Przed nami jedna z największych zagadek Starożytności. Coś, co powoduje zastanowienie czy przedstawiana nam oficjalnie historia świata jest aby na pewno prawdziwa?
Mahabharatha to drugi obok Ramajany najważniejszy poemat hinduistyczny. Opasła księga, najdłuższy utwór literacki na świecie, składający się z 200 tysięcy wersów. Wśród nich znajdują się takie, które zadziwiają akademickich uczonych, każąc im uznawać całą Mahabharathę za utwór fantastyczny. Oto ów epos, opowiadający o historii starożytnych Indii wspomina na przykład o wojnie, jaka wybuchła ponad 10 wieków temu pomiędzy imperiami Ramy i Atlantydy. To można zbyć nadmiernym poluzowaniem wodzów wyobraźni przez autorów, ale co powiedzieć o słynnym cytacie, który po wielu wiekach podchwycił dostrzegający w nim proroctwo Robert Oppenheimer? Brzmi on: „Pojedynczy pocisk niósł całą potęgę Wszechświata. Rozpalona kolumna dymu i płomieni jasna jak tysiąc słońc wzniosła się w pełnej okazałości. Ciała były spalone nie do poznania. Wypadały włosy i paznokcie, naczynia pękały bez widocznej przyczyny, ptaki stawały się białe”.
Kiedy w latach 20-tych odkopano miasto Mohendżo Daro (na zdjęciu artystyczna rekonstrukcja), co poniektórym przestało być do śmiechu. Jest to osada położona na terenie obecnego Pakistanu, leżąca w dolinie rzeki Indus. Na ulicach archeolodzy znaleźli szkielety ludzi, których – jak można było się domyślić – dopadła nagła śmierć. Niektórzy trzymali się nawet za ręce.
Ale to nie wszystko, bo jeszcze większe zdziwienie wzbudziło znalezienie na terenie miasta czarnych kawałków szkła, w których rozpoznano gliniane naczynia stopione na wskutek działania ekstremalnie wysokiej temperatury. Aleksander Gorbowski w „Zagadkach starożytnej historii” dostarczył informację, że w Mohendżo Daro odnaleziono co najmniej jeden ludzki szkielet, który wciąż wykazywał radioaktywność w przybliżeniu pięćdziesięciokrotnie większą niż normalnie.
Do tego można dodać mający średnicę dwóch kilometrów krater nieopodal oddalonego o tysiąc kilometrów Bombaju, wokół którego nie odnaleziono żadnych odłamków ani pierwiastków charakterystycznych dla meteorytu. Ów krater, znany w Indiach jako Lonar, jest jedynym tego typu obiektem na świecie, którego dno jest składa się z bazaltu. Jest to skała powstająca w wyniku oddziaływania gorącego żaru, takiego jakiego są w stanie dostarczyć na przykład potoki wulkanicznej lawy.
Rejon otaczający Mohendżo Daro kryje zagadki wymykające się łatwym odpowiedziom. Obóz akademików nie widzi w powyższym nic dziwnego, obóz radykalistów chce wierzyć, że w czasach antyku pozaziemscy bogowie odpalali bomby atomowe. Spór trwa i będzie trwał do momentu odkopania przełomowego dowodu.
Źródło grafiki: sewerhistory.org
Czytałem kiedyś książkę Wojna jądrowa sprzed 5 tysięcy lat 🙂
Gorbovsky uważał, że co najmniej jeden ze szkieletów nosił ślady promieniowania pięćdziesięciokrotnie przekraczającego dopuszczalne normy. Wg niego odkryto również tzw. czarne kamienie uważane za stopione razem fragmenty naczyń. Z tą „bombą atomową” to jest trudny temat – dla wszystkich. Mam pytanie do wszystkich twierdzących że nie jest to opis bomby atomowej w przeszłości, a zwłaszcza do twierdzących inaczej. Kto z was przeczytał pełne wszystkie księgi Mahabharaty? No niech będzie – przynajmniej pierwszych sześć ksiąg (pełnych), czyli do opis tej apokaliptycznej bitwy? Sam nie wiem co myśleć na ten temat. Jestem raczej na nie, ale opisy tej broni nie dają mi spokoju. Wiem, że to zabrzmi tajemniczo – ale mam swoją tezę jak to było możliwe, ale z obecnego punktu stanu wiedzy jest to teza ahistoryczna więc nie ma o czym dyskutować nad tym.
