Mija pięć lat od czasu, gdy na firmamencie internetu zabłysło zjawisko wykraczające poza ramy tego, co dotychczas znano. Żaden troll ani zwykły wariat by tego nie wymyślił.
Nazywała się Karin Catherine Waldegrave, przynajmniej tak się podpisywała na Facebooku, gdzie założyła konto. W 2011 roku utworzyła profil, przedstawiając się jako doktor z uniwersytetu w Toronto. Uzbierała grono kilkudziesięciu znajomych, po czym zaczęła pisać posty. Setki postów, na które sama odpowiadała. Wątki ciągnęły się po kilkaset wypowiedzi, a z początkowo spokojnego tonu zaczął się wyłaniać obraz szaleństwa i desperacji.
Karin pisała na najróżniejsze tematy. Trochę o polityce, o podróżach, wypowiadała się w kilku różnych językach, ale co najdziwniejsze, wykazywała szczegółową wiedzę z takich tematów jak historia, chemia czy fizyka. W jej postach pojawiali się również „ludzie w czerni”, dużo wątków zahaczało o nazizm, ale co najbardziej zastanawiające, osoba pisząca na Facebooku wymieniała tajemnicze słowo „Elita” w odniesieniu do jakieś megaorganizacji, która rzekomo miała rządzić światem.
Pierwsze analizy od razu sformułowały narzucające się rozwiązanie: schizofrenia. Ale to nie było takie proste. Porównanie niektórych dat pojawiania się postów wskazuje, że niektóre z nich wskakiwały na Facebooka dokładnie w tym samym czasie. Niemożliwe więc było, żeby na bieżąco pisała je jakaś jedna osoba. Od razu pojawiły się wówczas teorie, że za całą tą zabawą stoją tajne służby, posługujące się sfałszowanym kontem w celu przekazywania zaszyfrowanych informacji, albo przeprowadzając wyrafinowany eksperyment socjologiczny.
Tajemnicza Karin zamieszczała na swoim profilu zdjęcia. Bardzo dziwne zresztą. Mimo że były kolorowe, wyglądały jakby pochodziły z XIX wieku, bo negatywy wydawały się mocno porysowane. Dosłownie wszystkie z nich posiadały białe artefakty. Kim byli ludzie pojawiający się na fotografiach? Karen ich nie opisywała.
Karin pisała po 12 godzin dziennie niemal bez przerwy. Największa jej aktywność przypadła na maj 2011 roku, gdy była już zauważana przez innych. Próbowano wnikać w jej teksty, omawiano zdjęcie profilowe z dość nawiedzonym spojrzeniem. Nikt jednak nie poznał siebie ani znajomego na owym zdjęciu, podobnie jak na żadnym innym. Gdy niedługo potem Karin skasowała konto na Facebooku i zniknęła bez wieści, pozostały tylko print screeny, które przezorni użytkownicy zdążyli zarejestrować.
Tylko one pozostają dowodem, że ta historia wydarzyła się naprawdę. W przeciwnym wypadku ciężko byłoby uwierzyć, że to nie jest fragment książki science fiction. Są w internecie osoby, które do dziś próbują szukać Karin Catherine Waldegrave.
Fragmenty postów Karin Catherine Waldegrave
Źródło grafiki: facebook.com
Z dwoch komputerow i jednego konta mozna postowac w tym samym czasie
Może po prostu przygotowywał sobie teksty, kopiował i wklejał na FB?
To ona: https://www.facebook.com/carinhabsburglothringen.waldegravekell
Ale to jej nowy profil? Pojawiła się ponownie jakby nigdy nic? Bardziej mi to wygląda na fejka.