W biznesie trzeba bardzo uważać co, jak i kiedy się mówi, inaczej słono można za to zapłacić. Historia zna przynajmniej trzy spektakularne przykłady słownych katastrof.
Efekt Osbourne’a – wydawało się że założyciel i prezes Osbourne Computer Corporation, Adam Osbourne jest w czepku urodzony, jego komputer osobisty Osbourne 1 sprzedawał się świetnie, kiedy ogłosił światu że planuje modele nowej generacji, które nie tylko będą tańsze, ale również dysponowały większą mocą obliczeniową. Problem w tym, że wspomniane kolejne modele nie były gotowe , a dilerzy w oczekiwaniu na nowości skasowali wszystkie zamówienia na Osbourne 1. Nie pomogły nawet drastyczne obniżki cen bieżącego modelu i firma zbankrutowała.
Efekt Ratnera – Gerald Ratner był prezesem dużej brytyjskiej firmy jubilerskiej Ratners Group, z wyrobami uważanymi za niezbyt wysokich lotów, niemniej bardzo popularnymi. Ratner na jednym z publicznych wystąpień pozwolił sobie na niewybredne żarciki typu „Pytacie jak mogę tyle sprzedawać po tak niskich cenach? Odpowiadam, bo to po prostu jest zwykłe gie” lub „kolczyki są tańsze od kanapki z krewetką, ale pewnie nie są aż tak trwałe”. Po przemówieniu wartość firmy w krótkim czasie spadła o 500 milionów funtów, była bliska upadłości, dopiero zwolnienie prezesa i zmiana nazwy pozwoliła jej wyjść na prostą.
Efekt Elopa – tu mamy do czynienia z kombinacją Osbourne’a oraz Ratnera. Stephen Elop został zatrudniony jako pierwszy nie fiński prezes Nokia z amerykańskiego Microsoftu. Nokia była przez 14 lat niekwestionowanym liderem rynku, natomiast wraz z wejściem iPhone oraz Androida zaczęła mieć kłopoty i Elop miał ją z tych kłopotów wyciągnąć. Wkrótce po zatrudnieniu zrobił dwa brzemienne w skutkach ruchy. Po pierwsze wysłał sławną notatkę o płonącej platformie do wszystkich pracowników, powielonej we wszystkich mediach, w której dezawuował innowacyjność firmy (Ratner). Następnie ogłosił że firma przestawia się na platformę Windows Phone, mimo że pierwsze produkty z tym nowym system miały być dostępne dopiero za rok (Osbourne). Rezultatem było m.in. załamanie sprzedaży, masowe zwolnienia oraz utrata 85% wartości firmy, po której Elop sprzedał dział smartfonów Nokia swojemu byłemu pracodawcy i ponownie do niego wrócił jako wiceprezes Microsoft.
Źródło grafiki: pixabay.com
Efekt elopa jest najbardziej przerażający. Zabrać firmie 90% wartości to trzeba umieć 🙂
Nokia sprzedana za bezcen, to można pokazywać nową Lumię 1520.
Efekt Elopa, czyli Efekt Osborne’a połączony z Efektem Ratnera. W wyniku tej sytuacji Nokię natychmiast spotkał bojkot ze strony operatorów i sprzedawców, a dalsze straty zostały pogłębione przez kolejny Efekt Osborne’a wywołany przez Elopa oraz jeszcze jeden, tym razem zapoczątkowany przez Ballmera. Na koniec do wszystkich wymienionych powyżej nieszczęść doszedł zakup programu Skype przez Microsoft, co spowodowało dodatkowy bojkot produktów giganta z Redmond.
Smartfony są wynalazkiem Nokii, nic więc dziwnego, iż firma początkowo niepodzielnie rządziła na tym rynku, posiadając na nim 100% udziałów. Można było się spodziewać, iż fiński koncern zauważy spadek udziałów w rynku, gdy stopniowo, z upływem czasu na horyzoncie zaczną pojawiać się nowi konkurenci, jak ma to miejsce w przypadku każdej nowej sfery gospodarki. Patrząc z perspektywy wcześniejszych danych statystycznych, spadek udziałów Nokii w rynku powinien wynosić średnio od 4% do 5% rocznie. Zgadnijcie, jak wyglądała ta wartość w 2010 roku? Dokładnie tak, jak można się było spodziewać, w 2010 roku udziały w rynku Nokii spadły z 39% do 35%, a więc mówimy tu o utracie czterech punktów procentowych. (Tak się złożyło, iż w tym okresie wyszło również na jaw pewne krętactwo – ówczesny prezes Nokii został przyłapany na zawyżaniu udziałów w rynku za pomocą ustalania nierealnych cen oferowanych produktów, co w znacznym stopniu obniżało zyski. Takie działania nie utrzymały się zbyt długo, były również jedną z przyczyn, dla których ów dyrektor został zwolniony ze stanowiska latem 2010 roku.) Wyraźnie widać więc, iż tempo tracenia rynku było w przypadku Nokii tak niewielkie, że nie zapewniłoby jej nawet miejsca w pierwszej dziesiątce, nie mówiąc już o pierwszej siódemce największych upadków, jakie miały miejsce na rynku urządzeń mobilnych.