Federal Reserve System jest według jednych najbardziej tajemniczą organizacją na świecie, zaś oficjalnie – to normalny bank, działający w trosce o finansowe interesy USA.
Wszystko zaczęło się w listopadzie 1910 r. Z inicjatywy senatora Nelsona Aldricha odbyło się spotkanie na położonej u wybrzeży stanu Georgia wyspie Jekyll Island. Oprócz senatora wzięło w nim udział pięciu czołowych finansistów USA. Ustalono, że trzeba powołać do życia amerykański bank centralny, stojący na straży płynności finansowej państwa i wspierania działalności podmiotów biznesowych.
Powód do takiej dyskusji był prawdziwy i bezsporny. Oto w 1907 r. nastąpiło załamanie na Wall Street. Jego powodem była gra spekulacyjna kilku banków, rozpętująca reakcję łańcuchową, która spowodowała w ciągu roku spadek cen akcji o 50%. W USA istniały co prawda banki stanowe, ale jak się okazało, część z nich weszła w ryzykowny proceder manipulowania kursami akcji, co skończyło się wspomnianą paniką na giełdzie. Poza tym istniały pewne rozbieżności pomiędzy politykami fiskalnymi różnych stanów, co również mogło rodzić kłopoty.
O ile sensu powstania Fed nie sposób negować, o tyle jego konstrukcja była łagodnie mówiąc zaskakująca. Otóż zostanie centralnym bankiem USA umożliwiono bankowi prywatnemu, bo Fed, choć formalnie nadzorowany przez organy władzy, to mimo wszystko działa jako ciało w dużej mierze niezależne od Departamentu Skarbu USA oraz prezydenta USA. Jądro zarządzające Fed stanowi siedmioosobowa Rada Gubernatorów, na czele której stoi przewodniczący mianowany przez prezydenta i zatwierdzany przez Senat. W praktyce jest to najpotężniejsza postać w całym światowym systemie finansowym. Cały szkopuł tkwi w tym, że po wybraniu, przewodniczący staje się na sześć lat nietykalny. Nie jest zobowiązany do wykonywania poleceń prezydenta. Czyli los całego kraju zależy w dużej mierze od decyzji jednego człowieka, pozbawionego kontroli aparatu państwa.
Powstanie Fed usankcjonowała specjalna ustawa poddana pod głosowanie 23 grudnia 1913 roku. Część kongresmenów była już poza Waszyngtonem, co miało ponoć wpływ na jej przejęcie. Powiązany ze światem finansjery prezydent Woodrow Wilson natychmiast ją podpisał. Od tego czasu bank centralny decyduje o ilości drukowanego pieniądza, pełni również nadzór nad innymi amerykańskimi bankami. Już po kilkunastu latach działania Fed wybuchł Wielki Kryzys, a chwilę później nastąpił niebywały rabunek złota amerykańskim obywatelom, zwany oficjalnie rozporządzeniem wykonawczym 6102, o czym pisaliśmy tutaj. Koniecznie trzeba w tym momencie dodać, że to do skarbca Fed trafiło owo złoto. Patrząc na sprawę bez żadnych uprzedzeń, nie znając oczywiście zakulisowych szczegółów tych operacji, jest rzeczą dziwną, że niemal od razu po stworzeniu organizacji mającej się zajmować pilnowaniem ładu monetarnego, nastąpiły tak katastrofalne wydarzenia nie mające precedensu w światowej gospodarce.
W latach 60-tych ekonomiczny guru, zdobywca Nagrody Nobla, Milton Friedman wraz z Anną Schwartz wysunął zaskakującą teorię. Otóż ich zdaniem to właśnie Fed był głównym winowajcą Wielkiego Kryzysu. Pisali m.in. „Ostra recesja zmieniła się w Wielki Kryzys, kiedy runy na banki doprowadziły do dramatycznego zmniejszenia podaży pieniądza. Fed stał z boku, nie zrobił nic, aby się temu przeciwstawić, podczas gdy giełda spadła o ponad jedną trzecią w okresie między sierpniem 1929 roku a marcem 1933 roku”. Z udokumentowanymi oskarżeniami Friedmana zgodził się po latach – co szokujące – obecny przewodniczący rezerwy federalnej, Ben Bernanke.
