Nie tylko samym Batmanem i Supermanem ludzie żyją. Magnaci rynku mediowego sięgają także po inne wzorce ziemskich superbohaterów i ekspediują je na rynek.
Do korzeni popularnych historii powrócili J.J. Abrams oraz Rupert Wyatt i podobnie jak Vaughn odnieśli sukces, co zaowocowało zgodami wytwórni na kręcenie kontynuacji. Pierwszy z nich, po tym jak odrzucono jego próbę reanimowania Supermana, otrzymał szansę reaktywowania serii „Star Trek” (chociaż raczej został do tego namówiony przez Stevena Spielberga, który później udzielał mu rad odnośnie realizacji filmu). Abrams, z pomocą scenarzystów Alexa Kurtzmana i Roberto Orciego, bardzo sprytnie poradził sobie z dziedzictwem dziesięciu wcześniejszych filmów o przygodach kosmicznej załogi – dzięki ucieknięciu się do motywu podróży w czasie rozpoczął alternatywną opowieść, pozostając tym samym w zgodzie z kanoniczną historią i pozostawiając sobie wolną rękę co do dalszego rozwoju akcji.
„Geneza Planety Małp” Wyatta natomiast, wedle zapowiedzi producentów, nie miała być ani restartem serii, ani nawet prequelem, uzupełniała tylko zaniedbany do tej pory wątek Cezara – pierwszej inteligentnej małpy, inicjatora rewolucji (w tej roli Andy Serkis, znany z roli Golluma we „Władcy Pierścieni”). Tak też się stało. Ogromny sukces finansowy obrazu (blisko 500 milionów dolarów przychodów, przy niespełna stumilionowym budżecie) zmienił jednak plany producentów, którzy natychmiast podpisali z Wyattem i Serkisem kontrakty na kontynuację. Wygląda więc na to, że jesteśmy świadkami narodzin nowej/starej sagi, której akcja być może w niedługiej przyszłości nawiąże do pierwszej „Planety Małp”. Oby z lepszym skutkiem, niż w remake’u Tima Burtona – magazyn „People” umieścił ten film na liście najgorszych obrazów 2001 roku, a do historii przeszedł głównie ze względu na fakt, iż na jego planie reżyser poznał Helenę Bonham Carter.
Nie za wszystkimi głośnymi przemianami stoi jednak niezadowolenie producentów z dotychczasowych wyników serii. Trudno podejrzewać, że ktokolwiek w wytwórni Columbia Pictures narzekał na Sama Raimego, którego trzy filmy o Spider-Manie zarobiły blisko 2,5 miliarda dolarów. W czwartej części przygód Człowieka Pająka przeciwnikiem głównego bohatera miał być dr Curt Connors, czyli Jaszczur (postać grana przez Dylana Barkera pojawiła się już w „Spider-Manie 3”, wtedy jednak naukowiec nie zamieniał się w wielkiego gada). Sony, właściciel praw do komiksowego herosa, nie zgodził się jednak na to, argumentując, że główny złoczyńca musi być humanoidalny i powinien posiadać twarz.
Raimi zaproponował więc Sępa, w którego wcielić miałby się John Malkovich. Jego córkę, Felicię Hardy miała grać Anne Hathaway (ostatecznie wybrała rolę Kobiety-Kot w „Mroczny Rycerz powstaje”). I ta propozycja została odrzucona, ponieważ w oczach Sony Sęp nie był dostatecznie rozpoznawalny, co skutkowałoby mnóstwem zalegających na półkach przedstawiających złoczyńcę zabawek. Wtedy Sam Raimi zdecydował się porzucić projekt, a razem z nim doszedł odtwórca tytułowej roli, Tobey Maguire (rezygnując tym samym z 50 milionów dolarów, które miał zainkasować za czwarty i piąty film w serii).
Inne źródła podają natomiast, że przyczyną odejścia reżysera były problemy ze scenariuszem – w „Spider-Manie 4” Peter i Mary Jane mieli się pobrać i mieć dziecko, w finałowej walce Człowiek Pająk miał umyślnie zabić Sępa, a następnie odrzucić tożsamość superbohatera, by ponownie zaakceptować ją w części piątej. Mimo że historię przepisał Avin Sargent, scenarzysta drugiej i trzeciej odsłony sagi, Raimi wciąż nie był zadowolony z efektów i ostatecznie zdecydował o nie realizowaniu czwartego filmu.
Bez reżysera i odtwórcy głównej roli wytwórnia nie miała wyjścia i ogłosiła, że kolejny film z Człowiekiem Pająkiem będzie nowym otwarciem historii. Korzystając z mody na odnawianie wizerunków superherosów, zatrudnili Marca Webba, którego najgłośniejszym filmem było bardzo dobrze przyjęte przez krytyków „500 dni miłości” z Josephem Gordonem-Levittem i Zooey Deschanel.
„Niesamowity Spider-Man” miał być zupełnie inny od nastawionych na efekty specjalne filmów Raimiego. Tytuł nawiązuje do pierwszych komiksów z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, których autorami byli Stan Lee (scenarzysta) i Steve Ditko (rysownik), w głównego bohatera wcielił się znany z „The Social Network” Andrew Garfield, za scenariusz, obok Sargenta, odpowiada zaś James Vanderbilt („Zodiak”). Jako inspiracje filmowcy podają natomiast „Batman: Początek”, co starano się podkreślić w pierwszych zwiastunach – walki są bardziej realistyczne, nacisk kładziony jest także na fakt, iż Człowiek Pająk jest uznawany za przestępcę i ścigany przez policję. Podobnie jak Nolan, Webb chciał skupić się na psychice bohatera, na poświęceniu związanemu z działaniem poza granicami prawa. Co ciekawe, przeciwnikiem „nowego” Człowieka Pająka był dr Connors, czyli Jaszczur (w tej roli Rhys Ifans).
Na tym lista odmienionych serii się nie kończy. Wygórowane oczekiwania finansowe Pierce’a Brosnana, który za wcielenie się w Jamesa Bonda w „Casino Royale” chciał zainkasować 42 miliony dolarów, zmusiły filmowców do znalezienia nowego Agenta Jej Królewskiej Mości. Obsadzenie w tej roli Daniela Craiga pociągnęło za sobą radykalne zmiany w podejściu do historii, która skłoniła się w stronę serii o Jasonie Bournie z Mattem Damonem. Podobnie jak w przypadku „Batmana”, odświeżenie formuły przełożyło się na wymierny wynik finansowy, przede wszystkim jednak przywróciło kolejnym odsłonom Bondowskiej serii status jednych z najbardziej oczekiwanych filmów roku.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski