Prezydent Warren G. Harding jest uznawany przez zwolenników teorii spiskowych za ostatnią redutę w przegranej walce USA z pajęczyną oplatających ją finansjer.
Udawało mu się za to wygrywać na innych polach. Na przykład w 1921 r. Harding wezwał publicznie do zaprzestania linczów na czarnoskórych mieszkańcach Ameryki. Popierał projekt zmiany prawa federalnego uznającego lincz za nielegalny, co jednak zostało zablokowane przez senatorów z południa broniących interesów sięgających jeszcze Wojny Secesyjnej. Zaczęto plotkować, że prezydent jest tak aktywny w sprawach rasowych, ponieważ przodkowie jego rodziny byli czarni. Nigdy tego nie udowodniono. Pewne jest natomiast, że za prezydentury Hardinga rasowe nierówności zaczęły być powoli zasypywane, głównie na niwie kulturalnej.
Na Broadwayu triumfy święciła murzyńska sztuka Shuffle Along. W nowo otwartym Cotton Clubie (na zdjęciu), mieszczącym się w dzielnicy Harlem, tańczyły białe starletki w futrach, ale już za ich plecami stali uśmiechnięci Afroamerykanie z instrumentami. Zwróćmy uwagę, że nazwa klubu mieściła w sobie słowo „cotton”, czyli bawełna, co było jawną aluzją do plantacji na których pracowało, zwłaszcza w przeszłości gros czarnych mieszkańców Ameryki. W Cotton Clubie grała skoczna muzyka, ponieważ zaczynała się era jazz bandów. No i słychać było fortepian! Wcześniej w orkiestrach dominowały instrumenty dęte, zaś rewolucja wprowadzająca jazz dostarczyła dodatkowo wielkie czarne fortepiany, które nie chcą spać. Na symbol nowych czasów wyrastał w kulturalnym towarzystwie Duke Ellington (1899-1974).
Ten super uzdolniony muzyk w ciągu swej kariery skomponował ponad 3 tysiące piosenek! Wiele z nich weszło do kanonu muzyki jazzowej. Gdy tylko w 1959 r. ustanowiono muzyczną nagrodę Grammy, pierwsze statuetki odbierał nie kto inny jak wielki Duke. Swój talent zaczął rozwijać w Harlemie, który w latach 20-tych stał się centrum murzyńskiej aktywności. Owa dzielnica położona jest kawałek na północ od Central Parku, w pięknych zielonych, niewysoko zabudowanych kwartałach. To ważne, ponieważ w innych amerykańskich miastach skupiska czarnych znajdowały się z daleka od centrum. Wypychano ich na przedmieścia, natomiast w Nowym Jorku enklawa ludności kolorowej znajdowała się w jednym z najlepszych zakątków miasta, niemalże w sercu Manhattanu.
Harlem kojarzył się z dobrobytem, spokojem, stabilnością. Sam Ellington porównał klimat tej dzielnicy do tego co się działo w Baśniach tysiąca i jednej nocy. Na ulicach czytano Voice, czyli pierwszą w USA gazetę ruchu czarnych, a wieczorami przesiadywano w Apollo Theater czy Lafayette Theater, gdzie znajdujący się w przededniu sławy Orson Welles wystawiał Makbeta w całkowicie czarnej obsadzie.
Harlem okazał się miejscem narodzin czarnej kultury w Ameryce. Ukuto nawet pojęcie „harlemowski renesans”. Do osiągnięcia statusu równouprawnienia było jednak daleko. O ile w muzyce już po wojnie zaakceptowano udział w czarnych, o tyle w kinie czarnoskóry Sidney Poitier dopiero w 1967 r. zagrał przełomową rolę w Zgadnij kto przyjdzie na obiad.
Źródło grafiki: longwharf.org
Reklamowy śmietnik jaki nas otacza często mnie irytuje. Ostatnio widziałem pawilon z zakładem fryzjerskim, gdzie wielkość reklam dookoła niego przekraczała na pewno powierzchnię jego ścian, podłogi i sufitu. Była też tablica z numerem ulicy, gdzie cyfry były wysokości dorosłego człowieka. PO PROSTU WRZASK Z KAŻDEJ STRONY. I tak sobie patrzę na zdjęcie Cotton Club z myślą „same shit, different place”. Dla żartu można by spytać kierowcę stojącej tam taksówki gdzie jest Cotton Club. Tylko czy miałby wystarczające poczucie humoru 🙂