówiąc mięso armatnie Rosjan i w ten sposób, z czystymi rękami i bez narażania Brytyjczyków mógł prowadzić wojnę w Europie. I taką właśnie politykę chciał prowadzić. Jednak jak wspomniałam Churchill nigdy nie był zwolennikiem wysyłania na wojnę swoich żołnierzy masowo, co bez wątpienia było powszechną praktyką w czasach imperium brytyjskiego, więc nie bardzo wierzę w fakt, iż zgodziłby się on na zamordowanie w jednym samolocie z Sikorskim i jego ludźmi wszystkich członków załogi samolotu – Brytyjczyków – wraz z dwoma członkami parlamentu brytyjskiego i kolejnych dwóch brytyjskich agentów. Mam wrażenie, że w całej sprawie wszyscy zbyt ważną rolę przypisują Sikorskiemu i zapominają o innych ofiarach katastrofy. Jeżeli doszło do sabotażu to na pewno bez wiedzy i bez przyzwolenia Churchilla i jego rządu. Niestety, co stwierdziła komisja prowadząca dochodzenie w 1943 oraz późniejsze w 1969 roku, zabezpieczenie samolotu w czasie postoju w Gibraltarze pozostawiało wiele do życzenia i mogło dojść do umyślnego uszkodzenia samolotu. To czy na pewno tak się stało podejrzewam, iż znalazło się w dokumentach dochodzenia prowadzonego przez służby specjalne. Przecież Wielka Brytania nie mogła przyznać się publicznie do tego, iż na terenie jej bazy wojskowej, tuż pod nosem strażników, jakiś agent podszedł do samolotu niezauważony i coś tam uszkodził. W tej sytuacji politycznej jakiej znajdowała się Wielka Brytania usunięcie Sikorskiego też nie leżało w jej interesie. Sikorski, choć twardo stawiał sprawę to jednak dążył do porozumienia ze Stalinem. Żaden innych Polski polityk w tym okresie nie mógł zastąpić Sikorskiego w tych dążeniach. Jeżeli więc weźmiemy pod uwagę, jakie straty w tej katastrofie poniosła Wielka Brytania to czy nie nasuwa się jednak na myśl, że to raczej nie oni pomordowali swoich ludzi w samolocie i jeszcze jakiś aktorów, agentów polskich i kurierów. Bo i po co? Jakie korzyści ze śmierci Sikorskiego miała Wielka Brytania? To, że ułatwiła Rosjanom zatuszowanie prawdy o Katyniu na kolejne 50 lat? Rosjanie mieli pewnie setki okazji żeby pozbyć się Sikorskiego i prawdę mówiąc to właśnie Rosjanie najpowszechniej stosowali pozbawienie życia jako sposób usunięcia wrogów politycznych. Dlaczego wszyscy oskarżają Brytyjczyków? Tu właśnie pojawia się kwestia możliwości polskiego wojska i służb specjalnych. Polska armia nie miała możliwości sama przeprowadzić takiej operacji. Brak sprzętu, środków łączności, prawdopodobnie brak w otoczeniu Sikorskiego ludzi gotowych do takiego czynu zmusił ludzi szukających sensacji do włączenia w sprawę Brytyjczyków. Wracają do filmu dokumentalnego Generał zauważyć trzeba, iż Baliszewski opowiada o tym ważnym elemencie, jakim jest otoczenie Sikorskiego w sposób nieskładny i chyba bez dostatecznego zdecydowania. W jednym odcinku twierdzi że Sikorski „….nie ma swoich ludzi. Wystarczy zobaczyć z kogo konstruuje rząd.” aby w kolejnej cześć powiedzieć „Sikorski otaczał się ludźmi oddanymi sobie” i w myśl tej idei zorganizował obóz na wyspie Bute. To jak to jest z otoczeniem Sikorskiego? Może jednak jest tam ktoś, kto wykorzystując luki w procedurze zabezpieczenia samolotu, dopuszcza osoby trzecie do samolotu? Ale dowodów na to nie znajdziemy w odtajnionych dokumentach. Możliwe jest też, że takiej osoby nie ma i tu powstaje problem dla sensacyjnych podejrzeń o przyczyny śmierci gen Sikorskiego bo nie ma jak dostać się do samolotu aby tego sabotażu dokonać. Trzeba więc wymyślić sensacyjną teorię o masowym morderstwie i udziale Brytyjczyków bo inaczej nie zaciekawi się opinii publicznej i nie zarobi pieniędzy.
He, he Gwiezdny Kupiec i Labirynt Śmierci – grało się (łezka się w oku kręci). Do tego były jeszcze jakieś gry o potworach ale nazwy nie pamiętam 🙁
Kojarzę jeszcze grę stworzoną razem z bratem The Goonies (planszę mam do dziś ale zasady gdzieś się zgubiły). Potem dzięki kuzynowi odkryłem gry strategiczne Oprracja Lew Morski, Ardeny 44.
Akademikom z trudem przyszło przyznanie, że elektryczność była już znana w Starożytności.
Ta bateria z Bagdadu to żadne wielkie tajemnicze odkrycie :/ Nie wiem czemu tak się tym jarają. Na tamtych terenach takie baterie były jeszcze używane do niedawna (może jeszcze są) przez miejscowych złotników do galwanizacji (pokrywania przedmiotów cienką warstwą metalu np. złota). Metoda ich wykonania i działania były przekazywane z ojca na syna od tysięcy lat.. a samo wytworzenie takiej bateryjki nie było czymś nadzwyczajnym… wszystko co potrzebne było pod ręką 🙂 Więc sumując bateria z Bagdadu nie jest żadną tajemnicą :)))PS. jestem archeologiem.
Nie wszyscy naukowcy uważają, że znalezisko to faktycznie było baterią. Grupa archeologów jest zdania, że obiekt ten mógł służyć jako naczynie do przechowywania papirusów. Podobne obiekty o takim zastosowaniu znaleziono bowiem w pobliskiej Seleucji, choć naczynie znane jako bateria z Bagdadu trochę różniło się wyglądem i nie zawierało żadnego papirusu. Jak twierdzi historyk nauki Marjorie Senechal w wywiadzie dla BBC: ‘_nikt nie ma pewności, do czego mogły służyć takie obiekty, ale nie można wykluczyć, że były to baterie, ponieważ ich repliki działają’. Trudno nie zgodzić się z takim stwierdzeniem odnośnie tej baterii. Eksperymenty wykazały, że obiekt ten wytwarzał prąd (od 0,5 V do 2 V), jednak nie oznacza to od razu, że w starożytności na porządku dziennym używano elektryczności. Zapewne wcale tak nie było, choć i tak 'bateria’ z Bagdadu to fascynujący artefakt.
Prąd mierzymy w jednostkach A (Amperach) a w Voltach mierzymy różnicę potencjałów. Owa różnica potencjałów powoduje przepływ prądu, czyli ruch ładunku elektrycznego. Tak więc niewłaściwym jest stwierdzenie o wytwarzaniu prądu (od o,5 do 2V). Właściwym jest określenie o wytwarzaniu prądu pod wpływem różnicy potencjałów 0,5 do 2V, wynikłej z zastosowanych materiałów (miedź, żelazo) co jest powiązane bezpośrednio z szeregiem napięciowym metali.
A może Lewis Carroll? Kolejnym aspektem przewijającym się w całej sprawie jest fakt, że mordercą musiał być ktoś, kto znał się na anatomii, a przynajmniej potrafił elegancko kroić człowieka. Podobno Lewis Carroll dysponował pokaźnym zbiorem książek medycznych – aż 120 pozycji (niczym pieprzony Hannibal Lecter). Kiedy Wallace podzielił się ze światem swoją teorią, zawrzało. Nikt nie chciał słyszeć, że autor książek dla dzieci mógłby dopuścić się tych ohydnych zbrodni. Myślę, że nie ma w tym nic dziwnego, bo człowiekowi dużo lepiej się żyje, kiedy utarte schematy są na swoim miejscu. Autor miłych dziecięcych opowiastek nie może być zły i już. Po tylu latach trudno powiedzieć, jak blisko prawdy był Wallace, kiedy wpadł na pomysł, że Lewis Carroll mógł wiosną 1888 roku zapuszczać się w niespokojne rejony East Endu, by z zimną krwią mordować prostytutki.
Od 10 lat Gdynia próbuje sprzedać nadmorską nieruchomość przy ul. Orłowskiej, na której znajdują się pozostałości po legendarnym klubie nocnym Maxim. Bezskutecznie – mimo kilku przetargów do sprzedaży nie doszło, a dawny Maxim popada w ruinę. Ostatnio coraz częściej koczują tam narkomani i bezdomni, którzy urządzają libacje.
Labirynt śmierci był za trudny, to Pelennor był pierwszy 🙂
Zdaniem archeologów przy budowie pracowało kilkaset tysięcy ludzi przez 20 lat. A trzeba wiedzieć, że cały Egipt w tamtych czasach miał około miliona mieszkańców. Musiały zdarzać się chwile, że przy wznoszeniu grobowca pracowali wszyscy zdolni do pracy Egipcjanie. Badacze wciąż nie mają pojęcia, jak faraonowie nakłonili poddanych, aby poświęcili życie na budowę tego giganta.
Czyli tercet Hoffa-Marcello-Giancana przy użyciu kiziorów w stylu Ferrie, Ruby czy Brading i cichym pozwoleniu CIA?
Hoffa moim zdaniem mógł podsunąć pomysł, ale w samej akcji nie brał udziału. Generalnie to co napisałeś jest bardzo bliskie mojemu postrzeganiu Dallas. Całą najbardziej prawdopodobną moim zdaniem sekwencję wydarzeń 22 listopada 1963 opiszę już wkrótce na Tungusce.
A czy wiecie dlaczego taka akcja była możliwa w Polsce a na Zachodzie już nie?
W Polsce plan na wypadek ataku nuklearnego był prosty: kogo bomba tego bęc. Schronów dla ludności praktycznie nie było. Ludzie którzy przeżyliby atak mieli szukać pomocy w niezniszczonych miastach, w aptekach mieli pobrać płyn Lugola żeby chronić się przed wchłanianiem radioaktywnych izotopów. Zakładano, że wiele aptek(centralnie zarządzanych) zostanie zniszczonych więc każda apteka miała mieć zapas płynu dla 500% populacji swojego okręgu.
W 1926 roku Dynasy zostały przebudowane. Powstał pałacyk WTC z salami: gimnastyczną i do jazdy na rowerze. W 1937 roku WTC „Dynasy” przestało istnieć. Budynek panoramy przebudowano na warsztaty samochodowe. Powstała ulica Dynasy z domami mieszkalnymi. Na ulicy Sewerynów na miejscu gmachu bazarowego wzniesiono pięciopietrowy blok mieszkalny.
Teraz podobny cyrk zaczyna się robić z Warszawą. Korzysta z podzespołów Forda, ale sam Ford nic nie wie o takiej współpracy 😀
Rok temu Łomianki okazały się fanami Dirlewangera. Patrioci zamieścili tam mural mający dotyczyć Powstania, na którym znalazła się ekipa Dirlewangera.
Mglisty, jak wszystko związana z Atlantydą.
Połączyli Atlantydę z Egiptem na długo przed Cayce’em.
Jeśli sfałszowano to, musiało się to dokonać w XX wieku.
Rejon Heysel do najbezpieczniejszych nie nalezy. W ogole cala zachodnia Bruksela jest malo bezpieczna. W przeciwienstwie do wschodniej, gdzie ryzyko zostania okradzinionym (czy tez napadnietym) jest wlasciwie minimalne. Do dzielnic typu Jette, Anderlecht. Ganshoren, Moleenbeek lepiej jednak nie zapuszczac sie jesli nie ma takiej potrzeby.
Piotrek jest wyjątkowym człowiekiem . Jego pożyteczne i bezinteresowne działania powinny być doceniane zawsze i każdorazowo 🙂 Szlachetna postawa godna naśladowania!
a ja polecam coś sprawdzonego naukowo czyli jonizację ujemną działa sprawdzone na grupie badawczej kilku tysięc pacjentów i myszy zobaczcie sami http://www.komorajonizacyjna.pl
Wszystko pięknie, tylke tylko, że Tiahuanaco datowane jest na ok 2500 lat, więc…
wg Poznanskiego ma 17 tys. lat –2500 to data wybrana by byla wiarygodna dla swiata naukowego —
Tak trochę na marginesie zastanawiam się, że od samego początku chrześcijaństwa była jedna wielka zadyma. Weźmy takiego Jezusa: chłopina wjeżdża tryumfalnie na osiołku jak jaki Cesarz Oktawian do Jerozolimy a za kilka dni już go krzyżują. Się zastanawiam co on takiego przeskrobał ? 🙂
3do nie mogło się udać, skoro stali za nim ludzie, którzy nigdy wcześniej nie robili gier. Hawkins tylko wydawał je. Nie czuli sprawy, nie rozumieli rynku.
Czerwonawa skała opuści Układ Słoneczny w styczniu. Naukowcy chcą do tej pory dokładnie ją zbadać. Pojawiły się bowiem podejrzenia, że nie jest to naturalny obiekt, lecz statek obcych.
Jak informuje sputniknews.com, 13 grudnia w Pierwszego Posłańca zostanie wycelowana 100-metrowa czasza teleskopu w Green Bank w Wirginii Zachodniej. Jest to największe tego typu w pełni sterowalne urządzenia na świecie. Sprawdzi, czy planetoida nie wysyła sygnałów radiowych.
Jest jeden problem z tą teorią. Morze Sargassowe ma średnio 5000 metrów głębokości. Czyli Atlantyda zapadłaby się tak głęboko?
Pewnie nie. Moim zdaniem mogło być tak, że morze sargassowe było już wcześniej ich naturalnym tarliskiem, tyle że nie musiały przemierzać aż tak długiej drogi do Europy, bo Atlantyda była bliżej. Ale nie na samym morzu sargassowym.
Podobny przypadek jak z Hooverem. Z tym, że „przyjaciel” szefa FBI był znacznie mniej kłopotliwy.
Ale też był chyba kochankiem, a ten od Nixona wydaje się po prostu dobrym kumplem, do którego Nixon zwiewał od męczącej go żony.
Jak bardzo różniła się ówczesna herbata od dzisiejszej, najlepiej oddają własne słowa Lu Yu z trzeciego rozdziału „Księgi herbaty”, gdzie w bardzo poetycki sposób opisuje jej dobre i złe odmiany:
„Herbata posiada niezliczoną ilość form. Mówiąc zwięźle: herbata może mieć powierzchnię pomarszczoną jak buty noszone przez ludy północy, może być mięsista i dorodna jak pierś dzikiego wołu, skłębiona jak kłęby dymu wyłaniające się z jaskiń, w kształcie zmarszczek powstających na wodzie podczas podmuchu wiatru, może być lśniąca jak wypolerowane gliniane naczynie lub o powierzchni świeżo zaoranego pola, spłukanego ulewnym deszczem. Wszystkie te herbaty są wysokiej jakości. Niektóre herbaty mają liście o szypułkach grubych i twardych jak pień bambusa. Herbata taka z trudnością poddaje się procesowi podgrzewania na parze i ubijania. Jeszcze inne herbaty przypominają zmarznięte płatki lotosu. Ich liście i szypułki są zwiędnięte i utraciły już swój pierwotny kształt. Są to herbaty o złej jakości.”
Platon w swoim dialogu o Atlantydzie przedstawił 11 opisów i teorii mówiących o kulturze Atlantydy. Z jego dialogu wynika, że ten kontynent był większy niż cały półwysep arabski, a królował na nim Bóg Posejdon. Nazwa Atlantyda wywodziła się od imienia pierwszego syna Posejdona, Atlasa. Ląd umiejscowiony za słupami Herkulesa, za Gibraltarem, na oceanie Atlantyckim był podzielony na dziesięć różnych terytoriów. Platon opisał stolicę Atlantydy jako wielkie miasto, mieszkało tam bardzo bogate społeczeństwo. Zajmowali się polityką i posiadali armię. Egipskie zapisy opisują wojny między Ateńczykami i Atlantami, również wspominają, że obie te cywilizacje były zniszczone podczas wielkiej katastrofy jaka wydarzyła się w tamtych czasach.
Tylko że Platon jedynie zajawił temat. Spopularyzował ją na całym świecie amerykański kongresmen z Minnesoty Ignatius Donelly (1831-1901). Po wycofaniu się z życia politycznego zajął się swoją pasją – poszukiwaniem zatopionej wyspy Platona. Napisał o Atlantydzie książkę „The Antediluvian World” (Świat przed potopem), którą wydał w 1882 r. Dotarł z nią wówczas do większej grupy ludzi niż Platon ze swoimi „dialogami”. Nie zaszkodził mu nawet sceptycyzm Karola Darwina, któremu wysłał swoją pracę jeszcze przed publikacją. Darwin nie podzielił przekonania Donelly’ego, że „wszystkie wielkie postępy cywilizacyjne i technologiczne wyrosły na zaginionej wyspie Platona” i stamtąd rozprzestrzeniły się po świecie. Stwierdził, że są „mało przekonujące”.
Wzbogaconą przez Donelly’ego historię Atlantydy jako kraju wywierającego cywilizacyjny wpływ na wszystkie państwa na świecie podchwycili jednak m.in. jasnowidze i mistycy. Po swojemu uzupełniali i podsycali legendę. Najmocniej zaznaczyli się wśród nich: Madam Blavatsky (rosyjska okultystka Helena Bławatska) z książką „The Secret Doctrine” z 1888 r. oraz jasnowidz i medium Edgar Cayce.
Atlantyda – wyjaśnienie zagadki wydaje się niezbyt trudne. Żeby to zrozumieć należy usiąść przed mapą Europy i przyjrzeć się Morzu Śródziemnemu. Cieśnina Gibraltarska to jest wyjaśnienie. Przyjmijmy, że Europa łączyła się z Afryką poprzez właśnie tą cieśninę. A to jest więcej niż prawdopodobne. Teraz sensacyjna wiadomość: na Morzu Śródziemnym istniała wyspa, a właściwie jeszcze istnieje o nazwie Kreta. Tam rozwinęła się cywilizacji minojska. O niej to pisał już Herodot i Tukidydes. Ale kto jest zainteresowany to sam znajdzie o niej odpowiednie informacje. Ważne że istniała i była bardzo rozwinięta. Wody oceanu Atlantyckiego napierają na ziemie w okolicach obecnego Gibraltaru. Dzieje się to w dość długim okresie czasu oczywiście. Obecne Morze Śródziemne było jeziorem położonej poniżej poziomu oceanu. Wody oceanu Atlantyckiego napierały i napierały, aż wreszcie przelały się przez obecną cieśniną Gibraltarską zalewając wszystko co było położone poniżej. Część Krety również była położona niżej i dlatego większa część powierzchni zniknęła pod wodami. Część położona najwyżej została do czasów współczesnych. Ot i cała prawda.
Są też inne podobne hipotezy. Na przykład Oko Sahary, które mocno by pasowało do platońskiej wizji. Za Gibraltarem, w Afryce, są słonie, kiedyś były tam rzeki. Niestety brak odkryć archeologicznych. Szkoda że spalono bibliotekę w Aleksandrii, bo dużo tajemnic świata poszło z dymem. Przypominam, że Troję platońską nikt poważnie nie traktował aż do odkrycia przez Schliemanna.
Pierwsze ślady cywilizacji doliny Indusu znaleziono blisko 200 lat temu, czyli to właściwie początki archeologi we współczesnym rozumieniu. Nikt tego nie kwestionuje, bo znaleziono tam mnóstwo dowodów materialnych. Zgadzam się, że mogła istnieć jakaś cywilizacja, której jeszcze nie odkryliśmy, ale miasto wielkości współczesnej Warszawy nie mogło tak po prostu wyparować nie pozostawiając po sobie śladów i mało prawdopodobne jest, żebyśmy go dotąd nie znaleźli. Zazwyczaj upadek jednej cywilizacji powoduje powstanie kolejnej. Jeśli czegoś nie znaleźliśmy to raczej dlatego, że zostało zadeptane (często celowo), przez następców. Cywilizacje generalnie powstawały w obszarach gęsto (jak na tamte czasy) zaludnionych, a nie na środku pustyni, pół tysiąca km od najbliższego źródła wody. To możliwe, że na Saharze funkcjonowały jakieś osady w okół oaz, po których nic nie zostało, ale nie mogło to być nic choćby podobnego do opisów Atlantydy. Oczywiście można iść w fantastykę i przyjąć, że 100 tys lat temu, w poprzednim interglacjale rozwinęła się jakaś cywilizacja, ale bez dowodów to tylko fantastyka.
Tak dla oświecenia Afryka była zielona poziom wód mógł być wyższy niż obecnie więc Atlantyda mogła być tam
Jak się okazało, za ucieczkę ludności na wschód odpowiedzialność ponosiło… nasłonecznienie.
– Zanim jeszcze osiedli tam ludzie, rzeki płynące w okolicy były rzekami zasilanymi przez wyjątkowo silne monsuny i jako takie przyczyniały się do występowania rzek z koryt, powodując powodzie – mówi Giosan. – W czasie, w którym nastąpił rozkwit cywilizacji doliny Indusu monsuny osłabły, ale nadal były intensywne. Woda, którą wylewały rzeki użyźniała okoliczne tereny, pozwalając rozwijać się Kulturze Mohendżo-Daro przez prawie 2 tys. lat – dodaje.
– Jak wynika z naszych badań, doskonałe warunki zawdzięczano nasłonecznieniu, które jest cyklicznie zmienne i które wpływa na charakter monsunów – mówi Giosan. – W ciągu ostatnich 10 tys. lat na Półkuli Północnej największe nasłonecznienie występowało 7-5 tys. lat temu, a potem już systematycznie się zmniejszało. To oznacza, że cały ziemski kilmat, łącznie z monsunami, był napędzany mniejszą ilością światła słonecznego. W efekcie znacząco straciły na sile, co równało się mniejszym dostawom wody – tłumaczy.
Kurde, tyle szczegółów z taką dokładnością podał ten Platon, ale lokalizacji to podać nie umiał, a przecież Grecy byli bardzo dobrzy z geografii. No i co z Berberami, którzy żyją tam od tamtych czasów i są chociażby autorami tych malunków słoni. Zapomnieli, czy spisek i po prostu nikomu nic nie mówili? Przy okazji te malunki to jak rozumiem z Tassili n’Ajjer? Tylko, że stamtąd jest nieco bliżej do Aten niż do Oka. 2000km, a to najbliższe miejsce w Afryce gdzie znaleziono takie rysunki. To już bliżej do stanowisk w Hiszpanii. Że niby tak zajebiście rozwinięta cywilizacja i nic by po sobie nie pozostawiła, nie wpłynęłaby na rozwój okolicznych ludów, nie prowadziłaby żadnego handlu.
Hipoteza z zalaniem a następnie wypiętrzeniem jest niedorzeczna, bo to dość łatwo ustalić i mamy dość dobrą wiedzę na ten temat. Owszem obszar dzisiejszej Sahary był zalany… 100mln lat temu. Za czasów dinozaurów.
Oczywiście autor zupełnie pomija te fragmenty, które się nie zgadzają, np. że Atlantyda leży na wyspie większej niż Libia (Afryka) i Azja, a Grecy wiedzieli, że Azja jest wielka.
Wydaje mi się że chodziło tam o Azję w sensie Azji Mniejszej, a co do Libii to zapewnie chodziło o jej wybrzeża
Rozmawiałem na Krecie z archeologiem ( francuz, który poświęcił całe życie na badanie Krety) na temat Atlantydy. Pokazał mi stare drzewko oliwne pod którym siedział i pisał Platon. Atlandyta wg Platona była dla Krety przestroga przed zbytnim bogaceniem się Kretenczykow i odchodzeniem od „starych zasad”. Powiedział mi tak. ” W tamtą stronę masz pasmo górskie Atlas w drugą ( teren Turcji) góry Ignis czy Inis ( teraz nie pamietam, o jakie góry mu chodziło bo mówił o starogreckich nazwach). A starożytna nazwa Atlandyty to było połączenie tych dwóch nazw gór Atlantidis ( jakoś tak). I Ze punkt centralny pomiędzy tymi górami to właśnie Kreta. Do tego opowiedział jak chrześcijaństwo zmieniło historię Krety. Jak zniszczony został kult kobiet. Jak bóstwa, które byly czczone zostały zamienione na chrześcijańskie ( slynna kobieta z wężami – zakryto jej piersi i w rece wstawiono świeczki i tak stala sie Maryja czczona do dzisiaj). Opowiedział o Labiryncie Minotaura, który istniał naprawdę – tunele i jaskinie wydrążone w jeden z gór. O tym co sie tam dzieję z człowiekiem. Niemcy chcieli dać kase na wykopaliska w Gortynie i wejście do labiryntu ale po tym jak weszli Grecy zmienili warunki współpracy i Niemcy zabrały kasę. Starogrecka nazwa labiryntu była z zaimkiem kobiecym i wprost odnosila sie do łona, chrześcijanie zmienili na męsk.i O tym ze Konsoss to byla świątynia zmarłych i ze wszystko rozgrywało sie w Gortynie ale z racji tego, ze Heraklion to miasto turystyczne to nie chcą Grecy tego zmieniać itd. To było świetne spotkanie…
Ale dzisiaj mamy technologię, która pozwala sprawdzić, czy jest tam cokolwiek, co wygląda na zbudowane ręką ludzką i to bez rozkopywania całości od razu. Można część tego terenu przeskanować LIDAR-em. Na Bliskim Wschodzie, na terenie Turcji, Syrii i Izraela znajdowane są megalityczne struktury, które datuje się nawet na 9000 lat p.n.e., a może i wcześniej. Np. w Gobelik Tepe. Kilka z nich lekko wystawało tam ponad powierzchnię gruntu, ale większość zlokalizowano (podobnie jak np. niedawne odkrycia rozległych budowli Majów) po przeskanowaniu terenu.
I nie, nikt tych odkryć nie ukrywa. Nie uczyliście się o nich w szkole, bo np. w Gobelik Tepe na poważnie zaczęto grzebać w 1994 roku. Ja już wtedy chodziłem do szkoły, to o czym niby miałem słyszeć? Do teraz odsłonięto zaledwie kawałek tego terenu i nie bardzo wiadomo, co to w ogóle jest. Podejrzewa się, że może sanktuarium. Po prostu jest za wcześnie, wiadomo za mało, a nauka z prawdziwego zdarzenia ostrożnie wyciąga wnioski i jedynie na podstawie dowodów.
Ale jak są dowody, to nauka nie boi się fundamentalnie zmieniać swoich twierdzeń. Np. wspomniane odkrycia zabudowań Majów wywracają na głowę naszą wiedzę o tej cywilizacji, jej zaawansowaniu i nawet populacji (wstępne szacunki przemnożyły ją przez 10).
Zatem jeśli chcecie przyśpieszyć sprawę, to możecie robić ściepę na LIDAR. Jak nie, to pewnie i tak w końcu ktoś to sprawdzi, bo ludzie są z natury ciekawi.
Czy po ponad pięćdziesięciu latach od premiery poetycki horror Kobayashiego jest w stanie kogoś przestraszyć? Odpowiedź zależy w mniejszym stopniu od wieku filmu i ówczesnych metod powodowania w widzu lęku i przerażenia, a w większym od osobistego upodobania w japońskiej grozie. Pytanie o to, którą wersję Kręgu woli dana osoba, jest dobrym papierkiem lakmusowym, aby sprawdzić jej tolerancję na bardzo specyficzny i różny od zachodniego ton filmowego horroru. Kwaidan, czyli opowieści niesamowite to jedna z pierwszych pozycji, dzięki którym świat poznał, na co stać Japończyków w kwestii straszenia na ekranie, nawet jeśli ma ono w sobie dużo teatralności. To jednak bez znaczenia, gdy ogląda się autentycznie upiorny finał Czarnych włosów lub wyjątkowo brutalny atak na Hoichiego w trzeciej noweli. Może i jest to piękne widowisko, ale ani przez moment proszę nie zapominać, że duchy i upiory są tam po to, aby przede wszystkim dręczyć żywych. Również widzów.
Boją się Etny, a przecież przy tym to Catania stanowi spacerek po parku.
Mnie w tym wszystkim martwi tylko to, że jest to n-ty już podobny incydent nad Kalifornią. Tutaj nie tropiłbym kosmitów, bo podobne zdarzenia mamy średnio co raz na tamtych terenach.
https://www.nautilus.org.pl/artykuly,2254,nadal-nie-wyjasniono-sprawy-tajemniczej-smugi-nad-kalifornia.html
Uchodźcy nie zniszczą naszej cywilizacji, bo niby w jaki sposób mieliby to zrobić ? Jeśli w EU mieszka 500 mln ludzi i jest to zarazem najbogatszy region świata, to w jaki sposób 1 czy 2 miliony uchodźców miałby cokolwiek zniszczyć ? W stosunku do całej populacji to liczby obojętne, a koszty nieznaczne. Ale to co jest mało znaczące w skali całej Unii, jest przytłaczającym ciężarem dla pojedynczych krajów, zwłaszcza krajów borykających się z kryzysem. Zniszczyć Europę mogą nie uchodźcy, a egoizm, nieczułość i brak solidarności.
To wszystko są poszlaki, a Bezosowy Washington Post twierdzi, że jednak nie wykraczały poza granicę domysłów.
https://www.washingtonpost.com/opinions/was-nixon-gay-no-but-that-doesnt-stop-the-rumor-mill/2012/01/09/gIQA4jkWVQ_story.html?noredirect=on&utm_term=.08f1e6a527ef
Szukałbym go na Narbutta….
Świetny dokument o tym, że ludzie Cheopsa nie mieli prawa wybudować Wielkiej Piramidy. Przenosząc 2 mln bloków w ciągu 20 lat musieliby jeden z nich kłaść co około 2,5 minuty. Choćby to ośmiesza oficjalną wersję.
https://www.youtube.com/watch?v=AtKIGWYrA3U
W 2022 film niedostępny. Ktoś wie gdzie go znaleźć?
To już ponad 20 lat minęło….. dobrze, że pamięć o Iluzjonie przetrwała.
Wygląda jak ślad po pocisku, tylko to oczko jest dziwne.
Fajny artykuł. Jest wiele ciekawostek nt. Piramid. Każdy się zgodzi że są tak tajemniczo fascynujące że ciężko uwierzyć że cywilizacja nie znająca koła mogła coś takiego stworzyć.
Stare egipskie przysłowie mówi – Człowiek lęka się czasu a czas lęka się piramid. Co dla mnie najciekawsze – Wielka Piramida od końca lutego do połowy października nie rzuca w południe żadnego cienia.
Zniszczony przez współczesną cywilizację kamienny komputer solarno – lunarny i gwiezdny. Przez całe wieki nie udało się ustalić, kto i w jakim celu wybudował to najsłynniejsze na świecie dzieło prehistorii. W marcu 1996 roku English Heritage ogłosiło wyniki intensywnych dwuletnich badań Stonehenge, ustalając datę powstania monumentu na 2965 roku p.n.e. A więc odpada hipoteza, że jest to obiekt celtycki, bo Celtów w tym czasie na tych terenach po prostu nie było, przyjmując błąd dokładności (+ – 2% ) pomiaru w czasie. Archeolodzy doszli do wniosku, że plan budowli zmieniał się wielokrotnie, a najwcześniejszą fazę budowli stanowił kolisty obszar o średnicy ponad 90 metrów zwany henge – otoczony rowem i ziemnym wałem. W czerwcu tegoż samego roku English Heritage ogłosiło odkrycie odkrycie jeszcze jednej fazy budowy Stonehenge, około 8000 lat p.n.e. Główny archeolog, profesor Geoffrey Wainwright stwierdził, że stały w otworach Aubreya otoczone kultem drewniane „totemy” wysokości ok 6 metrów. Dla geodety, to żadna tajemnica – totem, czyli drewniana łata pomiarowa stosowana jest w pomiarach geodezyjnych po dzień dzisiejszy. Na ich istnienie wskazuje obecność drewna drzewnego w jamach o średnicy 120 i głębokości 150 cm, które zwią się jamami Aubreya od nazwiska jego odkrywcy. Węgiel, a raczej pozostawione popioły zbadano metodą radiowęglową i uzyskano rok 8000 p.n.e…
Enki był pierworodnym synem Anu, ale nie było mu przeznaczone zasiąść na tronie Nibiru jako następca ojca. Skomplikowane zasady dziedziczenia, będące odbiciem powikłanej historii Nibiran, dawały przywilej pierwszeństwa jego przyrodniemu bratu, Enlilowi. Podejmując próbę rozwiązania tego ostrego konfliktu obaj, Enki i Enlil, wylądowali w końcu na obcej planecie, Ziemi, z zadaniem zdobycia złota potrzebnego do budowy tarczy chroniącej zanikającą atmosferę Nibiru. I właśnie na tym tle, skomplikowanym jeszcze bardziej przez obecność na Ziemi ich siostry przyrodniej Ninhursag (przełożonej służb medycznych Anunnaki), Enki postanowił przeciwstawić się planowi Enlila, przewidującemu wytracenie ludzkości w potopie. Ów konflikt rozgrywał się później między synami tych dwóch braci przyrodnich, a nawet między ich wnukami. Fakt, że wszyscy oni, a szczególnie ci, którzy urodzili się na Ziemi, utracili długowieczność, jaką zawdzięczali niezwykle długiemu okresowi obrotu Nibiru wokół Słońca, przysparzał osobistych udręk i podsycał ambicje. Kulminacja tego sporu nastąpiła w ostatnim wieku trzeciego tysiąclecia prz. Chr., kiedy Marduk, pierworodny syn Enki, zrodzony z jego oficjalnej żony, oświadczył, że to on (Marduk), nie pierworodny syn Enlila, Ninurta, powinien dziedziczyć Ziemię. Ten ostry spór, który pociągnął za sobą serię wojen, doprowadził w końcu do użycia broni jądrowej, co w niezamierzony sposób spowodowało zagładę cywilizacji sumeryjskiej.
Sfinks to posąg lwa z głową człowieka. Uznaje się, że jego twarz przedstawia któregoś z dawnych władców Egiptu. Niezależni badacze zwrócili jednak uwagę na dysproporcję między długim ciałem a małą głową, stosunkowo dobrze zachowaną (nie licząc utrąconego nosa). Zasugerowano więc, że posąg poddany został niegdyś „renowacji”. Sfinks jest rzeźbą wykutą z podłoża; przy czym całe ciało znajduje się poniżej poziomu gruntu. Po prostu leży w wyrąbanej niszy. Udowodniono, że w ciągu ostatnich czterech i pół tysiąca lat był wielokrotnie zasypywany. Ponoć w sumie przez ponad trzy tysiące lat ciało było przykryte piaskiem. A wystawała tylko wielka głowa. Zachowały się nawet fotografie z ubiegłego stulecia, na których widać wystającą z piachu tajemniczą głowę.Jeśli na mapie nieba nałożyć na gwiazdozbiór Lwa linie przecięć drogi Słońca z ekliptyką, to widać, że linie te schodzą się poniżej Lwa na głębokości jednej trzeciej jego ciała. Po przeniesieniu tego na Sfinksa, założyć można, że pod nim znajdują się co najmniej dwie olbrzymie komory, wykute w skale około 30 metrów pod rzeźbą: I właśnie tam badania sejsmograficzne wykazały obecność kawern w skale. Pomiary przeprowadzano parokrotnie, m.in. w 1993 roku, i pod łapami Sfinksa „odkryto” prostokątną komorę. Odbite sygnały wskazywały też na istnienie korytarzy, prowadzących od rzeźby w kierunku piramid. Nikt nie poważył się jednak ich odkopać. dlaczego?
W każdym większym mieście było pewnie coś takiego. Ja pamiętam giełdę w moim – cotygodniowe wycieczki, żeby spotkać się ze współgraczami, wymienić uwagi, kupić trochę nowych gier. Stoiska z dowolnymi kompami jakie wtedy były i dowolną ofertą – pamiętam 2 kolesi kupiło sobie wtedy A1200 i szpanowali jakimiś demkami. Nikt oczywiście nic od nich nie kupował bo to była pewnie pierwsza A1200 w tej części polski, ale szpan był. Na giełdzie było też stoisko pana „przecinka” (cholernie wysoki i chudy koleś), który był elektronikiem i łatał urwane mikrostyki w joyach, po ich tygodniowych katuszach. Miałem Amigę – ten dreszcz emocji gdy kropki na ekranie x-copy dochodziły do końca obszaru zapisu – wejdzie, czy znów trzeba będzie cudować z dyskietką (czasem jakimś cudem na nośniku znalazł się jakiś brud), żeby może ostatkiem szczęścia udało się dograć na niej ostatni dysk kupowanej gry?
To był złoty czas, eksplozja fascynacji komputerami domowymi do tego doszedł powiew wolnorynkowej wolności na giełdach i telewizja satelitarna, gdzie leciało zajebiste MTV. To wszystko tworzyło niepowtarzalny klimat sprzyjający tworzeniu i czerpaniu z tego radości. Do tego dochodzi rozwój czasopism Bajtek, Top Secret, SS, ludzie z całej Polski się spotykali na zlotach demosceny, a komórki i internet to były mrzonki ówczesnych informatyków.
Na giełdach istne laissez-faire biznesu, wylęgarnia przyszłych tuzów rynku multimediów i elektroniki. Nazwiska takie jak Chmielarz, Kiciński & Iwiński, Wiciński – wszyscy ci kolesie i wielu im podobnych zajmujących wysokie stanowiska bądź prowadzące już znane marki zaczynało na giełdzie. Wszystko się działo w locie, kto był obrotny i miał sztywny kark odnosił sukces. Taki właśnie walizkowy handel rozpędził polski biznes.
Wracając do tematu to niedzielna, poranna giełda to byl fajny event, który tworzyli pasjonaci ówczesnych komputerów i gier. To były płaszczyzny wymiany informacji i doświadczeń, gdzie wolny od podatków pieniądz krążył z rak do rak. Sprzedaliśmy parę gier z kolekcji by kupic nowe i przy okazji Rambo i Kickboxera na vhs 🙂
Byl klimat nie ma co, rozmowy z ludźmi, obok jeden drugiemu tłumaczył jak przejść level w grze, wymiana jakiś kartek z własnoręcznie rysowanymi mapami, jakieś ksera pism, krąg ludzi wokół Amigi 500 na której leciało wypasione demo, ubijanie cen, kolejki po nagrywki „na miejscu”. Z kolei kopiowane gry tez sprzedawano na legalu w ówczesnych sklepach komputerowych.
Początkowo byly kasetki, później doszły tez dyskietki na atari, amige oraz pc. W połowie lat 90tych zaczęto te rzeczy sprzedawać już tylko „spod lady” i to dla znajomych osób.
Na giełdę jeździłem tylko gdy miałem Amigę 🙂 w gdańskim ”Żaku” prawie co niedzielę. Jak ktoś tam bywał to wie o czym mówię. Najpierw na dół do sklepiku po dyskietki ( zapach świeżutkich Verbatimów – do dzisiaj to dla mnie jeden z najcudowniejszych zapachów 🙂 , a potem na pięterko. Było super. Pełno stanowisk, a przy każdym taki gruby segregator z kolorowymi okładkami z gier z przodu i z tyłu by można było wybrać co się chce 🙂 pozdrawiam Bogdana i jego ekipę i niezapomniana akcja.
Jak się wchodziło na salę to od razu łapali człowieka ludzie, którzy niczym agenci pytali się dyskretnie ”Coś na Amigę, coś na Amigę” ? Ja na to skinąłem głową i padło tylko sakramentalne ”za mną” 🙂 i oczywiście walka o klienta z tekstami do konkurencji ” zamknij twarz dopóki ją masz” hehehe było pięknie. Gimby nie znajo.
Załóżmy taką sytuację – zupełnie hipotetyczną, że istniała kilka tys lat temu cywilizacja, która miała maszyny latające przypominające nasze samoloty. I teraz powiedzmy jakiś badacz-archeolog odkopuje nieźle zachowany wrak takiego samolotu ale sytuacja ma miejsce np. w XVII wieku, czyli przed braćmi Wright i ponownym wynalezieniem samolotu przez „nas”. Czy ten co go znalazł i jemu współcześni zrozumieją z czym mają do czynienia? No oczywiście, że nie. Taka sytuacja może mieć miejsce z piramidami. Wydaje nam się, że to tylko kupa kamieni, gdyż nie rozumiemy do czego służyły. Przy czym nie mam na myśli wszystkich piramid znalezionych na Ziemi ale konkretnie te trzy w Gizie, bo to, że można zbudować strukturę o podobnym kształcie ale nie służącą do tego do czego mogła służyć te w Egipcie, może tylko nam zaburzać obraz. Nie twierdzę, że tak jest. Chodzi mi o samo zrozumienie potencjalnej pozycji pomyłki w jakiej możemy się znajdować, nie mając (jeszcze?) zrozumienia z czym mamy do czynienia.
Filozofia egiptologów zakłada rozumowanie: skoro piramidy wybudował Cheops, to musiały powstać w 20 lat i bez samolotów. A Cheops musiał je wybudować, bo nie mamy innych kandydatów.
Na zachód od hipotetycznego połączenia Atlantydy z morzem Atlantyckim znajdują się wyspy Zielonego Przylądka. No i tu się robi ciekawie. Pochodzenie tych wysp jest wulkaniczne. Pozornie chaotycznie rozsiane, jednak widok z satelity ujawnia między nimi podmorski basen. Blisko 100km średnicy twór geologiczny przypominający krater.
Czy mógł być to kiedyś superwulkan którego erupcja dosłownie stworzyła Zielony Przylądek a fala uderzeniowa wymyła dno morskie w kierunku Afryki.
Warto tu obejrzeć (polecam mapy Google) jak „gładko” wygląda szelf kontynentalny Afryki między nią a wyspami, w porównaniu do jego fragmentów tak samo na północy jak i południu. Dosłownie jak by był wprost wymyty.
Oczywiście to tylko hipoteza. Warto jednak też pamiętać, że po dziś dzień brzegi Wysp Zielonego Przylądka są skaliste, wobec czego często dochodzi tam do osunięć ziemi. Erozja skał postępuje za sprawą zamieci piaskowych oraz formujących się cyklonów tropikalnych zsyłających hektolitry wody. Zejście stoków górskich do Atlantyku mogłoby się skończyć tsunami wysokim na ponad 100 metrów.
Tutaj jest teoria, że bloki do Wielkiej Piramidy transportowano pod wodą dolnym korytarzem…
https://www.youtube.com/watch?v=C1y8N0ePuF8
Za komuny węgorzy było wszędzie sporo, bo obficie nimi zarybiano, po to by następnie obficie je odławiać. Dziś węgorza jest mało i coraz mniej, bo jest spory problem z pozyskiwaniem materiału do zarybień, a gatunek, o czym informuje tekst, rozmnaża się w jednym miejscu na świecie. Pewnie kiedyś przez to wyginie…
Co do spożycia to węgorz zawsze był u nas traktowany jako swego rodzaju rarytas, przez co zazwyczaj trzymał cenę, i stąd właśnie te zarybienia i odłowy w poprzedniej epoce. Smaczny jest zarówno wędzony jak i smażony, natomiast na sushi się nie nadaje – jego krew jest trująca.
JA, THOTH, Atlantyder, mistrz tajeminic,
kronikarz, potężny król, czarnoksiężnik,
żyjący z pokolenia na pokolenie,
mający przejść do labiryntu Amenti,
spisał by prowadzić
tych którzy podążą,
niniejsze kroniki potężnej mądrości Wielkiej Atlantydy.
W wielkim mieście KEOR na wyspie UNDAL,
w odległej przeszłości, rozpocząłem obecne wcielenie.
Nie jak zwykli ludzie obecnej epoki
potężni z Atlantydy żyli i umierali,
lecz raczej wiek po wieku odnawiali
swoje życie w labiryncie Amenti gdzie rzeka życia
wiecznie naprzód płynie
Grecy zwykle na najważniejszy posiłek w ciągu dnia, czyli śniadanie, jedzą niewiele. Ograniczają się to do kawy i sucharów. Po takim dość skąpym posiłku obiad jest o wiele bardziej obfity. Dlatego nie dziwmy się, że między godzina 13, a 15 życie w greckich miastach zamiera. Grecy zwykle spożywają obiad z liczną rodziną i znajomymi. Jeżeli jest to restauracja zamawiają więcej niż mogliby zjeść. Kelnerzy podają dania wszystkie na raz. Ponieważ stwarza to ogromne problemy przy rozliczania się z rachunku, wszyscy uczestnicy biesiady dzielą się po równo kwotą do zapłaty. Dla przeciętnego Polaka sam sposób jedzenia przez Greków może być odstręczający. Nie obowiązują kompletnie żadne zasady w jedzeniu, a oglądając statystycznych greków przy posiłku może doprowadzić takiego widza, co najmniej do mdłości. Natomiast z niewiadomych powodów chleb w Grecji należy łamać i gryźć małymi kawałkami. Dlatego na to lepiej uważać, bo zwykła pajda chleba z masłem może doprowadzić do sporego konfliktu.
Wyglądały o niebo ładniej od pierwszych gier wideo, ale brakowało w nich tego „czegoś”.
Fundamentem kuchni greckiej jest oliwa z oliwek. W starożytności stosowana była równie obficie w kosmetyce: nacierano nią ciało i włosy po kąpieli. Spożywano oliwę surową, tłoczoną na zimno w wielkich prasach, a także polewano nią opiekane na rożnie mięso. Jedzono też oliwki w całości, raczej marynowane niż surowe. Obecnie oliwa z oliwek to podstawa wszystkich greckich potraw, służy do smażenia, dodawana jest do sałatek (jak dla nas, w niewyobrażalnie dużych ilościach), stanowi składnik wielu sosów i potraw. Przybysz może mieć trudności z przyzwyczajeniem się do tego, ale zielonkawy tłuszcz jest lekko strawny i zdrowy. Bardziej dokuczliwa dla obcych jest temperatura podawanych posiłków, są one zaledwie letnie, ma to lepiej uwypuklić naturalny smak potraw.
A gdzie musaka? 🙂
I kebab, tak popularny w ateńskich tawernach.
Po 50 latach od śmierci generała jego zwłoki staraniem polskich władz zostały sprowadzone do Polski. Również wtedy nie wykonano żadnych specjalistycznych badań. Szczątki gen. Sikorskiego – premiera rządu RP i Wodza Naczelnego Polskich Sił Zbrojnych – złożono 17 września 1993 w Katedrze na Wawelu.
W listopadzie 2008 roku wyjęto je z trumny i szczegółowo przebadano, po czym ponownie złożono w krypcie katedry. Ustalono, że generał zginął w wyniku obrażeń wielu narządów, typowych dla ofiar katastrof komunikacyjnych. Śledczy nie byli w stanie wykluczyć, że mogło dojść do sabotażu maszyny.
Odrębną kwestią pozostaje pytanie o to, kto dokonał ewentualnego zamachu na polskiego premiera. Przedstawiane przez badaczy hipotezy mówią o Brytyjczykach, Rosjanach, Niemcach, Polakach, a nawet współdziałaniu Niemców i Polaków w tej sprawie.
Pozostaje nadzieja, że władze Wielkiej Brytanii ujawnią posiadane na ten temat dokumenty. Normalnie dokumenty utajniane są na 30 lat. Tuż po śmierci Władysława Sikorskiego nasi sojusznicy wydłużyli ten okres do 50 lat. Po upływie tego terminu przedłużyli okres karencji o kolejne 40 lat. Według prof. Pawła Wieczorkiewicza Brytyjczycy zachowują się tak, jakby starali się ukryć dowody zbrodni.
Jeśli nic się nie zmieni, to dokumenty dotyczące śmierci polskiego premiera, poznamy dopiero w 2033 roku.
Anglicy tradycyjnie mówią że są naszymi sojusznikami. Wspierali Ukraińskich kozaków przeciwko Polsce, wspierali tak samo Prusów przeciwko Polsce, a zostawienie nas na pożarcie w 2WŚ tylko powinno nas utwierdzić że nie są naszymi przyjaciółmi.
Anglicy nigdy nie byli „przyjaciolmi” Polski i Polakow, ale uzyli polskich zolnierzy do realizacji brytyjskich interesow, analogicznie jak uzyli Rosjan dla odciazenia Anglii w walce z Niemcami, o czym swiadcza rowniez naciski W.Churchilla na gen. W.Sikorskiego, zeby ukladal sie z Sowietami, co mialo swoje plusy i minusy.
Ostatecznie gen. Sikorski zorientowal sie, ze Churchill zrobil go w balona i zdradzil polskie sprawy, a wiadomosc niemiecka o pomordowanych polskich oficerach w Katyniu (odkryte groby w kwietniu 1943r) wzbudzila w gen. Sikorskim gniew i wole ujawnenia calego skandalu w Londynie.
Ile będzie szans na impakt? 1:1000000?
Trochę większa. Patrz artykuł. Około 2%.
Opis sekcji Ponikoiewskiego znajduje się tutaj: https://wiadomosci.onet.pl/nauka/nieznana-przyczyna-zgonu-adiunkta-w-sikorskiego/xmt71
W regionach nadmorskich występują przeróżne owoce morza, mięczaki, skorupiaki oraz ryby, z których najbardziej popularną w kraju jest barwena. Ryby są tam bardziej powszechne niż mięso. Grecy twierdzą, że z alkoholem najlepiej współgrają z kolei owoce morza, a szczególnie smażona ośmiornica. Popularne danie z ośmiornicy to htapodi stifado. Często do dań z owoców morza dodaje się ryż, podobnie jak w hiszpańskiej paelli bądź włoskim risotto.
Oryginalna nazwa to sumeshi czyli “su” to sos, “meshi” natomiast ryż. Wskutek zbyt szybkiej wymowy nazwa uległa skróceniu do sushi.
Wielka Brytania UTAJNIŁA dokumenty dotyczące tej katastrofy na kolejne 50 lat (razem na 100 lat, mimo iz wcześniej brytyjski premier obiecał je udostępnić), choć normalnie dokumenty o takiej tematyce utajnia się na lat 30. To też daje do myślenia.
„Kontrowersje dotyczące ostatniej misji i śmierci Gralewskiego.
Z listów Gralewskiego wynika, że 26 marca przebywał w Paryżu w trakcie wyprawy rozpoczętej jeszcze 8 lutego 1943 r. Zatem nie wracał do kraju ani nie wyruszał ponownie w drogę. Na Gibraltar po pobycie w Miranda de Ebro trafił już 22 czerwca.
W tym czasie na Gibraltarze prawdopodobnie pojawiło się czterech polskich kurierów:
– Jan Gralewski, podróżujący po Francji jako robotnik rolny Paweł Pankowski (od 22 czerwca);
– Jerzy Paweł Nowakowski vel Paweł Pankowski vel Pajkowski, vel Pawłowski, vel Bolesław Kozłowski, vel Wiktor Suchy, w Hiszpanii Jerzy lub Paweł Nowakowski, podający się na Gibraltarze za Jana Gralewskiego (przybył w nocy z 2 na 3 lipca);
– Jerzy Miodoński (opuścił Polskę 24 grudnia 1942 r. w towarzystwie Trudy Heim, siostry SS-Obersturmbannführera Güntera Heima, szefa krakowskiej SD, być może na Gibralterze pojawił się jako Pajkowski);
– Pantaleon Drzewicki, właściwie Stanisław Izdebski podający się za 48-letniego kaprala podchorążego broni pancernej i kuriera PPS, który wyszedł z Warszawy 27 marca 1943; jednak jego tożsamości nie był w stanie potwierdzić Zygmunt Zaremba).
Nie jest jasne, czy i który z nich znalazł się w samolocie Sikorskiego i zginął w katastrofie oraz czy i którego z nich oskarżono o spowodowanie śmierci generała, skazano i stracono (w wyniku sądu kapturowego, samosądu?). Według Dariusza Baliszewskiego zamachowiec podszył się pod Jana Gralewskiego i posłużył się jego legendą. Zdaniem Tadeusza Kisielewskiego prawdziwy Jan Gralewski został zastrzelony przez zamachowców, a w grobie z jego nazwiskiem leży brytyjski pułkownik przybyły z Polski. O tym, że Jan Gralewski został zastrzelony, była przekonana jego żona, która dała wyraz swej opinii w książce Niezdemobilizowani.
Utrzymywaniu się powyższych kontrowersji, a także wątpliwości wokół roli prawdziwego Jana Gralewskiego, sprzyja ZANIECHANIE zaplanowanej i opłaconej przez IPN ekshumacji Jana Gralewskiego.”
Ludzie, nie wycinajcie tarczycy ani nie przyjmujcie jodu RADIOAKTYWNEGO chyba że w skrajnych przypadkach! Będziecie zrec tabletki na niedoczynność przez całe życie. Znajdźcie naturopatę żeby rozplanował wam terapię a jeśli nie macie na niego pieniędzy to polecam książkę Ukryte Terapie. I oczywiście poszperać w internecie. W 92% płyn lugola leczył nadczynność (Grave’s Disease). Zawiera on jod NIEORGANICZNY a NIE RADIOAKTYWNY! Endokrynolog dobry jest na skrajne przypadki ale nadczynności nie wyleczy, jedynie złagodzi objawy i często każe wyciąć lub spalić tarczycę izotopem jodu. Róbta co chceta. Ja tylko dobrze radzę.
Gdy Kronika Filmowa cieszy się twoim biznesem, to już wiedz, że nie jest źle.
https://www.youtube.com/watch?v=mxQqsqqH8ao
Według obecnych danych planetoida w 2029 roku minie Ziemię w odległości ok. 38 000 km. Obiekt osiągnie jasność 3,3 magnitudo i będzie widoczny gołym okiem w Europie, Afryce i zachodniej Azji. Będzie to pierwszy tak duży obiekt w znanej historii, który minie Ziemię w tak małej odległości. Naukowcy uważają, że planetoida tej wielkości mija naszą planetę w podobnej odległości średnio raz na 1500 lat.
Na tym zdjęciu Giza wygląda jak Mars…
Na mój wzglad.
Mars jest dziewicą czystości ,jeszcze!
Gdy przyjrzymy zdjęciu się, uwidzieć można co ?. Śmieć.
Jest bardziej czerwony.
Ciekawe
To niesamowite tak zauważyć coś czegoś nikt wcześniej nie dostrzegł przez tysiące lat. Przypomina mi to historię gościa, który bardzo niedawno temu odkrył „piramidy” w Bośni. Wyszedł na taras wynajętego mieszkania z kawą w ręku o poranku i popatrzył na otaczające miasteczko góry i powiedział: kurde, przecież to piramida.
Do licha, ta historia jest bardziej fascynująca od tabelki z wartościami odżywczymi na opakowaniu ryżu białego długoziarnistego z Lidla.
Dla pokolenia YouTube z całą pewnością będzie niezrozumiała.
Zasadniczo fizycy uważają czasoprzestrzeń za ciągłą: aby zbadać bardzo krótkie odległości, potrzebne są cząstki o bardzo wysokich energiach, a życiu codziennym rzadko są spotykane energie wyższe niż 1 megaelektronowolt (promieniowanie rentgenowskie i gamma).
Nie oznacza to jednoznacznie , że czasoprzestrzeń jest naprawdę ciągła i nie można ja zbadać.
Przy energiach i odległościach porównywalnych ze skalą Plancka (Ep ~ 10^19 MeV i Lp ~ 10^-35 metrów), Model Standardowy i Ogólna Teoria Względności przestają działać – stąd czasoprzestrzeń może być znacznie zniekształcona.
W niektórych modelach teoretycznych przy takiej małej skali czasoprzestrzeń może być dyskretna (nieciągła).
Co więcej, niektórzy fizycy uważają, że przy tak wysokich energiach pojęcia przestrzeni i czasu na ogół tracą znaczenie i nie można mówić o ich właściwościach.
Ponadto zniekształcenie struktury czasoprzestrzeni narusza niezmienność transformacji Lorentza [ o ile dobrze to tłumacze, oryginalne pojęcie Lorentz covariance- jedną z najważniejszych właściwości znanych praw fizycznych.
Z grubsza rzecz biorąc, niezmienność transformacji Lorentza oznacza, że prawa fizyki nie zmieniają się z dowolnymi zmianami i obrotami w przestrzeni.
Jest oczywiste, że w dyskretnej czasoprzestrzennej niezmienność transformacji Lorentza jest narodzona – i przy wysokich energiach, w których długość fali cząsteczki jest porównywalna do odstępu w „kratce czasoprzestrzeni” , najłatwiej zauważyć takie naruszenie.
Oczywiście w praktyce fizycy nadal są bardzo dalecy od takich energii: energia protonów Wielkiego Zderzacza Hadronów jest na poziomie ELHC ~ 104 MeV, a energia najszybszych kosmicznych cząstek nie przekracza Eparticle ~ 1011 MeV.
Dlatego niezmienność transformacji Lorentza znanych praw fizycznych jest bardzo słabo naruszona.
Niemniej jednak nawet tak słabe naruszenia mogą odgrywać ważną rolę: na przykład dzięki nim możliwe są oscylacje bezmasowych neutrin lubpróżniowe promieniowanie Czerenkowa.
Po raz pierwszy konsekwencje naruszenia niezmienności transformacji Lorentza zostały rozważone przez Paula Diraca w 1951 roku,a prace Sydneya Colemana i Sheldona Glashowa, napisane w latach 90. i rozwijające się idee Diraca, zmusiły fizyków do myślenia o eksperymentalnej weryfikacji tej hipotezy.
Obecnie uniwersalnym modelem opisującym wszystkie możliwe naruszenia niezmienności Lorentza jest tak zwane Rozszerzenie Modelu Standardowego. ([Standard Model Extension, SME )
Wiadomości z eksperymentów mierzących te parametry publikowane są kilka razy w miesiącu, ale jak dotąd naukowcy nie byli w stanie wykryć naruszenia niezmienności transformacji Lorentza.
Niemniej jednak badacze nadal poprawiają dokładność urządzeń , mając nadzieję na złapanie śladów „fizyki wymiarów Plancka”.
Fizyczni teoretycy Todd Brun i Leonard Mlodinov zaproponowali schemat nowego eksperymentu, który może wyczuć dyskretność czasoprzestrzeni i towarzyszące jej naruszenie niezmienności Lorentza z dokładnością co najmniej dziesięć bilionów razy większą niż istniejące pomiary.
SORRY – niestety niezbyt dobrze rozumiem istotę ich (bądź nie bądź dość skomplikowanego) eksperymentu więc nie mogę tego tu Wam Mireczki opisać. (╯︵╰,)(╯︵╰,)
( Coś jest na podstawie pomiaru różnicy faz neutronów przelatujących przez interferometr Macha – Zehndera .
Jeśli eksperyment się uda to będzie potwierdzona dyskretnośc ( nieciągłość ) naszej czasoprzestrzeni.
Wiara w „być może się da” ma jedynie sens w świecie inteligentnego działania. Człowiekowi owszem może się coś udać albo nie, ale nie Wszechświatu, czy Multiwszechświatom. Tego czego najbardziej się boją fizycy teoretycy, to pojawienie się we wzorach i teoriach nieskończoności. Nieskończona liczba potencjalnych zdarzeń, tylko pozornie gwarantuje zajście zdarzenia oczekiwanego . Działania na nieskończoności są niewykonalne, można ją jedynie „skrócić” z inną nieskończonością. Nieskończona liczba wszechświatów nie będzie mniej nieskończona bez naszego wszechświata. Np. miedzy liczbą 1 a liczbą dwa jest nieskończenie wiele liczb pośrednich, ale wśród tych pośrednich nie ma liczby 3. Tak samo z multiświatami, istnienie ich nieskończenie wielu w nieskończenie wielkiej przestrzeni i przez nieskończenie długi czas nie gwarantuje ani odrobinę, że pojawi się nasz świat z naszymi parametrami.
Droga logiczna do zrozumienia początku naszego wszechświata, przez teorie multiświatów, to zwykła ściema dla maluczkich. Nic kompletnie nie wyjaśnia, ani nie tłumaczy. Prawda jest taka, że nie ma żadnego sensu zajmować się taką koncepcją. Jedyna rozsądna droga badań dla współczesnej nauki i filozofii to zgłębianie teorii projektowania. Ona ma tą przewagę, że jest prawdopodobna i może mieć jakieś eksperymentalne przewidywania, cała reszta koncepcji, to zwykła głupota, tak samo jak zgłębianie teorii strun w kilkunastu wymiarach, których nigdy nie uda nam się zaobserwować.
Teoria projektowania wcale nie jest lepsza. Pozostaje wtedy pytanie kto zaprojektował siłę wyższą. Skoro istnieje tylko jeden wyższy byt świadomy, to nie mógł powstać przypadkiem, ktoś go musiał stworzyć. Jeśli powstał przypadkiem, to równie dobrze nasz wszechświat mógł powstać przypadkiem razem z innymi wszechświatami. Jakoś teoria przypadkowego multiwszechświata wyłaniającego się z nicości o wiele bardziej do mnie przemawia niż jeden jedyny wyższy byt rozumny. Zakładając jego istnienie zmieniamy tylko skalę tego samego pytania i mnożymy ją w nieskończoność.
Przykład który podałeś o nieskończoności między 1 a 2 nie obejmujący 3, jest w tym przypadku bez sensu. Nasza matematyka oparta jest na prawach i strukturze naszego wszechświata. Poza granicami naszego wszechświata, lub multiwszechświata matematyka może być inna albo może wogóle jej nie być, a wtedy wszystko jest możliwe. Np. to że z nicości wyłania się coś zupełnie przypadkowo. Nie ma sensu rozmumować w ziemskich kategoriach. Jednakowoż jeden jedyny inteligentny byt projektujący wszechświat, a nie mający za sobą innego projektanta, wydaje się kompletnie poza wszelkimi ramami prawdopodobieństwa.
może życie powstało by istnieć, a nie w jakimś konkretnym celu. Wmawiacie sobie, że jest jakiś nadrzędny cel, jest, ale bardzo prosty.
Możliwe, że wszystkie te cele, jakie sobie wymyślamy to wirusy umysłu. Są lżejsze wirusy np. zen i cięższe np. wiara że się istnieje, ma tożsamość, trzeba się dorobić i zostawić coś po sobie i być takim człowiekiem by pójść do nieba lub nie zostać w przyszłym wcieleniu kaczką.
Nihilizm jest również ciężkawy, daje pewien rodzaj wolności ale to wszystko.
Mi osobiście pasuje podejście, że Wszystko (Absolut, bezosobowy bóg) jest mentalne, a wszechświat (wszechświaty) są czymś w rodzaju snu, który jest śniony przez ten nieskończony umysł. Nasz obowiązek istnieniowy to dążenie do prawdy itd., srututu pęczek drutu, kolejny wirus ale mi pasuje.
„Najbardziej fascynujące jest w tym to, że teraźniejszość jako taka nie istnieje. Gdy człowiek próbuje się zastanowić nad jakąś chwilą, uchwycić jakiś szczególny moment, natychmiast owa chwila jest już przeszłością. ”
Jest dokładnie na odwrót. Jedynie teraźniejszość istnieje. Tylko, że niektórym ludziom trudno to dostrzec. Ale nie jest to niemożliwe 😉 O to m.in. chodzi w medytacji – aby skupiać się na tu i teraz, a nie na własnych myślach opisujących to co się stało przed chwilą.
Dobrze, że ta epoka tak szybko się skończyła, bo to była swoista pochwała kalectwa. Niewiele się to różniło od uderzania młotem w licznik w parku zabaw.
Niewiele to zmienia w kwestii matematycznych zależności – choćby tej, że równoleżnik przechodzący przez Wielką Piramidę dzieli konttnenty na Ziemi na dwie równe części 🙂
Sprawa wygląda tak, że ciągłe dodrukowanie banknotów doprowadzi do załamania systemu i FED dobrze o tym wie. Interesującym jest że te banknoty trzeba później zwrócić do FED z odsetkami. Skoro wszystkie banknoty pochodzą z FED to forsa na spłatę odsetek nie może wziąć się z niczego. Więc mamy społeczeństwo które musi pracować na FED w nieskończoność by spłacać odsetki których nigdy nie spłaci i nie uzyskuje zupełnie nic w zamian za swą pracę. Taki sposób pracy bez zapłaty nazywano kiedyś niewolnictwem. System musi się załamać i plan jest taki by system przetrwał tak długo by dało rade skredytować powstanie rządu światowego. Zarzucić świat bazami amerykańskimi na wypadek buntu tubylców i proklamować się władcami absolutnymi lub wynająć do tego zadania marionetki. W demokracji wynajmuje się marionetki (opłacając im kampanie) lub przekupuje się ludzi u władzy, są ludzie nieprzekupni ale ci zwykle umierają w wypadkach (zapewne też sponsorowanych).
Te osiem boków nie są wielką tajemnicą, a i dla radykałów nie stanowią wielkiego problemu 🙂 https://www.youtube.com/watch?v=fEcWKObGEww
Cala misja Apollo to fotomontaż. Mamy 2019 rok a Rosją z Chinami zastanawiają się nad możliwością załogowej misji na księżyc a amerykańskie psy poleciały tam w 69 na sprzęcie prymitywniejszymi od commodore c64 buahahahah dobre. A zdjęcie to nie fotomontaż tylko fotografia z planu zdjęciowego, który służył jako scenografia do misji apollo. Reżyseria Stanley Kubrick
Jak widać ciągle wielu jest takich nieuków , co do szkoły nie chciało im się chodzić – więc nic nie rozumieją z fizyki czy matematyki..;/
O karierze von Brauna wiadomo nie od dziś, wiedziano też o niej doskonale gdy Apollo leciał na księżyc – opinia publiczna w USA od połowy lat 50-tych dość dobrze wiedziała, czym się Braun zajmował w czasie wojny. Braun wystąpił z SS w latach 30-tych, a gdy projekt rakietowy rozpoczął się na dobre w Rzeszy, to w 1940 po prostu dostał rozkaz ponownego wstąpienia do SS. Jego duży PRowy szczęśliwy zbieg okoliczności to taki, że na jedynym zdjęciu, na którym (prawdopodobnie) uchwycono go w czarnym mundurze SS w całości zasłania go… zdaje się Himmler 😉 także o SS można było pomilczeć przez długi czas, ale do lat 60-tych wszystkie te fakty były już znane dawno w USA.
Niemcy nie byli aż tacy głupi, żeby konstruktorów posyłać na front lub do łagrów jak Rosjanie. Ogromna liczba rozwijanych projektów niemieckich w czasie wojny zakończyła się przecież fiaskiem lub na prototypach – tak bardzo Niemcy poszukiwali cudownej broni, że potrafili marnować tony zapasów.
A obywatel Korolew to nie przejął oczywiście rakiet V2 w całości, prawda? 🙂 Rosjanie przejęli dziesiątki gotowych rakiet, naukowców (niektórzy specjalnie poddali się Armii Czerwonej, bo byli lewicujący), plany i dziesiątki części do kolejnych rakiet. Próby z tym wszystkim w Związku Radzieckim zaczęły się wcześniej niż w USA, to i nie dziwię, że się wyprzedzili Amerykanów w wyścigu zbrojeń. Przecież masowo produkowali także Katiusze. Przypomnę tylko o tym, jak polscy partyzanci pozbierali pod Blizną szczątki po V2, a że samolot, którym to wysłali na Zachód leciał przez Moskwę, to do Anglii części te nigdy nie dotarły. I Korolew też z tego korzystał, też miał niemieckich asystentów, też był trybikiem w maszynie totalitarnego państwa, jak von Braun.
Nie ma co pluć jadem. Kasa jego ojca nie doprowadziłaby w prostej linii do posłania ludzi na Księżyc.
Nie pisz bzdur !
W 1936 r von Braun zapisał się do NSDAP, a nie wystąpił z SS ( do SS został przyjęty w 1940 r ).
Właśnie w tym sedno. To tak samo jak z vimami. W mahabharacie są dokładnie opisane ich silniki i napędy. Problem w tym ze nie znamy technicznego języka tamtych czasów i nie można tego przetłumaczyć bo nikt nie wie jak 2000 lat temu nazywali żyroskop np 🙂
naukowcy Hitlera na podstawie tych ksiąg zbudowali pojazdy napędzane rtęcią, ale mieli problem z ich ustabilizowaniem i klęska w wojnie nie pozwoliła na doprowadzenie do końca badań.
Nie jestem sobie w stanie wyobrazić cywilizacji która mogła by przetrwać półtora miliarda lat, chyba ze bierzemy pod uwagę możliwość korzystania ze świadomości zbiorowej i całkowite wyzbycie się indywidualności jednostki.
Ty to chyba jakiś opóźniony jesteś. Sygnał dotarł do nas PO 1,5 miliarda lat. Cywilizacja mogła tam istnieć nawet jeden dzień, wysłać sygnał i dociera on do nas dopiero teraz.
„możliwość korzystania ze świadomości zbiorowej i całkowite wyzbycie się indywidualności jednostki” bezpośrednio przed napisaniem z Timermansem rozmawiałeś?
A co tu robią pisowcy?
kolejny głupek wyskakujący z polityką
A mnie się wydaje, że to trolling wysłany przez nas samych z przyszłości 😉
Jako gówniak mieszkałem na mazurach w pobliżu słynnej szkoły szpiegów. Nie można tam wejść, ogromny teren otoczony płotem, i ta schiza że ciągle ktoś cię obserwuje i odstrzeli ci pół dupy jak za bardzo się zbliżysz.
Z kolegami bawiliśmy się różnym starym dziadostwem i tak kiedyś w nasze ręce wpadły krótkofalówki, latało się po lesie i sprawdzało tego zasięg.
Przypadek sprawił że kiedyś przechwyciliśmy sygnał z jakiejś stacji nadawczej, nie mogliśmy nic z tego zrozumieć (były to dziwne zniekształcenia ale bardzo regularne, sekwencja trwała koło 2-3 sekundy i nadawana była ciągle). Po paru latach już w technikum udało nam się udać w to miejsce z radiostacją i naszym panem od elektrotechniki, słychać było wyraźnie wypowiadane słowa, nie były to cyfry, nie był to znany nam język. Po odtworzeniu od tyłu okazało się, że wypowiadane słowa są zrozumiałe, ale nie jest to język polski a najprawdopodobniej niemiecki, trochę nas to przeraziło, ale nagraliśmy wszystko na dyktafon i zanieśliśmy pani od niemieckiego, gdyby nie obecność i potwierdzenie pana od elektrotechniki to nie uwierzyłaby nam, ale według niej było to odtwarzane w pętli nagranie*.
Szkoła spłonęła dzień później razem ze panią od niemieckiego i panem od elektrotechniki w środku a ja od 16 roku życia pobieram rentę niemiecką w wysokości 5000 EUR miesięcznie w zamian za milczenie, i choć mogę jej jednak za miesiąc nie dostać to uznałem, że warto żebyście znali prawdę.
Niesamowite. Prawie dałem się nabrać 😀
Anunnaki to obecnie siedzą w Brukseli i tam (już samodzielnie, bez pomocy robotników) kopią złoto 😀
Super opowiadanie! Warto rozwinąć. Gratulacje!
A może nikt tu nie poszukuje jakiegoś sensu życia . Tylko jesteśmy zwykłym reality show w którym istoty żyjące od biliardów lat bez cielesnej powłoki zafundowały sobie ekstremalne doznania biorąc udział w grze w której stajesz się randomowym życiem które na chwilę utraciło świadomość o swoim wiecznym bycie , żeby doznać tych ekstremalnych przeżyć przez bardzo krótki czas ( w porównaniu do życia przez biliony lat ) . Taka rozrywka dla żyjących w naszym mniemaniu w wirtualnym świecie . I im większą wiedzę mamy tym więcej scenariuszy jest prawdopodobne . A może nie ma niczego wyższego od nas i jesteśmy największym osiągnięciem jaki przydarzył się nie tylko temu wszechświatowi ale też i wszystkim przed nami . Chociaż prawdopodobieństwo tego zmniejsza się im bardziej zrozumiemy co oznacza życie wieczne nie tylko w przód ale i wstecz .
A morze wy mi się wszyscy śnicie i was ni ma?
@kasablanka – chyba ktoś tu ostatnio oglądał powtórkę MATRIX’a na Polsacie 😉
36,400,400. Na tyle szacuje się liczbę inteligentnych cywilizacji w naszej galaktyce według słynnego równania Drake’a. Przez ostatnie 78 lat nadawaliśmy wszystko o nas – radio, telewizja, nasza historia, nasze największe odkrycia – reszcie galaktyki. Krzykiem oznajmialiśmy nasze istnienie reszcie Wszechświata zastanawiając się, czy jesteśmy sami. 36 milionów cywilizacji, a przez blisko wiek nie dostaliśmy żadnego znaku. Byliśmy sami.
5 minut temu się to zmieniło.
Nadeszła transmisja na każdej przestępnej wielokrotności częstotliwości wodoru, której nasłuchiwaliśmy. Harmonika przestępna – rzeczy takie, jak częstotliwość wodoru pomnożona przez pi – nie pojawiają się w naturze, stąd więc wiedziałem, że musi to być sygnał sztucznego pochodzenia. Sygnał był włączany i wyłączany bardzo szybko i miał niezwykle równe amplitudy; pierwszą moja myślą było, że to chyba jakiś przekaz binarny. Naliczyłem 1679 impulsów w ciągu minuty aktywności przekazu. Zaraz po tym ponownie nastała cisza.
Początkowo nic mi to nie mówiło. Zdawało się być losową zbieraniną dźwięków. Jednakże impulsy były tak doskonale jednolite, a w dodatku na częstotliwości, która do tej pory milczała; musiały pochodzić z jakiegoś sztucznego źródła. Jeszcze raz przyjrzałem się sygnałowi i moje serce zabiło mocniej. 1679 – dokładnie taką długość miała wiadomość wysłana z Arecibo¹ 40 lat temu. Podekscytowany zacząłem układać bity w kształt oryginalnego prostokąta 73×23. Już w połowie roboty moje nadzieje się potwierdziły. To była dokładnie ta sama wiadomość. Liczby w systemie dwójkowym, od 1 do 10. Liczby atomowe pierwiastków, które tworzą życie. Wzory nukleotydów naszego DNA. Ktoś nas słuchał i chciał, żebyśmy wiedzieli o jego istnieniu.
Wtedy też uświadomiłem sobie, że przecież oryginalna wiadomość została wysłana zaledwie 40 lat temu. Oznacza to, że ta forma życia musi znajdować się najwyżej 20 lat świetlnych stąd. Cywilizacja w odległości pozwalającej na porozumiewanie się? To by była rewolucja na polu każdej dziedziny nauki, która się zajmowałem – astrofizyka, astrobiologia, astro-
Sygnał znów zaczął pikać.
Tym razem był powolny. Rzekłbym, że nawet celowo spowolniony. Trwał prawie 5 minut, jeden bit co sekundę. Mimo, że komputery oczywiście to nagrywały, zacząłem je zapisywać. 0. 1. 0. 1. 0. 0. 0. 0… To już nie była ta sama wiadomość, co poprzednio. W głowie miałem istny mętlik rozważając wszystkie możliwości. Transmisja zakończyła się po 248 bitach. Wiadomość była stanowczo zbyt krótka, aby nieść ze sobą jakąś ważną treść. Jaką godną uwagi informację można wysłać innej cywilizacji w zaledwie 248 bitach? Na komputerze tak małe pliki mogły zawierać jedynie…
Tekst.
Czy to w ogóle możliwe? Naprawdę wysyłali nam wiadomość w naszym własnym języku? Jeśli dłużej się nad tym zastanowić, to wcale niewykluczone – nadawaliśmy w zasadzie w każdym języku na ziemi przez ostatnie 70 lat… Zacząłem rozszyfrowywać kod za pomocą pierwszego, co mi przyszło do głowy – tablica kodów ASCII. 0. 1. 0. 1. 0. 1. 0. 0. To „B”… 1. 0. 1. 0. 0. 1. 0. 0. „Ą”…
Kiedy skończyłem składać wszystko w całość, poczułem silny niepokój. Rozszyfrowane słowa dawały czytelną wiadomość.
„BĄDŹCIE CICHO BO WAS USŁYSZĄ”
Po zakończeniu Apollo 11 wielu związanych z tym projektem ludzi zginęło w większości wypadkach samochodowych, Nie dziwne więc, że cała otoczka może wydać się bardzo podejrzana.
O ile w przypadku piramid z Gizy ulubionym sloganem jest 'zbiorowy wysiłek społeczności’ – to już w przypadku Baalbek takich głosów nie słychać – w ogóle nie słychać żadnych, bo społeczność naukowa pomija ten temat milczeniem – po prostu nie ta skala budowli. I nie ten rozmiar bloków użytych do budowy, by choćby przypuszczać, że użyto prymitywnych technik budowy i transportu.
