Chińczycy mają swoje San Jose, liczącą ponad dwa miliony mieszkańców kolebkę przemysłu technologicznego oraz serce żółtej Doliny Krzemowej.
Xiamen leży na południu, na brzegu Cieśniny Tajwańskiej. Jest w przybliżeniu kwadratową wyspą o szerokości 10 kilometrów. Z kontynentem łączą go cztery mosty. Szybko rozwijająca się infrastruktura powoduje, że filary niektórych autostrad osadzone zostały w wodzie. Po mieście porusza się ponad ziemią szybka kolej przypominająca wynalazek z „Blade Runnera”. Czuć tu bryzę znad oceanu, która zapewnia, że nie zetkniemy się ze smogowym dramatem rodem z Pekinu. Nie bez powodu w różnych zestawieniach określających komfort życia Xiamen lokuje się na drugim miejscu, zaraz za zalanym niedawno powodzią błota miastem Shenzhen.
Rano budzą człowieka morska bryza wraz ze słońcem leniwie wyłażącym zza wieżowców. Powietrze jest tu wilgotne i rześkie, średnia temperatura około 18 stopni. W mieście nie ma chuliganów ani śmieci. Tych pierwszych z miejsca pakują do pudła, a drugie – są zgarniane przez poruszające się na rowerach lotne brygady miejskich sprzątaczy. Graffiti ani psich kup na chodniku także nie zauważyłem. Bo i czworonogów tam nie spotkałem. Dowcip o tym, że w Chinach jedzą psy być może wcale więc nie jest śmieszny. Taksówkarze biorą tylko ustawowego juana napiwku. Żarcie jest tanie, a ludzie wcale nie wydają się smutni. Po Xiamenie można się przechadzać przez okrągłe 24 godziny. W nocy nawet mniejsze uliczki w centrum są dobrze oświetlone, a wieżowce mienią się różnokolorowymi neonami. Miasto cichnie, ale aura niezwykłości bynajmniej nie ulatuje. Ten wspaniały mariaż komuny z kapitalizmem, ludzki eksperyment na wielką skalę wydaje się sukcesem.
Siedzibę ma tu wiele firm informatycznych, a także związanych z przemysłem elektronicznej rozrywki. Są producenci gier, foteli dla graczy, słuchawek. Gdyby poszukać dokładniej, można by znaleźć firmy uczestniczące w opracowywaniu niemal każdego komponentu, jaki tylko zna elektronika. Tylko opracowywaniu, bo Xiamen to mekka, luksusowe centrum, zaś fabryki, manufaktury i plantacje znajdują się już gdzie indziej, a dokładniej – na kontynencie. Przeskok z luksusowych, czystych ulic do rzeczywistości znanej z filmów organizacji zajmujących się prawami człowieka jest szybki i bolesny.
W jednym z punktów miasta znajduje się targ, na którym można zakupić najnowsze dzieła elektroniki. Jest to wysoka na cztery piętra studnia, pełna plakatów i transparentów reklamowych, przypominająca klimatem giełdy komputerowe z czasów PRL-u. Znamienne, że kupuje się tu tylko sprzęt – czegoś takiego jak oprogramowanie w zasadzie nie dostaniemy. Trzeba by się po nie udać do kilku reprezentacyjnych sklepów w centrum.
W Xiamenie, co jest zresztą wizytówką wielu innych punktów współczesnych Chin, uwagę zwraca budownictwo. Czterdziestopiętrowe wieże mieszkalne wznoszą się w wielu punktach miasta, a sylwetki dźwigów znakują kolejne. Kontrastuje to z resztkami slumsów, budek i lepianek, które znajdują się jeszcze w kilku punktach miasta, stanowiąc pozostałość po tym, jak to wszystko wyglądało jeszcze 30 lat temu, zanim Chiny rozpoczęły gigantyczny, jedyny na świecie eksperyment na żywym ciele mariażu komunizmu z kapitalizmem.
Xiamen ma swoją kulturową kolebkę. Jest nią wyspa Gulangyu, na którą można dopłynąć promem, by poczuć styl życia sprzed kilku wieków. Zachowała się tam oryginalna kolonialna architektura w postaci kolorowych ceglastych domków o przekroju najróżniejszych dachów. Tutaj, tak jak i w samym Xiamenie jest czysto. Lotne brygady poruszających się na rowerach sprzątaczy ostrymi kijkami zwijają do zamocowanych na siedzonkach koszy każdy napotkany kawałek papieru. Nocą można tu spokojnie spacerować, bo lokalna żulia albo siedzi w domach, albo trafiła już do obozów pracy za nękanie turystów. Taksówkarze obwiozą człowieka po całym mieście za równowartość 15 złotych, a gdy będziemy chcieli zostawić choćby juana napiwku, wybiegną i wepchną go z powrotem do kieszeni pasażera. Wielki czerwony Mao wiszący w samochodzie zamiast wizerunku Matki Boskiej zabrania pobierania dodatkowych korzyści majątkowych.
