Zarówno amatorzy, jak i zawodowi badacze zagadki śmierci Johna Fitzgeralda Kennedy’ego wiedzą, że tuż przed przyjazdem prezydenta do Dallas stała się rzecz niebywała.
Informacje o tym można znaleźć w wielu artykułach i dokumentach, tyle że prawie nigdzie nie ma wytłumaczenia przyczyny zdarzania. Dopiero niedawno udało mi się natrafić na źródło opisujące sprawę. Owym źródłem był znany z filmu Olivera Stone prokurator okręgowy Nowego Orleanu, Jim Garrison (1921-1992). O czym dokładnie mowa?
Oto w połowie listopada 1963 roku lokalne gazety w Dallas opisywały trasę przejazdu JFK przez miasto. Końcówka drogi miała prowadzić przez szeroką Main Street, by następnie przeciąć węzeł komunikacyjny i poprowadzić kawalkadę do centrum biznesowego Trade Mart, gdzie JFK miał zaplanowane spotkanie z elitą finansową. Taka droga wydawała się naturalna, logiczna, bezpieczna, wykorzystująca siatkę ulic Dallas, bez wykonywania zwrotów. Gdyby w rzeczywistości Kennedy przejechał taką trasą, osoby znajdujące się w składnicy książek ani w Dal-Teksie nigdy nie zdołałyby strzelić do prezydenta. Tymczasem kawalkada skręciła w Elm Street, podjeżdżając w pobliże zabójców. Trasa wymogła na prezydenckiej limuzynie zwolnienie praktycznie do zera i to w sąsiedztwie wysokich budynków, co przeczy wszelkim zasadom bezpieczeństwa.
Specjalnie przeglądałem na Google Maps przebieg trzech dróg na Dealey Plaza, wchodzących następnie pod wiadukt Triple Underpass. Proste wyszukiwanie najlepszej trasy z punktu wjazdu na Dealey Plaza do Trade Martu wskazuje, że powinno się jechać Main Street, skręcając kilkaset metrów dalej w prawo w N Riverfront Boulevard. Wykonanie skrętu w Houston i następnie Elm Street implikowało niebezpieczny zjazd na wąskim przejeździe pod wiaduktem, a następnie przebicie się na przelotówkę. Wybór takiej trasy wydawał się więc nie mieć żadnego praktycznego znaczenia.
Ktoś jednak w którymś momencie zmienił trasę, lecz w mętliku sprzecznych informacji powstała trudność w ustaleniu, kim był ów tajemniczy decydent. Garrison udzielił odpowiedzi na owo pytanie. Otóż prokurator powiadał, że inkryminowana decyzja zapadła około godziny 23:00 21 listopada, dzień przed zabójstwem, i że rozkaz wyszedł od burmistrza Dallas, Earle Cabella (1906-1975). Dla mnie ta informacja była zupełną nowością, gdyż dałem sobie nawet wmówić propagowaną przez sceptyków wersję, że za zmianę odpowiadał po prostu bałagan w lokalnych dziennikach.
Kim był Earle Cabell? Przede wszystkim bratem generała Charlesa Cabella, pracownika CIA i dobrego znajomego Allena Dullesa, czyli wieloletniego szefa agencji, wyrzuconego przez JFK po nieudanej operacji w Zatoce Świń. Na Dealey Plaza jechał w prezydenckiej kawalkadzie cztery samochody za JFK. Charlesa Cabella próbował postawić w stan oskarżenia Jim Garrison, jednak podejrzany mu się wymknął, umierając w 1971 roku. Na marginesie, to Cabell był człowiekiem, który zamknął badający UFO Projekt Grudge, zastępując go znacznie mniej wnikliwym Projektem Blue Book.
Inną ciekawostką jest fakt, że Earle Cabell zmarł kilka miesięcy po pierwszej publicznej projekcji filmu Abrahama Zaprudera, podobnie jak kilka innych osób związanych z tą sprawą. Przy ogromnej ilości dobrej woli można jeszcze uwierzyć, że to mogło być przypadkiem. Trudno jednak przyjąć do wiadomości, że Oswald zaplanował swoją zbrodnię, kupił broń, dostarczył ją do składnicy książek, ale przychodząc nie mógł przewidzieć, skąd będzie strzelał. Bo to, że owym miejscem okaże się budynek jego pracy, stało się jasne dopiero w nocy przed godziną zero.
Wypowiedź Earle Cabella po zamachu na JFK
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Przebadałem jakiś czas temu historie sławetnego nagrania na którym słychać rzekome strzały. Ktoś tu użył określenia magnetofon policyjny, a to może kojarzyć się z popularnym przed laty szpulowcem na taśmę 6,35 mm, a więc standardem także profesjonalnym. Niestety nic bardziej mylnego – owo urządzenie rejestrujące rozmowy policjantów( tzw. dictabelt) to w zasadzie fonograf Edisona, tyle że rylec żłobił celuloidową taśmę a nie walec czy płytę. Jakość dźwięku była bardzo słaba – maksymalny zakres użytecznych częstotliwości to ok. 300-3000 hz, o dynamice (odstępie od szumu) nawet szkoda wspominać. Ale dla potrzeb ówczesnej policji sprzęt ten wystarczał – nawet dziś słuchając kopii mp3 tego nagrania w przy odrobinie dobrej woli i odpowiednim nagłośnieniu można z szumów, pisków i trzasków wyłowić co mówili policjanci w dn. 22 listopada 1963 r. Natomiast czy faktycznie nagrane impulsy to huk wystrzałów, i czy w jakimś stopniu pokrywają się z przebiegiem zamachu pozostaje moim zdaniem kwestią bardzo dyskusyjną.
W necie roi się od mixów flimu A. Zaprudera z wyraźnymi odgłosami wystrzałów, ale jeśli ktoś bada tę sprawę rzetelnie to proszę sobie darować – równie dobrze można by dograć do tego serię z cekaemu smile.gif
Urządzenie włączało się gdy któryś z policjantów naciskał przycisk „talk” w radiostacji, a więc tylko wtedy gdy coś mówił, po zwolnieniu przycisku wyłączało się. To że istnieje nieprzerwany prawie półgodzinny zapis akustyczny zawdzięczamy temu że w którymś z motocykli ów przycisk był uszkodzony (zawieszał się). Oficer H.B. McLain jadący w prezydenckiej motorcade przyznał że miał taki problem z radiem w swoim motocyklu, jednakże po wysłuchaniu owego nagrania kategorycznie zaprzeczył aby pochodziło ono od niego. Przede wszystkim stwierdził on że zarejestrowany odgłos motocykla pochodzi z silnika dolnozaworowego tzw. flathead 750 – (charakterystyczny dźwięk sprzęgła), zaś Harley McLaina to górnozaworowy panhead 1200. W 1963 roku policja Dallas posiadała motocykle z silnikami dolnozaworowymi, ale były to tylko trójkołowce tzw. ServiCary a żaden z nich nie jechał w motorcade. Policjanci na trójkołowcach blokowali skrzyżowania na trasie przejazdu prezydenta lub patrolowali okolicę, ale w chwili zamachu najbliższy mógł być nie blizej niż ok. 500 m od Dealey Plaza, do tego nie wiadomo w którym miejscu. Ponadto słychać na nagraniu pogwizdywanie, z którego znany był jeden z kierowców ServiCarów. I co chyba najważniejsze – w chwilę po zamachu cała kolumna prezydencka popędziła do Parkland Hospital, tymczasem z nagrania wynika że tajemniczy motocykl poruszał się w sposób charakterystyczny dla normalnego ruchu miejskiego t.j. hamował zatrzymując się na światłach, przyspieszał nie przekraczając przy tym dopuszczalnej prędkości, etc. Dlaczego o tym wszystkim piszę – już wyjaśniam: Efekt pracy HSCA w 1978 czyli stwierdzenie że padły cztery strzały z czego jeden pochodzi z gnasy knoll opiera się tylko i wyłącznie na badaniu nagrania z dictabelt, oraz zestawieniu go z analizą akustyczną precyzyjnego nagrywania strzałów karabinowych z różnych miejsc na Dealey Plaza. Wszystko OK , ale … żeby na podstawie odgłosów akustycznych i powstałego od nich echa stwierdzić z jakich kierunków odgłosy pochodzą, trzeba dokładnie znać lokalizację mikrofonu, a na dobrą sprawę do dziś nie wiadomo gdzie znajdował się motocykl z którego radia pochodzi nagranie.
Wiadomo, że HSCA w paru miejscach się myliła. Jednocześnie prawdą jest, że gazety drukowały dwie drogi JFK – przez Main i Elm.
naprawdę niezłe
https://www.youtube.com/watch?v=rk0VhNlAjo0
Koneksje pana burmistrza nie dziwią 😀
Oglądałem ostatnio dokument Olivera Stone o zamachu. I padło tam jedno zdanie ,które odpowiada po głębszym zastanowieniu,dlaczego strzelający ze składnicy(i nie Oswald),nie strzelał gdy miał auto na wprost z przodu ,tylko strzelał do oddalającego się auta. Przecież to wbrew logice,ale…,no właśnie . Przecież srrzelający ze składnicy wiedział o strzelcu za pagórkiem po lewej. Przepuścił auto, strzelił,auto zwolniło,drugi strzelec dokończył. Krzyżowy ogień,JFK bez szans. Stąd dwa rodzaje amunicja. Ale w takim razie dlaczego mając czysty strzał ze składnicy ,nie ulokowano tam głównego strzelca? Pewnie chodziło o drogę ucieczki. Po prostu wybrano wariant gwarantujący powodzenie i ucieczkę. A Kozioł ofiarny,zorientował się ,o co chodzi po fakcie,i dlatego zastrzelił Toppita,który pewnie miał go odstrzelić,bo to zachowanie Oswalda inaczej nie można wytłumaczyć. Zorientował się,że go wrobiono
Sprawa była opisywana. Sceptycy twierdzą, że drzewa zasłaniały mu widok, a gdy oddał pierwszy strzał, mając JFK podanego jak na tacy pod składnicą książek, pocisk trafił w latarnię, odbił się i 200 metrów dalej ranił Tague’a. Radykałowie są zdania, że pierwszy strzelał strzelec z Daltex Building, chwilę potem ten ze składnicy książek. Gdy sobie o tym myślę, to strzał ze składnicy książek w limuzynę skręcającą w Elm Street wcale nie był prosty. Oczywiście samochód znajdował się blisko strzelca, ale właśnie to było problemem, bo zauważ, że strzelano wystawiwszy jedynie lufę przez szparę w oknie. Jeśli by chcieć kropnąć JFK znajdującego się niemal dokładnie pod strzelcem pięć pięter niżej, trzeba by się wychylić z giwerą z okna, żeby ją skierować pod kątem w dół. To nie byłoby proste, a na pewno mogłoby być w porę dostrzeżone przez któregoś z wiwatujących. Dlatego strzelec wykonywał swoją robotę, mając limuzynę już kilkadziesiąt metrów przed sobą w linii prostej.