Była supergwiazdą i legendą już za życia. Nikt nie chciał uwierzyć, że 2 lipca 1937 roku ot tak po prostu zaginęła podczas lotu dookoła kuli ziemskiej.
Amerykańska pilotka mając niespełna 30 lat zdecydowała się na pobicie nowego rekordu świata w lotnictwie. Po tym jak przeleciała samotnie przez Atlantyk w 1932 roku jako pierwsza kobieta podjęła próbę okrążenia Ziemi wzdłuż równika. Oczywiście chodziło o lot z międzylądowaniami, ale mimo wszystko byłoby to pionierskie osiągnięcie w skali światowej. Pierwszego czerwca 1937 roku wraz z nawigatorem Fredem Noonanem wsiadła do dwusilnikowego samolotu pasażerskiego Lockheed L-10 Electra w Miami i wyruszyła ku swemu przeznaczeniu. To była już druga próba podobnego wyczynu. Wcześniejsza o dwa miesiące zakończyła się awarią samolotu. Tym razem wszystko zdawało się przebiegać prawidłowo i 29 czerwca Amelia dotarła do miasta Lae w Nowej Gwinei. Po trzech dniach odpoczynku wyruszyła w dalszą podróż, której kolejnym przystankiem miała być Howland Island na Oceanie Spokojnym. Wyspa położona jest mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Lae a Hawajami. W tym momencie swej podróży podróżniczka miała już przebyte około 3/4 zaplanowanej trasy.
Następnie zdarzyło się to, o czym od ośmiu dekad debatują badacze i poszukiwacze Nieznanego. Bohaterka Ameryki Amelia Earhart zniknęła bez śladu po tym jak urwał się z nią kontakt radiowy. Niemal natychmiast, bo po godzinie od zerwania transmisji radiowej, flota USA wyruszyła na poszukiwania. Włożono mnóstwo środków, żeby odnaleźć dwójkę zaginionych lub chociażby wraz samolotu. Nie zdołano dotrzeć do najmniejszego kawałka maszyny. Sprawa trafiła do leksykonów z serii „100 największych tajemnic świata”. No bo jak taka legenda może zniknąć bez najmniejszego śladu?
Już w latach 60. tubylcy z Wysp Marshalla twierdzili, że widzieli białoskórą pilotkę prowadzoną w niewoli przez japońskich żołnierzy. Pomiędzy obiema wojnami światowymi ten teren należał do Japończyków. Warto podkreślić, że Wyspy Marshalla znajdują się nieco na północ w połowie linii dzielącej Lae od Howland, więc teoria, że Earhart zboczyła z kursu i wodowała gdzieś w ich okolicy nie wydaje się teorię surrealistyczną. Jednak nie było żadnych innych dowodów w tej sprawie. Aż do teraz.
Człowiek o nazwisku Les Kinney amatorsko badał sprawę zaginięcia słynnej pilotki. W 2017 roku w archiwum Office of Naval Intelligence odnalazł pudełko oznaczone jako „odtajnione”. Wewnątrz znajdowało się sporo zapomnianych papierów oraz pozornie błahe zdjęcie (prezentowane powyżej). Podpisane było „Jaluit Atoll” bez żadnej daty. Początkowo Kinney nie przywiązywał do niego wielkiej wagi, aż w końcu przyjrzał się bliżej postaciom znajdującym się na tej czarno-białej fotografii. Wśród postaci na zdjęciu są tylko dwie o białym kolorze skóry. Kinney postawił hipotezę, że człowiek z lewej to Noonan, zaś osoba siedząca tyłem na pomoście to Amelia Earhart, zaś z prawej widzimy wraz L-10 Electry ciągnięty przez japoński statek. Od razu znaleźli się spece, którzy analizując zdjęcie, stwierdzili mocne podobieństwo mężczyzny ze zdjęcia do Noonana, porównywano również kształt samolotu i proporcje ciała siedzącej postaci, by dojść do wniosku, że to mogła być Earhart. Wydawało się to wcale nie aż tak niesamowite – pilotka mogła się tam rozbić, trafiła na atol Jaluit, początkowo otaczana tubylcami, aż do momentu, gdy zjawiła się japońska armia i aresztowała ją. Co się stało później, można tylko domniemywać.
