W XIX wieku naukowcy byli przekonani, że Ziemia w obecnym kształcie kontynentalnym istnieje w zasadzie od momentu powstania. Dopiero ostatnie stulecie podważyło tę teorię.
Myślowe zmiany rozpoczął pod koniec lat 20-tych niemiecki geofizyk Alfred Wegener. Przesłanka wyjściowa jego rozważań był prosta: gdy się patrzy na kształty obecnych kontynentów, widać, że z grubsza pasują one do siebie. Wygląda to jakby ktoś rozdzielił puzzle i odsunął je od siebie. Teoria Wegenera została powszechnie przyjęta, jedynie w USA nie cieszyła się popularnością. Tamtejszy świat naukowy zarzucał Niemcowi, że nie podał żadnego wyjaśnienia postulowanego ruchu kontynentów. Zrobili to później za niego inni.
Dziś wiemy, że jeszcze około 200 mln lat temu istniał superkontynent. Nazwano go Pangeą, co stanowi zlepek łacińskich słów oznaczających Wszechziemię. Na wskutek ruchu płyt tektonicznych na których osadzone jest wszystko co wystaje ponad poziom morza, ów zwarty wcześniej ląd zaczął się rozpadać. Wygląda to tak, że materiał skalny z którego składa się Ziemia jest sztywny tylko w swej zewnętrznej warstwie – to na niej osadzone są bloki zwane płytami tektonicznymi. Zaś wewnątrz, znajdując się bliżej rozgrzanego jądra planety, ów materiał zachowuje się jakby był obtoczony smarem i płynnie się przesuwa. Oczywiście jest to szybkość iście żółwia, dostrzegalna dopiero w skali setek tysięcy lat.
Początkowo niewielkie szczeliny w lądzie rozszerzały się, zalewane przez wodę. Najpierw zaczęła oddzielać się północna część Pangei, Laurazja, od jej południowej części, czyli Gondwany. Laurazja podzieliła się następnie na Amerykę Północną i Euroazję, a Gondwana rozpadła się na wkrótce na Australię, Madagaskar, Indie i Antarktydę. Subkontynent indyjski dotarł do Azji, likwidując morze znajdujące się między tymi dwoma lądami. Wjeżdżając na Azję, utworzył Himalaje, najwyższe pofałdowania na całej Ziemi. Jednocześnie przemieszczanie się Afryki prowadziło do zamykania się Morza Śródziemnego.
Powiększanie się początkowo płytkich mórz wewnętrznych, jak na przykład Atlantyku, kosztem starszego i głębszego superoceanu, prowadziło do podnoszenia się poziomu morza. Kontynenty zostały częściowo zatopione. Około 80 mln lat temu wody osiągnęły swój maksymalny poziom, po czym wraz ze starzeniem się i pogłębianiem nowego oceanu poczęły stopniowo opadać. Ziemia przybierała powoli swój dzisiejszy wygląd.
Wiadomo też, że w ciągu kolejnych milionów lat nastąpią kolejne zmiany geologiczne. Znikną morza Śródziemne i Kaspijskie. wschodnia część Afryki odłączy się od lądu, a Ameryka Południowa pochłonie znaczną część Morza Karaibskiego. Pytanie tylko brzmi: czy ten nowy świat będzie miał kto obserwować?
650 mln lat Ziemi w ciągu dwóch minut
Książka Nasz Wszechświat opisująca m.in. wędrówkę kontynentów
Źródło grafiki: pixabay.com
Jest jeszcze coś ciekawszego. Mianowicie, naukowcy znaleźli ślady prastarego, nieistniejącego już kontynentu. Jego fragmenty znajdują się pod dnem Oceanu Indyjskiego. Takie informacje podają badacze na portalu tygodnika Nature. Naukowcy nadali mu nazwę Mauritia. Ten mikrokontynent miał uformować się 61-83 milionów lat temu. Leżał prawdopodobnie między dzisiejszym Mauritiusem a Indiami. Wskazuje na to analiza ziaren piasku z Mauritiusa, uważa autor badań, profesor Trond Torsvik z Uniwersytetu w Oslo. Piasek ten zawiera minerał o nazwie cyrkon pochodzący z bardzo różnych okresów, najstarsze próbki mogą mieć nawet dwa miliardy lat. Według naukowców potrzebne są teraz dowody na istnienie tego kontynentu: mogą to być dokładne dane sejsmiczne lub odwiert z dna oceanu.