Stańczyki nie leżą na Suwalszczyznie ale na Mazurach. Historyczna granica kilka km od Stańczyk) do dziś jest czytelna np w postaci miedzy i kopców granicznych. Do 2 wojny światowej stanowiła granicę między Polską a Niemcami. Stańczyki były po niemieckiej stronie a więc po mazurskiej.
Zainteresowanie nazistów Katarami: https://www.youtube.com/watch?v=uWrVK_dmvHQ
Otóż, w latach 70-tych wydano w PRLu drukiem pamiętniki Majskiego, który do 1943 roku był ambasadorem sowieckim w Londynie. Majski w III tomie pisze, że kończąc swą misję, wracał do Sowietów samolotem przez Gibraltar, Kair, Teheran do Sojuza. 3 lipca był w Gibraltarze. W swych pamiętnikach pisze, że w związku z tym, że „mijał” się z Sikorskim, (który wracał do Anglii po wizytacji jednostek, które Anders wyprowadził z Sowietów), jego samolot lądował w Tangerze, aby on, czyli Majski, nie musiał spotkać się z Sikorskim. Sowiety nie uznawały rządu RP, czyli rządu Sikorskiego, a więc, jak pisze Majski, przerzucono jego samolot na południową stronę Cieśniny Gibraltarskiej. Czyli pisze, że 4 VII był nieobecny w Gibraltarze. Tymczasem jest kilkadziesiąt relacji polskich, że samolot Majskiego w nocy z 3 na 4 lipca 1943 roku na lotnisku w Gibraltarze był i „zaparkowany” był całkiem blisko Liberatora polskiego premiera. Dlaczego więc Majski kłamie? Można powiedzieć: ciekawe pytanie.
Jego twierdzenie, że przerzucono go na 1 dzień do Tangeru, aby nie musiał spotykać się z Sikorskim, jest absurdem. Dyplomacje wszystkich państw, a także wytrawna dyplomacja brytyjska, potrafi tak działać, aby przedstawiciele państw nie uznających się, czy będących w stanie wojny, nie zetknęli się na terenie kontrolowanym. To żadna trudność. Wyznacza się „strefy” zamknięte, dla jednej i drugiej strony i do spotkania nie dochodzi. To elementarz dyplomatyczny. A więc dlaczego Majski kłamie w swych pamiętnikach? Ciekawe prawda?
Płyt gramofonowych nie słuchałem od bardzo dawna. I któregoś dnia dostałem stary, zapomniany gramofon Sony. Prosty model z lat 80-tych, miał uszkodzoną igłę. Leżał długo, aż w końcu wymieniłem wkładkę i urządzenie ożyło. Byłem pod wrażeniem, jak dobra jest jakość dźwięku. Stare płyty kojarzyły mi się z trzeszczącymi nagraniami z lat 30-tych, a tu wielkie zaskoczenie. Głębia i dynamika bardzo mi się podobały. Po tym odkryciu udało mi się odbyć bardzo ciekawą rozmowę z człowiekiem, który w Polskich Nagraniach zajmował się procesem przygotowania produkcji płyt winylowych. Słuchałem tego co najmniej tak, jak opowieści o wykuwaniu mieczy w czasach wypraw krzyżowych. Teraz, gdy ktoś pyta jaki chciałbym dostać prezent na gwiazdkę, odpowiedź mam prostą – czarny krążek!
Śledztwo rusza ponownie! Andrei Kuryakov, dyrektor ds. nadzoru nad administracją wymiaru sprawiedliwości w Swierdłowsku podkreślił, że agencje rządowe nie mają nic wspólnego z tym incydentem – podaje agencja TASS. W związku z teoriami spiskowymi Prokuratura Generalna Rosji ponownie otworzyła śledztwo w sprawie. – Krewni ofiar, media i społeczeństwo chcą poznać prawdę – powiedział rzecznik prokuratury Aleksandr Kurennoy, cytowany przez portal rt.com.
Mi to bardziej przypomina dziurkacz 😀
Przypomina się historia z „brytyjskim Da Vincim”, którego zaciekle zwalczał Newton.
Tutaj jest zdjęcie jegomościa i sugestia, że był podobny do Zodiaka. Mam wątpliwości, ale morda to rzeczywiście była zakazana.
http://www.viralnova.com/zodiac-killer/
Franklin nie została oczywiście nagrodzona Noblem za odkrycie DNA – nie dlatego jednak, że celowo ją pominięto, ale z tej prostej przyczyny, że nagroda ta nie jest przyznawana pośmiertnie (z jednym, jedynym i bardzo szczególnym wyjątkiem Ralpha Steinmana). Nie jest też tak, że między nią a wszystkimi trzema panami nagrodzonymi za odkrycie DNA panowała wojna. Zarówno z Francisem Crickiem jak i Jamesem Watsonem Rosalind Franklin przyjaźniła się aż do śmierci.
Skąd więc bierze się to przekonanie o tym, że została przez swoich kolegów i współpracowników bardzo pokrzywdzona? Czemu często stawia się ją w roli takiej sieroty losu? Po pierwsze oczywiście z powodu tego, jak traktowana była przez Wilkinsa w trakcie swojego pobytu w King’s College – chociaż można podejrzewać, że Wilkins w ten sposób traktował wszystkie badaczki. Znacznie bardziej jednak na takie nasze postrzeganie tej historii wpłynęła opublikowana w 1968 roku przez Jamesa Watsona autobiograficzna książka o odkryciu struktury DNA.
I tu trzeba być może o Jamesie Watsonie powiedzieć coś, z czego nie wszyscy zdają sobie sprawę (bo znamy go głównie z historii o strukturze DNA): według wszelkich znaków na niebie i ziemi, od jego sprawozdania z odkrycia struktury DNA począwszy, po liczne publiczne wystąpienia, można chyba Jamesa Watsona nazwać co najmniej seksistą, szowinistą, a nawet rasistą (z pewnością był już tak w każdym razie niejednokrotnie nazywany). I zwłaszcza ten jego seksizm i po prostu pogarda w stosunku do Rosalind Franklin wyzierają z jego książki – i są tym bardziej zaskakujące i przykre, gdy uwzględni się ich przyjaźń.
Było ich dwóch wtedy we Francji, on i „Czarny Diabeł” Dumas.
Widzialem reportaz z Haiti gdzie wypowiadali sie potomkowie polskich legionistow. Mowili o przesladowaniach rasistowskich przez rdzennych Haitanczykow o gwaltach tylko za to ze przyznaja sie do polskiego pochodzenia i maja jasniejsza skore.
Nie wiem czemu od razu przypuszczenia, że musiał to być przestępca. A może po prostu facet miał dość życia z rodziną i postanowił zniknąć?
Czyżby amerykański doktor Jan? 🙂
Z TEGO WYNIKA ZE MY EUROPEJCZYCY MAJAC WSPOLNE DNA MAMY TE SAME KORZENIE => poprzez tysiacletnie koligacje jestesmy jedna wielka rodzina o wspolnych genach ===================================================================> JEDNOCZESNIE nie majac nic wspolnego z DZISIEJSZYMI WSPOLCZESNYMI ZYDAMI ktorzy sami o to zadbali zamykajac sie przed NIECZYSTYMI w tych swoich Gettach zaczynajac od XVII w. od Wenecji gdzie powstalo ich pierwsze WENECKIE GETTO !
Latwo tez zauwazyc wspolny mianownik z muzulmanami,co potwiardza ze ich religia jest wymyslem tych samych ludzi i ma swoje korzenie w Talmudzie.Dlatego zona Mahometa czyli corka Rabina Gabriela z Mekki byla pierwszy muzulmanka na swiecie.
Tydzień w takich warunkach wyniszcza organizm jak miesiąc w Himalajach. Może nie na wysokości 7000m, ale na trekingowej typu 5000.
Witam, skąd to Pan wie?
Piszesz o dlugu wewnetrznym japonii,ktory w przypadku nizaleznosci finansowej od bankow zewnetrznych nic nie znaczyw japoni gospodarkajest podkonyrola pamstwa,ktore finansuje to wszystko co dla japonii jest najkorzystniejsze,ten sposob zarzadzania vzyraczej ochrony wlasnego rynku jest charakterystyczny dla najbogatrzych panstw.
Facet jest podobny do Neala Stephensona 😀
tajemnice i teorie spisku http://newso.pl/category/tajemnice
Widzę, że nawet link do naszej tunguskiej „Podniebnej ARII” tam trafił.
Jeśli nie chce mówić, to jednoznaczne jest, że w zamachu uczestniczyły rosyjskie i brytyjskie służby.
na jakiej głębokości można w Polsce znaleźć Granica K-T ?
Jednakowoż, pan Bertrand Russel nigdy nie twierdził, ze osobnicy sceptyczni wobec jego punktu widzenia – skończą w piekle. I za to właśnie – tak go szanujemy. 🙂
Artykuł zawiera pewne nieścisłości. Testowane bomby ( ciekłe czy też ciężkie powietrze), nie miały wiele wspólnego z typowymi bombami paliwowo-powietrznymi. Nie były też żadnymi gigantami. Testowali ładunki nie przekraczające 500kg. Najczęściej mówi się o mieszance węgla brunatnego i ciekłego tlenu oraz ……. tajemniczym „inicjatorze” którego receptura nie jest znana do dziś. Przeliczeniowy efekt wybuchu mieszanki w ilości 250 kg to około 0,5-1 kT TNT. Oprócz tego, powstawała nietypowa fala uderzeniowa o prędkości ok. 5000-7000 m/s* o zasięgu nawet 15-20 km, w jakiś sposób dodatkowo podtrzymywana przez składniki atmosfery (jakoby wynik „inicjatora”, działającego głównie na azot atmosferyczny ). Trwała znacznie dłużej niż w klasycznym wybuchu bo ok. 2-3s. Wybuch powodował lokalne oscylacje i wiry atmosferyczne o znacznym gradiencie ciśnienia, stąd określenie bomba/tornado. Stan znacznych zakłóceń atmosfery, utrzymywał się nawet przez kilka tygodni.
Wg. dziennika meteo sił powietrznych USA, w 1944r na jesieni, dwukrotnie na terenie Turyngii wystąpiły „gwałtowne burze lokalne, o znacznych gradientach zarówno temperatury( od 18 do 2°C w ciągu 2-3 godzin)* jak i ciśnienia ( spadek z 761 mm Hg na 739 mm Hg w ciągu 4 godzin)*, przy wiatrach górnych (powyżej 5000m) rzędu 100-150 km/h*. Jako efekt dodatkowy, generowane były dźwięki o częstotliwościach infra (poniżej 10Hz) o zasięgu porównywalnym z falą uderzeniową, o natężeniach nawet 150 dB*. Powodowały one krwotoki, utratę przytomności, zaburzenia błędnika, utrzymujące się nawet kilka, kilkanaście dni po wybuchu. Dokumentację i zapasy „inicjatora”, SS zniszczyło w Czechach (prawdopodobnie tam był produkowany) w 1945r. w wyniku braku możliwości ewakuacji.
Najdziwniejsze jest to, że temat po wojnie jakby „nie istniał”. Nawet w amerykańskich filmach sensacyjnych, nigdy nie został użyty.
* przeliczeniowo z jednostek USA
Wspaniałomyślni rosyjscy naukowcy… Pojechali badać głębokość jeziora które ma miano bezdennego i wzięli ze sobą 20 metrową linę… To już ja mam dłuższą kotwice w swojej łódce.
Hubi-po prostu ten po prawej to słynny aktor..kasy jak lodu więc i wygląda jak z photoshop’u :>
Ciesze się że żyje w czasach gdzie fantastyka naukowa staje się rzeczywistością. Jeśli wszystko się powiedzie i w ciągu tych 10 lat plany się zrealizują lub będą o krok od realizacji to będzie największy „skok” ludzkości. To będzie przełom naszego stulecia 🙂 później (lub równolegle) misje załogowe na marsa a pod koniec dekady, terraformowanie marsa i któż wie… misja androidów poza układ słoneczny? Czekam z wypiekami na kolejne newsy!
cytat : ” Tuzin z nich – rzekomo – zostawiło odciski butów na powierzchni Księżyca.”
Po tym ” rzekomo ” to się obawiam się, że w Twoim przypadku medycyna jest bezradna.
Następny artykuł poproszę o krewetkach i ich mękach 😉
Piramida wielka była już przed wielkim potopem i ma ponad 12000 lat
Pozostałe piramidy są dużo młodsze i były wybudowane przez ludzi ale ta jedna była wybudowana przez inna cywilizacje
Pamietam, jak swego czasu odpalilem pierwszy raz MAME i mnie zamurowalo, ze rynek gier arcade byl kiedys tak potezny. Ilosc producentow, ilosc tytulow. Ilosc oryginalow i podrobek. Oczywiscie sensownych tytulow zebraloby sie moze ze 300-400 ale to i tak potezna liczba.
Praktycznie wszystkie wydawnictwa Encore to były gry „zapożyczone” np. z amerykańskiego czasopisma Ares. Warto wrzucić do Google np. Citadel of Blood, Star Trader, Voyage of the B.S.M. Pandora by zobaczyć oryginały. Encore zadbało tylko o własny tytuł, tłumaczenie i swoją oprawę graficzną. Szkoda, że kopiując te tytuły Encore nie uwględniało errat/poprawek pojawiających się w Ares często kilka numerów po publikacji.
Np. tutaj w bazie gier orignalny „Gwiezdny Kupiec” aka Star Trader: https://boardgamegeek.com/boardgame/3534/star-trader
Chyba dopiero Transsolara wymyślili samodzielnie 😀
Tutaj jest bardzo ciekawy artykuł, w którym polscy analitycy twierdzą, że strzałów było pięć.
https://www.tygodnikprzeglad.pl/zabojcow-bylo-trzech/
Już 12 lat temu włoscy eksperci cytowany przez the Telegraph uznali, że Oswald nie miał szans na oddanie trzech strzałów w ciągu nieco ponad 8 sekund.
https://www.telegraph.co.uk/news/worldnews/1556184/Oswald-had-no-time-to-fire-all-Kennedy-bullets.html
To jezioro to akwarium w którym Bóg hoduje Cthulhu.
W ciągu ostatnich 10 lat w jeziorze zniknęło 300 koni i 500 krów. Do wyjątków nie należą także ofiary wśród ludzi. Tylko w okresie 1999-2000 utonęło w nim 25 osób. Jezioro wciąż stanowi zagadkę. Nie wiadomo dlaczego w takich ilościach giną w nim zwierzęta i ludzie i na ile twierdzenie miejscowych, iż jest ono „bezdenne”, stanowi czystą fikcję.
Drodzy Dyskutanci! Rozmawiałem z indyjskim geologiem na ten temat. Poinformował mnie, że na zboczach przyległych do doliny Indusu, występuję granity o podwyższonej radioaktywności (podobnie jak w Karkonoszach, tak zw. ciepłe granity). Zwietrzelina z tych granitów spełza ku dolinie i Mohendżo Daro. To by tłumaczyło podwyższoną radioaktywność szkieletów, ale tam też grunt jest radioaktywny, co zrozumiałe a poza tym są miejsca zeszklone. Mahabharatą zaczytywał się Oppenheimer, jeden z twórców amerykańskiego programu atomowego. Rzeczy trzeba badać.
Zwracałem się wielokrotnie przez różne redakcje do p. Baliszewskiego z prośbą o kontakt i wskazanie źródeł jego „informacji”. Nigdy nie otrzymałem odpowiedzi.
Pan Dariusz przede wszystkim nie powinien chomikować materiałów, które udało mu się pozyskać. Tu chodzi o wspólne dobro – być może inni analizując je, odkryliby rzeczy, które mu umknęły. Bo przy sympatii do niego jako człowieka i podziwie wobec zdolności przekonywania różnych ludzi do przekazania mu archiwów, jego zdolności do wyciągania wniosków są dość ograniczone.
Dziedzictwo Ravachola wiecznie świeże: „Mówię to, nie po to, by bronić siebie za czyny o które jestem oskarżany, bowiem to jedynie społeczeństwo samo w sobie jest za to odpowiedzialne, od momentu gdy w swojej strukturze umieściło człowieka w ustawicznej walce przeciw drugiemu. W zasadzie, czyż nie widzimy dziś, we wszystkich klasach i pozycjach, ludzi, którzy pragną, nie powiem śmierci, ponieważ nie brzmi to dobrze, lecz niedoli im podobnym, jeśli tylko mogą uzyskać z tego korzyści? Na przykład, czyż szef nie ma nadziei na śmierć konkurenta? I czyż nie wszyscy biznesmeni liczą, że będą jedynymi, którzy cieszyć się będą przewagą, którą daje im ich zajęcie? Czy w celu uzyskania zatrudnienia, bezrobotny pracownik nie liczy, że z jakiegoś powodu, ktoś kto prace ma, zostanie z niej wyrzucony? Tak więc, w społeczeństwie, w którym takie wydarzenia mają miejsce, nie ma powodów by dziwić się typowi działań, o które jestem oskarżany, a które są niczym innym jak logicznym następstwem walki o byt ludzi, którzy są zmuszeni wykorzystać wszelkie dostępne środki by przeżyć. A poniewaz każdy może liczyć tylko na siebie, czyż nie jest zmuszony myśleć: „Cóż, skoro tak się rzeczy mają, więc jeśli będę głodny, nie mam powodu wahać się by użyć wszelkich dostępnych mi środków, nawet przy ryzyku spowodowania ofiar! Czy szefowie, gdy zwalniają robotników z pracy, martwią się czy umrą oni z głodu czy też nie? Czy ci , którzy żyją w dostatku przejmują się tymi, którym brakuje na podstawowe potrzeby”?
Czy jest ktoś kto wie na jakich rowerach, marka, jeździli nasi kolarze w czasie Olimpiady w Paryżu???
Schliemann tylko na poczatku sadzil, ze odkryl skarb Priama. Juz za jego zycia bylo jednak pewne, ze znalezione przedmioty nie maja z Priamem nic wspolnego i sa starsze od niego o 1000 lat. Nazwa jednak pozostala. Rosja nie zwraca tego skarbu, gdyz w 1996 Duma przyjela ustawe, ktora uznala zdobycze wojenne za wlasnosc Rosji, stad tez o zwrocie nie moze byc mowy. Skarb ten byl badany w Rosji przez niemieckich naukowcow i jest autentyczny.
Nie napisaliście wszystkiego o jego epizodzie w Ameryce. Wtedy taka podróż to nie była jedna czy dwie przesiadki samolotem. Dotarł do Nowego Jorku statkiem, a stamtąd ruszył do Panamy. Drogę pokonał na grzbiecie muła, ryzykując spotkania z aligatorami, żółtą febrą i bandytami. Miał innego pecha. Wspólnik brata ulotnił się z hajsem, a on sam będąc już na miejscu założył firmę handlującą okruchami i pyłem złota. Czy 9 miesięcy to długo? Wystarczająco, by przeżyć dwa pożary San Francisco, dwa ostre ataki żółtej febry oraz by odłożyć 400 tys. dolarów. Ówczesnych dolarów. W tym czasie ludzie w Ameryce nie przypadli mu do gustu, a tamtejsze kobiety uznał za nieatrakcyjne. Stwierdził, że wraca do Rosji. Sam powrót okazał się jedną z najbardziej hardcorowych przygód. Tym razem przejazd przez Przesmyk Panamski odbywał się w permanentnej ulewie. Przewodnicy uciekli, a podróżni aby przeżyć jedli surowe mięso iguan dostając po tym ostrych biegunek. Wielu zmarło też z powodu febry. Robiło się nieciekawie, a członkowie wyprawy zaczęli stawać się niebezpieczni. Sam Schliemann prawie nie sypiał czuwając z rewolwerem przy złocie i czekach. Co gorsza gangrena zaatakowała jego nogę, udało mu się jednak przeżyć.
Pod koniec życia Heinrich Schliemann dowiedział się, że jego wykopaliska nie miały nic wspólnego z dramatem Ilionu/Troi. „Troja nie leżała ani w drugiej, ani w trzeciej, lecz dopiero w czwartej warstwie od dołu” – tłumaczy C. W. Ceram, a po chwili dodaje: „Skarb odkopany przez Schliemanna był skarbem jakiegoś króla, który żył na tysiąc lat przed Priamem”. Miał rację sam odkrywca mówiąc bez skromności o swoich dokonań: „…ODKRYŁEM DLA ARCHEOLOGII ZUPEŁNIE NOWY ŚWIAT, KTÓREGO ISTNIENIA NIKT NAWET NIE PODEJRZEWAŁ”. Dopiero za blisko pięćdziesiąt lat to odkrycie przyćmi Howard Carter…
odnosnie zarcia. pamietam, ze odnalazlem takie miejsce, gdzie co chwila respawnowal sie potworek, po jego ubiciu wypadal taki zielony polksiezyc. moze nie bylo to zbyt pozywne, ale mozna bylo zdobyc ogromne zapasy:) ale nic nie przebije udek ze szczura, ktore regenerowaly wiekszosc „punktow zarcia”:) jak juz skonczycie DM, to zanim usiadziecie do DM2, skonczcie kontynujacje jedynki czyli chaos strikes back. co wiecej, mozna w to grac swoja druzyna ktora skonczyliscie DM1. co do czesci drugiej – graficznie duzy skok naprzod, no i przede wszystkim otwarte przestrzenie, ale po skonczeniu jedynki (kilka razy), druga czesc nie robila juz na mnie takiego wrazenia. z crpg’ow dopiero przy might and magic 6 bawilem sie tak dobrze (a nawet lepiej)
Z Hudsonem słabo się dogadywał na planie Giganta… Chemii między nimi nie było.
Gdyby generał przeżył, to Brytyjczycy właśnie dzięki jego zachowaniu uniknęliby wielu problemów, jakich doznali po jego śmierci. Jego następca, gen. Kazimierz Sosnkowski miał odwagę wypomnieć 1 września 1944 r. wiarołomstwo sojuszników. Trudno byłoby oczekiwać takiej postawy ze strony Sikorskiego. Raczej podobnie jak to robił w 1941 r. na polecenie brytyjskie szukałby sposobu na ponowne dogadanie się z Sowietami. To nastąpiłoby jednak raczej dopiero w 1945 r., gdyż Stalin musiał mieć trochę czasu, by stworzyć pozory dla swoich komunistów, że są równoprawnym partnerem dla rządu na uchodźstwie. Wówczas doszłoby najpewniej do porozumienia na zasadzie czechosłowackiej, a nie mikołaczykowskiej, czyli nie sam Sikorski wraca do ojczyzny, lecz cały rząd londyński (po kilku głośnych dymisjach) łączy się z PKWN.
Kosmiczny Teleskop Keplera dostanie zamiennik. W 2017 r. ma wyruszyć satelita TESS (Transiting Exoplanet Survey Satellite), zorientowany na poszukiwanie przede wszystkim planet typu ziemskiego wśród pół miliona najbliższych nam gwiazd. Uczeni szacują, że będzie mógł odkryć przynajmniej 300 planet typu Ziemi, krążących w innych układach planetarnych Drogi Mlecznej.
Dobrze wiedzieć, że już pan „myślę więc jestem” robił sztuczki.
Ogórki zawierają związek, który niszczy witaminę C w pomidorach. A jednak Grecy od wielu, wielu lat łączą te dwa warzywa w swojej sałatce, podobnie Arabowie w swojej sałatce tabbouleh – i nikt z tego powodu nie umarł 😉 Witamina C występuje na tyle powszechnie, że jej niedobór w diecie przeciętnego człowieka występuje bardzo rzadko. Dlatego nie podchodziłabym tak radykalnie do kwestii aby NIGDY nie łączyć ze sobą tych dwóch rodzajów warzyw, skoro to połączenie jest po prostu smaczne i nie jest szkodliwe, co najwyżej mało wartościowe odżywczo 🙂
Brytyjski następca tronu był także transwestytą. Razem z Cowardem, w kobiecych ubiorach i pełnym makijażu, lubił odwiedzać nielegalne kluby gejowskie – Packenham i Nut House. Biseksualizm dziś mało kogo dziwi, ale przed II wojną światową w Anglii można było za to trafić za kratki. Diuk z partnerami – także męskimi prostytutkami – został parę razy zgarnięty przez policję w centrum Londynu. Gdy okazywało się, kim jest naprawdę, szybko zwalniano go do domu (czyli do pałacu).
Bardzo fajna relacja dwójki osób docierający do Composteli. http://kowalelosu.blox.pl/2013/10/SANTIAGO-DE-COMPOSTELA.html
Sitchin uważał, że Anunnaki byli istotami pozaziemskimi, którzy dotarli na Ziemię z planety Nibiru ok. 400 tys. lat temu po to, aby wydobywać złoto, konieczne do stabilizacji atmosfery ich własnej planety. Podczas tej pracy doszli do wniosku, że nie podołają jej sami i poprzez manipulacje genetyczne na żyjącym na Ziemi homo erectusie stworzyli współczesnego człowieka. Człowiek był dla Anunnaki rodzajem niewolnika, którego jedynym zadaniem była pomoc w wydobyciu złota. Abzu w sumeryjskich tekstach określa miejsce skąd pochodziło złoto i gdzie Anunnaki zbudowali swoje kopalnie pod przywództwem Enki. Tellinger uznał, że zidentyfikowanie miejsca opisanego na przetłumaczonych przez Sitchina tabliczkach raz na zawsze rozwiąże związane z tym kontrowersje. Nie ma w historii świata zaginionej cywilizacji, która zostawiłaby po sobie ponad 10 mln kamiennych struktur, tarasy do kultywacji upraw rolnych pokrywające powierzchnię 600 tys. km2 i sieć dróg łączących wszystkie te elementy ze sobą w jedną gigantyczną sieć. Cywilizacja ta potrafiła także używać energii pochodzącej z ziemskich prądów tellurycznych, której nasza cywilizacja nie potrafi zrozumieć po dziś dzień..
Szkoda, że nie doszło do realizacji tego pomysłu. Nie trzeba by teraz wyjeżdżać na zmywak do UK 😉
Ciekawostką jest też to, że im silniejszy ból tym placebo skuteczniejsze – taki wykres w każdym razie nam pokazywali z badań z lat 90. Szczegółów nie znam 😉
No i oczywiście odkłamana terapia placebo nie przynosi żadnych zdrowotnych korzyści, a może gwałtownie popsuć stan pacjenta.
„Młode pokolenie nie pamięta, że taki film jak Powrót Jedi wszedł w Polsce do kin dopiero w 1987 roku, czyli cztery lata po amerykańskiej premierze.”
Bzdura. Premiera w Polsce była w 1985 r.
Super fajny i ciekawie napisany artykuł. Nie wiedziałem, że tak to było
Duchy wracają. Wszystko się powtarza. Duch Aleksandra wrócił pod postaciami Napoleona i Adolfa. Kto sterował Generałem Pattonem? Wracają i jak za Swych lat powtarzają to co Sami Przeżyli. Wiara tłumaczy To Zjawisko poprzez Przepowiednie. W Kolejnych Wymiarach toczą się bitwy, wojny i konflikty zbrojne. I toczyć się będą; skoro ludzie zamiast Modlitwy wolą wyznawać Kult Złota i Krwi. Niestety; nie tędy Droga Ku Lepszemu.
Niestety.
Zwiększone zakłócenia magnetyczne plus emisje metanu. Samoloty wylatywały nad Atlantyk i przepadały z braku paliwa. Oto moim zdaniem rozwiązanie.
W styczniu 1948 roku, w Cieśninie Malakka ginie w niezwykłych okolicznościach załoga MS Ourand Medan (według innych źródeł Orang Medan), którego załoga została zabita wskutek oddziaływania jakiegoś nieznanego czynnika. Jeden z uczonych radzieckich wysunął w związku z tym hipotezę o powstawaniu w wodach Wszechoceanu fal akustycznych o bardzo niskiej częstotliwości <7 Hz, które mogłyby ewentualnie zabić załogę statku, ale nie tłumaczy pożaru, który wybuchł w ładowni, błyskawicznie rozprzestrzenił się na statku i wygonił ekipy poszukiwawczo-ratownicze przybyłe na wezwanie SOS.
A teraz obserwujemy wielki powrót gum Turbo! 🙂
Do autorów tego artykułu mam serdeczną prośbę. Sprawdzajcie lepiej to, o czym piszecie. Ja wiem, że ludzie lubią sensacje i tajemnicze zaginięcia, ale w tym przypadku wiadomo, że samolotom zabrakło paliwa. W 1991 roku odnaleziono wszystkie 5 poszukiwanych maszyn. Znajdowały się na głębokości 230m. Nie wiadomo, dlaczego piloci nie byli w stanie ustalić pozycji, jednak samoloty się znalazły, nie porwało ich UFO, ani nie przeniknęły do innego wymiaru, jak sugerują książki i programy telewizyjne. O ciałach pilotów nie było wzmianki, ale po tylu dziesięcioleciach to nic dziwnego. Tak więc apeluję do czytelników, którzy się natkną na ten przypadek: nie wierzcie, że nie znaleziono samolotów, bo to bzdura, jedynie chcą was nabrać, aby było ciekawiej.
„In 1991 a treasure-hunting expedition led by Graham Hawkes announced that the wreckage of five Avengers had been discovered off the coast of Florida, but that tail numbers revealed they were not Flight 19”. Żeby „zdebunkować” temat, trzeba się jednak bardziej postarać 🙂
https://www.nytimes.com/1991/06/05/us/mystery-of-bermuda-triangle-remains-one.html
Pytań w sprawie „lądowania” Apolla 11 jest więcej. Zaznaczam, że przytaczam obiegowe opinie. Jeśli którąś z nich da się obalić, to zapraszam do dyskusji.
– jeśli rzeczywiście źródłem światła było jedynie światło słoneczne to cienie astronautów widoczne na zdjęciach powinny być mniej więcej takiej samej długości a są znacznie różne. I tak obiekty, które powinny być pogrążone w głębokim cieniu są silnie oświetlone a te elementy, które powinny być dokładnie widoczne są całkowicie zacienione,
– na zdjęciach zarówno na powierzchni Księżyca jak i w osłonach hełmów kosmonautów widoczne są odbicia dziwnych bliżej nie określonych przedmiotów, które nie miały prawa się tam znaleźć,
– lądownik powinien zostawić na powierzchni Srebrnego Globu krater (powietrze wydobywa się spod dyszy wylotowej) którego na żadnym ze zdjęć nie widać. Brak również księżycowego pyłu, który powinien unieść się na skutek lądowania Apollo.
– na jednym ze zdjęć dokładnie pod lądownikiem widoczny jest odcisk buta. Skąd się tam wziął? Przecież przed amerykanami nikt na księżycu nie był.
– na żadnym ze zdjęć nie widać gwiazd, które powinny być dokładnie widoczne. Krajobraz natomiast jest zamazany a przecież brak atmosfery powinien wywołać dokładnie odwrotny efekt.
– kamera przytwierdzona jest do piersi astronauty. Zdjęcia nie potwierdzają tego faktu. Astronauta stojący ze swoim kolegą twarzą w twarz nie mógłby wykonać zdjęcia na którym będzie widoczny hełm (zdjęcie przedstawia Alana Beana – od pasa w górę). Powierzchnia Księżyca jest płaska.
– ślady wykonane przez pojazd księżycowy są dość zaskakujące, czasem skręcają o 90 i więcej stopni.
– na kilku z fotografii można dostrzec na elementach krajobrazu Księżyca oznaczenia typu – A czy C.
Niestety dla spiskowców, są również materialne dowody lądowania na Księżycu, w postaci np. próbek skał księżycowych. Każdy naukowiec, który badał te skały uznał, że są one pochodzenia nieziemskiego. Oskarżenia o to, że próbki skał mogły pochodzić z księżycowych meteorytów są zwodnicze, gdyż pierwszy księżycowy meteoryt został odkryty dopiero w 1980 roku.
A czy nie miało znaczenia to, że facet wykonywał doświadczenie w pokoju, a na Księżycu była próżnia?
Sądząc po fotkach i filmikach rzeczywiście jest to obiekt wielofazowy. „Filary” wydają się być starsze. Może pierwotnie tworzyły rodzaj kręgu, podobnie jak późniejsze kromlechy… Murki dodano później. Z tego co się zorientowałem odsłonięto trzy takie struktury, pozostałe rozpoznano jedynie geofizycznie. Być może miały więc podobną formę.
@ormkuba
„błogi stan pierwotnego ateizmu” to oczywiście ironia? Historia kultury nie zna społeczeństw ateistycznych, choć można by dyskutować czy XX – wieczne totalitaryzmy wyczerpują znamiona religii.
Na pewno masz rację twierdząc, że uprawa roli nie jest niezbędna do powstania religii.
Nawiasem mówiąc, to co wiemy o starożytnych hebrajczykach sugeruje, że przynajmniej początkowo roli również nie uprawiali, a ich religia (co prawda wyewoluowana) istnieje do dzisiaj.
W każdym razie, o ile nie popełniono tutaj błędów w datowaniu, lub cała historia to nie jest jakiś fake, to jest to bez wątpienia jedno z najważniejszych odkryć archeologicznych ostatnich dziesięcioleci.
Jakby kogoś zainteresował temat wzgórza (tepe) Göbekli to wydana została w języku polskim książka Klausa Schmidta, który dawniej prowadził badania na danym stanowisku, pt. „Budowniczowie pierwszych świątyń”. Tematycznie obejmuje dzieje przechodzenia na obszarze północnego Żyznego Półksiężyca z późnego paleolitu do neolitu.
Interesujące jest dla mnie powiązanie Gobeke Tepe i piramidami. Wiecie jaki jest koronny argument czemu piramy nie mogą być starsze niż są obecnie? Bo faktów (jako takich) nie ma. Uwaga… Egipcjolodzy twierdzą że nie ma ŻADNYCH INNYCH megabudowli z okresu ok. 12 tysięcy lat temu i w związku z tym nie jest to możliwe. To wpasowuje się np. w ślady erozji podstawy sfinksa – pochodzą od deszczu, w tym rejonie padało ostatnio ok. 12 tysięcy lat temu. Sfinks musiał juz wtedy stać. No to siup, dzięki bogu mamy już Gobeke Tepe, datowane właśnie na ten okres. Mam nadzieję że w końcu pójdą po rozum do głowy i zrozumieją, że 3 największe piramdy niekoniecznie są „skokiem technologicznym” jednego pokolenia, po czym nagle technologia została zapomniana, lecz stały tam dużo wcześniej i zostały „przejęte” jako dokonania przez ówczesnych Faraonów. Zobaczcie, że piramidy których budowa jest dużo lepiej udokumentowana i może być przypisana faraonom, nie dorastają do pięt wielkiej trójcy.
Temat jest o tyle ciekawy że wchodzimy w precesję, doskonałe odwzorowania astronomiczne piramid i sfinksa, itd. Sfinks może być np. właśnie swoistym kalendarzem precesji. Wszystkim zainteresowanym polecam książki Grahama Hancocka. Nie mówię że trzeba brać bez przemyślenia, ale bardzo ciekawa lektura, w szczególności dla tych którzy lubią rozważać „a co jeśli”.
Gobekli, nie „Gobeke” !
Trochę to przerażające, a jak się posłucha nagrań z tych sesji Milgrama, to ciary przechodzą. Wydaje mi się, że poza eksperymentem Milgrama warto jeszcze przywołać eksperyment Zimbardo, trochę inny, ale też bada do czego ludzie mogą się posunąć. A co do tych nagrań Milgrama to można ich posłuchać tutaj: https://topflop.pl/eksperyment-milgrama/
Scott uchwycił jeszcze jedno – precyzyjnie dobrał poetykę obrazu. Anglik, mający wykształcenie artystyczne (skończył Akademię Sztuk Pięknych w Londynie), w perfekcyjny sposób wykorzystał futurystyczną estetykę. Stworzył obraz miasta zimnego, technologicznego, bezosobowego megalopolis, w którym łatwo się zgubić. To metropolia bez granic, przytłaczająca jednostkę, pełna mroku, brudu, przemocy i okrucieństwa. Metropolia, którą na co dzień znają współcześni nam mieszkańcy Nowego Jorku czy Pekinu.
Z wyników badań archeologów uniwersytetu w Newcastle wynika, że ogromne kamienie tworzące Stonehenge mogły zostać przywiezione na swoje miejsce za pomocą sań nasmarowanych tłuszczem wieprzowym.
Rodzina i sąsiedzi musieli go chyba bardzo nie lubić, skoro nikt go nie poznaje…
Wizyta Ramy…
Może nigdy nie było tego piramidionu?
U Platona który wiele przejął od Egipcjan, w tym i jest widoczny w jego dialogach kult słońca, jest pewna metafora która również przesiąkła do neoplatonizmu -> średniowiecza -> do czasów współczesnych gdzie widnieje na jednodolarówce.
O co chodzi? O kres poznania. Dla Platona moment w którym kończy się piramida stanowi 100% ludzkiego poznania, wyżej nie jesteśmy wstanie sięgnąć. Nie jesteśmy w stanie pojąć idei które są ponad. Choćby idei Boga. Czyli dla ludzi którzy nie ogarniają takich prostych rzeczy upraszam: Płaski wierzchołek symbolizuje rzeczy których nie jesteśmy wstanie poznać. Dla Platona była to choćby idea dobra, której nie da się objąć rozumem i na którą wprost nie możemy patrzeć – jak na Słońce. Oświetla ona inne rzeczy, przez co wiemy, że gdzieś tam jest ale dla nas nie jest dostępna.
No i co póżniej z tym porównaniem zrobił Pseudo-Dionizy Areopagita? Zrównał Platońską idee dobra do Boga. Bóg jest tym czego nie możemy poznać, ale poczekaj czytelniku do końca zaraz się wyjaśni…Dionizy uważał, że Boga nie jesteśmy wstanie inaczej określić niż przez zaprzeczenie. Używał zaprzeczenia.
Mamy jednodolarówke a na niej piramidion – i magiczne oko. Piramide a nie trójkąt – nie mylić z trójcą świętą – i co ona oznacza? Kres poznania i to czego nie da się zobaczyć. Czyli Boga. Proste, wystarczy znacz filozofię.
Miło powspominać
dziwna ta macierz z dwoma poziomymi wymiarami
oczywisty błąd autora 😉
Hej! Interesuję się historią gier planszowych i fabularnych w Polsce, więc wszystkie materiały na powyższy temat czytam z największą przyjemnością.
Czy dobrze rozumiem, ze jesteś jednym z autorów, którzy pisali do SM (i innych czasopism?). Masz może więcej historii, anegdot o działalności Groteki? Może zachowałeś jakieś archiwalne materiały z tamtego okresu? Zdjęcia?
Wielu twierdzi, że nad autem tym wisiała klątwa. Trudno się z tym nie zgodzić, gdy prześledzi się jego dalsze losy. Już krótko po wypadku, kiedy odstawiano wrak, wypadł z niego silnik łamiąc nogi mechanika. Silnik ten zakupił potem do swojego auta wyścigowego pewien lekarz, który zginął podczas wyścigu. Mało tego! Podczas tych samych zawodów zabił się także inny kierowca, który w swoim samochodzie miał z kolei zamontowany wał, pochodzący z auta Deana. Garaż, w którym przechowywano i naprawiano nieszczęsne porsche, spłoną. Auto udało się naprawić i wystawiano go nawet w Sacramento, gdzie zsunął się z podestu łamiąc biodro oglądającego go właśnie nastolatka. Pechowe porsche dokonało swego żywota cztery lata po śmierci Deana. Choć ciężko w to uwierzyć, spadając z podestu, rozpadło się na 11 części.
Z tego, co czytalem, to Spiers był raczej odrzucany przez środowisko entuzjastów UFO, którzy zarzucali mu nierzetelność i przejmowanie cudzych osiągnięć.
Wcześniej też był atakowany i sobie radził z odpieraniem ataków, skoro żył i miał się dobrze. Przecież jeśli miałoby być tak, jak mówisz i tak jak się powszechnie sądzi, to by już dawno zginął, jak tylko wyślizgnął się spod kontroli. Chyba, że się nie wyślizgnął i był posłańcem, który próbował manipulować ludźmi, a ta śmierć to mistyfikacja, albo pozbycie się niepotrzebnego już wykorzystanego żołnierza, która nadaje wiarygodności jego fałszywym opowieściom, o ile tak to w ogóle wygląda. Ale jeśli nie łgał, i jeśli to nie jego iluzje, to skoro wcześniej dawał sobie dobrze radę, dlaczego podczas tego ostatniego wywiadu tak bardzo wyglądało to inaczej? Dlaczego skoro było to tak poważne, to tak to bagatelizował i gadał o jakiś niespójnych mało szczegółowych rzeczach, zamiast skupić się na obronie, i kontynuować wywiad później? I jeśli miał by być tak podatny na rozkazy, to by się go nie pozbywano, tylko dalej wykorzystywano do swoich misji…
Milch dowodził siłami powietrznymi, kiedy Hermann Goering pogrążył się w nałogu morfinizmu. Był ceniony przez Hitlera. Do czasu, kiedy na jego biurku wylądowały fotografie nagrobka ojca Erharda Milcha: grobowiec stał na wrocławskim cmentarzu żydowskim (przy dzisiejszej ulicy Sudeckiej; stoi tam do dziś). Milcha uratowała matka, zaświadczając, że syn nie jest dzieckiem swojego ojca, lecz owocem romansu z aryjczykiem. Po tej aferze, kiedy ktoś usiłował przypomnieć o domniemanym pochodzeniu Milcha, Hitler warknął w bawarskim dialekcie: „Wer Jud ist stimme I” („Ja decyduję, kto jest Żydem”). Poza grobem ojca czy też ojczyma Milcha do dziś zachowały się pozostałości jego posiadłości w Suchym Dworze nieopodal Wrocławia. ”
Zmarł 25 stycznia 1972 roku. Jego nekrolog zawierał sformułowanie: Erhard Milch, feldmarszałek, odmeldowuje się.
Motto: Bezpośrednią przyczynę katastrofy wahadłowca była uszczelka za kilkanaście dolarów, która w chłodny dzień startu promu do kolejnej misji straciła swoje właściwości (skruszała), co spowodowało wyciek i pożar zbiornika z wodorem, doprowadzając do eksplozji niszczącej prom. * Wniosek wydaje się z tej przesłanki jednoznacznie oczywisty, nie analizowano na etapie konstrukcji wahadłowca (napędu) wypływu nieszczelności z powodu wady fizycznej wymaganych własności uszczelki. * Jak śmieci na wejściu to śmieci na wyjściu i nic tu nie pomogą metody jakości zarządzania poza tym, że ułożą śmieci inaczej. * Nie mniej i nie więcej, prawda czy fałsz?
„Tragedię spowodował błąd w wykonaniu pierścienia w silniku rakiety, co doprowadziło do przepalenia zbiornika paliwa a w konsekwencji wybuchu.” Astronomiczna, nomen omen, bzdura! Katastrofa nastąpiła, ponieważ start odbył się w warunkach dla których poszczególne elementy wahadłowca, w tym pierścienie uszczelniające silniki na paliwo stałe, nie zostały ani zaprojektowane ani przetestowane (było za zimno).
W rezultacie pierścienie straciły elastyczność i przy wzroście ciśnienia w silniku, spowodowanego jego normalną pracą, nie spełniły swojej roli i nie uszczelniły segmentów obudowy silnika. Resztę wszyscy znamy – płomień wydobywający się z nieszczelnego połączenia przepalił wspornik a następnie powłokę zbiornika z wodorem i tlenem. Żeby było ciekawiej, opinia inżynierów z firmy wykonujące silniki odnośnie do startu w takich temperaturach (zorganizowano w ostatniej chwili przed startem telemost) została całkowicie i jawnie zignorowana, w imię „my tu wicie rozumiecie mamy plan, i żaden przymrozek na Florydzie nam w nim nie przeszkodzi”.
Równie ciekawa, choć z innej bajki, była koncepcja wystrzelenia V2 na Nowy Jork ze specjalnego kontenera startowego, holowanego przez Uboota. Chociaż znając legendarną celność tej broni, plan Milcha jednak dawał nieporównywalnie większą szansę trafienia w cel.
Po emisji dokumentu o nim, dostał specjalną kartę identyfikacyjną stanu Floryda, został także zatrudniony przez tamtejszą restaurację.
Na początku lat 90-tych miałem na Politechnice Warszawskiej przedmiot dodatkowy Wstęp do astronautyki prowadzony przez prof. Wolańskiego. Pokazywał nam filmy i dokładnie opisywał przyczyny katastrofy Challengera. Na pewno w tamtym czasie była to najbardziej pełna wiedza o katastrofie, do jakiej miałem dostęp.
Sam przedmiot był bardzo ciekawy, choć mój kierunek nie był w zasadzie w ogóle związany z lotami kosmicznymi.
Na jednych z zajęć mieliśmy spotkanie z Mirosławem Hermaszewskim. Było bardzo ciekawe, a i samego gościa mile wspominam. Mówił rzeczowo i był bardzo otwarty. W ramach spotkania dowiedzieliśmy się trochę o szczegółach przygotowania do lotu, wyzwaniach związanych np. z tym, że wszystko było opisane i oznaczone po rosyjsku, skomplikowanym interfejsie modułu sterowania statkiem, stresem związanym z operowaniem małymi zapasami paliwa silników kierunkowych, gdzie w razie pomyłki pozostawało już tylko się modlić. Pan Mirosław przyniósł mapy, na których były zaznaczone obszary świata, których należało unikać w razie lądowania niezgodnego z planem. Były to przede wszystkim oceany w rejonach rzadko odwiedzane przez żeglugę oraz… Chiny. W razie lądowania zostaliby potraktowani tam jak szpiedzy. Pokazał nam też notatnik ze swojego szkolenia – przecięty na pół, niezbyt gruby zeszyt szkolny w niebieskiej okładce, być może wyprodukowany przez fabrykę w Kluczach…
Bardzo ciekawa i nieznana historia
Smutne są te krótkotrwałe koneksje polsko-szwedzkie. Poza kilkoma mało ważnymi piardami typu stół szwedzki ostała się z tego jedynie pożoga streszczająca się w zniszczeniu niemal wszystkich warownych zamków w Polsce.
Waldemar Łysiak sprawnie to skomentował: Kilku historyków (głównie czarnoskórych) obnażyło bolesna prawdę, a pierwszorzędne znaczenie miały tu dwie książki, zwłaszcza Forced into glory. Abraham Lincoln’s white dream Lerone’a Bannetta. Bennett dowiódł, że wbrew późniejszej ( i dzisiejszej) propagandzie Lincoln całe życie był „maskującym się rasistą”, a wszystkie jego kontrniewolnicze działania były zabiegami taktycznymi (dla zneutralizowania opozycji wewnątrzpartyjnej a potem dla osłabienia Konfederatów) i wstępem do realizacji „białego marzenia Lincolna” czyli do wyrzucenia „czarnej hołoty” hurtem ze Stanów. Tak właśnie („wstrętne Czarnuchy” itp.) Lincoln przezywał Murzynów (również podczas wystąpień publicznych już gdy był stanowym politykiem w Illinois; słynął wtedy z opowiadania antymurzyńskich dowcipów, piętnował propozycje zniesienia niewolnictwa i głosował przeciwko przyznaniu czarnym jakichkolwiek praw wyborczych.
Tutaj jest link do przemówienia, które Lincoln wygłosił 27 lutego 1860 r. w nowojorskiej szkole Copper Union:
http://members.aol.com/jfepperson/cooper.html
Jest to ciekawa i zarazem ważna mowa, która podobno bardzo przyczyniła się do tego, że Lincoln został potem prezydentem. Abe porusza w niej kilka rzeczy, ale szczególnie ciekawa jest końcówka, w której zwraca się do Republikanów. Parę przemyśleń zatem.
Jeżeli chodzi o kwestie związane z niewolnictwem to doświadczenie z ostatnich lat mówi, że czego by Republikanie nie powiedzieli, na co by się nie zarzekali to południowcy i tak im nie będą wierzyć. Jest tylko jedna taka rzecz, która mogła by zmienić ten stan rzeczy – przestać nazywać niewolnictwo złem i wraz z południowcami zacząć nazywać je dobrem. Pozytywnym dobrem, jakby to Calhoun powiedział. Ale moi kochani, same słowa nic tu nie dadzą – trzeba je koniecznie poprzeć czynami. Trzeba koniecznie uciszyć abolicjonistów (najlepiej powysyłać ich do Afryki), zamknąć wolne gazety lub tak jak na Południu wprowadzić ich ścisłą cenzurę. Trzeba wykreślić z konstytucji wolnych stanów wszelkie zapisy, które mogłyby rzucać choć cień podejrzenia, że mogą mieć wydźwięk anty-niewolniczy. Trzeba co tchu uganiać się za szukającymi wolności zbiegłymi niewolnikami i z uśmiechem na twarzy zwracać ich z powrotem do niewoli.
Tu pojawia się pytanie – czy niewolnictwo jest dobrem czy złem. Bo jeśli jest dobrem to wszelkie działania skierowanie przeciwko niemu są złem i z czystym sumieniem można zgodzić się na wszystkie żądania właścicieli niewolników. I tu leży, moi kochani, ten przysłowiowy pies pogrzebany – Południe sadzi, że niewolnictwo jest dobrem i jako dobro powinno być pielęgnowane i rozszerzane. Republikanie uważają, że niewolnictwo jest złem, którego na obecnym etapie nie można zniszczyć, ale można go ograniczyć, a co oznaczało w ostateczności jego ograniczenie Południowcy dobrze wiedzieli. I tak jak Lincoln mówi – w całych tych rozważaniach nie może być drogi pośredniej – nie można nazywać tego co dobre złem, a tego co złe dobrem. To był konflikt, jak ten dom podzielony Lincolna – Ameryka nie mogła długo być podzielona na stany wolne i niewolnicze – musiała podążyć jedną lub drugą stroną.
I tak też przychodzą mi do głowy współcześni miłośnicy niewolniczego Południa, ci neo-konfederaci. Zdaje się, że dostrzegają oni w instytucji niewolnictwa pozytywne aspekty i usprawiedliwiają tyranię, a za całe zło obarczają innych. No nie wiem, albo do końca nie pojmują tego problemu, albo kamienne serca mają, albo są jakimiś białymi suprematami. Nie wiem. Ja nie rozumiem jak można niewolić ludzi i do tego mówić, że to jest dobre więc się pewnie z neo-konfederantami już nie zrozumie… Nie rozumiem także jak ktoś, kto uważa niewolnictwo za zło może popierać tych, którzy chcieli to zło rozprzestrzeniać i pielęgnować, a to właśnie ci stali na pierwszej linii dążeń stanów niewolniczych do zawiązania odrębnego państwa.
Czy bohater jest przeciwieństwem tyrana? Albo czy tyran nie może być bohaterem? Czyżby autor odkrył nagle, że polityka i historia są wielowymiarowe, a ludzie żyjący 150 lat temu nie są naszą kopią, również jeśli chodzi o postawy?
Budynek stanął na gruntach należących do Szpitala Dzieciątka Jezus. Na rogu Sienkiewicza (nr 124) znajdowała się ukończona około 1774 dwupiętrowa kamienica należąca do szpitala, około 1854 przebudowana na Instytut Położniczy według projektu Andrzeja Gołońskiego, rozebrana 1897-98. W czasie II wojny światowej, wypalone mury rozebrano po 1945 do wysokości drugiego piętra, oraz całkowicie rozebrano wewnętrzne oficyny pomiędzy skrzydłami wzdłuż Sienkiewicza i Moniuszki.
Jeśli dobrze pamiętam, to w tych rurach jest domieszka silikonu.
No i to może coś tłumaczyć… Pod koniec czerwca 2002 r. internetowe wydanie „Dziennika Ludowego” – najpoczytniejszej chińskiej gazety – w artykule „Tajemnicze rury pozostawione przez ET”, tak pisało o znalezisku z Baigong: „Niektórzy eksperci uważają, że mogą być to ślady pozostawione przez istoty pozaziemskie. Miejsce to – położone na dużej wysokości – dzięki przejrzystemu powietrzu od dawna było uznawane za idealne do prowadzenia obserwacji astronomicznych. […] Tym, co zdumiewa najbardziej jest rodzaj ‘rynny’ o średnicy ok. 40 cm idący po skosie od góry do wewnętrznego krańca [tamtejszej] jaskini. Kolejna z ‘rur’ o tej samej średnicy wchodzi w ziemię i nad grunt wystaje tylko jej część. Przy wejściu do jaskini znajduje się też kilkanaście rur o średnicy od 10 do 40 cm, które wchodzą wprost w górę ukazując skomplikowaną technikę wykonania”.
Hmmmm, na zdjęciu widać do bólu klasyczną formę słupów bazaltowych. Chiny? W polskiej Złotoryi mamy to samo 🙂
Okazało się, że twory z Baigong mają swe odpowiedniki w Ameryce Północnej. Odkrycie to jednak nie dopełniło tajemnicy. W geologicznej formacji piaskowca Navajo znaleziono podobne żelazne konkrecje, tj. twory powstające wskutek narastania substancji wokół istniejących w skale obiektów (otoczaków, grudek czy skamielin). Amerykańskie żelazne rury również miały formę pierścieni i dochodziły nawet do 50 cm średnicy. Co więcej, ich skład odpowiadał metalowym formacjom z Qinghai.
Modele komputerowe NASA pokazują, że meteoryt tunguski miał najprawdopodobniej bardzo duże rozmiary – od 50 do 80 metrów, a z analizy relacji naocznych świadków wynika, że w strefie jego upadku znajdowało się 30 osób. Najprawdopodobniej rozpadł się na części i wybuchł na wysokości około 12-17 km, w wyniku czego rozmiar strefy rażenia wynosił imponujące 5-12 km. Podobne wydarzenia mają miejsce niezbyt często, jednak ich destrukcyjny potencjał sprawia, że nie da się o nich zapomnieć.
Senator Ralph Yarborough, który jechał z Lyndonem B. Johnsonem, był bardzo krytyczny wobec działań Greera: „Kiedy słychać było odgłosy strzału, samochód zwolnił, co wydawało się całkowitym zatrzymaniem. Wszystkie samochody zatrzymały się. Po trzecim strzale, ale dopiero po trzecim strzale, kawalkada przyspieszyła, szybko nabrała prędkości i ruszyła do szpitala Parkland”. Córka Roya Kellermana, tajnego agenta w samochodzie Kennedy’ego, powiedziała Haroldowi Weisbergowi w latach 70-tych „mam nadzieję, że nadejdzie dzień, kiedy ci mężczyźni (Kellerman i Greer) będą mogli powiedzieć, co powiedzieli swoim rodzinom”. William Greer zmarł 23 lutego 1985 roku. Jego syn Richard Greer w 1991 roku, zapytany „Co twój ojciec myślał o JFK,” Richard nie odpowiedział za pierwszym razem. Kiedy zapytano go po raz drugi, odpowiedział „No cóż, jesteśmy metodykami a JFK był katolikiem.
Juz nie ma zadnych nagran tego wybuchu na yt,interesujace…
Jeszcze są, ale rzeczywiście ten filmik był wcześniej bardziej rozpowszechniony.
https://www.youtube.com/watch?v=ibEwwD3WWDM
Szukałem na YouTube i nie znalazłem tego filmu.
Ta biała piramida ma ponad 550 metrów wysokości
Piramidy na ziemi to są wyłącznie urządzenia energetyczne i łączności
Hmm…
http://www.tygodnikplus.com/pl/n181/koniec-koszmaru
Dla Bushnella transakcja zakończyła się katastrofą. Dla samego Atari – w krótkiej perspektywie sukcesem.
W 15-metrowej piramidzie Akapana, należącej do największych budowli prekolumbijskich w Ameryce Południowej, znaleziono szczątki kapłana lub władcy sprzed 1,3 tys. lat. „Kości są w bardzo dobrym stanie. Ten dostojnik z pewnością należał do elity ówczesnego społeczeństwa. Byle kogo nie pochowano w piramidzie”, wyjaśnia boliwijski archeolog, Angel Cossio. W grobowcu znajdującym się w wykutej w budowli niszy odkryto także wspaniały królewski diadem oraz wisior wielkości pięści, wykonany ze szczerego złota. Obok ciała złożono ofiary jak również lamę, która być może miała zawieźć cień zmarłego króla na tamten świat. Odkrycie jest tym bardziej zdumiewające, że piramida Akapana była wielokrotnie łupiona, najpierw przez hiszpańskich konkwistadorów, potem przez różnego rodzaju poszukiwaczy skarbów. Na początku XX w. robotnicy wyrywali z podstawy Akapany kamienie, których użyto do budowy linii kolejowej łączącej miasto Guaqui z La Paz. „A jednak grób władcy w cudowny sposób przetrwał te grabieże, aby opowiedzieć nam o historii”, cieszy się Angel Cossio. Zdaniem archeologów, w kompleksie Tiahuanaco (w języku keczua) lub Tiwanaku (w języku ajmara) mieszkało w czasie największego rozkwitu około 100 tys. ludzi. Tiwanaku wzniesiono na wysokości 4 tys. m nad poziomem oceanu, gdzie powietrze jest rzadkie
Temat jest ciekawy, ale czy kiedykolwiek uda nam się poznać więcej faktów? Bo wygląda na to, że cywilizacja rozwijała się dużo bardziej skomplikowanie niż się wydaje, a gdy u nas krzemień był szczytem technologii, to gdzie indziej byli i tysiące lat rozwoju przed nami.
Niektóre z teorii wieloświatów zakładają, że każda decyzja ma swój negatywny odpowiednik w świecie równoległym, a światy te dzieli nieznany nam wymiar. Wszelkie działania, które my odbieramy jako działania sił nadprzyrodzonych, to tylko efekt oddziaływań między tymi równoległymi światami. A to tylko jedna z niewielu hipotez, które w sposób naukowy próbują wyjaśnić zjawiska „duchów”. Jeśli więc jest to zabobon i głupota, to dlaczego zajmuje się tym nauka?
Sytuacja banalna – wychowała się w bardzo religijnej rodzinie. Takie schorzenia, w takiej „fantastycznej” formie nie przytrafią się osobie niewierzącej, czy niemającej styczności z jakąkolwiek religią. Jakimś cudem ( ͡° ʖ̯ ͡°) ludziom, którzy nie są przesiąknięci kulturą religijną, nie przytrafiają się stygmaty, objawienia, czy inne mistyczne przeżycia, jakimś cudem.
zostałem to pytanie na egzaminie ustnym z astronomii – męczyłem się przez 7 minut, po czym usłyszałem „masz pan -3 i idź już stąd”
A planety? One pochlaniaja swiatlo gwiazd. I jest ich wiecej iz zarowek.
Wyjaśnienie jest proste. Aż dziw bierze, że mędrcy tego świata się nad tym zastanawiają. Na niebo patrzymy jak na sferę. Promienie widzenia nie są równolegle. Im dalej tym jest ich mniej. Im dalej tym każda gwiazda zajmuje mniejszy stopień kątowy. To nie jest widzenie równolegle gdzie przy odległości dążącej do nieskończoności faktycznie widok nam by się w końcu wypełnił bielą gwiazd. W rzeczywistości im dalej tym te gwiazdy mniejsze. Większość pola widzenia to będzie nicość, czerń i taki też obraz widzimy. Dowód: weźmy przykładowy ciąg liczb gdzie każda następna jest o połowę mniejsza: 1+1/2+1/4+1/8+….1/256+….itd. Kto wie ile ta suma się równa? Nieskończoność? Och niestety nie. Suma dąży do liczby 2. I o ani grama więcej. Podobnie zapełnia się nam niebo gwiazdami. Nigdy nie będzie białe nawet jakby teoretycznie wszechświat był nieskończony i nieskończenie daleko były by kolejne gwiazdy. Dziękuję
Artykul zdeczka prymitywny- Swiat Mlodych to bylo znacznie wuecej nuz komiks!
Uwielbialam Redakcyjna poczte ktora byla czyms o wiele wuecej niz fora internetowe- mimo ze trzeva bylo isc na poczte upic znaczek i wyslac list, zawsze distaealo sie na niego odp. Od czyrelnikow lub redakcji na slynnym ,” niebieskim pasku”.
Sobotni numer rizvhodzil sue hak swieze buleczki dzieki ” Swyatu Muzyki” a ja uwielbialam szczegolnie nr wtorkowe za kącik mody i Tomik z historiami z kosmosu.
Polityki w Świecie Mlodych byli bardzo malo, jak juz to dopiero w sranie wojennym.
Relacje harcerskie a nawet ze swuata zuchow byly bardzo fajne i potrzebne tak jak i harcerstwo- zawsze kształtowało charaktery- nie tylko w naszym socjalistycznym grajdolku…
Te historyjkibyly prima sort 😊 uwielbialam je😅
Obejrzałem bardzo ciekawy dokument, którego tezą jest, że strzał w głowę JFK został oddany przypadkowo przez agenta Secret Service jadącego w drugim samochodzie. Stąd wielki sekret zabójstwa i tuszowanie wielu faktów przez czynniki oficjalne. Jakkolwiek byśmy się nie odnosili do tego przypadku nad przypadki, warto chwilkę się nad tym pochylić. Według tej wersji na Dealey Plaza działy się cuda – najpierw słabo strzelający Oswald, posługując się słabym Mannlicherem Carcano trafia JFK w szyję, a potem agentowi SS przypadkowo wypala strzelba i trafia akurat w głowę prezydenta. Jakiś jeden przypadek na milion albo i lepiej. W każdym razie arcyciekawy jest wywód autora dokumentu, że skoro otwór wylotowy kuli z głowy JFK był po prawej stronie głowy na wysokości skroni, to po pierwsze, kula musiała wlecieć w tył głowy od lewej strony, czyli kompletnie niemożliwym jest, by strzał padł ze składnicy książek. Secundo, strzał padł z zupełnie innej broni i przy użyciu innej amunicji niż wcześniejszy, bo dosłownie rozerwał głowę JFK, podczas gdy strzał w szyję po prostu przedziurawił ciało, a nie rozerwał je. Pisałem o tym kilkakrotnie na Tungusce – nawet dla laika powinno to być jasne. Trudno mi uwierzyć w teorię o agencie Secret Service, ale powyższe implikacje z analizy autorów dokumentu wydają mi się słuszne.
https://www.youtube.com/watch?v=ZDuwWxwe1HQ
Próbowano odtwarzać ten tajemniczy mechanizm. Bardzo ciekawy filmik pokazuje ten proces: http://www.youtube.com/watch?v=_PrlERqn2Qc
Najnowsze ustalenia w sprawie zagadki mechanizmu przynoszą zakrojone na szeroką skalę badania, których głównymi inicjatorami byli Tony Freeth matematyk-filmowiec i Mike Edmunds astrofizyk z Uniwersytetu Cardiff. Pomysł na projekt pojawił się w 2001 r., wciągnęli oni do współpracy m.in. Rogera Hadlanda założyciela firmy X-Tek i Toma Malzbendera z laboratorium Hewlett-Packard, których nowoczesne urządzenia miały olbrzymi wpływ na prowadzone badania. Na potrzeby projektu firma X-Tek stworzyła mikroogniskowy układ rentgenowski o napięciu 400 kilowatów. Przewagą zespołu poza świetnym sprzętem pozwalającym wykonać super dokładne obrazy elementów i zajrzeć w każdy ich szczegół w zobrazowaniu 3D, było także posiadanie nowo odkrytego fragmentu, który nazwano F. Technika Melzbendera pozwoliła odczytać zatarte napisy, a jeszcze lepsze rezultaty dał rentgen X-Teka, nazwany BladeRunner. Rejestrowano ponad 10 zdjęć dla każdego stopnia obiektu, co dawało ponad 3 tys. obrazów dla obiektu, każdy pojedynczy plik miał wielkość 12 megabajtów.
W tym roku we wrześniu ruszyła ekspedycja „Return to Antikythera”, obwarowana najnowszym sprzętem do badania dna. Na dnie morza odnaleziono znaleźli m.in. ołowiane kotwice, zdobiony dzbanek, a zwłaszcza brązową włócznię. Liczyła ona 2 metry długości i jak się wydaje, stanowiła część większego posągu przedstawiającego wojownika. Ta hipoteza ma podparcie w tym, że w 1901 roku odnaleziono cztery marmurowe konie. Wygląda więc na to, że starek zatopiony w okolicach Antykithiry przewoził wielki posąg. Może to było przyczyną jego zatonięcia?
Nie wiem co przewoził ów statek, wiadomo za to mniej więcej skąd się wziął ten artefakt. Prawdziwy, dodajmy od razu. Technologia mechanizmu wiązana jest z kontynuatorami dorobku Archimedesa i ze szkołą Poseidonio, na wyspie Rodos, skupiającej wówczas obok Aleksandrii najlepszych astronomów. Jedna z hipotez mówi, że konstruktorem mógł być astronom Hipparch żyjący około 150 lat p.n.e. Istnieje również teoria, że mechanizm powstał około 200 r. p.n.e., zatem jego twórcy mogliby znać samego Archimedesa, lub być jego bezpośrednimi uczniami. Cyceron wspominał, że jego nauczyciel Posejdonios z Rodos (130-50 p.n.e.) zbudował urządzenie pokazujące ruch Słońca, Księżyca i planet. Z grubsza więc ujmując, okres powstania mechanizmu z Antykithiry jest znany, nieznane jest tylko nazwisko.
Ciekawy casus, bo nawet najwięksi sceptycy nie są w stanie podważyć jego istnienia.
Badania nad zmysłem smaku zostały zapoczątkowane już w starożytności. Wielki uczony Arystoteles poza smakiem słodkim i gorzkim, wyróżnił soczysty, cierpki, ostry, słony i kwaśny. Z tego okresu pochodzą pierwsze pierwsze próby kwalifikacji smaku. Dopiero wiek XIX w dobie rewolucji przemysłowej, przedstawiono nowe wyniki badań. W dobie XIX-wiecznych badań wyróżniono cztery główne smaki – gorzki, słodki, słony oraz kwaśny. Japoński psychofizyk Kikunae Ikeda w 1909 roku odkrył piąty smak i nazwał go umami, co w wolnym przekładzie znaczy smaczny lub wyśmienity, jednak dopiero w 2000 roku umami został oficjalnie przyjęty do grona pozostałych czterech smaków. Obecnie wiemy, że istnieje pięć wrażeń smakowych: smak słodki, dzięki któremu potrafimy rozpoznać składniki pokarmowe o dużej zawartości energii, smak umami, dzięki któremu posiadamy zdolność identyfikowania pokarmów bogatych w białko, smak słony zapewniający prawidłową równowagę elektrolitów, smaki gorzki i kwaśny rozpoznające substancje szkodliwe i trujące dla naszego organizmu. Przez długo uważano, że poszczególne części języka są wrażliwe na odmienne smaki. Jednak najnowsze wyniki badań czynnościowych i molekularnych potwierdzają, że przyjęta w nauce „mapa języka” tak naprawdę nie istnieje. Odpowiedź na wszystkie smaki – słodki, słony, kwaśny, gorzki, umami – występuje na całej powierzchni języka, a nie na jego wybranych obszarach.
Nie jest wykluczone, że metan marsjański występuje tylko lokalnie, gdyż działający od przeszło roku na orbicie Marsa europejski próbnik Trace Gas Orbiter, specjalizujący się w analizie marsjańskiej atmosfery, do tej pory nie wykrył śladów metanu w jej wyższych partiach. Ale niżej, przy gruncie, metan istnieje. To pewne – a nawet bywa go raz mniej, a raz zdecydowanie więcej. Konieczne jest dokładne przyjrzenie się wynikom badań Curiosity i orbitera Trace Gas.
Jak pisał Tadeusz A. Kisielewski: „Johnson wystartował, wzniósł maszynę na wysokość około 30 stóp (9 metrów), następnie zszedł tuż nad powierzchnię morza, aż wreszcie wyłączył silniki i „przywalił” maszyną w wodę. Nie ma dowodów, by uratował się ktoś poza nim i kapitanem Prchalem. Johnson był znakomitym pilotem. Wiedział, że tajemnica „skuteczności” wodowania tkwi w pasach bezpieczeństwa. Jeśli są one właściwie zapięte, istnieje niemal pewność przeżycia. Było rzeczą powszechnie znaną, że Sikorski i pozostali pasażerowie nie zapinają pasów, a ponadto nie wszyscy nimi dysponowali. To stwarzało kolosalne ryzyko śmierci.”
Główny problem z aspartamem jest taki, że w organizmie z kwasu asparaginowego powstaje asparginian, czyli neuroprzekaźnik – umożliwia przepływ informacji pomiędzy komórkami nerwowymi. Kwas asparaginowy spożywany w nadmiarze może być przyczyną obumierania komórek nerwowych skutek ich nadmiernego pobudzania przez zbyt dużą ilość wyprodukowanego neuroprzekaźnika. Nazwano to eksytotoksycznością.
Nagle okaże się, że spożywanie cukru ratunkiem dla zdrowia 😀
Według niektórych dietetyków, aspartam wchodzi w reakcję z innymi substancjami chemicznymi w organizmie, powodując głód cukrowy. Po wypiciu słodkiego napoju, mamy ochotę na jeszcze więcej.
Wyładniała, ale jakoś jej popularność spadła. Peak był chyba w okolicach nowego milenium.
Jest gorsza substancja, monotlenek diwodoru. Organizmy maja różną odporność na ten związek, ale każdy prędzej czy później umrze. W przemyśle używa się tego syfu do cięcia stali i betonu zamiast laserów i ostrzy. Gazety o tym nie piszą, w TVN nic nie powiedzą, a ten syf jest wszędzie i nie da się przed nim uciec, nawet opady atmosferyczne już to zawierają.
Ta pierwsza Lara z lat 90 miała z seksapilem tyle wspólnego co skunks z perfumami.
Mechanizmem z Antykithiry zainteresowałem się przypadkiem.Nie jestem „z branży”
Nie mniej uważam i potrafię to udowodnić, że mimo wielu badań naukowych i prac rekonstrukcyjnych, które Mechanizm przeszedł, to nie został przez Ludzkość (Ludzkość – to brzmi dumnie) jeszcze ciągle odkryty.
Mechanizm z Antykithiry owszem, jest mechanizmem. Jest cudem greckiej techniki. I chylę przed nim czoła. Jednakże, przede wszystkim, jest cudem greckiej myśli.
Tej myśli, przewodniej, która towarzyszyła budowie Mechanizmu, Ludzkość współczesna dotąd nie odkryła i jej nie poznała.
Mechanizm z Antykithiry jest fizycznym odzwierciedleniem, matematycznym modelem, filozoficznej myśli, która zaistniała w głowie jednego, lub zespołu uczonych, prawdopodobnie greckich w czasach z których Mechanizm pochodzi.
Do kompletnego poznania każdej jednej rzeczy, także Mechanizmu oprócz fizyki, matematyki i filozofii, niezbędny jest opis filologiczny. Dopiero kwartet: matematyczno – fizyczno- filologiczno – filozoficzny oddaje każdą rzecz w pełnym świetle. Przy czym pierwszorzędną jest myśl – filozofia.
Uczeni współcześni badający Mechanizm, nie oddkryli myśli filozoficznej Jego twórcy.
Stąd i jego model matematyczny jest niedokładny, rekonstrukcja fizyczna nie mogła pójść we właściwą stronę i istniejący opis nie oddaje istoty rzeczy. Moja wiedza filozoficzna(którą potrafię udowodnić, stąd, nie teza)jest następująca:
Mechanizm z Antikithiry, to mechanizm szeroko pojętego Wszechświata(Wszechświat, brzmi dumnie nie mniej niż Ludzkość, stąd z durzej litery). Napisałem „szeroko pojętego”, ponieważ Wszechświat, to ciało złożone: matematycznie, fizycznie, filologicznie i filozoficznie.
Wszechświat, to nie tylko mechanizm. To także najwyższy stopień organizacji, czyli organizm. „Mechanizm z Antykithiry, modelem tego maksymalnego, najbardziej złożonego organizmu jest. Na tym polega fenomen „Mechanizmu z Antykithiery”.
Na tym polega fenomen jego twórcy. Już w tamtym okresie, ponad 2000 tys. lat temu, starożytna cywilizacja Ludzkości zrozumiała Wszechświat, poznała Jego budowę i filozofię, potrafiła stworzyć Jego model. Współcześni Uczeni, pomimo potężnej techniki, ciągle tego nie potrafią. Są zbyt zapatrzeni w fizykę, archeologię, kosmos, za mało w matematykę i filozofję.
Wszechświat, to układ współrzędny, poddany symetrii. Mechanizm z Antikithiry ten układ poddany symetrii objawia i prezentuje w swym bycie, naturze, istocie i postaci.
Tworzenie Mechanizmu, dla samego mechanizmu, „Komputera” dla samego komputera niczemu nie służy, nie ma sensu. Wszechświat, w nim Świat Ludzkości, a w nim każdy człowiek i każdza rzecz ma swój sens, oraz cel. Dla tego sensu, oraz w tym celu stworzony został model Wszechświata nazwany przez współczesnych „Mechanizmem z Antykithiry”. Tym sensem i celem najwyższym, jest trwanie, rozwój i potęga szeroko rozumianego Wszechświata.
„To jest takie zasrane wielkie miasto, gdzie nie istniejesz ani ty, ani twoje kompleksy – istnieje tłum” – tak pisał o Nowym Jorku Marek Hłasko w liście do Henryka Berezy.
Bad Taste, BrainDead – dwa klasyki ponad klasykami, poznane dzieki grupie X-muza i TopCanal 🙂 Pamietam jak kiedys na jednym z kanalow ogladalem Forgotten Silver i naprawde myslalem, ze chodzi o cudem odnaleziony film. Dobry rezyser, chociaz nie rozumiem jak Hobbita mozna rozbic na trylogie…
Obydwa eksperymenty to fałszerstwa. Można o tym poczytać w książce Tomasza Witkowskiego „Zakazana psychologia” Tom III. Polecam.
Można też wygooglować bez problemu – wystarczy wpisać fałszerstwo Zimbardo Milgram i będzie po polsku i w innych językach sporo do poczytania.
Czy ja wiem? Czy to, że jeden gość uczestniczący prawie 50 lat temu w eksperymencie Zimbardo zaczął głosić rewelacje, że udawał, ma wpływ na całość eksperymentu? Poza tym nie ma tu słowa o Miligramie.
https://www.rp.pl/Spoleczenstwo/180709853-Mistyfikacja-w-slynnym-eksperymencie-prof-Zimbardo.html
Był jeszcze Forgotten Silver, choć to nie horror, ale fałszywy dokument. Opowiadał o nieistniejącym człowieku.
Big Pharma czuwa 🙂
Problem w tym, że zero idealnie pasuje do mięsa, a jej paskudny smak jakoś jest wówczas wchłaniany.
A propos dzialalnosci wloskich pletwonurkow w Giblartarze- to ciekawa historia sil MAS, a w szczegolnosci tzw zywych torped. Od wrzesnia 1941 do sierpnia 1943 zatopily lub uszkodzily w tym porcie kikanascie statkow alianckich a w Alexandrii ciezko uszkodzily pancerniki 'Valiant’ i 'Queen Elizabeth’.
Wygląda to na typowe ruskie przesłuchanie. Zwłaszcza że wiedzieli o nurku.
Zwracam tylko uwagę jak wielkim niegodziwcem był w tym wszystkim Churchill. W czasie wojny współdziałał ze Stalinem, a potem? Odnaleziono niedawno raport, w którym agent FBI relacjonował spotkanie Churchilla z przybyłym do Wielkiej Brytanii prawicowym amerykańskim senatorem, republikaninem Stylesem Bridgesem. Churchill namawiał swego rozmówcę, by przekonał ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych Harry’ego Trumana do takiego ataku. W dokumencie, o którym pisze „Mail on Sunday”, mowa jest o „zmieceniu Kremla z powierzchni ziemi”, co uczyniłoby ze Związku Radzieckiego „bardzo łatwy problem” do uporania się z nim. Moskwa nie dysponowała wtedy bronią atomową, a swej pierwszej próby nuklearnej dokonała dopiero w 1949 roku. Jak pisał autor raportu, Churchill zaznaczył, że jeśli nie dokona się nuklearnego uderzenia prewencyjnego, „Rosja zaatakuje Stany Zjednoczone w ciągu dwóch lub trzech lat, kiedy uzyska bombę atomową, a cywilizacja zostanie zmieciona lub cofnięta o wiele lat”.