Promieniowanie jak promieniowanie, wystarczy powiedzieć tyle, że rozmieszczenie szkieletów w Mohendżo Daro wcale nie jest takie, jak wikipediowy cytat podaje. Wystarczy otworzyć dowolny świeży podręcznik do historii Indii: archeologowie już dawno doszli do wniosku, że Mohendżo Daro i inne miasta doliny Indusu jednak nie zostały zniszczone w wyniku najazdu (co długo sądzono). Dowodem ma być choćby rzeczone rozmieszczenie zwłok, które nie wykazuje śmierci miasta w wyniku bitwy. Nie trzeba dodawać w takim razie, że śmierci w wyniku wybuchy bomby (?) tym bardziej nie wykazuje.
Już poza oczywistą bzdurą istnienia bomby w tamtych czasach, to gdyby tam był wybuch atomowy, to żadnych zwłok by nie było. Ani żadnych śladów miast. Żeby tam przetrwały, musiałyby być kawałek od epicentrum wybuchu, nie? A to oznacza, że ślady po wybuchu musiałyby być też poza Mohendżo Daro, nie? I gdzie one są? Wszystko to pachnie tezami autorów pokroju D.H.Childressa.
„Mahabharata”, czyli „Epos o Bharatach”, który Hindusi przypisują legendarnemu Viasie – zawiera jeszcze coś, co daje nam do myślenia. Między 10.000 kupletami przeplatanymi prozą, podzielonymi na 18 ksiąg, znajdujemy opis boskiej broni Indry, o której epos mówi tak:
W boju, kiedy owa broń palić zaczęła
Zachwiała się ziemia, wraz z drzewami zadrżała
Wylały rzeki i wzburzyły morza
Pękały góry i skały, dzikie wiatry wiały
Ognie pogasły, przygasły słoneczne promienie –
Ardżuno! Ardżuno! – nie używaj cudownej broni!
Nie można jej używać tak, bo jest ona niebezpieczna!
Można ja użyć tylko w skrajnym niebezpieczeństwie…
Przecież użycie tej strasznej broni grozi zgubą wszystkiemu,
co żyje!…
Inna, bardziej wspólczesna teoria, głosi, iż Graal był… materiałem radioaktywnym. Wskazywano na opisywane w eposach i podaniach właściwości Graala – jasne światło (promieniowanie!), właściwości, tak lecznicze, jak i groźne dla człowieka -osoby „niegodne” przebywając zbyt długo w pobliżu Graala zapadały na dziwną chorobę (białaczka?), lub umierały w mękach. Fascynację Graalem zauważalną u Hitlera oraz jego organizacji Ahnenerbe („Dziedzictwo”), filii SS zajmującej się tego typu badaniami, tłumaczono możliwością zastosowania Graala jako Wunderwaffe, która miała doprowadzić Rzeszę do zwycięstwa.
Ja czytałem w sanskrycie ten fragment dotyczący użycia agnejastry przez Aśwatthamana. Bardzo pokrótce jest o tym, że cisnął on na wszystkie strony jedną strzałę płonącą bez dymu, która spowodowała deszcz padających strzał, w efekcie wszystko płonęło, chmury broczyły krwią i powiał wiatr (ale zimny). Oczywiście nie ma nic o fali wybuchowej (ona byłaby ciepła) czy skażeniu. Innymi słowy, jeśli ten opis pasuje do wybuchu nuklearnego, to każdy inny też. I to jest właśnie to, co zwolennicy ,,bomb w starożytności” przemilczają. Wybierają jeden opis i dowodzą, że to była bomba, ale skoro ten jeden opis miałby być prawdopodobny historycznie, to czemu nie wszystkie inne? Mahabharata jest pełna różnych mitologicznych broni, cudownych zdarzeń, boskich interwencji itd. Jeżeli bierzemy całą mitologię jaką prawdę (bo czemu tylko wygodną dla nas część?), w takim razie w dawnych Indiach co krok byłoby lotnisko na samoloty (przepraszam – wimany), a co dwa kroki wyrzutnia rakiet (przepraszam – astr). A gdzie na to dowody? Oczywiście nigdzie. I tyle w kwestii nuklearnej ,,teorii”.
