Popyt na opracowany w roku 1829 specyfik gwałtownie rośnie przy awariach reaktorów atomowych, chociaż pierwsze takowe powstały dopiero po roku 1950.
Jean Lugol, lekarz chorób wewnętrznych w szpitalu Św. Ludwika w Paryżu zasłynął z opracowania metody leczenia tarczycy przy pomocy roztworu jodu. Sam jod jest trudno rozpuszczalny w wodzie, ale jest rozpuszczalny w roztworze jodku potasu, w praktyce wykorzystuje się stężenia od 1-5%.
W naturze jod pobieramy z pokarmów, mikroelement ten można znaleźć w rybach, mleku, jajach, ryżu, szpinaku, jabłkach i innych. Większość soli kuchennej dostępnej w sprzedaży jest sztucznie wzbogacana w jod i jest pewnie najtańszym dostępnym źródłem tego pierwiastka, poza darmowym wchłanianiem powietrza nad morzem. W wodzie morskiej występuje jod, który unosi się w powietrzu w postaci aerozolu, najwięcej w czasie gwałtownych burz. Nasz organizm wykorzystuje jod do syntezy hormonów tarczycy, które są wykorzystywane do regulacji ważnych funkcji życiowych, procesu wzrostu i przemiany materii. Człowiek potrzebuje małych, ale regularnych dostaw jodu, rzędu 150-300 mikrogramów dziennie, więcej w przypadku kobiet w ciąży. Trwały niedobór jodu powoduje zmiany chorobowe, wola. Nadmiar pierwiastka w organizmie powoduje zatrucie jodowe, które może wymagać leczenia szpitalnego.
W Polsce płyn Lugola został masowo podany podczas wielkiej awarii elektrowni atomowej w Czernobylu. Katastrofa miała miejsce 26 kwietnia 1986, ale ZSRR utrzymywał ją w tajemnicy, nawet przed 'bratnimi’ krajami socjalistycznymi. Drastycznie zwiększone promieniowanie powietrza wykryła stacja pomiarowa w Mikołajkach, kiedy rankiem dwa dni później radioaktywna chmura dotarła do Polski. Po południu 28 kwietnia informację o awarii podała brytyjska BBC. Specjalnie powołana komisja rządowa zdecydowała o masowym podaniu płynu Lugola dzieciom do lat 17 oraz osobom starszym, natomiast pod presją sowiecką miało to nastąpić dopiero po 1 maja, który był ważną datą polityczną. Dzięki cichym bohaterom tamtych dni, wojskowym i lekarzom, akcja wbrew rozkazom wystartowała od razu. W ciągu kilku dni od 29 kwietnia płyn Lugola przyjęła w Polsce prawie połowa populacji. Akcję ograniczono do dzieci, młodzieży i starszych ze względu na ograniczoną dostępność zapasów płynu Lugola, ale dawkę jodu przyjmowali wtedy ludzie w każdym wieku. Podobny do płynu Lugola specyfik można było otrzymać z rozcieńczenia jodyny, która była roztworem jodu w alkoholu etylowym.
Dlaczego wszyscy chcieli połkać specyfik wynaleziony ponad 150 lat wcześniej? Chodziło o prewencyjnie podanie większej dawki jodu, żeby nasycić tarczycę, tak by nie była w stanie przyjmować go więcej. W szczególności żeby nie przyjmowała i nie magazynowała promieniotwórczego izotopu jodu występującego wtedy w powietrzu. Dzisiaj, kiedy znane są już wszystkie fakty i nie ma obecnej wtedy bariery informacyjnej, wydaje się że była to akcja na wyrost. Z jednej strony to co mieliśmy się nawdychać, nawdychaliśmy się już 28 kwietnia, akcja miałaby większy skutek, gdyby ZSRR od razu poinformowała sąsiadów o awarii. Z drugiej okazało się, że nie było zagrożenia życia ze strony radioaktywnego jodu, którego dawki na terenie Polski, choć zwielokrotnione, nie były groźne dla zdrowia.
Źródło grafiki: NAC
Pamiętam dobrze ten dzień, gdy w gabinecie lekarskim mojej podstawówki zostałem poczęstowany tym eliksirem. Natomiast nie zgadzam się, że stężenie czarnobylskie było niegroźne dla zdrowia i podawanie Lugola było formalnością. Wtedy ktoś słusznie powiedział, że to czy opad radioaktywny był groźny dla ludzkiego zdrowia, dowiemy się za około 20 lat. Mam kilku znajomych, którzy w wieku około 40 lat albo zmarli na raka, albo mocno się z nim zmagali. Moim zdaniem teraz widać skalę zniszczenia jaka do nas dotarła w 1986. Czekam na badania porównujące zachorowalność na nowotwory w 2012 w porównaniu z na przykład 1982.
Płyn Lugola chroni tylko przed przyswajaniem radioaktywnego jodu, nie zapobiega innym skutkom napromieniowania, nie jest substytutem kombinezonu z ołowianymi płytkami, nie umożliwia bezkarnego spożywania skażonej żywności, ani picia skażonej wody.
Zgoda. Protestowałem tylko przeciwko nie wyrażonemu wprost, ale jednak zawartemu w artykule twierdzeniu, że podanie Lugoli było spóźnione, czytaj: zbędne.
Prof. Jaworowski jest odpowiedzialny zarówno za podjęcie decyzji o podaniu płynu Lugola, jak i za późniejsze słowa, w których mówi wprost że było to zbędne. Nie musisz się z tym zgadzać, jednak do mnie bardziej przemawia autorytet profesora. Być może teraz widzisz to co chcesz widzieć – korelujesz zwiększoną zapadalność na raka (jako skutek postępu cywilizacyjnego, w medycynie, w chorobach cywilizacyjnych) z Czarnobylem (np. ZAMIAST korelować ze zwiększoną ilością nie wiem czego, np. rtęci w smogu miejskim, którego w 1986 roku zwyczajnie nie było).
No i co z tego że go piliśmy – skoro o 2 lub 3 dni za późno? Ja np. tarczycy już nie mam. Pamiątka po Czarnobylu.
A czy wiecie dlaczego taka akcja była możliwa w Polsce a na Zachodzie już nie?
W Polsce plan na wypadek ataku nuklearnego był prosty: kogo bomba tego bęc. Schronów dla ludności praktycznie nie było. Ludzie którzy przeżyliby atak mieli szukać pomocy w niezniszczonych miastach, w aptekach mieli pobrać płyn Lugola żeby chronić się przed wchłanianiem radioaktywnych izotopów. Zakładano, że wiele aptek(centralnie zarządzanych) zostanie zniszczonych więc każda apteka miała mieć zapas płynu dla 500% populacji swojego okręgu.
Ludzie, nie wycinajcie tarczycy ani nie przyjmujcie jodu RADIOAKTYWNEGO chyba że w skrajnych przypadkach! Będziecie zrec tabletki na niedoczynność przez całe życie. Znajdźcie naturopatę żeby rozplanował wam terapię a jeśli nie macie na niego pieniędzy to polecam książkę Ukryte Terapie. I oczywiście poszperać w internecie. W 92% płyn lugola leczył nadczynność (Grave’s Disease). Zawiera on jod NIEORGANICZNY a NIE RADIOAKTYWNY! Endokrynolog dobry jest na skrajne przypadki ale nadczynności nie wyleczy, jedynie złagodzi objawy i często każe wyciąć lub spalić tarczycę izotopem jodu. Róbta co chceta. Ja tylko dobrze radzę.