Naziści może i w pewnym momencie zrozumieli, że przegrali wojnę, ale nie byli w stanie przyznać się do jednego: że ich dumny aryjski naród wyhodował psychopatę nad psychopatami.
Nawet Wampir z Dusseldorfu wyglądał przy nim mizernie. To była hańba, to była bezradność policyjnego systemu, któremu, mimo że wyszkolił się w inwigilacji ludzi, ten osobnik cały czas uchodził z pola widzenia. Mroczna noc trwała przez 20 lat – tyle bowiem czasu Bruno Ludke spokojnie podróżował przez niemieckie landy, siejąc gwałt, mord i spustoszenie. Nie był agentem, nie był anarchistą, lecz jedynie bardzo chorym człowiekiem. Niestraszne mu były brunatne koszule, w ogóle też nie dostrzegł wybuchu II wojny światowej. Spełniał swoje zboczone potrzeby bez względu na porę dnia czy roku. A wszystko zaczęło się w 1924 r.
Wtedy właśnie niedorozwinięty umysłowo niemiecki degenerat wsiadł na rower i ruszył w kraj. Był typem wesołego debila, którego nikt nie bierze na serio. I to właśnie było najważniejszym elementem jego strojem kameleona! Bez problemu zbliża się do niczego nie podejrzewających kobiet, po czym górę brały zwierzęce instynkty powodujące, że Ludke dusił swoje ofiary. Preferował brunetki, jednocześnie nie znosił zapachu perfum, który działał na niego wymiotnie. Jeśli ofiara była obficie pachnąca, miała szansę uciec ze szponów potwora.
Mordował bez zostawiania śladów. Zresztą gdy gestapo prowadziło śledztwo w sprawie tajemniczych mordów, nikt i tak nie wpadłby na to, że podejrzanym jest małomiasteczkowy, wydawałoby się, że nieszkodliwy tramp. Tramp podróżujący po kraju, a na co dzień mieszkający z matką. Podczas II wojny światowej Bruno Ludke kosił żniwa tak jak wcześniej. Dopiero w 1943 r. popełnił błąd. W tym potworze obudził się ludzki instynkt, co go zgubiło. Oto bowiem po zgwałceniu i zabiciu swej jak się okazało ostatniej ofiary, Fridy Rohmer, najprawdopodobniej o wszystkim dowiedziała się matka psychopaty. Otruła się, zaś pogrzeb odbywał się na tym samym cmentarzu na którym znajdował się wcześniejszy o parę dni grób Rohmer. Gestapo miało go na oku. Nagle obserwujący teren szpicel dostrzegł, że mężczyzna uczestniczący w pogrzebie przyniósł kwiat również na grób Rohmer. Bruno Ludke został przedstawiony komisarzowi gestapo, Franzowi, a ten rozpoczął przesłuchanie. Usłyszał o 50 morderstwach. I choć nie było pewności czy aby na pewno wszystkich wskazywanych zbrodni dokonał Ludke, nie było wątpliwości, że ten człowiek jest przeraźliwie chory.
Ludkego poddano testom, badaniom, eksperymentom. Wymierzono, wzięto dla potomności odlew jego twarzy i rąk. Analitycy sporządzili tabele statystyczne ujmujące podobnych doń osobników. Następnie po cichu zrobiono psychopacie śmiertelny zastrzyk lub jak chce inna wersja – zmarł on podczas zbyt radykalnego eksperymentu. W każdym razie wampir dwudziestolecia został skatalogowany. Rodził się prewencyjny plan likwidacji wszystkich niedorozwiniętych, mogących w jakimś stopniu przypominać zachowaniem Bruno Ludkego. Oczywiście, był to już koniec przegranej przez Niemcy wojny, ale zamierzano wdrożyć go zaraz po ustaniu zawieruchy, w nowym powojennym kraju. Nosił nazwę Plan Ludkego.
Nie został nigdy wprowadzony w życie. Komisarz Franz zginął podczas oblężenia Berlina, a dokumentacja medyczna Ludkego wyparowała. Tym samym współcześni psychopatolodzy załamują ręce. Utracili bowiem kartotekę najcenniejszego z ich punktu widzenia obiektu badawczego.
Słownik zabójców Rene Reouvena
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
Nie wiem czy w III Rzeszy jakikolwiek wyrok mógł być sprawiedliwy. Jeśli choroba była prawdziwa oznacza to, że nie mógł ponosić odpowiedzialności za swoje czyny i powinien zostać umieszczony w jakimś zakładzie psychiatrycznym (choć z tego co pamiętam w Rzeszy eliminowano chorych umysłowo jako słabe ogniwa narodu niemieckiego). Spodziewałabym się raczej, że takiego wprawionego mordercę wyślą na front albo przyjmą do Gestapo. Eksperymenty raczej mieli na kim robić…
Sęk w tym, że Ludtke był mordercą, ale niezbyt stabilnym. Wcielenie go do Gestapo mogłoby spowodować krwistą awanturę w tymże.
No, nie wiem czy Rzeźnik z Hannoweru nie miał większych kłów i pazurów. Ludke gwałcił i mordował, natomiast Rzeźnik (Haarman) obdzierał ze skóry chłopców. Wczesny sadysta-pedofil. W ogóle zastanawia ten wysyp seriali w przedwojennych Niemczech. Mieli przecież jeszcze czwartego demona – Petera Kurtena!!
W Szkocji też był taki jeden seryjny( nie pamiętam nazwiska i nie chce mi się szukać) na którym wykonano karę śmierci-później jego skórę wykorzystano do oprawienia ksiąg, szkielet natomiast do tej pory znajduje się w Edynburskiej Akademii Medycznej i służy studentom jako pomoc naukowa. To się nazywa przestroga dla innych.