W stanowiącym ówcześnie część Świętego Cesarstwa Rzymskiego Strasburgu wydarzyło się coś, co do dzisiaj wymyka się jakimkolwiek klasyfikacjom.
Rok 1518 był dla Polski znakomitym czasem. Król Zygmunt Stary wziął na wiosnę ślub z Boną Sforzą i wydawało się, że Złoty Wiek będzie trwał wiecznie. Nadwiślański kraj znajdował się u szczytu swojej potęgi, niezagrożony ani ze wschodu, ani z zachodu. Centrum Europy nękane było zamieszaniem związanym z działalnością Marcina Lutra, którego wysłuchiwano i przesłuchiwano. Cesarstwo miało z nim coraz większy problem. W Alzacji panował głód, tysiące osób błąkało się po wsiach w poszukiwaniu pożywienia. W tej nerwowej atmosferze, w lipcu na stromych ulicach Strasburga pojawiła się pewna kobieta, która na karty historia weszła jako Frau Troffea.
Zaczęła tańczyć, nie w sposób obłąkany, lecz wykonując konkretne figury. Nie zwracano na nią większej uwagi, do momentu, gdy okazało się, że wraz z nią tańczy ponad 30 osób. Historyczne zapisy mówią o kilku dniach odbywania non stop tego rytuału. Współcześni medycy są zdania, że jest to niemożliwe, że nawet podczas tanecznych maratonów już po 48 godzinach pary padają z wyczerpania. Tymczasem ci ze Strasburga tańczyli na okrągło przez wiele kolejnych dni.
Pod koniec miesiąca było już około 400 tańczących. Lokalne władze zorientowawszy się w sytuacji, skonsultowały się z lekarzami. Średniowiecze minęło, więc nie dopatrywano się w zdarzeniu aktywności diabła ani złych gwiazd. Diagnoza brzmiała: za zdarzenie odpowiada gorąca krew tańczących, a lato było faktycznie upalne. Wykoncypowano, że plaga może ustąpić w sposób naturalny. Aby dopiąć celu, zbudowano tańczącym drewniany parkiet, przygotowano więcej miejsca, opróżniając pobliski targ, a nawet ściągnięto zespół muzyczny, przygrywający biorącym udział w tym niezaplanowanym karnawale.
Jedna rzecz była niepokojąca. Relacje wspominają bowiem, że twarze tańczących wyrażały ból i cierpienie. To nie była ekstaza, to było coś z pogranicza samopotępienia. Mimo że niektórzy zaczęli przewracać się, powaleni przez wyczerpanie, zawały serca i udary, władze nadal nie wkraczały do akcji. Nie jest wyjaśnione, co położyło kres temu przerażającemu widowisku, jednak wraz z końcem lata było już po wszystkim. Spokój powrócił do Strasburga.
Próbując wyjaśnić przyczyny plagi z 1518 roku, sięga się po pojęcie zbiorowej psychozy, wywołanej być może głodem. Wykluczono natomiast hipotezy o rzekomych pogańskich rytuałach. Trzeba też pamiętać, że w XVI wieku wciąż była żywa tradycja średniowiecznego tańca śmierci, czyli „danse macabre” związanego głównie z uroczystościami pogrzebowymi. Wszystko to zlało się w makabryczny spektakl. Podobne zjawiska odnotowano wiele lat później m.in. w Tanzanii, jednak to właśnie taneczną plagę sprzed pięciu wieków kronikarze zapamiętali najlepiej, ze względu na skalę oraz nasilenie.
Źródło grafiki: link361.com
Najwcześniejszy zaobserwowany przypadek nieustannego tańcu, miał miejsce w 1020 roku w Branenburgu, gdzie według tamtejszych podań i późniejszych kronik 18 chłopców weszło na most, zaczęli tańczyć, całe dnie, tygodnie. Nikt nie był w stanie podobno ich powstrzymać. Tańczyli tak dopóki nie pospadali z mostu, zabijając się.
Wiele naukowych teorii zostało postawionych w celu wyjaśnienia tych dziwnych zdarzeń. Jedną z nich jest teza, że tańczący ulegali swego rodzaju ekstazie, histerii religijnej spowodowanej przez głębokie i szczere przeżywanie obrządków religijnych. Być może jest to tylko zbiegiem okoliczności, że wielu uczestników tego zbiorowego szaleństwa było pielgrzymami. Na związki plagi tańca z religią wskazywać może inna nazwa tej plagi „Taniec św Wita”. W średniowieczu często tłumaczono sobie, że przyczyną plagi tańca jest klątwa św Wita. Wiele razy taneczne szaleństwo kończyło się w miejscach kultu tego świętego lub zaczynało w okolicach dnia św Wita, także do św Wita modlono się o zakończenie plagi.
sporysz