Z biegiem lat Fed stał się najpotężniejszą prywatną korporacją świata. W 1963 r. trafił jednak po raz pierwszy na godnego siebie przeciwnika. Na bezczelnego tyrana, który nie bał się nikogo i miał własną wizję rzeczywistości. Podpisując rozporządzenie wykonawcze 11110, John Fitzgerald Kennedy udzielił rządowi federalnemu prawa do emisji banknotów o równoważności parytetu srebra, jakie znajdowało się wówczas w posiadaniu USA. A było go sporo, co oznaczało, że od tego momentu również sam rząd USA, a nie tylko Fed, mógł zacząć drukować dolary. JFK miał to do siebie, że się nie patyczkował z nikim – ani z mafią, ani z sowietami, ani z bankierami. Niestety, pod koniec listopada już nie żył, a jego następca Lyndon Johnson nie kontynuował zarządzeń dekretu 11110. Wydrukowane banknoty nie weszły do obiegu, zaś sam dokument pozostaje do dziś jedynym w historii prezydenckim dekretem, którego postanowienia nie weszły w życie. Fed pozostał jedynym drukarzem Benjaminów Franklinów.
W 1971 r. USA odeszły od parytetu złota, uwalniając cenę kruszcu. Inflacja ruszyła wówczas z kopyta. Ronald Reagan tuż po zaprzysiężeniu zażądał od Kongresu powołania komisji do spraw złota, zamierzając przywrócić parytet. Dwa miesiące później stał się celem zamachu, tyle że miał więcej szczęścia od JFK, gdyż kula przeszła obok serca. Strzelający do niego John Hinckley był chory umysłowo, ale dla nas liczy się efekt – Reagan wycofał się z forsowania parytetu złota. Od tego czasu żaden inny prezydent nie próbował ingerować w działania Fed.
Co się stało potem? Nastąpiła sytuacja, w której od 40 lat opinia publiczna nie ma informacji co się dzieje w skarbcu Fed, czyli Forcie Knox, o czym również donosiliśmy. Zrodził się też problem niespłacalnego długu USA wynoszącego już prawie 20 bilionów dolarów. „Nie ma w tym nic dziwnego” – przekonują nas. Tak, Fed jest zupełnie normalnym bankiem. To z całą pewnością nie on doprowadził największe mocarstwo świata na skraj przepaści.
Książka Finansowy potwór z Jekyll Island
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Rezerwa Federalna wywróciła giełdy do góry nogami. Złe dane makro stają się powodem do zakupu akcji przez inwestorów, a dobre – do wyprzedaży posiadanych walorów. Dzieje się to od paru ładnych lat i skończy się kryzysem jakiego świat jeszcze nie widział.
Co do spisku przy powstaniu Fedu, ro uważam, że go nie było. Zamiar był światły. Dopiero po dekadzie do głosu doszło mroczne towarzycho, które zrozumiało, że na robieniu w bambuko rządu USA da się lepiej zarabiać niż na operacjach giełdowych.
Autorzy książki Powtór z Jekyll Island idą dalej w swoich poszukiwaniach powiązań FED-u. Są dość bezkompromisowi. Warto zacytować fragment:
” W 1981 roku krążyły pogłoski, że prezydenta Kennedy’ego zamordowali agenci ukrytej władzy finansowej, ponieważ podpisał rozkaz wykonawczy nr 11110, który nakazywał Skarbowi wydrukować ponad cztery miliardy banknotów Stanów Zjednoczonych. Dokładnie o takich pieniądzach mówimy; papierowe banknoty bez pokrycia w złocie lub srebrze emitowane przez rząd a nie Rezerwę Federalną. Jak głosiła plotka, bankierzy byli wściekli, ponieważ mieli stracić odsetki od podaży pieniądza. Jednak kiedy rozkaz odnaleziono, okazało się, że dotyczył certyfikatów srebra, a nie banknotów Stanów Zjednoczonych. Certyfikaty srebra mają pokrycie w srebrze, to znaczy że są prawdziwymi pieniędzmi, zatem pogłoski były pod tym względem błędne. Jednak także od certyfikatów srebra nie płaci się odsetek więc tutaj pod tym względem pogłoski były prawdziwe. Była jednak jeszcze jedna kwestia, której nikt zdawał się nie dostrzegać. Rozkaz wykonawczy nie nakazywał Skarbowi emitować certyfikatów srebra. Jednak go do tego upoważniał. Nie ma żadnych dowodów że kiedykolwiek do tego doszło. Jeżeli certyfikaty te w ogóle wydrukowano, nigdy nie trafiły do obiegu. W 1987 roku prezydent Reagan unieważnił rozkaz.
Skarb wydrukował niewielką ilość banknotów Stanów Zjednoczonych w 1963 roku, jednak był do tego upoważniony na mocy ustawy Kongresu z 1878 roku, zgodnie z którą należało zastąpić wycofane z obiegu zielone z czasów wojny secesyjnej. JFK nie zainicjował tej emisji. Największa ilość tych banknotów, jaka znalazła się w obiegu, wynosiła 322 miliony dolarów, co nie było znaczącą sumą w porównaniu z ilością banknotów Rezerwy Federalnej. Większość z nich stanowi teraz okazy kolekcjonerskie.
