To do niej zmierzali z pielgrzymką bohaterowie “Drogi Mlecznej” Luisa Bunuela. Historia hiszpańskiego Santiago de Compostela miesza historię ze współczesnymi kulinariami.
Sława tego miasteczka sięga IX wieku. Wedle tradycji, pewien pustelnik o dźwięcznym imieniu Pelayo podczas nocnych peregrynacji, idąc przez pola zobaczył deszcz gwiazd spadających na pobliskie wzgórze. Pobiegł tam i zobaczył spoczywające w ziemi szczątki, jak się okazało, Świętego Jakuba, jednego z dwunastu apostołów Chrystusa, brata samego Ewangelisty Jana. Jakub zginął w 44 roku w Jerozolimie, po czym jego grób został przeniesiony z Bliskiego Wschodu do Hiszpanii. Problem w tym, że wiedziano gdzie się on znajduje jedynie do III wieku. Potem na wiele stuleci nastąpiła cisza, aż wreszcie pojawił się Pelayo. Campo to po hiszpańsku pole, stella – gwiazda. Czyli Compostela oznacza mniej więcej „gwiezdne pola”, co stanowi rzecz jasna odniesienie do odkrycia Pelayo.
W miejscu cudu wybudowano kościół, co dało początek rozwojowi centrum pielgrzymkowego i nowego miasta, w roku 997 zniszczonego przez Arabów. Wznoszenie ogromnej romańskiej katedry rozpoczęło się dopiero w 1075 roku, a powstała konstrukcja okazała się jedną z najpiękniejszych w całym Średniowieczu. Stała się ona matecznikiem Jakuba Gwiezdnych Pól. Obok Rzymu i Jerozolimy to najbardziej święte miejsce dla chrześcijańskich pielgrzymek. Po hiszpańsku mówią na tę drogę Camino de Santiago. To nie jest krótka marszruta. Wierzący wyruszają z różnych punktów w Europie, głównie z Niemiec i Francji, pieszo przemierzając często ponad tysiąc kilometrów! Najbardziej klasyczna droga pielgrzymki przebiega przez Pampelunę i Burgos – nosi ona nazwę Drogi Mlecznej i to jest właśnie szlak, którym podążali bunuelowscy bohaterowie.
Znakiem rozpoznawczym Santiago de Compostela są muszle świętego Jakuba, które można otrzymać w każdej lokalnej restauracji już za 4 Euro. Na zdjęciu widoczne na dole – znajduje się w nich jeszcze odrobina małży zanurzonych w sobie pomidorowym. Przy okazji serwuje się szeroką gamę owoców morza, których polskich nazw nie sposób ustalić ot tak od ręki. Santiago de Compostela leży blisko morza i dzięki temu rozmieszczone w cieniu katedry dziesiątki malutkich restauracji mają bieżące zaopatrzenie w najbardziej kuriozalne morskie stworzenia. Prawdopodobnie jest to europejska stolica małżów, muli i ogromnych krewetek, w której miłośnicy tego rodzajów przysmaków mogą przetestować dosłownie wszystko co pływa w przybrzeżnych wodach Atlantyku.
W tłumie zwykłych turystów, snobów i fałszywych proroków wyróżniają się wsparci na mocarnych kosturach pielgrzymi. Po ich zmęczonych twarzach widać, że odbyli długą marszrutę, ale ze spojrzeń można wnosić, że osiągnęli zamierzone – zadumę nad Absolutem. Na ich kapeluszach osadzone są symbole, czyli wspomniane wcześniej muszle.
Z lokalnego parku roztacza się pocztówkowy widok na katedrę. Samo miasto poza wspomnianym zabytkiem oraz restauracjami z owocami morza nie ma nic więcej do zaoferowania. To z całą pewnością nie jest Rzym, ale może to i lepiej. Walec historii nie rozjeżdża tutaj wspomnień. Pozostają one bardziej osobiste, zarówno natury transcendentalnej jak i te bardziej przyziemne, smakowe.
Camino de Santiago – droga pielgrzymów
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Bardzo fajna relacja dwójki osób docierający do Composteli. http://kowalelosu.blox.pl/2013/10/SANTIAGO-DE-COMPOSTELA.html