Prawa robotyki powinny zostać pilnie uzupełnione o zapis, że właściciel ma pełne prawo otwierać swoją pralkę na żądanie.
Moja pralka odmówiła dzisiaj pracy. Wyświetliła błąd taki, a taki. Temat znany z przeszłości, coś blokuje odpływ wody. Na dole jest klapka, otwieram, wykręcam filtr. Wyjmuję skarpetkę, która jakimś cudem przecisnęła się za gumowy fartuch i raczyła utkwić na samym dole. Sprawa załatwiona, zakręcam, zamykam. Tylko że pralka dalej nie działa, tym razem wyświetlając inny kod błędu i nie reagując na ustawienia programatora.
Przed przystąpieniem do dalszych czynności chciałem wyjąć niedokończone pranie, które dalej tkwiło w bębnie. Ciągnę za drzwiczki, nic. Mocniej. Szarpię z całej siły. Dalej nic. Takie uporczywe zamknięcie może być skutkiem działania czujnika wykrywającego wodę. Wodę już właściwie spuściłem wyjmując tę skarpetkę z filtra, ale na wszelki wypadek jeszcze odkorkowałem wężyk spustowy i wszelkie reszteczki wylałem. Ponieważ prawnicy firmy produkującej pralkę pewnie pomyśleli o procesach za oparzenie się gorącą wodą, poczekałem aż całość się ostudzi. Wyjąłem wtyczkę z gniazdka w nadziei, że po jakimś czasie zamek w drzwiczkach odpuści. Nic z tego.
Tu już poziom irytacji osiąga zenitu. Rozumiem troskę producenta o to, żebym nie zalał sobie podłogi w łazience. Żebym przypadkiem nie otworzył urządzenia, kiedy jest w nim gorąca woda. Wszystko jasne, dzięki, ale przecież jestem dorosły, niekarany, w pełni władz umysłowych. Mam chyba niezbywalne prawo otworzyć te drzwiczki na własną odpowiedzialność? Otóż nie.
Szybkie przeszukanie internetu pozwala znaleźć informację, że w niektórych egzemplarzach pralek tego producenta, obok filtru jest cięgno, pozwalające awaryjnie otworzyć drzwi, nawet jeśli pralna jest akurat na nas obrażona. Oczywiście w moim, produkowanym na rynek europejski modelu żadnego cięgna nie ma. Na youtube jakaś złota rączka tłumaczy, że można wziąć grubszą żyłkę, wcisnąć ją między drzwiczki a obudowę i zrobić pętlę. Zaciskając pętlę i nią ciągnąc można odchylić haczyk w drzwiczkach i je otworzyć. Jednak mój producent zadbał o to, żeby bez wezwania płatnego serwisu nikt w sposób skrajnie nieodpowiedzialny nie otwierał drzwiczek, bo haczyk w tym modelu jest skierowany w odwrotną stronę. Sposobem youtubera po prostu mocniej go docisnąłem.
Kiedy po kilku godzinach już psychicznie gotów byłem włamywać się do własnej pralki siłą, ni z tego, nie z owego humory jej minęły. Drzwiczki z lekkością się otworzyły, programator zaczął działać i wszystko było znowu pięknie. Zostaje tylko gorzka refleksja, że ktoś kiedyś w podobny sposób będzie zmagał się z drzwiami swojego elektrycznego samochodu, który w trosce o bezpieczeństwo w krytycznym momencie nie wpuści albo nie wypuści go z pojazdu albo spierał z własnym inteligentnym domem, który z sobie tylko znanych powodów uzna, że trzeba zatrzasnąć na amen lodówkę oraz wszystkie okna i drzwi.
Źródło grafiki: jetsetmag.com