W 2001 roku na internetowych grupach dyskusyjnych pojawił się rzekomy przybysz z przyszłości, ale już pierwszy rzut oka na jego przypadek wskazywał na „hoax”.
Delikwent nazywał się rzekomo John Titor, twierdził, że przyleciał z 2036 roku, pokazywał zdjęcia jakichś mechanizmów, które miały uchodzić za maszynę czasu, i snuł wiele czarnych przepowiedni związanych z Matką Ziemią. Nie patyczkował się: wkrótce w USA miała wybuchnąć kolejna wojna secesyjna, zaś konflikt nuklearny prognozował na 2015 rok, gdy Rosja miała rozpocząć atak na Amerykę. To zresztą bardzo charakterystyczne dla fałszywych proroków, że wskazują na wydarzenia w nieodległej przyszłości i to w takim natężeniu, że wręcz niemożliwym jest, by mogły one zajść jednocześnie. Poza tym Titor swój wehikuł czasu – jak twierdził – trzymał zamontowany w chevrolecie corvette, modelu z 1967 roku, swym kształtem podejrzanie mocno przypominającym DeLoreana DMC-12. Zastanówmy się – czy przybysz z przyszłości traciłby czas na maniakalne opowiadanie o przyszłości, anonimowe siedzenie w internecie na wcale nie najpopularniejszej grupie newsowej i klepanie w klawiaturę, zamiast robić to, po co przybył, czyli eksplorować i przyglądać się? Titor dość słabo budował swój mit. Co prawda twierdził, że poszukuje komputera IBM 5100 z 1975 roku do dokończenia budowy czasoprzestrzennego wehikułu, jednak i to nie przekonywało, bo przecież mógł działać bardziej pragmatycznie i udając kolekcjonera starych maszyn, zgłosić się od razu do grup ze sprzętem komputerowym.
Nie inaczej sytuacja miała się z rzekomym hipsterskim podróżnikiem w czasie z 1940 roku, posiadającym na sobie ubranie i okulary, które miał już prawo kupić w tamtym czasie. Do podobnego przekonania doszła dwójka naukowców z Michigan Technological University, postanawiających poszukać przybyszów z przyszłości w inny sposób.
Robert J. Nemiroff i Teresa Wilson wyszli z założenia, że jeśli tacy przybysze faktycznie grasowaliby wśród nas, ich obecność można by udowodnić między innymi poprzez to, że szukaliby w internecie rzeczy, które dopiero miały się wydarzyć. Ewentualnie informacji o ludziach, którzy dopiero mieli stać się sławni. Jako materiał doświadczalny wybrano kometę ISON oraz papieża Franciszka, rozpoczynając przeszukiwanie sieci w okresie od 2006 do 2012 roku. Miało to taki sens, że wspomnianą kometę zaobserwowano po raz pierwszy w 2012 roku, zaś Jorge Mario Bergoglio został papieżem rok później. Niestety, badania dwójki naukowców nie obejmowały tego, co kto wpisywał w Google i inne wyszukiwarki, bo takie dane mogłyby jedynie mieć wyżej wymienione firmy. Stosując metody wywiadu białego, ludzie z Michigan mogli jedynie przeszukiwać posty i wiadomości z tamtego okresu, mając nadzieję, że natrafią się na kogoś, kto wykazywał się wiedzą na temat. Nic takiego nie nastąpiło. Nemiroff natrafił na jednego bloga, mówiącego o papieżu Franciszku przed jego faktyczną elekcją, ale uznano to za przypadek. Fizyk podsumował badania stwierdzeniem, że „To była niezła frajda”.
Jak jeszcze można poszukiwać podróżników w czasie? Przyjrzeć się osobom, które wygrały w totolotka i następnie zniknęły z publicznego obiegu? Wydaje się, że te rozważania nie zakładają fundamentalnej sprawy – a mianowicie tego, że przyjąwszy nawet przemieszczenie się w czasie za pomocą jakiegoś urządzenia, należałoby przyjąć, że świadom sytuacji podróżnik chciałby zapewnić sobie powrót do swojego wymiaru. A to oznaczałoby, że musiałby dysponować w naszej teraźniejszości maszyną podobną do tej, której użył wcześniej. Nie należałoby zakładać, że ów kwantowy wędrowiec zafundował sobie bilet tylko w jedną stronę. Oczywistym jest, że nie mógł się spodziewać maszyny czasu istniejącej w 2017 roku, więc musiałby mieć plan, jak ją stworzyć. W tym sensie – i być może jedynie w tym – opowieść Johna Titora trzymała się kupy, ponieważ on dzielił się projektem takiego wehikułu. Można sobie poczytać jego ekspiacje tutaj.
Pozytywnie nastawiony do budowy wehikułu czasu jest fizyk teoretyczny Ronald Mallett z uniwersytetu w Connecticut. Zupełnie oficjalnie od kilku lat buduje maszynę czasu opartą na laserach i tworzeniu pola grawitacyjnego. Ale uwaga – to nie jest sci-fi w stylu „Muchy” Cronenberga, ponieważ Mallett nie zamierza wysyłać w przeszłość człowieka ani nawet małpy, lecz sygnał binarny. Ma zresztą silną motywację. Chce zajrzeć na drugą stronę lustra, żeby skomunikować się ze zmarłym ojcem. Pozostało mu niewiele czasu, gdyż sam ma już 72 lata. Wciąż wierzy w to, że się uda, ale do licha, czy marząc o podróżach w czasie, mieliśmy na myśli wysyłanie nędznego sygnału, którego być może nikt nie odbierze? To byłby wielki cios w piękne wyobrażenia.
Film pokazujący w akcji Ronalda Malletta
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Był jeszcze przypaxek z lat 50 gdzie gość pojawił się znikąd i nie potrafił przyzwyczaić się do rzeczywistości. Fenton się nazywał?
Steins;Gate (anime) tam tez jest podróżnik o takiej samej nazwie ;]
https://myanimelist.net/character/41913/John_Titor
Tutaj są oryginalne posty Johna Titora, można zobaczyć co kombinował 😀
http://www.paranoiamagazine.com/2014/04/original-john-titor-posts-post2post-art-bell-forum-part-1/
Ten ostatni obejrzał chyba Interstellara 🙂
Tutaj jest jeszcze jeden delikwent, twierdzący tym razem, że przybył z 2030. Tyle że aktorstwa uczył go chyba Tor Johnson.
https://www.thesun.co.uk/news/4946960/time-traveller-future/