Część pogłosek dotycząca roli bankierów w śmierci JFK zyskała wsparcie w postaci kilku książek krążących w konserwatywnych kręgach. Zawierały one złowróżebny fragment przemówienia Kennedy’ego wygłoszonego w Columbia University zaledwie 10 dni przed zamachem. Cytowano następującą wypowiedź: „Najwyższy urząd prezydenta został wykorzystany do wcielenia w życie spisku mającego na celu zniszczenie amerykańskiej wolności i nim odejdę z urzędu muszę ostrzec obywateli przed ich losem”. Jednak gdy poproszono Columbia University o o dostarczenie transkrypcji tego przemówienia, okazało się, że Kennedy nigdy tam nie przemawiał – ani przed zamachem ani kiedykolwiek! Główny bibliotekarz w John Fitzgerald Kennedy Library w Bostonie Ronald Whealan poświadcza dodatkowo: „Dziesięć dni przed przed zamachem był w białym domu na zebraniu w którym uczestniczył między innymi ambasador Portugalii w Stanach zjednoczonych”.
Być może prezydent poczynił przypisywane mu uwagi jakiegoś innego dnia przed inną publicznością. Nawet jeśli, to jest to zagadkowa wiadomość, którą można interpretować na wiele sposobów. To, że miał zamiar zdemaskować Fed, jest najmniej prawdopodobne. Przez całe życie Kennedy był socjalistą i internacjonalistą. Uczęszczał do fabiańskiej London School of Economics, uczestniczył w niszczeniu amerykańskiej podaży pieniądza oraz wspierał transfer amerykańskiego bogactwa do innych państw. Nie ma poważnych podstaw, aby wierzyć że nagle „przejrzał na oczy” i zmienił swoje długoletnie przekonania.”
Po pierwsze jaka jest przyczyna powstawania i istnienia banków centralnych, przynajmniej ta oficjalnie podawana społeczeństwu? Najogólniej rzecz ujmując bycie kredytodawcą ostatniej deski ratunku oraz regulatorem podaży pieniądza poprzez zmianę stóp procentowych. W przypadku tego drugiego (zmiany podaży) FED w porównaniu do np. takiego NBP to już skrajna patologia, co można m.in. zdawkowo wyczytać z artykułu (mi od razu nasuwa się ten przykład). W związku z tym FED zamiast być pozytywnym regulatorem zachwiań na rynku przede wszystkim przyczynia się do powstawania cykli koniunkturalnych.
Niektórzy twierdzą, że banki centralne (dalej BC) muszą istnieć w systemie pieniądza fiat (bez pokrycia), ponieważ poprzez rezerwę cząstkową ograniczają akcję kredytową banków komercyjnych, która rosłaby do nieskończoności. Moim zdaniem nie miałoby to miejsca ponieważ BC jest również gwarantem banków komercyjnych, więc w przypadku jego braku bankom groziłyby runy (masowe wycofywanie depozytów) gdyby dopuściły się przesadnie dużych akcji kredytowych. Więcej pisze o tym Rothbard w którymś z pierwszych rozdziałów dotyczących BC w Tajnikach bankowości.
Podsumowując powyższe, moim zdaniem likwidacja BC w systemie fiat może doprowadzić do krótkotrwałego kryzysu zwłaszcza na zachodzie (banki chociażby w Polsce są dużo bardziej konserwatywne). Ostatecznie jednak rynek powróciłby do systemu równowagi, a banki przestałyby być świętymi krowami i najzwyczajniej w świecie tym złym groziłby upadek.
W przypadku standardu złota sytuacja byłaby jeszcze prostsza – mielibyśmy tak naprawdę powrót do systemu pieniężnego, który towarzyszył ludzkości prawie przez całe jej istnienie. W obecnej gospodarce wiązałoby się to z pewnością z silną deflacją – zjawiskiem przerażającym wszystkich keynesistów (czyli praktycznie każdego obecnego polityka). Warto jednak zaznaczyć, że byłaby to deflacja wynikająca z powolnie rosnącej podaży pieniądza w stosunku do szybko rozwijającej się gospodarki. Czyli w każdej dziedzinie konsumpcji występowałoby podobne zjawisko spadających cen jak aktualnie m.in. w sprzęcie komputerowym. Więcej na temat utrudnień (najczęściej demonizowanych) wynikających z tego faktu możesz przeczytać tu
Ponadto straciłyby na znaczeniu cykle koniunkturalne, w zasadzie przestałyby być tak istotnym zjawiskiem jak teraz. Popatrz jeszcze raz na wykres średniej przemysłowej z artykułu klik. Po prawej stronie mamy charakterystyczne etapy grzania i schładzania gospodarki (lub samo zapadania się pod wpływ baniek nakręconych zbyt silną akcją kredytową) wywołaną przez FED. Po lewej mamy naturalne dla wolnego rynku wahania i lokalnym i krótkotrwałym okresie. Podsumowując: powrócilibyśmy do sytuacji po lewej stronie wykresu czyli wolniejszego (w porównaniu do grzania gospodarki przez FED) rozwoju, ale stabilnego na przestrzeni dziesięcioleci z małymi i lokalnymi wahaniami.
