Mało kto słyszał o mocno już zapomnianych duchowych ojcach oraz dziadach Ericha von Danikena. Warto przypomnieć niektóre z tych nazwisk oraz pokrótce zarysować genezę jego idei.
Wiekowy już szwajcarski autor posiada status ojca chrzestnego współczesnych miłośników koncepcji alternatywnych. Enfant terrible świata nauki i niestrudzony piewca teorii wpływu istot pozaziemskich na życie ludzkie jest też znakomitym biznesmenem – jego książki sprzedały się do tej pory w nakładzie kilkudziesięciu milionów egzemplarzy. Ten sukces nie wziął się jednak znikąd a Daniken nie był w chwili publikacji w 1968 roku swojej przełomowej pozycji „Wspomnienia z przyszłości” ani jedynym ani pierwszym wyznawcą podobnych idei. Co więcej, wiele wskazuje na to że mocno się inspirował innymi publikacjami i to wcale nie z dziedziny archeologii – historia jednej z najsłynniejszych książek paranaukowych rozpoczyna się od oskarżenia o plagiat.
W 1963 roku, a więc pięć lat przed Danikenem, ukazała się książka francuskiego autora Roberta Charroux zatytułowana „100 000 lat nieznanej historii człowieka”. Koncepcje – identyczne jak te z dzieła Dänikena. Co ciekawe – Charroux wydał jeszcze przed 1968 rokiem trzy kontynuacje swojej książki. W chwili wydania „Wspomnień z przyszłości wydawca Charroux zamierzał złożyć pozew do sądu, którego jednak nie poparł sam autor. Być może dlatego, że zorientował się, iż nie ma taki pozew sensu – dzięki Danikenowi także jego książki zaczęły się sprzedawać doskonale. Co do samego Danikena – nigdy nie przyznał się on do plagiatu, kwestią bezsporną pozostaje jednak fakt ukazania się jego książki pięć lat po ogłoszeniu rewelacji francuskiego kolegi.
Cofajmy się dalej. Skąd Robert Charroux, skromny pracownik poczty (choć nie bez wcześniejszych prób literackich), zaczerpnął inspiracji do swojej książki? Ano, jak to bywa, z jeszcze wcześniej wydanego dzieła.
W 1960 roku ukazał się „Poranek magów” autorstwa niejakich Jacquesa Bergiera i Louisa Pauwelsa. Bergier, z wykształcenia chemik, z zamiłowania alchemik, w czasie II Wojny Światowej szpieg, kuzyn wybitnego fizyka i kosmologa George’a Gamowa. Pauwels – mniej barwny z tego duetu – dziennikarz, założyciel fantastycznonaukowego pisma „Planete”. W „Poranku magów” teoria starożytnych astronautów zostaje jedynie zarysowana, spektrum zainteresowań autorów jest bowiem znacznie szersze: od okultyzmu, poprzez teorie spiskowe, tajne stowarzyszenia, mutacje genetyczne aż po wszelkiej maści zjawiska paranormalne a książka do dziś jest uznawana za jedną z inspiracji dla ruchów New Age. W odróżnieniu od Dänikena Charroux przyznawał się do inspiracji dziełem Bergiera i Pauwelsa, z którego – jak sam twierdził – zaczerpnął ideę o wpływie istot pozaziemskich na cywilizację ludzką.
Skąd Bergier i Pauwels zaczerpnęli swoje idee? W tym miejscu sprawa zaczyna się komplikować – wymienić można wiele nazwisk z dziedziny już jak najbardziej dalekiej od archeologii a mianowicie literatury fantastycznej. Od tak znanych jak Arthur C. Clarke czy H.P. Lovecraft (Bergier korespondował z czasopismem „Weird Tales” wydającym opowiadania Lovecrafta) po mało znane jak Philip Barshofsky, który w 1936 roku opublikował minipowieść „One Prehistoric Night” o lądowaniu Marsjan na Ziemi w czasach mezozoiku. O idei „białych bogów” wspominali w swoich książkach tak zapomniani (a właściwie nigdy szerzej nieznani) autorzy jak Harold T. Wilkins w 1954 roku czy Colonel Braghine w roku 1940 – obaj zainspirowani wierzeniami mezoamerykańskimi. Ten pierwszy wysnuł nawet pomysł jakoby Quetzalcoatl był przybyszem z Atlantydy. Idea przybycia bogów dających postęp, technologię, wiedzę czy też bogactwo jest stara jak ludzka historia i obecna we wszystkich kulturach. Tu rysuje się jedna z największych kontrowersji danikenizmu, mianowicie pobrzmiewające w niej nuty rasistowskie. Daniken, wraz z jego współczesnymi wyznawcami jak i prekursorami rysują przed nami obraz rzekomo zacofanych kultur, które nigdy nie ewoluują i jedynie z pomocą jakichś bliżej nieznanych „wyższych ras” zdolne są zbudować piramidy czy też wytyczyć olbrzymie rysunki naziemne. Archeoastronauci aż nazbyt przypominają konkwistadorów by nie zauważyć oczywistej inspiracji ideą starcia cywilizacji (najczyściej te nuty pobrzmiewają u Roberta Charroux, który bez ogródek daje wyraz pasjom antysemickim i rasistowskim rodem z Mein Kampf).
Kiedy idea starożytnych astronautów pojawiła się na firmamencie ludzkiej myśli? Tu sięgnąć wypada do myśli chrześcijańskiej, pierwszym starożytnym astronautą jest bowiem nie kto inny jak Jezus Chrystus. Pół-bóg, pół-człowiek niosący światłość a po wypełnieniu misji wracający w kosmos. Koncepcję twórczo rozwijali gnostycy wierzący w istnienie kasty Oświecicieli (zapewne odpowiednik aniołów w tradycji biblijnej). Najdalej poszli manichejczycy (nurt gnostycyzmu) – do grona posłańców mądrości zaliczyli: Jezusa, Adama, Noego, Abrahama, Buddę, Zoroastra. Tak powoli następowało uczłowieczanie kosmicznej boskości. Idee gnostyckie przeniknęły pod koniec XIX wieku, na fali inspiracji starożytnością, do kręgów okultystycznych a z tych z kolei przy wydatnym udziale tak głośnych nazwisk jak Madame Bławatska, Rudolf Steiner czy Charles W. Leadbeater do świadomości masowej a później literatury, filmu, komiksu i szeroko pojętej popkultury. Gnostyccy Oświeciciele tym tylko różnią się od XX-wiecznych przybyszów że ci ostatni są już całkowicie unowocześnieni, stąd chociażby ich określenie – astronauci. Ubyło im boskości a przybyło technologii, ale pojawiają się na Ziemi w tym samym celu. Daniken, a wcześniej Charroux, Bergier i Pauwels zrobili merkantylny użytek z odwiecznej idei, samemu przy okazji inspirując ruchy społeczne, z których najbardziej znanym są raelianie. Szwajcarski autor nie jest więc ani pierwszy, ani ostatni ani zapewne nie najważniejszy – gdyby zapytać XIX-wiecznych teozofów zapewne uznaliby go za kolejne z odwiecznych ludzkich wcieleń głoszących dobrą nowinę.
Więcej na temat związków pomiędzy danikenizmem, filozofią, religią, mitologią i archeologią można znaleźć w arcyciekawej książce Wiktora Stoczkowskiego „Ludzie, bogowie i przybysze z kosmosu”. Niezwykłej, bo nie spierającej się z ideami wyznawców Danikena i spółki, ale próbującej za pomocą chłodnej metodologii odnaleźć ich genezę i zrozumieć ich fenomen.
Ufoli finalnie nie złapał za macki, to się roztył.
W 100%Bóg i w 100%człowiek,tym jest Jezus Chrystus.