Pierwszy numer Relaksu ukazał się w 1976 r. W zeszycie znalazło się coś, co rzuciło na kolana nawet tych, którzy z historyjkami obrazkowymi mieli już wcześniej do czynienia.
Wśród mniej lub bardziej banalnych pasków znalazło się opowiadanie zatytułowane „Spotkanie” o obcych ukrywających się na Ziemi w ludzkich skórach. Dopiero po latach widać, że klimaty z Funky Kovala zostały, powiedzmy, w pewnym stopniu inspirowane tym dziełem. Wymyślił je zapomniany już dzisiaj Ryszard Siwanowicz, a rysował nie kto inny jak Bogusław Polch.
W „Spotkaniu” istoty bardzo przypominały drolle z Funky Kovala. Wielkie wrażenie robiła też ostatnia klatka, w której nagi mężczyzna leży na łóżku oglądając telewizję, podczas gdy jego naga partnerka zasuwa kotary w oknie. Pod koniec lat 70-tych taka scena w jakimkolwiek dziele opublikowanym w PRL musiała budzić przerażenie swą obscenicznością!
Źródło grafiki: magazyn Relax
Siwanowicz mieszka w USA. Dwa lata temu przyjechał na festiwal komiksu do Łodzi.
A wiadomo co dokładnie działo się potem z Siwanowiczem? Faktycznie jest gość o takim imieniu i nazwisku w USA, nawet data urodzenia circa about by się zgadzała (1950), ale czy to na pewno on?
Nic nie wiadomo. Siwanowicz był współautorem scenariusza „Najdłuższej podróży” (w czasie, do epoki kredowej i dinozaurów) w późniejszych „Relaxach”. Jeden z bohaterów tego komiksu (Rych) to chyba alter ego autora. I tyle wiadomo.
Prawdziwy upadły anioł. Fascynują mnie takie postaci, a infa o nim brak. Pewnie Bogusław Polch by wiedział. Zobaczyłem go po raz pierwszy na oczy sześć miesięcy temu i myślę sobie – o nieźle trzymający się czterdziestolatek. Dopiero potem połapałem się ile on naprawdę ma lat. Świetnie się trzyma. Dwa lata temu było spotkanie z Siwanowiczem w Łodzi! http://komiksfestiwal.com/en/home/program-2011/
A tak w ogóle, to dlaczego Relax upadł?
miałem ten numer dawno, dawno temu w innej galaktyce
Ja się załapałem dopiero na numer z gazikiem spadającym w przepaść. To był pierwszy Relax, który kupiłem w kiosku. Wcześniejsze numery po pewnym czasie uzupełniłem w antykwariacie Atlas, który za komuny był prawdziwą mekką dla miłośników SF/fantasy (można było tam kupić state Fantastyki, a także francuskie PIF-y).
Aaaaa-le mi się otworzyła skrzynka ze wspomnieniami! Kurcze, gdzieś w piwnicy mam jeszcze całkiem spora ich ilość. Może by tak kiedyś sięgnąć po nie i przypomnieć sobie te rewelacyjne komiksy?
A co do upadku „Relaksu” to ja słyszałem, że zawiesili z powodu kłopotów z pozyskaniem papieru (bo w tamtych czasach były przecież nań przydziały), ale czy to prawda, czy tylko plotka, to już nie wiem, bo i nigdy nie sprawdzałem. Podaję jednak jako temat do sprawdzenia.
No właśnie ja teraz odświeżyłem sobie te komiksy po ładnych 25 latach. I co? Kurka, większość to szajs, panie. Nie da się tego czytać. Pozostają nieliczne perełki – oczywiście Thorgal, Spotkanie, Najdłuższa podróż, Kajko i kokosz, ufole z Emilcina, niesamowity dwuodcinkowy komiks o zamachu na Heydricha, może jeszcze kilka rzeczy. Ogólnie nie radzę psuć pięknych wspomnień
Kurcze, to trochę nie teges. Ja już kiedyś raz się tak nadziałem, kiedy sięgnąłem po kilka książek z mojego dzieciństwa/młodości (np. przełomowa wręcz dla mnie „Cieplarnia” Aldissa po latach okazała się dramatycznie głupim gniotem – no, może przesadzam, ale rozczarowanie przeżyłem potężne). Naprawdę jest aż tak źle? Bo w głowie mam to zupełnie inaczej!
Piotr – gdyby odsączyć nostalgię, to jest IMO nędza. Ale z nostalgią daje radę, to znaczy przyjemnie się przegląda, bo wyłapujesz pojedyncze wspomnienia z dzieciństwa. Na przykład przez te ćwierć wieku nie mogłem sobie przypomnieć w jakim to komiksie bohaterowie kryli się w klasztorze Cyryla i Metodego, skąd ich potem próbowali wykurzyć Niemcy. Tak samo z przyjemnością odświeżyłem sobie zapamiętaną gdzieś głęboko w mózgu klatkę, w której gościu atakuje dinozaura… palmą!
Mnie wtedy zachwycał komiks „Vahanara”. Ciekawe czy dzisiaj wypada tak samo dobrze? Hehe, potem mój klub SFiF (bydgoski Maskon) wydał ten tytuł jako książkę (bo to w ogóle powieść jest), a że środkami podziemnymi, to się esbecja doczepiła i jednego z naszych kolegów nawet aresztowano. Takie to były czasy i takie wariactwa, że nawet za fantastykę można było iść do ciupy. wspomnienia, wspomnienia…
Tak, Vahanara to jeden z tych „może jeszcze kilka rzeczy” Robił wrażenie, zapamiętałem zwłaszcza scenę w której koleś walił z lasera w Vahanarę (?), a ten spokojnie powiadał, że nic mu to nie zaszkodzi. Tyle że za cholerę nie kapowałem o co w tym komiksie chodzi. Właśnie doczytałem, że współtwórca Relaksu Adam Kołodziejczyk nie żyje. Pisał o tym Konrad Wagrowski: gdy cytował Christę: „To był naczelny KAW-u. Mój dobry przyjaciel. Morze wódki wypiliśmy. Już nie żyje. Pewnego razu spytał, czy nie może się podpisać pod komiksem. Chciał być autorem, literatem. To jest jednak mój scenariusz. Niech mu ziemia lekką będzie”.
Komputer się zbuntował, przejmował kontrolę nad załogami statków kosmicznych i wysyłał je z powrotem na Ziemię, by robiły tam bałagan. Załogi były nietykalne – choć właściwie nie wiadomo dlaczego. Rzecz jest adaptacją opowiadania (albo powieści), ale pierwowzoru nigdy nie czytałem.
A pamiętacie skąd braliście Relaksy? Z kiosków? Z giełd, antykwariatów? Ja te kilka numerów, jakie nabyłem na samym początku lat 80. miałem z instytucji zwanej „teczka kioskowa”. W zaprzyjaźnionym kiosku odkładali mi m.in. Świat młodych, iS-y oraz właśnie Relax.
Miałem na własność tylko 5 numerów (zaczytałem je na śmierć) – chyba z kiosków. Kolejne 10-15 numerów czytałem chyba w bibliotece jakiegoś ośrodka wczasowego, albo skądś pożyczane. „Vahanara”, „Najdłuższa podróż” i „Wywiadowca XX wieku” były wydane w latach 80. w takich małych żółtych książeczkach. A kilka lat temu kupiłem komplet na Allegro.