Mówisz Stan Lee, myślisz Spider Man, Iron Man, Daredevil i legion innych znanych bohaterów. Choć to właśnie on firmuje nowy serial „Lucky Man”, to rzecz nie bazuje na żadnym komiksie.
Stan Lee to wulkan pomysłów. Starszy pan z siwymi włosami i w okularach nie wygląda na swój wiek, a przecież w grudniu zeszłego roku skończył 93 lata. Trudno pójśc do kina żeby nie obejrzeć przynajmniej kilku zwiastunów filmów z postaciami, które on wymyślił. Jak widać nie tylko odcina kupony od swoich komiksów klasyków, ale też próbuje nowych rzeczy. W „Szczęściarzu” chciał poeksperymentować z uśmiechem losu i jaki ma on wpływ na ludzi.
Serial rozgrywa się we współczesnym Londynie, który futurystycznymi budynkami projektu Fostera, Rogersa i Piano nieodparcie kojarzy się z miastem przyszłości. Szczególnie nocą, kiedy iluminacje miejskie odbijają się w Tamizie, przecinanej tu i ówdzie nowoczesnymi, oryginalnymi konstrukcjami mostów. Bohaterem jest detektyw Harry, w którego wciela się James Nesbitt, kojarzony z policyjną rolą komisarza w serialu Babylon. Harry wyglądem przypomina George’a Clooney’a, mówi-mruczy podobnie do niego, tyle że z irlandzkim akcentem. Jego życie, jak wielu wypalonych zawodowo policmajstrów znalazło się na rozdrożu. Żona, odnosząca sukcesy pani adwokat odeszła zabierając ich dziecko. On sam boryka się z nałogowym hazardem. Jest winien masę pieniędzy właścicielowi kasyna, który wkrótce zostaje zamordowany, przez co zostaje głównym podejrzanym. Na domiar złego w pracy ma nowego szefa, który zamierza zrobić porządki, biorąc jego samego za cel swojej krucjaty.
Harry stacza się po równi pochyłej, kiedy po nocy spędzonej spędzonej w kasynie a potem z piękną nieznajomą, budzi się z dziwną mosiężną bransoletką na ręce. Nie można jej zdjąć, nie wiadomo też jak została założona. Dość powiedzieć, że ma przedziwną właściwość zwielokrotniania szczęścia nosiciela. Ma to swoje dobre strony. Wygrana w kasynie to teraz pestka. Wyślizgnięcie się z objęć kostuchy przy wyglądającym na śmiertelny wypadku. Jest też druga strona medalu. Ktoś, komu wbrew wszystkiemu cały czas się udaje staje się mocno podejrzany. Okazuje się też, że są inni amatorzy łatwego szczęścia, którzy bransoletkę chcą odrąbać maczetą razem z dłonią. Można póki co tylko spekulować, że bransoletka dając wielkie szczęście jednej osobie, pewnie przynosi odpowiednio wielkiego pecha innym.
Pilot jest na tyle intrygujący, że łatwo jest połknąć haczyk. Jest tu widowiskowa sekwencja pościgu szybkimi motorówkami po Tamizie. Widać rysujący się konflikt pomiędzy Harry’m, jego świętoszkowanym szefem, zazdrosnymi kolegami, a także na linii z detektywem partnerem, która nadstawia karku, ale ma coraz większe wątpliwości. Ciekawe jest czy Harry będzie w stanie regulować działanie bransoletki, czy zawsze będzie ustawiona na maksimum, co na dłuższą metę byłoby mocno kłopotliwe. Jak we wszystkie wydarzenia wplątana jest chińska mafia, czyżby bransoleta była jakimś starym chińskim talizmanem? No i przede wszystkim jak bardzo nieszczęśliwy może okazać się człowiek obdarzony największym fartem?
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski