Hitler w Warszawie
Jest ranek 5.10 1939 roku. Samolot z Berlina ląduje na Okęciu. Jego pasażerem numer jeden jest fuhrer III Rzeszy. Przybył obejrzeć pokonaną Warszawę, a o mały włos nie stracił życia.
Jest ranek 5.10 1939 roku. Samolot z Berlina ląduje na Okęciu. Jego pasażerem numer jeden jest fuhrer III Rzeszy. Przybył obejrzeć pokonaną Warszawę, a o mały włos nie stracił życia.
Amerykanie nie uważali ucieczki Hitlera za fantazję, skoro tak drobiazgowo sprawdzali wszelkie fakty związane z brawurowym rejsem niemieckiego okrętu.
Podczas rozmowy Heinricha Himmlera z zoologiem Ernstem Schaferem padł pomysł zorganizowania ekspedycji naukowej do Tybetu. Był rok 1937, III Rzesza szykowała się do wojny.
Powraca teoria jakoby wódz III Rzeszy zdołał uciec z oblężonego Berlina i przedostał się do inny kontynent, gdzie żył pod zmienioną tożsamością.
Nie szukał rozgłosu, był skromny, swoich rozmówców traktował z należytym szacunkiem i uwagą. Zupełnie przy okazji był też jednym z największych zbrodniarzy XX wieku.
W 2016 roku ujawniono po 70 latach dokumenty FBI, które potwierdzają, że agencja wcale nie była pewna, czy Hitler popełnił samobójstwo w Berlinie.
Gdy umierał, miał zaledwie 52 lata, a wydawało się, że to osiemdziesięcioletni starzec. Jego kariera w szeregach Wehrmachtu była symbolem upadku całej III Rzeszy.
W trakcie II wojny światowej pupil Hitlera, feldmarszałek Erhard Milch wpadł na chytry i zarazem śmiały pomysł. Chciał uderzyć w pozornie niedostępny dla Luftwaffe punkt.
Warszawska ulica Mazowiecka, 7 marca 1941 roku. Trzech mężczyzn w szarych płaszczach, i czapkach nasuniętych na oczy minęło dozorcę, po czym weszli do bramy.
Heinrich Himmler był człowiekiem opętanym, ale czasem potrafił jednak odróżniać historię od mitów. W 1942 roku rozpoczął tajny bój o najcenniejszy ze skarbów.
Niezależnie od tego, co zostanie znalezione w okolicach Wałbrzycha, sama koncepcja istnienia ukrytych aktywów III Rzeszy ma solidne podstawy.
Czy hitlerowskie Niemcy były o krok od postawienia nuklearnego grzyba nad Paryżem i Londynem? Czy może miały już w rękach inny rodzaj wybuchowej broni?
Większą niż Stu legendą jest Paul McCartney. Pod koniec lat 60-tych wybuchła plotka, że zginął on w wypadku samochodowym. I że Beatlesi, z jakiegoś niepojętego powodu, tego nie ujawnili i zastąpili go sobowtórem. Kanadyjskim policjantem. Plotka ta stała się strasznie popularnym mitem miejskim, a fani Beatlesów rzucili się robić prywatne dochodzenia w tej sprawie. Zaczęli szukać na okładkach płyt i w tekstach utworów znaków i sygnałów, które miałyby sugerować, że faktycznie jest z Paula trup.