O Ralphie McQuarrie’em poza fanami mało kto słyszał. A przecież jest to człowiek, który wymyślił wygląd Dartha Vadera i duetu niezapomnianych robotów.
Gdy producent Rick McCallum zaproponował mu udział przy produkcji Mrocznego Widma oraz kolejnych części nowej trylogii, weteran odmówił, argumentując to wyczerpaniem mocy twórczej. Faktycznie, od wielu lat nic nie robił, a poza tym był twórcą sytym. Oscarem za najlepsze efekty specjalne nagrodziła go w 1986 roku Amerykańska Akademia Filmowa, doceniając wkład w film Rona Howarda, Kokon.
Zanim McQuarrie trafił do branży filmowej, służył podczas wojny w Korei. Po skończeniu uczelni artystycznej został zatrudniony w Boeingu, gdzie pracował nad szkicami różnych prototypów. To tam rodził się jego warsztat, którego bazą była nowoczesna technika, maszyny chcące sięgać gwiazd.
Przemysł filmowy upomniał się o niego przypadkiem. Na McQuarrie’ego trafił bliski współpracownik Lucasa, Hal Barwood, chcąc go zatrudnić do małego projektu. Zdolny rysownik zwrócił na siebie uwagę decydentôw i został zatrudniony do pracy nad koncepcją postaci rodzących się Gwiezdnych wojen.
McQuarrie miał już wówczas prawie 50 lat, był jak ojciec dla młodych gniewnych filmowców. Darzono go szacunkiem i akceptowano niemal wszystkie jego pomysły. Artysta zaczął przygotowywać tak zwane szkice koncepcyjne, czyli obrazy pokazujące bohaterów w różnych środowiskach. Lucas większość tych prac przekuł na gotowe sceny filmu. To McQuarrie wymyślił ostateczny wygląd Dartha Vadera oraz fakt, że będzie on korzystać z aparatu do oddychania. To on stworzył słynną parę robotów R2-D2 i C-3PO, a także włochatego Chewbaccę.
Po śmierci McQuarrie’ego w 2012 r. jeden z fanów napisał: „Czy w ogóle jest coś, co Lucas wymyślił sam?”. Nikt się na niego nie rzucił, nie zakrzyczano go. Ktoś inny dodał: „Może gdyby Ralph robił E1, dałoby się to oglądać?”. Tego nigdy już się nie dowiemy.
Galeria prac McQuarrie’ego pokazująca jego wkład w SW
Tunguska galeria prac McQuarrie’ego do Powrotu Jedi
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Nie przesadzajmy, koncepcję wymyślił Lucas. Czy może ściągnął ją z Ukrytej fortecy Kurosawy? Sam już się gubię 🙂
W 1996 roku oglądałem w Genewie album z wczesnymi szkicami do Gwiezdnych Wojen. Było tego dużo i przy tym sporo zabawy, bo niektóre koncepcje po prostu rozśmieszały. Pożałowałem wtedy kasy, bo album sporo kosztował. Ale pewnie dziś w dobie internetu można go zakupić siedząc w domu gdzieś na wiosce. Wspomniana księgarnia była zdecydowanie tematyczna, poświęcona filmowi (może muzyce też) i wtedy szczęka mi opadła. Od tamtej pory nie widziałem nigdzie indziej takiego miejsca.
Mam podobne wspomnienia, tyle że nie związane ze Star Wars, ale horrorem. W ’98 byłem gigantycznym fanem grozy i wybierając się na podróż po Beneluksie dostałem od kumpla dokładne namiary na podobnież najlepszy antykwariat w Amsterdamie, gdzie dostanę całą żanrową literaturę. Przyjeżdżamy na miejsce, ludzie zasuwają do muzeum Van Gogha obejrzeć Słoneczniki i inne wiekopomne dzieła, a ja odłączam się od grupy i pędzę na nadbrzeże, żeby zakosztować obskurnego, taniego horroru. Szukam tego antykwariatu, znajduję go w końcu wśród trzypiętrowych domków nad samą wodą. Podchodzę do drzwi, a tam kartka, że w środy nieczynne. No i nie zobaczyłem dwóch ściętych słoneczników.
A propos antykwariatów, to będąc w Pasadena w Kalifornii natrafiłem na spory antykwariat. Nie szperałem dużo, ale w ręce wpadła mi książka z Polski, z lat 1950-60, kojarząca mi się z „Wędrówkami Pyzy”. Były dwa egzemplarze, stan prawie mint 🙂
Patrzę na te rysunki i jestem w szoku. George Lucas zapomniał uwzględnić RMcQ jak współtwórcę scenariusza! Ten facet zwizualizował całe SW!
„Ralph McQuarrie żondzi planetom!”
Mam chyba wszystkie albumy, jakie wydał Amber i jeszcze nie mam dość!!!
Niezatrudnienie McQuarriego do Prequeli zaowocowało w nieciągłości stylu wizualnego w stosunku do starej Trylogii. Niektóre wstępne prace do np. ANH pasowałyby jak ulał do „starszych” Gwiezdnych Wojen.
Nie mam nic przeciwko Chiangowi, podobają mi się jego battle droidy, ale mimo wszystko żałuję, że Ralph nie współpracował…