Wierzysz w takie bzdury o mitycznym odejściem od ,,standardu dolara” (właściwie dolara asekuruje gigantyczna gospodarka USA, giełdy i sama ilość dolara na rynku i będącego własnością pastw w postaci rezerw walutowych, niż jakieś tam kraje wydobywcze ,,czegoś”) ? Saudyjczycy i Katarzy bez problemu sprzedają większość swojej ropy za Rupie, Renimbi i Yeny, a jak na razie nie mają tam wojen domowych, a mityczny import ropy z zatoki perskiej to niecałe 8% całej amerykańskiej konsumpcji ropy (amerykanie pokazali im piękny gest kozakiewicza gdy zakręcili USA kurek z ropą po wojnie Yom Kippur), głównymi klientami jest Europa rozliczająca się w Euro i gospodarki Azji płacące wymienionymi walutami. Złota waluta i tak by nie wypaliła bo się to nie sprawdza od kiedy wszystkie kraje zrezygnowały z fikcji gwarancji w złocie (Szanghajska Gorączka Srebra i kryzys w UK, Francji czy w Niemczech w latach 20 potwierdzają że już wtedy to nie działało a kończyło się tylko na pustych rezerwach złota podczas większych zawirowań oraz paradoksalnie prawdopodbnie odpowiada za długotrwałą recesję gosodarczą w II połowie XIX stulecia, a nie jak twierdzą neo-klasyczni ekonomiści za bujny rozwój świata).
Co do MFW i Banku Światowego to obecność takich instytucji uważam za kluczową związaną z koniecznością nadzoru nad zniszczoną administracją która otrzymuje pomoc finansową oraz ponowne uruchomienie działów strategicznych gospodarki jak energetyka, dostarczanie wody do miast i system bankowy.
Od kilkunastu lat, a może nawet kilkudziesięciu zastanawiało mnie skąd się biorą wahania kursów walut, akcji czy cen ropy naftowej. Nie przemawiało do mnie tłumaczenie, iż wypływa to jedynie z podaży i popytu, choć zapewne to też ma, niemniej jednak, pośredni wpływ. Wyobraźnia podsuwała mi ciągle obraz BESTII siedzącej przed monitorem super komputera, która myśli: „w tym tygodniu moje dochody spadły o x bilionów dolarów, w porównaniu z tygodniem poprzednim. Żeby to nadrobić, podniosę cenę baryłki ropy o pół dolara.” Przez BESTIĘ rozumiem światową finansjerę, co oznacza raczej grupę osób na szczycie finansowej piramidy (OKO). Przez dolary rozumiem jakąkolwiek walutę honorowaną w handlu międzynarodowym. Przez pół dolara rozumiem jakąkolwiek niewielką kwotę, co pomnożone przez ilość wydobytej i sprzedanej w ciągu tygodnia ropy daje wynik niewyobrażalny dla zwykłego śmiertelnika. Podobna sytuacja – moim zdaniem – dotyczy akcji, obligacji, kursów walut itd. Oczywiście praźródło wahań, czyli wspomniana BESTIA, niknie gdzieś w gąszczu ekonomicznego bełkotu, a ci co na codzień tego bełkotu używają, stają się „guru” dla szaraczków bez czerwonych szelek.
Sprawa wygląda tak, że ciągłe dodrukowanie banknotów doprowadzi do załamania systemu i FED dobrze o tym wie. Interesującym jest że te banknoty trzeba później zwrócić do FED z odsetkami. Skoro wszystkie banknoty pochodzą z FED to forsa na spłatę odsetek nie może wziąć się z niczego. Więc mamy społeczeństwo które musi pracować na FED w nieskończoność by spłacać odsetki których nigdy nie spłaci i nie uzyskuje zupełnie nic w zamian za swą pracę. Taki sposób pracy bez zapłaty nazywano kiedyś niewolnictwem. System musi się załamać i plan jest taki by system przetrwał tak długo by dało rade skredytować powstanie rządu światowego. Zarzucić świat bazami amerykańskimi na wypadek buntu tubylców i proklamować się władcami absolutnymi lub wynająć do tego zadania marionetki. W demokracji wynajmuje się marionetki (opłacając im kampanie) lub przekupuje się ludzi u władzy, są ludzie nieprzekupni ale ci zwykle umierają w wypadkach (zapewne też sponsorowanych).