Gdyby nas ktoś poprosił, żeby za darmo przez pół godziny siedzieć i bez przerwy oglądać reklamy, to postukalibyśmy się w głowę. Tymczasem za tę wątpliwą przyjemność płacimy niemało.
Do reklam zdążyła nas przyzwyczaić telewizja. Reklama telewizyjna jest bardzo pożądana ze względu na duży zasięg, obejmujący miliony ludzi, natomiast stosunkowo łatwo od niej uciec. W czasie bloku reklamowego w TV wychodzimy do kuchni czy do toalety. Reklamodawcy próbują temu zapobiec, pogłaśniając dźwięk w stosunku do poziomu głośności normalnego programu, żebyśmy chociaż słyszeli, nawet jeśli już nie patrzymy. Na szczęście mamy guzik wyłączenia dźwięku na pilocie, możemy zmienić kanał, robić w tym czasie inne rzeczy. Tolerujemy reklamy w telewizji, nawet jak ich nie lubimy, bo rozumiemy, że to one finansują emisje programów.
Dużo reklam jest w internecie. Pół biedy, jeśli to tylko poutykane paski gdzieś z góry i z boku. Gorzej, jeśli coś wyskakuje zasłaniając treści, które akurat oglądamy i trzeba mozolnie szukać, gdzie kliknąć, żeby reklamę zwinąć. Jest to irytujące, ale znowu, przyjmujemy to jako zło konieczne, bo finansuje te strony, które my sobie oglądamy za darmo. Możemy zainstalować różne wtyczki do przeglądarki, które nas przed reklamami obronią. Jest to walka, w której obie strony, reklamodawca oraz konsument mają jakieś szanse.
Najbardziej perfidna forma reklamy to taka, która musimy konsumować, niczym wysokokaloryczne pożywienie wtłaczane przymusowo rurką do gardła gęsiom, w celu stłuszczenia ich wątroby. Jeden przykład to bankomaty. Masz konto w banku, za które prawdopodobnie coś płacisz. Bank obraca twoimi pieniędzmi, daje innym kredyty, z czego czerpie zyski. Za wypłatę z bankomatu też czasem trzeba zapłacić frycowe. A tu dodatkowo okazuje się, że zanim dostaniesz swoje pieniądze, ekran bankomatu w całości wypełnia reklama i nie ma przebacz, śpieszysz się czy nie, trzeba obejrzeć.
Inny przykład to reklama w kinie, na którą jesteśmy niejako skazani. Reklamodawcy bardzo cenią sobie ten przymus, a do dlatego, że skutkuje sześciokrotnie większym poziomem zainteresowania. Osoby odpytywane po seansie o treść reklam kinowych zapamiętują sześciokrotnie więcej szczegółów niż osoby oglądające te same reklamy w telewizji. Przed telewizorem siadają przypadkowi ludzie, a w kinie mamy uwięzione osoby, które stać na to, żeby wydać 30 zł na bilet i kolejne 20 zł na colę z popcornem, a więc ludzie z pieniędzmi na zbyciu. Blok reklamowy trwa minimum 20 minut, chociaż rekordziści potrafią puszczać nawet 45 minut reklam przed filmem, to pewnie z myślą o cwaniakach, którzy celowo się spóźniają, żeby ominąć reklamy. Przecież za takie marnowanie czasu, kino powinno zapłacić widzowi, a nie odwrotnie albo puszczać film za darmo. Może to jest ten następny krok branży kinowej, przyjdź na jaki film chcesz gratis, ale reklamy oglądasz przed, po i w trakcie filmu?
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Jest coś takiego jak Noc Reklamożerców, gdzie grupka napaleńców ogląda reklamy przez bitych pięć lub więcej godzin.
Faktycznie jest, tam z kolei, żeby zająć widzom czas materiałem, którego nie chcieli oglądać, powinni na rozbiegówkę puszczać jakiś film. 😉
Noc Reklamożerców to wyselekcjonowane, najlepsze reklamy z różnych krajów, ciężko to porównywać do zwykłej kinowej sieczki o bielszej bieli, tańszych rozmowach, dynamicznym i oszczędnym samochodzie i tak dalej.
Dwa razy byłem, w okolicach 2000 roku zdzierżyłem 5 godzin, ostatnio zdołałem jedynie 3 🙂