W polskich filmach sensacyjnych skorumpowani politycy ostentacyjnie wyjmowali baterie z telefonów przed ważnymi rozmowami.
Dzisiaj wiele telefonów ma wbudowane baterie i potrzebny jest nowy rytuał. To amerykański Apple zainicjował modę na telefony, w których użytkownik nie ma dostępu do baterii. Producent kierował się prawdopodobnie estetyką i trwałością, każda otwierana klapka może się w końcu zepsuć, dodatkowo przez szpary do środka urządzenia przedostaje się kurz i drobiny piasku. Być może chciał uniknąć stosowania w swoich produktach podrabianych baterii i artykułów w prasie o wybuchających telefonach jakie kiedyś były udziałem Nokii. Faktem jest, że przy okazji zlikwidował możliwość stuprocentowego wyłączenia telefonu, jakim jest odłączenie źródła prądu. A jego śladem poszli inni producenci.
Kiedyś obawą szemranych biznesmenów były podsłuchy. Siedzi człowiek sobie i rozmawia, przekonany że komóra wyłączona, był bip, ekran czarny nieruchomy, a tu się wszystko przesyła po sieci dalej, gdzie jest nagrywane. Możliwość zdalnego instruowania telefonu, by tylko udawał wyłączony przez amerykańskie agendy rządowe sygnalizował Edward Snowden, ale to przecież nie jedyne zagrożenie dla prywatności. Telefon z odpowiednim oprogramowanie szpiegującym może samoczynnie przesyłać dalej nasze zdjęcia czy wręcz zrobić je na żądanie przy pomocy wbudowanej kamery. Mógłby przekazywać nasze maile. Mógłby wreszcie co jakiś czas przekazywać naszą dokładną lokalizację w oparciu o odczyt GPS. Pół biedy jeśli ktoś chce tylko nas śledzić, gorzej jeśli namiar ma być wykorzystany jako cel dla snajpera albo uzbrojonego drona.
Na szczęście tam gdzie jest potrzeba, znajdzie się metoda. Firma Undisclosed opracowała specjalną materiałową kopertę, zwaną „OFF Pocket”, co w tym kontekście można przetłumaczyć jako wyłączająca kieszeń. Koperta jest wykonana z metalu i tworzyw sztucznych, stanowi rodzaj przenośnej klatki Faradaya. Jeśli włożymy do niej swój telefon, to według producenta nie dotrą do niego żadne sygnały radiowe, ani sieci komórkowej, ani WiFi, ani GPS, ani Bluetooth. Stanie się on niewidzialny dla wszystkich osób, które chciałyby się dobrać do niego zdalnie. Taki brak zasięgu na żądanie kosztuje dość słono, bo aż 80 dolarów, ale prywatność, szczególnie w polityce czy biznesie, bezcenna.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Może wystarczy opakowanie po chipsach.