W 2000 r. za sprawą niepozornej strony z cyklu „zrób to sam” w Internecie zawrzało. Strona oferowała porady jak wyhodować sobie „kotka bonsai”. Niby nic specjalnego, ale czy na pewno?
Malca należało wsadzić do szklanego naczynia o wybranym kształcie, podobnie jak to się robi z drzewkami, a później obserwować jak rośnie, oczywiście zdeformowany. Strona nazywała się www.bonsaikitten.com i została oprotestowana zarówno przez internautów jak i organizacje prozwierzęce. Szybko jednak okazało się, że jest po prostu żartem.
Żart był to okrutny i dla wielu niesmaczny, a dla twórcy strony mógł się nawet zakończyć odsiadką, ponieważ śledztwo w sprawie wszczęło samo FBI. Trzeba jednak przyznać, że mistyfikacja była, od strony koncepcyjnej, bez zarzutu. Hodowca-amator, niejaki Dr. Chang, oferował garść porad, galerię zdjęć, dysponował internetowym sklepem, w którym można było zaopatrzyć się w specjalistyczne urządzenia wspomagające wzrost naszego pupila a stronę uwiarygadniała dodatkowo lista dyskusyjna. W czasach kiedy internet w wielu miejscach globu dopiero raczkował a nawet w relatywnie zaawansowanej cywilizacyjnie Polsce jeszcze wielu, nawet całkiem młodych, ludzi dopiero uczyło się obsługiwać przeglądarki i korzystać z programów pocztowych taki „hoax” (czyli fałszerstwo, oszustwo – tak po angielsku określa się tego typu strony) nie mógł przejść bez echa. Nie był zapewne pierwszym tego typu, ale z pewnością jednym z najgłośniejszych. Autor, oprócz zapewnienia swojemu „dowcipowi” przyzwoitej oprawy technicznej, umiejętnie zagrał na emocjach ludzi, dla których futrzasty czworonóg jest uosobieniem milusińskości, a krzywda wyrządzona bezbronnej istocie woła o pomstę do nieba. Dziś, w czasach twardej pornografii dostępnej bez przeszkód dla przedszkolaka, klipów na portalu YouTube ukazujących torturowanie zwierząt, wszechobecnego spamu oraz fałszywych profili zakładanych na portalach społecznościowych na podobną stronę nikt nie zwróciłby pewnie uwagi.
Prawda o stronie z kotkami bonsai (strona istnieje do dzisiaj) została szybko odkryta, ale wiele stron podobnej natury, choć utrzymanych w innym klimacie, z powodzeniem utrzymuje się do dzisiaj. Jednym ze sztandarowych przykładów jest z pewnością www.landoverbaptist.org, strona parodiująca fundamentalistyczny amerykański protestantyzm. Wyróżnia się bardzo dobrą oprawą graficzną, profesjonalnymi artykułami oraz świetnym biblijnym przygotowaniem administratorów, którzy z anielską cierpliwością oraz apostolską wytrwałością odpowiadają nowo zarejestrowanym na forum na ich wątpliwości. Ta niewątpliwie śmieszna strona, wraz z wieloma innymi, przyczyniła się do powstania internetowego „prawa Poe’a”, które mówi iż bez wyraźnego mrugnięcia okiem ze strony autora fundamentalistycznej parodii praktycznie nie da się jej odróżnić od jej zupełnie poważnego odpowiednika. Inna, wcześniejsza i bardziej ogólna wersja tego prawa, mówi wprost: każdy dobrze przygotowany do działania internetowy troll jest wiarygodniejszy niż najszczerszy, bezpretensjonalny wyznawca. Prawo to ma wiele, nie do końca chlubnych konsekwencji. Sporo osób byłoby zapewne skłonnych uwierzyć, że ekstremistyczna, neonazistowska strona Stormfront działa na zasadzie hoaksu – członkowie społeczności są tak zacietrzewieni w swojej ideologii i tak precyzyjni w słownictwie, że wygląda ona na kopię innych stron parodystycznych. Tak niestety jednak nie jest.
Na hoaksach można jednak też nieźle zarabiać. Sztandarowym przykładem jest, słynna już, witryna informacyjna www.theonion.com, której autorzy zaczynali jeszcze w latach osiemdziesiątych z wersją papierową (wydawana jest z sukcesem do dziś). Witryna, udająca najznamienitsze amerykańskie portale, takie jak CNN czy NBC, ale nie gardząca też estetyką znaną z Super Expressu czy Faktu (patrz: wieloryb w Wiśle) jest dziś już w zasadzie małym koncernem medialnym. The Onion parodiuje amerykańskie media tak udanie, że dał się na jego informacje nabrać nawet jeden z poważnych dzienników. Około roku temu chiński organ prasowy Komunistycznej Partii Chin „Renmin Ribao” przedrukował wieść o tym, że północnokoreańskiemu przywódcy Kim Dzong Unowi został w USA przyznany tytuł najseksowniejszego mężczyzny na Ziemi. Niestety, nie wiadomo czy Kim przeczytał do śniadania ten akurat numer „Renmin Ribao”. Ale jeżeli przeczytał (i uwierzył) oznaczałoby to, że hoax być może już niedługo stanie się bronią o zasięgu ogólnoświatowym i celującą w najwyższe szczeble władzy.
Źródło grafiki: pixabay.com
Jest taka strona nie pamiętam teraz adresu, która mówi, że istnieje pandemia i że noszenie maseczki przez osobę zdrową odgania chorobę.