


Christophe Arleston to człowiek instytucja we frankofońskim komiksie, własna firma, niezależna od dużych wydawnictw dyktujących trendy obrazkowej mody.
Ten album to nie tylko debiut nowej samodzielnej serii w ofercie Egmontu, ale przede wszystkim spotkanie z duetem twórców, który od lat stanowi gwarancję jakości – Christophe’em Arlestonem i Philippe’em Pelletem. Fani „Lanfeusta z Troy” czy „Tykko z pustyni” z pewnością dostrzegą znajome elementy: barwny świat, rozmach narracyjny i rysunki pełne detalu, skontrastowanych kolorów oraz emocji. Wielki krzyczący cyrk mieszający bajkowość z brutalnością – w teorii wykluczający najmłodszą publiczność, ale w praktyce do niej skierowany.
„Lasy Opalu” to klasyczne fantasy z silnymi mitologicznymi podwalinami – opowieść o świecie, w którym bogowie czuwają nad śmiertelnikami, ale też nie wahają się ingerować w ich losy. Historia skupia się na młodym bohaterze, który – jak to u Arlestona bywa – przypadkiem zostaje uwikłany w konflikt większy, niż mógłby sobie wyobrazić. To motyw znany choćby z przygód Lanfeusta, ale nie jest to odtwórcze powtórzenie – raczej świadome odwołanie do sprawdzonych schematów, które autor potrafi umiejętnie przekształcać i rozwijać. Scenariusz Arlestona cechuje się lekkością, która kontrastuje z mroczniejszym klimatem świata przedstawionego. Nie brakuje tu dramatyzmu, intryg czy scen walki, ale wszystko podane jest z odpowiednią dozą przygodowej dynamiki. Dialogi są żywe, naturalne i pełne charakterystycznego dla Arlestona humoru, który nie burzy powagi sytuacji, ale nadaje historii ludzkiego wymiaru.
Największym atutem albumu są jednak rysunki Pelleta. Jego styl, znany z wcześniejszych serii, tu osiąga pełnię formy. Tła są niezwykle szczegółowe – lasy, świątynie, mityczne stworzenia – wszystko to buduje niezwykle spójną i wciągającą przestrzeń. Mimika postaci i choreografia scen akcji sprawiają, że album aż kipi od emocji. Widać tu ogromne przywiązanie do detalu, a jednocześnie zachowaną dynamikę, która pcha czytelnika do przewracania kolejnych stron. Wszystko to powoduje, że „Lasy Opalu” to idealna propozycja dla tych, którzy tęsknią za klasycznym fantasy, ale oczekują od opowieści czegoś więcej niż tylko klisz i efektów specjalnych. Arleston i Pellet, doświadczeni i doskonale zgrani, tworzą świat złożony, ale nie przytłaczający – pełen przygód, sekretów i zapowiedzi wielkiej, epickiej sagi.
W świecie frankofońskim w ciągu ćwierćwiecza ukazało się już 15 albumów z tej serii. W Polsce opublikowano dotąd dziewięć tomów „Lasów Opalu” w egmontowskim magazynie „Fantasy Komiks”, tyle że działo się to kilkanaście lat temu. Dla tych, którzy są świeżo po lekturze „Trollów z Troy” lektura „Lasów Opalu” będzie przyjemnym powrotem w stronę Lanfeusta – mniej komedii, więcej czystej przygody.
Źródło grafki: Egmont
Większą niż Stu legendą jest Paul McCartney. Pod koniec lat 60-tych wybuchła plotka, że zginął on w wypadku samochodowym. I że Beatlesi, z jakiegoś niepojętego powodu, tego nie ujawnili i zastąpili go sobowtórem. Kanadyjskim policjantem. Plotka ta stała się strasznie popularnym mitem miejskim, a fani Beatlesów rzucili się robić prywatne dochodzenia w tej sprawie. Zaczęli szukać na okładkach płyt i w tekstach utworów znaków i sygnałów, które miałyby sugerować, że faktycznie jest z Paula trup.