Naukowcy tzw. alternatywni długo szukali dowodów użycia broni nuklearnej w dawnych czasach. I niejako udało im się znaleźć w… Indiach. W pobliżu Jodhpuru w Radżastanie (także na terenach kultury harappańskiej) nagle zaczęły się rodzić dzieci z wrodzonymi wadami, pojawiły się też nowotwory. Okazało się, że teren był tam pokryty radioaktywnym pyłem. Skąd się tam wziął? Tego nie wie nikt. No, może poza pracownikami pobliskiego nuklearnego ośrodka rządowego, którzy sprzedawali okolicznym mieszkańcom drewno budowlane na opał. Można domniemywać, że w tym akurat wypadku promieniowanie wiąże się z jakąś bardziej współczesną tajemnicą.
Gdybyś istoto ludzka Homo Sapiens wszystko wiedział i rozumiał, byłbyś niczym Bóg. Ale do rzeczy. Międzynkontynentalne rakiety balistyczne charakteryzują się tym, że jedna wielka bestia startuje z przenośnej, mobilnej najczęściej samochodowej wyrzutni rakietowej ( przenośnej po to żeby wróg nigdy nie wiedział gdzie będzie stała). Leci ta wielka Bestia w stratosferę prawie do kosmosu, nagle bum. Kadłub się rozpada, a z niego leci nawet do 40 -u ładunków jądrowych, wodorowych w zaprogramowanym kierunku na Ziemę lub nawet w kosmos żeby dosięgnąć zaprogramowanego celu. Prędkość tych rakiet jest tak wielka, że żaden myśliwiec przechwytujący nie jest w stanie jej dojść i zunifikować. Walą w cel z dokładnościa do kilkunastu metrów. Poza tym wiedz, że zapalnikiem bomby wodorowej jest bomba atomowa. Hiroszima, Nagasaki to przykłady współcześnie zastosowanej bomby atomowej. Dalej Bomba atomowa nie inicjuje wybuchu w kontakcie z ziemią tylko 3-4 km nad ziemią. Dlatego w miejscu jej detonacji powstaje lej. Fala uderzeniowa spowodowana jest impetem energii z rozszczepienia atomów. Twój opis wskazuje na zastosowanie takiej właśnie parasolowej bomby strategicznej. Wedy trzeba czytać dokładnie tak jak Biblię. To jest historia ludzkości. Wszelkie uświęcanie tego wszystkiego to nas zwodzenie i oszukiwanie.
http://hyboriana.blogspot.com/2012/07/bogowie-atomowych-wojen-1.html
Z tego co widzę, to większość ludzi ma tak zakodowane w głowach, że wybuch jądrowy w starożytności wydaje się im czymś absurdalnym, ale sami sobie co niektórzy ludzi zaprzeczają nie istnienie w dalekiej przeszłości wysokorozwiniętej inne technicznie cywilizacji nie koniecznie ograniczającej się tylko do Ziemi, która sama doprowadziła siebie do unicestwienia się poprzez mitologiczne Wojny Bogów, doprowadzając tym samym do globalnego Biblijnego Potopu, który cofną tą cywilizację do prymitywnej. A my współcześni ludzie jesteśmy dalekimi spadkobiercami prastarej cywilizacji która istniała na długo przed nami.
