Czasem człowiek nie jest w stanie oszacować skali swoich eksperymentów. Tak się stało ze Starfish Prime, który dokonał zmian w skali całej planety.
Jest 9 lipca 1962 r. Poranek na atolu Johnston ponad półtora tysiąca kilometrów od Hawajów. Raj na ziemi, położony z dala od większych siedlisk ludzkich. Nagle niebo rozświetlił błysk tak duży, że miało się wrażenie, iż na nieboskłonie pojawiło się właśnie drugie słońce. Nieliczni tubylcy nie rozumieli co się dzieje. Czy to właśnie bóg słońca zesłał jakiś znak, czy może jakaś zbłąkana gwiazda odłączyła się od firmamentu? Nic z tych rzeczy. To rząd USA za zgodą Johna Fitzgeralda Kennedy’ego uruchomił operację Starfish Prime.
Wysoko, bo 400 km nad Johnston zdetonowano bombę wodorową, którą wyniosła w górę rakieta Thor. Jej moc oszacowano na półtora megatony, czyli siedemdziesiąt razy więcej niż ładunek jądrowy zrzucony na Hiroszimę. Nie był to największy ładunek termojądrowy zdetonowany przez USA. Zdarzyły się takie o mocy przekraczającej 10 megaton, z tą wszakże różnicą, że wszystkie je odpalano albo w pobliżu powierzchni Ziemi, albo wręcz pod jej powierzchnią.
Wybuch o kryptonimie Starfish Prime (na zdjęciu widziany z Hawajów) miał miejsce ponad pasem atmosfery Ziemi, ustalonym na tak zwanej linii Karmana około 100 km od powierzchni planety. Wydarzył się więc de facto w kosmosie, gdzie jest próżnia i siła eksplozji łatwo się przenosi. Detonacja była tak potężna, że wywołała impuls elektromagnetyczny w wyniku którego na Hawajach zgasło światło, włączyły się alarmy samochodowe, uszkodzeniu uległy linie telefoniczne. Co więcej, wybuch uszkodził znajdujące się w pobliżu satelity, a co najgorsze, rozciągnął naturalne ziemskie pole magnetyczne, tworząc sztuczny pas promieniowania. Stał się on od tego momentu zagrożeniem dla wszelkich załogowych misji kosmicznych. Wiele teorii mówiło o tym, że miał bezpośredni wpływ na cały program Apollo.
Starfish Prime niby nie zniszczył niczego, ale przyczynił się do zmian w całym ekosystemie Ziemi. Po raz bodaj pierwszy w historii naukowcy nie byli w stanie oszacować efektów swych działań. I co więcej, to zdarzyło się naprawdę, a nie w tanim filmie z Hollywood.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Chmury, zwłaszcza o zachodzie słońca, mieniły się najróżniejszymi kolorami. Niebo wyglądało, jak podczas zorzy polarnej. Ludzie wiedzieli, że stało się coś niepokojącego, ponieważ w naturalnych warunkach takich barw i rozjaśnienia nie można zaobserwować.
Aż żałuję, że mnie tam nie było 🙂
Efekty testu Starfish Prime (Rozgwiazda) tak zaskoczyły wojsko oraz naukowców, że zrezygnowano z kolejnej, bardzo podobnej próbnej eksplozji o kryptonimie Urraca. Zdetonowano jeszcze cztery ładunki, ale o znacznie mniejszej mocy i w granicach atmosfery. Przy okazji doszło do dwóch kolejnych katastrof rakiet. Jedna z nich wybuchła na stanowisku startowym i szczątki głowicy skaziły atol. Ostatnia próba, oznaczona Tightrope, przeprowadzona w listopadzie 1962 roku, była ostatnią amerykańską próbą jądrową w atmosferze. Niemal dokładnie rok później podpisano bowiem międzynarodowe porozumienie o ich zakazie.
Tak, ale to nie wszystko. Efekty eksplozji „Starfish Prime” w kosmosie dało się odczuć na Ziemi. Znaczy wzrost promieniowania X oraz Gamma, a także pył po bombach to skutki detonacji. Ten ostatni znacznie utrudniał loty samolotów, powodował, że dochodziło do przepięć elektrycznych, zakłóceń komunikacji, a pole elektromagnetyczne nabrało takiej mocy, że zorza polarna zaczęła pojawiać się tam, gdzie do tej pory jej nie widywano. Dla ekspertów było od tego momentu jasne, że taki wybuch nad terytorium wroga może sparaliżować życie w danym państwie.
Rakieta Thor niosąca głowicę Starfish Prime osiągnęła maksymalną wysokość około 1100 km i po opadnięciu na wysokość 400 km została zdetonowana. Głowica atomowa wybuchła 13 minut i 41 sekund po starcie rakiety Thor z wyspy Johnston Island. W wyniku wybuchu Starfish Prime powstał impuls elektromagnetyczny, który był znacznie większy niż się spodziewano – przyrządom pomiarowym zabrakło skali i nie można było uzyskać dokładnych pomiarów. Impuls elektromagnetyczny wywołał uszkodzenia urządzeń elektrycznych na Hawajach oddalonych o około 1445 km. Zgasło około 300 lamp ulicznych, włączyło się wiele alarmów antywłamaniowych, zostały uszkodzone mikrofalowe linie telefoniczne. Zostały przerwane połączenia telefoniczne między Kauai a innymi wyspami hawajskimi.
Skutki testu Starfish Prime okazały się być bardziej długotrwałe. Eksplozja wprowadziła do magnetosfery Ziemi dużą ilość cząstek naładowanych, które ziemskie pole magnetyczne rozciągnęło wokół planety, tworząc sztuczny pas radiacyjny[1]. Doprowadziło to do uszkodzenia kilku satelitów krążących na niskiej orbicie okołoziemskiej i zwiększenia zagrożenia promieniowaniem podczas załogowych lotów kosmicznych.
To był tylko jeden z chorych testów jądrowych. Swoistym monumentem upamiętniającym Operację Lemiesz jest znajdujący się na poligonie w Nevadzie krater Sedan (100 metrów głębokości, 390 metrów średnicy). Powstał on w wyniku wybuchu ładunku o mocy 104 kiloton. Radioaktywne chmury, które się przy tej okazji wytworzyły, napromieniowały hrabstwa sąsiednich stanów – Iowy i Nebraski.