Po ubiegłorocznym wydaniu książki Piotra Zychowicza „Pakt Ribbentrop-Beck” zawrzała ogólnonarodowa dyskusja. Temat, którego dotyka wcześniej był praktycznie nieporuszany.
Zychowicz stwarza nieco niekomfortową sytuację w środowisku, z którego się wywodzi, ponieważ swoją nową książką stara się zburzyć drogi wśród prawicy mit Powstania Warszawskiego. W przypadku „Paktu Ribbentrop-Beck” przynajmniej ta część książki, która opowiada nie o alternatywnej historii, lecz o faktycznym polsko-niemieckim przymierzu z lat 1934-38, nie powinna budzić sporów. Także analiza postawy głównego polskiego stratega tamtych czasów, Józefa Becka wydaje się obiektywna.
Tezy „Paktu Ribbentrop-Beck” da się krótko streścić. Według Zychowicza, na początku 1939 r. należało przyjąć propozycje Hitlera budowy eksterytorialnej autostrady z Rzeszy do Prus Wschodnich oraz zgodzić się na przekazanie Niemcom i tak w 90% niemieckiego Gdańska. Następnie należało w miarę cicho siedzieć, gdy Hitler uderzałby na Zachód, po czym ruszyć razem z nim na Sowietów. Gdy Hitler zacząłby słabnąć około 1944 r., po włączeniu się już do wojny USA, należało zmienić sojusze i przyłączyć się do Aliantów. W ten sposób według Zychowicza ocalilibyśmy kilka milionów naszych rodaków oraz nie doprowadzilibyśmy do hekatomby Warszawy. W jakich granicach zakończylibyśmy wojnę, to już trudno powiedzieć.
Faktem pozostaje, że doktryna dyplomatyczna Józefa Becka stanowiła jedną wielką katastrofę. Człowiek, który przez lata dopieszczał Hitlera i starał się zabezpieczyć Polskę przed ewentualnym gniewem Niemiec, w 1939 roku zupełnie zmienił swoją, prowadzoną praktycznie w pojedynkę politykę. A przecież wywiad donosił, że Niemcy zbroją się do wojny, że przemysł wojskowy pracuje tam na najwyższych obrotach. Beck zamiast przekierowywać zapędy Niemiec gdzie indziej, 5 maja wygłosił w parlamencie tę swoją idiotyczną mowę, stanowiącą de facto wezwanie Niemiec do wojny. Gdyby jeszcze poszły w ślad za tym przygotowania, mobilizacja… ale nic takiego nie nastąpiło. Były to całkowicie czcze słowa megalomana i mitomana.
Jedną z przyczyn klęski września 1939 roku było niedostateczne dozbrojenie Polski. Dzisiaj specjaliści są zdania, że Hitlera można było wtedy zatrzymać, ale rządzący II RP z Rydzem-Śmigłym i Beckiem na czele popełnili jeszcze jeden kardynalny błąd. Otóż zamiast kupować uzbrojenie za posiadane własne pieniądze oraz kredyty, zdecydowali się inwestować w tworzony od 1937 roku przez Eugeniusza Kwiatkowskiego Centralny Okręg Przemysłowy, który miał dostarczyć sprzęt wojskowy polskim siłom zbrojnym. Niestety źle przewidziano rozwój stosunków międzynarodowych i wybuch zbliżającej się wojny, przez co kapitał mogący posłużyć do obmurowania Polski poszedł w błoto. Sam Kwiatkowski jako jedyny ze wspomnianych przeżył wojnę i zdawał się po jej zakończeniu dobrze dogadywać z nową władzą.
Tezy Piotra Zychowicza należy traktować poważnie. Tu nie chodzi o to, że wojny dało się uniknąć, lecz o to, że Czechy czy Węgry przeszły przez nią stosunkowo łatwo, podczas gdy Polska znalazła się na głównej linii frontu i wyszła z sześcioletniej pożogi zrównana z ziemią.
Program publicystyczny Tomasza Sekielskiego o tezach Zychowicza
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
paktu ribbentrop-mołotow nie zmęczyłem….cała ta książka oscyluje wokół tezy i autor na okrągło powtarza to samo
Książkę jedynie przeglądałem, ale tezy znam. Z tego co rozumiem pozycja wpisuje się w modny ostatnio i uprawiany, niestety coraz częściej nawet przez rzetelnych historyków, gatunek „historii alternatywnej” czy też jak kto woli „political fiction”.
Po Becku można jeździć, że był słabym ministrem (bo był), ale prawda jest taka, że na Niemców pod koniec lat trzydziestych silnych w Europie nie było. Gdybanie nie ma sensu, militarna potęga Rzeszy po prostu musiała znaleźć ujście w wojnie, bo taka jest natura rzeczy. Wiem, że sam stawiam teraz ryzykowną tezę, ale wydaje mi się, że Hitlerowi wcale nie chodziło o lebensraum czy endlosung, chodziło o wojnę, agresję jako taką.
Dla Europy Zachodniej wojna Niemiec z Sowietami miałaby znaczenie pokłócenia się państw głodnych między sobą. Państwa syte to Ameryka, Anglia, Francja, Skandynawia, Holandia, Szwajcaria. Państwa głodne to Japonia, Rosja, Niemcy, Włochy. Rosja mogłaby być niegłodna, gdyby była inaczej rządzona, ale faktem jest, że przy reżimie sowieckim jej ludność jest najbardziej głodna ze wszystkich państw na kuli ziemskiej i że prowadzi politykę państwa głodnego, to znaczy państwa, które spekuluje nie na pokój, lecz na wojnę, nie na stabilizację, lecz na zmianę stosunków. Otóż powtarzam: dla państw sytych daleko lepszą kombinacją byłaby wojna państw głodnych między sobą i zaspokajanie potrzeb jednego państwa głodnego możliwościami drugiego państwa głodnego, aniżeli front państw głodnych przeciwko państwom sytym.
Ale z przyczyn, których rozpatrywanie przekracza zakres pracy niniejszej, Francja i Anglia nie pozwoliłyby Hitlerowi pobić Rosji, wobec czego cała wyprawa Hitlera na Rosję była chimeryczna.
po I-ej wojnie światowej pan Hitler w towarzystwie zwłaszcza oficerów (nie zawsze w mundurach i nie zawsze Niemcach) mawiał w tonie dowcipu: ,,-Europa musi dostać małą nauczkę.”I zawsze powodowało to szczery parskający śmiech słuchaczy.Trudno to dziś zrozumieć.Ale po chwili vizualizowania,po podróż w czasie wszystko staje się zrozumiałe -słuchacze ci pragneli tej nauczki dla Europy co pokojem wersalskim i republiką weimarską tak doskwierzyła elicie dwóch cesarstw.
p.s.cóż myśleć o elicie Austrii,która całemu Światu wmówiła ,że Adolf Hitler był Niemcem.
Problem w tym, że rozmaici publicyści bazują na bibliografiach naukowych obarczonych błędami. Tymczasem wszyscy naukowcy okresu historii Międzywojnia kłamią, albo przynajmniej mylą się (jak Łojek i Wieczorkiewicz). Było kompletnie inaczej, co punkt po punkcie udowodnił amator, niejaki Janusz (Antoni) Choiński (np „Choroba (umysłowa-alkoholowa) ministra Józefa Becka jako główna przyczyna wybuchu II Wojny Światowej). Należało skorzystać z propozycji Chamberlaina i tylko przepuścić Hitlera na Rosję ( po to dawał te gwarancje!) , włączyć się do wojny dopiero w odpowiedniej chwili, po odpowiedniej stronie. Nie do wiary ile fałszerstw jest w książkach naukowych tego okresu.
A najlepiej jakbyśmy poszli razem z Hitlerem. Wschód dla nas, Zachód dla nich, Włochy zajęłyby Bałkany. Myślę, ze nasi lepiej poradziliby sobie pod Moskwą nie mówiąc już o tym, ze atak nastąpiłby z dużo większą siłą. Hitler spokojnie mógłby okupować resztę Europy łącznie z Anglią. Jeżeli byśmy się odczepili od Stanów Zjednoczonych, to możliwy byłby pokój i zaakceptowanie nowego porządku, bo w końcu w polityce międzynarodowej króluje pragmatyzm. Nikt w USA by nie zapłakał za Francją, Anglią i resztą, tak jak nie płakali za Polską.
Dopiero ostatnio zorientowałem się, że Zychowicz ściągał z wcześniejszej o rok książki niemieckiego autora pt Wspólny wróg. Na jej okładce widzimy Becka z Hitlerem.