



W czasach gdy The Coca-Cola Company czy McDonald’s dopiero uczyły się, jak zdobywać klienta, wypracowano wiele złotych zasad.
Grecy bardzo szybko zrozumieli, że jedną z największych przyjemności ludzkich jest jedzenie. To w końcu oni wyprodukowali pierwszą na świecie księgę kucharską.
Niegdyś społeczeństwa upadały z powodu podbojów, zamachów stanu czy susz. Obecnie wiele z nich toczy rak politycznej poprawności.
Jest kwestią czasu, kiedy to nie koszt będzie ograniczał nasze użycie wody, tylko odgórnie narzucone urzędowe limity. To nie będzie wesoła epoka.
Początek lat 70. Oto Burt Reynolds pojawia się nagi na okładce „Cosmopolitana” a Jane Fonda otrzymuje Oscara za portret inteligentnej call-girl w „Klute” Alana J. Pakuli.
W swojej bestsellerowej książce Tim Ferris rozprawia się z długo pokutującym obiegowym stwierdzeniem, że czas to pieniądz.
W 2001 roku na internetowych grupach dyskusyjnych pojawił się rzekomy przybysz z przyszłości, ale już pierwszy rzut oka na jego przypadek wskazywał na „hoax”.
W stanowiącym ówcześnie część Świętego Cesarstwa Rzymskiego Strasburgu wydarzyło się coś, co do dzisiaj wymyka się jakimkolwiek klasyfikacjom.
Większą niż Stu legendą jest Paul McCartney. Pod koniec lat 60-tych wybuchła plotka, że zginął on w wypadku samochodowym. I że Beatlesi, z jakiegoś niepojętego powodu, tego nie ujawnili i zastąpili go sobowtórem. Kanadyjskim policjantem. Plotka ta stała się strasznie popularnym mitem miejskim, a fani Beatlesów rzucili się robić prywatne dochodzenia w tej sprawie. Zaczęli szukać na okładkach płyt i w tekstach utworów znaków i sygnałów, które miałyby sugerować, że faktycznie jest z Paula trup.