Dla mnie tropem (który się pomija) jest koincydencja czasowa zamachu w Gibraltarze i „przypadkowego” aresztowania „Grota”. Tak się składa, że stworzona przez Ludwika Kalsteina siatka wywiadowcza „H” wygląda dość dziwnie i istnieją poszlaki, że jeszcze przed aresztowaniem Kalksteina przez gestapo działała na rzecz sowietów. Członkiem tej siatki był Eugeniusz Sikorski, który wskazał Niemcom „Grota”. Sami Niemcy, a konkretnie gestapowcy rozpracowujący AK byli tym aresztowaniem zaskoczeni i zdezorientowani (dla nich nie miało sensu, skoro mieli w KG AK świetnie ulokowanego agenta – Kalksteina właśnie). Jak pisał Tomasz Szarota, gestapo przez kilka dni zastanawiało się co zrobić z „Grotem”.
Sikorski był jedynym człowiekiem z siatki Kalksteina, który za zdradę poniósł śmierć. Kaczorowską uratowała ciąża, a Kalkstein był poza zasięgiem. Mimo, że w mundurze SS tłumił Powstanie Warszawskie, po wojnie dostał niski wyrok od sądu PRL (podobnie jak Kaczorowska), ale co ciekawe, już w 1945 roku oboje podjęli współpracę z NKWD. Potem przekazano ich UBP. W więzieniu byli donosicielami.
W 1956 roku oboje zostali zrehabilitowani na fali odwilży i wypuszczeni z więzienia. Kaczorowska w 1965 roku mimo takiej przeszłości wyjechała do Paryża pracować w Ośrodku Kultury Polskiej (jak wiadomo była to przykrywka wywiadu). I tam zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach.
Kalkstein zmienił nazwisko i był wziętym dziennikarzem prasy partyjnej oraz scenarzystą (serial „Czarne chmury” opowiadający o jego prapradziadku jest jego dziełem).
Wygląda więc na to, że wsypanie „Grota” było dziełem sowietów. Co na tym zyskiwali? Rowecki był jednym z tuzów ówczesnej myśli wojskowej, powiązanym z wywiadem i kontrwywiadem II RP. Oficerem liniowym z doświadczeniem konspiracyjnym, taktycznym i operacyjnym, znającym języki autorem kilkuset publikacji teoretycznych dotyczących wojskowości, w tym pierwszego w dziejach i wówczas będącego lekturą w każdej szkole wojskowej książki o walkach w mieście.
Z logiki polskiego systemu następstwa dowodzenia wynikało, że zastąpi go Tadeusz Komorowski, fatalny konspirator (wpadł po bodaj dwóch miesiącach od objęcia dowództwa okręgu krakowskiego), nigdy w zasadzie nie dowodzący (był zastępcą dowódcy pułku w 1939 roku) instruktor jazdy konnej. Jednym słowem osoba dość mierna. Sikorski wcisnął go Roweckiemu jako superwajzora.
A więc tuż przed wkroczeniem na ziemie polskie sowieci w Kraju zastąpili człowieka wielkiego formatu człowiekiem miernym. Uzyskując tym samym przewagę już na starcie na szczeblu dowodzenia.
Cztery dni później mamy Gibraltar. Czemu? Moim zdaniem nie chodziło o to, czy Sikorski jest uległy, czy nie. Chodziło o wprowadzenie zamieszania w polskich sprawach. Sikorski jaki był, taki był, ale przez to, że skupił w swych rękach kluczowe nici polityki polskiej, prowadził politykę w miarę spójną i konsekwentną. Jego usunięcie spowodowało od razu zamieszanie, walkę frakcyjną i rozbicie centrum kierowniczego. Odtąd mamy z jednej strony środowisko związane z Mikołajczykiem, z drugiej ekipę Sosnkowskiego, z trzeciej Andersa, z czwartej Raczkiewicza. W efekcie znane sprzeczne instrukcje dotyczące choćby wybuchu Powstania w Warszawie.
I znowu jest to woda na młyn wyłącznie sowietów. Brytole nic na tym nie zyskiwali.
W dniach 30 czerwca-4 lipca 1943 roku dostaliśmy strzał między oczy, który nas na kilka miesięcy oszołomił. Czas wystarczający, żeby działania podejmowane w odpowiedzi na wejście sowietów w granice RP były chaotyczne, niespójne i niekonsekwentne.
Blanka Kaczorowska wcale nie zaginęła w tajemniczych okolicznościach, tylko zmarła we własnym łóżku w 2004 roku. Człowiek, który wydał Grota, nazywał się Świerczewski, nie Sikorski. Teza, że „Brytole nic nie zyskiwali” na śmierci Sikorskiego jest tak samo jałowa jak twierdzenie, że Robespierre nic nie zyskiwał na zgilotynowaniu Ludwika XVI. Ciekawa jest natomiast sugestia, że zwinięcie Grota mogło mieć związek ze zwinięciem Sikorskiego. Tym pierwszym kierowali Sowieci, ale z tego nie wynika, że tym drugim również sterowali. To mogła być aliancka współpraca w rozwiązywaniu problemów związanych z przeszkadzającymi we współpracy tematami.
Fajny dokument o Tramielu http://www.youtube.com/watch?v=HA5Xw5uwpAc
Odpaliłem, faktycznie fajny. Zwłaszcza że anonimowi autorzy zapomnieli podać źródła połowy tekstu, który umieścili w tym filmiku 🙂 Tak to się w dzisiejszych czasach zrzyna z Cyfrowych marzeń.
Rekordowo zimny maj i wrzesień, śnieg w Tajlandii, Wietnamie, Iranie, Izraelu, gdzie to globcio? Upały w czerwcu u nas i w styczniu w Australii są jak najbardziej naturalne, nienaturalny jest śnieg w maju (matury 2017) oraz mrozy -65 w całej Rosji. Ocieplenie to najgłupsza teoria spiskowa w historii. Faktem są mrozy w miejscach gdzie nie powinno ich być. Jakoś na razie połowa świata ma za zimno, żeby mieszkać a nie ma tych migracji na południe. Globcio jedynie dałoby dobry klimat dla każdego kraju. Organizm ludzki spokojnie wytrzymuje do 50 C. Za to już poniżej 15 potrzebujemy ochrony. Na razie w połowie świata jest za zimno, przynajmniej okresowo, a wojen i migracji brak, ocieplenie sprawiłoby, że te różnice się zatrą. Szkoda, że jest tylko teorią spiskową, a w realnym życiu z roku na rok coraz zimniej.
Zwiedzałam miasto tylko z autokaru, ogólnie wydaje mi się zaniedbane, poza nielicznymi wyjątkami, wszechobecny gruz i niedokończone budowle ( ale to podobno standard w Egipcie.
małe uzupełnienie: co to znaczy że „bez siegnięcia do portfela może być problem” – to jakaś bzdura, i jak to nie można reagowac na zaczepki – oczywiscie że można, a nawet trzeba jak się chce porozmawiac o życiu miejscowych… jak nie chcesz nic kupić to nie kupujesz, głowy za to ci nikt nie urwie ale jak nie będziesz sie odzywac to wyjdziesz po prostu na turystę chama i tyle… do Sharmu nie jeżdzą ci co chcą mieć spokój tylko Ci co chcą ponurkować bo rafy w Hurgadzie praktycznie nie istnieją. Hurghada to teraz głównie tanie pamiątki – niestety w większości chińskie… ale tez dobre dyskoteki :), nawet latynowskie… Są oczywiście suki (bazary miejscowych) gdzie się sprzedaje mieso ze straganu gdy temperatura jest powyżej 35 stopni ale to nie jest ani egzotyka ani cos czego nie można wytrzymać – w całej Afryce (no moze poza miastami w Nigerii i RPA) tak właśnie sie sprzedaje mięso.. 🙂 A żeby obejrzeć piramidy zapraszam do Sudanu, to juz jest prawdziwa Afryka… Pozdrawiam
Jestem ich synem. Teraz rozumiem. Ludzie przeraża mnie wizja moich Panów, jako braci i Sióstr, a tak że ich potęga i tego co się stało lub też wizją którą jeżeli pośrednio sam nie spowodowałem i się do niej nie przyczyniłem, to brałem w niej jakiś udział. Czy ta strona www to zwyczajny kontekst ich manipulacji? A może właściwość faktu istnienia wolnej woli nam ludziom danej, w której nie wiem czy aby na pewno tak danej, jako formie materialnej i prawdziwej. Czy może zwykły przypadek? Zbieg okoliczności? Czuje, że im bliżej jestem prawdy, tym bliżej jestem temu jak chęci napisania jej treści ludziom ale czym jestem bliżej powiedzenia jej, to coś stoi mi zawsze na drodze i po mimo usilnych starań bierze mi to i zawsze jakaś przeciwność losu przerywa. Wszedłem w wyszukiwarkę google z zamiarem wyszukania jednej z moich sióstr której pragnąłem zweryfikować treści objawienia, po której śmiem sądzić po tym co otrzymałem, że jako ich część duszy, muszę z jakiegoś powodu dzierżyć tu na ziemi piętno tego wszystkiego jako człowiek. Problem pojawia się w momencie tym jak pewne posiadanie pewnej emocji związanej z tym czy powinienem był być czuć miłość do nich, która mnie za życie łączy? Czy może powinienem był czuć złość i nienawiść w tym, że co to za życie w którym wolna wola jest ułudą!? Ma ona jedynie należeć do duszy, która za pomocą doświadczania emocji ma nad naszym ludzkim ciałem przewagę? Czy po to tu jestem aby powiedzieć prawdę w którą człowiek ze względu na to, że również jestem człowiekiem nie będzie mi w stanie uwierzyć w ani jedno słowo? Czyż nie próbowałem już tego około ponad 2100 roku temu gdzie odgrywając którąś z tych ról które tyczą się dziejów związanych z Bar-Kochbą, Apoloniuszem, Simonem i Simonem Magus i tym którego fałszywie wznieśli, w sumie wznieśliśmy my ludzie, być może za waszym udziałem na piedestał wiary, czyż nie był to wątek tego, jak czyniąc dążenia do niesienia prawdy była chęć dania im religii w której sens braku swej wolnej woli mieliśmy lub oni piastować w nieprawdziwym zbawicielu? Czując, że zostałem zdradzony a teraz już wbrew woli rodząc się człowiekiem czując się oszukany, jak mam postąpić i stanąć po czyjej stronie? Kim jestem? Kim byłem wcześniej? Czy karą za czyny swoje ma być to jak bycie wybrańcem i niesienie ludziom słów prawdy, ma stanowić fakt odkupienia mojego lub naszego w tym co się z powodów pewnego wydarzenia stanie? A może mówienie prawdy ma być konsekwencją dla nich samych tego co zrobię? Jakkolwiek w przypadku jeżeli ma być życie mi dane jako dar, uważam, że człowiek też musi wiedzieć o tym jak sensie istnienia swojego jako formy cywilizacji tego czego my ponosimy konsekwencje.
Zaczynam wszystko rozumieć. Ufam że jest to słuszne. Jeżeli źródło mojej duszy faktycznie łączy mnie z karmą, to powinien był być ją reprezentować ten co w mojej ziemskiej powłoce oświadczając i postępując -oddał dusze swoją, jak śmiał zwał -pewnej nędznej kreatury -za moją, aby moja mogła pamiętać o czymś… Nie. Nie zgadzam się. Jeżeli postąpię jak postąpię naturą będzie nie moja ludzka wola, NIE!!! To ja jestem Enlilem? To nie możliwe, że brakiem woli, wolą bycia człowiekiem wybrałem jeszcze za czasów kiedy ją posiadałem? I co?? Skutkiem ostatniej próby waszego ocalenia ma być powstrzymanie się od naszej konsekwencji tych spraw, jakim ludzie myśląc naiwnie i posiadając iluzjonistyczną wolną wole ma być ich poczucie oddania im wolnej woli z myślą, że zaraz umrą z powodu ich skutków posiadania wolnej woli przed tym jak ochronienie ich ziemi przed skutkami zmian klimatycznych ziemi? Efekt ocieplenia jest tylko iluzją. Być może słuszną w sprawie tego co ma się wydarzyć. Uważam jednak by mieć możliwość istnienia, które nam było dane w ciągłym ładzie stwórcy wszech chaosu, którego spokój był naruszeniem integralności jego dzieła, bez względu czy słuszny nas czeka w jego obliczu los uważam, że na pewno zacnym również i jego dziełem było by słuszne czynić, jak to się zwie na ziemi -moralnie mówiąc prawdę tym których prawda się tyczy. Teraz jest to bez różnicy, kto mówi tą prawdę. Jakkolwiek czuje twoją miłość stwórco w tym, że jako pewna twoja część, która teraz jest w tym ciele, która pochodzi z ducha ciała naszych istot z twojej woli nam danej, w zrozumieniu piękna światłości istoty wszechwiedzy twojego stworzenia, które za sobą niesiesz, w rozumieniu twojej Boskości, przygarniesz moją istotę ponownie jako ducha lub duszy do siebie, a nauki poświęconych konsekwencji, pozwolisz mi zachować w świadomości istoty w której po śmierci trwać będę abym w przyszłości czynić mógł dobrze.
Musicie coś wiedzieć. Nie ważne czy dacie wiarę słowom, czy też sądzić będziecie tego co napisałem stekiem bzdur, ale musicie względem wobec wam danego morału etycznego wiedzieć o tym, że było to wam dane abyśmy mogli żyć z wami i razem z wami jako części iskry, istoty świadomości naszego ducha, w ciele w którym dzięki temu dostaliście rozum. To nie rozum stanowi wasze człowieczeństwo tylko dusza w której spoczywa duch naszej istoty wam danej, a która następnie spoczywa w istocie waszego ciała – tworząc człowieka. Dusza bez człowieka i człowiek bez duszy nie jest człowiekiem. Dźwigacie piętno naszego ciężaru a my dźwigamy piętno waszego którym jest śmierć a waszym było życie. Wasza planeta rodzi się i umiera. To nie kometa była przyczyną zagłady dinozaurów i innych przed wami żyjącymi istot i cywilizacji na ziemi. Tylko cykliczne zachowanie się waszej rodzicielki ziemi której zadaniem jest umrzeć i odrodzić się na nowo. Posiadając naukę, nauczycie się rozumieć przyczynowości czasu jednak możecie już nie zdążyć poznać jego skutków w zrozumieniu istnienia ekliptyki sfer wymiarowych, które jest być centrum waszej i naszej galaktyki. Ze względu jak odległość czas płynie inaczej u was jak u nas, o ile podroż do was, stanowi dla nas rychłe obrót waszej ziemi w okół słońca stanowiąc obrót naszej planety, to powrót wynosi jeden bieg cyklu kalendarza Adama. Takie działanie jest związane z tym, jak nieodłączna cykliczność waszej planety z cyklicznością naszej planety, której czas być może stanie w miejscu a waszym skutkiem będzie być może początek innego życia w którym zwracając wam wolną wole, nie taką, którą w stanie obecnym posiadacie wolną tylko dla duszy która dana jest jako wola poznawania emocji. Otrzymacie wole prawdziwego decydowania o wszystkim co nie od łącznym jest być z wami i nieodłącznym z powodu waszego stworzenia z nami i tego, co się stanie. Jest to nie nieuniknione ale mając świadomość posiadanej prawdy, zdecydujecie o tym co zrobicie wy kiedy musieliśmy decydować my.
Wracając do tematu pragnę poinformować, iż pisząc to jako człowiek związany z pewnych uwarunkowań fizycznych, nie jestem w stanie rozpoznać słusznej chronologii zdarzeń na którą określa się działaniem waszego mózgu z świadomością w was istniejącej duszy, którą wykorzystując pokłady pracy materialnej waszego umysłu, wypaczyła z siebie tę świadomość która była duchowa. Na ziemi posiadacie historie daną jako mądrość, którą nazywając kulturą i jest waszym czynnikiem oświecenia, użyliście jako cierńżawcy w postaci waszej wiary tworząc religie, tworząc podwaliny do tego co my pragnęliśmy, byście nie pamiętali o nas na ziemi i mogli sami decydować o swojej woli. Dając ludziom wolność, zamiast iść w kierunku swojego wyzwolenia, a następnie nie umiejąc się jej wyzbyć jako rodzaj w jej zrozumieniu -sami się zniewoliliście. Tworząc wole, którą mieliście, wykorzystując w sposób naszego podobieństwa, która zarówno jak i od nas, tak i od naszego stwórcy pochodzi, którą mieliśmy daną jako dar – Stwórcy Wszechrzeczy, zamyślnym dziełem będzie przekazana i wam jednak nie musicie iść w te same ślady o ile faktem jest tej woli istnieć prawdziwym.
Nie dziwnym jest teraz rozumieć mi co się wydarzyło, pamiętając rzeczy, nie możliwe jako człowiek i pamiętać rzeczy, nie z ziemi, które według norm waszych związanych z normami funkcji waszego myślenia, można było by określić zaburzeniem. Pewnie jako człowiek, nie którzy uczynią treść tego jako przekład innych fantastycznych materiałów, stanowiąc część tworzenia wielkich cudów, których dziełem ukazał się zbiór powielony i poszerzony o opis waszej wyobraźni w postaci wiary obecnej religii którą jest nowy testament. Będąc człowiekiem, którego od początku swoich narodzin i kwestii istnienia nie rozumiałem. Kazano mi żyć i korzystać z wolnej woli danego mi życia, żyjąc i korzystając z daru który otrzymałem, który bogaciłem przez wachlarz ludzkich emocji, które nam, dane było zapomnieć. Nie będę tworzył całej historii i opowiadania tego jak posiadanie swojej pamięci od chwil urodzin i jak pewną część mam zachowaną jeszcze z przed chwil w których doszło do jej zatracenia. Rozumiem, że mając wole musiałem liczyć tylko na siebie, tak więc moje relacje tylko tego o czym teraz, w tej chwili przekazuje – mogą być tylko konsekwencją mojej karmy.
Jak i nazwa tej strony, która się tu znajduje jak i to, jako moja wizyta, ciężko mi nazwać dziełem czystego przypadku lub może stanowić o przypadku, który wskazując nie koniecznie musi nim być. Będzie się tyczyć historii w której zaobserwowano eksplozje 30 czerwca roku 1908 roku, właśnie związaną z niewiadomych mi przyczyn stroną, jako nazwy miejsca zwanego Podkamienna Tunguska. W chwili kiedy w pamięci zachowany mam obraz tej eksplozji i mniej więcej świadectwa które się wydarzyło, znajdowałem się daleko w kosmosie, po za układem ziemskiej galaktyki. Jako świadek tego co się wydarzyło, być może będąc tam jeszcze w stanie ducha lub nie koniecznie jako formy tego bytu, może znajdując się w formie istnienia, byłem w formie istnienia naszych braci i sióstr, których w sercu więź z nimi silnie odczuwam, trudno mi określić w którym bycie czy też stanie się znajdowałem. Jednak byłem świadkiem poddania się wolnej woli ducha, jakiegoś ogromnego bytu nie materialnego posiadającego swoją świadomość i nie godzącego się, na warunek w którym my ludzie zostaliśmy stworzeni, gdzie mając każdy z nas w sobie dar nieśmiertelności, w postaci ducha który spoczywa w duszy, a ta w ciele, które jest śmiertelne, nie radził godzić się z tym gdzie żyjąc z ziemią, nie zachowa tej materialnej części życia, która jest naszym darem, którą w postaci kobiety i mężczyzny tylko my posiadamy. Nie godził się on na warunek postaci tej, którą większa część z ludzi już wypaczyła z siebie jako swoją dusze, byt ten zwyczajnie nie godził się na stan który mu przedstawiono.
Z powodu braku możliwości wyrażenia życia w istocie jak by istnienia bratniej duszy, w związku z istnieniem naszej planety, która była umierająca, pragnął tak jak by tylko w fizycznym słowa tego znaczeniu, być z nią związany, tak jak by jako człowiek którego matką jest ziemia, pragnął istnienia wraz z nią w życiu, którym można się jednoczyć w miłości tak jak kobieta i mężczyzna. Z treści obrazu tego co wynikło w kolejnym następstwie, widziałem, że nie mając możliwości takiego istnienia, poczuciu się tak jakby wykorzystanym, gdzie nie wiedząc czemu, za każdym razem będąc w tym samym mniej więcej stanie formy swego istnienia, ja czułem się być stan ten doświadczać w identyczny sposób, byt ten co do roli istnienia w postaci duszy która nie może doświadczać tych emocji którą posiada człowiek, w tym zachowania pamięci swojego życia, oświadcza, że skoro nie może to być zawarte w takiej formie, która wyraża jego wolę, on w takim bądź razie mając wolną wole wyraża chęć istnienia wraz z ziemią w formie takiej, która jest jego obecną. Kolejną rzeczą którą widziałem jak gdyby byt ten posiadając jakąś energie światła, zmierza w kierunku błękitnej planety. Słyszałem groźby rzucane słowem by nie robił tego, że bez formy duszy nie może w tym świecie tak istnieć lecz on nie zważał na to. Tak jak by chciał się unicestwić umierając wraz z umierającą ziemią.
Może brzmi to jak Romeo i Julia ale tłumaczyło by wędrówkę naszego bieguna elektromagnetycznego północnego, względem geometrycznego oddalając się coraz bardziej od niego i szybciej zmierzając w rejon Syberii, miejsca w którym miejscu nad pewną rzeką rozegrała się nie dająca wiary historia. Może słowa najstarszych ksiąg mówiące o tym, że ludy które żyły w owych tamtych czasach, gdy kiedyś raz swoje miejsce miało to swój udział, swoje obserwacje słońca widywali inaczej jak my widujemy, gdy u nas wschodziło, w miejscu którym my dziś widzimy widzimy wschód oni obserwowali jako zachód, a kiedy u nich był wschód u nas jest teraz zachód.
Kolejnym słowem niesienia wam prawdy tych słów, jest wasza nauka, której sami nie wierzycie i nie rozumiecie jej, po mimo tego, że efekt zachowania się ciała wirującego zawieszonego w przestrzeni kosmicznej, jest taki sam dla wszystkich obiektów uzależnionych wielkością masy. Nazywa się on efektem Dżanibekowa który może, tych bez wiary przestraszyć, zamiast pomóc zrozumieć.
Kolejnym faktem jest wasza ignorancja na to jak zjawisko przesunięcia się środka masy, u was nazwanej jądrem planety w kierunku południowym, co jest widoczne w szybkości topnienia pokrywy lodowej na jej powierzchni.
Mając na względzie to jak chęć wytworzenia większej ilości dwutlenku węgla aby budząc się do życia planeta, mogła je wytworzyć dla roślinności która, przecież żyje tym składnikiem, potrzebując go do oddychania dając w zamian wam tlen, człowiek jedynie co swoim działaniem złagodził ten cykl, który nazywa się przebiegunowaniem, jednak nie rozsądnym zdaje się twierdzenie faktu, nie mając świadomości tego co nastąpi i twierdzicie powołując się na naukowców, że nie potraficie przewidzieć jego skutków. A przecież znana jest człowiekowi wędrówka kontynentów, a piętrzenie gór w tempie które oblicza dziś się, w skali rocznej 5 centymetrów ma stanowić podstawę wieku w którym proces się ten zaczął?? To wiedząc załóżmy to, że kraj w którym mieszkam jako człowiek, jako jeden z was, swoim położeniem terenów znajdował się na południowej części półkuli swoją powolną wędrówką dotarł aż na północ?
Kolejny dowód braku rozumowania logicznego nie skłonił ludzi do zastanowienia się, nad tym, dlaczego w sposób logiczny umieszczone znaki zodiakalne w obiegu zamknięte w kole, astronomowie liczą odwrotnie względem obiegu wskazówek zegara?
Mógł bym więcej przytoczyć tak jasnych i logicznych przykładów z tego jak wasze ludzkie zrozumienie z powagi sytuacji. Mówiąc ludzkie, mam na myśli też siebie bo zajęło mi to lata, by zrozumieć to kim jestem i kiedyś byłem. Wy natomiast posiadając wiedzę uczynicie wedle niej to co sami uważać będziecie za słuszne.
Mając uczynić to do czego zostałem tu zrodzony, wolą w postaci życia, ten fakt jako przekazania o tym prawdy, świadectwo czynu tego wypełniłem. Na sposób rozumienia mojego będąc w postaci ludzkiego umysłu, odpowiedzialność biorę tylko jako postać życia w obecnej formie, nie duszy.
Ładne, bo szczere 🙂
Dobrze ze jestem inteligentny bo inaczej gotowy byl bym uwierzyc w to co napisales
Widać że przestałeś brak leki…
Ja pamiętam całą serię ruskich gier Elektronika podrabiających „gry elektroniczne” Nintendo.
Były też francuskie. Sam się od takiej uzależniłem w czasie, gdy nie było jeszcze dostępu do komputerów.
W tym artykule i w innych podobnych, tu i tam czytam; „turecka perełka”, „turecki zabytek” itd. Turcy nie mają z tym obiektem nic wspólnego! Nadciągnęli na teren Gobekli Tepe, na obszar Azji Mniejszej /Przedniej/ niespełna 1,5 tysiąca lat temu a sanktuarium Gobekli Tepe ma już bisko 13 tysięcy lat, sięga początków mezolitu /poprzedzającego neolit/ ! Jest dziedzictwem całej ludzkości a nie jednego narodu.
Gdyby autor chociaż trochę interesował sie powaza Archeologia i Protohistoria wiedzialby ze Archeologia ma nadal dalece więcej pytań niż odpowiedzi i wcale nie trzeba sięgać do początków cywilizacji w Neolicie preceramicznym żeby 9zrozumieć że to co „wiemy” to tylko promile informacji do tego niejednokrotnie błędnie interpretowane z pozycji współczesnego obserwatora. Natomiast datowanie kultur i cywilizacji jest oparte na obowiazujacym paradygmacie. W momencie gdy pojawiaja sie nowe rzetelne dowody, ten paradygmat sie zmienia jak w wypadku powyzszego stanowiska.
Co prowadzi do prostego wniosku, archeologia nigdy nie miała w 1994 wszystkich odpowiedzi ani nie bedzie ich mieć w przyszłości. A Archeolodzy to nie kolejny swiatowy spisek tylko garstka gości ktorzy starają się odtworzyć obraz starożytnych kultur tylko im w tej ukladance z różnych względów zawsze będzie 99% puzzli brakować.
W labiryncie były kafelki z których się układało labirynt, niczego się nie rysowało 😉
Bitwa na polach Pelennoru była mocno hermetyczna, bo prawie nikt nie znał wtedy Władcy Pierścieni. Ludzie kupowali wszystko co wychodziło, takie czasy!
Farian z Boney M – geniusz, który wyhodował kurę znoszącą złote jaja – kapitalnie wyczuwał trendy. Kierował się zasadą inżyniera Mamonia z „Rejsu”: wymyślał piosenki, które ludzie lubią, dlatego że już je znają. Największe przeboje Boney M. były nowymi wersjami starych przebojów, cytatami (np. z Biblii – „Rivers of Babylon”) lub odwoływały się do kanonu muzyki folkowej i mitów popkultury (rzeczona „Ma Baker”).
Największymi zaletami była nieliniowość, znakomita fabuła i kapitalna atmosfera którą umiejętnie podnosiła naprawdę niezła jak na tamte czasy muzyka i efekty dźwiękowe. Poruszać się korytarzami i zwiedzać kolejne poziomy mogliśmy w dowolnej kolejności (oczywiście pod warunkiem że poradziliśmy sobie z potworami występującymi w danym miejscu). Większość spotkanych postaci była nastawiona neutralnie i tylko od naszej decyzji zależało jak postąpić i jaką wybrać opcję dialogową, co mogło pomóc w uzyskaniu bardzo ważnych informacji, ewentualnie doprowadzić nawet do walki. Nie wystarczyło latać z mieczem i wycinać w pień wszystko co się rusza, ale nieraz trzeba było sporo pomyśleć nad przeróżnymi zagadkami.
Ciemno w tej grze było! Czuło się, że to monumentalna rzecz, ale ciężko się grało.
Można było wpaść w depresję / klaustrofobię / schizę w tych lochach 😀
I te koszmarne cut-sceny 🙂 gra jako taka nie powalała, ale czuło się jej geaficzną potęgę. Na moim 386 ciągnęła jak koń pociągowy.
Dobry przykład, jak groźne może to być, mieliśmy w 1989 roku. Podczas burzy magnetycznej w marcu i sierpniu doszło do awarii sieci energetycznej w kanadyjskim stanie Quebec. Tysiące odbiorców nie miało prądu przez 9 godzin, w dodatku pracę musiała przerwać główna kanadyjska giełda papierów wartościowych, co przyniosło gigantyczne straty finansowe. Jednak bezsprzecznie najbardziej dotkliwym skutkiem działalności Słońca była burza magnetyczna, która szalała na Ziemi na początku września 1859 roku, znana jako „zjawisko Carringtona” od nazwiska amatora astronomii, który jako jedyny zaobserwował owy rozbłysk na Słońcu. Wiatr słoneczny dotarł do ziemskich biegunów magnetycznych w ciągu niecałych 20 godzin, a więc 2-3 razy szybciej niż zazwyczaj. Doszło do zakłóceń i awarii w sieci telegraficznej w Europie i Ameryce Północnej. Zorze polarne, zwykle widoczne nad obszarami polarnymi, tym razem obserwowano niemal na całym świecie, nawet w krajach położonych w pobliżu równika.
Coś takiego może się zdarzyć. Nie zdarza się często, ale może. Trochę śmieszy mnie to, że obecnie wypuszczony raport podkreśla zagrożenia związane z trudnościami komunikowania się, czyli również koordynacją działań. Czyli widać, że model, w którym są globalne korporacje i przemysł skupiony na niewielkich obszarach nie sprawdza się ogólnie dla zagrożeń w skali planety. Lepszy jest taki, w którym przemysł i nauka są bardziej rozproszone równomiernie na całym świecie. Ciekawe dla mnie jest za to to, czy w raporcie zwrócono uwagę na zabezpieczenia sieci elektrycznej i transformatorów. Kiedyś czytałem, że przy obecnym rozwoju techniki i zapotrzebowania na energię elektryczną taki rozbłysk jak w 1859 cofnął by ludzkość do epoki kamienia łupanego (prawie), bo spowodowałby spalenie się znacznej części transformatorów elektrycznych, w konsekwencji paraliż sieci elektrycznej na znacznych obszarach (wielkości kontynentu), a fabryk produkujących transformatory (energetyczne) nie jest dużo, a do produkcji też potrzebują prądu… Dodając do tego konieczność transportu materiałów do tych fabryk, później transportu i instalacji gotowych transformatorów i surowców dla dostawców materiałów dla tych fabryk powstał by niezły bałagan, porównywalny z solidną wojną!
O tym, że był taki wytrysk materii informowano już w 2012 roku. Największy jaki kiedykolwiek zarejestrowano. Tyle że wówczas, jak rozumiem, nie zdawano sobie sprawy z tego jak blisko minął on Ziemię.
Nie dosc ze zadna wojna by nie wybuchla to jeszcze zakonczyly by sie w jednej chwili wszystkie inne wojny. Nie mniej i to by moglo nie uratowac cywilizacji.
Dlatego, że wojny potrzebują prądu do prowadzenia? 🙂 Moim zdaniem niejedna wojna domowa by wybuchła, podobnie jak podczas różnych powodzi dochodzi do rabowania sklepów.
Można jeszcze dodać o występowaniu tęczy wtórnej (zawsze widziałam ją położoną nad główną) w której barwy są odwrócone. Oczywiście nie zapominajmy, że na końcu tęczy siedzi gnom z garncem złota…
Świat kontrolowany przez demony i Lucyfera chce nam udowodnić, że jesteśmy ich, czyli UFO tworem i powinniśmy ich wielbić. Wszystkie owe działania mediów, rozpowszechnianie informacji i filmów o UFO ma to właśnie na celu. Wojna z Bogiem, Jego Słowem czyli Biblią a w zamian za Boga daje się nam UFO, czy też Anunnaki, oraz przebudzenie duchowe zwane New Age! Jest to oczywiście stare jak świat oszustwo, którego celem jest… wielbienie Lucyfera. Manifestacje UFO, Kosmitów to nic innego jak manifestacje demonów!!!
Jestem w stanie uwierzyć facetowi. Powiem więcej: I want to believe.
Eee tam, nic nowego. W nocy widać na niebie obiekty niewiadomego pochodzenia, które poruszając się zaprzeczają znanym nam prawom fizyki. W dzień natomiast widać samoloty rozpylające nad naszymi głowami substancje niewiadomego przeznaczenia. Dziwi mnie, że takie zjawisko zostało przez ludzi niezauważone. Mój wuj ponad dwadzieścia lat przepracował w lotnictwie i powiedział, że to co się dzieje w biały dzień nad naszymi głowami nie jest normalne. Nikt już nie patrzy w niebo, wszyscy są zajęci gapieniem się w telewizor, monitor, wyświetlacz w komórce, albo w witrynę sklepową. Ludzie jak te trzy małpki…
W sprawie pojawił się jeszcze jeden zagadkowy czynnik: świadkowie z okolic Los Angeles mówili o obserwacji podłużnego „samolotu” wyglądającego bardziej jak „sterowiec”, który obniżył pułap lotu i poruszał się bardzo powoli. To on widnieć ma na czarno-białym zdjęciu w otoczeniu promieni. Sprawa stała się bardzo kontrowersyjna i z braku jasnych przesłanek, coraz częściej oficjalnie mówiono o fałszywym alarmie lub pomyłce wywołanej obserwacją „swoich” maszyn (żadna jednostka nie przyznała się jednak do lotów). Pojawiły się też pogłoski, iż świadkowie za obce samoloty brali wybuchające pociski przeciwlotnicze oświetlane reflektorami.
Będąc w muzeum mieszczącym się niedaleko Los Angeles w dawnej bazie artylerii obrony wybrzeża w San Pedro oglądałem strony tytułowe gazet z tego zdarzenia. Np. bomby zrzucone przez Japończyków okazywały się niewybuchami pocisków przeciwlotniczych, które po prostu spadły na ziemię. Nie znaleziono dowodów, że to był jakikolwiek japoński nalot.
Inna akcja dotyczyła ataku japońskiego okrętu podwodnego. Był jeden taki incydent. Torpeda trafiła statek, który przewoził drewno. Dzięki temu mimo uszkodzenia unosił się dalej na wodzie. Został odholowany do portu i wyremontowany.
Na wzgórzu obok mostu Golden Gate (San Francisco) budowane było stanowisko dla artylerii, która miała bronić wejścia do zatoki. Działa miały być chowane w tunelu wydrążonym w skale. Ale zagrożenie ze strony Japonii na tyle szybko zmalało, że budowa nie została dokończona i dział nigdy nie zamontowano. Pozostały bunkry i tunel.
Ciekawą anegdotą związaną z bazą artylerii w San Pedro jest historia, kiedy sprowadzono tam wielkie działa kolejowe. To było chyba jeszcze przed wojną lub zaraz na początku. Pierwsza salwa zmiotła jeden lub dwa baraki na terenie bazy. W mieście wypadło z okien tyle szyb, że lokalne władze zwróciły się do U.S. Army o wypłatę odszkodowania 🙂
Najstarszy znany nam przodek współczesnych pająków żył ponad 380 milionów lat temu. Naukowcy ustalili że potrafił wytwarzać jedwabne nici, jednak nie wykorzystywał ich do robienia pajęczyny.
Bellona wydała książkę poświęconą Białej Gwieździe,
//Australia pozostaje kontynentem o najdłuższej na świecie tradycji artystycznej. //
Chyba jednak Indie i nawet Europa jest kolebką sztuki
Warto dopowiedzieć jak doszło do powstania tego projektu. W celu realizacji budowy balonu i lotu do stratosfery, zawiązano komitet Organizacyjny I Polskiego Lotu Stratosferycznego. Komitet zajął się gromadzeniem środków finansowych. Zebrano około 400 000 zł, co pokrywało z nadwyżką koszt przedsięwzięcia. Na miejsce startu została wyznaczona Dolina Chochołowska w Tatrach, a gotowość określono na październik 1938 r. Załogę stanowili kpt. pil. Zbigniew Burzyński i dr Konstanty Jodko-Narkiewicz. W dniu 12.10.1938 r. rozpoczęto przygotowania do startu. O 22.00 otwarto zawory dla napełnienia powłoki wodorem. Około północy niespodziewanie zerwał się wiatr halny, uniemożliwiający dalsze prace. Kierownictwo podjęło decyzję o opróżnieniu powłoki, przy końcu którego nastąpił wybuch gazu uszkadzający jej wierzchołek. Balon wrócił do naprawy w Legionowie, a w Ameryce zamówiono hel do następnego startu, którego termin był określony orientacyjnie na 10.09.1939 r. Nowe miejsce zostało znalezione koło m. Sławsko w Gorganach.
Na zdjęciach zrobionych kilka lata po wojnie Helen nadal prezentuje się okazale. Czarny płaszcz ledwie jest w stanie objąć potężną Szkotkę. Wciąż poważna, skupiona i dostojna. Przyjaciele i znajomi twierdzą jednak, że pobyt w więzieniu zrujnował jej życie. Nigdy nie była już taka jak wcześniej. Mimo odbytej przez nią kary, policja nie dała jej spokoju. Podczas nalotu policyjnego na seans w Notthingam w listopadzie 1956 roku, zostaje brutalnie wyrwana z transu. Powoduje to mocne poparzenie żołądka i w efekcie doprowadza do jej śmierci.
Znalazłem piękny opis przyłapania Heleny na gorącym uczynku… „Przyciemniony pokój, oświetlony jedynie czerwonymi kandelabrami. Helen jest spokojna i skupiona. Wita się z uczestnikami i powoli zaczyna przygotowywać się do seansu. W pomieszczeniu panuje kompletna cisza, w tle słychać jedynie piecyk gazowy. Zapada w trans, na jej czole pojawia się kropla potu. Nagle z ust, lub może z nosa medium, zaczyna wydobywać się substancja z daleka przypominająca watę. Gdy obiekt osiąga wielkość ok. pół metra, seans zostaje brutalnie przerwany… Głośny gwizd, trzaskanie drzwi, rozbiegane światła latarek na ścianach i przerażonych, oślepionych twarzach gości. Tupot butów i okrzyki: policja, nie ruszać się! Ktoś rzuca się i próbuje złapać znikającą ektoplazmę. Na próżno. Policji pozostaje jedynie osoba medium. Hellen Duncan zostaje aresztowana”.
Zjawisko jest u nas jednak ciągle marginalne. W Ameryce Północnej jest ok. 7 mln masonów (samych lóż ok. 1,5 tys.). W Wielkiej Brytanii ponad milion (i około 2 tys. lóż), we Francji, Niemczech, Włoszech i Norwegii po kilkanaście tysięcy. W Polsce – zaledwie pięciuset.
Współpracowałem kiedyś z Masonem, który stoi dosyć wysoko w ich hierarchii i mnie trochę zagiął, bo proponowałem mu aby podkręcił trochę rachunek i zarobił na boku na pośrednictwie a on mi na to, „I właśnie dlatego nigdy nikt ci nie zaproponuje członkostwa, bo nie masz czystych zamiarów tylko kombinujesz” a ja zawsze myślałem ze to oni knują, jak tu kogoś na kasę wykiwać 😀 Co do uścisków i slow kluczowych to jest to prawda, sam przyznał ze jak pisze do kogoś emaila lub z kimś rozmawia to używa specyficznych slow kluczowych aby wyłapać czy dana osoba tez należy to ich wspólnoty. Sam przyznał ze czasem widzi/słucha jakichś wywiadów w tv i jest w stanie wyłapać kto jest masonem bo inni tez tego typu zabiegi używają.
Kiedyś nie było takich szybkich zmian technologicznych jak dzisiaj. A trzeba pamiętać, że tych zmian by nie było gdyby nie istniał popyt na nowe, lepsze modele. Kto kupi telewizory nowej generacji, jeśli stare jeszcze chodzą? Zresztą w krajach o wysokiej konsumpcji ludzie pozbywają się zupełnie sprawnych produktów żeby kupić nowe lepsze. Dlatego nie ma sensu projektować urządzeń tak, żeby działały dziesiątki lat skoro i tak przedtem wyprą je z rynku nowsze modele. Poza tym urządzenia te są relatywnie coraz tańsze. Kiedyś telewizor starczał na dekady ale kosztował wtedy majątek. Ciągle mam telewizor Sony, który chodzi do dziś idealnie, ale niestety zajmuje pół pokoju więc wylądował na strychu. Dwadzieścia lat temu mój ojciec wydal na niego prawie całą swoją odprawę, Dzisiaj też za podobną kwotę można kupić urządzenie z najwyższej półki, które będzie chodziło bezawaryjnie latami. To nie jest czyjaś fanaberia albo spisek, tak działa rynek.
@marcin ale tutaj chodzi o żarówkę nie o telewizor i o właśnie te czasy kiedy NIE było takich szybkich zmian technologicznych. Przez te 100 lat można było nie produkować pierdyliardów żarówek, a tyle ile ludzi było. Dopiero teraz weszły chociażby lampy LED, które mogą zastępować żarówki wolframowe. Zastanów się co by było gdyby zrobili takie 100 -letnie żarówki dla każdego. By je sprzedali tylko raz, ale nie zrobili wielkiego syfu i śmietniska z gorszych, ulegających zniszczeniu po 1000 godzin ! Takie myślenie – zrobię gorsze no bo przecież zaraz i tak będą nowsze, się wymieni – prowadzi tylko do marnotrawienia zasobów Ziemi. Wiem, że niektórzy mają takie sprawy w głębokim poważaniu, ale ja na pewno nie zamierzam zostawiać swoim dzieciom śmietniska.
Wszystko naciągane w dzisiejszych czasach i jednorazowe. Gwarancja i śmietnik a kiedyś się naprawiało wszystko (ostatni szewc w moim mieście jakiś czas temu zamknął zakład a kiedyś było ich wielu no na szczęście jest jeszcze naprawa rtv). Produkcja tych wszystkich nowych urządzeń i recykling starych to marnotrawienie energii i zatruwanie środowiska lepiej było by żeby działały ile tylko mogą(i ewentualna produkcja części), a naprawa była łatwa, jak kiedyś zepsuł się telewizor to albo wujek zmienił lampy albo w naprawie rtv/agd za jakieś śmieszne pieniądze wymienili jakiś układ i działał kolejne 5lat. Dziś niema opcji naprawy bo nie jest to przewidziane a wystarczyło by dać ciut lepsze komponenty a części narażone na zużycie/zepsucie zrobić tak żeby były łatwe do wymiany. Ale dziś wszystko jest takie „ekologiczne” bo przecież zużywa mniej prądu a nie widzimy tego jak zaśmiecamy i zanieczyszczamy świat a nawet tego ile pochłania ciągła produkcja energii. np: Świetlówki z rtęcią których produkcja pochłania wiele energii i wytwarza się przy tym wiele np: co2 i chemikaliów no ale w domu bierze 7W.
Zamach na JFK to nie było samo zabójstwo prezydenta USA, to był poza tym zorganizowany ciąg zdarzeń z zabójstwem ( bardzo podobnego fizycznie do JFK) policjanta Tippita, zabranie jego zwłok do samolotu prezydenckiego wiozącego zwłoki JFK do Waszyngtonu, chirurgicznego spreparowania zwłok Tippita w czasie lotu tak, by rany głowy pasowały do teorii jednego strzelca, fałszerstwo z tym związanej dokumentacji medycznej, przedstawienie spreparowanych zwłok Tipitta wdowie po JFK. W trakcie tego okazania Jackie Kennedy stwierdziła, że to nie są zwłoki JFK i mimo tego sytuacja spiskowców ani ich plan nie uległ ani wykryciu ani zakłóceniu. Poza tym zarejestrowano natychmiast po zamachu fakt usuwania wszelkich możliwych śladów przez służby. Taki ciąg zdarzeń w zadnym wypadku nie mógł być dziełem samotnego szaleńca Oswalda. Poza tym należy śmierć JFK traktować łącznie ze śmiercią innych członków rodziny Kennedych.
Od czasu śmierci JFK pojawiły się zeznania na łożu śmierci sprawców zamachu, członków ich rodzin, świadków i filmiki, które w zasadzie całość sprawy wyjaśniają . Zebrałem materiały zawarte w amerykańskich filmikach i w skrócie próbowałem je na YT podać w formie komentarza: trzykrotnie żydowski cenzor to zablokował – zam iast tego ukazywał się czerwony napis: nie udało się opublikować komentarza. Ale spróbuję to na końcu tego komentarza zamieścić- jeśli tego tam nie będzie, to znaczy że żydowski cenzor zdania nie zmienił i nadal prawda o śmierci JFK jest oficjalnie tabu. Komisja Warrena została powołana aby sprawę zaciemnić a nie wyjaśnić. Był to szeroki spisek, na którego realizację pieniądze dali bogaci żydzi, strzelców było 8-miu, każdy z nich wieczorem poprzedniego dnia dostał po 50 000 USD, byli to ludzie z CIA, mafii, FBI, wystrzelili razem kilkanaście (13) kul, każdy z nich miał obok osobę z łącznością radiową, która zapewniała strzelcowi świadomość sytuacyjną, człowieka, który odbierał strzelcowi broń po strzale, bezpieczny transport z miejsca zamachu, mundur security i takież dokumenty uprawniające do przebywania na miejscu. Kennedy zginął od strzału z przodu oddanego z kilku metrów , tak blisko, że otoczenie JFK poczuło zapach prochu.
W spisku brał udział wiceprezydent Johnson, szefostwo CIA, FBI, całość nosi znamiona żydowskiej rytualnej zemsty z nienawiści. To nie był jedyny prezydent USA zabity za żydowskie pieniądze. I to jest najtajniejsza część tego ciągu zdarzeń, bo ci zydzi funkcjonuja do dzisiaj ich cyrk kręci się as usual i to coraz intensywniej.
W zamachu brało udział dowództwo eskorty, które wycofało agentów ochrony przy wozie JFK tuż przed wjazdem w strefę ognia zamachowców, oraz kierowca samochodu JFK , który po pierwszym strzale zamiast uciekać spowolnił samochód wystawiając JFK na strzały. JFK zginął od strzału oddanego z przodu z kilku metrów – strzelając z przepustu kanalizacyjnego a otoczenie JFK poczuło zapach prochu. Pozostali strzelcy byli rozstawieni w budynkach przy Elm str. I w kępie drzew z boku, ale oni nie trafili, JFK był trafiany pociskami lecącymi zgodnie z długą osia pojazdu.
JFK wydał dekret nr 110 – nie respektowany po jego śmierci, a dotyczący waluty USA oraz nalegał na międzynarodową inspekcje w ośrodku atomowym w Dimona i to było jednym z powodów, że bogaci żydzi dali na to pieniądze. Drugim powodem jest to, że oni zyją z wojny i generalnie z destabilizacji każdego systemu politycznego, bo na każdej zmianie systemu oni zyskują: a JFK chciał się wycofać z wojny w Wietnamie i wielu fabrykantów by na tym straciło.
Mafia miała swoje powody, żeby nienawidzić JFK: był synem człowieka, który działając nielegalnie w okresie prohibicji dorobił się na wytwarzaniu i sprzedaży whisky i dla mafii był „swój”, któremu życzyli wygranej w wyborach. Ale srodze się na nim zawiedli, bo JFK stanął po stronie prawa przeciwko mafii. 80% Amis nie wierzy w raport komisji Warrena i słusznie.
Masoni jako spadkobiercy Różokrzyżowców mieli konkretne zadanie czyli równoważyć spór katolicyzmu z protestantyzmem , to miała być t zw trzecia siła , i to się nawet udało a obecnie nie mają już nic wspólnego z pierwotną doktryną , współcześni masoni to zwyczajni hobbyści beż żadnych wpływów nawet na jakieś lokalne wydarzenia
„Na dobrą sprawę nikomu nie zależy na tym, żeby produkty były trwałe oraz łatwe i tanie w naprawie.”
Skoro to wiadomo nie jest to już spisek. 🙂
Należy zadać inne pytanie: skoro powszechnie wiadomo że tak jest czemu ludzie płacą za coś o czym wiadomo, że ktoś inny na tym zarabia krocie. Odpowiedź brzmi: wygoda i komfort. Wolny rynek tak ukształtował społeczeństwo, że ludzie płacą za przyjemne kłamstwa, bo im się nie chce samemu ich produkować. 🙂
Akurat jeśli chodzi o żarówkę to słaby przykład. Nie była to zmowa ale kompromis pomiędzy jasnością świecenia, czasem zużycia, zużyciem energii i ceną. Zwróć uwagę, że pamiętna żarówka 1901 r. świeci słabym, żółtym blaskiem. Żeby wydłużyć żywotność żarówki wystarczy obniżyć jej napięcie. Nawet zwykła domowa żarówka, świecąc z mocą np. 10 % mocy nominalnej teoretycznie może świecić bardzo długo, o wiele dłużej niż 1000h. Tyle tylko komu ona będzie potrzebna??
Wytrwałość i determinacja są pochodne motywacji. Czasami najważniejsze są dla nas rzeczy których nie da się wypracować. Wtedy cały ten tzw. sukces jest niewiele wart. Spotkałem ludzi, którzy pozornie nic w życiu nie osiągnęli a byli dla mnie inspiracją. Spotkałem też takich, którzy wydawało się, że osiągnęli wszystko, lecz dla mnie to była tylko pustka i arogancja. Niestety najwięcej jest takich, którzy nie byli ani jednymi ani drugimi. Tacy niespełnieni marzyciele, niedostrzegający że życie im ucieka, że nie potrafią się pogodzić ze sobą po to by móc czerpać z życia tego, co właściwie jest na wyciągnięcie ręki i że bardzo niewiele potrzeba by móc dobrze żyć.
Komputer IBM moi rodzice nabyli około roku 1991. Pierwszy komputer z jakim miałem styczność i drugi w rodzinie (wcześniej Commodore 64 z którym akurat styczności nie miałem). W tym czasie nie liczni mieli PC, więc moi rodzice pracowali po godzinach przepisując czyjeś prace na komputerze lub robiąc podobne rzeczy. Do dziś nie zapomnę całego koncertu jaki komputer dawał podczas uruchomienia. Pierwsze gry Putt-Putt goes to the Moon, Spear of Destiny, Prince of Persia, Sim City i chyba najlepsza gra Jones in the fast lane.
Zdarza mi się szukać czy wracać do tych tytułów i w nie nadal grać. Byliśmy takimi bajtlami, że siedziałem w kumplem na jednym dużym fotelu biurowym i graliśmy na zmianę. Ostatnia partia w Wolfa w wykonaniu mojego brata w ok. 1997/1998 roku przed tym jak zamówiliśmy nowy komputer. Jeszcze w 1999, 2001 uruchamiałem tym śmiesznym pstryczkiem PC i grałem. Eh.
Gdy kupowałem pierwszego peceta w 1990, to IBM był już wyimany z rynku, a w sklepach dominowały dumne klony.
Od niedawna odwiedzam tę witrynę. O ile jestem osobiście głęboko przekonany, że wiele teorii spiskowych najpełniej tłumaczy różne niezwykłe zjawiska i wydarzenia (w tym kwestię UFO), o tyle niesmakiem napełniają mnie niedbałe wpisy i brak rzetelności w podawaniu faktów. Wspomniana w artykule powyżej ustawa Freedom of Information Act została wprowadzona do amerykańskiego porządku prawnego już za prezydentury L. Johnsona; później dokonywano tylko jej modyfikacji – w tym wyłączeń z jej działania. A sam prezydent Jimmy Carter, owszem, sam kiedyś obserwował UFO. Zgłosił ten fakt, a później, kandydując na urząd prezydenta obiecywał, że uczyni wszystko, aby upublicznić wszystkie informacje, jakie rząd USA posiada w tej sprawie. Inna kwestia, jak się z tego wywiązał.
Heh byłem jednym z pierwszych ze znajomych co posiadali komputer w domu. Legendarny 286 od Elwro z Prince Of Persia i Sokoban na pokładzie. To były 2 pierwsze gry w jakie grałem i miałem z 7 lat. Piękne czasy. Wtedy takie gry jak Prince Of Persia wciągały jak odkurzacz. Cała rodzina się ścigała kto pierwszy przejdzie w 60 minut. Mi wtedy się nie udało. Siostra doszła do 9 levelu. Dopiero jak podrosłem to udało mi się ukończyć PoP. Do dziś pamiętam walke z grubym strażnikiem i wezyrem. 😉
Spośród 300 tysięcy spalonych na stosie czarownic 200 tysięcy stanowią ofiary inkwizycji
protestanckiej, zaś 70 tysięcy inkwizycji anglikańskiej. Inkwizycja katolicka najczęściej
stosowała pokuty kościelne, zaś wyroków śmierci wydawała stosunkowo niewiele i w
dodatku nie wszystkie były wykonywane. Np. w całym okresie działania inkwizycji w
Hiszpanii wydano 3 – 5 tys. wyroków śmierci (dokładnymi danymi nie dysponujemy),
przy czym nie wiadomo ile z nich wykonano naprawdę.” (strona 54) Wystarczy też spojrzeć na najsławniejsze procesy, a jest to: Salem w USA (purytanizm), Peney w Genewie (kalwinizm) i Witten, czyli Niemcy. Protestantyzm „wskrzesił” wiarę w ingerencje szatana w ludzkie życie, a jak się doda do tego większą swobodę w interpretacji Biblii i zmiesza z niepokojami społecznymi oraz surowością (purytanie bardzo często wzniecali stosy, a są mocno radykalni w sprawach religii) życia mamy mieszankę wybuchową.
Ech… gazetka mojej młodości. Najtrudniej było zdobyć wydanie sobotnie – często zrywałem się piąta rano, by warować przy zamkniętym jeszcze kiosku w celu dorwania ,,muzyków” – bo moje zainteresowania jako 14 latek to była właśnie muzyka, a Świat Młodych w sobotę dawał jakąś fotę przedrukowaną z BRAVO. Poza tym Dziennik Ludowy – to już przesada była, bo u mnie to tylko cztery egzemplarze na kiosk a reszta do teczek prenumeratorów.
Porąbane to czasy były a i ja wtedy nie myślałem zbyt racjonalnie. Teraz wiem, że przecież na targowisku w Szczecinie było od groma pism BRAVO – przecież za te pieniądze, co szły na te powyżej wymienione pisemka, plus Panorama i Razem to mogłem kupować to germańskie Bravo. Kiedyś myślałem, że ,,zachodnie” to nie na moją kieszeń, a dopiero niedawno się dowiedziałem, że było mnie na to stać.
Świat Młodych to przede wszystkim informator ,,co się dzieje w harcerstwie”, jednak rodzyny były, czyli każdy znajdował coś dla siebie. Komiks na ostatniej stronie – wiadomo, oraz ,,Uśmiech numeru” – teraz to by się chyba nazywało ,,Suchary” 🙂 Gazeta była ,,składana”, by zajrzeć w środek, trzeba było ją u góry rozcinać – w szkole na przerwach w ruch szły cyrkle, grzebienie by dokonać tego specyficznego rytuału… Co bardziej twardsi rozbebeszali po prostu palcem, często ryzykując skaleczeniem, ale to nie były czasy miękkich chłoptasi w rurkach i nikt nie narzekał. We wtorki – szata graficzna koloru błękitnego – pamiętam, że była rubryka ,,Gwiazdozbiór” – o aktorach i nowościach filmowych, oraz chyba jak dobrze pamiętam ,,Tomik” – coś o odkryciach kosmosu, o wszechświecie. Pamiętam artykuł o tym, jak będzie wyglądać człowiek przyszłości – na rysunku był łysy gość ze sporo rozwiniętą czaszką, coś jak kosmita 🙂 Teraz wiem, że to tak szybko nie nastąpi.
Czwartek – kolor zielony, tam był jakiś kącik motoryzacyjny, mój kumpel wycinał i zbierał (wklejał) do zeszytu te wszystkie zdjęcia samochodów, że potem wyglądało to jak zagraniczny prospekt. W czwartek też było coś o roślinach, albo jak sobie zbudować akwarium… nie pamiętam już dobrze.
Sobota – kolor czerwony, choroba ile nerwów mnie to wydanie kosztowało i podkrążonych oczu z rana. Matka zawsze mi mówiła, Daj spokój choć jedną sobotę sobie odpuść i się wyśpij xD. Świat muzyki to był ,,numero uno” dla mnie, następny dział jaki lubiłem to ,,Abrakadabra” prowadzony przez Ben Akibę, tam była krzyżówka i inne łamigłówki dla myślących. To łączenie cyferek liniami lub zamazywanie obszarów zaznaczonych kropkami to była radość dla małolata i katorga dla długopisu. Gimby tego nie znają i nie pojmą…To nie były czasy, jak teraz, że włączasz internet i masz to wszystko – nawet gęby muzyków i możesz sobie ich nawet wydrukować. Nawet stare Bravo z lat 70 i 80 w pdf pościągałem z niemieckiego forum, wtedy to czasopismo jeszcze trzymało pewien poziom… Świat Młodych to gazeta do której mam do dziś sentyment, pomagała przebrnąć nastolatkom przez tamte zwariowane czasy.
Hiszpańscy archeolodzy pracujący w centrum Kadyksu natknęli się na głębokości siedmiu metrów na resztki starożytnego muru. Znaleźli również ceramiczne naczynia pochodzenia fenickiego i brązową broszkę. Ich zdaniem znaleziska pochodzą z VIII w. p.n.e. i świadczą o tym, że założony przez Fenicjan Kadyks jest najstarszym zamieszkanym miastem w Europie.
A sama Andaluzja? Przepiękna! Jakaś taka marokańsko-tunezyjska:) Góry, gaje oliwne, biało bielone domki, architektura iście z „Baśni tysiąca i jednej nocy”. Na każdym kroku czuć marokański klimat. I nic dziwnego, bo tu kiedyś, podobnie jak w Maroku czy Tunezji, był kalifat. Najbardziej w oczy rzuca się architektura mauretańska, której rozkwit nastąpił w wiekach VII-XV. Budynki powstające w pierwszych wiekach obecności Muzułmanów na ziemiach al-Andalus, wznoszone były ściśle wg zaleceń Koranu. Architekci koncentrowali się bardziej na ozdabianiu wnętrza niż fasad, co miało być bezpośrednim nawiązaniem do piękna ludzkiej duszy. Niezwykle ważnym dodatkiem do mauretańskich budowli były zawsze ogrody pełne roślinności i fontann, i takie właśnie ogrody znajdują się przy każdym pałacu czy warowni z tamtych czasów. Na mnie największe wrażenie zrobiły małe wioseczki ukryte wśród gór z zamkami na szczycie. Białe domki pięknie kontrastują tu z surowością górskich skał, a spacerując wąskimi uliczkami, ma się wrażenie, że czas się tu zatrzymał.
Film jest niedostępny….
Wiele artykułów, także ten, podaje, że od pracy w Maximie, w charakterze wykidajły, swoją karierę rozpoczynał sam Nikodem Skotarczak, znany później jako Nikoś – szef mafii samochodowej. Informację tą po latach dementuje sam Antoniszyn, twierdząc, że Nikoś był zbyt wątłej postury aby stać na bramce tak renomowanego klubu, a ponadto w czasie gdy otwarto lokal, zajmował się on już poważniejszymi interesami niż stanie na bramce.
Trochę głupio, gdy notatkę o amerykańskich próbach nuklearnych na Bikini ilustruje się zdjęciem z… francuskiej eksplozji na atolu Mururoa! To operacja 'Licorne’ (Jednorożec), wybuch ok. 1-megatonowej bomby wodorowej z 3 lipca 1970 roku. Inna rzecz, że to jedna z bardziej fotogenicznych prób jądrowych!
W 2009 ktoś wystawił 2 automaty z Computer Space na ebay. Nie pamiętam do jakiego poziomu doszły aukcje, ale na pewno były to dziesiątki tysięcy.
Ktoś gdzieś napisał, że automat ten wyglądał jak lodówka. Bzdura. Może Pong tak wyglądał. Computer Space był smukły i piękny.
Biskupin pochodzi zdaje się z VIII w p.n.e. Jego budowę ukończono w 748 r. p.n.e. Początki zamieszkiwania wyspy to V w p.n.e.
W literaturze częściej czytam o „efekcie Stroopa”.
Działam w rekonstrukcji historycznej II Wojny Światowej. Jedni traktują to jako przebieranie się w mundury, my chcieliśmy kiedyś pokazać trochę inny obraz. Po imprezie, kiedy rozległy się oklaski, rekonstruktorzy „polegli” w czasie walki nie wstali, tylko byli znoszeni przed publikę i układani jeden obok drugiego. Dzień był mglisty. Cisza po kanonadzie. W końcu lekarka z ambulansu zwróciła nam uwagę „panowie, kończcie już, bo dzieci płaczą”.
Wielkiej Piramidy w sposób wzorowy. Chciałoby się wręcz powiedzieć – nadprzyrodzony. Oto 2 miliony bloków trafiły na swoje miejsce w ciągu – jak się powtarza zwykle za Herodotem – 20 lat budowy monumentu. Dwadzieścia lat to 7300 dni. Ileż godzin tłum Egipcjan mógł pracować dziennie?
Do pańskiej informacji
SOBOTY! PANA BOGA PRZESTRZEGALI.!.
Święta dane przez BOGA najbardziej laskawego , NAJBARDZIEJ MIŁOSIERNEGO
Wielkiej Piramidy w sposób wzorowy. Chciałoby się wręcz powiedzieć – nadprzyrodzony. Oto 2 miliony bloków trafiły na swoje miejsce w ciągu – jak się powtarza zwykle za Herodotem – 20 lat budowy monumentu. Dwadzieścia lat to 7300 dni. Ileż godzin tłum Egipcjan mógł pracować dziennie?
Do pańskiej informacji
SOBOTY! PANA BOGA PRZESTRZEGALI.!.
Święta dane przez BOGA najbardziej laskawego , NAJBARDZIEJ MIŁOSIERNEGO PRZESTRZEGALI.!.
GOSTARIA DE SABER QUEM É A MULHER QUE APARECE AO LADO DE DIRLEWANGER.
Tak samo nie ma śladów na istnienie Boga, potrafią znalesc szkielet dinozaura z przed milionów lat a nie potrafią znalesc nic co jest opisane w bibli😂😂😂 szczerze to prędzej uwierze w historie sumerow jak w biblie
Ma ktoś jeszcze dostęp do tego dokumentu?
W programie cyrku Astleya prezentowane były prawie wszystkie znane dziś specjalności cyrkowe: woltyżerka, tresura koni, taniec na linie, skoki akrobatyczne, ekwilibrystyka i pantomima. W tym cyrku w roku 1793 zaprezentowana została postać ,,wojskowego krawcy”, który prezentował typ jeźdźcy komicznego- udając, że nie potrafi jeździć na koniu, wsiadając na niego tył na przód itp. Ulubienicą widowni była piękna amazonka- Angelica Chiarini. W roku 1782 na przedmieściach Paryża powstał drugi stały cyrk Astleya nazwany Amphitheatre Anglais du Faubourg du Temple. Cyrk ten miał 64 stopy średnicy i oświetlało go dwa tysiące lamp. W roku 1782 na przedmieściach Paryża powstał drugi stały cyrk Astleya nazwany Amphitheatre Anglais du Faubourg du Temple. Paryski amfiteatr Astleya architektonicznie przedstawiał prototyp cyrku współczesnego. Cyrk ten miał 64 stopy średnicy i oświetlało go dwa tysiące lamp. Według opisów kronikarzy loże były kolorowo ozdobione, a za nimi znajdowało się kilka rzędów ławek. Pośrodku była scena przeznaczona do pokazów linoskoczków, atletów, klownów. Orkiestra umieszczona była nad maneżem. Średnica maneżu miała 42 stopy długości, czyli, również jak to się spotyka dziś 13 m. Wynika to z doświadczeń Astleya, który trenując jazdę stania na głowie na koniu zauważył, że siła odśrodkowa pomagała mu najdłużej zachować tę pozycję na maneżu o właśnie takich rozmiarach. Podłoga areny pokryta była spulchnioną ziemią i trocinami.
Przedstawienia Asteya dopasowane były do wymagań różnej publiczności – od arystokracji, poprzez zamożne mieszczaństwo do zwykłych mieszkańców Londynu lub Paryża, dlatego repertuar był bardzo szeroki i zawierał w sobie elitarną sztukę jazdy na koniach jak i pokazy kuglarzy z bud jarmarcznych.
A miało być tak pięknie… Wtem okazuje się, że nasza ukochana Mleczna Droga jest już nieco rozklekotana. Już mało, że ziemia nie jest w centrum wszechświata, ale do tego okazuje się, nasza Galaktyka zdążyła parę guzów sobie ponabijać po drodze. Nie wykluczone, że w jej środku znajduje się monstrualnych rozmiarów czarna dziura, to do tego jeszcze te bąble? Uff, troszkę to wszystko zaczyna się zdawać mroczne 🙁
Jakiś czas temu wyszła biografia Giannego Russo w których ujawnia bardzo ciekawe informacje o Monroe i JFK. Może rzucicie jakiś tekst na ten temat?
A co dokładnie tam piszą?
https://www.dailymail.co.uk/news/article-7712649/Godfather-actor-says-knows-mobster-REALLY-assassinated-JFK.html
Może to pozostałość po obustronnej biegunowej erupcji materii przez kształtującą się galaktykę przed miliardami lat? To, co zostało z jetów? Takie coś powinny posiadać więc wszystkie galaktyki spiralne. U tych bardziej odległych (dla nas młodszych) – galaktyk aktywnych (wraz z kwazarami), to rzecz wiadoma.
Dalsze badania bąbli Fermiego, które jako pierwsi wykonali astrofizycy podczas poszukiwania ciemnej materii, mogą w rzeczywistości pomóc rozpoznać ciemną materię. To dlatego, że centrum galaktyki, skąd pochodzą pęcherzyki, jest uważane za jedno z najlepszych miejsc, gdzie można znaleźć dowody istnienia ciemnej materii. Można je wykryć jako nadmiar promieni gamma, wytwarzanych kiedy cząsteczki ciemnej materii zderzają się z innymi. Aby znaleźć ten nadmiar, astrofizycy będą musieli dokładnie zrozumieć bąble Fermiego.
W niektórych z najbardziej akceptowanych modeli ciemnej materii, naukowcy oczekują, że sygnały pochodzące z centrum galaktyki będą znacznie jaśniejsze niż gdziekolwiek indziej na niebie. Istnieją już wskazówki ciemnej materii pojawiające się w mapach gamma z centrum galaktyki – wskazówki, które mogą ostatecznie doprowadzić do odkrycia ciemnej materii.
Warto też odsłuchać wersję astronauty Chrisa Hadfielda z lekko zmienionym tekstem.
https://www.youtube.com/watch?v=KaOC9danxNo
To była pierwsza piosenka, jaką ktokolwiek zaśpiewał na orbicie.
…. ale niestety ten sympatyczny gość kompletnie nie potrafi śpiewać.
Nagrany 20 czerwca 1969 r., podczas sesji w londyńskich Trident Studios, stał się ikoną współczesnego rocka.
Może to pozostałość po zderzeniu (połączeniu się) z inną galaktyką.
Pisze Pan o willi „Madonnie” w Jastrzębiej Górze – należała ona do Jerzego Iwaszkiewicza-Rudoszańskiego, który był architektem z Warszawy i projektował Hotel Bałtyk w Jastrzębiej Górze, hotel w który uderzyła bomba w pierwszych dniach wojny. Jerzy zginął w Warszawie w czasie wojny, pozostawiając syna Piotra mojego brata. W willi Madonnie po wojnie spędzaliśmy z Matką i bratem wszystkie długie wakacje. Pamiętam dobrze Panią Osmołowską i jej służącego Chomicza i do dziś słyszę ten wileński akcent obojga. Mój brat Piotr Iwaszkiewicz -Rudoszański już nie żyje, a jego dzieci i wnuki nie poznały już willi „MADONNA”, czego bardzo żałują…
Niesamowita relacja, dzięki! Czyli dobrze rozumiem, że Iwaszkiewiczowie z Jastrzębiej nie byli spokrewnieni z pisarzem Jarosławem?
Parę miesięcy temu ukazała się książka „Emilcin 1978” autorstwa Krzysztofa Drozda. Ani to ufolog, ani regularny badacz, ani poszukiwacz sensacji, ale też nie analityk. Ciężko się z tej książki dowiedzieć czegokolwiek, bo gdy przychodzi do wyjaśnienia tajników rzekomej hipnozy Jana Wolskiego dokonanej przez Witolda Wawrzonka, pada coś w stylu „Każdy może sobie myśleć o tym, co chce”. Pewne jest tylko jedno – autor czytał Tunguskę 🙂
Zajrzawszy niedawno na Tunguskę, zobaczyłem ten krótki wpis poświęcony mojej książce. Zastanawiałem się, czy powinienem zabierać głos, ale wreszcie zdecydowałem, że tak. Przede wszystkim dlatego, że – jak uważam – ten wpis przedstawia w fałszywym świetle moją pracę.
Zacznę od tego, że uważam za szczególnie nieprawdziwe i niesprawiedliwe stwierdzenie, że „ciężko się z tej książki dowiedzieć czegokolwiek”. Uważam, że jest wprost przeciwnie – dowiedzieć się z niej można bardzo wiele o sprawach, którym jest poświęcona. We wstępie stwierdziłem, że „chciałem napisać książkę, która uzupełniałaby Tajne operacje… o te nieco poboczne historie i przedstawiała fakty, tak jak rzeczywiście wyglądały. Sądzę, że w ten sposób powstanie pełniejszy obraz emilcińskiej historii”. Nie jest więc mój Emilcin 1978. W poszukiwaniu prawdy napisany po to, żeby bronić lub atakować Bartosza Rdułtowskiego za hipotezę przedstawioną w jego Tajnych operacjach… Poświęciłem książkę kilku aspektom związanym z historią Jana Wolskiego, które nie znalazły się w innych opracowaniach, zostały potraktowane marginalnie lub doczekały się powszechnie znanych, ale całkowicie nieprawdziwych przedstawień.
Uważam, że na ile było to możliwe, przedstawiłem rzetelną historię tzw. „kamienia z Emilcina”, uzupełniłem znane już częściowo informacje związane z hipotezą „żartu lotników” wskazując przy tym na pominięcie w badaniach Blani lotnisk w Radawcu i Dęblinie (Ułężu), ukazałem prawdziwą historię śmierci Edwarda Wolskiego, a także uporządkowałem historię powstania „pomnika UFO” w Emilcinie i wskazałem na silne poszlaki wskazujące na pochodzenie rodziny Wawrzonków z okolic Emilcina, co może potwierdzać informacje o znajomości Witka Wawrzonka z rodziną Wolskich przed zdarzeniem z 10 maja 1978 roku.
Sądzę, że nie można zarzucić mi nierzetelności w przedstawieniu faktów związanych z tymi sprawami, a zatem wiele można się na ten temat z mojej książki dowiedzieć. Przykładem choćby sprawa, o której na tym blogu pisze Pan Adam Wawrzonek we wpisie z dnia 18.05.2018 r.: „Pojawiła się też teoria niektórych zwolenników teorii hipnozy iż Henryk Pomorski (osoba od której Ojciec dowiedział się o dziwnym zdarzeniu w okolicach Opola Lubelskiego) że Nie istniał że Henryk Pomorski to osoba wymyślona przez mojego Ojca, jako pretekst żeby pojechał do Emilcina po rzekomej hipnozie na Janie Wolskim. Jest to rozpatrywane z równą powagą jak owa hipnoteza że tak powiem. Oto link do wywiadu który przeprowadza Henryk Pomorski”. Dość obszernie wyjaśniam w książce (s. 284 i następne), że było dwóch panów Pomorskich, z których jeden, Henryk, nie miał nic wspólnego z dostarczeniem informacji o zdarzeniu Witkowi Wawrzonkowi, a jedynie w lipcu 1978 r. nagrał relację Jana Wolskiego. Źródłem informacji o „ludziach-żabach” miał być Tadeusz Pomorski, który z Henrykiem, poza przypadkową zbieżnością nazwisk, nie miał nic wspólnego. Niestety, prawda nie broni się sama i wersja nieprawdziwa wciąż krąży, rozpowszechniana (jak widać) m.in. przez Pana Adama Wawrzonka.
Hipoteza Bartosza Rdułtowskiego jest jedynie hipotezą i wątpię byśmy mieli kiedykolwiek poznać twarde dowody, które ją potwierdzą lub obalą. Do mnie ona przemawia i daję temu wyraz w swojej książce (Czy Jan Wolski fizycznie zetknął się z Obcymi i ich statkiem? s. 320 i n.). Swoim różnym wątpliwościom na temat zdarzenia w Emilcinie daję wyraz przede wszystkim w rozdziale Kto mówi prawdę? (s. 273 i n.). Trudno mi za dowody uznawać wspomnienia niespełna 6-letniego wówczas chłopca, który rzekomo pamięta, co jego ojciec mówił, jakie nazwiska i miejscowości wymieniał 40 lat temu. Niekonsekwencje w tych „wspomnieniach” również pokazuję w książce.
Co do analiz – oprócz rozdziału Kto mówi prawdę? polecam również inny – W poszukiwaniu zmian „obiektywnej rzeczywistości” (s. 119 i n.), w którym pokazałem i przeanalizowałem rzeczywistą wartość śladów, które podobno stwierdzono na polanie w Emilcinie. Nie mam swojej analizie nic do zarzucenia, ale chętnie poznam zdania odmienne. Chciałbym jedynie, by były one rzeczowe i wsparte argumentami, a nie oparte na emocjach.
Na koniec jeszcze jedna uwaga. „Ani to ufolog, ani regularny badacz, ani poszukiwacz sensacji, ale też nie analityk” – napisano o mnie powyżej. Nie wiem, co to za argumentacja. Śmiem sądzić, że wiem na temat Emilcina więcej niż większość tych, którzy się o tym zdarzeniu wypowiadają i tą wiedzą chciałem się podzielić pisząc swoją książkę. Na pewno nie jestem poszukiwaczem sensacji, o analizowaniu dowodów już się wypowiedziałem, a czy jestem „ufologiem”? Samo zdefiniowanie tego pojęcia już stwarza problemy. Przyjmując jednak, że ufologia to „zajęcie polegające na badaniu szeroko rozumianego zjawiska UFO”, pewnie ufologiem obecnie nie jestem, choć za takiego uznawano mnie w latach 80-tych i 90-tych ub. stulecia. Cóż, Wikipedia wśród polskich ufologów wymienia jedynie Roberta Bernatowicza, Roberta K. Leśniakieiwcza, Arnolda Mostowicza, Jana Pająka, Emmę Popik, Igora Witkowskiego, Janusza Zagórskiego i Lucjana Znicza. Znajduję się zatem w całkiem dobrym towarzystwie nieobecnych :).
Krzysztof Drozd
Panie Krzysztofie, w skrócie opiszę swój punkt widzenia na tę sprawę i to, z czym się nie zgadzam w pańskiej książce. Kupiłem ją, stoi sobie na półce, i cieszę się, że poświęcił pan moim wypowiedziom całe półtorej strony.
Zaczęło się od książki Bartosza Rdułtowskiego, która kilka lat temu zmieniła moje spojrzenie na Emilcin. Wydawało mi się wtedy, że sprawa jest zamknięta i wyjaśniona. Potem jednak zacząłem się zastanawiać nad przypadkiem permanentnej hipnozy i stwierdziłem, że historia nie zna innego podobnego przypadku. Zacząłem więc rozbierać na czynniki pierwsze hipotezę Rdułtowskiego, co doprowadziło do wpisu „Emilcińskie wątpliwości”.
Dziwię się zdziwieniu Rdułtowskiego i pana „po co Wawrzonek wezwał Blanię, skoro sam mógł rozpracować przypadek” albo „skoro Wawrzonek był wcześniej w Emilcinie, to znaczy, że sfałszował sprawę”. Wszyscy wyrażający takie wątpliwości nie rozumieją najwyraźniej, że w czasach sprzed globalnej wioski informacje o mnóstwie zdarzeń w ogóle się nie rozchodziły, bo nie trafiły do powszechnej tuby. Przecież gdyby nie Blania, to nikt by nie wiedział o Emilcinie – Wawrzonek musiał go wezwać, licząc być może, że przy okazji też zdobędzie posłuch. Natomiast gdyby nie był powiązany z tym rejonem, nie natrafiłby na historię Wolskiego. Być może zrobiłby to kto inny, ale tego nie wiemy. Tak samo argument „Blania zwątpił pod koniec życia w UFO” jest słaby, bo po prostu eksplorował temat, niczego więcej nie znalazł, więc co miał robić? Przestał się tym zajmować, wydarzenie przykryła patyna czasu, więc zajął się innymi sprawami. To wszystko blednie oczywiście przy hipotezie, że zajmujący się amatorsko elektroniką człowiek zahipnotyzował permanentnie staruszka wydaje mi się skrajnie komiczna. Dodam jeszcze, że fraternizowanie się w książce z Wawrzonkiem, którego przedstawia pan w negatywnym świetle, i pisanie o nim per „Witek” uważam za mocno nie na miejscu.
Historia kamienia faktycznie jest ciekawie opisana w pańskiej książce. Skoro jednak przyjąć, że kamień istniał i powodował pewne anomalie, to dlaczego tak mocno odżegnywać się od teorii, że mogło być tam coś więcej? Podczas wizyty w Emilcinie spotkałem Wiesława Złotuchę, którego udało mi się namówić na przejażdżkę na miejsce akcji, gdzie pokazał mi wszystkie kluczowe miejsca, także to, skąd miano wykopać kamień. Potem pokazał mi swoją dłoń, tak ze cztery razy większą od normalnej. Czyli co, mam przyjąć, że odstawiał cyrk na zamówienie albo szukał sławy? Nie, ten człowiek opowiadał to, co widział, albo przynajmniej wydawało mu się, że widział. I jeszcze jedno – gdyby było tak, że Wawrzonek zahipnotyzował Wolskiego, czym de facto spowodował wielkie problemy tego zacnego rolnika, to w latach dziewięćdziesiątych, już po śmierci Jana, wyleciałby na kopach z Emilcina, a tymczasem w dokumencie TVP widać, jak przyjaźnie rozmawia sobie i pije mleko z jednym z synów Wolskiego.
Jak mawiał Mulder, prawda gdzieś tam jest. Gdzieś pomiędzy komediancką teorią hipnozy a opowieścią o lądującym białym autobusie.
Cóż, tym razem wyjdzie pewnie więcej niż półtorej strony, ale kilka spraw wymaga wyjaśnienia. Przede wszystkim sprawa hipnozy, a ściśle mówiąc realności hipotezy Bartosza Rdułtowskiego. Jej przeciwnicy (nie znający się na niej przeważnie) używają „argumentów” w rodzaju: „bzdura”, „idiotyzm”, czy „zacząłem się zastanawiać nad przypadkiem permanentnej hipnozy i stwierdziłem, że historia nie zna innego podobnego przypadku”. Czemu nikt nie bierze pod uwagę opinii osób, które hipnozą się parają?
Michał Ciesielski, zawodowy hipnoterapeuta, w odpowiedzi na pytanie: Czy wyjaśnienie emilcińskich zdarzeń (relacji Jana Wolskiego) za pomocą hipotezy o fałszywych wspomnieniach wywołanych u niego podczas hipnozy lub po podaniu środków halucynogennych jest pozbawione podstaw naukowych? odpowiedział: Wyjaśnienie emilcińskich zdarzeń za pomocą hipotezy o fałszywych wspomnieniach w żadnym wypadku nie jest pozbawione podstaw naukowych. Zarówno instytucje badawcze, jak i osoby prywatne wielokrotnie potwierdzały możliwość uzyskania tego typu efektu. [Bartosz Rdułtowski, Tajne operacje. PRL i UFO, s. 710-11]
Adam Paszczyk, psycholog, autor e-booka „Autohipnoza w praktyce – droga do celu”, twórca najpopularniejszego bloga o hipnozie, certyfikowany konsultant narzędzi psychometrycznych, na portalu e-hipnoza.pl na temat długotrwałości działania sugestii post-hipnotycznej napisał: Nie ma jednak obiektywnego miernika, który stwierdzałby długość działania sugestii. Np. osoba hipnotyzera jest dużym autorytetem i bliska jego obecność wywołuje dodatkową presję by sugestia działała, i może ona trwać z równie dużą nieprzerywalną siłą. Możemy też mieć przypadek, gdzie wprowadzona sugestia nie spotka się w przyszłości z żadnym czynnikiem osłabiającym ją i będzie trwać na wieki wieków, aż pamięć o niej nie zginie. [https://www.e-hipnoza.pl/sugestia-post-hipnotyczna/]
Pisze Pan tak: „po co Wawrzonek wezwał Blanię, skoro sam mógł rozpracować przypadek” Wszyscy wyrażający takie wątpliwości nie rozumieją najwyraźniej, że w czasach sprzed globalnej wioski informacje o mnóstwie zdarzeń w ogóle się nie rozchodziły, bo nie trafiły do powszechnej tuby. Przecież gdyby nie Blania, to nikt by nie wiedział o Emilcinie – Wawrzonek musiał go wezwać, licząc być może, że przy okazji też zdobędzie posłuch.”
Ależ znam uwarunkowania tamtych czasów znakomicie. Kiedy wydarzyła się emilcińska historia byłem już dorosłym człowiekiem. Sam napisałem w swojej książce: Jeśli Wawrzonek nie miał rodziny w okolicach Emilcina (choć są pewne przesłanki wskazujące, że być może miał – zobacz rozdział Wawrzonkowie), to w jaki sposób w epoce, gdy telefon stacjonarny był luksusem, telefony komórkowe funkcjonowały (przynajmniej w PRL) jedynie na kartach powieści s.f., a Internet nawet tam nie istniał, wiadomość o spotkaniu Jana Wolskiego z czterema zielonymi istotami dotarła do mieszkańca skromnego domu na skraju Lublina?W latach 70. ubiegłego wieku, jeśli ktoś widział UFO, to pisał o tym do prasy, kontaktował się z radiem lub telewizją, ewentualnie wysyłał list do wydawnictwa, które publikowało tytuły związane z takim zjawiskiem. Dlaczego taka wiadomość miałaby trafić do nikomu nieznanego człowieka zajmującego się naprawą telewizorów? Jeśli Witek Wawrzonek był sprawcą mistyfikacji w Emilcinie i w związku z tym musiał zapewnić sobie, że informacją będzie mógł podzielić się ze Zbigniewem Blanią i w tym celu posłużył się nazwiskami Pomorskiego i Kołodzieja, jak mną w przypadku listu nieistniejącej Elżbiety Obłońskiej. Sprawca mistyfikacji nie mógł się zdać na przypadek – „zmontować” całej historii, a potem czekać w niepewności, czy ujrzy ona światło dzienne, czy też nie. Musiał mieć pewność i dlatego „odkrył” Emilcin. [Emilcin 1978. W poszukiwaniu prawdy, s. 286-287]
Wawrzonek nie musiał wzywać Blani licząc na to, że przy okazji sam zdobędzie posłuch. Przeciwnie, zdobył uznanie w środowisku ufologicznym oraz zaczął pisać i publikować artykuły poświęcone UFO i innej tematyce po incydencie emilcińskim, ale bez najmniejszej pomocy w tym zakresie ze strony Blani. Sam się przebił do prasy i sam zbudował swoją pozycję w środowisku, w którym zresztą Blania nie był postacią cieszącą się uznaniem. W przeciwieństwie do Wawrzonka, którego raczej ceniono, Blanię uważano za zarozumiałego i aroganckiego popularyzatora, który oprócz Emilcina nic na niwie ufologicznej nie zdziałał.
Nie widzi Pan niczego dziwnego w znajomości Wawrzonka i Wolskich przed 10 maja 1978 roku, a przede wszystkim w ukrywaniu tego pisząc: „skoro Wawrzonek był wcześniej w Emilcinie, to znaczy, że sfałszował sprawę”. Czy nie byłby to zadziwiający zbieg okoliczności, że akurat na terenie, z którym wiązały Wawrzonka więzi rodzinne i akurat jego znajomy przeżywa tak spektakularną przygodę z UFO? A przede wszystkim, jeśli Wawrzonek w Emilcinie bywał i – być może – był znajomym Wolskich, dlaczego ten fakt ukrywał? Dlaczego rozpowszechniał historię o poszukiwaniach miejsca zdarzenia w Chodlu i Opolu Lubelskim, ustaleniach czynionych w knajpie przy piwie? Dlaczego Jan Wolski tak starannie ukrywa znajomość utrzymując, że nie pamięta Wawrzonka, który trzy tygodnie wcześniej był pierwszym badaczem utrwalającym jego opowieść na taśmie magnetofonowej, a równocześnie znakomicie pamięta samo zdarzenie, które miało miejsce 5 tygodni wcześniej? Czy to nie jest dziwne? [obszernie omawiam to w swojej książce na stronach 278-284]
Co do kamienia, pisze Pan: „Skoro jednak przyjąć, że kamień istniał i powodował pewne anomalie, to dlaczego tak mocno odżegnywać się od teorii, że mogło być tam coś więcej?” Naprawdę wciąż poddaje Pan w wątpliwość istnienie kamienia? Był w Emilcinie i trafił do prof. Mazurczaka na fermę „Goździe” SGGW w Warszawie, na co – wydaje się – przytaczam w swojej książce mnóstwo dowodów. Jednak z faktu, że kamień istniał nie wynika, że miał on jakiekolwiek nadzwyczajne właściwości. Bardzo obszernie napisałem o tym wszystkim w książce i nie będę się powtarzał. Kamień, choć istniał, nikogo nie uleczył, ani nikogo nie zabił. Andrzej Gogół twierdzi, że Wiesław Złotucha nie brał udziału w wydobywaniu kamienia, więc jego opowieść jest niewiarygodna i trudno doprawdy przyjąć, że choroba jego dłoni ujawniła się 30 lat po tym, jak dotknął kamienia. Przypomnę, że głaz wydobyto spod powierzchni gruntu w 1980 roku, a zabrano go z Emilcina 24 marca 1983 roku. Rozmawiał Pan z Wiesławem Złotuchą chyba w 2014 roku, zatem trudno się dopatrzeć związku przyczynowo – skutkowego. Dlaczego miałby opowiadać nieprawdę? A skąd można to wiedzieć? Na filmie z 2019 roku zamieszczonym na portalu fundacji Nautilus[https://www.youtube.com/watch?time_continue=618&v=y2TjgDN1BDk], jakiś mieszkaniec Emilcina opowiada, że był 10 maja 1978 roku na polanie, gdzie Jan Wolski spotkał UFO i widział smar, który kapał z tego pojazdu na trawę! Czy należy wierzyć w tę opowieść? Z upływem lat świadkowie się mnożą i „faktów” przybywa.
Dalej: „gdyby było tak, że Wawrzonek zahipnotyzował Wolskiego, czym de facto spowodował wielkie problemy tego zacnego rolnika, to w latach dziewięćdziesiątych, już po śmierci Jana, wyleciałby na kopach z Emilcina, a tymczasem w dokumencie TVP widać, jak przyjaźnie rozmawia sobie i pije mleko z jednym z synów Wolskiego.” A niby dlaczego synowie Jana Wolskiego mieliby „na kopach” pogonić Wawrzonka z Emilcina? Czy znali go wcześniej, czy też nie, po 1978 roku znajomość ta rozkwitła i z Józefem (którego widać na filmie) pijali nie tylko mleko. Przede wszystkim jednak – o jakich to wielkich problemach Jana Wolskiego mówimy? Nie uważam, żeby zdarzenie z 10 maja 1978 roku było przyczyną jakichkolwiek jego problemów. Chyba nie wierzy Pan, że to przez spotkanie z tajemniczymi istotami spłonął dom Wolskich, zmarła żona Jana Wolskiego, a „diabelski kamień” zabił mu syna?
No i sprawa ostatnia, ale dla mnie bardzo istotna. Napisał Pan: „fraternizowanie się w książce z Wawrzonkiem, którego przedstawia pan w negatywnym świetle, i pisanie o nim per „Witek” uważam za mocno nie na miejscu”. Po pierwsze, byliśmy z Witkiem Wawrzonkiem dobrymi znajomymi, można powiedzieć – kolegami. Zawsze mówiłem do niego „Witek” i nie widzę powodów, żebym teraz miał o nim pisać „pan Witold”. Po drugie – nie uważam, żebym przedstawiał go w swojej książce w negatywnym świetle.
Napisałem we wstępie do swojej książki: Pisząc tę książkę chciałem przede wszystkim właśnie ich dostarczyć. Na pewno nie jest to książka skierowana przeciwko komukolwiek, a już na pewno nie przeciw Witkowi Wawrzonkowi. Jednak: Amicus Plato, sed magis amica veritas. Kiedy dzisiaj myślę o Witku Wawrzonku, to najkrótszym i najlepiej opisującym ich określeniem, wydaje mi się trudno przetłumaczalne pojęcie trickster – określające osobę będącą uosobieniem ambiwalencji, postać nieprzewidywalną i złożoną, która lawiruje na granicy dobra i zła, destrukcji i tworzenia. Trickster często naprawia szkody, które wcześniej sam wywołał. Jest zręcznym manipulatorem, który gładko posługuje się słowem, a że ma swoiste poczucie moralności, kłamstwo i oszustwo nie sprawiają mu problemu. Przy tym wszystkim, przynajmniej we mnie, budzi pozytywne uczucia i raczej gotów się jestem uśmiechnąć patrząc na jego wyczyny, niż ganić je z całą surowością. Wbrew opiniom uznającym Witka Wawrzonka za prostaczka niezdolnego do zaplanowania i zrealizowania pewnych działań, niż spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że Witold Wawrzonek był – jak każdy – człowiekiem skomplikowanym, a nie ideałem bez skazy. [s. 14] W wielu miejscach książki pisałem o Witku Wawrzonku jako o człowieku inteligentnym, bystrym, posiadającym szeroki zakres wiedzy, interesującym się wieloma zagadnieniami, zaradnym i umiejącym radzić sobie w życiu. A że miał wady? Miał! Każdy je ma, ale z tego powodu, że one również są widoczne w książce, nie wynika, że przedstawiłem go w negatywnym świetle. Gorzej odbieram go z tekstów pewnego dziennika pokładowego, skąd wyziera postać prostaczka, chłopka-roztropka, który na niczym się nie znał, był prostolinijnym człowiekiem, którego jedyną zasługą było to, że 26 maja 1978 roku pojechał do Emilcina, a później wysłał list do Blani. Ten obraz jest bez wątpienia fałszywy.
Krzysztof Drozd
James Dean ikona która dla mnie zawsze będzie wspaniałym przykładem charyzmatycznego Artysty. Artysty kompletnego, który potrafi jednym spojrzeniem przekazać emocje i sprawić że nawet przeciętny odbiorca pochłonie je każdym zmysłem. „Nie sądźcie mnie jako Jamesa Byrona Deana. Jestem tym, kogo chcieliście we mnie zobaczyć, postaciami, które grałem. Jestem młody, samotny i zagubiony. Jestem częścią każdego z was, was, którzy mnie znacie.”
Jeśli istnieje coś takiego jak zimnowojenna architektura – jest to architektura baz. Najwyraźniej przedstawiono to w Doktorze Strangelove Stanleya Kubricka. Film dzieje się w jednostce wojskowej i odciętym od świata zewnętrznego pokoju narad wojennych. Tu jako okna funkcjonują projekcje map strategicznych z wykresami trajektorii rakiet. Scenografię do filmu zaprojektował Ken Adam, znany również z serii o 007. Tam bazy mają nowoczesną architekturę, cechują je jednoprzestrzenne wnętrza z wieloma poziomami i mobilnymi urządzeniami. Filmy z Bondem ukształtowały w sposób znaczący wyobrażenie Zachodu o miejscach, w których rozgrywa się Zimna Wojna.
Piosenka ma swoją narkotykową legendę. Bohater filmu Kubricka tracił kontrolę nad swoim kosmicznym statkiem oraz sobą, o czym donosił w ostatnich słowach żonie. Dryfował w czeluściach galaktyki. Bowiego spotkał podobny los, tyle tylko, że w świecie narkotyków. Słowa „Weź pigułki proteinowe i załóż kask” miały swój podtekst. Bohater piosenki brał prochy i odcinał się od rzeczywistości we własnym kosmosie.
Stworzono właśnie model tłumaczący Bąble Fermiego. Motorem napędowym były dżety wyemitowane przez centralną czarną dziurę Drogi Mlecznej, czyli Sagittarius A*. Powstały one ok. 5 milionów lat temu. Wiek bąbli Fermiego jest zgodny z wiekiem wynikającym z ostatnich obserwacji promienowania UV pochodzącego z chmur o dużej prędkości, które znajdują się w pobliżu tych formacji. Model sugeruje, że całkowita energia wyemitowana do bąbli Fermiego przez supermasywną czarną dziurę jest bliska energii powstałej na skutek eksplozji ok. 20 tysięcy supernowych. Całkowita ilość materii zużywanej przez Sagittarius A* podczas tego zdarzenia wyniosła około 100 mas słonecznych. Co ciekawe, tak wysoka aktywność „naszej” czarnej dziury jest zaskakująca, bowiem w ostatnich latach była ona niezwykle spokojna.
Wygląda na to, że Maxim niedługo pójdzie do piachu, gdyż jest z dwoma sąsiednimi działkami wystawiony na sprzedaż. Ma tam powstać kompleks hotelowo-gastronomiczny. Przy okazji wychodzą też na jaw ciekawe fakty o Mecenasie.
„Na początku lat 90. lokal stał się własnością miasta, które wydzierżawiło go firmie Michała A. Jednak w 2000 r. umowa wygasła, a obiekt nie został miastu zwrócony. W dodatku Michał A. nadal nielegalnie poddzierżawiał budynek innym firmom, a podczas policyjnej rewizji na tyłach Maxima znaleziono kradzione samochody.
Po tych incydentach Gdynia pozwała najemcę do sądu, żądając, by opuścił budynek. Ale sprawa ciągnęła się latami, bo Michał A. składał kolejne odwołania od niekorzystnych dla siebie wyroków. Dopiero w 2004 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku wydał prawomocne orzeczenie, że obiekt ma zostać zwrócony gminie. Wtedy długi dzierżawcy z tytułu nielegalnego zajmowania nieruchomości urosły do ponad 300 tys. zł. Tych pieniędzy także nie chce miastu zwrócić”.
To są tokeny używane do mantry Rahu w wedyjskim systemie astrologicznym dźjotisz. Rację ma osoba, która dopatruje się tutaj kwadratów magicznych. Nazywa się je Navagraha Yantras i tradycyjnie jest ich 9 (po jednej dla każdej z planet), każda zawierająca różną kombinacje 9 liczb. Razem mogą być układane w kolejne „magiczne kwadraty”.Umieszczanie ołowiu w bieżącej wodzie ma, według wierzeń, chronić przed różnymi rzeczami i okolicznościami związanymi z astrologią.
Temat mnie zainteresował, tym bardziej że mam znajomego Hindusa który interesuje się astrologią, a ja sam z „zawodu” znam i interesuje się historią Indii.
To są na 100% Navagraha Yantra, nie raz się z nimi spotkałem, na początku nie wiedziałem co to ale wtedy poznałem owego Hindusa, w końcu ktoś kto może pomóc aby nie mylić czegoś bez wartości historycznej z czymś co taką ma, jest przydatny.
Jeśli sześcianów jest 60 to ołów był umieszczony podobno w trakcie kiedy Saturn znajdował się w 6 Domie podczas gdy Mars był w 4 Domie.
Saturn jest 6 planetą, jeśli podzielisz 60 przez 9, wychodzą same 6.
Podobno taka kombinacja planet ma zwiastować katastrofę i zejście Rahu do naszego świata. Ponieważ Ketu (9 niewidzialna planeta o ruchu wstecznym powodująca zaćmienia) a w wierzeniu Wedyjskim ciało Rahu bez głowy, ma odzyskać głowę i stać się Rahu. W tym samym czasie na stałe ma być zaćmienie słońca.
Przekopałem internet. Zaćmienie słońca podczas którego Saturn był w 6 Domie a Mars w 4, było 10 czerwca 2002 roku, widoczne w Indiach.
Znalezisko więc bez wartości historycznej.
Kostki Lemarchanda 😀
Kostki horadrimow :○ gdzieś tam pewnie więziony jest Dekard Cane
Mieszkałam w Szwajcarii kilka lat i bardzo się cieszę, że już nie muszę. Kraj piękny, ludzie mili, ale jednak ukryte są podskórnie rasizm i snobizm. Wszystko, co szwajcarskie najlepsze, nawet ludzie (wg nich). Każdy, kto przyjeżdża na chwilę, zachwala. Dłuższy czas ciężko wytrzymać.
Myślę, że jednak pierwsze 40 lat życia Ossendowskiego też było ciekawe…a przy tym bardzo słabo rozpoznane. Tu pierwsza? próba wyjaśnienia meandrów jego życia w Rosji carskiej.
http://ewa-rembikowska.szkolanawigatorow.pl/czowiek-do-wynajecia
Wioska karłów istnieje naprawdę. Znajduje się około stu kilometrów od gór Baian-Kara-Ula. Mimo że Chiny stają się bardziej otwarte, cały ten obszar, włączając wioskę, pozostaje zamknięty dla cudzoziemców.
W listopadzie 1995 roku sieć Associated Press oznajmiła, że 120 „karłowatych istot” zostało odkrytych w prowincji Sichuan, w tak zwanej „Wiosce Karłów”. Najwyższa dorosła osoba w tej wiosce mierzyła ok. 1,15 m wysokości, a najniższa 63,5 cm. Niektórzy sceptycy poddają w wątpliwość doniesienia AP, jednak jest to weryfikowalne. 9.11.1995 roku niemieckie pismo „Bild” opublikowało raport zatytułowany „Das Dorf der Zwerge – Umweltgifte Schuld?” („Wioska Karłów – wina zanieczyszczenia środowiska?”).
Jest to najwiekszy kompleks miejski z gliny na calym kontynencie i jeden z najwiekszych na swiecie. Chimu to kultura preinkaska a ruiny maja ponad 800 lat, ale trzymaja się doskonale. Mury bez problemu przetrzymaja kazde trzesienie ziemi. Problemem jest deszcz, ale rzad rowniez temu stara się zaradzic pokrywajac wierzcholki budowli specjalna wodoodporna masa. Kunsztownosc i precyzja konstrukcji robi ogromne wrazenie a rozleglosc kompleksu zapiera dech w piersiach.
Warto dodać, że Chan Chan było stolicą królestwa Chimú, rozwijającego się na terenach zajmowanych wcześniej przez kulturę Moche. Jego najważniejszymi ośrodkami było m.in. Chan Chan oraz Túcume. Obszar kontrolowany przez Chimú znajdował się na południe od terenów związanych z kulturą Lambayeque-Sicán. W postaci cienkiego, ciągnącego się wzdłuż wybrzeża pasa, sięgało aż po okolice dzisiejszej Limy.
Myślę, że oni się nie rozbili, tylko wylądowali i w jakimś znanym sobie celu zmieszali się z ludźmi. Z żadnego fragmentu tego tekstu, poza stwierdzeniami o tym, że miała tam miejsce domniemana katastrofa, nie wynika, ze była to katastrofa. Gdyby takowa miała tam miejsce, to pewnie załoga zdążyłaby umrzeć, zanim przekonałaby miejscową ludność do swoich pokojowych intencji.
Historycznie rzecz ujmując powstało około 850 roku i było stolicą imperium Chimu istniejącą do połowy XV wieku gdy podbili ją Inkowie. Całość składa się z symetrycznie zaprojektowanych dzielnic, tak zwanych cytadel i pałaców, które były od siebie oddzielone wysokim murem.
Co ciekawe to nie kult słońca, a księżyca zajmował pierwsze miejsce w religii Chimu, gdyż to Księżyc był władcą wszechświata, mógł też okazjonalnie zakryć słońce. Dlatego też przy zaćmieniach słońca panowała radość i była to okazja do świętowania, natomiast przy zaćmieniach księżyca smutek, ceremonie pogrzebowe i żałoba. Zwierzętami które czczono były zwierzęta księżycowe, czyli, pies, wilk, lis których wycie do księżyca uważano za rozmowę z bóstwem.
Mi tam on brzmi jak zwykły pensjonariusz psychiatryka.
Fakt faktem, że minęło ponad 20 lat, a zapowiadana przez delikwenta zagłada miast nie nastąpiła 🙂
Nie nastąpiła bo rząd usa podjął decyzję o wstrzymaniu inwazji do 2022 roku…
Jedno z najciekawszych stanowisk archeologicznych na świecie.
W roku 1963, t.j. wtedy gdy zastrzelono Johna F. Kennedy’ego; posiadanie telefonu w mieszkaniu w PRL, było przywilejem. My w domu akurat telefon mieliśmy, a aparat był z lat 30-tych. Naprzeciwko mieszkała koleżanka i przyjaciółka moich rodziców jeszcze z II RP. Pewnego razu ta pani przybiegła do nas, żeby zatelefonować do Ambasady USA w Warszawie, bo we śnie zobaczyła Johna F. Kennedy’ego całego we krwi i chciała ambasadę koniecznie ostrzec, żeby mu powiedzieli, żeby do Dallas nie jechał. Skąd wiedziała, że on tam się wybiera’ to nie wiem; może z Głosu Ameryki. Zamówiła rozmowę (przez międzymiastową) i czekaliśmy na połączenie. Nie trwało to długo i je dostaliśmy. Znajoma mamy zaczęła po angielsku, ale widocznie urzędniczka ambasady powiedziała jej, że może mówić po polsku. Koleżanka mamy przekazała swoje obawy, spazmując i rozpaczając, żeby tylko Kennedy tam nie jechał. Za parę dni, jak Johna Kennedy’ego faktycznie zastrzelono; to przeżyliśmy z tą panią „Sąd Ostateczny”.
Ta korekcja jest ewolucyjna, moim zdaniem. Mózg, jak i cały układ nerwowy, ma za zadanie ostrzegać przed niebezpieczeństwem, musiał więc się nauczyć odróżniać to co jest daleko od tego co jest blisko. Chociażby po to żebyśmy nie skakali z drugiego piętra „bo to przecież niewysoko”. W toku ewolucji mózg nauczył się, że to jednak jest wysoko i grozi uszczerbkiem na zdrowiu a nawet życiu, dziś więc na wszelki wypadek szacuje tego typu wielkości z ostrożnością. Stąd wszelakie złudzenia optyczne.
Miasto było na wzgórzu, ale na terenie zalewowym. Było otoczone murem, który wg niektórych badaczy służył do ochrony przed powodzią. Można sobie wyobrazić że w ciągu kilkuset lat zdarzyła się wielka powódź. Powódź rozmyła słabszy kawałek murów i woda wdarła się do miasta. Uciekający ludzie byli ofiarami fali powodziowej, a nie bomby atomowej. Jest to najbardziej prawdopodobne, bo w pozostałych miastach nie znaleziono uciekających ludzi. Inne miasta nie były zagrożone wody rzeki.
Po raz kolejny okazało się jak to Sowiety nawet gdy coś odkryją, to mają kłopoty z interpretacją tego faktu.
Jakie to typowe dla prawaków: rzucanie gnojem, żeby śmierdziało.
Jakie to typowe dla lewaków: pieprzenie głupot
Hoffa niezgorszy film.
Głównym podejrzanym ze strony mafii był Carlos Marcello, ale akurat on żył do lat 90.
Richard Kuklinski (nie mylić z naszym!), zawodowy zabójca mafii, zmarły w 2006 miał własną wersję zniknięcia Hoffy. To on go miał zabić, po czym ciało przez godzinę palono w metalowym bębnie, który zakopano na wysypisku śmieci. Ponieważ pomocnik zaczął gadać na prawo i lewo, Kuklinski odkopał bęben, wsadził go do bagażnika samochodu, który następnie wraz z innymi został sprasowany do sześcianu. Wraz z innymi kawałami żelastwa zostać następnie wyeksportowany do Japonii jako złom, który następnie zostaje przetworzony na części samochodowe. Niewykluczone więc, jeśli opowieść Kuklinskiego była prawdą, że Hoffa znajduje się także w twojej toyocie.
W 2013 według informacji Anthony’ego Zerillego, syna domniemanego mafijnego bossa z Detroit Josepha Zerillego, Jimmy Hoffa miał zostać porwany z restauracji, związany, zakneblowany, uderzony łopatą i żywcem pochowany pod cementową płytą na działce zakupionej przez gangstera z Detroit, Jacka Tocco. Zerilli zaprzeczył, jakoby miał związki z mafią i ze zniknięciem Jimmy’ego Hoffy. FBI przeszukało teren wskazany przez Anthony’ego Zerillego. Ciała Jimmy’ego Hoffy nie odnaleziono. W akcji uczestniczyło 40 agentów. FBI nie podało kosztów przeszukania. Śledczy badali teren o powierzchni jednego akra.
Króliki doświadczalne nadal w modzie 🙂
Hurghada to miasto całkowicie spacyfikowane przez wojsko i inne służby, tak jak inne miasta – kurorty. Prawie nie ma możliwości aby zwykłemu turyście stała się tam krzywda na ulicach, a z tym strachem, w obawie przed sięgnięciem do portfela to już jakaś groteska. W Hurghadzie nawet kierowcy nie trąbią na pieszych, taka to egipska anomalia pod okiem tamtejszych służb. Raz widziałem jak pijaną turystkę w centrum popychało dla zabawy 2młodych lokalsów, zatrzymał się zdezelowany Peugeot, wyskoczył jeden typowy dla tego kraju mały chudzik i obaj byli w kajdankach. Inna sprawa to dystrybucja narkotyków (zapewne pod kontrolą specsłużb- jak to w Egipcie), można kupić wszystko, z czego niestety bez umiaru korzystają turyści, aż żal patrzeć.
Jak na moje oko to małpoludy mogły mieć podobny kształt stóp.
Mi te dokumenty nie wyglądają na bogusy. Komu by się chciało fałszować tyle papierów? Mieli z tego jakiś zysk?
W świetle dokumentów zebranych przez Majestic-12 sprawą otwartą jest, czy projekt celowo napiętnowano klauzulą teorii spiskowych, czy informacje te, zwłaszcza w tamtych latach siłą rzeczy musiały zostać objęte pieczęcią TOP SECRET. Wiele najbardziej sensacyjnych i intrygujących dokumentów Majestic nie pochodzi z oficjalnych źródeł, takich jak Ustawa o wolności informacji (FOIA) lub biblioteki dokumentów rządowych. Z tego powodu kwestia autentyczności staje się sprawą najwyższej wagi, jeśli wierzyć w treść dokumentów.
Jeśli Majic-12 i incydent w Roswell jest tylko teorią spiskową, to co sądzić o zestrzeleniu przez Sowietów UFO na Syberii, o czym wiemy dzięki odtajnieniu akt przez CIA. Podczas tamtej misji zginęło w tajemniczych okolicznościach 23 sowieckich żołnierzy po użyciu broni, jakiej jeszcze nie znamy. Ofiary na Syberii nie są teorią spiskową, ale faktem potwierdzonym przez CIA i KGB.
Sprawa jest prosta …. Ta kobieta w chuście na głowie to podróżnik w czasie. Cofnęła się do 63, aby mieć dobre ujęcia. Malutka kamera … nigdy się nie zgłosiła …
W filmie Irlandczyk wyprodukowanym przez Netflixa jest krótki fragment kto zlecił i kto stoi za zamachem Kennedy’ego w Dallas. To jest mocno powiązanie z człowiekiem o nazwisku Hoffa.
Darwina już dawno powinno się reklamować.
Wspaniale gumy do zucia zadne rakotworcze
Jamie Shandera, producent filmowy z Hollywood zajmujący się również zagadkami UFO, otrzymał dziwną przesyłkę w grudniu 1984 roku. W paczce nie było żadnego listu, adresu ani jakiejkolwiek informacji, jedynie nie wywołany czarno-biały film. Jedynie stempel pocztowy dostarczał informację, że jest to przesyłka z Albuquerque w stanie Nowy Meksyk.
Film, jak się okazało po wywołaniu, zawierał negatywy protokołu przygotowanego w 1952 roku dla prezydenta – elekta Dwighta Eisenhowera. Na dokumentach widniał napis ‘ŚCIŚLE TAJNY DOKUMENT ZAWIERAJĄCY INFORMACJE WAŻNE DLA BEZPIECZEŃSTWA USA”. Na drugiej stronie znajdowała się lista 12 ekspertów, naukowców i dowódców wojskowych. Natomiast na trzeciej stronie widniała dopiero treść dokumentu: „ODKRYCIE ROZBITEGO LATAJĄCEGO TALERZA I CIAŁ ISTOT POZAZIEMSKICH W OKOLICACH ROSWELL W NOWYM MEKSYKU W 1947.”
Na ostatniej stronie widniała notatka napisana przez prezydenta Harry`ego Trumana do sekretarza obrony Jamesa Forrestala. W notatce było napisane aby kontynuować operację „MAJESTC-12”, bez jakiegokolwiek jej wyjaśnienia. Notatka ta w powiązaniu z dokumentami z odprawy w 1952 roku dostarczała ciekawych informacji na temat pewnego, zagadkowego zdarzenia. W okolicach Roswell, w 1947 roku rozbił się dziwny statek niewiadomego pochodzenia. Z jego wnętrza wojsko wydobyło inne formy życia niż egzystujące na naszej planecie.
Ince i Fatty Arbucle. Dwie śmierci, które były tajemnicą poliszynela w Hollywood. Nikomu nie zależało na ujawnieniu prawdy.
Jest całkiem prawdopodobne, że Ince’a dobiło zdrowie. Wiadomo było powszechnie, że był słabego zdrowia, a że przekroczył czterdziestkę, to w tamtych czasach było już coś. Hearst zmarł w 1951, a wszyscy uczestnicy wyprawy do końca życia przedstawiali spójną wersję zdarzeń – że to przyczyny zdrowotne były przyczyną śmierci. Poza tym Chaplin nie był chyba aż tak szalony, że na jachcie magnata dobierać się do jego flamy.
Mógł to równie dobrze być spisek nowych władców Hollywood.
Pewnych rzeczy opinia publiczna nie może się dowiedzieć. Czy jest przypadkiem, że nie ma żadnego filmu o Insie?
Do najbardziej spektakularnego sukcesu Rommla z czasów kampanii afrykańskiej należało zdobycie twierdzy Tobruk. Była też porażka oznaczająca historyczny zwrot pod El Alamein.
Podziwiam Rommla, że tak skromnymi siłami jakimi dysponował odniósł tyle sukcesów na drugorzędnym dla III Rzeszy froncie, w czasie, gdy dla aliantów Afryka Północna była głównym teatrem działań.
Moim zdaniem Rommel nie był geniuszem, jedynie dobrym dowódcą o dużym szczęsciu, co przecież ma wielki wpływ na sukcesy generałów. Mit Rommla jako genialnego dowódcy wyrósł w latach powojennych, ku pokrzepieniu przybitych niemieckich serc klęską oraz winą za zbrodnie na ludzkości. Postać Rommla miała pokazać światu, że nie wszyscy Niemcy byli nazistami popierającymi rządy Hitlera i jego politykę rasistowską jako, że na tle innych był on postacią wybitną, rycerską, sprzeciwiającą się nazizmowi, a ponadto słynącą ze swoich dokonań w Afryce. Dzięki temu Niemcy też mieli swojego bohatera pozytywnego. Bardzo przyczynili się w tym sami Brytyjczycy, do tego stopnia, że w pewnym momencie gen. Auchinleck w oficjalnym rozkazie zabronił wymieniać nazwiska Rommla w meldunkach i rozkazach, by nie potęgować paniki w oddziałach (Brytyjczycy utożsamiali DAK właśnie z postacią Rommla, a co za tym idzie niemieckich żołnierzy uznawano za niepokonanych, jakie to przekonanie chodziło o Rommlu). Również sława Montgomery’ego wiele zawdzięcza postaci Rommla- w końcu marszałek polny pokonał pod El-Alamein samego niezwyciężonego i dzielnego Lisa Pustyni! Jego postać bardzo wykorzystała propaganda brytyjska w rozgłaszaniu zwycięstwa pod El-Alamein.
Faktem jest, że do perfekcji opanował wojnę manewrową i możliwości, jakie dawała mu bezkresna pustynia. Przykładem niechaj będzie manewr, jaki zastosował w marcu 1941 roku, kiedy podzielił siły swojej 5.DLekkiej i tym samym odciął drogę bryt. 2. DPanc bodajże pod Derną. Z drugiej strony, jak napisali moi poprzednicy, logistyka była piętą achillesową Lisa Pustyni, a działania sabotażowe LRDG tylko powiększały problemy.
Pamiętacie scenę z „Pana Wołodyjowskiego”, jak młody Nowowiejski pojechał ze swoim podjazdem szukać Azji Tuhajbejowicza. W scenie tej jego oddział odpoczywa w jakichś skalnych ruinach i tam były identycznie wyżłobione ślady w skale. Wyglądały jak ślady po wozach. 29 minuta i 34 sekunda II części z YouTube.
Nie.
13 mają wybuchł pożar a nieugaszony po 3 dniach objął magazyny okoliczne,spłonęło 80 rakiet służących do przenoszenia głowic atomowych(10 każda,razem 800),i najnowsze konwencjonalne
Tunguskiej przestraszył się car,dał Polakom trochę luzu i po 10 latach wolność,z opowiadań dziadka który tam na Syberii był po tym czasie.siewieromorsk i iinne wydarzenia dały Polakom wolność w 1988r.
https://www.youtube.com/channel/UC8LrN1tt6Xc3LTRgwwsCtaA?view_as=subscriber
Miałam wtedy 8 lat. Pamiętam tytuł w jednej z gazet (tygodnik Panorama?) o przygotowaniach do startu 'Najbardziej ryzykowny lot’, czy coś w tym typie.
Ale relacji w TV chyba nie było….
Pytanie po co ludzie mają (obecnie) latać w kosmos? Jak się radziecki załogowy program księżycowy rozkraczył to Rosjanie szybko zmajstrowali 3 tanie sondy, które dały im także próbki księżycowego regolitu (lądownik z powrotnikiem). O tym się zapomina w tle wielkiego programu Apollo:
Misja Uzyskana próbka Rok
Łuna 16 101 g 1970
Łuna 20 55 g 1972
Łuna 24 170 g 1976
Program Apollo (i potem Space Shuttle i stacja kosmiczna) przy całym jego wdzięku to drogie rollercoastery tylko dla wybranej garstki astronautów. Efekty naukowe ich lotów przy poniesionych kosztach są marne, jeśli można było uzyskać je uzyskać misjami BEZzałogowymi – za zaledwie ułamek kosztów misji załogowych. Pamiętaj, że najdroższe jest wynoszenie – 1 kg ładunku to 10 kg więcej rakiety nośnej. Człowiek bez przyrządów badawczych plus kapsuła w której może żyć krótko na orbicie to kilka ton. Kilka ton, które można było wykorzystać na automaty….
Inny przykład. Jeden bezzałogowy teleskop Hubble’a (koszt jednego startu wahadłowca) przyniósł nauce więcej niż 100 startów tychże promów kosmicznych.
Nie wiem kto zbudował te monstra ale nie mogli to być prości wyznawcy świętych krokodyli nie potrafiący zbudować chat. Niektóre kamienne bloki ważą po 100 ton. Nikt nie byłby wtedy i obecnie w stanie je wciągnąć bez ogromnych kilku dźwigów na wysokość ok 100 metrów. Pytanie kto to zrobił. Albo nie wiemy o jakiś starożytnych cywilizacjach mądrzejszych od naszej współczesnej albo… No właśnie. Brednie o drewnianych saniach na których umieszczano 25 do 100 tonowe bloki skalne to tylko brednie. Dodam o wyszlifowanych ścianach w komorach wewnątrz o chropowatości takiej że obecnie nie bylibyśmy w stanie tego dokonać tylko potwierdzają ze współcześni archeolodzy mówią duby smalone.
zgadzam się
STEK BZDUR:-) „Są ludzie, którzy do twierdzą lub twierdzili, że widzieli je w latach 70. w chińskich muzeach.” Pewnie że są, do dzisiaj możecie iść do muzeum i takie dyski zobaczyć, a nazywają się one „bi” i były dość powszechne w Chinach:) Widziałem na ten temat program na kanale (pseudo) History, tylko że oni, w przeciwieństwie do Was, starając się zachować pozory rzetelności, wspomnieli o bi. Pozdrawiam i życzę edukacji:)
Ze względu na potrzebę transportowania na orbity okołobiegunowe ciężkich satelitów szpiegowskich, których masa wynosiła około 18 ton, prom kosmiczny musiał przybrać kształt ciężarówki z wielką komorą załadunkową. Duża manewrowość, umożliwiająca lądowanie w różnych częściach kraju oraz wymagana powierzchnia nośna zmusiły projektantów do użycia dużo bardziej masywnych skrzydeł, niż początkowo zakładano. Wszystkie czynniki doprowadziły do zwiększenia masy orbitera i wymusiły kolejne kompromisy.
Początkowe założenie o konstrukcji wielokrotnego użytku, odłożono na półkę w archiwum. Aby cały projekt był opłacalny i wykonalny, zastosowano rozwiązanie pośrednie. System STS docelowo składał się z trzech elementów: zewnętrznego zbiornika paliwa z wodorem i tlenem (ET, ang. External Tank), dwóch rakiet na paliwo stałe (SRB, ang. Solid Rocket Boosters) i orbitera, czyli samego promu kosmicznego. Zarówno orbiter, jak i dwie dodatkowe rakiety wspomagające start były wykorzystywane wielokrotnie.
Trzeba przyznać, że ta rólka Marty;ego w 'Taksówkarzu’ robi wrażenie – zero ściemy, gość jest naprawdę groźny. I zostało to odpowiednio docenione… z miejsca zaproponowano mu rolę Charlesa Mansona w mini-serialu 'Helter Skelter ’ Toma Griesa 76′. Odmówił.
W 1880 roku Joseph Wilson Swan wynalazł żarówkę, a Edison udoskonalił ją i opatentował. Musiał rozwiązać wiele problemów, a najważniejszym z nich była żywotność żarówki, która świeciła tylko przez 13 godzin. Wytrwały badacz nie poddawał się i w końcu wydłużył ten czas aż czterokrotnie! Edison i Swan utworzyli spółkę i wprowadzili na rynek aż 100 tysięcy żarówek wyprodukowanych we własnej fabryce. Stały się one dostępne dla klientów w 1882 roku. Dzięki temu dziś, w każdym domu, korzystamy z nowoczesnego oświetlenia, którego pierwowzorem była właśnie żarówka. W każdy weekend w laboratorium Centrum Nauki Kopernik odbywają się zajęcia zatytułowane „Rozpalone do białości”, podczas których można poczuć się jak prawdziwy wynalazca i zbudować swoją własną żarówkę!
Zamiast marnować czas na zapamiętywanie ogromu jego zdaniem nieisototnych informacji, młody Thomas Edison miał własny plan na pożyteczne spożytkowanie swych wysiłków. W wieku 9 lat w jego ręce trafiła książka pełna eksperymentów, która tak zaciekawiła chłopca, że już wkrótce zaczął samemu eksperymentować w osobistym małym laboratorium. Gdy już skończyły mu się przykłady z książki, Edison zaczął wymyślać własne, co często kończyło się zniszczonymi meblami i niekontrolowanymi wybuchami.
Ja zapamiętałem scenę w której Travis bierze na pokład świra opowiadającego o tym co się dzieje gdy przystawia się komuś magnum. Zdegustowany Travis wysadza pasażera.
Tego pasażera grał sam Scorsese.
Każdy kto osobiście był pod piramidą – widział że jest to po prostu ułożona na sobie ogromną ilość wcale nie takich znowu foremnych bloków kamiennych.
Dokładniej obrobione były tylko bloki zewnętrznej warstwy licującej której tylko nędzna resztka zachowała się na czubku piramidy Chefrena. Kwestia tylko czasu, motywacji i ilości ludzi.
Może wiele w Metroidy nie grałem, bo jakoś zawsze było wiele innych gier, ale wiem że to naprawdę dobra seria od wielkiego N. No i chyba muszę się zgodzić, że Metroid może być nie tyle niedocenianą grą, tylko pozostającą troszkę w cieniu Mario i Zeldy, a co za tym idzie trochę mniej popularną od nich. Mimo wszystko takie gry jak Metroid, czy Zelda mogą być świetnym przykładem dla tych „haterów” którzy twierdzą, że Nintendo produkuje tylko gry dla dzieci, iż wcale tak nie jest.
Poza tym uważam, że Metroidy w 3D mogą dorównywać tym dwuwymiarowym, przeszedłem całego Metroid Prime na NGC i grało się w to naprawdę świetnie, a muszę przyznać że normalnych strzelanek na konsolę po prostu nie lubię przez wzgląd na sterowanie, ale przecież Metroidy to nie takie zwykłe shootery tylko coś więcej.
Latem w Muzeum Archeologicznym w Poznaniu była wystawa „Skalne miasta” o Indianach Anasazi. Warto dodać, że zasłynęli z wytwarzanej przez siebie ceramiki z polerowaną powierzchnią w brązowym kolorze. Od około 1100 roku naszej ery zaczęli budować charakterystyczne osiedla w niszach skalnych zwane pueblo (z hiszpańskiego osada). Opuścili osiedla, bo prawdopodobnie skłoniła ich do tego susza trwająca w tym rejonie ponad 20 lat. Na opuszczone osady natknęli się wiele wieków później Indianie Nawaho. Nadali oni swoim nieznanym poprzednikom, których kunszt budowniczy podziwiali nazwę „starożytnych obcych”, co w języku Athapaskan brzmi właśnie Anasazi.
Od jakiegoś czasu co raz więcej homoseksualistów , po Deanie czy Brando , ostatnio dołączył Paul Newman , trochę to podejrzane i jakoś dziwnie sprzyjające forsowanej
ideologii lgbt
Gdzie Brando i Newman byli gejami? Brando zdarzało się raz zagrać geja (W zwierciadle złotego oka), ale to wszystko. Jedynie Dean należał do klubu.
Stary Testament też lubił „inspirować się Anunnakami” 🙂
Stary Testament
Bóg zesłał głęboki sen na mężczyznę i w czasie gdy ten spał, wziął jedno z jego żeber, a następnie zamknął ciało w tym miejscu. I zaczął Bóg przebudowywać to żebro, które wziął od mężczyzny – w kobietę.
Anunnaki
Część ( DNA ), która jest odpowiedzialna za długie życie ludzkich istot z Nibiru, nie została dana ludziom ziemskim. Dwie części odpowiedzialne za prokreację również pominięto. Podczas procedury przebudowy genetycznej, z żeber Enkiego i Ninmah Ningishziddy, wyodrębniono te dwie cząstki odpowiedzialne za prokreację i włożono je do żeber Adamu i Tiamat. Po tym zabiegu mogli się już rozmnażać.
Cały ten NES to piramidalnie przereklamowane wspomnienia Amerykanów zaliczających pierwszy kontakt z grami właśnie w Super Mario.
Prekursor PhotoShopa!
To jednak inna wspólna praca panów Salvadora i Philippe’a została uznana za genialną. I nie, nie chodzi tu o 36 portretów wąsów Dalego, ale o śmiałe połączenie erotyki i śmierci w pracy In Voluptas Mors.
To Halsman nie był z pochodzenia Łotyszem? Albo raczej łotewskim Żydem?
Jechać wieczorem i mieć Self Control w głośnikach!
Muszę się przyznać że Dreszczem zainteresowałem się dopiero niedawno-dzięki wersji komputerowej (IDreszcz). Pewnie nie przeszedłbym go w 10lat (ktoś pisał, że nie przeszedł go przez 20!), ale nie mam tyle czasu na jedną grę, więc zabrałem się za wersję paragrafową-również na papierze. Znalazłem 2 błędy do poprawki, żeby przejść grę z pominięciem szalonych pól, które nie są potrzebne do ukończenia gry. Fajnie rozwiązana sprawa z kluczami otwierającymi skarbiec(najpierw je znajdź!)-szkoda, że ukończenie całej gry sprowadza się do wyniku rzutu kostką!!! Warto wracać do gry bo naprawdę można przechodzić ją na kilka sposobów. Ale jak mówię przeszedłem ją tylko dzięki wadzie gier na papierze(lub spisanej w paragrafy) Twisted Evil. W wersji e: 36 i 37 śmiałek, który dotarł do skarbca (… tak wielu ich nie było)
W Magazynie Razem była errata 😉
„Hej Śmiałku! To o Tobie mówią, że w Twoich żyłach zamiast krwi płynie lodowata woda, a Twoje mięśnie są z najszlachetniejszej stali?
Jeśli tak, spójrz w stronę zachodzącego słońca. Tam, na rubieżach królestwa Almanhagol rozpoczynają się niezbadane Podziemia. Tylko Ty możesz wydrzeć ich wielką Tajemnicę. Ruszaj! „
No cóż. Autentyczność tego tekstu jest nie do obrony. Do tego nie potrzeba skomplikowanych testów, wystarczy znajomość historii na poziomie szkoły średniej plus trochę pomyślunku.
Przykładowo, autor tekstu nie wiedział, że słowa „Mesjasz” i „Chrystus” znaczą to samo (to drugie jest greckim tłumaczeniem pierwszego) i używa ich jako odrębnych tytułów. Dalej, mamy tu odniesienia do chrześcijańskich obrzędów które -choć dziś powszechnie znane- ustanowiono dopiero na soborze w Nicei. Dalej, wg. autora tekstu, Jezus narodził się podczas urzędowania Piłata, podczas gdy prokuratorstwo Piłata tak naprawdę zaczęło się około roku 25. I tak dalej. Takich „baboli” jest dużo więcej. Wniosek – autor „Ewangelii” nie miał zielonego pojęcia o czasach o których pisał.
Datę i miejsce stworzenia tekstu wyraźnie wskazuje jego układ, wyraźnie nawiązujący do muzułmańskich rozpraw teologicznych czasów Ottomańskich. Poza tym tekst przepełniony jest anachronistycznymi nawiązaniami do religii muzułmańskiej. Mamy tam nawet Szahadę, czyli muzułmańskie wyznanie wiary. Problem w tym, że Szahady nie ma w Koranie, lecz pojawia się po raz pierwszy dopiero w 8 wieku.
Jaki by nie był, cześć Jego pamięci!
Brzmi jak jedna z najbardziej wiarygodnych obserwacji UFO, a właściwie bliskich spotkań trzeciego stopnia.
Pamiętam, że chociaż znałem historię, to nie mogłem uwierzyć, że Aleksander umiera w trylogii K. Bunscha: Olimpia, Parmenion, Aleksander. Serdecznie polecam wszystkim, którzy lubią połączyć niezwykłe fakty starożytności z niezwykle napisaną książką.
Jest dość znane zdjęcie J. Irvina (Apollo 15) salutującego przed flagą USA na Księżycu. Na zdjęciu jest też lądownik i łazik LRV oraz… kawał terenu zadeptanego śladami butów, bardzo podobnymi (tzn. wyraźnymi) jak na zdjęciu Aldrina. Tak na szybko znalazłem też podobne zdjęcie E. Cernana z Apollo 17, również pokazujące takie ślady. Więc raczej nie ma się czego tu czepiać. 7-krotnie mniejsza grawitacja na Księżycu też może mieć wpływ na zachowanie regolitu, który zresztą – wg relacji – miał konsystencję zbliżoną do pudru.
A może z pogrzebaniem Aleksandra było tak samo jak w 7 wieków później
z Alarykiem gdzie celowo zmieniono bieg rzeki , wykopano cały system przerębli by wreszcie go tam złożyć w grobie i wszystko zalać wodami przywróconej do właściwego koryta rzeki i to wszystko z uwagi na to ,że pomysłodawcy takiej formy pogrzebu uważali ,że najważniejszym miejscem pamięci o wielkim człowieku może być tylko ludzki umysł
Mnie ciekawi co innego. Mianowicie o wodzie zazwyczaj mówi się myśląc: powierzchnia planety. A co jeżeli woda gdzieś we Wszechświecie jest poukrywana głęboko we wnętrzach planet?
Dajmy na to takiego Jowisza. Z tego co pamiętam, a nie pamiętam zbyt wiele (musiałbym doczytać), nie wiadomo w zasadzie jak wygląda struktura Jowisza. O ile Mars jest bardzo podobny do Ziemi w sensie struktury wewnętrznej o gazowych planetach wiadomo niewiele, opierać możemy się tylko na zdjęciach sond kosmicznych oraz modelach teoretycznych. Jowisza podaję jedynie jako przykład do rozważań, nie twierdzę iż w jego wnętrzu drzemie ogromny ocean. Jeżeli wiadomo Tobie, Userze, coś na temat hipotez dotyczących wody ukrytej głęboko a nie na powierzchniach, byłbym wdzięczny za odpowiedź. 🙂
Oby tylko nie okazało się, że w tych podziemnych (podplanetarnych) oceanach drzemią jakieś Lovecraftowskie stwory. 😉 Z drugiej strony, teoretycznie jest chyba możliwe, że taki podziemny ocean gdzieś wyewoluował a nawet wykreował życie. Skoro wiadomo że pod Rzymem istnieje ogromne jezioro (pewnie nie tylko pod Rzymem) ów podziemny ocean nie brzmi chyba nazbyt fantasmagorycznie. Chyba powinien się na temat wypowiedzieć także Miczu, bo zapachniało nieco Atlantydą. 🙂
Mnie ujął news z ostatnich dni, powiadający, że nad Europą odkryto parę wodną. Uściślając – Europą, czyli księżycem Jowisza. Odkrył – teleskop Hubble’a. Sama Europa to ciekawy twór, przeczytałem nawet opinię, że to najbardziej podobne do Ziemi ciało niebieskie w Układzie Słonecznym. Co oznacza istnienie owej pary wodnej i czy na pewno jest to para wodna? Tego serwisy naukowe już nie podają.
User – mniej więcej wiadomo, to znaczy można podejrzewać z atmosferą Marsa. A pas planetoid? Skądś się musiał wziąć. Moim zdaniem od kosmicznej katastrofy, która oderwała kawał Marsa.
Mogła to być wewnętrzna prowokacja mająca zasugerować akcję Japończyków.
Za czasów pierwszego PlayStation powstały dwie znakomite części gry Driver, pamiętam, że zamiast wykonywać misje fabularne wolałem jeździć i zwiedzać te ogromne miasta.
Pełen pluralizm – również na Tungusce mogą się ukazywać sceptyczne artykuły 🙂 Oczywiście nie jest problemem to, że z broni można oddać strzał co dwie sekundy, tylko jakim cudem kula zatrzymuje się na kilka sekund w powietrzu. Okoliczności zmiany trasy są w miarę dobrze znane, zostały opisane na Tungusce, i z całą pewnością nie można ich zaliczyć do „rutynowych”. Oczywiście, można mówić, że to wszystko to teorie podciągane pod zaskakujący efekt, że udało się zabić prezydenta USA, ale taka postawa nosi w moich oczach więcej radykalizmu niż dopatrywanie się w krzakach na trawiastym pagórku strzelca w mundurze policyjnym.
Fighting Fantasy nigdy nie doczekało się polskiego wydania, ale niektórzy rodzimi Czytelnicy mogą je znać pośrednio poprzez gry Jacka Ciesielskiego, na czele ze słynnym Dreszczem. Samozwańcze Fantasolo, cokolwiek bezpardonowo naśladujące styl rozgrywki i mechanikę brytyjskiej serii, na stałe wpisały się w historię polskiej fantastyki.
Do uzyskania teflonu stosuje się kwas perfluorooktanowy – PFOA. Substancja ta przez naukowców została uznana za toksyczną, powodującą wady wrodzone, zaburzenia rozwojowe i hormonalne oraz podwyższony poziom cholesterolu. A także jest uznana za potencjalny czynnik rakotwórczy. Właściwości tej substancji tj. śliskość, wytrzymałość i niezniszczalność – które przyczyniły się do tak wielkiej popularności PFOA, są zarazem jej największymi wadami, odpowiedzialnymi za szkody, jakie wyrządza przyrodzie i ludzkiemu zdrowiu. Głównym problemem jest to, że nic nie jest w stanie doprowadzić do jej rozkładu – ani światło słoneczne, ani nasze kwasy żołądkowe.
Dużo daje do myślenia fakt, że największy producent teflonu firma DuPont, zapłaciła niemalże 300 milionów dolarów odszkodowania za szkodliwy wpływ tej substancji na zdrowie ludzi, zwierząt i środowisko naturalne. Było to, jak do tej pory, największe odszkodowanie w takiej sprawie.
Jest film fabularny o tym. Całkiem dobry.
Chcemy poszukiwać racjonalnych odpowiedzi i dopóki nie zobaczymy lśniącego spodka z ufolami wierzyć, że to tylko natura. I tak czuję, że mogło być w tym przypadku. Pioruny kuliste lub zjawiska geologiczne. Po co pojazdy kosmitów zasuwałyby w sąsiedztwie bazy wojskowej?
Dolina Krzemowa wzięła się… z wojska. Spośród czterech mocarstw, które walczyły w II wojnie światowej tylko Rosja nie jest dziś mocarstwem ekonomicznym. Niemcy, USA czy Japonia to kraje ludne i bogate. Jak to możliwe, że dwa z nich przegrały wojnę, a dziś przodują w ekonomicznym rozwoju? Żaden cud ekonomiczny nie był potrzebny. Państwa te miały największy park maszynowy na świecie. W końcu wojna to wyścigi na produkcję. Niemcy czy Japonia tylko odkurzyły z gruzów swoje fabryki i przestawili się z produkcji wojskowej na cywilną. Umiesz robić dobrą ciężarówkę wojskową, zrobisz i cywilną. Umiesz robić dobre czołgi, zrobisz i dobrą koparkę; umiesz robić dobre motocykle, zrobisz i… itd itp. Stany Zjednoczone wyszły oczywiście na tym najlepiej, gdyż po wojnie zgarnęli niemieckich inżynierów przemysłu lotniczego i rakietowego co umożliwiło im szybsze zdominowanie tych nowych gałęzi gospodarki. Wystarczy tylko wspomnieć ojca rakiety Saturn5 i lotu na Księżyc. To Wernher von Braun, były dyrektor Peenemünde, konstruktor V2 (A4), SS-man i rekruter więźniów do obozu koncentracyjnego Dora. Pokłosiem wojny jest dominacja gospodarcza głównych potęg w niej uczestniczących (pomijając Rosję rzecz jasna) oraz przewaga technologiczna. Nawet wydawałoby się tak owiana legendą przedsiębiorczości Dolina Krzemowa ma swoje korzenie stricte wojskowe. Należy wyzbyć się wszelkiej naiwności co do mitu założycielskiego miejsca, skąd de facto pochodzi dzisiejszy rozwój Internetu.
Czy wy wiecie że przed wojna secesyjną Stany Zjednoczone Ameryki nazywane były Unią. Wiecie że przed wojną ta Unia przypominała bardziej zlepek państw niż jeden organizm państwowy. Czy wiecie że wojna secesyjna nie wybuchła z powodu problemu niewolnictwa. Stany Północne chcąc chronić swój nowy kształtujący się przemysł wprowadziły cła na artykuły przemysłowe z Europy. Więc Europa wprowadziła cła na artykuły amerykańskie wraz z bawełną i trzciną cukrową głównym towarem eksportowym południowych stanów. Stany południowe miały mniej ludności więc w tzw demokracji nie miały wyjścia jak tylko WYSTĄPIĆ Z UNII. Czy wiecie że wystąpienie z unii było czynem zgodnym z ówczesnym prawem stanowym i konstytucyjnym. Czy wiecie że stany południowe broniły swojej niezależności a stany północne działały w sposób imperialistyczny chcąc być porostu większe. Czy wiecie że brak niewolnictwa w stanach północnych był wynikiem innego modelu ekonomicznego (kapitalizm) a nie samoświadomości na temat praw ludzkich. Prawda jest taka że mieszkańcy stanów północnych w równym stopniu co południowych uważali kolorowe populacje ludzi za podludzi. Sprawdźcie nie kłamie. Odnieście teraz taką sytuację do naszej UE. Odnieście do propagandowych amerykańskich filmów. A teraz hipotetycznie załóżmy że Unia tym razem europejska dowali(podwyższy) cła na samochody chińskie i amerykańskie chcąc chronić rodzime przemysły samochodowe. Reakcją są cła na produkty rolne co jest głównym towarem eksportowym biednych krajów europy środkowej. Po 10 latach sytuacja jest na tyle zła że państwa europy środkowej rezygnują z karty członkowskiej. Hmmm jaka byłaby reakcja europy która wpakowała tyle forsy w nasz region.
Dzisiaj Krzemowa Dolina to już trochę mit. Dużo firm przeniosło się na północ stanu lub do sąsiedniego Oregonu, czy jeszcze wyżej – do Waszyngtonu. Na przykład miasto Sunnyvale, w którym siedzibę miał swego czasu taki gigant jak Atari, świeci obecnie pustkami.
Większość ludzi z Doliny Krzemowej mieszka w San Francisco. Dziesiątki luksusowych autobusów każdego ranka przemierzają miasto. Jeżdżą na zlecenie firm, takich jak Google, Apple, Facebook czy innych internetowych gigantów. Prawie wszystkie mają własne linie, aby codziennie przewieźć kilkadziesiąt tysięcy swoich pracowników do oddalonej o mniej więcej sześćdziesiąt kilometrów Doliny Krzemowej. Tam koncerny mają swoje centrale, wielkie, podobne do studenckich campusów obiekty, które zaspokajają wszelkie potrzeby pracujących tutaj ludzi, pełne restauracji, kin, miejsc do uprawiania sportu.
Dobra dawajcie tą ukrytą komnatę z sarkofagiem ufola….
Nie mówi się w mainstreamie o tym że Zahi Hawass dorobił się milionów na sprzedaż artefaktów z piramid. Figurek, posągów wszystkiego. Od lat miał.na to monopol. Miejmy nadzieję że zmiana przyniesie zmiany.
Popełnił Pan błąd w obliczeniu umieszcznia bloku na budowli.
12hx60min=720 minut pracy dziennie, gdzie dzieląc to na 23 bloki w zaokrągleniu, które dziennie tłum Egipcjan tam umieszczał daje równanie:
720:23=31 minut
Tyle czasu zajmował jeden blok, a to już robi różnicę, mimo to i tak niesamowita prędkość.
Bardziej zaskakuje mnie to położenie. Ostatnio o tym usłyszałam od znajomego.
Coś niesamowitego…
oczywiście że autor sie nie pomylił a pani, w obliczeniach
20 lat ×365 dni = 7300 dni
7300 × 12h założene jako dzień pracy= 87.600 h prac przy budowie
2000000 bloków ÷ 87.600h pracy = 22.8 bloku na godzinę pracy
60 min ÷ przez 22.8 bloku = daje nam mniej niż 3 minuty na jeden blok.
Prawa fizyki są mocno inne, a i sam czas jest dziwnie skonstruowany u „nas”.
Coś mam takie wrażenie, że jak kilkanaście lat temu instalowano kopie Komnaty na swoim starym miejscu, to ta kopia wcale nie musiała być kopią…
Jak tak patrzę to wcale nie wygląda to na ultradrogi skarb. Bursztyn można kupić w miarę tanio nad polskim morzem, więc nie można tego równać ze złotymi ołtarzami.
https://www.youtube.com/watch?v=8el4hWJnMuI
dreszcz nadal jest dostępny a na stronach z garmi jest pełno komiksów i ksiazek.
nazwa fantasolo choc ciekawa nie przyjela sie (jest jeszcze zdobywca nowych swiatów) gra dla jednej osoby w sumie bardzo podobna idea
nadludzie? nasi ministrowie i politycy tak sie zachowuja. i jak widac chyba ktos im daje psychotropy ale czy traktuje prądem tego nie wiadomo
Szkoda, że zabrakło relacji z ateńskich domów publicznych 😉
Łączny koszt prac przeprowadzonych w Kościele wyniósł kilka tysięcy franków w złocie. Ponieważ proboszcz nie posiadał takiej sumy, uzgodniono, że będzie spłacał wszystko w ratach po 500 franków rocznie. Po pierwszych remontach, zakończonych w roku 1890, plebania nadawała się już do zamieszkania. Saunière wprowadził się tam jako pierwszy. Krótko po nim zamieszkała tam również Marie Dénarnaud wraz ze swoją matką Alexandrine Marie. Szybko doszło do pierwszych waśni pomiędzy księdzem a matką służącej. Mieszkańcy wsi wiedzieli dobrze, że kobieta nie darzyła Saunière’a sympatią. Czy dlatego, że jej córkę łączył romans z księdzem? Prawdopodobnie tak, co wyjątkowo często potwierdzali okoliczni mieszkańcy.
Na początku roku 1891 Saunière poprosił władze Rennes-le-Château o zgodę na budowę kalwarii przed kościołem. Zgodę otrzymał wiosną i od razu przystąpił do pracy. Osobiście znosił kamienie, z których zbudował grotę. Kazał również ustawić wizygocki stary ołtarz jako pomnik, do góry nogami, przed kościołem. 21 czerwca odbyła się pierwsza procesja połączona z inauguracją pomnika. Tego samego dnia dzieci z wioski otrzymało tu komunię. Kilka dni później stało się coś, co odmieniło Saunière’a na zawsze…
Co się stało?
Jak to co, dokopał się do skarbu 🙂
W Polsce ukazała się książka Kod Sauniere’a. Wiele nowego do prób rozwikłania tajemnic Rennes-le-Chateau nie wnosi. To w wielu miejscach idealny przykład literatury, z której drwi Umberto Eco na kartach Wahadła Foucaulta. Tam autorów kiepskiej jakości literatury ezoterycznej nazywa się diabolistami. Diaboliści (pozbawieni poczucia humoru i odrobiny dystansu wobec siebie i poruszanych tematów) piszą książki pełne niezrozumiałych słów, fantastycznych teorii i mistycznego bełkotu. I może w przypadku Kodu Sauniere’a aż tak źle nie jest, autor czyni wszystko, byle nie ułatwić nam zadania. Dlaczego przybrał pseudonim i do tego tak pretensjonalny, jak Merlin? Czy chodzi tutaj o jakiegoś znanego pisarza, który wstydzi się, że zabrał się za tak niepoważny temat? To wątpliwe, bo książka napisana jest fatalnym stylem. Momentami powtórzenia i niezgrabne sformułowania wręcz śmieszą. Raczej wstyd podpisywać prawdziwym nazwiskiem coś, co po prostu nie jest dobre.
Po co coś wydobywać skoro właściciel już ma przygotowane kwity o zwrot mienia?? Nawet jeśli nie to statek był niemiecki, wody terytorialne Norwegi, ładunek rosyjski….
Wszelkie próby zrozumienia istoty raka są przez pharma-lobby kwalifikowane jako oszołomstwo i przy pomocy agencji od czarnego PR tępione. Im jest na rękę postrzeganie raka jako mrocznej tajemniczej siły.
Firmy dostarczające produkty do chemioterapii też nie zrezygnują z miliardów dolarów wpływów rocznie.
Kasa na msze raczej nie wystarczyłaby na ekstrawagancje księdza , najbardziej
prawdopodobna jest wersja ze odnalezieniem skarbu , mogła to być nawet jakaś część tego co Gotom jeszcze za Alaryka udało się wywieźć z Rzymu
Istnieje coś takiego jak astrofotografia amatorska.
Astrofotografowie zajmujący się tym skupiają się na internetowych forach. W Polsce to Astropolis, Astromaniak, Forum Astronomiczne, a na świecie najbardziej znany jest Cloudly Nights. Jest też mnóstwo rosyjskich – oni tak jak Amerykanie kochają ten drogi i pracochłonny sport.
Wykonali miliony zdjęć kosmosu, często sprzętem za setki tys, a nawet miliony dolców i jakoś jeszcze żaden z nich nie sfotografował statku Obcych…
Ustawione profesjonalne kamery, których zadaniem jest nagrywanie przestrzeni zarówno w szerokich kadrach, jak i przy wielkich powiększeniach wycinków, również nie przyniosły takiego efektu.
Na samo wspomnienie o kosmitach na Ziemi wpadają tylko w śmiech.
To rzeczywiście był chyba odgłos łamanego lodu , bo cóż innego? Pisk ukrytego w głębinach obcego?
Niezwykłe…ale przesłuchałam te nagrania kilka razy…bardzo uważnie..i bardzo głośno..i wydaje mi się…że to jednak mogą być jakieś zwierzęta ..przecież nie znamy całego oceanu..może ma podwójne dno? ale serio.to naprawdę podobne do „wołania” zwierząt…szkoda ze tylko kilka takich nagrań.są bardzo interesujące.! uważam, że nie znajdziemy odpowiedzi na pytanie skąd są te dźwięki.
Podwójne dno oceanu? 🙂
Dzięki Tungusce można się dowiedzieć, że na Hawajach leży śnieg!
Obserwowalny wszechświat powstał zaledwie 13,8 miliarda lat temu, w Wielki Wybuchu o bardzo niskiej entropii. 13,8 miliarda lat wydaje się być długim okresem, ale czas potrzebny, by przypadkowe fluktuacje wytworzyły cokolwiek interesującego jest znacznie dłuższy. (Aby pojawiło się coś wysoce uporządkowanego z czegoś z entropią S, musisz poczekać przez okres czasu rzędu e^S. Ponieważ obiekty makroskopowe mają ponad 10^23 cząstek, S jest przynajmniej tej wielkości. Zatem mówimy o bardzo bardzo długich okresach czasu, tak długich, że nie zależy, czy czas mierzysz w mikrosekundach , czy miliardach lat). Poza tym, wszechświat nie jest pudłem gazu. Rozszerza się i opróżnia, prawda?
W tej pozornie prostej historii kryminalnej wiele elementów zasługuje na uwagę. Pierwszym, najbardziej widocznym, jest dekonstrukcja etosu superbohatera. Członkowie Strażników to w większości żadne „supermeny”, tak pod względem możliwości i zdolności, jak i moralności. Życiowi wykolejeńcy, psychopaci, pazerni na sławę czy pieniądze, złamani idealiści, borykający się z demonami przeszłości, tworzący niezdrowe relacje z bliskimi. Przywdziewanie kostiumu herosa niszczy i degeneruje, czasem stanowi drogę ucieczki od innych problemów, czasem staje się usprawiedliwieniem dla sadystycznych skłonności. Wreszcie — każe zastanowić się nad tym, jakie właściwie Zło należy unicestwić, szczególnie w świecie, gdzie ludzie nie są czarno-biali, a za przeciwników nie ma się papierowych czarnych charakterów, próbujących dla kaprysu zyskać władzę nad światem.
Pierwotnie akcja Strażników miała się toczyć w świecie superbohaterskim, a bohaterami miały być znane z universum DC postaci: Blue Beetlem, Captain Atom i inni. Ponieważ szefowie DC nie wyrazili zgody na takie „dosadne” potraktowanie swoich postaci, Moore musiał stworzyć nowe, unikatowe charaktery jak Dr. Manhatan i Komediant… Tak wiec konstrukcja bohaterów na potrzeby wyłącznie tej historii została niejako narzucona z zewnątrz, bo Moore chciał pewnie „po swojemu” wziąć znanych popkulturowych herosów i przerobić ich na swoją modłę, tak jak to potem genialnie uczynił z Ligą, Zagubionymi Dziewczętami i pewnie innymi tytułami również.
To na zdjęciu wygląda na prześwietloną czaszkę czego bardzo dziwnego.
Książka o Beksińskich nie ma żadnego znaczenia bo nawet jeśli ujawnia
dość osobliwe relacje w tej rodzinie , to nie ma to żadnego przełożenia na dorobek obu panów Beksińskich bo tylko to się liczy czyli pozostawione dzieła
są tu najważniejsze i nic poza tym
Historia ciekawa, tyle że oni wszyscy byli popieprzeni,więc prawdopodobieństwo mordów było spore 😀
W GTA uwielbiałem pojeździć sobie taksówką po mieście. Nawet zgodnie z przepisami. W pewnym momencie było to o wiele bardziej kuszące od wykonywania misji. Zresztą…działanie poza szablonem zawsze jest bardziej interesujace 🙂
Składnice Harcerskie nadal istnieją, zamknięta została składnica przy Marszałkowskiej. Przecież harcerze i zuchy nadal istnieją i gdzieś muszą się zaopatrywać. A w składnicach nadal można zakupić modele samolotów i kolejki H0 (tyle, że ceny kolejek są niebotyczne). Obecnie w Warszawie są chyba trzy składnice, jedna przy Targowej/Grochowskiej, druga przy Hanki Czaki (adres Słowackiego), trzecia nie pamiętam niestety gdzie…
Jeśli ma to być zbieżne z Blade Runnerem, to pozostały jeszcze tylko 3 lata na spełnienie proroctwa 🙂
Jak to z prorosceptykami bywa, mnie akurat mniej interesuje zbieżność technologii z grą komputerową, bardziej jej praktyczne aplikacje.
Praktyczną aplikacją dla przykładu mogłaby być taka sytuacja. Gościu ma brzydką grubą żonę, Żywcem wyjętą z dowcipów Gwidona Miklaszewskiego. Wstrzykuje mu się więc w czerep odpowiednią kombinację białek i zakłada na tenże czerep odpowiednią kombinację LED-ów. Teraz, z pomocą prostej kombinacji pokrętłami, facio może przyglądać się heterze, ale widział będzie Kay Parker.
Zadziała w przeciwnym kierunku tak samo dobrze, babkom będzie się wszczepiać George’a Clooneya zamiast Woody’ego Allena.
O, tak należy myśleć, pozytywnie Yetti a nie od razu jakieś tam proroctwa. 😉
Strzał z tyłu nie spowodowałby tego, że wyrwany fragment czaszki leci do tyłu. Wręcz przeciwnie. Na filmie ewidentnie widać kawałek płatu czaszki lecący do tyłu co sugeruje postrzał z przodu
Dokładnie tak. To jeden z argumentów, który nie dociera do sceptyków. Jeśli otwór wlotowy był z tyłu głowy, to powinien on być mały i wnętrzności z kawałkami czaszki powinny odpaść z przodu. Tymczasem tak się nie stało.
Dalida jako cudowna kobieta niejednokrotnie próbowała spełnić się w miłości. Mimo iż jej piękno czarowało mężczyzn sama bezskutecznie przez 30 lat swojego życia poszukiwała szczęścia w miłości. Choć w życiu Dalidy pojawiali się różni mężczyźni to przedstawiane historie są pełne zawiłości a autorzy tekstów niezgodni, co do ich szczegółów. Na oddzielną uwagę zasługuje Richard Chanfray (1940-1983), z którym udało się jej spełnić swoje pragnienia związane z miłością. Również i ten związek był burzliwy, pełen zawiłości, ale i pełen tajemnic, które do dzisiaj pozostają zagadką. Był związany z Dalidą w latach 1972-1980. O ile dopiero Dalida doświadczać zaczęła wielkiej miłości to naznaczona ona była nieoczekiwanym biegiem zdarzeń.
18 czerwca 1976 roku, kiedy Richard i Dalida dostrzegli włączone światło w mieszkaniu siostry Dalidy, Marii na Montmartre zaniepokojeni tym faktem udali się do jej mieszkania, wiedząc, że wyjechała do Portugalii na wakacje. W pokoju zastali mężczyznę, który był partnerem Marii. Nieszczęście tego spotkania skończyło się tym, że Richard przypadkowo strzela do mężczyzny. Zostaje oskarżony o spowodowanie umyślnej śmierci. Zostaje osądzony i skazany na 2 lata więzienia. To wydarzenie wstrząsnęło sercem Dalidy i Richarda. Ich wielka miłość w rozłące i samotności gasła sprawiając im wielki smutek. W lipcu 1983 roku zwłoki Richarda zostały znalezione w jego samochodzie na drodze na południu Francji. Będąc niezdolny wyobrazić sobie życia bez Dalidy wolał postawić kropkę nad „i”. Jednak w kropce nad „i”, zawarty jest znacznie głębszy kontekst, który poruszany jest zdawkowo i z dużym przymrużeniem oka. Z pewnością, niesłusznie! Dalida również po 4 latach od tego wydarzenia odchodzi pozostawiając ogromny smutek wśród fanów. Być może powodem jej śmierci było to, że zrozumiała, iż nie będzie w stanie śpiewać o czymś, co gasło w jej sercu, co utraciła wraz ze śmiercią Richarda.
Tenco pojawiał się w serialu „Anna German”. Zostawił po sobie skrawek papieru z zapisakami. W zapiskach tych wyraził rozczarowanie gustami muzycznymi publiczności włoskiej, stwierdzając, iż niepotrzebnie poświęcił jej 5 lat swojego życia, a własne samobójstwo z kolei określił jako akt protestu wobec takich a nie innych rozstrzygnięć jury.
”Jestem każdą z kobiet” – śpiewa Dalida w jednej ze swoich piosenek. To może być odpowiedź na fantazje mężczyzn o zmienności kobiet, o tym, żeby mieć ”je wszystkie”. Artystka może się wcielać w każdą z nich. Ale to kosztuje. ”Et ma vie de star fini dans le noir” / ”Moje życie gwiazdy kończy się w mroku” – to słowa tej piosenki. Z kolei 40-letnia Dalida, grana przez Sabrinę Ferilli w serialu ”Dalida” z 2005 roku, przyznaje: ”Kiedy wracam do domu po koncercie, czekają na mnie tylko kwiaty, telegramy i zimny kurczak”. Dalida każe nam zajrzeć pod podszewkę życia gwiazdy. I zobaczyć to, co zaczyna się, kiedy gasną światła.
