Erupcja kina science fiction rozpoczęła się w 1951 roku. Na ekrany trafiły filmy, stanowiące kompletne novum dla widzów wychowanych na tanich komediach.
Zwiastunami nowych czasów stały się cztery filmy, które równolegle pojawiły się na amerykańskich ekranach – „Dzień w którym zatrzymała się Ziemia”, „Człowiek z planety X”, „Rzecz” oraz „Gdy zderzają się światy”.
Wszystkie one podchodziły do tematu z pełną powagą, potrafiły jednak uniknąć bufonady i niedorzeczności, które położyły się ciężarem na wielu innych dziełach z tego okresu. Posiadały też wspólną dla wszystkich produkcji z omawianego okresu – operowały na niewielkich lub wręcz mikroskopijnych budżetach.
„Dzień w którym zatrzymała się Ziemia” rozpoczyna się pojawieniem się nad Waszyngtonem UFO. Latający spodek spokojnie ląduje w pobliżu Białego Domu (pięć lat później ten sam trawnik stanie się polem walki z agresywnymi spodkami w filmie „Ziemia kontra latające spodki”!), z początku zauważone jedynie przez pewnego staruszka, który jak oszalały biegnie ulicą z okrzykiem „Przylecieli!” na ustach. Chwilę potem zjawia się wojsko, zaś pokojowa delegacja w postaci wyglądającego jak człowiek kosmity o imieniu Klaatu oraz jego posłusznego robota, przybyła jak się okaże z propozycją przyłączenia naszej planety do międzygalaktycznej unii, zostanie przywitana w typowo ziemski sposób: ogniem i przemocą. Klaatu, pojmany i skierowany na obserwację, zdoła się wymknąć spod rządowej kurateli i znalazłszy schronienie w skromnym pensjonacie, rozpocznie incognito zaznajamianie się z problemami współczesnego świata i ludzi („Szef policji dementuje, że kosmita ma osiem metrów wzrostu i macki zamiast ramion”). Scenariusz został naszpikowany symboliką nawiązującą do życia Chrystusa, wynosząc „Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia” do wymiaru nieomal metafory religijnej. Klaatu zostanie rozpoznany i zdradzony. Zdoła jednak odlecieć z Ziemi, wygłaszając na koniec jedną z bardziej pamiętnych linijek w historii filmowego science fiction: „Przyłączcie się do nas albo róbcie dalej to, co robicie, aż do zagłady. Decyzja należy do was”. To być może pedagogiczne, aczkolwiek piękne zakończenie zostanie później niemal dosłownie powtórzone w „Ostatnim brzegu” Stanleya Kramera, gdzie na powiewającym transparencie w świecie, który właśnie umarł, widz dostrzega napis „Jeszcze jest czas, bracie” – czas na opamiętanie się, na zatrzymanie wyścigu zbrojeń. W „Dniu w którym zatrzymała się Ziemia” osobami, które zdają się rozumieć przybysza, są chłopiec, z którym ów się zaprzyjaźni, oraz naukowiec. Obcy nie ma natomiast żadnych szans dialogu z władzami politycznymi, co okazuje się zresztą charakterystyczne dla większości filmów z omawianego okresu.
CDN
Jest to drugi odcinek artykułu o amerykańskim kinie s-f lat 50-tych
Źródło grafiki: Mitchellirons.
Najlepszy dialog: Mam wrażenie, że on pochodzi z Ziemi, wiecie skąd. Gościu na to: Nie, oni przylecieliby samolotami.
Można by pomyśleć, że film jest przeciw energii atomowej, ale to nie zupełnie prawda – spodek jakim przyleciał Klaatu napędzany jest „jakimś jej rodzajem”. Zarówno w „Fundacji” Asimova, czy w tekstach Lema, to właśnie energia atomowa napędza maszyny. Dziś już jakoś się o tym nie wspomina, czyżby wpływy lobby jakiś pseudo ekologów? Czy też po Czarnobylu to dość niewygodny temat? Film też pokazuje, że ludzie są zbyt mało „rozwinięci”. Trwają przy swoich „małych” konfliktach, mimo że mogli nauczyć by się żyć bez tej „głupoty”. Przywódcy państw nie chcą się ze sobą spotkać w mieście należącym do przeciwnika, przestraszony żołnierz strzelający do Przybysza, zaraz po jego zapewnieniu o pokojowym charakterze jego misji, reakcja dziennikarza, któremu wyjaśniał nieudolność władz. Zarazem jest jeszcze dla nas nadzieja. O czym świadczy pomnik Abrahama Lincolna, konstytucja USA, środowisko naukowców czy synek Helen Benson.