Nasze oczy wraz z mózgiem są bardzo zaawansowanym układem przetwarzania obrazu. Ma on ciekawe właściwości, z których na co dzień nie zdajemy sobie sprawy.
Kiedy zastanawiamy się gdzie wewnątrz naszego ciała znajduje się świadomość, zwykle umiejscawiamy ją w głowie tuż za oczami. Oko jest soczewką, która skupia światło na warstwie światłoczułej, siatkówce. Obraz świata który widzimy, po przejściu przez soczewkę, jest odwrócony do góry nogami, więc fizycznie rzecz biorąc widzimy na odwrót, natomiast naszej świadomości mózg serwuje obraz przetworzony, powtórnie odwrócony.
Jeśli nie mamy wady wzroku, czyli soczewek które skupiają troszkę przed lub troszkę za warstwą światłoczułą, to wydaje nam się, że wszystko dookoła widzimy wyraźnie, twarze ludzi, budynki, przejeżdzający samochód. To też jest swojego rodzaju iluzja na użytek naszej świadomości.
Nasze oczy widzą w miarę dobrze w centrum pola widzenia, tam gdzie aktualnie zwrócone są nasze gałki oczne. Im dalej na peryferiach, tym gorzej, coś tam widzimy, ale mniej wyraźnie. To, że mamy wrażenie, iż wszystko dobrze widzimy, wynika ze sprytnej obróbki informacji wejściowych przez mózg. Kiedy patrzymy na coś, tak naprawdę oczy wykonują wiele różnych odczytów, skaczą po obiekcie, a mózg z tych odczytów składa na użytek świadomości kompozyt. Analogią może być składanie większej panoramy z łączenia kilku zdjęć, tyle że proces ten zachodzi zupełnie automatycznie. Dzięki niemu rozdzielczość tego co widzimy znowu porównując do aparatu wynosi około 50 megapikseli, bez niego odczuwana rozdzielczość byłaby dziesięciokrotnie mniejsza.
Budowa oka u ludzi ma pewną niedoskonałość, zręcznie tuszowaną przez mózg. Tam gdzie do gałki ocznej przymocowany jest nerw wzrokowy, nie ma elementów światłoczułych. Obszar ten nazywany jest plamką ślepą. To tak jakby w matrycy aparatu cyfrowego było małe miejsce, które na zdjęciach wychodzi zawsze czarne. W przypadku oczu dwa miejsca w dwóch matrycach. W naszym polu widzenia świadomość nie dostrzega żadnych dziur, a to dlatego że mózg dorabia sobie brakujący kawałek. Jeśli patrzymy przez dwoje oczu, to łatanie odbywa się na podstawie nałożenia parti obrazu, taki copy&paste. Oczy są przesuniete względem siebie, plamki ślepe też, więc jest możliwe na bieżąco.
Co ciekawe proces ten zachodzi również kiedy zasłonimy jedno oko, mózg zwyczajnie dorabia brakujący kawałek, konfabuluje dla naszej wygody. W podobny sposób załatwia się w aparatach cyfrowych problem martwych pikseli. Oprogramowanie aparatu zamiast czarnej kropki, wstawia uśrednioną wartość z sąsiadujących pikseli.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Drogi autorze, nie ma czegoś takiego jak „świadomość”…
Kiedyś żył sobie taki pan, Kartezjusz, który wierzył, że istnieje podział na świat materialny i duchowy; dziś żyje sobie wielu ludzi, którzy wierzą, że istnieje podział na ciało i umysł; ba, wielu ludzi wierzy, że czas naprawdę istnieje i jest czymś więcej niż matematyczną stałą wprowadzoną po to żeby zgadzały się różne wzorki. 😉
Świadomość to nic innego jak wysoce skomplikowana samoreplikowalność i powtarzalność układu odniesienia. W uproszczeniu rzecz ujmując, to że cokolwiek widzimy, a nawet to, że śnimy lub też pamiętamy i „widzimy obrazy w głowie” wynika z tego, że powstała dostateczna ilość fraktali (na poziomie biologicznym abstrakcyjne pojęcie fraktala z grubsza można sprowadzić do połączeń neuronalnych, choć to bardziej skomplikowana sprawa) czyli geometrycznych wzorów, które w skali makro potrafią odwoływać się same do siebie, a raczej „przypominać same siebie”, bo „odwoływanie się” jest pojęciem mętnym, przypomina nieco język programisty komputerowego, a nie o to chodzi.
Owo „dorabianie brakujących kawałków” bierze się właśnie z tego, że te kawałki od dawna istnieją w przyrodzie i mózg w zasadzie „dorabia” je naturalnie. 🙂
Kartezjusz być może zbyt prostodusznie rozumiał te sprawy, dokonując podziału na zasadzie czarne i białe, ale negowanie istnienia świadomości? To czymże jest to przyjemne poczucie, że żyjesz, że jesteś tu i teraz? Kilkoma impulsami elektrycznymi? Nie wiem o co chodzi z tymi fraktalami, bo ostatnio nic na ten temat nie czytałem, a to pewnie jakaś świeża i modna teoria. Ogólnie rzecz biorąc, trudno mi zaakceptować materialistyczne podejście sprowadzające wszystko do poziomu atomów i jednocześnie z gruntu negujące wszelkie zjawiska typu prorocze sny, telepatię, telekinezę czy hipnozę. BTW, czemu jeszcze nie napisaliśmy nic o Caysie?
