W 1982 r. niewielka firma Amiga Corporation pod wodzą technologicznego guru, Jaya Minera pracowała w tajemnicy nad konsolą o kryptonimie Lorraine.
Żeńskie imię produktu było zgodne z tradycją – domowa wersja Ponga nosiła kryptonim Darlene, zaś Atari 2600 ochrzczono pierwotnie jako Stellę. Nowa maszyna powstawała na bazie świeżo wypuszczonego przez Motorolę 16-bitowego procesora 68000. Wiedząc o wszechobecnych w Dolinie Krzemowej szpiegach technologicznych, Amiga równolegle nadzorowała produkcję gier oraz peryferiów dla Atari 2600 – tak dla odwrócenia uwagi. Odwracała ją dość skutecznie, jednak sama została zaskoczona krachem roku 1983, gdy nagle Jay Miner i inni zrozumieli, że nikt nie będzie już zainteresowany kupnem konsoli. Było to swego rodzaju błogosławieństwo, gdyż wpadli wtedy na pomysł, żeby tworzony system był komputerem domowym.
Atari zainwestowało w Amigę 500 tys. dolarów, licząc na dokończenie prac nad Lorraine. Tymczasem w kwietniu 1984 r. wizytę w firmie złożył sam Jack Tramiel. Po pozbawieniu go władzy w Commodore, działał na zasadzie wolnego strzelca. Rozglądał się po rynku, szukając czegoś, co mógłby kupić. Uwagę Minera i jego kolegów zwrócił fakt, że Tramiel był wyłącznie zainteresowany procesorem Lorraine, a w ogóle zaś nie zwracał uwagi na zespół pracujących przy projekcie inżynierów. Gdy podczas letnich targów CES zaczęły krążyć plotki, że Tramiel przymierza się do przejęcia Atari, w Amiga Corporation zawrzało. Wszyscy wiedzieli, że jeden z punktów kontraktu zawartego z Atari podczas udzielania pożyczki, brzmiał, że jeśli Amiga nie dostarczy na czas technologii, może zostać w całości przejęta. Pracownicy w myślach widzieli już, że Atari pod nową władzą stanie się polem czystki kadrowej. Bali się Tramiela. Zaczęli więc prezentować Lorraine, komu się dało. Na szczęście w szeregach firmy znajdował się super zdolny Robert J. Mical, który tuż przed targami CES w Chicago napisał słynne demo pokazujące skaczącą piłkę. Ponieważ taka animacja była czymś niezwykłym w tamtym czasie, Lorraine zdobyło rozgłos o który chodziło jego twórcom. Łatwiej się było wówczas ustawiać w kolejce do potencjalnych kupców. Apple, Silicon Graphics i wielu innych mieli jeszcze pewne zastrzeżenia. Commodore patrzyło na sprawę w sposób znacznie bardziej wyrozumiały.
Firma była w o tyle trudnej sytuacji, że po przejęciu Atari Jack Tramiel zaczął podkupywać z niej pracowników. Zwalniał personel Atari, a przyjmował do pracy swoją starą gwardię. Commodore musiało uzupełnić braki kadrowe i pomysł wykupu Amiga Corporation wydawał się idealnym rozwiązaniem. Amiga na tydzień przed przejęciem Atari przez Tramiela w 1984 r. zwróciła pożyczkę 500 tys. dolarów, twierdząc, że nie jest w stanie zrobić Lorraine. Niedługo potem Amiga została kupiona przez Commodore za kwotę 24 mln dolarów. Atari oczywiście wytoczyło proces Commodore. Jak żartowano, dział prawny stanowił w tamtym okresie główne źródło przychodów Tramiela. Firma pozywała kogo się dało, ale akurat w przypadku pozwu przeciw Commodore sprawa zakończyła się ugodą.
Dokładnie 23 lipca 1985 r. w prestiżowym nowojorskim Lincoln Center odbyła się inauguracja Amigi. Wśród wynajętych do promocji gwiazd znaleźli się Andy Warhol oraz wokalistka grupy Blondie, Debbie Harry.
Niezbyt obytego z komputerami Warhola posadzono na krześle i kazano mu narysować na programie graficznym podobiznę Harry (na zdjęciu). Wyglądało to nieco komiczne, z drugiej strony stanowiło wspaniałą pożywkę dla prasy. Ów lipcowy wieczór przeszedł do historii jako jedna z najbardziej spektakularnych inauguracji komputerowego sprzętu. Przedstawiono prawdziwy cud techniki, Amigę 1000. Zaraz po premierze kosztowała ona aż 1,3 tys. dolarów i choć była najbardziej eleganckim komputerem na rynku, mogącym służyć do półprofesjonalnych zastosowań, nie zdobyła szerokiej popularności. Pod strzechy Amiga zawitała dopiero w wypuszczonej w 1987 r. tańszej wersji o numerze 500.
Po premierze Amigi odnotowano bezprecedensowe wydarzenie. Oto po raz pierwszy w historii przed ukazaniem się na rynku komputera wydano pierwszy numer poświęconego mu miesięcznika. „Amiga World”, bo tak się on nazywał, miał za zadanie wzniecić zainteresowanie nową platformą. Do akcji promocyjnej włączył się sam szef Electronic Arts, udzielając w magazynie „Compute!” wywiadu, w którym objaśniał, dlaczego Amiga zrewolucjonizuje rynek gier. Tytuł artykułu krzyczał: „Oto dlaczego Electronic Arts jest przywiązane do Amigi”. Nie pierwszy ani ostatni raz w historii ta firma miała przyczynić się do sukcesu konkretnej platformy do gier.
Do przygotowania reklamówek telewizyjnych o budżecie rzędu 15 mln dolarów wynajęto firmę Stevena Spielberga, Amblin Entertainment. Spielbergowi bardzo podobała się Amiga, co wykorzystano jako jeden z argumentów w przekonywaniu publiczności, że jest to idealny komputer do zabawy. Próbowano takimi aliansami naprawiać błędy marketingowe poprzednich lat, a jednocześnie Commodore zdawało się same nie do końca wierzyć w sukces Amigi. Początkowo w ogóle nie planowano na komputerach z tej serii umieszczać loga Commodore…
Za rogiem czaiła się bezpośrednia konkurencja, gdyż Jack Tramiel szybko stworzył maszynę swoich marzeń. Pod koniec 1985 r. po hucznej premierze na targach CES, do sklepów trafiło Atari ST, podobnie jak Amiga wyposażone w procesor główny Motorola 68000. Skrót ST pochodził od słów „sixteen, thirty two” odzwierciedlających 32-bitową architekturę procesora oraz szerokość szyny danych. Prasa ochrzciła ten komputer mianem Jackintosha. Sam Tramiel przedstawiał go jako „moc za niewielkie pieniądze”, co zdawało się sugerować, że zamierza powtórzyć historię z C64.
Produkt nowej generacji, choć wyniki sprzedaży miał podobne do Amigi – w całej skali zamknęło się to sumą około 6 mln sprzedanych egzemplarzy – przegrał na polu gier rywalizację z konkurentką, a całkowicie pogrążył go boom komputerów klasy PC. Atari ST pozostał jednak ulubionym narzędziem pracy wielu muzyków, gdyż dzięki wbudowanemu portowi MIDI doskonale nadawał się do tworzenia muzyki.
Źródło grafiki: freestimulants.blogspot.com
W tym roku 25 rocznica śmierci Minera. Jeżeli Jobs to wizjoner, to co powiedzieć o Jay’u?
Wizjoner bez talentu do autoreklamy i bez instynktu komiwojażera 😉
Żal Warhola. Męczył się straszliwie przy tym monitorze, a dwa lata póżniej zmarł.
W serwisie Atari Museum można znaleźć skan dokumentu, który potwierdza zawarcie w 1983 roku tajnego kontraktu pomiędzy Atari a firmą Amiga Corporation, czyli twórcami prototypu o nazwie Lorraine. Startup „Amiga” chciał uzyskać w ten sposób dodatkowe finansowanie, a Atari miało pozyskać prawa do wykorzystania nowych układów specjalizowanych w swoim kolejnym komputerze.
Swoją pierwszą grę na A500 „One Step Beyond” (nieoficjalna druga część „Push Over”) kupiłem za całe 20 tysięcy ówczesnych złotych w osiedlowym sklepiku. Był to początek mojej przygody z A500 (po Atarynce 65XE i Commodorku 64) i nie wiedziałem jeszcze, że można nabyć gry w taki sposób jak Ty opisałeś. Pamiętam także jak skołowałem skądś wersję ECS „Old Timer”, który był ogólnie dostępny tylko na AGA, na 9 DD. Ileż ja za niego dostałem nowości. Albo „Rise of the Robots” na (chyba) 9 czy 12 DD… Gra tak beznadziejna, że aż zgroza, ale graficzka cudna. „Secret of Monkey Island 2” i „Indiana Jones and the Fate of Atlantis” (obie 11 DD) – najwspanialsze przygodówki. „Desert Strike”, „Jungle Strike”. „Body Blows” i „Body Blows Galactic” – w sumie bardzo dobre mordobicie od Team 17. Nieśmiertelne „Wormsy”. „Franko” i „Doman”, które szokowały rodzimymi blzgami :] Setki dem („Technological Death”) i modułów do ProTrackera („Pokochałem me Atari”). Esz… Stare dobre czasy… To był sprzęt z duszą, na gry patrzyło się wtedy inaczej niż teraz. Ogromnie żałuję, że sprezentowałem cały ten zestaw młodszym kuzynom po kupnie PC…