CSI: Cyber to najnowsze odgałęzienie w rodzinie telewizyjnych kryminałów, w których policja łapie złoczyńców wykorzystując najnowsze techniki śledcze.
Oryginalne CSI, czyli „Zagadki kryminalne Las Vegas” jest już emitowane od piętnastu lat. Anthony Zuiker stworzył bardzo nośny i charakterystyczny format. Tytułowi śledczy pracujący na nocnej zmianie w Las Vegas potrafią mrówczą pracą i innowacyjną technologią odkryć ukryte informacje prowadzące do rozwiązania sprawy. Z płatka farby na miejscu zderzenia, dowiedzieć się jaki jest producent, rocznik i model samochodu. Z fragmentarycznego i zamazanego odcisku buta, firmę która go produkuje oraz gdzie i komu został sprzedany. Fajnie ogląda się tak sprawny zespół. Rzecz jest na tyle sugestywna, że powstał tzw. efekt CSI. Prawdziwe ławy przysięgłych i sędziowie zaczęli oczekiwać podobnych wyników od prawdziwych policjantów, a prawdziwi przestępcy zaczęli bardziej dbać o usuwanie śladów.
Co jest pionierskie w CSI, to umiejętność producentów do wypączkowania i wypromowania siostrzanych seriali. Powstały i już zakończyły bieg CSI Miami oraz CSI Nowy Jork, każdy naśladujący filozofię marki, ale z charakterystycznym rysem. Miami zalane słońcem, plenery często na plażach lub mokradłach Florydy. Nowy Jork to z kolei miejska dżungla, ciemne zaułki i klimaty. Oryginalny CSI też jest na ostatnich nogach, z końcem serii 15-stej pożegnał ostatniego aktora z pierwszego odcinka pierwszej serii, pod dużym znakiem zapytania jest czy będzie w ogóle kontynuacja. Tym bardziej cieszy, że jednak coś z CSI pozostanie na wizji.
CSI: Cyber to opowieść o specjalnym wydziale policji zajmującym się przestępstwami elektronicznymi, bądź z wykorzystaniem elektroniki. Dość szeroko zakrojone prerogatywy, bo przecież każdy współczesny przestępca korzysta przynajmniej z komórki. Wydziałem dowodzi kuta na czery nogi pani psycholog i agent, Avery Ryan (Patricia Arquette). W jej zespole zaś znajduje się były komandos i facet od mokrej roboty, rządowi hakerzy oraz haker, który uniknął wiezienia w zamian za prace pro bono u agent Ryan. Pilot serialu sprawia wrażenie trochę drętwego, ale jest nadzieja, że wszyscy odnajdą się w końcu w roli. Widzieliśmy wirtualne prosektorium, więc można podejrzewać, że nie będzie tu krwistych scenek rodem z oryginalnego CSI. Serial troszeczkę epatuje kodem źródłowym i traktuje całą komputerową otoczkę trochę po macoszemu. Jak w każdym CSI efekty pracy są natychmiastowe, 20-znakowe hasło do komputera porywaczy odgadujemy w minutę, cierpi realizm, zyskuje tempo akcji. Najbardziej brakuje śmiesznych komentarzy, celnych one-linerów, wszystko troszkę za bardzo polane jest poważnym sosem i doprawione patosem. Misja, misją, ale jak ludzie pracują na pełnych obrotach całą dobę, to każdego dopada w końcu głupawka. Trzymamy kciuki, że CSI: Cyber, który póki co uczy się pierwszych kroków i odkrywa swoją tożsamość, ładnie się rozwinie w kolejnych odcinkach.
Źródło grafiki: hollywoodreporter.com