Co ciekawe, odnalezione przez archeologów szczątki ludzi były rozrzucone po całym terenie, co świadczy o tym, że zagłada była nagła. Na tych szczątkach nie znać również śladów śmierci w walce i nie ma przy nich broni. Poza tym ich zęby są zabarwione na zielono, jak po ćwiczeniach nuklearnych na amerykańskich poligonach w Nevadzie (angora, sierpień 08). Po drugie dwóch naukowców: Davenport i Vincetti odkryli tam złoża stopionej na szkło gliny, a większość budynków została spalona w temperaturze powyżej 5 tys. Stopni Celsjusza. Owi naukowcy twierdzą również,że są w stanie wskazać miejsce wybuchu… Ponieważ ich teoria zakłada atak bombowy, a dokładnie miałaby to być bomba atomowa. Do ich teorii skłaniają się badania: szczątki ludzi promieniują pięćdziesięciokrotnie bardziej, niż normalnie, a teren wokół Mohendżo Daro jest bardziej napromieniowany, niż Hiroszima…
Zgadza się. Są tam ślady mocno podwyższonego promieniowania. Szczególnie szkielety ludzi zaskoczonych śmiercią na ulicach są mocno napromieniowane. A teraz trochę fantazji. W świątyni w Efezie znajdował się słynny, święty kamień. Zresztą nie jedyny, znajdujący się w starożytności w takich „boskich” przybytkach. Istnieje dokładniejszy opis akurat tego kamienia z Efezu, zwanego „mówiącym kamieniem”, bądź, zależnie od przekładu – „szemrzączym kamieniem”. Kamień ten miał zresztą i inne walory. Pochodził od „bogów” i wydzielał ciepło. Co ciekawe, zachował się wizerunek świątyni ze sterczącym z jej dziedzińca podłużnym, sporych rozmiarów, obiektem, który wygląda jak zaoblony ku górze podłużny obiekt o kolistym przekroju. Czym to było i gdzie się podziało, nie wiadomo, ale … . Załóżmy, że była to „zgubiona” przez „bogów” głowica atomowa, lub jakiegoś pokrewnego typu broń masowego rażenia. Załóżmy, że takich „relikwi” było conajmniej kilka i chętnie czczono je w świątyniach, jako „boskie”, a jedna z nich trafiła niegdyś do Mohendżo Daro. Dalej nie trudno się domyśleć. Albo „szemrzący, boski kamień” zaczął zbyt mocno „szemrać” z powodu np. klimatu i niewłaściwego mikroklimatu składowania i wydzielać coraz więcej ciepła, albo absolutni, jak zawsze, znawcy wszystkiego, czyli kapłani, zaczęli to to zbyc mocno „adorować”, albo polerować, no i stało sie to, co musiało się stać z tak groźnym, acz, niewłaściwie składowanym obiektem. Jak „bóg” dał wypierd, to nawet nie zdążyli się zdziwić. Podoba się wam trochę fantazji? Dodam, że w zasadzie, to co opisałem, w niczym nie różni się od tzw. „naukowych teorii” archeologów, no może z małym wyjątkiem. Moja opowieść jest bardziej spójna logicznie i poparta poszlakami, które są z kolei udokumentowanymi dowodami. Ale wygodniej jest twierdzić, że w Mohendżo nie ma śladów promieniowania i że przed kilku tysiącami lat nie było broni atomowej, choć jest sporo dowodów na to, że nawet została użyta.
O wiele się nie mylę, to po kilku tysiącach lat promieniowanie w tych miejscach – zakładając, że faktycznie ktoś użył broni atomowej – powinno być niewiele większe niż promieniowanie tła. Inaczej mówiąc, silnie radioaktywne ( a można prosić o dokładne wartości? ) szkielety jako dowód ataku atomowego sprzed paru tysięcy lat to lekki absurd. O użyciu broni atomowej można by wnosić na podstawie analizy chemicznej i obecności śladowych ilości paru pierwiastków oraz natężeniu promieniowania – ale do czegoś takiego trzeba by precyzyjnych badań a nie 'silnie radioaktywnych’ szkieletów.
raczej informacja ze meteoryty moga zawierac substancje palne
Wielu ludzi, zarówno zwolenników, jaki i przeciwników, przyrównuje te opisy wprost do znanej nam broni jądrowej. A przecież nie musiała to być broń jądrowa w dokładnie takiej samej postaci, jak znana nam obecnie. Tym bardziej, że ewentualni posiadacze tej broni mogli posiadać znacznie bardziej zaawansowaną technologię. Jedno jest pewne: z pewnością są to opisy działania jakiejś broni o wielkiej mocy, która z opisu przypomina najbardziej znaną nam broń jądrową, ale przecież nie musi nią być. A czy to tylko wyobraźnia? Bardzo wątpliwe, bo niby skąd starożytnym miały przyjść to głowy takie rzeczy?
