Poszukując życia w kosmosie, naukowcy rozważają modele planet, które niczym nasz Księżyc do Ziemi, byłyby zwrócone cały czas tą samą stroną do swej gwiazdy.
Na takich planetach na naświetlonej stronie byłby wieczny dzień, a na jej oddalonej stronie wieczna noc. Jeśli planeta byłaby odpowiednio blisko do swego słońca, to przypuszczalnie centralny obszar słonecznej strony byłby wypaloną pustynią, centralny obszar po przeciwnej stronie pustynią skutą lodem. Pomiędzy nimi byłyby obszary tranzycji pomiędzy jednymi skrajnymi warunkami, a drugimi. Prawdopodobnie gdzieś pośrodku, na pewnej szerokości pasie czy pierścieniu między stroną dzienną o nocną, mogłyby istnieć warunki zdolne do podtrzymania życia. Temperatura nie za wysoka i nie za niska, by zapewnić wodę w stanie ciekłym, a przy tym na tyle blisko dziennej strony by zapewnić odpowiednią ilość światła dla rozwoju roślin. Jeśli planeta taka byłaby bardziej oddalona od swojego słońca przypominałaby lodową kulkę z „przeręblem” w miejscu najbardziej nasłonecznionym lub jak kto woli „gałkę oczną”, w której źrenicy byłaby płynna woda i możliwość podtrzymania życia.
Mieszkanie na takim globie byłoby zupełnie odmiennie od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Przynajmniej większość z nas. Mieszkańcy dalekiej północy mają przez część roku białe noce, kiedy słońce nie zachodzi wcale. Są też obszary na obrzeżu Antarktydy w którym widać wyraźne i stałe rozgraniczenie między częścią lodową, a częścią skalistą, niczym na naszym hipotetycznym pierścieniu życia.
Stała orientacja części planety na słońce zabezpieczałaby mieszkańców przed uderzeniami meteorytów, które lądowałyby w znakomitej większości po ciemnej stronie. Osoby ciepłolubne osiedlałyby się bliżej skrajni pierścienia życia lub w „źrenicy”. Na narty w każdej chwili można by wyjechać na ciemna stronę, na zjazdy po kraterach, oczywiście trasy musiałyby być oświetlone, ze względu na ciągłą ciemnicę. Kwestią otwartą jest z jakimi zjawiskami pogodowymi mielibyśmy do czynienia na styku stref. Na Ziemi tam gdzie spotykają się fronty ciepłe i zimne występuje zachmurzenie, burze, opady. Powiedzmy klimat którego często doświadczają Anglicy. Powstaje też pytanie na ile układ w którym pół planety jest gorąca, a pół zimna byłby stabilny. Spekuluje się, że pewną stabilizację temperatury mogłyby zapewnić prądy wód podziemnych. Czy wokół planety nie obracającej się wokół własnej osi wytworzyłby się odpowiednik pasów Van Allena chroniących mieszkańców przed twardym promieniowaniem kosmicznym? Im dalej w las, tym więcej drzew, a człowiek skłania się ku refleksji, że stara dobra Ziemia nie bez powodu ma swój 24-godzinny cykl obrotowy.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
W układzie Gliese 667C znajduje się pięć, sześć lub nawet siedem planet. Dla pięciu obiektów sygnał jest pewny, dla szóstego niepewny, a w przypadku siódmego został ustalony z najmniejszą pewnością. Układ zawiera trzy super-Ziemie w strefie nadającej się do zamieszkania (ekostrefie), dwie gorące planety bliżej oraz dwie chłodniejsze planety dalej. Planety w ekostrefie oraz planety bliżej gwiazdy prawdopodobnie przez cały czas zwrócone są tą samą stroną w kierunku gwiazdy, czyli obrazują to, o czym mówi artykuł.