Przypominam sobie, że u nas Dalida była niezwykle popularna. Chyba nawet wydawano jej płyty, co w przypadku zagranicznych piosenkarzy było odświętną praktyką. Już na początku lat 60. lansował ją Lucjan Kydryński – wówczas dyktator piosenkarskich mód. I chyba on doprowadził, że Dalida wystąpiła w Warszawie. Prawdopodobnie w tzw. szarej rzeczywistości PRLu Dalida była egzotyczną pięknością, która wnosiła marzenie o lepszym świecie. Śpiewała w kilku językach, głównie po francusku i po włosku, co też mogło się dobrze kojarzyć (angielszczyzna jeszcze nie zdominowała tak całkowicie muzyki rozrywkowej). Jakże ładnie łączą się oba te języki w piosence, która stała się wielkim szlagierem Dalidy: Gigi l’amoroso. W Polsce piosenkarka pojawiła się jeszcze raz po 20 latach, w bardziej ponurym czasie po stanie wojennym, ale już postrzegana była jako przebrzmiała gwiazda. Po drodze zmienił się zresztą cały muzyczny świat. W przeszłość odeszły melodyjne piosenki z rozlewnymi partiami skrzypiec. Dalida próbowała dostosować się jeszcze do nowych trendów, flirtowała z disco, ale nie dlatego będzie się o niej pamiętać.
Bitwa pod Salaminą to 480 r. p.n.e., zatem Barnabę ukamienowano PO tym wydarzeniu, a nie przed 🙂
Piękna okolica, tylko poza medytacją można sczeznąć z nudów. W Vevey jest muzeum starych gier.
O tym, że można zbudować broń o sile wybuchu liczonej w milionach ton TNT, wiedziano już od 1942 roku. Jej pomysłodawca Edward Teller pracował w Los Alamos razem z Oppenheimerem, ale nie mógł mu wybaczyć, że ten marginalizował całą ideę. Po wojnie Teller wrócił do tematu i chciał, aby Oppenheimer dołączył do programu budowy bomby H – ten odpowiedział: „Nie chcę i nie mogę”.
Jedną z największych atrakcji tego regionu Szwajcarii są podróże koleją. Chociaż w pierwszej chwili może i nie brzmi to zbyt ciekawie, warto jednak pamiętać o tym, jak stare są tutejsze linie oraz że przebiegają one w niezwykle pięknych miejscach. Z Montreux można wyruszyć aż kilkoma turystycznymi trasami, jednak szczególnie wartą uwagi propozycją jest Swiss Chocolate Train. Jest to pociąg, który powiezie Was przez niezły kawał kraju, a w trakcie tej podróży poznacie najbardziej smakowite oblicze Szwajcarii. Kolejne jego przystanki znajdują się bowiem w historycznych fabrykach czekolady i serów, a zatem specjałów, z których słynie to państwo. Sama kolejka natomiast to zabytkowa ciuchcia, która została pięknie odrestaurowana w stylu XIX wieku.
Największym pytaniem pozostaje, dlaczego w ogóle wzięto Oppenheimera na szefa Projektu Manhattan? Dlaczego do kluczowego i utrzymywanego w najściślejszej tajemnicy projektu zaangażowano potencjalnego szpiega? Generał, wespół z FBI wprowadzał w Los Alamos atmosferę rodem z „Roku 1984” Orwella: ośrodek był zapełniony przez agentów pilnujących naukowców. – Być może Groves chciał mieć na niego haka. Generałowi bardzo zależało na tym, żeby główny naukowiec projektu zaaprobował zrzucenie bomby na Japonię, bo część naukowców biorących udział w projekcie była przeciwna – spekulował prof. Infeld.
Mieszkańcy Babilonu zbytnio sobie cenili bogactwo i przepych swojego miasta, żeby nieopatrznie dać się zburzyć. Otwierali bramy komu się da. A To Cyrusowi, a to Aleksandrowi Wielkiemu. Później Babilon jakoś powoli znika z „pierwszych stron gazet” na rzecz Selucji a następnie Ktezyfontu. Natomiast nie słyszałem o jakimś jednym wielkim zburzeniu Babilonu. Na pewno był łupiony wielokrotnie (1595 – Mursilis, później wielokrotnie Asyryjczycy). Jednak po każdym takim kataklizmie Babilon znalazł sposób, żeby przystosować się do nowych warunków i znów być metropolią.
Kiedy Aleksander wkraczał do Babilonu obraz był oszałamiający, ale… nie wszystko było idealne. Ponieważ Świątynia Etemenaki (biblijna Wieża Babel) uległa jakiemuś zniszczeniu (nie pamiętam szczegółów), ale w cześci miasta było gruzowisko z tego powodu.
Zdobywcy niszczyli miasto kilkakrotnie, np. Hetyci w XVI wieku czy w 689 r p.n.e. Sancheryb. Zawsze jednak podnosiło się, stawało piękniejsze, mocniejsze i zyskiwało większy wpływ na cały region. Niewątpliwie za panowania Nabuchodonozora w VI w p.n.e. przypada kolejny czas wielkości Babilonu. Ten władca to ten sam, który zdobył Jerozolimę i zakończył resztki suwerenności Judy a ludność uprowadził. O nim pisał prorok Jeremiasz. To Nabucco z opery Verdiego.
To on nadał nowy wspaniały wygląd miastu, jego świątyniom, zigguratowi, wzmocnił mury i postawił niebieską Bramę Isztar oraz wiele innych wspaniałych budowli, o których pisał z podziwem Herodot. Przesadził nieco podając ich wymiary ale jeżeli sam je widział to może faktycznie szczęka mu opadła na widok drogi procesyjnej i reszty.
Pewnie „Wow!” – starożytnego pisarza było tak wielkie, a wszystko wydało mu się taaakie duże!
Jesli tniesz tym zgodnie ze specyfikacja materialu i procedura ciecia to w zasadzie nie ma to wad specjalnie. Do miekkich materialow uzywa sie wody o bardzo cienkim strumieniu. Ja tym cialem od papieru (strasznie sie potem ten papier suszy..bue) po gume czy materialy do 3 mm na uszczelki (w polsce na to mowia kregielit kryngielit zalezenie od miasta). mozna tez ciac kilka warstw i z tego co wiem uzywa sie takich maszyn w szwalniach do ciecia wykrojow na spodnie marynarki etc etc… jest to dobra metoda. i do tego uzywasz wody bez piasku do wszystkiego co jest twarde musisz uzywac piasku
Natomiast wady zwiazane sa glownie z procesem produkcji i maszynami jako takimi. jest toto kaprysne, czesto padaja uszczelnienia pomp ktore produkuja kilakdziesiat tysiecy atmosfer. maszyny z piaskiem sa nieziemsko glosne. nei rozumiem ludzi ktorzy przy nich pracuja bez sluchawek. Trzeba bardzo dbac o stan techniczny i czystosc maszyn. jesli tniesz duzo a w wannie na ktorej sie to tnie nie dbasz o odplyw to ci sie gnoj robi. W przypadku maszyn tnacych z piaskiem rusztowanie na ktorym jest material ulega szybko zuzyciu bo jest tez ciete. to zreszta widac na filmie kiedy tna butelke. Przyjrzyj sie jak wygladaja te podpory metalowe za butelka. Sa juz pociete. duzym utrudnieniem jest ciecie malych ksztaltow na duzej powierzchni czy raczej nie tyle utrudnieniem ile potem zeby to zebrac zcasem sie trzeba niezle nameczyc. Do tego typu maszyn trzeba ogolnie rzecz ujmujac ludzi z glowa, ktorzy wiedza co to jest kultura techniczna. wada moze byc tez to ze czesc producentow nie uzywa do ich obslugi Fanuca czy innych pochodnych tylko maja swoje wlasne programy jeszcze inna wada tych maszyn jest to ze sa naprawde bardzo precyzyjne i jesli ktos zacznie nimi pracowac ponad podawane limity to momentalnie sie rozkalibrowuja i raczej nie da sie juz powrocic do pierwotnych dokladnosci bez wymiany czesci prowadzacych lub silnikow.
Paradoksalnie również tak z pozoru niegroźny produkt jak papier jest w stanie ciąć skórę.
Te czaszki to pić na wodę…
Najważniejszą liczbą w tych „piramidalnych ” spekulacjach jest te 20 lat bo Herodot mógł się pomylić bo budowano 50 , 100 czy nawet 200 lat i wtedy te wyliczenia funta kłaków warte
No tak…bo nie da się powtórzyć pierwszego wrażenia. Nie da się przywołać pierwszego oczarowania, zachwytu, etc. To wszystko jest j e d n o r a z o w e. Pamięć jednak powoduje, że tego wrażenia nie jest w stanie nic nam odebrać.
Guma Turbo i Donald to wspomnienie mojego dzieciństwa. Były jeszcze takie duże kulki, ale nie pamiętam ich nazwy. I jeszcze jedno…nawet jeśli one były rakotwórcze, to z pewnością nie umywały się do tego, co serwujemy sobie obecnie i to w dużo większych ilościach.
W stronę Swanna, to ten tom na którym zakończyłem czytanie W poszukiwaniu straconego czasu ;O Znacznie bardziej polecam Au Cote de chez Swann w wykonaniu Dave’a Levenbacha ::-)
Obejrzałem dzisiaj fajny dokument, który pokrywa się z teoriami podawanymi na Tungusce. Ciekawe, czy FBI faktycznie utajnilo przyznanie się do winy przez Marcello
https://youtu.be/pBMSlL8lSJs
Dobry dokument. Najbardziej uderzające jest dla mnie podobieństwo losów Thomasa Arthura Vallee do Oswalda. Co się później stało z tym człowiekiem, ergo – jak szybko i w jak bardzo nietypowych okolicznościach opuścił ten świat – tego nie sposób dojść. Zamiast tego ludzie zajmują się pobocznymi, niezwiązanymi z sednem historyjkami o trzech trampach z Dealey Plaza, a sceptycy dalej przekonują, że po strzale od tyłu ciało odrzuca do tyłu. I o to chodzi, bo wyjaśnianie tajemnicy z Dallas nie leży w niczyich interesach.
Świat Młodych był zawsze super
A z jakim żalem oglądało się w latach 70-tych zagraniczny katalog Lego, ja miałem zestaw bodajże nr 030, a tam szły takie ogólne zestawy od 010 do chyba 090 a potem „specjalistyczne” – pociągi, samoloty… Miałem wtedy też jakiś polski zestaw no-name klocków kompatybilnych z Lego – identyczne wymiary, więc wszystko pasowało, ale z brzydkiego, matowego plastiku. Leży jeszcze wszystko gdzieś w piwnicy, ech.
Zacny autor zaczynał karierę w 2004 od artykułu opublikowanego w Science pt „Dobry nos do owulacji” 🙂 Tutaj jest jego strona domowa http://users.utu.fi/mjranta/
Świątynia jest sprytnie zbudowana. Promienie słońca wpadają do końca korytarza jak pamiętam, w dzień równonocy letniej chyba? Ile oracy wymagało zorientowanie budowli w taki sposôb!
Jeżeli chodzi o wątki polskie związane z przenosinami świątyń polecam ciekawą historię związaną z tzw. kościołem Vang w naszym swojskim Karpaczu. Całkowicie drewniany kościół został w XIX wieku relokowany, kiedy stał się bezużyteczny, z racji rozmiarów, dla rozrastającej się miejscowej społeczności. Malarz Johan Christian Dahl, nie chcąc dopuścić do wyburzenia zabytkowej świątyni, przekonał króla Fryderyka Wilhelma do wyłożenia środków na ten cel. Kościół nie został odbudowany w całości z oryginalnych materiałów z powodu różnorakich perturbacji, ale stoi do dzisiaj, służy wiernym i jest chyba jednym z najoryginalniejszych, jeżeli chodzi o swoją historię, zabytkiem na ziemiach polskich.
http://www.wang.com.pl/index.php
O mały włos tam nie dotarłem będąc w Egipcie. Jest z tym miejscem pewien problem, a mianowicie położone jest ono na południu, z dala ot typowych atrakcji typu Giza czy Teby. Sprawa wygląda tak, że leci się tam z Kairu rozklekotanym samolotem za kasę typu 800 zeta w obie strony. Po doleceniu trzeba jeszcze kawałek dojechać i potem podchodzi się w górę do samej świątyni. W efekcie masz cały dzień z głowy, wyskakujesz z ponad tysiączka, nabiegasz się, a samo Abu Simbel zaliczasz w pół godziny, bo poza skalnym monumentem nie ma tam ponoć co zwiedzać. Tak więc odpuściłem to sobie.
Abu Simbel jest diamentem wśród egipskich zabytków ( perłą określa się zabytki z wyspy File). Przeniesienie dwóch świątyń było nie lada wyzwaniem. Należało je wyrwać ze skały, pociąć na kawałki ok 30 tonowe i ponownie złożyć, było ich 1050. Teren po którym obecnie się chodzi wokół świątyń był kiedyś ich „dachem”.
Promienie słońca wpadają do wnętrza świątyni Ramzesa dwa razy do roku 22 lutego i 22 października. Po rekonstrukcji ten spektakl światła przesunął się o jeden dzień. Kiedyś to było 21 II -urodziny Ramzesa i 22 X – dzień koronacji. Promienie słońca nie oświetlają czterech postaci tylko trzy. Postać Ptaha pozostaje w ciemności , jako , że jest to bóg ciemności.
Abu Simbel jest cudowne i Jezioro Nasera także, zwłaszcza zimą , gdy przebywają tam ptaki, które uciekają przed zimą w Europie.
Dzięki misji Michałowskiego Muzeum Narodowe wzbogaciło się o sporo eksponatów, zwłaszcza freski z Farras.
A propos dzieci z Banjos. W 1965 r. w jednej z hiszpańskich gazet ukazał się artykuł opisujący niezwykłe wydarzenia sprzed 78 lat z spod barcelońskiej wsi. Niezwykłe rodzeństwo odkryli chłopi przed jedną z jaskiń. Dzieci porozumiewały się ze sobą w jakimś tajemniczym języku, miały niezwykłe rysy twarzy i ubrane były w strój z nieznanego materiału. Dziwnych przybyszów zaprowadzono do miejscowego sędziego. Próbował on zmyć zielony pigment z ich skóry, ale mu się to nie udało. Dzieci nie piły i nie jadły, gdyż każdy z rodzajów pożywienia był dla nich obcy. Wyjątek stanowiły surowe warzywa, szczególnie zaś smakowała im zielona fasola. Dzieci nie potrafiły się jednak przystosować do nowych dla nich warunków życia. Chłopiec żył tylko cztery tygodnie, a dziewczynka cztery lata. Nauczono ją mówić po hiszpańsku, dzięki temu spisano jej niezwykłą relację. Opowiadała ona o krainie, gdzie niegdyś żyła z bratem. Panował w niej półmrok i nigdy nie świeciło słońce, a wszyscy mieszkańcy mieli zieloną skórę. Dzieci pewnego razu trafiły w jakieś straszliwie hałaśliwe miejsce. I wtedy nagle nastąpiło coś, co można określić mianem teleportacji do naszego świata, w wyniku której rodzeństwo znalazło się niespodziewanie w jaskini koło Banjos.
Tutaj akurat mniej jest legend a więcej bolesnej biologii.
Za mało ktoś wie gdyż to było kilkakrotnie zbadane przez fachowców i
ekspertów z kryminalistyki. Niektórzy próbowali powtórzyc sami te obrazy
ale im sie tak dokładnie nie udało.
Kolejna próba dotarcia do prawdy jest naprawdę karkołomna i dotyczy nie tylko
zielonych dzieci, ale także hrabiego Norfolku. Ponoć był on opiekunem
dwójki rodzeństwa, które miało prawo do dziedziczenia dóbr Norfolk po
zmarłym bracie hrabiego. Dzieci były jednak małe i naiwne, a magnat stary i
przebiegły. Jak zwykle w takich historiach bywa, postanowił on zamordować dzieci
i zostać jedynym spadkobiercą olbrzymich dóbr. Kiedy wysłani do lasu wraz z
maluchami najemni mordercy odmówili wykonania tej ponurej zbrodni, hrabia
postanowił otruć dzieci arszenikiem. Po podaniu trucizny, w zbyt małej, jak się
okazało dawce, skóra dzieci zzieleniała. Hrabia kazał wyprowadzić zielone dzieci
do lasu i tam pozostawić, aby umarły. Dzieci jednak szczęśliwie dotarły do
najbliższego osiedla ludzkiego.
i wszystko byloby ok, gdyby nie jeden problem: ci rodowici anglicy, wychowani w arystokratycznym angielskim domu, nie znali angielskiego, porozumiewajac sie w niezrozumialym anglikom jezyku. wiem, wiem… nie takie rzeczy, po arszeniku, robilismy ze szwagrem
Pamiętam, aczkolwiek mogę się mylić, że wyjaśniano to tym, że Dogoni usłyszeli te informacje od europejskich misjonarzy.
Digitaria to nie nazwa giwazdy tylko planety z której przylecieli „goście” na Ziemię.
Dogoni twierdzili, że układ Syriusza to układ potrójny – dziś jeszcze tego nie potwierdzono.
Wiedza z zakresu fizyki jaką posiadają dogonowie (podstawy budowy materii) – dopiero teraz będzie powoli wyjaśniana.
To nie był absolutnie koniec giełdy, a jej początek. Coś ok.2000roku giełda komputerowa przeniosła się do parku za klubem Stodoła. Wtedy to był jej największy rozkwit, było ponad 500stanowisk. Udało się też w większości wyeliminować cwaniaczków sprzedających nielegalny soft. Było mnóstwo hardware (wtedy królowały stacjonarne PC), byli też legalni sprzedawcy gier i innego softu, były stanowiska, na których można było wypożyczać cartidge do konsol. Piękne to były czasy dla mnie jako sprzedawcy, obroty dzienne sięgały z dwóch stanowisk kilkudziesięciu tysięcy, a byli tacy co mieli setki tysi.
To absolutnie nie był mechanizm parowy, wykorzystywał jedynie zjawisko zwiększania objętości przez rozgrzane powietrze
Edison zaliczył też sporo zapomnianych dziś wynalazków, jak choćby urządzenie do głosowania dla amerykańskiego Kongresu. Edison miał zaledwie 22 lata, kiedy opatentował swój pierwszy wynalazek. I jak to bywa na z początkami wynalazców, nie od razu spotkał się ze zrozumieniem. Celem było przyspieszenie procesu głosowania polityków. Według niego ręczne przeliczanie głosów było marnotrawieniem czasu. Wymyślił zatem dość skomplikowany, na pół mechaniczny, na pół elektryczny rejestrator i licznik głosów. Każdy z polityków miał mieć przy swoim blacie urządzenie, które przy pomocy wajchy przesuwał albo na tak, albo na nie. Maszyna przy pomocy prądu elektrycznego wysyłała sygnał do głównego rejestratora o kształcie bębna, gdzie każdy z polityków miał swoją stalową imienną tabliczkę. Następnie na specjalnym papierze umieszczonym w rejestratorze, po reakcji z prądem przy danym nazwisku zabarwił się głos tak albo nie. Automatyczny przełącznik zliczał przy tym całkowitą liczbę oddanych głosów.
Edison ukradł także pomysł Tesli, ale o tym to się rzadko wspomina.
Nie poddawałem działaniu zappera, który generuje prąd, choć taki zamówilem wczoraj zgodny z zapperem Huldy Clark, jej książę też przeczytałem, natomiast chodziłem na lampę ( plazma generator rpz 14). Nim trafiłem do pana który jest naturopata, uczy się chomeopatii, irydologii, zajmuje się leczeniem biorezonansem to mój stan zdrowia był już fatalny od 7 lat chorowałem na bolerioze, postać neurologiczna. Ogniska demielizacyjne w mózgu wyszły na rezonansie magnetycznym. Bolerioza potwierdzona testami z krwi i płynu mózgowo – rdzeniowego. Gdy trafiłem do gabinetu, miałem silne bóle głowy trwające po kilka godzin co drugi, trzeci dzień czasem codzeinnie, kłujące, pulsujące, uciskowe z tyłu i przodu głowy, w karku, katastrofa, rwące bóle w odcinku lędźwiowym kręgosłupa, rwące bóle prostowników pleców, ( wstawanie o 4 rano by iść pod gorący prysznic żeby rozgrzać i trochę rozciągnąć plecy, pomagało) rwace bóle w mięśniach barkowych, w mięśniu kapurowym, musiałem zrezygnować z siłowni, plywania, siatkówki. Totalnalna bezsenność, zasypanie zajmowało 2, godziny, budziłem się kilkanaście razy w nocy , łysiałem gwałtownie, miałem kołatania serca co kilka dni, temperatura ciała 37,2 do 37,5 od dwóch miesięcy, obfite potworne pocenie się. Stan zapalny migdałków trwający od 1,5 roku. Bóle stawów, ogólnie byłem już tak słaby że nie byłem stanie normalnie funkcjonować. Energii starczyło mi do godziny 12 w południe, potem chciałem już tylko leżeć lub spać. Co roku brałem antybiotyki 15 zastrzyków z biotraksonu, które maskowały tylko objawy na 2,3 miesiące było lepiej, potem z każdym miesiącem objawy się nasilały, pod koniec roku było już bardzo źle, i kolejna seria zastrzyków tyle proponowali mi lalekarze. Migdałki do wycięcia stwierdziło 3 różnych laryngologów podobno bardzo dobrych.
Cześć druga, powroót do zdrowia i życia wkrótce…
Czekam jeszcze na wskrzeszenie Savegamera 🙂
Przeczytałem ostatnio książkę „Double Cross” napisana przez brata i bratanki Sama Giancany – Chucka oraz Sama jr.
Z książki tej wynika, że:
1.Marilyn Monroe została zamordowana przez Nicolettiego i jego ludzi poprzez zaaplikowanie czopka. Byli to ludzie od Sama Giancane, który dostał rozkaz od CIA. Sam chciał w ten sposób wrócić w morderstwo Bobbyego,który tego dnia był u MM zakończyć związek
2.lee harvey oswald powiązany był z mafia nowoorleanska od urodzenia – jego wujek pełnił funkcję adiutanta Carlosa Marcello.
3.oswald miał być w związku z Davidem Ferrie – dziwiakiem który który pomagał przerzucać narkotyki i broń do Ameryki Środkowej Giancanie i Marcello
4.oswald wcale nie był sympatykiem Castro i komunista – była to informacja sfabrykowana przez służby. W rzeczywistości był prawicowym zwolennikiem „Śmierć Castro” – czyli CIA od początku do końca.
5.po przybyciu do stanów cia skierowała go do Guya Bannistera, którego biuro było w rzeczywistości „parawanem dla tajnych krajowych operacji CIA oraz ściśle tajnych operacji Outfitu”
6.kiedy oswald został wysłany do Dallas przez przełożonych spotkał się z Rubym oraz Georgiem DeMohenschildem.
7.George miał pomóc zarobić pieniądze na ropie oraz nabyć mu ważne kontakty naftowe np. Z H.l Huntem. Outfit i narciarze mieli finansować kariery np. Lyndona Johnsona
8.łącznikiem w Dallas był Roselli.
9.giancana miał powiedzieć że spisek obejmował sama górę cia. Zamieszany w spisek był Lyndon Johnson i Richard Nixon, którzy wielokrotnie spotykali się z Giancana przez kilka miesięcy kiedy zamach był przygotowywany. Alternatywne plany zamachu obejmowały: Miami, Chicago, Los Angeles
10.Chicago miało zapewnić zamachowców, natomiast prezydent Dallas zorganizuje bardzo słaba ochronę JFK
11. Z opowieści krążących po Outfitcie brat Sama miał dowiedzieć się że zorganizowani zostało zawodowi mordercy tacy jak charles harrelson, Jack Lawrence oraz 2 osoby od Trafficante
Z Chicago mooney wydelegowal do zamachu Caina, Nicolettiego i Milwaukee Phila.
Sam miał powiedzieć bratu że to Cain i Nicoletti byli prawdziwymi zamachowcami rozstawionymi A dwóch końcach budynków Dallas Book Depository z którego rzekomo strzelał Oswald. Jak zapewnił brata mooney to nie oswald, a Cain strzelał ze słynnego okna na 6 piętrze
12.Cia dodała kilku swoich ludzi do drużyny zamachowców J.D Tippita, Roscoe Whitea jako faktycznych strzelców oraz Franka Fioriniego i Lee Harveya Oswalda człowieka z z tego zamieszano zrobić samotnego zamachowca
13.W czasie zamachu członkowie najwyższego eszelonu CIA odizolowali się od świata w pokoju hotelowym wyposażonym w rozmaite urządzenia.dzieki użyciu krótkofalówek bezpośredni uczestnicy zamachu mogli zając swoje pozycje oraz dowiedzieć się o lokalizacji Oswalda zaraz po zabójstwie.
Zamachowców oslanial Milwaukee Phil
CIA wytypowalo Tippita i Whitea do usunięcia Oswalda. Mieli zamordować go w obronie własnej jednak Tippit stchorzyl i pozwolił Oswaldowi uciec A White nie miał wyjścia i musiał zabić swojego partnera.
Hoover ze względu na nienawiść do Kennedych starannie zatuszowal ślady
14. Morderca Bobbyego miała być osoba dluzna pieniądze Outfutowi
W dawnych hakerskich czasach ta kombinacja była niezbędna. Nie pamiętam jednak kiedy ostatnio jej używałem…
Bardzo ciekawy artykuł, ale ja nie rozumiem jak ludzie mogą z fascynacją grać do dziś w gry sportowe, jak równie dobrze mogą wyjść z domu i pograć sobie w realu
Czego się szukało w starych grach? Innego świata czy another worldu jak kto woli. Tego którego nie było na szarych ulicach.
W tamtych czasach wszyscy arystokraci znecali sie i torturowali wiesniakow i wszelkiego rodzaju biedakow.Intrygi,spiski i inne takie gierki na dworach krolewskich i szlacheckich,byly na porzadku dziennym.I zawsze rozchodzilo sie o schedy lub pozycje u boku krola.Wszyscy herbowi to tak naprawde ludzie mali na umysle.
Krwawą i szaloną morderczynią, „wampirzycą z Siedmiogrodu”, zażywającą kąpieli we krwi setek ofiar, czy wdową, wobec której zachłanni krewni zastosowali podstęp, knując straszliwą intrygę i być może wykorzystując w tym celu jej zaburzenia psychiczne? Pojawienie się nowych hipotez historycznych na temat hrabiny stawia ją w nowym świetle.
Postać Elżbiety Batory inspirowała już filmowców. Warto tu przywołać niezwykły film „Batory” Juraja Jakubisko (2008) oraz „Hrabinę” w reżyserii Julii Delpy (2010). Polski poeta epoki romantyzmu Zygmunt Krasiński na kanwie historii krwawej hrabiny stworzył utwór gotycki „Mściwy karzeł”. Warto też przeczytać zbeletryzowaną opowieść o Elżbiecie Batory, czyli „Panią na Czachticach” Jožo Nižnánsky’ego, którą w tym roku przypomniało wydawnictwo Książnica.
Elżbieta jest też bohaterką jednego z komiksów z serii Hellboy oraz drugiej części gry Diablo, motyw „krwawej hrabiny” inspirował także wielu twórców muzyki, zwłaszcza spod znaku goth czy metalu.
Należy jeszcze wspomnieć o jej potędze – należała do niej 1/3 ziem węgierskich i ówczesny władca był u niej bardzo zadłużony. Kuzyn Turzo niebotycznie jej zazdrościł, dlatego robił wszystko, aby jej zaszkodzić. Ponoć robiono tak, że podrzucano zwłoki kobiet pod jej zamek, do lasu. Początkowo były to wiejskie dziewczyny, ale problem zaczął się wtedy, gdy były nimi szlachcianki. Ponad 40 trupów znalazło się w tym lesie. Batory była wybitną osobowością, niezwykle inteligentną, poliglotką, nie sądzę aby taka kobieta mogłaby doprowadzić siebie do ruiny przez taką głupotę. Oskarża się ją również o choroby psychiczne spowodowane genetycznymi komplikacjami, wynikającymi z kazirodztwa wśród Batorych bądź urazami z dzieciństwa. A do rzekomych morderstw miała ją popychać obsesja na punkcie swojej urody (nie chciała się zestarzeć), a uchronić przed tym miały ją kąpiele we krwi dziewic. Legend o niej jest mnóstwo. Jej osoba to temat niewyczerpany.
To jest dopiero bomba wpisująca się w sens tego artykułu.
https://harveyandlee.net/
Technologia nitowanych mostów kratownicowych mogłaby być więc eksponatem w muzeum mostownictwa. Gdyby takie w Polsce istniało.
Wszystkie filmy Le Prince’a są notowane na IMDB i co najśmieszniejsze, poddane takim samym ocenom jak wszystko inne. Roundhay Garden Scene (1888) ma ocenę 7,6. Traffic Crossing Leeds Bridge (1888) otrzymuje 7,0. Accordion Player (1888) zgarnia 5,6. Jest pewien problem z Man Walking Around a Corner mającym ocenę 5,1. gdyż IMDB podaje datę jego powstania jako 1887, czyli to on byłby pierwszym filmem w historii, a nie Rounhay Garden Scene. Część historyków jest zdania, że powstał on w 1888 roku, ale inni dokopali się do listu Le Prince’a do żony z sierpnia 1887 roku, w którym miał on wysłać ten film. Mógł to zrobić, bo ów „film” składał się w rzeczywistości z 16 zdjęć.
Roundhay Garden Scene to niedoceniany biały kruk. Film został nakręcony przy Oakwood Grange Road na Roundhay w Leeds w hrabstwie West Yorkshire w Anglii przez Louisa Aimé Augustin Le Prince’a. Występują w nim Adolphe Le Prince (syn Le Prince’a), Sarah Whitley (teściowa Le Prince’a), panna Harriet Hartley i Joseph Whitley chodzący wkoło i śmiejący się. Jako że pani Whitley zmarła w październiku 1888, film musiał powstać przed tą datą. Do dziś zachowały się jedynie kopie fotograficzne prawdopodobnie papierowej taśmy, na której był zarejestrowany. Film trwa około dwóch sekund, odtwarza 12 klatek na sekundę.
Ale jeśli nie ucieczka, to może morderstwo? W końcu w wyścigu o stworzenie filmu brał udział także Edison ze swoją drużyną – bardzo zdeterminowany, żeby wygrać. A na Manhattanie już czekało mieszkanie, w którym miał odbyć się pokaz wynalazku Le Prince’a. Jego żona, Elizabeth, od razu wiedziała, kto stoi za zaginięciem męża, jednak nie było na to żadnego namacalnego dowodu. A ponieważ Le Prince nie mógł być jeszcze uznany za zmarłego, rodzina nie miała praw do jego dzieł i nie dało się uzyskać patentu. Dlatego Edison szybko wkroczył na scenę – skoro jego największy rywal, z którym właściwie już przegrał, zniknął, miał więcej czasu na dopracowanie swojego urządzenia.
Chyba z każdym wielkim wynalazkiem jest tak, że ktoś pożycza / kradnie od drugiego.
Super artykuł. Jak znam życie, to ci sami którzy produkują GMO, wpadną niedługo na pomysł jak w laboratoriach wyprodukować miliardy nowych pszczół. Czy spełnią one swoją rolę, to już zagadka.
A bratanek Kierbedzia zbudował pierwszy stalowy most w Azji – w zimowej stolicy Chin, w Harbin.
Z pomocą przyjdą sztuczne pszczoły. Naukowcy prowadzą ostatnie prace, dzięki którym mechaniczne pszczoły będą latać. Podstawą konstrukcji będą dwa małe śmigła, dzięki którym będzie można unieść całe urządzenie. Sztuczna pszczoła ma być bardziej wydajna niż prawdziwa, ponieważ nie będzie szukać jedzenia. Naukowcy rozwiązali już problem zapylania. Zadanie to będzie pełnić mała miotełka, przenosząc pyłki między kwiatami. Urządzenie ma się uczyć rozpoznawania kwiatów.
Według ekspertów pszczoły giną w szybkim tempie w różnych częściach świata. Przyczyny to najprawdopodobniej pestycydy, utrata żerowisk, zubożenie genetyczne czy choroby.
FAI zmieniło potem cały regulamin korzystnie dla ZSRR.
na zdjęciu jest sanatorium Zdrowie, nie Maxim.
Był też nurt malarstwa gotyckiego. Kolejną cechą malarstwa gotyku był realizm przedstawianych postaci i ich otoczenia. Artyści wywodzący się z tego nurtu z chirurgiczną wręcz precyzją oddawali nawet najdrobniejsze szczegóły i wyjątkowy nacisk kładli na uwydatnianie indywidualnych cech malowanych postaci. Chętnie operowano światłocieniem. Tematem wiodącym w malarstwie gotyckim były sceny sakralne, jako że w życie społeczne było w ówczesnym czasie nierozerwalnie związane z kościołem. Dzieła te pełne były symboliki i metaforycznych przesłań.
Istnieją dokumenty, które odpisują spotkanie Hitlera ze Stalinem, chociaż nie jest ono potwierdzone przez żadnego świadka. Dokumentem tym jest raport FBI napisany dla prezydenta USA F.D. Roosevelta. Według tego dokumentu Hitler spotkał się ze Stalinem 17 października 1939 roku we Lwowie.
Hitler nie mógł być w dwóch miejscach równocześnie. 17 października 1939 okręt podwodny U-47 Günthera Priena powrócił do Wilhelmshaven po zatopieniu pancernika Royal Oak w Scapa Flow. Hitler przysłał po dowódcę i załogę samolot, po czym następnego dnia podejmował ich w Kancelarii Rzeszy.
Czyli to dzięki niemu tak się bałem gdy pierwszy raz oglądałem „Obcego”. Film był wtedy puszczany w kinach dla widzów „od 15 lat”, a ja miałem mniej, i to sporo… To chyba był jedyny raz gdy żałowałem, że się wkręciłem do kina na film „dla dorosłych”…
Z drzewa genealogicznego wynika, że Andrzej Benesz był ostatnim potomkiem rodu Inków. Szkoda, że nie mamy w Polsce spadkobierców Manco Capaca.
Miał syna Krzysztofa. Przyjeżdżał w niedzickie strony w latach 80 żeby szukać śladów gdzie może być skarb Inków. Nie mogę znaleźć informacji czy nadal żyje. Jeśli tak, to powinien mieć około 65 lat.
„wraz z Indianką ze szlacheckiego rodu miał córkę.” Jakże by inaczej: przecież to był szlachcic, więc nie mogła to być byle chłopska Indianka, ale Indianka „rodowodowa”, ze szlacheckiego rodu. Właściwie to ona popełniła mezalians, bo Sebastian Berzeviczy był chudopachołkiem. Po ucieczce do Europy legenda umieszcza ich na zamku w Niedzicy – Bóg raczy wiedzieć czemu, bo zamek od CZTERYSTU LAT do Berzeviczych nie należy – w interesującym nas okresie (koniec XVIII wieku) jest własnością węgierskiej rodziny Horwath.
Tu wiele rzeczy kupy się nie trzyma. Jest naprawdę mało prawdopodobne, by Andrzej Benesz w1946 roku „w asyście milicji i wopistów rozkuwał schody prowadzące do zamku”. Otóż Andrzej Benesz w 1946 roku był członkiem Stronnictwa Demokratycznego i radnym rady narodowej oraz pracownikiem umysłowy Spółdzielni „Społem” w Bochni. Nie były to stanowiska upoważniające do rozkuwania czegokolwiek „w asyście milicji i wopistów”.
a autor zbadała temat czy tak sobie pisała co mu pasuje? – typowo systemowe podejście . Kiedyś się pan ocknie i otworzy pan buzię z wrażenia i wtedy przypomni się panu taki Max Spears lub David Icke ……
https://pl.xcv.wiki/wiki/Bi_(jade)
Krzysztof Lang nakręcił godzinny fabularyzowany dokument o całej sprawie. W YT jest niestety tylko wersja hiszpańska, ale zainteresowani sprawą i ją mogę zobaczyć. Rzecz jest podzielona na cztery części. http://www.youtube.com/watch?v=mc5uKcQpHiE
Rowiński w swojej książce napisał, że skarb jest zapewne w zamku Tropsztyn. Obecnie jest on w prywatnych rękach. Właściciel nie chce mieć z inkami nic do czynienia i kazał zabetonować piwnice.
Ciekawy temat. Może okaże się, że mamy nad Wisłą aktualnego dziedzica korony Inków. Jeśli pan Krzysztof pozostawił potomka…..
Ponieważ część tego skarbu Inków miało być zatopionych w Zatoce Vigo i jeziorze Titicaca Benesz interesował się sprawami morskimi i budową batyskafów. W sejmie był przewodniczącym komisji zajmującej się sprawami morskimi oraz prezesem Polskiego Związku Żeglarskiego. Poza tym mieszkał na Pomorzu. Stąd zapewne dlatego przydzielono go do Komisji w spr. Wydarzeń na Wybrzeżu w 1970 r.
Ten jego wypadek rzeczywiście był dość dziwny, bo zabił się na prostej drodze. Przez miesiąc na wakacjach byłem przewodnikiem po zamku w Niedzicy i codziennie po parę razy opowiadałem jego dzieje. Z tego co mi wtedy mówiono zginął jadąc samochodem z jakimiś ludźmi i siedząc na najbezpieczniejszym miejscu, za kierowcą. Potem jednak widziałem jakiś film dokumentalny, w którym ten wypadek przedstawiano inaczej. Tak, że w sumie nie wiem już, która wersja jest prawdziwa.
Co do tego „kippu” to rzeczywiście wyjął je z pod progu przy ludziach. Był to rok 1946 i po górach od razu rozniosło się, że w Niedzicy odkopano wielkie skarby. Żyjący wtedy jeszcze słynny przewodnik nidzicki, Pan Franek, mówił mi, że wkrótce na zamku pojawił się jeden z oddziałów „Ognia”, by te skarby skonfiskować. Ale oczywiście niczego już nie było. Samo też kippu zaginęło.
Kipu było rzemienne, a Inkowie robili je ze sznurka. Dlaczego zmienili zwyczaj? Zabrakło sznurka na pograniczu polsko – węgierskim w XVIII stuleciu? Zastanówmy się też, jak powinien wyglądać rzemień po 150 latach, rzemień leżący pod kamiennym stopniem przy zamkowej bramie. Droga na niedzicki zamek wiedzie lekko pod górę, kiedy pada, a pada raczej często, bo to góry, jest tu mokro, drogą płynie woda. Woda ta płynęła przez ten stopień przez 150 lat. Rura, nawet gdyby była zrobiona z tytanu, nie mogła wyglądać tak, jak to opisuje Benesz, a rzemienne kipu byłoby jakimś żałosnym strzępkiem. Mogę nie mieć racji, ale zastanówmy się mocno, bo to najsłynniejsza historia dotycząca ukrytych skarbów znana w naszym kraju. Co się stało z kipu? Benesz twierdził, że odesłał je do Peru „dla dokonania odpowiednich studiów”. Jego żona twierdziła, że jest ukryte gdzieś w górach. Rozumiem, że w Pieninach?
„Bez Stalina nie byłoby Hitlera, nie byłoby gestapo” – pisał Lew Trocki. I miał rację. Chociaż oficjalnie w latach 20. i na początku lat 30. niemieccy komuniści i narodowi socjaliści toczyli ze sobą bój na śmierć i życie, Moskwa zakulisowo wspierała NSDAP. Maski zostały zdjęte w roku 1933, gdy odbyły się wybory powszechne, które miały zmienić oblicze Niemiec. Otóż NSDAP zdobyła w nich mniej głosów niż komuniści i socjaldemokraci. Wystarczyło, żeby te dwa ugrupowania zawiązały koalicję i to one stworzyłyby rząd. Stalin powiedział jednak „niet”. Wydał on swojej berlińskiej ekspozyturze surowy zakaz wchodzenia w jakiekolwiek układy ze „zgniłymi socjaldemokratami”. W efekcie nominację na kanclerza otrzymał Adolf Hitler. Machina została wprawiona w ruch. „Lodołamacz rewolucji” – jak nazywano w Moskwie przywódcę narodowych socjalistów – rozpoczął swój rejs.
Wszyscy tylko o wykreowaniu obcego mówią, a on przecież Oskara dostał za scenografię do tego filmu, a dokładniej za projekt statku obcych i jego niesamowite wnętrze. A wnętrze Nostromo i kostiumy załogi to był Moebius. Szkoda Gigera. Uwielbiam jego pracę. Szkoda, że Diuna Jodorowskiego się nie udała.
Ależ można. I to tuż za naszą granicą. http://www.aeromobil.com/
W końcu się odnajdą, jak wszystko ukradzione przez prywatną inicjatywę, a nie całe państwa.
Piąty Element zawsz budzi dobre skojarzenia 🙂
Coś mi się tu nie zgadza. Może moje wiedza z dynamiki gazów nie jest na poziomie akademickim ale chyba jednak równowaga po odkręceniu i zakręceniu butelki nie zależy od stężenia dwutlenku węgla lecz tylko od ciśnienia. Dlatego nie ma znaczenia czy do butelki po ponownym zakręceniu wtłoczylibyśmy powietrze czy dwutlenek węgla. Według mnie jeśli osiągniemy ponad 3 atmosfery to zapobiegniemy rozgazowywaniu się napoju. W związku z tym nakrętka z pompką miałaby jednak sens. Na dowód proponuję eksperyment: odkręcić lekko korek żeby zmniejszyć ciśnienie ale nie wpuścić do butelki powietrza – zostanie w niej czyste CO2 ale o ciśnieniu 1 atmosfery – napój po kilku takich operacjach wygazuje się równie szybko jak po całkowitym odkręceniu i wpuszczeniu powietrza.
Ale może się mylę i ktoś mi to wyjaśni bardziej fachowo?
Mogę? Dziękuję 🙂 też nie jestem fachowcem ale za co2 odpowiada kwas fosforowy, ciecz jest nim nasycona i każde otworzenie butelki powoduje różnicę ciśnień miedzy cieczą a pustką w butelce, kwas dąży do równowagi stąd odgazowanie napoju. Warto ścisnąć butelke przed zakreceniem, jak w reklamie, wtedy pozbywamy się powietrza, kwas nie musi dążyć do równowagi, mamy co2. Dziękuję za uwagę.
Sebastianie. Nie do końca zrozumiałem o co chodzi z tym kwasem fosforowym może byś mi to lepiej wyjaśnił. Ale zauważyłem że nie mogę tak stabilnie nagazować mojego cydru jak to robi coca cola czy inni używający kwasu fosforowego.
Trochę przypomina ośmiornicę 😉
Zwłaszcza że Realianie wyglądają trochę inaczej niż pan z rysunku 😉
Malowidła z Tassili podzielono na pięć faz chronologicznych. Pierwsza z nich to tzw. okres dużej fauny datowany na 12 tys. – 6 tys. BP, czyli przede wszystkim ryty naskalne. Uważa się, że są dziełem społeczności łowiecko-zbierackich saharyjskiej Afryki. Dominują tu przedstawienia dużych zwierząt, jak słonie, nosorożce, hipopotamy, żyrafy, bawoły, tury oraz antylopy. Występują również niewielkich rozmiarów postacie ludzkie. Następnie pojawia się styl określany mianem „okrągłych głów”. Są to przede wszystkim malowidła. Te najbardziej znane koncentrują się w okolicach miejscowości Djanet. Wiele przewyższa swym rozmiarem człowieka, a niektóre są nawet dwukrotnie większe. Figury ukazane są zwykle w profilu i sprawiają wrażenie unoszenia się w powietrzu, przez co niekiedy łączone są z pewnymi doznaniami charakterystycznymi dla zjawiska szamanizmu.
W okolicach Titicaca jest też Tiwanaku, więc cały ten obszar jawi się dość tajemniczo :]
Niedaleko również do słynnego kandelabra wyrytego na skale 🙂
Ale gdzie tu wrota, skoro na zdjęciu widzę blok litej skały?
Chowała: to raczej zwyczajowe określenie. Zagadkowe jest przecież samo przeznaczenie tego…czegoś. I to w jaki sposób wykonano te wycięcia.
Fakt, że skała wydaje się nienaturalna. A teraz zaświeciło mi skąd pamiętam nazwę Uru. Tak się nazywała jedna z gier ze świata Myst.
Apple II ze względu na brak interfejsu graficznego i toporny język BASIC, był dość trudny do opanowania. Użytkownik musiał pracowicie wklepywać komendy. Jobs dostrzegł tę niedogodność i na początku lat 80-tych skupił się na rozwoju produktów przeznaczonych dla masowego konsumenta. Po nieudanym eksperymencie z Apple Lisa, narodził Macintosh, czyli pionierski komputer, który można było obsługiwać za pomocą myszki oraz ikonek. Reszta jest już historią.
To było coś. Fajne na początku drewniane pudło później plastikowe w Apple 2. Szkoda że Steve umarł. Teraz aż mi się łezka zakręciła. Ach te dobre czasy..
Ufoli finalnie nie złapał za macki, to się roztył.
W 100%Bóg i w 100%człowiek,tym jest Jezus Chrystus.
Widziałem maoi w… muzeum Thora Heyerdalha w Oslo. Kopie, ale zawsze. Jak wiadomo, norweski zdobywca przepłynął tratwą połowę Oceanii, ale badał też samą Wyspę Wielkanocną.A w ogóle pierwsze maoi w życiu zobaczyłem w salonie automatów na genialnej grze Vastar. Leciało się tam „kasmanawtem”, który w pewnym momencie dolatywał do dolinki, w której stały figury z Wyspy Wielkanocnej.
Czy to szczęście że Wozniak poznał Jobsa? A może na odwrót… Ani Jobs nie szukał byle kogo ani Wozniak byle kogo obaj szukali „siebie”. Jeden szukał sprzedawcy drugi geniusza. Myślę, że gdyby nie spotkanie tych dwóch panów doszło by do spotkania innych dwóch. W tym lub kolejnym życiu a może na tej albo innej ulicy jeden lub drugi spotkał by tego kogo szukał. To szczęście że się spotkali oni, Esslinger, Ive itd.
Ale gdyby nie oni, myślę, że Jobs uparcie szukałby tego, kogo szukał. Dograli swoje intencje i to jest szczęście, że szukali uparcie 😉 Podejrzewam, że historia powstania ZX Spectrum czy Microsoft Basic jest podobna – zgrane intencje. Coś jest takie jakie miało być i trudno dyskutować, co było pierwsze jajko czy kura.
Kiedy juz jest jajko tylko kura potrafi znosić kolejne, każdy inny zrobi jajecznice i zje.
Smaczne – szczeście. Ale później ani kury ani jajka. Historia jednego przeboju.
Dziwnym zbiegiem okolicznosci Jobsa otaczali zdolni ludzie..tego który na niczym się podobno nie znał. Może znał się na szukaniu i patrzeniu na roboty kuchenne?
To jak widać prowadzi do sukcesu.
Podobno zagadka zniknięcia cywilizacji Rapa Nui został rozwiązany. Przyczyną miał być… kontakt z Europejczykami. Plus zbyt mocne użytkowanie zasobów. Opierając się na analizie warunków naturalnych panujących w różnych miejscach osadnictwa, badacze doszli do wniosku, że populacja raczej od początku zmagała się z trudnymi warunkami panującymi na wyspie, niż spowodowała ekologiczną katastrofę. Jedno z badanych siedlisk, charakteryzujące się dobrą glebą i wysokimi opadami, było intensywnie użytkowane od 1700-1850 roku, czyli na długo przed odkryciem wyspy przez Europejczyków.
Polecam Aku-Aku Thora Heyerdahla, świetna i bardzo konkretna książka o historii, legendach i kulturze Rapa NUi
Nie sądzę, aby tej najciekawsze przypadki zostały odtajnione dla opinii publicznej. Powodów może być wiele o czym nie warto wspominać bo każdy logiczne myślący człowiek je zna. Szkoda tylko, że żyjemy w świecie w którym ważniejsze od prawdy są potyczki chorych psychicznie polityków i wojskowych.
Zaorać te śmieciowe korpo! Jakich czasów dożyliśmy, że priorytetem jest sztuczny twór „kasa” a nie ludzkie życie? Czy to nie świadczy wystarczająco o naszej „inteligencji”?
Mi po kilku godzinach ucieka gaz z butelki a mojej mamie udaje się zatrzymać go ponad 24 godziny. Myślę, że tajemnica tkwi w tym, że ja piję colę z butelki a mama ze szklanki. To nie ma nic do rzeczy, ale to jedyna różnica u mnie i mamy.
Skąd mamy wiedzieć, że pokazane tu postacie odbiegają charakterem od innych, skoro nie pokazaliście nic z tych „żyraf, bawołów, słoni, hipopotamów, nosorożców” i „precyzyjnie rysowanych ludzi”? Poza tym rysowanie i malowanie pod wpływem halucynogenów nie jest wynalazkiem Witkacego …
Bo i Witkacy tego nie malował…
„Żaden normalny człowiek z prawidłowym instynktem samozachowawczym nie zgodziłby się wsiąść do takiej maszyny.” No cóż, w takim razie taki sam brak tego instynktu wykazują ludzie lezący zimą na K2, czy Annapurnę.
Ciekawe jak będzie wyglądała przyszłość tych klocków za X lat, ale patrząc na to jak firma LEGO dostosowuje się do nowych realiów i jaką popularnością nadal cieszy się wśród dzieci, obstawiam że długo będzie na topie 😉
Spiskowcy i tak w to nie uwierzą, ale facet przedawkował Xanax, który pani Monika kupiła mu bez recepty na Cyprze. Te ciemna substancja, jaka wylała się z jego ust, to soki żołądkowe. Brytyjczycy zamknęli śledztwo.
https://www.fakt.pl/wydarzenia/swiat/max-spiers-smierc-ufologa-w-warszawie-przedawkowal-xanax/4q3qy1l
”Sok żołądkowy – jeden z soków trawiennych, wydzielina gruczołów trawiennych znajdujących się w błonie śluzowej żołądka. Jest to bezbarwna i przezroczysta ciecz, o kwaśnym odczynie. (..)”…. Laptop Maxa i jego karta SIM też się naturalnie wyczyściły 😉
https://www.google.com/amp/s/www.komputerswiat.pl/aktualnosci/nauka-i-technika/wszechswiat-nie-mial-poczatku-nowa-zaskakujaca-teoria-naukowcow/13ld3qt.amp
Liverpoolczycy są na właściwym tropie (Wszechświat nie miał początku), choć są jeszcze zbyt mocno unurzani w tradycyjnej matematyce/fizyce/kosmologii by zainteresować się moją teorią lingwistyczną i relacjami język codzienny/poznanie. Ale cieszy że coś się dzieje w temacie.
Zaskakująca, tfu. Kiedy ja ten artykuł tu pisałem, 2013/14?
Ale spróbuję się z nimi skontaktować, jestem ciekaw czy kosmologia się jakoś zetrze z lingwistyką. 🙂
Niedawno zmarł jeden z poważniejszych podejrzanych o bycie Cooperem.
https://www.oregonlive.com/history/2021/01/charming-db-cooper-suspect-sheridan-peterson-dies-at-94-spent-years-dedicated-to-political-causes.html
Ostatecznie Biuro Koronera w Los Angeles wydało aż trzy akty zgonu. Pierwsze dwa były używane w trakcie śledztwa, ostatni stał się dokumentem oficjalnym i po podpisaniu mógł zostać użyty do dopełnienia formalności związanych z pogrzebem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że na każdym widnienie… inna przyczyna zgonu gwiazdy. Albo przynajmniej nieznacznie inna. Były to: „samobójstwo”, „możliwe samobójstwo” i „prawdopodobne samobójstwo”. Ta ostatnia stała się stanowiskiem oficjalnym w raporcie koronera, z którym można się zapoznać w książce The Murder of Marilyn Monroe: Case Closed (został załączony w całości, plus raporty toksykologiczne oraz raporty policji).
Podobne stanowisko przyjęły media. Magazyn The Associated Press pisał następnego dnia: „HOLLYWOOD – Piękna blondynka, Marilyn Monroe, wspaniały symbol ekscytującego życia w Hollywood, zmarła tragicznie w niedzielę. Jej nagie ciało odnaleziono w łóżku, prawdopodobnie było to samobójstwo… Gwiazda zmagała się od dawna z problemami, w dłoni ściskała słuchawkę telefonu. W pobliżu znajdowała się pusta buteleczka po środkach nasennych.”
O śmierci blondwłosej seksbomby pisały wszystkie gazety w Stanach i większość w Europie. Life poświęcił jej 11 stron, Paris Match – 36. Każdy liczący się magazyn w Europie poświęcił jej okładkę i przynajmniej kilka stron wspomnienia. W Los Angeles wskaźnik samobójstw we wrześniu 1962 roku wzrósł ponoć dwukrotnie. Cały świat był w żałobie. Odeszła legenda, skończyła się pewna epoka.
Szybko zaczęto spekulować, że zginęła w wyniku nikczemnego spisku. Teoria ta ma podstawy między innymi w 35-minutowej różnicy pomiędzy momentem, kiedy Monroe została uznana za zmarłą przez swojego lekarza, a czasem kiedy pojawiła się policja, niekompletnym zapisie rozmów telefonicznych i analizami toksykologicznymi dotyczącymi narządów trawiennych, które nigdy nie zostały wykonane.
Przyczyną spisku miał być fakt, że Monroe prowadziła pamiętnik pełen tajemnic państwowych, lub została zabita, aby uniemożliwić jej ujawnienie wstydliwych sekretów prezydenta Johna F. Kennedy’ego i jego brata, prokuratora generalnego Roberta F. Kennedy’ego. Krążą też teorie, że powodem mogły być kontakty aktorki z CIA, środowiskami komunistów, a nawet mafią. Sensacją stały się zwierzenia byłego fryzjera gwiazdy Hollywood potwierdzające tezę, że za jej tajemniczą śmiercią stał ówczesny szef mafii Sam Giancana (mający powiązania z CIA i rodziną Kennedych).
W książce „double cross” autor podaję, że sam Sam Giancana opowiedział mu o zabójstwie MM – zlecenie Mafii wydało samo CIA.
Kordylewski zmarł w 1981 roku. Pochowany został na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie, w pasie 25, niedaleko od grobu Józefa Dietla. Znakiem rozpoznawczym grobowca rodziny Kordylewskich są wyryte na nagrobku gwiazdy Wielkiego Wozu – asteryzmu gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy. Warto odwiedzić jego grób, jeśli będziecie przejazdem w grodzie Kraka.
Ciekawy tekst, ale czy Wittgenstein sam nie należał do opusywanej kasty „mało zrozumiałych” filozofôw? 🙂
Ciekawostki: księżyce powstają w punktach libracyjnych czyli miejscach gdzie równoważą się siły grawitacyjne Ziemi i Księżyca, więc pył jest chwytany w pułapkę, gdzie nie jest przyciągany w żadną stronę. Takie punkty istnieją między wszystkimi dużymi obiektami kosmicznymi, jednak nie możemy stwierdzić czy pyłowe obiekty są w punktach libracyjnych między np. Ziemią i Słońcem bo nie mamy odpowiednio czułych metod obserwacji. Co do obserwacji Księżyców Kordylewskiego też co ciekawe ich istnienie można stwierdzić jedynie obserwując nieba bezpośrednio bez użycia przyrządów, bo przez teleskop nic się nie zobaczy.
Akurat Wittgenstein pisał zrozumiale; inna sprawa, że analizował kwestie samego języka, co sprawia, że człowiek w trakcie czytania jego tekstów „myśli podwójnie” to znaczy stara się jednocześnie zrozumieć tekst oraz analizuje jaki jest w ogóle sens samego czytania czy też rozumienia. Może to przyprawić o mały zawrót głowy.
Inną sprawą jest, że miał w pewnym sensie rację twierdząc iż problemy filozoficzne są wydumane. W pewnym sensie ponieważ nie do końca – problemy filozoficzne istnieją, jak najbardziej, tyle że…dla filozofów. Innymi słowy, jak ktoś sobie głowę zaśmieci to sam jest sobie winien – prości ludzie tajemnic bytu nie rozważają. 🙂
Targi nieśmiertelnych – swietna kreska + genialna fabuła=komiks kultowy. Świetna karykatura futurystycznego państwa totalnego (reżim Szublankijski) widzianego oczyma egipskiego boga: cynika i megalomana. Pierwszy komiks jaki czytałem z tak złożoną i kompletną konstrukcją fabuły i mnogością wątków. Byłaby z tego świetna powieść (Broń Boże nie mylić z niewypałem filmowym, niby na motywach tego komiksu: „Immortal – kobieta pułapka”, który nie powinien w ogóle zostać nakręcony).
Co ciekawe, na miejscu w Mozambiku jest obecnie mieszkający w USA Polak Chris Miekina. Pomaga Tellingerowi w badaniu terenu. Tutaj można znaleźć więcej: https://www.youtube.com/watch?v=5yV49a_Gxok&feature=youtu.be&fbclid=IwAR3R70UoDMR5eUg9yC-AN_gD1KkagqvLJgwWxiZKR0r35mM8OizE5rMRXqM
Koszt ekspoatacji normalnego samochodu przez 5000 mi (8 046km), zakladajac optymistyczne zuzycie na poziomie 10l/100km i koszt beny na poziomie 4.50pln to 3620pln. Dochodza do tego jeszcze okresowe wymiany czesci silnikowych, oleju itd. Cena kilograma rudy uranu wynosi ~250USD (712pln), zakladajac, ze tylko 10% nadaje sie do pozniejszego zastosowania, mamy do dyspozycji okolo 5 MWh energii. Taki naped jednak dyskwalifikuje wysoka waga i obslugowosc (wymiana reaktorow) na nowe. Jednak prostota dzialania reaktora jest bardzo kuszaca i mam nadzieje, ze kiedys w przyszlosci, ktos sie pokusi o taki projekt.
Trylogię Nikopola przeczytałem w jednym pięknym albumie pożyczonym z Instytutu Francuskiego (chętni niech pędzą na Senatorską 38 i czym prędzej zapisują się do biblioteki!). Na szczęście nie miałem do czynienia z wypluwkami serwowanymi przez Egmont, który jeśli chodzi o wyblakłe kolory, pobił swego czasu wszelkie rekordy Slaine’em. W TN najbardziej podobał mi się początek, czyli 'Targi nieśmiertelnych’. Całe to przedstawienie zaśnieżonego, zrujnowanego a jednak działającego miasta przyszłości zrobiło na mnie wrażenie. Nie zaprzątałem sobie głowy filozofowaniem Bilala, chłonąłem samą atmosferę. 'Kobieta pułapka’ już mi się średnio podobała, a 'Sen bestii’ i jego kontynuacja są według mnie ślicznie narysowaną nudą.
Śmichy chichy a pomysł powraca… https://www.wsj.com/articles/only-nuclear-energy-can-save-the-planet-11547225861
Mówimy to obłokach materii o wadze dwóch dobrze załadowanych tirów i średnicy kilka razy większej niż ziemia, których istnienia nie potwierdzono. Wątpię czy w tym wypadku możemy mówić o księżycach, temu bliżej to pierścieni gazowych olbrzymów, a i tak daleko.
Halo, nigdzie nie byli a ziemia jest płaska. Nie głosić bzdur.
Chyba każdy kto miał w domu Pegasusa zagrywał się i masterował kolejne poziomy. Co ciekawe, tworząc Pac-Mana, Toru Iwatani czerpał inspiracje z popularnej kreskówki Popeye, której tytułowy główny bohater po zjedzeniu porcji szpinaku zyskiwał nadprzyrodzone siły. Ha! To takie oczywiste, a nigdy w ten sposób o tym nie myślałem 🙂
W PolsceTomasz Witkowski powtórzył ten numer z miesiecznikiem „Charaktery”.
A ten typ z AK Motors od siedmiu lat to samo 🙂
https://spidersweb.pl/autoblog/nowa-syrena-ak-motor-wywiad-samar/
Bardzo ciekawa teoria. Jeszcze trochę i gdy będą do kupienia loty turystyczne w przestrzeń kosmiczną będzie można samemu sprawdzić :).
Ostatnio znów pojawił się dziwny sygnał. W grudniu 2008 dr Ragbir Bhathal, astronom z University of Western Sydney, doradca UNESCO i konsultant Australijskiego Ministerstwa Nauki, wykrył tajemniczy rozbłysk pochodzący z gromady kulistej NGC 104 w gwiazdozbiorze Tukana, oddalonej o około 13 tysięcy lat świetlnych od Ziemi. Widząc anomalię na wykresie, zaskoczony napisał przy niej: „Czy to kosmici?” – Przypominało to coś w rodzaju impulsu laserowego.
„Właściwie cały prowadzony nasłuch kosmosu można by uznać za porażkę, gdyby nie pewne zdarzenie”
To zdarzenie wcale nie „ratuje” tego programu. Nie jest do końca tak, że całkowicie i bezsprzecznie wyeliminowano wszelkie ziemskie czynniki, które mogły wpłynąć na odbiór sygnału. Nie wiadomo np, czy nie był to jakiś problem techniczny anteny? Drugi z pary radioteleskopów, który badał dokładnie ten sam wycinek nieba, tyle, że 3 minuty potem, nie wykrył już niczego. Program Seti przez lata nie odkrył niczego.
Eh… wspomnienia. Jak dla mnie to do dziś nie wyprodukowano lepszej gumy :). Miałem dziesiątki, komiksów ze środka tych takich małych historyjek. Ba nawet się wymieniało nimi 😀
A tak w ogóle, co to był za smak? Owocowy chyba, ale jakich owoców? Czy też nie silili się na żadne udawanie i był to po prostu smak czystej, bezosobowej chemii o smaku chemii?
Co do identyfikacji zwłok Hitlera i teorii spiskowych… Polecam książkę „Śmierć Hitlera”, pod red. Winogradow, Pogonyj, Tiepcow, Warszawa 2007.
Zbiór dokumentów sowieckich, powstałych po zdobyciu Berlina i zawierających liczne zeznania, które miały stanowić dowód na los Hitlera i osób z jego otoczenia.
I tak, np. na stronach 92-96 są zeznania Käthe Heusermann, asystentki profesora Blaschkego – osobistego dentysty Hitlera. Jest dokładnie opisane uzębienie Hitlera i Ewy Braun, wraz z fotografiami fragmentów żuchwy. Większość zębów miał wstawionych – jest to drobiazgowo opisane, m.in. po której stronie szczęki ile zębów, gdzie mostek itp.
Na stronie 97 jest protokół skrótowo opisujący uzębienie Adolfa i Ewy.
Na stronach 98-103 są kolejne dwa protokoły z przesłuchania Fritza Echtmanna – dentysty. I znów opisy + szkice.
Na stronach 315-321 są dokumenty z operacji „Archiwum” – niszczenia zwłoko Hitlera, Braun i rodziny Goebbelsów – łącznie 10 ciał.
Ze zdjęcia, które przekazał informator CIA o kryptonimie Cimelody-3, wynika, że w 1954 roku Hitler przebywał w mieście Tunja w Kolumbii. W raporcie, który dołączono do fotografii, podkreślono, że CIA nie może w wystarczającym stopniu ocenić tych informacji. Jednocześnie stwierdzono jednak, że może ona wzbudzić „ewentualne zainteresowanie”. Z agentem Cimelody-3 skontaktował się bliski kolega, były żołnierz hitlerowski, który mieszkał w Maracaibo (Wenezuela). Donosił on o prawdopodobnej obecności Hitlera w Kolumbii.
To w końcu jak było z tym Hitlerem??? Chyba prawdy się nie dowiemy..
No, raczej nie uciekł. Za bardzo był schorowany i pewnie w tej łodzi podwodnej by wykitował.
W styczniu 2016 r., dwaj astronomowie z St. Petersburg College na Florydzie – Antonio Paris i Evan Davies – zasugerowali, że sygnał raczej nie pochodził od obcej cywilizacji, lecz od komety 266P/Christensen lub komety Gibbs 8, o których istnieniu w 1977 r. jeszcze nie wiedzieliśmy, choć w rzeczy samej przelatywały one przez fragment nieba badany w sierpniu 1977 r. przez The Big Ear. Komety posiadają wokół siebie potężne obłoki wodoru, który pod wpływem promieniowania słonecznego powstaje z kometarnej wody, i to właśnie ten wodór był zdaniem astronomów z Florydy źródłem sygnału.
Wymienione komety na przełomie 2016 i 2017 r. ponownie zbliżyły się do Ziemi – już wtedy wiedzieliśmy o ich istnieniu – a gdy Paris i Davies skierowali w ich stronę radioteleskopy, otrzymali sygnał bardzo zbliżony do Wow!, pochodzący od pierwszej z nich. To odkrycie właściwie zamykało by całą sprawę.
Maseczki na twarzy to można teraz spotkać w całej Europie 🙂
To że Einstein matematycznym geniuszem nie był nie stanowi wątpliwości. Matematyczny framework pod szczególną teorię względności stworzył Hermann Minkowski, a pod ogólną Bernhard Riemann (jeszcze przed przyjściem Einsteina na świat). W matematykę relatywistyki byli też zamieszani Voigt, Poincare, Lorentz. Do odkrycia STW Einstein doszedł w skutek analizy symetrii równań Maxwella (elektrodynamika klasyczna). Einstein był geniuszem. Geniuszem fizycznym, dzięki swojej intuicji fizycznej.
On swoje reformy wprowadził, np. zamknął świątynie Amona. Mało prawdopodobne byłoby, żeby nawet utrzymawszy władzę, Echnaton mógł zakorzenić swoje poglądy w świadomości ludu. Ale gdyby mu się to udało oznaczało by to całkowite zerwanie z politeistycznym porządkiem, który był tak stary jak sam Egipt. Jak się potem jednak okazało, wraz z odejściem faraona odeszły w zapomnienie jego reformy.
Gwiazdy nie odpychają tylko utrzymują w swojej grawitacji. Odległość ciał niebieskich od niej jest w miarę stała. Co do samego pomysłu o białej dziurze, gdy cokolwiek spada w białą dziurę, otrzymywać powinno ogromny zastrzyk energii i wykazywać bardzo wyraźne przesunięcie ku fioletowi, dusząc w ten sposób osobliwość w obszarze nazywanym niebieską warstwą, szybko przechodzącą w czarną dziurę. A nawet zakładając że biała dziura była powodem powstania wszechświata, skąd ona się niby wzięła jak tam nie było czasoprzestrzeni?
Głupcy!! Opamiętajcie się!!! Potomkowie anunnaki to 🇮🇱!!! Prawdziwy mistyk przekazuje sens tajemnicy dodając ładunek emocjonalny!!!!
Tylko pytanie brzmi ilu ludzi pracowało przy tym dziele? Bo jak dobrze się orientuje to jeden blok warzył ok 2,5 tony. Jeśli go wciągało 25 ludzi to na każdego przypadało 100 kg, jeśli 250 to na każdego 10 kg, a jeśli było ich więcej to ten ciężar malał. Może pracowało tam na okrągło 50tys ludzi 😉
A co jeśli te bloki nie były ciosane? Tylko udało im się stworzyć konsystencję na wzór dzisiejszego betonu, i mieli formy które zalewali? Jest dużo możliwości których uczeni nie biorą pod uwagę
Oficjale znaleźli przecież nawet miejsca, z których rzekomo czerpano kamień do budowy piramid, w co można uwierzyć, więc hipoteza o quasi betonie wydaje mi się hiperradykalna 🙂
Zastanawiam się skąd tak rozbieżne opinie na temat admirała Yamamoto. Z wykładów (prof. Erick Grove) pamiętam, że to właśnie Yamamoto parł do tej wojny bardziej niż kto inny. Pobyt w USA utrwalił w nim opinię że Amerykanie to naród pozbawiony honoru, odwagi i waleczności który nie podejmie ryzyka konfrontacji nacją wojowników za jaki uważał Japończyków. Jeszcze przed samym atakiem wyrażał opinię, że wystarczy że w Pearl Harbor zatopiony zostanie jeden (sic!) pancernik i Jankesi z podkulonymi ogonami zaakceptują nowe status quo na Pacyfiku. Jego ocena sytuacji była niezbyt trafna żeby nie powiedzieć wprost że był jak wszyscy ówcześni Japońscy decydenci zadufanym megalomanem. Muszę się spytać profesora o co chodzi bo nie po raz pierwszy spotykam się z takimi bzdurami ale wydaję mi się że to mass media po wojnie próbowały zrobić z niego bohatera, taki ostatni głos rozsądku niezbyt roztropnego społeczeństwa. Yamamoto nigdy nie wypowiedział słów „Obudziliśmy olbrzyma, który będzie teraz żądny zemsty” ani nic podobnego.
Jestem po wykładzie. Probesor Grove był łaskaw poświęcić część na kwestię roli Admirała Yammamoto w przygotowaniach do wojny ze Stanami Zjednoczonymi, roli jaką odegrał i legendzie jaka się wytworzyła po zakończeniu wojny. Żeby nie przeciągać tematu potwierdził to co pisałem wcześniej. Książkę którą polecił można dostać na Amazonie. „The Attack on Pearl Harbor: Strategy, Combat, Myths, Deceptions”. Autor Alan Zimm rozprawia się z mitami, między innymi rzeczonego Admirała. http://www.amazon.com/Attack-Pearl-Harbor-Strategy-Deceptions/dp/161200010X/ref=sr_1_1?s=books&ie=UTF8&qid=1366996651&sr=1-1&keywords=Alan+zimm Bajarz, opowiadacz który za punkt honoru postawił sobie obronę Admirał był Mitsuo Fuchida. Bardzo często cytowany, zwłaszcza w analizie bitwy o Midway. Okazało się że delikatnie muwiąc mijał się prawdą a trzeba pamiętać że np. Flisowski opisywał bitwę o Midway w oparciu o jego relację, jak zresztą prawie wszyscy w tym czasie. http://en.wikipedia.org/wiki/Mitsuo_Fuchida Jeszcze sporo wody upłynie kiedy wejdą do powszechnego obiegu w kręgach akademickich książki pisane w oparciu o najnowsze ustalenia. Dajcie znać jak w Polsce jakiś akdemik na wykładzie powie że nie było czegoś takiego jak 'Plan Schlieffena’. Na zachodzie powoli do tego dojrzewają 🙂
Gdy się pomyśli o metodach działania Japończyków, to trochę zaczynam rozumieć Trumana. To był naród bardziej zdziczały od bolszewików.
Userze, zauważ że kondensat pojawił się w pewnym okresie ludzkiej działalności. 🙂
Nie jaskiniowcy odkryli mechanikę kwantową, mechanika kwantowa zaczęła się ujawniać pod koniec XIX wieku. Pytanie brzmi – dlaczego?
Moim zdecydowanie skromnym zdaniem – ponieważ pojawiła się możliwość stawiania tych a nie innych twierdzeń. Skoro da się wywnioskować z matematycznych wzorów (nieco bzdurnych, ale to inszy temat) te a nie inne prawidła – czy owe wzory są interpretacją rzeczywistości czy też odzwierciedleniem czasów w którym żyjemy?
W artykule zabrakło bardzo ważnej rzeczy: parę lat temu toruńskim (i krakowskim) naukowcom w laboratorium FAMO w Toruniu udało się uzyskać ów kondensat jako jednym z pierwszych na świecie.
Winien był nie ten, kto zapewniał, że w PH będą lotniskowce, ale ten, kto wpadł na pomysł ataku. Owszem, lotniskowców nie było i później odegrały one kluczową rolę w bitwie na Morzu Koralowym (Lexington) i pod Midway (Enterprise). Co by jednak się stało, gdyby lotniskowce były w bazie podczas ataku? Pewnie zostałyby zniszczone. Co by to zmieniło? W dużym uproszeniu – nic. Istotny był potencjał przemysłowy a nie zniszczenie (lub nie) dwóch lotniskowców. Po Midway, gdzie Japonia straciła cztery lotniskowce, wojna była już dla nich praktycznie przegrana. Gdyby USA straciły te dwa lotniskowce w PH, wojna potrwałaby o rok dłużej. Czy Japonia była stanie zaatakować amerykańskie stocznie i fabryki? Tak, była – za pomocą balonów z doczepionymi ładunkami, licząc na to, że Amerykanie poumierają ze śmiechu.
„takim samym spinem”?! Chyba trzeba to poprawić
Tylko w próżni światło może biec bez żadnych zakłóceń, bo nie napotyka na swojej drodze żadnych cząstek – może więc poruszać się ze swoją pełną prędkością c. Natomiast w ośrodkach materialnych (powietrzu, wodzie, kondensacie B-E) fotony co jakiś czas napotykają na atomy ośrodka. Wtedy dzieje się następująca rzecz: atom pochłania foton, wchodząc na wyższy stan energetyczny, po czym po krótkiej chwili emituje „nowy” foton, który jest identyczny z tym pochłoniętym, tj. leci w tym samym kierunku i ma tę samą energię. Jest jednak trochę „opóźniony”, bo trochę czasu musiało minąć między pochłonięciem oryginalnego fotonu i emisją nowego. Te opóźnienia sprawiają, że w ośrodkach materialnych (tj. nie-próżni) prędkość światła jest trochę niższa niż c (np. w powietrzu jest to 0,9997c, a w wodzie 0,75 c).
W kondensacie B-E cząstki bardzo długo przebywają w tym wzbudzonym stanie, zanim wyemitują nowy foton. Zatem opóźnienia są odpowiednio większe.
Pomimo okrucieństwa w jego kraju panował porządek, wszyscy przestrzegali prawa. Ukazuje to taka anegdotka: Pewnego razu Vlad położył na rynku w Targoviste złoty kielich wysadzany kamieniami. Kielich ten miał być przeznaczony dla spragnionych podróżnych. Tepes powiedział, że jeśli kielich kiedyś zniknie, to złodzieja spotka kara. Kielich nigdy nie został skradziony. Ciekawy jest też sposób w jaki Vlad walczył w swoim kraju z bezrobociem. Kilka razy do roku z okazji obchodzonych świąt, spraszał na królewski dziedziniec w Targoviste wszystkich napotkanych włóczęgów i żebraków. Po uroczystości, gdy goście leżeli upojeni trunkami, Vlad rozkazywał obłożyć dziedziniec drewnem i podpalić. Zszokowanym bojarom wyjaśniał, że w „jego królestwie nikt nie będzie biedny”.
Jest jeszcze coś ciekawszego. Mianowicie, naukowcy znaleźli ślady prastarego, nieistniejącego już kontynentu. Jego fragmenty znajdują się pod dnem Oceanu Indyjskiego. Takie informacje podają badacze na portalu tygodnika Nature. Naukowcy nadali mu nazwę Mauritia. Ten mikrokontynent miał uformować się 61-83 milionów lat temu. Leżał prawdopodobnie między dzisiejszym Mauritiusem a Indiami. Wskazuje na to analiza ziaren piasku z Mauritiusa, uważa autor badań, profesor Trond Torsvik z Uniwersytetu w Oslo. Piasek ten zawiera minerał o nazwie cyrkon pochodzący z bardzo różnych okresów, najstarsze próbki mogą mieć nawet dwa miliardy lat. Według naukowców potrzebne są teraz dowody na istnienie tego kontynentu: mogą to być dokładne dane sejsmiczne lub odwiert z dna oceanu.
Rada Dziewięciu była chyba jakoś powiązana z biblią szatana i panem LaVeyem.
Dogonowie wierzyli jak pamiętamy w bóstwo Nommo, syna kreatora świata Amma. Ów Nommo stworzył pokolenia istot podobnych sobie, z których jedna zbuntowała się przeciwko samemu Ammie. Rozgniewany stwórca wszechrzeczy rozerwał za karę Nommo na 60 części i rozrzucił szczątki po całym świecie (wg innej wersji sam się ofiarował dla dobra ludzi). Nommo zmartwychwstał po kilku dniach, ale nie w komplecie, gdyż jego penisa zjadła pewna ryba. W micie tym widzimy bardzo wyraźny związek z losami egipskiego Ozyrysa poćwiartowanego przez Seta, który, jak zapewne doskonale pamiętamy, poniósł za sprawą ryb analogiczną stratę cielesną i odrodził się dzięki boskiej swej małżonce Izydzie.
