Był najważniejszym szpiegiem, jakiego kiedykolwiek posiadała CIA. Bez żadnych wątpliwości zmienił losy świata, mimo że jego działalność trwała zaledwie półtora roku.
Cała historia Olega Pieńkowskiego jest mniej jednoznaczna niż sądzono jeszcze kilka lat temu. Żeby zajrzeć za jej kulisy, musimy najpierw powiedzieć parę słów o pierwszych latach zimnej wojny. Wiadomo było, że główni uczestnicy konfliktu, czyli USA i ZSRR rozbudowywali swe arsenały nuklearne. Tyle że żadna ze stron nie wiedziała jaką siłą dysponuje przeciwnik. Obawy Amerykanów podsycał Reinhard Gehlen, hitlerowski generał, który tuż po wojnie wpadł do niewoli amerykańskiej i został przez tamtejszy wywiad wykorzystany jako źródło informacji. Po tym jak odegrał rolę zdrajcy, wcielił się również w rolę konia trojańskiego. Otóż Gehlen pisał raporty, z których wynikało, że Sowiety posiadają realną pięść nuklearną. Robiły one duże wrażenie na prezydencie USA, Dwighcie Eisenhowerze. Obowiązywał więc rozkaz, żeby produkować kolejne rakiety balistyczne z głowicami nuklearnymi. Brano też na serio zapowiedzi Nikity Chruszczowa, że w ZSRR produkuje się rakiety międzykontynentalne tak powszechnie jak parówki.
Trudno powiedzieć czym mógłby się zakończyć wyścig zbrojeń, gdyby nie pewne wydarzenie z sierpnia 1960 roku. W Moskwie było wówczas upalne lato. Do dwójki amerykańskich turystów podszedł Rosjanin, wręczając im kopertę i prosząc, by zanieśli ją do ambasady swojego kraju. Zrobili to i już niedługo potem CIA uzyskało informację, że po stronie wroga znajduje się człowiek chcący ujawnić największe tajemnice wojskowe. Tym kimś był pułkownik wywiadu GRU, Oleg Pieńkowski. Amerykanie ponieśli w tamtym czasie poważną porażkę wywiadowczą, gdyż Sowietom udało się strącić nad ich terytorium samolot zwiadowczy U-2, którego pilot przed katapultowaniem się nie zdołał wcisnąć przycisku niszczącego maszynę. W ręce wroga wpadł więc nagi dowód, że USA dość brutalnie go szpiegują. To wydarzenie było powodem, dla którego CIA bojąc się prowokacji przez prawie rok wahała się czy podjąć współpracę z Pieńkowskim. Dopiero po dokonaniu pełnego rozpoznania, wiosną 1961 roku zapadła decyzja o nawiązaniu współpracy. Oficerem prowadzącym był George Kisevalter, który wcześniej zajmował się innym ulokowanym w GRU szpiegiem, Piotrem Popowem. Dla Pieńkowskiego nie wróżyło dobrze, że już w 1960 roku tenże Popow został przez Sowietów najprawdopodobniej spalony żywcem w piecu.
Szpieg uzyskał w centrali w Langley kryptonim Hero. Amerykanie prowadzili go wspólnie ze służbami brytyjskimi. Informacje przekazywał w parkach, na podrzuconych przy drodze kamieniach, zaś instrukcje odbierał słuchając radia, gdzie w audycjach BBC wplecione były specjalne sygnały. Pieńkowski odbywał liczne wyjazdy służbowe, podczas których spotykał się z agentami CIA, odpowiadając przez dziesiątki godzin na ich pytania. Dostarczał również mikrofilmy najbardziej tajnych instalacji bojowych ZSRR.
Na biurko nowo wybranego prezydenta USA, Johna Kennedy’ego zaczęły trafiać raporty dotyczące faktycznego stanu arsenału nuklearnego ZSRR. Nastąpiło wielkie zdziwienie. Z uzyskanych informacji wynikało bowiem, że Sowiety nie są zdolne do ataku jądrowego na USA. Co więcej, aczkolwiek tego akurat nie wiedział Kennedy, dysponowały zaledwie jedną rakietą balistyczną zdolną dolecieć do USA. To dodało pewności amerykańskiemu establishmentowi. Podczas rozpoczętego jesienią 1962 roku kryzysu kubańskiego, Kennedy zdecydował się na blokadę wyspy, wiedząc, że III wojna światowa nie może wybuchnąć, ponieważ Sowiety nie mają czym zaatakować. A wiedział to dzięki Olegowi Pieńkowskiemu. Jedynie instalacja rakiet na Kubie mogłaby umożliwić faktyczny atak jądrowy na USA, ale do tego Amerykanie poprzez swe jesienne działania nie dopuścili. Nastąpiło światowe odprężenie, a Chruszczow wkrótce po tej nieudanej dla niego konfrontacji z Ameryką stracił swe stanowisko.
