Miejsce nosi nazwę Hayu Marca i leży w odległości 85 kilometrów od Puno, miasta położonego nad jedną z zatok w północno-zachodniej części jeziora Titicaca.
Stąd dowozi się turystów do usytuowanej w pobliżu nekropoli Sillustani z jej widocznymi z daleka grobowymi wieżami. Kto przy okazji tam zajrzy, powinien koniecznie zobaczyć kamienny krąg z Sillustani. Z Puno również wypływają wycieczkowe łodzie ku malowniczym wyspom zbudowanym z trzciny, jeszcze przed kilkudziesięcioma laty zamieszkanym przez lud Uru. O tym tajemniczym, obecnie już wymarłym, ludzie krąży wiele opowieści wręcz fantastycznych, które po raz kolejny kierują nasze myśli ku wpływom spoza Ziemi. Jego przedstawiciele nie chcieli mieć nic wspólnego z innymi Indianami. Nie zawierali małżeństw z członkami sąsiednich plemion, ponieważ – jak twierdzili – przybyli tu z kosmosu i pragnęli zachować tylko im właściwe cechy związane z ich wyjątkowym pochodzeniem. Odizolowani od reszty świata, żyli na pływających trzcinowych wyspach i bardzo rzadko, przy wyjątkowych okazjach, schodzili na stały ląd. Pierwotnie zamieszkiwali nad brzegami jeziora Titicaca i zajmowali tereny aż po wybrzeże Oceanu Spokojnego. Kiedy jednak przed około 1400 laty na położony w Andach płaskowyż najechał wojowniczy indiański lud Ajmarów, a potem hiszpańscy konkwistadorzy, Indianie Uru zbudowali wyspy z trzciny, na których od tamtej pory żyli.
W 1960 roku na wyspach z trzciny pływających po jeziorze Titicaca mieszkało jeszcze ośmioro czystej krwi członków ludu Uru. W 1962 roku zmarł ostatni z nich. Oglądani przez turystów przywożonych z Puno na krótką wycieczkę po pływających jeszcze trzcinowych wyspach rzekomi Urowie są w rzeczywistości Ajmarami, a więc należą do plemienia, z którym wymarli już „nie-ludzie” nie chcieli mieć żadnych kontaktów.
Zostawmy lud Uru i wróćmy do Hayu Marca. Dopiero pod koniec lat 90-tych Jose Luis Delgado Mamani, przewodnik trekkingowych wypraw, natknął się na ten obiekt o ewidentnie nienaturalnym pochodzeniu. Jako przewodnik turystów z zagranicy, często prowadzący amatorów górskich wędrówek przez granie na zachodnim brzegu jeziora Titicaca, ciągle poszukiwał jeszcze nieprzetartych szlaków trekkingowych. Do gwiezdnych wrót (na zdjęciu) można dotrzeć po półtoragodzinnej jeździe samochodem główną drogą, która prowadzi do granicy Peru z sąsiadującą od południa Boliwią. Należy się zatrzymać za niezwykłą, mającą wężowaty kształt skałą. Później trzeba pokonać pieszo wyboiste skalne ścieżki i zbocza. Aż wreszcie pojawi się formacja o regularnej strukturze. Poza garstką niezmordowanych fanów trekkingu dociera w to miejsce naprawdę niewielu turystów. Trzeba przyznać, że jest to sytuacja, która satysfakcjonuje osiadłych w tym regionie Indian, dla nich bowiem od niepamiętnych czasów Hayu Marca jest miastem bogów, świętym, rzecz jasna. I chociaż dotąd w pobliżu nie znaleziono żadnych ruin wskazujących na istnienie tu niegdyś miasta, niektóre z skalnych formacji przypominają budynki lub inne sztuczne twory. Natomiast bez wątpienia nie jest dziełem natury ogromne wcięcie w skale. Z wielką precyzją wycięto pionowe wrota w naturalnej formacji skalnej o wysokości około 7 metrów – też sprawiającej wrażenie, że została wycięta z większej całości. Według miejscowych mitów i przekazów Ajmarów mają to być wrota do świata bogów, przez które mogli przechodzić nie tylko bogowie, ale także zwykli ludzie.
Skała o przedziwnie pofalowanej powierzchni, w której wykuto gwiezdne wrota, nie jest szczególnie gruba-jej grubość wynosi zaledwie kilka metrów. Nie ma się co łudzić, że wewnątrz niej znajdują się groty lub jamy, w których można byłoby ukryć ludzi lub skarby. Pośrodku wrót, u podnóża skalnej ściany, leży kolejny portal, wysokości człowieka, mający około 1 metra szerokości i nieco ponad pół metra głębokości. Przekazy mówią o bohaterach, którzy w zamierzchłej przeszłości przechodzili przez wrota, aby składać wizyty bogom – a przy tym zyskać nieśmiertelność. Od czasu do czasu powracają przez te wrota w towarzystwie bogów, by po krótkim pobycie na tym świecie znów udać się w kierunku przeciwnym. Tak jak dzieje się to w filmie i telewizyjnym serialu.
Źródło grafiki: mochileiroselvagem.com
W okolicach Titicaca jest też Tiwanaku, więc cały ten obszar jawi się dość tajemniczo :]
Niedaleko również do słynnego kandelabra wyrytego na skale 🙂
Ale gdzie tu wrota, skoro na zdjęciu widzę blok litej skały?
Chowała: to raczej zwyczajowe określenie. Zagadkowe jest przecież samo przeznaczenie tego…czegoś. I to w jaki sposób wykonano te wycięcia.
Fakt, że skała wydaje się nienaturalna. A teraz zaświeciło mi skąd pamiętam nazwę Uru. Tak się nazywała jedna z gier ze świata Myst.