Roberta Redforda kojarzy się głównie z wielkimi rolami jakie grał w latach 70. Niewielu wie, że przyczynił się on również do stworzenia największego festiwalu kina niezależnego.
Redford przez lata trzymał się z dala od towarzystwa, które zwykło określać się mianem Nowego Hollywood. Szczególną pogardą darzył to, czego dokonali George Lucas i Steven Spielberg. Nie pojawiał się na kolumnach plotkarskich, przez lata był wiernym mężem tej samej żony. Znany był także z tego, że notorycznie się spóźniał, zwykł odwoływać spotkania, a gdy studio zawierało z nim kontrakt, pewne było, że rozpocznie się piekło scenariuszowych przeróbek i dostosowywania roli do potrzeb nie tak wcale już młodego boga. Słowem, Redford pozostał w Hollywood towarzyskim outsiderem. Poza Paulem Newmanem (na zdjęciu z Redfordem po prawej) nie było nikogo z branży, o kim mógłby powiedzieć, że to jego bliski przyjaciel. Właśnie ta niezależność spowodowała, że dokonał czegoś bezprecedensowego.
Po zarobieniu dużych pieniędzy na Butchu Cassidym i Sundance Kidzie, wraz ze wspólnikami nabył obszerny teren rekreacyjny w stanie Utah, gdzie w 1978 r. zorganizował festiwal filmowy. Początkowo impreza nazywała się US Film Festival i poświęcona była retrospektywnym przeglądom oraz dyskusjom. Kilka lat później przemianowano ją na Sundance Film Festival, a wykłady o Godardzie i Hitchcocku ustąpiły miejsca prezentacji kina niezależnego, robionego poza kuratelą wielkich studiów. Tym niewinnym sposobem pieszczoch Hollywoodu podstępnie zadał mu potężny cios, gdyż pośrednio przyczynił się do zmian w całym amerykańskim przemyśle filmowym.
Tymczasem w 1980 roku Redford osiągnął największy zawodowy sukces, zdobywając Oscara za reżyserię znakomicie przyjętego dramatu Zwykli ludzie, opowiadającego o rodzinie muszącej sobie poradzić po tragicznej śmierci starszego syna. Późniejsze dwie dekady były dla Redforda okresem pozbawionym spektakularnych sukcesów. Sundance zaczęło żyć swoim własnym życiem, wykreowało Stevena Soderbergha czy Jima Jarmuscha, ale jednocześnie zaczęły się mnożyć konflikty pomiędzy Redfordem a współpracownikami. Narzekano, że szef z jednej strony chce być częścią zespołu, ale z drugiej ma królewskie maniery. Potrafi siedzieć cicho przed pół godziny, ale potem zaczyna mówić i wymaga, by go słuchano przez kolejną godzinę. Jedną z najważniejszych figur w Sundance uczynił kuzyna swojej żony. Wiadomo jednak było, kto zdobywa fundusze dla festiwalu w Sundance. Do legendy weszło, gdy Redford przybył do rezydencji ówczesnego prezesa 20th Century Fox, Marvina Davisa z prośbą o fundusze. Hollywoodzki boss siedział akurat przed telewizorem i oglądał mecz. Nie odwracając się, rzekł: „Dam ci tę forsę, bo byłeś na tyle miły, że tu wpadłeś. Tymczasem poczekaj na mnie w basenie z tymi damami, które się tam pluskają”. Redford po latach z zafrasowaniem wspominał, że zrobił to, co Davis zarządził. To było w początkach lat 80. gdy duże wytwórnie nie wiedziały dokładnie jaką moc będzie miał w przyszłości Sundance. Potem zaczęły darzyć go bojaźliwym respektem, a jednocześnie Redford coraz mniej pokazywał się w dużych hollywoodzkich produkcjach. Tak pozostaje do dzisiaj.
Oficjalna strona Sundance Institute
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski