Pod koniec XIX wieku duchowny Berenger Sauniere został mianowany księdzem we francuskiej wiosce Rennes-le-Château. Niedługo potem stał się nagle bajecznie bogaty.
Najpierw fakty. W gminie Rennes-le-Château zamieszkiwało około stu ludzi. Znajdował się tam średniowieczny kościół (na zdjęciu). To w nim Sauniere rozpoczął prace remontowe w 1891 roku. W czasie owych działań murarze natrafili na skrytkę w podłodze, w której jak twierdzili znaleźli garniec złotych monet. Sauniere upewnił pracowników, że to tylko bezwartościowe medale z Lourdes i przejął łup. Musiał znaleźć coś jeszcze, bo jak wynikało z oficjalnych źródeł, Sauniere podczas całego swego pobytu w Rennes-le-Château wydał ponad 650 tysięcy franków w złocie. Przeliczając to na współczesne pieniądze, otrzymujemy sumę około 10 mln złotych. Bywały miesiące, że wydawał ponad 50 tysięcy, podczas gdy cała jego roczna pensja wynosiła 900 franków.
Teraz domysły. Opisali je już wiele lat temu francuscy autorzy w książce „Święty Graal, święta krew”. To z niej ściągał całą fabułę Kodu Leonarda da Vinci Dan Brown. Otóż według niektórych badaczy, Sauniere miał podczas prac remontowych odkryć w jednej z kolumn manuskrypty o treści sięgających czasów Templariuszy. Zaczął własne badania, które nie ograniczały się wyłącznie do rozkopywania wraz ze służącą grobów na lokalnym cmentarzu. Oto zlecił na przykład zakupienie na aukcji w Paryżu trzech obrazów, między innymi słynnych „Pasterzy arkadyjskich” pędzla Nicolasa Poussina. Według francuskich autorów, zakodowana miała w nim być informacja o miejscu przechowywania biblijnego Świętego Graala.
Sauniere nie odmawiał też luksusom. Postawił sobie pałac z fontannami, z którego tarasów roztaczał się piękny widok na Pireneje. To zaczęło ściągać na niego gniew kurii biskupiej, niezadowolonej ze zbyt wystawnego i niezależnego stylu życia małomiasteczkowego księdza. Sauniere został zmuszony do rezygnacji z pełnionej funkcji, a niedługo potem z milionera stał się biedakiem. W 1917 r. zmarł na wylew krwi do mózgu.
To, czy odkrył ślad łączący teraźniejszość z Templariuszami, a może nawet ze Świętym Graalem, pozostawało przez wiele lat w sferze domysłów, ale najnowsze ustalenia zdają się sugerować całkiem prozaiczną stronę sprawy. Otóż badacze dotarli do listów Sauniere, z których wynikało, że odprawiał on w Rennes-le-Château ogromną liczbę mszy w intencji zmarłych. Zamawiali je i płacili za nie ludzie z całej Francji, a nawet spoza jej granic dla swoich bliskich, licząc najwyraźniej, że msza w tak świętym miejscu będzie miała odpowiednio większą rangę. Już pobieżna analiza wskazała, że Sauniere nie był w stanie odprawić wszystkich tych mszy. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że nie odprawiał ich w ogóle, ale kasował wiernych i to srogo. Prawdopodobnie gdy jego zwierzchnicy zorientowali się, co się działo, czym prędzej go zdegradowali, a całą sprawę utrzymali w tajemnicy, ponieważ jej nagłaśnianie z pewnością nie służyło kościołowi. Ta teoria tłumaczy nagły wzrost bogactwa Sauniere i jednocześnie wyjaśnia, skąd się wzięły franki w złocie. Ale jak wytłumaczyć jego wcześniejsze zainteresowania Graalem i zakup „Pasterzy arkadyjskich”? W tej łamigłówce brakuje jeszcze kilku elementów.
Polska strona poświęcona Rennes-le-Château
Źródło grafiki: pixabay.com
Łączny koszt prac przeprowadzonych w Kościele wyniósł kilka tysięcy franków w złocie. Ponieważ proboszcz nie posiadał takiej sumy, uzgodniono, że będzie spłacał wszystko w ratach po 500 franków rocznie. Po pierwszych remontach, zakończonych w roku 1890, plebania nadawała się już do zamieszkania. Saunière wprowadził się tam jako pierwszy. Krótko po nim zamieszkała tam również Marie Dénarnaud wraz ze swoją matką Alexandrine Marie. Szybko doszło do pierwszych waśni pomiędzy księdzem a matką służącej. Mieszkańcy wsi wiedzieli dobrze, że kobieta nie darzyła Saunière’a sympatią. Czy dlatego, że jej córkę łączył romans z księdzem? Prawdopodobnie tak, co wyjątkowo często potwierdzali okoliczni mieszkańcy.
Na początku roku 1891 Saunière poprosił władze Rennes-le-Château o zgodę na budowę kalwarii przed kościołem. Zgodę otrzymał wiosną i od razu przystąpił do pracy. Osobiście znosił kamienie, z których zbudował grotę. Kazał również ustawić wizygocki stary ołtarz jako pomnik, do góry nogami, przed kościołem. 21 czerwca odbyła się pierwsza procesja połączona z inauguracją pomnika. Tego samego dnia dzieci z wioski otrzymało tu komunię. Kilka dni później stało się coś, co odmieniło Saunière’a na zawsze…
Co się stało?
Jak to co, dokopał się do skarbu 🙂
W Polsce ukazała się książka Kod Sauniere’a. Wiele nowego do prób rozwikłania tajemnic Rennes-le-Chateau nie wnosi. To w wielu miejscach idealny przykład literatury, z której drwi Umberto Eco na kartach Wahadła Foucaulta. Tam autorów kiepskiej jakości literatury ezoterycznej nazywa się diabolistami. Diaboliści (pozbawieni poczucia humoru i odrobiny dystansu wobec siebie i poruszanych tematów) piszą książki pełne niezrozumiałych słów, fantastycznych teorii i mistycznego bełkotu. I może w przypadku Kodu Sauniere’a aż tak źle nie jest, autor czyni wszystko, byle nie ułatwić nam zadania. Dlaczego przybrał pseudonim i do tego tak pretensjonalny, jak Merlin? Czy chodzi tutaj o jakiegoś znanego pisarza, który wstydzi się, że zabrał się za tak niepoważny temat? To wątpliwe, bo książka napisana jest fatalnym stylem. Momentami powtórzenia i niezgrabne sformułowania wręcz śmieszą. Raczej wstyd podpisywać prawdziwym nazwiskiem coś, co po prostu nie jest dobre.
Kasa na msze raczej nie wystarczyłaby na ekstrawagancje księdza , najbardziej
prawdopodobna jest wersja ze odnalezieniem skarbu , mogła to być nawet jakaś część tego co Gotom jeszcze za Alaryka udało się wywieźć z Rzymu