Czy możliwym jest, aby Morrissey przewidział śmierć księżnej Diany? Zanim zaczniecie się śmiać, przeczytajcie tę niesamowitą historię.
To, co opiszę, jest przez profanów określane mianem „teorii spiskowej”. Tylko ciekawe, gdzie tu spisek? W spisku zawsze jest strona pociągająca za sznurki, a w tej historii nic takiego przecież nie występuje. Mamy tu raczej do czynienia z domniemaną przepowiednią nawiązującą do koncepcji Kosmicznego Żartownisia, zgodnie z którą świat jest w sposób zamierzony pełen zadziwiających zbiegów okoliczności.
Wszystko zaczęło się od tego, że 31 sierpnia 1978 roku dziewiętnastoletni Steven Patrick Morrissey spotkał gitarzystę Johnny’ego Marra. Narodził się alians muzyczny i emocjonalny, który doprowadził do powstania zespołu The Smiths, na początku lat osiemdziesiątych jednego z najważniejszych elementów brytyjskiej sceny rockowej. Równo dziewiętnaście lat po spotkaniu obu muzyków, 31 sierpnia 1997 roku zginęła w Paryżu księżna Diana.
To dopiero początek zbiegów okoliczności łączących postać Morrisseya z Dianą. Oto na najważniejszej płycie zespołu, The Queen is Dead z 1986 r. przedostatnim, dziewiątym kawałkiem jest piosenka „There is a light that never goes out”, czyli „światło, które nigdy nie gaśnie”. W tekście podmiot liryczny mówi o tym, jak jedzie z kimś samochodem, stwierdzając na koniec „umrzeć u twojego boku byłoby wielką przyjemnością”. Dalej pada: „W ciemnym przejeździe podziemnym poczułem, że wreszcie nadeszła moja szansa”. Przestaje to być zabawne, gdy przeniesiemy się do Paryża i zobaczymy miejsce, w którym zginęła Diana. Na zdjęciach z wypadku widzimy zjazd do feralnego tunelu, w którym wiozący księżną czarny mercedes nadział się na betonowy filar. Co znajduje się tuż ponad nim? Światło, które nigdy nie gaśnie! Jest to posąg nazywany Płomieniem Wolności, będący kopią pochodni trzymanej przez nowojorską Statuę Wolności.
I teraz równie dobry kąsek. Otóż w lipcu 1997 roku, czyli tuż przed śmiercią Diany, Morrissey wypuścił singiel otwierający jego nową płytę, nazywającą się Maladjusted. Nosił on tytuł Alma Matters. Pomijając drobiazg, że Diana zginęła w tunelu nazywanym „Alma underpass”, zadziwiająca jest okładka singla. Widać na niej Morrisseya opartego o samochód. Na żadnym innym singlu czy longplayu The Smiths czy solowego Morrisseya nie ma wizerunku samochodu. Z kolei na tyle okładki trzej mężczyźni siedzą na fotelach, a pomiędzy nimi znajduje się potężny filar. Przypomnijmy, że w samochodzie Diany znajdowali się oprócz niej Dodi Al-Fayed, kierowca oraz ochroniarz. Sama piosenka rozpoczyna się od słów „A więc dokonałem wyboru, może ci się to wydawać dziwne, ale kto cię pytał o zdanie? To moje życie i mogę je zniszczyć tak, jak na to mam ochotę”. Mohammed Al-Fayed do dzisiaj twierdzi, że owego feralnego sierpniowego dnia Diana i jego syn zdecydowali, że wezmą ślub.
Tak, to wszystko jest jedynie niebywałym ciągiem przypadków i nadinterpretacji. Tylko czy wiara w tak złożone przypadki nie zakrawa o szaleństwo?
There is a light that never goes out
Pełna lista koincydencji łączących Morrisseya z Dianą
Źródło grafiki: flickriver.com
Gdyby przepowiednia była w pełni dokładna, to mercedes powinien był uderzyć w dwupoziomowy autobus (double-decker bus). A takie są tylko w Londynie 🙂
To ciekawe. Francuzi zbudowali Statuę Wolności we Francji, podarowali ją Amerykanom (oficjalne przekazanie amerykańskiemu ambasadorowi), rozłożyli, wywieźli do USA i tam z powrotem złożyli, gdzie stoi do dziś. A u siebie zbudowali mniejszą kopię, która cieszy oko na wyspie na Sekwanie. Ale chyba bardzo brakowało im oryginału, skoro jeszcze skopiowali płomień tej z Nowego Jorku i postawili na tunelu…
Rzeźba została ofiarowana miastu Paryż w 1989 roku przez gazetę „International Herald Tribune”, która od darczyńców otrzymała około 400 tysięcy dolarów na stworzenie obiektu. Podjęta w 1987 roku inicjatywa stworzenia rzeźby była kulminacyjnym punktem obchodów stulecia wydawania tej angielskojęzycznej gazety w Paryżu.
Nawet ogromne spiętrzenie zbiegów okoliczności nie sprawia, że przestają one być tym czym są pojedynczo – zbiegami okoliczności. 🙂
Tym właśnie argumentem sceptycy podpierają wiele wersji oficjalnych. Co z tego, że prawdopodobieństwo zaistnienia „magicznej kuli” jest jak jeden do miliarda, a szansa żeby strzelec trafił prezydenta w głowę z takiego kąta i odległości jak Oswald, jest jak jeden do 1000, co razem daje nam prawdopodobieństwo 1 do biliona? Ma tak być i już 🙂
Ja jestem sceptykiem totalnym – nie wierzę ani w spiski ani w wersje oficjalne. Ba, nie wierzę nawet samemu sobie, tak na wszelki wypadek. 😉
To odwrotnie jak ja, bo ja wierzę wyłącznie sobie 😉 Nigdy też nie należałem do żadnego stowarzyszenia, partii czy organizacji.
Od jakiegoś miesiąca też wierzę tylko sobie. Ale zdarza mi się pomyśleć „po co się oszukujesz”. Więc chyba prawdy nie ma 😉
Parodia Morrisseya w Simpsonach: https://www.youtube.com/watch?v=mRkoYnPTwzI