Jedną z najciekawszych koncepcji wyłaniających się z odmętów współczesnych teorii kosmologicznych jest idea Wszechświata jako zaprogramowanego komputera.
W zasadzie jest to koncepcja pozostająca na styku kosmologii, teorii informacji oraz matematyki. Istnieje spora grupa naukowców wierzących iż Wszechświat, czymkolwiek by on nie był i w jakim stanie by on nie istniał, jest na jakiś swój sposób obliczalny. Wszystkie procesy w nim zachodzące, niezależnie od tego czy są to procesy fizyczne, chemiczne, kwantowe czy też procesy makroskalowe, które obserwujemy na co dzień (np. pogoda) da się ująć w ramy matematyki. Problemem nie są nawet pojawiające się tu i ówdzie nieskończoności oraz losowości, czy to dotyczące czasu czy przestrzeni, matematyka już dawno oswoiła takie pojęcia. Dalsze wnioski nasuwają się same: jeżeli coś można matematycznie obliczyć można te obliczenia potraktować także jako dane dla komputera – informatyka jest przecież dziedziną wiedzy pochodną matematyce i logice. Konkluzja: odpowiednie dane wejściowe mogą zaowocować powstaniem złożonego systemu, podobnie jak ma to miejsce w przypadku programów czy gier komputerowych. Historia Wszechświata jest więc po prostu historią programu komputerowego, który rozpoczął się od prostego algorytmu, lecz z czasem uzyskał zdolność do generowania nowych ścieżek własnego rozwoju.
Jednym z czołowych naukowców lansujących tą teorię jest enfant terrible brytyjskiej matematyki, Stephen Wolfram. Wolfram zajmuje się między innymi badaniami nad tzw. automatami komórkowymi. Automat komórkowy, w bardzo dużym uproszczeniu, to model opisujący rozrastanie się pojedynczej, matematycznie rozumianej, komórki w większy organizm. Komórka w danej chwili może się rozrosnąć w zdefiniowaną liczbę kierunków, łatwo to sobie wyobrazić dokładając pionki na szachownicy. Dokładając w ten sposób pionek za pionkiem (lub je losowo odejmując) tworzymy ciąg możliwych do zaistnienia kształtów. Najpopularniejszym przykładem takiego automatu komórkowego jest słynna „Gra w życie” opracowana w 1970 roku przez matematyka Jamesa Conwaya. Wolfram, badając takie właśnie automaty komórkowe, odkrył iż niektóre z takich rozgałęziających się „drzewek” mogą prowadzić do nieskończenie skomplikowanych układów, które z czasem zaczynają „żyć własnym życiem” nie powielając poprzednich wzorów. Innymi słowy, z takiego automatu mógł narodzić się i nasz Wszechświat, z całą swoją złożonością praw i obiektów w nim występujących.
Jak każda koncepcja, posiada ona także i swoje „podkoncepcje”. Amerykański fizyk Edward Fredkin wpadł na pomysł iż Wszechświat, jeżeli rzeczywiście jest programem komputerowym, mógł zostać wygenerowany w jakimś celu, do rozwiązania pewnego problemu. Pytanie co mogłoby być tym problemem. Według komentatorów tej idei mogłoby nim być na przykład obliczenie liczby pi. Wszechświat rozprzestrzenia się z pojedynczej komórki w coraz bardziej złożoną strukturę, krok za krokiem generuje gwiazdy, galaktyki, czas płynie, gdzieś w niepozornym zakątku kosmosu z komórkowego „drzewka” wyłania się nagle niewielka planeta, na której inteligentne samoświadome istoty kontynuują dzieło i tak dalej i tak dalej.
Teoria Wszechświata jako komputera jest tyleż samo fantazyjna co łatwo krytykowalna. Zastępuje ona bowiem jedną metafizykę inną metafizyką. Ktoś przecież musiał taki automat komórkowy zaprogramować żeby rozwijał się wedle takich a nie innych zasad (zasady początkowe dla automatów komórkowych można dowolnie zmieniać). Bóg staje się więc po prostu Wielkim Programistą. A skąd wziął się Wielki Programista? Czy jest „wybrańcem” istot z innych wymiarów a ewolucja jest po prostu ich kalkulacją matematyczną, łatwiejszą do przeprowadzenia w naszym, zaledwie trójwymiarowym, świecie, podobnie jak my przeprowadzamy kalkulacje świata trójwymiarowego na dwuwymiarowej kartce papieru? Fundamentalne pytania z dziedziny filozofii nauki pozostają więc niewyjaśnione, przenoszą się jedynie w erę cyfrową, w dodatku generując całą masę kolejnych, lecz jakże wciągających, pytań.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Pamiętam artykuł o Fredkinie. Drukował go nieistniejący już, kosztujący całą złotówkę (bo dotowała go bodaj ambasada USA) miesięcznika Ameryka. Facet w latach 80-tych uchodził za odnowiciela nauki. Ameryka drukowała świetnej jakości zdjęcia. Fredkina zdejmowali w jego własnej willi.
Jakiś polski profesor 20 lat temu przedstawił teorię zbliżoną do tego o czym napisałeś. W skrócie, Wszechświat powstał po to, by w wyniku ewolucji zrodziło się w nim COŚ.
Na to wygląda, że przestrzeń wewnątrz atomu oraz między nami nie jest pusta. Jest pełna informacji, które w nią wpromieniowały i które potem wracają do nas jako nasze doświadczenia rzeczywistości. (N.Haramein). Im lepsi jesteśmy w koncentrowaniu naszych intencji, czyli wypełnianiu próżni informacjami w najbardziej skupiony i przejrzysty sposób, tym łatwiej jest próżni odsyłać nam nasze doświadczenia, które coraz bardziej pasują do tego, czego pragniemy doświadczać. Tak właśnie działa nasze perpetum mobile.
Wystarczy jedna sesja z doświadczonym szamanem i po powrocie jest absolutna pewność że żyjemy w matrixie. Problemem jest udowodnienie tego całemu światu – bo jednostkę łatwo przekonać.
No udowodnienie tego całemu światu to faktycznie może być problem, bo jednak niewielki procent populacji ćpa 😀
Bardzo ciekawie prezentuje się w tym kontekście teoria gnostyków z początku naszej ery, że świat jest w istocie siedmiowymiarowy (stąd powiedzenie „siódme niebo”), zamieszkały przez istoty niematerialne, z wyjątkiem najniższych wymiarów (piekieł), do których został zesłany Szatan, który po zejściu w najniższe trzy wymiary nazwał się Jahwe i z materii utworzył więzienie na dusze aniołów, które chciały się od niego odwrócić. Proces tworzenia świata trójwymairowego według nich odbywał się na planie dwuwymiarowym i ciekawie wygląda to w zestawieniu niedawnej teorii, że nasz wszechswiat jest holograficznym obrazem rzutowanym z drugiego wymiaru… Tłumaczy też to porywczość Jahwe, jego żądze zabijania, mściwości, potrzeby otrzymywania ofiar ze zwierząt i ludzi, ciągłych komplementów i stosunkowo zaskakującą niewiedzę: nawet w dwuwymiarowym raju nie był pewien, gdzie schował się Adam a i później co rusz dopytywał się ludzi o różne rzeczy..
To tak a propos różnych teorii. Osobiście nie jestem pewien, czy człowiek na ziemi kiedykolwiek pozna zagadkę istnienia, tak jak nie wydaje mi się, by młotek mógł wiedzieć, że jest młotkiem, kto nim operuje, ani jaki z niego pożytek. Do tego potrzeba możliwości spojrzenia z dystansu, a sama meta-analiza, choć jest najlepszym, czym dysponujemy, jest za słabym narzędziem, aby bezsprzecznie rozstrzygnąć zagadkę kosmologii.
Twierdzenie, że rzeczywistość to program jest idiotyzmem, bo komputer tego hologramu musiałby być realny, namacalny i musiałby istnieć w realnym wszechświecie. 2 . Składniki atomu oczywiście nie mają masy, bo energia potrzebna do hipotetycznie posiadających masę np elektronów we wszechświecie byłaby gigantyczna, nietrwała, no i czym miało by być źródło tej energii? 3 Masę określa tylko grawitacja, nie ma grawitacji nie ma masy . 4 Wyniki z LHC są żle zinterpretowane tj. np struna gitary może wydać niezliczoną ale ograniczoną ilość dźwięków, ale po jednym dźwięku nie znając istoty struny nie dowiemy się czym jest struna i z którą mamy do czynienia. 5 Wierzę, że stwórca stworzył człowieka, ale wątpię, że wszechświat, bo wolę Boga jako istotę personalną będącą efektem może nieskończenie długiego okresu ewolucji zaszczepiającą we wszechświecie istoty rozumne wolnej woli. Każdy geniusz ma swoje kaprysy. 6 Pamiętajmy, że święte księgi pisali ludzie i fantazja mogła dołożyć co nieco. No i władcy religijni modyfikowali jak im pasowało.