Kartezjusz ze swoim „myślę więc jestem” wątpił w różne rzeczy za wyjątkiem świadomości właśnie, dowodząc że myślenie o tym, że nie ma myślenia, też jest myśleniem. Śmieszne jest to, że cztery wieki później z technologią rezonansu magnetycznego, teraflopami mocy obliczeniowej dalej zmagamy się z pytaniem czym jest świadomość, gdzie ona jest i jak działa. Wydaje mi się że samoreplikowalność i powtarzalność geomertii fraktalnej nie tłumaczy istoty rzeczy. W przyrodzie fraktalem jest płatek śniegu czy liść paproci, a jedno i drugie nie ma widocznych cech świadomości.
Pewnie nie tłumaczy, ale nikt mi nie powie, że nie próbuję myśleć. 😉
Być może dyskusje dotyczące świadomości są jedynie pokłosiem problemów z nomenklaturą. W istocie ja nie neguję istnienia takiego pojęcia jak „świadomość”, natomiast uważam, że jest to takie samo pojęcie jak miłość. To znaczy, że jest bardzo szerokie i choć oczywiście trudno je sprowadzić do jednego krótkiego wzoru chemicznego gdzieś tam na poziomie bazowym jest to jednak pewien zestaw procesów i nic więcej. Nie podoba mi się natomiast podejście wielu ludzi, którzy twierdzą, że „świadomość” to jakiś nowy twór, byt istniejący „ponad”. Człowiek jest bytem fizycznym i świadomość też się da jakoś wytłumaczyć, trzeba tylko jeszcze trochę poczekać, gałąź nauki zwana neuroscience dynamicznie się rozwija.
Kiedyś z kimś pisałem na temat i jako ilustracji tego co chcę powiedzieć użyłem przykładu z ludzką zygotą. Na początku jest jedna, potem są dwie komórki, cztery komórki i tak dalej, pojawiają się ręce, nogi, później organy wewnętrzne, mózg. Wszystkie te procesy zachodzą w obrębie tablicy zwanej Mendelejewa. No i niech mi ktoś potem powie, że dorosły człowiek to jest „coś więcej” niż dajmy na to, mur z cegieł. To taki sam mur, tylko fantazyliony dłuższy i wyższy. A jeżeli to „coś więcej” – jak chcieliby niektórzy – to w którym momencie następuje „klik” i z nieświadomości rodzi się świadomość?
„Nikt nie ma najmniejszego pojęcia, jak coś materialnego mogłoby być świadome. Nikt nie wie nawet, jak by to było mieć najmniejsze pojęcie o tym, jak coś materialnego mogłoby być świadome. To tyle na temat filozofii świadomości”.
Jerry Fodor – filozof umysłu, naukowiec.
Nawet Metzinger, przyznaje, że nie wie. No, może i coś wie, ale …tak nie do końca 😉 :
„Ewolucja nie jest czymś co można by gloryfikować. Jednym ze sposobów – poza niezliczonymi innymi – jest patrzenie na biologiczną ewolucję na naszej planecie jako na proces który stworzył rozszerzający się ocean cierpienia i konfuzji tam gdzie uprzednio nic takiego nie występowało. Jako że nie tylko prosta liczba indywidualnych świadomych podmiotów, ale również wymiarowość ich fenomenalnych stanów przestrzennych (state-spaces) ciągle wzrasta, ten ocean również się pogłębia. Dla mnie, jest to również silny argument przeciwko tworzeniu sztucznej świadomości. Nie powinniśmy powiększać tego strasznego nieładu zanim naprawdę zrozumiemy o co tu właściwie tu chodzi.”
Marcinie, tym drugim cytatem niepotrzebnie wartościujesz – jak by powiedział mój kolega filozof. 😉
Mały apendyks do tego co pisałem już powyżej. Jeżeli ktoś ma problem z uwierzeniem w to iż świadomość to nic innego jak zbiór całkowicie obliczalnych procesów fizyko-chemicznych różniących się od – za przeproszeniem – wydalania jedynie stopniem skomplikowania systemu (stopień skomplikowania systemu = liczba procesów następujących w danym czasie i wykonywanych przez daną ilość jednostek materii zdolnych do interakcji/wymiany informacji) to niech sobie pomyśli o zwykłym, potocznie rozpatrywanym, podświadomym procesie uczenia się wykonywania czynności. Uczymy się w życiu różnych rzeczy – pisania długopisem, jazdy rowerem lub samochodem, kładzenia paneli, czegokolwiek. W potocznym języku istnieje taki termin jak „mechaniczność”. Kiedy już nauczymy się pewnej czynności powiada się iż wykonujemy ją „mechanicznie”. Cóż to jednak znaczy że wykonujemy tą czynność mechanicznie? Ano znaczy to ni mniej ni więcej niż to iż organizm ludzki osiągnął ewolucyjny stan w którym różnorakie procesy niejako nakładają się na siebie i nie są już dłużej przez naszą samoświadomość rozpatrywane osobno. Tak właśnie rodzi się dorosła świadomość. Różne rodzaje zmysłów nakładają się na siebie jak karty podczas tasowania i w pewnym momencie już nie wiadomo która karta była z prawej ręki a która z lewej ani która była przedtem na górze a która na dole.
Ciekawostką (choć wątpię żeby było to ciekawostką dla Micza bądź Usera) jest to iż ślady podobnego myślenia odnajdujemy w…Biblii czyli księdze będącej naszymi czasy na indeksie wolnomyślicielstwa. Święty Paweł tak pisał w liście do Koryntian:
„Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce.”
Pod rozwagę. 🙂