Sprzedawczynie w sklepach uśmiechają się do każdego równie miło. A jedzenie? To, co nazywany „chińskim żarciem”, czyli cielęcina pięć smaków albo kurczak w cieście, nie występuje w lokalnych budkach. Można za to dostać lokalne parówki na patyku, przygotowane po chińsku jajka, miks lokalnych warzyw – tyle że wszystko to podawane w takich warunkach higienicznych, że strach ryzykować konsumpcję. Pozostaje Pizza Hut, w której z karty dań można wybrać skośnookie, nienotowane w Europie wariacje pizzy.
“Where taxidrivers never stop talking…” – zawodził Morrissey, tyle że odnosiło się do londyńskiego Camden. W Xiamenie są raczej małomówni. Przednie szyby mają otwarte i zablokowane, tak że w całym samochodzie robi się niezły przeciąg. Zawieszone na lusterku zdjęcie Mao powiewa jak smoczy latawiec. Obok kierowcy widnieje obowiązkowa legitymacja ze zdjęciem delikwenta w białej koszuli i czerwonym krawacie, zrobionym na czerwonym tle. Żeby się z nimi porozumieć, musiałem na pogniecionej kartce rysować rebusy albo dzwonić pod specjalny numer, gdzie mówiąca po angielsku pani przekazywała taksiarzowi, o co chodzi. Plusem jest to, że za kilometr płaci się nie więcej niż 10 groszy.
Słońce zachodzi nad kontynentem. Na najwyższym wzniesieniu Xiamenu, gdzie ulokowano tropikalny park, nie ma już turystów, bo wejście tutaj na piechotę zajmuje przynajmniej godzinę. Dziwne osiedle apartamentowców nad brzegiem kanału jest jak zwykle opustoszałe. Jedynie sylwetki budynków niezmiennie odbijają się w wodzie. To dziwne miasto zasypia, by ponownie za dziesięć godzin zbudzić się tysiącami zdezelowanych ład i deawoo, trąbiących nawet na pieszych przechodzących na zielonym świetle. Miliony neonów, którymi obwieszone są wieżowce nigdy nocą nie gasną. Niedługo powrócą tysiące rowerzystów i małych, cichych ludzi, którzy działają tu niczym trybiki w maszynie. Znają swoją rolę, podobnie jak komunistyczne władze wiedzą, że należy dobrze traktować turystów oraz ludzi, którzy przybyli tu, by robić biznes.
W końcu nazwa „xiamen” tłumaczy się jako „drzwi do domu”.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Buchnęła informacja, że juan stał się oficjalną walutą w Zimbabwe. Mający ponad dziewięćdziesiąt lat na karku prezydent Mugabe uznał, że hiperinflacji nie przezwycięży amerykański dolar.
Jedno szczęśliwe miasto = pięć obozów pracy.
Xiamen to nie takie zwykłe chińskie miasto. Toż to kurort! Jak się porówna nasze np. Międzyzdroje z innym miastem o podobnej populacji, to różnice będą widoczne raczej na pierwszy rzut oka. Generalnie cała okolica wygląda jak centrum handlowe w stylu „outdoor”. Jak dla mnie mało ciekawe, choć dostrzegam potencjał na obfite nocne życie:) Gdzieś tam po drodze udało mi się też wcisnąć nosa w mniej „reprezentacyjne” zakamarki, co by nie było tak zupełnie nudnawo. Może też być tak, że kogoś interesują centra handlowe. W takim wypadku polecam gorąco. Miejsce wygląda na puste, ale to dlatego, że byłem tam raczej wczesnym popołudniem. Ludzie pracują, turyści chowają się przed słońcem. Odkąd jestem tutaj, a będzie już z 5 dni:) nie było ani chwili wytchnienia od upału. Nic tylko błękit nieba. Kiedyś narzekałem, że w Chinach nie można zobaczyć nieba. To teraz mam kiedy tylko zapragnę.
Byłem w tym mieście i uważam że Xiamen jest bardzo ładne, ładniejsze od Paryża. Przepiękne nowoczesne budowle, czyste zadbane ulice i plaże, bardzo mili Chińczycy. Jedyna wada to upał, duża wilgotność, brak europejskiego jedzenia. Osobom, którym pokazałem zdjęcia też potwierdzili moje zdanie.
Jarek mamy stopover w Xianmen dosc dlugi i chcemy podjechac do centrym W ktory rejon najlepiej? Jezeli nie Jarek to moze ktos byl i podpowie .
Stawiałbym na ten rejon, w którym jest niesamowita kilkupoziomowa „giełda komputerowa”. Nazwy nie pamiętam. Oraz oczywiście wizyta promem na Gulangju.
Dzieki za podpowiedz Odnosnie tej gieldy to sa tam tanie iphony Rok temu bylismy w mtb w Bangkoku i ceny nas powalily na in plus . Teraz lecimy do Malezji z miedzyladowaniem w Xianmen i zastanawiamy sie gdzie bedzie taniej .
Jarek znalazlem filmik z food street Kojarzysz czy to jest w Fujian https://www.youtube.com/watch?v=eG4KcRssUM0