Jest rzeczą zastanawiającą i pouczającą, że teoria o tym jakoby z misją Apollo 11 było coś nie tak, nie pochodzi z ZSRR, lecz z samego serca USA.
Richard C. Hoagland urodził się w 1945. Z wyglądu przypomina trochę reżysera filmowego Jamesa Camerona. Jako młody człowiek, był wielkim fanem wyświetlanego w telewizji Star Treka, a zaraz potem w tej samej telewizji zobaczył jak Amerykanie polecieli na Księżyc. Zamiast się ciszyć i im kibicować, przypatrywał się temu wydarzeniu podejrzliwym okiem. Wtedy jeszcze siedział cicho, uczył się i wygłaszał wykłady w Springfield Science Museum. W drugiej połowie lat 70-tych udało mu się zaistnieć, gdy przesłał prezydentowi USA, Jimmiemu Carterowi list, w którym proponował zmianę nazwy pierwszego amerykańskiego wahadłowca z Constitution na Enterprise. Skoro był fanem kapitana Pickarda, można się domyślić dlaczego akurat taką nazwę zaproponował. Co zaskakujące, Carter zmienił nazwę i faktycznie pierwszy prom kosmiczny, który poleciła z oficjalną misją, ochrzczony został mianem Enterprise.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby Hoagland nie zaczął już od lat 70-tych głosić teorii podważających dokonania NASA. W różnych wypowiedziach oraz artykułach poddawał w wątpliwość oficjalny przebieg misji Apollo 11. W latach 70-tych zajęły go jednak głównie teorie lansujące hipotezę jakoby na terenie marsjańskiej Cydonii miały się znajdować piramidy, rzeźba przedstawiająca ludzką twarz oraz inne pozostałości po nieznanej cywilizacji. Przez pewien czas był to gorący temat, opisywany w mediach i stanowiący pożywkę dla seriali sci-fi. Do czasu, gdy bliższe zdjęcia Marsa ujawniły prawdę, że na wzmiankowanym obszarze nie ma nic poza skałami. Fotografowane ze specyficznego kąta, mogą sprawiać wrażenie ludzkiej twarzy oraz piramid, ale w rzeczywistości – bez żadnej wątpliwości – takowymi nie są. Sprawa wygasła i dzisiaj uważana jest za miejską legendę.
W 2007 r. Hoagland zaatakował z nową teorią. Wydał książkę zatytułowaną „Dark Mission: The Secret History of NASA”, w której najwięcej miejsca poświęcił lądowaniu Apolla 11 na Księżycu. Tak, nikt się nie przesłyszał. Hoagland stworzył teorię spiskową dotyczącą tej epokowej misji i zakładającą pomyślne wylądowanie na powierzchni Srebrnego Globu. W książce opisał sytuację, w której Aldrin z Armstrongiem wyszli z pojazdu i natknęli się na pozostałości po obcej cywilizacji. NASA rzekomo już wcześniej wiedziała, że coś takiego może mieć miejsce, dlatego całą relację z powierzchni Księżyca nakręcono w studio, żeby zamaskować dokonane przez astronautów odkrycia. Jednym z koronnych argumentów Hoaglanda jest start lądownika z powierzchni Srebrnego Globu. Pojazd leci w tym samym tempie, mimo że według niego powinien był przyśpieszać. Cała reszta znajduje się w „Dark Mission”. Książka jest do kupienia w zachodnich księgarniach internetowych. Hoagland pisze dobrze i ogólnie czyta się to przyjemnie, tyle że każdy musi zdecydować czy brać na poważnie zawarte w niej wnioski.
Swoją drogą, to dość niesamowite, że największymi kontestatorami misji NASA są sami Amerykanie. Należy pamiętać, że NASA jest organizacją rządową, w związku z czym pieniądze na eksplorację kosmosu płyną z kieszeni podatników. Inną z teorii, którą lansują radykaliści jest przekonanie, że w całym programie Apollo chodziło od początku o defraudację kosmicznych iście pieniędzy. Dlatego nie było lądowania na Księżycu, nie było wszystkich zaplanowanych przygotowań, wszystko zrealizowano w studio, bo tak taniej, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze rozeszły się do kieszeni organizatorów spisku. Napiszemy o tym szerzej przy innej okazji.
Strona z rewelacjami Richarda Hoaglanda
Źródło grafiki: pixabay.com
Całe spektrum zainteresowań Hoaglanda to: starożytne artefakty na innych planetach i Księżycu, sztuczny satelita Marsa „Phobos” (tłum. „Strach”), tajny program kosmiczny, czym w rzeczywistości jest NASA i które grupy ją stworzyły, Area 51, kontakt z innymi cywilizacjami, polityka opresji i manipulacji.
Tajemnicą pozostaje również niezwykle niewielka głębokość kraterów księżycowych. Nawet te, które osiągają 150 kilometrów średnicy są głębokie jedynie na 4 kilometry. Dotychczas wiadomo, że impakty meteorytów i asteroid powinny wywoływać o wiele większe dziury na powierzchni tego satelity.