Wychwalając nową część gry, ludzie często zapominają, że pięć lat wcześniej grali w poprzednią, która nie była daleko gorsza. Pięć lat! Dawniej w grach pięć lat to była wieczność.
Gdy sobie siedzę wieczorem na kanapie i myślę o grach, którymi się bawiłem przez ostatnie 30 lat, przychodzi mi do głowy jeden tytuł, który być może był tym najbardziej działającym na wyobraźnię. Nie była to wielka gra. Była to wręcz toporna gra o niepotrzebnie zagmatwanym scenariuszu, w którym surrealizm oznaczał dowolność. A jednak była to gra powalająca wizualnie i dźwiękowo.
Idiotyczna fabuła stanowiła jedynie pretekst do pokazania ciągu obrazów – wagonu metra, sali kinowej, miasteczka z Dzikiego Zachodu, pałacu z Knossos, majańskiej piramidy czy szosy, na którą spadały z nieba kamienie. Surrealistyczne wizje były wspomagane fenomenalną, niespotykaną dotąd w grach hipnotyczną muzyką. Zwłaszcza fragment grany na pianinie powodował, że cały świat Labyrinth of Time stawał się nagle wiarygodny, by nie powiedzieć – namacalny. Twórca oprawy graficznej, Bradley W. Schenck, nie wahał się umieścić w grze pokoju prywatnego detektywa, w którym na stoliku spoczywała statuetka sokoła (co stanowiło jawną aluzję do Sokoła Maltańskiego z Humphreyem Bogartem w roli głównej) ani jaskini z głazem, w który był wbity Excalibur. To było coś innego niż typowa komputerowa grafika, obcując z wykreowanymi przez Schencka klimatami miało się poczucie przebywania w innej rzeczywistości.
Przez lata zastanawiałem się kto był twórcą muzyki do Labyrinth of Time. Nie występuje on ani w oficjalnych creditsach, nie wspominał też o nim Bradley W. Schenck. W końcu przeczytałem, że… kompozytora nie było. Te mistyczne kompozycje, które w 1993 r. miały się do muzyki z gier sprzed pięciu lat jak bentley do dekawki, zostały przez twórców zakupione z powszechnie dostępnych internetowych baz muzyki. Przeżyłem szok. Ale to może jest istota gier? Nieważne skąd to jest, nieważne czy zerżnięte od kogoś czy wymyślone samodzielnie, nieważne czy głupie. Ważne tylko, że pomaga przedostać się na drugą stronę rzeczywistości.
Słuchem właśnie tybetańskiej muzyki ambientowej i to co umieszczono w Labyrinth of Time bardzo to przypomina. Jeśli jest wieczór, posłuchajcie najbardziej hipnotycznego kawałka z tej gry.
Kawałek nr 6 z soundtracku Labyrinth of Time
Źródło grafiki: screenshot
Dokładnie. A erze 8/16 bit kwestia roku to był skok jakościowy. Na takim C64 porównanie produkcji (szczególnie chodzi o grafikę) przykładowo z roku 89 i 91 to przepaść.
Moim zdaniem największa dziura jest jeśli się spojrzy na lata 1982 i 1984. To tylko dwa lata, a przepaść jaka je oddziela jest gargantuiczna. W 1984 r. graliśmy w zupełnie współcześnie wyglądające zręcznościówki i labiryntówki, podczas gdy dwa lata wcześniej szczytem osiągnięć był izometryczny rzut w Crystal Castles albo quasi tekstowy Hobbit. Co dopiero mówić o pięciu latach.