Prawdopodobnie to właśnie ten człowiek dokonał najbardziej barbarzyńskiej zbrodni na światowej kulturze. Zniszczył dziedzictwo początków ludzkiej cywilizacji na Ziemi.
Diego de Landa narodził się w Toledo w 1524 r. Ameryka została już odkryta, a była właśnie podbijana. Na kontynencie północnym szalał Hernan Cortes, zaś południe pustoszył barbarzyński Pizarro. Dokładnie w roku gdy urodził się Landa, Pizarro, dowiedziawszy się od Indian o legendarnej krainie złota, zawarł triumwirat z księdzem oraz wojowniczym Diego de Almagro, pragnąc wspólnie ruszyć na podbój Peru. Rozpoczynał się wyjątkowo smutny i przerażający okres. Czas, w którym Europejczycy okazali się godnymi spadkobiercami spuścizny Wandalów.
W Ameryce Południowej doszło w końcu do kuriozalnej sytuacji. Konkwistadorzy zamiast walczyć z podbijanym ludem, zaczęli się nawzajem wyrzynać. Almagro został skrócony o głowę przez Pizarra. W odwecie, syn Almagro wraz z kamratami zamordował Pizarra w jego własnym pałacu. Stanowiło to alegorię całego podboju Nowego Świata, chaotycznego, barbarzyńskiego i pozbawionego jakiejkolwiek idei. Najgorsze miało wszakże jeszcze nadejść.
W czasie gdy umierał Pizarro, Diego de Landa akurat wstępował do kościoła. Jako jeden z pierwszych Franciszkanów został wysłany na Jukatan już w 1549 r. Początkowo nie wyróżniał się zbytnio, został nawet przeniesiony ponownie do Europy, ale na nieszczęście dla wszystkich, powrócił ponownie do Nowego Świata. Został przeorem klasztoru w miejscowości Merida. Jego współpracownicy, którzy również nie pałali nadmierną miłością do Indian, byli zdziwieni metodami pracy radykalnego zakonnika. Stosował tortury, kazał Majom zakładać włosiennice, a w najlepszym razie nakładał na nich grzywnę za pogaństwo. Szacuje się, że poddał torturom kilka tysięcy ludzi, z których wielu zmarło. Skargi i donosy spowodowały, że de Landa został w końcu odwołany do Hiszpanii. Zanim się to jednak stało, dokonał największej możliwej zbrodni.
Czarny dzień nadszedł 12 lipca 1562 r. Miejscem akcji było oddalone o kilkadziesiąt kilometrów od Meridy miasteczko Mani. Rozpalono wielkie ognisko (na zdjęciu rycina z epoki pokazująca to wydarzenie), do którego trafiło 40 ksiąg majańskich i azteckich oraz – uwaga – prawdopodobnie 20 tysięcy figurek, posągów oraz przedmiotów, głównie ze złota. Zakonnik w swoim mniemaniu niszczył przesądy i fałszerstwa. Ogień prawdopodobnie stopił najcenniejszy z artefaktów, złote księgi Montezumy, które mogły opowiedzieć potomności o tym kim był legendarny Quetzalcoatl. Z dymem poszła znaczna część historii świata Majów i Azteków, z czasów zanim wkroczyli do niego barbarzyńcy.
Nie da się dokładnie oszacować co dokładnie było wśród przedmiotów, które Diego de Landa zniszczył tamtego lipcowego dnia. Pewne jest natomiast, że dzisiaj można by tym obdarować kilkaset muzeów. A przede wszystkim, to co Landa spalił zamiast zachować dla potomności, mogło nas powiedzieć coś więcej o kolebce całej Ameryki.
Źródło grafiki: warriorself.com
To nie był zakonnik, to był regularny inkwizytor. Gorszy od Torquemady.
Majowie to nie tylko księgi i złote idole. W 1930 roku wykonano zdjęcie tajemniczej 17-metrowej głowy z kamienia, którą odkryto w południowej Gwatemali. Zdjęcie ukazało się tylko raz w angielskojęzycznym magazynie, który natychmiast wycofano z dystrybucji. Głowę ponoć przewieziono do USA i ukryto. Wg. dołączonej opinii archeologa Hectora E. Mejia, głowa może pochodzić z lat 3500-5000 p.n.e. Wg. archeologa, miałby to być dowód na istnienie nieznanej wielkiej cywilizacji. Charakterystyka twarzy nie ma nic wspólnego ani z Majami ani innymi rasami zamieszkującymi Amerykę.
Chodzi o tę głowę, która jest na podlinkowanym zdjęciu poniżej. Niestety los tego monumentu nie jest znany. Nie wiadomo nawet, czy zdjęcie przedstawia to co przedstawia, i czy nie jest jakimś fałszerstwem. Nikt bowiem oprócz autora fotki nie widział jej na własne oczy…
http://haecceities.files.wordpress.com/2011/12/monumental-head.jpg
„Znaleźliśmy dużą ilość ksiąg, a że wszystko w nich było przesądem i fałszerstwem spaliliśmy je, co wielkie cierpienie im (Indianom) sprawiło i napełniło wielkim smutkiem” – pisał Diego de Landa w swoim dziele „Relación de las Cosas de Yucatán”, zdając relację z wydarzenia, które położyło się cieniem na jego działalności – jako franciszkańskiego zakonnika – w Ameryce Środkowej. Miało ono miejsce na początku lat 60. XVI wieku w północnej części półwyspu Jukatan.