Lee Harvey Oswald… jednak z największych niewiadomych XX wieku. Człowiek o wielu twarzach, blagier, szaleniec.
Myśląc o tym, co zrobił, a czego nie zrobił 22 listopada 1963 roku, warto zawsze mieć w głowie choćby próbę rekonstrukcji planu, jaki miał owego feralnego dnia domniemany zabójca. Nie da się przejść do porządku dziennego z idiotycznym dictum, że Oswald zrobił to, co zrobił, ponieważ chciał zaistnieć albo być sławny. Szereg faktów przeczy temu w jawny sposób.
Po pierwsze dwa miesiące przed zabójstwem Kennedy’ego Oswald rozpoczął w stolicy Meksyku dziwne próby uzyskania kubańskiej wizy. Ostatecznie w połowie października udało mu się ją zdobyć. Dokładnie w tym samym czasie, gdy podejmował wspomniane starania, przyjaciółka żony, Ruth Paine, załatwiła mu pracę w składnicy książek. Równolegle zainteresowanie amerykańskiego kontrwywiadu obejmowało żonę Oswalda, która jak podejrzewano, mogła być sowieckim szpiegiem. Służby czuły, że toczy się jakaś gra, nie były jednak w stanie jej rozszyfrować.
Oswald według zeznania, jakie zdobył prokurator Jim Garrison, był z Davidem Ferrie w prowadzonym przez Jacka Ruby’ego klubie Carousel. Co go łączyło z Ferriem, człowiekiem mafii, z którym, jak się okazało po latach dzięki odnalezieniu starego zdjęcia, pojawił się co najmniej raz w kadrze w czasach odbywania służby wojskowej? Co go łączyło z Rubym, z którym według oficjalnej wersji nigdy się nie spotkał do chwili, gdy ten wlepił mu kulę w brzuch? Tego wciąż nie wiemy, natomiast jasnym staje się, że człowiek, który określa sam siebie mianem „kozła ofiarnego”, a wcześniej załatwia sobie wizę do kraju, z którego USA nie mogłyby go deportować, nie wydaje się raczej entuzjastycznym zabójcą dla idei, pałającym chęcią przyznania się i odebrania należnej chwały.
Jest jednak wśród tych poszlak prawdziwa bomba. W nagraniu z amerykańskiej telewizji legendarny Larry King w 7:30 minucie nagrania zaczyna opowiadać zupełnie niebywałą historię. Otóż przypomina sobie, jak Jim Garrison zarejestrował wywiad z pewnym pilotem mówiąc o tym, że został wynajęty w Nowym Orleanie do tego, by 22 listopada 1963 roku polecieć do Dallas i czekać tam na młodego człowieka, którego rysopis idealnie pasował do Oswalda. Zlecone zadanie? Zabrać pasażera do Meksyku. Ostatecznie pasażer się nie zjawił i dopiero po latach ów pilot opowiedział dociekliwemu prokuratorowi, co się wydarzyło. Niedługo potem sam nie żył – nagły atak serca. Tego elementu układanki Garrison nie użył ani w sądzie, ani przed żadną komisją, ani w mediach.
Wszystko to zaczyna układać się całość, gdy pomyślimy o krokach Oswalda zaraz po zabójstwie JFK. Narzucająca się wersja wydarzeń brzmi tak, że ów człowiek po tym jak współuczestniczył w zabójstwie prezydenta, miał zamiar uciekać, ale coś poszło nie tak i zamiast do samolotu lecącego do Meksyku, trafił w wyniku splotu wydarzeń do kina, gdzie natychmiast zjawiła się policja tak jakby namierzono go za pomocą czarnej magii.
Źródło grafiki: pbs.org
Obejrzałem bardzo ciekawy dokument, którego tezą jest, że strzał w głowę JFK został oddany przypadkowo przez agenta Secret Service jadącego w drugim samochodzie. Stąd wielki sekret zabójstwa i tuszowanie wielu faktów przez czynniki oficjalne. Jakkolwiek byśmy się nie odnosili do tego przypadku nad przypadki, warto chwilkę się nad tym pochylić. Według tej wersji na Dealey Plaza działy się cuda – najpierw słabo strzelający Oswald, posługując się słabym Mannlicherem Carcano trafia JFK w szyję, a potem agentowi SS przypadkowo wypala strzelba i trafia akurat w głowę prezydenta. Jakiś jeden przypadek na milion albo i lepiej. W każdym razie arcyciekawy jest wywód autora dokumentu, że skoro otwór wylotowy kuli z głowy JFK był po prawej stronie głowy na wysokości skroni, to po pierwsze, kula musiała wlecieć w tył głowy od lewej strony, czyli kompletnie niemożliwym jest, by strzał padł ze składnicy książek. Secundo, strzał padł z zupełnie innej broni i przy użyciu innej amunicji niż wcześniejszy, bo dosłownie rozerwał głowę JFK, podczas gdy strzał w szyję po prostu przedziurawił ciało, a nie rozerwał je. Pisałem o tym kilkakrotnie na Tungusce – nawet dla laika powinno to być jasne. Trudno mi uwierzyć w teorię o agencie Secret Service, ale powyższe implikacje z analizy autorów dokumentu wydają mi się słuszne.
https://www.youtube.com/watch?v=ZDuwWxwe1HQ
Jakiś czas temu wyszła biografia Giannego Russo w których ujawnia bardzo ciekawe informacje o Monroe i JFK. Może rzucicie jakiś tekst na ten temat?
A co dokładnie tam piszą?
https://www.dailymail.co.uk/news/article-7712649/Godfather-actor-says-knows-mobster-REALLY-assassinated-JFK.html