Al Capone razem z Meyerem Lanskym dopięli włosko-żydowskie porozumienie ponad podziałami. Niestety, wmieszał się w to rodowity Amerykanin.
Jesteśmy w epoce jazz-bandów i drogich cygar. Rzecz ma miejsce 13 maja 1929 r. w amerykańskim Atlantic City. Właściciele ekskluzywnego Break Hotel być może jeszcze nie do końca zdają sobie sprawę kto wynajął na kilka dni ich podwoje. Zaczyna się to klarować, gdy przed dziedziniec zjeżdżają limuzyny, z których w asyście goryli wytaczają się dżentelmeni o posępnych obliczach. Część twarzy jest znanych z pierwszych stron gazet, inni wolą pozostawać w cieniu, ale i tak można się domyślić, że zabiliby na miejscu widząc rzucone im pojedyncze nieodpowiednie spojrzenie. W Break Hotel ma miejsce bezprecedensowe wydarzenie. Amerykańska mafia zorganizowała roboczą konferencję z udziałem przedstawicieli z całego kraju.
Podczas obrad zawarte zostaje przymierze pomiędzy grupą włoską, na czele której stoją Capone, Lucky Luciano oraz Johnny Torrio wraz z grupą żydowską reprezentowaną przez Lansky’ego oraz – uwaga, bo to jeden z dwóch głównych bohaterów tego artykułu – Dutcha Schultza.
„Holender Szulc” – brzmi ładne, wręcz poetycko, aczkolwiek naprawdę nazywał się Arthur Flegenheimer i miał niemiecko-żydowskie korzenie. Pierwsze szlify zbierał w domach poprawczych, a potem od razu zaaklimatyzował się w branży alkoholowej. Przypomnijmy, że były to złote lata dla tego sektora, ponieważ od 1919 r. w USA trwała prohibicja, czyli oficjalny zakaz produkcji oraz handlu alkoholem. Dutch zyskuje pseudonim Król Piwa oraz grube miliony, czego mogą mu pozazdrościć nawet wybitni ojcowie chrzestni. Smarkacz ma nos do kasy, poza tym jest pewnym siebie, bezczelnym i coraz bardziej wyrafinowanym graczem. W chwili przyjazdu do Atlantic City ma zaledwie 26 lat!
Spotkanie mafiosów doprowadziło do powstania organizacji zwanej Syndykatem, stworzonej na wzór nowoczesnego państwa. W celu zapewnienia funkcjonowania demokratycznych procedur, wprowadzono trójpodział władzy: na ustawodawczą (zwaną Biurem Gubernatorów), sądowniczą (Trybunał Kangura, w mniej przyjemnym tłumaczeniu zwany sądem kapturowym) oraz wykonawczą (Murder Incorporated). Organizacja przyjmuje również dyrektywę przewidującą likwidację irlandzkiej konkurencji oraz kilku renegatów nieuznających nowo wprowadzanego ładu. Gdy mafiosi 16 maja rozjeżdżają się do swych rezydencji, wydaje się, że pokój zapanuje na długie lata.
Nie do końca. Już w 1933 r. nowo wybrany prezydent Franklin Delano Roosevelt podejmuje całkiem przytomną decyzję o zniesieniu prohibicji. Dutch Schultz jest wściekły, ale to dopiero początek jego kłopotów. Na placu boju zjawia się bowiem Thomas Edmund Dewey (na zdjęciu). Rdzenny Amerykanin, młody, twardy, nieprzekupny prokurator stanu Nowy Jork. Gorszy nie mógł się trafić, a na dodatek chcąc wylądować na nagłówkach gazet, ów ambitny człowiek poszukuje spektakularnego sukcesu i zagina parol akurat na Schultza. Ten jest zbyt ostrożny, żeby można go było wsadzić do więzienia za zabicie kogoś albo uczestniczenie w organizacji przestępczej, więc innowator Dewey wymyśla fortel wielokrotnie później powielany w nieskończoność przez inne organa: będzie skazywał mafię za niepłacenie podatków. Jako królika doświadczalnego wybiera Schultza. Okazuje się, że wmawianie mu fiskusowych machlojek idzie całkiem sprawnie. Król Piwa, ku uciesze niektórych ze swych konkurentów, znika na rok z obiegu.
Po powrocie z więziennej celi przedkłada na prezydium Syndykatu wniosek o likwidację Deweya. Trudno się dziwić – w tym przypadku zdrowego pragnienia zemsty nie jest w stanie przykryć kunktatorstwo. Demokratyczne tryby organizacji zaczynają mielić wszystkie za i przeciw, po czym z maszyny wypluty zostaje wynik analizy: realizować akcję. Wydaje się, że los Deweya jest przesądzony. Tymczasem jego wybawcą nieoczekiwanie stanie się doświadczony żydowski cyngiel, Lepke Buchalter. Choć sam ma na sumieniu wykonanie kilkudziesięciu morderstw, tym razem przekonuje, że Deweya nie warto zabijać, gdyż ryzyko jest zbyt duże, zaś zyski nieokreślone. Na miejsce prokuratora przyjdzie kto inny, a Roosevelt może zyskać pretekst do ostrej rozprawy z mafią. Skoro taki człowiek jak Buchalter apeluje o umiar, Syndykat ponownie analizuje sprawę, po czym zmienia zdanie i nakazuje, że Deweyowi ma nie spaść włos z głowy. Schultz jest więcej niż wściekły. Zamierza działać na własną rękę, ale nie ma pełnej świadomości, że za brak subordynacji znalazł się już w grafiku zadań Murder Incorporated. 23 października 1935 r. Dutch Schultz zostaje obdarowany ołowiem przy pisuarze w restauracji Palace Chop House w Newark. Kona prawie okrągłą dobę, ale niczego nie powie stojącym nad nim stróżom prawa.
Finał tej historii jest taki, że niewdzięczny Dewey przedstawi następnie Buchalterowi zarzuty o działalność stricte mafijną. Kolejne wymyślone paragrafy zwalają się gangsterowi na głowę i w efekcie trafia on nie tylko do więzienia, ale wręcz na krzesło elektryczne. Przekona się o jego niezawodności wiosną 1944 roku. Dewey przetrwa te burzliwe czasy. Zdoła nawet jeszcze zobaczyć na własne oczy lot człowieka na Księżyc.
Źródło grafiki: Public Domain
Konferencja niczym nie różniła się od podobnych zjazdów szefów wielkich korporacji. W luksusowym hotelu odbywały się konferencje plenarne, o szczegółach dyskutowano w węższym gronie w salonikach lub podczas spacerów na nadmorskiej promenadzie. Mafijny szczyt zakończył się pełnym sukcesem. Zebrani podjęli decyzję o przerwaniu wojny i podziale sfer wpływów. Ewentualne konflikty miały być rozwiązywane metodami pokojowymi. Była to rewolucyjna zmiana w mechanizmach działania świata przestępczego w USA. Kończył się czas tradycyjnych, odizolowanych od siebie mafii etnicznych, a zaczynała epoka mafii amerykańskiej – jak całe społeczeństwo wielonarodowej. Gangsterom udało się okryć zmowę taką tajemnicą, że dopiero ćwierć wieku później do mediów zaczęły się przedostawać pierwsze informacje o tym zdumiewającym spotkaniu.
Schultza fajnie sportretował Tim Roth w filmie Hoodlum, znanym u nas jako Gangster. W jednej ze scen powiada: Gość chwalił się, że ma jaja jak melony – w tym momencie rzuca na stół dwa zasuszone obiekty – i rzeczywiście nie kłamał.