W tym czasie Oleg Pieńkowski już nie żył. Rozpracowało go KGB, trochę przez przypadek, gdyż wywiązała się konkurencja pomiędzy oficerami ze wspomnianej służby z tymi z GRU. W efekcie Pieńkowski został najpierw poddany obserwacji, a po sfilmowaniu jak pisze raporty atramentem sympatycznym, trafił na salę sądową. Wyrok mógł być oczywiście tylko jeden. Co się stało z Pieńkowskim, tego na pewno nie wiemy. Ryszard Kukliński twierdził, że został on spalony żywcem w piecu, a nagrany film puszczano potem różnym oficerom w celach edukacyjnych – żeby wiedzieli jak kończą zdrajcy. Być może Pieńkowski został zwyczajnie rozstrzelany albo – jak chce Bogusław Wołoszański – zesłany do obozu, gdzie popełnił samobójstwo.
W wydanej niedawno książce „Matka diabła” Wiktor Suworow przedstawia interesującą hipotezę, która tłumaczy dlaczego Pieńkowski w ogóle rozpoczął współpracę szpiegowską. Otóż miał on działać z polecenia szefa GRU generała Sierowa, który wspólnie z marszałkiem Briuzowem, szefem wojsk rakietowych ZSRR spiskowali przeciwko Chruszczowowi. W sumie – choć to zabrzmi ironicznie – działali w imię światowego pokoju. Otóż zdawali sobie sprawę, że ich kraj nie ma żadnej szansy w totalnej konfrontacji z USA. Wiedzieli, że jedyna szkoda, jaką w tamtym momencie mogli wyrządzić przeciwnikowi, to odpalenie pojedynczej bomby atomowej na ich terenie. I to też nie tak wcale pewne. Tymczasem odwet byłby taki, że większa część ZSRR zostałaby zrównana z ziemią. Chruszczowa uznawali za wariata, chama walącego butem w mównicę w ONZ, który pewnego dnia może dla kaprysu uruchomić machinę wojenną. Zdecydowali się więc oddać tajemnice ZSRR wrogowi, żeby pozbyć się Chruszczowa. Jeśli prawdą był spisek Sierowa i Briuzowa, to udało im się, a Pieńkowski był tylko wykonawcą planu.
Ciągle jednak powszechnie uznaje się, że to dzięki Olegowi Pieńkowskiemu – „żołnierzowi pokoju” – zakończył się szaleńczy wyścig atomowy. W ciągu prezydentury Kennedy’ego ilość rakiet balistycznych zdolnych do przenoszenia głowic jądrowych wzrosła z kilkunastu do ponad 400! Potem to tempo uległo osłabieniu. Cały świat zdał sobie sprawę, że ZSRR nie pokona USA.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
„Chłopcy, nie wszystko na tym świecie jest takie proste i jasne”. Tak mawiali do swoich podwładnych, przedstawiciele kierownictwa radzieckiego wywiadu wojskowego (GRU) – jednej z najpotężniejszych i najbardziej sprawnych organizacji wywiadowczych na świecie. Można bez cienia przesady powiedzieć, że w ówczesnym ZSRR – GRU, obok KGB, było państwem w państwie i autentyczną podporą tamtego systemu. W realizacji najbardziej nawet zawiłych operacji wywiadowczych /w dowolnym punkcie na kuli ziemskiej/, Rosjanie byli mistrzami. Wszystkie informacje dot. rzekomej zdrady pułkownika Olega Pienkowskiego są bajdurzeniem dla łowców sensacji i miłośników teorii spiskowych. Przekazując Amerykanom informacje wywiadowcze, Pienkowski od początku do końca, realizował polecenia swoich przełożonych z GRU. W latach sześćdziesiątych XX wieku, Kierownictwo Armii Radzieckiej oraz jej wywiadu wojskowego (GRU), doszło do słusznego wniosku, że polityka wewnętrzna i zagraniczna Nikity Chruszczowa – prostą drogą prowadzi ZSRR na manowce. Należało temu przeciwdziałać. I wówczas narodził pomysł „zdrady” kadrowego oficera GRU, Olega Pienkowskiego. Pomysł śmiały, ale bardzo ryzykowny i śmiertelnie niebezpieczny dla wszystkich wtajemniczonych w tę operację. Szefowie GRU postanowili zaryzykować, stawiając wszystko na „ostrzu noża”. Dalszy bieg wydarzeń już znamy, z jednym wyjątkiem: nie jesteśmy pewni, jak zakończył życie Pienkowski. Niepotwierdzonych wersji jest kilka: spalenie żywcem w piecu krematoryjnym, rozstrzelanie przez pluton egzekucyjny, strzał w potylicę, otrucie, powieszenie, samobójstwo. Krążyły również plotki, że pomimo skazania na karę śmierci, Pienkowski zmarł śmiercią naturalną w jednym z łagrów. Zgadywać nie będę, ponieważ nie posiadam wiarygodnych informacji na ten temat. Świat wywiadów i operacji specjalnych, to bardzo tajemnicza dziedzina życia. Przy okazji: jest jeszcze jedna organizacja wywiadowcza, która swoją sprawnością organizacyjną, pomysłami, możliwościami, zasięgiem działania oraz efektami – w niczym nie ustępuje GRU. Ale to już jest temat na oddzielne opowiadanie.
