Pierwszy człowiek w kosmosie, największy poza pierwszymi sekretarzami bohater ZSRR. Mógł mieć wszystko, ale w końcu stał się zawalidrogą dla władz, a potem zginął.
W przypadku Jurija Gagarina – inaczej niż ma to miejsce przy misji Apolla 11 – brak teorii spiskowych negujących jego życiowe dokonanie. Tak, 12 kwietnia 1961 r. o godzinie szóstej rano wystartował statkiem kosmicznym Wostok, wzleciał na orbitę satelitarną, dokonał jednokrotnego okrążenia globu ziemskiego, po czym powrócił na terytorium ZSRR. Wostok nie był przygotowany do lądowania na powierzchni Ziemi. Gagarin musiał się katapultować, co było ryzykowną operacją, ale udało się i jak głosi legenda – został rozpoznany przez pracowników kołchozu i z miejsca namaszczony na bohatera narodowego jako człowiek, który spadł z gwiazd.
Cała operacja trwała niecałe dwie godziny i była utajniona do momentu, gdy sowiety upewniły się, że Gagarin prawdopodobnie powróci cały i zdrów. Stało się to o siódmej rano czasu Greenwich, gdy tę żywotną informację podało Radio Moskwa. Dostarczone potem dowody nie pozostawiły wątpliwości, że śmiałek faktycznie krążył nad Ziemią. Nawiasem mówiąc, prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się pozostałości po ilu podobnych wystrzelonych śmiałkach dryfują gdzieś w przestworzach Układu Słonecznego tylko dlatego, że nie powiodło się ich sprowadzenie na Ziemię. Suczka Łajka była nieco innym przypadkiem – jej w ogóle nie zamierzano sprowadzać, gdyż byłoby to zbyt trudne technicznie. Poza tym nie wydawało się to niezbędne do osiągnięcia sukcesu propagandowego.
W każdym razie mierzący niecałe 160 cm wysokości śmiałek Jurij przybliżył ludzkość do gwiazd. Był ulubieńcem Nikity Chruszczowa, jego podopiecznym, któremu wszystko było wolno. Kolejno stawał się też bohaterem w coraz to nowych zaprzyjaźnionych państwach. Problemy zaczęły się w momencie, gdy Gagarin zaczął mocno pić. Raz nawet spadł z areny podczas oficjalnej uroczystości. Jednocześnie obficie korzystał ze spadających na niego zaszczytów, co nie ograniczało się tylko do kochanek i zachodniego stylu życia. Towarzysz Chruszczow nie mógł mu już pomóc, gdyż w 1964 r. został zastąpiony przez Leonida Breżniewa. A jego Gagarin dość mocno zaczął denerwować. Aż w końcu nadszedł 27 marca 1968 r.
Gagarin wyleciał rankiem na lot treningowy samolotem MIG-15. Na pokładzie był z nim instruktor Władimir Sieriogin. Samolot rozbił się w zachodniej Rosji, w okolicach miasta Kirżacz. Wstępne oględziny wskazywały, że MIG próbował wykonać manewr nawrotu, ale zabrakło mu kilku lub kilkunastu metrów i zarył w ziemię. Ale po co wykonywał taki nagły nawrót? Już w książce „Gwiezdny bohater” autor Piers Bizony zwrócił uwagę, że według ciągle nieoficjalnych informacji, wszystko wskazuje na to, że owego dnia nad Kirżaczem pojawił się inny samolot, którego nie powinno było tam być.
Bomba wybuchła w 2013 r. Głos zabrał Aleksiej Leonow – znany kosmonauta, człowiek który jako pierwszy odbył „kosmiczny spacer”, niegdysiejszy członek komisji badającej śmierć Gagarina. Wtedy komisja wydała opinię, że to błąd człowieka bądź przelatująca gęś miały być domniemanymi przyczynami katastrofy. Teraz Leonow zabrał oficjalnie głos, twierdząc, że chce wreszcie powiedzieć prawdę. Otóż jego zdaniem w wypadek zamieszany był inny samolot. W trakcie lotu Gagarina na horyzoncie pojawił się nie dopuszczony do lotu w tamtym rejonie myśliwiec SU- 15. Pilot tego samolotu przemknął niebezpiecznie blisko koło MiG-a Gagarina, w wyniku czego Gagarin z Sieriogin stracili panowanie nad maszyną i rozbili się.
„W tym wypadku pilot nie przestrzegał reguł, schodząc do wysokości 450 metrów. Wiem to, ponieważ tam byłem. Słyszałem to i rozmawiałem ze świadkami” – powiedział Leonow. Według niego Su-15 przeleciał około 10-15 metrów od samolotu Gagarina, co spowodowało odwrócenie maszyny, która wpadła w korkociąg z prędkością 750 kilometrów na godzinę.
Według Leonowa, pilot SU-15 żyje do dzisiaj. Jest osiemdziesięcioletnim staruszkiem, ale autor rewelacji nie chce ujawnić jego tożsamości. Jakby nie patrzeć na motywy Leonowa, to co mówi wydaje się zbieżne z tym co sugerował w swojej książce Piers Bizony. Towarzysz Breżniew cieszy się zza grobu, że najnowsze rewelacje zdejmują z niego podejrzenie jakoby to on zlecił zamach na Gagarina. Z kolei materialne dowody zdarzenia w postaci szczątków MIG-a spoczywają do dzisiaj zaspawane w beczkach.
Artykuł o śmierci Gagarina w Polska the Times
Źródło grafiki: pixabay.com
Pamiętam, że taką przyczynę wypadku Gagarina znałem od zawsze, gdzieś od wczesnego Gierka: turbulencje wywołane przez samolot lecący przed nim. Jedno się w tym, co mi ojciec opowiadał nie zgadza – z tego co pamiętam katastrofa miała nastąpić krótko po starcie z winy wieży, która wypuściła dwa samoloty jeden po drugim , a z mapy wynika, ze miejsca startu i katastrofy są odległe o ponad 1000 km. Może Rosjanie na początku powiedzieli prawdę, a potem dopiero zaczęli kręcić?
Na katastrofę w której zginął Gagarin i jego instruktor -pilot, jak to zwykle bywa w przypadku katastrof lotniczych nałożyło sie kilka błędów których dopuściło się kilku ludzi włącznie z załogą… .opis dokładny przebiegu tego feralnego lotu jest zawarty w książce pt „Krzyk w kosmosie” wydanej w latach 90-tych na podstawie upublicznionych dokumentów z archiwów rosyjskich. Żadnych wielkich sensacji w tym całym zdarzeniu nie było — katastrofa, jakich było i będzie zapewne wiele podczas wykonywania lotów w wojsku.
Z pewnością Jurij był odważny. Czytałem, że podczas szkolenia w komorze ciśnieniowej wybuchł pożar, akurat był tam jeden z młodych pilotów – najbliższy przyjaciel Gagarina. Drzwi udało się otworzyć po 20 minutach. Pilot jeszcze krzyczał. Potem przez 8 godzin umierał w szpitalu, a przez cały ten czas przy jego łóżku siedział Jurij. Po takiej tragedii wejść na Wostoka – naprawdę szacun.
Dawno temu wpadła mi w ręce linka do nagrania, na którym podobno był zapis ostatnich chwil lotu pojazdu, którego pilot nie przeżył. Ktoś analizując coś, co podobno było oddechem pilota stwierdził, że był to atak serca. Oficjalnie taki start nie jest oczywiście nigdzie opisany.
Około 1990 roku kolega miał grę na PC, w której brało się udział w wyścigu do gwiazd. Można było grać po stronie ZSRR lub USA. Ostatecznym celem była chyba misja na księżyc, ale wcześniej trzeba było przeprowadzić całą ścieżkę budowy rakiet, modułów dla załogi itp. Sterowało się bodajże takimi parametrami jak wydatki na badania (przy ograniczonym budżecie oczywiście) i gotowością danego elementu do próby. Gdy chciało się szybciej polecieć, istniało większe ryzyko porażki z uwagi na większe prawdopodobieństwo katastrofy. Pamiętam, że słabo mi szło, bo zawsze po drugiej stronie byli heroes albo gieroje, którzy zaciskali zęby, latali na prototypach i im się udawało. A moim zuchom nie…
To o czym wspomniał Micz jest faktem. Byli kosmonauci przed Gagarinem, tyle że nie udało im się powrócić. Sensacyjne doniesienia na temat ofiar radzieckiego programu kosmicznego pojawiły się na długo przed historycznym lotem Gagarina. Już w 1959 r. włoskie źródła wspominały, powołując się na „czechosłowackiego informatora”, że Sowieci prowadzą prace nad wysyłaniem ludzi na orbitę, ale nie zawsze są to przedsięwzięcia udane.
Według Michaiła Rudenki – inżyniera, który pracował przy próbach wysłania człowieka w kosmos – potencjalnych Gagarinów było co najmniej kilku, a ludzi wystrzeliwano na orbitę jeszcze przed słynnymi psami, Biełką i Striełką – mniej więcej w tym samym czasie, kiedy w swój lot w jedną stronę wybrała się słynna Łajka. Według niepotwierdzonych informacji, swe życie na drodze podboju kosmosu miało poświęcić kilku proto-kosmonautów. Należał do nich niejaki Aleksiej Ledowskij (zginął rzekomo w 1957 r.), Sierenti Szaborin (zginął w 1958 r., wystrzelony z poligonu Kapustin Jar) oraz Andriej Mitkow (zm. 1959). W 1960 r., podczas testu pojazdu Wostok, na którym swój lot odbył Gagarin, zginąć miał kosmonauta Piotr Dołgow.
Spekulacje podsycali dwaj radio-amatorzy z Turynu, bracia Judica-Cordiglia, którzy ze stanowiska nasłuchowego zaimprowizowanego w poniemieckim bunkrze przechwytywali i nagrywali komunikację z astronautami. Twierdzili, że zebrali dowody na kilka załogowych radzieckich misji kosmicznych (zarówno przed, jak i po Gagarinie), które zakończyły się katastrofami i zostały utajnione. Radio Moskwa nazywało ich tubą amerykańskich propagandystów i kto wie, czy nie miało nieco racji.
Wśród zarejestrowanych sygnałów znajdował się „SOS” nadany z orbity pod koniec listopada 1960 r., o którym tak mówił Gian Judica-Cordiglia: „Uznaliśmy, że to desperacki apel o pomoc, być może skierowany do Amerykanów. Po chwili sygnał ustał. Pamiętam, że 2 grudnia radzieckie władze ogłosiły, że wystrzelono Sputnika VI, ale kontakt z nim zaraz się urwał…”. Oficjalnie pojazd ten przewoził dwa psy, które zginęły w katastrofie, ale Włosi mieli w tej sprawie inne zdanie.
Przed lotem Gagarina turyńczycy odnotowali jeszcze dwa ślady obecności Rosjan w kosmosie. Pierwszym było nagranie, które uznali za odgłosy duszącego się kosmonauty, zarejestrowane w lutym 1961 r. Z kolei na kilka dni przed startem Wostoka I przechwycili komunikację z kapsułą, która zdołała trzykrotnie okrążyć Ziemię. Czy był to dowód na misję Iljuszyna? Choć sprawa braci podsłuchujących Sowietów zyskała ogromny rozgłos, a oni sami zostali ugoszczeni w kwaterze NASA, wielu specjalistów kwestionowało wartość, a nawet prawdziwość ich nagrań.
Dodam jeszcze tylko, że pierwszy lot w kosmos w ogóle odbył się – tak podają źródła – pod koniec roku 1951. W White Sands w Nowym Meksyku za pomocą rakiety V2 wystrzelono wtedy w stratosferę na odległość 85 mil od Ziemi cztery małpy oznaczone imionami Albert 1, 2, 3 i 4. Próbę pod kryptonimem „Operacja Albert” przeprowadzono w tajemnicy, w obawie przed reakcją miłośników zwierząt. Wszystkie zwierzęta powróciły jednak cało na Ziemię.
Pierwszym zwierzęciem wysłanym na orbitę okołoziemską był pies Łajka wysłany w kosmos 3 listopada 1957 r. na rosyjskim satelicie „Sputnik II”.
Pierwszy załogowy lot kosmiczny odbył prawdopodobnie rosyjski kosmonauta Aleksiej Ledowski w 1957 r. Według źródeł amerykańskich rakieta Ledowskiego wystartowała z radzieckiego centrum prób rakietowych położonego 60 mil od Stalingradu. Gdy osiągnęła wysokość 200 mil, łączność się urwała. Statek mógł zostać wyniesiony poza zasięg przyciągania ziemskiego bądź też spłonął, wchodząc z powrotem w atmosferę ziemską. Inni trzej kosmonauci, którzy prawdopodobnie stracili życie w nieudanych próbach lotów kosmicznych przed rokiem 1961, to S. Sziborin (1958), A. Mitkow (1959) oraz I. Kaczur (1960). Pierwszym niepowodzeniem, do którego Rosjanie się przyznali, był lot z 24 kwietnia 1967 r., kiedy płk Władimir Michajłowicz Komarów zginął podczas lądowania „Sojuza I”.