Komputer może być samym wszechświatem. Nawiasem mówiąc, jest ciągle to samo pytanie: skoro Wszechświat stworzył Bóg, to kto stworzył Boga? Albo w innej wersji – skoro Wszechświat powstał w wyniku Wielkiego Wybuchu, to kto lub co zainicjowało Wielki Wybuch?
Powiem krótko , nie pisz o czymś czego nie potrafisz pojąć . I nigdy nie pojmiesz bo Twój komputer / biologiczny / ma nieprawdopodobnie ograniczone możliwości . Proponuję przeczytać Hiperfizykę Rajskiej , może Ci coś zaświta. Pozdrawiam
wszechswiat ( nasz komputer ) byl i bedzie zawsze, to tylko nam, istotom ograniczonym naszym poczatkiem i koncem, trudno jest to sobie wyobrazic… 🙂
nieskonczonosc czasu powoduje tez to, ze wszystko sie kiedys zdarzylo lub
sie zdarzy, tak jak ten moj wpis ktory mam nadzieje ze ktos przeczyta…
chyba zabraklo mi thc w organizmie, ide uzupelnic i to tez jest nieuniknione
jak cala reszta tego bajzlu 🙂
I tak pytanie główne jest tylko jedno: czy elementy systemu są w stanie poznać zasady działania tego systemu. Obserwacja przyrody pokazuje, że nie. Matrix jednak nie był głupim filmem.
Najprościej to wytłumaczyć pytaniem:
Co było pierwsze, jajko czy kura?
Odnośnie cyt:.”(…)jeżeli rzeczywiście jest programem komputerowym, mógł zostać wygenerowany w jakimś celu, do rozwiązania pewnego problemu.”, osobiście mam te same spostrzeżenia i moja odpowiedz to:
a) nadrzędny świat zmaga się z problemami cywilizacyjnymi i z powodu braku miejsc przenosi nas w VR
b) jesteśmy białymi myszkami laboratoryjnymi do testowania różnych chorób, zagadek rozumowania, itp.
c) szukają idealnej ścieżki (wielowymiarowość), jak komputer w szachach do stworzenia idealnego społeczeństwa
d) jesteśmy w grze, a obserwujący obstawiają wyniki na zachowania ludzi w poszczególnych sytuacjach 😉
PS. nie nie „ćpie” 😛
W jednej z książek Rogera Żelaznego było o tym, że jedne rasy istot żyjących we wszechświecie tworzyły inne. Potrzebowali np istot do pracy, bez emocji itp to tworzyli takie… Te cywilizacje czasem wymykały im się spod kontroli… Za to bardzo podobała mi się seria Planeta Śmierci… Niby głównym motywem było kopanie jakiś tam surowców, ale akcja dzieje się wiele lat po upadku ziemskiego imperium. Ziemianie skolonizowali wiele planet, ale przez upadek imperium nie mogli ściągnąć tych ludzi z odległych planet z powrotem na ziemie. Często ci ludzie po kilkuset latach cofnęli się strasznie w rozwoju. Przez to zacząłem się zastanawiać, co by było jak by dzisiaj tak 200 osób przenieść na zupełnie nowy ląd i kazać im żyć od początku, ale z wiedzą którą posiadali. Jak szybko udałoby się odbudować poprzednią cywilizację?
1. żadna cywilizacja nie dochodzi do punktu, w którym może uruchomić symulację wszechświata (np. kataklizmy niszczą dorobek cywilizacji zanim się odpowiednio rozwinie bądź po osiągnięciu pewnego stopnia cywilizacje same się zabijają poprzez wojny z użyciem broni masowego rażenia).
2. cywilizacje dochodzą do takiego punktu ale nie odpalają symulacji wszechświata (z różnych przyczyn, np. moralnych).
3. cywilizacje dochodzą do takiego punktu i odpalają symulację.
W sumie ciekawa teoria bo z tego co się orientuję to podwajamy moc obliczeniową każdego roku. Ale podejrzewam, że ma wiele dziur, choć dla laika brzmi interesująco;)
Dabrus, jedną z „dziur” teorii jest mogłoby być pytanie, łączące się z pytaniem o ewolucję w ogóle, czemu owe istoty (inna nazwa Boga) symulujące coś tam dla siebie czekały aż 14 mld lat żeby ktoś wynalazł przerośnięty kalkulator zwany komputerem. Może to jednak być zarówno dziura jak i siła tej teorii. To że ktoś żyje w większej liczbie „wymiarów” (pamiętajmy iż rozprawiamy tu o wymiarach matematycznych) nie znaczy, że jest mu łatwiej. Często mówiąc o wymiarach matematycznych używa się takich określeń jak „zwinięty”, „ścieśniony”. Być może więc Wszechświat, jeżeli w ogóle owym istotom udaje się tą ich symulację obserwować jest dla nich pod każdym względem fajniejszy, właśnie dzięki temu że wymiarów ma mniej i po prostu da się w nim żyć. Co może być niemożliwe w rzeczywistości ściśniętej do osobliwości czy czegoś jeszcze co jest nawet bardziej bazowe od osobliwości. W tych wymiarach prawdopodobnie nie ma nawet czegoś takiego jak potocznie rozumiana przestrzeń.
Wszechświat jako program, komputer etc. to świetne teorie, bo niemożliwe do udowodnienia. Jeżeli żyjemy w symulacji to choćby skały srały tego nie udowodnimy, bo nie mamy punktu odniesienia do zewnątrz. Znamy tylko założenia symulacji, które mogą być np prawami fizyki, które trzymają nas za mordę, a tego obejść się nie da.
Tak samo teoria strun, nie ma siły żeby uzyskać empiryczny dowód że tam hen hen w głębi protonu wibruje żyłka zapętlona w n wymiarach i raczej nie będzie to możliwe. Trzeba kombinować matematycznie.
Antylogik, teoretycznie już same narodziny idei relatywizmu jako takiego spowodowały problemy. W dawnych czasach hierarchie określały prawdę – rację miał ten kto mógł drugiemu zrobić kuku. Potem przyszło Oświecenie, epoka rozumu, wolności itd. i nagle się okazało że każdy ma rację tak samo a prawdy nawzajem się szachują i nie da się jednoznacznie stwierdzić czy wyjaśnieniem wszystkiego jest liczba 42 czy też coś innego.
Moim skromnym zdaniem, z tym chaosem trzeba się pogodzić. Pofantazjować na temat idei takich jak Wszechświat z komputera jest fajnie, ale nie można przedobrzyć ponieważ można literalnie zwariować. 😉 Wszelkie idee mają to do siebie że są istotne jedynie o tyle o ile stają się faktami społecznymi. Jeżeli sonda kosmiczna działa i jest w stanie dolecieć gdzieś tam na krawędź Układu Słonecznego i przy okazji coś tam zbadać to ok. Jeżeli węgiel się pali a woda daje życie to też ok. Jeżeli społeczeństwa jakoś się między sobą dogadują bez wojen to też ok. DLACZEGO tak się dzieje jest już mniej istotne, dopóki wszystko jakoś funkcjonuje. Idea Wszechświata z komputera jest pasjonująca ale nie ma żadnego znaczenia nawet dla przyszłych pokoleń ponieważ niczego nie zmieni w życiu codziennym, co najwyżej zamąci. I chyba lepiej żeby pozostała ideą rodem z książek sf i dla czytelników tychże przeznaczoną. 🙂
Moim skromnym zdaniem epoka wielkich idei się bardzo dawno skończyła. Nie dowiemy się ani tego czy Wszechświat jest komputerem ani nawet nie skolonizujemy innych planet. Kiedy nasz przyziemna ludzka globalizacja dokończy swego dzieła, wszystko się już wymiksuje, pościera ze sobą itd. okaże się że najważniejsze jest zapewnienie sobie małej stabilizacji tu na Ziemi. Zamiast kompulsywnego podróżowania, fascynacji internetem jako narzędziem komunikacji czeka nas za kilka pokoleń lub wcześniej powrót do lokalizmu – ludzie powrócą do małych społeczności i zamiast zajmować się walką o podbój kosmosu oraz „poznawanie innych kultur” będą uprawiać ogródki i napędzać żarówki wiatrakami. Dlaczego? Ze zmęczenia wojną i chaosem. 🙂
Pozdrawiam. 😉