ZSRR nie był w stanie wygrać wyścigu technologicznego, a gospodarka nie mogła już udźwignąć kolejnych zbrojeń. Dlatego Moskwa za pośrednictwem swoich agentów wpływu zaktywizowała ponownie europejski ruch pacyfistyczny. Posługiwano się metodą tzw. wielokrotnego członkostwa. Radziecka agentura należała najczęściej do kilku organizacji, tak aby przejąć nad nimi kontrolę i sterować zgodnie z potrzebami polityki zagranicznej ZSRR. Kluczowym momentem operacji był Światowy Kongres Pokoju, który odbył się w Sofii w 1982 r. W tym propagandowym spędzie uczestniczyło 400 organizacji „pokojowych” ze 142 państw i ponad 3 tysiące sowicie opłacanych działaczy. Równolegle Moskwa przeprowadziła akcję inspiracji wspólnot religijnych i kościołów europejskich. Przedstawicielom Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej oraz Rady Chrześcijan Baptystów zezwolono na kontakty zagraniczne i udział w międzynarodowych kongresach wyznaniowych, dla przeforsowania odpowiednich „uchwał pokojowych”. Wreszcie w 1988 r. z okazji tysiąclecia Chrztu Rusi, podobnym apelem zakończyła swoje obrady Światowa Rada Cerkwi Prawosławnych w Kijowie.
Kuklińskiemu zapewne pokazywano ów film z egzekucji Pieńkowskiego, więc wie co mówi.
w książce” Akwarium” wiktora suworowa jest opis śmierci pieńkowkskiego
To lepiej pogadać o tych rosyjskich – byli wszędzie. Czytając archiwum mitrochina ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Archiwum_Mitrochina ) można wątpić w wielkie sukcesy rosyjskich szpiegów. zresztą czytając opracowania na temat zachodnich służb (ot choćby Dziedzictwo Popiołów Tima Weinera), wyłania się ponury obraz zarówno zachodnich jak i wschodnich służb szpiegowskich, których kilka głośnych sukcesów stworzyło fałszywą legendę skuteczności takiej CIA czy KGB.
Wyrok na Pieńkowskim wykonano w maju 1963 r. po krótkim pokazowym procesie. Szybko pojawiły się kontrowersje, już dwa lata później historyk Peter Wright twierdził, że Pieńkowski był podwójnym agentem: „Jeśli rzeczywiście martwił się o >>prawdę i ideały<<, dlaczego nie zdekonspirował światowej siatki GRU?". Wątpliwości budzi też jego śmierć: oficjalnie został rozstrzelany, niektórzy badacze twierdzą, że wylądował w łagrze, Suworow zaś a to wycofywał się z opowieści o piecu, a to do niej wracał.
ZSRR samo się zatrzymało… Zresztą jak chcemy mówić o szpiegach to lepiej pogadać o tych rosyjskich – byli wszędzie, ale jednak ten jeden amerykaniec w szeregach rusków to musiał być ogromny sukces (czyt. super fart) dla CIA.
Oleg Pieńkowski, szpieg o kluczowym znaczeniu, który zmienił losy świata. Jego odwaga i działania, choć trwały krótko, miały ogromny wpływ na przebieg historii.