Skoro zatem Dogonowie znali mitologię starożytnego Egiptu i potrafili ją adaptować nad Nigrem, to przecież podobnie rzecz się mogła mieć w przypadku wiedzy astronomicznej, bardzo rozwiniętej w krainie leżącej nad Nilem, u stóp piramid. Przypomnijmy, że hieroglif symbolizujący Syriusza składał się z trzech elementów, przypominających kształtem kolejno trójkąt (pionowy klin z wierzchołkiem skierowanym w górę), półokrąg (kopuła) i pięcioramienną gwiazdę promienistą (umieszczona obok klina pod kopułą). Trzeba zresztą pamiętać, że egipscy kapłani potrafili doskonale kamuflować i ukrywać swoje osiągnięcia naukowe pod osłoną bogatej symboliki religijno-mitologicznej. A może dogońscy kapłani byli depozytariuszami dawno upadłej cywilizacji saharyjskiej, której odłam mogli stanowić ich pobratymcy? Może od uciekinierów z Egiptu poznali treść tajnych, zniszczonych później papirusów? Może coś szepnął im do ucha biały człowiek?
Sami Dogonowie na temat pochodzenia swoich wiadomości wypowiadali się niezbyt chętnie, pragnąc zachować plemienne tajemnice. Prof. Griaule, który jako pierwszy usłyszał z ust kapłanów dawne plemienne opowieści i mity, zanotował, iż mówili mu oni o ukrytej jaskini, z której dokonywali obserwacji trzech elementów Syriusza za pomocą jakiegoś urządzenia. Położenia tego miejsca ani budowy instrumentów zdradzić jednak nie chcieli.
Europejscy uczeni nie dostąpili zatem drugiego kręgu wtajemniczenia, w związku z czym astronomiczna wiedza starego afrykańskiego ludu pozostaje wciąż zagadką, która podnieca fantazjujące umysły zwolenników rozmaitych kosmicznych teorii.
Obiło mi się o uszy, że Ziemia nie powstała w naszym układzie słonecznym. Zważywszy na swoje otoczenie(Syriusz B, a może i C), Syriusz nie był bezpiecznym miejscem dla istnienia Ziemi. Nie wiem, jak nadano odpowiedni kierunek Ziemi. Thea, czy jak tam ją zwać, ochoczo okrążała Słońce, gdy Ziemia wtargnęła w nasz układ i ich orbity zbiegły się. Co było dalej, nie wiem.
Najnowsza teoria mówi o tajemniczym gadżecie szpiegowskim frunącym do Pekinu, na którego zdobycie nie mogli pozwolić Amerykanie – i to oni zestrzelili maszynę, a potem uprzątnęli miejsce i zrobili z pilota masowego zabójcę.
https://www.onet.pl/turystyka/onetpodroze/tajemnica-lotu-mh370-czy-samolot-zostal-zestrzelony/h7m6fqx,07640b54
W „Tajemnicy Syriusza” Robert Temple z egipskich oraz sumeryjskich mitów wyłuskuje to, co potwierdza jego pomysły. Zwraca na przykład uwagę na ogromną rolę Syriusza w Egipcie przeddynastycznym. Choćby to, że jego wschód oznaczał początek roku oraz Izydę i Neftydę – dwie siostry mające odpowiadać Syriuszowi A i B. Sugerując przy tym bez przerwy, że „w przeszłości Ziemię odwiedziły inteligentne istoty z systemu planetarnego Syriusza”, choć jednocześnie podkreśla: ja nic nie sugeruję. Łączy Sumer z Egiptem, Egipt z Mali, Annunaki z Nommo i kapłanów z kosmitami, a w dogońskich rytuałach oraz sztuce odnajduje ślady rakiet, lądowań i ziemnowodnych syren.
Kompleksowa i nieco „pokręcona” teoria Sitchina, w dużym skrócie, przedstawia się następująco: planeta pozasłoneczna z siedmioma księżycami przeszła przez wczesny Układ Słoneczny, niszcząc planetę w sumeryjskich i babilońskich wierzeniach zwaną Tiamat, z której fragmentu uformowała się potem Ziemia. Kosmiczny intruz, zwany Nibiru, został złapany w objęcia grawitacyjne Słońca i zaczął krążyć po niezwykle długiej eliptycznej orbicie, raz na kilka tysięcy lat przechodząc w sąsiedztwie Ziemi i wywołując kataklizmy. Z czasem na tym tajemniczym świecie rozwinęło się inteligentne życie, którego przedstawiciele, wykorzystując kolejne przejście planety koło Ziemi, złożyli na niej wizytę, poszukując metali i minerałów. Zakładając tu swoje kolonie, poprzez manipulacje genetyczne, stworzyli gatunek Homo sapiens, który miał być robotnikiem w ich kopalniach. Z biegiem wieków wyrwał się on jednak spod kontroli, nazywając swoich pozaziemskich stwórców bogami lub „Anunnaki”* – „tymi, którzy z nieba przybywają na Ziemię”.
Przy ulicy Orłowskiej, nadal istnieje, tyle że jako fun dla miłośników urbexu.
https://www.gdanskstrefa.com/maxim-w-gdyni-jak-dzisiaj-w-srodku-wyglada/
Ostatnie panowanie Drakuli przypada na krótki okres od października do grudnia 1476 roku, kiedy to został zdradziecko zabity przez jednego z zaufanych mu ludzi lub omyłkowo zamordowany przez swoich żołnierzy. Jego śmierć, tak jak i jego życie, obrosła legendą, zawierając się w wielu, czasem całkowicie sprzecznych ze sobą przekazach i opowiadaniach. Postać Drakuli na wiele wieków została zapomniana, powróciła wraz z ponownym odkryciem tekstów z epoki oraz pojawieniem się 1897 roku utworu Brama Stokera Drakula, który przeniósł postać Palownika z zapomnianych świadectw historii na karty literatury fantastycznej. Zapewniła mu tym samym popularność większą niż ta, którą ten cieszył się za swego życia.
Każdy chyba wzdychał do Księżniczki…
Pamiętam że spore wrażenie wywarła na mnie szczególnie jedna scena, gdy ktoś zerwał maskę Zoltarowi. Oczywiście nikt nie znał jego twarzy (i czy w ogóle miał twarz) więc zerwanie tej maski było czymś naprawdę emocjonującym, i to co się wtedy stało było sporym zaskoczeniem. Pamięta ktoś jeszcze? 😀
Kolejny z zapomnianych polskich pionierów II RP. Polski samolot, Biała Gwiazda. Strach pomyśleć co by się działo gdyby II RP trwała dłużej niż 20 lat 😀
Prawdopodobnie po kolejnych 20 latach państwo zmieniłoby nazwę albo rozpadło się od wewnętrznych ruchów.
Tak, kolejne rozbiory były blisko 🙂
Zacząłem kiedyś pisać grę na Atari 2600. Przeczytałem trzy książki na ten temat. Naprawdę ciężka robota. Assembler sięgający tak nisko, że programowało się każdą pojedynczą linię na ekranie. Spore wyzwanie. Gry nie ukończyłem, bo mnie to przerosło jako hobby 🙂 Kod źródłowy wciąż jest w sieci https://github.com/byisk/Free-Throws/blob/master/free-throws.asm
Samą konsolę mam od dzieciaka. Dostałem kiedyś w prezencie. Ostatnio wykopałem ją u mamy w piwnicy i przywiozłem do siebie do Poznania. Nie mam niestety gier.
Jedyne w czym Atari 65 było lepsze od ZX Spectrum, to wygląd. Jak pierwszy raz u kumpla zobaczyłem, to pomyślałem, że wygląda „profesjonalnie”. Ale jak odpalił grę (i ile to trwało) to wolałem wrócić do swojego gumiaka 😉 Mimo że na Ataraku gry były bardziej kolorowe to jednak grafika w ZX mi bardziej pasowała ze względu na, jakby bardziej dopracowane detale. Ale dla Atari szacun się należy za początki i coin opy 😉
Pioneer 10 oryginalnie wystartował po to, by zbadać Jowisza.
Polo-cokta .. napoj marzenie !!! Bedac w Katowicach( lata 70
)… zawsze schodzilem pod rondo (gdzie byl dostepny ) i te niezapomniane chwile…. ja i cokta ! Ten napoj kladzie na lopatki kazdy inny .! Dopiero po latach spotkalem go na Florydzie w Chorwackim sklepie i chociaz dobry to jednak Polska wersja …LEPSZA!!!
Już w latach 80. odkryto, że oba Pioneery poruszają się wolniej niż wynikało z obliczeń. Początkowo podejrzewano, że to działanie grawitacji lub ciemnej materii. Albo przynajmniej kosmici, którzy spowalniają sondy. Dopiero rosyjski fizyk Turyszew podał rozwiązanie. Otóż jak wiadomo, każda z sond wzięła po kilka kilogramów radioaktywnej substancji. Rozpad plutonu generował ciepło, zamieniane potem na prąd, który płynął w obwodach instrumentów naukowych sondy. Te urządzenia były umieszczone za dużą czaszą anteny służącej do komunikacji z kontrolą lotu. Antena była stale skierowana w tył – czyli w stronę Ziemi, od której Pioneery się oddalały. Rozgrzewane elektrycznością instrumenty tkwiły więc z przodu kosmicznego pojazdu. Pioneery emitowały przed siebie ciepło, a z fizyki wiadomo, że każda akcja powoduje reakcję. Emisja ciepła powodowała więc niewielką siłę odrzutu, która hamowała sondę. I to było rozwiązanie tajemnicy dlaczego oba Pioneery zwalniały.
Fragmenty z doniesień o sondzie Pionier 10. 2 marca 2002 „Aktualnie sonda podróżuje w przestrzeni z prędkością 12,24 km/s względem Słońca i znajduje się w odległości 11,9 miliardów kilometrów od Ziemi.” 22 stycznia 2003 „W czasie nawiązania ostatniego kontaktu sonda znajdowała się 7,6 miliarda kilometrów od Ziemi.” Można się było zdziwić czy aby na pewno Pionier 10 leci na zewnątrz Układu Słonecznego. Do dziś nie rozumiem opisanego powyżej zjawiska. W każdym razie obecnie przekonują nas, że Pionier wyleciał poza orbitę Plutona.
Najnowsze badania wykazały, że grobowiec Pakala nie spoczywa na skale macierzystej, ale prawdopodobnie na podkładzie z dużych brył piaskowca uzupełnionych kamieniami. Ponadto georadar wykrył dwie anomalie przed Świątynią Inskrypcji, co sugeruje istnienie dwóch podziemnych przestrzeni o długości 2 i 3 metrów. Jest więc bardzo niewykluczone, że kolejne odkrycia są jeszcze domeną przyszłości.
Świątynia Inskrypcji to nie wszystko. Tuż obok niej znajduje się inna ciekawa budowla – Świątynia XIII. W jej wnętrzu odkryto grobowiec kobiety, której ciało było pomalowane na czerwono i przyozdobione muszlami i biżuterią z kamieni szlachetnych. Na jej twarzy znajdowała się jadeitowa maska. Również ściany w pomieszczeniu i wnętrze sarkofagu nosiły kolor czerwony. Przy ciele zmarłej znaleziono także wiele darów ofiarnych – jak jadeity, perły czy obsydianowe noże. Na tej podstawie wnioskuje się, że zmarła pełniła ważną funkcję – prawdopodobnie była drugą żoną Pakala. Współcześnie krypta nosi nazwę Grobu Czerwonej Królowej. Co ważne grobowiec ten dostępny jest do zwiedzania, z czego oczywiście skorzystaliśmy. Zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się El Palacio, kompleks, który prawdopodobnie pełnił funkcję siedziby władz miasta. Składał się z kilku budynków, trzech dziedzińców i czterokondygnacyjnej wieży, Zbudowany został w V w. n.e, jednak przez następne 400 lat był rozbudowywany przez kolejnych władców. Wieża, która została zbudowana w VIII w. prawdopodobnie służyła za obserwatorium astronomiczne.
Ciekawe jest to wskazanie na mitologiczne zwierzęta tworzone z jednej maski króla Pacala! Tylko jeden problem: gdzie w ich selwie leśnej w południowym Meksyku, szukać niedźwiedzi /jedną z kombinacji z tych masek, właśnie jest niedźwiedź/ ?
Meksyk jest fascynujacy i piramid tam bez liku jedz do Meksyku i zobacz koniecznie Teotihuacan pod Mexico city, tajemnicze legendarne Palenque, ale tez koniecznie odwiedz kolonialne San Cristobal, miasteczko, ktorego sie nie zapomina/ nocleg w hotelu Catedral/, tylko do Palenque nie jedz po poludniu, bo droga jest urwista kreta i duzo jest topes czyli chopkow na ktorych trzeba wyhamowac do zera i jest niebezpiecznie.I kanionem Sumidero warto poplynac – 2 godz.
Palenque to jedno z tych miejsc, które jak podejrzewają pochwytywacze tajemnic, mogło stanowić jedną z bram do innych wymiarów. Drzwi do innych wymiarów znaleźć można ponoć m.in. w Meksyku i Peru oraz w wielu innych świętych miejscach rozrzuconych po całym świecie. Wiele z nich jest nieoznakowane i mogą być wykryte tylko przez szczególnie wrażliwe osoby. Przejścia te funkcjonują od tysięcy lat. Niektóre z nich, jak Palenque, Quiriguá, Copan czy Tikal, były wykorzystywane także do podróży do innych miejsc w galaktyce. Wg niektórych „drzwi” do świata równoległego mogą również zostać otwarte przez piorun, ponieważ niesie ogromną ilość energii. Znane są przypadki, gdzie ludzie doświadczyli uderzenia pioruna w samochód, po czym przenieśli się w inną rzeczywistość.
Ropa, uran, gaz łupkowy – to wszystko mieliśmy mieć i zarabiać.
Stawiałbym, że to był mocny wybuch słoneczny. Życia na Ziemi by nie powalił, ale spowodował różne mutacje.
Żadnych znanych mutacji nie spowodował. To było coś zdolnego uszkodzić współczesne sievi komunikacyjne, nic więcej.
Nic supermocnego to nie było, bo inaczej by załatwiło istniejące już wówczas rozumne cywilizacje, ewentualnie spowodowało jakieś znaczące mutacje.
Zmarł w zeszłym roku w wieku 98 lat.
https://www.cbc.ca/news/politics/paul-hellyer-obituary-1.6142551
Przebadałem jakiś czas temu historie sławetnego nagrania na którym słychać rzekome strzały. Ktoś tu użył określenia magnetofon policyjny, a to może kojarzyć się z popularnym przed laty szpulowcem na taśmę 6,35 mm, a więc standardem także profesjonalnym. Niestety nic bardziej mylnego – owo urządzenie rejestrujące rozmowy policjantów( tzw. dictabelt) to w zasadzie fonograf Edisona, tyle że rylec żłobił celuloidową taśmę a nie walec czy płytę. Jakość dźwięku była bardzo słaba – maksymalny zakres użytecznych częstotliwości to ok. 300-3000 hz, o dynamice (odstępie od szumu) nawet szkoda wspominać. Ale dla potrzeb ówczesnej policji sprzęt ten wystarczał – nawet dziś słuchając kopii mp3 tego nagrania w przy odrobinie dobrej woli i odpowiednim nagłośnieniu można z szumów, pisków i trzasków wyłowić co mówili policjanci w dn. 22 listopada 1963 r. Natomiast czy faktycznie nagrane impulsy to huk wystrzałów, i czy w jakimś stopniu pokrywają się z przebiegiem zamachu pozostaje moim zdaniem kwestią bardzo dyskusyjną.
W necie roi się od mixów flimu A. Zaprudera z wyraźnymi odgłosami wystrzałów, ale jeśli ktoś bada tę sprawę rzetelnie to proszę sobie darować – równie dobrze można by dograć do tego serię z cekaemu smile.gif
Urządzenie włączało się gdy któryś z policjantów naciskał przycisk „talk” w radiostacji, a więc tylko wtedy gdy coś mówił, po zwolnieniu przycisku wyłączało się. To że istnieje nieprzerwany prawie półgodzinny zapis akustyczny zawdzięczamy temu że w którymś z motocykli ów przycisk był uszkodzony (zawieszał się). Oficer H.B. McLain jadący w prezydenckiej motorcade przyznał że miał taki problem z radiem w swoim motocyklu, jednakże po wysłuchaniu owego nagrania kategorycznie zaprzeczył aby pochodziło ono od niego. Przede wszystkim stwierdził on że zarejestrowany odgłos motocykla pochodzi z silnika dolnozaworowego tzw. flathead 750 – (charakterystyczny dźwięk sprzęgła), zaś Harley McLaina to górnozaworowy panhead 1200. W 1963 roku policja Dallas posiadała motocykle z silnikami dolnozaworowymi, ale były to tylko trójkołowce tzw. ServiCary a żaden z nich nie jechał w motorcade. Policjanci na trójkołowcach blokowali skrzyżowania na trasie przejazdu prezydenta lub patrolowali okolicę, ale w chwili zamachu najbliższy mógł być nie blizej niż ok. 500 m od Dealey Plaza, do tego nie wiadomo w którym miejscu. Ponadto słychać na nagraniu pogwizdywanie, z którego znany był jeden z kierowców ServiCarów. I co chyba najważniejsze – w chwilę po zamachu cała kolumna prezydencka popędziła do Parkland Hospital, tymczasem z nagrania wynika że tajemniczy motocykl poruszał się w sposób charakterystyczny dla normalnego ruchu miejskiego t.j. hamował zatrzymując się na światłach, przyspieszał nie przekraczając przy tym dopuszczalnej prędkości, etc. Dlaczego o tym wszystkim piszę – już wyjaśniam: Efekt pracy HSCA w 1978 czyli stwierdzenie że padły cztery strzały z czego jeden pochodzi z gnasy knoll opiera się tylko i wyłącznie na badaniu nagrania z dictabelt, oraz zestawieniu go z analizą akustyczną precyzyjnego nagrywania strzałów karabinowych z różnych miejsc na Dealey Plaza. Wszystko OK , ale … żeby na podstawie odgłosów akustycznych i powstałego od nich echa stwierdzić z jakich kierunków odgłosy pochodzą, trzeba dokładnie znać lokalizację mikrofonu, a na dobrą sprawę do dziś nie wiadomo gdzie znajdował się motocykl z którego radia pochodzi nagranie.
Wiadomo, że HSCA w paru miejscach się myliła. Jednocześnie prawdą jest, że gazety drukowały dwie drogi JFK – przez Main i Elm.
naprawdę niezłe
https://www.youtube.com/watch?v=rk0VhNlAjo0
Koneksje pana burmistrza nie dziwią 😀
Czy tu, ponizej, chodzi o Marie Milkiewiczową, moją matkę, ur. 1906r. będącą dziennikarką w latach 1920 i 1930.
Pisząc książkę o swojej babce Nadziei Spinek i matce Marii, która pisywała przed drugą wojną, pod nazwiskiem Milkiewicz i Krassowska. Poszukuje wszelkich artykułów pisanych przez moją matkę.
Zamieszczaniem powieści w odcinkach zajmowały się przeważnie dzienniki, tym niemniej kilka tygodników również się tym zajmowało. W Tygodniku ilustrowanym mogliśmy odnaleźć powieść w odcinkach autorstwa Marii Milkiewiczowej. Jeszcze więcej literatury przemycało 7 Dni, zamieszczające po dwie powieści naraz, i to nie tylko autorów polskich (m.in. T. E. Lawrence’a).
Z poważeniem
Eva Gordon
eva.gordon@zen.co.uk
A jednak granie w PRL aż takie tanie nie było zważywszy, że za jedną rundę miało się Świat Młodych 😀
Znany amerykański dziennikarz, publicysta i libertarianin, John Stossel, potwierdził: „mafia gejowska” istnieje i ma się dobrze. Co więcej, terroryzuje przeciwników wprowadzenia „małżeństw” osób tej samej płci. Wcześniej o „mafii gejowskiej” mówili właśnie Ovitz, a także gospodarz programu HBO „Real Time” Bill Maher i komik Adam Carolla. Stoseel jest znanym dziennikarzem i prezenterem telewizyjnym o poglądach liberalnych. Przez wiele lat związany był ze stacją ABC. Obecnie współpracuje z FOX News.
Casus Ovitza jest bulwersujący z podstawowego powodu, odróżniającego go od menadżerów zasłużonych w budowanie firmy. Ovitz odszedł z Walt Disney Company w 1997 roku zaledwie po 14 miesiącach pracy na stanowisku prezesa. Akcjonariuszy spółki rozzłościła tak wysoka odprawa, szczególnie, że Ovitz nie zdążył się napracować i złożyli pozew do sądu przeciwko spółce. Przegrali.
Przy okazji WEKTORA powołano Komisję Ekspertów, w skład której weszło 100 osób. Przewodniczącym tej komisji został docent Andrzej Targowski (w owym czasie młody trzydziestokilkoletni naukowiec o dobrych powiązaniach rodzinnych z elitą władzy PRL), drugą zaś bardzo dynamiczną osobą, która w charakterze specjalisty współpracowała z Komisją, był Stefan Bratkowski (również posiadający dobre relacje z PRL-owską elitą władzy).
S. Bratkowski od dawna jest specjalistą od bardzo wielu spraw – zajmował się naukoznawstwem, informatyką, bankowością, cybernetyką itp. A. Targowski skupiał swe zainteresowania głównie na informatyce. Już w 1963 roku został dyrektorem warszawskiego ośrodka obliczeniowego ZOWAR, potem w 1971 r. był inicjatorem Programu Rozwoju Minikomputerów w Polsce, był też inicjatorem, współorganizatorem i współrealizatorem systemów informatycznych w przemyśle, systemów rządowych (WEKTOR – inwestycje, MAGISTER – kadry), dla Sejmu (FORUM), obliczeń abonenckich (CYFRONET, POLRAX), bibliotecznych (INFONET), zainicjował i przygotował pierwszy zatwierdzony kompleksowy Program Rozwoju Informatyki (1971-1975) w Polsce oraz wysunął koncepcję Krajowego Systemu Informatycznego, był wreszcie referentem informatyki na II Kongresie Nauki Polskiej w 1973 r.1.
Po okresie dynamicznej działalności Targowskiego i jego kolegów pozostał nam w spadku zły stan polskiej informatyki, w dodatku mało lub źle wykorzystanej – co oczywiście nie było winą Targowskiego, lecz decydentów PRL-owskich.
Sfrustrowany Targowski wyjechał do Ameryki, gdzie już od szeregu lat przebywa. Błąd Targowskiego i jego przyjaciół polegał przede wszystkim na tym, że usiłowali rozwijać w Polsce informatykę na użytek partyjno-państowej biurokracji, która była w swej masie niechętna innowacjom (zwłaszcza w sferze informacji) i wolała stosować prymitywne metody przetwarzania i blokowania informacji, których się nauczyła i do których miała zaufanie.
Trochę to podejrzane by 2 wpływowe branże ( rozrywka i wiara ) miały być
kontrolowane przez homoseksualistów
Biorąc pod uwagę co jest coraz bardziej eksponowane w filmach, to wcale bym się temu nie dziwił. Choć określenie gejowska mafia jest dosyć nieprecyzyjne, z racji tego, że to coś więcej niż mafia, oraz dlatego, że celem jest nie tylko propaganda homoseksualizmu, ale i innych antymoralnych zachowań w stylu aborcji, eutanazji i dość prawdopodobnie pedofilii 🙁
W tym życiu niestety nie studiowałem nauk ścisłych. Dlatego też niewiele wiem o fizyce współczesnej. Praktycznie tyle, co znalazłem w prasie pisanej przez zwykłych dziennikarzy, a nie profesorów fizyki.
Pamiętam książkę Taylora o czarnych dziurach. Ale to było już dawno temu i nieprawda. Niedawno jakaś zagraniczna profesorka pisała, że czarnych dziur po prostu nie ma. Że powstanie ich jest niemożliwe.
O współczesnej fizyce tak naprawdę, na poziomie przeciętnego naukowca, nie wiem praktycznie nic. Obserwacje astronomiczne wskazują, że w Centrum Galaktyki są jakieś niezauważalne astronomicznie pola wielkich sił grawitacyjnych skupionych w niewielkich przestrzeniach. Czy są to czarne dziury — nie wiem.
Tak naprawdę, tak na sto procent nie wiedzą tego i ci naukowcy.
Ja zamiast fizyką wolałem w tym życiu zająć się metafizyką. Czy jak to dziś powiadają parapsychologią. Niewiele dotąd osiągnąłem. Dorastanie, prywatne lekcje języka obcego, wyjazd na studia za granicę bez pomocy tego państwa — RP. Tam rozpoczęcie pracy, studia typu distance education i wieczorowe z informatyki, zawarcie małżeństwa legalnego, w tym niestety w KRK, na stanowcze żądanie obu naszych rodzin. Tuż po studiach opuszczony przez żonę, która widać miała inne plany życiowe ustalone przed narodzeniem się jeszcze tam, w planach przednarodzeniowych poznałem marność tego świata. Otworzyły mi się moje wcześniejsze wcielenia.
Co do tych czarnych dziur, to o ile pamiętam z popularnej książki Taylora mogą one nim wyparują być źródłem energii. Można do nich wrzucać wszelkie śmieci, aby je tam zutylizować. Także zapewne odpady radioaktywne. A tych niestety ciągle przybywa.
Ufolodzy typu na przykład Andrzej Mostowicz i inni pisali fantazje, że diabli mogli zostać wrzuceni do owych czarnych dziur. Tylko wówczas nie mogliby nas kusić tu na ziemi.
Widziałem w internecie znikających ludzi. Ponoć byli to podróżujący w czasie. Nie do mnie należy rozstrzygnięcie tego problemu. No i do tego słynny paradoks dziadka. Wracasz w przeszłość, zabijasz Twojego dziadka nim spłodzi dzieci. I co dalej? Albo znikasz od razu, albo po powrocie w przyszłość.
W poprzednim życiu poznałem faceta, który podobno wrócił z innej galaktyki. Konkretnie z Galaktyki Andromedy. Jak się tam dostał? Opowiadał mi, że gdy miał 16 lat część jego świadomości została porwana przez jakiś astralny wir. Leciał przez środek Słońca, potem przez centra Vegi, Antaresa, kilku innych olbrzymów, przez Centrum Galaktyki do Centrum Andromedy. Potem już znowu był na brzegu owej galaktyki.
Poleciał do pewnej gwiazdy. Zwano ją tam Ga. Na trzeciej planecie gwiazdy Ga, zwanej Iga miał się urodzić w jednej z klinik Centrum planety Iga. Potem wraz z matką przebywał w odosobnieniu na jakiejś wyspie. Co jakiś czas zjawiali się tam lekarze. Badali go i dostarczali mu materiałów szkoleniowych.
Czy były to chore urojenia tego mojego znajomego? Czy istotnie on to przeżył? Gość ten zmarł wkrótce po mnie. Teraz już nikt nie dojdzie prawdy.
Kilka zdań o tej planecie. Ludzie tam żyjący mieli po sześć palców u każdej kończyny. Okres obrotu tej planety liczył 24 i pół godziny ziemskiej. Mieli tam miarę utworzoną z 1 650 763, 73 długości fali Kryptonu 86 pomarańczowego prążka. Gdy poszukałem wzorca metra na Ziemi, wyszedł mi ten sam wzorzec.
Badania zbrodniarza wojennego Strugholda w Stanach Zjednoczonych wykazały, że cykl życiowy ludzi z Iga idealnie jest zsynchronizowany z okresem obrotu Marsa wokół osi. Dziwne?
Ludzie na całej planecie Iga mówili jednym prostym językiem zwanym Lana u, lub zwyczajnie lana. Dzielili się na kastę wtajemniczonych, na ludzi i na bydlaków.
Mieli tam tylko dwie religie. Tą oficjalną dla bydlaków. I drugą tylko dla ludzi i dla wtajemniczonych.,
Znali radio i telewizję, komputery i inną elektronikę. Jak słyszałem ponoć nie znali atomu, nie mieli zatem strachu przed bombami: atomowymi, termojądrowymi, czy neutronowymi. Nie produkowali żadnej broni chemicznej, ani biologicznej. Nie wydając praktycznie na żadne zbrojenia stworzyli tam krainę dobrobytu dla ludzi i dla bydlaków.
Mieli posiadać maszyny projekcyjne produkujące dosłownie wszystko ad hoc. Jak Majka z serialu ,,Spadła z obłoków”.
Dopiero dziś w dobie drukarek laserowych zastanawiam się poważnie, czy ten ,,świr” czasami nie mówił prawdy?
Sugestia ta jest co prawda podana w pamietnikach Waltera Schellenberga, ale historycy kwestionuja wiele informacji zawartych w tych pamietnikach. Na dodatek, Schellenberg nie zywil specjalnej sympatii do Mullera i jest mozliwe, ze zadecydowal „przysluzyc sie” Mullerowi, sugerujac jego zaprzedanie sie „czerwonym”. Jedyna, bardzo, bardzo cienka nitka do rozwiazania tajemnicy to napisany pare lat po wojnie list genrala pulkownika Wiktora Abakumowa (od 1943 r. szef SMERSH, w latach 1945-1953 minister bezpieczenstwa ZSRR) do Stalina z prosba o zadecydowanie, czy niejaki Muller przebywajacy gdzies w rejonie Uralu powinien byc zlikwidowany. Nie wiadomo jednak czy w liscie tym chodzi o „naszego” Mullera. Jezeli Muller wyszedl z Berlina zywy i jezeli po wojnie byl w ZSRR, to na pewno przez dlugi okres byl „maglowany” przez NKWD (tak, jak wielu ocalalych z Bunkra), ktore lubowalo sie w produkowaniu tasiemcowych protokolow i sprawozdan. Jest wiec mozliwe, ze gdzies – moze nawet w archiwach Lubianki – czeka na odkrycie gruby skoroszyt. Ale to juz jest moja osobista hipoteza, nie podbudowana udokumentowanym faktem. A wszystkim nam fantastom Muller mogl zrobic takiego samego psikusa jak kucharka Adolfa, Fraulein Constance Manzialy – po prostu zniknac bez sladu. Nie takie numery zdarzaly sie w Berlinie w maju 1945 roku.
Pewnie w „poprzednim życiu” brałeś leki, dlatego w miarę normalnie egzystowałeś. Kiedy przestałeś je brać i/lub zamieniłeś na prochy i/lub grzybki, Twój mózg wygenerował Ci historyjkę o Twoim „następnym” wcieleniu.
Świadczy o tym to, że tkwisz w erze drukarek laserowych. Gdybyś wspomniał o drukarkach 3D, to może wydźwięk Twojej wypowiedzi byłby inny.
Wróć do pierwszego lekarza, ten drugi Cię okrada i oszukuje….
Każdy ma prawo do swojej Wenecji 🙂
Stanowisko Nan Madol jest niewątpliwie największym zabytkiem architektury przed kolonialnej na Pacyfiku. Mimo wielu ekspedycji naukowych zapoczątkowanych już w XIX wieku skrywa przed archeologami jeszcze wiele tajemnic. Większość ze sztucznych wysp jest wciąż pokryta gęstym lasem, nieustannie niszczącym ich architekturę (Ayres 1979: 598). Niestety usuwanie wszystkich roślin porastających wyspy kompleksu zdaje się być syzyfową pracą. Wyspa Pahn Kadira została całkowicie oczyszczona w czasie kampanii z 1981 roku, dzisiaj znów pokryła ją dżungla. Brak działań celem, których miałoby być oczyszczenie stanowiska, wynika również z niechęci miejscowej ludności, która wierzy, że w drzewach porastających Nan Madol „żyją” duchy jego dawnych mieszkańców (About Nan Madol). Tak, więc na skutek utrudnień w pracy spowodowanych ciągłą walką z fauną, stanowisko nazywane „Wenecją Pacyfiku” jeszcze przez długi czas pozostanie nie w pełni zbadane.
Warto dodać, że fale grawitacyjne to ostatnia teoria Einsteina, która została do udowodnienia i właśnie została udowodniona.
Wychodzi na to, że nie mylił się nawet wtedy, kiedy nie wierzył w poprawność swoich teorii (np. kwantowe splątanie).
Ja sobie wyobrażałem grawitony jak nieustannie penetrujące przesttzeń oddziaływanie a nie tylko przy wydzielaniu energii.
Nic to myślę, że:
– Einstein strasznie jest wciąż „naukowo wywyższany” i „wychwalany”. Chyba jednak Newtona rozważania są bardziej adekwatne. Czyli można póki co, skłaniać się do osądu, w którym to potencjalne fale grawitacyjne w propagacji przekraczają prędkość światła,
– Najciekawszym jednak przykładem naukowej błyskotliwości, jakkolwiek to zabrzmi dziwnie, jest nie sam Albert Einstein (mimo, że zasłużony dla nauki) lecz w praktyce życiorys zawodowy matematyka z Banachowskiej Przedwojennej Szkoły Lwowskiej – Stanisława Ulańskiego. Tenże matematyk dowiódł teoretycznie wadliwego podejścia pewnego przewodniczącego fizyka – drugiego wielkiego projektu zbrojeniowo-badawczego w U.S.A., a dotyczącego prób zbudowania pierwszej bomby wodorowej w latach gdzieś 1945-1951. Następnie zaproponował własny pomysł na zbudowanie pierwszej bomby wodorowej objął przewodnictwo nad tym projektem, i pomyślnie go ukończył,
– Polecam niektóre zagadki Ulańskiego, choćby nie do końca rozwikłane zagadki z intrygującym przedstawieniem szeregu liczb pierwszych w formie tzw. kwadratów/figur Ulańskiego.
Jeśli dobrze pamiętam, ten szum wywoływany jest płynięciem naszej krwi. Słyszymy go właśnie dlatego że muszla jest rezonatorem, a ucho znajduje się w jej otoczeniu… Proponuję zrobić eksperyment i przyłożyć ucho do muszli w całkowicie cichym otoczeniu. Szum będziesz słyszał nadal. Natomiast jeśli w tym samym pomieszczeniu do muszli przyłożysz najczulszy nawet mikrofon, nie nagra się nic. Prawdą jest natomiast również fakt, że w otoczeniu które nie jest ciche, szum w muszli nie będzie spowodowany wyłącznie przepływem naszej krwii, ale także np. delikatnymi powiewami wiatru.
Nieprawda. Wówczas po intensywnym wysiłku powinieneś słyszeć mocniejszy szum, a tak przecież nie jest.
To był zapewne William J. Smith, Zmarł akurat, gdy zaczęło się robić wokół niego gorąco.
In November 2018, The Oregonian published an article proposing William J. Smith (1928–2018), of Bloomfield, New Jersey,[212] as a suspect. The article was based on research conducted by an Army data analyst who sent his findings to the FBI in mid-2018.[213] Smith, a New Jersey native, was a World War II veteran. After high school, he enlisted in the United States Navy and volunteered for combat air crew training. After his discharge, he worked for the Lehigh Valley Railroad and was affected by the Penn Central Transportation Company’s bankruptcy in 1970, the largest bankruptcy in U.S. history at that time. The article proposed that the loss of his pension created a grudge against the corporate establishment and transportation field, as well as a sudden need for money. Smith was 43 at the time of the hijacking. In his high school yearbook, a list of alumni killed in World War II lists an Ira Daniel Cooper, possibly the source for the hijacker’s pseudonym.[213] The analyst claimed that Smith’s naval aviation experience would have given him knowledge of planes and parachutes, and his railroad experience would have helped him find railroad tracks and hop on a train to escape the area after landing.
Van Rooijen stracił trochę palców u stóp podczas tej eskapady. Już jako dziecko lubił chodzić po Alpach z rodzicami. Kiedy miał 16 lat zaczął się wspinać, chciał jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego o linach i węzłach. Studiował elektronikę, miał pójść w ślady ojca i zostać inżynierem – ale od początku czuł, że to nie to. Razem z przyjaciółmi pracował przy remontach domów, żeby zdobywać pieniądze na wyprawy wspinaczkowe. W końcu na dobre zostawił elektronikę i poświęcił się wyłącznie wspinaczce. Zarabiał na życie jeżdżąc po kraju i wygłaszając wykłady motywujące dla pracowników dużych firm.
Nie dałbym się raczej zmotywować facetowi, który tyko cudowi zawdzięcza życie.
Ostatni wywiad Alexa z Maxem jest porażający w odbiorze. Słychać wyraźnie, że Max czuję się fatalnie, a Alex ciągnie go za język i chce uzyskać jak najwięcej informacji….Dlaczego nie przełożono tej rozmowy na inny termin, dlaczego nie udzielono mu pomocy medycznej widząc w jakim jest stanie? To budzi ogromne wątpliwości i rzuca cień na całe środowisko, w którym przebywał przed śmiercią. Zabić człowieka bez śladów, to nie jest taka prosta sprawa, w tym przypadku wszystko jest grubymi nićmi szyte i niestety mokra robota została przez gnidy wykonana.
Żadna mokra robota, facet podczas wyjazdu z Duval na Cypr kupił całą kosmetyczkę wydawanego bez recepty tureckiego odpowiednika Xanaxu. Feralnego dnia, jak zeznała Duval, załadował w siebie dziesięć tabletek. Zgoda, że już podczas poprzedzających śmierć wywiadów wyglądał i zachowywał się dziwnie. Wyglądało to na przemęczenie, ewentualnie znajdowanie się pod wpływem substancji odurzających.
K2 jest fascynujące. Dodatkowo mam dobrą książkę o pierwszym polskich sukcesie na K2, w której jest sporo z ogólnej historii zdobywania tego szczytu no i oczywiście inne materiały, więc będzie z czego pisać. Dodatkowo K2 ma „mocne” statystyki i jest po prostu ciekawe przez swoją niedostępność.
Oprócz takich tekstów o ośmiotysięcznikach mam też w głowie inne tematy, np. o chorobach wysokościowych, aklimatyzacji organizmu oraz w ogóle o tym, co się dzieje z organizmem na takich wysokościach. mam do tego dużo wykresów itp. może też pisać o tysiącu innych rzeczach- zebrać największe tragedie, pisać o każdym z legendarnych himalaistów z osobna (już dwa takie wpisy były), poświecić jeden wpis organizacji wypraw na przestrzeni wieków, sprzętowi etc. mam tez dużo materiału odnośnie historii ratownictwa górskiego w Polsce…. oj dużo by wymieniać 😀 jest co robić.
Już w czasie zdarzenia lokalny rybak wyjaśniał tę sytuację możliwą hipotezą: „Ta kobieta może być córką króla z dalekiego kraju, która tam została wydana za mąż. Ale ponieważ po ślubie kochała innego mężczyznę, ten został skazany na śmierć. Jako że była księżniczką i cieszyła się wielką sympatią, została jej darowana kara śmierci. Zamiast tego została zamknięta w utsuro-bune, puszczona na morze i pozostawiona swemu przeznaczeniu. Jeśli ten wniosek jest prawdziwy, to w kwadratowym pudełku znajduje się odcięta głowa jej kochanka. W przeszłości na pobliski brzeg została wyrzucona łódź z kobietą, a w łodzi znaleziono głowę przymocowaną do deski. Biorąc pod uwagę tamtą informację z drugiej ręki, zawartość tego pudełka może być podobna. To tłumaczyłoby, dlaczego skrzynka jest dla niej tak ważna i dlaczego trzyma ją ciągle w ręku. Wiele by nas kosztowało, aby dowiedzieć się wszystkiego o kobiecie i jej łodzi. Jako że jest w zwyczaju takie łodzie zostawiać na pełnym morzu, powinniśmy tę kobietę z powrotem umieścić w łodzi i odesłać dalej. Po ludzku biorąc może to wyglądać okrutnie, ale jednak wydaje się być w tym określone przeznaczenie”.
Zamorska księżniczka jest najbardziej prawdopodobną teorią, tylko nie potrafię sobie wyobrazić, skąd przybyła? Z Indii?
Zgłębiam kulturę japońską od kilku już lat i wiem, że Japończycy potrafią umiejętnie wpleść do niektórych wydarzeń elementy ze swojego folkloru. Przedstawiona historia wcale nie musi być w 100% autentyczna. Żadna wzmianka nie mówi też o tym czy kobieta miała azjatyckie rysy. Jeżeli nie, mogła być Europejką, która faktycznie na skutek jakiegoś zatargu z ówczesnym władcą jakiegoś kraju została np. ukarana poprzez takie właśnie wygnanie. Opcja kontaktu z inną cywilizacją wydaje się w tym wypadku mało prawdopodobna.
Zawsze się zastanawiałem oglądając początki Milionerów czy tam pytania nie są generowane na bieżąco w zależności od psyche i postępów grającego.
Wpiszcie w gugla „hollow brain” a zobaczycie współczesnych ludzi z podobnym problemem. Żyją bez znaczących kawałków mózgu, tylko nie wszystkie funkcje działają jak należy.
Ranczo, na którym z pomocą swoich argentyńskich sympatyków ukrył się Führer, miało się nazywać Incalco. Znajdowało się nad jeziorem, w środku gęstej puszczy i można było do niego dotrzeć tylko łodzią bądź hydroplanem. Kompleks należał do biznesmena, który był jednym z najbardziej zaufanych przyjaciół ówczesnego prezydenta Juana Peróna.
Tak rzeczywiście było, przynajmniej według brytyjskich badaczy. Ich wersja zakłada, że Hitler wcale nie zastrzelił się w berlińskim bunkrze 30 kwietnia 1945 roku. Już trzy dni wcześniej wraz z Ewą Braun uciekł samolotem do Tonder w Danii, skąd przez Travemünde na terenie Rzeszy przedostali się do hiszpańskiej bazy wojskowej Reus na południe od Barcelony. Tam generał Franco miał dostarczyć im samolot, którym para poleciała do Fuerteventury na Wyspach Kanaryjskich.
Chyba nie było jeszcze tak dokładnej, polskojęzycznej analizy tematu:
https://www.youtube.com/watch?v=ZeyaAUs5Td4
Jak wiekszosc Hitlerowskich zbrodniarzy korzystala z pomocy WATYKANU i droga morska opuszczala Europe udajac sie do ARGENTYNY. Wiadomo nie za darmo ksiadz sie modli ! To wlasnie Nuncjusz Papieski w MOnachium swiecil HITLEROWI armaty przeciw nam POLAKOM a bylo to w 1939r Nastepnie w tym samym roku po smierci Papieza Piusa XI na stolice Piotrowa zostaje wybrany byly Nuncjusz z Monachium i przybiera imie slynne i kontrowersyjne PIUS XII, papa nie wiedzacy o mordach na POLAKACH, biedak nie wiedzial ze w naszym kraju byly OBOZY KONCENTRACYJNE I ZAGLADY ! i tym sposobem wielu ZBRODNIARZY HITLEROWSKICH przedostalo sie do Ameryki Lacinskiej ,nie za FRYKO !
O kulinarnych upodobaniach Hitlera opowiedziała Margot Woelk – 95-letnia degustatorka przywódcy III Rzeszy – w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika „The Times”.
Woelk była testerką Hitlera przez 3 lata – od 1941 r. do 1944 r. Jak powiedziała w swoim pierwszym w życiu wywiadzie, był to dla niej czas strachu i stresu. Każdy kęs mógł być dla niej ostatnim.
– Powiedzieli mi, że mam próbować jedzenie, które ma potem spożyć Hitler. Oczywiście, bałam się. Jeśli byłoby zatrute, nie byłoby mnie tu dzisiaj. Byliśmy zmuszani do tego, nie mieliśmy żadnego wyboru – zwierza się Margot Woelk.
– Wszystkie potrawy były wegetariańskie. Najpyszniejsze i najświeższe dania, od szparagów po paprykę i groszek, serwowane z ryżem i sałatkami. Wszystko było zawarte na jednym talerzu i w takiej postaci do niego trafiało – opowiada kobieta.
Ciekawy filmik z Barrym: https://www.youtube.com/watch?v=qMTCncSqFzA
Może to być on? W czerwonym sweterku, gestykulujący, powrócił po 30 latach do Iluzjonu?
https://www.facebook.com/kinoiluzjon/photos/pcb.5715168155201556/5715157975202574
Brytyjczycy uparcie twierdzą, że wszystkie dokumenty dotyczące Gibraltaru są jawne. I tu się włącza przechodzący na jasną stronę mocy profesor Jacek Tebinka, który zaczął drążyć sprawę dwóch teczek, których sygnatur są znane, ale są one niedostępne dla badaczy. W jawny sposób stanął przeciw brytyjskim krętactwom.
Wydaje mi się, że na trzecim zdjęciu od góry widzimy Miodońskiego. Rok 1978, transfer Deyny do Manchesteru City, któremu patronował. Miał wówczas 57 lat i to by się zgadzało. To ten uśmiechnięty człowiek stojący pośrodku.
https://legia.com/pilka-nozna/rokdeyny-41-lat-od-transferu-%E2%80%9Ekaki%E2%80%9D-do-manchesteru-city/6635
Ciekawe czy go rozczłonkowali?
Z drugiej strony, czy Atlantyda mogła się zapaść 600 metrów poniżej poziomu morza?
To nie był zakonnik, to był regularny inkwizytor. Gorszy od Torquemady.
Majowie to nie tylko księgi i złote idole. W 1930 roku wykonano zdjęcie tajemniczej 17-metrowej głowy z kamienia, którą odkryto w południowej Gwatemali. Zdjęcie ukazało się tylko raz w angielskojęzycznym magazynie, który natychmiast wycofano z dystrybucji. Głowę ponoć przewieziono do USA i ukryto. Wg. dołączonej opinii archeologa Hectora E. Mejia, głowa może pochodzić z lat 3500-5000 p.n.e. Wg. archeologa, miałby to być dowód na istnienie nieznanej wielkiej cywilizacji. Charakterystyka twarzy nie ma nic wspólnego ani z Majami ani innymi rasami zamieszkującymi Amerykę.
Chodzi o tę głowę, która jest na podlinkowanym zdjęciu poniżej. Niestety los tego monumentu nie jest znany. Nie wiadomo nawet, czy zdjęcie przedstawia to co przedstawia, i czy nie jest jakimś fałszerstwem. Nikt bowiem oprócz autora fotki nie widział jej na własne oczy…
http://haecceities.files.wordpress.com/2011/12/monumental-head.jpg
„Znaleźliśmy dużą ilość ksiąg, a że wszystko w nich było przesądem i fałszerstwem spaliliśmy je, co wielkie cierpienie im (Indianom) sprawiło i napełniło wielkim smutkiem” – pisał Diego de Landa w swoim dziele „Relación de las Cosas de Yucatán”, zdając relację z wydarzenia, które położyło się cieniem na jego działalności – jako franciszkańskiego zakonnika – w Ameryce Środkowej. Miało ono miejsce na początku lat 60. XVI wieku w północnej części półwyspu Jukatan.
He he, hitlerowcy i botanika. To prawie tak jak Eskimosi studiujący zagadnienie lasów tropikalnych.
Najbardziej wpływowym przyjacielem okazał się Tsarong Dasa. Tsarong uzyskał to, co wydawało się niemożliwe – przedłużenie pobytu w Lhasie i zgodę na prowadzenie badań. Dało im to sposobność do sfilmowania obchodów Nowego Roku (tyb. Losar) i Święta Wielkiej Modlitwy (tyb. Monlam Czenmo). Zwłaszcza to ostatnie wywarło na nich niezatarte wrażenie. Na czas Święta Wielkiej Modlitwy władza nad Lhasą oddawana była w ręce duchownych z 3 wielkich klasztorów Gelugpy. Do miasta napływała nieprzeprana fala mnichów; rozpoczynały się dni chaosu, przemocy i terroru. Mnisi dopuszczali się grabieży, a nawet tortur. Co zapobiegliwsi arystokraci ukrywali drogocenne przedmioty i umykali z miasta przed pazernymi mnichami. Filmująca święto ekipa niemiecka obrzucona została kamieniami i jedynie dzięki tybetańskim ochroniarzom zdołała umknąć rozwścieczonej mnisiej tłuszczy.
Nieznana historia naszej błękitnej planety spisana została za pomocą dziwnych symboli na ścianach jaskini pod pałacem Potala i przechowywana w sekretnych miejscach w całym Tybecie. Historia ta znana była jedynie elitarnemu kręgowi lamów, którzy przekazywali ją innym w czasie sekretnych stadiów inicjacji.
Rampa i jego Przewodnik udali się w podróż do wnętrza góry Potala przez długie korytarze i sekretne drzwi, dochodząc do dziwnej mapy nieba wyrytej na jednej ze ścian jaskini. Jego przewodnik wskazał na symbole „gigantów i machin tak dziwacznych, że znajdowały się dosłownie poza moim pojmowaniem”. Wkrótce potem rozpoczął on wykład, który Kuan opisał w rozdziale „Kiedy Ziemia była młoda” (w książce „Doktor z Lhasy”). Była to historia obejmująca miliony lat historii naszej planety. Wiele eonów temu, Ziemia znajdowała się znacznie bliżej Słońca i obracała się w przeciwną niż obecnie stronę. W jej pobliżu znajdowała się bliźniacza planeta. Ponieważ dni były znacznie krótsze, ludzie żyli setki lat, a z racji mniejszej siły grawitacyjnej, ludzie, zwierzęta i rośliny osiągały duże rozmiary.
Ludzie nadzorowani byli przez grupę opiekuńczych istot pozaziemskich, „Ogrodników Ziemi”, którzy pojawili się na niebie w swych lśniących statkach – „rydwanach bogów”. Te wysoko rozwinięte istoty rozpoczęły jednak walki między sobą, powodując dewastację swej ziemskiej „kolonii”. Jedna z grup odpaliła bombę, która spowodowała przesunięcie Ziemi na kurs kolizyjny z jej bliźniaczą planetą. Przed kolizją, bogowie zapomnieli o kłótniach i pozostawili Ziemię samą sobie. Katastrofę tą przeżyło tylko kilka osób, bowiem wskutek niszczycielskich tsunami pod wodą zniknęło wiele miast zbudowanych przez super-rasę. Z setek wulkanów wydostała się lawa, jak i trujące gazy, które spowodowały, iż niebo zasnuło się ciemnymi chmurami. Kiedy wszystko skończyło się, a chmury rozstąpiły, ci którzy przeżyli ujrzeli, iż Słońce jak gdyby zmniejszyło się i wstawało na wschodzie, a nie jak przedtem, na zachodzie. Księżyc, który pojawił się na niebie wskutek kolizji, spowodował fale zalewające wybrzeża.
Ostatecznie Ziemia usadowiła się na nowej orbicie, a dni stały się dwukrotnie dłuższe niż przedtem. Nastąpiła epoka lodowcowa, w czasie której grupy ocalałych ludzi rozproszyły się po świecie. Wraz z biegiem lat osiedlali się oni w wioskach. Po upadku jednej cywilizacji, zaczęła powstawać druga. Używając zapisów pozostawionych przez super-lud, odbudowano miasta i pojazdy, w tym te latające.
Wkrótce potem raz jeszcze doszło do rozłamu i jeszcze raz użyto broni masowego rażenia. Biologiczna i nuklearna broń zmiotła z ziemi całe narody. Kilkoro mądrych kapłanów, z trwogi o przyszłość, spisało swą historię na złotych płytach i zamknęło je w kapsułach czasu w kilku odludnych regionach planety. Bali się, iż nowa broń może położyć kres ich całej cywilizacji. Światem wstrząsnęły raz jeszcze trzęsienia ziemi i tsunami, zaś Tybet, który leżał na nizinach, wyniesiony został przez tektoniczne siły na swą obecną pozycję. To właśnie w Tybecie owi kapłani ukryli swe kapsuły w zapomnianym mieście otoczonym przez lodowiec na wyżynach Chang Tang. Ci, którzy przeżyli ponownie cofnęli się do epoki kamienia i zapomnieli o „Złotym wieku”.
Jest taka strona nie pamiętam teraz adresu, która mówi, że istnieje pandemia i że noszenie maseczki przez osobę zdrową odgania chorobę.
W połowie lat osiemdziesiątych w krakowskim ośrodku obliczeniowym na Placu Matejki pracowała moja mama. Miałem okazje być tam kilka razy w tak zwane pracujące soboty. Oni już wtedy wycofywali karty perforowane. Na jednym stanowisku miałem okazje zagrać wtedy w „wyscigi” samochodowe. Niestety nie wiem co to był za sprzet, wiem ze Odrę mieli. Gra była wyświetlana na monochromatycznym monitorze, grafika przypominała tenis, czyli kreski po dwóch stronach przesiewające sie w dul ekranu albo coś w ten deseń. Problem w kierowaniu polegał na tym ze jeżeli kliknąłeś w kursor dwa razy w prawo to żeby odbić w lewo trzeba było najpierw kliknąć dwa razy żeby wypośrodkować a następnie odpowiednia ilość razy jeszcze raz w prawo żeby wejść w zakręt. Tyle zapamiętałem. Całe ostatnie piętro to był komputer i był to jedyny wtedy budynek w Krakowie z klimatyzacja. Ale coś mi chodzi po głowie ze mieli już wtedy jakiegos IBM ale mogę sie mylić w końcu wtedy obowiązywał Cocon.
Dzisiaj liczy się przede wszystkim bezpieczeństwo. Ciekawe po ilu próbach nasi przodkowie opanowali sztukę morskiej nawigacji, ofiar pewnie było mnóstwo ale jak widać ryzyko się opłaciło. Jeszcze w XIX wieku ówczesne autorytety twierdziły że loty samolotami nigdy nie będą możliwe, a wielu twierdziło wtedy że wszystko co najważniejsze i istotne już zostało wynalezione.Nie ma ryzyka, nie ma zabawy. Z takim nastawieniem to my chyba nawet na Marsa ludzi nie wyślemy. Jakby nasi przodkowie mieli taką motywacje to nigdy by z drzewa nie zeszli.
Łańcuch DNA stał się jednym z symboli naszej współczesnej cywilizacji. Jest on tak naprawdę kluczem do życia. Zawiera wszystkie informacje potrzebne do tego, aby każdy żywy organizm rozwijał się, a na końcu umierał. Skąd się wziął DNA? Czy jest to jedynie wynik ewolucji? A jeśli tak, to ewolucji… czego? Pytań jest wiele, na odpowiedzi przyjdzie nam poczekać, a kiedy się wreszcie pojawią, wtedy… może być ciekawie. Ostatnio międzynarodowy zespół naukowców badający meteoryt Murchison odkrył, że jeden z ważniejszych składników materiału genetycznego tworzącego DNA ma najprawdopodobniej pochodzenie kosmiczne. Zdaniem uczonych, wyniki ich najnowszych badań mogą pomóc wyjaśnić, skąd pochodzi życie na Ziemi. Wyniki pracy badaczy zostały opublikowane 15 czerwca w czasopiśmie naukowym „Earth and Planetary Science Letters”.
Dajcie jakiś artykuł o nieśmiertelności 😀 czy to możliwe , że do dziś nie potrafimy zatrzymać procesów starzenia ?! powątpiewam :))
Pomysł ciekawy, zapisany w kajeciku 🙂
No właśnie, co tak naprawdę podnieca masową wyobraźnie? Schrodinger, gdy
formułował swój słynny paradoks opisał hipotetyczną sytuację: w pudełku
zamknięty jest kot oraz pojemnik z trucizną uruchamiany przez rozpad
radioaktywnego atomu. Ponieważ atom jest w stanie kwantowej spójności, funkcja
falowa całego układu opisuje kota jako jednocześnie żywego i martwego. Tylko co
z tego? W matematycznym rachunku dwóch par, z których jedna ma dziecko a druga
nie wynika, że wypada pół żywego dziecka na jedna parę. Matematyczny rachunek
jest poprawny, ale nie ma nic wspólnego z realiami. Dlaczego więc podobnie nie
może być z kotkiem? Matematyczne działanie opisujące ten układ jest poprawne,
tyle, że nie ma nic wspólnego z realiami. W pudełku dycha sobie spokojne kot
jeśli atom się nie rozpadł, lub nie dycha jeśli atom się już rozpadł. Atom jest
w stanie kwantowej spójności ale nie przenosi się to na cały układ ponieważ
kot, jako układ makroskopowy składa się z miliardów atomów, czyli czworonogi –
jak wiemy z codziennych obserwacji – nie paradują przed nami w stanie
kwantowego rozmycia. Kot sam więc dokonuje redukcji stanów, więc nie ma co
dokonać redukcji gdy zajrzymy do pojemnika. Czy więc cały problem nie
przypomina debatowania jak może wyglądać sytuacja gdy na jedną parę przypada
pół żywego dziecka? Fizycy przyznajcie się: wymyśliliście to by podniecać
wyobraźnię maluczkich ;-))
Nauka zna jednak wiele przypadków, gdy rzeczywistość okazywała się niezgodna z intuicją (albo i w ogóle ze zdrowym rozsądkiem, jak mechanika kwantowa), więc nie można z góry skreślać żadnej możliwości – zwłaszcza że tak naprawdę ciągle nie rozumiemy, czym właściwie jest czas. Dodatkowym wymiarem, podobnym w jakimś sensie do wymiarów przestrzennych? Medium, w którym się poruszamy? Miarą wzrostu entropii? A może tylko abstrakcyjnym pojęciem, określającym następstwo zdarzeń? Za każdą z tych interpretacji przemawia wiele argumentów, każda też ma swoje słabości, a jak to we współczesnej fizyce często bywa, żadna nie wyjaśnia wszystkiego…
Teraz mamy Wronę Schrodingera :]
Taka tylko malutka uwaga/sprostowanko… W tamtych czasach to jedyne rakiety jakie mogły spaść na głowę szanownemu Autorowi były amerykańskie…
Bardzo ciekawa jest książka Jacka Dukaja „Perfekcyjna niedoskonałość”, a w niej krzywa progresu cywilizacji. Z jednej strony to fantastyka, z drugiej nie będę udawał, że chciałbym dożyć czasów kiedy mógłbym przepisać swój fren. Poza tym polecam niemal całą twórczość tego autora – nie jest lekka, ale to jest jej urok. Jeśli ktoś ma ochotę podyskutować prywatnie na jej temat , to bardzo chętnie 🙂
Idziemy do przodu w ogromnym tempie. Ludzkość przez cały czas babrała się w błocie i jedyne jej osiągnięcia były czysto mechaniczne, natomiast cały potencjał tych miliardów ludzi którzy żyli od początku naszego gatunku do wykonywania obliczeń i wymyślania nowych rzeczy marnował się.
Trend postępowy zaczął się właściwie od wynalezienia silnika parowego, bo dopiero wtedy ludzkość zaczęła używać energii z wymiernymi korzyściami, wtedy też przyszło zorganizowanie pracy w fabrykach, lecz oznaczało to tylko tyle, że ludzkość zamiast czołgać się przeszła do powolnego spacerku. Natomiast od wynalezienia elektryczności po prostu zapierdalamy jak miło, w dodatku z górki, coraz szybciej i szybciej. Już teraz ilość informacji w jednym wydaniu New York Timesa jest większa, niż mógł otrzymać człowiek w szesnastym wieku przez całe swoje życie, a to dlatego, że Internet i komputery uwolniły nasz prawdziwy potencjał.
Dodajcie do tego to, że rodzi się coraz więcej geniuszy, do tego to, że populacja ziemska wciąż się zwiększa. Dzięki temu zaś, że rodzą się geniusze, ludzkość nie idzie do przodu w równym tempie, ale raz po raz dostaje potężnego kopa w cztery litery, przez co rozumiem nowe, rewolucyjne wynalazki i idee.
No i teraz gwóźdź programu – mianowicie fakt, że ludzkość od zawsze potrafiła wykorzystywać zjawiska nie rozumiejąc ich. Dzięki temu zawsze wyprzedzamy punkt, w którym zgodnie z logiką powinniśmy być.
Problem w tym, że postęp technologiczny idzie tak szybko, że zabiera cały potencjał rozwojowy ludzkości i jest go coraz mniej dla rozwoju społecznego, przez co chociaż coraz lepiej panujemy nad naturą i energią, coraz gorzej idzie nam panowanie nad bezpieczeństwem i edukacją, przez co kolejne pokolenia są coraz gorsze i coraz bardziej nienawistne. I to zniszczy ludzkość.
Michio Kaku szacuje, że ludzkość osiągnie drugie stadium rozwoju Kardaszewa w 2800 roku. Jeżeli chcecie wyobrazić sobie cywilizację znajdującą się na drugim poziomie skali Kardaszewa dobrym odniesieniem będzie Zjednoczona Federacja Planet z filmów Star Trek.
Chodzi tylko o pobór energii potrzebny do rozwoju. To raczej logiczne że jak wykorzystamy energię ziemi (kopalna, czy zielona) przyjdzie czas na pozyskiwanie energii z innych źródeł. Stąd też stopniowanie tej skali. Moim zdaniem ta skala pokazuje w fajny i obrazowy sposób w którym miejscu rozwoju jesteśmy i jak daleka droga przed nami.
Znany antysemita Henryk Pająk zajął się Gibraltarem. Żeby uświadomić sobie, jak wielki jest to imbecyl i faktograficzny abnegat, wystarczy posłuchać
https://www.youtube.com/watch?v=p1dQPYdOe9o
Spośród wielu bzdur i wyssanych z palca informacji wskażę jedno – w 22:30 pada, ze żona Prchala zginęła w tajemniczej katastrofie lotniczej tuż po wojnie, której sam Prchal cudem uniknął. Przybył na lotnisko, ale nie wsiadł do samolotu – mówi Pająk. Otóż Dolores „Dolly” Sperkowa była żoną Eduarda Prchala od 1943 roku. W oficjalnych źródłach można znaleźć, że zmarła w San Francisco, długo po tym jak wraz z mężem uciekła do USA.
https://www.ancestry.com/search/categories/42/?name=_sperkova
Oczywiście tacy psychopaci jak Pająk stwierdzą, ze Ancestry sfałszowało ten dokument, tak jak sfałszowano ekshumacje Sikorskiego. Załamka jacy ludzie biorą się za odcyfrowywanie zbrodni gibraltarskiej…
Car Bomba mogłaby w ogóle zniszczyć Księżyc. Wówczas nie byłoby przypływów na Ziemi. Cóż, mały problem.
Bzdura. Efekt podobny do puszczenia bąka podczas wichury.
Przecież tam jest próżnia. Żadnej większej fali uderzeniowej, tylko w luj promieniowania puszczonego w kosmos i śmieszny kraterek na powierzchni (porównując do tych impaktowych). Szkoda kasy na rakietę – tak też pewnie pomyśleli twardogłowi i tak się ta historia skończyła.
Część z tych figur zostało niedawno bezpowrotnie zniszczonych przez firmę wydobywczą.To byly te wielkie figury widoczne w calosci tylko z powietrza.
Najbardziej popularna jest teoria, mówiąca, że wzory są największym obserwatorium astronomicznym na świecie, które pokazuje położenie gwiazd i ich orbitalny ruch. Współudział Obcych przy tworzeniu wzorów jest bardzo prawdopodobny i o ile kiedyś Obcymi nazywaliśmy tylko przybyszy z kosmosu – tak teraz pojawia się pytanie jak bardzo rozwinięta musiała być cywilizacja zamieszkująca ten teren na przełomie naszej ery, że tak bardzo nie pasuje do naszych schematów.
Zakładamy wciąż, że to właśnie my osiągnęliśmy najwyższy poziom rozwoju. Być może dzisiaj tak jest, ponieważ nie pojawiła się jeszcze dla nas żadna konkurencja. Ale to wcale nie oznacza, że dwa tysiące lat temu wszyscy żyli w lepiankach i padali na kolana słysząc dźwięk grzmotów nadchodzącej burzy. Jest zbyt dużo pytań dotyczących przeszłości, na które nauka albo nie chce odpowiedzieć, albo udaje że ich nie ma – jednocześnie ignorując lub wyśmiewając interpretacje.
Byłem na tym miejscu. Linie Nazca najlepiej oglądać je z lotu ptaka, niestety za półgodzinny lot samolotem nad liniami wszystkie agencje jak jeden mąż życzą sobie od osiemdziesięciu do stu dolarów (amerykańskich, sic!), zdecydowaliśmy się więc na tańszą opcję, mianowicie podróż lokalnym autobusem za 2 sole do punktu widokowego i powrót tym samym sposobem. Okazało się, że punkt widokowy, to tak naprawdę lichej konstrukcji piętnastometrowa wieża, z której widać tylko część niektórych linii. Z wieży doszliśmy na drugi, naturalny punkt widokowy, czyli niewielkie wzniesienie pośrodku dosłownie niczego. Tam zobaczyliśmy zachód słońca, porobiliśmy trochę zdjęć, bo widoki były całkiem ładne – w oddali na horyzoncie widać było Andy, a my znajdowaliśmy się na pustynnej równinie, która była przecięta prostą linią, czyli autostradą Panamericana. Klimatycznie. Po zachodzie jednak bardzo szybko robi się niewyobrażalnie ciemno, musieliśmy zatem złapać jakiś powrót do miasta. Podzieliliśmy się na dwie grupy i zabraliśmy się za łapanie „stopa”. Udało się obydwu grupom w przeciągu jakichś 5 minut, ale mojej, choć później, to o wiele lepszy transport, gdyż wracaliśmy wielkim TIR-em, w dodatku wersją amerykańską, z wystającym silnikiem z przodu – polecam, cudowne maszyny. Na tym skończyła się nasza przygoda w tym mieście, po dotarciu do centrum pozostało nam tylko oczekiwanie na autobus do kolejnego miejsca, czyli Arequipy.
Ten koń musiał być teleportowanym w czasie koniem Kaliguli 😉
Ciekawy wywiad na temat rysunków z Nazca jest tutaj: http://kochamyperu.pl/inna-strona/co-laczy-prekolumbijskie-linie-nazca-z-egipska-piramida-cheopsa/
Leciałem nad liniami w Nazca w 2010 roku. Samolot (Cessna) był 4-osobowy (pilot plus 3 pasażerów). W pierwszym samolocie nie działało radio, więc nie wystartowaliśmy, tylko zmieniliśmy samolot. W drugim wszystko działało, lot był wyjątkowo spokojny, pilot krążył nad rysunkami w taki sposób, żeby i z jednej, i z drugiej strony samolotu było wszystko elegancko widać. Żadnych większych problemów nie zanotowałem, poza tym, że linie nie były jakoś doskonale widoczne. Może to kwestia braku odpowiedniego światła (było popołudnie, słońce za chmurami), a może styczniowych opadów, które – jak gdzieś przeczytałem – uszkodziły nieco niektóre figury.
Moje fotki z Nazca tutaj: http://lachman.blox.pl/2010/03/Gdzie-te-kreski.html
W czasie studiów na Politechnice Warszawskiej miałem przedmiot Mechanika płynów. Były z tego ćwiczenia, na których liczyliśmy przepływy płynu w układzie. Posługiwaliśmy się takimi parametrami jak temperatura, ciśnienie, prędkość. Prowadzący ćwiczenia rysował na tablicy układ i pytał nas o dane „na wejściu”, które mogły być zupełnie dowolne. Potem po kilkunastu sekundach podawał przybliżone parametry czynnika „na wyjściu”. Cała grupa liczyła z mozołem, używając wszelkiej dostępnej pomocy (tablice i kalkulatory), po czym okazywało się, że prowadzący mylił się bardzo niewiele. Pytanie nasuwało się takie: czy tak szybko liczył w pamięci, czy jego wieloletnia praktyka pozwalała mu szacować te wielkości? Jak by nie było, jego sztuczka robiła na nas wrażenie.
@Hubi
I dla przepływów turbulentnych też tak liczył?
Szesnastoletnią, .początkującą aktoreczka Irxnę Minutolo poznał w „Canzone del Mare”, klubie plażowym na Capri. Miała duże oczy, pełne usta i wydatne piersi. Ujrzał ją, gdy spacerowała brzegiem morza odziana w skąpe bikini. Król, ubrany w biały kąpielowy płaszcz z królewskim monogramem, złożył jej hołd podziwu. Następnego dnia została miss Capri. Do jej hotelowego pokoju posłaniec wniósł bukiet ze 150 róż! Jednak matka dziewczyny pragnęła innej kariery dla córki. Natychmiast zabrała ją do rodzinnego Neapolu. Ale, jak w prawdziwym romansie, Faruk któregoś popołudnia podjechał szmaragdowym rolls-roycem przed jej szkołę.
A potem zjawiła się Brigitt Stenberg, jasnowłosa Szwedka; kochanka amerykańskiego gangstera deportowanego do Włoch, Lucky Luciano. Ten jednak nie tylko odstąpił kochankę eks-królowi, ale także ochraniał Faruka, kiedy próbowano go zabić. Ten nowy romans bolał bardzo zakochaną Irmę, doprowadził też do wściekłości Narriman, która zażądała rozwodu i postanowiła wrócić do Egiptu. Faruk znów był wolny. Gdy gorąca Szwedka związała się z jakimś aktorem, on znów zapragnął towarzystwa Irmy. Wkrótce przyjechała do jego willi i znów byli razem: Faruk rozpoczął edukację dziewczyny. Uczyła się dobrych manier, muzyki, jazdy konnej. Pracowali dla niej najwięksi kreatorzy mody. Wkrótce zadebiutowała w Rzymie. Jej uroda, kreacje, maniery wzbudzały podziw. Byli kochankami, a następnie przyjaciółmi przez wiele lat. Faruk miał wiele nowych romansów; ale zawsze do niej wracał.
Z powodu nieudolnych i nepotycznych rządów oraz osobistego bogacenia się kosztem narodu, początkowo popularny król, szybko stracił poparcie ludności. Dodatkowo jego niewłaściwe decyzje polityczno-gospodarcze pogłębiły kryzys ekonomiczny. Faruk I okazał się władcą leniwym i próżnym. Szybko wyszło na jaw, że bardziej niż reformy interesują go hazard, zakupy w Europie i kobiety. Od wystawnego stylu życia przybywało mu kolejnych kilogramów, a imię króla zaczęto kojarzyć głównie z egzotycznymi tancerkami i przelotnymi romansami.
Podczas II wojny światowej Faruk I sympatyzował z państwami Osi. Przez cały okres konfliktu w królewskim pałacu w Kairze przebywali włoscy dyplomaci, na których internowanie Faruk nie wyrażał zgody. W tym czasie wojska brytyjskie zajęły cały kraj, co budziło niechęć króla i społeczeństwa. Egipt formalnie przystąpił do wojny pod naciskiem Aliantów dopiero w 1945 r., gdy walki w Afryce Północnej zostały już dawno zakończone. Po wojnie Brytyjczycy ponownie wycofali większość swoich wojsk z Egiptu.
//pokazuje to jakże mniej ceniona jest numizmatyka w stosunku do malarstwa.//
Monety nie są sztuką , stąd jedynie z uwagi na rzadkość zyskują na wartości , pomijam tu kruszec z którego są wykonane bo ceny złota czy srebra
stale ulegają zmianom
http://www.ifa.hawaii.edu/info/press-releases/kocevski-1-06/
„the CIZA team identified a significant concentration of galaxies behind the Great Attractor, near the Shapley Supercluster, which lies 500 million light-years away or four times the distance to the Great Attractor region. The Shapley Supercluster, first identified in 1930 by Harlow Shapley, is the most massive association of galaxies out of the 220 identified superclusters in the observable Universe. It contains the equivalent of nearly 10,000 Milky Ways, or four times the amount of mass currently observed in the Great Attractor region.”
„only 44% of our galaxy’s motion through space is due to the gravitational pull of galaxies in the nearby Great Attractor region. The remaining portion is the result of a large-scale flow in which much of the local Universe, including perhaps the Great Attractor itself, is being pulled toward the Shapley Supercluster.”
Dla niezanglicyzowanych w skrócie: zarówno Droga Mleczna jak i Wielki Atraktor są przyciągane przez jeszcze silniejszą strukturę – Supergromadę Shapleya.
Z początku uważano, że powodem owego przyciągania był Wielki Atraktor lecz z czasem okazało się że galaktyki podążają za Wielkim Atraktorem w jednym kierunku.
Grupa badawcza Aleksandra Kashlinsky’ego w 2008 roku odkryła, że galaktyki poruszają się z prędkością 600-1000 km/s a to że poruszają się ze stałą prędkością oznacza że to „coś” co to wszystko przyciąga jak napisałem musi być niewyobrażalnie wielkie i znajduje się prawdopodobnie dalej niż granica obserwowalnego dotychczas wszechświata.
Naukowcy nie wiedzą co z tym począć ponieważ standardowy model kosmologiczny mówi o losowym ruchu galaktyk a tu się okazuje że cel/kierunek dla galaktyk jest jeden i ten sam a na zdjęciach zobaczyć można skąd dochodzi źródło przyciągania.
O ile wiem, Wielki Atraktor, to obszar raczej pusty, wolny od galaktyk, jakby dziura w przestrzeni. Więc jak może przyciągać? Albo jest tam wyjątkowo duże nagromadzenie ciemnej materi (to dlaczego nie ma tam materii zwykłej, przyciąganej przez ciemną?), albo też mamy tu zjawisko znane nam jako wyrównanie ciśnień – cząsteczki gazu podążają w kierunku obszaru o niższym ciśnieniu. Czy mogą być inne przyczyny takie tendencji kinematycznej galaktyk?
Z drugiej strony te zestawy sprzed 30 lat wyglądają strasznie siermiężnie. Te wsppółczesne mają chic i błysk. Nostalgia kontra postęp.
Dalej w kilku zestawach są astronauci – 60078, 31066. Dodatkowo był zestaw limitowany 5002812 z białą figurką 🙂
rekiny, psy, znaki drogowe, motocykle to nie wymysł XXI wieku, to jeszcze druga połowa lat 80 XX wieku.
Jeśli już ktoś miał zlikwidować Pattona to tylko Rosjanie. Z kilku powodów.
Po pierwsze był najlepszym wśród Aliantów Zachodnich jeśli idzie o dowodzenie dużymi jednostkami pancernymi. To jego armia zimą w niesprzyjających warunkach pogodowych dokonała zwrotu o 90 stopni i zakończyła niemiecką kontrofensywę w Ardenach. Przy nim rosyjscy marszałkowie wypadają co najmniej blado.
Po drugie Rosjanami gardził a Niemców podziwiał za odwagę i rozmach w działaniu. Kilkakrotnie publicznie dawał temu wyraz.
Po trzecie Rosjanie do co najmniej do połowy lat 60 stosowali mordy polityczne jako metodę usuwania niewygodnych osób.
Poruszając temat Pattona warto wspomnieć o jego niezwykłym towarzyszu, któregoobecność generał bardzo cenił. Bullterrier Willlie został przez Pattona zakupiony od wdowy po oficerze RAF. Co ciekawe pies posiadał doświadczenie bojowe bowiem wraz z pierwszym właścicielem odbył kilka lotów bojowych. Od marca 1944 roku, aż do śmierci generała pies był jego nieodłącznym towarzyszem…
Kilka lat temu amerykański dziennikarz Robert Wilcox opublikował znakomitą książkę „Cel Patton” wskazującą, że legendarny generał został zabity w zamachu. Wilcox dotarł do jednego z zabójców: agenta OSS Douglasa Bazaty. Bazata, snajper i bokserski mistrz z marines, po raz pierwszy zetknął się ze służbami specjalnymi w latach ’30-tych, gdy przełożeni z marines wciągnęli go do spisku przeciwko kubańskiemu dyktatorowi Fulgencio Batiście. W 1944 r. Bazata odznaczył się jako dywersant z OSS we Francji a po wojnie pracował jako zabójca dla amerykańskich służb specjalnych. Po jakimś czasie zaczęło go gryźć sumienie, więc podzielił się swoimi przeżyciami, przed śmiercią dając dostęp Wilcoxowi do swoich dzienników. Z relacji Bazaty wynika, że w 1945 r. kilkakrotnie spotkał się z szefem OSS Williamem „Dzikim Billem” Donovanem. Donovan zlecił mu zabójstwo Pattona uzasadniając to tym, że Patton jest szaleńcem, który chce wywołać nową wojnę. (Przypomina to trochę „Czas Apokalipsy” i rozkaz likwidacji płka Kurtza). Do zamachu zostało doraźnie wynajętych kilku kombinatorów i maruderów z US Army. Na umówiony sygnał ich ciężarówka zajechała drogę samochodowi Pattona. Wówczas Bazata (ukryty przy znajdującym się w przydrożnym rowie wraku ciężarówki) strzelił do Pattona ze specjalnego karabinu pneumatycznego (czegoś podobnego jak w „To nie jest kraj dla starych ludzi”, Bazata wyjaśniał, że można było z tego strzelić kawałkiem kamienia czy nawet kubkiem). Strzał nie był śmiertelny ale sparaliżował generała od szyi w dół. Druga ekipa zabójców otruła więc Patton w szpitalu.
