Obcy skolonizowali świat, otaczając gigantycznym murem największe miasta. Porządku pilnuje armia rekrutowana wśród ludzi, znienawidzone czerwone hełmy.
Z miasta nie można wyjechać, ani do niego wjechać, chyba że za okazaniem specjalnej przepustku, przyznawanej nielicznym. Nie za bardzo jest też czym jeździć, ponieważ okupant zakazał korzystania z pojazdów mechanicznych. Tylko siły zbrojne w charakterystycznych hełmach i mundurach z czerwonymi aplikacjami patrolują ulice pojazdami opancerzonymi oraz kolaboracyjna elita. Zwykli mieszkańcy poruszają się pieszo lub rowerami. W samym mieście widać jeszcze zniszone budynki, pozostałości po najeździe obcych. Życie niby toczy się normalnie, ale w każdej chwili umundurowane i uzbrojone zbiry mogą dokonać rewizji osobistej lub wywieźć na przesłuchanie. Za najmniejsze przewinienia wobec nowej zwierzchności grozi zsyłka do Fabryki, obozu niewolniczej pracy, więzienia w więzieniu.
W takich realich przyszło żyć rodzinie Willa Bowmana (Josh Holloway). Will w przeszłości służył w wojsku, a potem w FBI, gdzie ścigał uciekinierów, największych przestępców. W nowej rzeczywistości taką przeszłość trzeba ukrywać, koledzy którzy tego nie zrobili po prostu zniknęli. Po nieudanej próbie przemycenia się za mur w celu znalezienia syna, który został po drugiej stronie, Will zostaje postawiony w sytuacji bez wyjścia. Ma przystąpić do kolaborantów, w innym wypadku zabiją żonę oraz jego samego. Zadaniem Willa będzie od tej pory rozpracowywanie ruchu oporu oraz znalezienie jej przywódcy. Nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że w konspiracyjnym ruchu oporu aktywnie działa jego własna żona, Katie (Sarah Wayne Callies).
Zacznijmy od tego, że pomysł w serialu „Colony” nie jest ani oryginalny, ani nowy. Obcy wielokrotnie podbijali Amerykę w filmach i telewizji. Tutaj ciekawość podsyca fakt, że samych agresorów nie widzimy, zarządzają kolonią wyręczając się ludźmi. Co jakiś czas urządzany jest pokaz siły, kiedy to statek obcych odpala fajerwerki, ale widzimy to z oddali. Jak wyglądają prawdziwi kolonizatorzy nie wie nikt. Z kolei realia okupacji są kalkowane z II Wojny Światowej – łapanki, rewizje, godzina policyjna, mundury, propaganda. Do tego stopnia, że w kraju, gdzie niemiecka okupacja miała faktycznie miejsce, serialowe ukazywanie tej problematyki wydaje się trochę śmieszne, trochę niesmaczne. Pilot był bardzo efektowny, zobaczyliśmy Los Angeles częściowo w ruinie, z wysokim jak drapacze chmur litym murem, lewitujące policyjne drony, zapewne udostępnione przez obcych. Jednak już w drugim odcinku tej otoczki SF już nie uświadczymy, tak jakby wszystkie pieniądze na efekty specjalne zostały już wydane. Są małe smaczki w tle w rodzaju plakatów na murach z karykaturą namiestnika, ale brakuje silniejszego osadzenia realiów tego wymyślonego świata poprzez różne detale. Podobnie Holloway, ma wygląd sympatycznego twardziela z szelmowskim uśmiechem, ale póki co nie bardzo potrafi wejść w rolę faceta zmuszonego do kolaboracji, pokazać konflikt lojalności wobec przyjaciół i rodziny, uprawdopodobnić swoje nieciekawe położenie.
Źródło grafiki: usatoday.com