Polecam zagłębienie się w wiedzę Uniwersytetu Brahma Kumaris.
polecam zapoznać się z tematem, zanim zaczniemy kopiować powtarzane bezmyślnie bzdury: http://www.historycy.org/index.php?showtopic=47817&view=findpost&p=1358518
Jak się okazało, za ucieczkę ludności na wschód odpowiedzialność ponosiło… nasłonecznienie.
– Zanim jeszcze osiedli tam ludzie, rzeki płynące w okolicy były rzekami zasilanymi przez wyjątkowo silne monsuny i jako takie przyczyniały się do występowania rzek z koryt, powodując powodzie – mówi Giosan. – W czasie, w którym nastąpił rozkwit cywilizacji doliny Indusu monsuny osłabły, ale nadal były intensywne. Woda, którą wylewały rzeki użyźniała okoliczne tereny, pozwalając rozwijać się Kulturze Mohendżo-Daro przez prawie 2 tys. lat – dodaje.
– Jak wynika z naszych badań, doskonałe warunki zawdzięczano nasłonecznieniu, które jest cyklicznie zmienne i które wpływa na charakter monsunów – mówi Giosan. – W ciągu ostatnich 10 tys. lat na Półkuli Północnej największe nasłonecznienie występowało 7-5 tys. lat temu, a potem już systematycznie się zmniejszało. To oznacza, że cały ziemski kilmat, łącznie z monsunami, był napędzany mniejszą ilością światła słonecznego. W efekcie znacząco straciły na sile, co równało się mniejszym dostawom wody – tłumaczy.
Drodzy Dyskutanci! Rozmawiałem z indyjskim geologiem na ten temat. Poinformował mnie, że na zboczach przyległych do doliny Indusu, występuję granity o podwyższonej radioaktywności (podobnie jak w Karkonoszach, tak zw. ciepłe granity). Zwietrzelina z tych granitów spełza ku dolinie i Mohendżo Daro. To by tłumaczyło podwyższoną radioaktywność szkieletów, ale tam też grunt jest radioaktywny, co zrozumiałe a poza tym są miejsca zeszklone. Mahabharatą zaczytywał się Oppenheimer, jeden z twórców amerykańskiego programu atomowego. Rzeczy trzeba badać.
Miasto było na wzgórzu, ale na terenie zalewowym. Było otoczone murem, który wg niektórych badaczy służył do ochrony przed powodzią. Można sobie wyobrazić że w ciągu kilkuset lat zdarzyła się wielka powódź. Powódź rozmyła słabszy kawałek murów i woda wdarła się do miasta. Uciekający ludzie byli ofiarami fali powodziowej, a nie bomby atomowej. Jest to najbardziej prawdopodobne, bo w pozostałych miastach nie znaleziono uciekających ludzi. Inne miasta nie były zagrożone wody rzeki.
A w Hiroszimie, gdzie masz ślad na ziemi po wybuchu (czasami tylko utrwalone na schodach cienie ludzi)? Nie będzie zagłębienia, tak jak w Hiroszimie nie ma takiego leja. Nie wiemy gdzie jest epicentrum w Mohendżo Darmo, ale szkielety oczywiście mogą pozostawać w pewnej odległości od centrum wybuchu. Napromieniowanie szkieletu x 50, żadne racjonalne wytłumaczenie, poza wersja o wybuchu niestety nie istnieje! Trzeba zaakceptować, że nie jesteśmy pierwszą cywilizacją na Ziemi, ile ich było? Pewnie co najmniej kilka…