Ile prawdy jest w tej relacji? Amerykański historyk wojskowości Ladislas Farago był na miejscu wypadku Pattona już w dniu tego zdarzenia. Początkowo pisał, że stłuczka została spowodowana przez kierowcę generała, w książce „Ostatnie dni Pattona” jako sprawcę wskazał już jednak kierowcę ciężarówki – sierżanta Roberta L. Thompsona. Thompson tego dnia był w miejscu, w którym być nie powinien – wziął ciężarówkę z bazy bez zgody przełożonych i wbrew przepisom zabrał do niej pasażerów. Kierowca Pattona szer. Woodring wspominał, że ciężarówka stała przez pewien czas na poboczu drogi a później ruszyła i nagle zajechała mu drogę skręcając w stronę zjazdu do zamkniętego wojskowego magazynu. „Co wy zrobiliście?! Zdajecie sobie sprawę, że to samochód generała Pattona?!” – krzyczał na pasażerów ciężarówki. „Samochód generała?! Zajebiście stary!” – sprawiali wrażenie pijanych. Sierżant Thompson, mający opinię człowieka mocno zaangażowanego w czarny rynek, wygląda na zdjęciach z dnia wypadku jak odurzony alkoholem półidiota. Nie postawiono mu oficjalnie żadnych zarzutów, ale na miesiąc wywieziono „w bezpieczne miejsce” do Anglii, a potem bez rozgłosu wypuszczono. Zagadkowa była również przyczyna obrażeń gen. Pattona. Na sekundy przed stłuczką Patton podekscytowany rzucił do generała Gaya: „Spójrz tutaj! Co to jest?!”. Wskazywał na wypalone niemieckie pojazdy zalegające pobocze. Coś w tym rumowisku zwróciło jego uwagę. Czyżby Bazata i jego niezwykły karabin?
Typek wygląda na nawiedzonego ale mówi to co wy tutaj czyli że nie była to przypadkowa śmierć.
https://www.youtube.com/watch?v=IPBzNpmBufc
Sputnika 1, podobnie jak niektóre inne satelity, można było obserwować z Ziemi. Łącznie zgłoszono blisko 400 obserwacji jego przelotu na tle gwiazd. W czasie swojej misji wykonał on około 1400 okrążeń naszej planety, orbitując na wysokości od 212 do aż 962 kilometrów nad Ziemią. Przebył łącznie blisko 60 milionów kilometrów, czyli ponad jedną trzecią średniej odległości Ziemi od Słońca, która wynosi 150 milionów kilometrów. Ciekawostką jest, że rakieta, która wyniosła Sputnika 1, również dotarła na orbitę i można ją było obserwować z Ziemi. Jej blask zbliżony był do najjaśniejszych gwiazd (magnitudo 1) i był dużo silniejszy niż samego Sputnika (magnitudo 6), choć on również był widoczny gołym okiem. Misja Sputnika-1 zakończyła się ostatecznie 4 stycznia 1968 roku, gdy spłonął on w ziemskiej atmosferze.
Pamiętam „salon” w podziemiach przy rotundzie. Stało z 10 automatów w tym bomb jack. Nie bylo wrzutnikow monet tylko placilo się za gry w kanciapie i gość zdalnie po kablu dodawał impulsy. Był to rok mniej więcej 1987.
Moja skromna osoba zalicza się do wspominających z rozrzewnieniem ten „cykl”
Rozpoczął się w 1974 roku, kiedy to w Polsce pojawiły się pierwsze wolne soboty.
Dokładnie nie pamiętam, była to wówczas jedna lub dwie soboty w miesiącu.
Chodziłem wtedy do 8 klasy podstawówki , o wolnych sobotach w szkołach tylko
mogliśmy marzyć. ( pierwszą „wolną sobotę” miałem dopiero na studiach po 1980
roku ) Dużo by można o tym cyklu mówić… Ciekawi prowadzący ( zwłaszcza Edward
Mikołajczyk i Tadeusz Sznuk ) „zachodnie” filmy ( „kosmos 1999” ) no i programy
rozrywkowe. Niedawno minęło 30 lat , kiedy właśnie w „Studio 2” zobaczyłem po
raz pierwszy teledysk ( tak się wtedy nazywały videoclipy ) z „S.O.S” Abby.
Pamiętny koncert „Abba w Studio 2” 13 listopada 1976 ( tę datę zapamiętam do
końca życia ;)) Studio 2 będzie się mi kojarzyć przede wszystkim z Abbą.
13 grudnia „roku pamiętnego” Studio 2 zostało zawieszone. I , wstyd się
przyznać, nie pamiętam już, czy były potem jeszcze jakieś premierowe wydania,
czy sakramentalny koniec. Ale jeżeli były , to tylko kilka. Do regularnych wydań
już nie wrócono. W 1982 roku zmarł jeden z prowadzących – Tomasz Hopfer.
od ktorego roku byly wolne soboty w szkołach?
Wolne soboty, ale jeszcze nie wszystkie w miesiącu zaczęły się pojawiać od 1973 roku.
Pamiętam jak na osiedle przyjechał gość z barakiem pełnym automatów. Jako szczyl straciłem na nich majątek. Najbardziej popularnymi grami były: Moon Patrol, Gyrrus i Gunsmoke. Był jeszcze symulator czołgów Battlezone, wersja z peryskopem https://www.retrogamesnow.co.uk/wp-content/uploads/2011/11/BattlezoneCabinet.jpg
Odnośnie Gunsmoke, gra była zajebista. Przychodził jeden typ, koło trzydziestki i zawsze w niego młócił. A my tylko patrzyliśmy zza jego pleców jak przechodzi level po levelu i zabija bossów.
W wielu krajach (w tym we Francji) dzieło miało problemy z cenzurą czy nawet zostało zakazane. Jeden z recenzentów magazynu ,,Cinema” tak pisał o filmie Jacopettiego: ,,Można nie lubić takich filmów, ale mimo wszystko Mondo Cane – Pieski świat istnieje. Można zarzucić reżyserowi przekroczenie granic przyzwoitości i dobrego smaku, ale filmu nie można przemilczeć. Nie można, gdyż jest dziełem zbyt żywotnym i pasjonującym, a dokumenty, które odkrywa, zbyt są osłupiające”. Do dziś obraz włoskiego reżysera pasjonuje i budzi grozę, ale żaden z widzów i krytyków nie przejdzie obok niego obojętnie. A przecież właśnie o to twórcom chodziło. Nie wszyscy odbiorcy i krytycy zdają sobie sprawę lub nie chcą dopuszczać do siebie myśli, że istnieje obok nas ,,pieski świat”.
Jacopetti żył prawie 100 lat, zszedł dopiero w 2011 roku. Jak widać mondo ani snuff mu nie zaszkodziły 🙂
Wielka Galeria w Piramidzie Chefrena także jest mniejsza od swojej poprzedniczki. Trudniej do niej dotrzeć, gdyż chodnik zmienia swój kąt nachylenia. Ale znajdująca się w trzewiach podziemi komora grobowa wynagradza podjęty trud – możecie stać w jej środku absolutnie sami, chłonąc tysiące lat zmurszałej historii, możecie wsłuchiwać się w szepty ścian i pomruki mającego cztery i pół tysiąca lat sarkofagu. Tylko wy i piramida. „Człowiek boi się czasu, czas boi się piramid” – w komorze grobowej, pośrodku podziemi, sens tego przysłowia nabiera soczystego znaczenia.
W mojej małej miejscowości z dzieciństwa mieliśmy dwa salony z automatami. Bardzo dobrze wspominam przewalanie tam kieszonkowego z kolegami na gierkach typu Sunset Riders albo Cadillacs and Dinosaurs 😀
Droga Mleczna to galaktyka spiralna, w której znajduje się m.in. nasz Układ Słoneczny. Jej średnica wynosi 100 000 lat świetlnych i grubość około 1000 lat świetlnych natomiast masa to 10^12 mas Słońca a wiek oszacowuje się na około 14miliarda lat. Podczas oglądania Galaktyki z jej wnętrza(czyli np. z Ziemi) jest widoczna jako jasna smuga przecinająca niebo. Ze względu na dużą zawartość ciemnej materii uważana za najcięższą galaktykę w Grupie Lokalnej Galaktyk. Droga Mleczna porusza się w kosmosie w kierunku Supergromady Lokalnej, ta natomiast przyciągana przez Wielki Atraktor powoduje, że nasza Galaktyka porusza się w kierunku jego centrum za prędkością 2 000 000km/h. Ziemia znajduje się około 28 000 lat świetlnych od centrum Drogi Mlecznej.
Ciekawostki:
-Według mitologii greckiej Droga Mleczna powstała z kropli rozlanego mleka, którym Hera karmiła Heraklesa.
-Droga Mleczna nazywana jest też po prostu Galaktyką, ale wtedy dla odróżnienia od innych galaktyk pisana jest wielką literą „G”.
-W centrum Drogi Mlecznej znajduje się supermasywna czarna dziura, która mierzy 22,5 miliona km w poprzek i jest tym samym wielkości orbity Merkurego.
-Galaktyka zawiera od 200 do 300 miliardów gwiazd
Wersja Garrisona, że to trójkąt Shaw-Ferrie-Oswald nie zniósł próby czasu. Garrison liznął sprawy, ale nie trafił w sedno. Tutaj jest ciekawa dyskusja Longina Pastusiaka i pana Amerykaniści. Obaj otwarcie sądzą, że to nie sam Oswald.
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/kto-zabil-jfk-wedlug-tych-teorii-to-nie-lee-harvey-oswald,374002.html
Obejrzałem ten program z Pastusiakiem i pada tam niesamowita informacja: otóż na 98 zamachów na kandydatów na prezydenta USA, urzędujących prezydentów lub byłych prezydentów tylko jednemu, Johnowi Wilkesowi Boothowi udowodniono przynależność do spisku. W pozostałych przypadkach – jak stwierdzały oficjalne grona – mieliśmy zawsze do czynienia z samotnie działającymi wariatami. Ot tak, ciekawostka do przemyślenia 🙂
Freeman….. jak Mark zerwal maske zoltarowi to rozblyslo swiatlo i skonczyl sie odcinek…….😜😜😜😜
I co, i co, było widać choć przez moment kobiecą twarz? :))
Cokolwiek przegoniło elitę Hoxne, zmuszając ją do zakopania swoich skarbów i ratowania się ucieczką (by nigdy już nie wrócić po swój dobytek), ludzie mający bzika na punkcie złota długo byli wyśmiewani, że wykopują złoto z jednej dziury po to, żeby je zakopać w drugiej. „Jakby ktoś przyglądał się temu z Marsa, drapałby się po głowie” – powiedział kiedyś Warren Buffet. (Albo to, albo zapisałby współrzędne.) Tymczasem tak naprawdę każde posiadanie złota, czy to zawieszonego na szyi, czy trzymanego w portfelu, jest zakopywaniem bogactwa. Ani to nie wytwarza dochodu, ani nie rośnie. Złoto najzwyczajniej przechowuje wartość – raz lepiej, raz gorzej. W zależności od tego, jak jego lepsze alternatywy sobie radzą. Ekonomiczny użytek ze złota ma charakter społeczny, nie produkcyjny, ale okazuje się faktycznie „produkować” zysk, kiedy wszelka inna produktywność przestaje dopisywać.
Jeżeli Twój dziadek zakopał coś cennego przed wojną, teraz sobie przypomniał, że było to na jego własnym podwórku, pod gruszą, Ty mu za pomocą wykrywacza wskażesz dokładne miejsce, to i tak, rzeczy, które wykopiecie nie będą należały do dziadka, tylko do RP. Cóż… sami ustawodawcy są winni temu, że tyle wartościowych rzeczy omija muzea i chomikowana jest w piwnicach, z nadzieją, że doczeka lepszych czasów…
Prawo jest oczywiście chore, gdyż de facto rabuje znalazców, odbierając im motywację. Z drugiej strony, gdyby wypłacano ekwiwalent, to jak ustanowić jego wysokość? I tak bidne państwo zbankrutowałoby wypłacając znalazcom zadośćuczynienia. Powinno być jakieś pośrednie rozwiązanie. Inaczej cały czas będziemy oglądać na Allegro wykopane przedwojenne złotówki i dwuzłotówki z „Harvest Woman”.
Buhaha. Europa – skarb znaleziony, wszystko do Muzeum i równowartość albo sowita nagroda dla znalazcy. Polska – skarb znaleziony – rozkradziony – Muzeum figa, znalazca po kryjomu sprzedaje to, co znalazł jak nie w Polszy, to wywozi za granicę i szukaj wiatru w polu.
Ty czlowieku dobrze wiesz, kto za Ciebie kierowal tylko sie wsydzisz przyznac albo nie jestes katolikiem kazdy z nas ma swojego Aniola stroza to On nam pomaga to jest prawda.
Jaki tam drugi pilot. Po prostu nie rozmyślałeś o jeździe, a o czymś innym. Przez co pamięć skierowana była raczej na rejestrację przemyśleń, a nie samej jazdy. To częste zjawisko. Wykonujemy różne rzeczy, jednocześnie myśląc o czymś innym.
Warto dodać, że Gigera odkrył Jodorovsky w trakcie prac nad ekranizacją Diuny. Dopiero, gdy Diuna ostatecznie okazała się klapą, to Gigera zgarnięto do Obcego.
Giger stworzyl swoiste uniwersum stylistyczne, ktorego archetyp designerski zostal przegwalcony chyba przez kazdego domoroslego artyste XXI wieku. A jesli nie przez kazdego to conajmniej przez co drugiego, ktory mial w planach prace w branzy gamedev/filmowej. Przesledzmy teczki pierwszych lepszych artystow z artstation, zajmujacych sie enviro albo charactersami, zauwazymy ze wiekszosc z nich ma na koncie jakis artystyczny pastiż czerpiacy garsciami od Gigera badz Beksinskiego. Tak Giger i Beksinski to chyba najbardziej i najczesciej ,,kopiowani” mroczni artysci wszechczasow. Powiedzialbym nawet, ze perwersyjno-fetyszowa konwencja Gigera stala sie nudna i wyswiechtana, niemajaca wiele do zaoferowania w odgrzewanej odslonie przez inspirowanych szwajcarem wspoczesnych tworcow. Np. w promteuszu, wrecz zaczelo mi przeszkadzac, te nachalnie wpychane formy zerzeniete od Gigera. Nie wiem, moze faktycznie nie da sie juz nic ciekawszego wymyslic.
Ja mam wrażenie, że z tym więźniem i strażnikiem jest na odwrót. Decyzje zapadają na poziomie podświadomości a nam się wydaje, że to nasz świadomy wybór.
Miasto idealne można owszem zaplanować. Ale nie można go zrealizować. Brasilia – zaprojektowana dla pół miliona ludzi – ma obecnie 2 miliony mieszkańców. Rzeczywiście udało się wciągnąć rzesze w głąb kontynentu: tyle, że początkowo byli to fachowcy i robotnicy pracujący przy budowie, a z czasem biedota szukająca lepszego życia. Te „nadprogramowe” półtora miliona gnieździ się teraz w powstających wokół miasta – satelitach. Wad jest zresztą więcej. A najważniejsza jest chyba ta, że Brasilia to miasto obce kulturowo, zrodzone z europejskiej utopii.
Miasto jest na pewno ciekawą propozycją nowego języka architektonicznego. Poszczególne obiekty można uznać za bardzo dobre, ale całość razi swym nieuzasadnionym ogromem, zagubieniem ludzkiej skali. Odnosi się wrażenie, ze to miasto nie zostało zbudowane dla ludzi, w każdym razie nie dla tych, którym przyszło dzisiaj w nim mieszkać. Brak tłumu i ścisku, puste narożniki uliczne, anonimowość miejsc i twarzy, otępiające monotonią środowisko, przygnębiające jednostajnością wrażeń – to tylko niektóre objawy brasilitis – nowej choroby, na którą cierpią mieszkańcy miasta. Podzielenie funkcji miejskich na sztucznie określone sektory się nie sprawdziło – mieszkańcy Brasilii mają wszędzie daleko, prawie nie istnieje tam „przestrzeń publiczna”, miejsca, gdzie spotykają się mieszkańcy. Dla wielu Brasilia okazała się przestrzenią do cna ogołoconą z cech ludzkich – z wszystkiego, co czyni życie wartym życia.
Miasto zostało wybudowane wyjątkowo szybko – w 3,5 roku, pomimo wielu problemów z dostawą materiałów budowlanych do środka dżungli. Sama architektura nawiązuje do trendów popularyzowanych przez Le Corbusiera. W 1960 r. ludność miasta wyliczono na podstawie spisu powszechnego – populacja osiągnęła ok. 140 tys. mieszkańców. Docelowo plan zakładał, że Brasilia będzie w stanie przyjąć w przyszłości nawet 500 tys. ludzi. Przyrost ludności był jednak dużo wyższy niż przewidywały badania i już w 1970 roku miasto liczyło 537 tys. mieszkańców. Konieczna zatem była szybka rozbudowa stolicy poprzez planowanie nowych miast satelitarnych dookoła, co lekko zaburzyło pierwotny „samolotowy” plan miasta. Obecnie miasto liczy ponad 2 mln mieszkańców i jest otoczone licznymi satelitami osadniczymi.
Kupowało się na Skrze, najwięcej stoisk z Lego było przy szarym budynku.
Oglądałem ostatnio dokument Olivera Stone o zamachu. I padło tam jedno zdanie ,które odpowiada po głębszym zastanowieniu,dlaczego strzelający ze składnicy(i nie Oswald),nie strzelał gdy miał auto na wprost z przodu ,tylko strzelał do oddalającego się auta. Przecież to wbrew logice,ale…,no właśnie . Przecież srrzelający ze składnicy wiedział o strzelcu za pagórkiem po lewej. Przepuścił auto, strzelił,auto zwolniło,drugi strzelec dokończył. Krzyżowy ogień,JFK bez szans. Stąd dwa rodzaje amunicja. Ale w takim razie dlaczego mając czysty strzał ze składnicy ,nie ulokowano tam głównego strzelca? Pewnie chodziło o drogę ucieczki. Po prostu wybrano wariant gwarantujący powodzenie i ucieczkę. A Kozioł ofiarny,zorientował się ,o co chodzi po fakcie,i dlatego zastrzelił Toppita,który pewnie miał go odstrzelić,bo to zachowanie Oswalda inaczej nie można wytłumaczyć. Zorientował się,że go wrobiono
Sprawa była opisywana. Sceptycy twierdzą, że drzewa zasłaniały mu widok, a gdy oddał pierwszy strzał, mając JFK podanego jak na tacy pod składnicą książek, pocisk trafił w latarnię, odbił się i 200 metrów dalej ranił Tague’a. Radykałowie są zdania, że pierwszy strzelał strzelec z Daltex Building, chwilę potem ten ze składnicy książek. Gdy sobie o tym myślę, to strzał ze składnicy książek w limuzynę skręcającą w Elm Street wcale nie był prosty. Oczywiście samochód znajdował się blisko strzelca, ale właśnie to było problemem, bo zauważ, że strzelano wystawiwszy jedynie lufę przez szparę w oknie. Jeśli by chcieć kropnąć JFK znajdującego się niemal dokładnie pod strzelcem pięć pięter niżej, trzeba by się wychylić z giwerą z okna, żeby ją skierować pod kątem w dół. To nie byłoby proste, a na pewno mogłoby być w porę dostrzeżone przez któregoś z wiwatujących. Dlatego strzelec wykonywał swoją robotę, mając limuzynę już kilkadziesiąt metrów przed sobą w linii prostej.
Wieloletnie studia amerykańskiego orientalisty zaowocowały pasjonującą książką. Badania cywilizacji Sumeru i analiza zabytków piśmiennictwa najstarszych kultur Bliskiego Wschodu skłoniły autora do wysunięcia śmiałej hipotezy, że powstanie i rozwój człowieka byłyby niemożliwe bez interwencji istot wyższych. Bogowie starożytności, skazani na niebyt przez jahwistycznych a potem chrześcijańskich kompilatorów Biblii, nie tylko istnieją: to właśnie oni umożliwili ludziom wyjście ze stanu dzikości.
Fajnie to też zostało opisane w książce Bartka Koziczyńskiego „333 popkultowe rzeczy PRL”. Jedna z dziewczyn bała się latać samolotami więc były komplikacje przy przyjeździe. Koncert ogłoszono w prasie dzień, dwa przed godziną zero. I konferencja prasowa po – przekładając na dzisiejszy język popis cebulactwa.
Pamiętam jak w jednym z numerów było przewidywanie, że Świat Młodych w przyszłości nie będzie papierową gazetą tylko będzie wyświetlany, tak jak inne czasopisma na małym ekraniku. Czasopisma na ekraniku są jak najbardziej, ale o Świecie Młodych to już mało kto pamięta.
No moze być wyswietlany. Numery archiwalne na ekranie komórki / tabletu jak najbardziej 🙂 wiec tu sie zgadza…
Jak się tymczasem okazuje, to Sudan, a nie Egipt, może poszczycić się największą liczbą piramid. W Sudanie znajdziemy co najmniej 233 piramidy, z czego zlokalizowane są one przede wszystkim w okolicach miast takich jak Al Kurru, Nur, Gebel Barkal oraz Meroe.
Nie możemy określić daty budowy budowli. Naukowcy oceniają, że budowle (jest ich wiele, a największe znajdują się w Zimbabwe, dlatego też teoretyczne państwo, po którym zostały ruiny nazywa się Wielkim Zimbabwe) mają od 500 do 4500 lat. Wszelkie datowania wskazują na 500 do 1000 lat.
Muzułmanie starali się unikać bezmyślnego mordowania, tym bardziej, jeżeli zaatakowane miasto, bądź lud, poddawały się bez walki…Arabowie nie starali się siłą nawracać niewiernych, stosując względną tolerancję wśród podbitych. Wyznawców judaizmu i chrześcijaństwa postrzegali jako swoich „duchowych” poprzedników, i nie utrudniali im sprawowania własnej religii. Jedyną powinnością innowierców było opłacanie podatku, zwanego haraczem. W przejściu na islam pomagało zwolnienie od podatków, którym cieszyli się wyznawcy Allaha (przez dłuższy okres istnienia kalifatu).
Krótko mówiąc dopiero później się zradykalizowali
A skąd pewność, że w całym wszechświecie fizyka działa identycznie? Skąd pewność, ze w multiwszechświecie jego poszczególne wersje działają tak samo? A z punktu widzenia teorii symulacji skąd pewność, ze poza symulacją fizyka jest taka jak w wersji symulowanej?
W lutym 1976 roku, podczas obrad zarządu Stronnictwa Demokratycznego, prezes tej partii i zarazem wicemarszałek Sejmu PRL Andrzej Benesz otrzymał karteczkę z wiadomością. Była pewnie pilna i ważna, przekazał bowiem prowadzenie narady swemu zastępcy i wyszedł z gmachu Stronnictwa. Godzinę później zginął w wypadku samochodowym. Wkrótce po pogrzebie zaczęto szeptać o okolicznościach i przyczynach tragedii. Wtajemniczeni spekulowali, że śmierć Benesza ma związek z jego fascynacją kulturą prekolumbijskiej Ameryki, a zwłaszcza z poszukiwaniami zaginionego skarbu – złota Inków… Przyszły polityk długo nie znał dziejów swojej rodziny. Ojciec zdecydowanie ucinał wszelkie rozmowy na ten temat. Dopiero po wojnie dwudziestojednoletni Andrzej zaczął szperać w domowych archiwach. Odkrył, że jest potomkiem węgierskiego hrabiego Sebastiana Berzevicziego. Wedle przekazów, młodzieniec zabił w pojedynku syna wpływowego arystokraty. Aby uniknąć kary, umknął ze Spiszu do Kadyksu i zamustrował się na żaglowiec płynący do Nowego Świata. W osiemnastowiecznym Peru dogorywało właśnie kolejne powstanie Indian przeciw konkwistadorom. Sebastian wymówił służbę koronie hiszpańskiej i przeszedł na stronę Inków. W Cuzco nawiązał kontakty z niedobitkami inkaskiej rodziny królewskiej i przywódcą rewolty – Tupac Amaru Drugim, potomkiem ostatniego pana Vilcabamby. Poślubił siostrę władcy. Wraz z nią i garstką Indian popłynął do Wenecji z inkaskim złotem, by kupić za nie broń dla powstańców. Niestety, rezurekcja została krwawo stłumiona przez kolonizatorów, a tropem przemyconego złota podążyli hiszpańscy szpiedzy. Tylko Sebastian, jego córka Umina i wnuk Antonio uniknęli sztyletów skrytobójców. Opuścili Wenecję i osiedlili się na zamku w Nidzicy, potem zaś – w Tropsztynie. Ale niedługo zaznali spokoju. I tu dotarła pogoń. By zmylić pościg, Sebastian zdecydował się na krok ostateczny. Oddał Antonia pod opiekę swego krewnego, Wacława Benesza z Moraw. Adopcja i zmiana nazwiska miały uchronić chłopca przed mścicielami. W 1946 roku Andrzej Benesz odnalazł w ruinach tropsztyńskiego zamku ołowiany cylinder z ukrytym wewnątrz kipu. Sądził, że nie rozszyfrowany dotąd węzełkowy zapis jest testamentem Inków. W latach siedemdziesiątych, już jako znany polityk, odkupił ruiny zamku w Tropsztynie i rozpoczął dalsze poszukiwania. Wśród miejscowej ludności krążyły wieści, że Benesz pragnie odnaleźć ukryte złoto Inków. Czy to właśnie ono było przyczyną śmierci polityka? Autor filmu nie zna odpowiedzi na to pytanie. Łącząc sekwencje inscenizowane z materiałami dokumentalnymi kręconymi w Peru, Sewilli, Wenecji i w Pieninach, przedstawia dzieje legendarnego skarbu Inków od osiemnastego stulecia po tajemnicze wydarzenia rozgrywające się w Polsce dwa wieki później. Ukazuje także wspaniałe zabytki inkaskiej kultury, która będąc u szczytu swego rozkwitu, upadła nagle pod ciosami konkwisty. [TVP]
Oj pamiętam salony. Uwielbiałem je tak u siebie w mieście, jak i na wakacjach. Najwięcej przepuściłem chyba na Double Dragon II i Bionic Commando. Ale pamiętam, że sporą radochę dawało też patrzenie jak ktoś „masteruje” jakąś grę na jednym żetonie. Niestety chciwość właścicieli salonów potem poszła oczko wyżej, i pojawiły się „diody” pokazujące czas gry – zielona – gra trwa, czerwona i zieona należy wrzucić żeton następny, czerwona – blokada gry 🙁
Szał za automatami mi się nieco skończył, jak ZX Spectrum zastąpiłem Amigą. Można było grać we właściwie te same gry, ale w domu. Nawet sobie kupiłem do niej joystick w formie „blatu z automatów” ze stickiem i 6 guzikami. Do dzisiaj mam sentyment do tytułów z automatów i lubię pyknąć w coś na MAME albo w odświeżoną wersję jakiegoś starocia 😉
Co my tak na prawdę wiemy po pięćdziesięciu latach badań ufo? Zostawmy na boku wszelkie hipotezy, które mogą być bardziej lub mniej trafne. Brakuje twardych faktów. Mam wrażenie, że badania stoją w miejscu, jak pływacy w kisielu. Czy po dziesięcioleciach zainteresowania fenomenem potrafimy powiedzieć wiele więcej o nim niż wówczas?
Wielu badaczy niezidentyfikowanych pojazdów sugeruje, że zjawisko to może mieć bardzo „ziemskie” wytłumaczenie. Skoro istnieje wiele wymiarów, istnieje też wiele wszechświatów. Zatem to, co postrzegamy jako przybyszy z innej planety, może być w rzeczywistości wizytą z innego wymiaru. Możemy tylko domyślać się jakie inteligentne formy życia rozwinęły się w każdym z tych równoległych wszechświatów.
Jest kilka grzechów, które na drogach popełniają tylko nasze rodzime prymitywy oraz mieszkańcy Chin. No, ale tam to się jeździ totalnie. Wcinanie się do skrętu, trąbienie bo ktoś ruszył po sekundzie ze świateł, wyprzedzanie by znaleźć się metr bliżej czerwonych świateł. Lista mogłaby być dłuższa.
Zgadzam się z artykułem w 100%
Powinno się kierować takimi cechami jakich oczekujemy od innych kierowców na drogach
Ciekawe zjawisko, szczerze mówiąc teraz przeczytam sobie o tym więcej
Amerykański wilkołak to kilka rewelacyjnych sekwencji, zwłaszcza finał w kinie. Film straszy i śmieszy na przemian. Efekty do dziś robią wrażenie, a surrealistyczne sekwencje z zombie-Jackiem wynoszą cały film ponad poziom zwykłych horrorów. Ciekawostką jest, że w jednej z sekwencji pojawia się niebieski Fiat 126!
Porter bardzo dobry trunek!
Gdy wchodził na mariotta, była w polsacie relacja na żywo. Gdyby spsdł widzowie zobaczyliby snuff…..
Na naszej firmowej imprezie był kolo, który podobnie się wspinał, tyle że na mniejsze budynki 😉
Bardzo ciekawe znalezisko, wiadomo coś więcej na ten temat?
Cayce zapadłszy kiedyś w kolejny trans, ujrzał pośrodku oceanu przepiękne miasto i jego mieszkańców. Przeanalizowawszy detale tego myślowego zewu Cayce założył, że to była Atlantyda. Później jeszcze niejednokrotnie miał takie widzenia. Według niego, Atlantydzi do swych rytualnych i praktycznych celów używali jakichś magicznych kryształów, podarowanych im przez jakąś pozaziemską cywilizację. Dzięki tym kryształom mieli oni ogromne możliwości, które mogli wciąż rozwijać. Caycemu udało się rozejrzeć i ustalić, że główny kryształ – Tuaoi – co w przekładzie z języka Atlantydów oznacza „ognisty kamień” – znajduje się w głównym pomieszczeniu świątyni Posejdona. W Tuaoi znajdowała się ogromna moc. Dzięki niemu mieszkańcy Atlantydy mogli mieć również władzę nad Czasem.
Francuski człowiek pająk 🙂
Z tego co pamiętam to Catce widział w swoich seansach postaci składające się z czystej energii. Poza tym trzymetrowych olbrzymów.
Userze, masz dość konserwatywną, jak na moje gusta, wizję „trzeciej wojny”.
Moim naprawdę skromnym zdaniem tzw. „trzecia wojna” nie będzie się już rozgrywać na poziomie satelit szpiegowskich czy też światowych mocarstw. Podobnie jak dawne staroświeckie wojny przedzierzgnęły się w mecze piłki nożnej czy też rugby owa hipotetyczna wojna XXI-go wieku w globalnej skali nie rozegra się na poziomie filmowych wybuchów. Prawdziwe wojny będą toczyć się w dziedzinach takich jak teoria informacji i kryptografii, fizyka teoretyczna, kosmologia kwantowa. Co dziwniejsze, będą to wojny pokojowe, gdzie przeciwnik będzie postrzegany nie jako wróg, ale jako potencjalne źródło informacji.
Stara dychotomia Kitajec/Ruski vs Jankes już niestety nie zadziała, przynajmniej na poziomie zglobalizowanych intelektualnych elit. 🙂
USA mają X-37b, który tuż przed wybuchem wojny może polecieć na orbitę i zniszczyć kluczowe satelity ruskich.
Bazę w śniegach odtworzył… Mike Mignola w Hellboyu.
Po kapitulacji Niemiec tajne służby aliantów nie mogły doliczyć się ponad 50 łodzi podwodnych i około 250 tysięcy żołnierzy. W latach 70 Ernst Zundel napisał książkę ” UFO: Tajna broń nazistów?” Twierzdził w niej że podczas II wojny światowej stworzyli latające spodki. Niektóre z nich zostały przetransportowane do baz na Antarktydzie i tam ukryte.
Przecież po zakończeniu walk w Berlinie okazało się ze ciała Hitlera nie odnaleziono o tym mówił sam Stalin. Dopiero po kilku latach wdrożono hipotezę ze odnalezione nadpalone zwłoki to właśnie on. Do dnia dzisiejszego można znaleźne dokumenty służb USA które jasno mówią o tym że Hitler przeżył i miał się dobrze.
Uwielbiam filmy ze stajni Hammera – zbieram plakaty, filmy, a ostatnio kupiłem książkę z pięknymi zdjęciami Hammer Glamour – polecam 🙂
Lee służył w jednostkach elitarnych SAS. Jego kuzynem był Ian Fleming, autor przygód Jamesa Bonda – Christopher posłużył za pierwowzór postaci agenta 007. Grał w metalowej kapeli. Spotkał OSOBIŚCIE Tolkiena.
Tak mi się przypomniała pewna dyskusja nad przedłużaniem życia ludzkiego i argumentami w stylu, że 1000 lat życia było by nudne.
Życiorys Lee jest przykładem, że człowiek z charakterem mógłby żyć bardzo długo i się tym życiem nie znudzić.
Z tym tysiąc lat życia to wcale nie jest jakaś mrzonka. Przy obecnym poziomie rozwoju genetyki kilkukrotne przedłużenie życia ludzkiego wydaje się być technicznie do osiągnięcia w ciągu dekady lub dwóch. Niestety w tej dziedzinie jest taka ilość regulacji, że zwykłe lekarstwo testuje się przez 10-15 lat a co dopiero kurację genetyczną. Poza tym naukowcom trudno uzyskać fundusze na badania nad starzeniem bo przecież według urzędasów starość to nie choroba. Szkoda.
Dobrze napisane, zawsze ciekaw byłem rozwiązania tej sprawy, ostatnio po obejrzeniu filmu ,,Parkland,, znowu obudziła się we mnie iskra dociekliwości. Koniecznie przebadam tą sprawę, na tyle ile to będzie dla mnie możliwe. Tobie autorze wytrwałości życzę.
Troszkę się zdenerwowałem, gdy zobaczyłem właśnie jak szczyl z forum Historycy tłumaczył rzekome motywacje Oswalda i Ruby’ego. Tego pierwszego: „chciał się stać sławny”. Ruby: „Zastrzelił Oswalda, bo liczył, że ludzie zaczną walić drzwiami i oknami do jego klubu”. To jest nieuleczalny debilizm sceptyków. Oni są gorsi i bardziej upierdliwi niż najbardziej zawzięci zwolennicy teorii, że Amerykanie w porozumieniu z Reticulanami i Anunnakami potajemnie rządzą światem.
Cayce… dla jednych był niczym genialny profeta, dla innych nieudolnym szarlatanem. Czy był wielką postacią? Nie wiem, ale na pewno – zapomnianą.
Chyba zapomniana przez ciebie. Co to za bzdurny tekst?
Stenogram przesłuchania Ruby’ego przez komisję Warrena świadczy o dwóch rzeczach: albo ten facet miał deficyty normalności, albo został już zaszczuty przez mafię tak mocno, że nie wiedział, co robi.
http://mcadams.posc.mu.edu/russ/testimony/ruby_j1.htm
Oprócz sugestii dotyczących lokalizacji procesów kognitywnych w ludzkim mózgu współczesna kognitywistyka pozwala wskazać jakie procesy neuronowe prowadzą do generacji samoświadomości. Od dawna symulowane są procesy rozpoznawania sygnałów dostarczanych przez zmysły. Pozwala to na sztuczną inteligencję ale nie na samoświadomość. Nie wystarcza nawet nakierowanie zmysłów na samego siebie. Mózg, niezależnie od tego czy
naturalny czy też sztuczny, musi wykazywać zdolność eksploracji otoczenia ale także własnych zasobów pamięciowych, własnej wiedzy i zapamiętanych doświadczeń życiowych. Taka potrzeba eksploracji nazywa się ciekawością. Mózg posiadać też musi potrzebę zrozumienia informacji, co interpretowane jest jako zdolność znajdywania podobieństw wzorców mentalnych postrzeganej rzeczywistości do wzorców dostarczanych z pamięci przez ciekawość. Realizuje to tzw. pamięć asocjacyjna zdolna do korelacji wzorców.
Była jedną z wielu pomyłek starego Zanucka. Patrząc na tamte lata Hollywood dostrzegamy jeszcze większy nepotyzm niż obecnie.
Kiedyś była ulubienicą dziennikarzy, którzy pilnie śledzili jej miłosne wybryki, zaś krytyka przyznała jej w jednym roku dwa Złote Globy. Dziś traktuje się ją z pobłażliwością (w gazecie Telegraph nazywana jest po prostu „biseksualną alkoholiczką”), a o jej talencie mówi się z pobłażaniem. Tabloidy rozpisywały się o jej schadzkach ze sławnymi mężczyznami, wśród których znaleźli się: Jean-Pierre Aumont, Alexander D’Arcy, Robert Stack, książę Aly Khan, Brad Dexter, Erich Maria Remarque, Renato Grassi, Marc Michel, Jerry Haskell, Philippe Lemaire i John Ireland.
Jakim cudem wydostała się z obozu koncentracyjnego w 1943 r ? I w jaki sposób swobodnie przemieszczała się po Europie pod okupacja niemiecką ?
Scenariusz do tej części napisały wspólnie Roberta Williams oraz Jane Jensen, nic więc dziwnego, że jest on przez wielu uważany za najlepszy z całej serii. Gra ponownie pozwala nam wcielić się w księcia Alexandra, głównego bohatera trzeciej części.
Najbardziej znanym królestwem południa jest Kush. To państwo rządzone przez wywodzących się ze Stygii Chagga, którzy przed wiekami najechali i podporządkowali sobie rdzennych Gallah. Religią rządzącą tutaj jest, podobnie jak w kraju nad Styxem, kult Seta, ale w nieco mniej ortodoksyjnej formie (na przykład nikt nie wypuszcza Dzieci Seta nocami na żer). Oprócz tego mamy leżący na południowej granicy Stygii Darfar, luźny związek plemienny, będący w stanie ciągłej, choć nie otwartej wojny ze swymi północnymi sąsiadami. Warto wspomnieć, że na terenie Darfaru leży znane z opowiadania Czerwone Ćwieki, zbudowane przez Dawnych Kosalan, miasto Xuchotl.
„Światła LED są również bardzo odporne na wstrząsy, a także dużo trwalsze od innych żarówek.” – Innych żarówek? To nie są żarówki.
Spece od zaplanowanej nieprzydatności tym razem jednak wpadli na genialny pomysł, oświetlenie LED również ulega awarii (nie)spodziewanie dosyć często, jego wymiana niestety nie kosztuje tyle co wymiana zwykłej standardowej żarówki, często użytkownik zmuszony jest wymienić cały reflektor a ten w nowych autach kosztuje majątek.
„Minie trochę czasu zanim LED’y trafią do samochodów popularnych”
Proponuje autorowi zapoznanie sie z nowym Seatem Leonem gdzie LEDy zastosowane sa nice tylko do jazdy dziennej.
Spokojna ich głowa. LEDy zazwyczaj są zaopatrzone w elektroniczne układy sterujące ich pracą. A jak wiemy elektronika w samochodach „nigdy” nie zawodzi. 🙂
Czytałem o jakimś facecie, Poznański czy jakieś inne polsko brzmiące nazwisko, który datował Tiahuanaco na 15,000 lat przed naszą erą!
W Boliwii znajdują się najstarsze budowle megalityczne datowane na 17 tys. lat p.n.e., ale mogą liczyć nawet setki tysięcy lat (Poznański). Bloki granitu ważące setki ton przycięte są z wielką precyzją, z kątami prostymi zachodzącymi na siebie i szlifem na powierzchni jakby używano lasery. Posiadają idealnie proste krawędzie i równiuteńko rozmieszczone otwory. Budowle znajdują się nawet na wysokości 4 tys. m. n.p.m., gdzie już nie rosną drzewa, które mogłyby służyć do budowy ramp dla przesuwania tak wielkich i ciężkich bloków. W murach świątyni Tiahuanaco znajdują się rzeźbione głowy przedstawiające nie tylko mieszkańców Ameryki Pd., lecz WSZYSTKIE rasy ludzkie naszej planety, a stela pośrodku dziedzińca – Wirakoczę wyglądem wyraźnie odbiegającego od rasy indiańskiej (posiada wąsy, brodę, których Indianom brak) i raczej przedstawia Sumera z dorzecza Eufratu i Tygrysa. Również misa znaleziona w pobliżu Titicaca pokryta jest klinowym pismem Sumerów. Wg legendy miasto zostało zbudowane przez olbrzymów po potopie, by stworzyć cywilizację. Tak więc, w świetle zakazanej archeologii optuję za kosmitami. Jeden z nich jest wypisz wymaluj na Bramie Słońca -;)
„”Analizując zawarte w ustawieniu kamiennych monumentów odniesienia astronomiczne – podobne zresztą jak te ze Stonehenge – niektórzy archeolodzy doszli wręcz do wniosku, że Tiahuanaco zostało wzniesione 12 tysięcy lat przed naszą erą. Ortodoksyjni archeolodzy twardo obstają przy okolicach roku 400 n.e.””
„Niektórzy” archeolodzy? Kto? Słyszałem tylko o Poznańskim – to zdaje się on właśnie wydatował to miejsce na kilkanaście tys lat p.n.e. w oparciu o odniesienie do astronomii w ustawieniu bloków skalnych.
Telewizyjne Opowieści z krypty z Johnem Carpenterem jako strażnikiem krypty. Na samo wspomnienie o tym jawi się na twarzy mięsiste Mniaaam 😀
Naukowcy na podstawie badań genetycznych uznali, że zasadnicza część wiejskiej ludności zamieszkującej tereny wokół jeziora Titicaca przez kilkaset lat nie podlegała wpływom żadnych większych migracji z zewnątrz. Inaczej – zdaniem badaczy – wyglądało to w samej metropolii (Tiwanaku), która była ośrodkiem religijnym, miejscem pielgrzymek, gdzie spotykali się ludzie z bardzo wielu obszarów południowych Andów w ramach ceremonii religijnych, po czym wracali do macierzystych osad. Jednak nie wszyscy.
W Tiahuanaco jest więcej ciekawych zjawisk. Widziałem na własne oczy demonstracje wykonywane przez jednego z archeologów dotyczące pola magnetycznego niektórych artefaktów. Na szczycie terenu znajduje się pięć prostopadłościennych kamiennych płyt ustawionych w jednym rzędzie. Kompas zbliżony do tych płyt wskazuje różny kierunek północy w zależności od wysokości płyty, przy czym różnica o 180 stopni w stosunku do górnej i dolnej krawędzi występuje mniej więcej w środku płyty. Igła kompasu zdecydowanie zmienia swoją orientację przy każdej płycie, a wiec budowniczy Tiahuanaco musieli znać magnetyzm skoro uzyskali powtarzalność zjawiska. Obok Tiahuanaco (ok. 2km) są ruiny Puma punku które są w wielu przypadkach znacznie ciekawsze. Fragmenty murów z idealnie wywierconymi w kamieniu otworami o tej samej średnicy (ok 5mm, rowki tak jakby wyfrezowane w kamieniu z regularnymi łukami, itp.
Przeprowadzono także sporo doświadczeń na kwiatach, mięsie i innych substancjach organicznych, co się okazało tracą wilgoć szybciej lub wolniej w zależności od usytuowania we wnętrzu piramidy. Naukowcy przypuszczają, że w przyszłości tym sposobem będziemy mogli przywracać aromat zwietrzałej kawie, łagodzić smak papierosów, czy też odświeżać żywność.
Stosowano też inne próby dotyczące żyletek we wnętrzu owej piramidy jednak nie przyniosły pozytywnych wyników. Pewien kanadyjski inżynier D.Simmons badał ostrza z trzech żyletek w bardzo dobrym powiększeniu przed i po eksperymencie. Jedno ostrze umieścił w pojemniku natomiast dwa pozostałe w innych piramidach. Po zakończeniu doświadczenia ostrza nie różniły się zbytnio między sobą, w miejscu stępienia powstała korozja, stwierdzono także skłonność do powracania po użyciu do stanu pierwotnego.
Dodatkowe badania wykazały również, że odstępy pomiędzy liniami są wykonane z dokładną precyzją. Nie można ustalić daty powstania tych linii jednak w ich pobliżu znaleziono skorupy ponad ćwierć miliona naczyń będących charakterystycznymi przedmiotami dla kultury Nazca, których wiek szacuje się na około 2 tys. lat. Krążą teorie i spekulacje, że owe linie są właśnie ich dziełem inni natomiast, że zbiegają się z ramami czasowymi charakterystycznymi dla architektury Egiptu czy Sumeru. Według najnowszych badań wiek rysunków szacuje się na 1000 do 3000 tys. lat. Kosak w swojej teorii głosi, że znaki te wskazywały na pozycję Słońca w czasie tzw. zimowego i letniego przesilenia dnia z nocą. Opierał to na podstawie największej figury w kształcie prostokąta, która wskazywała na tę część nieba, na której w okresie między 500, a 700 r. n.e. znajdowała się gromada gwiazd Plejady.
Opowieści EC miały charakter moralitetu. Wydawać by się mogło, iż został odsunięty na bok przy okazji wielu historii o wampirach. Nie jest on jednak całkowicie nieobecny. Oprócz „Bats in my Belfry”, gdzie zło spotyka się z tragicznym końcem, co jest jedynie drugorzędnym wątkiem, są także inne przykłady ukarania niegodziwych czynów. Jak głosi tytuł jednego ze słynniejszych tworów EC „Let the Punishment Fit the Crime”, faktycznie dzieje się tak w „Bloody Sure”. W tej noweli komiksowej poznajemy bohatera, żeniącego się z kobietą uważaną przez miejscowych za wampira. Jej poprzedni mężowie zmarli z powodu utraty krwi, jej dziecko jest słabowite i blade, a ona wychodzi z domu tylko nocą. Protagonista odkrywa, że w celu pozbawienia mężów krwi, używa ona specjalistycznego przyrządu do transfuzji. Robi to, gdyż jej syn cierpi na rzadką chorobę. Kiedy główny bohater ma podzielić los swych poprzedników, wychodzi na jaw, dlaczego od początku był pewien, że jego nowa żona nie jest wampirzycą. Stało się tak, gdyż wampir zawsze rozpozna drugiego wampira.
Są również opowieści scalające klasyczne dla EC schematy fabularne. Wymienię cztery z nich: główny bohater, który okazuje się być groźnym stworem udającym człowieka, zapłata za uczynione zło, pomylenie jakiejś postaci z niewinną, co kończy się śmiercią popełniającego błąd oraz połączenie motywu dwóch różnych kreatur w pojedynczej ramie fabularnej. „The Secret” zbiera wszystkie wspomniane szablony w jednej, krótkiej historii. Bohaterem jest dziecko (karmione, lecz niewypuszczane z domu) zaadoptowane przez miłe małżeństwo. Wszyscy w tej noweli okazują się być kimś innym, niż się początkowo wydaje. Rodzice są tak naprawdę wampirami, próbującymi utuczyć ofiarę. W ten sposób wyrządzone dziecku zło jest podwójne. Nie dość, że trzymają je w zamknięciu, to na dodatek chcą zabić. Myślą jednak, iż jest ono zwykłym dzieckiem, co ściąga na wampiry zagładę, gdy okazuje się, iż główny bohater jest wilkołakiem. Oczywisty, zawsze obecny punkt zwrotny w finale również jest tu obecny.
Polecam film Hazardziści sprzed ładnych 17 lat. Pokazuje idealnie kulisy pokera.
Marina Oswald jest obecnie zdania, że to mafia wespół z CIA zorganizowały spisek. Młoda wdowa, pozostawiona z dwiema małymi córeczkami przez lata żyła w ukryciu, w obawie o własne życie. Dziś, 50 lat po śmierci męża jej telefon nadal jest ponoć podsłuchiwany przez Secret Service. Żyje w ciągłym strachu. Boi się, że w każdej chwili ona też może stać się ofiarą tajnych służb. Mieszka w Teksasie ze swoim drugim mężem i trójką dzieci. Lubiana przez sąsiadów wiedzie ciche życie niedaleko Dallas, gdzie zamordowano prezydenta Kennedy’ego. Wystawiła na aukcji ślubną obrączkę Oswalda. Anonimowy kupiec z Texasu zapłacił za nią 108 tys. dol.
Oficjalnie George Herbert Walker Bush (starszy Bush) nie pracował dla CIA zanim został jej szefem w 1976r. Jednak nowe dokumenty świadczą o tym, że był bardzo bliski Agencji już w latach ’50-tych, kiedy jego firam Zapata Oil prowadziła interesy w różnych niestabilnych miejscach globu. Mówiło się dużo o jego udziale z operacji ,,Zapata” – czyli inwazji w Zatoce Świń. Jeden z użytych tam statków nazywał się ,,Barbara Jane”. Z tego czasu pochodzi przyjaźń Busha z Felixem Rodriguezem – agentem CIA kubańskiego pochodzenia, który załatwił Che Guevarę (i do dzisiaj ma Rolexa ,,rewolucjonisty” :). Odnaleziono wcześniej też korespondencję z 1963r. pomiędzy J. Edgarem Hooverem a ,,panem Georgem Bushem z CIA”. Ponoć gdzieś istnieje fotka przedstawiająca starszego Busha na schodach składnicy podręczników w Dallas 22 XI 1963r. około południa…
George de Mohrenschildt to arcyciekawa postać. Jest to bowiem jedyny człowiek, który był powiązany zarówno z ofiarą, jak i rzekomym zamachowcem. Rzadko w historii morderstw, skandali i spisków zdarzają się takie spoiwa.
Bardzo ciekawym kierunkiem pisma było pokazywanie młodym czytelnikom świata, który nie dla wszystkich był w pełni dostępny. Tu można było dowiedzieć się o ograniczeniach fizycznych – pismo pokazywało świat ludzi głuchych i niemych, czy też osób ociemniałych. Bardzo ciekawym okazał się np. cykl nauki języka migowego pt. „Przekroczyć barierę ciszy” (reportaż Marka Szymańskiego, nr 47, 21.04.1981). Takich ciekawym i mądrych działań było znacznie więcej i raczej nie miały one niczego wspólnego z komunistyczną indoktrynacją. Obecnie można znaleźć wiele archiwalnych numerów pisma w Internecie, jest też fanklub „Świata Młodych” na Facebooku. Wielu z nas może przekonać się, że początkowe założenia polityczne, szczególnie dzięki światłym i mądrym działaniom redakcyjnym, pokazywały piękny i różnorodny świat wokół nas pomijając wszelkie pomysły ideologiczne.
Wbrew pozorom naprawdę warto zwiedzić Sztokholm. Sęk w tym, że w zupełności wystarczy 1 dzień, żeby zobaczyć wszystkie najbardziej interesujące miejsca. Polecam kartę sztokholmską. Jeśli dobrze zaplanuje się, można upakować zwiedzanie za 3-krotną wartość karty. Największą atrakcją jest jednak wg mnie zamek Gripsholm leżący nieopodal. Tam można się poczuć jakby zwiedzało się w Polsce. Kto był, ten wie, co mam na myśli.
Moje dzieci grają w różne gry komputerowe, gdzie rozgrywka rozpoczyna się od „generowania świata”. Trwa to chwilę, a potem można już po takim świecie chodzić, coś znajdować, spotykać ludzi, zwierzęta czy przeróżne stwory. Pomyślałem sobie, że w sumie opis stworzenia naszego świata jest podobny. Trwał kilka dni, generował się krajobraz, potem różne „żywe” obiekty. I wg opisu nie było to dawno przed dinozaurami, ale dużo bliżej naszych czasów. Od tej pory nie mogę uwolnić się od myśli, że nasz świat to taka gra…
…tylko, że my jesteśmy trochę zbyt rozpasanymi NPCami ze samoswiadomoscia
Parę dni vipassany daje lepszy wynik w medytacji niż roztrząsanie zasad Kronik.
A to nie ja pisałem w antycznych czasach podobny artykuł? 🙂
Nie o przeszłych wcieleniach, ale przeszłych i przyszłych. Całe istnienie i czas są zawarte w pewniej sferze nieświadomości. Stąd takie osoby jak Nostradamus czy ci,którzy pisali biblię czerpali informacje. W pewnym stanie można zobaczyć przyszłość ale tylko taką, której osoba doświadczy. Żydzi, czy chrześcijanie albo muzułmanie bardzo boją się końca i apokalipsy ponieważ ich dotyczy jak również sądu,który pokaże im jak bardzo się mylili. Z ziemi zrobili piekło a obwiniają jakichś diabłów za to. Nie dla wszystkich wizje z biblii dotyczą ponieważ to nie ich przyszłość. Człowiek jedzący mięso np nie zdaje sobie sprawy, że dla niższych istot, którymi są zwierzęta jest demonem, który je więzi,znęca się nad nimi i zjada. Ludzie dla ludzi też są demonami.
Z kolei według wierzeń wschodnich (zainteresowanych zachęcam do sięgnięcia po „Tybetańską Księgę Umarłych”) człowiek składa się z cienkiej i grubej materii. Gruba odpowiada za naszą sferę fizyczną, cieńsza za psyche. Ta odpowiadająca za psychę, jest też odpowiedzialna za stworzenie aury. Promieniowanie wydzielane przez aurę ukazuje w jakim stanie zdrowia jest dana osoba (śmierć powoduje oddzielenie materii grubej od cienkiej), tak więc osoby, które widzą aurę, mogą też wyczytać z niej zbliżającą się śmierć. I chociaż aura znika tuż przed śmiercią, nie „rozpływa” się we wszechświecie. Przenosi się do innego świata, wraz z zapisaną informacją o życiu danej osoby, innymi słowy, jest takim twardym dyskiem naszej świadomości. Umiera nasze ciało, dusza żyje nadal, jako chmura energii.
Zalogowałem się przez konto MS, w końcu to jedna firma. Potem miałem zabawę: poprosiłem o pomoc w wyborze telefonu z dobrym aparatem. Padło na Pixela 7 Pro i Iphone 14 Pro, SI napisało, że Pixel robi ogólnie lepsze zdjęcia, ma lepszy tryb nocny, ale iphone ma lepszy aparat. No to zacząłem dopytywać, SI powołało się na Marquesa Brownlee, w którego teście wygrały Pixele, dlatego Iphone ma lepszy aparat xD
Patrząc na to, co się dzieje na rynku obecnie, przydałby się podobny kryzys. Brak innowacji, zbyt mocny nacisk na marketing, słaba jakość wykonywanych produktów, celowanie w jak największy zysk w jak najkrótszym czasie, nieczyste zagrania (hi, Bethesta ze swoim season passem do Fallouta 4!) – to tylko największe grzechy branży. Wystarczy że PS4 Neo i Xbone Scorpio okażą się crapem a wszystko może polecieć w diabły. Osobiście chciałbym żeby Ubi, Acti i EA dostały bardzo mocno po dupie. Może przyszłoby jakieś ogarnięcie.
I tak wiadomo że rynek gier by nie upadł… Ale prawdopodobnie potrzebowałby więcej czasu, i na przykład żeby mieć możliwośc wyprodukowania gry takiej jak np, byśmy musieli poczekać te parę lat dłużej. Po prostu rynek może został by na troszkę zamrożony, ale wrocilby do łask, zwłaszcza wraz z rozwojem komputerów, które były niezależne od gier, i cały czas się rozwijały,zwiekszajac swoje możliwości 🙂 tak to widzę
Okazuje się, że w ostatnich sztukach w Grand Guignol grała Polka, Adrianna Godlewska. Jej relacja jest bardzo ciekawa. Oto ona:
Teatr Grand Guignol mieścił się na niewielkiej rue Chaptal, obok słynnego placu Pigalle.
Spektakle zaczynały się o godzinie dziewiątej wieczór. O tej porze ruszało nocne życie Paryża, szczególnie intensywne w tej dzielnicy. Otwierały się podwoje nocnych lokalików, a wejściami stali portierzy – naganiacze.
Idąc do teatru, chcąc nie chcąc, musiałam przechodzić obok tych miejsc, w których początkowo byłam narażona na niewybredne zaczepki. Bardzo szybko jednak rozeszła się wiadomość, że jestem członkiem pracującej tam społeczności i zaczepki zamieniły się w pozdrowienia i życzliwy uśmiech.
Niestety, teatr wkrótce zbankrutował i w 1962 roku zamknął swoje podwoje na zawsze. Po paru latach pojawił się jakiś zamożny Amerykanin, który chciał kupić i przenieść za ocean ten rozkoszny paryski relikt , ale na szczęście władze miasta nie wyraziły zgody i budyneczek istnieje, chociaż teatru dawno już w nim nie ma.
Sztuka ‘Les yeux sans visage”, w której miałam niezapomnianą przyjemność zagrać, była ostatnią sztuką wystawianą w tym teatrze. Tak więc mogę powiedzieć, że trochę przeszłam do historii… Chociaż nie dostałam ostatniej gaży, za to mam piękne wspomnienia.
A ci, którzy poznali tę opowieść, zawsze mogą powiedzieć: – to ONA (czyli ja) wykończyła teatr Grand Guignol. C’est la vie!!!
Ja tam w UFO wierzę. Problem w tym, że nie bardzo wiadomo w co (co to jest) ale wierzyć trzeba. Jestem wierzący;-)
Swoją drogą czy nie jest dziwne, że UFO zaczęto widywać zaraz po II wojnie światowej? Akurat w momencie, gdy rozchodziły się plotki o tym, że nazistom jednak udało się wyprodukować latające spodki.
O Psygnosis z czasów Amigi i studiach które z nimi współpracowały (Reflections, DMA Design i kto tam jeszcze) to bym poczytał. O OCEAN niespecjalnie – to była jednak firma która w dużej mierze operowała licencjami, znaczy w sensie – grami opartymi o filmy, które na ogół były średnie. Na przestrzeni ostatnich lat parę razy w Retro Gamer były artykuły o OCEAN, historii tej firmy itp. Zresztą o PSYGNOSIS też, ale jakoś ta firma wydaje mi się ciekawsza. Może dlatego, że nie była taką korporacją jak OCEAN czy Electronic Arts…
Dzisiaj fajnie to brzmi, ale kiedyś w te filmowe gry Oceanu baaardzo marnie się grało. Wyjątkiem był Batman, może coś jeszcze.
Pamiętam, pamiętam Świat Młodych!
Mam w domu kilka numerów z lat 68-85 odziedziczonych po babci 🙂
Super nostalgia trip, fajne działy jak „pomysły genialne zwariowane i takie sobie” które pokazują jak ludzie musieli sobie radzić wymyślając kreatywne rozwiązania w czasach totalnego niedoboru.
Poziom wydaje się dużo bardziej merytoryczny niż dzisiejszej popularnej prasy, np sekcja „poznajemy samochody” skupia się na detalach konstrukcji silnika zamiast pisać o praktycznych rzeczach takich jak komfort czy wrażenia z jazdy. No ale pewnie nie mieli dostępu do tych aut na realne testy i musieli jakoś szyć z tego co było w materiałach.
Zaskakująco dużo pisali o zachodnich wynalazkach i raczej pozytywnie, nie czuć sztucznego pompowania wyższości socjalizmu. Często fajne opowiadania. Artykuły np o laserze skupiają się bardzo na fizycznej stronie zjawisk.
No generalnie ciekawa wyprawa do czasów kiedy trzeba rozumieć dużo więcej rzeczy które dziś są ukryte w różnych modułach z których budujemy rozwiązania jak z klocków. Mimo wszystko jednak lepiej zyć w 2023 ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Za PRL-u było jak było i nikt (prawie nikt) nie chce do tych czasów wracać, ale pewne rzeczy były tam całkiem niegłupie, jedną z takich rzeczy była misyjność mediów. Oni nie mogli równać w dół, on wręcz mieli nakazane równać w górę. I to naprawdę nie było złe.
Ciekawym poglądem jest to, że wyeliminowanie jednostki (nawet takiej jak Hitler czy Stalin) diametralnie zmieniło by bieg historii. W interesującym nas okresie końca 1939 lawina blitzkriegu już ruszyła i sądzę, że nawet śmierć Hitlera niewiele by zmieniła (nie zapominajmy, że poparcie dla idei pozyskania lebensraum było w Niemczech niemal powszechne i wojna na wschodzie – miała poparcie większości społeczeństwa). Gwałtowna śmierć zaś mogła zaś wzmocnić nazizm wodzem-męczennikiem (wspartym przez naczelnego „ewangelistę” Goebbelsa), na tyle, iż przetrwałby znacznie dłużej niż w rzeczywistości. Ponadto niemiecka machina uniknęła by wielu decyzji , które wymuszał Hitler (zarówno w zakresie decyzji strategicznych jak i zbrojeniowych i gospodarczych), co przełożyłoby się na znacznie dłuższą wojnę, której wynik mógłby być diametralnie inny niż rzeczywisty. Ponadto zamach (nawet nieskuteczny) mógłby doprowadzić do tego, iż Wa-wa już w 1939 wyglądałaby jak w końcu ’44, a nie zapominajmy, że w początkach wojny było w niej niemal 2x więcej mieszkańców niż w czasie powstania.
Typowo polska akcja – byli blisko, ale…
… zabrakło szczęścia i dogrania, nie wiedział, nie zdołał. Mam wrażenie, że tylko za czasów Piłsudskiego nam się udawało. Wtedy było i szczęście i taktyka.
Być może Polacy wszystko spartolili, a być może to polska lewica uratowała życie Hitlerowi i woli się teraz tym nie chwalić. Trzeba bowiem pamiętać, że polska lewica była wówczas bolszewicką agenturą w Polsce, a ZSRR posiadał pakt o nieagresji i współpracy z III Rzeszą (pakt Ribbentrop-Mołotow), więc polska lewica pomagała niemieckim nazistom do czasu ich ataku na ZSRR.
W dniach 12 – 15 października 1924 roku Eckener przeleciał po raz pierwszy nad Atlantykiem, na sterowcu ZR-III z Friedrichshafen do Lakehurst w USA. 18 września 1928 roku oblatał jeden z najbardziej znanych sterowców świata ZEPPELIN LZ-127 „Graf Zeppelin”, 11 października wystartował na LZ-127 do Lakehurst. 29 października 1928 roku sterowiec wystartował do lotu powrotnego do Europy, lotem tym ustanowiono oficjalne rekordy świata w klasie sterowców nie poprawione do dziś zasięg 6384,5 km i czas lotu 71 godzin 7 min. W dniach 8 – 29 sierpnia 1929 roku na LZ-127 po raz pierwszy wykonano przelot dookoła świata w czasie 21 dni 7 godzin 34 minut. W maju 1930 roku dowodził sterowcem podczas pierwszego lotu do Ameryki Południowej. W 1931 roku z ekipą naukowców wykonuje lot nad Arktyką. W 1931 roku Eckener wyróżniony został przez FAI otrzymując ZŁOTY MEDAL LOTNICZY FAI. Na początku lat trzydziestych przyczynił się do uruchomienia stałej komunikacji sterowcowej nad Atlantykiem. W 1936 roku oblatał sterowiec LZ-129 Hindenburg, wykonał na nim przelot do Rio De Janeiro, po powrocie został odwołany ze wszystkich stanowisk ze względu na wrogi stosunek do faszyzmu i Hitlera. Do tego czasu na sterowcach przeleciał około 2 mln km w tym wielokrotnie przeleciał nad Atlantykiem, przewiózł blisko 20 000 pasażerów. Do końca życia mieszkał we Friedrichshafen, napisał kilka książek, był honorowym wiceprzewodniczącym Brytyjskiego Klubu Sterowcowego. Po II wojnie wielokrotnie jako ekspert sterowcowy służył radami amerykańskim zakładom lotniczym. Zmarł 14 sierpnia 1954 roku.
Parodia Morrisseya w Simpsonach: https://www.youtube.com/watch?v=mRkoYnPTwzI
Jeden z nielicznych prawdziwych bohaterów w kulturze anglosaskiej.
Co ciekawe, katastrofa Hindenburga była przede wszystkim bardzo medialna. Wydarzyła się przy licznych świadkach, sfilmowano ją, a nawet została zrelacjonowana na żywo przez speakera radiowego. Z punktu widzenia liczby ofiar nie przedstawiała się zbyt donośnie. Zginęło wówczas 13 pasażerów i 22 członków załogi, z 97 osób na pokładzie, oraz jedna osoba z obsługi naziemnej. Reszta przeżyła. W ogólnym rozrachunku samoloty były o wiele bardziej śmiercionośne, ale to w nie inwestowano więcej.
ten gośc ze schodów, nie ucieka, ludzie please.. on po prostu uslyszał pewnie swist albo/i czuł, ze strzal przyszedł zza pleców i pobiegł w tamtą stronę….
Marka Gillette jest wyceniana na 24 mld dolarów i zajmuje 121 miejsce w rankingu Interbrand Best Global Brands z roku 2011. Według wycen firmy BrandFinance marka Gillette 7,8 mld dolarów, a według firmy badawczej MilwardBrawd 19,7 mld dolarów.
W latach 50 bodajże, była reklama żyletek (nie pamiętam już czy Gillette), gdzie żona łaziła z podbitym okiem, bo mężowi skończyły się żyletki. Potem kupila jakies markowe i podbite oko miała dwa razy rzadziej. Widziałem ją w jakichś „Zakazanych reklamach” na Polsacie czy innym Jasperze Carrocie. Czyli teraz jesteśmy o 180 stopni po drugiej stronie tego okręgu.
Gillette, najlepsze dla mężczyzny, tra la la.
Od jakiegoś czasu wiadomo, że niemal wszystkie galaktyki mają w swoich centrach supermasywne czarne dziury. NGC 3393 wymknęła się poza schemat, posiadając aż dwie czarne dziury po środku.
W niedawnym numerze Nature ukazała się praca, której autorzy donoszą o pierwszym udanym pomiarze tempa rotacji takiego obiektu: czarnej dziury o masie około 2 mln mas Słońca, znajdującej się w centrum galaktyki spiralnej, odległej o 60 mln lat świetlnych od Ziemi NGC 1365. Dziurę obserwowano za pomocą teleskopów rentgenowskich: wystrzelonego w czerwcu 2012 roku przez NASA NuSTAR oraz europejskiego XMM-Newton. Dzięki badaniom promieniowania, dochodzącego z dysku materii pochłanianej przez czarną dziurę, badaczom udało się ustalić, jak daleko od horyzontu zdarzeń – obszaru, spod którego nie ma już powrotu – znajduje się krawędź dysku. Odległość krawędzi od horyzontu zależy właśnie od prędkości rotacji dziury. Jak się okazuje, obiekt z NGC 1365 rotuje niemal dokładnie z maksymalną dopuszczoną przez ogólną teorię względności prędkością. Wyznaczenie jednego z dwóch możliwych do zmierzenia parametrów typowej czarnej dziury – drugim jest masa – jest samo w sobie ważnym osiągnięciem. Jednocześnie jednak mówi nam coś o historii dziury i jej macierzystej galaktyki: najwyraźniej dziura rosła systematycznie, pochłaniając materię, a nie – jak często dotąd uważano – tylko losowo połykając przelatujące obok obłoki gazu i gwiazdy. W tym drugim wypadku średni przekazywany przez nie moment pędu, rozkręcający dziurę, byłby znikomy i nigdy nie osiągnęłaby ona tak dużej prędkości rotacji.
Mamy więc propozycję jak się wszechświaty „rozmnażają. Teraz trzeba wprowadzić element mutacji i selekcji naturalnej. Skoro wszechświaty „mnożą się” poprzez czarne dziury to znaczy, że największe szanse przetrwania i rozmnożenia się mają te z nich, w których prawa fizyki i garnitur fundamentalnych stałych sprzyjają takiej ewolucji i kondensacji materii, przy której powstają możliwie liczne czarne dziury. Drugie założenie Smolina mówi, że powstający z kolapsu czarnej dziury nowy wszechświat niemowlęcy „dziedziczy” prawa i stałe fizyczne po wszechświecie macierzystym. Dziedziczy, lecz niekoniecznie idealnie lecz z możliwością pewnych odstępstw i mutacji (podobnie jak organizm biologiczny jest z grubsza podobny do macierzystego lecz nie idealnie; my także nie jesteśmy idealnymi kserokopiami swoich rodziców). Źródłem tych przypadkowych „fluktuacji i mutacji” zestawu stałych fizycznych mogą być z powodzeniem procesy kwantowe zachodzące w momencie osiągania przez kolapsującą materię tzw. progu warunków planckowskich przy gęstościach rzędu 1094 g/cm3. Od tego „progu warunków planckowskich” następowałoby owo „odbicie się” kolapsu w kierunku nowego wielkiego wybuchu. Skoro fluktuacje kwantowe zachodzące w momencie przejścia od kolapsu do kreacji Wielkiego Wybuchu mogą spełniać rolę mutacji to znaczy że możliwy staje się też proces selekcji. Nowe wszechświaty niemowlęce, które na skutek takich mutacji otrzymają zestaw stałych fizycznych nie sprzyjających powstawaniu w nich w przyszłości czarnych dziur zwyczajnie nie rozmnożą się tak efektywnie i w końcu „wyginą”. Selekcja stopniowo upowszechni te zestawy praw, przy których powstają liczne czarne dziury.
Pod wieloma względami czarna dziura działa jak idealne czarne ciało , ponieważ nie odbija światła. Co więcej, kwantowa teoria pola w zakrzywionej czasoprzestrzeni przewiduje, że horyzonty zdarzeń emitują promieniowanie Hawkinga , z takim samym spektrum jak czarny korpus o temperaturze odwrotnie proporcjonalnej do jego masy.
Temperatura ta jest rzędu miliardowych części Kelvina dla czarnych dziur o masie gwiazdowej , co czyni ją zasadniczo niemożliwą do zaobserwowania.
Rozwiejmy wątpliwości fantastów – on pracował nad metodami przesyłu informacji drogą nadświetlną, a nie teleportacją czasoprzestrzenną w stylu „Muchy”. Telefon, że zamierza się zabić wykonany przez niego samego chyba stanowi najcięższy argument. Facet miał depresję i to jest tajemnica jego zaginięcia.
jaka widzisz różnice pomiędzy metodami przesyłu informacji a teleportacją ?
Jaka różnica? A czy my jesteśmy bajtami?
Pyłem na wietrze?
Taką, ze dzisiaj przesyłam informacje, ale czy sie teleportujemy?
Swego czasu miałem w rękach walutę z Rapa Nui. Nazywa się nie inaczej niż Rongo. Polimery, czyli plastikowe banknoty. Jak się zdążyłem zorientować, nie jest to rzeczywista waluta, lecz banknoty emitowane wyłącznie dla kolekcjonerów, podobnie jak „waluta” z Antarktydy, Arktyki, a nawet tajemniczego Związku Ameryk.
http://robertsworldmoney.com/easterislandrongobanknotes.php
Artykuł ździebko absurdalno-sprzeczny, bo najpierw autor stwierdza że odpowiedź wykracza poza aktualny stan poznania, po czym w artykule odowiada banalnie na – zresztą równie banalne – pytanie. Że bolą po prostu różnorakie tkanki w głowie a nie sam mózg.
Chyba zabrakło recenzenta publikacji, który wyłapałby nieścisłość pomiędzy krzykliwym wstępniakiem i rzeczowym jądrem. 😉
Najciekawsze jest to, że owo superkrólestwo miało według niektórych profesorów istnieć juz 7000 lat p.n.e. jeśli zatem jego mieszkańcy już wtedy stworzyli swoje pismo, byłby to najstarszy system zapisywania mowy na świecie. Pobiliby Sumerów z ich wynikiem 3500 lat p.n.e.
Byłem w listopadzie 2014. Miejsca „zabytkowe” mają zazwyczaj status parku narodowego i wstęp do nich jest płatny. W przypadku obcokrajowców 60 dolarów. Dla Chilijczyków jest to bodajże 10 albo 20. Wszystko obsługuje organizacja CONAF. Jest jedno małe muzeum, do którego wstęp jest płatny. Praktycznie zarabia na siebie. Nie sądzę, żeby wymagało wielkich nakładów finansowych. Ludzie nie żyją jakoś na bogato. Tym nie mniej jednak wszystko jest droższe średnio 40-80% niż w Chile przez koszty transportu oraz utylizacji śmieci (duży problem). Eldorado to nie jest wiele domów stoi opuszczonych. Ludzie z Rapa Nui, szukają szczęścia w Chile. Napływ turystów też jest ograniczony ( 2 albo 3 loty dziennie). Nomen omen jest to dość droga wyprawa. Najtańsza noc w hotelu to koszt rzędu 100 dolarów, obiad na miejscu – 20 dolarów. Następuje komercjalizacja wyspy. Inwestują głownie ludzie z Chile, który są zamożniejsi od mieszkańców wyspy. Następuje przez to rozwarstwienie. Swego czasu jedna niemiecka gazeta opisywała ten problem, który jest tam widoczny choć niewiele osób zwraca na to uwagę.
Toć to gotowy scenariusz filmowy. Aż wierzyć się nie chce, że coś takiego było możliwe bez precyzyjnego planu, ochrony i znacznych nakładów, a więc bez udziału jakichś służb specjalnych. Być może tajne służby Kadafiego świadome rychłego upadku wypłaciły sobie „dywidendę”? Wiadomo już, że Kadafi nie był wcale takim tyranem jak przedstawiała go zachodnia propaganda, a musiał zginąć za chęć odejścia od dolara za transakcję za ropę, a chwilę po jego upadku otworzył tam swoje przedstawicielstwo Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Gdyby w latach osiemdziesiątych nie narobił kilku głupich rzeczy i wojna propagandowa przeciwko niemu nie byłaby taka prosta. Zginął tyran, rodzi się legenda, nadchodzi bieda i zniknęło złoto.
Po tym jak zobaczyłem śmierć Kaddafiego, zrozumiałem, że to barbarzyński naród. Nie zasługiwali na żadne skarby.
Świat nie znosi pustki. Chcieli zlikwidować Kaddafiego, robili z niego terrorystę no to teraz mają… tak Włochy, jak Hiszpania, Francja, a i Anglii (która wrobiła go w rzekomy atak terrorystyczny na lotnisku ) się teraz dostaje przez imigrantów w Calais ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Facet odwalał świetną robotę stabilizując ważny region świata. Miał do dyspozycji ropę i rezerwuary wody pitnej pod pustynią na południu Libii. Chciał dzięki temu rozwinąć kraj jeszcze bardziej (rurociągi z wodą budowane samodzielnie bez kredytów do Egiptu), a już ludziom bardzo dobrze się tam żyło. Jego kraj miał ogromne rezerwy złota (dosłownie Jego kraj, czyli on, on był tym krajem i miał do tego prawo, ludzie nie narzekali w ogóle, zagraniczni specjaliści bili się o pracę w Libii), całkowity brak zadłużenia, rozwijał się, planował jednoczenie Afryki i tworzenie twardej waluty afrykańskiej dinara (ale demokratycznie, a nie na zasadach dyktatu silnych państw, samowybierających się elit komisarzy jak totalitarna etatystyczna Unia Europejska).
„Nie obawiajcie się – pan Gould jest tutaj…” („Don’t be frightened. Mr. Gould is here…”). Słowa Leonarda Bernsteina, będące przecież w istocie rodzajem przestrogi dla nowojorskiej publiczności, dziś w uszach wielu wyznawców na całym świecie mogą brzmieć niczym ewangeliczne pocieszenie. Bo przecież w osiemdziesięciolecie urodzin, trzydzieści lat po swojej śmierci Glenn Gould nadal jest wśród nas, Glenn Gould żyje!
Gleen Gould był wirtuozem FORTEPIANU, a nie pianina (pierwsze zdanie). 😉
Na marginesie dyskusji o krześle Goulda, chciałabym podkreślić, jak niesamowitą postacią był sam Gould. Jego muzyczne geniusz i niestandardowe podejście do grania na fortepianie było równie niekonwencjonalne, co jego upodobanie do tego zupełnie niesamowitego krzesła. Większość artystów, choć wielu z nas mogłoby to uznać za dziwaczne, ma swoje unikalne maniery czy wręcz rytuały, które pomagają im osiągać doskonałość w swojej sztuce. Gould nie był tu wyjątkiem. Ciekawe, jak bardzo emocjonalny stosunek mamy do przedmiotów, które często towarzyszą nam w pracy. Nawet kiedy są one sfatygowane czy wręcz niewłaściwe, nie potrafimy z nich zrezygnować, bo stały się integralną częścią naszego procesu twórczego. Przykład Goulda to doskonałe ukazanie tego zjawiska.
Można ciekawiej napisać o snach…. Są fazy rem i nrem (rapid i non rapid eye movement), cylke OK 9min obu faz, czas w którym się kładziemy jest ważny – powiązany z księżycem… Tam jest cała filozofia, której powinny nas w szkole uczyć…. Jak pisać to konkretnie
Oppie z Fermim podjechali następnie na miejsce. Czołgiem. Obejrzeli z bliska i odjechali. Nie zostali napromieniowani, bo pancerz czołgu ma kilka centymetrów grubości i nie przepuszcza promieniowania.
I obaj zmarli na raka, ale paradoksalnie nie miało to zapewne związku z napromieniowaniem.
Nazwa „urządzenie nuklearne” (ang. nuclear device) jest jak najbardziej na miejscu a jej użycie nie ma nic wspólnego z dyplomacją. Użyty w teście „Trinity” „Gadget” nie był bombą, nie był bronią o zastosowaniu wojskowym. Nie było możliwości dostarczenia go na jakiekolwiek pole bitwy. Była to kilkumetrowej średnicy kula, opleciona kablami, podniesiona na platformę na trzydziestometrowej, specjalnie zbudowanej wieży i tam „odpalona”. Nota bene pierwszy ładunek termojądrowy testowany przez Amerykanów również był „urządzeniem”, a nie bombą (test Ivy Mike) – zajmującym cały budynek, który, oczywiście, w momencie wybuchu zniknął z powierzchni ziemi.
Co do Mike’a można się zgodzić, bo „bomba” przypominała bardziej budynek (to wina zbiornika z ciekłym deuterem wraz z instalacją do jego utrzymywania w stanie ciekłym) ale Gadget to była właściwie ta sama konstrukcja co Fat man tylko bez aerodynamicznej obudowy oraz statecznika. Teoretycznie Gadget’a po wyposażeniu w brakujące elementy można było zrzucić z samolotu ale w przypadku jakiegoś fakapu z detonacją bomba nie nadawałaby się do ponownego użycia testowego.
Rafał Fronia wraz z innymi himalaistami przeniósł w lipcu ciało Tomasza Kowalskiego z grani do skalnej groty, gdzie ów został pochowany. Na wysokości ponad 8000 metrów. Oto co powiedział po tym wydarzeniu:
„Mam wielki żal. Do świata, agencji, wspinaczy, rządów i do losu wreszcie. Że takie rzeczy się po prostu dzieją. I to na naszych oczach. Nie, nie mam na myśli tego, że gdzieś, w wysokich górach ktoś ginie. Jesteśmy ludźmi, każdego kiedyś czeka koniec. Mój żal skierowany jest do tych, którzy udają, że to nie jest ich sprawa. Do tych, którzy po śmierci partnera idą na kolejne szczyty, a nie zawracają, by posypać głowę popiołem pokory i żalu.”
A w Hiroszimie, gdzie masz ślad na ziemi po wybuchu (czasami tylko utrwalone na schodach cienie ludzi)? Nie będzie zagłębienia, tak jak w Hiroszimie nie ma takiego leja. Nie wiemy gdzie jest epicentrum w Mohendżo Darmo, ale szkielety oczywiście mogą pozostawać w pewnej odległości od centrum wybuchu. Napromieniowanie szkieletu x 50, żadne racjonalne wytłumaczenie, poza wersja o wybuchu niestety nie istnieje! Trzeba zaakceptować, że nie jesteśmy pierwszą cywilizacją na Ziemi, ile ich było? Pewnie co najmniej kilka…
Z dwoch komputerow i jednego konta mozna postowac w tym samym czasie
Może po prostu przygotowywał sobie teksty, kopiował i wklejał na FB?
To ona: https://www.facebook.com/carinhabsburglothringen.waldegravekell
Ale to jej nowy profil? Pojawiła się ponownie jakby nigdy nic? Bardziej mi to wygląda na fejka.
Twórcy „Łowcy androidów” inspirowali się rzeczywiście istniejącym testem autorstwa Alana Turinga. Ten wybitny angielski matematyk i kryptolog ułożył go w latach 50-tych w związku z prowadzonymi badaniami nad stworzeniem sztucznej inteligencji. Turing był przekonany, że do końca XX wieku, maszyny cyfrowe poddane pięciominutowemu testowi, będą w stanie przekonać sporą część badaczy, że mają do czynienia z reakcjami człowieka. Obecnie test Turinga jest częścią bardzo popularnego systemu znanego pod nazwą CAPTCHA. Jest to angielski skrót od słów: Completely Automated Public Turing test to tell Computers and Humans Apart. Służy on właśnie do rozróżniania człowieka od bota podczas korzystania z formularzy internetowych, zakładania kont na portalach, komentowania na blogach, itp. Jedną z popularnych odmian CAPTCHA, jest obrazek z trudnym do odczytania tekstem, który trzeba przepisać w odpowiednie pole, np. podczas logowania do internetowego konta bankowego.
„bessęsu” – do położenia ogniw są lepsze dachy – nie trzeba się chrzanić wytrzymałością, no i zwykle NIE SĄ W CIENIU
No tak, pytanie tylko czy wspólnoty mieszkaniowe dałyby na to zielone światło 🙂
Nie zgodzę się, że bez sensu. Do samego zbierania prądu, może dach byłby lepszy, ale tylko w mieście, gdzie jest gęsta zabudowa. Poza miastem z powierzchni dachów nie uzbierasz wystarczającej ilości prądu, bo jest ich zwyczajnie za mało. Tylko powierzchnia dróg jest na tyle duża by były szanse powszechnej realizacji pomysłu. Z dachami jest jeszcze jeden zasadniczy problem, są w większości prywatne. Przekonaj teraz właściciela budynku, że ma wpakować na swój dach ogniwa, z których będzie zasilana droga i pojazdy nią przejeżdżające, tj. że on ma zrobić coś dla wszystkich. Już widzę te protesty, lamenty, roszczenia, zresztą poniekąd słuszne, za to należałoby płacić, co podrożyłoby i tak drogi projekt. A drogi są w większości publiczne i nie trzeba nikogo o nic prosić.
Pokrętne to trochę rozumowanie, ale też się skłaniam do tego, że decyzyjność nie istnieje. Teatr marionetek.
Design lepszy niż dzisiaj na Chopinie. No i te punktowe oświetlenie!
Patrząc na to zdjęcie, wyglądające jak z planu filmowego mam wrażenie, że kiedyś LOT trzymał wyższe standardy.
Chciałabym dowiedzieć się więcej na temat losów pracowników lotniska tuż po wybuchu II wojny światowej. Słyszałam , że byli ewakuowani zagranicę i część z nich dołączyła do Armii Andersa.
Czy ktoś mi pomoże uzupełnić braki wiedzy?
W Ojcu Chrzestnym Mario Puzo wprowadził postać Moe’go Greena, który jest uderzająco podobny do Bugsy’ego.
Całe spektrum zainteresowań Hoaglanda to: starożytne artefakty na innych planetach i Księżycu, sztuczny satelita Marsa „Phobos” (tłum. „Strach”), tajny program kosmiczny, czym w rzeczywistości jest NASA i które grupy ją stworzyły, Area 51, kontakt z innymi cywilizacjami, polityka opresji i manipulacji.
Tajemnicą pozostaje również niezwykle niewielka głębokość kraterów księżycowych. Nawet te, które osiągają 150 kilometrów średnicy są głębokie jedynie na 4 kilometry. Dotychczas wiadomo, że impakty meteorytów i asteroid powinny wywoływać o wiele większe dziury na powierzchni tego satelity.
Co ciekawe, w 1667 r. sławny rytownik Václav Hollar (pochodzący z Czech, ale pracujący głównie w Anglii) sporządził monumentalną panoramę Londynu sprzed pożaru i po nim. W górnej części widać kwitnące miasto, nad którym górują potężna gotycka katedra św. Pawła i wieże kościołów. W dolnej – morze ruin. Kościoły nadal stoją, ale w pustym, księżycowym krajobrazie. Z katedry św. Pawła pozostał tylko szkielet.
Bo paradoksalnie ten pożar przyczynił się Londynowi. Zginęło mniej osób niż podczas epidemii grypy, a sytuacja wymusiła przebudowę średniowiecznej struktury. Inaczej ciężko byłoby władzom przekonać lud, że trzeba wyburzyć 2/3 miasta.
Co do padaczki to ostrzeżenie przed nią znajduje się w instrukcji (zazwyczaj na samym końcu) każdej gry komputerowej jaką znam. Widzę tutaj lekkie powiązanie z filmem Wargames: The Dead Code z 2008 roku. Być może twórcy wykorzystali ów mit? Też mamy grę stworzoną przez tajne służby i rozpowszechnioną do użytku niczego nieświadomych obywateli (choć w trochę innym celu – bardziej pasującym nie do lutego 2000 lecz do września 2001). Tak samo mamy motyw „śmierci i zniszczenia”.
Narkotyki, owce, szaleństwo. Nikt normalny nie pogra w nowego Polybiusa dłużej niż 10 sekund.
O’bannon to meteor, sam nie miał zdolności, stanowił zapalniczkę wzniecającą talenty innych. Moebius to był ktoś. Trudno wskazać lepszego kandydata do zaprojektowania Nostromo. Obaj zresztą zmarli w ostatnich latach.
A propos Jodora, to w tym roku w Cannes miał premierę jego nowy film – Dance of Reality. Zanim rozpoczęto zdjęcia, Jodorowsky powiedział swojemu zespołowi: Próbuję uleczyć swoją duszę. Ale nie jest to obraz egocentryczny, narcystyczny. Poezja nie mówi o historii, ale o życiu wewnętrznym, uniwersalnych problemach. O swoim nowym filmie artysta mówi również, że jest to: Wejście w nicość. Jak twierdzą jednak międzynarodowi krytycy, posiada on wielką dawkę emocji, makabry i fantazji, które sprawiają, że pamięci wydarzeń z dzieciństwa nie da się oddzielić od artystyczno-magicznej wizji. Jedno pozostaje pewne, The Dance Of Reality to kolejny triumf Jodorowsky’ego nad bezdusznym przemysłem filmowym, z którym prowadził walkę przez ostatnie 40 lat.
A może by tak coś na temat, zamiast o cenie ogórków na pobliskim straganie?
Garść ciekawych faktów z archiwów krioniki. Pierwszym w ogóle zamrożonym był w 1967 James H. Bedford, profesor psychologii na kalifornijskim uniwersytecie. W 1979 wybuchł skandal, gdy okazało się, że dziewięciu „pacjentów” przechowywanych przez Cryonics Society of California rozmrożono, bo ich krewni nie byli w stanie lub nie chcieli płacić za przechowywanie ciał. W 2003 okazało się, że zmarły rok wcześniej baseballista Ted Williams został poddany krioprezerwacji wbrew swojej woli.
Nie tyle chodziło o „zamiłowanie do mroku”, co — jeszcze wtedy nierozpoznane – ścieżki postępowań.
Dzisiaj wszyscy się fascynujemy „wielkimi z tamtych czasów”. Nie znamy ich lęków, upodobań, interakcji towarzyskich. Automatycznie klasyfikujemy ich jako „świrów”.
Polecam Ci, Miczu, wycieczkę do Udine i muzeum artysty Tiepolo. Gościu, choć już wiedział ze jego epoka minęła, odmalowywał lokalnej społeczności całe sale, od podłogi po sufit, na barok.
Miał rację? Nie wiadomo. Ale warto próbować.
z punktu samolotu : kupa/kał/gówno to obiekt najmniej potrzebny na pokładzie , niestety nie można go zrzucac , bo posłużyłby jako bomba ekologiczna , wiec trzeba ją składować w samolocie , dopiero jak doleci się do ziemi ,to kupker można spokojnie opróżnić , ze specjalnie stworzonej skrzyni , która miesci sie w luku bagażowym , jednak większym zagrożeniem w samolocie są pierdy grubasów
Czytałem kiedyś o przypadku, gdy kolesiowi spadł na pole zamrożony ładunek o którym mowa w artykule.
„rozpoczął projekty od Harkonnenów (na zdjęciu)” – tak, tak, na fotografii Harkonnenowie pełną gębą. Jeśli już zrzynacie cały artykuł żywcem z innej strony (www.paranormalne.pl/topic/47556-symbole-zagubione-w-deszczu/#post_id_721687), to przynajmniej kopiujcie też zdjęcia.
To ciekawa uwaga, bo okazuje się, że na tym portaliku jest cała masa zrzyn z Tunguski. Kambryjski wybuch życia, Japońskie Roswell i tak dalej. Komuś się wydaje, że podając źródło można kopiować treść bez pozwolenia. Szkoda czasu zajmować się tymi michałkami, niech będą nadal paraniemormalni.
Oleg Pieńkowski, szpieg o kluczowym znaczeniu, który zmienił losy świata. Jego odwaga i działania, choć trwały krótko, miały ogromny wpływ na przebieg historii.
Ten pojazd nie przyjął się, ponieważ hamowanie nim było nieskuteczne i niebezpieczne. Siłą hamującą musiała być jedynie siła bezwładności wewnętrznej części pojazdu, której przekroczenie dawało efekt jak wskoczenie do bębna wirującej pralki 🙂
Pojazd już został udoskonalony. Dokonał tego pan Garrison w jednym z odcinków serialu „South park”.
Powiadają, że ta konstrukcja może mieć 26 tysięcy lat…
https://www.nature.com/articles/d41586-023-03546-w
Święta dla mnie, to czas z rodziną, ciepło domowe, kolędy i modlitwa. Nie latam jak debil po sklepach. Dla mnie te marketingowe działania są całkowicie obojętne i nie zauważam ich nawet. Kupuję trochę jedzenia na bazarze bo jest lepsze od tego w supermarketach i to wszystko. Prezenty to odmienna historia ale ja zawsze szukam według mojego gustu a nie według tego, co media próbują wciskać. P.S. a coli nie lubię.
Userze, liczy się Narracja a nie Prawda. 🙂
Żył kiedyś taki filozof, nazywał się Foucault, który całkiem przytomnie stwierdził że światem będzie rządził ten, który narzuci swoją narrację.
Wszyscy prędzej czy później staniemy się albo Graftgoldem tego świata albo jego Interplayem.
Co to za nacja ?
Bzdety Mikołaj to biskup i jako taki przynależny strój to co wciskacie to przerośniety krasnal na sterydach
22/7 nie jest równe pi.
Pisze się 70. (a nie 70-tych)
Minął prawie miesiąc i nie da się ustalić co się tam dzieje. Serwisy milczą. Albo nie rozpoczęli prac, albo kopią po cichu.
Pozwolę się nie zgodzić z podsumowaniem, iż po latach rocka nie ma żadnej dobrej muzyki. Jest jej sporo, tylko trzeba dobrze szukać. Ot choćby sporo z muzyki trance, śpiewany ambient, muzyka worship.
Chyba że autor miał na myśli, iż tylko rock jest dobrą muzyką, co akurat jest mocno subjektywnym podejściem.
Oszem, zgodzę się, że obecnie sporo jest chłamowatej muzyki. Do niej zaliczam całą kulturę rapu, która z muzyką ma tyle wspólnego, co bełkot pijanego menela, a treść też rzadko ma większy sens. Też sporo mrocznego metalu można śmiało odrzucić.
Niemniej jednak pozostaje tak wielka ilość nowych i starych twórców oraz powstających zespołów, iż proste stwierdzenie, że po erze rocka i popu nie ma muzyki świadczy dobitnie o bardzo powierzchownej znajomości tematu 😉
Chodzi o to ,że nie ma artystów z nowymi pomysłami , chociaż w Polsce Daria Zawiałow usiłuje eksperymentować i niektóre brzmienia jej piosenek są dość oryginalne , najgorzej jest z rockiem bo chyba już nikt nie zdoła zaproponować lepszej muzyki od tej , którą grali
Pink Floyd , Yes czy King Crimson albo Led Zeppelin i Deep Purple
a potem Metallica i Slayer
Zdaję sobie sprawę, że to brzmi jak narzekanie na odpłynięcie starych dobrych czasów, ale zgadzam się, że obecnie nie ma charyzmatycznych gwiazd. O kim może być mowa? Adele, Bieber, Minaj, a może Cyrus? Można iść w cug…
Drapacze chmur z NY nie były pierwszymi w USA. Uprzedziło je Chicago. William Le Baron Jenney, jeden z najsłynniejszych architektów szkoły chicagowskiej, postanowił zaprojektować wieżowiec, który zmieni oblicze architektury. Koniec dziewiętnastego wieku miał przynieść pierwsze drapacze chmur. Wówczas za takie uznawano budynki mające co najmniej 10 pięter. Według projektu Jenney’a powstał The Home Insurance Building wysoki na 42 metry. Biurowiec był w 1884 roku najwyższym budynkiem nie tylko w Chicago czy w USA, lecz na całym świecie.
The Home Insurance Building po zbudowaniu był 14, co do wysokości, budynkiem w USA. Zresztą nawet wieża kościoła mariackiego w Krakowie ma więcej – 82 m.
Ojciec JFK dorobił się na handlu alkoholem w czasach prohibicji, i zarówno on jak i cały klan Kennedych mieli powiązania z mafią. Książki napisane przez J. Kennedy’ ego były tak wątpliwej jakości, że musiały być poprawiane przez ghostwriterów i kupowane po cichu w dużych ilościach przez jego ojca. Inaczej nie stałyby się bestsellerami. Sam Kennedy walczył w czasie II wojny światowej z Japończykami, ale najpierw ostro sprzeciwiał się przystąpieniu do wojny Ameryki z państwami Osi i w ogóle powstrzymania agresywnych zapędów Hitlera w Europie. W 1960 r. wygrał wybory prezydenckie w USA w dużej mierze dzięki pomocy mafii, która oczekiwała, że powiązany z nią JFK będzie jej sprzyjał i wspierał mafiosów. Przecież to dzięki nim zaszedł tak wysoko (z czołowymi gangsterami miał nawet te same kochanki).
Zamiast tego, Robert Kennedy, brat Johna, będąc prokuratorem generalnym zaczął walczyć z mafią. Obaj bracia wyłamali się więc z dawnych powiązań i zwrócili przeciwko tym, którzy wynieśli ich do władzy. Zapłacili za to wysoką cenę. Popularność wśród Amerykanów nie ocaliła ich przed zemstą przestępców.
zgadzam się całkowicie.
Czytałem kiedyś, że w Warszawie bodajże w XIX wieku istniało prawo, które zakazywało wznoszenia budynków wyższych niż szerokość ulicy. Były też przepisy uwzględniające wysokość najwyższych dostępnych drabin strażackich. A wszystko to miało na celu ochronę okolicznych budynków w razie pożaru.
Chciał swoje Państwo uniezależnić od prywatnych banków, które dla USA drukowały i pożyczały pieniądze. Postanowił, że Państwo samo zajmie się drukiem pieniądza i zdążono nawet wydrukować 2 miliardy dolarów. Podobnie było z Lincolnem, który na wojnę pieniądze wydrukował sobie sam, gdy dowiedział się ile banki naliczą mu odsetek za pożyczkę i też go zabili. Co ciekawe-w dwóch oskarowych filmach o Lincolnie i Kennedym nie ma o tym ani słowa..
Też mnie to nurtuje. Czekam i czekam na jakieś info, ale niestety cisza. Ciekawe czy cokolwiek się dowiemy.
Nicholsona w Terrorze jest tyle co Marlona Brando w Supermanie 🙂
Hipotetyczni giganci, którzy mieliby stworzyć te konstrukcji musieli być lekko walnięci. Stworzyli bowiem konstrukcję, która wydaje się do niczego nieprzydatna. Rzekome schody różnią się szerokością i wysokością, brak jakichkolwiek płaskorzeźb i fresków. Nazca czy Giza bez żadnych wątpliwości powstały ludzką ręką, ale Yonaguni również bez wątpliwości jest tworem natury. Japończycy prowadzący tam poszukiwania chcą coś odnaleźć w imię lokalnego mistycyzmu.
Debata nie jest zakończona, lokalne władze nie uznają oficjalnie „ruin” za dzieło ludzkie i jako takie je promują, nie słyszałem też by pod tym kątem odbywały się jakieś podwodne wykopaliska czy, przede wszystkim, by gdzieś znajdowało się stanowisko owych „geologów”. Bo ja kojarzę dwóch – Kimura i Schoch. Zdaje się, że oficjalnie obaj uważają, że to naturalna formacja zmodyfikowana przez ludzi, przy czym Kimura skłonny jest uznać, że to praktycznie w całości sztuczny twór, a Schoch, że całkowicie naturalna formacja.
Rzeczywiście zdegenerowany to trochę ziggurat.
Tak, w artykule tego niedopowiedziano, ale Schoch, w pewnym momencue chyba lekko zmienił optykę patrzenia na to miejsce i z pozycji całkowicie sceptycznych przesunął się lekko w strone uznania pewnych modyfikacji tego miejsca ludzką ręką. Zresztą nieważne, na ile hipotetyczni ludzie modyfikowali te skały – jeżeli tylko nawet nieznacznie to robili, to ma to doniosłe znaczenie dla historii, bo Yonaguni pod wodą było daaawno temu 🙂
Brak płaskorzeźb czy fresków nie jest tu decydującym argumentem – Wielka Piramida też jest goła i wesoła. Ale nie mamy wątpliwości, że ludzie ją postawili.
Czyli można przyjąć, że w Roswell wierzy tylko 8%, bo w społeczeństwie jest kasta 13% czubków 🙂
Sprawa UFO-katastrofy pod Roswell jest kurą znoszącą złote jaja, a kto normalny będzie zainteresowany w jej zarżnięciu? Nikt, kto potrafi dodać dolara do dolara. Ta sprawa jest od czasu do czasu reanimowana, jak tylko spada nią zainteresowanie publiczności – a to znajduje się jakiś artefakt (oczywiście Obcych) a to znajdzie się kolejny świadek, który doskonale pamięta, co widział WTEDY… A to jakiś film (dobrze że nie kaseta video) czy wreszcie trup Kosmity. Cała historia jest dęta od A do Zet, ale – jak dotąd dobrze zarabia na naiwnych.
Być może ma skutecznie odwracać uwagę od jakiejś innej, prawdziwej historii – albo w Roswell rzeczywiście coś się wydarzyło, co skutecznie obudowano piramidalnymi bredniami aby uniemożliwić odkrycie prawdy.
Dla mnie, sam fakt 140 lat istnienia tego równania jest zadziwiający. Pewnie jak zwykle wyjdzie coś pod pierwiastkiem, potęgą, jakiejś niewiadomej (litery) co mnie zawsze wkurzało, bo dla mnie wynik powinien być z dokładnością do 2 miejsc po przecinku. „Z pierwiastka nie wyciągamy, tak może zostać”
Dzieci zarówno rozrzucają klocki jak i konstruują z nich ciekawe obiekty.
Pan raczy żartować, panie Feynman!
Feynman mógł się mylić (choć zapewne tak się nie stało) gdyż guma z której wykonana była uszczelka mogła nie wykazywać prawidłowych właściwości w warunkach stworzonych przez wodę z lodem, a wykazywać je w temperaturach niższych i środowisku o mniejszej wilgotności. Z drugiej strony, jeśli uszczelka nie posiadała prawidłowych właściwości w takich warunkach to nie świadczyło o niej dobrze.
Członkiem komisji Rogersa był także gen. Donald Kutyna, pilot polskiego pochodzenia, późniejszy dowódca US Air Space Command i szef NORAD. Zarówno wojskowi, jak i astronauci z Komisji byli uwikłani w delikatne zależności, o których mowa w artykule. Niemniej gen. Kutyna, zainspirowany przez Sally Ride, w niezobowiązującej rozmowie przekazał prof. Feynmanowi sugestię dot. podatności uszczelek na niskie temperatury. Feynman pojął rzecz w lot i – jako „nieuwikłany” – mógł przeprowadzić przed Komisją swój efektowny pokaz nie narażając się nikomu. Gen. Kutyna ujawnił całą intrygę dopiero po śmierci Sally Ride w 2012 r.
Mimo wszystko, przyszłość EA nie rysuje się w kolorowych barwach. W końcu w tym tekście poszukiwałem deski ratunkowej studia, na morzu gier Indie oraz tych mniej znanych marek, aspirujących dopiero do miana AAA. Jeden Battlefield to wciąż za mało, biorąc pod uwagę jak wiele wtop zaliczono w kontekście innych czołowych serii, wydawanych przez Electronic Arts. Firma zdaje się być naprawdę w ciężkiej sytuacji, szczególnie po aferze z 2022 dotyczącej skrzynek oraz mikrotransakcji w ogóle. Dumy na pewno nie przynosi też fakt, że amerykańska korporacja przez kilka ostatnich lat była ogłoszona najbardziej znienawidzoną firmą i mimo, że chociażby w zeszłym roku tak się nie stało, to po dziś dzień znajduje się w czubie takich zestawień.
Był czas w 2010, gdy, nowe Virgin Interactive chciało odbudować swoją dawną świetność, w czym pomóc miał Nick Alexander, który zajmował się nawiązaniem współpracy z takimi potentatami naszej branży jak Bethesda czy Capcom. Co ciekawe, firma zamierzała skupić się przede wszystkim na konsolach obecnej generacji oraz rosnącej w siłę dystrybucji cyfrowej. Podczas E3 Richard Branson wygłosił odpowiednie przemówienie – https://www.youtube.com/watch?v=8vRqFlWH9Vo , ale z tych zapowiedzi niewiele wyszło. Virgin Gaming – wstyd to przyznawać – stało się platformą do kasyn i innych hazardowych przyjemności.
– „idymy po te komodorki?? i…. ” ty może to jeszcze bydzie chodzić jo chca od razu kopalnia złota” (Bagitman C64)…
One World Trade Center budowano od 2006 roku. Koszt jego wybudowania to 4 mld dolarów. 1WTC ma 105 pięter i 240 000 metrów kwadratowych powierzchni biurowej. Całkowita wysokość wieżowca to 1776 stóp (541 metrów), co nawiązuje do daty ogłoszenia Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych.
On go chyba zjadł pokrojonego na drobne paseczki. Taki żyletki. Też wyczyn, ale jednak ze wspomaganiem.
Mogły mu wysiąść jelita.
Michel Lotito zaczął jeść osobliwe materiały około dziewiątego roku życia. Obliczono, iż w czasach, kiedy występował na scenie, zjadał ok. 1 kg metalu dziennie. Nieczęsto miewał dolegliwości z powodu tego typu jedzenia, choć zdarzało mu się konsumować rzeczy powszechnie uważane za trujące.
Klaatu przybył w podobnym kombinezonie 🙂
Hm, wszystko co powstało i kiedykolwiek powstanie jest zapisane raczej w liczbie Omega, która to liczba (polecam poczytanie o niej) jest niewymiernością i chaotycznością doprowadzoną do teoretycznego maksimum (?).
Co do liczby pi najciekawszą, moim zdaniem, jej cechą charakterystyczną jest różnica pomiędzy zapisem graficznym, ułamkowym i dziesiętnym. Graficznie mamy stan idealny (co ważne niewystępujący w naturze), ułamkowo też 22/7, dziesiętnie – wygląda na to że mamy klasyczny paradoks ad infinitum.
Pytanie brzmi czy liczba pi nie mówi przypadkiem więcej o matematyce jako takiej niż o sobie samej.
22/7 jest tylko przybliżeniem pi, dobrym do drugiego miejsca po przecinku. O wiele lepszym przybliżeniem jest ułamek 355/113, który wytrzymuje porównanie z oryginałem do szóstego miejsca po przecinku. 😉
Właśnie Userze, 22/7 nie jest przybliżeniem, ponieważ da się to co przybliżasz wyrazić za pomocą zaledwie czterech znaków – dwie dwójki, slash i siódemka. Jeżeli coś perfekcyjnie ujmujesz za pomocą czterech znaków to nie możesz dłużej mówić o jakimkolwiek przybliżeniu. O przybliżeniu mówimy wtedy kiedy coś dąży do nieskończoności bądź chaotyczności a ku temu dąży zapis dziesiętny pi.
355/113 jest nie tyle przybliżeniem co komplikacją, ponieważ rozszerza zrozumienie rzeczy niezgodnie z zasadą brzytwy Ockhama. Jeżeli informację da się przekazać za pomocą mniejszej liczby bitów (22/7) to po co ją przekazywać za pomocą większej liczby bitów (355/113).
Oczywiście natychmiast powstaje problem czy liczba bitów potrzebnych do przekazania danej informacji nie wpływa przypadkiem na samą informację. Innymi słowy czy 22/7 ma się do pi – czymkolwiek pi jest – tak samo jak ma się do niej 355/113. Tu już niestety wchodzimy w problemy filozoficzne i jako takie, nierozwiązywalne; choć z drugiej strony skoro pojęcie „nierozwiązywalności” czegokolwiek samo w sobie stało się przedmiotem analiz najtęższych umysłów ostatnimi czasy, szperać moim zdaniem warto. 🙂
Generalnie, najprostsze dziecinne pytania jak zwykle okazują się najpłodniejsze ponieważ angażują w równej mierze wszystkich niezależnie od rasy, płci oraz wieku. Powtórzę prostymi słowami: jak to jest że kółko jest idealne kiedy się je narysuje a nie jest idealne kiedy się je zapisze cyferkami? Polecam zadawanie pytań na forach, przyciskanie do ściany znajomych matematyków lub filozofów, to są prawdziwie frapujące rzeczy. O wiele bardziej frapujące, moim skromnym zdaniem, od zaplatania chłopcom warkoczyków w przedszkolach.
Praktycznie o tym właśnie był film Kena Russela „Odmienne stany świadomości”. Po angielsku „Altered States”.
W Poznaniu jest coś podobnego. NoGravity SPA. Komory z solanką w których są warunki powodujące deprywacje sensoryczną. Byłem i dla mnie to bardzo dziwne doznanie. Cena w zeszłym roku to około 250zł za godzinę Na początku było wszystko ok dopóki było włączone oświetlenie. Unosiłem się na solance (coś jak morze Martwe). Łatwo zeszło mi napięcie mięśni karku (próbowałem tego jako alternatywy dla niemijających bóli szyi). Jak wyłączył em oświetlenie zaczęło się robić „dziwnie”. Najpierw coś jakby choroba lokomocyjna – uczucie wirowania ciała, poczucie dezorientacji, miało to przy najmniejszym poruszeniu się. Po chwili adaptacji do tych warunków przyszedł stan całkowitego „wyjebania” 🙂 na wszystko. Leżałem i nie odczówałem nic poza zapachem solanki. Towarzyszył temu natłol myśli, taki że po chwili zacząłem sobie w kręcąc różne rzeczy. Nie wytrzymałem godziny tam.
Bawiłem się kiedyś w OOBE i sny na jawie, słuchałem doserów i dźwięków Hemi-Sync. Doszedłem to wibracji i drgawek na samą myśl o tym. Niektórzy twierdzą, że ich dusza wychodzi z ciała.
W Szkole Artystycznej Stu był nieomal postacią kultową. Blada udręczona twarz, okulary, podobieństwo do Jamesa Deana (Cybulskiego) no i popularność ze względu na swój talent. Arthur Ballard, mający ze Stu częste seminaria (polegające na tym, że siedział w pracowni Stu, pił whiskey i podziwiał jak chłopak pracuje) wspominał: „Stu był rewolucjonistą, wszystko co robił budziło zachwyt”. Od samego początku prócz standardowych prac na zaliczenie wykonywał w notesach mnóstwo szkiców, które dowodziły ogromnej biegłości w naśladowaniu najróżniejszych stylów, od Matisse’a po Michała Anioła.
Większą niż Stu legendą jest Paul McCartney. Pod koniec lat 60-tych wybuchła plotka, że zginął on w wypadku samochodowym. I że Beatlesi, z jakiegoś niepojętego powodu, tego nie ujawnili i zastąpili go sobowtórem. Kanadyjskim policjantem. Plotka ta stała się strasznie popularnym mitem miejskim, a fani Beatlesów rzucili się robić prywatne dochodzenia w tej sprawie. Zaczęli szukać na okładkach płyt i w tekstach utworów znaków i sygnałów, które miałyby sugerować, że faktycznie jest z Paula trup.
Piątych Beatlesów było trochę sporo, głównie dlatego że wielu próbowało SIĘ pod legendę podłączyć lub wielu było UZNAWANYCH ZA owego Beatlesa. Prawda jest niestety smutna, historię piszą zwycięzcy. Beatlesami byli ci, którzy należeli do zespołu The Beatles, period. Beatlesem jest więc przyzwoity perkusista Ringo Starr, natomiast Beatlesem nie jest wybitny kompozytor Elton John.
Wot i filozofia.
Loom to gra któa wyróżnia się nietypowym interfejsem. Nie ma opcji typowych dla przygodówek – użyj, zobacz itp. Zamiast tego Bobbin musi zagrać pewne wzory, które spowodują rzucenie czaru. Czary to właśnie czynności takie jak otwórz, ale też np nocne widzenie. Wzory czarów zdobywamy w grze od innych postaci lub obserwując przedmioty.
Ta gra to cudo! Obowiazkowa lektura dla kazdego fana sci-fi i cyberpunkowych klimatow. Takie point’n’click adventure, ale wykonane po mistrzowsku.
Spojnosc przedstawionego swiata jest niesamowita! Wczulem sie w to, jak za dawnych lat w przygodowkach na amidze. Po prostu bylem tam w tym swiecie, w tym miescie, obok tych postaci! I za to dalem tej grze 10! Dlatego gralem tez tylko w nocy, gdy zona i dzieci juz spaly i wiedzialem – nikt mi teraz nie bedzie przeszkadzal 🙂
Tak mozna sie przyczepic do paru rzeczy, ale coz – niewazne przy tym, jakich doswiadczen mi ta „gra” dostarczyla. Gdyby poszla czesciej w kierunku tej psychodelii (jak na tym wysypisku), czy glebi a la Blade Runner a mniej w te ckliwe momenty, ktore nie do konca im wyszly to byloby idealnie! No i na pewno kameralne klimaty udaly im sie lepiej niz te wielkie patetyczne sceny, ale mimo wszystko – ja bym tak bardzo chcial wiecej!!!
Brawo za ilosc wlozonej pracy (Kazda postac miala wlasnego kompozytora!), za prawdziwa nieliniowosc, za swietna animacje i design kazdego szczegolu gry. Za emocje, akcje, a nawet troche horroru. I daje naprawde do myslenia! Jesli sie przejrzy glebiej, poza sztampowosc, to dostrzec mozna wazne tematy, zwlaszcza: co to znaczy, byc ludzkim itp. Oczywiscie podane jest to moze prosto, ale co to w tobie obudzi to juz twoja sprawa. Najglebsze filozoficzne ksiazki u wielu nie zdzialaja nic – a takie prostsze historie moga pobudzic juz do refleksji wielu, wiec chyba tez nie najgorzej.
ps. dlaczego ulice sa tak puste wyjasnia naglowek w jednym z magazynow: „VR MMORPG ma juz ponad miliard uzytkownikow” 😉
Jedna z lepszych DOSowych przygodówek. Ukończona kilkukrotnie, najpierw w wersji amigowej, później PC. Bardzo ładna oprawa graficzno-dźwiękowa, świetne animacje, ciekawa historia i panujący humor. W wersji PC-owej na krążku dodano dubbing. Na minus możliwość utknięcia na dobre i uśmiercenia bohatera – chociaż nie występuje to w takich ilościach jak np: w grach Sierry. Niepotrzebnie też wprowadzono sztuczny wydłużacz czasu czyli błądzenie w labiryncie. Na brak miejsca w ekwipunku, ja sobie radziłem po prostu składując wszystkie przedmioty w jednej lokacji, np na jakimś rozdrożu. Po prostu w grze chyba każdą rzecz możemy wyciągnąć z kieszeni i położyć na ziemi, a gra będzie pamiętać w jakim miejscu to zrobiliśmy. Z ciekawostek: Legend of Kyrandia jest jedną z pierwszych przygodówek w których zrezygnowano z czasownikowego (PICK UP, OPEN itp) lub ikonkowego interfejsu (gry Sierry) i który w prawie niezmienionej formie pozostał do dziś. Zasłużona 8.
Obecnie uważa się, iż miano najgorszej gry wszech czasów jest niesprawiedliwe. Większość krytyków nawet nie spróbowała przejść rozgrywki, a negatywne recenzje przez lata były powielane. Obiegowe opinie brane były za prawdziwe. Biorąc pod uwagę czas na realizacje przedsięwzięcia Warshaw zrobił wszystko co mógł. Stworzył grę, którą dzisiaj wielu znawców tematu uważa za wybitną, świetną lub przynajmniej dobrą. Został jednak zwolniony i zapomniany. Stał się kozłem ofiarnym pogrzebanej marki, podczas gdy pośpiech i decyzje zarządu Atari były tu kluczowe – błędy finansowe, organizacyjne, marketingowe oraz niewłaściwe rozeznanie branży (chęć sprzedaży kolejnych konsol na już nasyconym rynku). Niefortunny okazał się także splot okoliczności – E.T. the Extra-Terrestrial nie jest winne zapaści na rynku gier wideo, winne są przedstawione wyżej uwarunkowania.
W porównaniu do „Rise of the Dragon” grę wyróżnia znacznie lepszej jakości grafika i udźwiękowienie. Ręcznie malowane scenerie, na które zostali nałożeni odtwarzający role aktorzy (ponad sto osób brało udział w produkcji) wypadają, jak na 1991 rok, naprawdę rewelacyjnie. Nasza przygoda toczyć się będzie w różnych lokacjach. Każda z nich jest odpowiednio wzbogacona o animacje, która sprawiają że świat „Heart of China” tętni życiem pomimo swojej statyczności. Całości dopełniają odpowiednie motywy muzyczne, zależne od akcji oraz lokacji, których jest tak wiele, ile miejsc i sytuacji w jakich się znajdziemy. Niestety zdecydowano się też na cięcia. W przypadku „Rise of the Dragon” niepoprawne odpowiedzi albo kończyły się porażką obrazowaną jakąś scenką, albo wcześniej lub później kończyły zabawę, gdyż nie udało nam się czegoś dokonać z powodu złego wyboru. Tutaj takich sytuacji jest znacznie mniej i zazwyczaj obrazowane są jedną, powtarzalną scenką lub jednoznacznym „The End” z możliwością odczytu zapisanego stanu gry, restartu lub wyjścia z gry.
No, nie mieli nałogów, skandali ani zbytniego czarowania na scenie dlatego nie są tak potężni jak DM ale jakże piękne utwory i piękny wokalista i piękna barwa i zdolni oni, choć nie miałam pojęcia, że gitarzysta to taki skurczybyk, aby nie przyznać klawiszowców jego wkładu. Smutna w sumie historia i taka zwykła jak to u ludzi…
„Piątym Beatlesem” był też nazywany Pete Best, były perkusista grupy, który odszedł z niej krótko przed zdobyciem przez nią największej popularności. Perkusista zespołu został wyrzucony przez menedżera zespołu Briana Epsteina, który uznał, że matka muzyka za mocno wtrąca się w sprawy formacji. Inna teoria mówiła, że usunięcia Besta domagał się McCartney, gdyż według niego kolega z zespołu był… zbyt przystojny.
To były czasy, gdy nie tylko gry były traktowane, jako chwilowa moda, ale również i komputery. Ludzie po prostu nie wiedzieli co to jest. Dla nich komputer to był HAL 9000, czyli fantastyka. Te domowe to były zabawki dla dzieci. Nikt za bardzo nie odróżniał konsol od komputerów, haseł, że Commodore czy Apple lub Atari pomoże dziecku w college’u nikt nie traktował serio (i słusznie), zaś automaty do gier wideo – z wyjątkiem elektroników i informatyków – utożsamiano z flipperami. Naprawdę niewiele brakowało, by historia potoczyła się diametralnie inaczej…
Miła, klimatyczna przygodówka w klimacie Indiana Jonesa. Bardzo przyzwoita oprawa graficzna. Kilka godzin zabawy zapewnione.
Nieznana nikomu firma wypuszcza grę „Elvira – Mistress of Dark”. Sama jej postać była znana już w Stanach Zjednoczonych. Ubrana wyzywająco gospodyni programu „Movie Macabre” prezentowała widzom różne tytuły. Począwszy od klasycznych interpretacji prozy E.A Poe w wykonaniu Rogera Cormana, a skończywszy na „Nieustraszonych Pogromcach Wampirów” Polańskiego. Oczywiście puszczano także mniej znane filmy mało popularnych reżyserów. Każdy mógł znaleźć tam coś dla siebie. Odgrywająca postać Elviry Cassandra Peterson tytułem wstępu zawsze rzucała dowcipne komentarze dotyczące bohaterów lub samej fabuły. Parę lat później powstał Horror Soft. Szablonowa nazwa, pod którą kryje się tak naprawdę Adventure Soft. Anglicy nie chcieli już być kojarzeni z przygodówkami. Zaczęli tworzyć RPG zanurzone głęboko w krwistym sosie. Ich pierwszym dziełem był „Personal Nightmare”, którym mogli się cieszyć posiadacze Amigi i Atari ST. Widać już tutaj gotowy engine – po liftingu posłużył do stworzenia kolejnych produkcji. „Mistress of the Dark” ukazała się w końcu na wszystkie możliwe platformy. Wreszcie posiadacze PC-tów i Commodore 64/128 mogli poczuć się niedyskryminowani.
Na początku wszystko wydaje się być niezrozumiałe, chaotyczne, pozbawione sensu. Trzeba spokojnie odwiedzać lokacje by wreszcie zacząć działać. Szybko w nasze ręce dostaje się specjalny amulet w którym możemy przechowywać czary. Bez nich nie mamy jakichkolwiek szans na przetrwanie do końca. Brandon nie ma niedźwiedziej siły, także musi sobie radzić za pomocą sprytnych sztuczek i wybiegów. Tak jak w przygodówkach Sierry jest wiele momentów w których możemy zginąć jeżeli podjęliśmy złą decyzję bądź też zwlekaliśmy z jej podjęciem. Remedium na to jest tylko jedno – zapisywać grę jak najczęściej się da. Magia w krainie Kyrandii przenika wszystkie istoty, jest jej nieodłącznym elementem. Im dalej będziemy ją poznawać, tym szybciej zdążymy reagować na przeszkody w odpowiedni sposób. Wystarczy do tego prosty przykład. Potrzebujemy zerwać owoc z pewnego drzewa, które posiada trujące pnącza. W momencie gdy zbierzemy jeden z nich zieleniejemy na twarzy, a czas na podanie antidotum szybko ucieka. Game over. Musimy zaszyć się głębiej w las i znaleźć roślinę, która po krótkiej rozmowie da nam zadanie do wykonania. Gdy wrócimy, będziemy mogli bez przeszkód zebrać owoc z trującego drzewa i się szybko uleczyć. Później czary stają się potężniejsze, ale też poziom trudności rośnie w szybkim tempie. Bo nie oszukujmy się, stare przygodówki wymagały naprawdę dużo cierpliwości i myślenia. Kulminacyjnym momentem jest środek, w którym przemieszczając się po zatęchłych mrocznych jaskiniach musimy znaleźć drogę do magicznego ołtarza. Zbierając ogniste jagody musimy mozolnie, metodą prób i błędów wreszcie się tam znaleźć. Proste, prawda? Jednak należy dodać że niestety jagody dość szybko po zerwaniu ciemnieją. A we wszechogarniających ciemnościach czai się coś o wiele gorszego od nietoperzy. Game over. Gdyby zapytać graczy którzy mają pierwszą część za sobą, jakiej zagadki najbardziej nie lubili, zapewne ta zajęłaby by zaszczytne pierwsze miejsce. Ale dość o nich, bo jeszcze trzeba wspomnieć o Malcolmie, który nie jest biernym obserwatorem naszych poczynań tylko niczym cień pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie. Bardzo lubi żonglować sztyletami, i nimi rzucać, także trzeba mieć się na baczności.
Ron Gilbert daleki jest od stwierdzenia, iż przygodówki umarły. One pozostały popularne, problem jednak w tym, iż nie tak, jak inne odmiany produkcji rozrywkowych. Kiedy w 1993 roku id Software wypuściło tytuł, który zapoczątkował wieloletni marsz gier FPS ku chwale, rynek się zmienił. Nagle przyzwyczajone do raczej powolnego, strategicznego myślenia grono odbiorców przestawiło się na szybką akcję i natychmiastowy efekt. Główkowanie zeszło na dalszy plan, kiedy wszystko zaczęto zwyczajnie osiągać siłą — bronią maszynową, piłą łańcuchową…
Rok 1995. Samolot Delta Airlines, lot z Frankfurtu na Washington-Dulles.
Lot Delty zebrał we Franfurcie pasażerów z Warszawy i Moskwy, więc w samolocie przeważali rosyjscy imigranci podróżujący z kuframi, kartonowymi pudłami i pierzynami (brakowało tylko żywych gęsi i prosiaków). Pod koniec długiego lotu, już nad terytorium USA pilot powiedział przez głośniki, że po lewej stronie w oddali widać budynki Nowego Jorki. Faktycznie na horyzoncie można było zobaczyć małe srebrzyste szpileczki. Ale w tej samej chwili cała podróżująca Rosja skoczyła na lewą burtę tłocząc się przy okienkach. U mnie na kolanach wylądowało dwóch solidnych „mużyków” waniających samogonem a jeden szarpał drugiego krzycząc „Smatrij Wania Nju Jork !!!)Pilot nawykły chyba do takich sytuacji lekko przechylił samolot na lewą stronę co spotęgowało efekt. „żeńszczyny” piszczały, wesoło było.
Miało to w sobie coś z radości imigrantów z XIX wieku widzących NY wyłaniający się z mgły East River.
Nie należy jednak wyciągać wniosku, że także pod każdym innym względem konstrukcja wzniesiona na polecenie faraona Chufu (Cheopsa), była perfekcyjnie równa i precyzyjna. Albo, że takiej precyzji w ogóle oczekiwano.
Teoria panspermii to bzdura, bo oznaczałoby to, że w kambrze dotarły na Ziemię gotowe trylobity, a nie cząstki życia.
Podobne trudności pojawiają się podczas datowania momentu powstania innych ważnych grup organizmów. Pierwsze rośliny lądowe pojawiły się nie wcześniej niż 700 mln lat temu i nie później niż 420 mln lat temu. Kiedy dokładnie? Nie wiadomo. Wszystko zależy od sposobu datowania tego ważnego momentu. Pierwsze skamieniałości prymitywnych roślin lądowych pochodzą z syluru (około 420 mln lat temu), najstarsze pozostałości prawdopodobnych zarodników roślin wydatowano na ordowik (475 mln lat), zaś zegary molekularne sugerują, że rośliny rozpoczęły podbój lądów już 700 mln lat temu.
W 2012 roku pracownicy British Museum zbadali dokładnie mapę zatoki Chesapeake wykonaną przez Johna White’a. Uczonych zaintrygowały dwie „łaty” naklejone na mapę jeszcze przez jej twórcę. Dr. Lane nalegał, aby zbadać co znajduje się pod nimi. Operacja ta wymagała wielkiego wysiłku i zastosowania najnowszych technologii, gdyż trudno było odkleić „łaty” nie uszkadzając mapy. Okazało się, że jedna z nich, znajdująca się w rejonie Roanoke, zakrywała pięcioramienną czerwoną gwiazdę o niebieskich konturach oraz małe czerwone kółko, którym zaznaczono jakiś punkt na wybrzeżu. Historycy zajmujący się badaniem losów kolonii podejrzewają, że gwiazda wskazywała lokalizację strategicznego fortu, która została ukryta za pomocą „łaty”. Może właśnie tam schronili się osadnicy z Roanoke? Współczesne raporty z Jamestown zdają się potwierdzać, że w tej właśnie okolicy widziano uciekinierów z „zaginionej kolonii”.
O ile mi wiadomo, to nie ma żadnych wspominek o Roanoke w „raportach z Jamestown”.
No to proszę przeczytać to poniżej. Jest to raport z ekspedycji na Roanoke.
http://etext.lib.virginia.edu/etcbin/jamestown-browse?id=J1014
W 1992 r. Sega zrównała się z Nintendo pod względem poziomu przychodu ze sprzedaży. W ciągu czterech lat wpływy firmy skoczyły z 800 mln dol. w roku 1989 do poziomu 3,6 mld dol. na koniec 1993 r., wzmacniając tym samym wizerunek firmy jako czołowego producenta gier.
W przeszłości Qianmen, południowe wrota Placu Tiananmen które leżą na tym samym południku co Wrota Niebiańskiego Spokoju stanowiły połączenie pomiędzy cesarskim miastem a obszarem zamieszkanym przez zwykłych ludzi, którzy nie wolno było wchodzić na Plac. Po tym jak ostatni chiński cesarz został pokonany przez Kuomintang i zakończyłaś się dynastia Qing w 1911 r. , Plac Tiananmen został otwarty dla społeczeństwa i odtąd zmienił się w miejsce gdzie Lud Chiński manifestował i wyrażał swoje niezadowolenie rządowi lub o rządzie Chin.
Gdy byłem na tym placu w 2008 roku, nadal było niespokojnie. Jakieś barierki, kordon milicji, baczne spojrzenia, setki przejeżdżających ludzików na rowerach. Zdaje się, że szykowała się jakaś demonstracja, tyle że została ona w porę powstrzymana.
Piramidy powstały około 2000 lat przed Chrystusem. O jakim Bogu mówisz kolego Emanuelu?
Jacques Mayol …czyżby kolejny seryjny samo.bójca podobnie jak bankstrzy samo.bojcy? Może wiedział o czymś i zabrał ze sobą tajemnicę na zawsze
Kapitała jako pismo całych kodeksów było używane do VII w., później stosowane je tylko wyjątkowo do ksiąg kościelnych szczególnie uroczystym charakterze ( np. „Złoty kodeks pułtuski”)!!
W relacji z wyprawy najciekawszy był moment: Mallory zostawił tego ranka także flary magnezowe, przydatne do sygnalizacji w razie kłopotów i jest to kolejny kontrast z obecną wyprawą, której postępy na bieżąco odnotowywane są w internecie. Teraz wspinacze mają laptopy, telefony satelitarne i kontakt radiowy z bazą, ale w roku 1924 tamta dwójka zdana była tylko na własne siły. Wtedy geolog Noel Odell dostrzegł dwa czarne punkty poruszające się pod górę, aż „cały ten fascynujący obraz znikł, spowity chmurą” (jak pisał w relacji dla „Timesa”). Komunikacja ograniczała się do rozkładania koców w umówiony wcześniej sposób, by sygnalizować problem, i nie było oczywiście nikogo, kto przyniósłby Mallory’emu jego ulubione foie gras, kiedy zapasy się wyczerpały.
„Epigoni żyjący na tym miejscu później potrafili operować już tylko schematycznym konturem, nieporadną kreską!” Zupełnie jak komentarz na temat europejskiej sztuki nowożytnej. Hmmm, żadna nowość, zubożenie artystyczne celem głębszego przekazu.
Prawdopodobnie nikt z nich nie poczuł się zagrożony, gdy ciągnący działko polowe Ził-151 wyjechał nagle z szeregu uczestniczących w paradzie pojazdów i zatrzymał się przed trybuną. Wszyscy myśleli, że pojazd ma awarię. No i zaczęło się.
Zastanawiające, jak jedna wiadomość mogła wywołać taką burzę i trwać w pamięci przez tyle lat. Historia Hauta jest naprawdę intrygująca, szczególnie jego zmiana wersji wydarzeń po przejściu na emeryturę. Ciekawe, ile w tym wszystkim jest prawdy, a ile legendy. Niezależnie od tego, Roswell na zawsze pozostanie częścią kultury związanej z UFO.
Egipt otworzył się na kraje Zachodu. Symbolem tego stała się wizyta prezydenta w izraelskim Knesecie w 1977 roku. Dzięki temu otwarciu doszło pod egidą USA do rozmów w Camp David w 1978 roku, dzięki którym udało się odzyskać Egiptowi Półwysep Synaj w zamian za uznanie państwa Izrael. To czego nie udało się armiom, udało się dyplomacji. Z punktu widzenia państw arabskich Sadat był zdrajcą, na którego jak najszybciej należało wydać wyrok śmierci
Polecam Artykuł o córce Waltera Hauta:
https://roswell47.pl/moj-ojciec-widzial-ciala-poszukiwanie-prawdy-o-roswell/
Urokiem Nazaré jest to, że do dnia dzisiejszego można tam spotkać rybaków w kraciastych koszulach i kobiety noszące siedem spódnic jednocześnie, które oporządzają ryby z porannych połowów, jak i sprzedają suszone ryby i owoce morze. Z ubiorem rybaków i ich żon wiąże się zwyczaj, który mówi, że żony rybaków miały nakładać codziennie kolejną spódnicę, aż do momentu, kiedy kuter ich męża pojawi się na horyzoncie. Na głównej plaży Nazaré jest wydzielone specjalne miejsce, gdzie porozkładane są siatki, na których suszą się ryby, a wcześnie rano odbywa się tam targ, gdzie można kupić świeże ryby i owoce morze. Nazaré to też charakterystyczne białe, niskie domki z ceglastymi dachami, które wznoszą się na ulicach opadających ku plaży. Warto również odwiedzić w wiosce port rybacki, gdzie możemy zobaczyć rybaków podczas codziennej pracy, a także ścianę na której swój ślad zostawiły załogi statków chyba z całego świata.
Eksplozja z punktu widzenia miliardów lat, ale sam proces mógł trwać setki tysięcy lat i mogło się na niego składać tysiące przyczyn – mutacji, czynników zewnętrznych i innych zawirowani. Nigdy się tego nie dowiemy, bo nie cofniemy czasu.
USA zyskały – McKinley był słabym ptezydentem. Theodore Roosevelt był lepszy!
William McKinley nie był może prezydentem wybitnym, był jednak prezydentem powszechnie lubianym. Wyprowadził kraj z poważnego kryzysu ekonomicznego, umocnił międzynarodową pozycję USA, oparł ostatecznie dolara o parytet złota. Nie było powodu aby go nie lubić i dlatego lubiano go powszechnie. Akurat został wybrany na następną kadencję.
W necie znajduje się film z rzekomej egzekucji Czołgosza. Jest to fake, a dokładniej rzecz biorąc – rekonstrukcja zrobiona kilka dni po rzeczywistej egzekucji. Nakręcono to w celach propagandowych.
Temat skanowania piramidy Cheopsa w Gizie przy użyciu mionów jest naprawdę fascynujący i może zrewolucjonizować nasze zrozumienie starożytnych konstrukcji. Fakt, że miony mogą przenikać przez skały i dostarczać informacji o wewnętrznej strukturze piramidy, jest przełomowy. Jeśli rzeczywiście uda się potwierdzić istnienie dodatkowej komnaty, byłoby to jedno z najważniejszych odkryć archeologicznych naszych czasów. Możliwość odkrycia nowych przestrzeni wewnątrz piramidy nie tylko wzbogaci naszą wiedzę o jej konstrukcji, ale może również dostarczyć cennych informacji o kulturze i technologii starożytnego Egiptu. Czekam z niecierpliwością na pełne dane, które mają zostać opublikowane w nadchodzących miesiącach.
Ten jeep zabawnie wyglądał w akcji:
http://www.youtube.com/watch?v=4SERvwWALOM
Firma Aeroflex zbudowała maszynę, której zasada unoszenia się w powietrzu jest podobna, ale przypomina ona bardziej motocykl.
http://www.aerofex.com
Mi sie wydaje ,ze chinczyki ze swojej wstydliwosc zsylali tam ludzi niskoroslych . A w ufo wierze ,ze gdzies tam jest.tyle wiara …ale rozsadek podpowiada ,ze zbyt duzo skomplikowanych zbiegow okolicznosc musialo by nastapic (jak na ziemi) zeby gdzies cos drugiego takiego moglo zaistniec.moze obserwuja nas dawni mieszkancy ziemi z bezpiecznej odleglosci i badaja czy bedziem tak glupi jak oni onegdaj i sami rozpirzymy statek na ktorym lecimy -ziemie…
Dalida jest uznawana za jedną z sześciu najpopularniejszych piosenkarek na świecie. Na całym świecie sprzedało się ponad 170 milionów jej albumów. Otrzymała 70 złotych płyt, i jako pierwsza zdobyła diamentową płytę. Artystka nasz kraj odwiedziła pierwszy raz dopiero w roku 1983, drugi zaś – w 1985. W Polsce zagorzałym wyznawcą jej talentu był Lucjan Kydryński.
Witam, przychodzę z pytaniami odnośnie prototypu zimnofalówki. Na jakim etapie obecnie są prace, czy wynalazek zanotował technologiczny postęp i kiedy jest przewidziane jego wejście na rynek?
Książka Hjortsberga lepsza, mięsista, pełna klimatu lat 50. Ale i film Parkera świetny, z najlepszą obok Modlitwy dla umierających rolą Rurki.
Rola Deniro w tym filmie to mistrzostwo, kult lat osiemdziesiątych.
W układzie Gliese 667C znajduje się pięć, sześć lub nawet siedem planet. Dla pięciu obiektów sygnał jest pewny, dla szóstego niepewny, a w przypadku siódmego został ustalony z najmniejszą pewnością. Układ zawiera trzy super-Ziemie w strefie nadającej się do zamieszkania (ekostrefie), dwie gorące planety bliżej oraz dwie chłodniejsze planety dalej. Planety w ekostrefie oraz planety bliżej gwiazdy prawdopodobnie przez cały czas zwrócone są tą samą stroną w kierunku gwiazdy, czyli obrazują to, o czym mówi artykuł.
W ostatnich latach „Facebook nie jest cool”. Wciąż wyciekają informacje, że Facebook sprzedaje dane użytkowników, pozwala z nich korzystać innym firmom, manipuluje naszymi decyzjami politycznymi czy testuje algorytmy zmieniające nasze samopoczucie. Oprócz tego liczba reklam jest przytłaczająca.
W pobliżu swojej siedziby w Cupertino w Kalifornii Apple ma tajny obiekt przypominający wnętrze domu. Tam ma testować przyszłe urządzenie, które ma być „następną wielką rzeczą” w historii amerykańskiego giganta.
Miasto dzieli się na część bogatą pełną wieżowców, hoteli rezydenci i innych wspaniałości oraz część , w której zamieszkują imigranci pracujący na rzecz bogatych. Pierwszą część miasta trzeba koniecznie zwiedzić natomiast drugą można odpuścić. Koniecznymi do zwiedzenia punktami Dubaju są: Marina z wieżowcami,
Burj Khalifa z najwyższym budynkiem i największą galerią handlową, Burj Al Arab ( hotel żagiel), Atlantis, the Palm Hotel, Palm Jumeirah, Dubaj Mall of the Emirates (stok narciarski) Gold Souk . Dodatkowo koniecznie trzeba zobaczyć Ferrari World, i największy meczet w Abu Dhabi.
Dodajmy, że do Dubaju najtaniej z Polski można polecieć linią Wizzair przez Budapeszt.
Wróciłam zachwycona Dubajem, nowoczesnością tego miasta, czystością na ulicach i w miejscach publicznych, doskonałą komunikacją, niewygórowanymi cenami artykułów spożywczych…i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność – polecam serdecznie
To było pół wieku temu…
Ach co za film…
Opowieść Beverly Olivier była jednak pełna sprzeczności. Zeznała, że nagrania z morderstwa zostały jej zabrane przez FBI i już ich nie odzyskała. Za konfiskatę jej mienia odpowiedzialny miał być agent FBI Regis Kennedy. W dniu, kiedy miałby tego dokonać, był jednak w Nowym Orleanie, a więc 816 km od miejsca, w którym rzekomo widziała go Oliver. Ponadto nie zgadzał się model aparatu. Sam wiek kobiety również nie pasował. W dniu zamachu miała ona zaledwie 17 lat, a więc ponad dwa razy mniej niż szacowany wiek, jaki przypisano Babushce Lady.
Franklin nie był jedynym odkrywcą instalacji odgromowej. W Europie, niezależnie od niego, w latach 1750–1754 piorunochron wynalazł czeski teolog i przyrodnik Vaclav Prokop Divis. Instalację odgromową wybudowano również na niewianskiej krzywej wieży zbudowanej w Imperium Rosyjskim.
Legendarny widok Bena z latawcem wylądował również na awersie jednego z amerykańskich srebrnych dolarów.
Ronnie był mózgiem „Firmy” – bo tak nazwali swój gang. Do jego zadań należało stałe poszerzanie sieci informatorów, zaś dokładność i wrodzone zamiłowanie do dyscypliny sprawiały, że nazywano go „Pułkownikiem”. Uwielbiał gangsterskie ubrania, a jego homoseksualizm był tajemnicą poliszynela w światku przestępczym East Endu. W miarę jak ich sława rosła, bliźniakom coraz bardziej zależało na zdobyciu jak najwyższej pozycji wśród londyńskich gangsterów. Dopięli swego. Po pewnym czasie „Firma” była jedną z najbardziej wpływowych organizacji przestępczych miasta.
W 1956 r. doszło jednak do wydarzenia, które zapoczątkowało pewien rozłam między bliźniakami. Ronnie, mający obsesję na punkcie broni palnej, zastrzelił mężczyznę podczas wymuszania haraczu. Reggie był zbulwersowany tym, że jego brat podjął tak wielkie ryzyko, zwłaszcza że podobne zabójstwa należały wówczas do rzadkości. Ale Ronnie, uważający się teraz za niepokonanego, był dumy z tego, co zrobił. Konflikt między braćmi pogłębił się, gdy kilka miesięcy później tylko Ronnie został oskarżony o atak, którego dokonali wspólnie. Ich pozycja w londyńskim świecie przestępczym była już na tyle ugruntowana, że trzyletnia kara więzienia, którą musiał odbyć, nie zaburzyła działalności „Firmy”. W okresie samotnego kierowania nią Reggie postanowił, że powinni skupić się na bardziej legalnych przedsięwzięciach. Otworzył więc sieć dochodowych klubów nocnych i jaskiń hazardu, które przyciągały gwiazdy, takie jak Joan Collins czy Barbara Windsor.
Nie ma litości dla takiego elementu.Zabijali ,okaleczała zastraszali ,męczyli zwykłych ludzi.Powinni dostać KS.Nie ma co tu podziwiać tylko piętnować.
Spędziłem końcem lipca kilka dni w Oakhurst, zwiedzając Yosemite. Nie wiedziałem, że się tu wydarzyła taka historia. Ciekawe.
Nie bez kozery właśnie w Derby, na tamtejszym uniwersytecie, otwarto przed laty pierwszy na świecie kierunek projektowania gier komputerowych.
Pierwsza oczywiście była kura. Nieważne czy z zaprogramowanym rodzenie potomstwa w formie jajowej, czy jakąkolwiek inną.
W całym tym paplaniu nie chodzi o kurę. Kura jak autor tekstu zaznaczył przejęła pałeczkę w tym niecnym procederze i kura de facto nie liczy się. Zamiast kury może być każdy inny ptak. Dinozaury! Kto był pierwszy- Jajko czy dinozaur? Bo to tamte, jajka składały przed kurami. A może był jeszcze ktoś przed dinozaurami kto jajka składał? To też nie ważne. Czy ewolucja mogła nauczyć składania jajek, już nie ważne przez kogo. Ewolucja nie popełnia błędów. A myślę, że nauczenie kogoś składania jajek to ciąg prób i błędów.
Mogę się podzielić wspomnieniem w temacie 🙂
Korzystałem z VFX-1 w okolicach 1996 roku. Nie wiem jakim cudem ale miał go na swoim wyposażeniu sklep komputerowo-growy w podbydgoskim Nakle. Razem z kolegami testowaliśmy go w tym sklepie. Był ciężki i niewygodny ale wrażenie robil 🙂 Graliśmy w Dooma (chodził płynnie). Jeśli dobrze pamiętam to w dłoni trzymało się okrągły sterownik z kilkoma (trzema?) przyciskami. Miałem duże problemy z opanowaniem sterowania.
Nie ukrywam, że zdarzyło mi się obejrzeć w necie kompilacje wypadków i głupich zachowań. Łapałem się na tym, że czyjeś nieszczęście rozbawiało mnie do łez. Wtedy człowiek nie zastanawia się czy było to mądre i potrzebne.
Wątpliwości pojawiają się wtedy, gdy takich filmików jest coraz więcej, a ludzie wpadają na coraz „oryginalniejsze” pomysły. Wydaje mi się, że Anatomia Głupoty to tylko kolejne pokłosie Jackass i podobnych produkcji. Wiadomo również, że takich produkcji będzie coraz więcej. Społeczeństwo jest coraz głupsze, a ludziom na każdym kroku trzeba przypominać podstawy, o których uczyliśmy się już w podstawówce. Podobno porażki uczą więcej niż sukcesy, ale czy od razu należy popadać w takie skrajności?
Podczas realizacji wariackich wyczynów mało kto myśli o prawach fizyki… Co więcej, w Internecie aż roi się od kompilacji wypadków, które są powodowane specjalnie. Po prostu tragedie i cierpienie ludzkie ma dobrą oglądalność…więc youtuberzu starają się serwować takie filmy, na jakie czekają Internauci.
ja się nie zgadzam z tezą o istnieniu boga bo nie ma żadnych dowodów na jego istnienie i brakt takowych jest dowodem na jego nieistnienie
można nawet pokusić się o teze, że istnienie klech i ich wyczynów jest dowodem na jego nieistnienie 🙂
Komputeryzacja niewątpliwie będzie postępować nieuchronnie. […] Efekt uboczny, mobilny obiekt skomputeryzowany lub robot już zalewa przemysł i w trakcie następnego pokolenia będzie przenikać do domów…. rzekł wielki Isaac Asimov.
Bzdura. Jeżeli punktem wyjścia czegokolwiek, np. teorii, jest nieprawda, cała wymyślana teoria nie ma sensu. Jest tylko tematem do gdybania z którego nic nie wyniknie oprócz bzdur. Zaczynając od tego że, nasz Świat jest uporządkowany i ludzie to dość skomplikowane i uporządkowane byty, zaczynamy od bzdury. To że coś tam okrąża kogoś tam, to już jest uporządkowany Wszechświat? To jest schemat ogólnego zarysu. Komety, asteroidy, obiekty które spadają na Ziemię nie biorą udziału w uporządkowaniu? Ludzie są uporządkowani? Gdzie? Kto? Uzurpatorzy? Politycy? Przestępcy? Alkoholicy? Zwykli ludzie? Kto z nich jest uporządkowany? Ludzie to kocioł z gotującą się zupą do której zostały wrzucone już wszystkie składniki i zupa w kotle gotuje się. Nigdy nie wiesz który ze składników wynurzy się w danym momencie. Wszystkie składniki zupy co chwila zmieniają swoje położenie. Jedne bardzo często są na wierzchu, inne raz na jakiś czas pojawiają się. A duża część bardzo szybko przywiera do dna i coraz to inne składniki do nich przywierają. Ale nikt nie wie, który ze składników co robi i gdzie jest. Tyle można powiedzieć na temat uporządkowania ludzi. W uporządkowanym społeczeństwie, nie ma wojen, przestępstw, religii, stron w polityce, głupich i z wybitym ego ludzi. Bo to są elementy druzgocące uporządkowanie. Ludzi napędzają emocje które da się skutecznie kontrolować przez innych. Jeżeli jeden człowiek potrafi kontrolować emocjami drugiego, to nie można w takim wypadku mówić o tym, że człowiek jest skomplikowany. Gdy do kontrolowania ludzi potrzeba istoty z o niebo wyższą inteligencją niż ludzka, wtedy można powiedzieć, że ludzie są skomplikowani. Jeżeli do kontrolowania ludzi potrzeba tylko chleba i igrzysk, to mówienie o nich, że są skomplikowani i uporządkowani zakrawa na ironię.
Twórca Maxima Michał Antoniszyn zmarł w 2020.
https://wieczorpomorze.pl/wp-content/uploads/2020/11/gwp_085_sm.pdf
Byla satanistka powiedziała o Halloween: „Niektórzy ludzie myślą, że tak długo, jak ich dzieci przebierają się za baseballistów albo aniołki, to mogą uczestniczyć w zabawie trick-or-treating (zbierania słodyczy). Nie zgadzam się z tym, ponieważ Halloween opiera się na wyśmiewaniu Boga i jego świętych. Nawet jeśli masz niewinny strój i niemal wszystko wokół ciebie wydaje się być niewinne, jesteś narażony nie tyle na negatywne, co wręcz demoniczne działanie. Tak więc nie warto uczestniczyć w tej zabawie, w której nagrodę stanowią cukierki. Lepszym rozwiązaniem jest całkowite zignorowanie Halloween i skupienie się na uroczystości Wszystkich Świętych. Należy zaangażować się w działalność chrześcijańską, odmawianie Różańca w rodzinie lub czytanie żywotów świętych”.
W tym roku zaobserwowałem zwiększoną aktywność przebranych dzieciaków, biegających po domach z „trick or treat”. Pogańska tradycja coraz mocniej nas penetruje…
Jak na mojego czuja to przy skoku wstecz stalibyśmy się nieinteraktywnymi uczestnikami zdarzeń. Żadne zmiany w czasoprzestrzeni nie wchodzą w grę.
Brytyjski profesor Brian Cox uważa, że podróże w czasie są możliwe. Zastrzega jednak, że najłatwiej przenieść się w przyszłość. Według fizyki najłatwiej przenieść się w czasie w przyszłość. Znalezienie sposobu, aby skoczyć w czasie o kilka tysięcy lat może być wykonalne, ale znalezienie drogi powrotnej jest już zdecydowanie większym kłopotem.
Pomocna w rozwiązaniu tego problemu może być szczególna teoria względności zakładająca istnienie tuneli czasoprzestrzennych. Takie osobliwości kwantowe z pewnością mogą mieć zdolność do sprawiania zadziwiających rzeczy często przeczących normalnym prawom fizyki. Nadal jednak stworzenie tunelu i jego kontrolowanie może nastręczać wielkie trudności.
Na początek polecam obejrzeć „Wszechświat Stephena Hawkinga” o podróżach w czasie.. 🙂 Wykonał on małe doświadczenie: napisał list i zabezpieczył go, aby nic mu się nie stało. Na liście napisał zaproszenie na kolacje, napisał dokładną datę i położenie geograficzne (jednym słowem opisał wydarzenie w czasoprzestrzeni). Ludzie w przyszłości, którzy zobaczyli ten list mogliby (jeżeli byłoby to możliwe) cofnąć się w czasie i zawitać na przygotowanej dla nich kolacji. Niestety nikogo nie było. Stąd więc wynika, że podróż w przeszłość jest niemożliwa. Ale w przyszłość tak, tylko że bez możliwości powrotu. To jest tak jakbyśmy stawali w czasie, a cały świat idzie dalej. Są na to dwa sposoby.
Pierwszym jest znajdowanie się przy ciele o ogromnej masie, bo jak wiadomo takie ciała zakrzywiają czasoprzestrzeń. Tym ciałem mogłaby być czarna dziura, która ma ogromną masę, ale taka wyprawa nie jest na ludzkie możliwości, nawet w przyszłości.
Drugim sposobem jest przemieszczanie się z 99.99% prędkości światła (bo pełna prędkość światła nie może być osiągnięta przez ciało). Gdy ciało porusza się z taką szybkością „zastyga” w czasie. Można by tu jeszcze dużo o tym napisać, ale co innego czytać a obejrzeć.. 🙂
W dzień ten przez wiele stuleci obowiązywał post i potrawy świąteczne nie zawierały mięsa, dawano więc ciasto ziemniaczano-jabłkowe, placki ziemniaczane, ziemniaczany pudding albo torciki z jagodami zwane blackberry pes , wypieki: coteannon – rodzaj zapiekanki ziemniaczano-kapuścianej; czy barm brack – pieczywo o sile symbolu, nazwa tego chleba z owocami wywodzi się od słowa breac – nakrapiany.
Jest więc barm brack – upieczony na proszku, jest tea brack z suszonymi owocami moczonymi w naparze herbacianym. W jednej z tych potraw zawsze znajdowała się niespodzianka – starannie owinięta w pergamin obrączka ślubna, srebrna moneta, guzik lub metalowy naparstek. Kto znalazł w swoim kawałku niespodziankę, wiedział, co go czeka w przyszłym roku – pierścionek oznaczał zamążpójście, moneta – władzę, guzik – starokawalerstwo, naparstek – staropanieństwo.
W Moonrakerze Moore padłby, gdyby tej maszynki w porę nie wyłączono 🙂
Jeśli już o czymś piszesz, to sprawdź w kilku źródła i nie powielaj błędów.
Prawidłowe imię i nazwisko Elvisa to od urodzenia Elvis Aaron Presley. Tu masz wyjaśnienie wraz z dokumentami:
http://elvisownia.blogspot.com/2016/03/drugie-imie-elvisa-presleya.html
Też słyszę rodzaj buczenia, wibracji w godzinach nocnych kiedy jest cisza. Jakby jakaś maszyna pracowała pod ziemią. Bywają długie okresy bez dźwięku, bywa, że słyszalny jest co noc. Słyszalny w różnych miejscach zamieszkania.
Jest to moim zdaniem rodzaj drgań wywoływanych eksploatacją ziemi (kopalnie, budownictwo, drogi) i słyszą to osoby, które mają słuch w szerszym zakresie niż inne osoby i bardziej wrażliwe.
Kosmiczna opowieść – Globalne Imperium IV – Taurida vel AtLachtyda – hipoteza ?
https://bialczynski.pl/2024/09/27/ma-krakow-m-wawer-przez-dziurke-od-klucza-o-starozytnym-slusarstwie/#comments
W gmachu mieściło się 700 pokoi do wynajęcia w tym Grand Hotel.
Totalna masakra. Przechodziłem jedynkę i dwójkę na psx, sterowanie było całkiem spoko. Była trudna. Chwilami wydawała mi się nie do przejścia. A fakt, że nie było save’ów, tylko kody nie ułatwiał rozgrywki.
Grałem w to gdzieś tak w drugiej połowie lat 90-tych. Do dzisiaj pamiętam, jak kumpel do mnie przychodził, odpalaliśmy komputer (Pentium 166mhz MMX, 32mb ram i jakaś zintegrowana grafika – coś tam Crystal) i graliśmy w pierwszego i drugiego Dooma razem, tzn. raz ja chodziłem „strzałkami”, a on zabijał demony, otwierał drzwi itp. Po czasie zmiana 😀 Strachu było co nie miara – zwłaszcza w ciemne, zimowe wieczory. Miało się wtedy te 8-10 lat. Ach, te wspomnienia… Soundtrack z Dooma to dla mnie po dziś dzień jeden z wzorów idealnego udźwiękowienia dla gry. No ale nie ma co się dziwić – w końcu twórcy odnaleźli inspirację w zacnych kapelach metalowych i rockowych.
Po śmierci Siegela Virginia próbowała udawać dzielną. Tak naprawdę cierpiała na depresję, której przejawem były cztery próby samobójcze. Kilka lat później wyszła za mąż za austriackiego instruktora narciarstwa. Potem znów targnęła się na swoje życie, zażywając tabletki nasenne. Tym razem była to skuteczna próba…
Świętym, który, jak głosi legenda, miał uczynić z choinki przypomnienie Chrystusa był niejaki Bonifacy – misjonarz nawracający pogan. Zdarzyło mu się podobno ściąć święty dąb, który upadając połamał wszystko dookoła z wyjątkiem jednej, malutkiej jodełki. Dopatrzył się w tym znaku, że zawsze zielona jodełka jest wieczna i trwała, jak Bóg dający wieczne życie. Nie wiedzieć czemu, nawracanym poganom nie spodobało się to, co głosił. Przyczynili się więc do nagłego zejścia Bonifacego z tego „padołu łez” – w 754 roku. Jako męczennik zyskał tytuł świętego i Apostoła Niemiec. Później, na kilka ładnych lat o tradycji choinkowej (z takim poświęceniem ustanowionej) zapomniano. Pojawiła się znów „nagle” na początku XV wieku w szpitalu św. Ducha we Fryburgu. Ustawili ją członkowie Bractwa Czeladników Piekarskich. Udekorowana była piernikami, opłatkami i owocami. Nie zyskała sobie jakiejś szalonej popularności. Początkowo była jedynie fanaberią, atrybutem bogatych świąt w magnackich domach. I to też tylko niektórych. Kościół był jej niechętny ze względu na wyraźne pogańskie korzenie. Jednak systematycznie zyskiwała „wielbicieli”. Jednym z nich był Marcin Luter. To protestanci wypromowali choinkę w szerokim świecie.
Niektórzy uważają, że historia choinki sięga zdecydowanie dalej niż średniowiecza, jeszcze czasów pogańskich. W starożytnym Rzymie mieszkańcy podczas obrzędów, by udobruchać boga urodzaju, ozdabiali drzewa liściaste bluszczem i laurem. Celtowie z kolei upodobali sobie jemiołę. Egipcjanie świętując najkrótszy dzień w roku – przesilenie zimowe, znosili zielone liście palm daktylowych do swoich domów jako symbol „triumfu życia nad śmiercią”. Dla druidów żywe gałązki ostrokrzewu oznaczały wieczne życie, a w mitologii nordyckiej symbolizowały odrodzenie boga światła i piękna – Baldera. Choinki, głównie świerki i jodły pojawiły się znacznie później. Misjonarze często odwoływali się do pogańskich symboli i obrzędów, niejako adaptując je dla potrzeb nowej religii, a obchody chrześcijańskich świąt łączono z tradycjami pogańskimi.
Po prostu zwierzęta mówią ludzkim głosem a przyroda wkracza do domów.