Bywają różne rodzaje depresji, takie dziejące się wewnątrz człowieka oraz wywołujące agresywne zachowania. Ale jak leczyć pacjenta, który jest święcie przekonany, że już nie żyje?
Podczas gdy cały świat trąbi na okrągło o żywych trupach w komiksie, filmie i grach, warto się zastanowić przez chwilę, skąd w ogóle wziął się pomysł na te brednie. Brednie? Może to nie do końca dobre słowo. Reżyser George A. Romero kręcąc w 1968 roku Noc żywych trupów twierdził, że inspiracji dostarczyło mu życie. Patrząc na świat pełen korporacji, ambitnych ludzi odwracających oczy od wojny w Wietnamie, widział w nich zombie. Ściągał też trochę z filmu Invasion from Mars, w którym pokazano tyczkowatych, niemych przybyszy w garniturach, dokonujących niezbyt skoordynowanego podboju naszej planety. Były też film Vala Lewtona z lat 40-tych, monumentalny I Walked with a Zombie. Odwoływał się on do tradycji afrykańskiej, gdzie rzekomo miano faszerować ludzi substancjami odurzającymi, dokonującymi nieodwracalnych zmian w mózgu, czyniąc tym z ofiar samych sprawnych i nie wymagających wiele robotników na plantacjach. To jednak nie popkultura dostarcza prawdziwych przykładów żyjących trupów.
Oto w 1788 r. niejaki Charles Bonnet jako pierwszy zdał relację z zatrważającego przypadku. Pewna kobieta stwierdziła pewnego dnia, że nie żyje, podczas gdy zdaniem Bonneta funkcjonowała w miarę normalnie. Okryła się całunem i leżała w trumnie. Nie chciała z niej wyjść, prosząc, by jak najszybciej ją pochowano. Odmówiono jej rzecz jasna tej niebywałej prośbie, ale owa kobieta przez kilka tygodni nie godziła się, żeby wyjść z trumny i w końcu rzeczywiście umarła.
To schorzenie zostało rozpoznane wiek później. Dokładnie w 1880 r. francuski lekarz Jules Cotard ukuł pojęcie „zespołu chodzących zwłok”. Owa choroba jest również znana jako zespół Cotarda albo mania negacji. Halucynacje mogą być w tej chorobie tak silne, że niektóre ofiary opisują zapach własnego gnijącego ciała. Inni czują pełzanie robaków penetrujących ich ciało, a u jeszcze innych powstaje przekonanie, że są nieśmiertelni. W najgorszym stadium pacjent pragnie udokumentować otoczeniu, że to co mówi jest prawdą, co pociąga go do prób samobójczych. Leczenie zespołu Cotarda jest trudniejsze niż zajmowanie się schizofrenią, cyklofrenią i innymi chorobami psychicznymi razem wziętymi. Jest to wyzwanie, jakiego mogą się podjąć jedynie najlepsi psychiatrzy, tacy którzy widzieli już prawie wszystko. Pacjenta leczy się zazwyczaj za pomocą impulsów elektrycznych w połączeniu z podawaniem silnych psychotropów.
Na szczęście, przekonanie o własnej śmierci występuje u znikomego procenta populacji. Z pewnością rodziny chorych nie śmieją się podczas oglądania lub czytania Walking Dead.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
A to nie jest tak, że podobne objawy mają podłoże religijne? Coś a la opętanie?
Warto dodać, że słowo zombi pochodzi z afrykańskiego języka kikongo, gdzie oznacza fetysz.
Tym fetyszem był sposób otumanienia niewolnika 🙂
nadludzie? nasi ministrowie i politycy tak sie zachowuja. i jak widac chyba ktos im daje psychotropy ale czy traktuje prądem tego nie wiadomo