Pojawił się wszakże problem z określeniem, kto mógł zrobić tak dobrej jakości zdjęcie w 1937 roku? Dodajmy, że zdjęcie, które nie sprawia wrażenia robionego w pośpiechu, lecz dobrze skadrowanego i poniekąd wystylizowanego. Na pewno nie był to żaden z mieszkańców Jaluit, bo oni nie wiedzieli nawet, czym są aparaty fotograficzne. Szalona teoria, że zdjęcie zrobił agent USA również wydaje się mało prawdopodobna. Czyli Japończycy? Teoretycznie mogłoby tak się zdarzyć, że przed pojmaniem pilotki wykonano dokumentację. Trudno byłoby wytłumaczyć, jak to możliwe, że tajne zdjęcie wywędrowało z rąk japońskich do amerykańskich, ale i to nie byłoby całkiem niemożliwe.
Po emisji filmu dokumentalnego na ten temat do akcji wkroczyli Japończycy. Ci współcześni. Tamtejsi blogerzy zaczęli przeszukiwać cyfrowe archiwa Oceanii, wpisując w wyszukiwarkę słowo „Jaluit” i szybko znaleźli to samo zdjęcie zamieszczone w albumie zatytułowanym „Naval life line; the view of our South Pacific: Photo album of Southern Pacific Islands”. No i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie data pod zdjęciem… rok 1935. Dwa lata przed zaginięciem Earhart. Coś, co wydawało się znakiem z innej rzeczywistości, miało okazać się w istocie pocztówką, landszaftem przygotowanym dla głodnych świata przedwojennych ludzi? Trudno to przyznać, ale wszystko wskazuje, że tak właśnie było. A śmierć Amelii Earhart nadal pozostaje tajemnicą. Teoria, że dotarła na jakąś bezludną wyspę i tam żyła jeszcze przez jakiś czas wydaje się mniej prawdopodobna niż to, że roztrzaskała się w oceanie. Aczkolwiek miłośnicy Nieznanego mają jeszcze do przeszukania sporo wysepek pomiędzy Lae a Howland.
Zdjęcie w japońskiej National Diet Library
Źródło grafiki: history.com
Po co Japończycy mieli ją zabijać? Nawet zwykłych żołnierzy pojmanych wówczas przez armię cesarską używano albo próbowano użyć do celów propagandowych. No to chyba tym bardziej podjęto by taką próbę z jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w USA. Nawet gdyby się nie zgodziła, to i tak byłaby cennym jeńcem. A tu tak po prostu ją zabijają? Już pomijam, że dzieje się to przed wojną, kiedy Japonia okazuje Ameryce chłód i na każdym kroku ją podgryza, ale nie okazuje otwartej wrogości.
Brzytwa Ockhama: nawigator był niekompetentnym pijakiem, powszechnie wiadomo było że nie radzi sobie z relatywnie nową technologią nawigacji radiowej. Zszedł z kursu o kilka stopni, to wystarczyło. Zobaczcie ten dokument, szczególnie w drugiej części wszystko jest jasno wyjaśnione. Rozumiem że ludzie chcą budować mity wokół intrygujących historyjek, ale moim zdaniem prawda jest ciekawsza. Nie ma też nic złego w przyznaniu się do tego, że istnieje spora szansa iż nigdy nie będziemy mieli odpowiedniej ilości potwierdzonych danych pozwalających wyjaśnić co się stało.
https://www.youtube.com/watch?v=KPrBgNXpV7w
Wersji na temat zaginięcia Amelii Earhart było i jest naprawdę wiele. Był to lot troszkę na „wariackich papierach”. Nie mam na myśli Amelii, bez wątpienia była dobrym pilotem, odważnym. Mówię o sprzęcie. Samoloty w tamtych latach dopiero wylazły z powijaków, długie przeloty były uzależnione raczej od szczęścia. Łączność radiowa ? Można powiedzieć – bywała. Wpakowała się do morza? Zawsze zostałyby na wodzie jakieś śmiecie. Chyba, że skończyła gdzieś w gęstych lasach. Może kiedyś….. przypadkiem. Gdybanie niczego nie rozwiąże.