W 2013 r. minęło pół wieku od śmierci Marilyn Monroe. Nie w albumach formatu A4, lecz na dwóch płytach DVD znajduje się bodaj najwierniejsze wspomnienie o aktorce.
„Twój płomyk zgasł dawno temu, lecz twa legenda nie zgaśnie nigdy” – śpiewał Elton John w najsłynniejszej piosence, jaką dedykowano Marilyn Monroe. Po tych wszystkich filmach i dokumentach, jakie zrealizowano od chwili, kiedy znaleziono ją martwą w sypialni, warto przyjrzeć się dwupłytowej edycji DVD filmu „Słomiany wdowiec”. Jest to de facto zapis ostatnich lat życia Marilyn.
Sam „Słomiany wdowiec” trąci już dziś myszką. Przypominający stylem gry i fizjonomią Franka Sinatrę, Tom Ewell wciela się w pozbawionego żony, statecznego jegomościa. Wstrzemięźliwość, jaką sobie obiecuje, zostanie poddana ciężkiej próbie, bo oto do sąsiedniej posesji wprowadza się wesolutka sąsiadka. Ich kanapowy flirt będzie się rozgrywał rzecz jasna jedynie na poziomie spojrzeń i słabych aluzji, ale i tak każdemu zadrży serce w legendarnej scenie, gdy podmuch powietrza podwiewa bielutką sukienkę Marilyn. Owa sekwencja, podobnie jak kąpiel bohaterki w wannie, zostały w latach 50. ocenzurowane i dopiero na DVD możemy je zobaczyć w pełnej okazałości. Wojeryści będą podwójnie zadowoleni – w dodatkach pokazujących kręcenie sceny przy kanale wylotowym metra widać majtki Marilyn, zaś w materiale o realizacji „Something’s Got to Give” aktorka paraduje tak jak na rozkładówce pierwszego numeru Playboya z 1953 roku.
Jaka MM była naprawdę? Okrutną prawdę zdają się ukazywać zamieszczone na dysku wypowiedzi, jakich udzielała w towarzystwie swojego trzeciego męża, Arthura Millera. Widać w nich rozchwianie emocjonalne i niezbyt mądre uwagi wygłaszane chyba trochę wbrew zażenowanemu dramaturgowi. Także na nagłe pojawienie się w Madison Square Garden, gdzie w stanie euforii zaśpiewała Johnowi Kennedy’emu „Happy Birthday” trzeba spojrzeć inaczej. MM doprowadziła nim do szału kierownictwo 20th Century Fox, gdyż w tym czasie nie stawiała się na zdjęcia, zasłaniając kolejnymi przeziębieniami. W efekcie została wyrzucona z planu kręconej przez George’a Cukora komedii „Something’s Got to Give”, co przypieczętowało jej upadek. Sam film do dziś pozostaje nieukończony, ale w roboczej wersji znalazł się właśnie na DVD! Podobnie jak „Słomiany wdowiec”, ma odrestaurowany obraz i trwa kilkadziesiąt minut.
Narratorami obszernych dokumentów są John Huston i James Coburn. Wszystkie materiały opatrzone zostały polskimi napisami. Całość jest obowiązkowym daniem dla każdego miłośnika kina. Z tego DVD można dowiedzieć się o MM więcej niż z biografii Donalda Spoto czy dziesiątków sensacyjnych artykułów. Można zobaczyć legendę na żywo i zrozumieć za co ją tak kochano. Otóż za to, że nie była żadną boginią, lecz pełną życia głupią blondynką, która po prostu nie wstydziła się tego kim jest ani co robi. I za to, że w życiu prywatnym była zwykłą kobietą poszukującą miłości i bojącą się samotności.
Jej fan numer jeden tak to ujął w „Candle in the Wind”: „Szłaś przez życie prosto, to oni się czołgali”.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Ostatecznie Biuro Koronera w Los Angeles wydało aż trzy akty zgonu. Pierwsze dwa były używane w trakcie śledztwa, ostatni stał się dokumentem oficjalnym i po podpisaniu mógł zostać użyty do dopełnienia formalności związanych z pogrzebem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że na każdym widnienie… inna przyczyna zgonu gwiazdy. Albo przynajmniej nieznacznie inna. Były to: „samobójstwo”, „możliwe samobójstwo” i „prawdopodobne samobójstwo”. Ta ostatnia stała się stanowiskiem oficjalnym w raporcie koronera, z którym można się zapoznać w książce The Murder of Marilyn Monroe: Case Closed (został załączony w całości, plus raporty toksykologiczne oraz raporty policji).
Podobne stanowisko przyjęły media. Magazyn The Associated Press pisał następnego dnia: „HOLLYWOOD – Piękna blondynka, Marilyn Monroe, wspaniały symbol ekscytującego życia w Hollywood, zmarła tragicznie w niedzielę. Jej nagie ciało odnaleziono w łóżku, prawdopodobnie było to samobójstwo… Gwiazda zmagała się od dawna z problemami, w dłoni ściskała słuchawkę telefonu. W pobliżu znajdowała się pusta buteleczka po środkach nasennych.”
O śmierci blondwłosej seksbomby pisały wszystkie gazety w Stanach i większość w Europie. Life poświęcił jej 11 stron, Paris Match – 36. Każdy liczący się magazyn w Europie poświęcił jej okładkę i przynajmniej kilka stron wspomnienia. W Los Angeles wskaźnik samobójstw we wrześniu 1962 roku wzrósł ponoć dwukrotnie. Cały świat był w żałobie. Odeszła legenda, skończyła się pewna epoka.
Szybko zaczęto spekulować, że zginęła w wyniku nikczemnego spisku. Teoria ta ma podstawy między innymi w 35-minutowej różnicy pomiędzy momentem, kiedy Monroe została uznana za zmarłą przez swojego lekarza, a czasem kiedy pojawiła się policja, niekompletnym zapisie rozmów telefonicznych i analizami toksykologicznymi dotyczącymi narządów trawiennych, które nigdy nie zostały wykonane.
Przyczyną spisku miał być fakt, że Monroe prowadziła pamiętnik pełen tajemnic państwowych, lub została zabita, aby uniemożliwić jej ujawnienie wstydliwych sekretów prezydenta Johna F. Kennedy’ego i jego brata, prokuratora generalnego Roberta F. Kennedy’ego. Krążą też teorie, że powodem mogły być kontakty aktorki z CIA, środowiskami komunistów, a nawet mafią. Sensacją stały się zwierzenia byłego fryzjera gwiazdy Hollywood potwierdzające tezę, że za jej tajemniczą śmiercią stał ówczesny szef mafii Sam Giancana (mający powiązania z CIA i rodziną Kennedych).
W książce „double cross” autor podaję, że sam Sam Giancana opowiedział mu o zabójstwie MM – zlecenie Mafii wydało samo CIA.