Kto by przypuszczał, że przeszczepy części w maszynach mogą być odrzucane na podobnej zasadzie jak te u ludzi? Świat hardware zaskakuje po raz kolejny.
Temat wydawał się banalny. Stara konsola Xbox 360, w której siadł napęd i przestał wczytywać gry. Kolejne czyszczenie soczewki lasera już nic nie dało. Ileż to może być kłopotu, żeby go po prostu wymienić na nowy? Samo zdobycie nowego napędu jest zupełnie bezproblemowe. Włożenie też, jak ktoś już wie jak rozbierać pudło konsoli, co można zobaczyć na licznych tutorialach w sieci. Odpalamy i okazuje się, że napęd czyta tylko filmy DVD, a gier jakby zupełnie nie rozpoznawał. Ponieważ jest mało prawdopodobne, by wszystkie płyty naraz przestały działać, przyczyna musiała być inna. Złośliwy sprzęt nie dawał w tym względzie żadnych komunikatów, tylko udawał Greka.
Po wczytaniu się w fora, co przyznaję trzeba było zrobić wcześniej, okazało się, że nie można ot tak sobie włożyć nowego napędu. Sprzedawca napędów też się o tym nie zająknął w opisie towaru, bo po co zniechęcać klientów. Xbox jest sparowany ze swoim fabrycznie napędęm i rozpoznaje go po unikalnym numerze seryjnym. Wkładasz inny napęd, ma inny numer i objawy są takie jak wyżej. Trochę tak jak u ludzi, gdzie po przeszczepie organizm rozpoznaje obce białka w narządzie dawcy i je odrzuca. W konsoli projektant przewidział to jako sposób zabezpieczenia konsoli przed podmianą czytnika na taki, który nie miałby mechanizmu odrzucania nieoryginalnych płyt z grami. W przypadku ludzi mechanizm ten ma sens taki, pewnie nie jedyny, że nie zabijamy się na organy tak bardzo, jak miałoby to miejsce w sytuacji, gdyby można je było ot tak sobie w dowolny sposób wymienić.
Przy transplantacjach biologicznych pacjenci przyjmują leki immunosupresyjne, które oszukują układ odpornościowy biorcy. W świecie maszyn trzeba uciec się do swoistej inżynierii genetycznej. Z oryginalnego napędu trzeba odczytać numer seryjny, a następnie wgrać go do tego nowego. Zrobić genetycznego brata bliźniaka. Aby to zrobić, trzeba oba napędy kolejno podpiąć do peceta. Tutaj kolejne kłody pod nogi, bo czytniki w konsoli mają co prawda łącze danych standardowe, ale już gniazdo zasilania wymyślone specjalnie na nowo, żeby nie dało się łatwo podłączyć. Można stosować przejściówki, można też zasilanie wziąć z konsoli, a kabel danych z komputera, tyle że nasz napęd będzie robił coś w rodzaju szpagatu. Odpowiednie oprogramowanie, napisane przez jakiegoś majsterkowicza, wysyła komendy wprowadzające sprzęt w tryb serwisowy, a potem pozwala na wczytywanie i zapisanie numeru seryjnego. Po odprawieniu tych czarów i włożeniu do konsoli wreszcie działa.
Miło byłoby, gdyby urządzenia, nawet te starsze, dało się w prosty sposób naprawić. Rozebrać bez kupowania specjalnych końcówek śrubokrętów oraz specjalistycznych narzędzi. Wymienić części bez konieczności gmerania w ich firmware za pomocą dziwnego oprogramowania. Używać do wymiany standardowych części, a nie dwukrotnie droższych elementów dedykowanych, które robią dokładnie to samo, maja tylko inną złączkę albo metkę. Zrobić to wszystko samemu, bez konieczności płacenia frycowego w serwisie za rozwiązywanie trudności, które są sztucznie spiętrzane.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski